USA zawładną litewską energetyką? Jan Wyganowski ( Energia Gigawat 10/2011) Wiele ostatnio znaków na litewskim niebie energetycznym wskazuje, że po kilku latach nieudanych prób budowy elektrowni atomowej przy pomocy ościennych państw, zbudują ją Amerykanie. W dodatku, jak przestrzegają litewscy niezależni analitycy, USA przejmą cała kontrolę nad litewskim rynkiem energetycznym. Coraz bardziej prawdopodobny jest scenariusz, że inwestorem strategicznym będą amerykańskie konsorcja (razem lub oddzielnie) General Electric i Westinghouse. Jako, że po fiasku przetargów na wyłonienie inwestora, Litwini są pod ścianą, warunki, jakie zaproponują Amerykanie mogą być surowe. Intensywne rozmowy w sprawach energetycznych prowadził w maju w Waszyngtonie minister energetyki Litwy - Arvydas Sekmokas. Uwolnią energię Algirdas Stumbras, prezes Stowarzyszenia Energetyków Litewskich, uważa, że być może jednym z warunków będzie zobowiązanie rządu do kupowania energii np. po co najmniej 20 30 centów za kilowatogodzinę. - Obecnie więcej, jak połowę niezbędnej dla kraju energii elektrycznej, kupujemy za granicą, głównie z Rosji, po 15-18 centów. Nowa elektrownia w obwodzie kaliningradzkim ma zamiar eksportować prąd po 15,5 centa. Kto zatem kupi nasz prąd? Dla państwa nie pozostanie nic innego, jak stosować ceny dumpingowe, a różnicę pokrywać dotacjami. Tylko skąd rząd weźmie na ten cel pieniądze, skoro mamy dziurę budżetową - przestrzega specjalista. Od 2013 roku we wszystkich krajach nadbałtyckich mają być stopniowo uwalniane ceny energii elektrycznej dla jej odbiorców, z wyjątkiem gospodarstw domowych. Od 2015 roku ma już funkcjonować pierścień energetyczny, obejmujący bałtycki i północny rynek energetyczny (chodzi tu głównie o łącze "NordBalt" ze Szwecją oaz polsko-litewski most energetyczny. Oba mają zostać oddane do użytku w grudniu 2015 r.). Litwa już przygotowuje się do uwolnienia cen energii elektrycznej. Od 2013 roku na wolnym rynku kupować prąd będą musieli wszyscy odbiorcy, poza gospodarstwami domowymi. Już w 2012 obowiązkiem tym objęci zostaną odbiorcy zużywający 30 kw i więcej energii elektrycznej. Obecnie, jak wylicza operator giełdy energetycznej Baltpool, tę drogę wybrało tylko 66 procent przedsiębiorstw. Obie giełdy - litewski Baltpool i skandynawski Nordpool - zgodnie przewidują, że cena energii elektrycznej będzie w regionie spadać już od 2012 roku. Jeżeli przewidywana cena jednego MWh w czwartym kwartale 2011 roku ma wynieść 62,58 euro, to w tym samym okresie 2012 roku ukształtuje się na poziomie 51,5 euro, a kwartał wcześniej wyniesie 54,2 euro.
Trzy w jednym Jest jeszcze i inny aspekt energetyczny: ten, kto będzie miał 51 procent akcji w nowej elektrownię atomowej, ten będzie władał litewską energetyką. Litewski rząd najpierw bowiem powołał do życia państwową spółkę Visagino atominė elektrinė" (Elektrownia Atomowa Wisagine), a potem przekazał jej wszystko, co w energetyce miał. Otrzymała ona 97,5 proc. akcji "Lietuvos energija", właściciela sieci energetycznych, mającej kilka spółek córek, łącz z zagranicą i kupującej obecnie na giełdzie litewską energię elektryczną. Należą do niej też elektrownie wodne w Kruonas i Kownie oraz - od 2010 roku - Lietuvos Elektrinie. To największa obecnie elektrownia gazowo-mazutowa o 1180 MW mocy (1800 MW po rychłej modernizacji) i jest akcyjną spółką skarbu państwa, korzystającą przy modernizacji z bezzwrotnej (170 mln euro) pomocy finansowej UE, pożyczki (71 mln euro) z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, kredytów w rodzimych bankach (ok. 80 mln euro) i własnych funduszy. Do Visagino atominė elektrinė" przekazano też 82,63 proc. innej spółki energetycznej, zarządzającej łączami - LESTO. Jednym słowem, trzy w jednym: nowa atomowa, władająca też największą litewską elektrownią gazową oraz dwiema wodnymi, a do tego mająca sieci energetyczne i łączą z zagranicą. To oznacza całkowitą zależność Litwy od nowego właściciela. Jeszcze do 2010 roku wszystko układało się inaczej. Poszczególne konwencjonalne elektrownie były samodzielne, kto inny władał sieciami energetycznymi, a nowa atomowa miała być wspólną inwestycją Litwy, Estonii, Łotwy i Polski. Litwini chcieli mieć w niej 34 proc, akcji. Później Litwini dawali już inwestorowi strategicznemu 49 proc. akcji. I pewnie m.in. dlatego zrezygnowali z kontraktu Koreańczycy. Potem litewski rząd zaczął tworzyć jeden duży monopol. Przy okazji znalazł trochę wkładu własnego, bo tylko w tym roku LESTO i Lietuvos energija przekazały nowej atomowej 137 mln litów swego zysku. Na Litwie pojawiają się głosy, że za tą nową koncepcją stoi Amerykanin litewskiego pochodzenia - Saulius Adamas Vaina, związany m.in. z firmą konsultacyjną McKinsey. To on miał wymyślić taką koncepcję litewskiego rynku energetycznego, który byłby najkorzystniejszy dla zagranicznych inwestorów, a niekoniecznie dla Litwy. Virgilijus Poderys, dyrektor ekonomiczny spółki "Visagino atominė elektrinė", pociesza, że nadbałtycki biznes może ubiegać się nawet o kontrakty nawet do 30 procent kosztów całej inwestycji. Jest dla niego miejsce m.in. przy dostawach materiałów, pracach inżynierskich, transporcie. Trzeba też będzie przygotować trasy transportowe od portów na plac budowy, a to oznacza potrzebę remontów, modernizacji dróg, kolei, wiaduktów, linii energetycznych. Przy samej budowie elektrowni będzie potrzeba od 2500 do 5000 pracowników, którym trzeba będzie zapewnić warunki do zamieszkania, wyżywienie, usługi na wolny po pracy czas. Wszystko to może napędzić koniunkturę gospodarczą kraju. Potem, niestety, warunki funkcjonowania litewskiego rynku energetycznego będzie dyktował ten, kto będzie miał większość akcji nowej elektrowni atomowej. Elektrownia będzie już raczej służyć tylko na potrzeby wewnętrzne, bo premier mówi o 1700 MW mocy, podczas gdy przed paroma laty planowaną ją na ponad 3000 megawatów. Polska miała otrzymywać z niej 1000-1200 MW.
Amerykański gaz dla Litwy A firmy z USA mogą też wejść w litewski rynek gazu. 11 maja br. minister energetyki, Arvydas Sekmokas oraz generalny dyrektor AB Klaipėdos nafta - Rokas Masiulis, przebywający z oficjalną wizytą w USA, podpisali list intencyjny z prezesem amerykańskiego koncernu Cheniere Energy Inc, Charif Soui, w sprawie ewentualnych dostaw gazu skroplonego z USA do litewskiego terminalu. Rokas Masiulis podkreślał w Waszyngtonie, że obecnie USA rozwijają mocno wydobycie gazu łupkowego, oferując bardzo konkurencyjne ceny. - Oferowane przez Ameryków ceny gazu są o jedną trzecią niższe od płaconych obecnie przez nas Gazpromowi - oświadczył minister po powrocie z USA, dodając jednocześnie, że rozgląda się także za innymi dostawcami. Litwa zainteresowana jest też skorzystaniem z amerykańskich technologii przy budowie swego terminalu LNG w Kłajpedzie. Chenerie, za pośrednictwem swej spółki - córki, Chenerie Energy Partners, zarządza terminalem gazu skroplonego Sabine Pass w Zatoce Meksykańskiej. Z jej inicjatywy, powstał tam projekt wykorzystania terminalu także do skroplenia amerykańskiego gazu łupkowego i jego eksportu. Mają być zainstalowane cztery odpowiednie urządzenia o przepustowości 4 mln m3 każdy. W Ameryce można kupić gaz skroplony po 150 USD za 1000 m3, podczas gdy Litwini płacą Gazpromowi już po 410 USD, a średnia cena w 2011 ma osiągnąć aż 450 USD. Nawet po doliczeniu kosztów transportu (ok.110 USD za 1000 m3), wychodzi sporo taniej. Lietuvos dujos już sprzedaje rosyjski gaz odbiorcom przemysłowym po 992 lity za 1000 m3 (kurs 3,45 lita za 1 USD). Spółka chce też zgody litewskiej komisji ds kontroli energetyki i cen na podwyżkę cen gazu indywidualnym odbiorcom. Od lipca br. zużywający do 500 metrów sześciennych gazu rocznie, mieliby płacić po 2,45 Lt za m3, zaś od 500 do 20 tys. - 1,86 Lt, a zużywający ponad 20 tysięcy m3-1,85 Lt, co oznacza wzrost cen od 20 do 28 procent. W Rosji, po informacji o litewsko-amerykańskich rozmowach, pojawiły się różne komentarze. K. Czerepanow, ekspert banku UBS, na łamach gazeta.ru, mówił, że Rosja była przyzwyczajona, że ma po wsze czasy jedyną rurę, którą przesyła gaz. Teraz Litwa znajduje alternatywę. Natomiast eksperci, m.in. z inwestycyjnej kompanii Rye, Man & Gor Securities (RMG), nie piszą smutnego scenariusza dla rosyjskiego gazu w kontekście możliwej ekspansji w Europie gazu łupkowego. Zwracają uwagę, że co prawda w Ameryce stracono głowę dla gazu łupkowego, ale nie wiadomo, jak się zmieni koniunktura na rynku gazu za trzy lata, szczególnie, że o gazie łupkowym w Europie mówi się od dawna, a obecnie, np. Francuzi, przymierzają się do wprowadzenia zakazu jego wydobycia ze względów ekologicznych. Z tym zawrotem głowy jest jednak coś na rzeczy, bo Amerykanie zaczynają nawet rezygnować z nowych gazociągów przesyłających gaz ziemny. Jak podaje The Financial Times, koncerny BP i ConocoPhillips postanowiły przerwać prace nad budową gazociagu z Alaski do pozostałej części USA. To wynik rozpoczęcia eksploatacji gazu łupkowego.
Projekt Denali, wart 35 mld USD, rozpoczęto realizować w 2008 roku i był uznawany za największe prywatne przesięwzięcie w tym zakresie. Do tej pory wydano zaledwie 165 mln dolarów i wspólnicy uznali, że w kontekście dużych zasobów gazu łupkowego, m.in. w stanach Oklahoma, Pensylwania, Teksas, rynek gazu w USA radykalnie się zmienił. Wcześniej o możliwości uczestniczenia w Denali informował Gazprom. Kontynuwany ma być jednak drugi projekt - Alaska Pipeline Project, w który zaangażowane są władze stanowe USA oraz koncern Exxon. Wykonawcą jest zaś TransCanada. Zdaniem wiceprezydenta tego koncernu Tony ego Palmerio, budowa może rozpocząć się w latach 2016 2017, a eksploatacja ruszyć w 2020 roku. Amerykanie odkryli litewski łupkowy Minister energetyki Litwy będzie też inicjował wydobycie gazu łupkowego na Litwie. W wydobyciu też mogą pomóc Amerykanie. Oni też szacują litewskie zasoby tego gazu na 113 miliardów metrów sześciennych, co pokrywa zapotrzebowanie Litwy na 30-50 lat. Według litewskich geologów, o tym, że na Litwie są spore zasoby gazu łupkowego, mówili oni i pisali już w 2004 roku na podstawie wcześniejszych badań poszukiwania złóż ropy naftowej. Tylko nikt ich wówczas nie słuchał. Złoża gazu łupkowego mogą się znajdować w zachodniopołudniowej części kraju na powierzchni około 4 tys. kilometrów kwadratowych, natomiast na 1 kilometrze kwadratowym powierzchni można wydobyć około 38 mln metrów sześciennych gazu. - Amerykanie przeczytali tekst dr Zdanavičiūtės i dr Jurga Lazauskienės z Litewskiej Służby Geoologicznej, jaki naukowcy opublikowali w litewskiej prasie już w 2004 roku i uprzejmie donieśli o gazie łupkowym naszemu ministrowi. Żal, że gdy my o tym pisaliśmy, sprawa przeszła bez echa, a obecnie wszyscy okrzyknęli tę wiadomość, jako największą nowość - żalił się w litewskich mediach Jonas Satkūnas, dyrektor Służby Geologicznej, dodając, iż cały czas są prowadzone badania, wykorzystując doświadczenia specjalistów z Chevron, Shell, "Conoco". Najwięcej, jego zdaniem, gazu łupkowego jest w okolicach rejonów Klaipėda, Šilutė, Šilalė. Złoża gazu łupkowego mają znajdować się na głębokości 1,5-2 km, podczas gdy w Polsce co najmniej o 2 km głębiej. Łupków może być nawet 11,6 tryliona m3, ale sukcesem, zdaniem litewskich geologów, byłaby możliwość pozyskania choć 10 procent zasobów tego gazu. Łupki mają też i Estończycy. Chcą je wykorzystać do produkcji energii elektrycznej. 14 stycznia br. estońska spółka państwowa Eesti Energia i francuski koncern Alstom podpisały umowę o budowie w Narwie dwóch bloków energetycznych o łącznej mocy 600 MW, opalanych pozyskiwanymi lokalnie łupkami bitumicznymi. Realizacją inwestycji zajmie się spółka Alstom Polska. Zgodnie z kontraktem, Alstom zaprojektuje i wybuduje do końca 2015 roku pierwszy blok nowej elektrowni (moc 300 MW), którego koszt wyniesie 540 mln euro. Decyzja o budowie drugiego bloku ma zostać podjęta w roku 2012.
Przeciąganie gazowej kołdry Premier - Andrius Kubilius zapewnia, że Litwa rozpocznie budowę swego terminalu gazu skroplonego jeszcze w 2011 roku i zakończy roku w 2014. Obecnie mówi się, iż przepustowość terminalu ma wynieść na początku tylko 1,5 do 2 mld m3 gazu rocznie. Litwa zużywa nieco ponad 3 mld m3 gazu, ale wcześniej myślała o regionalnym terminalu o przepustowości co najmniej 5 mld m3. Inwestorem ma być państwowa spółka AB Klaipėdos nafta, która zamierza zbudować terminal z zysków własnych oraz kredytów. Zostanie kupiona platforma pływająca, do której będzie bezpośrednio przepompowywany gaz z tankowców, a następnie wpompowywany w magistrale gazownicze. Koszt inwestycji nie powinien przekroczyć 200-300 mln euro. Rok 2014 jest rzeczywiście bardzo ważny, bo wówczas kończy się długoterminowy kontrakt z Gazpromem. Jeżeli mocno walczący z Rosją Litwini nie będą mieć własnego terminalu, mogą znów zostać spodziewać się jak najmniej korzystnych dla siebie ofert rosyjskiego giganta. Wszystkie trzy nabałtyckie państwa chcą też koniecznie mieć swój terminal gazu skroplonego. Potwierdzili to po raz kolejny premierzy Litwy Łotwy i Estonii podczas spotkania w Tallinie 14 maja br. Premier Łotwy, Valdis Dombrovskis, akcentował (podobnie, jak i wcześniej), że najlepszym miejscem dla ewentualnego regionalnego teminalu jest właśnie Łotwa, dysponująca odpowiednią infrastrukturą: podziemnymi zbiornikami, magistralami gazowymi, które w przyszłości mogą zostać uzupełnione łączami z Estonią, Szwecją. Wówczas można by osiągnąć cel - zakup gazu na giełdzie gazowej. W czerwcu Łotysze zakończą swoje ekspertyzy na ten temat, a Estończycy będą mieć raport w październiku i duże prawdopodobieństwo włączenia się w projekt przez Finów. Jedyne, co premierom udało się wspólnie ustalić, to wymiana informacji o wynikach analiz dotyczących wykonalności inwestycji. Biznesowy bałtycki portal dv.ee sytuację określił jednoznacznie, jeżeli nadal bałtyckie kraje będą przeciągać kołdę - każdy w swoją stronę, to upadnie korzystny dla wszystkich stron projekt regionalnego terminalu gazu skroplonego, który mógłby otrzymać nawet 50-procentowe dofinansowanie UE. Czasu na zgodę niewiele, bo gonią unijne terminy i ich przekroczenie oznaczać będzie, że z ewentualnej pomocy KE będzie można skorzystać dopiero po 2014 roku. Oddzielne bałtyckie terminale gazowe będą niewątpliwie mieć wpływ na opłacalność polskolitewskiego gazociagu. Łącznik z Litwą miał pozwolić Polsce eksportować gaz do krajów nadbałtyckich oraz do Finlandii. Gazociągiem miało popłynąć za kilka lat, w optymistycznym wariancie, nawet 5 mld m3 gazu rocznie z terminalu LNG w Świnoujściu. Na początku mniej, bo 2-3 mld, bowiem w 2014 roku terminal będzie mógł zregazyfikować jedynie pięć mld m3 surowca, ale docelowo, gdzieś w 2018 roku, już 7,5 mld m3. Polski Gaz-System uważa, że gazociąg Polska - Litwa byłby opłacalny tylko wówczas, gdyby popłynęły nim co najmniej 2-3 mld m3 gazu, a więc tyle, ile potrzebuje Litwa. Gdyby jednak do projektu włączyły się Łotwa i Estonia, wówczas mogłoby nim popłynąć 5 mld m3 gazu, co czyniłoby przedsięwzięcie opłacalnym.
Nitka ma liczyć 465 km i kosztować 0,8-1 mld złotych, ale 40 procent kosztów inwestycji miałaby pokryć UE. 5 kwietnia AB Lietuvos dujos, Gaz-System S.A. i zwycięzca przetargu - Ernst & Young Business Advisory LLC & PLP, podpisały umowę na wykonanie analizy otoczenia biznesowego planowanego połączenia gazowego między Polską, a Litwą. Analiza ma zawierać m.in. informacje na temat na rynku gazu w Polsce i krajach bałtyckich (Litwa, Łotwa i Estonia) - obecnego i przewidywanego zapotrzebowania na gaz ziemny w regionie, cen na rynkach energii i sposobu zapewnienia bezpieczeństwa dostaw gazu, w tym i w kontekście nowych unijnych przepisów prawnych. Połowę kosztów analizy (425 tys. euro) pokryje Unia Europejska. Prezes Gaz-System - Jan Chadam, jeszcze grudniu 2010 roku, prognozował, że budowa mogłaby ruszyć w 2013-2014 roku i potrwałaby 1,5 roku. Z kolei prezes Lietuvos dujos - Joachim Hockertz, w maju br. oceniał, że gazociąg może powstać do 2016 roku. Pytanie tylko, kto i ile polskiego (czyli katarskiego) gazu będzie potrzebował, szczególnie, że tani on nie będzie. Wicepremier Waldemar Pawlak ujawnił jesienią 2010 roku, że wpływający do terminalu w Świnoujściu gaz skroplony LNG, będzie o 30 proc. droższy od gazu z Gazpromu, za który wówczas płaciliśmy ok. 340 USD. Umowa podpisana w tej sprawie z Katarem na 20 lat do 2034 roku bazuje na podobnej formule cenowej opartej o cenę ropy, ale współczynnik do ceny ropy jest inny - wyjaśniał jesienią ub. roku wicepremier. Pani prezydent przestrzega Litewski parlament, po kilku miesiącach zwłoki spowodowanych pertraktacjami rządu z Gazpromem, rozpoczął też 16 maja br. prace na ustawami na nowo regulującymi rynek gazu w republice. Chodzi o wcielenie w życie III Pakietu Energetycznego UE, zakładającego miedzy innymi rozdzielenie sprzedaży gazu od jego transportu oraz zapewnienie dostępu do infrastruktury stronom trzecim. Za skierowaniem projektów do dalszych prac parlamentarnych głosowało 54 parlamentarzystów, przeciw było 18 i tyle samo wstrzymało się od głosu. Przyjęcie ustaw ma nastąpić podczas jesiennej sesji litewskiego Sejmu. Przypomnijmy, że pierwotnie zakładano, że nowe prawo wejdzie w życie w marcu 2011 roku. A prezydent Litwy, Dala Grybauskaitė, przestrzega na wszelki wypadek własny rząd, aby nie powtórzyła się historia z "Williams International". Chodzi o sprzedaż w 1999 roku Mażeikiu nafta dla amerykańskiego koncernu na takich warunkach, że litewski rząd musiał pokrywać straty, powstałe w spółce po przejęciu jej przez Amerykanów. Niektóre zobowiązania państwa litewskiego podjęte wobec koncernu będą obowiązywać aż do 2025 roku. W każdym bądź razie, wygląda na to, że bracia Litwini zamieniają jednego Wielkiego brata na drugiego. Czas pokaże, czy wyjdzie im to na zdrowie.