Gazprom wychodzi z Kowna. Wyjdzie i z Litwy? Autor: Jan Wyganowski ( Energia Gigawat nr 2/2012) Gazprom postanowił sprzedać elektrociepłownię gazową w Kownie na Litwie. W dodatku będzie na tym interesie stratny, bo swoje 99,5 proc. udziałów w elektrowni ma zamiar zbyć za 121 mln litów, choć podczas prywatyzacji zapłacił za akcje 116 mln litów oraz zainwestował w międzyczasie 50 mln litów. Do tego należałoby jeszcze doliczyć inflację. Koncern ma jednak dosyć niekończących się sporów z Litwinami. I po prostu wychodzi. Na razie z Kowna. Nie wyklucza jednak, że za kilka lat może nie być w ogóle zainteresowany 3- milionowym litewskim rynkiem. Władze Kowna z kolei nie wykluczają unieważnienia umowy prywatyzacyjnej. Gazprom i rosyjsko - litewska spółka gazowa - Dujotekana oraz spółka z USA - "Clement Power Venture", podpisały 31 marca 2003 roku umowę kupna akcji kowieńskiej elektrociepłowni. Dostarczała ona aż 90 proc. energii cieplnej temu głównemu ośrodkowi ekonomicznemu Litwy. Gazpromowi przypadło w udziale 99,5 procent udziałów. Koncern zapłacił 116,5 mln litów i zobowiązał się do zainwestowania w nią 400 mln litów. Zgodnie z zawartym porozumieniem, ustalana przez litewska państwową komisję cen i kontroli energetycznej stawka bazowa za ciepło, nie powinna była w ciągu najbliższych 15 lat od prywatyzacji zbytnio się zmieniać. Tymczasem, jak twierdzą Rosjanie, już w październiku 2008 roku, komisja ustaliła bazową stawkę, za c.o. na poziomie 14,76 centów za kwh, podczas gdy z porozumienia wynikało, że powinna ona wynosić 22,57 centów. Samorząd, sprzedając elektrociepłownię, zobowiązał się, iż do 2018 roku kupować będzie aż 80 procent energii właśnie od Gazpromu. Obecnie elektrociepłownia daje aż 95 procent potrzebnej miastu energii cieplnej. Kłopot w tym, że jeżeli do końca 2015 roku nie zostanie zmodernizowana to Kownu grożą wysokie unijne kary za przekroczenie norm zanieczyszczenia atmosfery. A końca sporów, zamiast inwestycji, nie widać... Ukarany Gazprom Gazprom wezwał w marcu 2010 roku litewski rząd do rozmów i zapłacenia 191 mln dolarów odszkodowania i trzymania się zawartych umów. Teraz dolicza kolejne miesiące i kolejne odsetki. Andrius Kubilius, premier Litwy, oświadczył tymczasem, że nie ma mowy o żadnych negocjacjach, bo rząd nie jest już stroną. To sprawa między samorządową Kauno Energia, kupującą ciepło, a będącą w rękach Gazpromu elektrociepłownią. Premier dodaje jednocześnie, że prywatyzacja nie oznacza, że rząd nie może regulować cen energii. Gazprom był gotów do dalszych inwestycji w Kownie, opiewających nawet na miliard dolarów. Przejmując elektrociepłownię, Gazprom zobowiązał się do inwestycji, zwiększających moc o 80 MW, ale później uznał to przedsięwzięcie za nieekonomiczne i wystąpił o zgodę na budowę nowej elektrowni o mocy 350 MW. Koncern, idąc w kierunku unijnych rozwiązań, zakładających wzrost produkcji energii elektrycznej przez ciepłownie, przedstawił przed dwoma laty litewskiemu rządowi koncepcję budowy nowej elektrociepłowni na gaz o mocy 350 MW, bo obecnej nie opłaca się jej modernizować, gdyż jest zbyt stara. Minister energetyki, Arvydas Sekmokas odrzucił jednak tę koncepcję, bo oznaczałoby to - jego zdaniem - zwiększenie uzależnienia Litwy od Rosji. W zamian, w
sierpniu 2009, do sądu trafił pozew przeciwko Gazpromowi o niewywiązanie się z umowy. Sąd, w marcu 2010, zasądził zadośćuczynienie. Gazprom nie zapłacił. Sąd Najwyższy w marcu 2011 roku podtrzymał wyrok niższej instancji 5,42 mln litów na rzecz samorządowej spółki energetycznej Kauno energija. Do tego dochodzą odsetki. W grudniu 2011 roku wileński sąd arbitrażowy po raz drugi nałożył karę w wysokości 7,053mln litów. Łącznie Gazprom ma zapłacić 12,5 mln litów plus odsetki. Samorząd zmienny jest Samorząd kowieński, mimo demonstracji przed jego siedzibą kilkusetosobowej grupy przeciwników Gazpromu, podjął jednak latem 2011 roku decyzję o przeznaczeniu działki pod tę inwestycję. Zdaniem samorządu, nowa elektrociepłownia spowodowałaby spadek ceny ciepła aż o 20 procent. Tymczasem część rządzących prawicowych polityków chce, aby sprawą zajął się prokurator. W sierpniu 2011 roku merem Kowna nie był już, sprawujący tę funkcję wcześniej, oponent Gazpromu - Andrius Kupčinskas. Stanowisko stracił po wyborach samorządowych. Jesienią 2011 roku powrócił znowu na fotel mera i znowu zmienił koncepcję. Tuż przed końcem 2011 roku, Rada Miejska Kowna postanawia (21 głosów za, 13 przeciw i 1 wstrzymujący się) anulować zgodę dla Gazpromu na budowę, na nowej działce, elektrociepłowni. Radni uznali tym razem, że inwestycja Gazpromu nie wpisuje się w ani w strategiczne kierunki rozwoju energetyki cieplnej w Kownie, ani w strategię bezpieczeństwa energetycznego Republiki Litewskiej. Mer zapowiada też wyegzekwowanie od Gazpromu 12 mln litów kary za niezrealizowane inwestycji, jakie zobowiązał się wykonać w ramach umowy prywatyzacyjnej. Tymczasem Gazprom żąda już wypłaty przez litewski skarb państwa 342 mln litów z tytułu poniesionych przez rosyjski koncern strat od czasu prywatyzacji ciepłowni. Samorząd kowieński zastanawia się też, jak rozwiązać umowę prywatyzacyjną. Przyczyną miałby być właśnie niezrealizowany plan inwestycyjny, przewidziany w umowie. Powołano grupę ekspertów, która ma najpierw prowadzić negocjacje z właścicielami elektrociepłowni, a następnie, po ewentualnym niepowodzeniu, rozpocząć procedurę unieważnienia umowy prywatyzacyjnej. Miałaby ona rozpocząć się po 1 marca 2012 roku. Visvaldas Matijošaitis, radny i jeden z najbogatszych litewskich biznesmenów, podczas obrad kowieńskiej rady miejskiej, zwrócił uwagę, że kownianie za c.o. płacą aż o 40 procent więcej niż mieszkańcy stolicy Łotwy i o 15 proc. drożej od Estończyków. W kowieńskim ratuszu rodzi się też nową koncepcja inwestycyjna; spółki: miejska - Kauno energija i państwowa - Lietuvos energija mają zbudować nową elektrociepłownię na biopaliwo. Umożliwiłoby to, zdaniem mera, wyprodukowanie aż o 25 procent tańszej niż obecnie energii cieplnej. Minister energetyki Arvydas Sekmokas, w dniu 10 stycznia 2012 roku, zatwierdził plany budowy. Koszt przedsięwzięcia oceniono na 260-270 mln litów. Inwestycja miałaby potrwać trzy lata, ale nie jest jasne, kiedy rozpoczną się prace i z jakich funduszy sfinansuje się tę inwestycję. Nowy zakład będzie produkować zarówno ciepło (50 MW), jak i energię elektryczną (25 MW). Gazprom zatem nie dostanie zgody na swoją dużą inwestycję, Mała jest dlań zaś nieopłacalna. Rosyjskie media zwracają uwagę, że Litwini zrobili wszystko, by zmusić Gazprom do wycofania się z Litwy i utrudnić odzyskanie włożonych pieniędzy. Będzie lodowato albo drogo Gazprom, już w 2010 roku, zamierzał sprzedać kowieńską elektrociepłownię Finom. Zainteresowanie wykazywała fińska spółka Fortum. Wówczas jednak Rosjanie chcieli za
nią 55-57 mln euro. Fortum jest już mocno obecna w Rosji. Włada potężnymi elektrociepłowniami Sankt Petersburgu, Murmańsku, Czelabińsku. Do 2014 roku chce zainwestować w energetykę w Rosji 4 mld euro. Już w 2010 roku, "Fortum Heat Lietuva" - spółka córka fińskiego koncernu - zaproponowała kowieńskim władzom, że zbuduje w mieście elektrociepłownię na biopaliwo i torf, produkującą 30 MW energii elektrycznej i 60 MW cieplnej. Miała powstać spółka z "Kauno energija", której by przypadło 30 proc. akcji. Cała inwestycja miała kosztować 95 mln euro, w tym 28,5 mln mieli wyłożyć kowieńscy energetycy. Nic z tego nie wyszło, bo kowieński samorząd nie mógł zdecydować się, z kim ostatecznie się wiąże, mając zresztą związane ręce umową prywatyzacyjną. Problem w tym, że obecna elektrociepłownia jest bardzo stara i za kilka lat Kowno będzie musiało płacić ogromne kary za zanieczyszczenie środowiska. I choć koncepcję nowej ciepłowni na biopaliwo popiera nawet sam minister energetyki Litwy, Arvydas Sekmokas, to dyrektor generalny elektrociepłowni, Antanas Pranculis, na łamach portalu ekonomicznego IQ, twierdzi, że wyprodukowanie w Kownie 400-420 MW energii z biopaliwa, to utopia. W każdym bądź razie, w styczniu 2016 roku w Kownie może być albo lodowato, albo niesamowicie drogo. Podobnie, jak i w innych miastach, mających przestarzałe, nieodpowiadające unijnym normom, elektrociepłownie. Premier Andrius Kubilius ogłosił w styczniu 2012 roku, że z funduszy unijnych będzie przeznaczonych 100 mln litów na modernizację systemu grzewczego w kraju, w tym - przestawianie go na biopaliwo. Mer Wilna, Artūras Zuokas, przypominał od razu, że w zatwierdzonym przez rząd programie dywersyfikacji na lata 2008-2012, zakładano, że wskaźnik udziału gazu do biopaliwa w elektrociepłowniach, zmniejszy się z obecnych 80 procent do 40 procent. Niestety, w latach 2009-2011 rząd wyasygnował środki, które pozwoliły na zainstalowanie zaledwie 20 MW mocy z biopaliwa w dużych miejskich elektrociepłowniach, co oznacza wykonanie planu w 0,5 procentu. Mer ponagla więc rząd, przypominając mu, że Komisja Europejska zaakceptowała już dawno plan inwestycyjny, zgodnie z którym, do 31 grudnia 2015 roku, zmodernizowane zostałyby elektrociepłownie w Wilnie, Kownie i Możejkach. Zarezerwowano w budżecie UE 171 mln euro, lecz litewski rząd swój deklarowany przed organami KE wkład w wysokości 150 mln litów, przerzucił na budowę dróg. Gaz na Litwę tylko tranzytem? Gazprom wychodzi z Litwy, a wchodzi w energetyczne przedsięwzięcia z zachodnioeuropejskimi koncernami. Ma zamiar budować elektrownie gazowe w Niemczech, Wielkiej Brytanii, krajach Beneluksu. Rosjanie prowadzą też rozmowy z duńską DONG w sprawie budowy kilku elektrowni w tym kraju. Potężnego koncernu specjalnie mała Litwa nie interesuje. Walerij Gołubiew, wiceprezes Gazpromu i jednocześnie wiceprezes Lietuvos dujos, spółki kupującej i dystrybuującej na Litwie gaz ziemny, oświadczył już 28 stycznia 2011 roku, że po 2015 roku może nas nie być na Litwie, jako spółki, będziemy działać tylko jako podmiot przesyłający gaz.... Chodzi o to, że z końcem 2014 roku wygasa litewsko-rosyjska umowa o zakupie gazu. I może nie być nowej. Litewski rząd chce bowiem wdrożyć III Dyrektywę UE w sprawach energetycznych, co wywołuje ostre reakcje akcjonariuszy Lietuvos dujos. Problem w tym, że gdyby Gazprom dotrzymał słowa i wyszedł nie tylko z Kowna, ale i Litwy, byłby kłopot z zaopatrzeniem kraju w gaz, bo terminal gazu skroplonego w Kłajpedzie, który ma powstać do końca 2014 roku, wciąż w powijakach, a poza tym popłynie nim tylko ok. 50-60 proc. potrzebnego Litwie gazu. Polsko-litewski gazociąg zostanie zbudowany jeszcze później. Regionalny, bałtycki terminal powstanie zaś Bóg raczy wiedzieć
kiedy, bo bałtyccy braciszkowie odwrócili się do siebie plecami - jak słusznie zauważają nadbałtyckie media. Pozostanie pewnie tylko właśnie tworzona przez spółki z udziałem Gazpromu bałtycka giełda gazu, co wcale nie oznacza, że będzie taniej. Zawiłe plany przejęcia gazociągów Litwa i Gazprom są w wielomiesięcznym konflikcie z powodu projektu zreformowania przez Litwę jej rynku energetycznego. Przewiduje on rozdzielenie sieci przesyłu i dystrybucji gazu. Są one administrowane właśnie przez Lietuvos dujos, w którym Gazprom ma 37,1 procent akcji, "E.ON Ruhrgas International" - 38,9 proc., zaś 17,7 procent jest w dyspozycji litewskiego rządu. Lietuvos dujos zajmuje 39 procent litewskiego rynku produkcyjnego (gaz dla przemysłu, transportu, rolnictwa) oraz niemal 100 procent rynku bytowego (dla ludności). Zgodnie z koncepcją rządu, wcielona zostałaby na Litwie III Dyrektywa UE w sprawie energetycznego pakietu antymonopolowego w najostrzejszej jego formie, tj. oddzieleniu wydobycia, zaopatrzenia i sprzedaży surowców. W tej sytuacji Lietuvos dujos pozbawione zostałyby sieci gazociągowej wysokiego ciśnienia. Do 31 marca 2012 roku Lietuvos dujos, zobowiązane są mocą ustawy do przedłożenia Państwowej Komisji Cen i Kontroli Energetyki planu odłączenia od spółki sieci przesyłowej. Rząd zobowiązał Państwową Komisję Cen i Kontroli Energetyki, by w kwietniu 2012 roku przedłożyła konkretny plan rozdzielenia majątku i funkcji Lietuvos dujos, a w lipcu plan miałby być wcielany w życie prawnie i administracyjnie, zaś zakończyć się pod koniec 2014 roku. Przyjęty przez litewski rząd harmonogram zmian na rynku gazu zakłada, że Lietuvos dujos zreorganizować się muszą do 8 sierpnia 2013 roku. Następnie litewskie państwo ma, jak to określa Ministerstwo Energetyki, ostatecznie uzyskać kontrolę nad magistralami gazowymi po tym, jak zostaną one oddzielone od Lietuvos dujos i przekształcone w samodzielny podmiot gospodarczy - operatora systemu przesyłowego gazu. Oznacza to, że rząd zamierza odkupić także sam przynajmniej część akcji. Rząd postanowił też, że ostateczny termin oddania przez spółkę magistral mija 31 października 2014 roku. Może to polegać albo na sprzedaży przez spółkę gazociągów, albo jeden z akcjonariuszy, czyli Gazprom, musiałby odsprzedać swoje akcje w spółce. Podmiot gospodarczy, prowadzący wydobycie nie może, według nowych litewskich przepisów, prowadzić działalności handlowej i dysponować magistralami gazowymi. Ani Ministerstwo Energetyki, ani Lietuvos dujos na razie nie podają wartości litewskich gazociągów. Eksperci szacują ją na nawet na 300 mln euro. Litewski rząd skłonny jest jednak przejąć nad nimi państwową kontrolę wraz z innymi ewentualnymi udziałowcami. Najprościej byłoby przejąć udziały Gazpromu wespół z E.ON Ruhrgas. Obecnie litewskie państwo ma razem z Niemcami 51 proc. akcji. Tyle tylko, że Niemcy wolą robić interesy z Gazpromem, a nie litewskim rządem. Gdyby było inaczej, dawno już by można było przegłosować w spółce korzystne dla Litwy rozwiązania. Mija rok od ogłoszenia koncepcji reorganizacji Lietuvos dujos, a nie posuwa się ona ani na krok. Nie można też wykluczyć, że Rosjanie, jeżeli np. zrezygnują z drogi sądowej, na co się nie zanosi, mogą swoje udziały w Lietuvos dujos odsprzedać Rosjanom, np. z innej spółki. I Litwa w walce z gazowym potentatem zatoczy tylko zbędne koło. Dwaj najwięksi akcjonariusze napisali na razie list do premiera, podkreślając w nim, że pomysł zabrania gazociągów może być uznany za niezgodny z międzyrządowymi porozumieniami, jakie Litwa zawarła z Niemcami oraz Rosją w sprawie ochrony inwestycji zagranicznych. Nie wykluczyli też dochodzenia ochrony swych praw w międzynarodowych instytucjach prawnych.
Spółka Lietuvos dujos ma na Litwie ponad 550 tysięcy klientów, dostarczając gaz do niemal 100 procent gospodarstw domowych. Zajmuje ogółem 39 procent litewskiego rynku gazowego i jest - na razie - jedynym właścicielem gazociągów. Gaz ziemny sprowadza samodzielnie jeszcze siedem spółek: AB Lietuvos dujos, UAB Dujotekana, UAB Haupas, UAB Fortum Joniškio energija, UAB Druskininkų dujos, AB Agrofirma Josvainiai i UAB Intergas. Największym dostawcą, obok Lietuvos dujos, jest UAB Dujotekana, dostarczająca gaz dla przemysłu. Niezależność energetyczna, to fikcja? Podczas gdy premier Litwy, Andrius Kubilius, ogłasza w styczniu 2012 roku, że urzeczywistniana przez rząd energetyczna niezależność od Rosji zburzy ostatnie imperium, które egzystowało jeszcze dwa dziesięciolecia po upadku Związku Radzieckiego ( ). Szczególnie inicjowana przez nas reforma rynku gazu, pozwoli pozbyć się monopolu potężnego Gazpromu, to profesor Vidmantas Jankauskas, w tym samym dniu, replikuje, że niezależność energetyczna, w tym i gazowa Litwy, to wymysł litewskich polityków niemający nic wspólnego z rzeczywistością gospodarczą świata, Europy i Litwy. - Rosja jest największym dostawcą nośników energetycznych do Europy, a głównym nabywcą rosyjskich zasobów jest Unia Europejska. I tak pozostanie jeszcze przez dłuższy czas - powiedział Vidmantas Jankauskas, główny ekspert projektu energetycznego krajów WNP - SEMISE - finansowanego przez UE, były prezes polsko-litewskiej spółki energetycznej LitPol Link i były przewodniczący Państwowej Komisji ds. Cen i Kontroli Energetyki, w wywiadzie, który się ukazał w dzienniku Lietuvos Žinios. Wyraża opinię, że Litwa nie powinna była też odmawiać proponowanego swego czasu przez Rosję udziału w budowie projektu gazociągu tranzytowego na Zachód także przez jej terytorium. - Litwa otrzymała Rosji zaproszenie do udziału w tym przedsięwzięciu. Zaległo ono jednak w biurkach rządu. Na Litwie obowiązuje jedna zasada: nie uczestniczyć w żadnych wspólnych projektach z Rosjanami. To, że UE uznało obecnie Nord Stream" za priorytetowy, jest rezultatem wcześniejszej odmowy udziału w projekcie gazociągu - nie ma wątpliwości profesor. Przypomnimy, że i Polsce, przed kilkoma laty, rozgorzała wielka narodowa dyskusja o szkodliwości kolejnej nitki gazociągu tranzytowego przez terytorium III RP. Wtedy stanęliśmy po stronie Ukrainy, którą ów gazociąg miał ominąć. Powstał więc "Nord Stream". V. Janakuskas przypomina z kolei, że do potężnych łotewskich podziemnych zbiorników gazowych w Inčukalnis, które są w stanie zgromadzić taką ilość gazu, jaka jest potrzebna dla wszystkich państw nadbałtyckich oraz regionu Pskowa w Rosji łącznie, prowadziły i prowadzą gazociągi. Do Inčukalnis biegną dwie magistrale: z Estonii oraz Pskowa. Łotysze znaleźli już trzecie miejsce, w którym może być kolejny zbiornik. Tak więc, najtaniej Litwie byłoby zaopatrywać się w gaz ze zbiorników łotewskich. Litwa nie ma bowiem zbiorników podziemnych, a budowa utknęła w fazie projektowania, poszukiwania funduszy, protestów społeczności lokalnych, gdzie miał być zlokalizowany. Profesor odpiera też pogląd, iż byłby to zły, bo rosyjski gaz.: - Jeżeli nośników energetycznych nie będziemy kupowali od niedemokratycznej Rosji, to będziemy zmuszeni ich szukać w Arabii Saudyjskiej, Iranie, Algierii, które nie są bardziej demokratyczne. Na świecie, w stosunkach międzypaństwowych, dominuje gospodarka. Głównym nabywcą ropy wenezuelskiej są USA, chociaż te kraje bardzo się nie lubią - tłumaczył profesor.
Natomiast, jego zdaniem, polsko-litewski most energetyczny, który buduje spółka LitPol Link, a prace budowlane mają być zakończone w 2015 roku, jest potrzebny, ale w obecnych okolicznościach dla Polski bardziej korzystne byłoby połączenie energetyczne z obwodem kaliningradzkim, gdzie już się buduje elektrownię atomową. Racjonalne jest również, by Litwini w tym samym temacie rozpoczęli dialog z Rosjanami - uważa ekspert. Przypomina, że Rosja proponowała Litwie dołączenie do budowy siłowni w Kaliningradzie, ale ta odmówiła. Nie należało bezwarunkowo mówić nie. Moim zdaniem, to była dobra propozycja - uważa Jankauskas. Z przeprowadzonych natomiast w 2011 roku badań socjologicznych wynika, że aż 78 proc. ankietowanych mieszkańców Litwy nie wyklucza, że Rosja może ograniczyć lub przerwać dostawy nośników energii. I tylko 13 procent respondentów nie wierzy taką możliwość. Większość ludności (79 proc.) zgadza się z tezą, że Litwa znacznie zmniejszy zależność energetyczną od Rosji, jeśli sieci energetyczne i gazowe będą połączone z systemem Europy Zachodniej oraz gdy zostanie zbudowany terminal gazu skroplonego w Kłajpedzie. Czterech na pięciu respondentów (81 proc.) uważa, że gdyby Rosja zaczęła naciskać na Litwę, to wywarłoby to negatywny wpływ na gospodarkę.