Blava. O Bratysławie można powiedzieć w skrócie Blava lub BA (od bratysławskich rejestracji samochodowych) np. jadę do Blavy, jutro wieczorem będę w BA. Słowacy mówią też żartobliwie o swojej stolicy Hlavna dedina, czyli Główna Wieś. Stolica to po słowacku Hlavne mesto, w dosłownym tłumaczeniu Główne Miasto, stąd też Główna Wieś, jako przytyk do niewielkich rozmiarów stolicy. // Autostrady. Bratysława jest jednym z niewielu miast, które zamiast obwodnicy mają autostrady, przechodzące przez środek miasta. Nieopodal centrum krzyżują się autostrady, prowadzące do: Żyliny (kierunek Polska), Brna i Pragi, Wiednia i Budapesztu. Młyńska Dolina. Największe na Słowacji miasteczko studenckie, znajdujące się w zachodniej części miasta, niedaleko ZOO i dzielnicy Karlova Ves. Oprócz akademików, stołówek i innych obiektów uczelnianych, w kampusie znajdują się kultowe studenckie dyskoteki. Albańska mafia. Według powszechnego poglądu, bardzo rozpowszechniona w stolicy Słowacji, obecnie m. in. jej członkowie prowadzą wiele lokali gastronomicznych na terenie miasta, w tym w miasteczku studenckim Mlynska Dolina. Tesco bezwzględnie najpopularniejszy hipermarket na Słowacji. Jako jeden z nielicznych otwarty całą dobę (chociaż nie wszystkie obiekty), podczas gdy większość sklepów jest 1/5
zamykana o 21, a sklepów nocnych jest jak na lekarstwo. Oprócz TESCO, w Bratysławie nie brakuje również Lidla, który pełni dla Słowaków taką rolę, jak dla Polaków Biedronka. Zakupy. Ulubione zajęcie mieszkańców Słowacji. Słowacy są gotowi pojechać na zakupy nawet za granicę, jeśli byłoby tam taniej. Nie należy się dziwić, jeżeli Słowak powie: "Nie, do Krakowa nie ma po co jechać, w końcu i tak to samo można kupić w Nowym Targu". Życie nocne i rozkład dnia. Generalnie rzecz biorąc, Słowacy kładą się spać z kurami i wcześnie wstają w Bratysławie pracuje się przeważnie od 7 do 15. Słowacy jedzą obiady bardzo wcześnie w godzinach 11-13. Po przyjeździe do Bratysławy po godzinie 20:00 nie ma co już liczyć na to, że wyskoczymy na miasto coś zjeść nawet w okolicach dworca wszystko jest już pozamykane. Ewentualnie można jeszcze napić się piwa, ale tylko do 22-23. Na Starym Mieście i Zlatych Pieskach jest co prawda kilka chlubnych wyjątków, o których możecie przeczytać na www.porteuropa.eu. Życie nocne w Bratysławie nie jest tak powszechne, jak w Krakowie czy Pradze. Wino. Wbrew pozorom, to nie piwo jest tradycyjnym napojem Słowaków, a wino. W bratysławskich knajpach bardzo wiele osób siedzi właśnie przy kieliszku wina, przy czym prawie wyłącznie jest to wino wytrawne lub półwytrawne. Mimo ogromnego wyboru win, kupno wina słodkiego i półsłodkiego graniczy z cudem. Kupując ten szlachetny trunek, warto zrobić to w sprawdzonych miejscach, a nie w sklepach tradycyjne słowackie wino można kupić wprost u gospodarzy lub w niektórych hotelach, np. w Hotelu Plus. Piwo. Wbrew powszechnym opiniom, słowackie piwo nie jest wcale takim rarytasem. Słowacja spodoba się na pewno wielbicielom piwa ciemnego każdy słowacki browar ma takie w swojej ofercie i jest ono dosyć popularne. Poza tym słowackie piwa są dość monotematyczne, w przeciwieństwie do Ukrainy i Polski nie ma tu małych lokalnych browarów, wytwarzających piwa o unikalnym smaku. Nie kupimy na Słowacji miejscowego piwa pszenicznego, niefiltrowanego, niepasteryzowanego; brakuje tu również knajp i sklepów oferujących piwa świata. Piwny asortyment ratują nieco złote trunki z sąsiednich Czech; na uwagę zasługuje zwłaszcza półciemny Staropramen Granat, a także sklepowy Primator Pszeniczny i Pale Ale, który można kupić niemal wyłącznie w Kauflandzie na ul. Trnavskiej. Język. Mieszkańcy Bratysławy mówią przeważnie niedbale, wtrącając wiele czechizmów i innych naleciałości. Bratysławski dialekt jest twardszy, niż literaturowy słowacki, np. mieszkańcy stolicy powiedzą ne zamiast nie. Ścieżki rowerowe. Jest ich jak na lekarstwo i nikt nawet nie myśli o ich budowie. Słowacy uważają, że to przeżytek, bo przecież każdy ma już samochód. Z tego powodu przy wielu głównych drogach nie ma nawet chodnika, za to miasto bardzo dba o budowę nowych dróg i parkingów. Protesty społeczne. W bratysławskich i ogólnosłowackich realiach wyglądają one tak, że wieczorami spotykają się słowaccy mężczyźni w knajpach, piją tanie i słabe (4%) piwo (np. Corgoń ) i narzekają na władzę, polityków, szefów. Po czym rano idą do pracy i posłusznie robią swoje. Ta słowacka posłuszność ma też swoją dobrą stronę w odróżnieniu od Polski tutaj da się szybko budować autostrady i kanały żeglugowe, a inwestorzy chętnie tu budują 2/5
swoje fabryki, bo w odróżnieniu od Polski strajki nie są na Słowacji powszechne. Kuchnia. Tradycyjnym słowackim daniem są haluszki (kluski) z bryndzą, a także typowe dla okolic Bratysławy potrawy z kaczek i gęsi. Oprócz tego, bardzo często podają wyprażany ser w panierce z tatarską omaczką (sosem tatarskim) i frytkami lub ziemniakami. Sos tatarski, inaczej tatarka, jest na Słowacji bardziej popularny, niż keczup i podawany praktycznie do wszystkiego (nie bez powodu - naprawdę smaczny). Warto spróbować też zupę czosnkową (cesnakova polievka, cesnaczka) - co ciekawe, nie zionie się tak po niej czosnkiem, jak mogłoby się wydawać. Słowacka kuchnia jest generalnie tłusta, ciężkostrawna i mało w niej warzyw, a prawie w ogóle - ryb. Należy też unikać słowackich sałatek i surówek, z reguły nie należą one do zbyt smacznych i zdrowych. Z sąsiednich Czech przenikło na Słowację upodobanie do podawania do mięsa lub gulaszu, zamiast ziemniaków, ryżu lub kaszy - knedlików, np. w formie bułki wygotowanej na parze. Słowacy nie potrafią się też obejść bez chleba podawanego do zupy. Wielokulturowość. Bratysława nigdy nie była czysto słowackim miastem, jej tradycja bardziej przypomina Gdańsk, niż Warszawę. Przez kilka wieków Bratysława była stolicą Węgier, jeszcze po I wojnie światowej dominowali tu Węgrzy i Austriacy. Niemal każdy mieszkaniec tego wówczas prowincjonalnego, aczkolwiek sympatycznego miasta, mówił w trzech językach niemieckim, węgierskim i słowackim, a najczęściej mieszaniną ich wszystkich. Po utworzeniu Czechosłowacji w 1918 roku nikt nawet nie przypuszczał, że to wielokulturowe miasto znajdzie się w granicach nowego państwa - stało się to głównie dzięki Czechom, którzy Bratysławę po prostu zajęli, nie zważając na protesty mieszkańców. Ryby. Chodzenie na ryby jest ulubionym zajęciem przeciętnego Słowaka w średnim wieku. Co ciekawe, bardzo często spotyka się ludzi, którzy rzeczywiście łowią ryby, a nie idą się po prostu napić. Mimo to, w bratysławskich sklepach i knajpach dobrej ryby nie uświadczysz, a próba kupienia np. węgorza graniczy z cudem sprzedawca najprawdopodobniej nie będzie nawet wiedział, co to jest. Polska. Dla mieszkańców Bratysławy sympatyczna, wielka i ciekawa kraina gdzieś na dalekiej Północy. Każdy w Polsce był i chętnie się pochwali, że wszystko o tym kraju wie: przed dwudziestu laty był w Oświęcimiu i Bielsku-Białej, a ostatnio często jeździ na zakupy do Jabłonki oraz w głąb Polski do Nowego Targu. Kraków i Warszawa są Słowakom znane (głównie ze słyszenia), ale próby wytłumaczenia mieszkańcowi stolicy, co to Gdańsk, Poznań czy Białystok, z reguły kończą się niepowodzeniem. Ukraina. Największy sąsiad Słowacji, a zarazem kraj, o którym Słowacy absolutnie nic nie wiedzą. Co ciekawe, przed wojną ukraińskie Zakarpacie było częścią Czechosłowacji, więc można by oczekiwać, że wśród Słowaków będzie silny kult tego miejsca jako utraconych Kresów, a do słowackiego Użhorodu będą jeździć sentymentalne wycieczki. Nic takiego się nie dzieje. Przeciętny mieszkaniec Bratysławy swoją znajomość Ukrainy ogranicza do wiedzy o istnieniu Kijowa, Użhorodu i Mukaczewa oraz przekonania, że za wschodnią granicą jest mafia i nie warto tam jeździć. Słowacy nie widzą też różnicy między Ukrainą, Białorusią i Kazachstanem oraz są święcie przekonani, że na wschodzie graniczą z Ruskimi. Próby wytłumaczenia, kim jest Julia Tymoszenko czy Wiktor Janukowycz oraz co to jest Lwów i czym 3/5
była pomarańczowa rewolucja, w przeważającej mierze spalają na panewce. Jaaaj?. Takim śmiesznym słówkiem Słowacy reagują na niespodziewaną informację. "A: - Nie uwierzysz, spotkałem dzisiaj na mieście naszego prezydenta, podał mi rękę i zrobiłem sobie z nim zdjęcie. B: - Jaaaaj?" (naprawdę?) Złote Piaski. Największy zbiornik wodny w Bratysławie, jezioro rekreacyjne w północnej części miasta, niedaleko osiedla Trnavka oraz hipermarketu Tesco. Ulubione miejsce wypoczynku mieszkańców miasta i turystów w sezonie letnim, naprawdę zadbany ośrodek rekreacyjny, z plażą, kempingiem, wyciągiem dla nart wodnych, boiskami do siatkówki plażowej i wieloma knajpami. A zarazem chyba jedyne w Europie tego typu miejsce, w którym obowiązuje zakaz windsurfingu. W innych europejskich miastach specjalnie tworzy się sztuczne zalewy, by mieszkańcy mieli gdzie popływać na desce władze Bratysławy postanowiły być oryginalne i uprawianie tego sportu zabroniły, z sobie tylko znanych powodów. Baseny. Bratysława jest chyba jedynym w Europie miastem tej rangi i wielkości, które nie tylko nie ma aquaparku, ale nawet porządnego basenu. W całym mieście działają jedynie trzy publiczne kryte pływalnie i nikt nawet nie myśli o budowie nowych (nie mówiąc już o powszechnej w Polsce budowie basenów przy niemal każdej większej szkole). Istniejące baseny, np. ten na Pasienkach, są żywcem wzięte z komunizmu np. zamiast elektronicznie zamykanych szafek jest potężna kłódka i klucz na gumce, który przyczepia się na nogę i dynda podczas pływania, zniechęcając do powtórnych odwiedzin tego miejsca. Może dlatego baseny nie są wcale przepełnione, chociaż w półmilionowej Bratysławie jest ich tyle samo, co w stutysięcznym Elblągu. PKO. Wbrew pozorom nie jest to bank, ale Park Kultury i Odpoczynku, który z kolei wcale nie jest parkiem, tylko budynkiem, czymś w rodzaju domu kultury. Od niedawna zburzony w atmosferze skandalu, na jego miejscu powstał nowoczesny hotel. Promenada naddunajska. Prawdopodobnie jedyna w Europie promenada nadrzeczna, przy rekonstrukcji której zapomniano zbudować ścieżki rowerowej, a równocześnie nie przystosowano jej dla potrzeb osób poruszających się na wózkach. Stało się to w mieście, które, jak twierdzi primator Andrej Durkovsky, jest nowoczesną metropolią w sercu Europy. Jeśli pominąć ten fakt, oddana niedawno do użytku po rekonstrukcji bratysławska promenada jest rzeczywiście ciekawym miejscem dla spacerów. Na jej końcu znajduje się nowy kompleks handlowy Eurovea sam w sobie dość kiczowaty, ale warty odwiedzenia ze względu na ciekawe rozwiązanie architektoniczne nowego placu, przy którym stoi pomnik M.R. Stefanika i nowy budynek Teatru Narodowego. MHD komunikacja miejska. Jedna z ostatnich w UE, gdzie jeszcze jeżdżą i mają się dobrze autobusy znane nam z czasów głębokiego komunizmu. W Bratysławie są autobusy, trolejbusy i tramwaje, wkrótce powstanie również kolejka miejska i podziemny szybki tramwaj do Petrżalki (budowę metra zaniechano). Bilety MHD można kupić w licznych automatach, zlokalizowanych niemal przy każdym przystanku. Metropolia. Dla Słowaków każde miasto, które ma co najmniej 60-tysięcy mieszkańców (np. 4/5
Bańska Bystrzyca, Żylina). 450-tysięczna Bratysława to już niemal megapolis, ale nie wszystkim Słowakom pasuje życie w tak wielkim mieście, dlatego kto może, kupuje sobie domek za miastem. A ponieważ za miastem jest już Austria i Węgry, Słowacy masowo kolonizują przygraniczne tereny sąsiednich krajów, gdzie już teraz język słowacki można usłyszeć częściej, niż niemiecki i węgierski. Moszon. Naprawdę Mosonmagyarovar, ale nikt na Słowacji nie potrafi tej węgierskiej nazwy wymówić, a co dopiero zapisać. Niewielkie miasteczko na Węgrzech, niedaleko granicy ze Słowacją, 30 km od centrum Bratysławy. Jego atrakcją jest jeden z najlepszych w Europie Środkowej aquaparków, o wiele fajniejszy, niż podbratysławski Senec. Do Moszonu ludzie jeżdżą również dobrze pojeść, popić i zrobić zakupy pogrążone w kryzysie Węgry są o kilka-kilkanaście procent tańsze, niż Słowacja. Za kilka lat, przy tym tempie osiedlania się Słowaków w węgierskich miastach satelitach Bratysławy, w Moszonie będzie mówić się niemal wyłącznie po słowacku. Węgier. Odwieczny wróg Słowaków, który tylko czeka na to, by na Słowację napaść i oderwać od tego kraju południowe tereny. Tak przynajmniej twierdzą słowaccy nacjonaliści (m. in. Jan Slota słowacki Żyrinowski ) i były premier Robert Fico. Rzeczywistość jest taka, że dzięki reformom byłego premiera Mikulasza Dzurindy (1998 2006) Słowacja wyprzedziła gospodarczo Węgry i teraz to Bratysława jest bardziej atrakcyjnym miejscem do życia, niż Budapeszt. W związku z tym najbardziej przyłączenia do Węgier boją się słowaccy Węgrzy, którzy doskonale wiedzą, jaki kryzys panuje po drugiej stronie Dunaju. A mieszkańcy słowackiej stolicy masowo osiedlają się na węgierskich przedmieściach Bratysławy (bo tam taniej), zmieniając pod względem językowym, etnicznym i kulturowym charakter tych miejsc na słowacki. {jcomments on} 5/5