szczeciński grudzień 70 Paweł Szulc Polskie Radio Szczecin w Grudniu 70 i Styczniu 71 To miał być piękny i uroczysty jubileusz, do którego szczecińska rozgłośnia przygotowywała się od dłuższego czasu. W grudniu 1970 r. przypadało 25-lecie Polskiego Radia Szczecin. Rocznicę tę planowano celebrować w szczególny sposób. Ogłoszono ogólnopolski konkurs na reportaż literacki, w którym wybitni radiowcy mieli ukazać pozycję Szczecina w kraju. 18 grudnia 1970 r. na ogólnopolskiej antenie Programu III Polskiego Radia przygotowywano Dzień Szczecina, w czasie którego w ciągu 18 godzin planowano nadać ponad pięćdziesiąt szczecińskich audycji. Jubileuszowy koncert w szczecińskiej filharmonii miał być retransmitowany na cały kraj zarówno w radiu, jak i telewizji. Koncert miał być przede wszystkim przedstawieniem muzycznego dorobku Szczecina, choć planowano wykonać dwa utwory skomponowane dla radia specjalnie na tę okazję. Jubileusz miał być też okazją do zaprezentowania kolejnego, poważnego kroku w technice radiowej. Dokładano wszelkich starań, by w grudniu 1970 r. Szczecin, po Warszawie i Wrocławiu, stał się kolejnym ośrodkiem nadającym program stereofoniczny. Jak się okazało, wszystkie te plany zostały zweryfikowane sytuacją, jaka zaistniała w kraju. Wprowadzenie podwyżek cen artykułów spożywczych przed świętami i w konsekwencji robotnicza rewolta na Wybrzeżu, która ogarnęła również i stolicę Pomorza Zachodniego, całkowicie pokrzyżowały plany kierownictwa rozgłośni. O rozwijających się od 14 grudnia w Trójmieście dramatycznych wydarzeniach, szczecińskie środki masowego przekazu, trzymając się charakterystycznej dla peerelowskiej propagandy linii, zgodnie milczały. Dopiero 17 grudnia w lokalnej prasie pojawiły się pierwsze, poprzedzone informacją Polskiej Agencji Prasowej, przedruki komentarza z Trybuny Ludu o zajściach w Gdańsku wywołanych przez elementy awanturnicze. Polskie Radio Szczecin na wydarzenia w Gdańsku i Gdyni nie reagowało. Pierwsze radiowe materiały dotyczące Grudnia 70 odnoszą się już do wydarzeń szczecińskich. 17 grudnia 1970 r., o godzinie 17.00, kiedy Komitet Wojewódzki PZPR już płonął, a pod komendą milicji leżeli pierwsi zabici, na antenie odczytano pierwszy komunikat Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej (PWRN) w Szczecinie nawołujący do zachowania spokoju, informujący zarazem o wprowadzeniu w mieście godziny milicyjnej. Następny apel, tym razem podpisany razem przez KW PZPR, PWRN i Wojewódzką Komisję Związków Zawodowych odczytano dopiero późnym wieczorem. Komunikat ten adresowany do robotników Szczecina awangardy Polskiego Narodu, mówił już o sianiu zamętu i dezorganizowaniu życia miasta, winą jednak 51
Demonstracja przed gmachem KW PZPR. Pl. Żołnierza Polskiego przed przybyciem oddziałów wojska. Ze zbiorów AIPN Szczecin. obarczał nie robotników, stoczniowców, ale bliżej nieokreślonych wichrzycieli. Tak długa przerwa może wynikać z tego, że po spaleniu gmachu KW PZPR, łączność i komunikacja z mocodawcami partyjnymi została utrudniona, a kierownictwo rozgłośni nie chciało w tak newralgicznym momencie podejmować samodzielnie żadnych odpowiedzialnych decyzji dotyczących programu radiowego. Władze wiedząc już, że tego dnia zginęło na ulicach Szczecina kilkanaście osób, jeszcze przed północą przekazały do rozgłośni kolejne komunikaty nawołujące do zachowania spokoju. 18 grudnia na antenie Polskiego Radia Szczecin wystąpił Przewodniczący PWRN Marian Łempicki. Był on jedyną osobą publiczną z władz lokalnych, która w mediach imiennie odniosła się do szczecińskiej rewolty. Jak się później okazało inaczej wyglądało jego wystąpienie w radiu, a inaczej zostało przedrukowane w prasie. Przemawiał do mieszkańców, robotników Szczecina, którym los miasta miał być nieobojętny. Sprawców zajść określał mianem band młokosów, którzy mieli palić miasto, którego nie odbudowywali. Zadając pytanie, kto osiągnie zyski z zaistniałej sytuacji, natychmiast sam na nie odpowiadał wyjaśniając, że wrogowie ci z zagranicy i ci z kraju, których cieszą społeczne i polityczne straty. Wyjaśniał, że władza chce rozmawiać z robotnikami, ale nie z wichrzycielami porządku i bandami młokosów. W przemówieniu składał też podziękowania robotnikom, którzy w ciężkiej dla miasta chwili zachowali się godnie, pamiętając o swoich społecznych i zawodowych obowiązkach. W przemówieniu tym, na swój sposób charakterystycznym w swojej wymowie, jeden fragment bez wątpienia musiał wówczas zwrócić uwagę słuchacza. Łempicki zapowiedział mianowicie pomoc władz dla rodzin wszystkich zabitych i rannych. Zrobił to w taki sposób, że nie wynikało z tego komunikatu, kim były ofiary, ani kto ponosił odpowiedzialność za ich śmierć. Zaraz po tej informacji Łempicki podziękował szczególnie studentom, którzy zdecydowali się oddać krew najciężej rannym w zamieszkach. Szczecińskie gazety zareagowały inaczej. Powtarzały informacje o wichrzycielach, prowokatorach i wrogach Polski, o tendencjach anarchii i dezorganizacji życia, o poważnych naruszeniach porządku publicznego, jednak ani słowem nie wspomniały o zabitych. Tylko w Głosie Szczecińskim w komentarzu redakcyjnym pojawiły się słowa mówiące o tym, że polała się krew, i że wielu ludzi odniosło poważne obrażenia i rany. Refleksję wzbudza waga słów wypowiedzianych 52
Płonący gmach KW PZPR stał się jedną z ikon tamtych dni. Fot. Zbigniew Wróblewski. na radiowej antenie i fakt, że nastąpiło to właśnie w radiu, a nie w prasie. Radio, co charakterystyczne, było i jest co prawda bardziej ulotnym medium, jednak radia słuchali nie tylko szczecinianie, co więcej Polskiego Radia Szczecin słuchano nie tylko w Polsce. O ile rzeczywiście tysiące ludzi były bezpośrednimi świadkami rewolty grudniowej, wydarzeń pod komitetem wojewódzkim czy komendą milicji, o tyle jednak duża część wiedziała tylko tyle, że coś się w mieście działo, że były rozruchy, że komunikacja nie działała sprawnie i, że na ulicach pojawiły się czołgi i transportery opancerzone. Ludzie mieszkający po za Szczecinem mogli tylko słyszeć od bliskich o tym, co wydarzyło się w mieście, a na pewno taki sposób przekazywania informacji powodował, że wiadomości ulegały niejednokrotnym modyfikacjom, wypaczeniom, a zapewne niekiedy i wyolbrzymieniom. Wszyscy natomiast bez wyjątku słuchając 18 grudnia Polskiego Radia Szczecin otrzymali potwierdzenie oto nie tylko w mieście wydarzyły się zamieszki, ale także byli zabici i ciężko ranni, którym studenci musieli oddać swoją krew. Przemówienie Przewodniczącego PWRN zostało przedrukowane w weekendowych wydaniach Głosu Szczecińskiego i Kuriera Szczecińskiego. Było niemal identyczne, z pewną jednak istotną różnicą. Dopracowano je tak, że w obu wypadkach fragmenty mówiące o niesieniu pomocy rodzinom zabitych i rannych zostały usunięte. Na łamach prasy lokalnej, uważny czytelnik, chcący potwierdzić zasłyszane w radiu informacje, w wydrukowanym przemówieniu Łempickiego ich nie znalazł. 19 grudnia 1970 r., podkreślano na antenie, że choć w dalszym ciągu wiele zakładów nie pracowało normalnie, to w mieście panował już spokój. W komentarzu redakcyjnym Ryszard Bogunowicz chwalił pracowników energetyki i zakładów komunalnych miasta, którzy pracować mieli bez przerwy, dzięki czemu organizm miejski funkcjonować mógł normalnie. Sklepy spożywcze miały zostać w pełni zaopatrzone, jednak według komentatora należało pamiętać, że praca handlu została zakłócona przez zdemolowanie wielu sklepów przez męty społeczne. Wówczas też ze szczególną siłą zaczęto podkreślać przekaz jednego z transparentów wiszących na ogrodzeniu stoczni, głoszącego hasło: Strajk ma podłoże ekonomiczne, a nie polityczne. Dziennikarze radiowi postanowili nie zauważać treści innych transparentów przygotowanych przez stoczniowców. Nic dziwnego, przecież nagłaśnianie w mediach apeli o niestrzelaniu do robotników czy ukaraniu winnych masakry, nie mogło być po myśli dla władzy. 53
Wobec blokady informacyjnej strajkujący komunikowali się ze społeczeństwem malując hasła na autobusach i tramwajach. Fot. Marek Czasnojć. 20 grudnia doszło do poważnego napięcia między komitetem strajkowym a władzami partyjnymi, pośrodku którego znalazło się Polskie Radio Szczecin. Na polecenie sekretarza propagandy KW PZPR Henryka Hubera, Romuald Gomerski, będący wówczas instruktorem w Wydziale Propagandy KW, przekazał do rozgłośni komunikat o pozytywnym wyniku rozmów strajkujących z władzami i zakończeniu trwającego od trzech dni strajku. Komunikat został odczytany na antenie dwukrotnie, po czym do rozgłośni zadzwonił Tadeusz Sokołowski przedstawiciel komitetu strajkowego, oburzony jego treścią, zarzucając kierownictwu radia, że w komunikacie znajdują się nieprecyzyjne informacje. Służba Bezpieczeństwa w swoim dochodzeniu wskazywała, że powodem niezadowolenia i gniewu robotników był fakt nie nieścisłości w treści, a zbyt wczesnego upublicznienia porozumienia. Nastąpiło to jeszcze zanim przedstawiciele poszczególnych strajkujących zakładów zdołali przekazać informacje o wyniku rozmów z władzami swoim załogom. Niezależnie od tego, jaki był rzeczywisty powód, dyrekcja radia starała się odpierać wszelkie zarzuty, potwierdzając zgodność wyemitowanego komunikatu z oryginałem, a całą odpowiedzialność za emisję przenosząc na decydentów z KW PZPR. O tym jak bardzo napięta musiała być wówczas sytuacja na linii KW PZPR Polskie Radio Szczecin, jak bardzo władze obawiały się powtórki wydarzeń z 17 grudnia i jaką siłą był wówczas komitet strajkowy świadczą nigdy nie wyemitowane nagrania rozmów telefonicznych między rozgłośnią a pracownikami KW PZPR. Nagrań tych dokonywał na własne potrzeby ówczesny redaktor naczelny rozgłośni, Zbigniew Puchalski, chcący mieć dowód, że nie on osobiście podejmował tak ważne decyzje antenowe, a mocodawcy partyjni. Nagrania prezentują nerwową wymianę zdań, przepełnioną obawą o możliwość ponownego wyjścia robotników na ulice. Rysują obraz sparaliżowanego strachem KW PZPR, który bał się podejmować jakiekolwiek decyzje i wziąć na siebie odpowiedzialność. W późniejszych ocenach wydarzeń winą za przedwczesne wydanie polecenia o emisji komunikatu obarczono Henryka Hubera. Po odczytaniu komunikatu na antenie, delegacja stoczniowców udała się do rozgłośni z żądaniem odwołania go i nadania sprostowania. Jak wspominają radiowcy, widok robotników uzbrojonych w szerokie kable przypominające solidne milicyjne pałki, budził respekt. Aby nie prowokować niepotrzebnych sytuacji i nie rozgniewać stoczniowej delegacji, ukryto wówczas w piwnicy 54
Ludowe Wojsko Polskie blokuje dostęp do wypalonego gmachu PZPR. Fot. Janusz Piszczatowski. pluton żołnierzy, który od 17 grudnia stacjonował w rozgłośni, aby ochraniać ten strategiczny w mieście obiekt. Ostatecznie, po bezpośrednich konsultacjach z prezesem Radiokomitetu Włodzimierzem Sokorskim, po półtorej godzinie komunikat na antenie odwołano, tłumacząc, że informatorzy wprowadzili dziennikarzy w błąd, a oni podali go w dobrej wierze. Radio Wolna Europa (RWE), bacznie śledzące wydarzenia na Wybrzeżu, starało się przekazywać informacje także i ze Szczecina. Przez kilka dni po 17 grudnia, jedynym źródłem informacji dla RWE było właśnie Polskie Radio Szczecin, a także relacje przekazane przez dziennikarza szwedzkiego, który przebywał w Szczecinie, ale 17 grudnia wyjechał z miasta. Jego informacje były jednak mało spójne, a niekiedy zupełnie wyssane z palca. RWE powtarzało za nim zupełnie nieprawdziwą informację, jakoby przed gmachem KW PZPR czołg rozjechał matkę z dzieckiem. Tak ograniczone źródła pozwalały jedynie na powtarzanie za szczecińską rozgłośnią wygłaszanych na jej antenie komunikatów. Niektóre z nich nagrywane były przez pracowników RWE i reemitowane. W pierwszych gorących podsumowaniach, 21 grudnia na posiedzeniu Plenum KW PZPR, I sekretarz Antoni Walaszek, źle oceniał rolę mediów uznając, że nie tylko nie pomogły one w opanowaniu sytuacji, ale wręcz miały ją pogorszyć. Groził palcem Kurierowi Szczecińskiemu i Telewizji Polskiej, zapowiadając w niedalekiej przyszłości wyciągnięcie konsekwencji wobec winnych. O niemożności odnalezienia się w trudnej politycznie sytuacji świadczy fakt, że już dzień później, na spotkaniu z kierownictwem redakcji, a także przedstawicielami organizacji partyjnych w mediach, Walaszek całkowicie odmiennie oceniał rolę dziennikarzy, twierdząc m.in., że nie dali się sprowokować ulicy. Takie zachowania decydentów partyjnych powodowały, że dziennikarze, z wyjątkiem Głosu Szczecińskiego, który w pełni podporządkował się linii partyjnej, na przełomie grudnia i stycznia, bardzo źle oceniali kierownictwo KW PZPR. Konflikt na linii media partia pogłębiło wybranie dotychczasowego redaktora naczelnego Głosu Szczecińskiego, Wiesława Rogowskiego, na sekretarza propagandy KW PZPR. Strajk grudniowy został bez żadnych osiągnięć zakończony, minęły smutne na Wybrzeżu Święta Bożego Narodzenia, z nowymi nadziejami jednak spokojniej niż zwykle witano 1971 rok. W środowisku dziennikarskim panowało przekonanie, że ciężko będzie odzyskać utracone w grudniu 1970 r. 55
W miejscu starć przed kilka dni unosiły się opary gazu łzawiącego. Żołnierze pomiędzy gmachem KW PZPR a KW MO. Fot. Lechosław Trzęsowski. zaufanie. Problem pogłębiła sprawa masówki na Wydziale W-4 (Rurowni) Stoczni Szczecińskiej im. A. Warskiego. 19 stycznia 1971 r., prawdopodobnie z inicjatywy sekretarza organizacyjnego KW PZPR Jerzego Ostrzyżka, w Rurowni zorganizowano zebranie kilkudziesięciu pracowników, którzy podjęli zobowiązania produkcyjne popierające nowe władze partyjne. 20 stycznia 1971 r. w porannym wydaniu Głosu Szczecińskiego na pierwszej stronie ukazało się zdjęcie robotników Rurowni, a wielki tytuł głosił, że załoga tego wydziału czynem popiera nowe kierownictwo partii. Tego samego dnia po południu przekaz wzmocniono artykułem w Kurierze Szczecińskim. Z raportów SB wynika, że i dziennikarze Polskiego Radia Szczecin byli obecni podczas masówki w stoczni, jednak zapis antenowy z tego dnia nie zachował się. Relacja prasowa została sporządzona w taki sposób, że sugerowała, jakby to cała bez wyjątku załoga wydziału podjęła zobowiązania produkcyjne, co było nieprawdą. Spotkało się to z negatywną reakcją nie tylko pozostałej części Rurowni, ale także i innych stoczniowych wydziałów. Stan ten wykorzystali przywódcy strajkowi, którym tydzień wcześniej nie powiodło się wywołanie kolejnego strajku. Tym razem medialne przekazy wystarczyły, by zmobilizować załogę do protestu. Po rozpoczęciu strajku 22 stycznia, natychmiast zażądano ogłoszenia w prasie, radiu i telewizji sprostowania wyjaśniającego, że zobowiązanie podjęła tylko grupa pracowników, którzy nie mogli być utożsamiani z całym Wdziałem W-4. Ani tego dnia, ani w trakcie trwania strajku takie sprostowania nie ukazały się jednak, a nastąpiło to dopiero tydzień później. Przyjazd I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, Piotra Jaroszewicza i Wojciecha Jaruzelskiego, historyczne spotkanie ze strajkującymi w świetlicy stoczniowej, obszernie relacjonowane przez szczecińskie media, w tym radio, uspokoiły napiętą w mieście sytuację. Nagrania radiowe ze stycznia 1971 r. ze stoczni nie zachowały się. Dysponujemy dziś jedynie nagraniem Joanny Foltyn z pierwszej połowy lutego 1971 r., czyli z perspektywy kilku tygodni od spotkania robotników z I sekretarzem KC PZPR, w którym stoczniowcy wspominają wyjątkowe dla nich wydarzenie. Uczestnictwo w styczniowym spotkaniu określano mianem zaszczytu i szczęścia. Podkreślano, że wydarzenie to odbudowało ich zaufanie stracone wobec poprzedniej władzy. W jednej z wypowiedzi dało się nawet odczuć zażenowanie, że Gierek musiał się spotkać z robotnikami w atmosferze podniecenia, że lepiej byłoby spotkać się 56
Strajkujący przed bramą stoczni im. A.Warskiego. Na wielu zdjęciach widnieją znaczki nad uwiecznionymi postaciami. Miały posłużyć do dalszej pracy operacyjnej. Fot. AIPN. na stopie koleżeńskiej, swobodnej, nie wynikającej z konieczności przyjazdu. Po obradującym na początku lutego 1971 r. VIII Plenum KC PZPR, nowe kierownictwo partii, wyciągając wnioski z doświadczeń Grudnia 70, przygotowało wytyczne, mówiące o tym, jak media powinny działać w nowej rzeczywistości. W wypadku omawiania wydarzeń sprzed blisko dwóch miesięcy, zalecano uwypuklenie pełnej umiaru postawy lokalnych i centralnych władz kierujących siłami milicji i wojska, dzięki czemu zapobieżono ciężkim stratom oraz uniknięto masowego rozlewu krwi. Proponowano ukazywanie szerokiego tła robotniczego protestu, którego źródłem było głębokie niezadowolenie z polityki gospodarczej i socjalnej partii i rządu. Zachęcano do mówienia o nastawieniu poprzedniego kierownictwa do stosowania przemocy, jako jedynym argumencie na wystąpienia robotnicze, przy jednoczesnym zdyscyplinowaniu postaw ogromnej większości członków partii oraz załóg robotniczych, co umożliwiło dokonanie zmiany ekipy rządzącej. Rozgłośnia szczecińska nie miała okazji zastosować się do tych wytycznych, bowiem temat Grudnia 70 powrócił na jej antenę dopiero dziesięć lat później, w zupełnie innej rzeczywistości politycznej w kraju. Edward Gierek i przywódca styczniowego strajku Edmund Bałuka. Fot. Maciej Jasiecki. 57