MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:



Podobne dokumenty
William Marrion Branham

w lutym 1956 Georgetown, Indiana. William Marrion Branham

kwietnia 1947 Oakland, Kalifornia. William Marrion Branham

Stan ø po stronie Jezusa

William Marrion Branham

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax: +420 (0)

maja 1951 Calvary Temple, Los Angeles. William Marrion Branham

2 MÓWIONE S~OWO zarzucali sprawÿ czeków, które byy wypisane na t kampaniÿ; jednakowoœ oni twierdzili, Œe one s moje i chcieli pobraø ode mnie pewn kwo

William Marrion Branham

William Marrion Branham

marca 1954 Chicago, Illinois. William Marrion Branham

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax: +420 (0)

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax: +420 (0)

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

Pytania i odpowiedzi na temat. MojŒeszowej.

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

pa dziernika 1955 Chicago, Illinois. William Marrion Branham

William Marrion Branham

William Marrion Branham

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

William Marrion Branham

William Marrion Branham

William Marrion Branham

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

Pytania i odpowiedzi

Pytania i odpowiedzi na temat Hebrajczyków, czÿ ø II

Pytania i odpowiedzi

Pytania i odpowiedzi

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ Tel./Fax: Mobil:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax: +420 (0)

William Marrion Branham

Pytania i odpowiedzi

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

Pytania i odpowiedzi

William Marrion Branham

Cover: Jezus Chrystus, Ten Sam Wczoraj, Dzisiaj I Na Wieki. Kazn. William Branham

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax: +420 (0)

William Marrion Branham

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO. GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

pa dziernika 1958 Jeffersonville, Indiana. William Marrion Branham

William Marrion Branham

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

Narodziny Pana Jezusa

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO. GUTY 74, Smilovice, CZ Tel./Fax: Mobil:

DROGA KRZYŻOWA TY, KTÓRY CIERPISZ, PODĄŻAJ ZA CHRYSTUSEM

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

PIERWSZA PIECZ Ø 115. Pierwsza Piecz

Ref. Chwyć tę dłoń chwyć Jego dłoń Bóg jest z tobą w ziemi tej Jego dłoń, Jego dłoń

REGULAMIN KOšCIO~A 849

PI TNO BESTII 1. Pi tno Bestii

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax: +420 (0)

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

Tischner KS. JÓZEF. Opracowanie Wojciech Bonowicz

JAK ROZMAWIAĆ Z BOGIEM?

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ tel./fax:

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ Tel./Fax: Mobil:

Powołani do Walki EFEZJAN 6:10-24

William Marrion Branham

Uzdrawiająca Moc Ducha Świętego

Jak mam uwielbiać Boga w moim życiu, aby modlitwa była skuteczna? Na czym polega uwielbienie?

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ Tel./Fax: Mobil: krzok@volny.cz

SP Klasa V, Temat 17

Rozdział 6. Magiczna moc

Biblia dla Dzieci. przedstawia. Kobieta Przy Studni

Biblia dla Dzieci przedstawia. Kobieta Przy Studni

KRYTERIUM WYMAGAŃ Z RELIGII. Uczeń otrzymujący ocenę wyższą spełnia wymagania na ocenę niższą.

9 STYCZNIA Większej miłości nikt nie ma nad tę, jak gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich. J,15,13 10 STYCZNIA Już Was nie nazywam

Biblia dla Dzieci przedstawia. Bóg sprawdza miłość Abrahama

Tytu. Cztery prawdy, których powiniene wiedzie.

Reguła Życia. spotkanie rejonu C Domowego Kościoła w Chicago JOM

Bóg Ojciec kocha każdego człowieka

Wróżki Pani Wiosny. Występują: WRÓŻKA I WRÓŻKA II WRÓŻKA III WRÓŻKA IV WRÓŻKA V. Pacynki: MIŚ PTASZEK ZAJĄCZEK. (wbiega wróżka) PIOSENKA: Wróżka

Badania naukowe potwierdzają, że wierność w związku została uznana jako jedna z najważniejszych cech naszej drugiej połówki. Jednym z większych

MÓWIONE S~OWO GUTY 74, Smilovice, CZ Tel./Fax: Mobil: krzok@volny.cz

William Marrion Branham

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego

Nadzieja Patrycja Kępka. Płacz już nie pomaga. Anioł nie wysłuchał próśb. Tonąc w beznadziei. Raz jeszcze krzyczy ku niebu.

Słowo Boże na twoją drogę

Filadelfijski Wiek Kościoła (The Philadelphian Church Age)

STARY TESTAMENT. ŻONA DLA IZAAKA 8. ŻONA DLA IZAAKA

I Komunia Święta. Parafia pw. Św. Jana Pawła II Gdańsk Łostowice

Sardejski Wiek Kościoła (The Sardisean Church Age)

22 wspaniałe wersety z Biblii i ulubione opowiadania biblijne

Laodycejski Wiek Kościoła (The Laodicean Church Age)

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku

Najczęściej o modlitwie Jezusa pisze ewangelista Łukasz. Najwięcej tekstów Chrystusowej modlitwy podaje Jan.

ALLELUJA. Ref. Alleluja, alleluja, alleluja, alleluja. Alleluja, alleluja, alleluja, alleluja.

HISTORIA WIĘZIENNEGO STRAŻNIKA

Transkrypt:

PRZYJ CIE BO EJ OBMYšLANEJ DROGI Accepting God s Provided Way 63-0115 William Marrion Branham Poselstwo, wygoszone przez brata Williama Marriona Branhama we wtorek wieczorem, dnia 15. stycznia 1963 w Church Of All Nations, Phoenix, Arizona, USA. PodjŸto wszelkie wysiki, by dokadnie przenie ø mówione Poselstwo w j. angielskim z nagra na ta mach magnetofonowych do postaci drukowanej. Podczas korekty korzystano równieœ z nagra na ta mach w oryginalnym jÿzyku oraz z najnowszej wersji The Message z r. 2001. Niniejszym zostao opublikowane w penym brzmieniu i jest rozpowszechniane bezpatnie. Wydrukowanie tej ksi Œki umoœliwiy dobrowolne ofiary wierz cych, którzy umiowali to Poselstwo i Jego Sawne Przyj cie. Przetumaczono i opublikowano w latach 2001-2002. Wszelkie zamówienia naleœy kierowaø na adres: MÓWIONE S~OWO GUTY 74, 739 55 Smilovice, CZ tel./fax: 420 659 324425 E-mail: krzok@volny.cz http://www.volny.cz/poselstwo Ksi Œka ta nie jest przeznaczona na sprzedaœ.

2 PrzyjŸcie BoŒej obmy lanej drogi w ostatecznym czasie 1 [Zgromadzeni piewaj : Tylko Mu wierz _ wyd.] Jak siÿ powodzi, bracie Carl? Odsu cie to krzeso do tyu. W porz dku. Czy to jest moje? O, tutaj to jest, dobrze. OtóŒ, na pewno jest mi rzecz byø z powrotem w domu Pa skim dzisiaj wieczorem, a szczególnie w tym, bowiem moim przywilejem byo po wiÿciø ten dom Panu przed jakim czasem, kiedy nasz drogi brat Sharritt zbudowa ten budynek. I my my go po wiÿcili Panu do Jego suœby. I jest dobrze byø w domu BoŒym kiedykolwiek, nieprawdaœ? Jest to naprawdÿ piÿkne pomieszczenie. A tutaj na poudniu w tym chodnym polarnym pa mie, które _ gdzie jest^ Przyjechaem tutaj, by siÿ wydostaø z naszej chodnej pogody i dostaem siÿ wprost do tego. Powiedziaem ubiegego wieczora: Mam nadziejÿ, Œe nie przyniosem wam wszystkie te kopoty. OtóŒ, wy wiecie, mówi siÿ, Œe lato spÿdza tu swój zimowy odpoczynek. A byø moœe przysza tutaj zima, by popatrzeø na nie i zobaczyø, jak sobie tu radzi. Lecz jest dobrze byø tutaj, kiedykolwiek. 2 Zawsze odczuwaem pewien sentyment do Phoenix, juœ od maego chopca. Ja miujÿ Phoenix. Phoenix byo moim pierwszym miejscem, w którym gosiem ludziom, którzy nie byli biaej rasy, a byli to Indianie. Udaem siÿ w góry do ich rezerwatu. S dzÿ, Œe dzisiaj wieczorem s tutaj moœe ludzie, którzy pamiÿtaj, jak daem Bogu obietnicÿ na podium, Œe je li On uzdrowi alkoholika i kobietÿ choruj c na gru licÿ, to ja udam siÿ do rezerwatu, by usugiwaø Indianom. A oni mi to przypomnieli i oboje zostali uzdrowieni. WiŸc ja siÿ udaem do rezerwatu Apaczów, a tam Pan da nam wielkie zwyciÿstwo. Nie mogÿ sobie przypomnieø nazwiska tej pani, która tam zostaa uzdrowiona z choroby raka. Ja _ by to nadzwyczajny przypadek. Ona bya tam misjonark _ Zbory BoŒe, na ile to dobrze pamiÿtam. Szli my z ni _ Mitchell _ i^ To siÿ zgadza. Czy jest tutaj kto, kto by razem z nami na tym zgromadzeniu tam w górach w rezerwacie wówczas _ owego wieczora. My laem^ Tak, to siÿ zgadza. 3 My laem, Œe bÿdÿ musia wyst piø przeciw temu. Nie potrafiem im tego, co chciaem powiedzieø, wyja niø na tyle, aby to zrozumieli. Nigdy nie zapomnÿ tego wieczora. By tam^ Pewien czas po tym, kiedy tam gosiem przez chwilÿ i mówiem im o Chrystusie^ Staem na schodach sali misyjnej, a oni mieli to pomieszczenie pene, wiÿc ludzie stali wszÿdzie na zewn trz. Zatem, ja im zwiastowaem. I tego wieczora staa siÿ pewna znamienna rzecz _ by tam stary brat, Indianin, którego przynie li tam na desce gdzie nad ranem. I oni byli przemoczeni,

PRZYJ CIE BO EJ OBMYšLANEJ DROGI 3 poniewaœ przebrnÿli przez rzekÿ, przeprawili siÿ gdzie na drug stronÿ i przynie li go do pomieszczenia. Zapytaem siÿ tego modego czowieka _ powiedziaem: Czy siÿ nie boisz, Œe zachorujesz na zapalenie puc? On odrzek: Jezus Chrystus troszczy siÿ o mnie. Przyniosem mojego tatÿ. Dobrze. Zapytaem: Czy wierzysz, Œe on zostanie uzdrowiony? Tak. On trz s siÿ na skutek sparaliœowania. Dwaj modzi chopacy go przynie li. Pomodliem siÿ za tego starego mÿœczyznÿ. Po pewnej chwili usyszaem, jak kto krzyczy. Spojrzaem na dó. Ten stary czowiek mia t deskÿ na swoich plecach, chodzi dookoa i macha na kaœdego. Tylko prosta wiara, by wierzyø! To wszystko, czego trzeba. 4 Przypominam sobie mi star IndiankŸ tego wieczora _ ona miaa dugie warkocze, zwisaj ce w dó. Chodzia o kulach, a one byy zrobione prymitywnie _ wygl day jak kije od mioty z kawakiem deski dwa na cztery cale przybitej z góry i owiniÿtej szmatami. I rzeczywi cie, t nastÿpn, która przychodzia, bya^ Ona bya w kolejce modlitwy, podchodz cej z wnÿtrza budynku. Lecz podchodzi tam pewien mody chopiec Indianin, wygl da na bardzo mocnego modzie ca. On by^ Przepycha siÿ przez wszystkich, by siÿ dostaø do kolejki. I to biedne, stare stworzenie próbowao wysun ø swoje kije. Ona ogl daa dwa lub trzy uzdrowienia, zanim dostaa siÿ do kolejki. I ja sobie pomy laem, kiedy spojrzaa na mnie _ miaa duœe, gÿbokie zmarszczki, a zy toczyy siÿ jej po tych rozoranych zmarszczkami policzkach _ ja sobie pomy laem: Matka kogo. Nie powiedziaem jej ani sowa, ani siÿ za ni nie modliem, czy co takiego. Ona tylko patrzaa do góry na mnie. A kiedy to czynia, ona _ nagle podaa mi te kule i odesza normalnie, tak prosto. 5 Mój syn próbuje mnie ustawiø wa ciwie tu na podium. Czy syszycie teraz lepiej? Czytaem dzisiaj opowiadanie o wieprzu, którego zabrano do wi tyni. I s dzÿ, Œe zauwaœyli cie^ [Mikrofon jest ustawiany _ wyd.] Teraz syszycie lepiej, mimo wszystko. Tak wa nie toczy siÿ Œycie. Ono ma wiele problemów w sobie, mimo wszystko, nieprawdaœ? OtóŒ, ludzie stoj i _ my nie mamy _ nie chcemy zajmowaø na próœno czasu; aby my mogli pomóc, o ile moœliwe. Wy jeste cie takimi miymi lud mi, Œe ja _ chciabym po prostu dugo do was mówiø. Jeste my obecnie tutaj z wizyt w Spoeczno ci Biznesmenów Penej Ewangelii. A rejonowa konferencja odbÿdzie siÿ w Ramada, rozpocznie siÿ pod koniec tego^ Zobaczmy. Jaka to bÿdzie data? 24. _ od 24. do 28. w Ramada Inn. I bÿdzie tam kilku cudownych mówców: Brat Oral Roberts i wielu innych, i ja. Zawsze przeœywamy wspaniae chwile. A kiedy ludzie zejd

4 MÓWIONE S~OWO siÿ razem w ten sposób, to przeœywamy wspaniae chwile w tej Ramada Inn. 6 Byø moœe brat Oral Roberts i ja bÿdziemy tam usugiwaø w usudze uzdrawiania. Nie wiem na pewno. To byoby po prostu fajne, je li^ OtóŒ, jeszcze nigdy nie urz dzali my naboœe stwa wspólnie. Ja nie wiem, co on pomy li o urz dzeniu zgromadzenia _ on i ja wspólnie, lecz ja jestem ochotny. JeŒeli on zgodzi siÿ z tym, wiecie, to spróbujemy. A zatem bÿdziemy siÿ modliø za chorych. Je li zauwaœyli cie, nie urz dzali my naboœe stw uzdrowieniowych. Nie rozdawali my kart modlitwy ani niczego, z powodu ciœby w maych ko cioach. Wy wiecie, kiedy ludzie^ Niemal nie byo moœliwe wprowadziø ludzi do rodka ani wyprowadziø na zewn trz. A kiedy tak siÿ dzieje, powoduje to zbiorowisko zamieszania, a dowódca straœy poœarnej nie lubi tego. WiŸc my po prostu opu cili my usugÿ uzdrawiania w tych naboœe stwach i staraem siÿ przynosiø tylko proste, krótkie poselstwo Ewangelii do^ A wasza obecno ø i wspópraca ze mn, i wasze modlitwy za mn dodaj mi zachÿty, abym tutaj by. I mam nadziejÿ, Œe te krótkie poselstwa zachÿc was, aby cie szli naprzód i Œyli dla Chrystusa. 7 I ja zauwaœam, Œe czÿstokroø ludzie przechodz z ko cioa do ko cioa. I dziÿki temu zapoznajemy siÿ wszyscy i jeste my przyja nie usposobieni jedni wzglÿdem drugich. I ja to lubiÿ. MoŒemy tutaj byø równie dobrze na niebia skich miejscach, poniewaœ pielgrzymujemy wspólnie do tego miejsca, gdzie bÿdziemy razem w niebia skich miejscach _ w niebie. Pewnego dnia otrzymaem poczt trochÿ krytyki. MoŒe to potrwa pewien czas, zanim trochÿ dopasujemy wzajemnie nasze uczucia. KaŒdy kaznodzieja wie, Œe musi powiedzieø co innego, aby siÿ trochÿ dostroiø do suchaczy, a suchacze do niego. 8 By pewien^ Chrze cija scy biznesmeni opublikowali pewien artyku w swoim Gosie biznesmenów o maej^ My lÿ, Œe nazwiemy to po prostu wizj, a ona siÿ trochÿ odróœniaa od tych wizji, które ja miewam. Byem _ zostaem zabrany do góry z tego miejsca, gdzie siÿ znajdowaem _ nie wygl dao mi to o wiele wyœej, niœ po dach tego budynku. A tam byem na innym miejscu, gdzie zobaczyem wszystkich, którzy juœ st d odeszli. Wielu z was czytao ten artyku, oczywi cie. I tam _ potem On powiedzia mi, Œe to s _ kim oni s, a oni byli wszyscy znowu modzi i byli rzeczywisto ci. Zawsze obawiaem siÿ umrzeø. Nie baem siÿ, Œe pójdÿ do zguby, lecz nie chciaem byø duchem. Ja tylko^ Chciaem byø ludzk istot, bowiem zawsze rozumiaem jako czowiek, Œebym móg u cisn ø ludziom do. I my laem sobie: Co bÿdzie, kiedy siÿ tam dostanÿ i spotkam brata Rose, a on byby jakim maym biaym oboczkiem lub czym podobnym? A ja bym pozna jakim innym zmysem, Œe to jest brat Rose, lecz nie

PRZYJ CIE BO EJ OBMYšLANEJ DROGI 5 potrafibym mu u cisn ø doni i nie mógbym rozmawiaø z nim, wzglÿdnie^ I zastanawiaem siÿ: Czy nie byoby to okropne? Lecz pomy laem sobie: Gdybym potem powróci, oczywi cie, bÿdÿ mia dzia w zmartwychwstaniu. Nie przyszo mi na my l to miejsce Pisma, Œe je li ten ziemski przybytek zostanie zburzony, mamy juœ inny, który na nas czeka. 9 WiŸc owego poranka wstaem z óœka i pomy laem sobie: Chopcze, masz juœ piÿødziesi t lat. JeŒeli masz zamiar uczyniø co dla Pana, to siÿ raczej po piesz. Za chwilÿ bÿdziesz zbyt starym. I nagle zostaem zachwycony na pewne miejsce i mogem spojrzeø wstecz, i zobaczyem samego siebie, leœ cego tam na dole. Nigdy przedtem nie miaem takiego przeœycia. Wiele razy miaem wizje i widziaem samego siebie stoj cego gdzie, a potem^ O, jeœeli tego czowiek nie pojmuje, to sobie pomy li, Œe postrada swoje zmysy. Stoisz tutaj, a obserwujesz samego siebie tam. A potem znikasz st d i znajdujesz siÿ w swojej osobie tam. Jest to moœe daleko wstecz lub wiele lat naprzód, itd. Trudno to wyja niø. Nie moœna tego wyja niø. Nie moœesz wyja niø Boga. Musisz Mu wierzyø. Widzicie? JeŒeli to potrafisz wyja niø, to juœ nie jest wiara. Musisz temu po prostu wierzyø. 10 A kiedy On powiedzia mi _ widziaem wszystkich tych ludzi, a oni byli^ Oni mieli ciaa. Oni nie mogli zgrzeszyø. Ci mÿœczy ni i kobiety^ Te kobiety obejmoway mnie, a one byy kaœdym calem kobietami. Lecz tam nie byo Œadnej moœliwo ci popenienia znowu grzechu, poniewaœ (rozumiecie?) nasze cielesne gruczoy bÿd tam przemienione. My mamy^ Obecnie jeste my odmiennej pci, jest tak w celu rozmnaœania siÿ ludzi na ziemi i Œeby my mogli rodziø dzieci w naszych maœe stwach. Lecz tam nie bÿdzie to juœ wiÿcej potrzebne. Tam nie bÿd siÿ juœ rodziø dzieci. Nie bÿdziemy mieø gruczoów seksualnych w tym nowym wiecie, rozumiecie, w ogóle nie. Lecz kobieta bÿdzie kobiet z jej sylwetk, a tak samo mÿœczy ni bÿd mÿœczyznami. Lecz tam nie bÿdzie juœ wiÿcej mÿskiej i Œe skiej pci w ród nich, jak mamy je obecnie. Nie bÿd juœ mieli tych gruczoów, wiÿc szatan nie bÿdzie juœ mia Œadnej moœliwo ci wci gn ø ich w kolejny podstÿp. 11 WiŸc w tym zauwaœyem^ Te kobiety podbiegay i obejmoway mnie swoimi ramionami i mówiy: Nasz drogi bracie, tak bardzo siÿ cieszÿ, Œe jeste tutaj. OtóŒ, to byo zdumiewaj ce _ wszystkie byy mode i wszystkie byy najpiÿkniejszymi kobietami z dugimi wosami w dugich sukienkach, wiecie, w szacie _ w biaej jedwabnej szacie. I jak licznie one wygl day. NastŸpnie przyszli bracia, po prostu w^ Najprzystojniejsi mÿœczy ni, jakich kiedykolwiek widziaem. Wygl dao na to, jakby wszyscy byli w wieku dwudziestu lat, a ich oczy siÿ iskrzyy _ oni, o, oni byli kaœdym calem mÿœczyznami. I ja siÿ dziwiem. A oni mnie brali w ramiona i obejmowali mnie, i mówili: Nasz drogi bracie.

6 MÓWIONE S~OWO 12 Zastanawiaem siÿ, jak^ Spojrzaem wstecz na dó i mogem dostrzec samego siebie leœ cego jeszcze tam na óœku. Pomy laem sobie: To jest dziwne. A potem zapytaem siÿ^ Podesza do mnie naprawdÿ mia pani, zarzucia mi ramiona na szyjÿ i powiedziaa: O, bracie Branham, my siÿ tak cieszymy, Œe ty jeste tutaj, nasz drogi bracie. Patrzyem siÿ na ni, a ona odesza, a ten gos, który mówi do mnie, powiedzia: Czy jej nie poznajesz? Ja odrzekem: Ja _ nie poznajÿ. Ona miaa juœ ponad dziewiÿødziesi t lat, kiedy przyprowadzie j do Chrystusa. I tam ona bya _ najpiÿkniejsza istota z kobiet, na jak kiedykolwiek patrzyem. I powiedziaem: Nic dziwnego, Œe ona mówia: Drogi bracie. Rozumiecie? Ona siÿ juœ nigdy wiÿcej nie moœe zmieniø. Ona jest tak na ca wieczno ø. Ja powiedziaem: PragnŸ zobaczyø Jezusa! Byo mi powiedziane: On znajduje siÿ wyœej. Pewnego dnia On przyjdzie i ty bÿdziesz s dzony na podstawie Ewangelii, któr gosie, poniewaœ ty bye liderem. Ja zapytaem: OtóŒ, czy Pawe musi byø s dzony przez jego tum? On odrzek: Tak. WiŸc ja rzekem: Ja gosiem t sam EwangeliŸ, któr on gosi. Zwiastowaem j dokadnie tak, jak on j zwiastowa. A miliony gosów krzyczay: My na tym polegamy. 13 Potem staa siÿ dziwna rzecz. Dawniej miaem maego wierzchowca i nazywaem go Prince. I jak bardzo kochaem tego maego konia. KaŒdego rana objeœdœaem na nim moje sida, zanim szedem do szkoy. I ujrzaem tego maego wierzchowca podchodz cego do mnie, i on pooœy swoj gowÿ na moim ramieniu, i zarœa. Poklepaem go po szyi. Powiedziaem: Prince, wiedziaem, Œe ty bÿdziesz tutaj. Poczuem, Œe co liœe moj do. By to mój stary pies na kuny. Odprowadza mnie do szkoy, przynosi mi odzienie, chodzi ze mn na polowanie. Powiedziaem: Prince, czy Fritz, wiedziaem, Œe ty równieœ bÿdziesz tutaj. A potem odczuem, Œe co siÿ dzieje. Powracaem. 14 Byo to opublikowane w Gosie chrze cija skich biznesmenów. A pewien kaznodzieja napisa mi niedawno, on powiedzia: CeniŸ sobie tÿ wizjÿ, bracie Branham. Brzmiao to wszystko bardzo dobrze, dopóki nie uczynie wzmianki o koniach. Niebo jest zgotowane dla ludzkich istot. W niebie nie ma takiej rzeczy, jak konie. OtóŒ _ odrzekem _ odpowiedziaem mu: Bracie, ja wcale nie mówiem, Œe byem w niebie. Zapytaem siÿ tam, gdzie jest Jezus, a On by jeszcze wyœej. Dalej rzekem: Lecz gdyby ci to trochÿ pomogo _ w ksiÿdze Objawienia jest powiedziane, Œe kiedy Jezus opu ci Niebiosa

PRZYJ CIE BO EJ OBMYšLANEJ DROGI 7 niebios, On jecha na biaym koniu, a cae zastÿpy niebia skie jechay za Nim na biaych koniach. Rozumiesz? ^?^ WiŸc one zstÿpoway z Niebios nieba. 15 I czuem siÿ tak dobrze z powodu jednej rzeczy _ kiedy zacz em wracaø, On mi powiedzia: Wszystkich, których kiedykolwiek miowae i wszystkich, którzy kiedykolwiek miowali ciebie, Bóg da tobie. Pewnego wietlanego dnia tam po drugiej stronie bÿdzie to inne. Ja po prostu nie mogÿ^ Nie moœecie pozwoliø na to, suchacze, aby cie ominÿli to miejsce. Nie pozwólcie na to. Cokolwiek czynicie, zróbcie^ Nie bójcie siÿ. Nie trzeba siÿ wcale obawiaø. Nie ma siÿ czego baø. O, kiedy pomy laem, Œe muszÿ powracaø, zasmucio mnie to. Czy bÿdÿ musia znowu powróciø? Czy bÿdÿ musia powróciø do tego, czego siÿ baem? Rozumiecie? Potem, kiedy wejdziemy do zmartwychwstaego ciaa, bÿdziemy je ø i piø. Oni nie jedli, ani nie pili. Nie mieli potrzeby spoœywania pokarmu i picia. Oni nigdzie nie szli i oni nie byli zmÿczeni. To byo po prostu^ Nie mam sowa, którym mógbym siÿ posuœyø. Byo to doskonae _ to nie wyraœa tego cakiem. Byo to co ponad to, co my nazywamy doskonaym. Oni tam wa nie przybyli _ o to chodzio _ na to miejsce, i to byo cudowne. 16 WiŸc _ o, suchajcie, przyjaciele. My lÿ, Œe jestem przy zdrowych zmysach i ja _ wiem, Œe to brzmi dziwnie. Lecz nigdy nie potrafiem ani nie próbowaem wyja niø ludziom tych spraw. Wiele rzeczy, które s ^ To jest ponad wszelkie wyja nianie. I tylko wprowadzicie ludzi w zamieszanie. Lecz gdybym to potrafi, a odczuwaem, Œe tak trzeba uczyniø, byoby to alarmuj ce. Lecz zwróøcie na to uwagÿ. Ja to mówiÿ. Nie bójcie siÿ. šmierø jest po prostu strachem, próbuj cym was powstrzymaø od czego. Moi drodzy, jest to tak chwalebne. PrzewyŒsza to wszystko, co sobie potraficie pomy leø. Nic dziwnego, Œe Biblia mówi: Czego oko nie widziao i czego ucho nie syszao i co na serce ludzkie nie wst pio, to nagotowa Bóg dla tych, którzy Go miuj. O, tylko spójrzcie poza kurtynÿ czasu. Od tego czasu staram siÿ jeszcze bardziej niœ kiedykolwiek przedtem w moim Œyciu pozyskiwaø ludzi dla Chrystusa. Nie moœecie sobie pozwoliø na to, aby cie to zaprzepa cili. Nie przegapcie tego. Upewnijcie siÿ, Œe jeste cie w porz dku z Bogiem, a wszystkie rzeczy bÿd w porz dku. 17 OtóŒ, mam tutaj zapisanych kilka notatek i my laem, Œe bÿdÿ gosi trochÿ dzisiaj wieczorem w oparciu o nie. I my lÿ, Œe jutro wieczorem bÿdziemy na pónoc st d, okoo dwudziestu mil st d lub wiÿcej _ Mesa _ my lÿ, Œe to jest Mesa. Czy tak? Mesa _ Mesa^ A potem, nastÿpnego wieczora w Tempe; Tempe. I ja _ mam plan podróœy tutaj w mojej kieszeni _ z tego dokumentu, który mi da brat Williams, lecz byem do ø zajÿty. Po prostu tego jeszcze nie przegl dn em. Billy po prostu przychodzi i zabiera mnie i mówi: Jedziemy tam-a-tam i tam-a-tam, i wnet wyruszamy. I kiedy przyjadÿ tutaj, to on próbuje mnie udawiø.

8 MÓWIONE S~OWO 18 OtóŒ, czy wszyscy czuj siÿ naprawdÿ religijnie? Powiedzcie Amen, jeœeli siÿ tak czujecie. To jest naprawdÿ dobre. To fajne. Pochylmy teraz nasze gowy, jak juœ uczynili my, a tak samo nasze mae zmysy humoru i wyraœania siÿ. Jeste my dzieømi i zbieramy siÿ i rozmawiamy jako dzieci, i my^ Nawet Bóg ma poczucie humoru, wiecie. WiŸc pochylmy nasze gowy teraz i módlmy siÿ do Niego, zanim bÿdziemy czytaø Jego Sowo. Kiedy mamy pochylone nasze gowy, czy s tutaj tacy, którzy maj pro bÿ o modlitwÿ? Oznajmijcie to przez podniesienie swoich r k. Niech was Bóg bogosawi. Sko my teraz nasze gowy. 19 Nasz Niebia ski Ojcze, my przychodzimy do Twojej Obecno ci teraz, kiedy pochylamy nasze gowy i nasze serca w pokorze. PrzybliŒamy siÿ we wierze ponad ksiÿœyc i gwiazdy do tronu BoŒego w Imieniu Pana Jezusa, bo jeste my pewni, Œe je li przychodzimy w Jego Imieniu, to Ty nas wysuchasz. BŸdziemy przyjÿci do Twojej Obecno ci przez Jego ImiŸ. I jaki to jest przywilej, kiedy wiemy, Œe jeste my przyjÿci do Obecno ci BoŒej dziÿki Imieniu Jezus Chrystus. A On nam powiedzia, Ojcze, Œe o cokolwiek prosiliby my w Jego Imieniu, to Ty w Twojej obfito ci miosierdzia i aski wybaczysz nasze grzechy i dasz nam nasze pragnienie. Ojcze, tak bardzo cieszymy siÿ z tego. Nie ma Œadnej innej rzeczy, o której mogliby my pomy leø, która byaby wiÿkszym przywilejem, niœ mieø ten przywilej. Dla nas obywateli Ameryki byoby wielkim przywilejem podej ø do naszego prezydenta. Musieliby my jednak przebrn ø przez wiele rzeczy, aby móc podej ø do prezydenta tylko na krótk chwilÿ czasu _ aby mu zaj ø chwileczkÿ z jego bardzo zajÿtego planu. Musieliby my przej ø przez urzÿdy, musieliby my przechodziø róœnymi drogami, musieliby my jasno oznajmiø nasze powody, i musieli by nas przeegzaminowaø, zanim byby nam dany ten przywilej. 20 Lecz kiedy pomy limy o tym, Œe Bóg, Stwórca niebios i ziemi czeka na nas, aby my siÿ przybliœyli _ my, niegodni grzesznicy. On czeka, Œeby my przyszli w Imieniu Pana Jezusa i zapewnia nas, Œe nam bÿdzie dane to, o co prosimy, jeœeli tylko wierzymy _ Œe nam to bÿdzie dane. Potem bÿdziemy bacznie zwracaø uwagÿ na nasze pro by i wiemy, Œe nie mówiliby my gupio czy nie prosiliby my gupio. A je li tak uczynili my, modlimy siÿ, Œeby nam Ty wybaczy, Panie. Modlimy siÿ dzisiaj wieczorem o askÿ dla kaœdej z tych r k, które byy podniesione. Niechby im byy dane ich pro by, Panie. Niechby czuli t pewno ø w swoich sercach w tej chwili, Œe kiedy jeste my w Twojej Obecno ci, to^ Kiedy otworzymy nasze oczy i podniesiemy nasze gowy z tego prochu, z którego Ty nas uksztatowae, oby my odczuwali t zakotwiczon pewno ø, Œe nam byo dane to, o co prosili my. 21 Chcieliby my prosiø za tymi, Panie, którzy s byø moœe w tym budynku dzisiaj wieczorem, którzy jeszcze nie weszli do Twej Obecno ci

PRZYJ CIE BO EJ OBMYšLANEJ DROGI 9 w modlitwie, by prosiø o wybaczenie grzechów. Niechby to by ten wieczór, w którym co bÿdzie powiedziane albo co zostanie uczynione, albo Duch šwiÿty uczyni co, co sprawi, Œe ich serca zadrœ i poprosz o t przebaczaj c askÿ. Uzdrów chorych, Panie. Modlimy siÿ, Œeby im Ty da t pewno ø dzisiaj wieczorem, Œe modlimy siÿ modlitw wiary i ona uzdrowi chorych. Bowiem mogliby my powiedzieø i dodaø, Œe to jest TAK MÓWI PAN, bo to jest napisane w Sowie Pa skim. 22 Zatem, Ojcze, modlimy siÿ, aby Ty pobogosawi te krótkie uwagi, które byy przedoœone dzisiaj tutaj do Twego Sowa. Zaczerpnij z tego czytanego tekstu kontekst dla kaœdego serca. A gdyby to zawiodo w jaki sposób, Panie, i minÿo namaszczenie Ducha šwiÿtego, niech On z BoŒej aski idzie razem z tym Sowem i umie ci to w tym sercu, gdzie to powinno byø. I oby my dzi wieczorem zobaczyli rÿkÿ Wszechmog cego, wyci gniÿt poprzez ten budynek i dokonuj c rzeczy, które by byy nadzwyczaj obfite i przewyœszaj ce wszystko, co mogliby my uczyniø lub pomy leø. Kiedy odejdziemy st d dzisiaj wieczorem i udamy siÿ do naszych domów, oby my mogli powiedzieø jak ci, którzy szli do Emaus: Czy nasze serca nie paay w nas, kiedy On rozmawia z nami w drodze _ bowiem prosimy o to w Jego Imieniu. Amen. 23 OtóŒ, wielu suchaczy notuje sobie trochÿ tekst, którym posuguje siÿ kaznodzieja. WiŸc chciabym _ jeœeli to chcecie wiedzieø _ chciabym czytaø dwa fragmenty w Pi mie šwiÿtym. Mianowicie 1. MojŒeszowa, 22. rozdzia _ tam przejdziemy najpierw i bÿdziemy go czytaø, a potem w ew. Jana 12, 32. bÿdziemy czytaø drugi fragment z Pisma šwiÿtego. Zatem _ w ew. Jana^ W 1. MojŒeszowej 22. rozpoczniemy 7. wersetem z 22. rozdziau. I rzek Izaak do Abrahama, ojca swego, mówi c: Ojcze mój! A on odpowiedzia: Owom ja, synu mój. I rzek Izaak: Oto ogie i drwa, a gdzieœ baranek na ofiarÿ palon? Odpowiedzia Abraham: Bóg sobie obmy li baranka na ofiarÿ palon, synu mój; i szli obaj pospou. A teraz w ew. Jana 12, 32. _ czytamy te sowa, wypowiedziane ustami naszego Pana: A Ja je li bÿdÿ podwyœszony od ziemi, poci gnÿ wszystkich do siebie. A wiÿc tematem, który pragnÿ zaczerpn ø z tych miejsc Pisma, jest: PrzyjŸcie BoŒej obmy lanej drogi dla czasu ko ca. Pozwólcie, Œe to zacytujÿ jeszcze raz _ z powodu ta m. My lÿ, Œe nagrywaj te poselstwa na ta my. A na ta mach, które mamy do dyspozycji, jest okoo piÿciuset tekstów, na podstawie których gosiem. Maj tam juœ co podobnego do

10 MÓWIONE S~OWO tego, lecz nie dokadnie ten temat: PrzyjŸcie BoŒej obmy lanej drogi w czasie ko ca. 24 Wy wiecie, Œe istnieje wiele dróg, które ludzie obieraj, lecz naprawdÿ s tylko dwie drogi, którymi czowiek moœe i ø. Jest to wa ciwa droga i za droga. I my wszyscy dzisiaj wieczorem tutaj jeste my na jednej z tych dróg _ na wa ciwej drodze albo na zej drodze. Nie ma drogi po redniej. Jezus powiedzia: Nie moœecie suœyø Bogu i mamonie _ to znaczy temu wiatu. Albo postÿpujemy wa ciwie, albo le. A zatem, jeœeli tylko zejdziemy z naszej wasnej drogi _ to jest jedyny sposób, jak moœemy wej ø na drogÿ BoŒ. A Bóg zatroszczy siÿ o przygotowan drogÿ dla kaœdego. On jest t obmy lan drog. A wpadamy w kopoty dlatego, Œe nie idziemy t wa nie drog, ale wtr camy do niej nasze wasne drogi. I to jest powodem wypaczenia. A wszystko, co jest wypaczone, na tym nie moœna polegaø. Zatem, Bóg ma drogÿ. Przypatrzmy siÿ wiÿc niektórym z Jego dróg. 25 We my co w przyrodzie, poniewaœ przyroda bya moj pierwsz Bibli. Ja wiem, Œe Bóg jest Stworzycielem i On stworzy przyrodÿ. A On Œyje w Swoim stworzeniu w przyrodzie. We my na przykad drzewo. Wa nie przed kilku chwilami zatrzymaem siÿ pod jednym z nich tam na zewn trz, wzglÿdnie Billy zatrzyma samochód, a na tym drzewie byy gaÿzie. I zauwaœyem, Œe li cie opada. OtóŒ, nigdy nie potrafili my, ani nigdy nie uda nam siÿ znale ø lepszego sposobu, w jaki drzewo mogoby ukryø swoje Œycie w czasie zimy, niœ BoŒ przygotowan drogÿ dla niego, jak ukryø swoje Œycie. OtóŒ, co gdyby my próbowali sfabrykowaø jaki inny sposób, niœ doskonay, obmy lany dla tego drzewa sposób? 26 Co gdyby w kaœdym sierpniu albo we wrze niu w kraju _ szczególnie tam, sk d ja pochodzÿ _ na pónocy^ Gdyby my musieli wej ø do sadu jaboni i wzi ø jakie urz dzenie, i podpi ø je do jaboni mniej wiÿcej w sierpniu, kiedy jabka s juœ dojrzae, i wyci gn ø Œycie z tego drzewa, i zabraø je do dobrego, ciepego pomieszczenia, i przechowywaø je przez ca zimÿ _ to Œycie _ sok tego drzewa i umie ciø go do dobrego, ciepego zbiornika, i przechowywaø go do wiosny, i na wiosnÿ przetoczyø go z powrotem do drzewa? Wy wiecie, Œe to by w ogóle nie zdao egzaminu. Nigdy by siÿ to nie udao. Gdyby my to próbowali zrobiø, u miercioby to tylko to drzewo. Lecz Bóg ma sposób, jak zatroszczyø siÿ o to Œycie w zimie. Bóg przygotowa drogÿ. Wiedz c, Œe zima przyjdzie na to drzewo, On przygotowa dla niego drogÿ. Nie tak dawno byem _ miaem ten przywilej przyprowadziø przez to siedemdziesiÿciopiÿcioletniego ateistÿ do Chrystusa. 27 Pan Wood, mój s siad^ A on by z wyznania wiadkiem Jehowy i mia chopca, który by kalek _ mia swoj nogÿ podkurczon pod siebie. A my lÿ, Œe jego Œona naleœaa do ruchu Andersona w Ko ciele BoŒym. I oni siÿ przeprowadzili do Louisville, Kentucky, gdzie mieszkali poza miastem w maej miejscowo ci Crestwood, odlegej okoo

PRZYJ CIE BO EJ OBMYšLANEJ DROGI 11 trzydziestu mil z Louisville. A na naboœe stwie w tamtejszym audytorium, suchacze widzieli dziewczynÿ, która miaa jak chorobÿ, na skutek której zamieniaa siÿ w kredÿ czy w wapie. I ona _ ta choroba sparaliœowaa j juœ wysoko ponad jej biodra i ona siÿ nie poruszaa juœ od kilku miesiÿcy. A zaczÿo siÿ to rozwijaø od jej stóp. Pewnego wieczora modliem siÿ za ni i nastÿpnego dnia ona biegaa do góry i w dó po schodach tak szybko, jak tylko potrafia. 28 I pan Wood przyprowadzi swego syna. Oczywi cie on siÿ wcale nie dosta na naboœe stwo. I zaraz potem zostaem zabrany za morze _ udaem siÿ tam w sprawach naszego Pana. A po powrocie miaem naboœe stwo tam na pónocy w Ohio i on przyprowadzi tego chopca imieniem Dawid. On siedzia zupenie w tyle, o, niemal o pó miejskiego bloku. A Duch šwiÿty wszed do rodka i powiedzia: Dzisiaj wieczorem jest tutaj pewien czowiek. On i jego Œona siedz zupenie w tyle audytorium. Nie widziaem go nigdy w moim Œyciu. On powiedzia: Ten czowiek nazywa siÿ Wood. On jest budowniczym. Ma chopca kalekÿ, którego noga jest na skutek paraliœu dzieciÿcego podkurczona. Lecz TAK MÓWI PAN: ten chopiec jest uzdrowiony. Ten chopiec, nie bÿd c przyzwyczajony do czego takiego, siedzia tam przez chwilÿ. Za chwilkÿ jego matka rzeka: Dawidzie, dlaczego nie próbujesz powstaø? A kiedy on powsta, jego noga bya tak normalna jak ta druga. 29 Ten czowiek sprzeda swoje przedsiÿbiorstwo i przeprowadzi siÿ tutaj; jest moim najbliœszym s siadem. I ach, on jest takim miym bratem. Niedawno rankiem, kiedy siÿ dowiedzia, Œe wyjeœdœam st d na duœszy czas, on _ byo to o brzasku dnia, kiedy wyjeœdœaem z domu, i on tam sta na ulicy jako autostopowicz i woa, poniewaœ chcia pojechaø ze mn. I on mnie obj i ruszyli my ulic w dó. Taki cudowny brat. Sta siÿ moim zaœyym przyjacielem. 30 Przed okoo trzema laty byli my na poudniu w Kentucky i owili my wiewiórki. A bya powaœna susza. I teraz _ jeœeli kto z was wschodnich ludzi wie, co to jest szara wiewiórka _ Houdini jest Œótodziobem w umiejÿtno ci uciekania w porównaniu z ni, kiedy jest przestraszona. Ja je lubiÿ owiø; wiÿc polowali my na nie strzelb.22. A kiedy polowali my _ byem tam na wakacjach okoo dwa tygodnie i obozowali my pod goym niebem. Byo bardzo sucho i czowiek szed po prostu przez las i tylko nadepn na listek, a ta maa wiewiórka^ O, moi drodzy. Fiuu i juœ jej nie byo widaø. Ona ucieka. 31 WiŸc brat Wood powiedzia: Bracie Branham, znam tutaj pewien teren, na którym s gÿbokie jary. Ilu z was wie, co to jest jar? Hm, z której czÿ ci Kentucky jeste cie? Tak wa nie nazywaj to tam na poudniu w Kentucky. My lÿ, Œe tutaj nazywacie to kanionem, czy tak jako _ woda przepywa tym gÿbokim jarem. A kiedy czowiek zejdzie

12 MÓWIONE S~OWO do takiego gÿbokiego jaru, tam jest ci gle wilgotno i moœna tam i ø nie robi c haasu. On rzek: Lecz ten stary czowiek jest ateist i ach, on nienawidzi kaznodziejów. A ja byem przedtem w tym kraju tylko raz, a mianowicie na naboœe stwie. Powiedziaem wiÿc: W porz dku. Czy ty siÿ z nim znasz? On odrzek: On zna bardzo dobrze mego ojca. Powiedziaem: Chod my i zapytajmy siÿ go, bo tutaj marnujemy tylko czas. 32 I ruszyli my tam jego maym samochodem terenowym i jechali my pod górÿ i w dó przez lasy i wzgórza. I ach, moi drodzy. W ko cu dotarli my do maej miejscowo ci. A byli tam dwaj starzy mÿœczy ni, siedz cy pod jaboni. Byo to okoo 20. sierpnia. A wiÿc on wysiad z samochodu, podszed do nich i rzek: Nazywam siÿ Wood. Powiedzia: Jestem Banks Wood. Dalej rzek: Chciabym siÿ zapytaø, czy mogliby my polowaø na twoim terenie. On odrzek: Czy jeste synem Jim Wood a? OtóŒ, jego ojciec jest wykadowc u wiadków Jehowy, wzglÿdnie nim by. I caa jego rodzina przysza do Chrystusa, kaœdy z nich na podstawie wizji, kaœdemu z nich byo powiedziane dokadnie, co siÿ bÿdzie dziaø. I wypenio siÿ to dokadnie w ten sposób. O, jak bardzo bym sobie Œyczy, abym móg zatrzymaø i opowiedzieø wam po prostu dzieje tej rodziny _ jak oni przyszli do Chrystusa _ kaœde z tych dzieci jest obecnie w Królestwie BoŒym i jest ochrzczone Duchem šwiÿtym. 33 A zatem _ kiedy Go Banks przyj, jego _ caa jego rodzina wyklÿa go. Na tym siÿ sko czyo. On by wygna cem. Lecz jeden po drugim, kaœdy z nich wpad do niego na krótko, by siÿ pozdrowiø, a Duch šwiÿty uchwyci ich i powiedzia im pewne sprawy i potem oni przyszli do Chrystusa. I oni szli i powiedzieli o tym komu innemu, a ten poszed i powiedzia znowu innemu, i on teœ przyszed do Chrystusa. I w ten sposób caa rodzina przysza do Chrystusa. 34 A wiÿc kiedy wysiedli my z^ On wysiad z samochodu i zagadn tego starca, a on zapyta: Czy jeste synem Jim Wood a? On odrzek: Tak. On powiedzia: Jim Wood jest uczciwym czowiekiem. Tak jest. ProszŸ bardzo, poluj gdzie tylko chcesz. On odrzek: DziŸkujŸ ci. Dalej rzek: Przywiozem ze sob mego pastora. On powiedzia: Wood, chyba mi nie chcesz powiedzieø, iœ tak upade, Œe musisz woziø ze sob kaznodziejÿ, gdziekolwiek siÿ udajesz? 35 Pomy laem sobie, Œe pora na mnie, abym wysiad. Wysiadem wiÿc z samochodu i podszedem do nich. O rety! Wy bracia teœ polujecie. Moi

PRZYJ CIE BO EJ OBMYšLANEJ DROGI 13 towarzysze na polowaniach _ wiem, Œe jeste cie tutaj. Jaki byem popryskany krwi i zabrudzony, a w sy miaem ot tak dugie, wiecie, nie mogem siÿ wyk paø juœ dwa tygodnie, i ach^ Wysiadem wiÿc z samochodu i powoli szedem ku nim. On bada mnie wzrokiem od góry w dó dwu lub trzykrotnie. S dzÿ, Œe sobie pomy la: Jaki kaznodzieja. Powiedziaem: Dzie dobry. A on odrzek: Dzie dobry. A pan Wood chcia mnie przedstawiø jako swego pastora i zacz ^ Zanim to zd Œy zrobiø, ten stary czowiek powiedzia: OtóŒ _ rzek _ MówiŸ ci to bez ogródek. On powiedzia: Ja jestem _ podobno jestem ateist. Nie znoszÿ was zbytnio, modzie cy, którzy siÿ nazywacie kaznodziejami. Ja odrzekem: Tak jest. W porz dku. Dalej rzekem: To zaleœy od opinii. A on powiedzia: Hm, wiesz, ja jestem ateist. Ja powiedziaem: Nie s dzÿ, Œe to byoby warte chlubienia siÿ. Czy nie my lisz? On odrzek: OtóŒ, uwaœam, Œe nie. A wiÿc ja powiedziaem^ pomy laem w moim sercu: Panie, jeœeli mi kiedykolwiek pomoge, to pomóœ mi teraz. Ten drugi stary mÿœczyzna siedz cy tam, nie powiedzia ani sowa; by w kapeluszu z poow ronda zagiÿt w dó (nie wiem, czy wiecie, jak taki kapelusz wygl da) obszytym podwójn kokardk, wiecie. A wiÿc oni sobie tam tylko tak siedzieli na chwilÿ. A on powiedzia: Czy wiesz, co mam przeciwko wam, kaznodziejom? Wy ujadacie na niewa ciwe drzewo. Ilu z was wie, co to znaczy ujadaø na niewa ciwe drzewo? To okre la kami cego psa, wiecie, który ujada na niewa ciwe drzewo. Zwierzyna juœ z niego ucieka. Na tym drzewie nie ma niczego. WiŸc on rzek: Wy kaznodzieje ujadacie na niewa ciwe drzewo. Tam w górze nie ma niczego _ innymi sowy. Wy mówicie o Bogu, a nie ma takiej rzeczy jak Bóg. OtóŒ _ powiedziaem _ My temu oczywi cie wierzymy. On odrzek: Hm, ty moœe wierzysz, lecz ja nie. A ja odrzekem: Dobrze, to jest w porz dku. 36 A on powiedzia: Czy widzisz ten stary komin tam na tym wzgórzu? Ja odrzekem: Tak jest. On mówi dalej: Ja siÿ tam urodziem. I powiedzia: Mój tata zbudowa ten dom tutaj. Przeprowadzili my siÿ tutaj na dó, kiedy miaem okoo szesnastu lat. Po mierci mojego ojca ja zaj em ten dom. Wychowaem tutaj moj rodzinÿ. Jestem tutaj juœ siedemdziesi t sze ø

14 MÓWIONE S~OWO (czy siedemdziesi t osiem, lub co podobnego) lat. Dalej mówi: KaŒdego dnia patrzyem siÿ do nieba, przepatrywaem te lasy, przepatrywaem tÿ ziemiÿ, ale nigdy nie zobaczyem czego, co by wygl dao jak Bóg. Ja odrzekem: Hm, to bardzo le. A on odrzek: Dlatego wa nie uwaœam, Œe wy, kaznodzieje, ujadacie na niewa ciwe drzewo. Ja odrzekem: Tak jest. A potem siÿ co wydarzyo. Spojrzaem do góry na jabo. Spojrzaem na dó, a pod ni leœay jabka. Zapytaem: Nie masz nic przeciwko temu, jeœeli sobie wezmÿ jedno z tych jabek? On odrzek: ProszŸ bardzo. I tak poœeraj je Œóte Œakiety. Jestem pewien, Œe wiecie, co to s Œóte Œakiety (szerszenie). Schyliem siÿ wiÿc i wzi em do rÿki jedno z tych jabek, i otarem je o nogawkÿ moich spodni, wiecie. Ugryzem kawaek z niego i powiedziaem: To jest wy mienite jabko. On odrzek: Tak, to dobre jabko. Ja zapytaem: Ile lat ma to drzewo? On powiedzia: Ja je tutaj zasadziem. Zaraz _ ono ma czterdzie ci siedem, czterdzie ci osiem lat; co koo tego. On powiedzia: Zasadziem je jako malutk odro l. Powiedzia: Przesadziem je tutaj sk d, z innego miejsca. Przyniosem je tutaj. Ja odrzekem: Tak jest. Dalej rzekem: Czy ono rodzi w kaœdym roku? KaŒdego roku rodzi fajne jabka. Powiedzia: Konserwujemy do soi duœ ilo ø jabek z niego. A ja rzekem: OtóŒ, to jest wspaniae. CieszŸ siÿ, Œe to syszÿ. I dalej rzekem: Wiesz, mamy dopiero 15. sierpnia. I powiedziaem: Ono jest dziewiÿødziesi t procent czasu w cieniu, niemal przez cay czas. Dziwna rzecz, Œe wszystkie listki opadaj z tego drzewa, a nie mieli my jeszcze mrozu. A on rzek: O, to jest _ to dlatego, Œe jego soki zeszy w dó do korzeni. O _ powiedziaem _ czy tak jest naprawdÿ? On odrzek: Tak. Ja powiedziaem: Soki powracaj do korzeni? Dlaczego? On powiedzia: OtóŒ, gdyby pozostay tam na górze, to zima by je u miercia. Ja rzekem: U miercia co? On odrzek: To drzewo. Zarodek jego Œycia jest w tych sokach i on schodzi w dó i ukrywa siÿ tam w korzeniach. Ja rzekem: O! Rzekem: NuŒe, to jest^ Co takiego!

PRZYJ CIE BO EJ OBMYšLANEJ DROGI 15 On odrzek: OtóŒ, to nic niezwykego. A ja powiedziaem: Nie, nie. To jest po prostu dzieo przyrody. 37 On powiedzia: Wiesz, chcÿ ci co powiedzieø. Dalej rzek: Zanim odjedziesz, chciabym co powiedzieø. Mianowicie syszaem o jednym kaznodziei pewnego razu, którego chciabym jeszcze suchaø. JeŒeli on kiedykolwiek przyjedzie do naszego kraju, chcÿ go suchaø. Ja rzekem: O! To jest mie. Powiedziaem^ On powiedzia: On by przed dwoma laty tutaj w Acton na kampanii ewangelizacyjnej u metodystów _ na ich uroczysto ci _ tam w obozie metodystycznym. A Banks spojrza^ Odwróciem siÿ do Banksa _ ja^ By to^ (To jest brat Wood.) Powiedziaem^ A on powiedzia: Zapomniaem teraz, jak nazywa siÿ ten czowiek. Dalej mówi: Wiesz, on nigdy przedtem nie by w tym kraju. I mówi: Pewna stara pani Œyje tutaj na wzgórzu, o milÿ dalej na wzgórzu. Ona umieraa na raka. I zawieziono j do Louisville sto dwadzie cia mil st d i tam lekarze otworzyli j. A cay jej Œo dek i jej kiszki byy zupenie przero niÿte rakiem. I oni nie mogli nic dla niej uczyniø. On powiedzia: Potem zeszyli j i przywieziono j z powrotem. Chodzili my tam kaœdego dnia, ja i moja Œona. I nie mogli jej juœ wiÿcej podnosiø; musieli my tylko przeci gn ø pod ni prze cierado i tak zmieniaø jej óœko. I powiedzia: Chodzili my tam przez kilka tygodni. On spodziewa siÿ po prostu kaœdej nocy, Œe ona niebawem umrze. I powiedzia: Jej siostra Œyje dalej, nad innym potokiem (Wiecie, w ten sposób to tam okre laj. To nie jest droga; jest to potok.) _ tam nad innym potokiem. 38 Usyszaem, Œe kto siÿ mieje. Jest tutaj po prostu duœo ludzi z Kentucky. Tak, poza^ OtóŒ, ja siÿ urodziem nad Little Rennix, czy jak to nazywaj _ tam na poudniu. Mój dziadek Œy nad Big Rennix, który wpada do Bumshell. Rzeka Bumshell przychodzi w dó do Little Rennix, pynie dalej na dó koo Casey s Fork i wpada prosto do rzeki Cumberland. OtóŒ, to jest tuœ po drugiej stronie Green Briar Ridge. Tam wa nie urodzia siÿ moja matka _ na Green Briar Ridge. 39 A on powiedzia: Ta niewiasta mieszkaa w innej miejscowo ci. I powiedzia: Jest to okoo dwudziestu mil st d. I ona przysza owego wieczora i siedziaa zupenie w tyle na terenie tego obozu. Dalej rzek: Ten kaznodzieja^ Kiedy on by na podium, modli siÿ za chorych ludzi. Dalej rzek: On mówi ludziom, kim oni s i wszystko odno nie tego. Dalej mówi: Ta niewiasta przybya tam pó no i nie miaa tej karty, które tam rozdawano. I powiedzia: Ten kaznodzieja zwróci siÿ do niej i powiedzia jej^ Powiedzia: Ty wiesz, ty, pani siedz ca tam w tyle, ty siÿ nazywasz Tak-i-tak. A dzisiaj wieczorem, kiedy odjedziesz do domu,

16 MÓWIONE S~OWO we ma chusteczkÿ, która jest w twojej kieszeni i ma na swoim rogu niebiesk figurkÿ. Dalej powiedzia: Ty masz siostrÿ, która siÿ nazywa Tak-i-tak. I powiedzia: Ona umiera na raka Œo dka. Widziaem to wa nie w wizji. NuŒe, we tÿ chusteczkÿ i id i poóœ j na ni, i TAK MÓWI PAN: Ona zostanie uzdrowiona. On powiedzia: I ta pani^ Owego wieczora usyszeli my okropny haas tam na wzgórzu. Pomy laem sobie, Œe tam maj ArmiŸ Zbawienia _ powiedzia on _ okoo pónocy. Pomy leli my sobie, Œe ta stara pani zmara. I on powiedzia: Czy wiesz co? Udaem siÿ tam razem z moj Œon nastÿpnego dnia, by zobaczyø, czym mogliby my ich pocieszyø _ wcze nie rano. A ona tam siedziaa przy stole z garnkiem kawy _ wa nie nalewaa kawÿ i razem z jej mÿœem spoœywali póksiÿœycowe jabkowe koacze na niadanie. OtóŒ, to^ 40 Ilu z was wie, co to s póksiÿœycowe jabkowe koacze? Wiecie, czujÿ siÿ obecnie jak w domu. To byo po prostu^ Ja je lubiÿ, a lubiÿ je polaø syropem z prosa cukrowego. W caej waszej miejscowo ci staraem siÿ kupiø ten syrop. A kiedy tutaj znowu przyjadÿ, przywiozÿ sobie po prostu wiaderko tego syropu, poniewaœ nie mogÿ sobie daø rady bez niego. I wy wiecie, ja go uœywam w duœej ilo ci, poniewaœ jestem poniek d baptyst, wiecie. Ja nie jestem zwolennikiem pokrapiania tych koaczy, po prostu chrzczÿ je cae _ naprawdÿ porz dnie. I ja^wiÿc polewam je obficie tym syropem. Zatem, on wtedy powiedzia: Ona je jada. Ja odrzekem: Czy tak byo naprawdÿ? Chyba nie mówisz na serio. OtóŒ _ powiedzia on _ udaj siÿ tam zaraz i przekonaj siÿ. Rzek: Byo to przed dwoma laty. I powiedzia: Ona nie tylko wykonuje swoj wasn pracÿ, ale równieœ pracÿ s siadki. Widzicie, teraz on gosi mi. Wiecie, moja mama mawiaa mi: Daj krowie do ø dugi powróz, a ona siÿ sama powiesi. WiŸc to jest mniej wiÿcej prawd. On siÿ sam poprzez to usidli, kiedy powiedzia: Id tam na wzgórze i popatrz. Ja powiedziaem: NuŒe, popatrz pan. Pan mi chce powiedzieø, Œe lekarze otworzyli t kobietÿ i stwierdzili, Œe ma raka? To siÿ zgadza. I ja powiedziaem: I zaszyli j z powrotem? A potem mi chcesz powiedzieø, Œe tamten mÿœczyzna oddalony piÿtna cie mil st d widzia tÿ kobietÿ i powiedzia dokadnie, co siÿ stanie, kiedy pooœ na ni tÿ chusteczkÿ? I ta kobieta wyzdrowiaa z tej choroby raka? On odrzek: Id zaraz tam na wzgórze. Ja ci powiem, jak siÿ tam dostaniesz. Ja odrzekem: Nie, nie. Ja wierzÿ twoim sowom. Powiedziaem: PrzyjmujŸ twoje sowa. Powiedziaem: Tak jest. Tak.

PRZYJ CIE BO EJ OBMYšLANEJ DROGI 17 41 Ja jadem to jabko, wiecie, przez cay czas _ Œuem je. Powiedziaem: To jest fajne jabko. Dalej powiedziaem: PragnŸ ci zadaø pytanie. Co sprawio, Œe ta miazga zesza w dó w tym drzewie i wesza do korzeni? Patrz _ powiedzia on _ ona tak musi uczyniø, Œeby zachowaø jego Œycie w czasie zimy. Ja powiedziaem: Czy nastÿpnej wiosny wraca z powrotem i przynosi ci kolejny plon jabek? Tak jest. I ja rzekem: ChcŸ ci teraz zadaø pytanie. Jaka inteligencja pÿdzi tÿ miazgÿ^ Patrz, jest jesie. Miazga schodzi w dó do korzeni i ukrywa siÿ. Gdyby siÿ tak nie stao, to zima u mierciaby to drzewo. Ona wraca do korzeni i pozostaje tam aœ do wiosny. A potem, kiedy siÿ ogrzeje i nastaje wa ciwa pora, miazga powraca do góry i wydaje kolejny zbiór jabek dla czowieka. OtóŒ, ty wiesz, Œe to jest Œycie ro linne. Ono nie ma swej wasnej inteligencji. Powiedz mi zatem, jaka inteligencja posya to Œycie na dó do korzeni tego drzewa? Ono nie ma swojej wasnej inteligencji. On powiedzia: To jest po prostu przyroda. Ja powiedziaem: We zatem to wiadro wody i postaw je na tamtym drewnianym supku, a zobaczymy, czy przyroda po le tÿ wodÿ na dó w jesieni, a przyprowadzi j z powrotem na wiosnÿ. Rozumiesz? Absolutnie nie. Co to jest? 42 Zatrzymajmy siÿ teraz na chwilÿ. Jest to BoŒa przygotowana droga. Ona dziaa tylko w ten sposób, w jaki Bóg zatroszczy siÿ o to. Cichy gos mówi: Zejd w dó do korzeni i miazga schodzi. OtóŒ, ona to czyni bez Œadnej inteligencji. Co powinni my czyniø my, kiedy ten sam Bóg mówi do nas? My^ Lecz my mamy prawo odrzuciø to albo przyj ø. A w wiÿkszo ci wypadków odrzucamy to. Drzewo nie moœe tego odrzuciø. Ono zna tylko jedn normaln procedurÿ: byø posusznym swemu mistrzowi. Hm _ powiedzia on _ nigdy przedtem o tym nie rozmy laem. A ja powiedziaem: Powiem ci co. Rozmy laj o tym przez dugi czas, kiedy my pójdziemy na polowanie. A kiedy powrócÿ, powiesz mi, co to jest _ co mówi tej miazdze w drzewie, aby zesza do korzeni i pozostaa tam w czasie zimy i powrócia nastÿpnej wiosny. Kiedy stwierdzisz, która inteligencja tym kieruje _ tym Œyciem drzewa i mówi: Zejd w dó do korzeni i wróø do góry, to ja ci powiem, Œe to jest ta sama Inteligencja, która powiedziaa mi, by ta niewiasta tam posza i woœya tÿ chusteczkÿ na t kobietÿ, a ona zostanie uzdrowiona. On rzek: Powiedziaa tobie?! A ja powiedziaem: Tak jest. Powiedziaem: Jak siÿ nazywa ten czowiek? Czy sobie przypominasz?

18 MÓWIONE S~OWO On odrzek: Nie mogÿ sobie przypomnieø. Ja rzekem: Czy to nie by Branham? On odrzek: Tak jest. Ja rzekem: Ja jestem bratem Branhamem. I tam na tym miejscu on powsta i chwyci mnie za rÿce. Powiedzia: Nareszcie zrozumiewam, co mi chcesz powiedzieø. I przyprowadziem go do Chrystusa. 43 Ubiegego roku byem tam znowu. On juœ odszed do Pana. To jest aska BoŒa. Siedziaa tam jego Œona pod drzewem i obieraa jabka z tego samego drzewa. Podszedem do niej i zapytaem: Czy mogÿ i ø tutaj na polowanie? Ona odrzeka: My nie pozwalamy na Œadne polowanie. Ja rzekem: O, przepraszam. Ja _ dalej rzekem: Ja my laem, Œe mam pozwolenie. Ona rzeka: Od kogo otrzymae pozwolenie? Ja odrzekem: Od twego mÿœa. A ona powiedziaa: Mój m Œ zmar. Ja powiedziaem: Wa nie niedawno zmar, nieprawdaœ? Ona odrzeka: Tak. On nigdy nie dawa ludziom pozwolenia. Ja powiedziaem: Tam pod t jaboni ^ Ubiegego roku byem tutaj i rozmawiali my o tym drzewie. Ona zapytaa: Czy jeste bratem Branhamem? Ja powiedziaem: Tak. Ona pu cia swoj miskÿ z jabkami na ziemiÿ. Powiedziaa: Bracie Branham, on umar w zwyciÿstwie Jezusa Chrystusa. To jego ostatnie wiadectwo. 44 O co tu chodzi? Po prostu dawaø baczenie; nie uzasadnianie czego matematycznie albo dociekanie, jak siÿ to dzieje, lecz po prostu jedna zwyka maa rzecz: dawaø baczenie na BoŒ przygotowan drogÿ i trzymaø siÿ tej drogi. Widzicie, ta sama Inteligencja, która powiedziaa temu niememu drzewu: Zejd w dó i ukryj swoje Œycie, ta sama Inteligencja pokazaa mi wizjÿ o tej niewie cie. A ona siÿ tego uchwycia. A on nie móg zaprzeczyø ani jednej ani drugiej sprawie. Tam stao to drzewo, a tam bya ta niewiasta. Amen. Widzicie _ BoŒa przygotowana droga. 45 Tak samo nie znaleziono lepszego sposobu, jak kurczÿ mogoby siÿ wydostaø ze skorupki jajka, niœ wykuø sobie dziobem drogÿ na zewn trz. Nie ma Œadnego lepszego sposobu. Nauka nie potrafia wyprodukowaø czego innego. Je li rozbijecie skorupkÿ, by go wyj ø, to go u mierci. Ono umrze. Ono musi wyj ø BoŒ przygotowan drog, aby mogo Œyø. Amen. To sprawdza siÿ równieœ u ludzkich istot.

PRZYJ CIE BO EJ OBMYšLANEJ DROGI 19 Ono jest do tego odpowiednio wyposaœone. Czy obserwowali cie kiedykolwiek mae kurczÿ, kiedy wydostaje siÿ ze swej skorupki? Ono ma dodatkow ma uskÿ na swoim dzióbku _ may biay skrobak. I ten malec w skorupce _ kiedy zacznie wchodziø do niego Œycie, on zaczyna kiwaø swoj ma gówk. Co to czyni? Ten may skrobak skrobie tÿ skorupkÿ i robi j cienk. Kiedy jego Œycie jest coraz mocniejsze, on zaczyna uderzaø tym skrobakiem w skorupkÿ. A kiedy wydostanie siÿ ze skorupki, juœ go nie potrzebuje. WiŸc on mu po prostu odpada. 46 I ta maa uska jest po prostu ochron na przedzie jego dzióbka. Gdyby tak nie byo, ono by miao zdeformowany dzióbek i nie mogoby zbieraø ziarnek dla siebie. O, moi drodzy. BoŒa obmy lana droga do zachowania Œycia, któr mu Bóg przygotowa _ po prostu sposób, jak siÿ wydostaø ze skorupki. Nie ma innego lepszego sposobu. Wszystko inne by go u miercio. Ono musi wyj ø w przygotowany przez Boga sposób. OtóŒ, je li próbujecie sfabrykowaø jaki inny sposób albo wymy liø jaki sposób, to je u miercicie. Tak wa nie przedstawia siÿ sprawa z chrze cija skim ko cioem dzisiaj. On próbowa zaakceptowaø jaki sfabrykowany sposób, zamiast przebijaø swoj drogÿ do Królestwa BoŒego. On to próbowa w jaki inny sposób, a to nie bÿdzie funkcjonowaø. Wy u miercacie swego pacjenta. U miercacie swoje dziecko _ BoŒe dziecko, próbuj c sfabrykowaø jaki sposób. 47 O, go ne pakanie i krzyczenie nie jest przydatne do niczego. Nie trzeba tego wszystkiego i tamtego wszystkiego. AleŒ tak, to wa nie jest potrzebne! Nie trzeba tego umierania. Dopóki nie ma mierci, nie moœe byø urodzenia. Urodzenie przychodzi tylko dziÿki mierci. Dopóki ziarno pszeniczne nie wpadnie do ziemi i nie umrze, ono samo zostaje. Ono musi zbutwieø i ulec skaœeniu. A potem z tego skaœenia wykiekuje Œycie. Nie bÿdzie to funkcjonowaø w Œaden inny sposób. Ono musi najpierw zbutwieø i ulec skaœeniu. A tak samo musi siÿ staø z nami: Musimy umrzeø samym sobie i byø narodzeni na nowo z Ducha BoŒego. Nie, ludzie nie wynale li Œadnego lepszego sposobu, jak mogoby kurczÿ wydostaø siÿ ze skorupki; ono musi sobie wykuø dziobem swoj drogÿ. To jest BoŒa przygotowana droga dla niego i ono jest wyposaœone do tego. Bóg by nie przygotowa drogi nie zatroszczywszy siÿ zarazem o narzÿdzie do tego. WiŸc On przygotowa drogÿ i zatroszczy siÿ o narzÿdzie dla kurczÿcia, aby siÿ mogo wydostaø na wolno ø. Amen. 48 OtóŒ, nie wymy lono teœ jakiego lepszego pomysu dla kaczek i gÿsi, jak maj siÿ przeprawiø z pónocy na poudnie, niœ zgromadziø siÿ do odlotu i potem odlecieø w kierunku na poudnie. Nie ma innej drogi. Widzicie, zanim one odlec na poudnie albo zanim odlec z poudnia na pónoc, one siÿ najpierw zgromadzaj przed odlotem. Zanim one opuszcz swoje tereny lub domostwa, by polecieø do nowego domu, one siÿ zbieraj do odlotu. Pszczoy robi to samo. One siÿ roj. Takie jest

20 MÓWIONE S~OWO prawo przyrody. Co to jest? One maj przebudzenie. One siÿ wszystkie roj i zlatuj siÿ razem. Nigdy w swoim Œyciu nie syszeli cie takiego szumu. A zanim my moœemy opu ciø ten nasz ziemski przybytek i pój ø do nowego przybytku, musimy siÿ zgromadziø _ w przebudzeniu. O kiedy siÿ znajdziesz w pobliœu grupy kaczek i gÿsi _ nigdy w swoim Œyciu nie syszae tyle gÿgania. Co one maj? Przebudzenie. One siÿ gotuj, by siÿ wzbiø w powietrze. Amen. Tego wa nie trzeba nam dzisiaj _ zgromadziø siÿ na przebudzenie; nie ma innej drogi, Œadne czonkostwo. Bóg nie liczy wiÿkszo ci. On honoruje szczero ø na Jego przygotowanej drodze. 49 Zatem, ludzie nie odkryli czego innego, co by zajÿo jej miejsce. Nie moœe byø lepszej drogi. OtóŒ, co gdyby na przykad naukowcy powiedzieli: Biedne mae kaczki. My chcemy po prostu, Œeby siÿ juœ wiÿcej nie zbieray do odlotu. I zarzucimy na nie sieø, nim siÿ wzbij do odlotu. I wpÿdzimy je do klatki na drób i przewieziemy je na poudnie. To jest tak, jakby cie je wpÿdzili do jakiej organizacji, czy czego podobnego, wiecie _ wpÿdzaj c je gdzie do klatki. Tak wozi siÿ je na ubój. One wiedz, Œe je wioz na ubój, kiedy siÿ dostan do takiej klatki. Lecz kiedy lec BoŒ przygotowan drog, to znajduj siÿ daleko od tego. WiŸc moœe nie powinienem by mówiø tego w ten sposób. Nie chciaem tego powiedzieø jako oszczerstwo przeciw organizacji. Lecz wy wiecie, co mam na my li. Byø moœe to jest^ O, tak nie moœna tego czyniø. Nie moœesz biegaø do organizacji i zamkn ø samego siebie w klatce, i mówiø: Ja jestem metodyst albo baptyst lub gdziekolwiek. Nie o to chodzi. Nie, nie. Wy siÿ musicie zgromadziø razem. To siÿ zgadza. Musicie doj ø do takiego stanu, Œe potraficie siÿ przebiø na wolno ø. Tamte _ one siÿ zlatuj razem i dostaj siÿ do tej klatki. A kiedy siÿ one^ Kiedy je tam wpÿdzicie, to one wiedz, Œe jad na ubój. 50 Lecz co by siÿ stao, gdyby cie je wszystkie potrafili zebraø razem i wpÿdziø je do tej klatki, i przewie liby cie je na poudnie i wypu cili je na wolno ø _ przedtem, zanim one zaczn siÿ wzbijaø do odlotu, zarzuciliby cie na nie sieø. My nie wierzymy w dni cudów. Rozumiecie? Wy biedne kaczki, nie moœecie juœ wiÿcej lataø. To byo dla kaczek innego wieku. Jak dugo Bóg robi kaczki, On robi je wszystkie takie same. A jeœeli Bóg przygotowuje dla kaczki drogÿ, któr moœe polecieø, to t sam drog lec wszystkie kaczki. I czy wiecie, co by siÿ stao? To by w ko cu u miercio tÿ kaczkÿ. Ona by bya taka saba, jej skrzyda nie urosyby wa ciwie. Ona by juœ wiÿcej nie moga lataø. Tak jak jej kuzynka z podwórka _ to tylko brzuch, nie kaczka. Widzicie, ona juœ nie ma skrzyde, którymi by siÿ wzbia w powietrze. To siÿ zgadza. Rozumiecie? Ona by siÿ staa tak sflaczaa, jak jej kuzynka z podwórka _ jak jej denominacyjny brat, który nigdzie nie dojdzie. Rozumiecie? To siÿ zgadza. Rozumiecie? To siÿ zgadza. On

PRZYJ CIE BO EJ OBMYšLANEJ DROGI 21 dojdzie tylko do tego _ stanie siÿ sflaczaym. On nie bÿdzie nic wiedzia o lataniu na wolno ci. Amen. 51 O to wa nie dzisiaj chodzi. My ich próbujemy wpÿdziø do klatki i wmówiø im, Œe dni cudów przeminÿy. I taki nie potrafi zaufaø sobie _ podnie ø swoich stóp z tej ziemi. To by go u miercio. On dugo nie poœyje. Lecz wy wiecie, Œe ta zwyka kaczka powiedziaaby, gdyby moga odpowiedzieø: Nie, dziÿkujÿ. O, to jest atwe. Nie musisz nic robiø. MoŒesz sobie postÿpowaø jak tylko chcesz. Ona by powiedziaa: DziŸkujŸ. Ja na pewno postÿpujÿ tak, jak chcÿ, poniewaœ Co jest we mnie, co mnie popÿdza. (Amen!) I ja muszÿ postÿpowaø w ten sposób, jak ja chcÿ. I kaœdy czowiek, który jest zrodzony z Ducha BoŒego _ w nim siÿ co dzieje. On musi siÿ wzbijaø do niebia skich stron _ przeœywaø emocje, mieø co innego, co czyni to rzeczywisto ci. Ta maa kaczka staaby siÿ w ko cu podobn do kury, domowego drobiu. Ona by siÿ juœ nie potrafia wzbiø w powietrze. Zatem, gdyby kura kontynuowaa latanie w powietrzu, patrzcie, ona by potrafia dobrze lataø. Mogaby polecieø na wschód, zachód, pónoc i poudnie i mogaby ogl daø róœne rzeczy. 52 I jeszcze jedna sprawa. Widzicie, ona by tego po prostu nie potrafia. PoniewaŒ podczas swej drogi z Kanady odœywia siÿ innymi materiaami, innym pokarmem, którego by nie otrzymaa, gdyby cie j zamknÿli w klatce i karmili j kukurydz przez cay czas. Czy potraficie teraz czytaø miÿdzy wierszami? Umie ciliby cie tam czowieka, wiÿc on by zna tylko apostolskie wyznanie (tak zwane), i jak ma chodziø do szkoy niedzielnej, i to jest mniej wiÿcej wszystko, o co tu chodzi: paciø kaznodziei i Œyø sobie wedug swojej woli. 53 Lecz, o, kiedy jeste cie w locie^ Amen. Kiedy jeste cie w locie, to odœywiacie siÿ czym wiÿcej niœ waszym denominacyjnym wyznaniem tylko. OdŒywiacie siÿ witamin _ duchow witamin, która buduje mocne ciao, pene muskuów i pióra w skrzydach, które was potrafi podnie ø z waszych nóg i pokazaø wam rzeczy, które maj przyj ø: Ducha šwiÿtego. Kiedy On, Duch šwiÿty przyjdzie, On wam pokaœe te rzeczy, objawi wam te rzeczy, które wam powiedziaem, i pokaœe wam rzeczy, które maj nastaø. Tak. Nie, nie moœecie jej zamkn ø w klatce i zabraø jej. To nie bÿdzie dziaaø. Nie. JeŒeli j zamkniecie w klatce, to pojedzie na ubój. 54 Ani czowiek nie potrafi obraø lepszej drogi niœ t, na któr go staø. MoŒesz i ø i powiedzieø: OtóŒ, panie Kaczorze, powiem panu co. Pan leci zym szlakiem. Musi pan lecieø tÿdy, zmieniø swój szlak. Przyleø tutaj nad wybrzeœe. To pójdzie^ To jest lepsze, niœ lecieø tym szlakiem, którym lecisz. To po prostu nie bÿdzie dziaaø. Nie, nie. Oni my l, Œe