Elvira Lindo Przełożyła Anna Trznadel-Szczepanek Ilustrował Julian Bohdanowicz n a s z a k s i e g a r n i a
Tytuł oryginału hiszpańskiego: Mejor Manolo Elvira Lindo; Spoon River 2012 Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2014 Projekt okładki Maciej Szymanowicz, www.maszynowicz.com Ilustracja na okładce Julian Bohdanowicz
Mojemu tacie, pierwszemu Mateuszowi, jakiego poznałam.
(...) No więc mama przez całe tamto Boże Narodzenie szeptała po kątach z panią Lusią i z tatą, ciągle supertajemnicza, a ja byłem trochę obrażony, bo jak ludzie zaczynają do siebie mówić na ucho, żebym nie słyszał, to fatalnie się z tym czuję, nawet jeśli to jest moja rodzina. Ale w końcu pewnego historycznego dnia, w przeddzień Trzech Króli, mama poprosiła dziadka, żeby poszedł z Głupkiem na paradę w Carabanchel, więc już wkładałem kurtkę, żeby iść razem z nimi, a tu mama: Nie, Mateuszku, zostań chwilę ze mną, potem do nich dołączymy. Już otwierałem usta, żeby zaprotestować. Wiesz, Bogiem a prawdą, jak mawia mój ojciec chrzestny, pan Barnaba, ja zawsze mam otwarte usta, ponieważ okulary zjeżdżają mi do połowy nosa, więc nie oddycham jak należy i muszę cały czas mieć otwarte usta, żeby nie umrzeć z braku powietrza. No tak, ale wtedy otworzyłem usta, by powiedzieć mamie, że też chcę zobaczyć paradę od (samiutkiego) początku, a mama do mnie mrugnęła, patrząc na Głupka. Bogiem a prawdą, zżerała mnie ciekawość. Głupek i dziadek nieprędko wyszli, bo Głupek nie mógł znaleźć swojego uświnionego smoczka, tego, który miał od urodzenia i który mama co chwila wygotowywała, ponieważ wpadał mu do sedesu albo do kubła na śmieci, albo lądował na ulicy, ale już lepiej było go wygotowywać, niż znosić rozpaczliwe wrzaski Głupka. 26
Poza tym pamiętam, że później szukał także swojej ulubionej Barbie serce, bo uparł się, że weźmie ją na barana i pokaże jej paradę; w tamtych czasach Głupek był dzieckiem, które wierzyło, że lalki należą do rodzaju ludzkiego i mają uczucia. Na dodatek mama przez pół godziny go opatulała. Aż się dziwię, że obaj przeżyliśmy te jej opatulanki, ponieważ okręcała nas szczelnie szalikiem aż po oczy, jakby to był krępulec. Nieraz widziałem, że Głupek robił się od tego czerwony, bo do jego mózgu nie docierał tlen. Mama tak mocno wiązała mu szalik, że smarki Głupka spływały na ten szalik i zasychały na nim jak klej. Zdarzało się, i niech tu przed wami padnę trupem, jeśli kłamię, że kiedy wieczorem wracaliśmy do domu, Głupek miał szalik przyklejony do brody i trzeba było wykonać straszliwe pociągnięcie. Tak samo robi pani Lusia z woskiem na wąsach, widziałem to. Już nie mogłem wytrzymać z ciekawości. Nawet zacząłem sobie wyrywać prawą brew, co robię, kiedy mi puszczają nerwy. Wreszcie mama dała Głupkowi sto tysięcy całusów, co wyglądało tak, jakby zamiast iść na paradę, jechał na Erasmusa, i dziadek z Głupkiem sobie poszli, a my z mamą zostaliśmy sam na sam. Napięcie sięgnęło szczytu. Mama usiadła na stołku przy barku jakbym ją tam widział i oznajmiła: Prawdopodobnie mamy braciszka. Albo siostrzyczkę. Erasmus program wymiany studentów, którego celem jest rozwijanie międzynarodowej współpracy między uczelniami. 27
A ja, przysięgam ci, zupełnie skamieniałem, tak że mogliby przyjechać do Carabanchel, żeby mnie zbadać, antropologowie z całego świata. Była to ostatnia rzecz, jakiej w życiu oczekiwałem: braciszek. Mama powiedziała, że ona też tego nie oczekiwała i że to była bardzo niespodziewana niespodzianka, że z początku aż ją zamurowało, ale teraz jest pewna, że wszyscy będziemy bardzo szczęśliwi, ponieważ nowo narodzone dziecko przynosi rodzinom wiele radości, nawet jeśli początkowo rodziny za nic w świecie nie chcą tego noworodka, bo ten noworodek jest później taki zabawny, że można umrzeć ze śmiechu, i te same rodziny, które początkowo nie chciały go widzieć na oczy, są nim zachwycone i zaśmiewają się do rozpuku z tego zabawnego noworodka. Stara śpiewka. Mama mi ją sprzedała w ten sam sposób, kiedy Głupek miał przyjść na świat, a ja uwierzyłem, ponieważ wtedy byłem małym dzieckiem i nic nie wiedziałem o życiu, ale teraz miałem duże doświadczenie i nie dałem się nabrać. Tak czy owak, jak już mówiłem, mama nie zamartwiała się o mnie, tylko o swoje oczko w głowie. Obawiała się, jak Głupek to przyjmie, i właściwie chciała, żebym mu powiedział, że posiadanie braciszka lub, w razie jego braku, siostrzyczki jest czymś, czego każde dziecko powinno pragnąć. Mamy są bardzo sprytne. A moja najsprytniejsza ze wszystkich. Chciała, żebym z nią współpracował w największym oszukaństwie w dziejach świata. 28
Czyli że na drugi dzień było Trzech Króli, a na trzeci dzień po Trzech Królach (to jasne), a potem znowu zaczęła się szkoła i życie stało się jednym wielkim nudziarstwem. Przez cały ten czas nic nie mówiliśmy Głupkowi, bo mama twierdziła, że nie znajduje odpowiedniego momentu. Ale którejś soboty oglądaliśmy w telewizji Batmana. Mrocznego rycerza, ulubiony film Głupka, ponieważ to dziecko lubi przemoc w kinie, a potem były reklamy i dali reklamę Iberii z niebem, na którym roiło się od fruwających dzidziusiów wszystkich ras świata. Białych, chińskich, czarnych, indiańskich i z pieprzykami. Wtedy mama hop! i w wiadomym celu pyta Głupka: Nie chciałbyś, kochanie, mieć jednego z tych dzidziusiów? Tak, jednego. Niunio chce jednego. Chcesz, żeby mamusia ci go przyniosła? Chcę Chińczyka. A jeżeli ci przyniosę takiego, który nie będzie Chińczykiem? Patrz, jaki ładny jest ten, który nie jest Chińczykiem, ten bielutki zachwalała mama, wskazując palcem. On też jest bardzo zabawny. Nie, niunio chce fruwającego Chińczyka. Jak to nie będzie Chińczyk, niunio go nie chce. Zamyśliliśmy się wszyscy, bo jak Głupek wbije sobie coś do głowy, to na amen, a poza tym ma pamięć słonia, więc skoro oznajmił, że chce Chińczyka, mogliśmy być pewni, że już w szpitalu urządzi scenę, gdy tylko zoba- 29
czy, że moim rodzicom nie wychodzą chińskie dzieci, bo wychodzą im takie jak my. Pomyślisz, że w mojej rodzinie są sami idioci, ale nikt się nie odważył powiedzieć Głupkowi, że braciszek lub, w razie jego braku, siostrzyczka nie będzie Chińczykiem. Od tamtego historycznego momentu mówiło się o przybyciu Chińczyka, o narodzinach Chińczyka, o tym, jak nazwiemy Chińczyka. Wspomniałem ci na początku, że Głupek jest nieprzewidywalny, bo koleś, zamiast wpaść w typową depresję przedporodową, za każdym razem, kiedy była mowa o Chińczyku, pokładał się ze śmiechu i codziennie po przyjściu ze szkoły py- 30
tał, czy nareszcie przybył Chińczyk. Niecierpliwi się mówiła mama. Mało nie umrze, taką ma ochotę na braciszka. A Głupek ją poprawiał, wyjmując smoczek z buzi i podnosząc go, jak zwykle, kiedy zamierzał oznajmić coś zasadniczego: Niunio ma ochotę na Chińczyka. Ponieważ tak naprawdę Głupek miał dość dziwne wyobrażenie o braciszku. Kiedy pewnego dnia usłyszał, jak mama mówi, że trzeba pomyśleć o urządzeniu pokoju i raz na zawsze kupić nam, Głupkowi i mnie, piętrowe łóżko, wyleciał z domu jak wariat, zanim zdążyliśmy go zatrzymać. Nagle usłyszeliśmy na schodach szczekanie Tiny, suczki pani Lusi. Głupek porwał Tinie jej poduszeczkę i niósł ją na górę, a Tina dreptała za nim, obgryzając mu buty. Ale Głupek nawet nie pisnął, bo on się nigdy nie bał ani ludzi, ani zwierząt. Tu będzie spać Chińczyk zarządził, kładąc poduszeczkę przy barku. Kiedyś przyszła też pani Lusia, ponieważ zapodziała się jej gliniana miseczka na suchą karmę Tiny. Znaleźliśmy ją w tym samym miejscu, za barkiem. Głupkowi się wydawało, że będziemy hodować Chińczyka na podłodze, że żaden fruwający dzidziuś nie odważy się wypędzić go z kołyski w pokoju rodziców i że on sam będzie tam spać, aż mu zaczną wystawać między szczebelkami dwie słynne owłosione nogi, jakby był Guliwerem uwięzionym przez Liliputy. Nie wyobrażał sobie też innego dziecka siedzącego w wysokim krzesełku, w którym on 31
jadł i skąd wydawał rozkazy jak dyktator, ciskając w nas nałożonym na łyżkę grochem, jeżeli ośmieliliśmy się mu sprzeciwić. Głupek wykombinował w swojej rozgorączkowanej wyobraźni, że z Chińczykiem trzeba będzie chodzić do parku, żeby się tam załatwiał jak Tina, i że będziemy prowadzać go na smyczy. Zwinął też Tinie smycz, ponieważ cieszył się z fruwającego Chińczyka przede wszystkim dlatego, że mógłby go wyprowadzać na smyczy i zabierać na spacer do parku Wisielca. Pewnego dnia poszliśmy z mamą do przychodni, żeby zobaczyć, czy słynny Chińczyk w dalszym ciągu grubnie w jej brzuchu, i jedna pani, taka sama jak wszystkie panie siedzące w poczekalni, czyli papla, zapytała Głupka, czy jest zadowolony z tego, że będzie miał nowego braciszka. A Głupek na to, że nie, że nie, że on nie będzie miał braciszka, tylko fruwającego Chińczyka, i że mama go nosi w brzuchu, bo to jest dobry Chińczyk, który nie gryzie, i czasami można poznać, że jest żywy, po tym, że macha ogonem. I Głupek chwycił rękę tej pani, położył ją na brzuchu mamy i zawołał: Teraz Chińczyk macha ogonem! Pani się wystraszyła, szybko odsunęła rękę i popatrzyła na nas dziwnie. A mama nadal się do niej uśmiechała, bo nie wiedziała, jak zareagować. Zwróciłem mamie uwagę, że kiedyś będziemy musieli powiedzieć Głupkowi trochę prawdy o życiu i o tym, co go czeka. Odparła: Na wszystko przyjdzie pora, nie chcę robić 32
zamieszania przed czasem. Więc jej wyjaśniłem, że Głupek w rzeczywistości chce mieć psa. A mama: Nie mąć mi w głowie, Mateuszku, zawsze mi robisz z głowy szybkowar!. Na to ja, że w porządku, że dobrze, ale że ten, kto ostrzega, nie jest zdrajcą. Wtedy dziadek dał mi znak, że już wystarczy, ponieważ on ma teorię, że mamom w ciąży nie należy się sprzeciwiać, szczególnie mojej, bo jej nigdy nie wolno się sprzeciwiać. Później weszliśmy wszyscy do gabinetu, bo mama uznała, że w ten sposób zrozumiemy tajemnice życia. Oglądaliśmy Chińczyka na ekranie, słuchaliśmy bicia jego serca, a potem lekarz pokazał nam zdjęcie, które było dość ciemne. Głupek wskazał jakąś plamę i oznajmił: Tu jest ogon. Lekarz się obruszył, ponieważ chwilę
wcześniej powiedział mamie, że jeszcze nie widać, czy to chłopczyk, czy dziewczynka, a lekarze zawsze chcą wiedzieć więcej niż ktokolwiek inny. No i wyrzucił nas z gabinetu. W poczekalni Głupek szepnął do mnie: Tutaj Chińczyka nie wpuszczą, ale niunio zostanie z Chińczykiem w parku i będzie z nim spacerował. Ten dzieciak zawsze był uparciuchem, jak sobie coś wbije do głowy, nie mów mu, że jest inaczej, bo ci da popalić. Pomyślałem, że w dniu, kiedy urodzi się Chińczyk i Głupek zobaczy, jak ten Chińczyk wygląda, będzie można usłyszeć jego wrzaski nawet w Carabanchel Dolnym. Ale na razie może mama rzeczywiście ma rację i lepiej mu nie mówić brutalnej prawdy, bo znając Głupka, tak jak my go znamy, kto się na to odważy? Ty byś się odważył? Nadszedł dzień narodzin, który nazwiemy dniem FR (Fatalnego Rozwiązania). Jeśli chcesz znać prawdę, w tej sytuacji ja też spodziewałem się czegoś podobnego do pekińczyka, rasy pochodzącej od azjatyckiego giganta, albo jakiegoś centaura, na pół psa, na pół dzidziusia Iberii. Nie, nie straciłem rozumu, ale pomysły Głupka zawsze były wysoce zaraźliwe. Parę razy śnił mi się dzidziuś pekińczyk. Wyobrażałem go sobie jako jednego z fruwających dzidziusiów z reklamy i śniło mi się, że go wyprowadzaliśmy na smyczy do parku Wisielca. Był cudowny, bo unosił się w powietrzu jak olbrzymia kula. Wszyscy nam zazdrościli tej maskotki, którą mama wydała na świat. 34
Wydawnictwo Nasza Księgarnia Sp. z o.o. 02 868 Warszawa, ul. Sarabandy 24c tel.: 22 643 93 89, 22 331 91 49 faks: 22 643 70 28 e mail: naszaksiegarnia@nk.com.pl Dział Handlowy tel. 22 331 91 55, tel./faks: 22 643 64 42 Sprzedaż wysyłkowa tel. 22 641 56 32 e-mail: sklep.wysylkowy@nk.com.pl www.nk.com.pl Książkę wydrukowano na papierze Ecco-Book Cream 70 g/m 2 wol. 2,0. Redaktor prowadzący Anna Garbal Opieka redakcyjna Magdalena Korobkiewicz Korekta Magdalena Szroeder, Przemysław Komenduła, Zofia Kozik Redakcja techniczna, DTP Joanna Piotrowska ISBN 978-83-10-12569-9 PR I N T E D I N P OL A N D Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2014 r. Wydanie pierwsze Druk: Zakład Graficzny COLONEL, Kraków