Popis w Jutrzence Tomasz Popis poprowadzi jako pierwszy trener seniorską drużynę MMKS-u Jutrzenka Płock w trzech ostatnich meczach sezonu 2014/2015. Zastąpił na tym stanowisku Jarosława Stawickiego i Marka Przybyszewskiego, którzy podali się do dymisji. Jutrzenka, podobnie jak rok i dwa lata temu, walczy o utrzymanie się w gronie pierwszoligowców. Jednym z rywali jest Sparta Oborniki. Właśnie z tym zespołem płocczanki przegrały wyjazdowy pojedynek w 19. kolejce spotkań. W ekipie gości zabrakło Aleksandry Rędzińskiej, która wprawdzie wyjechała na mecz wraz zresztą zespołu, jednak nie mogła wybiec na boisko z powodu braku ważnych badań lekarskich. Kilka dni po tym spotkaniu trenerski duet prowadzący Jutrzenkę od kilku sezonów oficjalnie złożył na ręce zarządu dymisję, która została przyjęta. Jak mówi wiceprezes zarządu ds. piłki ręcznej Piotr Dąbrowski, szkoleniowcy nie zgodzili się na złożoną im propozycję prowadzenia zespołu do końca trwających rozgrywek. Włodarzom klubu pozostało więc poszukiwanie nowego szkoleniowca, który mógłby poprowadzić zespół seniorek do końca sezonu. Pomocną dłoń w stronę Jutrzenki wyciągnęły władze Stowarzyszenia Kultury Fizycznej Wisła Płock, z prezesem Markiem Wolińskim na czele. Tymczasowym trenerem zespołu rozgrywającego swe mecze w hali sportowej SP 16 został bowiem związany z grupami młodzieżowymi SKF-u Tomasz Popis. Jak długo potrwa jego przygoda z Jutrzenką, okaże się po zakończeniu obecnych rozgrywek.
Wnuczek ulepszony, ale nieskuteczny W ciągu dwóch dni na terenie działania Komendy Miejskiej Policji w Płocku doszło do ośmiu prób oszustwa zmodyfikowaną metodą na wnuczka. Oszuści przedstawiali się swoim ofiarom jako oficerowie Centralnego Biura Śledczego. Przestępcy kontaktowali się telefonicznie ze swoimi potencjalnymi ofiarami, mówiąc, że prowadzą śledztwo przeciwko osobom wymuszającym pieniądze od starszych osób. Rzekomi policjanci z CBŚ potrzebowali pieniędzy, aby uniemożliwić działalność grupy przestępczej. Żaden z indagowanych w tej sprawie seniorów nie dał się jednak nabrać, zgłaszając sprawę policji. Po raz kolejny apelujemy do seniorów, aby nie dali się oszukać. Żaden funkcjonariusz nie będzie żądał pieniędzy w związku z prowadzoną sprawą mówi rzecznik prasowy płockiej policji Krzysztof Piasek. Środki ostrożności należy zachować również przy korzystaniu z bankowości internetowej, ponieważ oszuści również za pomocą Internetu dokonują oszustw. Przesyłają komunikat do właściciela konta z informacją, aby dla bezpieczeństwa logował się na koncie przy użyciu kodu z karty kodów jednorazowych. W ten sposób oszust uzyskuje dostęp do konta i dokonuje wypłaty pieniędzy. Pomarańczowa wiosna trwa Drugie zwycięstwo w drugim meczu rundy wiosennej odniosły piłkarki nożne Królewskich. Tym razem płocczanki pokonały na własnym boisku Orliki Jeruzal 6:0.
Początek spotkania nie był szczególnie udany dla miejscowych, które potrzebowały piętnastu minut, aby poukładać swoją grę i znaleźć drogę do bramki swoich przeciwniczek. Wynik meczu otworzyła Angelika Materek, która zdecydowała się na grę, chociaż na przedmeczowej rozgrzewce skręciła kostkę (na domiar złego miała pękniętą kość w okolicach nosa). Kilka minut po zdobyciu bramki napastniczka Królewskich opuściła jednak plac gry, a w jej miejsce pojawiła się Daria Kusa. Bardzo aktywna była reprezentantka Polski U-15 Julia Krawczyk, która zdobyła drugiego gola dla pomarańczowych po wymanewrowaniu bramkarki gości. Wynik pierwszej części gry ustaliła Dominika Przybyszewska, która wykorzystała rzut karny podyktowany za zatrzymanie piłki ręką przez jedną z przyjezdnych. W drugiej części spotkania obraz gry nie uległ zmianie. Płocczanki wciąż dyktowały warunki, spokojnie rozgrywając piłkę. Zawodniczki z Jeruzalu początkowo umiejętnie się broniły w końcu jednak sposób na defensywę przyjezdnych znalazła Daria Nowak. Kolejne bramki padły po strzałach Dominiki Przybyszewskiej i Darii Nowak. W trzeciej wiosennej kolejce spotkań ekipa Królewskich zmierzy się w Garwolinie z tamtejszą Wilgą. Pomarańczowe mają szansę udowodnienia, że dwie wygrane na początek rundy rewanżowej nie były jedynie dziełem przypadku, ale efektem dobrze przepracowanego okresu przygotowawczego. KS Królewscy Płock AP Orliki Jeruzal 6:0 (3:0) Bramki: Materek (16.), Julia Krawczyk (32.), Przybyszewska 2 (39. i 65.), Nowak 2 (60. i 67.) KS Królewscy: Hućko, Lisiewska (60. Marciniak), Wojtkowska, Przybysz, Majerowska, Łyzińska, Krawczyk (45. Stradomska), Świt, Przybyszewska, Materek (24. Kusa, 66. Mikołajewska), Nowak
Trzynastka nie przyniosła pecha Celowo nie podaję tego numeru, by nie zapeszać mówił Janusz Radgowski przed startem do trzynastego etapu wyprawy z Watykanu do Wadowic. Wszystko jednak poszło zgodnie z planem. Przed startem do etapu z Ravenny do Lido delle Nazioni Ferrara członkowie wyprawy Każdy ma swój Mount Everest skorzystali z gościny księdza Pawła Szczepaniaka w rzymsko-katolickiej parafii w Ravennie. Nasi maratończycy wrócą w to miejsce po pokonaniu 54-kilometrowej trasy, podczas której Janusz Radgowski rozpocznie swoją walkę z Via Romanie, słynną drogą, z której korzystają ciężarówki i inne ciężkie pojazdy chcące uniknąć opłaty za korzystanie z autostrady. Jeżeli będzie bardzo niebezpiecznie, nie będę ryzykował, ale kawałek podjadę naszym autem zapowiadał Janusz Radgowski. Przecież w wyprawie Każdy ma swój Mount Everest nie chodzi o to, by stać się szaleńcem i męczennikiem. Najważniejszy cel tej eskapady to przecież pomoc dla Klaudusi Kamińskiej. Przed wjazdem na Via Romanie swoją pomoc dla Janusza Radgowskiego zaoferowali włoscy policjanci. Spotkanie z nimi okazało się bardzo przyjemne. A asysta na trasie niezwykle dyskretna. Początek wydawał się stosunkowo spokojny. Z czasem jednak na trasie pojawiało się coraz więcej ciężkich pojazdów. Miejscem postoju tym razem stał się Port Garibaldi. Tam właśnie można było napić się małej kawy i porozmawiać z rybakami, ciężko pracującymi ludźmi morza. Niektórzy brali mnie za Jugosłowianina. Większość rybaków pozdrawia mnie jednak słowami Viva Polacco. Mówię wam, jak w takich chwilach mocno i radośnie bije moje serce. Jestem dumny z Polski i Polaków mówi Janusz Radgowski. Mój kierowca Janusz okazał się urodzonym marynarzem i wilkiem morskim. Gdy postój dobiegł
końca, ekipa ruszyła w dalszą trasę. Mimo stale rosnącego ruchu i wysokiej temperatury, w końcu udało się dotrzeć do mety w Lido delle Nazioni Ferrara. Janusz bohaterem włoskiej prasy Janusz Radgowski, który na wózku inwalidzkim pokonuje trasę z Watykanu do Wadowic, nie mógł nie zwrócić uwagi miejscowych mediów. Napisała o nim jedna z włoskich gazet. Po jedenastym etapie nasz maratończyk spotkał się z Brenadetą Grochowską, prezes Związku Polaków z Ceseny oraz jej synami Zakariaszem i Mario. I udał się z nimi na wspólny posiłek. Mario jesteś super. Dziękuję za pomoc i ochronę mówił Janusz po tym spotkaniu do jednego z braci Grochowskich. Twój brat Zakary też jest super. Dziękuję za wybranie pizzy. Sosu pikantnego nigdy nie zapomnę Etap dwunasty z Riccione Rimini do Ravenny liczył 55 kilometrów. Tuż przed startem kolejne niespodziewane, aczkolwiek miłe spotkanie. Tym razem z polskimi uczniami i trójką ich opiekunów Ireną, Moniką i Krzysztofem. Oczywiście, cała grupa z wypiekami na twarzy słuchała o eskapadzie Każdy ma swój Mount Everest i o Klaudusi Kamińskiej. I każdy obiecał pomoc na miarę swoich możliwości. Janusz Radgowski odwdzięczył się pamiątkowymi plakatami z numerem konta Klaudii. Kiedy Janusz ruszał na trasę, termometr pokazywał zaledwie 17 stopni. Później temperatura skoczyła do 26. Na szczęście w przetrwaniu pomagał specjalny sportowy strój. Dziękuję firmie Vitesse za ubranie, które doskonale sprawdza się na
trasie mówił Janusz. Szczególne słowa uznania należą się pani Gabrysi za dopasowanie stroju do moich potrzeb. Trasa okazała się dość szybka. A chwilami nawet niebezpieczna. To była ostra jazda bez trzymanki. W końcu jednak udało się dotrzeć do mety. Zmęczony jestem raczej ciepłem lejącym się z nieba, niż pracą rąk na drodze. Czuję się bardzo dobrze mówił Janusz na mecie. Po czym zabrał się za posiłek konsumowany w cieniu biało-czerwonej flagi. Ghionea wydobrzeje na Puchar Polski Valentin Ghionea, który z powodu kontuzji swój udział w meczu z Chrobrym Głogów zakończył już w trzeciej minucie, powinien być gotowy do gry za niespełna dwa tygodnie. Biegnący do kontrataku rumuński prawoskrzydłowy został nieprzepisowo powstrzymany przez Adama Babicza. Zawodnik Chrobrego za ten faul ukarany został jedynie żółtą kartką. Mimo wysiłków sztabu medycznego Wisły Dżony nie wrócił już do gry. Wstępne diagnozy mówiły o urazie żeber, ale na dokładniejsze informacje w sprawie zdrowia Valentina Ghionei trzeba było zaczekać na wyniki szczegółowych badań. Ostatecznie okazało się, że grający w Wiśle Rumun ma jedynie dość mocno stłuczone żebra. Wyklucza to wprawdzie jego udział w meczu rewanżowym z Chrobrym w Głogowie, który odbędzie się w piątek, 17 kwietnia, ale nie uniemożliwia występu w turnieju Final Four Pucharu Polski, który odbędzie się na warszawskim Torwarze 25-26 kwietnia. W imprezie wezmą udział, oprócz Wisły, również Górnik Zabrze, Azoty Puławy i Vive Tauron Kielce.
To nie był gwałt 32-latek podejrzany o korzystanie z nierządu został objęty dozorem policyjnym. Grozi mu kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Policjanci z Płocka przed kilkoma dniami otrzymali zgłoszenie o gwałcie, do jakiego rzekomo miało dojść w jednym z mieszkań. Na miejscu zdarzenia zastali trzech mężczyzn i kobietę. Druga z kobiet, rzekoma ofiara gwałtu, zabrana została do szpitala. Policjanci ustalili, że trzej mieszkańcy Sierpca w wieku 25, 26 i 31 lat spotkali się z dwiema kobietami wynajmującą to mieszkanie 19-latką i 21-latką z powiatu Bielsko Biała (ona właśnie przewieziona była do szpitala). Wszyscy uczestnicy zabawy byli pod wpływem alkoholu. Cztery obecne w mieszkaniu osoby zostały przewiezione do policyjnego aresztu. Funkcjonariusze wydziału dw. z przestępczością przeciwko życiu i zdrowiu ustalili, że nie doszło do żadnego gwałtu. Obie kobiety świadczyły usługi towarzyskie. Rychło okazało się, że korzyści materialne wynikające z tego faktu czerpał 32-latek z Sochaczewa. Po przesłuchaniu przedstawiono mu zarzut czerpania korzyści z nierządu. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Prokurator zdecydował o zastosowaniu w stosunku do niego dozoru policyjnego. Zakazał również zbliżania się do obu kobiet. Mężczyźnie za czerpanie korzyści z nierządu grozi od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.
Janusz i jego prawa ręka Janusz Dziesiąty etap wyprawy z Watykanu do Wadowic zaczął się dla Janusza Radgowskiego dość pechowo pozostawieniem plecaka na stacji paliw. Na szczęście udało się go odnaleźć. Później było już wszystko zgodnie z planem. Dziewiątego dnia swej ekspedycji Janusz miał do pokonania 49 kilometrów z Fermo do Angeli di Varano. Zanim jednak ruszył w drogę, by przemierzając kolejne kilometry, podziwiać piękne widoki, towarzyszący mu Mercedes Vaneo przeszedł solidną kąpiel. Droga do Angeli di Varano pełna była podjazdów i zjazdów. Trzeba było mieć oczy szeroko otwarte, aby nie nabawić się kontuzji. Na długich i stromych podjazdach nasz maratończyk zawsze mógł liczyć na pomoc kierowcy Mercedesa Janusza, który kilka razy pomagał mu w złapaniu oddechu. Trudność potęgowała wysoka temperatura powietrza, sięgająca 24 stopni w cieniu. Co jakiś czas Janusz uzupełniał izotoniki. Bardzo dziękuję Jatomi Fitness z Płocka za zaopatrzenie w to niezwykle cenne źródło energii mówi Janusz Radgowski. Janusz uznał, że Angeli di Varano to raczej camping niż miasto, ale przyznał jednocześnie, że widoki były tak cudowne, że miał ochotę przejechać cały świat. Kolejny nocleg ponownie w Loreto u polskich Nazaretanek. A 11 kwietnia Janusz wyruszył na 42-kilometrową trasę z Angeli di Varano do Mondolfo Pesaro e Urbino. Chociaż dzień wcześniej długo nie mógł zasnąć, był świeży, rześki i zrelaksowany. Oczekiwał, że po drodze natknie się na kilka górek, ale miał pewność, że poradzi sobie z nimi. Nie przewidział tylko
jednego. Po ośmiu kilometrach,zorientowałem się, że mój plecak z lekami i innymi ważnymi rzeczami został na stacji paliw, gdzie byłem w toalecie relacjonuje maratończyk. Na szczęście jest Janusz, kierowca. Pojechał w te pędy i odnalazł zgubę. Jak widać to nie tylko kierowca, ale człowiek, który jest zawsze tam, gdzie trzeba. Na szczęście Janusz Radgowski szybko doszedł do siebie po tej przygodzie i można było ruszyć w dalszą drogę. W wielu z mijanych miasteczek ludzie przyjaźnie machali zarówno do naszego maratończyka, jak i jego ekipy. Kolejną spotkaną po drodze Polką była pani Sylwia, która we Włoszech jest ze swym mężem Marokańczykiem Karimem oraz ich kilkumiesięcznym synkiem. Dwunastego kwietnia Janusz Radgowski ruszył na 50-kilometrowy etap z Mondolfo Pesaro e Urbino do Riccione Rimini. Po raz kolejny nasza ekipa spotkała się z mieszkającą i pracującą we Włoszech Polką tym razem z panią Kasią. Miłe dla Janusza było również spotkanie z miejscowym kolarzem, które przypomniało mu, że sam również przed laty uprawiał ten sport. Na trasie etapu do Rimini Janusz podziwiał pełne uroku mosty i estakady, podkreślając jednocześnie dbałość o bezpieczeństwo, widoczną praktycznie na każdym kroku. SMS ograł faworyta, Jutrzenka poległa w Wielkopolsce Piłkarki ręczne płockiego SMS-u po raz kolejny udowodniły, że we własnej hali potrafią być groźne dla każdego rywala. Tym
razem przekonała się o tym ekipa kobierzyckiego KPR-u. Niestety, Jutrzence nie udał się wyjazd do Obornik Wielkopolskich. Miejscowa Sparta okazała się lepsza od płocczanek. Początek pojedynku SMS-u z KPR-em upłynął pod znakiem zaciętej gry bramka za bramkę. W pierwszych sześciu minutach aż czterokrotnie na świetlnej tablicy pojawiał się wynik remisowy. W końcu jednak płocczanki wzięły sprawy w swoje ręce, uzyskując sześciobramkową przewagę. KPR nie zamierzał tanio sprzedawać skóry i zdołał zniwelować prawie wszystkie straty. Koniec pierwszej części należał jednak do miejscowych, które po 30 minutach gry prowadziły trzema oczkami. Po przerwie SMS spokojnie kontrolował przebieg gry, nie pozwalając swoim przeciwniczkom na złapanie kontaktu. Największy wkład w utrzymanie korzystnego rezultatu miała świetnie dysponowana rzutowo Aleksandra Rosiak. Poza nią po przerwie na listę strzelców wpisało się jeszcze pięć zawodniczek. Każda z nich po jednym razie. SMS ograł ekipę z Kobierzyc trzema bramkami. Co ciekawe, zawodniczki KPR-u po zmianie stron nie wykorzystały trzech rzutów karnych. Stwierdzenie, że to właśnie decydowało o końcowym rezultacie byłoby jednak zbytnim uproszczeniem. Podobnym uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że Jutrzenka przegrała wyjazdowe spotkanie ze Spartą Oborniki z powodu braku Aleksandry Rędzińskiej. Płocka rozgrywająca, która grywa też na lewym skrzydle, wybrała się z resztą ekipy do Wielkopolski, jednak okazało się, że nie może wystąpić z powodu braku aktualnych badań lekarskich. Dla Wielkopolanek pojedynek z ekipą prowadzoną przez trenerów Jarosława Stawickiego i Marka Przybyszewskiego był walką o życie. Ewentualna porażka praktycznie przekreślała ich nadzieje na utrzymanie się w gronie pierwszoligowców. Wygrana dawała jeszcze cień szansy na pozostanie na zapleczu PGNiG
Superligi. Nic dziwnego, że Sparta zaczęła od bardzo mocnego uderzenia, błyskawicznie uzyskując pięciobramkową przewagę. Jutrzenka również miała o co walczyć, więc szybko zabrała się do odrabiania strat. Niewiele do powiedzenia miała tym razem Karolina Mokrzka, która od pierwszych minut była pilnowana indywidualnie, jednak doskonale spisywała się Marta Krysiak. To głównie dzięki niej płocczanki walczyły do końca o korzystny dla siebie rezultat. Na początku drugiej połowy przegrywały tylko jedną bramką, a pod koniec tej części gry dwiema. Niestety, podopieczne trenerów Jarosława Stawickiego i Marka Przybyszewskiego w decydujących momentach nie były w stanie opanować nerwów na tyle, aby doprowadzić do remisu i odwrócić losy meczu. SMS Płock KPR Kobierzyce 24:21 (14:11) SMS: Sarnecka, Seweryn Piwowarczyk, Urbaniak 5, Senderkiewicz 1, Kwiecińska 2, Świerżewska 5, Rosiak 9, Nosek, Szczechowicz 1, Trzaska, Urbańska 1, Suchy KPR: Olejnik Wójt, Przydacz, Barczak 1, Skalska 3, Wojda 1, Tórz 2, Szumna 2, Kaźmierska 6, Szymańska 1, Kuchczyńska 1, Linkowska 4, Pękalska