Oto one: Pan Stanisław Gieraga wspomina, że już 10 września 1939 roku było w Kowalewicach bardzo niespokojnie. We wsi znajdowali się zołnierze niemieccy, którzy przgotowywali się do odparcia ataku wojska polskiego nacierającego od zachodu. W tym czasie ludność cywilna uciekała z domów i szukała schronienia w piwnicach i rowach. Niektórzy mieszkańcy szykowali się do opuszczenia wsi. W poniedziałek rano 11 września panika zaczeła narastać. Rodzina pana Stanisława Gieragi razem z sąsiadami schroniła się do rowu znajdującego się na ich łące przed domem. Późnym rankiem, kiedy strzały się nasiliły, matka pana Gieragi z młodszym synem zabrała się wozem sąsiada pana Bartczaka, który z rodziną uciekał w kierunku wsi Emilia, gdzie mieszkała matka jego żony /wszyscy ocaleli/. W tym czasie Stanisław Gieraga ze swoim ojcem Franciszkiem i sąsiadami p.p. Łaszczewskim Feliksem, Stańczykiem Marianem, Bartczakiem Józefem, Sękiem Franciszkiem, Sękiem Janem, Sękiem Józefem i ich rodzinami schronili się w rowach /Sęk Józef był mieszkańcem Ozorkowa, ale z rodziną szukał schronienia u braci w Kowalewicach/. W pobliżu rowu, od strony wsi, byli żołnierze niemieccy ale oni ukrytych Polaków nie widzieli. Dopiero przypadek sprawił, że jeden z żołnierzy, który szedł od strony kępy krzaków zobaczył kryjących się Polaków i zaczął do nich strzelać. Jako pierwszy dwoma strzałami został zabity Feliks Łaszczewski. Żołnierz strzelił też do 18-to letniego pracownika p. Łaszczewskiego, Mariana Stańczyka, ale nie trafił. Po tym alarmie pozostali żołnierze niemieccy zabrali wszystkich ukrytych w rowach i bijąc kolbami karabinów poprowadzili w stronę miejsca, gdzie obecnie znajduje się Pomnik. Wszyscy musieli iść z rękami założonymi na głowę nawet obecna wśród nich 82 letnia babcia p. Gieragi. W wyznaczonym miejscu stało kilku żołnierzy, w tym jeden w czarnym mundurze. Babci, która nie mogła nadążyć za wszystkimi kazano usiąść na ławce z boku domu, a pozostałych rozdzielono. Kobiety i dzieci pognano w stronę Krzeszewa i zamknięto w znajdującym się przy drodze budynku wozowni. Po kilkunastu krokach maszerujący usłyszeli pojedyncze strzały strzelał tylko żołnierz w czarnym mundurze. Po dokonaniu egzekucji, z pobliskich domów przyprowadzono pięciu mężczyzn /babcia ich widziała jak szli z łopatami/ i kazano kopać im dół. Grób dla zamordowanych kopali: p.p. Stanisław Michalak, Antoni Michalak, Andrzej Kociak, Stanisław Kociak i przebywający u braci Kociaków, Kazimierz Frątczak mieszkaniec Ozorkowa, zwany przez mieszkańców Kowalewic Kaziem Piernikarzem, ponieważ handlował cukierkami, piernikami i innymi słodyczami. Kiedy dół był dostatecznie duży, kazano kopiącym ułożyć w nim ciała zabitych. Byli to: Ignacy Janiak, Andrzej Janiak, Jan Sęk, Franciszek Sęk, Józef Sęk, Franciszek Gieraga, Józef Bartczak, Marian Stańczyk oraz Jan Lisiecki, Stanisław Krzewiński, Józef Banasiak mieszkańcy Ozorkowa, którzy w niewyjaśniony sposób znaleźli się na miejscu kaźni. Układając ciała zabitych nakrywali ich twarze czapkami, co później pomogło przy identyfikacji. Po wykonaniu tego
strasznego zadania, wszyscy kopiący też zostali rozstrzelani, a ich ciała padły do tego samego grobu. Dół, w którym leżeli zamordowani nie był w żaden sposób zabezpieczony, a Niemcy zabronili komukolwiek zbliżać się do tego miejsca. Dopiero następnego dnia, we wtorek, kiedy do domu wrócił mieszkający w sąsiedztwie tego miejsca p. Stanisław Sobczak /w poniedziałek rano uciekł z rodziną na Zimną Wodę/ wziął połówkę własnej drewnianej bramy i przykrył grób. (szkic terenu, na którym dokonano opisywanej zbrodni) Tego dnia również w innych miejscach Kowalewic ginęli ludzie. W pobliżu torów kolejowych, na własnym polu zginął Józef Stasiak, na polu Franciszka Janiaka pasł krowy jego 12-to letni kuzyn i pomocnik w gospodarstwie Edward Kończarek i tam znalazła go śmierć. W starym kręgu betonowym ukrywał się Stanisław Granosik, został jednak zauważony przez Niemców i zabity niedaleko miejsca swojej kryjówki /jego ciało przewieźli do domu, mimo zakazu, sąsiedzi: Stasiak Tomasz z córką Salomeą i dlatego nie leżał on jak pozostali do pogrzebu na polu/. W innym miejscu, bo za drogą Ozorków Grotniki w trakcie ucieczki ze wsi zginęli Franciszek Janiak i Franciszek Michalak /za obórką Józefa Janiaka był mały staw obecnie niemal wyschnięty i w nim leżało ciało Franciszka Janiaka, a ciało Franciszka Michalaka leżało koło rogu tej obórki/. Oni też czekali na pogrzeb na miejscu zbrodni aż do dnia, kiedy rodziny otrzymały zezwolenie na pochówek. Na tablicy pamiątkowej pomnika znajdują się jeszcze cztery nazwiska ludzi, którzy nie zginęli na terenie Kowalewic. Byli to mieszkańcy wsi Orła: Jan Koprowski i Józef Stegliński oraz 16-to letni mieszkaniec wsi Julianki Józef Sobczak, który w tym dniu przebywał u p. Koprowskiego. Wszyscy
oni zostali zabrani, kiedy patrzyli na palący się czołg niemiecki, poprowadzeni w kierunku wsi Słowik i tam zabici. Inaczej wygląda sprawa Jakuba Janiaka. Był on żołnierzem i zginął na froncie, ale rodzinie nie udało się odnaleźć jego mogiły, więc jego nazwisko znalazło się na tablicy pamiątkowej obok nazwiska brata Andrzeja zabitego w Kowalewicach. Podsumowując : 11 września 1939 roku w Kowalewicach zostało zabitych 17 mieszkańców wsi i 5 mieszkańców Ozorkowa. Pełny tekst na tablicy pamiątkowej: OFIAROM FASZYZMU HITLEROWSKIEGO ZOMORDOWANYM 11.09.1939 ROKU BARTCZAK JÓZEF JANIAK JAKUB KOCIAK ANDRZEJ GRANOSIK STANISŁAW KOCIAK STANISŁAW STASIAK JÓZEF MICHALAK ANTONI LISIECKI JAN MICHALAK STANISŁAW ŁASZCZEWSKI FELIKS MICHALAK FRANCISZEK KOŃCZAREK EDWARD GIERAGA FRANCISZEK KOPROWSKI JAN SĘK FRANCISZEK STEGLIŃSKI JÓZEF SĘK JAN SOBCZAK JÓZEF
SĘK JÓZEF BANASIAK JÓZEF JANIAK IGNACY KRZEWIŃSKI STANISŁAW JANIAK ANDRZEJ STAŃCZYK MARIAN JANIAK FRANCISZEK FRĄTCZAK KAZIMIERZ CZEŚĆ ICH PAMIĘCI KOMITET BUDOWY POMNIKA ZBOWID OZORKÓW II KOWALEWICE PRZY PR.GRN w CHOCISZEWIE Ten Pomnik Pamięci Narodowej wg. słów Stanisława Sobczaka został zbudowany i odsłonięty we wrześniu 1958 roku. "Była to niedziela i w uroczystości brało udział wielu ludzi. Byli członkowie ZBOWiD-u, przedstawiciele Gminnej Rady Narodowej w Chociszewie, wojsko z jednostki w Leźnicy Wielkiej, mieszkańcy Kowalewic i okolic, rodziny pomordowanych. Żołnierze oddali salwę honorową, złożono wiązanki kwiatów, zapalono znicze". Do tej pory w najbliższą 11 września niedzielę przy pomniku odprawiana jest msza święta, członkowie ZBOWiD-u i władze Gminy składają wiązanki kwiatów. Przyjeżdża tu również młodzież szkolna na lekcje wychowania patriotycznego. To jeszcze nie cała historia tych wydarzeń. W stodole obok grobu zamordowanych, uwieziono kilkunastu mieszkańców wsi Orła. Tam Niemcy idąc od domu do domu zegnali wszystkich mieszkańców w pobliże miejsca gdzie stało działko przeciwpancerne wszyscy mieli być rozstrzelani. Uratowało ich wstawiennictwo Niemki mieszkanki wsi Orła i żony Polaka p. Janiny Zawadzkiej. Opowiedziała ona o udzieleniu przez mieszkańców Orłej pomocy rannemu żołnierzowi niemieckiemu. Wtedy Niemcy kobiety i dzieci zwolnili do domów, a mężczyzn pognali do Kowalewic. Zamknęli ich w stodole /pozostały po nich pamiątki, gdyż Polacy w obawie przed rewizją, pochowali w słomie wszystkie ostre narzędzia, jak noże, nożyczki, brzytwy/. Ci ludzie mieli być spaleni, o czym świadczy fakt, że stodoła została opasana łańcuchami. Ostatecznie we wtorek 12 września wszyscy zostali zwolnieni". Aby uzupełnić obraz tej ogromnej tragedii trzeba jeszcze opisać pogrzeb zabitych. Niestety pan Stanisław Gieraga nie wie kto wystarał się o zezwolenie na pogrzeb, ale pamięta, że po tygodniu takie zezwolenie otrzymali z Ozorkowa.
"Pogrzebem zajęły się kobiety żony i matki zabitych. Wydobyte z dołu ciała zostały ubrane i złożone do trumien, które rodziny zamówiły w Ozorkowie. Jedynie nikt się nie zgłosił po ciało Kazimierza Frątczaka, więc dla niego trumnę zbili z desek p.p. Janiakowie i pochowali go w lasku za domem, ale po paru dniach i ta trumna znalazła się na cmentarzu w Parzęczewie. Ciała trzech Ozorkowian: Stanisława Krzewińskiego, Józefa Banasiaka i Jana Lisieckiego rodziny zabrały i pochowały na cmentarzu w Ozorkowie. Grób jeden długi dół dla zmarłych kopały same kobiety. One też przewiozły trumny wozami z Kowalewic do Parzęczewa prosto na cmentarz. I tu nastąpiło szczególne wydarzenie kilku żołnierzy niemieckich pomagało kobietom przenieść trumny na cmentarz. Na cmentarzu zmarłych pożegnał ksiądz. Trumny w dole układano bardzo ciasno, a czasami jedna na drugiej. Zasypanie tej wspólnej mogiły też przypadło kobietom. Jeden lub dwa dni później grób na cmentarzu został przedłużony i spoczęły w nim ciała Jana Koprowskiego, Józefa Steglińskiego i Józefa Sobczaka. Obecnie, rodziny pomordowanych, wydzieliły niektóre groby, ale przez długi czas była to jedna wspólna mogiła.*