Podwójny brąz płockiej judoczki Dorota Smorzewska z UKS Judo Sensei Płock sięgnęła po dwa brązowe medale seniorskich Mistrzostw Polski indywidualnie i drużynowo (w barwach AZS AWF Wrocław). Rozgrywane już po raz 58. Mistrzostwa Polski odbywały się tym razem w Katowicach. Dla Doroty Smorzewskiej to kolejny w tym roku występ w prestiżowych zawodach. W kwietniu wywalczyła ona indywidualnie srebrny medal Młodzieżowych Mistrzostw Polski. Drużynowo sięgnęła po złoto, startując wraz z ekipą wrocławską. Trzykrotnie sięgała po piąte miejsce zawodów Pucharu Świata w Londynie, Sindelfingen i Bratysławie. Seniorskie Mistrzostwa Polski były więc dla płocczanki idealną okazją do potwierdzenia wysokiej formy i sportowej klasy. Dorota w pierwszej rundzie miała wolny los, dzięki czemu zaczęła występy od ćwierćfinału, w którym pokonała rzutem na wazami Barbarę Gdańską z Gwardii Opole. W walce o awans do finału judoczka UKS Sensei trafiła na Agatę Perenc z Polonii Rybnik. Utytułowana przeciwniczka, wielokrotna medalistka międzynarodowych zawodów najwyższej rangi wygrała walkę przed czasem, a Dorota trafiła do finału repasaży, gdzie pokonała Martynę Martynowicz z Gwardii Opole. Płocczanka powtórzyła więc swój ubiegłoroczny rezultat z MP seniorów. Dorota wystartowała też w rywalizacji drużynowej, wypożyczona przez ASZ AWF Wrocław. I tu również sięgnęła po brązowy medal.
Sukces Gedeona! Tym razem w Czechach! W ostatni weekend w Pradze odbyły się Międzynarodowe Mistrzostwa Czech K-1. Pojechało na nie trzech zawodników płockiego Gedeona. Zawody odbywały się w ciągu jednego dnia co ze względu na dużą ilość walk do stoczenia było bardzo obciążające dla zawodników. Eliminacje trwały od godziny 8 rano do 16, a ostatnie walki odbywały się podczas zorganizowanej z rozmachem gali finałowej. Ring, światła, muzyka, wielki telebim i wspaniałe walki stworzyły spektakularny spektakl nie gorszy od wielu profesjonalnych gal. Trochę inne zasady walki panujące na Czeskich ringach zdecydowanie dodały walkom widowiskowości. Dozwolone przechwyty, więcej możliwych technik oraz bardziej liberalne podejście do klinczu i przede wszystkim dodatkowe trzy punkty za każdy knockdown poprawiły czytelność oraz dynamikę walk. Finały odbywały się bez kasków i co oczywiste przy wspaniałej oprawie i licznie zgromadzonej miejscowej publiczności. Splendoru dodawały wręczane na ringu pasy Międzynarodowego Mistrza Czech w K-1. Jako pierwszy do ringu wszedł Dawid Wysokiński który w ćwierćfinale skrzyżował rękawice z zawodnikiem gospodarzy. Walka zakończyła się szybciej niż wszyscy się spodziewali bo w pierwszej rundzie płocczanin kolanem z wyskoku rozciął nos zawodnikowi do Czech który po tej akcji nie był zdolny do dalszej walki. W półfinale Dawid zmierzył się z zawodnikiem z Polski. Od początku do końca kontrolował przebieg walki trzymając dystans i punktując swojego przeciwnika. Ostatecznie wygrał jednogłośnie na punkty awansując do finału. Tu po raz kolejny Wysokiński mierzył się z Polakiem, który przewyższał naszego zawodnika doświadczeniem. Z rundy na rundę płocczanin rozkręcał, ale niestety decyzją sędziów przegrał na punkty
zostając ostatecznie wicemistrzem Czech. Drugi nasz zawodnik Piotr Woźnicki rozpoczął zmagania od walki z zawodnikiem gospodarzy. Piotr w trzeciej rundzie rozbił gardę przeciwnika i kopnięciem w głowę sprawił, że ten już się nie podniósł. Kolejna walka to znakomity początek naszego zawodnika, który już 10 sekundach znokautował rywala. Walka półfinałowa rozpoczęła się dla Piotra bardzo dobrze. Przez pierwsze dwie rundy kontrolował walkę i gdy wszyscy myśleli że spokojnie ją wygra Czech dwukrotnie powalił płocczanina na deski. Niestety walka zakończyła się po drugim liczeniu co oznaczało 3. miejsce dla zawodnika Gedeona. Ostatni i zarazem najmłodszy zawodnik, Krystian Wasilewski turniej rozpoczął znakomicie. W pierwszej walce wygrał po mocnym low-kicku z zawodnikiem Czech. Walka półfinałowa również z reprezentantem gospodarzy stała na wysokim poziomie, niestety Krystian po pierwszej wygranej rundzie zbyt mocno się rozluźnił i przeciwnik to wykorzystał, wygrywając na punkty. Ostatecznie płocczanin zajął 3. miejsce. Walki były naprawdę ciężkie, więc tym bardziej możemy być zadowoleni ze swoich wyników mówi Dawid Wysokiński. Jest pewien niedosyt gdyż zabrakło naprawdę mało aby wygrać ostatnią walkę zarówno u mnie jak i u Piotra. Dwie wygrane juniorek, zwycięstwo kadetek Bardzo dobrze spisała się grająca we własnej hali ekipa MUKS Volley. Płocczanki wygrały dwa mecze z GLKS-em Nadarzyn i jeden ze Spartą Warszawa.
Klub prowadzony przez trenera Jerzego Chęcińskiego zmierzył się z nadarzyniankami w rozgrywkach juniorek i kadetek. Juniorki zaczęły swój mecz doskonale. Dzięki świetnej zagrywce zespół z Płocka bez większych problemów wygrał dwa pierwsze sety. Kiedy wydawało się, że spotkanie powinno skończyć się gładkim 3:0, przyjezdne otrząsnęły się z letargu i wygrały trzecią partię. Czwarta odsłona meczu zaczęła się od prowadzenia miejscowych 11:3 i 16:9. Niestety, coś załamało się w grze Volleya, a GLKS doprowadził do remisu 22:22. Na szczęście ostatnie słowo należało do zawodniczek trenera Jerzego Chęcińskiego, które wygrały cały pojedynek, 3:1. Konfrontacja płockich kadetek z rówieśniczkami z GLKS-u Nadarzyn nie miała praktycznie żadnej historii. Miejscowe raziły swoje rywalki doskonałą zagrywką, a w ataku dysponowały bez porównania większą siłą. Nic więc dziwnego, że gładko wygrały 3:0. Konfrontacja juniorek ze Spartą I Warszawa zakończyła się, podobnie jak potyczka z GLKS-em, wygraną płocczanek 3:1. Chociaż wynik był podobny jak dzień wcześniej, przebieg obu meczów różnił się dość istotnie. Tym razem miejscowe po wygraniu pierwszej partii, oddały swoim przeciwniczkom drugiego seta. Trzecia partia wygrana przez zawodniczki Volleya dawała nadzieję na zwycięstwo za trzy punkty. W decydującej odsłonie miejscowe prowadziły już 11:3, ale pozwoliły rywalkom doprowadzić do remisu 17:17. Na szczęście płocczanki zachowały więcej zimnej krwi, wygrywając seta, co dało im zwycięstwo w całym spotkaniu 3:1.
Podwójna strata SMS-u. Siedemnastolatka bohaterką Słupska SMS przegrał u siebie ze Spartą Oborniki różnicą aż dziesięciu bramek. Poważnej kontuzji doznała rozgrywająca zespołu z Płocka Aleksandra Rosiak. Siedmiobramkową porażkę zanotowała w Słupsku Jutrzenka. Aż dziesięć goli dla Słupi zdobyła Patrycja Firkowska. Trener Sparty obawiał się przede wszystkim duetu najlepiej rzucających zawodniczek pierwszej ligi. Aleksandra Rosiak i Patrycja Świerżewska w dwóch pierwszych meczach sezonu 2014/2015 zdobyły aż 39 goli. Ta druga po dziesięciu minutach meczu miała na koncie już cztery celne rzuty. Nieco słabiej weszła w mecz Aleksandra Rosiak, która w tym samym czasie tylko raz wpisała się na listę strzelców. I nie zdołała już powiększyć swego bramkowego konta. Kończył się pierwszy kwadrans gry, gdy rozgrywająca SMS-u upadła na ziemię, walcząc z rywalką o piłkę. Po chwili zeszła z boiska, prosząc o zmianę. Wtedy jeszcze nikt nie spodziewał się, że sprawa może być tak groźna. Tymczasem okazało się że Ola doznała poważnej kontuzji śródręcza. Ze wstępnej diagnozy wynika, że może być to nawet złamanie. Więcej informacji na ten temat powinniśmy poznać w poniedziałek. Po zejściu Aleksandry Rosiak gra SMS-u zaczęła się załamywać. Płocczanki zdołały jednak dotrwać do przerwy z minimalnym, jednobramkowym prowadzeniem. Głównie dzięki Patrycji Świerżewskiej, która w pierwszych 30 minutach sześciokrotnie wpisywała się na listę strzelców. Taktyka Sparty na drugą połowę wydawała się aż nadto oczywista. Oborniczanki wyłączyły z gry Patrycję Świerżewską, skutecznie odcinając ją od podań. W tej sytuacji rolę egzekutorki przejęła na siebie Aleksandra Kwiecińska, jednak brakowało zawodniczki, która byłaby odpowiedzialna nie tylko
za zdobywanie bramek, ale i za kreowanie ofensywnych poczynań SMS-u. Początkowo zespół z Płocka nie dawał za wygraną, ale z czasem przewaga Sparty stawała się coraz wyraźniejsza. Trener Andrzej Marszałek, widząc bezradność swoich podopiecznych, poprosił o czas, a po wznowieniu gry wpuścił na parkiet aż cztery zawodniczki obserwujące dotychczas poczynania swoich koleżanek z ławki rezerwowych. Ten manewr niczego jednak nie zmienił. Po końcowej syrenie przewaga Sparty wynosiła aż dziesięć oczek. SMS Płock Sparta Oborniki Wlkp. 22:32 (12:11) SMS: Sarnecka, Seweryn Urbaniak 1, Kwiecińska 7, Świerżewska 8, Dworczak 2, Rosiak 1, Nosek 1, Warda 1, Sucha 1, Roguska, Lipok, Szczechowicz, Suszek, Bałdyga Sparta: Kochańska, Niezgodzka Filoda 7, Niedzielska 5, Łakomy 1, Wasiak 2, Gładecka 4, Racka 5, Kaczkowiak, Żołyniak 3, Zwolińska 3, Durka 2 Tylko trochę lepiej spisała się Jutrzenka, która w niedzielę rozgrywała wyjazdowy mecz ze Słupią Słupsk. Zaczęło się zupełnie nieźle dla przyjezdnych, które dość szybko objęły dwubramkowe prowadzenie. Niestety, miejscowe szybko otrząsnęły się z początkowego niepowodzenia i to one zaczęły nadawać ton wydarzeniom na boisku. Pierwsze skrzypce w ekipie Słupi grała Patrycja Firkowska. Ta zaledwie siedemnastoletnia zawodniczka spisywała się doskonale, zdobywając w całym meczu aż dziesięć bramek. Po pierwszej połowie miejscowe miały zaledwie trzy bramki przewagi, co zapowiadało niemałe emocje w drugiej odsłonie. Niestety, Słupia po przerwie dość szybko ustawiła sobie grę, uzyskując bezpieczną dla siebie różnicę bramkową. Skończyło się na siedmiu oczkach na korzyść słupszczanek, chociaż w pewnym momencie ich przewaga wynosiła nawet dziewięć goli. MKS Słupia Słupsk MMKS Jutrzenka Płock 28:21 (14:11) Słupia: Łoś, Biernaczyk Firkowska 10, Łazańska 8, Trawczyńska 4, Kaczanowska 2, Cieśla 2, Budnicka 1, Ilska 1 oraz Dominiak, Lisiecka, Domaros, Wiśniewska, Kowalczuk.
Jutrzenka: Dobrowolska, Pietrzak Pawłowska, Waszkiewicz 3, Mokrzka 5, Jasińska, Krysiak 7, Kwasiborska, Stasiak 3, Salamandra, Rędzińska 1, Homonicka 2 Nafciarze walczyli dzielnie, ale polegli W słynnej Palau Blaugrana Wisla stoczyła pełen emocji pojedynek z legendarną Barceloną. Gospodarze wygrali różnicą pięciu bramek, ale podopieczni trenera Manolo Cadenasa nie muszą wstydzić się swojej postawy. FC Barcelona zagrała bez Siarheia Rutenki i Victora Tomasa, Wisła zagrała osłabiona brakiem Mariusza Jurkiewicza i Miljana Pusicy. Wyrównane siły? Nie do końca, bo Katalończycy dysponują nieporównanie dłuższą ławką rezerwowych. A przede wszystkim mają w swoim składzie zawodników, którzy są w stanie w pojedynkę rozstrzygać losy meczów. A jednak lepiej zaczęli płocczanie, którzy w pewnym momencie prowadzili już nawet 5:2. Gospodarze szybko jednak opanowali sytuację i wyszli na niewielkie prowadzenie. Nafciarze nie dawali za wygraną i utrzymywali wynik oscylujący wokół remisu. Gdy zakończyła się pierwsza połowa, Barcelona prowadziła zaledwie jedną bramką. Po zmianie stron gospodarze w końcu odskoczyli na kilka bramek, wykorzystując zmęczenie swoich przeciwników. Na środku rozegrania pojawił się Ivan Nikcević, ale tym razem nie do końca spełnił oczekiwania trenera Manolo Cadenasa. Na słowa uznania zasłużyli za to Tiago Rocha i Nemanja Zelenović. Obaj zdobyli po pięć bramek, mocno dając się we znaki barcelońskiej defensywie. Żaden z nich nie mógł jednak równać się z Nikolą Karabaticiem i Kiriłem Lazarowem, którzy zdobyli ponad połowę
bramek dla swego zespołu. Już w środę, 8 października Wisła zagra na wyjeździe z ubiegłorocznym zwycięzcą Ligi Mistrzów SG Flensburg- Handewit. Zdecydowanymi faworytami i tym razem będą rywale ekipy prowadzonej przez trenera Manolo Cadenasa. Możemy się jednak spodziewać, że nafciarze i tym razem pokażą lwi pazur. FC Barcelona Orlen Wisła Płock 30:25 (13:12) Barcelona: De Vargas, Sarić Arino 1, Sigurdsson 1, Miralles, Saubich 2, Noddesbo 4, Sorhaindo, Entrerrios 2, Sarmiento 2, Gurbindo, Morros, Karabatić 8, Jallouz 1, Lazarov 9 Orlen Wisła: Corrales, Wichary Racoțea 2, Tioumentsev 1, Ghionea 3, Rocha 5, Syprzak 4, Zelenović 5, Nikcević 1, Daszek, Wiśniewski, Kwiatkowski, Montoro 4 Świetny początek Mon-Polu Inauguracja sezonu 2014/2015 w wykonaniu płockich koszykarek wypadła bardzo okazale. Podopieczne trenerów Ireneusza Jasińskiego i Michała Mrówczyńskiego pokonały faworyzowaną ekipę z Warszawy. AZS Uniwersytet Warszawski nie ukrywa w tym sezonie mocarstwowych aspiracji, sięgających nawet awansu do ekstraklasy. Tydzień przed startem pierwszoligowych rozgrywek warszawianki w wielkim stylu wygrały turniej o puchar prezydenta Płocka. Akademiczki wygrały wówczas z Mon-Polem aż 90:54, co stawiało je w roli zdecydowanych faworytek sobotniej konfrontacji. Niewiele osób zdawało sobie jednak sprawę, że turniejowa katastrofa płocczanek była tak naprawdę zasłoną dymną. Sztab szkoleniowy Mon-Polu tydzień temu dał swojej ekipie wyraźne zadanie wprowadzić rywalki w błąd, nie pokazując
pełni swoich umiejętności. Miejscowe zagrały bez Agnieszki Wierzbickiej. Jej absencja tłumaczona była drobnym urazem. Również Karolina Sikorska nie była w pełni sił, o czym świadczyć mogły liczne tejpy na jej nodze. Pojedynek, który inaugurował nowy sezon, nie rozpoczął się korzystnie dla płocczanek. Już w pierwszej kwarcie zaczęła zarysowywać się nieznaczna przewaga AZS-u, która w drugich dziesięciu minutach gry wzrosła aż do czternastu oczek. Wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się więc przemawiać na korzyść warszawianek. A jednak Po przerwie drużyna prowadzona przez trenerów Ireneusza Jasińskiego i Michała Mrówczyńskiego. Miejscowe od pierwszej akcji trzeciej kwarty mocno wzięły się za odrabianie strat. Na efekty nie trzeba było czekać. Przed rozstrzygającymi dziesięcioma minutami AZS prowadził już tylko sześcioma oczkami. Końcówka meczu należała do miejscowych, które doprowadziły do remisu, a w decydujących momentach zachowały więcej zimnej krwi i to one mogły cieszyć się z wygranej. Mon-Pol Płock AZS Uniwersytet Warszawski 58:53 (13:19, 8:16, 13:6, 24:12) Płock: Pytlarczyk 19, Lichomska 16, Sikorska 9, Janas 7, Wierzbicka oraz Kutycka 7, Urbaniak. AZS UW: Romanek 13, Radomska 12, Marciniak 7, Pawłowska 4, Bieniek 2 oraz Sobczyńska 6, Zabielewicz 4, Owczarek 3, Jankowska 2, Opolska Zdjęli historyczną klątwę
Piłkarze Wisły po raz jedenasty grała w Łodzi z tamtejszym Widzewem. I po raz pierwszy zdołała odnieść zwycięstwo. Bramkę na wagę trzech punktów zdobył Marko Radić. Stadion przy ul. Piłsudskiego do tej pory był dla zespołu z Płocka zaczarowany. Na dziesięć meczów zaledwie dwa remisy i aż osiem porażek. Sobotni pojedynek miał być więc okazją do przełamania fatalnej passy. Tym bardziej, że łodzianie w lidze nie zachwycają. W pierwszych dziesięciu kolejkach wygrali zaledwie jeden mecz, a pięć zremisowali. Władze Widzewa przed meczem z Wisłą podziękowali za dotychczasową pracę Włodzimierzowi Tylakowi, a jego miejsce na trenerskiej ławce zajął Rafał Pawlak. Widzewscy działacze liczyli na efekt nowej miotły. Płocki sztab szkoleniowy tymczasem miał nadzieję, że zawodnicy zrobią wszystko, aby zrehabilitować się za poniesioną w fatalnym stylu porażkę na własnym obiekcie z Arką Gdynia. W pierwszej fazie meczu nieznaczną przewagę mieli miejscowi. Niewiele jednak z tego wynikało, bo ich celowniki były totalnie rozregulowane. Pierwszy celny strzał oddali dopiero w 41. minucie. Wisła nie była pod tym względem lepsza. Wręcz przeciwnie, bo w pierwszych 45. minutach Dino Hamzić pozostawał praktycznie bezrobotny. Po zmianie stron zmieniła się również sytuacja na boisku. Zawodnicy Wisły, którzy w pierwszej połowie skupiali się głównie na pilnowaniu dostępu do własnej bramki, w końcu sami zaczęli szukać okazji do zdobycia gola. Udało im się kwadrans przed końcem meczu dzięki przytomności umysłu Marko Radicia, który wykorzystał precyzyjne dośrodkowanie z rzutu rożnego. Gospodarze mieli nadzieję, że uda im się zmienić niekorzystny
dla nich wynik, ale skrzydła podciął im Bartłomiej Kasprzak, który musiał opuścić boisko, gdy po raz drugi zobaczył żółtą kartkę. Wisła zdołała więc utrzymać skromne prowadzenie do końcowego gwizdka. Dzięki temu drużyna prowadzona przez trenera Marcina Kaczmarka odniosła historyczne, pierwsze zwycięstwo z Widzewem w Łodzi. Tym cenniejsze, że pozwalające wrócić do pierwszoligowej czołówki. Okazję do potwierdzenia, że należy im się wysokie miejsce płocczanie będą mieli już w sobotę 11 października. Tego dnia o 16.00 Wisła podejmować będzie legnicką Miedź. Widzew Łódź Wisła Płock 0:1 Bramka: Radić (76.) Widzew: Hamzić Mroziński, Nowak, Augustyniak, del Toro (79. Warchoł) Wrzesiński, Kasprzak, Injac, Kwiek (71. Došljak), Broź (60. Janiec) Rybicki Wisła: Kiełpin Stefańczyk, Sielewski, Radić, Hiszpański Janus (90. Kaczmarek), Góralski, Kostrzewa, Wlazło (60. Ruszkul), Kacprzycki (77. Stępiński) Iliev Żółte kartki: Kwiek, Wrzesiński, Kasprzak i Augustyniak (Widzew) oraz Kostrzewa i Wlazło (Wisła) Czerwona kartka: Kasprzak (81. za drugą żółtą) Sędziował: Dawid Bukowczan (Żywiec) Weekend pełen emocji Wyjazdowy mecz szczypiornistów Wisły z Barceloną to dla płockich kibiców najważniejsze sportowe wydarzenie zbliżającego się weekendu. Ale nie jedyne.
W niedzielę, 5 października o 12.30 w słynnym Palau Blaugrana płocka Wisła zagra z najbardziej utytułowaną drużyną w historii piłki ręcznej. Chociaż większości fanów klub ze stolicy Katalonii kojarzy się z piłką nożną, jednak ma on również doskonałą sekcję handballową, która ma na swoim koncie ponad 20 trofeów zdobywanych nie tylko w Europie. Xavi Pascual, który prowadzi Dumę Katalonii, zebrał w swoim zespole zawodników, którzy uważani są za najlepszych na świecie. Nikola Karabatić, Kiril Lazarov, Gudjon Valur Sigurdsson to gracze, którzy nie wymagają żadnej rekomendacji. Wielokrotni mistrzowie Hiszpanii chcą w tym roku sięgnąć po zwycięstwo w Lidze Mistrzów. I na pewno należy zaliczyć ich do grona faworytów tych elitarnych rozgrywek. Teoretycznie Wisła jest więc z góry skazana na porażkę, ale przecież piękno sportu polega na tym, że nie wszystko da się do końca przewidzieć. W meczowym protokole na mecz z FC Barcelona znajdą się: bramkarze: Marcin Wichary, Rodrigo Corrales i Adam Morawski; kołowi: Kamil Syprzak, Tiago Rocha i Zbigniew Kwiatkowski; skrzydłowi: Ivan Nikčević, Adam Wiśniewski, Valentin Ghionea i Michał Daszek oraz rozgrywający: Miljan Pušica, Dan-Emil Racoțea, Alexander Tioumentsev, Angel Montoro i Nemanja Zelenović. W składzie nie ma, niestety, Mariusza Jurkiewicza, który wciąż leczy kontuzję. W składzie Barcelony na mecz z Wisłą znajdą się prawdopodobnie: bramkarze: D.Sarić, G.de Vargas i Perez, kołowi: J.Noddesbo i C.Sorhaindo; skrzydłowi: G.V.Sigurdsson, A.Arino, A.Miralles i J.Saubich oraz rozgrywający: N.Karabatić, W.Jallouz, R.Entrerrios, D.Sarmiento, K.Lazarov, E.Gurbindo i V.Morros de Agila. Na wyjeździe swoje pierwszoligowe spotkanie rozgrywać będą również piłkarze nożni Wisły. Podopieczni trenera Marcina Kaczmarka zagrają w sobotę, 4 października o 16.00 w Łodzi z tamtejszym Widzewem. Dla ekipy z Płocka to wyjątkowo
niewygodny rywal. Wisła grała na al. Piłsudskiego dziesięciokrotnie, a tylko raz udało się jej zremisować. Czy podopieczni trenera Marcina Kaczmarka w końcu przełamią to fatum? Kolejnym płockim zespołem, który ligowych punktów szukał będzie na wyjeździe, jest MMKS Jutrzenka. Pierwszoligowe szczypiornistki w trzeciej kolejce spotkań zmierzą się w Słupsku z tamtejszą Słupią. Drużyna prowadzona przez trenerów Jarosława Stawickiego i Marka Przybyszewskiego potrafiła już przywozić stamtąd punkty. Szczególnie, gdy mecz odbywał się w pierwszej fazie sezonu, a miejscowe miały kłopoty ze skompletowaniem składu. Niewykluczone, że podobnie będzie i teraz. Piłkarki ręczne SMS-u zagrają w hali Politechniki Warszawskiej ze Spartą Oborniki. Wprawdzie w poprzednim sezonie Wielkopolanki były dwukrotnie górą, ale obecne rozgrywki wykonaniu ekipy trenera Andrzeja Marszałka wyglądają zupełnie inaczej. Płocczanki wygrały dwa mecze i na pewno nie stoją na straconej pozycji również w trzecim. Mecz SMS Płock Sparta Oborniki Wlkp. odbędzie się w hali Politechniki Warszawskiej w sobotę o 16.00. Również w sobotę, ale o 14.30 w hali sportowej Zespołu Szkół nr 1 przy ul. Piaska 5 swój pierwszoligowy sezon 2014/2015 zainaugurują koszykarki Mon-Polu. Płocczanki w pierwszej kolejce będą musiały stawić czoła ekipie AZS Uniwersytetu Warszawskiemu. Stołeczne akademiczki dysponują w tym roku mocną ekipą. Boleśnie przekonały się o tym płocczanki podczas turnieju o puchar prezydenta Płocka. Chociaż podopieczne trenerów Ireneusza Jasińskiego i Michała Mrówczyńskiego grały we własnej hali, nie miały nic do powiedzenia. Zespół z Warszawy wygrał zdecydowanie 90:54 (24:8, 22:15, 24:17, 20:14). Sztab trenerski płockiego zespołu po ubiegłotygodniowym turnieju nie ukrywał, że najpoważniejszym problemem są urazy
kluczowych zawodniczek Karoliny Sikorskiej i Agnieszki Wierzbickiej. Jest jednak nadzieja, że do soboty wszystko wróci do normy. Aż dwa mecze rozegrają w ten weekend juniorki Volleya. Na parkiet wyjdzie również ekipa kadetek tego klubu. W sobotę o 17.00 prowadzona przez trenera Jerzego Chęcińskiego drużyna juniorek zmierzy się z GLKS-em Nadarzyn. Już dwie godziny później czyli o 19.00 do walki staną również kadetki Volleya, które również zmierzą się z GLKS-em Nadarzyn. Na sobocie siatkarskie emocje w naszym mieście się nie skończą. W niedzielę o 17.00 MUKS Volley Płock podejmował będzie Spartę I Warszawa. Wszystkie spotkania płockich siatkarek rozegrane zostaną w hali sportowej Szkoły Podstawowej nr 23 w Płocku. Wisła zastopowana. A Barca czeka Zamiast łatwej zdobyczy punktowej był twardy bój o każdy centymetr parkietu. Na domiar złego zakończony zupełnie niezgodnie z oczekiwaniami. Czyli remisem. O tym, że Wisła miała wygrać bez większych problemów może świadczyć fakt, że w meczowym protokole znalazło się miejsce, po raz pierwszy w obecnym sezonie, dla Mateusza Piechowskiego. Jeśli trener Manolo Cadenas myślał o wpuszczeniu na boisko najmniej doświadczonego ze swoich zawodników, to znak, że nie spodziewał się jakichkolwiek komplikacji. Życie potrafi jednak płatać różne figle.
Mecz w Orlen Arenie miał szczególny smaczek dla prowadzącego mielecką Stal Pawła Nocha wychowanka Wisły, który w Płocku zaczynał swoją przygodę ze sportem. Sam jako zawodnik nigdy nie miał okazji zagrać w nowej płockiej hali. Mógł jednak poprowadzić swój obecny zespół do sensacyjnego remisu. Mielczanie wiele do zawdzięczenia mają swojemu serbskiemu bramkarzowi Nebojsy Nokoliciovi, który bronił z nieprawdopodobnym wyczuciem. Jego łupem padały rzuty po kontratakach, z akcji pozycyjnych. Obronił też siódemkę egzekwowaną przez Thiago Rochę. Wiele pracy w powstrzymywanie zawodników odpowiedzialnych w Wiśle za zdobywanie branek włożył Mirosław Gudz. Walczył z Kamilem Syprzakiem, i Tiago Rochą. Problem w tym, że stanowczo za często robił to niezgodnie z przepisami. Albo łapał w pół naszych graczy, albo (co widać na naszym zdjęciu) bronił w polu bramkowym. Co ciekawe, jeden z sędziów uznał, że postawienie nogi w polu nie stanowi złamania przepisów. Tyle można odpowiedział na uwagę zwróconą mu przez płockich fotografów. Remis dla Stali był wynikiem doskonałym. Dla Wisły wręcz przeciwnie. Mielczanie zapewne długo jeszcze żyć będą w euforii, tymczasem płocczanie powinni wykasować ze swej pamięci to, co stało się we wtorkowy wieczór i zacząć myśleć o niedzielnym meczu Ligi Mistrzów. Po raz pierwszy dane im bowiem naprzeciwko nafciarzy stanie słynna FC Barcelona. Zapewne kibice z Płocka, którzy wybiorą się na ten mecz, śpiewać będą Naszej Wisły nie pokona nawet słynna Barcelona. Co innego jednak przyśpiewka, a co innego boiskowa rzeczywistość. Chociaż, jak pokazała w Płocku Stal Mielec, życie lubi płatać figle. Orlen Wisła Płock Stal Mielec 25:25 (13:13) Orlen Wisła: Wichary, Corrales Kwiatkowski, Tioumentsev 5, Pusica 1, Ghionea 2, Syprzak 3, Zeljenović 5, Nikcević 1, Wiśniewski 1, Racotea 2, Rocha 2, Daszek 3, Montoro Stal: Nikolić Wilk 2, Szpera 6, Adamuszek 6, Gudz, Gliński
1, Krzysztofik 1, Chodara, Kostrzewa 3, Janyst 4, Sobut 2 Fantastyczni kibice i kiepscy piłkarze To, co na trybunach pokazali fani Wisły, godne było czołowych zespołów T-Mobile Ekstraklasy. Ale boiskowe wyczyny piłkarzy wołały o pomstę do nieba. W sezonie 2013/2014 Arka walczyła o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Teraz rozpaczliwie broni się przed spadkiem. Wydawało się więc, że Wisła powinna w miarę spokojnie rozprawić się z gdynianami i powiększyć swoje punktowe konto. Chociaż w środę Wisła rozgrywała mecz Pucharu Polski z GKS-em Tychy (odpadając po rzutach karnych), nie było mowy o zmęczeniu, bo większość zawodników podstawowego składu obserwowała pucharową kompromitację z ławki rezerwowych bądź nawet z trybun. W spotkaniu z gdynianami Wisła nie stworzyła sobie wielu klarownych okazji do zdobycia gola. Najbliżej szczęścia był Dimitar Iliev, lecz po jego strzale świetnie spisał się Łukasz Skowron. Po strzałach Łukasza Kacprzyckiego, Jacka Góralskiego i Piotra Wlazły piłka mijała bramkę Arki. Zdecydowanie najbliżej zdobycia gola był w tej części gry Michał Szubert, który poradził sobie z Pawłem Magdoniem i Sewerynem Kiełpinem, ale mając przed sobą pustą bramkę, trafił w słupek. Po zmianie stron gdynianie, widząc wyjątkową nieporadność miejscowych, postanowili zaatakować nieco odważniej. Pod bramką Seweryna Kiełpina zaczęło robić się coraz goręcej. W końcu Michał Szubert wykorzystał swoją drugą szansę, chociaż znalazł się w sytuacji nieporównanie cięższej niż przed przerwą.
Wisła miała jeszcze czas, aby doprowadzić co najmniej do wyrównania. Ale nie udało się. Pokonanie Arki dawało podopiecznym trenera Marcina Kaczmarka drugie miejsce w pierwszoligowej tabeli. Po porażce płocczanie spadli na ósmą pozycję. Mogą ją poprawić już w sobotę, 4 października. Tego właśnie dnia, o 16.00, zmierzą się w Łodzi z tamtejszym Widzewem. Chociaż po spadkowiczu została właściwie już tylko nazwa, jednak wciąż należy się z nim liczyć. I podejść do meczu z należytą uwagę i pełną koncentracją. Wisła Płock Arka Gdynia 0:1 (0:0) Bramka: Szubert (76.) Wisła: Kiełpin Stefańczyk, Magdoń, Radić, Hiszpański Janus, Góralski, Kostrzewa (83. Ruszkul), Wlazło (69. Krzywicki), Kacprzycki (77. Stępiński) Iliev Arka: Skowron Kowalski, Alan, Sobieraj, Warcholak Sulewski (6. Vinícius), Łukasiewicz, Ława, Lech (89. Gláuber), Wojowski (61. Jagiełło) Szubert Żółte kartki: Warcholak, Ława (Arka) Sędziował: Mariusz Złotek (Stalowa Wola) widzów: 2500