10. 03. 2012 r SPOTKANIE MŁODYCH CZĘSTOCHOWA Łk 15, 1-3. 11-32 Duchu Święty, który jesteś Duszą naszych dusz przyjdź do nas, Duchu Święty, który jesteś Tchnieniem naszego tchnienia przyjdź do nas, Duchu Święty który jesteś Życiem naszego życia przyjdź i daj nam życie. Duchu Święty oświecaj nas, kieruj nami, wzmacniaj, pocieszaj, uzdrawiaj, uwalniaj, ożywiaj i uświęcaj w czasie tego spotkania, w czasie tej homilii. Duchu Święty namaść nasze serca, namaść moje serce, moje usta abym tak jak Jan Chrzciciel mówił o Jezusie i mówił także o Janie Chrzcicielu, który Go poprzedził. Duchu Święty, przyjdź i działaj w naszych sercach, poruszaj teraz nasze serca. Przyjdź Duchu Święty przez wstawiennictwo Jana Chrzciciela, przyjdź przez jego modlitwę, przyjdź przez jego serce. Duchu Święty prosimy, aby owoce tej homilii były wielkie, doczesne i wieczne w naszym życiu, przyjdź... Czytania które usłyszeliśmy, które zostały przewidziane na dzisiejszy dzień, na nasze spotkanie są czytaniami, które mówią o miłosierdziu. Pierwsze czytanie mówi o tym, że Bóg pragnie wrzucić wszystkie nasze nieprawości w morze swojego miłosierdzia. Psalm, który po tym czytaniu następuje, mówi nam, że Bóg odsuwa nasze grzechy tak daleko, jak daleko jest wschód od zachodu, a Jego miłosierdzie i miłość jest i łaska tak wielka jak, jak wielkie jest niebo nad nami. I w końcu Ewangelia, Ewangelia, którą znamy na pamięć, od dzieciństwa ją słyszeliśmy wielokrotnie i dzisiaj też nam jest dana. Ewangelia pełna też miłosierdzia. Bóg okazuje miłosierdzie, okazuje miłosierdzie tym, którzy oddalają się od Niego bardzo daleko. Tak jak wschód od zachodu tak niektórzy oddalają się od Boga. I ta Ewangelia mówi o takim człowieku, który oddalił się od swojego ojca ziemskiego bardzo daleko. Nie chciał mieć nic do czynienia ze swoim ojcem, odrzucił ojca, nie chciał miłości ojca, chciał tylko jego pieniędzy, chciał tylko jego majątek, ale uważał że obejdzie się bez ojca, że jego ojciec jest mu do niczego nie potrzebny. Albo tylko przeszkadza mu w realizowaniu jego planów i marzeń, że jest pewną przeszkodą, która przeszkadza mu bawić się i używać tego świata. Jemu tylko zależało na majątku, na sprawach tego świata, ale nie chodziło mu o to żeby być blisko ojca, chciał być jak najdalej. I ten syn najmłodszy zostawił swojego ojca, zostawił rodzinę, zostawił matkę, drugiego brata. Wziął połowę majątku, czyli ogołocił swojego ojca, zabrał ojcu to co jeszcze do niego nie należało, do tego syna, bo ten syn był jeszcze za młody, żeby móc za życia ojca otrzymać spadek, dopiero po śmierci mógł otrzymać. Ale ojciec w swojej wielkiej miłości chciał spełnić prośbę swojego syna, nie chciał go zniewalać swoją osobą, nie chciał go uzależniać od swojej miłości, od swoich uczuć. Syn mógł odejść, miał już pewną pełnoletność choć jeszcze ojciec jego żył. Ojciec powiedział: "Więc w takim razie dam ci połowę majątku, weź to co do ciebie należy". Można powiedzieć, że syn który odszedł od swojego ojca, potraktował go jak kogoś umarłego, no bo ten spadek mógł
tylko odebrać wtedy, kiedy ojciec umarł, kiedy był pogrzebany. Czyli chciał powiedzieć przez to swojemu ojcu: "Dla mnie jesteś jak martwy". Jaki ból musiał powstać w sercu tego ojca, który kochał swojego syna, który nie żałował mu niczego. I taka wdzięczność. Jaka wielka niewdzięczność była tego syna najmłodszego. Dla niego ojciec był martwy, jakby nieżywy. Ale też i dla syna i dla ojca ten syn stał się jakby umarły. Ten ojciec w tej Ewangelii na końcu dzisiejszego czytania ewangelicznego, sam mówi, że trzeba się cieszyć i weselić z tego że ten brat twój był umarły, a ożył. On był martwy. Ojciec nie neguje tego, że ten syn jego źle postąpił, że wszedł w krainę śmierci, nie, on chciał powiedzieć właśnie to, że on doskonale wiedział to, że ten syn, oddalając się od ojca, od niego, wejdzie w śmierć, wejdzie w ciemność, wejdzie w grzechy, nałogi, wejdzie w otchłań, że wpadnie w biedę, że wszystko straci. Bo ma pragnienie tylko używania tego świata, ale nie ma pragnienia miłowania ojca. On wiedział, że ten syn jego będzie umarły, że umrze. I umarł jego syn. W tej dzisiejszej Ewangeli jest mowa o wielkiej miłości ojca. Syn postanawia kiedy już był na samym dnie, na samym dnie otchłani śmierci i grzechu, że on nie może tak dalej żyć, że jest dla niego nadzieja, że przecież jest jego ojciec. Dopiero sobie przypomniał o ojcu, kiedy wszystko stracił, kiedy był na samym dnie, był biedakiem najbiednieszym w tej krainie, który nie mógł nawet swojego głodu zaspokoić strąkami od świń. Jakie dno, chyba większego już nie było w przypadku tego człowieka. Najbardziej nędzny, najbardziej uśmiercony grzechami, swoim nieczystym życiem. I ten człowiek zrozumiał, przypomniał sobie w tej sytuacji, że jeszcze jest ktoś kto może go uratować, ktoś kto go kocha, kto może go przywrócić do pełnej jedności ze sobą, dać mu wszystko, że może wszystko odzyskać. Że nie jest człowiekiem któremu grozi tylko rozpacz i może samobójstwo, albo śmierć z głodu. I ten młody człowiek, ten syn marnotrawny jak go nazywa Ewangelia, nawrócił się, opamiętał się. Zaczął iść drogą do ojca, drogą nawrócenia, drogą uniżenia, upokorzenia. I ten ojciec zobaczył swojego syna, zobaczył że ten syn jest w tragicznej sytuacji moralnej i fizycznej. Biedak, nędzarz, nic nie ma, wychudzony, biedny, który o wiele wyglądał gorzej niż jego najmniejszy sługa w jego domu. Jakie wielkie musiało być wzruszenie i wrażliwość ojca, kiedy zobaczył swojego syna, jak bardzo musiał czuć się z jednej strony szczęśliwy że ten jego syn wrócił, a z drugiej strony jak bardzo cierpiący, że widząc w takim opłakanym stanie swojego syna. Ojciec rzuca się na szyję swojemu synowi, płacze, całuje go. I co mu robi? Daje mu najlepszą szatę jaką miał w swoim domu, swoją szatę, daje mu swój pierścień i swoje sandały. Jaka wielka miłość ojca. Ten człowiek, ten ojciec to prawdziwy ojciec, prawdziwy ojciec którego wielu z nas może nie miało i nie ma. Zobaczcie jaki prawdziwy i kochający ojciec, troskliwy. Dał mu co w jego domu było najlepsze, sandały które on nosił jako pan, pierścień tego, który też jest panem tego wszystkiego, majątku, którego, który jeszcze należał do ojca, szata najpiękniejsza, szata też pewnej władzy, mocy, potęgi. Zobaczcie, że ten ojciec wywyższył swojego syna o wiele bardziej niż gdyby on został w jego domu. Gdyby został w jego domu, to by nie otrzymał takiej chwały i takiej władzy i takiej mocy.więc w pewnym sensie jego tragiczne odejście od Boga stało
się źródłem błogosławieństwa ojca dla niego. Ten człowiek, który wszystko stracił, potem wszystko odzyskał. A nawet więcej niż stracił. Mówię to dlatego, żeby na podstawie tej miłości, tego człowieka, tego ojca do syna pokazać miłość Boga, który o wiele bardziej nas kocha niż ten człowiek ziemski, niż ten ojciec ziemski, o wiele większą miłością. I nas tutaj przyprowadził jako marnotrawnych synów i córki. Bo my bardziej czy mniej jesteśmy podobni do tego młodszego syna, bardziej lub mniej straciliśmy, zmarnowaliśmy łaski czyli taki duchowy majątek który Bóg nam dał. Wiele darów i łask roztrwoniliśmy. Wielu z was tutaj obecnych młodych, doświadczyło już na początku swojego życia różnych tragicznych momentów, cierpień, nałogów, grzechów, bólu samotności opuszczenia, odrzucenia. Braku kogoś kto jest i kto kocha naprawdę i bez warunków, kto nie chce wykorzystać, ale który chce dać swoją miłość i jest gotów przyjąć ciebie takim jakim jesteś. Teraz wiesz, że takim Kimś jest Bóg Ojciec. Bóg Ojciec Miłosierdzia, który zgromadził nas do tej świątyni i napełnia nas swoją miłosierną miłością. Chce nam dać najlepsze szaty Swojego Serca, najlepsze pierścienie Swojej Miłosci, najlepsze sandały Swojej łaski dla ciebie, chce ciebie duchowo przyoblec w tym miejscu. Chce ciebie umocnić, uzdrowić, podnieść, oczyścić, chce dać ci łaskę żebyś szedł drogą świętości do Ojca. Już nie drogą grzechu i otchłani, nie drogą śmierci. Wielu z was wróciło z krainy śmierci, wielu z was jest tutaj świeżo wyszło z tej krainy śmierci i grzechu. I wiecie, że te, takie życie bez ojca, bez miłości Boga Ojca to jest tragedia, to jest rozpacz. Wielu z was doświadczyło tego i duchowo byliście nędzarzami. Świat co może dać? Tylko strąki duchowe, może tylko nam dawać jakieś swoje świecidełka. Tu jest podstęp złego ducha, szatan chce nas oszukać, chce nam pokazać, że Bóg jest dla nas zagrożeniem, że Ojciec nas ogranicza, że Ojciec niebieski nas nie kocha, że nam wszystko chce zabrać, że nie chce żebyśmy cieszyli się życiem. Św. Jan Chrzciciel, który jest patronem dzisiejszego spotkania, opiekunem też duchowym nas wszystkich tu zgromadzonych dzisiaj, był człowiekiem, który głosił miłosierdzie Boga Ojca. Był głosem wołającego na pustyni tego świata, bo pustynia na której żył symbolizowała pustynię dusz ludzkich. On był gigantem ducha, wielkim świętym Ojca, Boga Ojca, który miał zwiastować przyjście Mesjasza Miłości, który miał głosić że przyjdzie Jezus do tych zagubionych swoich braci marnotrawnych. Do tych synów zagubionych i marnotrawnych Boga Ojca. Sam Bóg wysłał swojego Syna Bożego czyli Bóg z Boga. To nie przyszedł anioł do nas tylko sam Bóg, Umiłowany Ojca. I Jan Chrzciciel Go zwiastował, Jan Chrzciciel o Nim mówił, Jan Chrzciciel wzywał do nawrócenia, do tego żeby uwierzyć w Mesjasza który idzie za nim. Mówił, że on jest najmniejszy i niegodny nawet pochylić się, żeby rozwiązać rzemyk u sandała tego Jezusa. Św. Jan Chrzciciel chce nas nauczyć tego żebyśmy pokornie przyznawali się do Jezusa, nie wstydzili się Jego osoby w naszym życiu. Bo świat nas nauczył też takiego lęku, żebyśmy się bali mówić o Jezusie, o Bogu, żebyśmy czasami tylko poza kościołem nie powiedzieli coś o Ewangelii, albo o
tych spotkaniach przypuśćmy, o tym że Bóg tak działa. Bo świat jest tak, tak przeciwko Jezusowi, ale też my jesteśmy ze świata i mamy pójść do tego świata, żeby ten świat zewangelizować jak Jan Chrzciciel. Wtedy też nie były łatwe czasy, też były pogańskie tak jak teraz, teraz czasy są też bardzo pogańskie. Dlatego Jezus dzisiaj nam pokazuje przez swojego Jana Chrzciciela poprzednika, żebyśmy byli takimi jak on, przyznawali się z odwagą do Jezusa, mówili o nim, nie bali się Jezusa, nie bali się w tym świecie mówić o Nim. Jan Chrzciciel się nie bał, nie wstydził się, co miał powiedzieć to powiedział. Co miał powiedzieć faryzeuszom to powiedział, setnikom, żołnierzom, celnikom i innym ludziom jak trzeba było mówić prawdę z miłością to mówił. Jak trzeba było powiedzieć Herodowi to też powiedział prawdę Herodowi, że żyje w grzechu, żyje w konkubinacie, w nieczystości. Niektórzy z was tu obecni, mają podobny problem jak Herod, niektórzy z was żyją w takich związkach bo to jest w tym świecie bardzo modne. Ale to nie jest miłość i to nawet nie jest związek, to jest egoizm. I dzisiaj na tym spotkaniu Bóg nie chce nas moralizować i was, ale uwolnić od złudzenia szatana. Bo życie w takich relacjach, w takich związkach nie jest miłością. Tylko zanieczyszcza wasze serca, rani je i ogołaca z wszelkiej łaski jak w przypadku tego syna marnotrawnego. Nie dajcie się, nie słuchajcie szatana, ale Boga Jezusa Chrystusa Jego sługi. W Kościele mimo że Kościół jest tak atakowany wewnątrz i na zewnątrz, tak bardzo raniony, w naszej Ojczyźnie jaest fala ataków na Kościół. Już niektórzy się nie wstydzą atakować wprost Kościoła i kapłanów. Nie chcą religii w szkołach, chcą pokazać, że Kościół jest taki bardzo bogaty i trzeba go upokorzyć, a skupiać się tylko na błędach i grzechach tylko księży. Są w Kościele ludzie jak Jan Chrzciciel, są takie spotkania jak tutaj aby pokazać wam, że Kościół jest piękny i że Bóg kocha także ciebie i chce ciebie przeprowadzić do pełnej jedności ze sobą, chce ciebie uleczyć, chce uleczyć twoje zranione życie, chce żebyś żył pięknie. Często pojawia się hasło na naszych spotkaniach, że te spotkania są po to żebyśmy żyli pięknie z Bogiem. Bo z Bogiem życie jest naprawdę piękne, jest o wiele łatwiejsze niż bez Boga. I te ciężary i krzyże które nas spotykają czy będą spotykać z Jezusem są lekkie. Jezus sam powiedział, On nas nie oszukiwał, powiedział: "Moje brzemię jest lekkie, jarzmo jest słodkie", czyli moje życie ze mną jest lekkie, jest słodkie tak naprawdę, te ciężary życia które macie, te rany które macie Jezus chce nimi się zająć dzisiaj na tym spotkaniu. Pozwólcie Mu na to, pozwólcie Mu na to żeby wasze życie przemienił i żeby ono stało się piękne, dobre. Żebyście byli jak Jan Chrzciciel, takimi latarniami światła. Pan Jezus powiedział o św. Janie Chrzcicielu, że jest lampą co płonie i świeci, ale Jezus powiedział: "Ja jestem Światłem które płonie w jego sercu, w jego słowach w jego życiu". Do tej pory może żyłeś w ciemnościach grzechu, buncie przeciwko Bogu, swoim rodzicom. Dzisiaj jest czas żebyś przyszedł do Boga Ojca, żebyś przyszedł do Jezusa, do Ducha Świętego. Bóg chce cię dzisiaj objąć, przytulić jak tego człowieka, ucałować. Chce ci dać o wiele więcej niż się spodziewasz będąc na tym spotkaniu, o wiele więcej. I pozwól żeby twoje życie
było piękne i będzie z Nim piękne. Miej takie postanowienie w czasie tego spotkania - Ja chcę żyć pięknie i chcę być świętym. Matka Teresa z Kalkuty powiedziała takie słowo, takie zdanie, że powołanie do świętości to nie jest obowiązek tylko księży i zakonnic, ale to jest obowiązek każdego kto wierzy w Jezusa. Więc jak wy wszyscy tutaj jesteście, dzisiaj wzbudźcie pragnienie - Ja chcę być święty, ja chcę iść drogą Jezusa, drogą światła. Nie chce moje życie połamać, zniszczyć, nie chce je stracić, nie chce je przeżyć nie wiadomo w jakich związkach, nie chcę. Są pośród was też tacy, którzy od początku służą Bogu jak ten starszy brat, Bóg mówi do was, do tych którzy od zawsze służyli Bogu i trwają przy Panu: "Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy".