Downloaded from: justpaste.it/12i35 Kosem miała wrażenie, że drzwi wypadły z zawiasów a mury jej komnaty zatrzęsły się w posadach. Czuła jak na jej oczach wybucha potężny wulkan, którego nie łatwo będzie poskromić. Jej ukochany syn, najstarszy z żyjących, wyglądał jakby miał ochotę wymordować cały pałac. Czerwony na twarzy, ciężko oddychał nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. -Murad - zaczęła cicho, wiedząc jednak co wprawiło jej syna w taki nastrój. Była przerażona tym co widzi, jej ukochane dziecko wyglądało jakby miało ją za chwilę własnoręcznie pozbawić życia. Spodziewała się jednak takiej reakcji, mając świadomość, że syn nie podaruje jej zaręczyn małej Hanzade. Ona sama zaś nie widziała w tym nic złego, wszak jej córki były nie wiele starsze, gdy wychodziły za mąż. -Lepiej dla ciebie, żeby to był jakiś głupi żart.- syknął wściekły. -To nie jest żart. Yusuf Mustafa Pasza to dobry i mądry człowiek. Godnie zajmie się członkinią naszej dynastii. powiedziała pewna swego, z dumą w głosie, na którą stać tylko sułtankę Kosem. Murad miał wrażenie że zaraz wybuchnie. Czuł jak każdy nerw woła o uwolnienie, jak każdy mięsień zaciska się gotów wymierzyć sułtance ostateczny cios. Wiele wybaczył swej matce, wiele razy, mimo kłótni i sporów, wracał na jej matyczne łono, kochając i szanując kobietę, która dała mu życie, jednak tym razem miał ochotę rzucić ją na pożarcie wściekłym psom. Jego dzieci były świętością, i to nie tylko jego, ale każdego kto chodził po ziemiach osmańskich. Nikt, nawet jego matka, nie miał prawa decydować o ich przyszłości, zwłaszcza za jego plecami. -Natychmiast napiszesz list -Nie.- przerwała mu stanowczo matka. -Valide! krzyk Murada nie tylko rozbrzmiał w komnacie, ale i poniósł się echem po korytarzu. -Yusuf - Kosem chciała bronić swych racji ale widok rozwścieczonego syna coraz bardziej ją przerażał. -Hanzade jest moim dzieckiem. Moją ukochaną córką i niech Allah ześle na mnie wszelkie plagi jeśli wydam ją za mąż ze względów politycznych.- syknął nie mogąc się opanować. Kosem chciała coś powiedzieć ale syn ją uciszył.- Ja zadecyduje, kto zostanie jej mężem. Za parę lat. Kosem widziała, że Murad nie żartuje. Dzieci były jego całym życiem, i choćby za cenę jej życia, będzie ich bronił. Ale Kosem nie widziała problemu w zamążpójściu swej wnuczki. -Jesteś zdenerwowany, mój lwie. Zastanów się - Kosem chciała go uspokoić ale nagle na jej policzek spadł silny cios i nim się obejrzała leżała u stóp syna z piekącą połową twarzy. Przez chwilę nie docierało do niej co się stało, jakby nie chciała dopuścić do siebie myśli, że podniósł na nią rękę rodzony syn. -Zrobiłaś to ostatni raz!! krzyknął.- Po raz ostatni zrobiłaś coś za moimi plecami. w głosie sułtana słychać było gniew i pogardę, która kuła w serce jego matki równie mocno jak piekący policzek. Kosem nie śmiała podnieść głowy, ale zobaczyła jak syn odchodzi w stronę drzwi. -Jesteś taki niepodobny do swego ojca. powiedziała nie kryjąc łez. Tylko powłokę po nim odziedziczyłeś. Jesteś okrutny, mój synu! Murad zatrzymał się na dźwięk tych słów. Wiele razy słyszał, że bardzo przypomina wyglądem swego ojca. Nikt nigdy nie mówił o jego charakterze, jakby samo poruszenie tematu miało spowodować, że z nieba uderzy piorun. Sam pamiętał swego ojca, sułtana Ahmeda i niejednokrotnie zastanawiał się jak ktoś taki jak on, mógł mieć za ojca tego spokojnego, ułożonego, dobrego człowieka? Murad kochał ojca i uważał, że ten był wspaniałym, kochającym człowiekiem i dobrym władcą ale był słaby. -Gdyby mój ojciec miałby więcej charakteru, nie zaszłabyś tak daleko. Zginęłabyś w morzu innych nałożnic. odpowiedział nawet nie patrząc na matkę.- Silna i potężna sułtanka, to kobieta, która trafiła na mężczyznę, który nie był w stanie poskromić własnej nałożnicy. Dlatego imiona moich faworyt zniknął w mrokach historii. rzekł, po czym opuścił komnatę matki. Złość go nie opuszczała ale coraz lepiej nad sobą panował. Zastanawiał się co jeszcze go spotka, kto jeszcze
zawiedzie jego zaufanie. Do tej pory spał spokojnie myśląc, że jego dzieci są bezpieczne w pałacu, ale okazało się, że własna babka chciała je sprzedać za sprzyjającego paszę. Yusuf Mustafa Pasza Nie wiele o nim pamiętał i obiecał sobie że karze przyprowadzić do siebie owego pięćdziesięciolatka. Jednego był pewien zdania co do sprawy nie zmieni. Przez chwilę miał ochotę iść do Ayse i wyjaśnić to z nią, ale uznał że matka jego dzieci pewnie sama o niczym nie miała pojęcia, a nawet jeśli, to pewnie bała się sprzeciwić woli sułtanki matki. Dlatego skierował się w końcu do własnej komnaty. Z ulgą stwierdził, że tym razem nikt nie czeka u jego drzwi. -Powiadomcie Maye Hatun że ma się tu zjawić.- rozkazał strażnikom przy drzwiach. W komnacie panował przyjemny półmrok, który pozwalał na widoczność a mimo to krył, to co nie musiało mącić wzroku sułtana. Murad lubił przesiadywać przy blasku świec lub kominka, zamykał wtedy oczy i wyobrażał sobie że istnieje tylko taka przestrzeń jaka znalazła się w zasięgu blasku ognia. Nie było komnaty, pałacu a nawet miasta. Była tylko ciasna przestrzeń, która pozwalała mu się odprężyć i zrelaksować.. Usłyszał pukanie do drzwi i już miał krzyknąć by dali mu spokój, gdy uświadomił sobie że sam kazał posłać po Maye. -Panie.- stanąwszy przed nim, ukłoniła się nisko. Nie widział jej już parę dni i był stęskniony jej dotyku, ale chciał by ich rozłąka trwała jak najdłużej. Z Farią i Ayse popełnił ten błąd pozwolił by myślały, że mogą go mieć kiedy chcą. Maye i Afitap będą trzymane w ryzach. Drugi raz tego samego błędu nie popełni. Maye miała na sobie krwistoczerwoną suknię z długimi rękawami i dekoltem, który pięknie podkreślał jej duże, jędrne piersi. Czarne włosy miała rozpuszczone, tylko z jedną, małą ozdobą na lewym boku. Wyglądała pięknie, świeżo, naturalnie co Muradowi bardzo się podobało. Miał ochotę wstać i ją przytulić, ale powstrzymał się. Maye nie może widzieć, że władca za nią tęskni. -Witaj, moja piękna.- powiedział ciepło. Dziewczyna niezmiernie go pociągała i coraz bardziej podobało mu się że nauczyła się być uległą. Maye powoli podniosła głowę i spojrzała w oczy swemu władcy. Zastanawiała się czy uzna to za zniewagę ale z ulgą stwierdziła że sułtan wciąż się do niej uśmiecha. Razem zasiedli do bogato zastawionego stołu i mimo, że wciąż nie przyzwyczaiła się do osmańskiej kuchni, nałożyła sobie na talerz jedną przepiórkę. -Powiedz, Maye, Jesteś tu niespełna dwa miesiące a idealnie władasz naszym językiem, potrafisz zachować się, umiesz czytać nasze pismo Nauczyłaś się tego w swej wiosce?- zapytał, choć miał świadomość że dziewczęta ze wsi takich nauk nie pobierają. Maye upiła łyk szerbetu, oblizała usta i powiedziała : -Odkąd skończyłam 12 lat chodziłam na zarobek do pobliskiego dworu. Rodzina Lanckorońskich jest bardzo bogata i uczona. Po wykonaniu pracy gospodyni pozwalała mi się uczyć. To ona nauczyła mnie czytać i tego jak mam się zachowywać. Hrabina często pozwalała mi czytać w dworskiej bibliotece.- Murad widział delikatny uśmiech na twarzy dziewczyny. Kimkolwiek była owa hrabina, Maye musiała bardzo ją lubić.- Języka nauczyłam się w drodze tutaj. Piraci zawsze mówili w waszym języku i szybko zrozumiałam, że znajomość ich słów może mi pomóc. Reszty nauczyłam się w pałacowej szkole, chociaż przyznaje, wasze pismo bardzo różni się od tego, które znam. przyznała z nieśmiałym uśmiechem. -Przyzwyczaisz się. powiedział cicho, zachrypniętym głosem. Wiedziała że ma rację. Coraz bardziej przyzwyczaiła się do tych murów, do sukien innych, niż te, które nosiła jako dziecko. Do jedzenia, które jej nie smakowało. A nawet do tego, że dawna nieśmiała, cicha i spokojna, z olbrzymim pokładem życiowej radości Antonina będzie musiała ustąpić miejsca walecznej i dzielnej Maye. -Nie przyjęłaś islamu.- rzekł cicho sułtan. Nie miał takiego zamiaru ale sam usłyszał w swoim głosie pretensje. -Powiedziano mi że nie muszę - Maye widocznie zaniepokoił ton głosu Murada i niepewna co się stanie, opuściła głowę, czekając na najgorsze. -Nie musisz.- odpowiedział, zmuszając się do uśmiechu, którego jednak Maye nie miała szans zobaczyć. Będziesz musiała jeśli zajdziesz w ciążę. -Mam nadzieję że - Maye chciała powiedzieć iż ma nadzieję, że bóg pobłogosławi ich synem ale w porę uznała że sułtan może to odebrać jako herezję.- Mam nadzieję, że zostanę matką kolejnego dzielnego księcia.- dodała z uśmiechem podnosząc głowę.
-Lub sułtanki.- dodał.- Nikt nie docenia sułtanek, wszyscy modlą się tylko o książęta. -Twoje córki to najpiękniejsze z sułtanek, panie.- rzekła Maye, domyślając się do czego zmierza sułtan. Sama zauważyła, że darzy swoje córki wyjątkową miłością. Murad był z niej zadowolony. Od jakiegoś czasu nie sprawiała mu żadnych problemów a do tego była inteligentna. Nie mogąc się oprzeć usiadł obok niej i delikatnie musnął ustami jej szyję. Poczuł jak dziewczyna się napina, zadowolony że sprawił jej przyjemność uśmiechnął się. Jego ręka nieświadomie powędrowała w dół, ku jej dekoltu. Poczuł jej delikatną, jędrną skórę. Z ochotą dotknął jej piersi, czując jak narasta w nim podniecenie. Miał ochotę zerwać z niej suknię i wziąć tam gdzie, właśnie teraz się znajdowali. Maye budziła w nim najgłębsze żądze i z każdą chwilą, coraz chętniej zdejmował z niej kolejne elementy garderoby. Nawet złota spinka z włosów wylądowała na podłodze, bowiem sułtan chciał swoją nałożnicę naturalną, bez ozdób, taka jaka jest naprawdę. Uśmiechnął się gdy zobaczył, że Maye sięga do guzików jego kaftanu. Podobało mu się jej zainteresowanie, delikatne, subtelne a jednak wyczuwalne. Zsunął z jej ramion suknię i delikatnie całował jej piersi, sadzając ją sobie na kolanach. Nie potrafił zrozumieć tego co czuje ale w jej ramionach zawsze znajdywał spokój, ukojenie. Półnadzy, podnieceni do granic, długo i namiętnie się całowali chcąc jak najbardziej przedłużyć te intymne chwile. Ona, zagubiona, upokarzana, niewolnica, która pamiętała smak wolności i on, który zawsze musiał być silny, odważny, sprawiedliwy, zagubiony i nieszczęśliwy we własnym świecie. Oboje znaleźli przystań, która dawała im poczucie bezpieczeństwa. Miał przeczucie, że wpadł we własną pułapkę. Chciał uderzyć w sułtana ale jego obserwacje pokazały mu jak bardzo się pomylił w doborze pierwszego trupa. Może wcale nie powinien go wybrać? Może posunięcie by pierwszy był książę, nie było wcale prawidłowe? Może to w sułtanki powinien uderzyć? Zastanawiał się co czuje teraz sułtanka Kosem. Boi się? Rozmyśla? Zastanawia się jak ratować swoje dzieci, dla których nie ma już ratunku? Zadowolony położył się na poduszkach. Cokolwiek się nie stanie, sułtanka Kosem będzie cierpieć a razem z nią cała jej rodzina. Atike nie mogła się otrząsnąć po tragicznej śmierci swojej przyjaciółki. Minęło już dwa miesiące a ona wciąż miała przed oczyma przerażoną twarz Farii, która właśnie zrozumiała co się dzieje. -//- -//- Czuła że zaraz eksploduje. Tylko Farii miała odwagę się zwierzać, tylko jej powierzała swoje sekrety i tajemnice. A teraz została sama. Nie miała nikogo. Ani matka, ani Gevherhan nie potrafiły zapełnić tej pustki. Z resztą starsza siostra nie była już mile widziana w jej komnacie. Owszem, była miła, troskliwa, dopytywała o jej życie ale sułtanka Atike robiła to tylko dla pozorów. Nie mogła wybaczyć siostrze, że znając jej uczucia wiodła szczęśliwe życie u boku Silahtara, który był dniem i nocą, wschodem i zachodem, północą i południem jej młodszej siostry. A przecież wiedziała o jej uczuciach Łzy same leciały jej z oczu a ona nie potrafiła ich powstrzymać, nie chciała tego robić. Już dawno przestała udawać twardą. Była sama i nie miała już sił by udawać. Nagle usłyszała pukanie do drzwi i w komnacie zjawiła się jedna z jej służących. -Sułtanko, sułtan czeka na ciebie w ogrodzie.- powiadomiła. Atike oniemiała. Sułtan na nią czeka? Od śmierci Farii wiedzieli się tylko dwa razy, gdy oboje odwiedzali małą Kayę. Oboje odnosili się do siebie z szacunkiem ale widać było gołym okiem że między rodzeństwem jest dystans. Niechętnie wstała, zabrała chustę i wyszła. Na korytarzu spotkała dwie nałożnice, których razem by się nie spodziewała. Przy jednym ze stołów na patio siedziała Maye i Afitap Hatun, nowe nałożnice jej brata-władcy. Obie na jej widok wstały i ukłoniły się nisko. Atike zastanawiała się co się dzieje, nigdy bowiem dwie faworyty sułtana nie żyły ze sobą w zgodzie. Maye poznała jak tylko ta pojawiła się w pałacu i mimo, że dziewczyna była inteligentna i trochę przypominała ją samą, Atike nie mogła jej polubić. Wydawało jej się że dziewczyna gra, coś udaje. Afitap zaś zawsze była mile widziana w jej komnacie. -Miłego poranka pani. uśmiechnęła się Afitap.
-Wam również.- odpowiedziała zmuszając się do uśmiechu. Poprzedniego wieczora widziała jak Maye idzie do komnaty władcy i od razu zobaczyła że jej ulubienica skrywa smutek pod maską uśmiechu. Ludzie nie doceniali Afitap, mówili że jest głupia i naiwna, ale Atike wiedziała swoje. Bez słowa wyminęła młode kobiety i ruszyła do ogrodu. Dzień był wyjątkowo ciepły, parne powietrze otulało ją niczym macki niewidzialnego potwora, który utrudnia jej chód. Musiała w końcu odpocząć i stanąwszy przy altanie oplecionej winoroślą, zjadła parę soczystych owoców. Sułtan czekał na nią w towarzystwie wszystkich braci, Bajazyda, Kasima i Ibrahima. Ten widok ją rozczulił. Zawsze byli blisko, zawsze się kochali i wspierali, nawet gdy dorosłość zapukała do ich drzwi. Byli rodziną, braćmi, którzy kochali spędzać ze sobą czas. -Atike!- zawołał Ibrahim, gdy dostrzegł bliźniaczą siostrę. Twarze pozostałych trzech braci natychmiast odwróciły się w jej stronę i wszyscy obdarzyli ją uśmiechem. Poczuła dziwne ukłucie w sercu gdy spojrzała na Kasima. Uśmiechał się do niej ale miała wrażenie że Kasim ma ten wyraz przyklejony do twarzy, jakby grał rolę wesołego, szczęśliwego księcia. Przeraziło ją to. -Usiądź- poprosił sułtan, a ona zajęła miejsce obok Bajazyda, który był dla niej wzorem starszego brata. Był kochany, troskliwy, zawsze interesował się jej samopoczuciem i dbał, by pamiętała o jego miłości. Był bratem, który przytulał ją, gdy jako dziecko nie mogła zasnąć i śpiewał jej kołysanki do ucha. -Wezwałem was, ponieważ chce abyście wiedzieli o wszystkim przed matką. zaczął Murad. -Nie zaczekamy na Gevherhan?- zapytał Ibrahim. -Nie. Jest w zaawansowanej ciąży, nie chcę by się denerwowała. odpowiedział. -Stało się coś złego? Bajazyd był widocznie zaniepokojony. Murad zamknął oczy i wziął głęboki wdech. O całej sytuacji dowiedział się przed tygodniem ale nie mógł uwierzyć słowom, które przeczytał w tajemniczym liście. Zignorować jednak tego nie mógł. -Chodzi o naszą siostrę Fatmę.- powiedział w końcu. Jego rodzeństwo zamarło czekając na najgorsze. Spokojnie, nic jej nie jest, ale niepokoją mnie plotki na temat jej męża. -Selima Paszy?- zapytała Atike.- Pamiętam go, był bardzo miłym człowiekiem, matka bardzo go szanuje. Nie musiał być ani miły ani dobry, pomyślał padyszach, wystarczyło że miał pozycje i wspierał sułtankę Kosem. -Nie wierz we wszystko co słyszysz, Atike. Większość zdrajców uważałem kiedyś za miłych, dobrych ludzi, którzy poświęcili życie służbie Imperium. Zapanowała chwila grobowej ciszy, którą w końcu przerwał Bajazyd i drżącym głosem zapytał : -O co oskarżony jest Pasza? Murad długo nie odpowiadał, czując na sobie wzrok czterech par oczu. Nie przerażało go to, co miał za chwilę powiedzieć. Czuł jedynie złość i gniew. I chęć ukarania winnego. -Ponoć w lochach pałacu w Rumelii istnieje komnata, do której wstęp ma tylko Pasza i jego szambelan - powiedział i zobaczył zaciekawione twarzy swojego młodszego rodzeństwa. Ciekaw był jak w tym gronie odnajdzie się starsza Fatma.- Nasz szwagier podobno porywa a następnie przetrzymuje i torturuje tam młode poddane.
ostatnio mam problem żeby zebrać myśli. Bo myśli, pomysły mam ale mam ich tyle że gdy próbuje je zapisać, by nie uleciały gdzieś daleko, wszystko znika. W zamyśle ten rozdział miał być ultra długi ale powiem szczerze że specjalnie się nie rozpisywałam. Ostatnio jestem strasznie... nie wiem jak to nazwać... dużo myślę, rozmyślam i skupiam się na emocjach. Dlatego tyle ich tutaj jest a mam wrażenie że nie do końca chcecie czytać opisy uczuć i przeżyć. co do "momentów"... takie miały być i takie są. Tym razem nie miało być ostrego sexu i jęków na cały pałac a spokojna, namiętna miłość dwojga kochanków, spragnionych bliskości. ot, tak mi się zachciało. Poza tym, jak już pisałam, w moim opowiadaniu nie będzie wątków porno, a nawet soft porno. Kiedyś jak głupia wtrącałam wszędzie wątki sexu, genitaliów i wszelkich podtekstów - wyrosłam z tego, ba, przeczytałam książkę, w której co pięć stron główni bohaterzy uprawiali sex, i wiecie co? Więcej Dotyku Crossa do ręki nie wezmę, straszne dno. mogę liczyć na chociażby słowo komentarza/recenzji/opinii? :) wasza Vikingowa Sułtanka :)