Moim Uczniom w podzięce za wytrwałą pamięć. Michalina Pięchowa

Wielkość: px
Rozpocząć pokaz od strony:

Download "Moim Uczniom w podzięce za wytrwałą pamięć. Michalina Pięchowa"

Transkrypt

1 DZIEŃ ZA DNIEM 1

2 Moim Uczniom w podzięce za wytrwałą pamięć Michalina Pięchowa 2

3 Michalina Pięchowa DZIEŃ ZA DNIEM WSPOMNIENIA, REPORTAŻE, WYWIADY, RECENZJE Bochnia Warszawa

4 Redakcja: Stanisław Bukowiec Okładka: Obraz olejny Michaliny Pięchowej Kwiat jabłoni Copyright by Michalina Pięchowa, Bochnia 2012 ISBN Druk: Brzeska Oficyna Wydawnicza ul. Czarnowiejska 1, Brzesko 4

5 Słowo wstępne Drogi Czytelniku, trzymasz w rękach książkę niezwykłą. W czasach dominującej bylejakości wzorców, szargania autorytetów, prymityzowania ideałów, przypadkowych karier i koniunkturalnych zachowań, książka ta będzie pokrzepieniem Twego serca. Dzień za dniem to kolejny efekt twórczości autorki, której mottem jest wiara, nadzieja i miłość. Michalina Pięchowa ukazuje czytelnikom świat widziany najpierw oczyma dziewczynki z Kołaczyc, potem panny z Pilzna, a jeszcze później nauczycielki Liceum Ogólnokształcącego w Bochni, w którym przez wiele lat wykładała język polski. Miałem szczęście być jednym z jej uczniów. Twórczość pani Michaliny jest mądra emanuje z niej patriotyzm i wiara. Choinka z aniołkami ta z Kołaczyc i mickiewiczowska z Wilna, Petersburga czy Paryża jest symbolem ciepła, ufności w Boga i ludzi. Święto Zmartwychwstania Pańskiego pisarka łączy z modlitwą za tych, którzy zbawiając nasz kraj, oddali swe życie w Palmirach, pod Narvikiem, w bitwie o Anglię. Z utworów zebranych pobrzmiewa muzyka Chopina, przerywa ją huk salw armatnich z Westerplatte i jęk śmiertelnie ugodzonego pod Bochnią Liberatora ptaka wolności. Dzień po dniu to zbiór reportaży, opowiadań, szkiców, wywiadów traktujących o dziejach królów, żywotach świętych, losach bohaterów i tułaczy. To także opis drogi życiowej samej autorki. Pozostawiła przy niej cenne drogowskazy, z których powinniśmy korzystać. Bochnia, listopad 2011 Jerzy Lysy 5

6 6

7 Rozdział pierwszy Tam zostawiłam cząstkę siebie 7

8 8

9 Trzy miejsca bliskie mojemu sercu Każdy człowiek ma jakieś miejsce na ziemi, które szczególnie sobie upodobał. Myśli o nim, wraca do niego, tęskni za nim. Obok tych, które przyciągają pięknem, historią, atmosferą, wyjątkowością istnieje jednak to jedno, jedyne związane z pierwszymi chwilami naszego życia, miejsce urodzenia. Dla mnie jest nim miasteczko Kołaczyce. W nim spędziłam beztroskie dzieciństwo, lata szkolne. Spotkania koleżeńskie, gra w piłkę, kąpiel w Wisłoce wypełniały wolny czas od zajęć szkolnych. Tak upłynęło 20 lat pod czułą opieką Rodziców, którzy dziś spoczywają na miejscowym cmentarzu. W ten sposób zamknął się jeden okres w moim życiu. Pozostały obrazy, które raz po raz wracają: wiosny pełnej zieleni i kwiatów, kiedy: Piwonie kwitną, białe i różowe A w środku każdej, jak w pachnącym dzbanie, Gromady żuczków prowadzą rozmowę, Bo kwiat jest dany żuczkom na mieszkanie. Matka nad klombem z piwoniami staje, Sięga po jedną i płatki rozchyla, I długo patrzy w piwoniowe kraje, Dla których rokiem bywa jedna chwila oraz obraz bajkowej zimy pełnej uroku, kiedy konary drzew uginają się pod czapami śniegu, w domu trzaska radośnie ogień i pojawia się postać matki krzątającej się przy wieczerzy. Takie wracają w mej pamięci Kołaczyce, miasto moich przodków, miasto z piękną tradycją, które dobrze się zapisało w historii naszego kraju. Jego mieszkańcy wielokrotnie wyruszali spod figury Matki Bożej, usytuowanej na Rynku do walki w obronie Ojczyzny, w noc listopadową, w styczniowy mroźny dzień, na front I wojny światowej, do oddziałów partyzanckich podczas II wojny światowej. To właśnie w tym miasteczku zostawiłam cząstkę mego serca, cząstkę siebie. Przyszłam na świat jako wyczekiwana przez Rodziców córka w domu o białych ścianach, krytym blachą. Ochraniały go od wichrów jesieni potężne trzy kasztany, których wachlarze liści tworzyły co roku puszysty rudo-zielony 9

10 kobierzec. Wiosną okrywały się biało różowym kwieciem. Kasztany te posadzili wdzięczni mieszkańcy Kołaczyc memu Dziadkowi, który przez 30 lat sprawował funkcję burmistrza. Rosłam więc w ich cieniu lub spędzałam czas w dużym ogrodzie, wśród zieleni i kwiatów. A były różnorakie, najpierw pierwiosnki zapowiadały nadejście wiosny, potem zakwitały krzewy bzu i pachnącego jaśminu, piwonie wabiły pszczoły swymi kolorami, irysy złote i liliowe rozsiadły się kępami, słoneczniki obracały swe główki za słońcem, a strzępiaste astry zapowiadały odejście lata. I tak od wiosny do jesieni można było podziwiać i upajać się pięknem natury. Ponieważ dom stał przy ulicy mało ruchliwej, wszelkie zabawy odbywały się na niej: gra w dwa ognie, chowanego i gonienie się. Dom był ostoją wypoczynku, nauki i bycia z rodziną. W jego ścianach mieściły się radości i troski. Budował go mój Dziadek. Na belce sufitu wyryto następujący napisał: Boże błogosław ten dom i mieszkańców w nim R. P D. 1 Maja Paweł i Anna Sękowscy. Przetrwał ponad 100 lat, przeżył dwie wojny światowe i okupację, zawsze czekał, do dziś pojawia się w moich snach, stąd powtórzę za Anną Kamieńską słowa jej wiersza: Nie mogę od ciebie uciec Domie dzieciństwa, kroczysz za mną na swoich zmurszałych nogach, zagradzasz mi drogę swoimi ciszami, szczerzysz rozklekotane schody, otaczasz mnie stukaniem jakichś niezwykłych młotków... Ta kraina szczęścia odeszła na zawsze z chwilą zdania przeze mnie egzaminu dojrzałości i pójścia w świat. Tak rozpoczął się okres studiów w Krakowie, a następnie praca w Pilźnie, później w Bochni. W ciągu 30 lat systematycznie wracałam do rodzinnego domu, do Rodziców. Początkowo sama, następnie z mężem i dziećmi. Wakacje upływały nad Wisłoką lub na błoniach, gdzie grało się w siatkówkę, na spacerach oraz wędrówkach po polach i lesie. Najlepsze i najmilsze wspomnienia dotyczą tych właśnie lat i Ziemi, która mnie wydała. W stosunku do Pilzna Kołaczyce są starsze, gdyż akt lokacyjny, wydany został przez Kazimierza Wielkiego w 1339 roku, natomiast dla Pilzna w 1354 roku. Oba miasta leżą w dolinie Wisłoki, usytuowane są przy tej samej trasie, wiodącej z Bieszczad, przez Krosno, Jasło do Tarnowa. Leżą w sąsiedztwie, ponieważ dzieli je tylko 23 kilometry. Pilzno etymologia tej nazwy nie jest jednoznaczna. Słowo to może oznaczać moczary, bagna, podmokły teren, a może mieć związek z niemiecką ko- 10

11 lonizacją. Miasto uczestniczyło we wszystkich wydarzeniach historycznych. Dnia 23 kwietnia 1769 roku było świadkiem zjazdu szlachty, która przystąpiła do konfederacji barskiej, mającej na celu obronę przywilejów szlacheckich. Nie zabrakło patriotów, którzy brali udział także w powstaniu listopadowym i styczniowym. W historii Polski zapisało się wyjątkowo chlubnie dzięki dwom nazwiskom: Petrycemu i Marycjuszowi. Kiedy wejdziemy do kościoła parafialnego w Pilźnie, zauważymy epitafium poświęcone Petrycemu. Kim był? Czym zasłużył sobie na długowieczną pamięć u potomnych? Sięgnijmy do źródeł za pośrednictwem Zdzisława Kality, który w Roczniku Pilźnieńskim wypowiada się na temat polskiego renesansu i jego wybitnych przedstawicieli wywodzących się z Pilzna, z miasteczka, które położyło duże zasługi na polu rozwoju kultury, odrodzenia w naszym kraju, dzięki wielu wybitnym uczonym, profesorom Akademii Krakowskiej od Szymona Marycjusza zaczynając, a na Sebastianie Petrycym kończąc. Żył on w latach Z rodzinnego miasteczka wyruszył jako kilkunastoletni chłopiec, by zdobywać wiedzę na sławnej Akademii Krakowskiej, następnie udał się na Uniwersytet w Padwie. Dziś nie zdajemy sobie sprawy, ile musiał w owych czasach młody człowiek pokonać trudów i przeszkód wynikających z odległości, bariery językowej i spraw finansowych. Obecnie trasę Kraków Padwa pokonujemy w ciągu kilku lub kilkunastu godzinach w zależności od środka lokomocji. Będąc w tym włoskim mieście, nie można pominąć starej, znanej w całej Europie uczelni. Założona w 1222 roku przez grupę profesorów i studentów, którzy opuścili Uniwersytet w Bolonii, szybko zyskała sławę europejską. Wchodzimy na teren uczelni. Piętnastowieczny dziedziniec otaczają krużganki wsparte na potężnych kolumnach. Naszą uwagę zwracają herby malowane na sklepieniu i kamienne na bocznych ścianach, które są świadectwem rangi wychowanków uniwersytetu. Są to herby Radziwiłłów, Tarnowskich, Firlejów, Tęczyńskich, Ossolińskich i innych. W jednej z sal Sali Dei Quaranta znajdują się popiersia profesorów i studentów, między innymi Mikołaja Kopernika, Jana Zamojskiego. Na ścianach utrwalone podobizny Jana Kochanowskiego, Jeremiego Wiśniowieckiego, Marcina Kromera, Jana Łaskiego, Klemensa Janickiego. Długie korytarze przemierzali ongiś największe umysły epoki. Na Prato Della Valle, jednym z największych placów Europy, pomiędzy Bazyliką św. Antoniego, a Bazyliką św. Justyny patronki Padwy, w kręgu wielkich padewczyków znajdują się posągi Stefana Batorego i Jana Sobieskiego. Uniwersytet w Padwie wyposażał w wiedzę z zakresu prawa, teologii, medycyny i innych dziedzin nauki ogromną ilość Polaków, a wśród nich niezamożnych chłopców mieszczańskiego pochodzenia z Pilzna. Sebastian Petrycy po studiach na Krakowskiej Akademii 11

12 uzyskał na padewskim Uniwersytecie doktorat z medycyny. Wrócił do kraju i w 1588 roku objął stanowisko profesora retoryki na Wydziale Sztuk Wyzwolonych Akademii Krakowskiej. W trzy lata później osiadł we Lwowie jako lekarz. Był wielkim, zasłużonym humanistą, ale nieszczęśliwym człowiekiem. Życie jego ułożyło się w pasmo cierpień: najpierw zmarła mu żona, później córka, a na końcu zaginął syn. W pewnym okresie związał się z dworem Mniszchów, w związku z tym udał się do Moskwy wraz z innymi dworzanami na wesele Maryny z Dymitrem Samozwańcem ( 1606). Wtedy został przez Rosjan pojmany i osadzony w więzieniu. W warunkach więzienia moskiewskiego dokonał parafrazy poezji Horacego. Jego spuścizna literacka obejmuje kilka drobnych traktatów medycznych. Petrycy jest autorem Przydatków do Etyki oraz Ekonomiki i Polityki Arystotelesa. Na trwałe zapisał się w historii filozofii. Drugi z kolei Pilźnianin Szymon Marycjusz położył ogromne zasługi na polu pedagogiki i prawa. Był żakiem, a potem profesorem uczelni krakowskiej. Jako guwerner Jana Szczęsnego Herburta mógł pogłębiać wiedzę w Bolonii, Ferrarze i Padwie. Poznawszy tam sytuację w dziedzinie szkolnictwa, wypowiadał się na temat roli i znaczenia szkół w państwie. W ten sposób powstało dzieło O szkołach czyli akademiach ksiąg dwoje. W tym traktacie nie tylko pisze o znaczeniu wychowania i wykształcenia młodzieży, ale wskazuje też na metody i środki, dzięki którym szkolnictwo osiągnęłoby właściwy poziom i tym samym stałoby się użyteczne dla społeczeństwa i państwa. Był nie tylko teoretykiem, lecz również praktykiem. Dzięki praktyce nauczycielskiej oraz bogatemu doświadczeniu jego poglądy miały charakter nowatorski, postępowy. Nacisk kładł na profesjonalizm, rzetelność zawodową nauczycieli, właściwy stosunek do uczniów, na rozwój ich umysłowości, osobowości, a także uzdolnień. Co więcej, stał się zwolennikiem wiązania kształcenia z potrzebami i aspiracjami Rzeczypospolitej, byt i pomyślność kraju zależy bowiem od mądrości, wiedzy i wykształcenia jego obywateli. Podobnie, jak Andrzej Frycz Modrzewski w swoim dziele De republica emendanda, w Księdze V O szkole, Marycjusz jest zwolennikiem edukacji publicznej, edukacji, nad którą opiekę przejęłoby państwo. Poglądy obydwu myślicieli i naukowców wyrażone w ich dziełach stanowią czołowe osiągnięcie polskiej myśli pedagogicznej doby renesansu. Sebastian Petrycy i Szymon Marycjusz nie byli jednakże jedynymi pilźnianami, którzy w tym czasie ukończyli studia. Ks. dr Karol Szczeklik w książce Pilzno i Pilźnianie stwierdza, iż na przestrzeni 56 lat przełomu XVI i XVII wieku: 42 Pilźnian otrzymało stopnie bakałarzy na Wydziale Filozoficznym Akademii Krakowskiej, a 11 uzyskało stopnie magistrów i doktorów filozofii. 12

13 Tak więc miasto to swą bogatą tradycją sięga do odległych czasów. Co więcej nie tylko pielęgnuje tradycję, ale również nieprzerwanie ją kontynuuje. Dziś przejeżdżający z Jasła lub Dębicy zwracają uwagę na imponujący, dwupiętrowy budynek u zbiegu szos prowadzących z tych miast do Tarnowa. Ilekroć tamtędy jadę również spoglądam na niego i z bijącym sercem wspominam pierwsze swe osiągnięcia i porażki pedagogiczne w murach tej szkoły, wejście po raz pierwszy do klasy, pierwszą ocenę wpisaną do dziennika oraz pierwszą maturę w 1956 roku. Wtedy Liceum istniało już 11 lat. Po przejściu frontu, 10 lutego 1945 roku prof. Kazimierz Mazurkiewicz uzyskał decyzję Kuratorium Okręgu Szkolnego Krakowskiego zatwierdzającą powołanie filii Gimnazjum im. Kazimierza Brodzińskiego w Tarnowie. Pierwszym dyrektorem tej szkoły został znany nauczyciel, organizator tajnego nauczania w okresie niemieckiej okupacji prof. Kazimierz Mazurkiewicz człowiek niezwykle zasłużony dla oświaty i kultury. Jako założyciel Gimnazjum i Liceum oraz organizator życia powołanej placówki poświęcił jej 9 lat życia. Po Nim obowiązki przejął Stanisław Gaciarz, który przyjmował mnie do pracy. Wkrótce funkcję dyrektora objął Antoni Wójcik, doświadczony pedagog, wyrozumiały oraz opiekuńczy tak w stosunku do uczniów, jak i nauczycieli. Przez 11 lat kierował placówką, która osiągała dobre wyniki. Kilka lat dyrektorką tej szkoły była jej absolwentka Maria Skopek. Po niej do dziś tj. 20 lat kieruje placówką Marek Wojtuła. Z tej szkoły średniej w ciągu ponad 60 lat wyszły dziesiątki absolwentów: lekarzy, prawników, pedagogów, ludzi nauki i kultury, którzy pełnią niejednokrotnie odpowiedzialne funkcje w naszym kraju. Bez względu na sytuację materialną, rodzinną wracają jednak do miejsca, z którym wiążą najpiękniejsze wspomnienia. W poszukiwaniu śladów młodości biorą udział w zjazdach absolwentów. Przybywają, by, jeśli nie cofnąć czas, to przynajmniej go zatrzymać, by spojrzeć sobie w oczy, jak za dawnych lat, by odświeżyć szkolne, dawne, nieśmiałe uczucia. Zjazdy te są równocześnie spotkaniem pokoleń, gdyż zawsze wita nas młodzież licealna i obecny dyrektor Marek Wojtuła. Dziś szkoła tętni życiem, obok zajęć dydaktycznych i wychowawczych uczniowie mają czas na organizowanie wycieczek, dzięki którym poznają nie tylko własny kraj, ale i inne. Na uwagę zasługuje coroczna impreza wiosenna Polska przewodnikiem Europy ułatwiająca poznanie warunków politycznych, geograficznych poszczególnych państw, zwyczajów i mentalności ich mieszkańców. Młodzież nie zapomina też o oddaniu hołdu bł. Janowi Pawłowi II oraz wyrażeniu czci zamordowanemu w Afryce, a pochodzącemu z Pilzna misjonarzowi ks. Janowi Czubie, poprzez organizowanie rajdów w rocznicę jego śmierci. Aby zachęcić i zainteresować 13

14 kandydatów do Liceum, jego uczniowie ogłaszają każdego roku dzień otwarty dla gimnazjalistów. Z murów tej szkoły wciąż wychodzą w świat coraz to nowe zastępy absolwentów, którzy po latach zapewne zapragną tu wrócić, by odświeżyć wspomnienia. Pilzno co Was tu przywiodło? Po stronie południowo-wschodniej rynku, nieco w głębi posadowił się kościół o.o. Karmelitów. Tak jak wszędzie, tak i tu pierwszy był niewielki, murowany, pochodził z XV wieku. Utrzymany w stylu gotyckim posiadał dwie kaplice przylegające do niego. Zgodę na budowę tej świątyni wydał oo. Augustianom Władysław Jagiełło. Gromadzili się w nim na modlitwę nieliczni wtedy mieszkańcy Pilzna. Dwa pożary w XIX wieku zniszczyły świątynię i dwukrotnie ją odbudowywano. Mijały lata, przechodziły burze i zawieruchy wojenne, ale stan po odbudowaniu ostatecznie trwa do dziś. Trudno ustalić styl, w którym budowla jest utrzymana. Skarpy czyli przypory i kształt okien przypominają gotyk, okrągły otwór okulus kojarzy się z renesansem, a arkadowy fryz przypomina neoromantyczny styl. W połowie XIX wieku kościół zmienił właścicieli, przeszedł w posiadanie o.o. Karmelitów, którzy dotąd są jego gospodarzami. Jak wygląda wnętrze? Stajemy przed głównym ołtarzem pochodzącym z początku XVII wieku. Trzykondygnacyjny ze względu na kompozycję, walory artystyczne i bogactwo ornamentyki, jest niezwykle cennym dziełem późnorenesansowej rzeźby i snycerstwa pisze o. Tadeusz Popiela w pięknym albumowym wydaniu pt. Pilzno kościoły i kaplice parafii pilzneńskiej na przestrzeni dziejów. Uwagę przyciąga środkowa część ołtarza, w której znajduje się olejny obraz Matki Bożej Szkaplerznej. Po chwili kierujemy swe kroki do kaplicy od strony północnej, w której od wieków spogląda na swych wiernych z obrazu (1655) Matka Boża Pocieszenia, trzymająca na ręku małego Jezuska. Kult Maryjny trwa od początku istnienia osady, przy czym wiążą się z nim różne legendy i wydarzenia. Szczególnie szerzył się po napadzie Tatarów w 1241 roku, także po innych klęskach, epidemiach, z których to opresji Pani Pocieszenia pozwalała się wydobyć. Przed Jej tronem modlił się 14

15 nie tylko prosty lud, ale i możni tego świata: Władysław Łokietek, jego syn Kazimierz zwany Wielkim, królowa Jadwiga wraz z Władysławem Jagiełłą i inni. Składano u Jej stóp prośby i modlitwy, a Ona wspomagała mieszkańców tego miasta i okolicy podczas najazdów wroga, w czasie zawieruchy wojennej i innych niebezpieczeństw. Podczas powstań narodowych, zaborów i okupacji hitlerowskiej dodawała siły do przetrwania, napawała nadzieją na lepsze czasy. Kult ten trwał i trwa nadal. Świątynia zawsze wypełniała się po brzegi wiernymi, szczególnie w uroczystości rocznicowe, z okazji odzyskania niepodległości, uchwalenia Konstytucji 3 Maja, czy też z powodu zakończenia działań II wojny światowej. Pod sztandarami Matki Pocieszenia walczyli konfederaci barscy, powstańcy listopadowi, styczniowi, a także partyzanci II wojny światowej. Wyrazem wdzięczności i pamięci dla nich są tablice wmurowane w ścianę kaplicy, poświęcone szczególnie bohaterom wojny 1920 roku, żołnierzom AK, ofiarom Katynia i działaczom podziemia antykomunistycznego tym wszystkim, którzy byli czcicielami Matki Bożej Pocieszenia i walczyli w obronie wiary oraz polskości. I my, chcąc złożyć Jej hołd, uklękliśmy przed Jej ołtarzem. Był rok Czerwiec pachniał kwiatami, których zapach unosił się wokół ołtarza i wzbijał coraz wyżej, aż do sklepienia świątyni. Upłynęły 44 lata od chwili, kiedy te same osoby, wtedy dziewczęta w białych bluzkach i chłopcy w ciemnych garniturach klęczeli zatopieni w modlitwie, przyszli bowiem podziękować za zdany, pierwszy w życiu egzamin, egzamin dojrzałości. Dziś przybyli z różnych stron Polski, a także Stanów Zjednoczonych. Klęczą więc panie i dostojni panowie wpatrzeni w obraz Matki Bożej Pocieszenia. Uczestniczą we Mszy św. dziękczynnej, ze wzruszeniem słuchają homilii o. przeora Włodzimierza Durbasa. Dziękują, a jest za co. Wśród nich profesorowie: Zofia Biegoń, Janina Mędrek, Ryszard Kurowski i Michalina Sękowska-Pięch. Administrację reprezentuje absolwentka Liceum w Pilźnie Maria Samborska. Po zakończeniu uroczystości wspólne zdjęcie i udanie się do szkoły, gdzie dyrektor Marek Wojtuła bardzo serdecznie powitał w murach Liceum byłych jego wychowanków. Następnie zabrali głos obecni Profesorowie, a potem już wszyscy dzielili się spostrzeżeniami. Rolę wychowawcy klasy pełniła Michalina Sękowska Pięch, która dokonała wpisu do Księgi Pamiątkowej 650-lecia Pilzna. Oto jego treść: W chmurny, czerwcowy dzień, ale z sercem wypełnionym radością, zbiegliśmy się z różnych stron Polski do naszego Liceum z okazji 44 rocznicy zdania egzaminu dojrzałości, by jeszcze raz spojrzeć sobie w oczy, powspominać i cofnąć czas do urokliwych lat szkolnych spędzonych w Pilźnie. 15

16 Temu miastu, które ukształtowało nasze charaktery, wyposażyło w doświadczenia życiowe, przyczyniło się do wielu radości i miłych chwil, życzymy dziś, w dniu Jubileuszu 650-lecia istnienia Grodu Królewskiego, dalszych sukcesów na polu gospodarczym i kulturowym, pomyślnego rozwoju oraz czynnego uczestnictwa w budowie nowej polskiej rzeczywistości. Zjazdowicze i w imieniu profesorów Michalina Sękowska-Pięch. Zaledwie upłynęły trzy lata, gdy otrzymałam zaproszenie na zjazd absolwentów Liceum Ogólnokształcącego w Pilźnie. Na zaproszeniu widniały daty: Pragnienie rychłego spotkania nie pozwoliło organizatorom i uczestnikom czekać na okrągłą rocznicę tj. 50 lecie zdania egzaminu dojrzałości. Z zaproszonych gości byli obecni Prof. Prof.: Zofia Biegoń, Jerzy Błażej, Janina Mędrek, Jan Janiga oraz Dyrektor Liceum Marek Wojtuła, przedstawicielka administracji, absolwentka Maria Samborska i Janina Tomasiewicz. Czerwcowe słońce uśmiechało się na widok serdecznych powitań ongiś uczniów, dziś matek, ojców, babć i dziadków. Zanim rozpoczęła się uroczystość wystąpił główny organizator spotkania Absolwent, płk Stanisław Modelski i poinformował, co jest głównym celem spotkania. Mszę św. w kaplicy Matki Bożej Pocieszenia sprawował o. Tadeusz Janowiak, który zwrócił się do zebranych w ciepłych słowach. Po niej nastąpił drugi moment, najważniejszy tak w tej uroczystości, jak i w życiu każdego z Absolwentów. Ponownie zabrał głos o. Tadeusz Janowiak, który przedstawił historyczny rys rozwoju polskiej szabli Królowej Polskiego Oręża i wyraził wolę przyjęcia szabli do Sanktuarium jako votum od uczestników zjazdu. Wtedy płk Stanisław Modelski w imieniu byłych uczniów wystąpił z obnażoną szablą, wykonał salut przed ołtarzem Matki Bożej Pocieszenia i przekazał szablę o. Janowiakowi, który złożył ją u stóp Pani o Ciemnym Obliczu. Następnie odczytał wpis do Złotej Księgi Sanktuarium MBP w Pilźnie: W 50. rocznicę rozpoczęcia nauki w Liceum Ogólnokształcącym w Pilźnie przychodzimy do Ciebie Matko Boża Pocieszenia uczniowie lat W modlitwie przywołujemy pamięć Koleżanek, Kolegów, Profesorów, Pracowników administracji szkoły, naszych Rodziców i Najbliższych. W podzięce za łaski i opiekę u Twoich Stóp składamy votum szablę oficerską symbol polskiej chwały. Inskrypcja tej szabli: «Bóg, Honor i Ojczyzna» była, jest i będzie naszą dewizą życiową. Hetmanko Pilzna módl się za nami. Obecni: uczniowie, profesorowie, pracownicy administracji, rodziny, organizatorzy spotkania. Szablę wykonał mistrz rusznikarski i metaloplastyk, płk Stanisław Modelski. Na grzbiecie szabli wz. 1976/91 WP. widnieje napis votum uczniów Liceum Ogólnokształcącego lat Na lewej stronie głowni data 16

17 herb klasztoru, nazwiska uczniów, tarcza LO, a pośrodku Matko Boża Pocieszenia, Hetmanko Pilzna módl się za nami. Na prawej stronie logo RP, nazwiska Profesorów, napis: Bóg, Honor, Ojczyzna, następnie godło Polski i herb Pilzna. Łącznie upamiętniono 115 nazwisk. Rękojeść spleciona srebrnym temblakiem z litą taśmą o narodowych barwach Polski. To wyjątkowe, niepowtarzalne, godne naśladowania wydarzenie na długo zapadnie w pamięci uczestniczących w zjeździe dzięki organizatorom, do których należy dyrekcja szkoły oraz Stanisław Tomasiewicz, Jan Świerczek, Stanisława Świerczek, Elżbieta Świerczek, Janusz Placek, Helena Pieczonka- -Kisielewska i Roman Żurat. Duszą i sercem był jednak Stanisław Modelski. Zjazd i złożenie votum upamiętniono też w Księdze Pamiątkowej Liceum im. Sebastiana Petrycego. Nie zapomniano również o zmarłych Profesorach i Kolegach, złożono więc na Ich mogiłach kwiaty na znak pamięci i wdzięczności. Następnie zjazdowicze i zaproszeni goście spacerkiem przeszli do restauracji, gdzie przez kilka godzin wymieniali spostrzeżenia, uwagi, wrażenia. Na prośbę obecnych przeczytano fragmenty listów Profesorów, którzy z ważnych powodów nie mogli wziąć udziału w spotkaniu. Ucząca historii Józefa Gorączko-Wójcik napisała: W LO w Pilźnie rozpoczęłam swoją pracę. Mam piękne wspomnienia z tych 5 lat. Wspaniali koledzy i kochani uczniowie. Tu zdobyłam zapał do pracy, która zawsze dawała mi ogromną radość... Pamiętam Wasze twarze i imiona do dziś... To nie mury i wyposażenie tworzą szkołę, ale ludzie. Takich miłych, serdecznych ludzi poznałam w Pilźnie. Również Ryszard Kurowski w ciepłych słowach przekazał swoje myśli: Ślę życzenia owocnych, radosnych i pogodnych obrad. Niech miłe i serdeczne wspomnienia dominują w Was. Myślami będę z Wami tak w kościele, jak i przy składaniu kwiatów na grobach zmarłych Nauczycieli i Uczniów. W szczególny sposób łączę się z byłymi nauczycielami Liceum, życząc im i pozostałym uczestnikom zjazdu dużo zdrowia, wiele radosnych dni oraz wszelkiej pomyślności, Dyrekcji wielu utalentowanych absolwentów. Polonistka natomiast Michalina Sękowska-Pięchowa tymi słowami zwróciła się do byłych swych Uczniów i Gości: Dostojni Jubilaci, Szanowny Panie Dyrektorze, Kochani Profesorowie! Co Was tutaj przywiodło? Czy zapach kwitnących kwiatów, przypominających młodzieńcze, pełne uroku lata, czy pragnienie spojrzenia na siebie jeszcze raz oczyma młodości? A może chęć zatrzymania czasu? Przybyliście z różnych stron do rodzinnego gniazda niczym ptaki powracające do swego miejsca. Przybyliście, by odświeżyć przyjaźnie, nacieszyć się sobą, powspominać. Nie po raz pierwszy jesteście w murach tej szkoły, bo raz zasmakowawszy radości wspólnego obcowania, pragniecie odnawiać to bycie ze sobą. Mimo woli przychodzą mi tu na myśl 17

18 słowa Jana Pawła II: Człowiek jest wielki nie przez to, kim jest, nie przez to, co ma lecz przez to, czym dzieli się z innymi a Wy dzielicie się przyjaźnią, która zrodziła się przed laty i trwa do dziś. To ona kazała Wam zgromadzić się u stóp Matki Bożej Pocieszenia, by dziękować za 50 lat koleżeństwa, przyjaźni oraz za inne dobrodziejstwa. Ze szczerym żalem zawiadamiam, że nie mogę być w tej tak ważnej i niepowtarzalnej chwili z Wami. Dziękuję za pamięć o mnie, za zaproszenie, Panu Dyrektorowi za włączenie się do uroczystości, gościnność oraz życzliwość., Inicjatorom zjazdu za trud, szczególnie Panu Stanisławowi Modelskiemu za artystyczne wykonanie szabli votum dla Hetmanki Pilzna, organizację zjazdu, a także zaopatrzenie każdego z uczestników w dokumentację wraz ze zdjęciami pamiątkowymi. Na koniec życzę Wam Kochani Jubilaci pogodnych dni, radości, sukcesów i poczucia dobrze spełnionego obowiązku wobec bliskich oraz drugich ludzi. Wszystkim wszelkiej pomyślności. Ten list, jak i artykuł Co Was tutaj przywiodło niech będą dowodem więzi między uczniami a nauczycielami, wyrazem wdzięczności za pamięć z Waszej strony. Pilzno moje powroty do tego miejsca Sierpień jeszcze ogrzewał ziemię, jeszcze promienie słońca dawały ciepło i radość bycia, ale już tu i ówdzie w powietrzu snuły się nitki babiego lata. Gdzieniegdzie zakwitały wrzosy, tworząc liliowy kobierzec z drobnych, skromnych kwiatuszków wpatrujących się w błękitne niebo, ale już nie czerwcowe i nie lipcowe. Nadchodził wrzesień, zapowiedź jesieni. Rozpoczynał się nowy okres w życiu dzieci, młodzieży i moim, czas podwójnie nowy, odmienny od poprzedniego. Skończyły się lata studiów skromne i chude lecz pełne nadziei na lepsze, skończył się okres najpiękniejszy, a zaczął czas obowiązków, odpowiedzialności, czas pracy nauczycielskiej. Ze świeżo uzyskanym tytułem magistra filologii polskiej miałam przekroczyć próg klasy, spojrzeć prosto w oczy moim uczniom, których rodzice powierzali mi z wielkim zaufaniem. Nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że ważyły się moje losy. Spełniając pragnienie moich Rodziców, chciałam pracować w rodzinnym miasteczku. Powiedziano mi jednak, że nikt nie był prorokiem między swymi, a ze 18

19 mnie chciano zrobić proroka, wobec tego przydzielono mi pracę w Liceum w Pilźnie. Wrześniowy poranek, zasnuty z lekka mgłą powitał mnie w tym spokojnym miasteczku. Nie zastanawiałam się nad tym, czy spędzę w nim całe życie, czy los zadecyduje inaczej. Pierwsze kroki skierowałam do okazałego, dwupiętrowego budynku szkoły. Nowe twarze pedagogów i uczniów. Pierwsza lekcja, pierwsze spojrzenie w oczy wychowanków, którzy z obawą wpatrywali się w nową panią profesor. Pierwsze potknięcia i pierwsze sukcesy, dużo życzliwości ze strony Profesorów Kazimierza Mazurkiewicza, Kazimierza Ernesta, Antoniego Wójcika i innych. Pilzno miasto z bogatą historią i tradycją. Początkowo było wsią, co znajduje potwierdzenie w dokumentach historycznych. Następnie w 1354 roku król Kazimierz Wielki przez nadanie aktu lokacyjnego uczynił z Pilzna miasto na prawie magdeburskim, które dzięki temu i szlakom handlowym weszło na drogę szybkiego rozwoju. Po okresie rozkwitu nastąpił jednak regres. Zadecydowały o tym pożary, wojny, najazdy, rozbiory i epidemie. Szczególnie boleśnie przeżyli mieszkańcy Pilzna najazd Szwedów. A potem przyszły trudne lata rozbiorów, powstań, czasy I wojny światowej, agresji niemieckiej i okupacji. Za każdym razem, w tragicznej sytuacji Ojczyzny, wśród mieszkańców tego miasta znaleźli się patrioci, którzy w listopadowe dni szli w bój lub uczestniczyli w potyczkach styczniowych. Brali też udział w szeregach walczących o odzyskanie niepodległości w 1918 roku. Nie brak ich było wśród Akowców prowadzących akcje dywersyjne przeciw okupantowi. W lasach Gołęczyny mieli swą bazę wypadową. Historia tych cichych bohaterów znalazła się na kartach książki wydanej przez Światowy Związek Żołnierzy AK praca zbiorowa, autorstwa między innymi: Zofii Mosoń, Mariana Króla ii. pt. III Zgrupowanie Armii Krajowej na Ziemi Pilzneńskiej, przetrwała w legendzie oraz pamięci potomnych. Rokrocznie w ostatnich dniach sierpnia w lasach Gołęczyny ma miejsce spotkanie weteranów wojennych, ich rodzin, władz samorządowych i młodzieży. Jest to wspaniała lekcja patriotyzmu, która zaczyna się Mszą św., a kończy wspomnieniami przy ognisku. Uwieńczenie uroczystości stanowi wojskowa grochówka symbol poniewierki żołniersko-partyzanckiej. Uczestnicy snują wspomnienia przy wtórze szumiących jodeł i starych dębów, które niejedno mogłyby powiedzieć o chłopcach z lasu, ich zmaganiach z wrogiem, a niekiedy z własnym ja. Kilkakrotnie brałam udział w tym świętowaniu, gdyż mój Mąż jako 14-, 16-letni chłopiec często przewoził na drabiniastym wozie, pod słomą ukrytą broń, z jednego punktu do drugiego. I tak wiążąc się z tym miasteczkiem, poznawałam stopniowo jego historię i mieszkańców. Miałam szczęście znać tych, którzy należeli kiedyś do konspi- 19

20 racji i byli represjonowani np.: dr. Leona Koprowskiego, Antoniego Kopcia, Kornelię Pawlus, Małgorzatę Dropińską, Stanisława Radoniewicza, Zbigniewa Ożoga, Tadeusza Golę. Codziennie idąc do pracy, przechodziłam przez rynek. Po północno wschodniej jego stronie, w rogu wychylał się spoza kamienic kościół farny pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela, pochodzący z czasów króla Kazimierza Wielkiego, wcześniejszy, jak podaje Stanisław Tomasiewicz w publikacji pt. Kościół parafialny pw. Św. Jana Chrzciciela za ks. Bolesławem Kumorem: pilzneńska parafia wraz z kościołem powstała już w 1256 roku, a jej założycielami i fundatorami byli opaci tynieccy. Po pożarze w 1400 roku przystąpiono do odbudowy i przebudowy. Wtedy świątynia zmieniła nieco swój wygląd, gdyż podwyższono nawę główną i prezbiterium, dobudowano nawy boczne oraz wieżę zachodnią. Uwagę dojeżdżających do Pilzna zwraca zatem swą gotycką bryłą z czerwonej cegły kilkakrotnie remontowany kościół górujący nad dachami domów. Patrząc codziennie na jego sylwetkę, nie przeczuwałam jeszcze wtedy, że właśnie w tej świątyni trójka moich dzieci otrzyma sakrament Chrztu. Świętego. Aktu tego dokonał ks. Andrzej Kuźma, absolwent Liceum Ogólnokształcącego w Bochni, ówczesny katecheta w Pilźnie i wykładowca religii w Liceum pilzneńskim po przemianach 1956 roku. Wodę zaczerpnął z neogotyckiej chrzcielnicy o kształcie ośmiobocznego kielicha, wykonanego w 1898 roku z czerwonego marmuru i polał główki dzieci. Nie tylko z tym kościołem łączą mnie wspomnienia. W drugim rogu rynku, od strony wschodnio-południowej bieleją mury drugiej świątyni, kościoła o. o. Karmelitów. W ciągu 6 lat mego pobytu w Pilźnie w każdą niedzielę bywaliśmy w nim i teraz po latach, tak się składa, że uczestnicy niemal każdego zjazdu absolwentów Liceum w Pilźnie gromadzą się przed ołtarzem Pani Pilzneńskiej Matki Pocieszenia, a razem z nimi i ja. Pierwszy kościół murowany posiadał jedną nawę. Po pożarach w 1811 roku i 1865 został odbudowany, odnowiony i w takim stanie trwa do dziś. Posiada gotycką sylwetkę, ale można w niej dostrzec pewne elementy renesansowe i neoromańskie, jednym słowem występuje eklektyzm. Jest rok 2008, słoneczny, czerwcowy dzień, w murach tej świątyni gromadzą się Absolwenci z 1956 roku, moi pierwsi maturzyści. Wśród nich czterech duchownych, księża: Stanisław Jurek, Lucjan Morawski, Antoni Paprocki, Stefan Stankiewicz. Niebywałe, że w tych trudnych, ateistycznych czasach czterech chłopców z charakterem wybrało służbę Bogu i wytrwale, mimo przeciwności, dążyło do celu i cel ten osiągnęło. Wśród 30 Absolwentów są ponadto przedstawiciele innych profesji: sędzia, weterynarz, nauczyciele, lekarz, farmaceuta, ekonomista i inżynierowie różnych specjalności. W wyjąt- 20

21 kowych warunkach zdobywali wiedzę, pracowali, zakładali rodziny, a dziś... po latach z wielkim sentymentem wracają do czasów młodości, usiłują przywołać nie tylko radości, ale i smutki tamtych lat. Po serdecznym, ciepłym powitaniu zgromadzili się u stóp Pani Pilzneńskiej, by podziękować za wszystko, co otrzymali w życiu. A Ona patrzy z aprobatą na swoje dzieci, które opuściły to miasto, lecz wracają niczym ptaki do swego gniazda. Po nabożeństwie spotkanie w zajeździe, gdzie przy dźwiękach starych melodii przywracających obrazy z młodzieńczych lat miała miejsce biesiada i toczyły się długie, nocne Polaków rozmowy. Wspomnienia... wspomnienia... wspomnienia. Wiele ciepłych słów, serdecznych uścisków i zapewnień o pamięci. Na koniec obietnice szybkiego spotkania. * * * Rozmowa z absolwentem Liceum w Pilźnie, płk. Stanisławem Modelskim. Ukończył Pan Liceum Ogólnokształcące w Pilźnie im. Sebastiana Petrycego. Jakie wydarzenia z tamtych czasów przetrwały do dziś, do których Pan chętnie wraca? Byłem uczniem Liceum w Pilźnie w latach Pochodzę z rodziny chłopskiej, której tradycje i rodowody sięgają średniowiecza. Moi pradziadowie dbali o wykształcenie swych dzieci. Pierwszym studentem na Uniwersytecie Jagiellońskim, pochodzącym z rodziny chłopskiej z okolic Pilzna był Jan Modelski syn Józefa urodzony w 1854 roku. W XX wieku dwie wojny zweryfikowały położenie prawie każdej rodziny polskiej, nie ominęło to także moich rodziców, którzy dążyli do dania dzieciom wykształcenia. Wyniesione z rodzinnego domu wzorce i zasady, szacunek do rówieśników oraz osób starszych procentowały w każdym okresie mego życia. Okres nauki w LO był czasem uzyskania pewnego zasobu wiedzy, ukształtowania odpowiedniego kierunku poglądów, nawiązania przyjaźni, przyjmowania określonych wzorców od rówieśników, ale głównie od pedagogów. Pamiętam z tego okresu wiele szczegółów, wyjątkowo zaś dobrze egzamin maturalny, który stanowił dla mnie ogromne przeżycie. Do tamtych lat chętnie wracam wspomnieniami, ale także bywam w murach mojej szkoły na spotkaniach z młodzieżą i pedagogami. Ta więź spowodowała, że w 2006 roku odszukałem prawie wszystkich maturzystów z 1962 roku oraz profesorów i zorganizowałem pierwsze spotkanie po 44 latach, drugie w 2009 roku. Z tego zjazdu pamiątką jest szabla votum w Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Pilźnie. 21

22 Będąc uczniem, nie miał Pan innych planów obok tych, które zostały zrealizowane? Moje plany zawodowej służby wojskowej zrodziły się już w szkole podstawowej, a wynikały z rodzinnych tradycji oraz możliwości finansowych rodziców. Służba wojskowa gwarantowała mi bezpłatne studia i pozwoliła na zrealizowanie w pełni życiowych planów. Decyzję podjąłem sam, uważam, że była słuszna, a rodzice ją akceptowali. Jak wyglądał pobyt Pana i nauka w szkole wojskowej? Egzamin dojrzałości i kategoria A stanowiły pierwsze moje kwalifikacje. Następnym etapem był egzamin wstępny do Oficerskiej Szkoły Wojsk Ochrony Pogranicza w Kętrzynie na Mazurach. Wybór tej uczelni nastąpił po rekomendacji mego Wychowawcy Prof. Kazimierza Mazurkiewicza oraz Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego. W lipcu pozytywnie zaliczyłem egzamin wstępny i zostałem przyjęty do szkoły. Najtrudniejszą częścią egzaminu była rozmowa kwalifikacyjna, w której padały pytania dotyczące powiązań Modelskich z gen. Sikorskim. 18 września 1962 roku rozpocząłem naukę w szkole oficerskiej. System szkolenia obejmował trzyletni program dotyczący ochrony granicy państwowej, przedmioty ogólnokształcące oraz języki obce. Na każdym następnym roku studiów wprowadzane były kolejne tajniki zawodu oficera oraz praktyka bezpośrednio na zielonej granicy. Praktyka stanowiła niezapomniane dni. Emocje sięgały zenitu, gdy na ostatnim roku objąłem obowiązki dowódcy strażnicy granicznej. Jako sierżant podchorąży ( 21 lat) przyjąłem dowodzenie 140-osobową strażnicą I kategorii z 15-kilometrowym bardzo aktywnym odcinkiem zachodniej granicy nad Odrą. Aktywność odcinka granicznego mierzona była ilością nielegalnych przekroczeń granicy. Miłe wspomnienia z tego okresu dotyczyły urlopów wypoczynkowych. Ustawowo obejmowały 6 tygodni na każdym roku. Dodatkowo można było uzyskać urlop w nagrodę. Pobyt na urlopie to spotkanie z rodziną, koleżankami i kolegami ze szkolnej ławy. Ponadto spotykałem się z uczniami i profesorami mego liceum w Pilźnie. Studia ukończyłem w 1965 roku otrzymując stopień podporucznika. Następnie rozpocząłem pracę jako oficer WP w Górnośląskiej Brygadzie Wojsk Ochrony Pogranicza w Gliwicach. W październiku 1965 roku na placu alarmowym GBWOP 48 par wystraszonych oczu z niedowierzaniem patrzyło na podporucznika dowódcę plutonu. Ranga pułkownika była nagrodą, a równocześnie zobowiązywała. Do rangi pułkownika doszedłem po 19 latach służby wojskowej. Był to okres wytężonej pracy na różnych stanowiskach: na granicy, w wojskach operacyjnych, szkolnictwie wojskowym i sztabach. Szkolenie żołnierzy 22

23 służby zasadniczej, podchorążych w szkołach oficerskich, oficerów w sztabach i dowodzenie jednostkami wymagało odpowiedniej wiedzy specjalistycznej i ogólnej. Te czynniki skłaniały do podnoszenia kwalifikacji, a więc studiów w wyższych uczelniach wojskowych i cywilnych. Zdobytą wiedzę należało odpowiednio wykorzystać w codziennej służbie i przekazać swoim następcom: wyszkoliłem wielu inżynierów, magistrów, dowódców różnych jednostek wojskowych. Zainteresowanie się historią polskiej szabli i jej rodzajami stanowiło młodzieńczą pasję, która przetrwała do dziś, czy dopiero później się ujawniła, w czasie służby wojskowej? Z rodzinnego domu wyniosłem zainteresowania mundurem, wojskiem i uzbrojeniem. Opowieści rodziców o ukrytej broni palnej i białej w tajemnych schowkach, intrygowały mnie od najmłodszych lat. Częściowa odwilż polityczna w latach spowodowała, że broń sieczna zwana białą zaczęła wychodzić spod ścisłej kontroli organów bezpieczeństwa. Jesienią 1958 roku mój ojciec likwidując wojenny schowek, przyniósł dwie polskie szable typu kawalerii, wzór 21/22 i 34 SHL. Szable te mam w swoim zbiorze i uważam je za rodzinne. Tak rozpoczęła się moja przygoda z polską szablą Królową Polskiego Oręża. Gromadzenie zbioru białej broni do 1970 roku można nazwać zbieractwem. Po tym okresie można było ją kupować. Przez pół wieku zgromadziłem kolekcję prawdziwych pereł z różnych okresów naszej historii. Za pośrednictwem radzieckich oficerów zdobyłem szable związane ze Lwowem, Jazłowcem, Wilnem, Nowogródkiem. Te narodowe pamiątki wróciły do Polski, tysiące jednak nie wróciło i już nie wróci do kraju. Niechlubnym działaniem władz PRL w latach było masowe niszczenie broni białej i zabytkowej palnej zgromadzonej w specjalnych magazynach, wywożenie wagonami w tysiącach ton jako złom do hut. W mniejszej skali białą broń niszczyli jej posiadacze, przerabiając na narzędzia tnące. Mnie osobiście w gromadzeniu zbioru i ugruntowaniu odpowiedniej wiedzy pozwoliło studiowanie polskiej i obcej literatury na temat białej broni. Pozyskiwanie przeze mnie nowych egzemplarzy odbywało się przez ich zakup od prywatnych posiadaczy oraz w Desie. Jest Pan mistrzem rusznikarstwa i metaloplastyki. Czy te dwie dziedziny sztuki wiążą się ze wspomnianą pasją? Jakie ma Pan osiągnięcia na tym polu? Zainteresowanie rzemiosłem to moja następna życiowa pasja. Jestem mistrzem rusznikarstwa i metaloplastyki, pełnię funkcję przewodniczącego jedynych w Polsce komisji egzaminacyjnych mistrzowskich i czeladniczych 23

24 działających przy Dolnośląskiej Izbie Rzemieślniczej we Wrocławiu. W zawodach: ślusarz, kowal, kowal wyrobów artystycznych, operator maszyn precyzyjnych jestem wiceprzewodniczącym komisji egzaminacyjnych. Majsterkowanie było moim zajęciem od najmłodszych lat. Instruktorem w posługiwaniu się różnymi narzędziami był mój ojciec, a także sąsiedzi rzemieślnicy. W szkole podstawowej rzeźbiłem, wykonałem dla polonistów makietę w drzewie do powieści Henryka Sienkiewicza W pustyni i puszczy. W okresie szkoły średniej tworzyłem pierwsze konstrukcje. Skonstruowany w 1960 roku pistolet sportowy działał bezbłędnie przez kilkanaście lat, jesienią 1962 roku został zalegalizowany, ponieważ spełniał wszystkie międzynarodowe normy. Gromadzenie broni białej przeze mnie wymagało napraw i uzupełnień, wykonywałem to osobiście. Takie były początki mojej metaloplastyki. Te dwie dziedziny sztuki: rusznikarstwo i metaloplastyka wiążą się z moją pasją: wojskiem i polską szablą. Mistrzowskie egzaminy w tych zawodach składałem w latach , praktykę przez 10 lat odbyłem w Pracowni Metaloplastycznej Śląskiego Okręgu Wojskowego, pod okiem płk. Jerzego Bielańskiego. Związany przez 35 lat ze szkoleniem młodzieży w wojsku, w 1998 jako emeryt przeszedłem do szkolenia w rzemiośle. Od 1994 roku przeszkoliłem i przeegzaminowałem dziesiątki mistrzów i setki czeladników w różnych zawodach pokrewnych metalurgii, czego dowodem są dyplomy i świadectwa moich uczniów. Do swych sukcesów mogę zaliczyć udział w wykonaniu wielu sukni dla Matki Boskiej Ostrobramskiej, dwu kopii siedemnastowiecznych monstrancji, wykonanie kopii zbroi husarskiej daru dla Papieża Jana Pawła II wręczonej w Koszalinie w czerwcu 1991 roku. Dla rodzinnego Pilzna wykonałem cztery księgi pamiątkowe w srebrnych oprawach: dla miasta, szkół i Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia oraz renowację osłony i oświetlenia pamiątkowej figury Matki Bożej na Rynku. Ponadto wykonałem współczesne szable wzoru 1976/91 dla osób prywatnych i instytucji, w tym szabla votum dla Matki Bożej Pocieszenia złożona u Jej stóp w 2009 roku. Dziękuję, życząc dalszych sukcesów i satysfakcji z pracy. 24

25 Powołanie i zawód Wywiad, przeprowadzony z ks. dr. Władysławem Szewczykiem absolwentem Liceum Ogólnokształcącego w Pilźnie, filozofem i psychologiem, wykładowcą w Instytucie Teologicznym w Tarnowie i Ins tytucie Studiów nad Rodziną Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, twórcą i kierownikiem Poradni i Telefonu Zaufania Arka. Kapłaństwo jest powołaniem. Czy podobnie określić można pracę nauczycielską? Obcowanie z młodymi, z ich problemami daje ogromną satysfakcję, potęguje energię życiową, przedłuża młodość. Czy Ksiądz ma takie lub podobne odczucia? Jestem przekonany, że istnieje głębokie podobieństwo pomiędzy powołaniem kapłańskim, a zawodem nauczyciela. Co więcej powtarzam nieraz klerykom seminarzystom: kapłaństwo jest powołaniem, zawodem i drogą życia. Powołaniem ( pójdź za Mną ) Bóg cię wezwał powołał do specjalnych zadań, zawodem w najlepszym znaczeniu tego słowa rób dobrze to, co robisz, jak solidny fachowiec oraz drogą życia ( naśladuj mnie ) drogą własnego uświęcenia i zbawienia. Przecież podobnie jest z powołaniem, funkcją zawodem, drogą życia nauczyciela. Ponadto nauczyciel, ksiądz, lekarz należą do tzw. zawodów społecznych, tzn. związanych na co dzień z człowiekiem, z jego kształtowaniem, wychowywaniem, pomaganiem. Początkowo Ksiądz łączył obowiązki duszpasterskie z pracą wykładowcy w Seminarium Duchownym w Tarnowie. Pod wpływem jakich czynników, czy okoliczności, zajął się Ksiądz zorganizowaniem Duszpasterstwa Rodzin? Po kolei, to było tak. Najpierw po studiach, w 1970 roku, zostałem skierowany do pracy w Seminarium jako prefekt, a następnie ojciec duchowny. Po 10 latach tej pracy, ze słowami z ojcostwa przenoszę cię na macierzyństwo, biskup ordynariusz Jerzy Ablewicz mianował mnie diecezjalnym duszpasterzem rodzin. Był to równocześnie okres Synodu Diecezjalnego i związana z nim konieczność wielu szkoleń i działań ze świeckimi i dla świeckich, m. in. Studium Rodziny, oazy rodzinne oraz zespoły sy nodalne. Było to dla mnie ogromne ubogacenie o doświadczenia, zapał i du chowość świeckich. Przekonałem się wtedy, jak wiele w nich mądrości, pomysłów i wspanialej, bezinteresownej aktywności apostolskiej. 25

26 Z inicjatywy Księdza profesora powstały i działają: Arka oraz Telefon zaufa nia. O ile mi wiadomo wiele czasu poświęca Ksiądz tym instytucjom. Jaki jest cel ich istnienia, zakres działania oraz efekty pracy? Arka stanowi bardzo interesujące i ważne pole refleksji. Powstała w 1981 roku jako odpowiedź na zapotrzebowania ze strony rodziców, małżonków, młodzieży, na fachową, kompetentną pomoc w różnych problemach i trudnościach, np. stany nerwicowe lęki, depresje, skrupuły, konflikty, trudności radzenia sobie z wychowaniem dzieci itp. Początkowo był tylko duszpasterz, psycholog i pedagog. Obecnie w Arce służy bezinteresowną, fachową pomocą w sumie 18 osób: pedagodzy, psychologowie, prawnicy, lekarze, duszpasterze. Arka w Tarnowie czynna jest codziennie w godzinach od 16 do 18, a od 18 do 20 działa telefon zaufania. Z soboty na niedzielę telefon działa przez całą noc (od 18 w sobotę do 8 rano w niedzielę). Od początku jestem kierownikiem Arki i poświęcam tej sprawie wiele czasu. Niektórzy uważają, że szkoda na to tracić czas, że można by w tym czasie napisać artykuł naukowy, ale nie mam sumienia myśleć o swoich wierszówkach, gdy ktoś woła do mnie S.O.S. W ostatnim okresie (na przełomie 1997 i 1998 roku) powstały dwie filie Arki (w Dębicy i w Mielcu), planowane jest zorganizowanie takich dalszych dwu ogniw pomocowych w Nowym Sączu i Bochni. Czy można prosić o wyjaśnienie, dlaczego szczególnie problem polskich rodzin jest Księdzu bardzo bliski? Można by pewnie najtrafniej powiedzieć widocznie Pan Bóg tak chciał, tak mną kierował. Może dlatego, psychologia, którą się zajmuję, stawia sobie takie właśnie cele znać człowieka rozumieć go pomagać mu. A od rodziny najwięcej zależy, jakim człowiek jest. Inne instytucje, w tym Państwo-,Szkoła i Kościół bazują całkowicie na tych przekonaniach i tych przeży ciach, które wynosi się z rodziny. A więc, ze wszech miar słuszne jest stwierdzenie Ojca Świętego w Familiaris Consortio Przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę oraz rodzina jest instytucją pierwszą, najważniejszą, po wszechną, szczególną, jedyną i niepowtarzalną. We wrześniu minionego roku uczestniczył Ksiądz wraz z polską delegacją w II Światowym Kongresie Rodzin Katolickich w Rio de Janeiro. Proszę podzielić się wrażeniami. Jakie wskazania, wytyczne, czy wnioski z tego Kongresu można realizować w swej pracy w Duszpasterstwie Rodzin w Tarnowie? Podróż apostolska Jana Pawła II do Rio de Janeiro na Światowe Spotkanie Rodzin została nazwana triumfalną. Głównym motywem tej wizyty była świętość i nierozerwalność małżeństwa. Atmosfera była gorąca. Bar- 26

27 dzo bogate przesłanie Papieża zawarte było w jego trzech przemówieniach, a tak że referatach kongresowych oraz świadectwach rodzin. Na zakończenie Kongresu, Ojciec Święty podziękował uczonym wygłaszającym referaty oraz uczestnikom, których było ok. 3 tysięcy ze 115 krajów. Potem powiedział: Rodzina ma i musi zachować swoją architekturę boską i ludzką. Na stadionie Maracana, gdzie zgromadziło się ok. 200 tysięcy ludzi było Święto Świadectw. Rodziny opowiadały o swojej drodze małżeńskiej i rodzinnej. Ojciec Święty powiedział tu bardzo mocne zdanie, w obronie dzieci: Społeczeństwo, które nie interesuje się dziećmi, ich losem, jest społeczeństwem nieludzkim i nieodpowiedzialnym. To było coś bardzo wzruszającego. Podczas wspomnianego już Święta Świadectw dziewięć rodzin podzieliło się swoimi przeżyciami i mówiło, jak realizują Boży plan w stosunku do siebie jako małżonków i jako rodziców. Szczególnie przejmujące były trzy świadectwa. Małżeństwo z Belgii po urodzeniu swego ósmego dziecka zaadoptowało jeszcze dziesięcioro dzieci. To taki heroizm licznej rodziny, heroizm matki i ojca licznej rodziny. Bardzo przejmujące było świadectwo dr Nathansona, który odpowiedział na pytanie: co przyciągnęło mnie do Kościoła? Szczególnie wzruszające było świadectwo Gianny Emelii Mola. Jest ona córką bł. Gianny Beretty Mola, którą w ubiegłym roku beatyfikował Ojciec Święty. Była włoską lekarką; matką, która będąc w błogosławionym stanie z czwartym dzieckiem dowiedziała się, że musi wybierać: albo życie swoje albo życie dziecka. Postanowiła ratować dziecko. Gianna powiedziała: Droga Mamo! Dziękuję Ci, że dwa razy dałaś mi życie. Raz kiedy mnie poczęłaś i drugi raz, kiedy pozwoliłaś bym się narodziła. Świadoma bycia dla mnie narzędziem Bożej Opatrzności ukoronowałaś Twoje życie aktem miłości, która nie zna miary. Chcę, aby moje życie było przedłużeniem Two jego, Twojej radości, Twojego entuzjazmu, zaangażowania. Oddaję moje życie dla tych, którzy żyją w potrzebie, w cierpieniu. Droga Mamo wstawiaj się za wszystkimi mamami i rodzinami, które się do ciebie uciekają i które twego wstawiennictwa oczekują. Przedziwna modlitwa córki do matki. Znane Księdza publikacje: Przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę, Rozumieć siebie i innych, Kim jest człowiek? oraz szereg innych skła niają do zadania pytania, jak Ksiądz godzi w czasie te wszystkie zajęcia, obowiązki duszpasterskie, pracę w Wyższym Instytucie Teologii w Tar nowie, Seminarium Duchownym w Rzeszowie, wykłady w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, prelekcje, pisanie książek oraz pracę w Arce. Czy może o tym aktywnym trybie życia decydują: pomoc Boża, niezwykła pracowitość Księdza oraz pedanteria w organizowaniu czasu, czy też jeszcze inne czynniki? 27

28 No cóż, któryś z księży, gdy odmawiałem mu jakiejś pracy, chodziło bodajże o wykład prelekcję, powiedział mi: Cóż ja temu winienem, że praca cię lubi. Może i ja pracę lubię, chociaż jej wcale nie szukam. Być może, że to dlatego, ponieważ psychologia i filozofia człowieka są na styku wielu dziedzin życia i wszędzie tam, gdzie jest człowiek. Stąd różnorodność działań i różnorodność zapotrzebowań. Natomiast moje książki i artykuły, o których pani wspomina, rodziły się częściej z konkretnych zamówień życia i praktyki, aniżeli z jakiegoś akademickiego uprawiania nauki. Aktualnie np. jestem w trakcie przygotowywania czegoś w rodzaju podręcznika dla animatorów różnych grup i wspólnot. A skąd znajduję czas na to wszystko? Zapewne to i sprawa pewnej dyscypliny w organizacji pracy, ale jeszcze coś innego. Nieraz z pokorą słuchałem o sytuacji rodzin i o bilansie czasu matki, ojca w rodzinie, zwłaszcza rodzinie licznej. Musi matka wykonać wiele prac w ciągu dnia dzieci, praca, zakupy, posiłki, sprzątanie itd. Poznawanie zajęć i zaangażowania potrzebnego w rodzinie uczyło mnie zawsze pokory i zachęcało do wysiłku i dawania z siebie więcej, również w sensie wydawania opracowań i książek przydat nych w różnych dziedzinach duszpasterstwa, a szczególnie dla rodzin. Proszą zdradzić, jaka dewiza życiowa przyświeca Księdzu Profesorowi? Pewnie nie jest ona jedna. Ale najbardziej tkwi mi w myśli i w sercu dewiza, którą usłyszałem w dzieciństwie od mojej Matki radosne miło wanie Boga. Zaczerpnięta została od św. Franciszka Salezego, którego książkę Filotea Matka często brała do ręki i urywkami czytywała. A druga dewiza to słowa mojego pierwszego w czasach seminaryjnych biskupa diecezji, ks. bp. Jana Stepy: Uczmy się i uczmy drugich. I jeszcze pewnie jedna, która rodziła się w trakcie pracy i współpracy z różnymi ludźmi: Czyń każdy w swym kręgu, co każe duch Boży, a całość sama się złoży. * * * Mam w ręce Encyklopedię Tarnowa, przeglądam i szukam hasła Szewczyk, m. in. czytam: Ks. dr Władysław Szewczyk jest nie tylko wykładowcą na UKSW, czyli na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie oraz w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie, ale od lat angażuje się w pracę społeczną, jako założyciel i prezes Stowarzyszenia Arka tj. Poradni Specjalistycznej i Telefonu Zaufania. 28

29 Zawsze ilekroć usłyszę lub przeczytam o osiągnięciach moich Uczniów pilzneńskiego Liceum jestem dumna i wzruszona. Tym razem pozwolę sobie zadać kilka pytań mojemu Uczniowi. Upłynęło 13 lat od naszej pierwszej rozmowy, jak z perspektywy tego czasu dostrzega Ksiądz swoje osiągnięcia? Nie ma się czym chwalić. Każdy przecież ma działkę swojej życiowej odpowiedzialności i w miarę jak potrafi realizuje ją. Mnie Pan Bóg wyznaczył, m. in., uczenie innych. I trwa to już długo, może i dlatego, że lubię taką pracę kontakt z ludźmi, wspólne naukowe poszukiwania. Ta przygoda z nauką trwa już sporo lat. Od 40 lat uczę w WSD w Tarnowie psychologii i filozofii człowieka, a od 20 lat w UKSW poradnictwa, psychologii klinicznej i psychoterapii. Owocem tej naukowej przygody jest kilka książek, ponad 100 artykułów oraz, co było szczególnie żmudne i czasochłonne, prowadzenie jako promotor 252 prac magisterskich. Wiem z relacji wielu osób korzystających z pomocy Arki, że jest Ksiądz znanym społecznikiem, pomagaczem w różnych ludzkich problemach i dramatach, założycielem i kierownikiem cenionego ośrodka, udzielającego pomocy. Jak to się zaczęło i na czym dzisiaj polega praca tej tarnowskiej placówki? To znowu kolejna okrągła data mija 30 lat tarnowskiej Arki. Zaczęło się od tego, że w 1981 roku do Duszpasterstwa Rodzin w Tarnowie przyszła kobieta z prośbą: Proszę księdza, ksiądz jest doktorem psychologii, proszę mi poradzić, ponieważ moja córka zaczęła brać narkotyki. Co robić, jak z nią rozmawiać, jak postępować, żeby ją wyrwać z nałogu, a zarazem nie zrazić? Kilkakrotna rozmowa z tą dziewczyną przekonała mnie, że ta sytuacja jest złożona. Sięganie po narkotyki to ucieczka od trudnej rzeczywistości konfliktów rodzinnych, zaburzonego poczucia wartości, odrzucenia przez środowisko rówieśników, braków wychowawczych. Żeby skutecznie pomóc, potrzebne jest grono kilku specjalistów. W ten sposób, w takich okolicznościach, powstał pomysł poradni o poszerzonej ofercie pomocowej. Najpierw było tylko 3 osoby: pani psycholog, prawnik i ks. psycholog, stopniowo dochodzili inni: lekarz psychiatra, doradca rodzinny, terapeuta uzależnień. Ponieważ ilość osób szukających rady i pomocy w Arce tarnowskiej narastała, narodziły się cztery Arkowe córki oddziały, z których dwie (Dębica i Mielec) mają po 14, a dwie następne (Bochnia Nowy Sącz) po 12 lat. Obecnie w 2011 roku w każdej z tych Arek są codzienne, po kilka godzin dyżury specjalistów w zakresie różnych problemów ludzkich: osobistych, małżeńskich, egzystencjalnych. Na pytanie: dlaczego?, po co ludzie zgłaszają się do Arkowych Poradni?, można by krótko odpowiedzieć tak: przychodzą po radę i pomoc. Przychodzą, żeby jakieś moje nie wiem za- 29

30 mienić na aha już wiem, a moje nie mam siły to dalej dźwigać zamienić na dzięki, tak nabrałem siły, motywacji, nadziei. Z okazji swojego trzydziestolecia Arka Tarnów wydała dwie okolicznościowe publikacje. Czy można wiedzieć jakie? Obie, powiem z radością, ciekawe i przydatne. Jedna to Szukając pomocy informator. Na 144 stronach zawarte zostały następujące treści: o tych, którzy szukają pomocy petentach i o tych, którzy doradzają doradcach; jak pomagamy w Arce Tarnów i jej czterech oddziałach; adresy i telefony wybranych instytucji pomocowych w Tarnowie i Arkowych oddziałach. Szczegóły można znaleźć na stronie internetowej Arki. Drugą natomiast pozycją jest pięknie wydany albumik pt. Pomocne słowa Papieża Polaka. Zawiera to, co było eksponowane w czasie okolicznościowego sympozjum Arki w Gródku nad Dunajcem w dniu 15 października 2011 roku. Temat tego sympozjum mówi sam za siebie: Nauczycielowi sztuki pomagania Janowi Pawłowi II w hołdzie. Album zawiera więc wybrane teksty słów Karola Wojtyły uczonego i poety oraz Papieża Jana Pawła II. Teksty te przygotowały poszczególne Arki według pięciu działów: pomaganie młodzieży, rodzinie, pracownikom, pomaganie chorym i cierpiącym. Jan Paweł II dostarcza wiele głębokich myśli przydatnych i do refleksji własnej i usprawnienia sztuki pomagania innym. Ta ostatnia pozycja, nazwijmy ją papieską, świadczy o tym, że osoba Karola Wojtyły, o czym już wiedziałam wcześniej z Księdza wypowiedzi oraz publikacji, bardzo księdza fascynuje. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że Karol Wojtyła to geniusz umysłu i serca, święty przyjaciel Boga, przewodnik życia i prorok nadziei. Powinniśmy wszyscy, intelektualnie w badaniach naukowych i działalności społeczno-pastoralnej sięgać do tej głębokiej studni, jaką jest wieloraka myśl Jana Pawła II uczonego, myśliciela, w najlepszym tego słowa znaczeniu polityka i świętego. Boleję nad tym, że niektórzy, również w Polsce powiadają: Już wystarczy o Papieżu Janie Pawle, było dotąd za dużo. Takie stanowisko wynika ze złej woli lub po prostu z małomyślności. Na koniec zapytam o dalsze plany życiowe. Czas umyka, wszystkich traktuję jednakowo, w związku z tym za bardzo naprzód nie wybiegam. Każdy dzień niesie wiele nowości i wyzwań, ale jak Pan Bóg pozwoli, to jeszcze mam różne marzenia, plany naukowych opracowań i kilku wyjazdów, np. na Kongres do Mediolanu, to postaram się je zrealizować. Powtarzam jak Pan Bóg pozwoli tak zawsze mawiał mój mistrz patrzenia na świat przez pryzmat wiary wspaniały dobrkowski proboszcz ks. Bronisław Ryba, jeden z moich mistrzów, chociaż nie jedyny. 30

31 Spotkania w drodze... Podczas zjazdów absolwentów różnych roczników nadarza się okazja, by powspominać, powracać do dawnych czasów, planów i marzeń. Niekiedy rozmowy toczą się wokół spraw rodzinnych i koleżeńskich. Czasami dotyczą zainteresowań, pasji i podróży po świecie. Z ust mego pierwszego maturzysty Józefa Mateii dowiaduję się o Jego wędrówkach po różnych krajach nie tylko Europy. Z grupą wypróbowanych przyjaciół organizuje nietypowe, długie wyprawy turystyczne, wspólnie ustalają miejsca, które chcieliby zwiedzić oraz czas. Konkretną, swoją propozycję przedkładają w biurze turystycznym. Po uzgodnieniu szczegółów członkowie grupy pakują bagaże i zbierają się w określonym miejscu, o określonym czasie. Ostatnio udali się do Ameryki Środkowej: zwiedzili Quito w Ekwadorze, Limę, Cusco, Machu Piccu, Titicaca w Peru, La Paz w Boliwii. Ta niezwykle egzotyczna wyprawa zawiodła grupę w Andy na wysokość 5360 m n.p.m. Zwiedzili też Meksyk, między innymi Acapulco, Cancun, Tulum. Wyobraźnia podróżników stawała się coraz bardziej żądna nowych doświadczeń i coraz ciekawszych przygód. W związku z tym polecieli do Hawany i Matanzas na Kubie. Widocznie zmęczenie nie dało się naszym podróżnikom we znaki skoro wylądowali na Florydzie, byli w Miami i Key West. Peru państwo w zachodniej części Ameryki Południowej, usytuowane nad Oceanem Spokojnym, trzecie co do wielkości obszaru po Brazylii i Argentynie, posiada klimat równikowy, wilgotny, a suchy w Andach. Teren tej krainy urozmaicony, zajmują go: wybrzeże, góry oraz dżungla. Wzdłuż wybrzeży ciągnie się pas nizinny, poprzecinany kilkudziesiątkami rzek. Jest to kraina bogata i niezwykle ciekawa pod względem krajobrazowym, tradycji i historii. Poza bogactwem wrażeń, co jeszcze zasługuje na uwagę w Waszych wędrówkach? Są to bardzo wyczerpujące podróże. We wspomnianej zrobiliśmy w sumie kilkanaście tysięcy kilometrów, 16 startów i 16 lądowań, mimo to wracamy do domu wspaniale wypoczęci. Wiadomo, że w wyniku wojny wielu Polaków los rzucił w różne strony świata, również w czasach pokojowych wędrowali i wędrują poza granice kraju w poszukiwaniu pracy. Nie ma więc kontynentu, na którym by 31

32 nie żyli nasi rodacy. Czy wobec tego mieliście kiedyś okazję spotkać człowieka polskiej narodowości? Oczywiście tak. Z lotniska Limy mamy odlecieć o 6. rano do Cusco, nad jeziorem Titicaca. Podchodzi do nas sympatyczny człowiek, czterdziestolatek w okularach, w zielonym swetrze. Słysząc naszą rozmowę, pyta czystą polszczyzną z minimalnymi naleciałościami fonetycznymi, wynikającymi zapewne z dłuższego pobytu poza krajem i z braku aktualnego kontaktu z językiem rodzimym: Państwo są z Polski, z którego regionu? W zasadzie z całej Polski, i z Warszawy, i z Łodzi, i z południowej Polski odpowiadamy. A jest ktoś od Krakowa, bo ja jestem spod Rabki? Wybuchnęliśmy radosnym śmiechem! Mówimy: my jesteśmy z Rabki!!! Nasi przyjaciele są z Rabki!!! No, bo tak dokładnie, to ja jestem ze Skawy!!! mówi nasz rodak. Co za zbieg okoliczności sąsiad zza zakopianki. Jestem Ryszard Łach, Salezjanin, mam tu niedaleko swoją parafię w Calca. Tymczasem wywołują numer rejsu naszych znajomych. Lecą do Cusco, tak jak poznany przez nich ksiądz, tylko różnymi samolotami. Umawiają się na ciąg dalszy rozmowy po wylądowaniu. Przy wyjściu z lotniska relacjonuje pan Józef, mój rozmówca spotykamy się znów z naszym sąsiadem, który mieszkał po drugiej stronie «zakopianki», a obecnie nie tylko, że na drugiej półkuli, ale i po drugiej stronie Atlantyku i kontynentu południowo amerykańskiego, w wyniku czego dzieli nas parę tysięcy kilometrów. Turyści, rozmawiając pod dużą tablicą z napisem hiszpańskim Soroche, zainteresowali się znaczeniem tego słowa. Salezjanin Padre Ricardo wytłumaczył: Soroche to nie choroba, lecz emocje związane ze świadomością bliskości Nieba! Po krótkiej rozmowie, obopólnej radości ze spotkania, nasi turyści zastanawiają się nad dalszymi planami. Ponieważ wylądowali na wysokości 3380 m n.p.m., mają czas na relaks i aklimatyzację, z przyjemnością więc przyjmują zaproszenie Salezjanina na Mszę św. niedzielną przez niego odprawianą. Cała grupa, w liczbie 11 osób, skwapliwie skorzystała z propozycji duchownego. Peruwiański Tour Operator oferuje za odpłatnością swój mikrobus, który zawiezie ich do Calca. Po drodze zatrzymują się w Pisac, gdzie ma miejsce targ regionalny, prezentują na nim swe ludowe wyroby miejscowi Indianie Keczua. Członkowie grupy zakupują pamiątki, peruwiańskie wyroby z wełny lamy, oryginalne kapelusze i inne drobiazgi, aby mieć na suweniry, a także dla siebie na pamiątkę. Jakich wrażeń doznaliście po przybyciu na miejsce? Wjeżdżamy przez otwartą bramę na ogrodzony, kościelny plac mówi pan Józef wokół zabudowania, w głębi nieduży kościół. Wchodzimy do wnętrza, Msza już się zaczęła, na nasz widok Padre Ricardo przerywa celebrę i zapowiada, że przybyli z Polski do naszego kościoła na Mszę św. moi rodacy, 32

33 z mojego Puebla w Polsce. Radość przechodzi w owację powitalną na stojąco. Zgromadzeni ustępują nam miejsca w pierwszych ławkach. Takiego entre jeszcze w życiu nie mieliśmy. Czy ich nabożeństwo przypomina nasze, czy widoczne są jakieś różnice? Niesamowite wrażenie zrobił na nas kontakt Padre Ricardo z wiernymi. To coś niespotykanego w naszej rzeczywistości! Podczas nabożeństwa rozmawia z parafianami, a oni składają przyrzeczenia zmiany życia, unikania dotychczasowych błędów i potknięć. W kościele nie ma organów, ale jego ściany rozbrzmiewają potężnym śpiewem przy akompaniamencie gitar. Modlą się wszyscy, a my razem z nimi. Odczuwa się silną więź i głęboką religijność tych ludzi. Po Mszy św. otrzymujemy zaproszenie na obiad. Podano zupę przypominającą rosół z całym bogactwem dodatków, kilkanaście rodzajów patatów : gotowanych, opiekanych, przypiekanych, jasnych, ciemnych, kolorowych, małych, dużych, miejscowe jarzyny i kilka rodzajów mięs. Nie mogliśmy rozszyfrować, co to za upieczone małe stworzenia? Pytamy, co to jest? Padre Ricardo informuje nas, że są to popularne świnki morskie. Po spożyciu obiadu spotykamy się z miejscową ludnością i księdzem na lampce wina. Słychać dźwięki gitar, na znak rozpoczętego festynu. Wszyscy tańczą, wyrażając w ten sposób radość z powodu spotkania rodaków Padre Ricardo. Wspaniała atmosfera. Nie brak też i piosenek. Słowa jednej z nich tłumaczy Salezianin: padł mi koń i opuściła mnie dziewczyna... ja nie płaczę za moją dziewczyną, ja płaczę za moim koniem, który woził mnie od puebla do puebla do moich dziewczyn. Czy obok obowiązków duszpasterskich Ksiądz Polak wykonuje jeszcze jakieś inne? Oczywiście tak. Oprowadza nas po swoim gospodarstwie ośrodku, który obejmuje kościół, szkołę dla młodzieży, internat i warsztaty. Szkoła ma nie tylko charakter podstawowy, lecz i zawodowy. Młodzi ludzie uczą się w niej zawodu mechanika, elektryka, stolarza, meblarza oraz umiejętności wytwarzania pamiątek regionalnych. Zapytany ksiądz skąd czerpie środki na utrzymanie kilkudziesięciu uczniów, odpowiada: Z tym są największe problemy, zarabiamy na naszych pamiątkarskich wyrobach, prowadzimy ponadto dom noclegowy, podnosimy efektywność upraw rolnych, ostatnio sprowadzamy z Argentyny lucernę i koniczynę przystosowaną do wegetacji na dużych wysokościach i o skromnych wymogach glebowych w celu upowszechnienia hodowli bydła. Zwracamy się też do rządu o dotacje na szkolnictwo. Ten wspaniały człowiek zadziwia swych gości, ale i nas swą energią, pomysłowością i charyzmą. Ponieważ do jego kościoła niektórzy wierni zza gór 33

34 muszą iść dwa dni i przekraczać Andy na wysokości ponad 5000 m n.p.m., podjął szaleńcze wyzwanie budowy dróg w tej wysokogórskiej prowincji. Zakupił koparkę, spychacz i rozpoczął inwestycję. Miejscową ludność otacza opieką, nie pozwala na wykorzystywanie jej przez nieuczciwych kupców handlarzy, którzy wyłudzali od miejscowych produkty rolne za alkohol. Miał z tego powodu wiele problemów i nieprzyjemności. Jak wyglądało pożegnanie gościnnego Rodaka? Ze wzruszeniem dziękujemy Padre Ricardo za wspaniałe przyjęcie i wspólne przeżycia, próbujemy skromnie zrewanżować się za gościnę, co spotyka się ze zdecydowaną odmową, ale my też jesteśmy zdecydowani i stwierdzamy, że mamy moralne prawo złożenia datku na cele kościelne. Nie mielibyśmy spokojnego snu, mając świadomość, że w jakikolwiek sposób naruszyliśmy dobro Jego podopiecznych. Opuszczając gościnne miejsce, stwierdzamy: Chwała takim ludziom, a zwłaszcza takim Polakom, jak Salezjanin Ryszard Łach Padre Ricardo. Niech Bóg ma Go w swojej opiece, darzy zdrowiem i wszelką pomyślnością z pożytkiem dla Jego parafian, bo oni uważają Go za swojego!!! Czy po powrocie do Polski nawiązaliście kontakt z domem rodzinnym ks. Ryszarda? Po szczęśliwym wylądowaniu i przyjeździe do domu umówiliśmy się z Jego mamą, z którą, jak się okazało, pracowała w Ośrodku Sanatoryjnym PKP w Rabce Lucyna, uczestniczka wyprawy. Mama ogromnie wzruszona przyjęła zaproszenie na wspólne oglądanie filmu z naszego pobytu w Calca oraz opowieści z bezpośredniego spotkania z jej Synem. Razem z mamą przybywa jej córka z mężem i dwoma synami. Oglądamy poszczególne kadry filmu, komentujemy, wzruszamy się i słuchamy opowiadań mamy o Ryszardzie: jak to zawsze był kruchego zdrowia, jak to w młodzieńczych latach uprawiał bardzo niebezpieczny sport skakał na skoczni narciarskiej w Rabce Zarytem, gdzie uległ poważnej kontuzji. Był to uraz głowy... jak leżał w szpitalu w Rabce. Poszła do znakomitego lekarza neurochirurga dr. Janika i próbowała przekazać mu skromne dowody wdzięczności za opiekę nad synem. Dr Janik odesłał mamę przyszłego księdza do kaplicy pod wezwaniem św. Teresy i poradził jej, by zawierzyła losy swego dziecka Opatrzności, gdyż sprawa jest tak poważna, iż tylko wiara i Siły Wyższe zadecydują o losach chorego, on zaś zrobi wszystko, co jest w mocy medycyny. I tak się stało. Nie trudno było się domyśleć, że ta ofiara i modlitwa matki zaowocowały późniejszym kapłaństwem jej Syna. Rozstaliśmy się w przekonaniu, że kiedy Padre Ricardo, ukochany Syn Rysio przyjedzie do Polski, to spotkamy się razem z sympatycznym Salezjaninem ze Skawy i z dalekiego Calca. Czekamy! 34

35 Stowarzyszenia Nieco za Rynkiem usytuowany jest Gminny Ośrodek Kultury, w którym ma swą siedzibę Stowarzyszenie Przyjaciół i Miłośników Pilzna. Myśl o powołaniu i zorganizowaniu takiego stowarzyszenia poddał Marian Król uczuciowo mocno związany z rodzinnym miastem. Mieszkając w Gliwicach, często spędzał urlop właśnie w Pilźnie. Pełną moc prawną stowarzyszenie zyskało 7 listopada 1989 roku, poprzez wpis do rejestru sądowego. Podstawą działalności towarzystwa jest statut określający cele i zadania. Do nich należały i należą: ratowanie i ochrona dziedzictwa kulturowego w najbliższym środowisku, upowszechnianie w społeczeństwie i wśród młodzieży szkolnej wiedzy z zakresu historii regionalnej, oddziaływanie na rzecz aktywizacji lokalnego środowiska. Założenia te przybrały realne kształty w ciągu kilku lat. A oto niektóre z nich: odnaleziono i dokonano renowacji tarczy z napisem: Pilzno Legionom oraz przekazano ją Szkole Podstawowej w Pilźnie, odzyskano tablicę z nazwiskami uczestników wojny i uroczyście wmurowano w kościele oo. Karmelitów, sporządzono rejestr ofiar mordu w Katyniu, Ostaszkowie i Starobielsku pochodzących z Ziemi Pilźnieńskiej oraz ufundowano Krzyż Katyński, który gromadzi społeczeństwo miasta i okolicy przy różnych okazjach. W sumie wykonano wiele prac na rzecz ochrony pomników i nagrobków na miejscowym cmentarzu, mogił osób znaczących w historii Pilzna, ofiar walk o niepodległość. W ten sposób rozbudzone uczucia patriotyczne wśród członków Stowarzyszenia zaowocowały publikacjami i artykułami w czasopismach na tematy związane z małą Ojczyzną. Szczególnie zasłużył się w tej dziedzinie prezes Józef Szczeklik. Należy też podkreślić znaczenie działalności edukacyjnej i oświatowo-wychowawczej poprzez spotkania z młodzieżą, odczyty, uczestnictwo w uroczystościach patriotycznych. W czasie drugiego etapu pracy pod przewodnictwem prof. Stanisław Mazurkiewicza Towarzystwo włączyło się we wszystkie uroczystości związane z 650-leciem nadania praw miejskich Pilznu, wybito jubileuszowy medal, reaktywowano drużyny harcerskie oraz z inicjatywy Józefa Mateii nawiązano 35

36 kontakt z węgierskim miastem. Do ciekawych osiągnięć Stowarzyszenia należy też spotkanie z dyr. Gorczańskiego Parku Narodowego Januszem Tomasiewiczem na temat środowiska przyrodniczego Ziemi Pilźnieńskiej, współpraca z absolwentami w przygotowaniu obchodów 60-lecia istnienia Liceum Ogólnokształcącego, przygotowanie przez Zofię Mossoń i Marię Skopek z młodzieżą gimnazjalną misterium pt. Wypominki narodowe, zorganizowanie marszu milczenia oraz modlitw w dniach żałoby po śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II. Ambitne zamierzenia i osiągnięcia mają miejsce również po 2008 roku, kiedy to na czele Stowarzyszenia stanęła Zofia Mossoń. Poza Rocznikiem Pilźnieńskim, który wychodzi od 2004 roku i traktuje o historii, kulturze, życiu gospodarczym, społecznym, o ludziach, wydarzeniach ukazały się ponadto wydawnictwa różnych autorów dotyczące tych samych i innych zagadnień. Obecna Pani Prezes Zofia Mossoń, historyk z wykształcenia, długoletni pedagog w pracy Stowarzyszenia korzysta ze swoich doświadczeń i osiągnięć działacza młodzieżowego. Duży wpływ na moje zaangażowanie mówi p. Zofia miał ówczesny prezes Józef Szczeklik, zwłaszcza jego starania w dziedzinie utrwalania i ratowania wszystkiego, co związane z dziejami rodzinnego miasta. Dlatego chętnie włączyłam się do tej pracy. Najpierw były to prelekcje, potem referaty związane z rocznicami wydarzeń państwowych. Udział w pracy zbiorowej III Zgrupowanie AK na Ziemi Pilźnieńskiej skłonił p. Mossoń do przeprowadzenia wywiadów, o czym tak wspomina: Szczególnie w pamięci pozostały mi rozmowy z uczestnikami Zgrupowania Pocisk walczącymi na terenie Gołęczyny, Gębiczyny i Jaworza. Jej artykuły i publikacje we wnikliwy sposób informują nie tylko o przeszłości Pilzna, ale również dotyczą innych kwestii, jak na przykład szkolnictwa na terenie miasta i okolicy. Trzeba stwierdzić, iż potwierdza się w tym wypadku powiedzenie: właściwy człowiek na właściwym miejscu. Członkowie nieprzerwanie działają: organizują wycieczki do miejsc pamięci, spotkania połączone ze śpiewem pieśni patriotycznych, poznawanie miasta spacerkiem przez Pilzno. Szczególnie dwie uroczystości stały się wyjątkowym przeżyciem i na długo zapadły w pamięci mieszkańców Pilzna oraz zaproszonych gości: uroczystość poświęcenia i przekazania sztandaru z okazji 20-lecia istnienia Stowarzyszenia oraz obchody 100-letniej rocznicy śmierci zasłużonego syna Ziemi Pilźnieńskiej ks. dra. Karola Szczeklika. Nie sposób pisząc o Pilźnie, nie wspomnieć o pułkowniku Stanisławie Modelskim, absolwencie Liceum Ogólnokształcącego, członku Stowarzy- 36

37 szenia, który od czasu do czasu przemierza trasę Wrocław Pilzno, by zaczerpnąć łyk rodzinnego powietrza. Pod protektoratem Stowarzyszenia wykonał gratis księgi pamiątkowe w oprawie skórzanej krytej srebrem repusowanym w motywy historyczne regionu i miasta: z okazji jego jubileuszu 650-lecia, 100-lecia Szkoły Podstawowej, dla Liceum Ogólnokształcącego, Złotą Księgę Matki Boskiej Pocieszenia oraz dla nowego kościoła w Łękach Górnych z powodu jego konsekracji. Będąc rusznikarzem i metaloplastykiem równocześnie kolekcjonuje polskie szable. W maju bieżącego roku przybył do Bochni i na moją prośbę zaprezentował część swojej kolekcji licealistom, a następnie członkom Stowarzyszenia Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej oraz przybyłym gościom. Zainteresowanie było ogromne i eksponatami i prelekcją kolekcjonera. Szable z poszczególnych okresów różnią się kształtem, ozdobami i swoją historią. Jedną z najstarszych, bo pochodzącą z XVII wieku jest batorówka, która posiada złotem nabijane popiersie króla z profilu i napis: STEFANUS BA- TORI REX POLONIA, inna pochodzi z okresu Wiosny Ludów, nie brak też karabeli z czasów Powstania Styczniowego. Na szczególną uwagę zasługuje szabla polska, oficerska wykonana dla upamiętnienia koronacji Matki Bożej Jazłowieckiej, która miała miejsce 9 lipca 1939 roku, a więc tuż przed wybuchem II wojny światowej. Na prawym płazie głowni w ornamencie z dębowych liści orzeł w koronie i napis: Za wiarę i Ojczyznę, na lewym napis Jazłowiec 20 lecie powstania pułku. Ta narodowa pamiątka stanowi perłę w kolekcji. Obecni z zaciekawieniem słuchali, zadawali pytania i oglądali eksponaty. W ten sposób poprzez osobę Pilźnianina zawiązała się nić między dwoma Stowarzyszeniami. Bocheńskie istnieje jednak o wiele dłużej, gdyż w bieżącym roku będzie obchodzić 75 lecie swego istnienia i działalności, co za tym idzie i osiągnięcia ma większe. Stowarzyszenie Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej nawiązuje do najpiękniejszych tradycji ruchu regionalnego. Idea powołania związku skupiającego byłych gimnazjalistów pisze Stanisław Kobiela w Wiadomościach Bocheńskich, w czerwcu 1996 roku dla podtrzymania tradycji szkolnej, przyjaźni i pracy na rzecz wszechstronnego rozwoju Bochni i powiatu rodziła się w murach gimnazjum podczas zjazdów maturalnych. Dnia 8 marca 1936 roku ostatecznie z inicjatywy prof. Bogusława Serwina i burmistrza Bochni kpt. Stanisława Pacuły odbyło się zebranie organizacyjne bocheńskiego Koła Zrzeszenia Bochniaków. Pełni entuzjazmu i zamierzeń członkowie Stowarzyszenia działali zaledwie trzy lata. W tym okresie wyszła spod pióra poety legionowego, żołnierza I Brygady Edmunda Biedera Kantata bochniaków. Jedna z jej strof brzmi: 37

38 Gdy Polska rwała swe kajdany W Legiony z Bochni ruszył huf Na bój za wolność, śmierć i rany By naród wolnym czuł się znów. O święć się wiaro, coś nie zgasła I w słońce wiedziesz mimo burz Niech żyją w sercach młode hasła Choć mało w życiu bywa róż! Słowa te oddają atmosferę tamtych lat, charakteryzują los pokolenia, które wychowane w duchu patriotyzmu i wiary wierne pozostało wzniosłym ideałom. Druga wojna światowa i okupacja przerwały działalność Stowarzyszenia. Jego członkowie walczyli w kampanii wrześniowej, w obronie Warszawy, działali w konspiracji oraz brali udział w walkach pod Narwikiem, Tobrukiem, Monte Cassino, ginęli w Powstaniu Warszawskim, obozach koncentracyjnych i na Syberii. Pierwszy prezes Stowarzyszenia gen. Tadeusz Jakubowski zmarł w młodym wieku na skutek przeżyć wojennych. Po wojnie, w 1957 roku, Stowarzyszenie ponownie zostało powołane do życia. Jego celem stało się zorganizowanie muzeum ziemi bocheńskiej, którego początek stanowiły zbiory prof. Stanisława Fischera oraz malarza Marcina Samlickiego. Otwarcie muzeum nastąpiło lipcu 1959 roku, a jego kustoszem został prof. Stanisław Fischer. Opiekę zaś nad bocheńskim muzeum i czuwanie nad jego łącznością z Bochnią i Ziemią Bocheńską sprawować miało stowarzyszenie. Przez wszystkie lata do chwili obecnej działalność Stowarzyszenia Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej była coraz intensywniejsza. Obecnie Stowarzyszenie posiada duże osiągnięcia. W Domu Bochniaków mają miejsce wykłady dotyczące różnych dziedzin życia, często też goszczą autorzy, którzy promują swe nowe książki. Dużą frekwencją cieszą się wieczornice o charakterze patriotycznym. Istotną rolę odgrywają wystawy. Działalność wystawiennicza jest realizacją wszystkich celów. Bywa poświęcona tematyce malarskiej, twórczości artystów amatorów, przeszłości Bochni i Ziemi Bocheńskiej, głównie wydarzeń dotyczących I i II wojny światowej na terenie Bochni i Ziemi Bocheńskiej, a także postaci związanych z tymi wydarzeniami. Wystawy towarzyszyły również spotkaniom autorskim, patriotycznym wieczorom i koncertom. Zainteresowanie wzbudziły dwie inscenizacje: Bitwa o Bochnię we wrześniu 1939 roku i Wizyta króla Kazimierza Wielkiego w Bochni z okazji 700-lecia jego urodzin. Stowarzyszenie organizuje też koncerty arii, duetów i chórów. Nie pomija jubileuszy takich, jak: Dzień Papieski 38

39 w Niegowici, czy 190-lecie Gimnazjum i Liceum im. Króla Kazimierza Wielkiego. Stowarzyszenie współpracuje z innymi instytucjami na terenie miasta, a także z innymi stowarzyszeniami np. w Krakowie, Warszawie itd. Ten szeroki wachlarz działalności czyni ze Stowarzyszenia bardzo prężny ośrodek kultury w Bochni. Nad całością czuwa długoletni prezes Stanisław Kobiela, z wykształcenia prawnik, który pełni równocześnie funkcję redaktora kwartalnika społeczno-kulturalnego Wiadomości Bocheńskie. Czasopismo to odznacza się wysokim poziomem tak pod względem merytorycznym, jak i stylistyczno-językowym. Przyciąga czytelników ciekawymi artykułami o charakterze historyczno-badawczym. W poszczególnych numerach pojawiają się więc opracowania naukowe i popularno-naukowe, artykuły o tematyce rocznicowej, wspomnienia, wywiady. Jednym słowem Stowarzyszenie Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej od lat pełni rolę kulturotwórczą tak na terenie miasta, jak i regionu dzięki ludziom oddanych sercem sprawom Małej Ojczyzny. * * * Jako członek tego Stowarzyszenia często biorę udział w różnego rodzaju spotkaniach i wtedy nadarza się możliwość porozmawiania z Osobą, która swe korzenie wywodzi z Pilzna. Mam na myśli Małgorzatę Szczeparę z wykształcenia prawnika, pełniącą obecnie funkcję zastępcy burmistrza Bochni. Zaczynając rozmowę, stwierdzam, iż Pilzno jest dla mnie miejscem, do którego wracam we wspomnieniach. Bezpośrednio po studiach mieszkałam bowiem w tym mieście i pracowałam przez 6 lat w Liceum, stawiając pierwsze kroki w dziedzinie pedagogiki i metodyki. Wiem, że Pani sercu też bliskie jest to miejsce. Co o tym decyduje? Tak, to prawda, miasteczko położone na styku Podgórza Karpackiego i Kotliny Sandomierskiej, jest mi wyjątkowo bliskie. Z tą ziemią byli związani moi dziadkowie, tak ze strony mamy jak i ojca. Tu upływały moje beztroskie i, można śmiało powiedzieć, słodkie chwile dzieciństwa. I choć nie urodziłam się w Pilźnie lecz w Krakowie, mogę na pewno powiedzieć, że stąd pochodzę. A kiedy ktoś wypowiada tę nazwę, czuję ciepło w sercu... Które momenty, czy wydarzenia z Pani dzieciństwa wracają i dlaczego? Wczesne lata życia łącznie z pierwszą klasą szkoły podstawowej spędzałam w Pilźnie, na Dulczówce, gdzie mój dziadek Jan Ożóg osiadł wraz z żoną Jadwigą po służbie w armii austriackiej w randze kapitana, niewoli rosyjskiej i tułaczce po mroźnej ziemi syberyjskiej. Właśnie na Syberii dziadek poznał 39

40 moją babcię i tam w Nowosybirsku urodził się ich pierwszy syn Zbigniew. Po latach ciężkiej pracy i niedostatku wrócili do Radomia, skąd pochodziła babcia. Tam przyszła na świat moja ukochana mama Janina zwana Niną. Wkrótce potem pradziad Michał, ojciec Jana, zakupił w Pilźnie młyn i tartak. Podczas II wojny światowej i okupacji dziadek pomagał przetrwać okolicznym mieszkańcom, zaopatrując ich w miarę możliwości w mąkę. W latach następnych, po zakończeniu wojny, moja mama opiekowała się swoimi rodzicami i pomagała wraz z bratem w prowadzeniu interesów. Dzieliła swój czas pomiędzy Kraków i pracującego tam mojego tatę Waleriana, a Pilzno. Wiele momentów z dzieciństwa, które utkwiły mi w pamięci, wraca. Dlaczego? Tworzą bowiem klimat, w jakim się człowiek wychował, a jak wiadomo, większość z nas ma dzieciństwo szczęśliwe i chętnie do niego wraca. Tak więc powracają do mnie obrazy, dźwięki i zapachy Dulczówki, wstającego skoro świt dziadka Jana, jego pohukiwania na pracujących młynarczyków, niecierpliwe rżenie koni zaprzęgniętych do wozów, które przywiozły zboże do przemiału, czekających na odbiór mąki, a także nieznośny szum walców młynarskich mielących zboże. Jeszcze dziś czuję sączące się ciepło z pieca kuchennego i widzę żółte promienie słońca budzące mnie na nowy wiosenny, czy letni dzień, który wstawał wraz z odgłosami miotły. To wuj rytmicznie zamiatał schody i podwórze Pamiętam piękny ogród pielęgnowany przez dziadka. Z pasją i oddaniem uprawiał, już wtedy, paprykę, dynie i arbuzy oraz szpalery róż na pniu. Pamiętam też leżące pokotem poukładane zające i bażanty i inną dziką zwierzynę, jako trofea polowań zapalonych myśliwych, jakimi byli Jan i syn Zbigniew Ożóg. Wracają obrazy rudego setera Lorda i karego konia Baśki i mojej mamy schylonej przy skubaniu z piór kurczaków na obiad. Kiedy przesuwają się przed moimi oczyma te i inne obrazy, patrzę na nie przez łzy, łzy szczęścia, że było mi to wszystko dane. Wiem, że odwiedza Pani miasto Swoich Przodków. Na czym polegają kontakty? Mój pilzneński dom często odwiedzam. Od wiosny do jesieni bywam tam na tzw. weekendy, a często nawet w tygodniu oprócz urlopu. Przypadło mi bowiem utrzymywać posiadłość rodzinną, to jest hektar ziemi z ogrodem i altaną, dom oraz stare zabudowania, które kiedyś były młynem i tartakiem. Wszystko to usytuowane jest nad rzeką Dulczą, stąd częste powodzie dają się we znaki. To urocze miejsce ochraniam, utrzymuję, co wymaga samozaparcia i... pieniędzy. No cóż, sentymenty czasem są utrapieniem, ale też powodem radości. Zauważam, że nie tylko ja, powracam, ale do korzeni, spotykam bowiem przyjaciół z dzieciństwa, którzy chętnie wracają i wtedy wspominamy wspólne wypady nad Wisłokę, spacery, grzybobranie, czy nasze miasto z plasteliny, które budowaliśmy w deszczowe, wakacyjne dni. 40

41 Patrząc z perspektywy lat, Pilzno zostało uporządkowane, mieszkańcy dbają o swoje posesje, zdecydowanie poprawił się stan dróg, wszędzie doprowadzona jest woda, kanalizacja, gaz. Z biegiem lat nie straciło charakteru małego, urokliwego, kilkutysięcznego miasteczka, gdzie dwie wieże kościołów, rynek, budynek dawnego Sokoła, trzy szkoły i cmentarz wyznaczają jego centrum, gdzie życie toczy się wolniej... Co zmieniłaby Pani, gdyby została burmistrzem tego miasta? Nie sądzę, bym wiele mogła zmienić, gdyż miasto prowadzone jest ostatnio przez kobietę po gospodarsku i na miarę swych możliwości. Ze względu na moje powodziowe doświadczenia oczekiwałabym większego zaangażowania, gdy idzie o ochronę przeciwpowodziową całej gminy i regulację rzeki Dulczy. Ostatnio, tj. 12 maja 2011 roku dostrzegłam zainteresowanie, a nawet radość ze spotkania Pani z pilźnianinem płk. Stanisławem Modelskim, który miał prelekcję na temat historii polskiej szabli w siedzibie Stowarzyszenia bochniaków. Jak to uzasadnić? Spotkanie to osobiście potraktowałam jako pomost przerzucony między tymi dwoma miastami, które wkroczyły w moje życie, w nasze życie. Wszystko, co wiąże się z Pilznem, sprawia mi radość. A spotkanie dotyczące polskiej szabli miało specyficzny charakter, gdyż od tematu szabli tak blisko do tematu polskości i patriotyzmu, w których to klimatach zostałam wychowana i ukształtowana jako wnuczka legionisty (dziad Adam Pawlus ojciec mego Taty walczył w I Brygadzie Józefa Piłsudskiego). Z drugiej strony dziad Ożóg cierpiał za polskość gdzieś na Syberii, a po latach w Pilźnie, podczas okupacji, prowadząc młyn, pomagał okolicznym mieszkańcom, w tym ludności żydowskiej. Obecnie, podobnie jak Pani, przerzuciłam pomosty między Bochnią, gdzie mieszkam, z którą związałam swoje życie zawodowe, a Pilznem miastem mojego dzieciństwa, ciepłych wspomnień, gdzie neutralizują się stresy, a do którego tak często wracam, czekając na nowe wyzwanie. Dziękuję za rozmowę. 41

42 Różańcowe obrazy Bocheńskiej Matce w ofierze Muzyka to rzecz osobliwa (J. Byron) Przygotowania do Jubileuszu Ko ronacji Cudownego Obrazu Matki Bożej w Bochni trwały cały rok, a nawet dłużej. Mam na myśli nie tyl ko prace remontowe przy zmianie dachu na bazylice, renowację stalli, przystrajanie otoczenia, ale przede wszystkim wewnętrzne, duchowe nastawienie się wiernych na przeży cie tego ważnego momentu. Przez 12 miesięcy parafianie brali udział w śro dowych nowennach do Matki Bożej, uczestniczyli w misjach świętych, nocnym czuwaniu, procesjach różań cowych, sympozjach. Tymczasem w szybkim tempie zbliżał się czas odpustu. Pogoda sprzyjała. Ogłoszony program uro czystości stwarzał dla wszystkich dogodne warunki, by choć raz dzien nie brać udział w nabożeństwie. Szczególnie trzy momenty stano wiły centralny trzon uroczystości: niedziela 4 października rozpoczyna ła odpust i jubileusz. Wielkim hołdem złożonym wtedy Pani Bocheńskiej stały się Różańcowe Obrazy Bo cheńskiej Matce w Ofierze. Tytuł ten nosiło oratorium na 75-lecie korona cji, wykonane przez Chłopięcy Chór Pueri Cantores Sancti Nicolai i Krakowską Orkiestrę Kameralną Soave. Drugim istotnym faktem była Procesja Różańcowa w środę 7 października z Cudownym Obrazem Matki Boskiej z miejsca koronacji na Plac Sanktuaryjny oraz Msza św. pod przewodnic twem J. E. Ks. Abpa Mieczysława Mokrzyckiego. Trzecią część stano wiło zakończenie jubileuszu w nie dzielę 11 października 2009 roku. Była nią suma z procesją eucharystyczną, której prze wodniczył J. E. Ks. Bp Wiktor Skworc. Wyjątkowe uświetnienie całej uro czystości stanowiło wspomniane oratorium. Zapoczątkowało ono nie zwykłą atmosferę skupienia, zadumy i rozmodlenia. Ten refleksyjny klimat panował przez 7 kolejnych dni uro czystości Maryjnych. Dnia 4 października 2009 roku o go dzinie bazylika wypełniła się po brzegi wiernymi. Wokół świątyni tłumy i poza jej terenem, na sąsied nich ulicach. Wszyscy przybyli, by poprzez oratorium złożyć hołd Pani Świata, Matce Chrystusa, Opiekun ce Bochni. 42

43 Czym jest oratorium? Wyraz ten w dosłownym znaczeniu dotyczy miejsca modlitwy, w znaczeniu szerszym wiąże się z oratorium św. Filipa Nereusza, które w Rzymie odprawiano jako pierwsze nabożeństwo z mu zyką. W konsekwencji jest to utwór wokalno-instrumentalny o tematyce religijnej, wykonywany w formie koncertowej, na głosy solowe, chór i orkiestrę, złożony z recytatywów, tj. śpiewów zbliżonych do deklamacji, stosowanych we fragmentach oddzie lających arie i duety oraz ustępów chóralnych i orkiestrowych. Myśl o oratorium towarzyszyła przez jakiś czas ks. Kustoszowi Zdzisławowi Sadce, który podsunął ją ks. dyrygentowi bocheńskiego chóru. Odtąd rozwijała się w sercu i umyśle ks. Stanisława niczym barw ny motyl z poczwarki. Ileż zabiegów, starań musiał poczynić ks. Stanisław Adamczyk, aby zamierzenia i plany doprowadzić do wspaniałego finału! Przy głównym ołtarzu, na profesjo nalnej scenie, sprowadzonej z Krakowa, stanęło 86 młodych artystów w wieku lat, należących do Chłopięcego Chóru Pueri Cantores Sancti Nicolai, poniżej członkowie Krakowskiej Orkiestry Kameralnej Soave, przy pulpicie zaś Maciej Two rek, znany dyrygent Capelli Cracoviensis i wykładowca w krakowskiej Akademii Muzycznej. Ciszę przerwały nagle pierwsze akordy, a następnie na tle niebiańskiej melodii dały się słyszeć słowa: Bło gosławiona jesteś, Dziewico Maryjo przez Boga Najwyższego więcej niż wszystkie niewiasty na ziemi. Pierwsza część, Królowa Różań ca Świętego, radości, światła, cierni i chwały, składała się z dwu obra zów. Pierwszy, zatytułowany Przy czyna naszej radości, zawierał po chwałę imienia Maryi: Łodzi z koralu, Serc Przewoźniczko Ponad głębiną, Kładko cedrowa W nas przerzucona, Przenieś mą miłość. Obraz II nosił tytuł Niewiasta Eucharystii. Solista śpiewając mo dlił się: Wejdź w moją ciemność i podaj mi rękę, O dobroczynny Ogniu, Matko domowego ciepła Z Komunią Świętą pod sercem. 43

44 Druga część nosiła tytuł: Matka z oczami zmęczonymi od łez w modlitwie o miłosierdzie i eksponowała obraz Matki Bolesnej (III) oraz Królowej Nieba (IV). Ten ostatni wyrażał prośbę: Daj patrzeć jak Ty w twarz Oblu bieńca, W Tobie mieć Pieczęć wierności, Prowadź ku Niebu, Królowo. W ostatniej części oratorium usły szeliśmy pieśń: Pani Bocheńska, Matko Boża, Klęka przed Tobą wierny Twój lud. Ty do Jezusa nas grzesznych pro wadź, Proszących wesprzyj, nadzieję wzbudź. Niech Twej świętości niebiański blask Wskazuje drogę na każdy czas, A opiekuńczy cudowny płaszcz Od zła i nieszczęść ochroni nas. Te piękne słowa szczerej modlitwy i oddania napisał Czesław Sieczka, muzykę zaś skomponował Andrzej Lis, obaj emerytowani nauczyciele, długoletni pedagodzy bocheńskich szkół. Aranżacji zaś dokonał prof. Józef Świder. Wspaniała muzyka i wyjątkowe głosy solistów pozwoliły na 90 mi nut przenieść się w inny świat: dobra, piękna i prawdy. W koncercie wystąpili soliści: Klaudia Romek sopran, Agnieszka Monasterska alt, Krzysztof Kozarek tenor, Marcin Wolak bas. Tekst i redakcję warstwy słownej opracował ks. Wiesław Hudek. Wiele godzin, dni i miesięcy pra cowali z chórem: Ks. Stanisław Adamczyk, Bożena Wojciechowska oraz Krzysztof Kościółek. Dzięki temu chór zaśpiewał perfekcyjnie, młodzi aktorzy podbudowani przed koncertem psychicznie przez ks. Stanisława Adamczyka, dali z siebie wszystko, nie tylko w czasie występu, ale i pod czas nagrywania płyty w wiśnickim kościele Wniebowzięcia NMP, które trwało 13 godzin. Profesor Józef Świder, wybitny kompozytor i pedagog Akademii Muzycznej oraz Uniwersytetu Ślą skiego, zasłużony na polu sztuki, od znaczony wieloma orderami, autor oratorium dla Pani Bocheńskiej, wy raził się bardzo pochlebnie o wystę pie, zadowolony, że jego praca, w którą włożył serce, uwieńczona zo stała wspaniałym rezultatem. 44

45 Największą satysfakcją było jed nak to, iż wierni wypełniwszy świą tynię, słuchali w skupieniu i z oczy ma pełnymi łez, co stanowiło potwier dzenie, że hołd złożony Matce Bożej, został przez Nią przyjęty. Rozmowy o Koronacji Obrazu Matki Bożej w Bochni Jakkolwiek mała Stasia rozpoczę ła naukę w pierwszej klasie, wolny czas nadal spędzała na ukwieconych łąkach kolanowskich, bawiąc się wraz z innymi dziećmi. Często przy nosiła z nich bukiety polnych kwia tów i ziół. Zbliżał się październik 1934 roku. W domu dziewczynki, który znajdował się między ulicą Wiśnicką a Dołuszycami, panował niecodzienny nastrój, mama krząta ła się, piekła placki, przygotowywa ła jedzenie dla większej ilości ludzi. Na łąkach trwał także jakiś ruch oraz przygotowania. Dzieci podglądały, co się dzieje. Wreszcie nadszedł nie zwykły dzień, dzień koronacji Obra zu Matki Bożej Bocheńskiej. W domu Stasi pojawiło się wielu pielgrzymów z okolicznych wsi: So bolowa, Nieprześni, Dąbrowicy. Ko biety spały na podłodze, mężczyźni w stodole na sianie. Na podwórzu stały ustrojone furmanki i parskały konie. Stasia wraz z innymi dziećmi wto piła się w tłum tysięcy zgromadzo nych ludzi. Na zawsze w jej pamię ci, pamięci dziecka, pozostała pod niosła atmosfera, śpiewy, orkiestra, wielka ilość duchownych ubranych w szaty liturgiczne i rozmodlone tłu my. Te tłumy oraz duża odległość nie pozwoliły dziewczynce dostrzec Obrazu, ale od czasu koronacji1 wi zerunek Pani Bocheńskiej zawsze był w jej rodzinnym domu relacjonuje pani Stanisława Pajdak. Pamięta też, że w czasie działań wojennych mama, dzieci i sąsiadki, schroniwszy się do piwnicy wraz z obrazem Mat ki Bożej, modliły się o ocalenie, po wtarzając: Matko, nie opuszczaj nas! Pani Stanisława, kończąc swą opowieść, stwierdza, iż brała udział w uroczystościach 50-lecia koronacji i teraz też ma zamiar uczcić Jubileusz. * * * Bochnia, ulica Biała 5, mieszkanie pana Mieczysława Chmielą, który na moje pytanie odpowiada, iż nie brał udziału w koronacji Obrazu Matki Bożej Bocheń- 45

46 skiej, gdyż z Jej mia stem związał się dopiero w 1949 roku poprzez małżeństwo z Wandą Bród ka. Niemniej Pani Niebieskiej za wdzięcza swe życie, gdyż Ona to ura towała go od śmierci w czasie wypad ku samochodowego. Ufność w Miłosierdzie Boże i w orędownictwo Maryi była odtąd fundamentem życia małżeńskiego, trwającego 58 lat, a tym samym rodzinnego mówi pan Mieczysław. Pogłębieniem tej wiary stał się cud, wyraźna ingerencja Matki Bożej w życie, chorobę i cierpienie pani Wandy, opisana przez nią bardzo dokładnie. W chwili uroczystości Koronacyj nych pani Wanda miała 15 lat, przeżyła je bardzo mocno. Niebawem, bo w 1936 roku, przekonała się o sile dzia łania Pani Bocheńskiej. W wyniku powikłań choroby uszu doszło do za palenia ropnego opon mózgowych i rdzenia, a w rezultacie do paraliżu kończyn dolnych. Potwornych ata ków bólu nie uśmierzała nawet mor fina. Diagnoza lekarzy klinicznych była jednoznaczna i ostateczna: kil ka dni życia. Wtedy ciotka chorej, wychowują ca ją i pozostałe rodzeństwo po śmier ci ich rodziców, powiedziała: Nie wierz, choćby ci kto nie wiem co mówił, ja ci załatwię najlepsze lekar stwo i podała jej różaniec o ciem nych paciorkach, otarty o Cudowny Obraz Matki Bożej Bocheńskiej w dniu Jej koronacji. Trzymając go przy sercu od tej chwili nie miałam ani jednego ataku, co więcej, kiedy planowano mnie za brać na naświetlania, nieoczekiwanie poruszyłam nogami. Zbiegli się le karze, szczegółowo mnie badali i orzekli, że jest to spowodowane siłą nadprzyrodzoną. Pani Wanda zanotowała też jesz cze jeden niezwykły przypadek. Oddziałowy lekarz był w agonii, miał wrzód w gardle. Rodzina i siostry zakonne modliły się za konającego. Jedna z zakonnic tym samym bo cheńskim różańcem owinęła ręce chorego. Wrzód pękł, a lekarz po kil ku tygodniach wrócił do zdrowia. Odtąd kult Maryjny stał się naj ważniejszym w życiu pani Wandy, a następnie w życiu jej rodziny. Dwie córki i syn, wychowani po katolicku, kontynuują nabożeństwo do Matki Bożej i pielęgnują tradycję, jaka pa nowała w ich rodzinnym domu. * * * Był rok Z mamą i starszym rodzeństwem szła 15-letnia Zosia Rysak z Łazów do Bochni na uroczy stości koronacyjne. Trasa ani nie mę cząca, ani zbyt długa, zaledwie 6 km, ale dla dziewczęcia, które już w swym krótkim życiu zaznało wiele niedo statku, nieco nużąca. Ojciec zmarł, kiedy Zosia miała dwa tygodnie, cię żar wychowania i wyżywienia siedmiorga dzieci spadł na barki matki, prostej, ale dzielnej kobiety. 46

47 Dotarły do Bochni. Dziewczyna, zauroczona rozmodlonym tłumem i rozentuzjazmowaną młodzieżą, sama zanosiła modlitwy do Niepokalanej. W jej pamięci pozostał obraz Maryi Panny górujący nad rzeszą zgroma dzonych tłumów. Do Bożej Rodzicielki zanosiła swe prośby, szczegól nie jedną gorącą: W cichości serca błagałam o łaskę powołania i odda nia się Bogu na zawsze mówi Sio stra Karina. Prośba jej została wysłu chana. W dwa lata później wstąpiła do Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej w Dębicy. Pan Bóg pozwala jej służyć Sobie i ludziom już 73 lata. W ciągu dłu giego życia niosła pomoc dzieciom w sierocińcu, ludziom potrzebującym w Caritasie i ulgę cierpiącym podczas swej pracy na chirurgii. Szczęśliwa, że dane jej jest jesz cze raz włączyć się w uroczystości różańcowe, mówi: Jubileusz, jak kiedyś, tak i dziś jest szczególnym dziękczynieniem za łaski wyświad czone, za Jej obecność w tym cudow nym obrazie i na tym miejscu. Będę prosić o nowe powołania do naszego zgromadzenia, będę modlić się za misjonarzy, za błądzących i o nowe święte. Ku chwale Boga i Pani Bocheńskiej Uwieńczeniem jubileuszu 75-lecia koronacji Cudownego Obrazu Matki Bożej Różańcowej w Bochni stało się wydanie pięknego, jedynego w swoim rodzaju albumu, noszącego tytuł Bazylika św. Mikołaja w Bochni. Dziś, kiedy rynek księgarski zarzucony jest brukowcami, wspaniałą rzeczą jest fakt, że są jeszcze ludzie, którzy nie szczędzą zabiegów, pracy i funduszy na wydanie publikacji przybliżającej wiernym z Bochni i spoza miasta piękno i wartość zabytku, jakim jest Dom Boży, pełniący funkcję bazyliki mniejszej. Myśl o albumie długo towarzyszyła naszemu proboszczowi i zarazem kustoszowi bazyliki dr. Zdzisławowi Sadce, w końcu wcieliła się w ostateczny, realny kształt dzięki autorom, absolwentom I Liceum: Adamowi Famielcowi i Janowi Flaszy oraz dzięki sponsorom, do których należą Starostwo Powiatowe, Gmina Bochnia, Biuro Tłumaczeń Translex i Przedsiębiorstwo Budowlane Mateo. Jan Flasza znany historyk, zasłużony autor i edytor wielu ciekawych pozycji, dyrektor muzeum, który czuwa również nad formą i realizacją spotkań 47

48 czwartkowych, będących strawą duchową dla wielu mieszkańców Bochni, we wstępie Trudno pozostać obojętnym na piękno tego miejsca we właściwy sobie sposób przedstawia powstanie i historię bocheńskiego kościoła, ze znawstwem wypowiada się na temat jego architektury, malarstwa oraz detali dekoracyjnych. W komentarzu tym podkreśla, iż troska parafian w ciągu wieków o stan i wygląd świątyni była i jest dowodem ich religijności. Pisze: Wnętrze tej świątyni jest niczym zwierciadło religijności wielu pokoleń... jest odbiciem wiary, a także zamożności i hojności mieszczaństwa bocheńskiego. Wiele uwagi poświęca wystrojowi kościoła poszczególnym ołtarzom, malowidłom i rzeźbie. Podkreśla, iż wyjątkowe miejsce wśród ikon zajmuje wizerunek św. Mikołaja, patrona parafii, św. Kingi, fundatorki pierwszej murowanej świątyni w Bochni, opiekunki kopalni i górników. Klejnotem, sercem zaś tego miejsca jest kaplica Matki Bożej Różańcowej z szesnastowieczną ikoną Pani Bocheńskiej, przed którą nieustannie klęczą wierni, prosząc o łaski. Tekst Jana Flaszy przetłumaczony na język włoski, angielski, niemiecki poprzedza Słowo Biskupa Tarnowskiego Wiktora Skworca, w którym czytamy: Ufam, że niniejszy album przybliży czytelnikom materialny i duchowy wymiar dziejów bocheńskiej bazyliki mniejszej i sanktuarium maryjnego. Na uwagę zasługuje też wstęp proboszcza ks. Zdzisława Sadko: Poprzez wieki do tego świętego miejsca przybywali nasi ojcowie, aby oddać hołd i uwielbienie Bogu... to miejsce jest nadal miejscem świętym, do którego przybywają nie tylko parafianie, ale i pielgrzymi... Niech więc wydanie albumu o Bocheńskiej Bazylice przyczyni się do większej chwały Boga i czci Matki Bożej, a także do poznania tego miejsca przez tych, którzy jeszcze tu nie byli pisze ks. dziekan. Z zainteresowaniem przeglądam sporych rozmiarów książkę, bogatą w wiele zdjęć. Na przestrzeni stu trzydziestu kilku stronic znaleźć można ponad dwieście kolorowych fotografii w mistrzowski sposób utrwalających piękno zaklęte w kamieniu, bogactwo barokowo-rokokowego wystroju, wspaniałe, zabytkowe ołtarze, ciekawe freski i inne detale. Autorem tych zdjęć jest Adam Famielec, właściciel znanego studia fotograficznego, które istnieje od 65 lat. Założycielami tego atelier byli rodzice Janina i Stanisław Famielcowie, obydwoje obeznani ze sztuką fotograficzną. Obecnie prowadzi je syn Adama Maciej współautor wykonanych zdjęć. Ta wielopokoleniowość fachu przemawia za rozmiłowaniem się poszczególnych członków rodziny w fotografice i wtajemniczeniu w arkana tej sztuki. Praca pana Adama nad albumem jest wynikiem i owocem wieloletniego doświadczenia. Większość 48

49 zdjęć wykonał jednak ostatnio i podporządkował idei publikacji. Zawsze był zauroczony architekturą, tym razem z pokorą i szacunkiem do przedmiotu, zabrał się do robienia i kompletowania fotografii. Położył też nacisk na to, by obok architektury wprowadzić na plan również, a może przede wszystkim ludzi, w których modły wsłuchują się mury świątyni staruszki, przekazując je Bogu. Biorę więc do ręki album i podziwiam sylwetkę bryły gotyckiego, jednego z najpiękniejszych w Polsce, kościoła p. w. św. Mikołaja w dzień, w pełnym słońcu, oświetloną w nocy, wiosną wśród kwitnących głogów, zimą z czapą śniegową, jesienią poprzez gałęzie drzew na plantach, zrzucających złote liście. Dostrzegam piękno średniowiecznego frontonu ze starą dzwonnicą i posągiem naszego Ojca Świętego Jana Pawła II. W ten sposób artysta sugeruje symboliczny charakter ram czasowych: od powstania gminy chrześcijańskiej i Domu Bożego do XXI wieku. Uwrażliwia nas na piękną wieżyczkę, strzelającą w niebo, uroczystą procesję wiernych wokół kościoła oraz na samotnie umierającego na krzyżu Chrystusa w Ogrójcu, usytuowanym przy wschodniej absydzie. Wskazuje na drzwi jubileuszowe z 2000 roku, przez które wielokrotnie bezmyślnie przechodzimy, nie przyglądając się poszczególnym scenom, wykutym w spiżu. Obiektyw artysty niczym przewodnik wiedzie nas do wnętrza, oddaje modlitewny nastrój, sprzyjający skupieniu, utrwala ważne momenty z odbywającej się Eucharystii, zatrzymuje nas w najstarszej części prezbiterium, rejestruje czar odnowionych barokowych stalli. Zwraca uwagę na postaci świętych, figury, malowidła. Szczególnie wiele miejsca poświęca Cudownemu Obrazowi Matki Bożej i Jej kaplicy, a także św. Kindze i św. Mikołajowi. Uwzględnia epitafia, tablice, wśród których wyróżnia się tablica poświęcona generałowi Janowi Henrykowi Dąbrowskiemu, wielkiemu synowi Ziemi Bocheńskiej. Artyzm w ujęciu obiektów, żywość barw, subtelne potraktowanie szczegółów, staranna edycja, jednym słowem walory poznawcze, wychowawcze i artystyczne decydują o tym, że album ten winien znaleźć się w każdym domu, jeśli jego mieszkańcy pragną znać przeszłość swego miasta, w tym historię świątyni, z którą związani są od narodzin do śmierci, w której króluje Matka Różańcowa, jeśli bliskie i drogie jest im wszystko to, co wiąże się z Bochnią. 49

50 Podwójny jubileusz. Powroty... Dzień 22 sierpnia 2010 roku od wczesnego ranka był niezwykle pogodny. Lazurowe niebo przypominało Ks. Arcybiskupowi włoskie pejzaże. Zadumał się, szybko jednak nawiązał rozmowę z kolegą szkolnym, Adamem Piotrowiczem, który wiózł Go swoim czarnym mercedesem na coroczne spotkanie organizowane przez Stacha Babicza. Przyjechali na Murowiankę. Ks. Arcybiskup Henryk Nowacki wysiadł i z uśmiechem zbliżał się do Swoich licealnych koleżanek i kolegów matura rocznik 1964 którzy zebrali się pod piękną kapliczką, tonącą wśród zieleni drzew i krzewów. Znalazła w niej miejsce nieduża statua z lipowego drzewa, statua Najświętszej Panny, otoczonej złocistymi promieniami. Po serdecznych powitaniach, krótkich rozmowach, uściskach Ks. Arcybiskup przystąpił do ołtarza Matki Bożej Anielskiej, by modlić się za przyjaciół i razem z nimi. W ciszy, skupieniu i niezwykłej powadze czuliśmy mocną więź z Bogiem, ale i z Jego Sługą, który w serdecznych słowach zwrócił się do Swoich rówieśników. Po zakończeniu nabożeństwa wyszli przedstawiciele grupy, by złożyć życzenia oraz podziękowanie, i wtedy padły słowa: Dostojny Jubilacie! Drogi Przyjacielu! Zastanawiam się, czy mamy podstawę, by tak się do Ciebie zwracać. Sądzę, że tak. Upoważnia nas do tego czas 50 lat najpierw wspólnych problemów, potem spotkań, rozmów, oczekiwań, pożegnań. Pragnę zaznaczyć, że przyjaźń z Tobą jest dla nas szczególnym wyróżnieniem i zaszczytem. Tam, gdzie przebywasz jest ciągła wiosna. My zaś musimy przeżyć złotą lub zapłakaną jesień, groźną zimę, barwną wiosnę, by spotkać się z Tobą na rodzinnej ziemi. Co roku przybywasz tu, do swojej krainy, bo tu zostawiłeś cząstkę Siebie. Dostojny Jubilacie! Dopiero co po raz pierwszy sprawowałeś Ofiarę Mszy św. na stopniach ołtarza bocheńskiego, u stóp Naszej Pani, a już minął spory szmat czasu. Z okazji tej wielkiej uroczystości, Twego osobistego święta przyjmij od nas najlepsze z najlepszych życzenia: by Bóg obdarzał Cię Łaskami niezbędnymi w pracy duszpasterskiej, prowadził szczęśliwie po wybranych ścieżkach Twego życia, a Pani Bocheńska zawsze Ci towarzyszyła i ochraniała Swym Opiekuńczym Płaszczem, by wierni darzyli Cię życzliwością, szacunkiem oraz uznaniem. Po wyjściu z kapliczki zostaliśmy zaproszeni przez Teosia Czachurskiego do suto zastawionego stołu i wtedy można było w czasie rozmowy zadać ks. Arcybiskupowi kilka pytań. 50

51 W pewnym okresie życia częściej i z większym sentymentem biegnie się myślami do kraju dzieciństwa. Czy Ksiądz podlega temu prawu, a jeśli tak, to jakie obrazy wracają z czasów wczesnej młodości? Tak, jestem w tym przedziale wiekowym, w którym chętniej i częściej wraca się do wspomnień związanych z dzieciństwem. Drugim czynnikiem wzmagającym tęsknotę jest oddalenie od Ojczyzny i bliskich. Kiedy zaczyna pracować wyobraźnia, widzę swój dom rodzinny tonący wczesną wiosną w kwitnących jabłoniach, a jesienią otoczony słonecznikami, georginiami i astrami. Na progu dostrzegam postać mojej Mamy, wyczekującej na mój powrót ze szkoły. W domu, przy stole Tato i rodzeństwo. Szczególnie przenoszę się myślami do mych stron rodzinnych w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Widzę wtedy iskrzącą się światełkami choinkę, stół z wieczerzą wigilijną, Ojca czytającego Ewangelię o przyjściu na świat Syna Bożego i Mamę z białym opłatkiem w dłoni. W domu wzniosła atmosfera powagi, wzajemnej miłości wyrażana we wspólnym śpiewaniu kolęd. Ten świat tak bliski i niepowtarzalny odszedł jednak bezpowrotnie. Proszę powiedzieć, czy wybór drogi życiowej był ideą, pielęgnowaną od wczesnych lat, czy też zadecydowała o nim jedna chwila, jedno wydarzenie? Decyzja o wyborze drogi kapłańskiej dojrzewała bardzo długo, od najwcześniejszego dzieciństwa. Pragnę zaznaczyć, że trudne czasy nie wpływały pozytywnie na realizację moich pragnień. Najważniejszą rolę w utwierdzaniu dążeń odegrał Dom rodzinny. Od początku Rodzice swym przykładem uczciwego życia wskazywali mi najwyższe wartości, którym można i należy służyć. Decydując się na naukę w Seminarium Duchownym w Tarnowie, musiałem uczęszczać do Liceum Ogólnokształcącego w Bochni. Znalazłem się więc w nowym środowisku, poznałem nowych kolegów, nowych nauczycieli, którzy nie tylko przekazywali wiedzę, ale też swą postawą uczyli punktualności, prawdomówności, współżycia w grupie, a przede wszystkim patriotyzmu. Z pobliskiego Kurowa, codziennie przemierzałem kawałek drogi do szkoły, wstępując do kaplicy Matki Bożej Różańcowej, by jako ministrant służyć do Mszy św. Wyjątkowy wpływ w tym okresie wywarli na mnie trzej duchowni: ks. Bochenek, ks. Pączek i ks. Czapliński. To nie tylko powołanie, ale i misja, której ks. Arcybiskup poświęca Swe życie. W związku z tym, czy ma Ksiądz pełną satysfakcję z wybranej drogi? Oczywiście tak. Od początku miałem pełną świadomość tego, co robię. Służba Bogu i ludziom stała się celem i sensem mego życia. Jak ułożyły się losy Księdza po otrzymaniu Sakramentu Kapłaństwa oraz odprawieniu Mszy Prymicyjnej? 51

52 Od momentu, kiedy w czerwcowy dzień, pachnący bzem i jaśminami, Rodzice, rodzeństwo, bliscy i przyjaciele odprowadzili mnie przed ołtarz w świątyni bocheńskiej, ofiarowując Bogu, rozpocząłem pracę duszpasterską w Ropczycach, następnie w Katedrze Tarnowskiej. Wkrótce jednak zostałem skierowany na studia w Lublinie, a po jakimś czasie na studia do Rzymu. Zdajemy sobie sprawę z tego, że prawo międzynarodowe, kanoniczne, a więc studia na Papieskim Uniwersytecie Św. Tomasza z Akwinu oraz w Papieskim Instytucie Studiów Wschodnich, wymagały nie tylko uzdolnień, ale i ogromnego wysiłku. Po ich ukończeniu rozpoczął się w życiu ks. Prałata nowy okres, praca u boku Ojca Świętego Jana Pawła II Polaka człowieka odznaczającego się niezwykłą mądrością, dobrocią, wyrozumiałością równocześnie niezwykle skromnego. Praca ta trwająca 12 lat stanowiła szczególne wyróżnienie i zaszczyt. Jak z perspektywy czasu ocenia Ks. Doktor ten okres? Były to najpiękniejsze dni mojej służby kapłańskiej. Otrzymałem ten wielki dar od Bożej Opatrzności bycia blisko Osoby Papieża Jana Pawła II i zaszczyt służenia Mu. Ten Święty Człowiek wycisnął na moim życiu niezatarty ślad. Chociaż od owego czasu minęło już wiele lat, ciągle czuję Jego bliskość i obecność. Szczególnie dziś, kiedy został wyniesiony do chwały ołtarzy, wspomaga mnie Swoim wstawiennictwem przed Bogiem. Jako dyplomata, ambasador Stolicy Świętej przebywał Ksiądz Heniu w Paragwaju, Angoli, Słowacji, a obecnie w Nikaragui. Proszę więc uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, w którym z tych krajów należało pokonać najwięcej trudności i dlaczego? Najbardziej niebezpiecznym był pobyt w Angoli z uwagi na toczącą się tam wtedy wojnę domową. Obecnie przebywam w Nikaragui, leżącej w Środkowej Ameryce, między Morzem Karaibskim a Oceanem Spokojnym. Kraj ten na północy graniczy z Hondurasem, na południu z Kostaryką. Nikaraguę odkrył w 1502 roku Krzysztof Kolumb, a następnie podbili ją Hiszpanie. Na wschodnim wybrzeżu rozciąga się nizina, na której rosną lasy, wnętrze kraju zajmują Kordyliery, na zachodnim znajdują się wulkany i sawanna. Panuje podrównikowy klimat. Miejscową ludność niepokoją częste trzęsienia ziemi. Większość mieszkańców stanowią metysi tj. potomkowie Indian i Europejczyków, resztę ludzie biali oraz Indianie. Jest to kraj biedny, który wiele przeszedł lecz bogaty duchowo o głębokiej tradycji chrześcijańskiej. Patrząc z perspektywy 40 lat, czy można stwierdzić, który okres dał Ks. Arcybiskupowi najwięcej wewnętrznego zadowolenia i stanowi wyjątkowe osiągnięcie w Służbie Bożej? 52

53 Trudno na to pytanie odpowiedzieć, dlatego, że wszystkie te lata są dla mnie jednakowo ważne i piękne. Rok po roku dojrzewałem do tej służby, która dała i daje mi nieustanną radość uwielbiania Boga za ten wielki i tajemniczy dar. * * * W tydzień po tym spotkaniu znaleźliśmy się w Pasierbcu na nabożeństwie z okazji odpustu Matki Bożej Pocieszenia celebrowanym przez Nuncjusza Watykanu Ks. Henryka Nowackiego. Pogoda była niezbyt sprzyjająca, ale nasza grupa na to nie zważała. Weszliśmy do świątyni, gdzie Pani Pocieszenia, do Której pielgrzymi zanoszą swe modły, spogląda z ołtarza, jak gdyby chciała osłonić Swym płaszczem wszystkich przybywających do Niej. Cudowny obraz jest olejnym płótnem, na którym nieznany malarz utrwalił Maryję. Odziana w złotą szatę, wskazuje na serce, pod którym nosi nienarodzonego jeszcze Jezuska. Do Niej to nieprzerwanie wchodzą pątnicy, by powierzyć Jej swe troski i problemy. A Ona czeka, wciąż czeka i czeka. Na zewnątrz, przed naszymi oczyma roztacza się wspaniała panorama wzgórz, dolin, zagajników, a wśród nich wijąca się droga niczym szara wstążka. Stoimy na wzgórzu, na którym usytuowana jest bryła kościoła. Wyrasta on niejako w sposób naturalny z wzniesienia tonącego w kwiatach i zieleni. Zadbane i wypielęgnowane skarpy tworzą barwne kobierce, stworzone ręką ludzką. W pobliżu kościoła rozrzucone są kapliczki Dróżek Maryjnych. Ta nowa forma kultu i modlitwy opiera się na rozważaniu Radości Matki Bożej. Powstały z inicjatywy Proboszcza Prałata Ks. Józefa Waśniowskiego, również absolwenta Gimnazjum i Liceum w Bochni. Na szczególną uwagę zasługują wkomponowane w ten górzysty pejzaż stacje Drogi Krzyżowej. Dyskretnie i nieszablonowo wprowadzone w tło otoczenia stanowią połączenie piękna i smaku. Smukłe figury poszczególnych stacji przypominają postaci z płócien hiszpańskiego malarza El Greco, wykonane z brązu, zaczynają pokrywać się patyną. Niektóre z nich robią ogromne wrażenie na tle zachodzącego słońca, należy do nich stacja IV ufundowana przez nieżyjącego już Arcybiskupa Józefa Życińskiego spotkanie Matki z Synem, ostatnie pożegnanie na tle nieba groźnie zachmurzonego, wywołuje wyjątkowe skojarzenia, tym bardziej, że u Ich stóp wmurowano urnę z prochami Polaków pomordowanych na nieludzkiej ziemi. Osobiście jestem pod wrażeniem dzieła projektu prof. ASP Wincentego Kućmy, którego celem było, aby w krajobraz wkomponować Drogę Krzyżową Chrystusa, która stałaby się naszą drogą krzyżową. Kościół o nowoczesnej sylwetce powstał dzięki ks. Korzeniowi, natomiast otoczenie 53

54 świątyni jest wynikiem inicjatywy, zabiegów, poświęcenia się jego następcy, proboszcza ks. Józefa Waśniowskiego oraz ogromnej ofiarności i pracy parafian, a także pielgrzymów. Cała Droga Krzyżowa wyłożona kamieniami, w moim przekonaniu, symbolizuje cierpienie Boga Człowieka i udręki tych, którzy tu przychodzą, by powierzyć swe troski Bożej Rodzicielce. Wzbogaceni o nowe przeżycia i doznania, po wspólnych modłach i rozmowach pożegnaliśmy Ks. Arcybiskupa, naszego Henia, planując za rok nowe spotkanie. Życie ludzkie czy chcemy, czy nie chcemy składa się z powitań i pożegnań. Mając tego świadomość, czekaliśmy cały rok: minęła złota polska jesień, zima niezbyt dla nas łaskawa, wiosna pełna soczystej zieleni i barwnego kwiecia, nadeszło kapryśne lato. * * * Bochnia, 21 sierpnia 2011 rok, Plac Sanktuaryjny, uroczyste nabożeństwo. Ofiarę Mszy św. sprawuje Jego Ekscelencja Ks. Arcybiskup Henryk Nowacki. Plac wypełniony wiernymi, wieńce dożynkowe, jak każe tradycja, dary, orkiestra, chór. Słońce praży niemiłosiernie. A w Niebiosa płyną podziękowania za beatyfikację Papieża Jana Pawła II, za dar kapłaństwa, za 225 lat istnienia Diecezji Tarnowskiej, za jubileusz otrzymania sakry biskupiej przez naszego Rodaka, za plony zebrane z pól, za wszystko, co otrzymaliśmy i otrzymujemy. Ks. Proboszcz dr Zdzisław Sadko przywitał wszystkich, a na końcu podziękował za udział w tym dziękczynnym nabożeństwie, szczególnie Dostojnemu Księdzu Celebransowi. On zaś głosząc Słowo Boże, mówił o nędzy i głodzie panujących na innych kontynentach, mówił o konieczności dostrzegania drugiego człowieka i dzielenia się z nim ziemskimi dobrami, podkreślał też swój związek z miastem rodzinnym, Bochnią. Po tych uroczystościach mieliśmy szczęście spotkać się z Jubilatem, wręczyć Mu kwiaty i złożyć życzenia z racji podwójnego Jubileuszu: 40-lecia kapłaństwa, oraz 10-lecia otrzymania sakry biskupiej, a tym samym pasterzowania i służby dyplomatycznej w różnych krajach świata z ramienia Stolicy Apostolskiej. Czeka nas, to jest koleżanki i kolegów z klasy, jeszcze wspólny pokłon Pani na Pasierbcu. Po niezwykle upalnych dniach nieoczekiwanie w nocy z soboty na niedzielę (28 sierpnia 2011 roku), kiedy pielgrzymi i duchowni czuwali, zerwał się silny wiatr i zrobiło się bardzo zimno. W niedzielę przybywali pielgrzymi z różnych stron i okolic, również z Bochni 200 osób. Nasza grupa, dosyć 54

55 liczna, uczestniczyła we Mszy św. Po niej ksiądz Henio czekał na nas, a ks. prałat Waśniowski, mimo zmęczenia, witał nas i z uśmiechem zapraszał na podwieczorek. Długo toczyła się rozmowa przy stole. Ks. Arcybiskup opowiadał o życiu w Nikaragui, napotkanych ludziach, ich mentalności, przyrodzie tego egzotycznego kraju, klimacie. Słuchaliśmy w skupieniu. Na koniec żegnając się, oświadczyliśmy, że będziemy się modlić o szybki Jego powrót do Europy. Zapach przeszłości Kasztany obsypały się kremowo-różowymi, niepozornymi kwiatkami. Maturzyści przeżywali swój pierwszy egzamin, egzamin dojrzałości. Razem z nimi po raz 45 podobnych emocji doznawali absolwenci Liceum Pedagogicznego. Dnia 27 maja 2010 roku 30 osób, kiedyś uczniów, dziś dostojnych Pan i Panów spotkało się ze swymi Profesorami. Przewodnia myśl tego zjazdu zamykała się w słowach: Każde pokolenie ma własny czas, każde pokolenie przeminie, a nasze nie.... Zaczęli uczęszczać do Liceum Pedagogicznego w 1960 roku. Szkoła ta istniała jedynie 25 lat, ale w ciągu tego krótkiego czasu wydała wielu świetnie, gruntownie przygotowanych nauczycieli, którzy rozproszyli się nie tylko po szkołach naszego województwa, ale po całej niemal Polsce, dbali o poziom wiedzy swoich uczniów i ich patriotyczną edukację. Liceum to wpisało się na trwałe w krajobraz i historię naszego Miasta. Rocznik matura 1965 jest wyjątkowy. Przyjaźń i bliskość, które zakiełkowały na ławie szkolnej, pozwoliły stworzyć jedną, wielką rodzinę. Duszą i sercem każdego zjazdu byli: Alicja Kural, Jan Wieciech, Henryk Szaleniec, Maria Cygan, Józef Kubas. To oni mobilizowali, organizowali i przygotowywali spotkania. Pierwsze odbyło się 10 lat po maturze, drugie 20 lat, następne co 5 lat. Każde kolejne coraz mocniej spajało więź koleżeńską, każde potęgowało pragnienie zobaczenia Bochni i złożenia podziękowań u stóp Matki Bożej Różańcowej. * * * Wrzesień. Słońce leniwie toczy się po nieboskłonie. Cienie coraz dłuższe, tu i ówdzie snują się srebrne nici pajęczyny, baldachimy jarzębin odbijają się 55

56 czerwienią od różnorakich odcieni liści, nadchodzi jesień pora nostalgiczna, czas wspomnień. Właśnie ten okres wybrali Absolwenci Liceum Pedagogicznego na spotkanie. Dnia 18 września 2010 kierują swe kroki uśmiechnięte Panie i dostojni Panowie do internatu przy ulicy Kazimierza Wielkiego, który przez pięć lat był ich domem. Powitań, uścisków, pytań było bez liku. Po 40 latach trudno czasami się poznać. Panie, jak zwykle, eleganckie, zaś panom szron przyprószył włosy, ale wszyscy radośni tak, jak za dawnych lat. Kiedy minęły pierwsze emocje i wzruszenia, wszyscy tj. 123 osoby udali się do kościółka szkolnego, gdzie przed laty jako chłopcy i dziewczęta biegli ze swoimi młodzieńczymi problemami, z zawiedzioną miłością, rozterką i obawą. Uczniowie czterech ostatnich oddziałów szkoły, która w 1970 roku została zlikwidowana, w tych trudnych czasach potrafili zachować swą godność, umieli nie tylko zdobyć się na odwagę w prezentowaniu swej postawy, ale zdołali piękne ideały przechować na lepsze czasy, zaszczepić je swoim dzieciom i tym, których powierzono ich opiece oraz wychowaniu. Dziś, szczęśliwi, że znowu są razem, jednym chórem zaśpiewali: Pod Twą obronę. Wzruszenie spotęgowało się, gdy ks. Maciej Śmigacz zwrócił się do Jubilatów w bardzo serdecznych i ciepłych słowach, nawiązując do historii życia patrona młodzieży świętego Stanisława Kostki. Na koniec złożył przybyłym życzenia dalszych szczęśliwych lat życia. Absolwentów myśli pobiegły wtedy do odległych chwil, kiedy modlili się u stóp ołtarza, a ich prośby płynęły przed tron Boga. Po Mszy św. zrobili jeszcze wspólne zdjęcie na schodach świątyni i skierowali swe kroki do Jubilatki. Tam przy suto zastawionym stole dzielili się swymi spostrzeżeniami. Rozmowy toczyły się między Absolwentami i Profesorami, których reprezentowali: Michalina Pięchowa, Krystyna Parda, Irena Błotnicka, Wanda Hełpa, Adam Romański, Eugeniusz Pabian i Janusz Kurkiewicz. W rozmowie ostatecznie doszliśmy do wniosku, że uczestnictwo w zjeździe stanowi świadectwo wzajemnej życzliwości, przyjaźni, szacunku, przywiązania do miasta, w którym byli uczniowie spędzili najpiękniejszy okres swego życia. A potem... potem popłynęły wspomnienia, nastrojowe melodie, które ongiś towarzyszyły dziewczętom i chłopcom, beztrosko roześmianym, dziś dojrzałym Paniom poważnym Panom. Jak jeden dzień minęło 40 lat, stąd wszyscy z rozrzewnieniem słuchali 40 kasztanów, Mimozami jesień się zaczyna oraz wielu innych piosenek tak mocno oddających nastrój i klimat tamtych lat. Atmosfera była urzekająca, miła, serdeczna, rodzinna, dzięki uczestnikom, ale i organizatorom. Szczególne podziękowanie należy się: Urszuli Czajkowicz, Tadeuszowi Chrzanowi, Wiesławie Rabczukównie, Jankowi Paruchowi, Krzysztofowi Stomporowi za starania i serce. 56

57 Patrząc na znajome twarze i słuchając zwierzeń dawnych uczniów, poczułam, że więź zadzierzgnięta przed laty nadal jest bardzo silna. Łączy nas nie tylko 5 lat ich pobytu w szkole, wspólne troski i zmartwienia, ale i czas od matury do dziś, czas spotkań oraz korespondencji. Ta siła, niczym magnes, skłoniła Ich do przybycia. Jak ptaki przybyli do swego gniazda, gdzie upłynęły lata młodości górnej i durnej. Przybyli, by stąpać po uliczkach Bochni i szukać śladów dawnych dni, posłuchać szumu kasztanów i jeszcze raz spojrzeć na siebie oczyma młodości. * * * Niewiele czasu upłynęło, bo zaledwie kilka dni, gdy w wieczór wrześniowy, w zacisznej kawiarence przy wspólnym stole zasiadło 15 absolwentów, nie istniejącego już Liceum. Tyle osób z 32 udało się Lucynie Zygmuntównie zawiadomić i zachęcić do przyjazdu. Mimo woli nasuwało się pytanie Co ich tutaj przywiodło? Czy chęć odświeżenia przyjaźni? Czy pragnienie przywrócenia bezpowrotnie minionych lat? Na te i podobne problemy toczyły się rozmowy, a miłym akcentem wieczoru było wręczenie obecnym przez Eugeniusza Makowskiego tomiku Jego poezji pt. Podróż do spełnionej nadziei. Każdy obdarowany miał inną dedykację. Wpis dla mnie, ongiś wychowawczyni tej klasy, brzmiał: Anioł Przyjaźni wzbudza w nas zaufanie, mówi, że nasza przyjaźń pogłębia się również w konfliktach i nieporozumieniach, że może być trwała, nawet jeśli przechodzi przez napięcia. Myśl zawarta w tych słowach stanowi potwierdzenie istoty spotkań absolwentów i przyczynę zjazdów. Wieczór był pełen wspomnień, życzliwości i uśmiechów. Najbardziej wzruszający moment przeżyłam, gdy w chwili pożegnania jeden z byłych uczniów wręczył mi różaniec, mówiąc: Prosto od Ojca Pio. Ten gest, jak i inne, był wyrazem sympatii, uznania i szacunku ze strony dawnych uczniów, jakimi darzy się rodziców zgodnie z zaleceniem IV przykazania Dekalogu. Czy dzisiaj można oczekiwać takich zachowań od współczesnej młodzieży? 57

58 Lekcja patriotyzmu Idź przez życie tak, aby ślady twoich stóp cię przeżyły. (bp Jan Chrapek) Listopadowy, jesienny zmierzch stworzył należyty, wspomnieniowy nastrój, odpowiedni do tego, by mówić o ludziach, którzy odeszli. Zaś drobniutki deszcz przypominał łzy uronione na myśl o nich. Kimże byli ci ludzie? Skromni, pracowici, a przede wszystkim właściwie pojmujący istotę patriotyzmu. To im poświęcono wieczór w Miejskiej Bibliotece w Bochni, by uczcić 70. rocznicę powstania TON-u, czyli Tajnej Organizacji Nauczycielskiej, działającej w okresie okupacji hitlerowskiej na terenie naszego miasta i okolicy. Jej członkowie prowadzili tajne, niedozwolone nauczanie w zakresie szkoły podstawowej oraz gimnazjum. Zofia Wiśniewska w sposób bardzo sugestywny przybliżyła słuchaczom przebieg edukacji, metody stosowane przez pedagogów, miejsca ich spotkań z uczniami, a nade wszystko tych, którzy właściwie pojmowali swój obywatelski obowiązek. Chcąc uchronić polską duszę od skażenia nie tylko siebie, ale i rodzinę narażali, nie tylko swą wolność, ale i życie. Bohaterowie ci nie liczyli na wynagrodzenie, medale, pomniki. Inicjatorami i organizatorami tajnego nauczania w Bochni byli: dyrektor Państwowego Gimnazjum i Liceum Piotr Galas i Urszula Wińska dyrektor Prywatnego Gimnazjum Żeńskiego. Na poziomie szkoły podstawowej w latach pracowało 19 nauczycieli, a program szkoły średniej realizowało 36. Nie sposób wymienić wszystkich, wspomnę o Emilu Języku, Urszuli Wińskiej, Piotrze Galasie, Ks. Antonim Czaplińskim, Stanisławie Fischerze i Wiesławie Kotowej. W 180. rocznicę założenia gimnazjum, z inicjatywy Teresy Całkowej, a staraniem Dyrekcji, Nauczycieli i Rodziców odsłonięto 17 października 1997 roku w vestibulum bocheńskiego Liceum tablicę, którą poświęcił ks. dziekan Zdzisław Sadko, a odsłoniła prof. Olga Chylowa. Tablica będąca wyrazem hołdu i Pamięci Profesorów Państwowego Gimnazjum i Liceum w Bochni prowadzących tajne nauczanie w zakresie szkoły średniej w latach II wojny światowej zawiera 33 nazwiska pedagogów, którzy do 1939 roku byli etatowymi nauczycielami tej szkoły. 58

59 W liście do dyrektora Marka Całki prof. Urszula Wińska napisała: Fakt odsłonięcia tablicy przez p. Olgę Chylową, bliską mi moją uczennicę, przyjęłam tak, jak by jakaś cząstka mojej osobowości uczestniczyła w tym akcie (...). Życzę kontynuowania i rozwijania pięknych tradycji pańskiej szkoły. Nazywano ją kiedyś kuźnią patriotyzmu i wartości chrześcijańskich. Dziesięć lat wcześniej tj. w 1987 roku z okazji jubileuszu 170-lecia powstania gimnazjum centralne uroczystości poprzedziły godziny wychowawcze poświęcone ludziom związanym z tą szkołą. Jedna z nich dotyczyła prof. Wiesławy Kotowej oraz prof. Władysława Janika, biorących udział w tajnym nauczaniu. Moi uczniowie mieli to szczęście, iż przeprowadzili wywiad z prof. Kotową, który nagrali, w ten sposób utrwalając głos znanego i cenionego pedagoga. Tę wyjątkową lekcję prowadzili sami. Wykorzystali na niej wywiad oraz materiały dotyczące prof. Władysława Janika. Myślą przewodnią tego spotkania była starożytna sentencja: Krótki okres życia jest dość długi, aby żyć dobrze i zacnie. Obok zaproszonych gości byli obecni: córka prof. Wiesławy Kotowej dyrektor Szkoły Muzycznej Wanda Wątorska, wnuczka prof. Władysława Janika Bogna Wernichowska, znana krakowska dziennikarka oraz prawnuk Tomek Janik, uczeń tejże klasy. Lekcja ta dostarczyła wszystkim wiele wzruszeń. Uczniowie ponadto powtórzyli ją w domu prof. Kotowej. Dziś po latach mamy znowu okazję powrócić do czasów niebezpiecznych, a jednak bohaterskich. Nad odświętną atmosferą wieczoru czuwała Anna Stolarczyk starszy kustosz biblioteki. Postać swej Matki przybliżyła zebranym Wanda Kot-Wątorska, wspominając pewne epizody okupacyjnych wydarzeń. Poezja recytowana przez Felicję Golańską oraz muzyka poważna Mozarta i Beethovena wykonane przez Wandę Wątorską i G. Dębosz-Ważydrąg, stworzyły wyjątkowy nastrój. Zwrócono uwagą, iż szczegółowych informacji na temat zasłużonych pedagogów prowadzących tajne nauczanie w okresie okupacji dostarcza książka Czesława Serkowicza pt. Tajne nauczanie w powiecie bocheńskim oraz pozycja opracowana przez Helenę Lincową pt. Ocalić od zapomnienia. Zofia Wiśniewska, kończąc swą ciekawą prelekcję, powiedziała: Na drugą stronę Smugi Cienia odeszli już prawie wszyscy członkowie TON-u, odeszło też wielu ich uczniów, ale nie może odejść pamięć o nich i o organizacji, która powstała na krótki, ale jakże brzemienny w wydarzenia czas. Nie tylko nie wolno nam zapomnieć pamięć o nich jest naszym obowiązkiem, czego dowodem był ten wieczór. Wspaniała lekcja patriotyzmu. A jednak... społeczeństwo bocheńskie przeszło obojętnie obok tych spraw. Na wspomniany wieczór przybyli nauczyciele emeryci, zabrakło władz 59

60 miejskich, powiatowych i związkowych. A gdzie młodzież? Przyszło zaledwie kilka osób. Przecież była to wspaniała, niepowtarzalna lekcja historii. Gdzie leży przyczyna braku zainteresowania? Bolesne odczucia sugerują jedną tylko odpowiedź. Zmaterializowane społeczeństwo zatraciło po drodze życia te wartości, dla których inni poświęcali swe życie. Pojubileuszowe refleksje Błądząc ścieżkami cmentarnymi po Monte Cassino, zatrzymywałam się przy mogiłach niektórych żołnierzy, by podumać nad ich bohaterskim losem. Odczytywałam nazwiska, daty urodzenia. Jeden żył 21 lat, inny 30, a jeszcze inny 25. Nie zawahali się oddać swego młodego życia w obronie słusznej sprawy. Po latach wśród swych chłopców zapragnął spocząć ich dowódca generał Anders. Zatrzymuję się chwilę przy jego grobie. Nie mogę też przejść obojętnie obok grobu, na którym napis informuje, iż spoczywa w nim biskup Józef Gawlina. Arcybiskup Józef Feliks Gawlina zmarł w 20 lat po wydarzeniach, które rozegrały się u stóp tego wzgórza tj. 21 września 1964 roku, a w rok później 8 kwietnia prochy jego przeniesiono na Monte Cassino. I on chciał być obok swoich żołnierzy, bowiem od dnia 14 lutego 1933 roku pełnił funkcję biskupa polowego Wojska Polskiego po biskupie Stanisławie Gallu. Wynika z tego, iż przybywając do Bochni w rok później, pełnił już tę funkcję. Jaki istniał związek między biskupem Gawliną a naszym miastem? Podczas tegorocznych uroczystości dotyczących Jubileuszu 75-lecia Koronacji Cudownego Obrazu Matki Bożej wielokrotnie padło nazwisko biskupa Gawliny. Na ten temat rozmawiam z Elżbietą Kanaszkiewicz-Kowalską, długoletnim profesorem tutejszego liceum. W czasie koronacji nie było Jej na świecie, pewne fakty zna jednak ze wspomnień swych rodziców. Ojciec jako inżynier zajmował wtedy stanowisko technicznego dyrektora Kopalni Soli w Bochni. Państwo Kanaszkiewiczowie czynnie włączyli się w uroczystości Koronacji Obrazu Pani Bocheńskiej. Prócz uczestnictwa w obrzędzie gościli w swym domu biskupa Gawlinę. Oddali mu do dyspozycji parter piętrowego budynku salinarnego na Plantach, dziś obok Zaułka św. Mikołaja, tj. gabinet, salon 60

61 i dwa gościnne pokoje mówi Elżbieta. By uświetnić pobyt tak znakomitego Gościa, rodzice zakupili srebrny komplet śniadaniowy, który do dziś stanowi szczególną pamiątkę rodzinną kontynuuje moja rozmówczyni. Przy wejściu do budynku wartę honorową pełnili Podhalańczycy. Aby uatrakcyjnić pobyt ks. Biskupa w Bochni, zorganizowano mu zwiedzanie kopalni, co potwierdza fotografia zrobiona na tle szybu Sutoris. Pośrodku siedzi dostojny Gość, obok niego ówczesny proboszcz ks. Kuc, a poniżej inżynier Władysław Kanaszkiewicz. Rodzice pani Elżbiety wypożyczyli palmy do dekoracji kościoła. Te same palmy tylko o 30 lat starsze ozdabiały również główny ołtarz naszej świątyni w 1969 roku, za probostwa ks. Wójtowicza. W taki to sposób kiedyś niektórzy obywatele miasta zajmujący stanowiska nie szczędzili trudu i wydatków, by należycie uczcić dzień Koronacji Obrazu Matki Bożej, a tym samym tych, którzy reprezentowali Kościół Katolicki. Warto przy okazji wiedzieć, że arcybiskup Józef Feliks Gawlina w 1939 roku po przybyciu do Rzymu otrzymał przedłużenie jurysdykcji biskupa polowego od Stolicy Apostolskiej, a w Paryżu podjął obowiązki biskupa polowego Polskich Sił Zbrojnych na uchodźstwie, ponadto pełnił szereg innych funkcji. Niebawem przeprowadził wizytację obozów uchodźców polskich, ewakuowanych z ZSRR. Brał udział w kampanii włoskiej, bitwie pod Monte Cassino, o Loretto i Ankonę. W Ankonie, 31 lipca 1944 roku z rąk Naczelnego Wodza gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari. Po śmierci kardynała Augusta Hlonda 28 stycznia 1949 roku papież Pius XII mianował Gawlinę Opiekunem Duchowym na Emigracji. W związku z tym w latach złożył wizyty w polskich ośrodkach emigracyjnych jedenastu krajach Europy i Ameryki. Był niezwykle czynny, a równocześnie nadzwyczaj skromny. Założył dwa seminaria, w Libanie i Wielkiej Brytanii, powołał instytuty wydawnicze Veritas oraz Hozjanum. Zasłużył się jako wydawca i redaktor. Już jako proboszcz położył duże zasługi na polu działalności dobroczynnej. Zostawszy arcybiskupem brał udział w dwóch sesjach Soboru Watykańskiego II, jako sekretarz Komisji dla spraw Biskupów i Diecezji. Postać wielka, a w pewnym stopniu związana z Bochnią. 61

62 62

63 Rozdział drugi Jan Paweł II Wielki. Jego droga do świętości 63

64 64

65 Karol Wojtyła Jan Paweł II Bochnia Był rok Nad Rzymem rozpościerało się pogodne, kwietniowe niebo. Spoglądamy z tarasu Pałacu Papieskiego, z którego roztacza się widok na kamienny Plac św. Piotra, ujęty w ramiona monumentalnej kolumnady, zbudowanej przez Wawrzyńca Berniniego. Po prawej stronie posadowiona jest bryła Bazyliki, naprzeciw wzgórze Gianicolo z gmachem Kongregacji ds. Ewangelizacji Ludów. Dalej, po horyzont rozciąga się miasto, a w oddali widoczne góry, wśród których ukryte jest Castel Gandolfo. Z tego miejsca mogę oglądać wspaniałą panoramę Rzymu dzięki uprzejmości ks. prałata Henryka Nowackiego, pracującego w watykańskim Sekretariacie Stanu, obecnie arcybiskupa i nuncjusza papieskiego. Napawawszy się widokiem, wchodzimy do wnętrza pałacu, by podziwiać loggie Rafaela, słynne trzypiętrowe oszklone galerie z trzech stron otaczające dziedziniec św. Damazego. Zachwycają one rozmachem, wyszukaną architekturą, a przede wszystkim pięknymi freskami, przedstawiającymi sceny ze Starego i Nowego Testamentu. Z kolei schodzimy na plac. Zebrany tłum pielgrzymów i turystów trwa w oczekiwaniu. Pojawia się Jan Paweł II owacyjnie witany przez wiernych. Zbliża się wyjątkowa i niepowtarzalna chwila w moim życiu, o której nigdy nie miałam odwagi nawet marzyć. Podchodzę, uklękam i zamieniam kilka zdań. Kiedy powiedziałam, iż modlimy się u stóp Matki Bożej w Bochni, Ojciec Święty powtórzył: W Bochni niedaleko Krakowa. Wtedy zrozumiałam, że miasto to nie jest Mu zupełnie obce. Według relacji kustosza bazyliki w Bochni ks. dr. Zdzisława Sadki, Karol Wojtyła bywał u Pani Bocheńskiej jako wikariusz z Niegowici, w zadumie modląc się, klęczał przed Jej wizerunkiem. Nawyk ten pozostał. Będąc kardynałem rezydującym w Krakowie, odwiedzał Bochnię prywatnie. Potwierdza to w rozmowie telefonicznej ks. abp Henryk Nowacki nuncjusz papieski w Nikaragui: Wielokrotnie przy stole, w czasie obiadu, czy kolacji Ojciec Święty serdecznie wspominał Bochnię, był z nią związany z racji cudownego obrazu oraz osoby proboszcza ks. Michała Blecharczyka, który pioniersko zajmował się wtedy duszpasterstwem rodzin, a później był konsekrowany na biskupa razem z Karolem Wojtyłą. Ks. Nowacki stwierdza też, że kiedy była mowa o Bochni z ust Papieża padły słowa: Mój ukochany kościół. Wielu 65

66 z nas miało szczęście spotykać Papieża Polaka w różnych miejscach Ojczyzny, poza jej granicami, w czasie Jego pielgrzymek, a przede wszystkim w Rzymie. Każdy z nas nosi na trwale Jego obraz w swym sercu. Jak boleśnie przeżywaliśmy ostatnie chwile Ojca Świętego i Jego odejście, nie da się wypowiedzieć słowami. W małym stopniu wyrażają te uczucia wpisy do Księgi Kondolencyjnej z Urzędu Miasta w Bochni oraz flaga z podpisami kilku tysięcy mieszkańców Bochni z Marszu Światła w dniu pogrzebu Jana Pawła II. Wkrótce po tej smutnej stracie, w oparciu o Uchwałę Rady Miejskiej, powstał tzw. Tryptyk. Należą do niego: pomnik Papieża na Placu Sanktuaryjnym przed bazyliką, figura Ojca Świętego usytuowana przed kościołem św. Jana Nepomucena oraz dębowa figura, która przedstawia cierpiącego Papieża, dźwigającego krzyż, znajdująca się w świątyni p.w. św. Pawła Apostoła. Od chwili odsłonięcia w 2005 roku monumentu Sługi Bożego na placu obok bazyliki, często gromadzą się na nim wierni, płoną znicze i kwiaty wabią swymi kolorami. Pielgrzymi i parafianie modlą się o rychłą kanonizację i wyrażają wdzięczność Błogosławionemu za wszelkie dobro. Warto wiedzieć, że ważne wydarzenia dotyczące parafii św. Mikołaja wiążą się z imieniem Jana Pawła II. W 1984 roku, w uroczyście obchodzonym Jubileuszu 50-lecia Koronacji Cudownego Obrazu Matki Bożej Różańcowej, Jan Paweł II przesłał telegram, w którym czytamy: Z całą diecezją tarnowską klękam z różańcem w ręku przed Matką Bożą Bocheńską.... Ten Czciciel różańca i Bożej Rodzicielki Różańcowej w Swojej Autobiografii tak napisał: Poczynając od mojej młodości, w moim Kraju, było dla mnie rzeczą zwyczajną odbywać pielgrzymki do sanktuarium Matki Bożej. Odbywałem je także, kiedy byłem biskupem i kardynałem... pragnę, by każdą z moich pasterskich wizyt znaczyła pielgrzymka do wielkiego sanktuarium maryjnego.... W 1997 roku Papież podniósł kościół w Bochni do godności Bazyliki Mniejszej. Ponadto Kongregacja do spraw Kultu i Dyscypliny Sakramentów przy Watykanie zatwierdziła dla Sanktuarium Matki Bożej Bocheńskiej specjalny formularz Mszy św., poświęconej Matce Bożej. Przez kilkanaście lat łącznikiem między Rzymem a Bochnią był ks. Henryk Nowacki, absolwent bocheńskiego Liceum Ogólnokształcącego, pracujący w watykańskim Sekretariacie Stanu. W czasie każdej z wizyt w rodzinnym mieście arcybiskup Nowacki przekazywał darowizny dla muzeum bądź dla bazyliki. Parafii podarował wyjątkową pamiątkę po Ojcu Świętym, kielich do Mszy, którego używał nasz Rodak w Castel Gandolfo, świecę związaną z 25-leciem pontyfikatu oraz najbardziej cenny dar relikwię, kroplę krwi Błogosławionego. Równie bogate dary otrzymało Muzeum im. Stanisława Fischera, które w przeciągu kilku lat systematycznie się powiększały. W ten 66

67 sposób ta kolekcja jest prawdopodobnie jedną z największych i niepowtarzalnych w Polsce. Możemy więc przy różnych okazjach oglądać i podziwiać medale związane z podróżami Ojca Świętego do rozmaitych krajów świata, a także upamiętniające poszczególne rocznice Jego pontyfikatu monety watykańskie, znaczki, datowniki pocztowe. Eksponaty te składają się na liczbę 1000 jednostek. Wśród zebranych pamiątek nie brak i publikacji Jana Pawła II z Jego autografem. Zwiedzając wystawę, dostrzegamy Orędzie Papieża na XXXII Światowy Dzień Pokoju modlitewnik zawierający Litanię Narodu Polskiego, który zawsze leżał na klęczniku papieskim i po który Ojciec Święty codziennie sięgał, pieczęć rybaka i szereg pamiątek, a w śród nich List o Różańcu Świętym. W 2005 roku w muzeum miało miejsce spotkanie z Ks. Arcybiskupem Henrykiem Nowackim. Wspominając Jana Pawła II przybliżył słuchaczom postać Jego Świątobliwości, mówił o Jego dniu zwyczajnym, pracy, podróżach, cierpieniu i odejściu. Wieczór ten upłynął w wyjątkowym nastroju, tym bardziej, że nasz Rodak podarował Bochni jeszcze jedną niezwykle cenną pamiątkę związaną z Osobą Błogosławionego piuskę noszoną przez Niego. Dzięki tym przedmiotom Ojciec Święty jest stale obecny wśród nas. Te wszystkie pamiątki po wyjątkowym Człowieku, myślicielu, uczonym, poecie i Następcy Piotra, odznaczającym się mądrością, dobrocią wyróżniają Bochnię, ale równocześnie zobowiązują. Zobowiązują i przypominają o zasadach, które głosił, a które powinny nam przyświecać w pielgrzymce życia. W tym miejscu przypomnę słowa ostatniego rozdziału Autobiografii Jana Pawła II: Pielgrzymujemy w tym świecie i jesteśmy wędrowcami, którzy nie mogą zapominać o swoim prawdziwym i ostatecznym przeznaczeniu. Tę samą myśl przyoblekł w kształt poetycki: Więc w tej ciszy ukryty ja liść, oswobodzony od wiatru, już się nie troskam o żaden z upadających dni, gdy wiem, że wszystkie upadną. ( Pieśń o Bogu ukrytym ) 67

68 Piotr naszych czasów (Wadowice Kraków Rzym) Jest rok 1920, drugi po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu niepodległości przez Polskę po 123 latach zaborów i niewoli politycznej, czas nadziei a na Podbeskidziu, w małym miasteczku o nazwie Wadowice, w rodzinie Wojtyłów przychodzi na świat syn, pojawia się, by po latach słowa jednego z wieszczów, Juliusza Słowackiego, przybrały realny kształt: Pośród niesnasków Pan Bóg uderza W ogromny dzwon Dla słowiańskiego oto Papieża Otwarty tron On rozda miłość, jak dziś mocarze Rozdają broń, Sakramentalną moc On pokaże, Świat wziąwszy w dłoń. Pierwsze samodzielne kroki pod czułym okiem matki, pierwsze słowa modlitwy, poznawanie otoczenia, zabawy, koledzy, szkoła, teatr amatorski i tak aż do egzaminu dojrzałości, do matury. Wadowice miasto sielskiego dzieciństwa i górnej młodości. Po latach Jan Paweł II powie: Z wielkim wzruszeniem przybywam dzisiaj do tego miasta, w którym się urodziłem, do parafii, w której zostałem ochrzczony i przyjęty do wspólnoty Kościoła Chrystusowego, do środowiska, z którym się związałem przez 18 lat mojego życia, od urodzenia do matury. Wadowice...tutaj wszystko się zaczęło, w niewielkim, prowincjonalnym mieście, które przeszłością sięga do XIV wieku. Rolę czynnika miastotwórczego w Wadowicach, tak jak i w innych miastach średniowiecznych, odegrały rzemiosło i handel. W 1581 roku miasto liczyło 453 mieszkańców. Centrum handlowym był rynek, przy którym usytuowane są dziewiętnastowieczne kamieniczki. W jednym z jego rogów wznosi się kościół parafialny p.w. Ofiarowania Najświętszej Marii Panny, który w ciągu wieków dzielił dole i niedole swych wiernych. Jego 68

69 najstarszą część stanowi gotyckie prezbiterium z XV wieku, do niego w XVIII wieku dobudowano trzynawowy korpus, a w połowie XIX wieku dwie boczne kaplice po obu stronach prezbiterium. W następnych latach wprowadzono pewne innowacje. Na szczególną uwagę zasługuje zabytkowa, barokowa chrzcielnica, z której ochrzczono małego Karola i kaplica Matki Bożej Nieustającej Pomocy, gdzie często modlił się Wojtyła. Kult tej Madonny, której obraz jest kopią znajdującego się w Rzymie oryginału, szerzy się i rozwija od XIX wieku. Od momentu, kiedy na głowy Matki i Syna Papież Jan Paweł II w czasie swojej pielgrzymki do Polski i III wizyty w Wadowicach (16 czerwca 1999 roku) włożył korony, wizerunek ten przyciąga pielgrzymów z różnych stron Polski. Właśnie przy tej okazji jeszcze raz bardzo ciepło wypowiada się na temat rodzinnych Wadowic: Z wielkim wzruszeniem patrzę na to miasto lat dziecięcych, które było świadkiem mych pierwszych kroków, pierwszych słów i tych jak mówi Norwid pierwszych ukłonów co są jak odwieczne Chrystusa wyznanie: «Bądź pochwalony»...pragnę wejść w te gościnne progi, na nowo ukłonić się rodzinnej ziemi.... Wadowice to nie tylko problemy uczniowskie i życie religijne młodego Karola to także pasja, rozwijanie talentu. Karol był urodzonym aktorem. Urodził się aktorem i do końca pozostał aktorem w tym dodatnim słowa znaczeniu. Potrafił z serca trafiać do serca, porywał tłumy, wywoływał wzruszenie i łzy. Tu w Wadowicach wszystko się zaczęło... i teatr się zaczął i kapłaństwo się zaczęło mówił po latach. Sceny z pierwszych przedstawień szkolnych mocno zapadły w pamięci Hajmona Lolka. Po Antygonie występował w Ślubach panieńskich. Pierwsze kroki na deskach teatru gimnazjalnego miały wkrótce zaowocować. Zaczął się drugi okres w życiu Karola. Kraków studia polonistyczne, ciężka praca w kamieniołomach, seminarium i teologia. I znowu teatr. Premiera w Teatrze Żywego Słowa zwanego później Rapsodycznym miała miejsce 1 listopada 1941 roku. Pod kierunkiem Mieczysława Kotlarczyka przystosowywano do sceny teksty Juliusza Słowackiego, Cypriana Kamila Norwida, Stanisława Wyspiańskiego i innych, aby poprzez piękne słowo budzić ducha w okupowanym narodzie. Wojtyła uczestniczył w tych spektaklach, między innymi wystąpił w roli Bolesława Śmiałego z dzieła Król Duch. Juliusz Osterwa, znakomity reżyser, powiedział o Karolu: Zapowiada się nadzwyczajny aktor. Nie wykluczone, że po dłuższych przemyśleniach i wahaniach wybrał jednak rolę aktora Bożego wstąpił do seminarium duchownego. Związki z teatrem, wpłynęły m. in. jednak na to, że łatwo nawiązywał kontakt z drugimi, nie wykazując tremy przemawiał piękną polszczyzną, językiem pełnym emocji, z łatwością trafiał do serca i duszy słuchaczy. Jako Papież we wszystkich sytuacjach, na różnych kontynentach i w różnorakich rolach umiał się odnaleźć i do końca pozostał Bożym Aktorem. 69

70 Kraków. Pobyt w tym mieście i związki Karola Wojtyły z nim trwały, z małymi przerwami, 40 lat tj. od momentu rozpoczęcia studiów polonistycznych w 1938 roku, poprzez uczęszczanie na Wydział Teologii, święcenia kapłańskie 1 listopada 1946 roku, studia doktoranckie, habilitację, aż po otrzymanie sakry biskupiej w 1958 roku. Pięć lat później otrzymuje mianowanie na arcybiskupa metropolitę krakowskiego, a w 1967 roku na kardynała. Ta błyskotliwa kariera wiązała się jednak z wyjątkowymi obowiązkami, jakie wtedy, tj. w okresie władzy komunistycznej, spadały na zwierzchnika Kościoła katolickiego. Zawsze jednak, czy to jako student, czy arcybiskup miał czas, by oddać się swojej drugiej pasji górom. Chodził po Beskidzie Żywieckim, Małym, Sądeckim, po Gorcach, Pieninach, Tatrach, Beskidzie Niskim, Bieszczadach, Sudetach. Czasem na gorczańskich polanach wstępował do pasterskich szałasów pisze Stanisław Stolarczyk w publikacji «Hobby Jana Pawła II» lubił pogwarzyć z góralami. Czasami siadał w blasku watry. Nieraz juhasi prosili Go o rozpalenie ognia był już wtedy kardynałem... ułamał kilka drobnych gałązek, podsypał igliwia i skrzesał ogień. Nikłe płomyki liznęły patyki i szary dym poszedł do góry. Był to chyba koniec lipca 1958 roku, gdy już przebąkiwano o bliskim wyniesieniu wciąż jeszcze młodego księdza do godności biskupiej. Spotkaliśmy się zupełnie nieoczekiwanie w bardzo pięknej scenerii: na bieszczadzkiej połoninie, pełnej kwiatów i zapachów wspomina Irena Sławińska w książce «Obecność». Nasza grupa rozłożyła się na stoku. Nagle z bujnych traw wyłonił się samotny wędrowiec z plecakiem; był to właśnie ks. profesor Karol Wojtyła. Zamyślony, jakby już przygniatał Go ciężar odpowiedzialności, nieuchronnie Go oczekujący. W 20 lat później już jako kardynał wyrusza w kolejną górską wyprawę nie przeczuwając, że jest to Jego ostatnia wyprawa. Następne spotkania z górami będą spotkaniami Papieża. Wiele też miejsca w Jego życiu, w życiu księdza Karola Wojtyły, potem arcybiskupa i kardynała, a następnie Papieża zajęły narciarskie przygody. Obok gór także jeziora pociągały księdza Wojtyłę. Przyszły Papież płynął Brdą rzeką o urozmaiconym, krętym biegu, łączącą wiele malowniczych jezior, przecinającą Bory Tucholskie pisze Stanisław Stolarczyk. Ta wyprawa trwała 5 dni, a udział w niej wzięło 10 osób. «Wujek» śpiewał do późnej nocy przy biwakowych ogniskach, rankami odprawiał Msze święte, potem wiosłował (...). Innym razem 2 tygodnie płynęli Czarną Hańczą, rzeką o wężowym biegu, przecinającą Puszczę Augustowską. W wyprawach kajakowych brał udział wraz z grupą studentów, przyjaciół aż do roku 1978, kiedy to, jak sam o Sobie powiedział przesiadł się z kajaka na Łódź Piotrową. 70

71 Październikowy dzień stał się przełomem w życiu Karola Wojtyły. Rzym nowe otoczenie, nowe twarze, nowe miejsce z dala od Ojczyzny, a przede wszystkim nowe obowiązki. Zaraz na drugi dzień po wyborze na papieża Karol Wojtyła odwiedza w klinice Gemelli chorego przyjaciela, bp. Andrzeja Deskura, który został dotknięty paraliżem. Nowy Papież z dalekiego kraju, Papież z ludzką twarzą, jak Go nazwano po tym incydencie, przełamał panujące dotychczas w Watykanie zasady, przepisy, zwyczaje. Ta wrażliwość na cierpienia drugiego człowieka jeszcze wielokrotnie ujawni się podczas pontyfikatu Jana Pawła II. Niedziela, 22 października Po tylu sensacyjnych doniesieniach z Watykanu, po tylu niezwykłych wieściach o działaniach pierwszego w historii Papieża Polaka, o Jego słowach niezwykłych, o Jego mądrości teologicznej i wiedzy bardzo doczesnej, o wdzięku, bezpretensjonalności, nowoczesności w sposobie współpracy z mediami, po dniach wielkiej narodowej euforii przyszedł ten dzień pisze Tadeusz Skoczek w wyjątkowo interesującej i pięknej książce pt. «Pontyfikat przełomu». I dalej czytamy: Msza święta inauguracyjna gromadzi na Placu Świętego Piotra około 300 tysięcy wiernych. W Polsce, przed telewizorami zasiada cały naród. Na temat tego samego wydarzenia wypowiedział się też kard. Stanisław Dziwisz, osobisty sekretarz Jana Pawła II, w książce wywiadzie pt. Świadectwo : Nowy Papież, pierwszy słowiański Papież w historii, rozpoczynał swą posługę Piotrową. W homilii wypowiedział niezapomniane słowa: «Nie lękajcie się! Otwórzcie, a nawet, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!». Słowa te stanowiły motto Jego życia i pontyfikatu. Zaczął je wprowadzać w życie pisze dalej Stanisław Dziwisz tuż po zakończeniu uroczystej ceremonii. Chwycił pastorał niczym sztandar i zdecydowanym krokiem zszedł w dół na plac przed Bazyliką św. Piotra, jakby chciał wyjść naprzeciw całemu światu. Od tej pory Jan Paweł II rozpoczyna swoje pasterzowanie tak, jak ongiś Chrystus, wyrusza do swoich owieczek. Jak nigdy dotąd Papież odbywa pielgrzymki do rozmaitych zakątków świata, różnych sanktuariów i wiernych, przedstawicieli wszystkich ras: białej, czarnej, żółtej i czerwonej, bo wszyscy są dziećmi Bożymi. W przeciągu 27 lat, spotykając się z wiernymi, głosi niestrudzenie Dobrą Nowinę o przyjściu Jezusa, o Jego miłości do ludzi, o Jego zwycięstwie nad śmiercią. W tej pierwszej homilii modlił się słowami: O Chryste! Spraw, bym mógł stać się i być sługą Twej jedynej władzy! Sługą Twej słodkiej władzy! Sługą Twojej władzy, która nie przemija! Spraw, bym potrafił być sługą! Co więcej, sługą Twoich sług. Słowa te naprawdę się spełniły. Modlitwa Nowego Papieża pisze Robert Moynihan we wstępie do albumu «Jan Paweł II Sługa sług Bożych» została wysłuchana. Publikując encykliki i adhortacje, wygłaszając 71

72 homilie, odbywając pielgrzymki, wizyty apostolskie i podróże duszpasterskie, przewodnicząc synodom, przyjmując wizyty biskupów z całego świata, modląc się prywatnie i publicznie o pokój i pojednanie na świecie i w Kościele Jan Paweł II prawdziwie stał się Sługą sług Bożych. Ponad ćwierć wieku wytężonej pracy apostolskiej na Stolicy Piotrowej oraz zamach na Jego życie przyczyniły się do poważnej choroby. Mimo cierpień Ojciec Święty do końca pracował. W kwietniowy dzień cały świat wierzących i niewierzących zastygł w oczekiwaniu. Na Placu Świętego Piotra w Rzymie tłumy rozmodlonych wpatrywały się w okno papieskie. Ostatnie Jego słowa wypowiedziane szeptem brzmiały: Pozwólcie mi odejść do Pana. I odszedł 2 kwietnia 2005 roku o godzinie Odszedł otoczony przyjaciółmi, osobami bliskimi i oddanymi do końca. A na Placu św. Piotra zgromadzony tłum wołał: Santo Subito!. Dnia 6 października 2005 roku arcybiskup Stanisław Dziwisz w wygłoszonej homilii powiedział: Podczas uroczystości pogrzebowych wiatr zamknął księgę Ewangelii na papieskiej trumnie. Nie zamknął jednak tej księgi, którą Papież niezmordowany pielgrzym i heroicznie wierny świadek Bożej prawdy i miłości całym swoim życiem pisał w ludzkich sercach. Turysta, wędrowiec, pielgrzym Utrata Matki we wczesnym dzieciństwie położyła się cieniem na całym życiu Karola Wojtyły. Po latach swą miłość, tęsknotę, a równocześnie wdzięczność oraz szacunek wyraził w poetyckim słowie: Nad Twoją białą mogiłą kwitną białe życia kwiaty o, ileż lat było bez Ciebie przed iluż to laty? Nad Twoją białą mogiłą, O, Matko, zgasłe Kochanie za całą synowską miłość modlitwa: Daj wieczne odpoczywanie. 72

73 Osieroceni ojciec i syn byli sobie nawzajem potrzebni. Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią Ojca, którego życie duchowe po tragicznych przeżyciach bardzo się pogłębiło pisze późniejszy Papież w Autobiografii. Od Ojca czerpał Karol siłę i przykład prawego życia. To z Ojcem wyruszył po raz pierwszy jako pątnik do Kalwarii Zebrzydowskiej. Kalwaria, Sanktuarium Matki Bożej i dróżki nawiedziłem wiele razy, począwszy od moich lat chłopięcych i młodzieńczych... wędrowałem po dróżkach i rozpamiętywałem tajemnice... pisze dalej. Przychodził pieszo z Wadowic, przyjeżdżał z Krakowa, a następnie z Rzymu. Zasiane w dzieciństwie ziarno poznawania świata z czasem zaowocowało. Po otrzymaniu święceń Karol Wojtyła wyjechał do Wiecznego Miasta. O tym fakcie tak pisze we wspomnianej Autobiografii : Pod koniec listopada 1946 roku nadszedł czas wyjazdu do Rzymu. W oznaczonym dniu wsiadłem do pociągu z wielkim wzruszeniem. Ziemia przebiega w oknach, przebiegają drzewa i pola. I mieni się śnieg na gałęziach, a potem w słońcu opada. I znowu zieleń: młoda naprzód, potem dojrzała, wreszcie gasnąca jak świece. Ziemia polska przebiega w zieleniach, jesieniach i śniegach. Kiedy przybyłem na miejsce, starałem się odkryć to, co nosiłem w duszy... krążyłem po ulicach, wstępowałem do kościołów, ale nie mogłem odnaleźć owego obrazu wyrytego w moim sercu... dotarłem do katakumb i dopiero wtedy rozpoznałem Rzym... w 1946 roku nawet nie myślałem, że powrócę do niego jako Piotr i pozostanę do ostatniego dnia życia jako biskup Rzymu. Z turysty młody Karol niebawem przeobraził się w wędrowca. Po obronie pracy doktorskiej powrócił do Ojczyzny. Przez rok był wikariuszem w Niegowici, a następnie metropolita krakowski kardynał Adam Sapieha skierował Go do parafii św. Floriana w Krakowie. Tam pogłębiał swoje kapłańskie i duszpasterskie doświadczenie. Tam dojrzała, w oparciu o doświadczenia innych, idea zorganizowanego i dostosowanego do potrzeb czasu duszpasterstwa akademickiego. Co na ten temat mówi sam Wojtyła: Rozpocząłem tam wygłaszanie co czwartek konferencji dla młodzieży akademickiej, poruszając podstawowe zagadnienia dotyczące istnienia Boga i duchowości duszy ludzkiej tematy potrzebne w kontekście wojującego ateizmu i władz komunistycznych. Ponadto początkujący kapłan zaczął uprawiać turystykę. Otaczali Go młodzi ludzie, którzy nie tylko chodzili po górach i pływali na jeziorach mazurskich, ale też uczestniczyli we Mszy św. Obecność kapłana ułatwiała im te wędrówki. To był początek nowego stylu duszpasterstwa akademickiego. Nie trzyma w ręku pastorału, ale wiosło. Pracuje nim ciężko, kiedy trzeba płynąć pod prąd. Gdy z prądem, gdy rzeka sama niesie Jego kajak, albo powierzchnia jeziora jest spokojna, kładzie wiosło w poprzek kajaka, wyjmuje 73

74 brewiarz i modli się tak pisał o krakowskim katechecie w 1981 roku ks. Jan Babecki na łamach Tygodnika Powszechnego. Do grupy studenckiej dołączył Babecki dzięki Jerzemu Ciesielskiemu. Ten powiedział, iż zna turystów, a wśród nich księdza nazywanego Wujkiem. Rzeczywiście «Wujek» wspomina Babecki wraz z całą gromadą wędrował na Szczebel śpiewając wesoło tak jak wszyscy i w ogóle z miejsca przypadł mi do serca. Wielokilometrowe odcinki bezludzia, pustka i cisza, wspaniała pogoda... Pojezierze Drawskie wielki rezerwat przyrody... grążele, nenufary i mnóstwo innej roślinności czytamy dalej we wspomnieniach człowieka, który zaprzyjaźnił się z ks. Karolem. Do przyjemności należało nie tylko pokonywanie wodnych szlaków, ale także biwakowanie, ognisko, śpiewanie piosenek harcerskich, partyzanckich i wojskowych, przy dogasającym ognisku tradycyjny krąg oraz nastrojowa pieśń Idzie noc. Rano Msza św. odprawiana przez Wujka przy ołtarzu sporządzonym z wioseł przymocowanych linką między dwoma drzewami, albo z odwróconych do góry dnem kajaków. Na każdym wodnym szlaku był kapłanem, duszpasterzem. Po latach, już jako Papież, tak ocenia ten okres: Odnowiłem w sobie moje własne umiejętności turystyczne: nauczyłem się nocować pod namiotem, uczestniczyć w biwakach, a przy tej sposobności poznawać nieznane mi przedtem uroki polskiej ziemi, zarówno na południu, w obszarze górskim, jak też na północy, w rejonie pojezierzy. Nigdy bez was nie byłbym nawiedził tych miejsc... nie wchłonąłbym tego całego bogactwa w sposób bardzo prosty, a równocześnie w sposób bardzo autentyczny. Do tego potrzebna była wasza młodość. Z tego okresu pochodzą narty, buty, plecak i wiosło, które zdobią dziś jedną z sal rodzinnego domu Karola Wojtyły w Wadowicach. W czasie jednej z wypraw ksiądz doktor Wojtyła otrzymał telegram wzywający Go do Krakowa, gdzie wręczono Mu mianowanie na biskupa diecezji krakowskiej. Pływał jeszcze do roku 1978, kiedy to, jak Sam powiedział: Przesiadł się z kajaka na Łódź Piotrową. W kilka dni po wyborze, w Sali Błogosławieństw Pałacu Watykańskiego, miała miejsce pierwsza audiencja dla dziennikarzy. Ich sprawozdania poszły w świat, tworząc wizerunek nowego Papieża. Podkreślano w nim, ze jest to nie tylko głębokiej wiary duchowny wszechstronnie wykształcony, władający wieloma językami, intelektualista, ale jest to również sprawny fizycznie człowiek z ziemskimi upodobaniami. Już jako Papież jeździł nadal na nartach, upajając się pięknem gór. Papież Turysta dotarł do najwyższego szczytu Europy Mont Blanc (4810 m n.p.m.). Pierwsze spotkanie z nim miało miejsce latem 1986 roku. Drugie w trzy lata później wspomina ks. Alberto Maria Careggio w publikacji pt. Rozmyślać, modlić się, odpoczywać : W ciągu 10 dni Papież udowadnia, że jest 74

75 wspaniałym Góralem. Kiedy byłem młodym księdzem, zwierzał się, mówiono, że mam długi krok, ale teraz... Dwa razy z rzędu ten krok zaniósł Go jednak wyżej niż przewidziano. W scenerii ośnieżonych szczytów wygłosił Ojciec Święty Apel do mieszkańców Europy,...od zarania wieków góry stanowią dla ludzkości uprzywilejowane miejsce spotkania z Bogiem i Jego nieskończoną Wielkością. Byt człowieka jest przemijający i zmienny góry istnieją w sposób pewny i trwały, są wymownym obrazem niezmiennej wieczności Boga. Odezwę tę zakończył modlitwą: Oby Bóg przez wstawiennictwo Maryi sprawił, że miłość zwycięży nad nienawiścią, a w stosunkach międzyludzkich zapanują wreszcie braterstwo i pokój. Jan Paweł II był także Pielgrzymem. W Swej Autobiografii pisze: Wszystkie te podróże (...) miały na celu służbę sprawie pokoju (...) oczywiście służyły one całkowicie celom religijnym, pasterskim, ekumenicznym, ale prowadząc Papieża w różne punkty globu, stworzyły zarazem okazję do spotkań ze społeczeństwami, z rzeczywistościami, z bardzo zróżnicowanymi systemami politycznymi. Idąc śladami Chrystusa, który przemierzył Ziemię Świętą wzdłuż i wszerz, Jan Paweł II wyruszył do różnych zakątków świata. Potwierdzeniem Jego posłannictwa były słowa ulubionej Barki : O Panie, to Ty na mnie spojrzałeś, Twoje usta dziś wyrzekły me imię, Swoją barkę pozostawiam na brzegu, Razem z Tobą nowy zacznę dziś łów. Ta oazowa pieśń wyprowadziła mnie z Ojczyzny. (...) Miałem ją w uszach, kiedy słyszałem wyrok konklawe, z nią nie rozstawałem się przez wszystkie lata (...), była ukrytym tchnieniem Ojczyzny, była też przewodniczką na różnych drogach Kościoła... i ona przyprowadziła mnie wielokrotnie na krakowskie Błonia powie po latach nasz Ojciec Święty. Łów dusz rozpoczął, gdy dnia 25 stycznia 1979 roku wylądował w San Domingo. Po wyjściu z samolotu, ucałował ziemię. Od tej pory pielgrzymuje do różnych sanktuariów i różnych krajów świata. Z Dominikany udaje się do stolicy Meksyku. Swój pontyfikat rozpoczął od pielgrzymki do Meksyku i po latach zakończył w tym kraju. Do Matki Bożej z Gwadelupy tak się zwracał: Matko Miłosierdzia, Nadziejo nasza, spójrz na nas z litością, Naucz nas nieustannie iść do Jezusa, a jeśli upadniemy, Pomóż nam podźwignąć się i wrócić do Niego. 75

76 W efekcie Papież odbył 104 pielgrzymki. Słusznie obdarzono Go mianem Maximus Pontifex arcykapłan dosłownie najwyższy most, pomost, łączący w tym wypadku ludzi. Papież Polak nie zapomniał o Swoim kraju. Odwiedzał go osiem razy, zawsze odnosił się do napotkanych wiernych z wielką serdecznością i bezpośredniością, zawsze przeżywał bardzo mocno pobyt i pożegnanie. Ostatnie słowa Jego Świątobliwości na lotnisku w Balicach brzmiały: Żal odjeżdżać!. Żalu mierzonego ilością wypłakanych łez nikt nie zmierzył. Ich także nie było w scenariuszu ostatniej pielgrzymki Jana Pawła II Wielkiego do dalekiego, a jednocześnie najbliższego kraju tymi słowami kończy swą niewielką książeczkę Jan Paweł II poza protokołem Marek Latasiewicz. Załoga boeinga 737, którym Papież miał wtedy odlecieć do Rzymu, wczuła się w sytuację, i by zrobić Ojcu Świętemu przyjemność, skierowała samolot w stronę Podhala, następnie nad Wawel, a w końcu nad Wadowice. W ten sposób Syn narodu polskiego mógł pożegnać swe ukochane zakątki. Był to rok W cztery lata później świat zastygł w przerażeniu. Ojciec Święty Jan Paweł II odchodził. Wierni na całym globie modlili się, a ci, którzy byli obecni na Placu Św. Piotra, czuwali, zanosili modły do Najwyższego i wpatrywali się w okno Pałacu Papieskiego. Dnia 2 kwietnia 2005 roku o godz rozległo się wołanie: Santo subito. Zaledwie upłynęło sześć lat, gdy w tym samym miejscu 1 maja 2011 roku Papież Benedykt XVI zaliczył Jana Pawła II w poczet błogosławionych. Półtora miliona wiernych trwało dzień i noc na modlitwie, wypełniało nie tylko wspomniany plac, ale i liczne ulice Rzymu, a nawet dachy najbliższych budynków. Łopotały flagi biało-czerwone, wszędzie było słychać polską mowę. Obecny Papież w ornacie swego Poprzednika odprawił Mszę Św., wygłosił homilię i pierwszy pokłonił się relikwiom Beatyfikowanego. W tej doniosłej uroczystości uczestniczyli przedstawiciele 90 krajów, 16 prezydentów, 7 szefów rządu, rodzina królewska z Wielkiej Brytanii oraz członkowie 5 rodzin panujących. Wszystkich pielgrzymów było półtora miliona, zaś przed telewizorami śledziło beatyfikację 2 miliardy widzów. Kiedy na tle bazyliki odsłonięto portret uśmiechniętego Jana Pawła II, zapanował ogromny entuzjazm i radość. Upłynęło 2025 dni od Jego odejścia, tak wiele, a jednak tak mało, gdy idzie o beatyfikację. Polska szczególnie przeżywała wyniesienie swego Rodaka na ołtarze. Miasta, wsie, osiedla, każde na swój sposób. W stolicy uroczystość miała miejsce na Placu Piłsudskiego, tam gdzie w czasie I pielgrzymki padły z ust Papieża znamienne słowa: Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi, a także w Świątyni Opatrzności, w Krakowie przy oknie na ulicy Franciszkańskiej 3, w Wadowicach na Rynku. Wszędzie tam, gdzie gromadzili się wierni, zjednoczeni w modlitwie, tam był 76

77 z nimi Błogosławiony Jan Paweł II, Którego pontyfikat trwał ponad 9 tysięcy dni, czyli 26 lat, 5 miesięcy i 17 dni. W tym czasie w podróży przebywał 543 dni, Kościołowi dał 482 świętych, beatyfikował w Polsce 108 męczenników ofiar II wojny światowej (Tomasz Królak 1001 rzeczy, które warto wiedzieć o Janie Pawle II ). I tak można by w nieskończoność podawać liczby związane z Papieżem, wymieniać czyny i zasługi, którymi usłana była Jego droga wiodąca do świętości. Wszyscy, którzy przeżyli tę wielką chwilę związaną z Osobą Ojca Świętego i z dniem 1 maja 2011 roku, ufają, iż niewiele upłynie czasu, a Błogosławiony Jan Paweł II zostanie zaliczony w poczet świętych. Sztuka w życiu Karola Wojtyły Bo piękno na to jest, by zachwycało (Cyprian Kamil Norwid) Gdy w czerwcu 1999 roku, Jan Paweł II na tle frontonu bazyliki wadowickiej, wśród kwiatów i wielu tysięcy wiernych zwrócił się do nich, sięgnął do wydarzenia, które nie było Mu obojętne: Kiedy byliśmy w piątej gimnazjalnej, graliśmy «Antygonę» Sofoklesa. Ja grałem Hajmona. «O ukochana siostro ma, Ismeno, czy ty nie widzisz, że z klęsk Edypowych żadnej na świecie los nam nie oszczędzał?» Pamiętam do dziś zakończył Papież. Wadowice tutaj wszystko się zaczęło. Tutaj poznał Mieczysława Kotlarczyka, wielkiego twórcę teatru słowa. W roku 1939 grono mych krakowskich przyjaciół wspomina Tadeusz Kudliński i znajomych artystów zawiązało Konfraternię Teatralną. Celem jej powstania była nasza krytyczna opinia o festiwalu sztuki pod nazwą Dni Krakowa. Uważaliśmy, że należy wykorzystywać scenerię architektury krakowskiej przedstawieniami w plenerze. Dalej pisze: Seria przedstawień barwnego widowiska o Twardowskim ze śpiewami, tańcami cieszyła się stałą frekwencją i aplauzem widowni. Kudliński podczas rozmowy z K. Wojtyłą i H. Królikiewiczówną dowiedział się o ich występach w teatrze szkolnym w Wadowicach. Grali tam w Ślubach panieńskich, Zygmuncie Auguście i innych. Wynikało z tego, że ich pasja jest trwała. Być może, iż pod ich wpływem Kotlarczyk przybył do 77

78 Krakowa, stworzył zespół, którego filarem stal się Karol. Taki był początek Teatru Rapsodycznego, działającego przez całą okupację w Krakowie. Ta teatralna i rapsodyczna przeszłość dawała o sobie znać w czasie późniejszych przemówień i wystąpień Ojca Świętego. Tymczasem student polonistyki, równocześnie robotnik w kamieniołomach występował w konspiracyjnym teatrze Kotlarczyka. Kiedy T. Kudliński dowiedział się o zamiarze wstąpienia Karola do klasztoru, znając Jego nieprzeciętne uzdolnienia literackie i artystyczne, próbował Go odwieść od powziętego zamiaru. Nadaremnie. Karol Wojtyła wybrał służbę Bogu. A co mówi o tym sam Wojtyła? W swej Autobiografii pisze tak: W tamtym okresie decydujące wydawało mi się nade wszystko zamiłowanie do literatury, a w szczególności zamiłowanie do literatury dramatycznej i do teatru. Zamiłowaniu do teatru dał początek starszy ode mnie polonista Mieczysław Kotlarczyk. Był on prawdziwym prekursorem teatru słowa. Spotkania odbywały się w wąskim gronie znajomych. Zachowanie tajności wokół tych teatralnych spotkań było nieodzowne, w przeciwnym razie groziły surowe kary ze strony okupanta. Od pewnego momentu zdawałem sobie sprawę pisze dalej późniejszy papież że teatr nie był moim powołaniem. W życiu i w czasie swego pasterzowania Ojciec Święty Jan Paweł II był nie tylko teologiem, filozofem, ale i znawcą sztuki, w szerokim znaczeniu, jej propagatorem i miłośnikiem. Przy każdej okazji mówił o jej walorach, znaczeniu i roli w życiu Kościoła oraz życiu jego wiernych. Dnia 9 czerwca 1991 roku w Warszawie na spotkaniu z przedstawicielami świata kultury Ojciec Święty powiedział: Każdy z nas dysponuje uniwersalnym talentem, którym jest nasze człowieczeństwo (...) bezinteresowny dar z siebie znajduje swój dalszy wyraz w wielu różnych talentach. Na nich opiera się ogólnoludzka i narodowa kultura. Swe przemówienie zakończył życzeniami, by wszystkie talenty, które rozwijają się i osiągają swą postać piękna, które jest «kształtem miłości», pomnażały się w każdej dziedzinie życia polskiego. Również w swym papieskim liście z Wielkanocnej Niedzieli 4 kwietnia 1999 roku, adresowanym do artystów, Ojciec Święty wspominał o silnych związkach między Kościołem a twórcami różnych form sztuki, jakie kształtowały się na przestrzeni wieków. Podkreśla, iż już Chrystus w swych publicznych wystąpieniach często uciekał się do symbolicznych porównań i obrazów. Dlatego Kościół wysoko cenił i ceni twórców rozmaitych dziedzin sztuki, a więc architektury, malarstwa, rzeźby, literatury i muzyki, którzy potrafią lepiej lub gorzej ukazać w swych dziełach piękno świata stworzone przez niewidzialnego Boga. Stefan Stuligrosz analizując list Jana Pawła II, pisze: Muzyczne dzieła niezliczonych twórców działających w różnych epokach przekazywane są z pokolenia na pokolenie, następującym po sobie wykonawcom. Dalej 78

79 zastanawia się nad istotą i znaczeniem dzieł muzycznych: Jak potężny w Swym majestacie i niepojętym dla nas pięknie musi być Bóg, skoro przeniknione Jego Duchem Bachowskie «Pasje» według świętych Ewangelistów Jana i Mateusza czy też Haendlowskie oratorium «Mesjasz» urzekają nas doskonałym pięknem. Okazuje się, że nie tylko w tym wypadku, temat religijny należy do najczęściej podejmowanych przez artystów każdej epoki. W liście Swym Jan Paweł II woła: Zwracam się do was, artyści całego świata, aby raz jeszcze wyrazić wam mój szacunek oraz by przyczynić się do ponownego nawiązania bardziej owocnej współpracy między światem sztuki i Kościołem. Kieruję do was wezwanie, byście na nowo odkryli głęboki wymiar duchowy i religijny sztuki, który w każdej epoce znamionował jej najwznioślejsze dzieła. Na temat stosunku Papieża do sztuki wypowiadała się też Bożena Chrząstowska, historyk i teoretyk literatury w artykule Poezja myśli i wiary. Całą swą działalnością, całą porywającą treścią swego programu... całym swym nauczaniem... pełną symboliki widowiskowością swoich pielgrzymek tworzy On największy i dotykający najbardziej istotnych problemów poemat współczesności, a może i epopeję końca XX wieku. Jest to poezja w szerokim rozumieniu, stanowiąca poemat dla Boga. Niezależnie od tego Karol Wojtyła był i pozostał do końca literatem: pisał dramaty, poematy i tworzył poezję. Warto zastanowić się, jak wypowiadają się poeci o Papieżu Poecie. Pierwszym, który w proroczym natchnieniu przewidział na tronie papieskim Polaka, był Juliusz Słowacki. Wielu współczesnych nawiązuje w swych wierszach do jego utworu. Są to nie tylko bezpośrednie cytaty, jak na przykład Słowiański Papież, ale i różne przekształcenia: Polski Namiestnik, Biały Pielgrzym. Zdzisław Łączkowski w wierszu Syn Ziemi wyraźnie czyni aluzje do poematu Myśląc Ojczyzna i tym samym charakteryzuje poezję Polskiego Papieża: mowa polska, choć zraniona donosem lub karmiona banałem w świętej liryce społecznej nie ustaje w walce o rzeczy wielkie jak wolność. Wiele utworów napisano pod wpływem radości z powodu wyboru Karola Wojtyły na Papieża. Inne powstały z okazji pielgrzymek Jana Pawła II do Ojczyzny, jeszcze inne dotyczyły zamachu na Jego życie. Spod pióra Czesława Miłosza wyszedł utwór Oda na osiemdziesiąte urodziny Jana Pawła II. Przychodzimy do Ciebie, ludzie słabej wiary, Abyś nas umocnił przykładem Swego życia, I oswobodził od niepokoju O dzień i rok następny... 79

80 Oda, utwór pochwalny, przechodzi w modlitwę, a kończy się wyrazem nadziei i szacunku: Twój portret w naszym domu co dzień nam przypomni, Co może jeden człowiek, i jak działa świętość. Ze wszystkich strof emanuje miłość do Ojca Świętego, przy czym jedne mają formę modlitwy za Papieża, inne są modlitwą do Papieża. Nie tylko dzięki temu, ale i Jego własnej twórczości, imię Jana Pawła na zawsze weszło do literatury....drodzy artyści zwracał się Jan Paweł II do twórców jak dobrze wiecie, wiele różnych bodźców wewnętrznych i zewnętrznych może stać się natchnieniem dla waszej twórczości. List ten wywołał sporo reperkusji. Sergiusz Sterna-Wachowiak w eseju Karol Wojtyła i polski teatr napisał: Otóż dramat i teatr Wojtyły należą do kultury wysokiej i wzniosłej. Inscenizacje dramatów Wojtyły cieszyły się i cieszą ogromną popularnością. Zwłaszcza w latach osiemdziesiątych nazwisko autora «Brata naszego Boga» nie schodziło z pierwszych pozycji na listach teatralnych bestsellerów. Osiągnięcia w dziedzinie poezji i dramatu wiążą się z doskonałością ojczystego języka, którym posługiwał się polski Papież. Prośba Juliana Tuwima zawarta w słowach modlitwy z Kwiatów polskich : Lecz nade wszystko słowom naszym, Zmienionym chytrze przez krętaczy, Jedyność przywróć i prawdziwość: Niech prawo zawsze prawo znaczy, A sprawiedliwość sprawiedliwość. została niejako wprowadzona w życie przez Namiestnika Chrystusa na ziemi. Odwołując się do listu Papieża, Bogdan Walczak pisze:...jedną z właściwości sposobu przemawiania Jana Pawła II jest to, że najzwyczajniejszym słowom nadaje siłę. Anemiczne, wytarte, wyświechtane, wyprane z wszelkiej treści słowa odzyskują w ustach i pod piórem Jana Pawła II pierwotną świeżość i prężność. Jakże głęboko zapadły w nasze serca proste słowa, a równocześnie nabierające nowej wymowy wypowiedziane przez Papieża, który przybył do Swej zniewolonej Ojczyzny po raz pierwszy w 1979 roku: Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja: Jan Paweł II papież, wołam z całej głębi tego tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi 80

81 oblicze ziemi. Tej Ziemi! Wracając do listu Papieża, warto przytoczyć jeszcze jedną Jego myśl:...tworząc dzieło, artysta wyraża samego siebie do tego stopnia, że jego twórczość stanowi szczególne odzwierciedlenie jego istoty tego, kim jest i jaki jest. Słowa te odnieść możemy również do twórczości samego Karola Wojtyły, późniejszego Jana Pawła II. Zaczynając od młodzieńczego wiersza będącego hołdem złożonym zmarłej Matce: Nad Twoją białą mogiłą białe kwitną życia kwiaty o, ileż lat to już było bez Ciebie duchu skrzydlaty. poprzez poematy, dramaty, medytacje, poezję filozoficzną, a kończąc na Tryptyku rzymskim. Jego przyjaciel Marek Skwarnicki wspominając rzymskie rozmowy z Ojcem Świętym na temat poezji, stwierdził: Czytając w Rzymie medytacje Jana II «Na progu Kaplicy Sykstyńskiej», pięknego, głębokiego utworu metaforycznego, uświadomiłem sobie, że tak wielka wrażliwość na dzieło Michała Anioła tłumaczy się m.in. klasycznym przygotowaniem Autora w wadowickim gimnazjum, a potem codziennym wpływem krakowskiego renesansu (...). Omawiając szczegóły Jego poematu, powiedziałem Autorowi, że «Tryptyk rzymski» jest dalszym ciągiem Jego dawnej twórczości. Tak więc cały dorobek literacki Karola Wojtyły stanowi liryczny ślad wciąż wzbogacającego się Jego życia duchowego, dowód szczególnego kontaktu ze Stwórcą. Jeden z ostatnich wierszy pt. Spełnienie Ojciec Święty kończy słowami: A przecież nie cały umieram, to, co we mnie niezniszczalne, trwa! Jego wrodzona skromność wobec Boga i wobec ludzi nie pozwoliła Mu powtórzyć dalszych wersów za Horacym: Dźwignąłem pomnik swój trwalszy od spiżu, którego ani ogień nie zdoła zniszczyć, ani woda, ani działanie czasu. Niemniej mamy świadomość tego, że wzniósł go poprzez służbę Bogu, wierne wypełnianie obowiązków Piotrowych, życzliwy, serdeczny stosunek do ludzi oraz twórczość literacką. Widomym znakiem są zaś pomniki Jana Pawła II, które spełniają funkcje kultowe. Do momentu śmierci Papieża wzniesiono ich w Polsce 230. Pierwszy odsłonięto w 1980 roku na dziedzińcu Pałacu Biskupiego w Krakowie jako dar artystów włoskich. Pomnik wykonany przez polskiego rzeźbiarza Bronisława Chromego w brązie stanął przy Katedrze w Tarnowie. Poza granicami Polski znajduje się ponad 200 pomników 81

82 przedstawiających Ojca Świętego, dwa największe są w Gwadelupe i Indiach, w Stanach Zjednoczonych są: 4 w Nowym Jorku i 4 w Chicago. Wszystkie one, bardziej lub mniej artystyczne, są świadectwem naszego szacunku i wdzięczności do Jana Pawła II, nie są jednak najważniejsze. Pomnikiem niezniszczalnym, który trwa i trwać będzie, jest pamięć i nasze serca wypełnione miłością do Papieża Polaka. Dzieje przyjaźni Secundas res splendidiores facit amicitia et adversas leviores Już starożytni mawiali: Przyjaźń uświetnia szczęście, w nieszczęściu przynosi ulgę. W słowach tych kryje się głęboki sens, prawda i mądrość wieków. U jednych przyjaźń pojawia się bardzo wcześnie i w wyjątkowych wypadkach trwa do końca życia, u innych krystalizuje się w dorosłym życiu. Czy wobec tego problem przyjaźni zajął określone miejsce w życiu Karola Wojtyły, późniejszego Papieża? Głos oddajmy Jego koledze z czasów wadowickich, który siedział z Nim w jednej ławce, Antoniemu Bohdanowiczowi: Nie byłem przyjacielem Lolka, a jedynie dobrym kolegą. Chyba wówczas w gimnazjum nikt nim nie był. Mianem przyjaciela w tych latach można nazwać jedynie Ojca Lolka, który był dla Niego wszystkim! Prowadził cały dom, robił zakupy, gotował, wykonywał wszystkie prace domowe. Wieczorem po kolacji Ojciec z Synem udawali się zawsze na spacer. Nie trudno się domyśleć, że Karol zwierzał się, radził i słuchał rad Ojca, a ten był i matką i ojcem dla osieroconego chłopca. Ich wzajemny stosunek świadczył nie tylko o wielkiej miłości, szacunku, ale i przyjaźni trwającej do końca życia ukochanego Ojca. Halina Królikiewiczówna, należąca do wadowickiej grupy teatralno-recytatorskiej w publikacji Młodzieńcze lata Karola Wojtyły, pisze: I w gimnazjum i na Uniwersytecie Jagiellońskim byłam świadkiem wzrastania tego Niezwykłego Człowieka przez wiele Jego młodych lat. Jakim był? Na pewno inny od swych kolegów, odrębny... wesoły, bardzo koleżeński, pierwszy niosący pociechę w nieszczęściu, w chorobie. A więc otwarty na problemy innych, współczujący, dostrzegający bliźnich, za życzliwość odpłacał tylko życzliwością. Czyż w takiej sytuacji nie mógł liczyć na przyjaźń? W okresie okupacji Halina prze- 82

83 mierzała most na Skawie zieloną granicę jeżdżąc z Krakowa do Wadowic i z Wadowic do Krakowa. Tak o tym wspomina:...woziłam korespondencję od Karola do Mietka i od Mietka do Karola, listy pełne marzeń o przyszłym teatrze i jego profilu. Przyjaźnili się od wielu lat bardzo blisko. Mieczysław Kotlarczyk, również polonista z doktoratem o teatralnej tematyce uczył w gimnazjum wadowickim, a w czasie wojny znalazł schronienie u Karola na ulicy Tynieckiej 10. W tym miejscu powstał teatr podziemny zwany Rapsodycznym. W katakumbach zbierali się więc przyjaciele połączeni pasją przekazywania piękna poezji narodowej, wartości wzniosłych, a zbrukanych, tęsknoty do wolności, miłości do zniewolonej Ojczyzny. Zasłuchani widzowie przeżywali te wieczory, a rzucone ziarno na podatną glebę zapewne wydało stokrotny plon. Zespół liczył zaledwie pięć osób: trzy aktorki Danutę Michałowską, Krystynę Ostaszewską i Halinę Królikiewiczównę. Na czele trupy stał Kotlarczyk, a Wojtyła pełnił rolę aktora, ale też inspiratora twórczego teatru. Wspólna praca, dążenie w tym samym kierunku, zagłębianie się w poezję, wzajemna życzliwość, serdeczność stały się trwałym fundamentem przyjaźni Karola z Mieczysławem. Była to przyjaźń dozgonna. W 1978 roku zmarł Mieczysław Kotlarczyk, współtwórca Teatru Rapsodycznego. Na wieczny odpoczynek odprowadził go długoletni przyjaciel, kardynał Karol Wojtyła, arcybiskup metropolita krakowski. Właśnie wtedy kilku przyjaciół posłało Lolkowi wiązankę róż z okazji 20-lecia otrzymania sakry biskupiej,...bo może pomyśleli koledzy z Rzymu nie wrócić, kiedy pojedzie na konklawe.... I tak spełniła się nasza przepowiednia pisze Jan Kuś we wspomnianej wcześnie książce w dniu 16 października Polskie Radio o godzinie 19 podało sensacyjną wiadomość Karol Wojtyła kardynał, arcybiskup krakowski, został papieżem i przyjął imię: JAN PAWEŁ II. Inny z otoczenia Karola, Juliusz Kydryński wspominał Wojtyłę: Nie wiem, jak do tego doszło, że Karol stał się moim najbliższym przyjacielem. Zbliżyliśmy się najbardziej. Dziś myślę, że może trochę na zasadzie przyciągania się przeciwieństw... różniliśmy się od siebie, a jednak lubiliśmy się zupełnie wyjątkowo. Myślę wreszcie, że może do naszego zbliżenia przyczyniła się jeszcze jedna sprawa. Karol stracił matkę, a u mojej znalazł matczyną dobroć i serdeczność. Bywał więc młody Wojtyła częstym gościem w domu Kydryńskich, którzy uważali Go za członka rodziny. Wyróżniał się zdolnościami, talentem, kulturą życia osobistego. I jeszcze wielką delikatnością i tolerancją wspomina Juliusz Kydryński. Opisuje też różne sytuacje z okresu okupacji, z których na trwałe zapadła w jego pamięci druga wojenna wigilia Bożego Narodzenia, w grudniu 1940 roku, spędzona wspólnie przez Kydryńskich z Karolem i Jego Ojcem. Sądzę, że i dla późniejszego Ojca Świętego tamte przeżycia miały nie tylko swoisty urok, ale stały się cząstką Jego życia, do której często wracał. 83

84 Ich przyjaźń zrodziła się, kiedy byli dojrzałymi ludźmi: ona lekarzem, On księdzem. W swym pamiętniku, stanowiącym dzieje przyjaźni ks. Karola z rodziną Półtawskich, noszącym tytuł Beskidzkie rekolekcje, na przestrzeni prawie 700 stron Wanda Półtawska pisze o tym, zaczynając od momentu poznania ks. Wojtyły aż do 2006 roku. Spotkanie miało miejsce w Kościele Mariackim. Jeśli byłam w tym kościele, to zawsze przed krucyfiksem, koło bocznego wejścia... i właśnie klęczałam, gdy wszedł w zielonym płaszczu ks. Karol Wojtyła i po chwili klęczenia przed tym krzyżem poszedł do bocznej kaplicy Matki Bożej Ostrobramskiej. Poszłam za Nim do konfesjonału informuje Wanda Półtawska w drugim rozdziale pt. «Spotkanie». Dalej wspomina tak: Najpierw napełniło mnie zdumienie pomieszane z niedowierzaniem: naprawdę jest ktoś, kto tak reaguje? Ktoś, kto te funkcje kapłańskie spełnia właśnie tak, jak w Ewangelii... Nie stało się nic nadzwyczajnego, ale sposób podejścia, ton i treść tego, co mówił, były takim trafieniem w to, o co mi chodziło! I od razu miałam pewność: wrócę do tego księdza, bo on rozumie. Tak zaczęła się przyjaźń, która trwała do ostatnich dni Ojca Świętego. Ks. abp. Józef Michalik książkę tę nazywa niezwykłym świadectwem duchowego kierownictwa, pracy nad sobą i wzrostu na drodze do Boga poprzez bliskość, wzajemną bliskość ludzi i przyrody. Beskidzkie rekolekcje stanowią poemat na cześć przyrody, lasu bieszczadzkiego, który stał się święty przez obecność ludzi, przeżywających tam swoje wakacje z Bogiem wokół Mszy św., poprzez refleksje, lektury i modlitwy. Dalej we wstępie Księdza Arcybiskupa czytamy: Ta książka jest o lesie, ale mówi o ludziach, więcej niż inne książki i inaczej niż wszyscy, mówi o życiu duchowym Sługi Bożego Jana Pawła II. Pokazuje metodę Jego pracy jako kierownika duchowego: prowadząc dusze, wyznaczał szlaki i to do codziennej pracy nad sobą, do medytacji. Potem te przemyślenia sprawozdania czytał, nanosił uwagi. W sumie mamy przed sobą osobliwy dziennik duszy i to nie tylko Autorki, ale także jej Kierownika duchowego, Wielkiego Brata, jak Go nazywa. Wspólne wędrówki po Bieszczadach miały miejsce w czasie wakacji. Dla Niego te wycieczki były jednym wielkim hymnem pochwalnym na cześć Stwórcy. Każdy Jego krok był modlitwą... kontemplacja piękna oglądanego i kontemplacja najgłębszych treści przeplatały się w tych wędrówkach i dopełniały. Szły te dni, jak krople,...które wybuchają wielkim źródłem,...weszliśmy w ten nurt i tak popłynęło nasze życie wezbraną falą kończy Wanda Półtawska drugi rozdział. Po przeczytaniu jej wspomnień dochodzimy do wniosku, że cała książka i całe życie autorki przebiega w atmosferze modlitwy. Na temat tych swoistych rekolekcji wypowiada się też jej mąż, Andrzej Półtawski, uczestnik wspólnych wędrówek po Bieszczadach oraz spotkań z Janem Pawłem II w Rzymie i Castel Gandolfo, sama zaś autorka, mówiąc 84

85 o genezie książki, stwierdza, że tekst jej powstawał przez wiele lat. Dopiero na prośbę Ojca Świętego, wyrażoną w 1993 roku, Półtawska zaczęła kompletować, uzupełniać, pisać dalej i w ten sposób powstała całość dotycząca życia i przyjaźni dwojga ludzi. Kim był i jaki był Karol Wojtyła, a potem Papież, wiemy. Co natomiast warto wiedzieć o autorce wspomnień? Przeżyła wojnę. Jako 20-letnia łączniczka została aresztowana i wywieziona do Ravensbrück. Po powrocie do domu ukończyła medycynę. Od 1969 roku całkowicie poświęciła się poradnictwu małżeńskiemu i rodzinnemu. Zorganizowała Instytut Teologii Rodziny, w którym pracowała przez 33 lata, realizując w ten sposób najważniejsze zadanie współczesne według Jana Pawła II, to jest uzdrowienie, uczynienie szczęśliwą i świętą ludzką rodzinę. Przez wiele lat wykładała też medycynę pastoralną na Wydziale Teologicznym, a potem w Krakowskiej Akademii Papieskiej oraz w Instytucie Jana Pawła II na Lateranie. Drugim spektrum jej działalności jest zorganizowanie i uaktywnienie lekarzy w służbie życia i rodziny. Ponadto jest autorką wielu prac i publikacji, a za całokształt działalności otrzymała liczne odznaczenia. W czasie letniej wędrówki, obaj panowie Brat i mój mąż, nosili w plecakach kilogramy książek pisze Wanda Półtawska w Epilogu i na postojach, biwakach, a potem już w ogrodach Castel Gandolfo ja czytałam głośno ulubioną literaturę piękną. Cudem uzdrowiona przez Ojca Pio do końca wraz ze swoim mężem towarzyszyła Papieżowi. Ostatni wiersz napisał Jan Paweł II w październiku 1978 roku. Napisał, trochę kreślił, potem ja przepisałam na czysto, Andrzej na komputerze i tak powstał «Tryptyk rzymski» poetycka synteza myśli Karola Wojtyły i wiersz o strumieniu wiemy, gdzie jest ten górski strumień. Zatoka lasu zstępuje w rytmie górskich potoków ten rytm objawia mi Ciebie, Przedwieczne Słowo. Jakże przedziwne jest Twoje milczenie we wszystkim, czym zewsząd przemawia stworzony świat (...) Co mi mówisz górski strumieniu? w którym miejscu ze mną się spotykasz? ze mną, który także przemijam podobnie jak ty... Czy podobnie jak ty? 85

86 W Bieszczady już nie wrócił, wrócili Półtawscy, o czym autorka pisze w Zakończeniu. Szum wody i szum wiatru grają jak chorał. Przez las, szeleszczący pod naszymi stopami, zanurzeni w tej głośnej dźwiękami leśnej ciszy, wchodzimy w PRZESZŁOŚĆ. Dziś jest ten dzień, ta wielka rocznica święceń kapłańskich Jana Pawła II, który właśnie tu, w tym lesie, 16 lat temu odprawiał Mszę św. Skupiony, jak zawsze, podnosił białą Hostię na tle zielonych modrzewi i nieba. Miał czas na wszystko: na sprawowanie swych obowiązków duszpasterskich, pielgrzymowanie, modlitwę, kontemplację, zanurzanie się w literaturze pięknej, szczególnie poezji. Ostatnią książką czytaną Ojcu Świętemu było Wolne miasto Mieczysława Jałowieckiego. Nie starczyło jednak życia Jego Świątobliwości na wysłuchanie ostatniej strony. Obok doktor Wandy do końca przy łożu Odchodzącego Papieża czuwał Stanisław Dziwisz. Kiedy w 1978 roku Jan Paweł II napisał poemat pt. Stanisław, w którym czytamy: Skąd wyrosło to imię, jakie otrzymał dla ludzi? dla rodziców, dla rodu, dla stolicy biskupiej w Krakowie, dla króla Bolesława zwanego Śmiałym i Szczodrym? dla dwudziestego stulecia? To imię czy wtedy przewidział, że po latach miejsce metropolity krakowskiego zajmie również Stanisław? Stanisław Dziwisz stał się bezpośrednim świadkiem wydarzeń największego Pontyfikatu, Pontyfikatu Przełomu, w dziejach Kościoła. Kardynał Stanisław Dziwisz we wzruszający sposób w rozmowie z Gian Franco Svidercoschim daje świadectwo prawdzie. Byłem przy Nim prawie czterdzieści lat mówi arcybiskup najpierw przez dwanaście lat w Krakowie ( ) jako kapelan, a potem przez dwadzieścia siedem lat w Rzymie, pełniąc godność osobistego sekretarza Ojca Świętego. Zawsze przy Nim. Zawsze u Jego boku. Ksiądz sekretarz wtajemniczony był w plany, zamierzenia Papieża, co więcej znał Jego pragnienia i myśli, radości i smutki. Czy zatem ks. Stanisław pełnił tylko posługę wobec Niego, czy za wierność oraz oddanie zyskał przyjaźń Jego Świątobliwości. Od pierwszego dnia do ostatniego przypomina ks. Kardynał różne sytuacje i zdarzenia. Tu, podobnie jak w Krakowie, żył niezwykle skromnie. W sposób skrajny praktykował ubóstwo. Czynił to bez żadnej ostentacji, co wywierało ogromne wrażenie. Nie posiadał nic i nigdy o nic nie prosił. Nie zajmował się sprawami pieniędzy i nie otrzymywał żadnej «pensji» od Stolicy Apostolskiej. Gdzie indziej powie: Ta przyjaźń nigdy nie minęła, nawet po wyborze Karola Wojtyły na papieża. Ojciec Święty zapraszał inżyniera Klugera, kolegę Żyda 86

87 z czasów wadowickich, mówili sobie po imieniu, jak za dawnych lat, ochrzcił jego wnuczkę, udzielił jej ślubu, a następnie ochrzcił jeszcze jej córkę. Prawdziwa przyjaźń kończy Stanisław Dziwisz taka na całe życie. Swoim rozmowom z dziennikarzem pt. Świadectwo nadaje autor kompozycję klamrową. Rozpoczyna i kończy książkę ostatnią sceną z życia Jana Pawła II: To wtedy po raz ostatni widziałem Jego twarz. Mówiąc prawdę, widziałem ją jeszcze setki razy. O każdej porze. Każdego dnia. Oczami wiary. I, oczywiście, oczami serca, oczami pamięci. Ale wtedy po raz ostatni widziałem Jego twarz tak dosłownie. Po ludzku. Po raz ostatni widziałem Tego, Który był dla mnie Ojcem i Mistrzem. W podobny sposób wyraża swe uczucia w ostatnich słowach książki: Byłem przy Nim prawie czterdzieści lat. Zawsze przy Nim. Zawsze u Jego boku. A teraz, w chwili śmierci, poszedł sam. Zawsze Mu towarzyszyłem, a stąd odszedł sam. Droga krzyżowa Jana Pawła II Via Dolorosa pnie się ku górze: wąska, kręta, kamienista, taka jak przed wiekami, jak wtedy, gdy Chrystus szedł i upadał pod brzemieniem krzyża. Idziemy i my w Wielki Piątek 1993 roku, starając się odtworzyć tamte chwile, przeżyć przynajmniej w minimalnym stopniu tragizm sytuacji. Dźwigamy krzyż, zwyczajny, prosty, ten, który polscy żołnierze nieśli na swych barkach w 1941 roku, przebywając w Palestynie. Wyruszamy z dziedzińca szkoły muzułmańskiej, dawnej rzymskiej warowni zwanej Antonią, na której tradycja chrześcijańska umieszcza I stację drogi krzyżowej, upamiętniającą sąd nad Jezusem i skłania do refleksji nad poniewierką niewinnego Człowieka skazanego na śmierć. Ponieważ nie broni ł się, był Żydem, a nie Rzymianinem, Piłat zaś nie chciał utracić swego stanowiska, wydał wyrok skazujący, na wszelki wypadek umywając ręce. Przechodzimy przez pretorium, wewnętrzny dziedziniec, gdzie miało miejsce biczowanie, o którym św. Marek pisze: Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny (Mk 15,16 19). Mijamy Lithostrotos, następnie potężne przęsło, czyli jedną część trójdzielnego łuku tryumfalnego zwanego łukiem Ecce Homo, niesłusznie, gdyż wzniesiono go później, to jest w czasach Hadriana. 87

88 Stajemy przed stacją III, miejscem pierwszego upadku Jezusa. To oratorium oraz kapliczkę upamiętniającą spotkanie Syna z Matką wznieśli polscy uchodźcy i żołnierze z Armii Andersa. Sceny z Szymonem i Weroniką rozpamiętujemy, pnąc się w górę uliczki. Spotkanie płaczących niewiast i trzeci upadek Syna Maryi miały już miejsce poza miastem. Na Golgocie oprawcy zdarli szaty z Chrystusa, przybili do belki i wznieśli krzyż ku górze. Te pięć ostatnich stacji rozważamy już we wnętrzu Bazyliki Grobu Pańskiego. Tego, co działo się pomiędzy Antonią a Golgotą, nie da się dokładnie odnieść do konkretnych miejsc dzisiejszej Jerozolimy, ale nie to jest istotne, miasto bowiem w ciągu wieków rozrosło się i zmieniło swój wygląd. Droga Krzyżowa Boga Człowieka jest przede wszystkim symbolem cierpień, do których nawiązujemy w modlitwach, a które często pojawiają się w życiu każdego z nas. Upłynęły wieki. Rokrocznie przez wszystkie lata Swego pontyfikatu Jan Paweł II Papież Polak w dniu Męki i Śmierci Chrystusa, w Wielki Piątek szedł po śladach krwi pierwszych chrześcijan umęczonych w rzymskim Koloseum. Wybrał miejsce, w którym wyznawcy nauki Jezusa z Nazaretu ginęli. Tym ofiarom Nerona poświęcił swą powieść Henryk Sienkiewicz, utwór nawiązujący swym tytułem do pytania Św. Piotra zadanego Chrystusowi na drodze Via Appia Antica: Quo vadis Domine?. Chrześcijanie skończywszy pieśń «Christus regnat!» klęczeli nieruchomi, jakby skamieniali, powtarzając tylko jednym jękliwym chórem «Pro Christo! Pro Christo!»...tymczasem otwarto nową kratę i na arenę wypadły z dzikim pędem i szczekaniem całe stada psów... usłyszano skrzypienie krat, za którymi były lwy... poczęły jeden po drugim wytaczać się na arenę, ogromne, płowe, o wielkich kudłatych łbach... Męczeństwo niewinnych, ginących za wiarę upamiętniono z czasem krzyżem stojącym pośrodku areny Koloseum, zaś Via Crucis Droga Krzyżowa prowadzona przez Jana Pawła II po kamieniach flawijskiego amfiteatru przeszła do tradycji. Papież nigdy jej nie opuścił, nawet w 1995 roku mimo bólu z powodu przebytej operacji biodra. Jego własna droga krzyżowa miała początek 13 maja 1981 roku na Placu Świętego Piotra, przed Bazyliką, kiedy zamachowiec strzelił do Ojca Świętego, a Ten na oczach zgromadzonych tłumów osunął się w ramiona swego sekretarza. Uniknął śmierci, a ocalenie Swe przypisywał Matce Bożej Fatimskiej. W 1992 wiele dni spędził w klinice Gemelli w Rzymie po usunięciu guza. Z kolei potknięcie się w listopadzie 1993 roku spowodowało konieczność założenia gipsu. W rok później Papież poślizgnął się w łazience i znowu znalazł się w szpitalu, gdzie założono Mu opatrunek gipsowy. Z czasem dzięki rehabilitacji mógł poruszać się o własnych siłach. Bóle pleców, ramienia, a w końcu choroba Parkinsona robią- 88

89 ca coraz większe spustoszenie w Jego organizmie przyczyniły się ostatecznie do pogorszenia stanu zdrowia. Pastorał, widzialna oznaka Jego potęgi i obowiązków, który niegdyś trzymał krzepko w dłoni pisze Marco Tosatti, korespondent watykański we wstępie do albumu «Wizerunek pontyfikatu» teraz służy także jako podpora. I dalej czytamy:...zdarzają się chwile, kiedy zdaje się oszczędnie gospodarować siłami, jak roztropny wędrowiec, który powziął stanowczy zamiar dotrzeć do wyznaczonego celu, wędrowiec, który nie może pozwolić sobie na trwonienie sił. Utrudzony, ale zdeterminowany, nie poddaje się zmęczeniu. Ojciec Święty cierpiał i rozumiał cierpiących, współczuł im. Na ten temat wypowiedział się, między innymi, w swej Autobiografii : Cierpienie jest tajemnicą szczególnie nieprzeniknioną i dlatego jakże często trudną do zrozumienia, do przyjęcia przez człowieka. Człowiek dotknięty chorobą, dotknięty jakimkolwiek cierpieniem, często pyta samego siebie: «Dlaczego ja muszę znosić ból», i prawie natychmiast stawia sobie inne pytanie: Po co, jaki jest sens tego cierpienia, które mnie dotknęło? Nasze cierpienia nabierają znaczenia i wartości, gdy są zjednoczone z cierpieniami Chrystusa. Przez to zjednoczenie człowieczeństwa z Bóstwem cierpienie rodzi dobro i zwycięża zło. Jan Paweł II mimo, że poruszał się na wózku inwalidzkim, nie zrezygnował ze Swych pielgrzymek do świata, do wiernych, którzy czekali, wsłuchiwali się w Jego słowa i współczuli Mu. Był rok Słowacja. Trwaliśmy w oczekiwaniu, niezbyt pewni, czy zdrowie pozwoli Jego Świątobliwości spotkać się z nami. Mijały chwile napięcia, wypatrywania. W końcu pojawił się na wózku inwalidzkim, schorowany i cierpiący, ale promieniujący dobrocią, w pokorze niosący Swój krzyż. Przemówił do 200-tysięcznej rzeszy wiernych: Plon nie zależy wyłącznie od ziarna, ale też od rodzaju gleby. To my jesteśmy tą ziemią, do której Pan nieustannie wsiewa ziarna swojego słowa i swojej miłości. Głos Papieża był coraz słabszy, w końcu umilkł. Ktoś wyręczył Go w czytaniu tekstu homilii. Zapanowało ogólne wzruszenie, ludzie nie kryli łez. Fakt, że będąc chorym i słabym, dodaje sił innym, już tworzył wokół Niego aurę świętości. Mimo obietnicy danej wtedy:..a potem Polska, już do niej nie przybył. Jego droga krzyżowa kończy się w Wielki Piątek 25 marca 2005 roku. Z uwagi na zły stan zdrowia nie uczestniczy osobiście w nabożeństwie odbywającym się w Koloseum. Ze Swej prywatnej kaplicy w Pałacu Apostolskim włączył się duchowo za pośrednictwem telewizji z modlącymi się. Camillo Ruini, który przewodniczył Drodze Krzyżowej, odczytał przesłanie Ojca Świętego: Duchowo jestem z wami w Koloseum, które budzi we mnie wiele wspomnień i emocji. Ja również ofiarowuję Swoje cierpienie, aby mógł 89

90 zrealizować się plan Boży, a Jego słowo dotarło między ludzi... Wyrażam bliskość z tymi wszystkimi, którzy doświadczają teraz cierpienia. Modlę się za każdego... W tym dniu wspomnienia Chrystusa ukrzyżowanego patrzę razem z wami na Krzyż. Przy XIV stacji Jan Paweł II bierze krzyż w Swoje ramiona, modli się żarliwie. Zapewne zdawał Sobie wtedy sprawę z tego, że jest to już ostatnia w Jego ziemskiej wędrówce Droga Krzyżowa. A potem wypadki potoczyły się bardzo szybko. Cierpiał w milczeniu, otoczony przez bliskich i przyjaciół. Swe pracowite, przepełnione cierpieniem życie, święte życie zakończył słowami: Pozwólcie mi odejść do Pana. Trwałość pamięci Niedziela Palmowa, 28 marca 2010 roku. Gorzkie Żale i rekolekcyjne kazanie stworzyły niepowtarzalny nastrój zadumy i refleksji. Zadumy nad kruchością życia ludzkiego, zadumy prowadzącej do refleksji, że radość łatwo przechodzi w cierpienie, czego potwierdzeniem był tryumfalny wjazd do Jerozolimy przed wiekami i spontaniczne okrzyki: Hosanna, które szybko przerodziły się w nieludzkie: Ukrzyżuj go! Refleksyjny charakter miał również Niedzielny Wieczór Pamięci dla uczczenia Ojca Świętego Jana Pawła II w 5. rocznicę śmierci zorganizowany przez Muzeum im. Stanisława Fiszera w Bochni i Miejski Dom Kultury. Uroczystość ta miała niejako stanowić odpowiedź na pytanie zawarte w zaproszeniu: Odszedł do Pana wieczorem 2 kwietnia 2005 roku. Ile w nas zostało z niezwykłego czasu tych szczególnych rekolekcji? Minęło 5 lat od wydarzeń, gdy szczęśliwe dni obcowania z Janem Pawłem II zamieniły się w Jego i nasze cierpienie. Aby złożyć hołd pamięci Umiłowanego Papieża, Bocheński Chór Kameralny prowadzony przez Macieja Kozłowskiego absolwenta I Liceum Ogólnokształcącego w Bochni i Akademii Muzycznej w Krakowie, zaśpiewał Wiosnę Fryderyka Chopina, Ave Verum Corpus Wolfganga Amadeusza Mozarta, Już się zmierzcha Wacława z Szamotuł i inne pieśni. Oprócz dorosłych w koncercie wzięły udział także dzieci. Uczniowie klas IV, V, VI Szkoły Podstawowej nr 1 prezentowali poezję Karola Wojtyły, refleksyjną i głęboką 90

91 w swej treści patriotycznej. Szczególnie mocno oddziałał na słuchaczy utwór poetycki Do sosny polskiej na obczyźnie. Jego autorem jest Stefan Witwicki ( ), który po klęsce powstania listopadowego dobrowolnie udał się na emigrację, gdzie należał do grona przyjaciół Adama Mickiewicza. Wspomniany wiersz wyszedł z druku w 1833 roku w Paryżu. Obecnie jego parafrazę przypisuje się Janowi Pawłowi II. Gdzie winnice, gdzie wonne pomarańcze rosną, Ty domowy mój prostaku, zakopiańska sosno, Od matki i sióstr oderwana rodu, Stoisz, sieroto, pośród cudzego ogrodu. Jakże tu miłym jesteś gościem memu oku, Bowiem oboje doświadczamy jednego wyroku. I mnie także przeniosła pielgrzymka daleka. I mnie w cudzej ziemi czas życia ucieka. Czemuś, choć cię starania cudze otoczyły, Nie rozwinęła wzrostu, utraciła siły? Masz tu wcześniej i słońce, i rosy wiośniane, A przecież twe gałązki bledną pochylane. Więdniesz, Usychasz, smutna wśród kwietnej płaszczyzny, I nie ma dla ciebie życia, bo nie ma Ojczyzny. Drzewo wierne! Nie zniesiesz wygnania, tęsknoty. Jeszcze trochę jesiennej i zimowej słoty, A padniesz martwa. Obca ziemia cię pogrzebie... Drzewo moje! Czy będę szczęśliwszy od ciebie? Jednak nieistotne, kto jest autorem tego utworu. Jego sens, zasadnicza myśl, idea wzruszają i skłaniają do pewnych skojarzeń. Los Karola Wojtyły przypomina w pewnym stopniu historię życia Stefana Witwickiego. Obaj zupełnie nieoczekiwanie znaleźli się wśród obcych, z dala od rodzinnego kraju. Przy czym emigracja dziewiętnastowiecznego poety wynikała z przyczyn politycznych, zaś emigracja kardynała Wojtyły z obowiązku wobec Boga, Kościoła i wiernych. Historia życia zaś z okresu pasterzowania 91

92 na Watykanie kojarzy się również z sosną, drzewem, które tak mocno wrosło w polski krajobraz, a które pielgrzymi górale przywieźli w 1985 roku Papieżowi z Ojczyzny. Ojciec Święty, zwracając się w tym wierszu do sosny, mówi: Oboje doświadczamy jednego wyroku. Oboje na obczyźnie, oboje usychają z tęsknoty. Wyrazem nostalgii Papieża Polaka był wielokrotny powrót do Polski i trudne z nią rozstania, zaś sosenka posadzona w ogrodach Watykanu wnet uschła, gdyż nie było dla niej życia, bo nie było Ojczyzny. Ten paralelizm losów kończy autor pytaniem retorycznym: Czy będę szczęśliwszy od ciebie?. Przekaz tego wiersza wykonany przez dwunastoletnią Olę wywołał pożądany skutek, który jeszcze spotęgowała zaśpiewana przez wszystkich widzów znana i bliska sercu Jana Pawła II Barka. W drugiej części wieczoru zabrał głos dyrektor Muzeum Jan Flasza. Snuł ciekawą opowieść o Karolu Wojtyle i późniejszym Papieżu, o Jego związkach z Ziemią Bocheńską. Dłużej zatrzymał się przy Niegowici, pierwszej placówce młodego ks. Karola, który na równi z innymi parafianami kładł cegły przy budowie nowej świątyni, a któremu po latach wierni wznieśli jedyny w Polsce pomnik wikarego. Był wyjątkowym wikarym, za czym przemawia nie tylko wypowiedź jednego z Jego biografów: Szybko zyskał sobie przyjaciół. Podróżował wozem lub piechotą w deszcz, czy mróz, brnąc w błocie lub śniegu z wioski do wioski, zawsze gotów do pomocy. Jadąc, nieustannie coś czytał, idąc, odmawiał modlitwę. Tak oceniali Go inni, a jak Sam oceniał swoją pierwszą placówkę? Po latach napisał: Wyjeżdżając, wywoziłem nie tylko pewną sumę wykształcenia teologicznego, ale także ugruntowanie mojego kapłaństwa i pogłębienie mojej wizji Kościoła. Z kolei Jan Flasza kontynuując temat Bliskie sercu, prezentował pamiątki po Janie Pawle II. Niezwykle bogatą kolekcję zawdzięcza Muzeum przede wszystkim Ks. Arcybiskupowi Henrykowi Nowackiemu, bochnianinowi i absolwentowi I Liceum Ogólnokształcącego w Bochni, który przez 12 lat pełnił służbę dyplomatyczną w watykańskim Sekretariacie Stanu i na co dzień miał zaszczyt i szczęście przebywać w otoczeniu Ojca Świętego. Dzięki temu Muzeum posiada ponad sto medali wybitych z okazji podróży Papieża do różnych krajów Europy i Świata np. Kolumbii, Chorwacji, Gwatemali, Salwadoru, Polski i innych. Jedne wybite były przez Stolicę Apostolską, inne przez kraje, w których przebywał Jan Paweł II. Prócz nich także medale związane z pontyfikatem Karola Wojtyły, numizmaty, monety, w tym euro watykańskie, znaczki oraz książki z autografem Ojca Świętego znajdują się w posiadaniu Muzeum. 92

93 Szczególnie drogą pamiątką jest piuska, którą nosił Papież, a którą ofiarował 6 grudnia 2003 roku ks. abp Henryk Nowacki. Przy łóżku Ojca Świętego, na klęczniku leżała nieprzerwanie mała, przyniszczona książeczka Litania narodu polskiego, którą codziennie odmawiał, modląc się za swą Ojczyznę. I ona przywędrowała do Bochni. W posiadaniu muzealnych zbiorów jest jeszcze olbrzymia flaga papieska biało-żółta, na której złożyli swe podpisy mieszkańcy Bochni w dniu śmierci naszego Papieża. Nie można też pominąć pięciu listów pisanych przez Ucznia Najwyższego Dostojnika Kościoła do profesora wychowawcy Eugeniusza Jelonka, który uczył w bocheńskim Liceum od 1927 roku do 1930, a następnie przez dwa lata w Wadowicach, mieście rodzinnym Karola. Wyjątkowa osobowość, autor wielu rozpraw i odczytów, działacz na polu społecznym i w dziedzinie kultury, w czasie wojny więzień obozów hitlerowskich, ucząc w Liceum im. Marcina Wadowity, zaprzyjaźnił się z Karolem. Wspólne zainteresowania, te same idee, jednakowy stosunek do życia oraz otoczenia sprawiły, że duchowa więź i przyjaźń między Wychowankiem a Wychowawcą przetrwały długie lata. W swej Autobiografii wydanej w 2003 roku tak Jan Paweł II wyraża swą wdzięczność dla nauczycieli, wśród których był też Eugeniusz Jelonek,...mam osobisty dług wdzięczności wobec polskiej szkoły, wobec nauczycieli i wychowawców, których pamiętam do dzisiaj i modlę się za nich codziennie. To, co otrzymałem w latach szkolnych, do dzisiaj owocuje w moim życiu.... Pontyfikat Jana Pawła II Pontyfikat przełomu to tytuł wyjątkowej książki Tadeusza Skoczka. Spośród wielu opracowań, biografii, opowieści, albumów, antologii modlitw i wierszy, które stale zasilają rynek wydawniczy, a dotyczą Papieża Polaka, wspomniana publikacja zasługuje na szczególną uwagę z wielu względów. We wstępie Autor wyjaśnia tytuł następującymi słowami: Pontyfikat Jana Pawła II przejdzie do historii Kościoła i zapisze się w dziejach ludzkości jako przełomowy. Nie tylko z powodu wprowadzenia nas w trzecie tysiąclecie, nie tylko z powodu przełomu wieków. Stanie się zapewne przełomem moralnym dla wszystkich ludzi, dla rządzących i rządzonych, dla nauczycieli i uczniów, robotników, rolników, inteligencji; dla młodych i starych, intelektualistów 93

94 i ludzi prostych, dla elit i dla mas. Kim jest Autor i dlaczego wybrał ten temat, rozwijając go na ponad trzystu stronach. Tadeusz Skoczek bochnianin, absolwent Liceum Ogólnokształcącego w Bochni, studiował filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim, dziennikarstwo i religioznawstwo, doktor nauk humanistycznych w czasie studiów związał się z kulturą młodzieżową i pismami akademickimi. Jako publicysta i krytyk literacki wypowiadał się na łamach krakowskich czasopism, zaczynając od Życia Literackiego, a kończąc na piśmie filozoficzno-artystycznym Koniec Wieku. W rodzinnym mieście stworzył miesięcznik Ziemia Bocheńska, który cieszy się poczytnością już 20 lat, będąc jedną z największych gazet lokalnych w Małopolsce. Niemałe zasługi Tadeusz Skoczek położył na polu wydawniczym: założył Krakowskie Wydawnictwo Akademickie Alma Art., Prowincjonalną Oficynę Wydawniczą w Proszówkach oraz szereg innych. Jest redaktorem dziesięciotomowej Historii literatury światowej, współredaktorem serii Poeci Krakowa i wielu innych publikacji. Od 1995 roku związany z mediami pełnił szereg funkcji, między innymi był wiceprezesem TVP, kierownikiem Działu Rozwoju Telewizji Regionalnej, założył Instytut Mediów Regionalnych i Lokalnych oraz Instytut im. Władysława Orkana. Obecnie zajmuje stanowisko dyrektora Muzeum Niepodległości w Warszawie. W 2000 roku Tadeusz Skoczek wziął udział w Jubileuszu uniwersytetów, uczonych i pedagogów akademickich, zorganizowanym przez Kongregację ds. Wychowania Katolickiego. Msza św. sprawowana 10 września tegoż roku przez samego Ojca Świętego na Placu św. Piotra, stała się wielkim przeżyciem dla olbrzymiego grona wiernych, w tym także dla Autora tej książki, w której poświęcił sporo miejsca temu wydarzeniu. Przytacza fragmenty wypowiedzi Ojca Świętego skierowane w Auli Pawła VI do uczonych, a tym samym do grupy nauczycieli akademickich z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Mocno podkreśla następujące słowa Papieża: Proszę Boga, aby wasz pobyt w Wiecznym Mieście był szczególnym czasem umocnienia w tej wierze. Niechaj jej światło prowadzi was i inspiruje w trudzie poszukiwania prawdy, pomnażania dobra i tworzenia piękna. To spotkanie z Papieżem Polakiem pozostawiło trwały ślad na duszy, skłoniło do głębokich refleksji, które pojawiają się na kartach tej książki. Niecodzienne wydarzenie: wysłuchanie papieskich nauk, spotkanie się z Nim, rozmowa, wręczenie Janowi Pawłowi II przez Tadeusza Skoczka filmowych adaptacji Trylogii Henryka Sienkiewicza stało się tematem rozważań na kartach tej książki. Czynnikiem porządkującym tekst jest chronologia wydarzeń. Autor jednak nie zamierza oceniać faktów, mówiąc o życiu, nauczaniu i dokonaniach Wielkiego Papieża, stara się raczej przybliżyć Jego myśli, pragnienia oraz dążenia. 94

95 Stara się skłonić czytelnika do refleksji i przemyśleń, a tym samym wskazać właściwą drogę życia, drogę zalecaną przez Ojca Świętego. I tak rozdział pierwszy noszący tytuł Stał się cud dotyczy wyboru Karola Wojtyły na papieża, a nawiązuje do słów proroczego wiersza Juliusza Słowackiego: Twarz jego, słońcem rozpromieniona, Lampą dla sług, Za nim rosnące pójdą plemiona W światło gdzie Bóg Jeśli rozkaże to słońce stanie, Bo moc to cud... Każdy następny rozdział mówi o sprawowaniu władzy Piotrowej przez Karola Wojtyłę, nauce głoszonej przez Niego, podróżach, spotkaniach z wiernymi, pielgrzymkach do Polski, cierpieniu, chorobie i ostatnich chwilach tego wspaniałego Człowieka, zawsze uśmiechniętego i wyrozumiałego dla ludzkich ułomności. Opowieść o Wielkim, Niezwykłym, Niepowtarzalnym wzbogacono pięknymi, kolorowymi fotografiami ujmującymi postać Ojca Świętego w różnych miejscach, sytuacjach, na tle przyrody, zabytków, dzieł sztuki, podkreślając w ten sposób silny z nimi związek Jana Pawła II. Nie brak też zdjęć ludzi pielgrzymujących do Papieża i przebywających w Jego otoczeniu. Oglądamy więc Ojca Świętego w Rzymie, podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej, w różnych krajach świata, a także Ziemi Ojczystej na tle przyrody tak bardzo umiłowanej przez Karola Wojtyłę. Postać Jego, od przyjścia na świat, aż po odejście, przybliżają przytoczone cytaty z homilii Jana Pawła II, z Pisma Świętego, z próby ocen dokonywanych przez uczonych, filozofów, publicystów, rzucone na tło (apla podkład) krajobrazu: lazurowego nieba, spadających potoków, samotnych krzyży przydrożnych, złotych łanów zbóż, kobierca jesiennego utkanego z wielobarwnych liści. One to potęgują nastrój zadumy, skłaniają do przemyślenia przekazanego tekstu i decydują o wartości, o pięknie wydanej książki, która łączy w sobie cechy biografii z zaletami albumu. Oto jeden z cytatów: Człowieku naszych czasów! Człowieku, który żyjesz zanurzony w świecie, wierząc, że nad nim panujesz, gdy jesteś raczej jego ofiarą. Chrystus wyzwala cię z wszelkiego zniewolenia i posyła cię, abyś zdobył samego siebie, abyś zdobył miłość, która buduje i szuka dobra, miłość wymagająca, która sprawi, że będziesz budował, a nie niszczył swoje jutro, własną rodzinę, swoje środowisko, całe społeczeństwo (Z Placu Św. Piotra w Wielką Niedzielę 1990 roku). 95

96 Artyzm w doborze cytatów, w ujęciu obiektów, żywość barw, subiektywne potraktowanie szczegółów, decydują o wartości książki Pontyfikat przełomu. Na piękno całości wpływa też poprawny, komunikatywny język oraz sugestywny styl, przemawiający do wyobraźni czytelnika i do jego uczuć. Jednym słowem staranna edycja, walory poznawcze, wychowawcze oraz artystyczne skłaniają do tego, by sięgnąć po tę jedyną w swoim rodzaju pozycję. 96

97 Rozdział trzeci W poszukiwaniu osobowych wzorców 97

98 98

99 Maryja z Nazaretu Stąpając śladami świętych, należałoby zatrzymać się przy Tej, która wśród nich zajmuje miejsce wyjątkowe, do której zwracamy się w modlitwach Najświętsza Panno Mario. Pierwszy dzień roku kalendarzowego (1 stycznia) poświęcony jest Świętej Bożej Rodzicielce. Jest to najstarsze święto maryjne, które podkreśla wagę Jej macierzyństwa, nawiązując do dogmatu ogłoszonego na soborze w Efezie w 431 roku, stwierdzającego, że Maryja była nie tylko matką człowieka, ale i Matką Boga. Święto to istnieje oficjalnie od momentu, gdy Pius XI włączył je do obrzędów Kościoła. Chcąc zachować chronologię dotyczącą Jej życia, powinniśmy zacząć od przyjścia Maryi na świat. Ewangeliści nie wspominają jednak o tym, jak żyła i co robiła Maryja przed Zwiastowaniem, ani też o Jej rodzinie. Na takie właśnie pytanie: Dlaczego nie wiemy nic o rodzinie Maryi i o Jej młodości? stara się odpowiedzieć ks. prof. Michał Bednarz w książce pt. Biblia na cenzurowanym. Pisze tak: Ewangeliści nie wspominają ani słowa o tym. Jednak pierwsi chrześcijanie przechowywali wspomnienia o Niej i o Jej rodzinie. Znajdują się one w apokryfach, które nie zostały nigdy potępione, chociaż nie należały do dzieł uznanych przez Kościół za święte. Św. Łukasz jest jedynym hagiografem w Nowym Testamencie, którego nazwano malarzem Maryi, gdyż umiał nakreślić Jej duchowy portret i ukazać istotę Jej powołania. Dzieje Jej życia w Ewangelii zaczynają się od Zwiastowania, a kończą na Zesłaniu Ducha Świętego. A co było wcześniej, czy później? Autor Protoewangelii Jakuba pisze, że rodzina Maryi mieszkała w Jerozolimie, w pobliżu świątyni nad Sadzawką Owczą. Zwiedzając Święte Miasto, zatrzymujemy się przy kościele św. Anny, przy sadzawce, obok klasztoru Ojców Białych. Jest on najlepiej zachowanym zabytkiem z okresu wypraw krzyżowych. W jubileuszowym roku Maryjnym (1954) ojcowie zastąpili stary ołtarz główny nowym, marmurowym z płaskorzeźbami związanymi tematycznie z życiem Matki Jezusa. W centrum nawy południowej znajduje się zejście do krypty, gdzie od V wieku czczone jest narodzenie Maryi. Będąc w Jerozolimie, uczestnicy naszej pielgrzymki oddali hołd temu miejscu, śpiewając Czarną Madonnę. Wspomnienie to Kościół obchodzi 8 września. Dzień ten w Polsce nazywa się Dniem Matki Bożej Siewnej. Cztery dni później (12 września) w kalendarzu widnieje napis: Najświętszego Imienia Maryi. 99

100 Zwyczajem żydowskim Anna i Joachim, którzy długo oczekiwali dziecka, z wdzięczności za otrzymany dar udali się do świątyni, by trzyletnią dziewczynkę ofiarować Bogu. Wspomnienie tego wydarzenia Kościół upamiętnił 21 października. Dogmat zaś o Niepokalanym Poczęciu NMP ogłosił papież Pius IX. Potwierdzał on, że prawda, iż Najświętsza Panna była zachowana od grzechu pierworodnego od pierwszego momentu Jej poczęcia ze względu na zasługi Jezusa Chrystusa, Zbawiciela ludzkości, jest nauką objawioną przez Boga, w którą z tego względu wszyscy chrześcijanie są zobowiązani wierzyć mocno i z ufnością. Od tej chwili dzień 8 grudnia stał się świętem Niepokalanego Poczęcia NMP. Wyrazem tego kultu jest bazylika w Waszyngtonie, stolicy Stanów Zjednoczonych, górująca nad miastem. W niej 52 kaplice poświęcone są tajemnicom Różańca Świętego. Również w Lourdes wzniesiono bazylikę ku czci Niepokalanej. Wspomnienie Matki Bożej z Lourdes przypada na 11 lutego. Z uwagi na ilość pielgrzymek zmierzających do tego francuskiego miasteczka i ilość uzdrowień ten dzień jest równocześnie Dniem Chorego. Należy w tym miejscu przypomnieć o Niepokalanowie, o którym jego założyciel o. Kolbe powiedział: Niepokalanów (...) to jest miejsce obrane przez Niepokalaną i przeznaczone wyłącznie na szerzenie Jej czci. Od pierwszej Mszy św., którą odprawił założyciel sanktuarium, mijają 84 lata. Przez ten cały czas przybywają do tego miejsca pielgrzymi, by prosić, dziękować, przyrzekać. Śledząc dalsze losy Maryi, nasuwa się pytanie, co zadecydowało o tym, że z Jerozolimy Anna i Joachim przenieśli się do Nazaretu. Nie wiemy. Ewangelie zawierają wiele szczegółów o Maryi, ukazują Ją jako osobę bez wątpienia rzeczywistą, której nie da się wykreślić z historii pisze Rene Laurentin w publikacji Maryja Matka Odkupiciela (Pax, Warszawa 1888). Mieszkała w Nazarecie. Została poślubiona przez Józefa, miejscowego cieślę, potomka Dawida. Jej małżeństwo dokonywało się w dwu etapach: 1. Zgoda, 2. Zamieszkanie razem. Między tymi dwoma momentami wydarzyło się coś niezwykłego. Przed 16-letnią dziewczyną stanął wysłannik Nieba, piękny młodzieniec, Gabriel z zapowiedzią, że Maryja zostanie matką Boga. Tu należy powołać się na wiarygodne źródło tj. na Ewangelię: Bóg posłał Anioła Gabriela, który wszedł do Niej i rzekł: Bądź pozdrowiona pełna łaski... Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. (Łk 1,26 38). W owym czasie Nazaret było ubogą osadą, a Maryja, jak każda kobieta musiała zemleć ziarno, upiec ciasto, prząść, tkać, szyć. Jednym słowem wykonywała zwyczajne czynności, typowe dla ówczesnych kobiet. Wspomniany autor pisze: Zajmuje Ona czasami ważne, a czasami drugorzędne, czy nawet zgoła nieznaczące miejsce. Zwiastowanie nowiny odbyło się prawdopodobnie 100

101 w grocie, znajdującej się obecnie w Bazylice Zwiastowania NMP. Świątynia ta stanowi główny akcent w krajobrazie Nazaretu, rozłożonego w dolinie i otoczonego prawie ze wszystkich stron wzgórzami. Wyniosła wieża, widoczna z daleka, przypomina kielich olbrzymiego kwiatu. Kościół górny, na którego posadzkach migocą promienie słońca przedostające się przez różnokolorowe witraże, jest połączony z częścią dolną, gdzie kryje się grota Zwiastowania. Autentyczność tego miejsca uwierzytelniają resztki kilku kolejnych kościołów wznoszonych jeden na drugim. Prostota, surowość otoczenia, delikatne światło skłaniają do kontemplacji. Uroczystość chwili, w której padło z ust dziewczyny słowo: Fiat Kościół obchodzi 25 marca. Przyjście na świat Syna Bożego, Jezusa, w wyjątkowych warunkach, bo poza domem, w Betlejem, prawdopodobnie w grocie, w której pasterze trzymali bydło, stanowi niepowtarzalne, wyjątkowe w Kościele święto. Boże Narodzenie to przede wszystkim uroczystość związana z Jezusem, ale i Jego Matką. Natomiast 30 grudnia wspominamy Świętą Rodzinę. W 40 dni po Bożym Narodzeniu, od niepamiętnych czasów, obchodzono pamiątkę przyniesienia Dzieciątka do świątyni. W Jerozolimie już od V wieku przeżywano ten fakt bardzo uroczyście, a cesarz Justynian I (542) święto to uczynił obowiązującym w całym państwie. W Ewangelii czytamy: Gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, Symeon wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: Teraz pozwól odejść słudze Twemu, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie. (Łk 2,27 30). Do Maryi zaś zwrócił się: A Twoją duszę miecz przeniknie. W słowach tych przepowiedział cierpienie, którego miała doznać po ponad 30 latach. Od XV wieku rozkrzewił się obrzęd święcenia świec, który mocno wniknął w obyczaje polskie. Stąd dzień 2 lutego nazywa się Świętem Matki Bożej Gromnicznej, broniącej od gromów tj. piorunów i wszelkich nieszczęść. Z kolei intryguje pytanie, czy Matka Jezusa była obecna w wieczerniku podczas ostatniej wieczerzy? Ewangelia na ten temat milczy. Prawdopodobnie towarzyszyła Synowi w drodze na Kalwarię. Razem z Nim cierpiała, przeżywała zniewagi, upokorzenia, bicie i obelgi. Krwawiło Jej serce, które przeszył miecz boleści. Potwierdzeniem Jej obecności są słowa Jana Ewangelisty: A obok krzyża Jezusowego stały Matka Jego i siostra Matki Jego... Kiedy Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. (J 19,25 27) Scena ta ma podwójne znaczenie: dosłowne i symboliczne. Maryja reprezentuje Kościół i zostaje jego Matką, zaś Jan każdego z wierzących. To współcierpienie z Synem stało się przyczyną wspomnienia Matki Bożej Bolesnej, które przypada na 15 września oraz NMP Matki Kościoła 13 czerwca. 101

102 Wracając do biografii Maryi, należy zaznaczyć, iż w dniu Zesłania Ducha Świętego przebywała w Wieczerniku na modlitwie razem z apostołami. Po opisaniu tych wydarzeń Ewangeliści milczą. Czy Maryja udała się wraz z Janem do Efezu? Rene Laurentin pisze: Apokryfy o śmierci i wniebowzięciu są zbyt rozbieżne między sobą, żeby można było im ufać. W V wieku kościół noszący nazwę Getsemani upamiętniał Zaśnięcie Najświętszej Panny. Taką też nazwę ma do dziś to święto na Wschodzie. Zaczęto je obchodzić nieco później, bo w połowie VII wieku w Rzymie, a rozpowszechniło się w VIII wieku. Dopiero w 1950 roku Pius XII ogłosił dogmat o Wniebowzięciu. W Polsce zwie się też świętem Matki Bożej Zielnej. Wierni spieszą w tym dniu tj. 15 sierpnia ze snopami ziół, kwiatów i owoców, by w podzięce Maryi złożyć je u Jej stóp. Dla uczczenia Matki Bożej w ciągu wieków powstawały święta w różnych miejscach świata. Ubiegały się o nie miejscowości, regiony, a nawet kraje. Można je nazwać świętami patronalnymi. Należą do nich: uroczystość NMP Fatimskiej (13.V), Nieustającej Pomocy (27. VI), Matki Bożej z Góry Karmel (17. VII), Matki Boskiej Częstochowskiej (26. VIII). Wśród tych dni szczególną rangę i uznanie w społeczeństwie zdobyła uroczystość Matki Bożej Królowej Polski. Potwierdzenie tego znajdziemy już w Kronikach Jana Długosza. Publicznym aktem uznał Ją za swą Panią i Królową (1656) król Jan Kazimierz wraz z senatorami i szlachtą w katedrze lwowskiej. Fakt ten wszedł do historii pod nazwą Ślubów Jana Kazimierza. Był to okres potopu szwedzkiego, w związku z czym naród szukał ratunku u Matki Chrystusa. Także w okresie zaborów Maryja stała się orędowniczką Polaków, chroniąc nasz kraj przed wynarodowieniem. Nadszedł moment, kiedy ta uroczystość mogła się zespolić z rocznicą uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Stolica Apostolska wydała 12 października 1923 roku dekret zatwierdzający to święto. Zaś Jan XXIII ogłosił NMP Królową Polski, Patronką i Niebieską Opiekunką naszego narodu w 1962 roku. Natomiast Papież Jan Paweł II 1 stycznia 1987 roku zapowiedział w swej homilii, że rok poświęcony Maryi, rozpoczynający się w dniu Pięćdziesiątnicy 1987 roku i trwający 14 miesięcy, tj. do Wniebowzięcia 15 sierpnia 1988 roku, stanowił będzie przygotowanie do trzeciego tysiąclecia. Papież Polak darzył Matkę Jezusa szczególnym nabożeństwem. Odwiedzał Jej sanktuaria w różnych zakątkach świata, a przede wszystkim w Polsce. Ilekroć przybywał do Swej Ojczyzny, tylekroć zatrzymywał się w Częstochowie, by złożyć hołd Pani, która panuje na Jasnej Górze. Dla upamiętnienia tego faktu wierni wznieśli pomnik Papieżowi Pielgrzymującemu. Na postumencie znajdują się dwie tablice: jedna zawiera nazwiska ofiarodawców, a druga słowa Jana 102

103 Pawła II: Jeśli chcemy dowiedzieć się, jak płyną dzieje w sercach Polaków, trzeba przyjść tutaj, trzeba przyłożyć ucho do tego miejsca, trzeba usłyszeć echo całego życia narodu w sercu jego Matki i Królowej. Nazywając Ją Matką i Królową świadomie podkreśla, ile zawdzięczamy Jej opiece, z ilu opresji, niebezpieczeństw, wojen, najazdów potrafiła nas uchronić Matka Boża Częstochowska. Ostatnie dziesięciolecie jest świadkiem jeszcze głębszego wrastania Jasnej Góry w świadomość i życie codzienne Polaków. Świątynia Madonny położona na wzgórzu ze swą strzelistą wieżą dominuje nad miastem i niczym latarnia morska kieruje pątnikami i przyciąga do siebie. Tak było od dawien dawna. Już w XVII wieku pełniła rolę twierdzy. Odtąd w murach fortecznych nagromadzono wielką ilość ważnych dla wiary i kultury narodu budowli oraz pamiątek będących świadectwem epok i ludzi żyjących w poszczególnych okresach historycznych. Wyjątkowym miejscem jest kaplica z ikoną Matki Bożej. Za panowania Królowej Jadwigi i Króla Władysława Jagiełły zbudowano gotycką kaplicę, stanowiącą obecnie prezbiterium. W hebanowym ołtarzu z 1650 roku wkomponowano wizerunek Częstochowskiej. Odtąd spogląda na klęczących u Jej stóp, którzy przybywają z różnych stron Polski, a także z innych zakątków świata, szepczą słowa modlitwy: proszą lub dziękują. I tak przepływa przez Jasną Górę fala wiernych nie tylko w Jej uroczystość tj. 26 sierpnia, ale przez cały rok. Nieco później, bo 7 października, przybywają pielgrzymi do Bochni, gdyż w tym mieście obrała sobie tron Matka Boża Różańcowa w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Mikołaja Biskupa. Jej obraz liczący już prawie pięć wieków mieści się w Kaplicy Matki Bożej Różańcowej, wzniesionej w 1778 roku. Wchodzi się do niej przez barokowy portal z czarnego marmuru, pochodzący ze zburzonego kościoła dominikanów. We wnętrzu kaplicy nasz wzrok kierujemy w stronę Tej, która tu i w mieście panuje. Twarz pełna smutku, z bolesnymi śladami ran na policzku, przykuwa naszą uwagę. Cudowny obraz umieszczony jest w marmurowym ołtarzu ufundowanym w 1740 roku przez kasztelana wojnickiego Piotra Stadnickiego. Ikonę zaś ofiarował dominikanom Krzysztof Bąkowski z Wieliczki. Obraz koronowano 7 października 1934 roku. Liczne wota koło ołtarza są wyrazem wdzięczności za otrzymane łaski. Atmosfera dostojności, skupienia i powagi sprzyja kontemplacji oraz refleksjom. Tu nieprzerwanie modlą się wierni, ofiarowując Matce Bożej swoje troski, problemy większe i małe, wątpliwości, nadzieje. Wyjątkowo licznie gromadzą się mieszkańcy Bochni i okolic w dniu 7 października, w czasie tygodniowego odpustu, by prosić, dziękować i złożyć hołd swej Pani słowami wiersza Anny Kamieńskiej: 103

104 We śnie przyszła, twarz Swą przybliżyła Tak ładną, że w powietrzu stoi Dotknąć mi palcami pozwoliła Dwóch serdecznych na twarzy blizn Swoich. Jedna blizna to od szabli rana Druga blizna przeze mnie zadana. W wielkim słońcu całość opalona. Twoje blizny dwie łez koleiny. Całaś mroczna, cała zamyślona, Jakby moje zmroczyły Cię winy. Gromniczna Najstarsze obchodzone przez cały Kościół święto maryjne przypada 15 sierpnia. Uroczystość ta, Zaśnięcia Najświętszej Panny Maryi, była obchodzona przez całe wieki również przez chrześcijaństwo wschodnie, greko- -katolików i wyznawców prawosławia, dopiero w 1950 roku został ogłoszony dogmat o Wniebowzięciu Maryi pisze Vittorio Messori w publikacji pt. Opinie o Maryi (Warszawa, 2007) Polacy obok tego święta obchodzą i inne, gdyż wyjątkową czcią otaczają Matkę Chrystusa. Nowy Rok na przykład rozpoczyna się Świętem Bożej Rodzicielki i w ten sposób zapoczątkowuje cały korowód Madonn o różnych Obliczach: Królowej Korony Polskiej, Matki Bożej Częstochowskiej, Kalwaryjskiej, Loretańskiej, z Lourdes, Fatimskiej, Saletyńskiej i innych. Przerzucając kartki kalendarza dostrzegamy również dni poświęcone Matce Bożej Kwietnej, Śnieżnej, Zielnej, Siewnej, Gromnicznej itd. Dnia 2 lutego kończy się okres Bożonarodzeniowy. W tym dniu obchodzimy pamiątkę Ofiarowania Pańskiego. Ponieważ wierni poświęcają świece zwane gromnicami, stąd święto Matki Bożej Gromnicznej. Na ogół panuje wtedy zima, mróz ściska ziemię, którą otula puszysty śnieg, wokół dominuje biel. Podobny pejzaż dostrzegamy na obrazie Piotra Stachiewicza, związanego z Małopolską, gdyż tu się urodził (1858 rok) i tu studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Kra- 104

105 kowie, a następnie w Monachium. Stworzył między innymi (w latach ) cykl ośmiu obrazów dotyczący Legendy o Matce Boskiej, a znajdujący się w Muzeum Narodowym w Krakowie. Cykl ten reprezentuje Matka Boża Gromniczna. Biel śniegu kontrastuje na nim z granatem nieba. Wiejskie chaty przycupnięte do ziemi przykrywają białe, puszyste czapy. Między opłotkami uśpionej wsi, na pierwszym planie zwiewna postać kobieca o pięknej twarzy, okryta białą, przeźroczystą szatą zda się stąpać po śniegu. W ręku trzyma płonącą świecę gromnicę, którą odpędza atakujące, zgłodniałe wilki. W ten sposób wyobraźnia artysty zasugerowała, iż Boża Matka chroni przed nimi osady ludzkie, zapewnia bezpieczeństwo ich mieszkańcom, czuwa nad oziminami, by nie wymarzły w czasie mrozów, pomaga znaleźć drogę zabłąkanym wędrowcom. Komentarz do tego wymownego, symbolicznego obrazu stanowią słowa poezji Kazimiery Iłłakowiczówny: O Panno prześliczna, gromniczna! Pod ogień Twój święcony, Wiszący nad woskiem gromnic, Przez las kolący i wyjące wilki, Idę bez wszelkiej obrony. W naszej chrześcijańskiej tradycji przetrwało święto i obrzędy związane z gromnicą. Święto to obchodzono już w IV wieku w Rzymie. Wtedy symbolika światła w liturgii chrześcijańskiej stała się powszechna. Święty Hieronim (IV w.) pisze: We wszystkich kościołach Wschodu zapala się światło, gdy Ewangelia ma być czytana, chociaż słońce świeci. Światło było zatem wyrazem światłości, a w dniu 2 lutego, w tradycji Kościoła poświęcona gromnica symbolizowała światło wiary, Łaskę Bożą, światłość wiekuistą, w tradycji ludowej zaś gromnica miała bronić przed groźnymi żywiołami, burzą, błyskawicami i gromami. Wtedy stawiano ją zapaloną w oknie, by uchroniła domostwo przed pożarem. W różnych stronach Polski rozmaite obyczaje wiązały się z poświęconą gromnicą. Od niej zapalano domowy ogień w przekonaniu, że da on zgodę i miłość w rodzinie. Gospodarz obchodził swe domostwo z płonącą gromnicą, by złe moce nie miały dostępu do jego domu. Również umierającemu dawano i daje się do stygnącej ręki zapaloną gromnicę w przekonaniu, że Matka Boża przeprowadzi go przez bramę śmierci z płonącą świecą. I tak można powiedzieć, że od narodzin do ostatniego momentu życia, płonąca świeca towarzyszy człowiekowi. Otrzymuje ją w czasie chrztu świętego i z nią odchodzi do wieczności. 105

106 Błękit nieba odbity w nurtach rzeki Stoimy przed olbrzymią, stromą ścianą skalną, a stopy nasze obmywa szemrzący krystalicznie czysty strumyk, którego wody spadają w kaskadach i w niewielkim korycie płyną na południe. Nad nami błękit nieba, a na jego tle zarysowuje się ośnieżony szczyt Hermonu (2814 m n.p.m.) Jesteśmy w Banias. To tu bierze początek Jordan. Kiedy spojrzymy na mapę Ziemi Świętej, zauważymy, że przecina ją wzdłuż aż do Morza Martwego, tworząc ze względu na swą głębokość rów, jedyne w swoim rodzaju zjawisko na całej kuli ziemskiej. Ongiś miejsce dające początek Jordanowi nosiło nazwę Panias po grecku, ponieważ stanowiło ulubioną siedzibę Pana, greckiego boga płodności. Syn Heroda Wielkiego, Filip, rozbudował jednak osadę i zmienił jej nazwę na Cezarea Filipowa, której relikty istnieją do dziś. Wpatrzeni w połyskujące w słońcu krople kaskady zdajemy sobie sprawę z przemijalności czasu i kruchości istoty ludzkiej wobec potęgi Boga i przyrody. Cofamy się myślami w bardzo odległe czasy, rozpamiętujemy historię życia Chrystusa i wyruszamy w drogę powrotną. Nasz autokar mknie wschodnim wybrzeżem Jordanu, wzgórzami Golan. W oddali widać światła Jerozolimy. Na drugi dzień, wczesnym rankiem, kiedy pierwsze promienie słońca oświetlają ziemię, przybywamy w okolice Jeziora Genezaret, by znaleźć się w miejscu, gdzie św. Jan ochrzcił Jezusa z Nazaretu. Kiedy Maria po nawiedzeniu odwiedziła swą kuzynkę Elżbietę, ta już oczekiwała potomka. Jan przyszedł na świat w Ain Karem, Jezus w Betlejem. Prawdopodobnie nie znali się aż do momentu, gdy Chrystus przybył nad Genezaret. Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara (Łk 3,1 6; Mt 3,1 6; Mk 1,1 6). Jan, mając około 30 lat, wystąpił publicznie w pobliżu Qumram, na Pustyni Judzkiej, w okolicach Jordanu. Nawracał i przygotowywał na przyjście Mesjasza. Gromadzący się wokół proroka pytali: Cóż mamy czynić? On im odpowiadał: Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni. Zalecał miłość i sprawiedliwość, równocześnie zapowiadał nadejście Mocniejszego od siebie. Tymczasem zbliżał się Nauczyciel z Nazaretu. To niezwykłe spotkanie Jana z Jezusem ks. Mieczysław Maliński tak opisał w swej opowieści: Powoli, krok za krokiem posuwali się (Jezus i Tomasz ) w dół, od czasu do 106

107 czasu przystając. Wpatrzeni w Jana, który chrzcił. Chwilami znikał im z oczu, zakrywały go gałęzie, pnie drzew. Aż znaleźli się tuż nad rzeką... Widział go coraz wyraźniej: jego skupioną, zszarzałą od zmęczenia twarz, jego serdeczne ruchy... Był już na wyciągnięcie ręki. Podszedł jako kolejny. I wtedy Go Jan zobaczył. Zamarł. Najwyraźniej nie spodziewał się, że On przyjdzie prosić o chrzest. A Jezus patrzył na Jana z całym ciepłem i serdecznością, na jego zmieszaną twarz, na jego zakłopotanie, na bezradnie opadłe ręce, jak chce coś powiedzieć, ale nie bardzo wie, co. Odczekał cierpliwie aż usłyszał nieśmiałe słowa: To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?.... W pewnej chwili Jan wolnym ruchem zaczął dźwigać ramiona w górę, wzniósł w niebo oczy i głosem pełnym przejęcia zaczął wołać jak wieszcz, jak prorok: Niech Duch Boży zstąpi na Ciebie... trwał tak w tym mistycznym uniesieniu, z oczami utkwionymi w górę, z twarzą coraz bardziej rozjaśniającą się w zachwycie. Widziałem niebo otwarte i Ducha Świętego... i słyszałem głos: Oto Syn mój umiłowany. Stoję na brzegu tej świętej rzeki otoczonej zielenią krzewów i drzew, pochylających się nad jej wodami. Dostrzegam odbity w jej nurtach błękit nieba, a na nim mnóstwo aniołków, u samej góry biała gołębica, pośrodku postać Chrystusa stojącego w wodzie, po prawej stronie Anioł podaje białą szatę, a po lewej św. Jan dokonuje aktu chrztu. U ich stóp mnóstwo lilii. W ten sposób obraz witraż z mego rodzinnego kościoła, w który kiedyś się często wpatrywałam, przedstawiający chrzest w rzece Jordan nakłada się na rzeczywiste miejsce, miejsce, gdzie przed wiekami taka scena zaistniała. To właśnie tu potwierdził Bóg synostwo Jezusa i swoją miłość do Niego. Znawcy Pisma Świętego twierdzą, iż w Nowym Testamencie tylko trzy razy wypowiada się Bóg. Po raz pierwszy Jego głos usłyszano właśnie nad Jordanem. Bibliści nie są pewni jednak co do miejsca tych wydarzeń. Jedni wskazują na zachodni brzeg Jordanu w odległości 8 km od Jerycha inni na brzeg wschodni, na dolinę Wadi Charrar. Pierwsze miejsce znajduje się dziś na ziemi okupowanej przez Izrael, drugie na terenie Jordanii. Oba te miejsca odwiedził w 2000 roku Ojciec Święty Jan Paweł II. Dziś w pobliżu Tyberiady, w miejscu, gdzie rzeka wypływa z Jeziora Genezaret znajduje się Centrum Chrztu Jardenit. Tu przybywają pielgrzymki z całego świata, z różnych kościołów chrześcijańskich dla odnowienia chrztu. 107

108 Jan i Jan Wędrując ulicami wiecznego miasta, nie można pominąć Bazyliki na Lateranie i z powodu jej historii i wartości architektonicznej. Stoimy przed świątynią. Naszą uwagę przykuwa fasada przebudowana w 1735 roku przez Aleksandra Galilei w porządku korynckim z balustradą nad attyką, na której artysta umieścił ogromne posągi św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty, a także dostojników kościoła. Sam gmach świątyni zbudowany przez Konstantyna Wielkiego w latach na gruntach rzymskiej rodziny Lateranów, często rabowany, niszczony przez trzęsienia ziemi, uszkodzony pod wpływem pożarów, był stale odnawiany, m. in. przez Borrominiego i Galilei. Monumentalna budowla, zbudowana na planie krzyża łacińskiego, z trzema nawami, wzdłuż ścian posiada posągi proroków, świętych i apostołów zaprojektowane przez Borrominiego. Wielka muszla absydy w tylnej części bazyliki pokryta jest mozaikami, pochodzącymi z IV, VI, XIII wieku, na jej tle rysuje się gotycka sylwetka Tabernakulum z końca XIV wieku. Jesteśmy pod wrażeniem, gdyż świątynia ta przytłacza swoim pięknem i ogromem, a poświęcona jest dwóm Janom: Chrzcicielowi i Ewangeliście, którzy najbardziej uczuciowo związani z Chrystusem, byli najbliżej Niego. Jan, syn Elżbiety i Zachariasza, starszy od Jezusa zaledwie pół roku, zetknął się, jeśli tak można się wyrazić, po raz pierwszy z Synem Maryi, gdy dowiedziała się od Archanioła Gabriela, że pocznie i porodzi Syna Bożego. By podzielić się tą radosną nowiną, poszła w góry Judei, do miejscowości Ain Karim, leżącej 7 kilometrów od Jerozolimy, dziś będącej jej przedmieściem. Z Nazaretu zapewne nie szła utartym traktem, lecz ścieżkami górskimi, raniąc sobie stopy. Św. Łukasz tak się wypowiada na ten temat w swojej Ewangelii: Nie bój się Maryjo rzekł Archanioł Gabriel znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Wysłannik Nieba zawiadomił ponadto Maryję, iż Jej krewna Elżbieta oczekuje dziecka. Wybrała się więc przyszła matka do domu Zachariasza, na progu którego usłyszała słowa: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twego łona. (Łk 1,39 45) Przez trzy miesiące pozostawała w domu krewnej, 108

109 następnie wróciła do Nazaretu. Tymczasem na świat przyszedł zapowiedziany przez Anioła Jan. Dziś prawdopodobnie na miejscu, gdzie znajdował się dom jego rodziców, na ruinach poprzednich świątyń, wznosi się kościół zbudowany w 1935 roku według projektu A. Berluzziego pod wezwaniem Nawiedzenia św. Elżbiety, a w nim oglądać można fresk obrazujący moment witania się obu niewiast. Druga świątynia pod wezwaniem Jana Chrzciciela, wybudowana została w V wieku nad grotą, w której urodził się Jan. Są w niej liczne obrazy z życia tego świętego (np. Murilla). W czasie przebudowy natrafiono na kaplicę z V wieku, a w niej napis: Bądźcie pozdrowieni, Męczennicy Boży prawdopodobnie dotyczy on dzieci wymordowanych przez Heroda. Sanktuarium Nawiedzenia Św. Elżbiety składa się z dwupoziomowej świątyni i dziedzińca z majolikowymi tablicami (1954 rok) zawierającymi tekst Magnificat w różnych językach. Tablicę ufundowała też Polonia, a świątynię wzniesiono w latach Obok kilku klasztorów warto wspomnieć o klasztorze francuskim z sanktuarium związanym z osobą Jana, który według tradycji miał przebywać na tym pustkowiu. Jan, mając około 30 lat, wystąpił publicznie. Był surowy i ascetyczny. Przebywał w pobliżu Qumram, na Pustyni Judzkiej, w okolicach Jordanu. Jego głównym zadaniem było nawracanie i przygotowywanie drogi na przyjście Mesjasza, a o działalności misyjnej oraz kaznodziejskiej wspominają Ewangeliści i żydowski historyk Józef Flawiusz w książce Dawne dzieje Izraela. Przez chrześcijan uznawany był za ostatniego biblijnego proroka, przez muzułmanów za poprzednika Jezusa i Mahometa. Idea Jana przybierała realny kształt w postaci chrztu w rzece Jordan. Roman Brandstaetter przekładając z języka greckiego Ewangelię św. Marka, ubrał ją w szatę poetycką. Pisał tak: A cała kraina judejska I wszyscy jerozolimczycy Szli do niego I, wyznając grzechy swoje, Byli zanurzani przez niego W falach Jordanu. Jan żywił się szarańczą i miodem dzikich pszczół, okrywał się skórą zwierzęcą. Przybywały do niego tłumy, a on mówił: Przyjdzie po mnie mocniejszy. Ja nie jestem godzien przed Nim się pochylić i rzemyków rozwiązać u Jego sandałów. I przyszedł Jezus z Nazaretu nad brzeg Jordanu. Kiedy 109

110 cały lud przystępował do chrztu piszą Ewangeliści (Łk 3,21 22; Mt 3,13 17; Mk 1,9 11) Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo. Chrzest dla Chrystusa stał się początkiem Jego posłannictwa. Tymczasem Jan, krytykując niemoralne życie tetrarchy Galilei Heroda Antypasa, został wtrącony do więzienia. Wtedy Herodiada skłoniła swą córkę Salome, by ta poprosiła Heroda o głowę Jana. Prośba została spełniona. Tak zginął jeden z najbardziej znanych i czczonych w owych czasach proroków. Kiedy Jezus dowiedział się o Jego śmierci, powiedział: On jest tym, o którym napisano- :Oto ja posyłam mego wysłannika przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Jan miał swoich uczniów, z których dwóch poszło za Nauczycielem z Nazaretu tj. Jan i Jakub synowie Zebedeusza. Jan rybak znad Genezaret urodził się w Betsaidzie, był najmłodszym z Apostołów, umiłowanym uczniem Jezusa, któremu towarzyszył w wędrówkach po Palestynie, był świadkiem wskrzeszenia córki Jaira, przemienienia na Górze Tabor oraz konania w Ogrojcu. Wtedy, kiedy inni odeszli, on pozostał, do końca wytrwał. Jemu oddał Mistrz swą Matkę w opiekę. Grób Jana Chrzciciela według tradycji znajduje się w Wielkim Meczecie w Damaszku, relikwie w Sienie i Istambule, natomiast grób Jana Apostoła koło Efezu, relikwie od 2009 roku w Warszawie, w kościele środowisk twórczych na Placu Teatralnym, dlatego, iż Jan Apostoł uważany jest za patrona zawodów związanych głównie z pisaniem. Święto pierwszego przypada na dzień 24 czerwca tj. dzień urodzin, dzień męczeństwa na 29 sierpnia, zaś Apostoła 27 grudnia. Warto zauważyć, że życie obu stało się inspiracją dla wielu artystów różnych epok, takich jak: Donatello, Botticello, Carravaggio, Tycjan i inni. Leonardo da Vinci namalował Jana Chrzciciela, który jako młodzian okryty zwierzęcą skórą wyłania się z mroku. Uśmiechając się do zwiedzających w paryskim Luwrze, przyciąga uwagę wszystkich, zaś talent wybitnie uzdolnionego Raffaella ujawnił się szczególnie w malowaniu Madonn. Obraz Madonna ze szczygłem (1507 rok) znajduje się w muzeum florenckim i cechuje się tym, że postaci Madonny, Jezuska oraz małego Jana idealnie są wpisane w figurę trójkąta formę, którą artysta zapożyczył od Leonarda da Vinci. Zastosowane barwy oddają atmosferę spokoju i harmonii. Wszystkie trzy postaci są pełne życia, tym bardziej, że wykazują silny związek z tłem, którym jest pejzaż wzgórz, zarośli i nieba. Wprawdzie święci i błogosławieni noszący imię Jan tworzą grupę najliczniejszą, bo liczącą 57, a nawet, jak podaje Bibliotheca Sanctorum 220 Janów, to ci dwaj święci zajmują w historii Kościoła wyjątkowe miejsce. Również w Polsce są szczególnie czczeni. Im Krzyżacy wznieśli w Malborku kościół, również pod ich wezwaniem zbudowano w Kwidzyniu. W tym samym cza- 110

111 sie, bo w 1387 roku Władysław Jagiełło ufundował świątynię w Wilnie, która stała się pierwszym kościołem parafialnym. Jego budowa trwała długo, a poświęcenie miało miejsce dopiero w 1427 roku. Kościół ten pod wezwaniem Świętych Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty król Zygmunt August oddał w 1571 roku jezuitom, którzy go odnowili, założyli przy nim kolegium, a to Stefan Batory (w 1579 roku) przekształcił w akademię. Następne zmiany i rekonstrukcje doprowadziły do tego, że wnętrze jest imponujące. Uwagę zwiedzających zwracają szczególnie freski na sklepieniu, stanowiące sceny z życia Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty. Ogromne wrażenie wywiera wielki ołtarz składający się z dziesięciu ołtarzy. Wiele znajduje się w tym kościele śladów polskości: chór ozdobiony jest popiersiem Moniuszki, wmurowana jest też tablica A. Wiwulskiego poświęcona Tadeuszowi Kościuszce (1917 rok), dalej pomnik przyścienny Adama Mickiewicza zaprojektowany przez T. Stryjeńskiego (w 100 lecie śmierci poety). Warto pamiętać, że 5 września 1993 roku świątynię tę odwiedził i modlił się w niej Ojciec Święty Jan Paweł II. Główna fasada budowli zwrócona na dziedziniec Uniwersytetu Wileńskiego zwraca uwagę posągami postaci Świętych Patronów. Gmach ten wraz z budynkami akademii tworzy potężny zespół architektoniczny. Marek Ewangelista (Jerozolima Wenecja) W Wenecji można być wielokrotnie i za każdym razem dostrzeże się w niej coś wyjątkowego. Miasto to zasługuje na szczególną uwagę nie tylko dlatego, że jest niepowtarzalne i nie może z nim się równać żadne inne na świecie. Wąskie, urokliwe uliczki, place pełne dostojeństwa, wspaniałe zabytki architektury zachwycają turystów, każą im się zatrzymać i podumać nad przeszłością Wenecji. Jej początków należy szukać w czasach najazdów barbarzyńców, kiedy to uciekinierzy zaczęli osiedlać się na wyspach laguny. Centrum Wenecji wznosi się na archipelagu 18 małych wysp oddzielonych od siebie gęstą siecią kanałów. Największy, bo liczący 3,8 km Canale Grande dzieli miasto na dwie części, połączone trzema mostami. Do tego kanału wpada 45 małych, po których kursują gondole. Łączność ze stałym lądem występuje dzięki zbudowaniu w latach mostu kolejowego. 111

112 Most drogowy wzniesiono zaś w 1933 roku. Aby zwiedzić miasto, nie korzystamy jednak z mostów, lecz płyniemy tramwajem wodnym po Canale Grande. Przed naszymi oczyma, niczym w kalejdoskopie, co raz zmienia się barwny obraz. Ta długa droga morska licząca około 4 km przecina cały obszar miasta. Dzięki temu obserwujemy domy, kamienice, które kiedyś wybudowano wzdłuż kanału na modę bizantyjską, a które począwszy od XV wieku przebudowywano w stylu gotyckim, renesansowym i barokowym. Oprócz pałaców o koronkowych frontonach, różniących się wielkością, architekturą, pomysłowością i przepychem zwracają naszą uwagę kościoły, szczególnie potężny, monumentalny kościół Santa Maria Della Salute, wybudowany w 1630 roku jako wotum za wstrzymanie przez Matkę Bożą epidemii dżumy. Stanowi on przykład architektury weneckiego baroku. Przykuwa wzrok swą strukturą ośmiokątną z arkadami, na których opiera się tambur (podbudowa) z kopułą i sześcioma bocznymi kaplicami. Świątynia ta widoczna z daleka wyrasta ponad inne budowle. Pełni wrażeń dopływamy do Placu Świętego Marka. Wokół tej dużej przestrzeni usytuowane są budowle o ogromnej wartości artystycznej: Bazylika Świętego Marka, Pałac Dożów, Loggietta i Wieża Zegarowa. Warto zaznaczyć, że plac był wielokrotnie przebudowywany, a my zatrzymujemy się przed wieżą, na której dwie ciemnoskóre postaci uderzając o dzwon, wybijają godziny. Poniżej Lew Świętego Marka, pod nim balkonik, na którym w dzień Wniebowstąpienia przesuwają się 3 figury adorujące Madonnę z Dzieciątkiem. Poniżej tarcza zegarowa wskazuje pory roku, fazy księżyca i godziny. Na Placu wzbija się w niebo dzwonnica Świętego Marka, mająca 100 metrów wysokości, zaś nad celą dzwonniczą z czterema oknami znajduje się tambur podtrzymujący dach w kształcie piramidy z figurą Archanioła Gabriela. Z celi tej rozciąga się widok na lagunę, miasto i Alpy. U stóp dzwonnicy jest Loggietto z czterema niszami, w których mieszczą się figury z brązu. Najwięcej zainteresowania budzi jednak Bazylika Świętego Marka. Była ona i jest nadal sercem Wenecji. W niej mają miejsce uroczystości państwowe i religijne. Daje o sobie znać poprzez pięć kopuł, które górują nad miastem, środkowa ma 43 m wysokości. Pięć kopuł, świadczących o wpływach Bizancjum, lśni w słońcu i pięć portali zaprasza do wnętrza. Treść mozaik, znajdujących się na nich, pozwala w pewnym stopniu odpowiedzieć na pytanie, co wiązało Świętego z Wenecją. Pierwszy portal dotyczy znalezienia i przywiezienia ciała Marka do Wenecji, następny mówi o czci oddawanej Mu. Mozaiki te jak i rzeźby są autorstwa słynnych artystów różnych epok. U góry, nad mozaikami, poza balustradą umieszczone są cztery konie z brązu, dzieło Lisippa z IV wieku p.n.e. 112

113 Wchodzimy do wnętrza bazyliki, które olśniewa przepychem i bogactwem. Trzy nawy, kaplice, ołtarze, rzeźby, mozaiki wywołują osłupienie i zdumienie. Podchodzimy do głównego ołtarza wzniesionego na trybunie podtrzymywanej przez 4 kolumny z alabastru. Nad ołtarzem figury Zbawiciela, Ewangelistów i Doktorów Kościoła. Za mensą usytuowana jest słynna Pala d`oro, arcydzieło sztuki złotniczej szerokie na 3,48 m, a wysokie na 1,40 m wykonane przez artystów z Konstantynopola i przedstawiające życie Chrystusa, Madonny i Świętego Marka, którego krypta położona jest pod prezbiterium. Jakkolwiek Pala przyciąga uwagę zwiedzających, gdyż godna jest podziwu, to jednak krypta Patrona Wenecji stanowi punkt centralny Bazyliki, wokół którego gromadzą się wierni i turyści. Kult tego Świętego jest szczególny i trwa wieki, mimo że pochodził z Jerozolimy. Marek był Rzymianinem po ojcu, a Żydem po matce. W tym miejscu musimy odwołać się do legendy, która mówi, że podróżując w czasie burzy znalazł schronienie na jednej z wysp laguny. Następnie powrócił na ląd afrykański, gdzie pełnił funkcję biskupa. Kiedy został zamordowany, po latach Wenecjanie odnaleźli jego szczątki i przywieźli relikwie z Aleksandrii. Mimo, że Marek był Rzymianinem, większą część swego życia spędził w Palestynie, najpierw w Cyrenie, gdzie jego ojciec pełnił funkcję namiestnika, po jego śmierci zamieszkał wraz z matką w Jerozolimie. Ówczesna Jerozolima zbudowana na dwóch wzgórzach była miastem starym, o wiele starszym od Wenecji, zamieszkałym już w epoce prehistorycznej. Około roku 1000 przed Chrystusem zdobył ją Dawid i od tej pory stała się polityczną i religijną stolicą narodu izraelskiego. Zburzona w 586 roku p. n. e. została ponownie odbudowana. Szczególnie Herod Wielki zadbał o nią, powiększając miasto i upiększając świątynię, w której ofiarowano Bogu małego chłopca o imieniu Jezus. Po latach tenże Jezus chodził ulicami Jerozolimy, kochał ją, a kiedy przepowiadał zburzenie świętego miasta, zapłakał nad nim. W ostatnich chwilach swego życia dźwigając krzyż, zostawiał krwawe ślady na Via Dolorosa. Miasto to znał również Jan zwany Markiem, mieszkał w nim, znał każdą uliczkę i niewykluczone, że słyszał o Nauczycielu z Nazaretu, który głosił naukę miłości, naukę w jednego Boga. To w domu jego matki Marii i wuja Barnaby zjawiło się dwóch mężczyzn prosząc o miejsce, w którym mogliby wraz ze swym Mistrzem spożyć wieczerzę paschalną. Opisując w kilka lat później Ostatnią Wieczerzę Chrystusa wraz z Apostołami, zrobił to z pedantyczną wręcz dokładnością, co sugeruje, że opisane wydarzenie działo się na jego oczach. Być może, iż przyglądał się jako naoczny świadek przebiegowi tragedii jerozolimskiej, być może, iż szedł wraz z innymi za skazańcem aż na Golgotę, tam stał w tłumie i patrzył, jak Chrystus umierał. 113

114 Wszystkie wydarzenia, zaczynając od triumfalnego wjazdu do Jerozolimy, poprzez pojmanie Jezusa, Jego proces, drogę krzyżową aż po skonanie były niezwykłymi wydarzeniami, obok których nikt mieszkający w Jerozolimie nie mógł przejść obojętnie. Śmierć Mistrza zapewne i Marek przeżył bardzo mocno. Tymczasem powstała pierwsza gmina chrześcijańska. W domu jego matki spotykali się Apostołowie, a później w ogóle pierwsi wyznawcy Jezusa. Upłynęło nieco czasu, kiedy Marek rozpoczął pracę apostolską realizując polecenie Nauczyciela: Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca... Wraz z bratem swej matki Barnabą towarzyszył Pawłowi w podróży do Antiochii, a w kilka lat później wraz z Pawłem znalazł się w Rzymie. Potwierdzeniem tego są wzmianki w listach Pawła Apostoła i Piotra. Marek przebywając w Wiecznym Mieście wraz z Piotrem aż do czasów jego uwięzienia, tłumaczył nauki następcy Jezusa z języka aramejskiego na język łaciński. Prawdopodobnie z inspiracji Apostoła, robiąc notatki i wykorzystując własne doświadczenia oraz przeżycia, Marek napisał historię życia, działalności Chrystusa i przekazał istotę Jego nauki. Tak powstała w języku greckim Ewangelia Świętego Marka. Początkowo słowo ewangelia oznaczało radosną nowinę o zbawieniu przekazaną przez Jezusa, z czasem pierwsza wspólnota chrześcijańska zapragnęła mówić też o działalności Chrystusa i Jego nauce. Sprawę ułatwiali świadkowie życia i słów Nauczyciela. W ten sposób powstała tradycja przekazywana ustnie. Następnie zaczęły krążyć pierwsze pisma dotyczące Narodzenia, czy Męki Mistrza. W końcu prócz Marka jeszcze trzej inni w różnym czasie i miejscu spisali dzieje Syna Bożego. Jan, Mateusz i Łukasz w latach po narodzeniu Chrystusa stworzyli dzieło, które przetrwało do dziś. Mateusz, niegdyś pełniący funkcję celnika, około 80 roku napisał Ewangelię w języku aramejskim, jakim posługiwano się wtedy w Palestynie. Położył w niej głównie nacisk na wypowiedzi, kazania, przypowieści Jezusa. Natomiast uczeń i współpracownik Pawła Łukasz lekarz z zawodu, wiele przejął z Ewangelii Marka. Jego dzieło najbardziej ze wszystkich zbliżone jest do biografii Chrystusa, stanowi pierwszą część, dalszą są Dzieje Apostolski. Opierając się na informacjach Maryi, widzi w Jezusie Proroka oraz Zbawcę. Najbliżej będący Niego Jan, od początku aż po Golgotę, napisał Ewangelię w języku greckim około 100 roku w Efezie. Stworzył katechezę pogłębioną przez lata pracy misyjnej na terenie Azji Mniejszej, podkreślił ludzką i boską tajemnicę Jezusa, ponadto podał szereg wskazówek historycznych i informacji geograficznych. Marek zaś swoją Ewangelię napisał po grecku około 70 roku i podkreślił w niej tajemnicę osoby Jezusa z Nazaretu, a szczególnie opisał Jego drogę krzyżową. Większy nacisk położył na fakty, niż na wypowiedzi. 114

115 Wszystkie cztery Ewangelie w IV wieku przełożył na język łaciński św. Hieronim. Ponadto powstały inne księgi, mające dokonać uzupełnień, ale Kościół je nie uznał. Są to tak zwane apokryfy. Św. Marek, jakkolwiek nie był uczniem Chrystusa, zasłużył się jako autor Ewangelii, szerzący wiarę w jednego Boga, jako pasterz Kościoła oraz męczennik. Po śmierci Piotra losy Marka pozostają w sferze domysłów. Jedni twierdzą, że był pierwszym biskupem Aleksandrii i tam zginął, inni, iż ostatnie lata pozostawał w Rzymie, gdzie poniósł śmierć męczeńską za panowania cesarza Trajana. Bibliografia: Ewangelia Jezusa, wydanie paryskie. Święty Błażej (Kapadocja Dubrownik) Kapadocja nie znam jej z autopsji, jedynie z literatury, opowiadań i fotografii. Kapadocja kraina historyczna leżąca na terenie Turcji w pobliżu Armenii odznacza się oryginalnymi formami, tworzącymi wyjątkowy, niepowtarzalny, księżycowy krajobraz. Jej historia zaczyna się około 10 tysięcy lat przed narodzeniem Chrystusa, od pierwszych osad ludzi korzystających z dobrodziejstwa wulkanicznej, żyznej ziemi. Od najdawniejszych czasów wulkany miały wpływ na kulturę i wierzenia ludów. W czasie wielowiekowej erozji miękka warstwa tufu wulkanicznego (porowata skała) uległa spękaniu, a w powstałe szczeliny dostawała się woda i w ten sposób procesy erozyjne przyczyniły się do utworzenia unikalnych form skalnych w postaci stożków, grzybów, grot, wąwozów. W tych skałach, ściślej mówiąc w grotach, mieściły się z czasem eremy, kościoły i domy (350 świątyń i kapliczek), które dziś wraz z Parkiem Narodowym wpisane zostały na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Losy Kapadocji były niezwykle burzliwe i ciekawe. Przez pewien czas pozostawała pod panowaniem Persów, następnie nie ominął jej w swoich podbojach Aleksander Wielki, zaś cesarz Tyberiusz przekształcił ją w prowincję rzymską. Już w I wieku powstawały na tym terenie pierwsze gminy chrześcijańskie, wspólnoty zakonne i pustelnie. Ta ziemia wydała obok św. Bazylego Wielkiego również św. Błażeja. Studiował filozofię, następnie medycynę, niosąc pomoc chorym, a w końcu poświęcił się służbie Bożej. Zwrócił na siebie 115

116 uwagę łagodnością i świętością w stosunku do otoczenia. Między innymi zapewne dlatego gmina chrześcijańska wraz z duchownymi wybrała go na biskupa w Sebaste (dziś Armenia). W okresie prześladowań przez Dioklecjana schronił się w jaskini, prowadząc pustelnicze życie, gdzie poprzez umartwianie i modlitwę wielbił Boga. Należy zaznaczyć, że jego osoba i losy osnute są legendą. Przekazy legendarne pojawiły się już przed VIII wiekiem. Były szeroko rozpowszechnione na Wschodzie, a następnie na Zachodzie. Dowodem tej popularności jest wczesny przekład polski, będący zabytkiem języka polskiego, który pochodzi z pasjonału Królowej Jadwigi (XIV w.) Do rozpowszechnienia historii Świętego Błażeja przyczyniły się w szczególności Złota legenda Jakuba de Voragine, a u nas Żywoty świętych Piotra Skargi. Według nich Błażej prowadził życie pustelnicze, ale pozostawał w wielkiej przyjaźni z ludźmi i zwierzętami. Jakub de Voragine tak pisze: Ptaki przynosiły mu pożywienie, a dzikie zwierzęta schodziły się tłumnie do niego i nie odchodziły, dopóki nie położył na nich ręki i nie pobłogosławił. Ludziom zaś przychodził z pomocą i uzdrawiał. Na koniec uwięziono go, torturowano, znęcano się fizycznie i psychicznie, Boga się jednak nie wyparł. W 316 roku zadano mu męczeńską śmierć. W całym świecie chrześcijańskim Błażej stał się bardzo popularny, poświęcano mu liczne miejsca, nazywano jego imieniem świątynie, a ostatecznie jego popularność przejawiła się w zwyczajach ludowych. Do dziś szczególnie czczony jest ten święty w Dubrowniku, chorwackim mieście kultury i sztuki. Aby znaleźć się w tym miejscu, przemierzyliśmy trasę liczącą kilkaset kilometrów. Jadąc poszarpanym zachodnim wybrzeżem, mieliśmy po jednej stronie strome zbocza, po drugiej błękitną głębię Adriatyku przechodzącą w granat. Szosa niczym wąska wstążka wiła się nad przepaścią. Trzeba było nie lada wytrawnego kierowcy i zdrowych nerwów turystów, by pokonać tę trasę i znaleźć się w Dubrowniku. Obecnie to urocze miasto oczarowuje wędrowców, kiedyś, bo 6 kwietnia 1667 roku, przeżyło trzęsienie ziemi. Ponad 5000 jego mieszkańców zginęło w ruinach. Historyczne miasto Dalmacji z romańską katedrą, gotyckimi i renesansowymi pałacami, kościołami i klasztorami zniknęło z powierzchni ziemi. Pozostały gruzy. Z wielkim trudem i powoli Dubrownik odbudowywał się i wyłaniał niczym Feniks z popiołów. To jednak nie był już Dubrownik (słowiańska nazwa dąbrowa) średniowieczny i renesansowy, ale barokowy. Z kataklizmu ocalała większość fortyfikacji opasujących miasto. Ku nim kierujemy nasze kroki, przedostajemy się wąskimi uliczkami, zatrzymujemy się na murach, by spojrzeć na drzemiące fale morza ozłacane promieniami południowego słońca oraz domy z białego kamienia kryte czerwoną dachówką, pnące się po wzgórzach i tonące w gajach oliwnych, figowych, wśród cyprysów, palm i oleandrów. 116

117 Po raz drugi w 1991 roku miasto to niezwykle ucierpiało na skutek brutalnych operacji wojennych ze strony Jugosłowiańskiej Armii Ludowej, obecnie jednak przyciąga do siebie turystów swym pięknem i malowniczością. Zastanawiając się nad jego dziejami, przyglądamy się bastionom, wieżom i fortom. Mijamy kościół Zbawiciela, klasztor św. Klary, by następnie ochłonąć nieco przy Fontannie Onufrego, aż w końcu docieramy do barokowego kościoła, któremu patronuje św. Błażej. Świątynia, zbudowana w 1715 roku na miejscu romańskiej pod tym samym wezwaniem, ma kształt okrągłej budowli z owalną kopułą w centrum i wielkim zdobionym portalem. Zauroczeni pięknem zabytku wpatrujemy się weń, by następnie wejść szerokimi schodami do wnętrza bardzo bogato zdobionego, zgodnie z zasadami baroku. Podchodzimy do głównego ołtarza, na którym znajduje się rzeźba św. Błażeja z pozłacanego srebra (XV w.) Ma ona dużą wartość artystyczną i dokumentalną zarazem, gdyż postać świętego trzyma makietę miasta, na której widnieją budowle zniszczone później w czasie trzęsienia ziemi. Warto też podkreślić, że od X wieku Błażej jest szczególnie czczony przez mieszkańców tego miasta, jest jego opiekunem i patronem. Dzień 3 lutego stanowi wielką uroczystość obchodzoną przez Dubrownik i okolicę. Mnóstwo wiernych w ludowych strojach podąża w procesjach ciągnących ze wszystkich stron. Z tym świętem wiążą się pewne obyczaje: dawniej wypuszczano na wolność mniej groźnych przestępców, obecnie uwalnia się z klatki gołębie na znak pokoju. Również Ojciec Święty Jan Paweł II będąc w Chorwacji w 2003 roku tym gestem wyraził nie tylko poszanowanie tradycji, ale konieczność zgody, pokoju i braterstwa. Warto też podkreślić, że święty widoczny jest wszędzie: jego postać z kamienia znajduje się na wszystkich bramach, zdobi sztandar Republiki Dubrownickiej, służbowe pieczęcie oraz monety, które dawniej tłoczono. U nas św. Błażej mało jest znany, w prawdzie tu i ówdzie przetrwał zwyczaj ludowy z nim związany, który polega na poświęceniu 3 lutego bułeczek, chleba, owoców oraz tak zwanych błażejówek, to jest dwóch świec. Mają one zapobiegać chorobom gardła. Święty jest jednak opiekunem nie tylko chorych z dolegliwościami gardła, ale również śpiewaków i mówców, co w pewnym sensie wyjaśnia etymologia tego imienia, wywodzącego się od słowa seplenić. 117

118 Błogosławiony Bartłomiej z Longo (Pompeje) W pompejańskim aż teatrze, Z wysokości dziejów patrzę Na rzecz ludzką (...) (C. K. Norwid) Spoczywam bowiem na kamiennej ławce liczącej prawie 2000 lat i spoglądam na relikty miasta u moich stóp ongiś ludnego, bogatego, miasta pałaców, ogrodów i stadionów, założonego w VII w p.n.e. Pompeje. Jest rok 1980, lipiec. Bezchmurne, włoskie niebo praży nieopisanie tak, że nie ma się gdzie schronić przed spiekotą. Tak zapewne było wtedy, kiedy nieoczekiwanie wzburzył się Wezuwiusz, dziś niewinnie rysujący się na horyzoncie. Spoglądam z wysokości dziejów i staram się cofnąć czas, stać się świadkiem tego, co działo się 24 sierpnia 79 roku. Edward Georg Bulwer Lytton w książce Ostatnie dni Pompejów tak pisze: Uczta rozpoczęła się od libacji na cześć bogów. Potem wybrano króla uczty. Poważny senator wymówił się od tego zaszczytu, przekazując go młodości kwitnącemu zdrowiem i weselem Salustiuszowi. «Jako arbiter bibendi, namiestnik Bachusa zawołał młodzian będę nieubłagany, jak Minos, dla niepokornych, którzy słabnąć będą w piciu, ociągać się będą w jedzeniu i odważą się mieć chmurę na czole podczas uczty». Mieszkańcy tego miasta żyli w myśl zasady carpe diem, zabawy i igrzyska wypełniały ich czas. Nadszedł jednak dzień gniewu. (...) Wrzask kobiet głuche klątwy mężczyzn wreszcie jeden krzyk przerażonej masy ludzkiej. Bowiem ziemia zadrżała, i zachwiały się mury amfiteatru, do uszu widzów doszedł łoskot walących się domów. Obłok ciemnoczerwoną chmurą toczył się ku widzom z łona jego buchnął deszcz popiołów i sprawił nocną ciemność a z niej spadały na głowy rozpalone odłamy skał. Tłum zapomniał o wszystkim oszalały wydarł się z amfiteatru. Autor tej relacji opiera się na opisie naocznego świadka wydarzeń Pliniusza Młodszego. Erupcja trwała trzy dni. Wezuwiusz wyrzucał ze swego wnętrza gazy, parę, rozżarzone kamienie, żużel, popiół i lawę. Mieszkańcy tego miasta zginęli w części zasypani przez tony popiołu 118

119 i lawy, zatrucie gazami, w większości jednak ponieśli śmierć na skutek gwałtownego szoku termicznego spowodowanego wysoką temperaturą. W tej tragicznej chwili zginęło kilkanaście tysięcy ludzi, w tym 2000 ciał znaleziono po odkopaniu miasta spod sześciometrowej warstwy popiołów. Jeszcze raz ogarniam spojrzeniem ruiny ongiś 20-tysięcznego miasta, pięknego i bogatego leżącego nad Zatoką Neapolitańską. Schodzę powoli z górnych pięter najstarszego i najlepiej zachowanego amfiteatru we Włoszech i udaję się brukowaną ulicą w kierunku południowym. Dochodzę do Term Stabiańskich, które posiadały osobne sektory dla mężczyzn i kobiet, trzy łaźnie i szatnię. W pobliżu ślady Teatru Wielkiego dla 5000 widzów. Na tyłach sceny znajdowały się Koszary Gladiatorów, gdzie odkopano 63 szkielety. Zbliżam się do Forum miejsca publicznych spotkań i dyskusji. Na placu widnieją puste cokoły po posągach dostojników, w pobliżu relikty łuki po świątyni Jowisza. Błądzę dawnymi uliczkami, w końcu zatrzymuję się przy domach Lorejusza, gdzie zwraca uwagę ogród z fontanną i malowidłami oraz Julii, z którego pozostał przepiękny portyk ze smukłych, marmurowych kolumn. Dochowały się też liczne malowidła ścienne i mozaiki. Ruiny w Pompejach i dzieła sztuki przemawiają za wysoką cywilizacją miasta, które miało system kanalizacyjny, termy, teatr, amfiteatr, wiele sklepów i warsztatów. Nie tylko te zniszczenia budzą grozę, ale też ciała ofiar, a właściwie ich odlewy gipsowe znajdujące się w pozycjach, w jakich znaleziono je po odkopaniu z gruzów. Nadają one całości niezwykle tragiczną wymowę. Kiedy patrzę na to wszystko, przypominają mi się dalsze wersy Cypriana Kamila Norwida: (...) jakie zlepki (...) Byt a wielkie bytów morze, Oceanów zdrój żywotnych, Gdzie myśl kąpie się i z błotnych Dróg ku Tobie wraca Boże! To rzecz ludzka... Minęła potęga, sława, zaszczyty i rozkosze. W jednym momencie przestały istnieć, a na ich miejsce zrodził się nowy świat nowe Pompeje. W niecałe 100 lat po odkryciu z lawy starożytnego miasta (1748) w okolicach Neapolu przyszedł na świat (1841) Bartłomiej Longo. Kiedy opuścił dom rodzinny, udał się do Neapolu, gdzie podjął na tamtejszym uniwersytecie studia prawnicze. Kontaktując się ze studentami zainteresował się okultyzmem (pseudonaukowa teoria o istnieniu tajemniczych sił, z którymi mogą 119

120 obcować tylko ludzie wybrani) i spirytyzmem (wiara w obcowanie z duchami zmarłych za pośrednictwem mediów), należał do sekty i obiecał swą duszę szatanowi. Bartłomiej długo nie mógł się wyzwolić z tego zła i powrócić na właściwą drogę życia. Pomogły mu w tym modlitwy rodziny. Ostatecznie zrozumiał swój błąd, zerwał z sektą i rozpoczął nowe życie. Punktem zwrotnym stało się spotkanie z różańcem. Jako adwokat zakładał ochronki dla najuboższych i przestrzegał przed spirytyzmem, uczył jako katecheta prawd religijnych dzieci i dorosłych. Odwiedzał ich w domach, gromadził na wspólnych nabożeństwach. Nadarzyła się wkrótce okazja, że mógł odwiedzić swoich przyjaciół, którzy pracowali przy archeologicznych odkryciach w Pompejach. Był rok Wtedy zrodziła się w jego umyśle idea zbudowania na gruzach, ściśle mówiąc, obok zalanych lawą Pompei, na miejscu upadku moralnego ich mieszkańców, nowego miasta, miasta poświęconego Pani Różańcowej. Z ofiar dobroczyńców Bartłomiej zaczął budować świątynię. Co więcej z grupą 300 mieszkańców doliny udał się na teren wykopalisk, skąd na barkach dźwigał razem z innymi kamienie i głazy z miasta upadłego, by wykorzystać je jako fundamenty kościoła, serca nowych Pompei. Mury świątyni rosły. W ciągu 10 lat powstało Sanktuarium poświęcone Matce Bożej Różańcowej. Ze starego kościółka przeniesiono obraz zakupiony na targu. Konserwator, znajomy Bartłomieja, naprawił uszkodzone płótno i przemalował je. Obraz wyobrażał Matkę Bożą z Dzieciątkiem i różańcem w ręku, obok świętego Dominika i Katarzynę z Sieny. Modlący się przed nim otrzymywali wiele łask. Wkrótce uznany tak przez wiernych jak i władze kościelne za słynący cudami został ukoronowany w 1887 roku. Wierni z całego świata ufundowali następnie, bo w 1901 roku fasadę bazyliki, a w 1925 wyrosła kampanila, czyli wieża ku czci Chrystusa Odkupiciela, którą niebawem poświęcono. Z czasem wokół nowego kościoła powstały sierocińce, warsztaty dla ubogich chłopców, domy dla ich opiekunów i nauczycieli. W pracach tych Bartłomiej nie tylko mocno się angażował, ale był przede wszystkim ich inicjatorem. W takich warunkach zrodziło się nowe nabożeństwo do Matki Jezusa, a Bartłomiej stał się jego gorącym propagatorem i orędownikiem. Nabożeństwo to zwane nowenną pompejańską lub nowenną nie do odparcia trwa 54 dni. W ten sposób miejsce, w którym oddawano cześć bogom pogańskim, przeobraziło się w miejsce kultu Maryjnego. Najtrafniej określił to sam Bartłomiej Longo w słowach: W przeciwieństwie do ziemi umarłych przedstawiała się owa ziemia jako ziemia zmartwychwstania i życia: zrujnowanemu amfiteatrowi, zbrukanemu krwią, przeciwstawia się świątynia żywa, wiary i miłości, świątynia poświęcona Dziewicy Maryi; miasto pogrzebane pod brudami pogaństwa zastępuje miasto, które wywodzi swe początki z nowej cywilizacji 120

121 przyniesionej przez chrześcijaństwo. W ten sposób Bartłomiej złożył na ołtarzu, u stóp Maryi, wszystko, co miał, poświęcił swe życie, by szerzyć kult Matki Bożej Różańcowej. Po pracowitym życiu odszedł w 1926 roku, a w krótkim czasie otwarto proces beatyfikacyjny. W 54 lata później, bo 26 października 1980 roku, w czasie swojej pielgrzymki do Pompei, Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił Apostoła Różańca Świętego błogosławionym. Wtedy Papież powiedział: Międzynarodowa sława sanktuarium w Pompei, odwiedzające je rzesze pielgrzymów oraz liczne dzieła, które są z nim związane, świadczą o tym, jak potężne energie wyzwolić może nabożeństwo do Maryi, energie, które zmieniają się ostatecznie w żarliwą miłość do człowieka, całego człowieka, zarówno w jego wymiarze duchowym, jak społecznym i doczesnym. Dzieło Bartolo Longo zrodziło się, jak wiemy, z miłości do człowieka. Bartolo zrozumiał, że największą potrzebą tej ubogiej ludności jest katecheza i pełna matczynej miłości obecność Maryi. Maryja niejako żyje pisze ks. Kazimierz Góral w książce pt. «Maryjnym szlakiem» w tych, co czynią tutaj dobro, a jest ich tu wielu. Cały świat przysyła ofiary na utrzymanie sanktuarium i sierocińców w Pompejach. I my skierujmy swoje spojrzenie w tamtą stronę, a kiedy będziemy się zbliżać do nowego miasta z dala zobaczymy zieloną kopułę Bazyliki, która góruje nad innymi budowlami, a jest symbolem miłości do Boga, Jego Matki i ludzi potrzebujących pomocy. Święty Jerzy Wiosna przyszła w całej krasie, zakwitły sady, łąki pokryły się barwnym kobiercem. Czuć było szczególny zapach, zapach pąków otwierających się w promieniach słońca. Szliśmy dużą grupą, dziewczęta i chłopcy. Towarzyszyła nam radość nie tylko z powodu wiosny, ale radość typowa dla pierwszych lat młodości. Szliśmy roześmiani, z błyszczącymi oczyma, pełni zapału i wiary w przyszłość. Wkrótce znaleźliśmy się poza miastem, na polanie, tuż koło lasu, na miejscu, gdzie miało odbyć się zdobywanie sprawności harcerskich i złożenie przyrzeczenia. Jego słowa pamiętam do dziś, a prawo harcerskie nie tylko się recytowało bez zająknięcia, ale stanowiło dewizę życiową dla niejednej i niejednego z nas. 121

122 Czuwał nad nami nasz kapelan ks. Stanisław Burczyk, harcmistrz Rzeczypospolitej, wspaniały człowiek, który wszystkich darzył dobrocią i uśmiechem. Patronem harcerstwa był święty Jerzy, drużyna żeńska nosiła imię Emilii Plater, bohaterki powstania listopadowego, męska imię Tadeusza Kościuszki. Harcerstwo pracowało zgodnie z ideałami skautingu Baden Powella, w myśl hasła: Ojczyzna, Nauka, Cnota. Każdą zbiórkę zaczynało się modlitwą: O Panie Boże, Ojcze nasz W opiece Swej nas miej, Harcerskich serc Ty drgnienia znasz, Nam pomóc zawsze chciej. Wszak Ciebie i Ojczyznę miłując, chcemy żyć, Harcerskim prawom w życia dniach Wiernymi zawsze być. W czasie wspomnianej uroczystości nastrój pogłębiła pieśń chóru szkolnego. Z ust kilkudziesięciu młodych ludzi popłynęły ku lazurowemu niebu słowa: Wiosna powraca, wiosna..., tworząc jeden potężny głos, który odbił się echem w otaczającym nas lesie. Stare drzewa, smukłe jodły i rozłożyste buki po raz pierwszy od dłuższego czasu usłyszały młodzieńczy, pełen siły, radosny śpiew zapowiedź nowego życia. Tymczasem zapłonęło ognisko, skry wzbiły się do góry, wokół zasiadły harcerki z harcerzami w szarych mundurach i popłynęła w cichą noc pieśń: Płonie ognisko i szumią knieje, drużynowy jest wśród nas.... Na koniec, tak jak zawsze śpiewaliśmy: Idzie noc Słońce już Zeszło z gór... Splecione ręce w braterskim uścisku wyrażały przyjaźń, koleżeństwo i wspólnotę ducha. A nad nami czuwał Święty Jerzy, czuwał zawsze, nie tylko podczas zabawy, ale i zbiórek i pracy dla potrzebujących pomocy. Kim był św. Jerzy? Co przekazała nam historia, a co legenda? Choć historyczność jego istnienia podważano, był postacią ważną w historii wiary, w historii w ogóle, a przede wszystkim w legendzie. Przyszedł na świat prawdopodobnie w Kapadocji, historycznej krainie Turcji o baśniowym, skalnym krajobrazie, gdzie cud natury połączył się 122

123 z dziełem człowieka, gdyż od wieków w miękkich skałach drążono klasztory i kościoły, które przetrwały do dziś. Ojciec jego pochodził z Kapadocji, a matka z Lydda, w pobliżu dzisiejszego Tel Awiwu, ojciec pełnił służbę u boku cesarza Dioklecjana, po nagłej śmierci, jego syn Jerzy wstąpił do legionów rzymskich. Dzięki ambicji oraz konsekwencji w dążeniu do celu szybko awansował na dowódcę. Tymczasem w 303 roku Dioklecjan wydał edykt zezwalający na prześladowanie chrześcijan na terenie imperium rzymskiego. W związku z tym nakazał, by na dowód lojalności, każdy żołnierz złożył ofiarę rzymskim bogom, w tym i cesarzowi. Jerzy dwukrotnie stanowczo odmówił, stając w obronie swojej wiary. W następstwie tego został pojmany i wtrącony do więzienia. Przez dłuższy czas okrutnie torturowany, został ścięty w Diospolis, gdzie złożono jego szczątki. Kościół Wschodni nadał mu tytuł Wielkiego Męczennika. O wiele później kult i legenda o św. Jerzym pojawiły się na Zachodzie Europy. Do ich rozpowszechnienia przyczyniły się wyprawy krzyżowe. Jedna z legend mówi o smoku, który uwił sobie gniazdo na źródle. Mieszkańcy, aby korzystać z wody, musieli składać ofiarę w postaci dziewczyny. Jednego razu los padł na córkę panującego. Wtedy pojawił się Jerzy, pokonał smoka, a wdzięczni mieszkańcy przeszli na chrześcijaństwo. Legenda piękna, ale ile w niej prawdy, trudno dociec. Odtąd przedstawiano go w zbroi rycerskiej, ze sztandarem, pokonującego potwora. Wkrótce stał się patronem rycerzy i w ogóle wojska. W księstwie moskiewskim pojawił się z czasem w herbie państwowym i na monetach. Ponadto w Rosji XVIII-wiecznej ustanowiono Order św. Jerzego, od 1913 roku zwany Krzyżem św. Jerzego, wcześniej, bo w 1191 roku w Bizancjum, w krajach niemieckich, Anglii (w 1348 roku), w Rzymie (w 1492 roku). Kult świętego przedostał się i rozwinął w Niemczech, gdzie wielki mistrz malarstwa Albrecht Dürer (16 w.) dwukrotnie go malował, ponadto został patronem Anglii i Litwy. Postać świętego występuje również w herbach wielu miast polskich: np. Brzegu Dolnego, Dzierżoniowa, Ostródy i innych. Wiele też świątyń nosi jego imię, wśród nich pierwszą była kaplica grodowa w Gnieźnie. Powstało też wiele bractw rycerskich pod wezwaniem świętego oraz zgromadzeń zakonnych. Jego kult przeniknął również do warstw nierycerskich. Św. Jerzy z uwagi na swą dzielność, odwagę w obronie wiary i Chrystusa jest patronem całego światowego skautingu. Jego walka ze smokiem zawsze była dla polskich harcerzy starciem ze złem, pokonywaniem wszelkich przeciwności życiowych. Imię Jerzy rozpowszechniło się po całej Europie. Pamiętajmy, że godnie nosił je ks. Jerzy Popiełuszko, męczennik, który walczył 123

124 w obronie wiary i zginął za wiarę, tak jak św. Jerzy z Kapadocji. Wkrótce kanonizowany zasiądzie obok swego wielkiego Patrona. Bliższy nam czasowo stanowi wzór do naśladowania dla wszystkich Polaków, a przede wszystkim dla młodych ludzi, którzy powinni czerpać z niego siłę i stanowczość w obronie szlachetnych ideałów. Tereska od Dzieciątka Jezus (Lisieux Karmel) Jako kilkuletnia dziewczynka wpatrywałam się z zaciekawieniem i podziwem w obraz na ołtarzu przedstawiający młodziutką zakonnicę w brązowym welonie, w szkaplerzu tego samego koloru i kremowej pelerynie na ramionach, uśmiechniętą, przyciskającą do piersi krzyż z Chrystusem i naręcze róż. Wyniesiona na ołtarze w I połowie XX wieku Teresa z Lisieux, Mała Teresa zwana Teresą od Dzieciątka Jezus przyszła na świat we Francji, w rodzinie religijnej jako dziewiąte dziecko. W 17. roku życia otrzymała habit i złożyła profesję zakonną. Aby zbliżyć się do świętej, lepiej Ją poznać, Jej życie codzienne i duchowe, sięgnijmy po wspomnieniową książkę pt. Dzieje duszy. Świętość Teresy została przygotowana przez środowisko domowe, rodzinne. Oboje rodzice odznaczali się wielką prawością i wrażliwością. Matka zmarła, kiedy Tereska miała 4 lata, wtedy ojciec otoczył swoje osierocone dzieci czułą opieką. Teresa wstąpiła do zakonu jako 15-letnia dziewczynka za zgodą ówczesnego papieża, Leona XIII. O latach poprzedzających ten fakt, o dzieciństwie pisze w pierwszej części wspomnianej książki, w rękopisie A. Część druga wspomnień tzw. B dotyczy Jej duchowego życia zakonnego. Rękopis C powstał w ostatnich chwilach życia świętej i mówi o rosnącym wyczerpaniu i pogłębiającej się chorobie płuc. Tematem całości jest poszukiwanie przez Teresę drogi prowadzącej do Nieba. Pisząca twierdzi, iż wielkie jest tylko to, co będzie trwać wiecznie, wielkim staje się człowiek, jeśli zdobywa chwałę, która nigdy nie przeminie. Teresa szuka i znajduje małą drogę, drogę dziecka ufającego Bogu. Miłość bliźniego i radość to najbardziej charakterystyczne cechy małej drogi. Teresa poznaje, że prawdziwa świętość formuje się, wzrasta i dojrzewa tam, gdzie człowiek wierny jest swej codzienności. 124

125 Znieść musiała wiele upokorzeń i przykrości. W końcu śmierć ojca i Jej własna choroba stały się przyczyną cierpień, które przeżywała z poddaniem się Woli Bożej. Nie tylko akceptowała cierpienie, nie tylko mówiła z entuzjazmem o jego wartości, ale we własnym życiu okazywała heroizm w cierpieniu pisze o. Otto Filek. Jan Paweł II, przebywając w 1980 roku we Francji, nie omieszkał odwiedzić i Lisieux, gdzie przed Bazyliką św. Teresy do zgromadzonego tłumu powiedział: Słodycz dziecięcej ufności pochodzi, jak zapach róż, z gałęzi, która ma także i ciernie. W słowach tych nawiązał do tego, że Tereska, rozdając dobroć, miłość, ofiarność innym, sobie pozostawiała ciernie. W ostatnich rozmowach powiedziała: Cierpię wiele, lecz czy cierpię dobrze? Oto, co jest nader ważne. Innym razem zapytana: Zawsze chcesz być podobną do małych dzieci, powiedz nam więc siostro, co trzeba czynić, aby nabyć ducha dziecięctwa, co znaczy być małym? Być małym odpowiedziała to uznawać swoją nicość, to oczekiwać wszystkiego od Boga, jak małe dziecko oczekuje wszystkiego od swego ojca. Niczym się nie kłopotać, ani nie gromadzić mienia. Klasztor, w którym Teresa spędziła część swego życia i w którym odeszła do Pana, powstał w XIII wieku jako maryjny zakon Matki Bożej z Góry Karmel. Karmel, w języku hebrajskim Ogród Boży lub Góra Doskonałości leży w Palestynie koło Hajfy, nad Morzem Śródziemnym. Nie wyobrażam sobie, żeby pielgrzymując po Ziemi Świętej, nie zatrzymać się w tym właśnie miejscu. Jadąc autokarem, z daleka dostrzegliśmy pasmo górskie, niezbyt wysokie (546 m n.p.m.), ciągnące się 25 kilometrów wzdłuż morza. Góra Karmel była znana już bardzo dawno temu, nazwa ta wielokrotnie występuje w Biblii. Podobno Pitagoras znany grecki uczony wyprawiając się do Egiptu zatrzymał się na tym terenie, również rodzina Jezusa, wracając do Palestyny, tam zrobiła sobie odpoczynek. Najmocniej z tym miejscem związał się jednak prorok Eliasz. Zamieszkał w grocie i ówczesnym zwyczajem eremitów żywił się korzonkami oraz wodą, a czas spędzał na modlitwie. Żył w czasach poprzedzających przyjście Chrystusa, w IX wieku. Z jego osobą wiąże się piękna opowieść. Otóż kiedy mieszkańców okolicznych dręczyła susza, a tym samym głód, Eliasz modlił się do Boga o deszcz. Wtedy pojawił się mały obłoczek, który szybko przeobraził się w ciemną, deszczową chmurę, ratując ludność od śmierci. Obłoczek ten kojarzono później z Najświętszą Panną, która dała Źródło Życia. Tymczasem wchodzimy do groty, okopconej być może od paleniska lub świec, nad którą wznosi się Bazylika NMP. Stella Maris, Gwiazda Morza króluje na tej ziemi, a jej oświetlona kopuła niczym latarnia morska wskazuje drogę zabłąkanym lub przybijającym do brzegu. Nasza wyobraź- 125

126 nia pracuje, stara się powiązać bardzo zamierzchłą przeszłość, czasy Eliasza, z teraźniejszością oraz ustalić, gdzie się kończy rzeczywistość, a gdzie zaczyna fikcja? W okresie wypraw krzyżowych tj. w XII i XIII wieku, po zdobyciu Jerozolimy, rycerze, pielgrzymi, pokutnicy z Europy dołączyli do pustelników zamieszkujących Karmel. W ten sposób zajmując go, dali początek zakonowi. Niebawem jednak na skutek prześladowań przez muzułmanów, Europejczycy musieli opuścić ten teren lub zginąć. Do tego zakonu należał też mnich angielski, św. Szymon, któremu Matka Boża w czasie objawienia przekazała szkaplerz chroniący przed niebezpieczeństwem. Upływał czas, zmieniali się mieszkańcy Karmelu, na stałe natomiast zapanowała na nim Matka Boża Szkaplerzna. Statua przedstawia Ją z Dzieciątkiem Jezus i berłem oraz szkaplerzem siedzącą na tronie. Wizerunek ten wykonany przez artystę w Genui wędrował po wielu miastach zanim przybył do Hajfy, gdzie został ukoronowany w 1823 roku i tam Pani Szkaplerzna króluje do dziś. A jakie były losy zakonu? Karmelici przedostali się na teren Europy, również do Francji, stąd Teresa miała możliwość wstąpienia do tego zgromadzenia. Jakkolwiek nigdy nie przekroczyła furty klasztornej, została uznana za patronkę misji. Jan Paweł II powiedział: W klasztorze Teresa czuła się w sposób szczególny połączona z misjami i misjonarzami została ogłoszona przez Kościół patronką misji, mała Teresa, zamknięta za klauzurą Karmelu, pozornie odcięta od świata. Do Polski Karmelici zostali sprowadzeni przez królową Jadwigę i Jagiełłę. Im to pod opiekę dali świątynię na Piasku tj. przy ulicy Karmelickiej w Krakowie, której pierwszym fundatorem był książę Władysław Herman (1087 rok). Budowę tego kościoła ukończyli dopiero Jadwiga z Jagiełłą. Z tym faktem wiążą się piękne legendy, które przetrwały do dziś. Jedna dotyczy odcisku stopy w ścianie budowli, inna twarzy Madonny z obrazu XV-wiecznego. Matka Boża Piaskowa ma oblicze św. Jadwigi. Są u nas w Polsce również klasztory żeńskie. W Krakowie przy ulicy Kopernika 44 zwraca uwagę piękna barokowa budowla, wzniesiona na planie krzyża greckiego, którą ufundował kanclerz wielki koronny Jan Szembek. Warto wiedzieć, że myślą przewodnią reguły tego zakonu jest przekonanie, iż pustelnicy z Karmelu dziedziczą ducha proroka Eliasza. Ono to wycisnęło na tym zakonie szczególne znamię. Karmelita to człowiek żyjący w obecności Boga, co prowadzi do kontemplacji i wykonywania dla Niego codziennych obowiązków. Posłannictwem Karmelitów jest zatem modlitwa, kontemplacja, apostolstwo i służba. 126

127 Święta Kinga (Sandomierz Kraków Stary Sącz) Głęboka, ciemna, czerwcowa noc. Niebo zaciągnięte gęstymi chmurami budziło złe przeczucia. Jednak wsiedliśmy do autokaru, który ruszył spod kościoła św. Pawła w kierunku Nowego Sącza. Tłok na szosie spowodował, że podróż się przedłużyła. Z parkingu do Starego Sącza szliśmy w strugach deszczu. Po przybyciu na miejsce zastaliśmy już zgromadzonych pielgrzymów 800 tysięcy. Te niedogodności oraz obawa, czy Papież poczuje się lepiej i przybędzie do Sącza, trzymały nas w niepewności. Nagle zapanowała ogólna, ogromna radość, przy ołtarzu w stylu góralskim pojawił się wyczekiwany Jan Paweł II. Niebo się rozchmurzyło, przestał padać deszcz i wtedy padły słowa: Święci nie przemijają. Święci żyją świętymi i pragną świętości. Trzydzieści trzy lata temu wypowiedziałem te słowa w Starym Sączu, podczas uroczystości milenijnych, zgromadzenie ludu Bożego pod przewodnictwem ks. prymasa Stefana Wyszyńskiego i biskupa Jerzego Ablewicza prosiło Boga o kanonizację błogosławionej Kingi. Jakże więc nie powtórzyć tych słów w dniu, w którym z Bożej Opatrzności dane mi jest dopełnić tej kanonizacji. Tak jak Jadwiga, tak i Kinga oparły się przemijaniu. Minęły stulecia, a blask jej świętości nie tylko nie przygasa, ale wciąż rozpala kolejne pokolenia. Kim była Kinga? Do Sandomierza przybyła w wieku 5 lat jako córka króla węgierskiego z rodu Arpadów Beli IV i cesarzówny bizantyńskiej Marii. Ród ten z wielką troską pielęgnował życie wiary, w wyniku czego wydał wielu świętych. Należeli do nich: św. Stefan i jego syn Emeryk, Elżbieta, Jadwiga Śląska, Agnieszka oraz siostry Kingi: św. Małgorzata i bł. Jolanta. Kiedy w 1239 roku mała księżniczka opuściła dom rodzinny, znalazła troskliwe opiekunki w osobach matki Bolesława Grzymisławy i jej córki Salomei. One to czuwały nad wychowaniem przyszłej księżnej, zwłaszcza wychowaniem religijnym. W tym czasie, od połowy XII wieku i przez cały wiek XIII, Polska Piastowska przechodziła największe osłabienie. Podzielona przez Bolesława Krzywoustego w 1138 roku stała się terenem walk między książętami z rodu Piastów o granice i pierwszeństwo posiadania dzielnicy z Krakowem. Bolesław Wstydliwy, syn Leszka Bia- 127

128 łego, otrzymał księstwo sandomierskie, a później krakowskie. Ponieważ nie był pełnoletni, rządy w jego imieniu sprawowała matka Grzymisława, osoba niezwykle prawa i religijna. Kinga przebywała zatem najpierw w Sandomierzu, a kiedy została żoną Bolka, w Krakowie. Z uwagi na trudną sytuację w zniszczonym przez Tatarów kraju, księżna przekazała mężowi swój posag z przeznaczeniem na podźwignięcie gospodarki oraz odbudowę poszczególnych obiektów. Za jej czasów, dzięki zabiegom wytyczono w Krakowie ulice, Rynek, zaczęto budować Sukiennice. Przede wszystkim zaś troszczyła się o budowę kościołów i zakładanie klasztorów. Wprowadziła nowe zwyczaje religijne np. szopkę bożonarodzeniową, roraty. Dużo czasu spędzała na modlitwie, przestrzegała posty. Szczególnie wiele troski okazywała chorym i ubogim. Karmiła więc głodnych, piszą ks. Ludwik Kowalski i Stanisław Fischer w biografii «Żywot błogosławionej Kingi». Przyodziewała biedaków, wspomagała i pocieszała dotkniętych nieszczęściem, wyposażała ubogie dziewczęta i ze szczególną pieczołowitością opiekowała się kobietami spodziewającymi się potomstwa. Ta charytatywna działalność wypełniała całe jej życie. Troszczyła się też o moralność społeczeństwa. Wspomniani autorzy zauważają: Wyjątkowo raziła ją rozwiązłość obyczajów. Starała się ze swej strony zrobić wszystko, żeby życie rodzinne w Polsce «uchrześcijanić». Występowała więc z całą energią przeciwko nadużyciom. Dziś mówił Ojciec Święty opierając się na ponadczasowym doświadczeniu św. Kingi powtarzam: poprzez rodzinę toczą się dzieje człowieka, dzieje zbawienia ludzkości. Rodzina znajduje się pośrodku tego wielkiego zmagania pomiędzy dobrem a złem, między życiem a śmiercią, między miłością a wszystkim, co jest jej przeciwieństwem. Zgromadzony na polach sądeckich tłum wiernych z uwagą słuchał słów Papieża Polaka, zatroskanego o losy kraju. Święci pragną świętości. Takie pragnienie żywe było w sercu Kingi mówił Ojciec Święty przy boku męża współuczestniczyła w rządzeniu, wykazując stanowczość i odwagę, wielkoduszność i troskę o dobro kraju i poddanych. W czasie niepokojów wewnątrz państwa, najazdów Tatarów, Święta potrafiła sprostać wyzwaniom chwili. W Krakowie miał miejsce początek i koniec świeckiego życia księżnej Kingi. W zgiełku dworskich i państwowych spraw, w których jako żona Bolesława musiała brać udział, marzyła o życiu wśród klasztornej ciszy, o całkowitym poświęceniu się Bogu. Po śmierci męża, Bolesława Wstydliwego, opuściła Kraków i osiadła w Starym Sączu. Ziemię Sądecką otrzymała w darze od Bolka jako wyraz wdzięczności za ofiarowanie posagu w celu podniesienia kraju z ruiny. Przywilejem z roku 1257 ziemia ta sta- 128

129 ła się jej własnością, ziemia wyjątkowo piękna, z urokliwymi Pieninami, malowniczymi kotlinami i wspaniałym, niepowtarzalnym przełomem Dunajca, z doliną sądecką, wyjątkowo urodzajną, która powstała w miejscu połączenia się Dunajca z Popradem. Zaletą tego regionu była bliskość z Węgrami oraz droga handlowa łącząca dwa bliskie Kindze kraje. Do dziś poszczególne miejsca Sądecczyzny wiążą się z jakąś legendą dotyczącą świętej, stąd wniosek, że musiała ona odwiedzać wsie i miasteczka wzdłuż tego szlaku. Szczególną opieką otaczała Sącz, małe miasteczko, leżące przy ważnej drodze handlowej. Wraz z zabiegami gospodarczymi troszczyła się Kinga o budowę nowych kościołów tam, gdzie ich nie było lub były małe i stare. W Sączu założyła zakon franciszkanów i klarysek. W 1280 roku wyszedł przywilej, na mocy którego księżna zapisała na rzecz klasztoru klarysek Sącz i 29 wsi z wszystkimi prawami administracyjnymi i sądowniczymi. Przebywając w zakonie umiała podporządkować się regule. Czas spędzała na modlitwie, postach, umartwianiu się, wykonywaniu ciężkich prac. W 58. roku życia choroba przykuła ją do łoża. Cierpienia znosiła w milczeniu, zachowując spokój i pogodę ducha aż do momentu śmierci. Ciało jej pochowały siostry pod posadzką kaplicy łączącej się z kościołem. W ciągu wieków, na skutek przebudowy i remontów klasztoru, trudno byłoby odnaleźć to miejsce. Od początku, to jest od momentu śmierci Kingi przybywały i przybywają do jej grobu niezliczone rzesze pątników. Spośród opisanych przez Jana Długosza pielgrzymek zasługują szczególnie dwie, które wyszły z Bochni. Pierwsza odbyła się w 1431 roku, a jej celem było uproszenie zdrowia dla dziecka Mikołaja i Krystyny, które urodziło się bez kości. Modlitwy i wiara sprawiły, iż chłopczyk odzyskał zdrowie i sprawność. Druga pielgrzymka do grobu Kingi zorganizowana w 1441 roku miała wyprosić odwrócenie klęski pożaru, który wybuchł w kopalni, był gwałtowny, ogarniał coraz większą przestrzeń, wydobywał się szybami na zewnątrz i nie było możliwości go ugasić. Modlili się górnicy i przedstawiciele innych stanów, uczestniczyli w uroczystych Mszach świętych, zapalili świece i złożyli ofiary. Zanim pątnicy powrócili do Bochni, przybył posłaniec z wiadomością, iż pożar się wygasił i jak stwierdzono nie wyrządził żadnej szkody. Ta wiadomość przetrwała wieki i odegrała istotną rolę w procesie beatyfikacyjnym (1684) oraz w dziejach kultu błogosławionej Kingi. Pomimo licznych pielgrzymek do grobu błogosławionej i wysłuchania przez nią wielu próśb, nie zajęto się umieszczeniem jej relikwii w odpowiednim miejscu. Dopiero dzięki Janowi Długoszowi, autorowi książki o Kindze, pod koniec XVI wieku szczątki Kingi w cynowej trumience umieszczono w mauzoleum, a głowę w srebrnym relikwiarzu. Ks. L. Kowalski i St. Fischer 129

130 starają się odpowiedzieć na pytania: Kto mógł dokonać aktu uczczenia szczątków Kingi? Na czyje polecenie wydobyto je z pierwotnego grobu? Z czyjej inicjatywy powstało mauzoleum? Dochodzą jedynie do wniosku, że stało się to prawdopodobnie między napisaniem dzieła Długosza a rokiem Fakt ten spotęgował ilość i rozmiary pielgrzymek. Kingę przedstawiano w książęcym stroju, częściej w habicie, z koroną złotą na głowie, a niekiedy insygnia władzy królewskiej umieszczano u jej stóp, na znak odrzucenia ich przez błogosławioną. Bywało, że w ręku trzymała model kościoła, klasztoru lub bryłę soli. Jej podobizny pojawiały się szczególnie w kościołach krakowskich. Wymienieni wcześniej autorzy Kowalski i Fischer podają, iż w 1624 roku: biskup Szyszkowski zamówił cykl 9 dzieł, wizerunków Kingi i ozdobił nimi ściany krakowskiego pałacu. Nie brak podobizn dziś już świętej w Bochni. To nie tylko mieszkańcy Ziemi Sądeckiej wiele zawdzięczali Kindze i byli z nią mocno emocjonalnie związani, ale również i mieszkańcy Bochni. Wśród różnych pięknych legend istnieje historia o pierścieniu, która wiąże się z powstaniem kopalni soli w naszym mieście. Kinga, będąc w 1247 roku u swoich rodziców na Węgrzech, zwiedzała Marmarosz. Wrzuciła wtedy swój pierścień do szybu. Po powrocie do kraju zatrzymała się w Bochni. Przechodząc koło ogródka szewca, kazała kopać ziemię i wykopano bryłę soli, a w niej pierścień księżnej. Taki był początek naszej kopalni. Szyb ten nazwano Sutoris, czyli Szyb szewca. Bardziej realnie podchodzi do tej sprawy Stanisław Kobiela, który pisze: W czasie pobytu u rodziców przyszła jej myśl, by zabrać ze sobą do Polski grupę najlepszych górników. Oni to nauczyli bocheńskich stosowania wydajniejszych metod wydobycia soli, a także pomogli odkryć nowe pokłady tego cennego kruszcu. Od tej pory górnicy żywili specjalne nabożeństwo do swej Dobrodziejki i Patronki. Zaczęto wieszać na ścianach kopalni jej wizerunki, urządzono kaplicę w 1858 roku, której główny ołtarz zawiera obraz ukazujący Kingę i znalezienie jej pierścienia w pierwszej bryle soli bocheńskiej. W kaplicy tej mają miejsce uroczyste Msze Święte, a także pasterka. Górnicy biorą też udział w pielgrzymkach do grobu Patronki. Minęło 309 lat od beatyfikacji, kiedy bocheńscy górnicy wyruszyli do Starego Sącza, ofiarowując Papieżowi szpadę z napisem: 750 lat Kopalni Soli Bochnia, której klinga wspiera się z jednej strony na solnych kryształach, z drugiej na wyrzeźbionej w soli postaci górnika. Tam modlili się razem z Janem Pawłem II: Pełni wdzięczności wielbimy Boga za dar świętości Pani tej ziemi i prosimy, by blask tej świętości trwał w nas wszystkich, by w nowym tysiącleciu to wspaniałe światło promieniowało na wszystkie krańce ziemi. 130

131 Bochnianie zawdzięczają również księżnej ufundowanie i wyposażenie w 1253 roku murowanej świątyni w miejsce drewnianej, której fundatorką była Grzymisława, matka Bolesława Wstydliwego, wystawcy aktu lokacyjnego Bochni. Kościół ten uległ zniszczeniu na skutek pożaru, pozostałością jest szczyt zachodni i kaplica stanowiąca przedłużenie nawy północnej. Kiedy wejdziemy do wnętrza świątyni i skierujemy swe kroki do południowej kaplicy z cudownym obrazem Matki Bożej Różańcowej, zauważymy nad wejściem olbrzymi XVIII-wieczny fresk ilustrujący historię wrzucenia przez Kingę pierścienia do szybu na Węgrzech. Subtelne, pastelowe barwy sprawiają wyjątkowe wrażenie. Od strony północnej kościoła znajduje się druga kaplica, najstarsza część gotyckiej świątyni z XV wieku. W latach przeprowadzono jej remont według projektu Jana Matejki. Projektując polichromię artysta użył podobnych kartonów jak w Kościele Mariackim. Jego plany wykonywał malarz Antoni Tuch. Nad remontem czuwał Tadeusz Stryjeński. W tej neogotyckiej kaplicy oglądać można ciekawe malowidło ścienne noszące tytuł Rozesłanie Apostołów. Zaangażowanie mistrza Matejki było duże, o czym świadczy zaprojektowany przez niego witraż oraz stalle. Potwierdzeniem tego jest paleta i inicjały mistrza, ale przede wszystkim ołtarz z podobizną Kingi namalowany przez Władysława Rossowskiego według szkicu Matejki. Święta o pięknym licu, w królewskim płaszczu z gronostajami wznosi oczy ku niebu, składając ręce w pokornej modlitwie. Białe lilie symbolizują niewinność i czystość życia. Przed świętą okruchy soli podkreślają związek Kingi z kopalnią soli w Bochni. Przed tym ołtarzem i wizerunkiem Kingi co wtorek ma miejsce ofiara Mszy Świętej, tu też można często zastać modlących się wiernych. Kult św. Kingi ożył i spotęgował się zwłaszcza po ogłoszeniu jej świętą. Plac przy Bazylice otrzymał jej imię oraz szkoła znajdująca się obok, a także Urząd Miasta wybił dwa medale z podobizną Kingi z okazji ośmiu wieków istnienia Bochni i nadania kościołowi parafialnemu tytułu Bazyliki. 131

132 Królewicz Kazimierz (Kraków Wilno) Ilekroć biorę do ręki arcydramat Adama Mickiewicza, III część Dziadów, tylekroć zatrzymuję się przy scenie Więziennej, w której Jan Sobolewski spółuczeń, spółwięzień, spółwygnaniec za miłość ku Ojczyźnie prześladowany... relacjonuje to, co widział, prowadzony na śledztwo: dziś na Sybir kibitek dwadzieścia Wywieźli... Sam widziałem wracając, prosiłem kaprala; Zatrzymać się; pozwolił chwilkę. Stałem z dala, Skryłem się za słupami kościoła Małe chłopcy, znędzniałe, wszyscy jak rekruci Z golonymi głowami; na nogach okuci... Tym kościołem, za którego kolumną Jan się ukrył, była i jest świątynia pod wezwaniem św. Kazimierza przy ulicy Ostrobramskiej. Kiedy po raz pierwszy stanęłam pod wspomnianą kolumną, starałam się przywołać tamten sprzed lat tragiczny obraz młodych ludzi skazanych na zsyłkę. Po wejściu do środka zastanawiałam się natomiast nad tym, jakie związki łączyły Kazimierza z Wilnem, gdyż urodził się w Krakowie, a zmarł na zamku w Grodnie. Św. Kazimierz przyszedł na świat w stolicy Polski, na Wawelu, 3 października 1458 roku, jako drugi syn Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki zwanej matką królów, gdyż na tronach zasiadło czterech jej synów; Władysław był królem czeskim i węgierskim, Jan Olbracht polskim, Aleksander wielkim księciem litewskim i królem polskim, podobnie najmłodszy Zygmunt I zwany Starym. Kazimierz spędził swe dzieciństwo do 9. roku życia pod opieką matki, w gronie rodzeństwa na Wawelu. Potem przeszedł pod kuratelę nauczycieli, szczególnie Jana Długosza. Na Wawelu, w kaplicy Świętokrzyskiej, spoczywają szczątki jego rodziców. Znajdujący się tu sarkofag Kazimierza Jagiellończyka uznany jest za jedno z najcenniejszych dzieł Wita Stwosza. Na przeciwległej ścianie znajduje się grób królowej Elżbiety. Syn nie zajął miejsca obok nich. 132

133 Kazimierz szybko musiał pożegnać się z dzieciństwem i Krakowem, gdyż ojciec widząc w nim swego następcę, zabierał go ze sobą, wciągał w plany dynastyczne i państwowe. Młody królewicz budził powszechny szacunek i miłość poddanych swą mądrością, sprawiedliwością, rozwagą, spokojem i wrażliwością. Węgrzy chcieli widzieć go na swoim tronie, spodobał się też Krzyżakom w Malborku, również litewscy i koronni możnowładcy cenili go bardzo wysoko. W 1482 roku, gdy rodzina królewska przybyła na Jasną Górę z okazji 100-lecia Obrazu Najświętszej Panny, Kazimierz wśród pielgrzymów słuchał Mszy Świętej. Wiosną 1483 roku król wezwał go na Litwę, tam pełnił funkcję podkanclerzego, wkrótce jednak zachorował, prawdopodobnie na gruźlicę, a 4 marca 1484 roku zmarł. Tak odszedł w młodych latach świetnie się zapowiadający wnuk Władysława Jagiełły. Żałość ojca, na którego rękach skonał ukochany syn w zamku grodzieńskim, była ogromna. Kazimierz ukochał Wilno, często modlił się w katedrze, w kaplicy Najświętszej Maryi Panny, dlatego tu złożono jego prochy. Po badaniach (w 1521 roku), które przeprowadzał legat papieski i biograf Kazimierza Zachariasz Ferrari, kult świętego został potwierdzony, a jego ośrodkiem stało się Wilno. Powtórna bulla, wydana przez Klemensa VIII (1602) ostatecznie zatwierdziła świętość królewicza, na skutek czego został ogłoszony patronem Litwy i Polski, zaś w 1950 roku Pius XII uczynił go patronem młodzieży litewskiej. Uroczystości kanonizacyjne miały miejsce w Wilnie 10 maja 1604 roku. Miasto niezwykle ustrojone, rzesze ludzi, kwiaty, chorągwie. W kościele św. Stefana złożono bulle kanonizacyjne i chorągiew ku czci św. Kazimierza dar papieża. Stąd wyruszyła procesja do katedry. Brało w niej udział rycerstwo, bractwa dobroczynne, cechy rzemieślnicze, profesorowie uczelni, studenci, niezliczone rzesze szlachty i ludu. Pochód trwał 8 godzin przy wtórze orkiestry. Huczały armaty i grzmiały moździerze. Radośnie biły dzwony ze wszystkich kościołów miasta, które Kazimierz ukochał i w którym spędził część swego życia. W czasie tych uroczystości bp Benedykt Wojna poświęcił kamień węgielny pod pierwszy kościół ku czci nowego świętego. Wzorowany na rzymskim Il Gesu zapoczątkował nowy styl w architekturze, rozpowszechniony dzięki jezuitom, zwany barokiem. Kościół ten wzniesiony na planie łacińskiego krzyża, z potężną kopułą, stał się na długie lata wzorcem architektonicznym dla licznych świątyń. Jego wnętrze było zdobne w liczne rzeźby, pełne krętych kolumn, niespokojnych postaci świętych, utrwalonych w ruchu, złoceń, stiuków i fresków. Niestety tę perłę baroku przekształcono z czasem na cerkiew, zmieniono fasadę i ozdobiono kopułę. 133

134 Następnie zamieniony na muzeum ateizmu, po latach został zwrócony wiernym w 1989 roku. Obok tego kościoła, drogiego sercu każdego Polaka, istnieje w Wilnie kaplica św. Kazimierza przy katedrze. Kaplica ta wzniesiona na polecenie Zygmunta III nosi nazwę kaplicy Wazów i jest wzorowana na Zygmuntowskiej. W niej umieszczono w srebrnej trumnie relikwie patrona Litwy z uwagi na to, iż katedra była tym miejscem, które widziało w swych murach prawie wszystkich książąt litewskich, gościło zagranicznych monarchów, wodzów, znakomitych mężów stanu, uczonych i pisarzy. W 1993 roku modlił się tu Ojciec Święty Jan Paweł II. W katedrze odbywały się koronacje, śluby Aleksandra Jagiellończyka z córką Iwana Groźnego, Katarzyny Jagiellonki z synem króla szwedzkiego i Zygmunta Augusta z Barbarą. W podziemiach znajdują się groby królewskie i książęce, a także prochy św. Kazimierza. Kaplica Wazów jest najcenniejszym dziełem wczesnego baroku. W centrum stiukowego ołtarza dwa klęczące anioły podtrzymują trumienkę z relikwiami św. Kazimierza i jego statuetką. Poniżej znajduje się obraz przedstawiający świętego, który posiada trzy ręce. Prawdopodobnie podczas poprawek malarz z niewiadomych przyczyn jednej z nich nie zamalował. Ponadto po bokach są dwa malowidła ścienne: otwarcie trumny Kazimierza i wskrzeszenie dziewczynki przy jego grobie. Od 1956 do 1989 roku, kiedy katedrę zamieniono na muzeum ateizmu, relikwie św. Kazimierza znajdowały się w kościele świętych Piotra i Pawła na Antokolu. Po renowacji katedry i kaplicy wróciły na dawne miejsce. Odbywają się w niej uroczystości dotyczące patrona Litwy, które gromadzą Polaków i Litwinów nie tylko z Wilna, ale i okolicy. Szczególnie dzień 4 marca ściąga wiernych ze wszystkich stron chcących złożyć hołd pierwszemu świętemu tych ziem. Tego dnia odbywa się też słynny jarmark Kaziuk, będący przeglądem ludowej sztuki i rzemiosła. Imię Kazimierz było początkowo dynastyczne, gdyż nosili je przedstawiciele Piastów i Jagiellonów: Kazimierz Odnowiciel, Kazimierz Wielki, Kazimierz Jagiellończyk, z czasem rozszerzyło się we wszystkich grupach społecznych, dziś jest dosyć popularne. Składa się z dwu części: kazać pokój. 134

135 Jadwiga królowa Polski (Węgry Kraków) Gaude, Mater Polonia! rozlegał się donośny głos Papieża Polaka na Krakowskich Błoniach w czasie Jego V pielgrzymki do Ojczyzny. Był rok 1997, 8 dzień czerwca. Ten słoneczny czas, bezchmurne niebo, soczysta zieleń i kwiaty na bardzo długo zapadły w pamięci tych, którzy przybyli powitać Ojca Świętego, razem z Nim się modlić, wziąć udział w ważnej chwili dziejowej i dziękować za nią Opatrzności. Ciesz się, raduj, Matko Polsko! Powtarzam dziś to wezwanie do radości, które przez wieki śpiewali Polacy na wspomnienie św. Stanisława. Powtarzam je, ponieważ miejsce i okoliczność w szczególny sposób do tego usposabiają. Mamy bowiem znów powrócić na Wawel, do królewskiej katedry, i stanąć tam przy relikwiach królowej, Pani Wawelskiej. Oto nadszedł wielki dzień kanonizacji. I wtedy właśnie, po tych słowach, przed moimi oczyma przesunęły się obrazy z przeszłości. Ongiś bardzo często odwiedzałam katedrę wawelską, by przed sarkofagiem królowej Jadwigi, jeszcze nie świętej, ani błogosławionej, zatrzymać się. Wierzyłam, że jej piękna postać wykuta w białym alabastrze, postać założycielki Akademii Krakowskiej i Opiekunki żaków, wesprze mnie radą i pomocą. Długo czekałaś, Jadwigo, na ten uroczysty dzień. Prawie 600 lat minęło od twej śmierci w młodym wieku mówił Papież. Dnia 31 maja 1979 roku tenże sam Papież dokonał jej beatyfikacji, a 8 czerwca 1997 roku kanonizacji. Jadwiga Andegaweńska córka Ludwika Węgierskiego, wnuczka Elżbiety, siostry Kazimierza Wielkiego weszła do historii naszego narodu i literatury. Wiktor Gomulicki poeta, eseista, prozaik swój szkic historyczny pt. Trzy królowe tak rozpoczyna: Na ponurym tle wieków średnich, purpurowym od krwi, czarnym od dymu stosów katowskich, występują postacie niewieście tak idealnie piękne, tak świetlane i czyste, że równych im nie posiada żadna inna epoka. Do tych pięknych postaci należała i należy Jadwiga. Wczesne dzieciństwo spędziła na dworze królewskim w Budzie, jako kilkuletnia narzeczona Wilhelma na dworze Habsburgów. Od najwcześniejszych lat Jadwiga zdradzała zamiłowanie do lektury, muzyki, sztuki i nauki, znała kilka języków obcych. To nie ona przez Ludwika przewidziana była 135

136 do panowania w Polsce, lecz starsza jego córka Maria. Losy inaczej się potoczyły. Panowie polscy na sejmie w Radomsku w 1384 roku uchwalili, że Jadwiga zasiądzie na tronie polskim. Przybyła więc do Krakowa, gdzie 16 października 1384 arcybiskup Bodzanta włożył koronę na jej głowę. W dwa lata później możnowładcy zwrócili się do Jagiełły z oznajmieniem, że Jadwiga zgodziła się zostać jego żoną. Na mocy unii w Krewie, władca Litwy przybył do Krakowa, przyjął chrzest, a 18 lutego tegoż roku Jadwiga i Jagiełło wzięli ślub w katedrze na Wawelu. Dla historii szczęście lub niedola jednostki pisze wspomniany prozaik są niczym. Jej wzrok jest skierowany na ruchy wielkich mas narodowych, nie na drgnienia jednego serca niewieściego; ją zajmują losy państwa, nie uczucia królowej. Historycy wielokrotnie spekulowali na temat tego, co łączyło Jadwigę i Wilhelma, wysuwali różne hipotezy dotyczące planów z nimi związanych. Nikt jednak nie był i nie jest w stanie odgadnąć, co działo się w sercu młodziutkiej dziewczyny, zapewne zakochanej w księciu. Widocznie swoje rozterki, wahania i decyzje powierzała Chrystusowi rozpiętemu na krzyżu w katedrze wawelskiej, przed którym spędzała wiele czasu. Prawdopodobnie perspektywa nawrócenia Litwy, jej chrzest i inne profity płynące dla Polski z małżeństwa z Jagiełłą przekonały Jadwigę o słuszności jej ostatecznej decyzji. Paweł Jasienica historyk XX wieku tak się wypowiada na ten temat w książce pt. Polska Jagiellonów : W zamian za koronę i Jadwigę dla Jagiełły Litwini mieli przyjąć katolicyzm, Jagiełło przyrzekał zwrócić Polsce brańców, pochwytanych w czasie dawniejszych napadów na nasz kraj, odzyskać wszystkie terytoria stracone poprzednio przez królestwo, zapłacić Habsburgom za zerwanie umowy o małżeństwie Jadwigi z Wilhelmem, a Księstwo Litewskie miało być przyłączone do Polski. W ten sposób rozpoczął się nowy okres, okres rządów królowej Jadwigi i Jagiełły. Na swym krakowskim dworze młodziutka władczyni zgromadziła przedstawicieli elity intelektualnej. Dzięki niej zostały przełożone na język polski Psalmy Dawida, które przetrwały do naszych czasów pod nazwą Psałterz floriański. Dbałość i troska o rozwój kultury przejawił się jeszcze w inny sposób, w 1397 roku założyła bursę dla polskich i litewskich studentów w Pradze przy Uniwersytecie Karola, Kraków zaś i Polska zawdzięczają Jadwidze odrodzenie Akademii Kazimierzowskiej, na którą przeznaczyła wszystkie swoje kosztowności. Niebawem uzyskała zgodę papieża na utworzenie fakultetu teologii. Ten fakt podkreślił Jan Paweł II w przesłaniu do biskupów z Konferencji Episkopatu Polski (8 czerwca 1997) Trzecim etapem mojej wizyty był Kraków i sześćsetna rocznica powstania pierwszego na ziemi polskiej naukowego i dydaktycznego ośrodka myśli teologicznej, jakim był 136

137 Wydział Teologiczny Akademii Krakowskiej, później Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego powstanie było zasługą królowej Jadwigi. To, co św. Wojciech czytamy dalej głosił i co zasiał swoją męczeńską śmiercią, św. Jadwiga postanowiła poszerzyć i uczynić własnością wielu pokoleń przez otwarcie Polsce szerokiego dostępu do skarbca wiedzy i nauki chrześcijańskiej Europy. Królowa wypełniała swe życie modlitwą oraz działalnością charytatywną. Wrażliwa na cierpienia i choroby ludzi, szczególnie biednych, zakładała szpitale nie tylko w Krakowie, ale i w innych miastach swego królestwa. Opiekowała się nimi i wspierała. Ufundowała wiele kościołów i klasztorów. Z tą działalnością wiążą się legendy, a zwłaszcza jedna, niezwykle urokliwa mówiąca o budowie świątyni NMP na Piasku, w której to ścianie widnieje do dziś ślad wyciśniętego bucika. Jadwiga doglądająca budowy, dowiedziała się o chorobie żony kamieniarza, wtedy oderwała złotą klamrę z drogimi kamieniami i podarowała ją na leczenie chorej. Nie zauważyła, że stopę położyła na kamieniu oblanym wapnem. Ślad pozostał. Najgłębszym rysem jej krótkiego życia mówił Papież w swej homilii kanonizacyjnej a zarazem miarą jej wielkości jest duch służby. Swoją pozycję społeczną, swoje talenty, całe swoje życie prywatne całkowicie oddała na służbę Chrystusa, a gdy przypadło jej w udziale zadanie królowania, oddała swe życie również na służbę powierzonego jej ludu. Duch służby ożywiał jej społeczne zaangażowanie. Z rozmachem zagłębiała się w życie polityczne swej epoki. Wiosną 1387 roku poprowadziła wyprawę rycerstwa polskiego na wschód, której celem była rewindykacja zajętej przez Węgrów Rusi Czerwonej. We Lwowie złożył jej hołd lenny hospodar mołdawski Piotr I W dziesięć lat później w Inowrocławiu wzięła udział w spotkaniu z wielkim mistrzem krzyżackim Konradem von Jungingenem w sprawie powrotu do Korony Ziemi Dobrzyńskiej. Dla uczczenia tego faktu w roku 2009 Inowrocław obrał sobie św. Jadwigę za patronkę miasta. Jej zabiegi i starania, jak również Jagiełły, gdy idzie o Krzyżaków, niewiele dały. W końcu królowa miała powiedzieć, że dopóki ona żyje, wstrzymuje tę straszną wojnę, jaka grozi zakonowi, ale po jej śmierci sprawiedliwość go nie minie. Te prorocze słowa wkrótce miały przyjąć realne kształty. Bitwa narodów na polu Grunwaldu w 1410 roku doprowadziła do całkowitej klęski rycerzy krzyżowych, którzy przez długie lata nękali Polskę, a przede wszystkim Litwę pod pozorem nawracania jej mieszkańców na wiarę chrześcijańską. Tymczasem w czerwcu 1399 roku przyszła na świat córka Jadwigi, z którą wiązano wielkie nadzieje, a która po trzech tygodniach zmarła. Wkrótce po niej odeszła młoda matka. Ogromne uczucie żalu ogarnęło mieszkańców Polski i Litwy, z powodu zgonu młodziutkiej królowej, szybko przekształ- 137

138 ciło się w religijną cześć. Jej chrześcijańska postawa zaznaczyła się głównie w oddziaływaniu na rzecz pokoju. Ponadto troska o innych przejawiła się też w tym, że cały swój majątek zapisała w testamencie Akademii Krakowskiej. Przez całe swoje życie pochylała się nad biednymi, cierpiącymi i chorymi. Zrezygnowała z osobistego szczęścia dla dobra wiary i narodu w imię Chrystusa. Królowa Jadwiga spoczęła w Katedrze Wawelskiej. Jej sarkofag kilkakrotnie otwierano w celu przeprowadzenia badań naukowych. Ostatecznie w 1987 roku relikwie błogosławionej umieszczono w mensie ołtarza z czarnym krucyfiksem, przed którym Jadwiga spędziła wiele godzin na modlitwie, zanim zdecydowała się poślubić Jagiełłę. Obecnie, zapewne patrząc z błękitów, raduje się, że Jan Paweł II wspomina Jej imię i działalność, że będąc w parafii pod Jej wezwaniem na Krowodrzy, powie: Zrządzeniem Bożej Opatrzności dziś mogę wejść do tej świątyni, by właśnie tu razem z wami dziękować Bogu za dar świętości Królowej Jadwigi, którą dane mi było wczoraj kanonizować. Brat Albert powstaniec, malarz, zakonnik Nazwa Polska od 68 lat nie widniała na mapie Europy, ponad pół wieku Polacy dotkliwie odczuwali jarzmo niewoli. Trzy zrywy niepodległościowe: Insurekcja Kościuszkowska, Powstanie Listopadowe, Wiosna Ludów zakończyły się klęską i represjami ze strony wrogów. Duch w narodzie jednak nie upadł. Od 8 kwietnia 1861 roku wyrazem woli walki stały się procesje i manifestacje religijno-patriotyczne. Utrwalił je Artur Grottger w cyklach na poszczególnych kartonach. Jego obrazy stanowią żywą kronikę tych faktów, które złożyły się na pełny obraz powstania: od branki poczynając, poprzez przygotowania do powstania, bój, pobojowisko, spustoszenie kościołów, dewastację dworów, na smutnej refleksji kończąc: Ludzkości, rodzie Kaina. Z nocy 22 na 23 stycznia 1863 roku rozpoczęło się powstanie zwane styczniowym. Źle przygotowane, nie mające odpowiednich wodzów, broni, sprzętu, aprowizacji i pieniędzy, w obliczu wroga zaprawionego w wojnie krymskiej, było z góry skazane na niepowodzenie. Jedno z najbardziej krwawych i tragicznych, w którym zginęło 20 tysięcy powstańców, kilkaset osób zostało straconych w czasie egzekucji, 138

139 ponad 6 tysięcy znalazło się w niewoli, a na Sybir popędzono około 50 tysięcy ofiar. Polską ziemię pokryły świeże mogiły, tak na wiejskich cmentarzykach, jak i wielkich nekropoliach w Warszawie, we Lwowie i Wilnie. Brali w nim udział przede wszystkim młodzi ludzie, a wśród nich znalazł się Adam Chmielowski, były uczeń szkoły kadetów w Petersburgu, student Instytutu Politechnicznego i Rolniczo-Leśnego w Puławach. Koledzy Adama rwali się do walki o niepodległość wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi, który kazał się liczyć z olbrzymią, militarną przewagą wroga. Pod wodzą Leona Frankowskiego, komisarza Rządu Narodowego na województwo lubelskie, powstał oddział zbrojny złożony ze studentów Instytutu. W dniu wybuchu powstania było ich 600. Niebawem pod Słupczą udało się Moskalom dopaść powstańców i całkowicie ich rozbić. Ocaleni z pogromu grupkami przedostawali się do innych oddziałów. Adam wraz z kolegami przedarł się do obozu Langiewicza. Walki, przybierające formę wojny partyzanckiej, były wyjątkowo ciężkie. Niewielkie oddziałki, słabo uzbrojone, koczujące w lesie, staczały potyczki bez żadnego planu taktycznego. Niebawem oddziały Langiewicza poszły w rozsypkę. Część powstańców, a wraz z nimi Adam, przeprawili się przez Wisłę i zostali internowani przez Austriaków. Wkrótce udało mu się jednak uciec z obozu i znowu znaleźć się na terenie Królestwa Polskiego wśród powstańców. W czasie jednej z bitew Adam został ranny. Autor biograficznej powieści o nim pt. Brat Albert Jerzy Żak-Tarnowski tak opisuje to wydarzenie: Wtem jak piorun z jasnego nieba pada pod konia Adama przypadkowo gdzieś zabłąkany granat rosyjski i pękając ze straszliwym łoskotem, rozszarpuje konia, a potężny odłam granatu z całą siłą uderzając w obcas buta Adama, wyrzuca zemdlonego z siodła na ziemię. Ranny dostaje się do niewoli rosyjskiej, gdzie w szpitalu amputują mu nogę. Klęska sprawy narodowej, wielokrotne spoglądanie śmierci w oczy, utrata nogi, dwukrotna niewola pisze dalej wspomniany autor oto z jakim balastem przeżyć wkraczał młody człowiek na dalszą drogę życia. Dokąd ta droga prowadziła? Z powstańca przeobraził się Adam w artystę studiującego w Paryżu, a następnie w Monachium. W stolicy Francji zwiedzał muzea, wystawy i malował. Z tego okresu pochodzi jego pierwszy obraz pod nazwą Po pojedynku. Podobno ten talent odziedziczył po matce. Do dziś w klasztorze na Jasnej Górze znajdują się ornaty haftowane według wzorów przez nią zaprojektowanych. Na początku 1869 roku Chmielowski wrócił na krótko do Warszawy, a następnie do Krakowa, gdzie zaprzyjaźnił się z profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego Lucjanem Siemieńskim. Dzięki stypendium ufundowanemu przez 139

140 hr. Włodzimierza Dzieduszyckiego wyjeżdża do Monachium. Tam zapoznaje się z najnowszymi kierunkami artystycznymi, poznaje arcydzieła sztuki dawnej, opanowuje technikę. Duży wpływ wywiera na niego impresjonizm malarstwo wrażenia, które każe wyjść w plener, chwytać chwilowe zjawiska przyrody na gorąco, oddawać grę światła o różnych porach dnia i nocy. W tej krainie sztuki studiowało wtedy wielu Polaków: Józef Brant, bracia Gierymscy, Siemiradzki, Chełmoński, Witkiewicz, Wyczółkowski, obaj Kossakowie i inni. Wśród Polaków znajdował się człowiek pisał Maks Gierymski w swoim pamiętniku który na całą prawie grupę wywierał wpływ szczególny, którego umysł głęboki i logiczny wcześniej niż czyjkolwiek bądź dotarł do najsłuszniejszych pojęć o sztuce i jej stosunku do ludzkiej duszy był nim Adam Chmielowski. Gierymski przyjaźnił się z nim i umarł na jego ręku. Adam bardzo mocno przeżył śmierć przyjaciela i w związku z tym wrócił do kraju. Jak go w tym czasie widzieli współcześni? Siostra Witkiewicza tak kreśli jego sylwetkę: Adam był dobrze wychowany, wykwintny pan, uprzejmy dla dam, starannie zawsze ubrany, czasem bardzo wesół, dowcipny, nawet potrafił tak się cieszyć życiem, że w kompanii przyjaciół tańczył mazura, pomimo, że jego sztuczna noga często mu sprawiała figle. Pierwszym obrazem z tego okresu był Ogród miłości, o którym Wojciech Gerson powiedział: Wrażeniowcem najczystszej wody był, mało dziś malarstwem zajmujący się, estetycznie wysoko wyrobiony, obdarzony najdoskonalszym poczuciem piękna. Natomiast Helena Modrzejewska stwierdziła: Był on i jest chodzącym wzorem cnót chrześcijańskich i głębokiego patriotyzmu, oddychający poezją, sztuką i miłością bliźniego. Niebawem Chmielowski wrócił do Krakowa. Dwa fakty wpłynęły na jego stan psychiczny: śmierć Siemińskiego oraz zetknięcie się z ludzką nędzą. Pewnego razu wracając z Pałacu pod Baranami, z balu u hr. Alfreda Potockiego, zapragnął z kolegą odwiedzić miejską ogrzewalnię:...nim przybysze zdołali rozróżnić ludzkie kształty uderzył ich niesamowity zaduch i smród rozgrzanych, brudnych ciał i przepoconych szmat, które służyły tym biedakom za odzienie pisze Żak-Tarnowski. To, co zobaczył, odbiło się głośnym echem w życiu artysty. Ten powstaniec inwalida, świetnie zapowiadający się malarz wstępuje do klasztoru. Na tę decyzję złożyło się szereg przyczyn, ale przede wszystkim długotrwały proces duchowy, polegający na szukaniu coraz głębszych treści w życiu i sztuce. Pobyt w zakonie jezuitów nie trwał długo, gdyż Adam załamał się psychicznie. Wtedy zamieszkał u brata na Podolu. Jeździł po wsiach, kontaktował się z wieśniakami zapoznając ich z ideą III Zakonu św. Franciszka. Tę pracę apostolską podjął Chmielowski, będąc głęboko prze- 140

141 konany, że to jest rola, która wymaga szczególnie starannej uprawy. Ponadto odnawiał kościoły, kapliczki, przeprowadzał renowację starych obrazów, malował nowe olejne i akwarele. Władze carskie czuwały i tropiły jego działalność. W końcu Adam otrzymał rozkaz opuszczenia terenu Rosji pod groźbą zesłania na Sybir. Był rok Chmielowski przybył na stałe do Krakowa. Wyglądem nie przypominał już dawnego, młodego, wytwornego i beztroskiego artystę. Podstarzały, przygarbiony, cichy, pokorny, rozmiłowany w modlitwie i ćwiczeniach duchowych, prowadził pracowite, pełne umartwienia życie. Tak go charakteryzuje jego biograf. Z malarza wkrótce przeobraził się w filantropa i samotnika. W czasie wędrówek na peryferiach miasta zetknął się z bezdomnymi chłopcami, żyjącymi z żebractwa. Najpierw wziął jednego, a wkrótce szybko zapełnił się pokój malarza opuszczonymi chłopcami, którym zapewnił nocleg i jakie takie wyżywienie. Dnia 25 sierpnia 1887 roku o. Wacław Nowakowski, były powstaniec i Sybirak, dokonał w kościele Kapucynów obłóczyn Adama Chmielowskiego, który przywdział szary habit i imię Albert. Tymczasem problem bezdomności dla miasta Krakowa stawał się sprawą palącą. Brat Albert zrozumiał, w jaki sposób należy pomóc biedakom: 25 sierpnia 1888 roku złożył śluby zakonne, co dało początek Zgromadzeniu Braci Albertynów. Przejął od miasta opiekę nad ogrzewalniami i z kilkoma towarzyszami przygotował pomieszczenie dla ubogich. Następnie Bracia III Zakonu rozpoczęli akcję zbierania datków w naturze i pieniądze. Codziennie ulicami Krakowa jechał wózek ciągnięty przez jednego konia. Do wózka wrzucano różne dary. W ogrzewalni Brat Albert ujmująco rozmawiał z biedakami, dla każdego miał dobre słowo i serdeczny uśmiech. Szczególną opieką otaczał chorych, starców i dzieci. W zimie była niewygoda z powodu szczupłości miejsca przy większym napływie ubogich. Niektórzy spędzali noc, stojąc. Wszyscy noclegujący dostawali rano posiłek, w południe wydawano 40 do 50 porcji obiadów i nieco więcej porcji wieczerzy. Rozdawano też buty, bieliznę i części ubrania. Ani praca ponad siły, ani przeprowadzane kwesty, ani doraźnie składane ofiary nie wystarczały na pokrycie stale wzrastających potrzeb ogrzewalni. Brat Albert nie krępował wolnej woli swoich pomocników. Pragnął, aby pracowali nie z obowiązku, ale z miłości do bliźniego. Chciał, żeby ich decyzja pozostania przy nim wypływała ze zrozumienia wielkości i świętości zadania, jakiego się podejmują pisze Jerzy Żak-Tarnowski. Obok męskiego klasztoru powstało Zgromadzenie Sióstr Albertynek. Z biegiem czasu działalność charytatywna braci i sióstr nabierała coraz większego rozmachu. Alberty- 141

142 ni i Albertynki w okresie międzywojennym obsługiwali 24 hospicja męskie i 56 żeńskich. Formacje nowych kandydatów organizował Brat Albert w domkach pustelniczych. Najbardziej znanym stała się pustelnia w Zakonie na Kalatówkach. Tam bowiem na gruncie ofiarowanym przez Władysława Zamojskiego powstał mały klasztorek. Bracia Albertyni pracowali nie tylko przy jego budowie, ale także przy wielu innych, na przykład szosy prowadzącej z Zakopanego do Morskiego Oka. Krakowskie przytulisko było przez dłuższy czas wzorem dla wszystkich innych, rozrzuconych na terenie Galicji. Tymczasem Brat Albert czuł się coraz gorzej. Będąc do końca spokojnym, a nawet pogodnym, zmarł 25 grudnia 1916 roku. Tak odszedł powstaniec inwalida, utalentowany malarz, który porzucił życie światowe i przywdział zgrzebny habit, by służyć najbiedniejszym. Jemu poświęcił Karol Wojtyła swój dramat, opublikowany w 1979 roku w Tygodniku Powszechnym pt. Brat naszego Boga. Krakowski bohater naśladował św. Franciszka porzuciwszy sztukę, by wieść życie żebracze razem z tymi, w których twarzach odkrył twarz Chrystusa. Konflikt wewnętrzny bohatera nie jest dramatem wyboru pomiędzy dwoma powołaniami, lecz stanowi studium narodzin jednego z drugiego. W przełomowym momencie akcji Adam podchodzi do sztalugi, na której znajduje się obraz Ecce Homo, wyobrażający Chrystusa w czerwonej szacie, cierniowej koronie, trzciną w ręce i mówi: Jesteś jednakże straszliwie niepodobny do Tego, Którym jesteś Artysta dokonując tego odkrycia, porzuca dotychczasowe życie i staje się Bratem Albertem. Ta duchowa przemiana bohatera dramatu Karola Wojtyły w pewnym stopniu wykazuje podobieństwo do biografii autora. Zostawszy kapłanem, Wojtyła nie włączył się już nigdy, tak jak wcześniej, w życie artystyczne. Pisał, tworzył, ale twórczość poetycka stała się dla niego jedną z wielu dróg zgłębiania rzeczywistości, lecz nie najważniejszą w pełnieniu obowiązków. Pisząc ten dramat po II wojnie światowej, Karol Wojtyła nie przypuszczał, nie przewidział, że w przyszłości jako Papież zaliczy Brata Alberta w poczet błogosławionych 22 czerwca 1983 roku na Błoniach Krakowskich, a 1 listopada w 6 lat później ogłosi Go świętym w czasie pielgrzymki do Zakopanego. Po beatyfikacji Jego relikwie przeniesiono z kościoła Karmelitów Bosych i złożono w kaplicy zakonnej Domu Generalnego Sióstr Albertynek, na Czerwonym Prądniku, przy ul. Woronicza 10, gdzie obecnie wznosi się Sanktuarium Ecce Homo św. Brata Alberta. 142

143 Bóg i Ojczyzna Człowieka można przemocą ugiąć, ale nie można go zniewolić. Polak miłujący Boga i Ojczyznę powstanie z każdego poniżenia, bo zwykł klękać tylko przed Bogiem. (ks. Jerzy Popiełuszko) Sierpniowy dzień 2005 roku. Błękitne niebo rozciągnięte nad Warszawą towarzyszy mi w drodze na Żoliborz. Z gęstwy zieleni wyłania się biel ścian i dwu wież kościoła p.w. św. Stanisława Kostki. Zanim wejdę do wnętrza świątyni, zatrzymuję się po prawej jej stronie, przy mogile, którą kryje olbrzymi granit w postaci krzyża o nieszlifowanych brzegach. Wyraźnie odbija on od zielonego dywanu strzyżonej trawy. Grób, zaprojektowany przez artystę plastyka Jerzego Kalinę, znajduje się w centrum, wokół otacza go różaniec o paciorkach z polnych głazów, a łącznik ma kształt Orła w Koronie z Matką Bożą Częstochowską na piersi. Ludzie modlą się w skupieniu. Są to pątnicy z różnych stron kuli ziemskiej, ludzie różnego wieku, profesji i płci. Klękam i ja. Nasuwa się pytanie, czyje doczesne szczątki kryje ten grób? Czy zasłużonego dostojnika Kościoła? Czy może człowieka pełniącego za życia funkcję publiczną? Nie! Złożono w nim ciało młodego człowieka, księdza bestialsko zamordowanego przez sługusów reżimu komunistycznego. Czym zawinił? Walczył o prawdę, stawał w obronie wiary i ludzi pokrzywdzonych. Ksiądz Jerzy Popiełuszko przyszedł na świat w rodzinie wielodzietnej, we wsi Okopy. O powołaniu i podjętej decyzji powiadomił rodziców tuż po maturze. Kiedy był na II roku seminarium, wcielono go do wojska. Szykanowany, nie zmienił swych planów życiowych. Święcenia przyjął 28 maja 1972 roku z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ostatnim miejscem jego pracy była parafia p.w. św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, w której prowadził duszpasterstwo średniego personelu medycznego, a następnie Duszpasterstwo Ludzi Pracy. Pierwsze zetknięcie z robotnikami było dla niego ogromnym przeżyciem, tak o nim pisze: Tego dnia i tej Mszy świętej nie zapomnę do końca życia. Gęsty szpaler ludzi uśmiechniętych i spłakanych jednocześnie. I oklaski... Niepotrzebne były moje obawy wszystko było przygotowane. Od tego momentu, od pierwszego spotkania zaczęła się przyjaźń między 143

144 młodym księdzem pełnym zapału i poświęcenia, a robotnikami. W każdą niedzielę odprawiał dla nich Mszę świętą, organizował cykle wykładów z różnych dziedzin wiedzy, a kiedy ogłoszono stan wojenny, angażował się w działalność charytatywną, pomagając rodzinom prześladowanych i więzionych robotników. Sprawował też raz w miesiącu Mszę świętą za Ojczyznę i wygłaszał homilie, których słowa głęboko zapadały w serca zgnębionych, a równocześnie doprowadzały do pasji prześladowców. Zwracając się do wiernych, mówił: Posłał mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc... Mamy wypowiadać prawdę, gdy inni milczą. Wyrażać miłość i szacunek, gdy inni sieją nienawiść, zamilknąć, gdy inni mówią, modlić się, gdy inni przeklinają. Kiedy indziej wołał: Zachować godność, by móc powiększać dobro i zwyciężać zło, to kierować się w życiu sprawiedliwością. Sprawiedliwość wypływa z prawdy i miłości... Gdzie brak jest miłości i dobra, tam na jej miejsce wchodzi nienawiść i przemoc. Słowa te padały niczym ziarno w glebę, by z czasem wydać stokrotne plony. Tymczasem ówczesne władze podejmowały przeciwko księdzu Jerzemu kampanię oszczerstw i represji, w prasie ukazywały się artykuły oczerniające osobę księdza Popiełuszki oraz jego działalność. On zaś, będąc głośnym obrońcą ideałów Solidarności, stawał się coraz bardziej niewygodny dla rządzących. Stosowano więc różne środki represji, zaczynając od skarg do Kurii, poprzez kilkakrotne przesłuchania, rewizje, upozorowany wypadek, kończąc na okrutnym morderstwie. Po nieudanym pierwszym zamachu na życie księdza Popiełuszki w sześć dni później tj. 19 października 1984 roku zorganizowano następny. W tym dniu w bydgoskim kościele p.w. Świętych Polskich Braci Męczenników ksiądz Jerzy spotkał się z ludźmi pracy, robotnikami, by się modlić. Nie przeczuł, że po raz ostatni sprawuje Ofiarę Mszy Świętej. Poprowadził też rozważania wokół bolesnych tajemnic Różańca Świętego. Następnie opuścił Bydgoszcz, by wrócić do Warszawy. W drodze do Torunia, koło miejscowości Górsk, Jego samochód został zatrzymany przez pracowników Służby Bezpieczeństwa Grzegorza Piotrowskiego i Waldemara Chmielewskiego, którzy wywlekli kapłana z auta, bili Go, zakneblowali Mu usta, związali i wrzucili do bagażnika. Jak potoczyły się dalej wypadki, wiemy jedynie z zeznań prześladowców składanych w czasie pokazowego procesu, które nie mogą być w pełni wiarygodne. Zmasakrowaną Ofiarę z kamieniem jedenastokilogramowym u szyi wyłowiono w kilka dni później z Wisły. Mimo woli przypominają się słowa Adama Mickiewicza: Klątwa 144

145 ludom, co swoje mordują proroki. Świadkami tego mordu był Bóg i ciemna noc rozpostarta nad Mazowszem. Dnia 3 listopada miał miejsce pogrzeb, na którym zgromadziły się tłumy wiernych, kilkaset tysięcy osób przybyłych z całej Polski i zagranicy. Zgromadzili się, by oddać hołd Męczennikowi, Ofierze reżimu, który walczył o prawdę i tej prawdy bronił do końca. Proces zabójców rozpoczął się 27 grudnia w Toruniu. Wyrok był nieproporcjonalny do przestępstwa. Mimo wyroku skazującego, nie odpowiedziano na pytanie, kto wydał rozkaz zamordowania polskiego księdza. Żegnając księdza Jerzego, biskup W. Zięba mówił: Tragiczna śmierć otwiera oczy nasze, naszego serca, naszego umysłu, naszej wiary. Kiedy indziej ks. Mieczysław Maliński stwierdził: Ksiądz Jerzy uczył nie tylko wolności, sprawiedliwości, służby ludziom, ale i pokoju, przebaczenia, darowania, miłości nieprzyjaciół słowami, życiem, swoją śmiercią. W podobny sposób wypowiadali się nie tylko duchowni, ale i świeccy na wysokich stanowiskach zawsze, ilekroć odwiedzali grób księdza. Popiełuszki. Co roku 19 października, w rocznicę śmierci, przybywają wierni do mogiły Sługi Bożego, księdza Jerzego, aby modlić się o Jego rychłą beatyfikację. Każdego dnia stają w tym miejscu pielgrzymi w modlitewnej zadumie. Od wiosny do jesieni miesięcznie pojawia się 100 tysięcy ludzi. Przez lata, dzień i noc, przy grobie Męczennika pełnią wartę członkowie Kościelnej Służby Porządkowej. Dnia 14 czerwca 1987 roku uklęknął przy grobie Księdza Męczennika i Papież Jan Paweł II. Zatopił się w modlitwie, złożył kwiaty i ucałował mogiłę, która kryje prochy Ofiary. Później wielokrotnie wracał Ojciec Święty do działalności i życia księdza Jerzego:...śmierć Jego zbliża nas do odrodzenia życia. Niech nie będzie nadaremna!. We Włocławku, 7 czerwca 1991 roku Jan Paweł II w swej homilii nawiązał do życia świadka Chrystusa i ewangelicznej prawdy. Wyjaśniał: Trzeba Go widzieć i czytać w całej prawdzie Jego życia. Również kard. Józef Glemp podczas odsłonięcia pomnika księdza Popiełuszki w Ząbkach, mówił: Swoim życiem ukazał, jak służyć Bogu, człowiekowi i Ojczyźnie. I ten wymiar Jego życia jest najcenniejszym testamentem. Proces beatyfikacyjny księdza Popiełuszki na etapie diecezjalnym rozpoczął się 8 lutego 1997 roku. Trwał cztery lata. Członkowie Trybunału Beatyfikacyjnego przesłuchali 41 świadków. Z tego powstał dokument zawierający 900 stron. Przygotowano też materiały niezbędne do zakończenia procesu na szczeblu diecezji. Dnia 3 maja 2001 roku nastąpił II etap w Watykanie. 145

146 Od męczeńskiej śmierci Sługi Bożego Jerzego upłynęło 25 lat. Jesteśmy świadkami, że spełniają się słowa modlitwy i niezłomny obrońca praw Bożych i ludzkich, dany Ojczyźnie naszej i światu jako znak zwycięstwa miłości nad nienawiścią, zostanie wyniesiony do chwały ołtarza. Trwają przygotowania do uroczystości związanych z ogłoszeniem Go błogosławionym. Matka, która przeżyła boleśnie śmierć Syna, będzie świadkiem Jego triumfu u Boga. I nam dane będzie radować się tym, że powiększy się poczet polskich Świętych. Tymczasem coraz liczniejsze pielgrzymki napływają z różnych stron świata, wierni organizują wystawy poświęcone Męczennikowi za wiarę. W Polsce i poza granicami postawiono 39 pomników Księdza Jerzego jak podaje ks. Zygmunt Malacki w 43 miastach nadano ulicom Jego imię, ufundowano 121 tablic pamiątkowych i obelisków, 9 szkół nosi imię księdza Popiełuszki, otwarto wiele izb pamięci, wydano książki o Nim oraz wyprodukowano film pt. Popiełuszko wolność jest w nas w reżyserii Rafała Wieczyńskiego. Świetna obsada, dobra gra aktorów, właściwa sceneria wiernie oddają atmosferę tamtych czasów i ukazują tragizm sytuacji. Widzowie wychodzą z kina wstrząśnięci szykanami i represjami, jakie panowały w minionej epoce, szczególnie w stosunku do niepokornych. 146

147 Rozdział czwarty Przeszłość i teraźniejszość 147

148 148

149 Boże Narodzenie w szlacheckim dworze, chłopskiej chacie i moim domu Noc zimowa groźna i milcząca. Z góry na dół śnieżne lecą puchy, Świat jest jedną białością bez końca. (Autor nieznany) Narodowe dzieje sprawiły, że Boże Narodzenie wpisało się w polską tradycję jako święta prawdziwego zbliżenia, wzajemnego darowania sobie win, lekcja miłości, jako czas refleksji i zadumy. Jednakowo więc i w szlacheckim dworze i chłopskiej chacie czekano kiedyś na wieczerzę wigilijną, choinkę, pasterką i Narodzenie Boga. Boże Narodzenie jest najważniejszym świętem w polskim roku obrzędowym, obchodzonym bardziej uroczyście, niż w jakimkolwiek kraju europejskim, świętem połączonym z wyjątkowymi emocjami. Być może wynika to z rozdzielenia dziesiątków, a w pewnych okresach setek tysięcy Polaków z krajem i rodziną. Bywały w dziejach narodu, a także w życiu każdego z nas wigilie pogodne, radosne, pełne rodzinnego ciepła, wspominane z rozrzewnieniem, ale także zdarzały się wigilie samotne, smutne, a nawet tragiczne. Od praczasów wigilia otwierała rok słoneczny, rok obrzędowy. Zachowały się więc w jej obchodach ślady dawnych zwyczajów agrarnych, zadusznych, noworocznych. Przede wszystkim jest jednak uroczystością chrześcijańską wyrażającą czuwanie i oczekiwanie na przyjście Boga Człowieka, małego Jezuska. To wielkie i cudowne wydarzenie skłania do postu oraz modlitwy. Jakkolwiek post w tym dniu wiąże się z religią katolicką, produkty używane do przygotowania kolacji kojarzą się z wierzeniami Słowian. Przaśny chleb, czyli opłatek, miód, mak, grzyby są pokarmami mającymi ukryte znaczenie. Julian Ursyn Niemcewicz, znany poeta i działacz Oświecenia, tak wspomina wieczerzę wigilijną w dworku szlacheckim: Wigilia Bożego Narodzenia była wielką uroczystością. Od świtu wychodzili domowi słudzy na ryby, robiono na rzece i toniach przeręby i zapuszczano niewód. Niecierpliwie oczekiwano powrotu rybaków. Z tym dniem wiązało się szereg wróżb i zwyczajów. Zygmunt Gloger w Encyklopedii staropolskiej z 1903 roku pisze: Stawianie 149

150 snopów zboża po rogach izby, w której zasiadają do uczty wigilijnej, dotąd napotykane u ludu, było niegdyś zwyczajem we wszystkich warstwach powszechnym. U pani wojewodziny Dobrzyckiej na Mazowszu, w połowie XIX wieku, nie siadano do wigilii bez snopów zboża po rogach komnaty stołowej ustawionych. Uzasadnienie tego zwyczaju daje Wacław Potocki, poeta XVII wieku: Stary obyczaj w tym mają chrześcijańskie domy Na Boże Narodzenie po izbach słać słomy, Że w stajni Święta Panna leżała połogiem. Snopy te miały sprzyjać przyszłym urodzajom i zapewnić dobre plony, toteż ustawiano je zarówno w chatach chłopskich, jak i w dworskich jadalnych pokojach, a nawet magnackich rezydencjach. Snopy zbóż rozmaitych, rozsypane ziarna, słoma z czasem zostały zredukowane do maksimum i dziś na stole pojawia się tylko garstka siana, na którym leży opłatek lub figurka małego Dzieciątka. Pierwsza gwiazdka na grudniowym niebie, zwiastująca przyjście Pana, stanowiła i stanowi znak rozpoczęcia wieczerzy. Niecierpliwie jej czekano pisze J. U. Niemcewicz gdy ta zajaśniała, zbierali się domownicy, goście i dzieci... rodzice wychodzili z opłatkiem na talerzu, a każdy z obecnych, biorąc opłatek, obchodził wszystkich zebranych, nawet służących i łamiąc go powtarzał: bodaj byśmy na przyszły rok łamali go ze sobą. Pięknym zwyczajem związanym z wierzeniami, że opłatkiem można podzielić się z duszami bliskich zmarłych, jest puste miejsce przy stole i nakrycie, na którym obecni pozostawiają okruchy opłatka. Barwny opis wigilii daje Władysław Reymont w Chłopach : Uroczysta cichość zaległa izbę. Boryna się przeżegnał i podzielił opłatek między wszystkich. Chrystus się w onej godzinie narodził, to niech każde stworzenie krzepi się tym chlebem świętym... pojadali wolno i godnie, najpierw był kwas buraczany, potem przyszły śledzie... Nie skończyli jeszcze, gdy ktosik zapukał do okna. Słuchali strwożeni. Kubowa dusza. Ktosik potrzebujący. W ten dzień nikt nie powinien być głodny, ni ostawać bez dachu. Tradycja nakazuje 12 potraw z uwagi na to, że było 12 apostołów, inni wiążą ten fakt z 12 miesiącami w roku. Niegdyś w domach chłopskich wieczerzę przyrządzano wyłącznie z płodów ziemi: wszystkiego, co w polu, lesie, ogrodzie i wodzie na znak hołdu dla Ziemi Żywicielki. Na honorowym miejscu kładziono chleb, a niekiedy czosnek mający chronić przed chorobami i złymi duchami. W zamożnych, szlacheckich domach na stole pojawiały się trzy 150

151 zupy::migdałowa z rodzynkami, barszcz z uszkami, grzybowa ze śledziem, następnie kutia dla służby, krążki z chrzanem, karp w sosie, szczupak z szafranem, okonie z posiekanymi jajkami i oliwą... Początkowo ryby podawano tylko w domach zamożnych, z czasem znalazły się i na chłopskim stole. Dziś ryby są głównym i najważniejszym daniem wigilijnym. Zawsze ważne miejsce zajmowały kasze i kapusta pod rozmaitymi postaciami. Specjałami tradycyjnej kuchni polskiej były i są ciasta, wśród których istotną rolę odgrywa strucla makowa, ponadto piernik miodowy, co potwierdzają słowa: Z wielkiej kuchni gospodyni Śle delicję za delicją, Sutą ucztę pilnie czyni Uważając na tradycję. Dawniej po skończonej wieczerzy słomą ze snopków stojących w izbie obwiązywano drzewa owocowe w sadzie, zaś siano spod obrusa dodawano do paszy krowom i koniom. Stołu wigilijnego nie uprzątano, pozostawiając na nim ostatki jedzenia dla dusz zmarłych. Dziś z tych zwyczajów niewiele pozostało, a resztki z nich, będące wyrazem przywiązania do tradycji, nadają temu wieczorowi jedyny, niepowtarzalny klimat. Potęguje go jeszcze jarząca się światełkami choinka. Jej tradycja jest młoda, sięga zaledwie połowy XIX wieku. W Szczenięcych latach Melchior Wańkowicz tak o niej pisze: Drzewko było w dary konkretne zasobne i chodzić mogłeś koło niego, bracie, trzy dni i objadać się gruntownie... Poza świeczkami i lepionymi w domu łańcuchami z różnokolorowego papieru, wszystko tam można było w gębę włożyć. Od góry do dołu czerwieniały małe jabłuszka zawieszone na różnobarwnych włóczkach. Równie obficie wisiały figi, pierniki, złocone i srebrzone orzechy i duże cukierki. A Maria Dąbrowska oczyma swego dzieciństwa taki przywołuje obraz: Nazajutrz rano wnoszono choinkę do jadalnego pokoju. Przynosiła ze sobą zapach lasu i zimy. Stała mroźna, ciemna i zamyślona, wysoka od podłogi do sufitu. Dzieci chodzą koło niej i raz po raz dotykają ostrych zamarzniętych igieł... A gdy choinka była już ubrana i omotana w złote i srebrne nici, od ciepła w pokoju zaczynały wirować wielobarwne świecidła, pachnieć pierniki i figi. Czy wy pamiętacie jeszcze, jak pachną figi i daktyle wespół z igłami choinki? Potem rozbrzmiewały kolędy dotąd, dopóki bijące dzwony nie ogłosiły światu Dobrą Nowinę. Ten najdłuższy w roku wieczór kończy się pasterką, na którą idą wszyscy, tak mieszkańcy wsi, jak i miast, starzy i młodzi, idą lub jadą. Kto był żyw, do kościoła ciągnął. Już z dala widniały rozgorzałe okna kościelne i główne drzwi na rozcież wywarte, 151

152 a światłem buchające, naród zaś płynął przez nie i płynął jak woda, z wolna zapełniając wnętrze, przystrojone w jodły i świerki, że jakby gęsty bór wyrósł w kościele, tulił się do białych ścian, obrastał ołtarze, z ław się wynosił i prawie sięgał czubami sklepień. Tak wyglądał kościółek w Lipcach, podobnie przystrojone bywają współczesne nam świątynie. I tak pasterka rozpoczyna święta Bożego Narodzenia, święta wielkie, godne, które należy obchodzić uroczyście, godnie, zwane od najdawniejszych czasów godami. Mnie osobiście grudzień i święta zawsze kojarzyły się z roratami. Wczesnym rankiem, kiedy mrok okrywał jeszcze ziemię, trzeba było zerwać się ze snu i brnąc po kolana w śniegu iść do kościoła, który z daleka zapraszał rozświetlonymi oknami. Tak zaczynał się każdy adwentowy dzień, kończył zaś przy wspólnym stole, przy którym robiło się ozdoby choinkowe. Skupione twarze oświetlała naftowa lampa, wydzielając rozleniwiające ciepło, one zaś pochylały się nad kolorowym papierem, błyszczącymi koralikami i bibułą. Powstawały z nich misterne ozdoby: łańcuchy, aniołki, kolczatki, wisiorki i inne zabawki. W pożyteczny więc sposób spędzało się grudniowe wieczory, oczekując na Święta, niepowtarzalne w swej atmosferze i wyrazie, Święta miłości, nadziei, zbratania i zgody. Tuż przed wigilią przywieziono z lasu ośnieżoną choinkę. Pożegnała swe współtowarzyszki i przybyła do ciepłego pokoju, by tu wraz z jego mieszkańcami dzielić radość z powodu narodzenia Pana. Zajęła niemal centralne miejsce. Wieszało się na jej gałązkach zrobione zabawki, ozdoby, łańcuchy. Wirowały skrzydlate aniołki, czerwieniły się pyzate jabłka, pozłacane orzechy, wisiały też ciastka o różnych kształtach upieczone przez Mamę i cukierki zawinięte w kolorową bibułę. Na samym czubku widniała gwiazda, zapowiedź przyjścia Jezusa, od niej zwisały bibułkowe wstążki białe i czerwone, nadając choince szczególną wymowę, a ponieważ choinka wisiała u sufitu, wstążki te wirowały tworząc niezapomniany obraz, który na trwałe zapisał się w dziecięcej pamięci. Nie było sztucznego oświetlenia, płonęły kolorowe świeczki rzucając tajemnicze cienie na ściany i sufit. Upajając się zapachem choinki i smakołyków wszyscy domownicy czekali na wigilię. Kiedy zasiedliśmy do nakrytego śnieżno-białym obrusem stołu, na którym pośrodku znajdowało się sianko, a na nim opłatek symbol Narodzonej Bożej Dzieciny, wtedy z ust Mamy padły słowa Ewangelii: W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta... Maryja porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie. Po modlitwie Tato wziął w swe ręce opłatek, podszedł do Mamy, a potem do pozostałych domowników. Życzeniom, uściskom będącym wyrazem radości, nie było końca. Następnie pojawił się na stole czerwony barszcz, w którym pływały maleńkie uszka, potem fasol- 152

153 ka, pierogi z kapustą, na końcu karp. A my, dzieci, liczyliśmy, czy zgodnie z tradycją jest dwanaście potraw. Kiedy wszyscy najedli się dowoli, zabrzmiała kolęda Cicha noc, święta noc.... Rzeczywiście nad światem, tym małym, moim światem, zapanowała święta noc. Zmęczeni, ale świadomi obowiązku złożenia hołdu Nowonarodzonemu, brnęliśmy w zaspach śniegu na pasterkę. Kościół rozbrzmiewał radosnymi głosami, a jasność wylewała się na zewnątrz. Po skończonym nabożeństwie wracaliśmy do domu, by pierwszy dzień Świąt spędzić ze sobą, z najbliższymi. Nie składało się wtedy wizyt, nie przyjmowało gości, nie kursowały autobusy. To było wielkie ŚWIĘTO Święto przyjścia na ziemię Syna Bożego Święto mojego dzieciństwa. Czuwanie i oczekiwanie na przyjście Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie, Lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie. (Adam Mickiewicz) Vigilio vigiliare w języku łacińskim oznacza czuwać, oczekiwać, marzyć, stąd nazwa wigilia, dzień poprzedzający narodzenie Boga w ludzkiej postaci. Dzień ten tj. 24 grudnia jest również świętem przypominającym powołanie do życia naszych prarodziców, Adama i Ewy. Od nich wszystko się zaczęło i radość życia ziemskiego, i cierpienie, i smutek. Każdy z nas przeżył wiele wigilii, w różnych sytuacjach, w różnym otoczeniu, bo od urodzin do śmierci, co roku, czekamy na przyjście Pana. Wigilia stanowi jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny dzień, poprzedzający Boże Narodzenie. Szczególnie obraz wigilii dzieciństwa nakłada się na wszystkie następne. Oto widzę dom rodzinny, czekam na pierwszą gwiazdkę, patrzę przez okno, za którym niebo staje się coraz bardziej granatowe, a na puszystym śniegu kładą się cienie drzew pokryte białymi czapami. Poza oknami mróz, w mieszkaniu zaś ciepło, przytulnie, w piecu trzaska ogień, pachnie sianko pod białym obrusem i skrzy się choinka od świateł i kolorowych bombek. Siadamy do stołu: modlitwa, łamanie się opłatkiem, życzenia, kolędy. Jedno miejsce i nakrycie puste, czeka na kogoś, może zdrożonego wędrowca, może 153

154 bezdomnego, a może na kogoś, kto odszedł na zawsze. Jednym z najpiękniejszych darów miłości jest obecność. W czasie tych świąt chcemy być z ludźmi, których kochamy pisze Barbara Wachowicz w swych Opowieściach. I tak zaczynając od tej pierwszej, która głęboko zapadła w mojej pamięci, przypominają mi się następne. Powtarzają się rokrocznie bardziej uroczyste lub mniej, ale zawsze pełne tej wyjątkowej atmosfery i specyficznego uroku. Wigilia Bożonarodzeniowa kojarzy mi się jeszcze z innym faktem. W siarczysty mróz, 24 grudnia 1798 roku, jechali saniami Barbara i Mikołaj Mickiewiczowie z Nowogródka do Zaosia. W połowie drogi zmuszeni byli się zatrzymać w przydrożnej karczmie, gdzie pani Barbara urodziła syna, Adama, który po latach zyskał sławę największego z największych wśród poetów. Do dziś uczeni wiodą spór, starając się ustalić miejsce przyjścia na świat późniejszego Wieszcza. Jednak nie jest istotne, gdzie, ważne jest, że biografia autora Grażyny rozpoczyna się w Wigilię. Po niej następowały kolejne, spędzone w Nowogródku w okresie, który Mickiewicz nazwał latami sielskimi i anielskimi. Byli wtedy rodzice, bracia, samotne krzesło, dzielenie się białym okruchem Bożego chleba ze zwierzętami. Były śpiewy, o których po latach powie: Te pieśni słyszałem i wyuczyłem się ich dzieckiem w Nowogródku, w rodzicielskim domu. Zaś 18 maja 1841 roku z katedry paryskiej College de France padły z ust Mickiewicza słowa stanowiące ocenę polskich kolęd: Nie wiem, czy jaki inny kraj może pochlubić się zbiorem podobnym do tego, który posiada Polska... Mówię o zbiorze kantyczek obejmujących pieśni kościelne... pieśni o Bożym Narodzeniu... Uczucia w nich wypowiedziane, uczucia macierzyńskie, gorliwej czci Najświętszej Panny dla Boskiego Dzieciątka, są tak delikatne i święte, że... trudno by znaleźć w jakiejkolwiek innej poezji wyrażenia tak czyste, o takiej słodyczy i delikatności. Wigilia roku 1822 była ostatnią na wolności. Następna weszła do literatury polskiej. Ma ona miejsce w Wilnie przy ulicy Ostrobramskiej, w klasztorze ks. Bazylianów przerobionym na więzienie stanu. Ilekroć jestem w tym mieście wchodzę przez barokową bramę na dziedziniec. Po lewej stronie mury świątyni, zniszczonej w czasach sowieckich, a przez całe lata remontowanej, po prawej stronie skrzydło klasztoru. Zatrzymuję się przed tablicą, która informuje, że tu od roku do roku więziony był Adam Mickiewicz. Tu też w celi przeżył wigilię. Tę noc i wszystkie wypadki związane ze śledztwem utrwalił poeta w III części Dziadów. We wstępie pisze: Nowosilcow założył główną kwaterę katostwa w Wilnie... uwięził kilkaset młodzieży i ustanowił... trybunały wojenne na sądzenie studentów... był oskarżycielem, sędzią i katem. 154

155 Wchodzę do celi, gdzie Umarł Gustaw, a narodził się Konrad, by wczuć się w atmosferę tamtej nocy i przeżyć razem z więźniami grozę sytuacji. Do celi Konrada w ową noc schodzą się przyjaciele współwięźniowie: Tomasz Zan, Onufry Pietraszkiewicz, Adolf i inni. Ci trzej de facto nie uczestniczyli w tym spotkaniu, natomiast pozostali więźniowie, występujący pod własnymi nazwiskami czy imionami w I scenie poematu, rzeczywiście towarzyszyli Mickiewiczowi w tę wigilijną noc Bożego Narodzenia 1823 roku. Był wśród nich Ignacy Domejko, Żegota, cioteczny brat Maryli Wereszczakówny, który zostawił wspomnienia dotyczące tej wigilii: z jutrzni w noc Bożego Narodzenia dochodziła nas przy wtórze dalekiego organu przytłumiona pieśń «Przybieżeli pastuszkowie», która to pieśń przenosiła nas w progi domowe, gdzie po nas matki i siostry płakały. Tym młodym, pełnym niezachwianej wiary w słuszność sprawy, oczekującym na wynik śledztwa, Jan Sobolewski składa relację o wywożeniu młodzieży na Sybir. Małe chłopcy, znędzniałe, wszyscy jak rekruci z golonymi głowami na nogach okuci. Biedne chłopcy. Swe opowiadanie kończy wyznaniem: Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie zapomnij o mnie. Warto zaznaczyć, że Mickiewicz połączył historyczne wątki wydarzeń i wywożenie uczniów, które w rzeczywistości miało miejsce dopiero 8 marca 1824 roku, przeniósł na dzień wigilii. To były 25. urodziny i 25. wigilia w życiu poety. Kiedy po latach, na tułaczce, unieśmiertelni te chwile i swych przyjaciół w III części Dziadów, w swym arcypoemacie, uczyni ich symbolem wszystkich młodych z przeszłości i przyszłości, którzy będą cierpieć, walczyć, ginąć za Ojczyznę. Tak wyglądała ostatnia wigilia Adama na Litwie, a jak pierwsza wygnańcza? Porzuceni na świata lodowatym końcu jak powie Mickiewicz wygnańcy z Litwy dzień 24 grudnia 1824 roku spędzili w Moskwie, w filomackim gronie. Był Malewski, Sobolewski, Pietraszkiewicz i Mickiewicz. Wieczór ten upłynął im w towarzystwie przyszłych dekabrystów: Aleksandra Bestużewa i Konrada Rylejewa. W trzy lata później w Petersburgu czterdziestu Polaków przygotowało Adamowi wieczór wigilijny. Poza gronem starych przyjaciół wileńskich zasiadło trzech sławnych malarzy pisze Barbara Wachowicz Walenty Wańkowicz autor portretu Mickiewicza z czasów studenckich oraz wizerunku «Mickiewicz na Judahu skale...». Był Józef Oleszkiewicz mason, oryginał i mistyk, któremu poświęcił poeta wiersz pt. «Oleszkiewicz» Był Aleksander Orłowski powstaniec kościuszkowski, malarz i rysownik. Przełamali się opłatkiem, śpiewali kolędy, a poeta improwizował. Po sześcioletnim pobycie w Rosji Adam wyjechał na Zachód Europy. Wigilię 1829 roku spędził w Rzymie u państwa Ankwiczów, w których domu wszystko odbyło się według rytuału polskiego. Wigilia była bardzo wesoła... uczta 155

156 po polsku. Stół był nakryty na sianie, nad nim w środku kręciła się gwiazdka z opłatków. Od dwóch zup: grzybowej i migdałowej, grochu i pszenicy z sytą (miodem), żadnej z potraw nie zabrakło. Adam jadł wszystko i unosił się nad nimi pisał Edward Odyniec, towarzysz podróży Mickiewicza. Po wieczerzy wszyscy wyruszyli na pasterkę do bazyliki Santa Maria Maggiore, zwanej też świątynią Matki Bożej Śnieżnej. Nazwę tę tłumaczy piękna legenda mówiąca o tym, że w sierpniu spadł śniegi i na tym miejscu zbudowano kościół, który przyciągał wszystkich, gdyż posiadał relikwię, cząstkę ze żłóbka betlejemskiego. Mickiewicz zapewne mocno przeżywał te chwile, biegnąc myślami do Nowogródka, Wilna, do rodziny i przyjaciół. Po siedmiu latach rozstania dopiero w wigilię 1831 roku bracia Franciszek i Adam mogli paść sobie w objęcia i połamać się opłatkiem. W modrzewiowym kościółku Łukowa śpiewali kolędy w czasie pasterki, ostatniej pasterki w Ojczyźnie. W wieczerzy uczestniczyli powstańcy listopadowi, opowiadali o walkach z Moskalami, o losach polskich żołnierzy, którzy mimo bohaterstwa nie odnieśli ostatecznego triumfu. Mickiewicz słuchał zamyślony i zapewne dręczyły go wyrzuty sumienia, że sam nie wziął udziału w powstaniu. Z Wielkopolski poprzez Drezno dotarł poeta do Paryża, gdzie spędził pierwszą wygnańczą paryską wigilię roku Na Gwiazdkę ofiarował braciom tułaczom, żołnierzom i powstańcom Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego. Czytano je przy wigilijnym stole, nie ukrywając łez wzruszenia. I rzekła na koniec Polska: ktokolwiek przyjdzie do mnie, będzie wolny, równy, gdyż ja jestem wolność... gdyż naród polski nie umarł... trzeciego dnia wróci dusza do ciała i naród zmartwychwstanie. Wigilia ta miała niezwykły charakter, gdyż prócz obrzędu dzielenia się opłatkiem i śpiewu kolęd Mickiewicz czytał fragmenty pieśni Pana Tadeusza. I tak upływały lata, a z nimi wigilie, które zapisywały się w pamięci emigrantów i samego Wieszcza. Boże Narodzenie i tym samym wigilia 1853 roku były szczęśliwe dla Adama. Spędził je w towarzystwie żony Celiny i sześciorga dzieci. Wieczorem, na stole zasłanym sianem, ukazała się kutia, na nitce spuszczonej z sufitu, wisiała gwiazdka z opłatka i kolebka, które ojciec sam przygotował i przesuwały się tradycyjne potrawy wspomina córka Mickiewicza Maria. Dawała się nagle słyszeć za drzwiami kolęda «W żłobie leży, któż pobieży», której ojciec z rozrzewnieniem słuchał. To szli przyjaciele wygnańcy. W rok później, wieczorem zebrała się cała rodzina przy łóżku śmiertelnie chorej Celiny, matki i żony, która na zawsze opuszczała dzieci i męża. W kilka miesięcy po niej zmarł i Adam Mickiewicz. Wielokrotnie przeżywając narodzenie Boga Człowieka, nasz poeta nigdy nie doczekał się zmartwychwstania Polski. 156

157 Triduum Sacrum w poezji i malarstwie Dopiero co w murach świątyni radośnie brzmiały słowa kolędy Pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa i Panienki, a już śpiewamy Wisi na krzyżu Pan, Stwórca Nieba. Zaczął się Wielki Post, w którym wyjątkowe przeżycia dla wiernych przynoszą trzy dni: Wielki Czwartek, Piątek i Wielka Sobota Triduum Sacrum dni Męki Pańskiej. Dzień pierwszy. Tak nadszedł dzień Przaśników, w którym należało ofiarować Paschę. Jezus posłał Piotra i Jana z poleceniem: «Idźcie i przygotujcie nam Paschę, byśmy mogli ją spożyć». A, gdy nadeszła pora, zajął miejsce u stołu i Apostołowie z Nim (Łk 22,7 14). Ten moment stał się inspiracją dla wielu artystów wszech czasów. Jak sobie wyobrażał tę chwilę Leonardo da Vinci, człowiek renesansu, świadczy Ostatnia wieczerza. Na mokrym tynku w refektarzu Santa Maria delle Grazie w Mediolanie wykonał fresk. W ten sposób utrwalił Mistrza w otoczeniu Apostołów. Gesty i mimika spożywających wieczerzę przemawiają za tym, że artysta uchwycił chwilę, która wszystkich żywo poruszyła, prawdopodobnie moment, gdy Chrystus wypowiedział słowa: Jeden z was mnie zdradzi. Autorka publikacji Leonardo da Vinci Maria Rizzatti tak charakteryzuje centralną postać tj. Chrystusa: przepojony wyrazem wzniosłego smutku, jest z pewnością jednym z najszlachetniejszych, najwspanialszych wyobrażeń Zbawiciela, jakie kiedykolwiek stworzył geniusz malarski. Leonardo długo szukał dlań modela, a potem stworzył szereg studiów przygotowawczych. Podczas tej nocy, Bez której nie moglibyśmy istnieć, Gdyż powstała z niej miara ludzkiego sumienia, Apostołowie byli jak pasterze... pisze Roman Brandstaetter w swej Ostatniej wieczerzy. (...) patrząc Coraz natarczywiej w Młodzieńca, 157

158 Który zamoczywszy w misce Kęs przaśnego chleba, Wyciągnął przed siebie dłoń I częstował ich... Ten chleb jest moim ciałem. Jedzcie go. W tym chlebie jest materia wszystkich światów. To rzekłszy, podał im kielich wina. To wino jest moją krwią. Pijcie je. W tym winie jest czas Układów słonecznych, Które były, są i będą. I tak Chrystus ustanowił sakrament Eucharystii, a potem udzielał ostatnich pouczeń. Tymczasem zapadła noc. Opuścili więc wieczernik i udali się na Górę Oliwną. A kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, Jezus rzekł do swoich uczniów: «Usiądźcie tutaj, ja tymczasem będę się modlił» (Mk 14,32 34). Scenę tę utrwalił w poetyckim obrazie żyd tarnowski, który uwierzył w Chrystusa, Roman Brandstaetter. Gdy smutna się stała Jego dusza aż do śmierci, Odszedł na rzut kamienia i padł na oblicze Swoje jak na oblicze światła Modlił się; Ojcze, boję się ludzkim strachem I smucę się ludzkim smutkiem, Błagam Cię, odejmij ode mnie Tę godzinę krzyża, Ale nie według mojej, Ale Twojej woli. ( Getsemani ) Tę scenę przybliża nam XVI-wieczny malarz Veronese, jeden z najwybitniejszych obok Tycjana i Tintoretta. Jego płótno Chrystus w Ogrodzie Oliwnym z 1583 roku ukazuje omdlewającego Jezusa podtrzymywanego przez anioła. Strumień światła, płynącego z nieba, podkreśla niezwykłość zjawiska. Obraz wiernie oddaje sytuację opisaną w Ewangelii. A potem wypadki następowały w błyskawicznym tempie: pojmanie, uwięzienie, biczowanie, cierniem ukoronowanie i wyrok. 158

159 Triduum. Dzień drugi. Szedł krętymi i kamienistymi uliczkami Jerozolimy. Potykał się, upadał pod ciężarem krzyża, ranił sobie stopy o kamienie. Drugi z malarzy, Tintoretto ( ), reprezentant dojrzałego renesansu, utrwalił tę drogę Bożego Syna aż do Jego śmierci. Z wielkim rozmachem, stosując grę światła i cienia, namalował obrazy: Droga na Golgotę, Ukrzyżowanie, Złożenie do grobu. Wyraził w nich nie tylko dramatyzm chwili, ale również swą głęboką religijność. Pełnym ekspresji jest też płótno Tycjana Ukrzyżowany. Na pierwszym planie drewniany krzyż, wznoszący swe ramiona ku niebu, na nim rozpięty Chrystus. Spod cierniowej korony spływa krew. Udręczona twarz nie daje znaków życia. Ciało napięte, w boku ślad lancy. Wbrew temu, co mówi Ewangelia, Jezus umiera samotnie. Tło stanowią drzewa, wzgórza i niebo zaciągnięte ciemnymi chmurami rozdarte przez błyskawicę. Świadectwo św. Jana (J 19,25 27) wymienia stojące pod krzyżem: Matkę Jego, żonę Kleofasa i Marię Magdalenę. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». Komentarzem niejako do tego tekstu jest XV-wieczna pieśń Żale Matki Boskiej pod krzyżem. W przeciwieństwie do innych pieśni, które są modlitwami do Matki Chrystusa, ta wyraża ból Maryi oczekującej pociechy od ludzi. Do późniejszych należy poetycka parafraza XIII-wiecznej sekwencji mszalnej Stabat Mater, napisana przez Teofila Lenartowicza, poetę XIX wieku. Wiatr w przelocie skonał chyżym, Przeniknęła ziemię zgroza, Krzyż na skale, a pod krzyżem Stabat Mater Dolorosa. Grozę sytuacji w obliczu śmierci Syna Bożego oddają następujące wersy: Żadnych słów i żadnych głosów, Krew z korony Bożej spływa... Autor, idąc śladem Ewangelisty, przytacza słowa Zbawiciela skierowane do Matki. Kazimiera Zawistowska ( ) przekazała inny moment dramatu rozgrywającego się na Golgocie: 159

160 Kiedy na piaskach skonał Kalwarii Król Nazareński, Jezus, syn Maryi, To dwóch żołdaków opodal grało O szatę Jego, bez szwu i białą. Gdy przebito bok Chrystusa, według relacji wszystkich trzech Ewangelistów, Józef z Arymatei i Nikodem zabrali ciało Jezusa i obwiązali Je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania (Mt 27,40). Triduum. Dzień trzeci. Zdjęcie ciała Jezusa z krzyża i złożenie w grobie stało się momentem zwrotnym nie tylko w dziejach cywilizacji, w historii Kościoła, w życiu każdego z nas, ale również przyczyniło się do powstania wielu dzieł na przestrzeni wieków. Zaczynamy od Rafaela. Jego Złożenie do grobu (1507) ukazuje grupę kobiet podtrzymujących Matkę Jezusa, grupę, która skłania się w prawą stronę, natomiast układ ciała zdjętego z krzyża i skupionych wokół niego postaci w stronę lewą. Przedstawione postaci tworzą całość bardzo żywą i spójną. Żyjący w XVII wieku Caravaggio również podejmuje ten temat. W Muzeum Watykańskim przykuwa uwagę zwiedzających płótno, na którym malarz umieścił pięć postaci, podtrzymujących zmarłego Syna Marii. Obok Jego Matki znajdują się: Jan, Maria żona Kleofasa, Maria Magdalena, Nikodem, każde z nich inaczej reaguje na widok Nauczyciela z Nazaretu i na wydarzenie, którego są świadkami. Do tego doskonałego dzieła, podkreślającego dramatyzm sytuacji poprzez kontrast barw, nawiązywać będą artyści różnych epok, m. in. Rubens. Po powrocie z Włoch mistrz maluje tryptyk Podniesienie krzyża, w dwa lata później powstaje następny Zdjęcie z krzyża. Wpływ włoskiego malarza widoczny jest głównie w stosowaniu mocnych kontrastów, między cieniem a światłem. I tak można by mnożyć przykłady dzieł, które zainspirowała Męka Pańska. Gdy idzie o poezję, to najmocniej przeżywają mękę Chrystusa twórcy średniowiecza, powstają wtedy liczne misteria, czyli udramatyzowane obrazy pasyjno-paschalne. Nad cierpieniem Matki Bolesnej pochylają się poeci baroku, a romantycy łączą mękę i śmierć Jezusa z tragedią i przeżyciami narodu polskiego po stracie niepodległości. 160

161 Kazimierz Wielki w oczach współczesnych i potomnych Wprawdzie jego posąg nie góruje nad Bochnią, ale jest usytuowany pośrodku Rynku na wysokim cokole, z którego troskliwym okiem gospodarza spogląda na wszystko, co dzieje się wokół. Kazimierz Wielki stoi tak już ponad 140 lat, bo od 1871 roku, kiedy to na wniosek Leonarda Serafińskiego społeczeństwo miasta zleciło wykonanie posągu Waleremu Gadowskiemu. Nie jest to, jak do niedawna sądzono, jedyny pomnik monarchy w Polsce, ale jedyny na rynku miasta. Wojciech Przybyszewski, pisząc na temat warszawskich posągów Kazimierza Wielkiego, stwierdza: Są rzeźbiarskimi wizerunkami tego samego władcy, ale podobieństwa między nimi jest niewiele. Wykonano je w różnym czasie i z różnego metalu. Odmienne były też ich losy, a jedynie co łączy te dzieła to rozpoznawalne w każdym z nich echo podobizny twarzy króla z wyobrażeniem jego oblicza na sarkofagu w Katedrze Wawelskiej. Jednym z nich jest dzieło nadwornego rzeźbiarza Stanisława Poniatowskiego Jakuba Monaldiego, posąg przeznaczony do Sali Rotundowej w Pałacu na Wyspie, czyli w Łazienkach. Rzeźba ta wykonana w latach przedstawia Kazimierza w koronie i królewskiej szacie z otwartą księgą, stojącego na cokole, z lewą stopą wspartą o lwa. Nie ucierpiała ona, ani w czasie zaborów, ani wojny, toteż stanowi wzór dla wielu litografii. Drugi posąg, pochodzący z końca XVII wieku, znajdował się w budynku Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Po burzliwych dziejach obecnie oglądać go możemy w warszawskim Muzeum Historycznym. Czy podobizny te wykazują związek z opisem, jaki znajduje się w Historii Jana Długosza tj. w Rocznikach czyli kronikach sławnego Królestwa Polskiego? Był to mężczyzna wysoki, tęgi, którego twarz budziła szacunek. Włos miał obfity i kręty, broda opadała mu na piersi. Temu zewnętrznemu wizerunkowi odpowiadały wewnętrzne cechy króla: Dla Ojczyzny łaskawy, poddanych traktował z umiarem. Pragnął gorąco wzmocnienia i wzbogacenia ojczyzny i państwa. Uprzejmy i uczciwy łatwo dopuszczał do siebie ludzi każdego stanu, rodu i wieku. Objąwszy po ojcu swym Władysławie Łokietku rządy w Polsce w 1333 roku kierował jej losami przez 40 lat. Od początku prowadził politykę 161

162 pokojową, dzięki czemu zapisał się w świadomości historycznej Polaków jako wielki reformator państwa. Skodyfikował w formie pisanej statuty zwyczajowe polskiego prawa ziemskiego, wydając Statut wiślicki. Król szczególnie skupił swą uwagę na zorganizowaniu dobrej obrony kraju. Służył temu sprawnie funkcjonujący system powinności związanej z obowiązkiem służby wojskowej. Własnym kosztem zbudował kilkadziesiąt zamków, wiele miast otoczył murami oraz wzniósł sporo świątyń ku chwale Bożej. Jego zasługi utrwalił Długosz pisząc: Ogłaszaniem edyktów i praw, wytyczaniem dróg, budową i zakładaniem zamków, miast..., budową kościołów, pewnymi i sprawiedliwymi sądami zapewnił trwałość Królestwu, stanom, urzędom i stanowiskom, które dzięki ich uporządkowaniu przez Kazimierza miały zachować swoją dostojność i świetność nawet pod gnuśnymi i niedbałymi rządami. Echa tych poczynań doszły też do głosu w poezji Mikołaja Reja, który złożył ukłon królowi w słowach: Kaźmirz, on zacny król, nie będąc tak możny, Był u swych wdzięcznym królem, u postronnych groźny, Patrzaj, jaką pamiątkę po sobie zostawił, Jakie zamki i miasta wielkim kosztem sprawił. A gdziekolwiek co murów tu w Polszcze widzimy, Chyba nowych, to wszystko, iż on sprawił, wiemy. Obok zakładania nowych miast i wsi na prawie magdeburskim zasługą ostatniego z Piastów oraz oznaką wzrostu jego prestiżu i państwa stała się fundacja w 1364 roku uniwersytetu w Krakowie. Król nie ustanawiał, ale fundował uczelnię, wyznaczając dla niej miejsce, określając uposażenie profesorów, a także przywileje studentów. O wzroście autorytetu panującego świadczył jeszcze zjazd pięciu monarchów Europy w 1363 roku w Krakowie z okazji ślubu wnuczki Kazimierza Wielkiego Elżbiety z cesarzem Karolem IV oraz w celu rozstrzygnięcia międzynarodowych sporów. Uroczysta i wystawna uczta u Wierzynka na cześć gości zajęła trwałe miejsce w zbiorowej pamięci historycznej Polaków, w literaturze, a także malarstwie. W 1877 roku Jan Matejko upamiętnił ten moment poprzez olejny obraz na desce pt. Uczta u Wierzynka (100x74 cm), spotkał się jednak z ostrą krytyką ze strony historyka sztuki Mieczysława Tretera. Napisał on:...wygląda na utwór jakiegoś trzeciorzędnego malarza niemieckiej szkoły romantycznej. Bez względu na te mocne słowa należy zaznaczyć, że olej ten powstał w najlepszym okresie twórczości Matejki, który zapewne pragnął utrwalić moment znany z historii, podkreślający zamoż- 162

163 ność, bogactwo i przepych polskiego mieszczaństwa, rosnącego w siłę. Na pierwszym planie wnuczka królewska Elżbieta w stylowej, średniowiecznej sukni, tren jej niosą paziowie, obok cesarz wstępują na schody wiodące do wnętrza okazałego domu Mikołaja Wierzynka. Gospodarz w niskim ukłonie wita znakomitych gości. Na krużganku ozdobionym girlandami kwiatów grajkowie ogłaszają światu ważny moment w życiu królewskiego miasta Krakowa. Za pierwszą parą kroczą możni i rycerze. W oddali widać wieże kościoła Mariackiego. Również Józef Ignacy Kraszewski w Wizerunku książąt i królów polskich wydanym w 1888 roku, nawiązując do tego wydarzenia, tak je ocenia: Przez dni 20 trwały uczty, zabawy, turnieje na zamku i w mieście. Sławny Wierzynek, mieszczanin krakowski, ulubieniec króla, przyjmował też cesarza i królów u siebie, a że ówczesnym obyczajem przyjęcie tak dostojnych gości nie obchodziło się bez podarków, uczta i dary miały mieszczanina sto tysięcy dukatów kosztować i nie zubożyły go. Warto zaznaczyć, że czasy panowania Kazimierza Wielkiego były dla Bochni okresem wyjątkowym. Troska króla o dochody żupy solnej, uporządkowanie handlu solą, jej zbyt w kraju i na Węgrzech przyczyniły się w znacznym stopniu do rozwoju naszego miasta, które otoczył murami a rynek przeniósł w inne miejsce i zbudował na nim ratusz. Ponadto w 1357 roku wydał przywilej fundacyjny szpitala św. Krzyża z przeznaczeniem dla okaleczonych górników...gorąco współczując z tymi ubogimi i opuszczonymi kalekami, na intencję zbawienia Przodków naszych, jak również na odpuszczenie wszystkich grzechów naszych chcemy dziełem miłosierdzia ulgę stałą przynieść i pomocną dłoń podać nieszczęśliwym i dlatego wymienionym Rajcom naszym w miejscu, które uznają za odpowiednie i zdrowe, bliskie miasta Bochni, szpital z przytuliskiem i kaplicą założyć i zbudować dla wspomnianych ubogich szczerze dajemy pozwolenie. Król Kazimierz nazwany Wielkim przez 40 lat rządził sprawiedliwie i mądrze, a przystępnością i dobrocią zacierał blask królewskiego majestatu wspomina Jan Długosz. Dnia 5.XI.1370 roku, odprawiwszy z gorliwością wszystkie praktyki religijne, oddał swego ducha i zasnął szczęśliwie w pokoju, zabrany spośród ludzi z większą szkodą dla Polaków, niż dla siebie (J. Długosz). Tak oceniali tego króla współcześnie mu żyjący poddani. Ostatni z rodu Piastów zmarł w zamku wawelskim, a pochowany został w katedrze. W czasie jego pogrzebu podniósł się żałosny płacz duchownych i świeckich rycerzy oraz ludu, bogatych i ubogich tak, że nie tylko katedra, ale i całe miasto brzmiało skargami ludzi opłakujących króla. 163

164 W czterysta lat później znany poeta, poseł na Sejm Czteroletni, Julian Ursyn Niemcewicz poświęcił mu kilka strof w Śpiewach historycznych. Składając królowi hołd, podkreślał jego zasługi dla Królestwa Polskiego: Kazimierz w wieku sędziwym Doznał prac tylu nagrody: Pod nim naród był szczęśliwym, Żyzne pola, pyszne grody Na urzędach ludzie zdatni; Takim był z Piastów ostatni. Na przełomie XIX i XX wieku jeszcze raz temat dotyczący króla, który zapisał się chlubnie w dziejach naszego narodu, podejmuje spadkobierca ideałów romantycznych, malarz, artysta projektujący witraże, dramaturg Stanisław Wyspiański w rapsodzie pt. Kazimierz wielki, napisanym w 1900 roku. W szkarłatach mię spowito, w złotej trumnie I pochowano na wawelskiej górze, a tam sarkofag stawiano w marmurze, gdzie z berłem i w koronie spałem dumnie, zaś wszystkie stany w żałobnej posturze, niejako płaczki, zwracały się ku mnie, nade mną, nad ostatnim z rodu, wznosząc lament. Skąd zaczerpnął poeta motyw do swego utworu? Co było inspiracją dla Wyspiańskiego? Otóż 21 czerwca 1869 roku, w czasie naprawiania grobowca Kazimierza Wielkiego w katedrze wawelskiej, natrafiono na grób tego króla, a w nim odnaleziono szczątki kości oraz insygnia królewskie. Odkrycie to wywołało ogromne wrażenie. Badaniem zajęła się specjalna komisja złożona z historyków sztuki, malarzy i innych uczonych. Między nimi był też Jan Matejko, który, zobaczywszy wnętrze tumby grobowej Kazimierza, utrwalił ją na płótnie w 1869 roku. Szczątki włożono do małej trumienki i 8 lipca przy udziale tłumu Polaków ze wszystkich zaborów uroczyście pogrzebano. Ten fakt przyczynił się do powstania arcydzieła liryki polskiej, sławnego marszu pogrzebowego: Idą posępni a grają im dzwony ze wszystkich kościołów, a grają im dzwony żałobne

165 rytmem swym naśladujący rozełkanie się dzwonów kościelnych, bijących z powodu żałoby, jednostajnie, monotonnie do wtóru sunącego konduktu. l chłopy sukmanne i pany strojone w ponsowe żupany, delije. I dziewki przekrasne, panięta przejasne, jaśniejsze niż białe lelije. Ten powtórny pogrzeb wielkiego Polaka wyraził Wyspiański poprzez niepowtarzalny nastrój oddający dramatyzm i powagę chwili. Nie zapomniano o królu Kazimierzu i później. W 600-lecie wstąpienia jego na tron i objęcie władzy Bochnia i Ziemia Bocheńska szczególnie uroczyście uczcili pamięć tego władcy. Ze wszystkich stron ciągnęli mieszkańcy wsi w barwnych korowodach, łopotały sztandary, w niebo płynęły słowa pieśni religijnych i patriotycznych. W podzięce za wszystkie dobrodziejstwa w każdą rocznicę śmierci króla miało miejsce uroczyste nabożeństwo w kaplicy kopalni, zaś na Rynku wzniesiono jego pomnik, głównej ulicy miasta nadano nazwę Kazimierza Wielkiego, a Liceum Bocheńskie obrało go sobie za patrona. Rok bieżący jest Rokiem Kazimierzowskim, gdyż otwiera go data narodzin 30 kwietnia 1310 roku, a zamyka data zgonu, czyli 5 listopada 1370 roku, stąd 700-lecie urodzin i 640-lecie śmierci. Te dwie daty upamiętnił uroczysty, barwny wjazd króla i królowej z orszakiem dworskim do Bochni miasta, które sobie szczególnie upodobał. Z tej okazji miały miejsce powitania, recytacje, śpiewy. Ponadto odbyły się konkursy, sesja naukowa, wykłady oraz wystawa dokumentów z epoki kazimierzowskiej na zamku w Nowym Wiśniczu. Te wszystkie poczynania są dowodami wdzięczności i pamięci bochnian wobec swego dobroczyńcy, który kierował się mądrością oraz dobrocią w stosunku do poddanych. 165

166 Konstytucja 3 Maja w literaturze, malarstwie i pamięci narodu Kiedyś, przed laty, często w moim domu rozbrzmiewała melodia, którą starszy brat uczący się gry na skrzypcach wydobywał ze strun. Stwarzała specyficzny nastrój pogody i radości. Na domiar potęgowały go słowa: Witaj majowa jutrzenko, Świeć naszej polskiej krainie, Uczcimy ciebie piosenką, Która w całej Polsce słynie. Wtedy nie rozumiałam ich sensu, kojarzyłam z miesiącem pełnym kwiecia, będącym symbolem wiosny. Dopiero, kiedy zaczęłam interesować się dziejami Polski, zrozumiałam, że była to pieśń na cześć uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Czym była dla Polski ta ustawa? W XVII wieku, po latach świetności, Rzeczpospolita zaczęła chylić się ku upadkowi. Widomym znakiem tego stał się I rozbiór Polski w 1772 roku. Znaleźli się jednak światli obywatele, dalekowzroczni patrioci, którzy przeprowadzili szereg reform. Do najważniejszych należały reformy gospodarcze, monetarne, kulturalne. Utworzono pierwsze w świecie ministerstwo oświaty tj. Komisję Edukacji Narodowej, która zreformowała szkoły wszystkich szczebli. Rozwijała się też literatura oraz prasa. W 1788 roku został powołany Sejm zwany Wielkim, w czasie którego debatowano nad zmianami ustrojowymi. Dnia 3 maja 1791 roku, około godziny Sejm rozpoczął obrady, aby po siedmiu godzinach ogłosić drugą na świecie po amerykańskiej, a pierwszą w Europie, konstytucję. Oto jej najważniejsze postanowienia: religia katolicka panująca, wolność wyznania, zniesienie liberum veto, wolna elekcja, wprowadzenie trójdzielnej władzy, nadanie wolności chłopom. Sesja ta odbyła się w atmosferze zamachu stanu. Zwolennicy i twórcy konstytucji wykorzystali bowiem nieobecność większości posłów opozycyjnych, zorganizowali manifestację ludu Warszawy. I ściągnęli wojsko. Odczytano projekt, uchwalono go i zaprzysiężono. 166

167 Na program obozu reform największy wpływ miała publicystyka Stanisława Staszica i Hugo Kołłątaja. Już atmosfera poprzedzająca uchwalenie nowej ustawy zadecydowała o narodzinach patriotycznej poezji. Adam Naruszewicz w wierszu Na powrót senatorów zwracał się do nich, nawołując do zgody i ratowania Polski przed ostatecznym upadkiem: Przysiężna rado do pańskiego tronu, Do krwie przezacnej bracia i rodacy Brońcie Ojczyzny z królem i narodem, Inaczej próżno głowę myśli suszą, Bo kiedy rzeczy w tym zostaną stanie, Będziemy w domach własnych mieć wygnanie. Po ogłoszeniu aktu konstytucyjnego ogromna radość ogarnęła nie tylko członków stronnictwa patriotycznego, ale całe światłe społeczeństwo. Radość tę wyraził Rajnold Suchodolski (muz. Jan Karol Gall) we wspomnianej pieśni Witaj majowa jutrzenko, której druga strofa charakteryzuje ówczesną, trudną sytuację: Nierząd braci naszych cisnął, Gnuśność w ręku króla spała, A wtem Trzeci Maj zabłysnął, I nasza Polska powstała. Nieznani autorzy skomponowali też melodię i słowa wyrażające uznanie dla patriotów, którzy dobro kraju mieli jedynie na względzie: Rzucajmy kwiat po drodze, Kędy przechodzić mają Szczęścia narodu wodze, Co nowy rząd składają. Weźmy weselne szaty, Dzień to kraju święcony. Jakże ten król bogaty! Skarb jego serc miliony. Zaś Teresa Kostkiewiczowa w Antologii poezji polskiego oświecenia autorstwo tego wiersza pt. Na dzień 3 Maj 1791 roku szczęśliwie doszłej 167

168 konstytucji kraju przypisuje Franciszkowi Karpińskiemu. Również na te wydarzenia zareagował Ignacy Krasicki, precyzując istotę patriotyzmu w wierszu pt. Hymn do miłości Ojczyzny. Święta miłości kochanej Ojczyzny, Czują cię tylko umysły poczciwe, Dla ciebie zjadłe smakują trucizny, Dla ciebie więzy pęta nie zelżywe Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny, Gnieździsz w umyśle rozkoszy prawdziwe, Byle cię można wspomóc, byle wspierać, Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać. Konstytucja nie znosiła przywilejów szlacheckich, nie wprowadzała równość wobec prawa, natomiast miała na celu ukrócić samowolę magnatów i zmniejszyć ich wpływ na politykę państwa. Akt ten pozostał przede wszystkim świadectwem, że Polacy znaleźli sami siłę do przezwyciężenia rozkładu państwowego i wytyczyli drogę naprawy, która zdobyła uznanie całej postępowej Europy. Te wielkie wydarzenia znalazły odbicie nie tylko w literaturze epoki oświecenia, ale przede wszystkim w romantyzmie. Prof. Ignacy Chrzanowski w swym odczycie wygłoszonym 2 maja 1922 roku stwierdził, że literatura polska doby romantyzmu była wykładem i upowszechnieniem tez Konstytucji 3 Maja, realizacją testamentu niepodległej Polski, a więc pomostem między Rzeczpospolitą szlachecką, a nową, niepodległą Polską. Największy z największych, Adam Mickiewicz, składając hołd polskim patriotom, wprowadził do swego poematu motyw Konstytucji majowej, gdy na powitanie polskich oddziałów w Soplicowie, Jankiel wykonuje koncert ilustrację ostatnich lat Polski: Razem ze strun Wiela Buchnął dźwięk jakby cała janczarska kapela Ozwała się z dzwonkami, z zelami, z bębenki, Brzmi Polonez Trzeciego Maja! Skoczne dźwięki Radością oddychają, radością słuch poją, Dziewki chcą tańczyć, chłopcy w miejscu nie dostoją Lecz starców myśli z dźwiękiem w przeszłość się uniosły W owe lata szczęśliwe, gdy senat i posły Po dniu Trzeciego Maja w ratuszowej Sali Zgodzonego z narodem króla fetowali. 168

169 Zatem Konstytucja w Panu Tadeuszu, jako optymistyczny znak życia narodu, początek XIX-wiecznego ciągu walk o niepodległość, była w poemacie zapowiedzią późniejszych programów społecznych i politycznych. W refleksjach Mickiewicza, Lelewela i Mochnackiego, Konstytucja jawiła się jako wielkie narodowe wydarzenie będące granicą między dawnymi a młodszymi laty, łączące zarazem dzieje przedrozbiorowe i rozbiorowe w jedną organiczną całość piszą M. Eliasz i K. Poklewska (w: Konstytucja 3 Maja w tradycji i kulturze polskiej ). W tym okresie pojawiły się też wiersze na ten temat, przy czym miały one charakter rocznicowy. W 1830 roku belwederczyk Seweryn Goszczyński napisał Święto trzeciego maja dla przyjaciół obchodzących rocznicę tego znaczącego faktu. Wiersz ten utrzymany jest we właściwej młodemu romantyzmowi poetyce toastu. Wzniesiony podczas uczty toast jest życzeniem i przepowiednią przemiany stypy w weselną biesiadę młodych, gotowych do podjęcia walki. Niechże Maj Trzeci, miły nam w żałobie, Lampę smutku zgasiwszy, Słońce tryumfu w rychle rozpromieni: Niech żyje Trzeci Maj szczęśliwszy! Autor sugeruje, że ustawa majowa jest znakiem łączności między dążeniami ojców i dążeniami synów, znakiem ciągłości historii. Nieco później spod pióra sędziwego Kornela Ujejskiego wyszedł wiersz Na pamiątkę setnej rocznicy 3 Maja, który przyzywał moc tkwiącą w narodowej rocznicy, moc płynącą z nieustannej pracy i walki wielu pokoleń o Niepodległą. Nie brak też nawiązań do wydarzenia majowego w epice. Przede wszystkim należałoby zwrócić uwagę na twórczość Józefa Ignacego Kraszewskiego. Na jego 94 powieści historyczne ponad jedna trzecia wiąże się z czasami stanisławowskimi. Wśród 12 utworów, których akcja rozgrywa się w czasach Sejmu czteroletniego, 5 z nich zawiera opisy, wzmianki lub aluzje do Konstytucji 3 Maja. Dane te za Jackiem Kajtochem podają wcześniej wymienione autorki. Ostatnią powieścią tego pisarza szczegółowo odtwarzającą obraz Warszawy z II połowy XVIII wieku jest Barani Kożuszek. Ponadto Kraszewski jest autorem dramatu wystawionego we Lwowie w 1874 roku pt. Trzeci Maja. Końcowy akt zawiera sceny dotyczące uchwały. Te wielkie wydarzenia skłaniały pisarza do ciągłych studiów i analiz tamtego okresu, zmuszały do wielokrotnego naświetlania przyczyn niepowodzeń patriotycznych. Nie brak nawiązań do Konstytucji i w literaturze najnowszej. W 1973 roku ukazała się opowieść biograficzna Gabrieli Pauszer-Klonowskiej poświęcona 169

170 Julianowi Ursynowi Niemcewiczowi pt. Polska jego miłość. Ten wychowanek Szkoły Rycerskiej, działacz Stronnictwa Patriotycznego, późniejszy adiutant Tadeusza Kościuszki na trwałe zapamiętał moment uchwalenia Konstytucji, co autorka ujęła następująco: Julian świetnie zapamiętał każdy gest, każde słowo króla i marszałka Małachowskiego. Dalej pisze: Przeczytano akt konstytucyjny, który oburzył i przeraził wielu. Domagano się deliberacji, więc marszałek oświadczył: Ta sesja nie jest ordynaryjna, ale rewolucyjna, co znowu rozpętało burzę. Jedni wołali, że to spisek, inni odpowiadali, że owszem spisek, ale spisek całego narodu przeciw zaprzedańcom, którzy gubią kraj dla własnej prywaty. Nasuwa się pytanie, jak reagowało społeczeństwo? Przeciwnicy konstytucji zasypywali Warszawę wierszykami, patrioci odpowiadali na nie również w rymowanej formie. Kiedy pojawił się wiersz: A wiesz, co będzie z wrzasku? Gwałt w dziele, Szumu wiele, Budowa na piasku. Niemcewicz odpowiedział: A wiesz, co będzie z nieprawego wrzasku? Rząd trwały, Kościół trwały, Łeb sporny na piasku. Wcześniej Niemcewicz poruszył aktualne problemy w komedii politycznej pt. Powrót posła. Potępił konserwatywne poglądy tych, którzy stali na straży przywilejów szlacheckich, a poparł zabiegi patriotów. Ich dążenia zamknął Podkomorzy w jednym zdaniu: Dom zawsze powinien ustępować krajowi. Drugą pozycję poświęciła Gabriela Pauszer-Klonowska twórcy konstytucji. Powieść nosi tytuł Piękny Potocki. Opierając się na XVIII-wiecznych dokumentach, listach, pamiętnikach, autorka przybliża postać Ignacego Potockiego. Współcześni nazywali go polskim Solonem z uwagi na wybitny jego udział w tworzeniu Konstytucji 3 Maja, a także prace prawodawcze z nią związane. To dzieło, które sprowadza się do 9 artykułów, kosztowało mnie wiele studiów i pracy pisał Potocki do przyjaciela. Majowy dzień miał się już ku schyłkowi. W Kolegiacie Świętego Jana płonęły świece. Starożytne dzielnych Polaków groby, sama świętość miejsca, wśród niego król, biskupi, senat, posłowie z wzniesionymi rękami przysięgający na szczęście narodu, 170

171 wszystko to czyniło widok równie wspaniały, jak tkliwy napiszą o tej uroczystej chwili jej naoczni świadkowie, autorzy dzieła O ustanowieniu i upadku Konstytucji polskiej 3 maja 1791 roku. Te radosne, niepowtarzalne chwile, pełne nadziei utrwaliła nie tylko literatura, ale i malarstwo. Należałoby zacząć od Jana Piotra Norblina, nadwornego malarza Czartoryskich, a następnie Stanisława Augusta, bacznego obserwatora i świadka wydarzeń poprzedzających uchwalenie konstytucji, który oddał ówczesną atmosferę w całym jej bogactwie. Największą popularnością wśród jego dzieł cieszyła się wizja momentu uchwalenia konstytucji. Najbardziej znany jest rysunek tuszem i sepią o wymiarach 86x131 cm, znajdujący się obecnie w Muzeum w Kórniku. Malarz z góry obejmuje całość Sali Senatorskiej w Zamku, wypełnionej tłumem żywo gestykulujących posłów oraz przysłuchujących się obserwatorów w lożach i na trybunach. Centralnym punktem obrazu jest król wznoszący dłoń w geście akceptacji i tryumfu. Na uwagę zasługuje światło majowego dnia wpadające przez okna, zapowiedź wolności i podkreślające ponadto nastrój radości oraz patriotycznego uniesienia. Nie burzy tego nastroju postać posła Suchorzewskiego, który na znak protestu rzuca się na ziemię przed tronem królewskim. Poza Norblinem jeszcze i innych malarzy zainspirował ten ważny fakt z życia narodu. Najsilniej utrwaliła się w świadomości narodowej matejkowska scena wyrażająca zwycięstwo, a ukazująca wniesienie marszałka sejmu Stanisława Małachowskiego na ramionach wiwatującego tłumu do katedry. Dzieło to powstało w setną rocznicę majowego wydarzenia z przeznaczeniem dla Zamku Królewskiego w Warszawie, gdzie znajduje się do dziś. Król w szkarłatnym płaszczu wśród wiwatującego tłumu wkracza do katedry. Jego postawa świadczy o ważności chwili i dokonania. Drugim bohaterem jest Stanisław Małachowski, obrońca mieszczan i chłopów, który w swoich dobrach zniósł poddaństwo. To on jest właściwym twórcą nowej ustawy dzięki kunsztowi dyplomatycznemu, stąd zajmuje centralne miejsce, obok niego drugi marszałek Kazimierz Nestor Sapieha. W głębi widoczny Zamek. Warto jeszcze wspomnieć, iż w malarstwie i grafice zostali uwiecznieni przez różnych artystów zasłużeni posłowie oraz senatorowie. Jednym słowem symboliczna wymowa wizji 3 Maja i portretów twórców Konstytucji była prosta i jednoznaczna. Tej czytelności malarskiego przekazu jasnej chwili w naszej historii zawdzięczamy ukształtowanie się w wyobraźni Polaków trwałej legendy 3 Maja pisze W. Nowakowska którą stworzyli artyści różnych formacji i czasu, od naocznych świadków poczynając, a na XX-wiecznych artystach kończąc. Legenda ta spełniała określoną rolę, przede wszystkim budziła uczucia patriotyczne, kształtowała świadomość narodową, scalając na- 171

172 ród rozdarty przez trzech zaborców. W czasie obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia tej ważnej dla Polaków ustawy wokół Warszawy skoncentrowano wiele jednostek wojskowych. Na długie lata święto to zostało wykreślone z życia publicznego, ale nie z pamięci Polaków. W 1918 roku, po odzyskaniu niepodległości, Konstytucja 3 Maja została uznana za święto państwowe. Uchwałę tę podjęto na Sejmie Ustawodawczym w dniu 29 kwietnia 1919 roku. Po II wojnie światowej obchodzono to święto jedynie przez rok. Od 1946 roku ówczesne władze zabroniły obchodów, a próby manifestacji tłumiono. Oficjalnie święto zniesiono ustawą z 18 stycznia 1951 roku. Po 39. latach wróciło na listę świąt państwowych na mocy ustawy z 6 kwietnia 1990 roku. Mazowieckie wierzby Błądząc ścieżkami paryskiego cmentarza Per Lachaise, dochodzimy do rzucającego się w oczy nagrobka. Na postumencie siedząca Euterpe muza poezji zgięta z bólu, trzyma lirę z zerwanymi strunami, poniżej płaskorzeźba popiersia Fryderyka Chopina. Tak wyrazili swą przyjaźń i pamięć najbliżsi artysty w pierwszą rocznicę jego odejścia. Należeli do nich: książę Adam Czartoryski, Jane Stirling, Camille Pleyel, Wojciech Grzymała, Solange Sand, Eugene Delacroix. W kondukcie żałobnym 17 października 1849 roku obok tych wiernych szło 3 tysiące zaproszonych ludzi i tłumy paryżan. Kamil Cyprian Norwid poeta również tęskniący do kraju, jak Chopin i wielu innych emigrantów napisał w nekrologu: Rodem Warszawianin, sercem Polak, talentem świata obywatel, Fryderyk Chopin zeszedł z tego świata. Rodem Warszawianin. Przyszedł na świat w Żelazowej Woli, ale pierwszy etap swego życia związał z Warszawą. Należałoby powtórzyć za Władysławem Broniewskim Równino mazowiecka, rozpostarta szeroko... i wy szare, przydrożne wierzby od początku stanowiłyście tło życia Fryderyka, byłyście przyczyną nostalgii artysty, weszłyście na zawsze do jego muzyki i do dziś tworzycie pejzaż, bez którego nie można mówić, ani o Geniuszu, ani o Żelazowej Woli. Żelazowa Wola ongiś posiadłość Skarbków, dworek wkomponowany w romantyczny park krajobrazowy. Depcząc jego ścieżki, dostrzegamy egzotyczne drzewa, tu krzew kwitnący, tam uroczy mostek przerzucony przez 172

173 rzeczkę Utratę, ówdzie kwiaty, spośród których wyłania się posąg Fryderyka Chopina. Zwiedzamy grupą, ale każdy z nas może indywidualnie przeżywać opowieść o Chopinie, korzystając z multimedialnego przewodnika ze słuchawkami. Dostrzegamy zmiany, oto odrestaurowano park, odbudowano pergole, uporządkowano zieleń, zasadzono 40 tysięcy roślin. Wzniesiono też nowoczesne pawilony z polnego kamienia, szkła i drewna kanadyjskiego. Dwa budynki po bokach bramy mieszczą recepcję, kawiarnię i salę koncertową z restauracją. Wszystkie ścieżki prowadzą jednak do dworku, którego wnętrze oddaje atmosferę tamtych czasów, kiedy 200 lat temu urodził się tu chłopiec, któremu dano imię Fryderyk. Kwestia daty urodzenia, czy 22 lutego, czy 1 marca, jest do dziś sporna. Nie dzień jednak jest istotny, ale fakt, że na polskiej ziemi wyrósł Geniusz. Podobno pod oknami dworku w tym dniu miała grać wiejska kapela, stąd echa tej muzyki mazowieckiej towarzyszyły artyście przez całe życie, znajdując odbicie w komponowanych mazurkach i polonezach. Nie było mu jednak dane wiązać się z tym miejscem na zawsze. Rodzice wraz z kilkumiesięcznym dzieckiem przenieśli się do Warszawy. Dopiero w wieku 13 lat w Boże Narodzenie młody Chopin odwiedził Żelazową Wolę tonącą w zaspach śniegu. Obraz ten na pewno zapisał się na trwałe w pamięci chłopca, który przybędzie tu jeszcze raz jako 20-letni młodzieniec. Dziś gruntownie wyremontowano dworek i całkowicie zmieniono jego wystrój. Portrety, dokumenty, a na eksponowanym miejscu fortepian łączą się z historią Żelazowej Woli i losami ludzi z tym miejscem związanych. W ten sposób Dom Urodzin artysty zaczyna nowy etap swej historii, do którego przygotowania trwały pięć lat i pochłonęły 71 milionów złotych. W Warszawie Fryderyk rozpoczął swą edukację u Żywnego, a następnie po ukończeniu liceum, od 1826 roku w Warszawskiej Szkole Głównej Muzyki pod kierunkiem Józefa Elsnera, dzięki temu młody Chopin mógł się poświęcić wyłącznie muzyce. W tym okresie w stolicy rozgłos jako pianistka i kompozytorka zdobyła Maria Szymanowska. W lutym 1818 roku była jedną z organizatorek koncertu dobroczynnego, na którym wystąpił ośmioletni Chopin informuje Zbigniew Sudolski w książce pt. Panny Szymanowskie. Świetnie zapowiadający się młody człowiek już w czasach szkolnych jeździł do posiadłości rodzin swych kolegów i tam właśnie poznał folklor mazowiecki i kujawski. W Szafarni przebywał w latach w domu Dominika Dziewanowskiego, gdzie obecnie znajduje się Ośrodek Chopinowski. Bywał też w pobliskim Obrowie, uczestnicząc w uroczystościach dożynkowych, wsłuchiwał się w wiejską muzykę. W czasie swych wędrówek wakacyjnych odwiedził Golub, zamek rezydencję Anny Wazówny. Wakacje spędzał również w Strzyżewie i Antoninie, posiadłości księcia Antoniego Radziwiłła, 173

174 mecenasa sztuki. Chopin dowcipny, znakomicie wychowany i obyty, władający kilkoma językami, grający chętnie i dużo na fortepianie, był mile widziany w dworach oraz na warszawskich salonach. Po ukończeniu ostatniej klasy liceum Fryderyk wybrał się z matką na kurację do Dusznisk-Zdroju, stąd w tym miejscu co roku odbywają się koncerty poświęcone znakomitemu artyście. W 1829 roku jadąc do Wiednia, zatrzymał się w Krakowie, o czym świadczy podpis złożony 23 lipca w księdze gości Collegium Maius. Był też w Kopalni Soli w Wieliczce, Ojcowie i Pieskowej Skale. W Wiedniu Chopin odnosi poważny sukces swą grą, jak i kompozycjami. W jednym z listów napisał:...starszy dziś jestem i doświadczeńszy o cztery lata. Jerzy Broszkiewicz tak charakteryzuje to wydarzenie: Z Warszawy wyjechał młody, stremowany podróżą... do Warszawy zaś wrócił jeden z najdoskonalszych fortepianistów... młodzieniec idący swoją własną drogą mistrz, który swą biegłość, jako fortepianista, ukazał w stopniu doskonałym tak pisali krytycy niemieccy. Być może zachęcony powodzeniem w rok później wyrusza z Warszawy, nie przeczuwając, że już do Ojczyzny nigdy nie będzie dane mu wrócić. Dzień trzeci listopada pierwszy dzień podróży jest cichy i słoneczny. Od pól wlecze się dym ognisk pisze o wyjeździe Fryderyka Jerzy Broszkiewicz w zbeletryzowanej historii życia artysty pt. Kształt miłości. Wieże Warszawy już zniknęły. Po obu stronach drogi równina mazowiecka... Przydrożne wierzby powoli odchodzą w tył. Kiedy był już daleko, poza granicami kraju, dotarła do niego wieść o wybuchu walki powstańczej. Chciał wracać, podobnie jak Krasiński, jednak listy rodziców odwiodły go od tego zamiaru. Wtedy to pod wpływem przeżyć, tęsknoty za domem powstało Scherzo h-moll, w którym wije się wątek kolędowy niczym nić pajęcza. W Stuttgarcie zaś otrzymawszy tragiczną wiadomość o klęsce powstania Chopin tworzy Etiudę c-moll zwaną Rewolucyjną oraz dwa przesycone tragizmem preludia a-moll i d-moll. Jego reakcja na wydarzenia w kraju była podobna do tej, którą wyraził Adam Mickiewicz w III części Dziadów. W ten sposób wczesną jesienią 1831 roku Fryderyk Chopin rozpoczyna w Paryżu drugi etap swego życia. Tymczasem wciąż napływają emigranci. Przybywa Joachim Lelewel, Seweryn Goszczyński, Maurycy Mochnacki i wielu innych. Pomiędzy przyjaciółmi przez ten rok urasta ściana doświadczeń i obojętności. Tę sytuację tak komentuje Broszkiewicz: Cóż wie o życiu elegancik o wypieszczonych rączkach? Pachnie lawendą, oni zaś śmierdzą prochem, potem, krwią krwią cudzą i własną. Pierwszy koncert w dniu 26 lutego 1832 roku zdobywa mu popularność, dzięki której artysta nawiązuje kontakty z paryską elitą kulturalną i towarzyską. Jego gra bardzo się podobała. Wszystko za sprawą unikalnego stylu, 174

175 jakiego nikt w Paryżu wówczas nie znał niezwykle uczuciowego sposobu gry, ze wspaniałymi niuansami kolorystycznymi i dynamicznymi mówi profesor muzykologii Irena Poniatowska w udzielonym wywiadzie dla Przewodnika Chopinowskiego po Polsce. Więc siedli emigranci, by słuchać Chopina Polski klub. Na fotelach samych gwiazd elita: Mickiewicz i Słowacki, książę Adam, świta, Ostatnie senatory, posły, jenerały, Dembiński i Dwernicki, Ursyn srebrnobiały, Ksiądz Jełowiecki obok księżny Wirtemberskiej, Nabielak w krwawych pąsach łuny belwederskiej I chmurny, jak dźwięk jego pieśni ukraińskiej, Brat ludu, wróg monarchów i książąt, Goszczyński. Chopin wszedł. W lamp półcieniu dziwny jak zjawisko, Nad rebusem klawiszów pochylił się nisko W niemą salę padł pierwszy dźwięk. Improwizuje. On ma oczy zamknięte. Lecz nie gra. Maluje. Przypomniał jakiś obraz: wieś w gruszkowych sadach, Bose dzieci na progach, malwy na lewadach. Ktoś myśli: to znad Ikwy, inny ktoś: znad Niemna, Jeszcze komuś od Wisły gra echem znajomem... Jakby ją dzieckiem słyszał pod rodzinnym domem. Przez 18 lat spędzonych w Paryżu Chopin dał 19 koncertów, przy czym każdy był wielkim sukcesem. Krytycy pisali o nich tj. o wykonaniu, jak i samych kompozycjach niezwykle pochlebnie. Sercem Polak kochał Polskę i mimo sukcesów marzył o powrocie do niej i nie starał się o francuskie obywatelstwo. Ze stolicy Francji wyjeżdżał kilkakrotnie, ale nie przestawał tworzyć. Na Majorce powstał m.in. cykl Preludiów, w których wyraził wszystkie emocje od błogiej radości do rozpaczy. W Nohant posiadłości Georg Sand mógł spokojnie komponować oraz podratować swoje zdrowie. Najbardziej dojrzała muzyka powstała właśnie tam. Stworzył 33 utwory: etiudy, scherza, ballady, a wtedy Sand informowała znanego malarza i przyjaciela Fryderyka: Chopin skomponował dwa przepiękne mazurki, które są warte więcej niż czterdzieści romansów. 175

176 Ostatnią podróż jego życia po Anglii i Szkocji zorganizowała zakochana w artyście Jane Stirling wraz ze swą siostrą. Dnia 20 kwietnia 1848 roku Chopin wylądował w Anglii serdecznie witany. Na koncert polskiego artysty przybyła królowa Wiktoria, tak więc monarchiczne towarzystwo słuchało muzyki, którą Schumann nazwał armatami ukrytymi w kwiatach. Ze Szkocji pisał do swoich: I brzydko na dworze, i zły jestem, i smutno mi, i nudzą mię ludzie swemi zbytniemi opiekami. I odetchnąć nie mogę, i pracować nie mogę. Czuję się sam, chociaż otoczony. Dnia 16 listopada 1848 roku wstał z łóżka, by zagrać dla emigrantów z Polski. Był to ostatni występ. Wraca do Paryża, a 17 października 1849 roku Chopin kończy życie, wcześniej pogodziwszy się z Bogiem. Zawsze elegancki, średniego wzrostu, drobny, ale serce miał wielkie w dosłownym sensie i przenośnym. Hojny i dyskretny pomagał tym, którzy przybywali z kraju do Paryża i nigdy o tym nie mówił. Zgodnie z życzeniem Fryderyka Chopina jego serce zabrała do Polski siostra Ludwika Jędrzejewiczowa. W kryształowym słoju wypełnionym spirytusem 30 lat czekało na wmurowanie w kościele Świętego Krzyża w Warszawie. W czasie wojny, kiedy na stolicę spadały bomby, niemiecki żołnierz wyniósł urnę z sercem i przekazał arcybiskupowi Antoniemu Szlagowskiemu. Po latach wróciło do warszawskiej świątyni. Kochał Polskę. Rozsławił jej imię, na zawsze wszedł do kultury, literatury i poezji. Cyprian Kamil Norwid składając mu hołd napisał: A w tym, coś grał: taka była prostota Doskonałości Peryklejskiej I była w tym Polska, od zenitu Wszechdoskonałości dziejów Polska przemienionych kołodziejów! Podkreślając w tym głęboko refleksyjnym liryku ogólnoludzki charakter muzyki Chopina, Norwid wskazywał równocześnie na jej rodzimość i polskość. Muzyka ta towarzyszyła polskim wygnańcom wszystkich okresów historycznych, także i w czasie II wojny światowej szła za żołnierzem tułaczem, przypominała Ojczyznę, czemu dał wyraz Władysław Broniewski w utworze pt. Mazurek Szopena. W jerozolimskim zaułku cyprysy błądzą i smutki

177 Cisza otula nas senna I nagle! Mazurek Szopena. Hucznie zatupią basy, zapłacze trel w wiolinie i przez sosnowe lasy serce Wisłą popłynie. Chopin talentem świata obywatel, gdyż Jego muzyka stała się własnością wielu kultur, jest znany na wszystkich kontynentach. Artur Rubinstein powiedział kiedyś: Ten najbardziej narodowy ze wszystkich kompozytorów świata okazał się najbardziej uniwersalny. Fryderyk Chopin i jego muzyka są wyjątkowo popularni w Azji. Do grudnia br. na afiszach sal koncertowych w Japonii, Chinach i Korei Południowej panować będzie nazwisko naszego kompozytora. Programy radiowe i telewizyjne nadają jego muzykę oraz wydawany jest miesięcznik poświęcony artyście. Do Chin dotarła jego muzyka dzięki utalentowanemu mieszkańcowi Szanghaju, który zdobył III nagrodę w 1955 roku na V Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym. Dziś największym ambasadorem twórczości polskiego kompozytora stał się Lang Lang, a nauka gry na fortepianie stanowi wyznacznik pozycji społecznej. Również i w Korei Chopin jest znany od momentu, kiedy dwaj bracia Lim otrzymali III miejsce ex aequo w konkursie 2005 roku. Artysta ten nigdy nie przeżył okresu zapomnienia. Wpływy jego muzyki można dostrzec, począwszy od Liszta poprzez Wagnera i innych, a na współczesnych kończąc. Chopin jest obecny w muzyce ciągle powiedział Mieczysław Tomaszewski. Ewa Bukojemska, pianistka, kierownik Katedry Fortepianu Akademii Muzycznej w Krakowie, mówiąc o 2010 roku Roku Chopina stwierdza: Ruszy lawina mniejszych i większych imprez poświęconych artyście. I nie ich poziom jest najważniejszy, ale fakt, że tymi propozycjami każdy chce zapalić swoje światełko przy grobie Chopina, mieć swój wkład w oddanie mu hołdu. W Dusznikach od 1946 roku odbywa się najstarszy na świecie Międzynarodowy Festiwal chopinowski organizowany dla upamiętnienia koncertu wykonanego przez młodego Fryderyka na rzecz osieroconych dzieci. Drugi obok wymienionego W barwach jesieni ma miejsce w Antoninie, gdzie Chopin bywał. W ramach festiwalu Chopin i jego Europa na 50 koncertach wystąpi 2000 wykonawców światowej sławy, którzy w ciągu sierpnia złożą hołd Wielkiemu Polakowi. W październiku, jak zwykle, trwać będzie XVI Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Koncerty urodzinowe miały miejsce od 22 lutego do 1 marca w Filharmonii Narodowej, w Żelazowej Woli, na Zamku Królewskim i w Teatrze Wielkim. 177

178 Dziennikarka rosyjskiego radia napisała: W lutym byłam w Warszawie na uroczystościach 200-lecia urodzin polskiego kompozytora. Gdy wróciłam do domu, okazało się, że także w Moskwie jest zatrzęsienie koncertów chopinowskich, które wypełniły muzyczną przestrzeń rosyjskiej stolicy, od konserwatorium oraz filharmonii do muzeów, bibliotek, sal wystawowych i szkół muzycznych. Natomiast kurator francuskich obchodów chopinowskich 2010 marzy, by ujrzeć w paryskim Panteonie także sarkofag polskiego kompozytora. Dnia 1 marca 2010 roku zostało otwarte w Warszawie w Pałacu Ostrogskich najnowocześniejsze muzeum biograficzne poświęcone Chopinowi oraz Centrum Chopinowskie z biblioteką, fonoteką i instytucjami związanymi z artystą. Multimedialna opowieść o Fryderyku zajmuje 4 kondygnacje Pałacu i 11 sal, z których każda poświęcona jest innemu wątkowi i okresowi życia oraz twórczości. Zbiory mają kilka tysięcy eksponatów, wśród nich znajdują się autografy, pierwodruki dzieł, listy, dokumenty, obrazy, rzeźby, grafiki. A jak obchodził Rok Chopinowski Kraków? Uroczystości rozpoczęły się dnia 28 lutego 2010 roku Mszą św. w Katedrze Wawelskiej. Odsłonięto też w krypcie Mickiewicza i Słowackiego popiersie artysty, wykonane przez Wojciecha Kurdziela z marmuru jako kopię medalionu znajdującego się na grobie Chopina w Paryżu. Poza koncertami w Krakowie u zbiegu ulic Wiślnej i Zwierzynieckiej, przed filharmonią, w 2009 roku społeczeństwo miasta wzniosło pomnik Fryderyka Chopina, rzeźbę fontannę. Tak więc cały świat czci dzieło i pamięć Chopina poprzez koncerty, wydawnictwa, muzea i prasę. Wyrazem tego są publikacje oraz wypowiedź Charlesa Rosena amerykańskiego pianisty i krytyka muzycznego dla Tygodnika Powszechnego z 1 sierpnia 2010 roku, która brzmi: Kiedy Chopin zmarł, mając 39 lat, jego twórczość stanowiła mocno już ugruntowaną część tradycji muzycznej, a jego wpływ był odczuwalny w całym zachodnim świecie muzycznym. 178

179 Słońce września (...) to słońce stało ponad horyzontem, błogosławiące wrogim samolotom, to słońce biło nas żelaznym frontem, dział hukiem, czołgów złowrogim łoskotem. A czołgi w bagnach wyschniętych nie grzęzły, szły armie, szybsze niźli polski piechur, bomby waliły w kolejowe węzły, płonęły miasta, rzucane w pośpiechu, szli Niemcy (...) W tych poetyckich, skrótowych obrazach Władysław Broniewski upamiętnił tragizm sytuacji, tragizm, który trwa do dziś, który co roku przeżywamy. Mówią o nim słowa: (...) i znów będą wrześnie, pod słońcem września nie będę szczęśliwy. Uderzenie Niemiec na Polskę dnia 1 września 1939 roku, pierwsze pociski, które spadły na Westerplatte o z pancernika Schleswig Holstein, były ogromnym zaskoczeniem, ale równocześnie stanowiły hasło do obrony Ojczyzny. Polacy stanęli do walki. Na trwałe weszły do historii takie nazwy, jak Westerplatte, Hel, Gdynia, Puck, Bzura, Warszawa, Modlin. Mimo bohaterstwa Armia Modlin wycofała się na linię Wisły Narew. Dnia 7 września skapitulowało Westerplatte, w pierwszych dniach października Hel, o jeden dzień dłużej niż Warszawa bronił się Modlin. W kampanii wrześniowej poległo 70 tysięcy żołnierzy i oficerów, 133 tysiące odniosło rany. Do niewoli niemieckiej dostało się około 300 tysięcy, do sowieckiej 180 tysięcy we wrześniu, zaś w następnych miesiącach 50 tysięcy. Jesteśmy w Modlinie, nie tylko po to, by zobaczyć i podziwiać walory geograficzne, ale przede wszystkim, by poznać dzieje i rolę w II wojnie światowej tej twierdzy, która leży na wysokim brzegu Narwi uchodzącej do Wisły. 179

180 Położenie to urzekło już Napoleona. Na jego polecenie budowę fortyfikacji rozpoczęto w 1807 roku. Po klęsce pod Moskwą armia rosyjska dotarła do Modlina, który najdłużej się bronił. Wraz z rozbudową twierdzy i wprowadzeniem coraz liczniejszej artylerii, powstał problem bezpiecznego przechowywania prochu. Pierwszą prochownię zbudowano w 1811, później powstawały następne. W 1830 roku, w chwili wybuchu powstania w twierdzy znajdowało się około 12 milionów ładunków karabinowych i 5600 pudów prochu (1 pud = 16 kg). Podobnie było i podczas następnych powstań. Depcząc ścieżki twierdzy modlińskiej, przypominamy sobie dzieje naszego narodu i jego tragiczne, a także bohaterskie dni. W pewnym momencie stajemy przed reliktami reduty Napoleona, którą zaczęto budować w 1811 roku. Pomieszczenia parterowe przeznaczone były na magazyny żywności i amunicję, w pomieszczeniach zewnętrznych mieściło się 20 armat, a na tarasie 12. Dziś patrzy na nas historia oczodołami zniszczonej reduty. W 1832 roku Rosjanie jako gospodarze rozpoczęli wielką rozbudowę twierdzy. W następnych latach powstał kompleks koszarowy długości 2250 metrów. Nie ominęła Modlina zawierucha I wojny światowej. W połowie lipca 1915 roku siły niemieckie zdobyły go na trzy lata. Między wojnami stacjonowała w Modlinie 5. Armia pod dowództwem gen. Władysława Sikorskiego, licząca 46 tys. ludzi. Ponadto mieściły się tu szkoły: Kadetów, Podchorążych Broni Pancernych, Centrum Szkolenia Saperów i inne. Gdy Niemcy uderzyli na Polskę, walczyła stolica, a Modlin stanowił ważny przyczółek obronny. Twierdzy bronili żołnierze 8 dywizji piechoty, od 13 września oddziały Armii Łódź oraz nieliczni żołnierze rozbitego oddziału Armii Pomorze i Poznań bohaterowie krwawych walk nad Bzurą. Opór stawiało więc 17 tys. żołnierzy. Dnia 29 września o godz.8.00 gen. Wiktor Thommee podpisał jednak kapitulację. Jego żołnierze ginęli, ale nie pozwolili się zwyciężyć. Tymczasem kierujemy swe kroki do nich, cichych bohaterów poległych w walce z najeźdźcą. Proste, betonowe krzyże ułożone w kształcie litery L. Leżą tu legioniści z lat , 322 żołnierzy z okresu wojny polsko-sowieckiej. Heroizm września upamiętnia zaś Pomnik Obrońców Modlina Uroczyste jego odsłonięcie miało miejsce w 18 rocznicę kapitulacji. Wzięli w nim udział obrońcy tej placówki i gen. brygady Wiktor Thommee. Po opanowaniu polskich ziem Niemcy zastosowali terror. Pierwszą masową akcją było wymordowanie ponad 100 osób w Wawrze pod Warszawą w grudniu 1939 roku. Druga fala terroru nastąpiła w połowie 1940 roku, rozstrzelano wtedy w rejonie Puszczy Kampinowskiej wielu patriotów i znakomitych ludzi. Smukłe sosny wzbijają się w niebo. Być może pamiętają wrze- 180

181 śniowe dni, kiedy we wsi Palmiry toczyły się zacięte walki z wrogiem. Polskie oddziały nie chciały dopuścić do wywiezienia z magazynów zapasów broni. W końcu wysadzili je w powietrze. W pobliżu, 5 km od wsi Palmiry, po zajęciu tych ziem okupanci wybrali sobie to miejsce na egzekucje. Było ich 21. Zginęło 1700 niewinnych ludzi. Najczęściej uśmiercano cywilów, więźniów Pawiaka. Pierwsza egzekucja odbyła się 14 grudnia 1939 roku, ostatnia 17 lipca 1941 roku. Idziemy wzdłuż rzędów krzyży. Powtarzają się nazwiska polskie lub żydowskie. Zatrzymujemy się przy mogile Janusza Kusocińskiego mistrza olimpijskiego, Macieja Rataja marszałka sejmu i innych. Większość grobów oznakowana jest N.N. Na tym cmentarzu spoczywają też prochy 2000 osób rozstrzelanych w okolicznych wsiach. W perspektywie, spośród drzew wyłaniają się trzy białe krzyże symbolizujące polską Golgotę, krzyże o wydłużonych ramionach, które oznaczają ręce rozstrzeliwanego człowieka. W 1973 roku otwarto obok cmentarza Muzeum Walki i Męczeństwa, w którym znajdują się dokumenty i rzeczy znalezione w czasie ekshumacji, eksponaty związane z walkami na terenie Puszczy Kampinoskiej. Przy wyjściu jeszcze raz zatrzymujemy się przy napisie: Łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla Niej pracować. Jeszcze trudniej umrzeć, a najtrudniej cierpieć. Nie grają nam surmy bojowe... Zwiedzając w 2007 roku Warszawę, zatrzymałam się na ulicy Podwale, przy murach obronnych, w pobliżu Barbakanu, przed wzruszającym pomnikiem kilkuletniego chłopca w zbyt dużym hełmie, z karabinem w ręku. Jego autorem jest polski rzeźbiarz Jerzy Mieczysław Jarnuszkiewicz. Odsłonięcie tego nietypowego pomnika miało miejsce 1 października 1983 roku i było hołdem dla najmłodszych uczestników Powstania Warszawskiego, bo liczących 8, 10, 12 lat. Ci mali chłopcy wypełniali rozkazy swych dowódców jako sanitariusze, łącznicy. Pod gradem kul roznosili korespondencję, a wielu z nich walczyło. Dla ich pamięci obok pomnika wmurowano tablicę ze słowami najpopularniejszej piosenki tego tragicznego czasu: Warszawskie dzieci pójdziemy w bój. Za każdy kamień twój stolico damy krew. 181

182 Do historii przeszło wydarzenie dotyczące grupy harcerek i harcerzy otoczonych na Powiślu przez Niemców i szarżujących na czołgi z tą piosenką na ustach. Wszyscy zginęli. Jeden z żyjących do dziś powstańców, Jerzy Bartnik, pseudonim Magik otrzymał Krzyż Virtuti Militari w wieku 14 lat. W wywiadzie dla Rzeczypospolitej z dnia 1 sierpnia 2010 roku powiedział: Na kilka dni przed dekoracją wybrałem się na rekonesans do piwnic domów znajdujących się w rękach Niemców. Na jednym z podwórek natknąłem się na dwóch niemieckich oficerów. Blokowali mi przejście, więc skosiłem ich obu z błyskawicy. Warto dodać, iż odznaczony został za podstępne niszczenie czołgów wroga. Bohaterska walka z agresorem trwała 63 dni, brali w niej udział mężczyźni i kobiety, wojskowi i cywile, dorośli i dzieci. Walczono o każdą kamienicę i każdą ulicę. Wśród stawiających opór i atakujących byli też duchowni. Należał do nich ks. Franciszek Juszczyk, pochodzący z Żegociny. Barwną historię jego życia opowiada mi jego bratanica, Maria Juszczyk, absolwentka Liceum Ogólnokształcącego w Bochni mgr fizyki, poetka i malarka. Połączył on służbę Bogu ze służbą Ojczyźnie. Powołany do armii austriackiej udał się na front rumuński, a później włoski. Brał udział w trzech ofensywach i został ranny. W 1918 roku rozpoczął służbę w wojsku polskim jako ochotnik kapelan w szpitalu w Jarosławiu, a następnie w Kielcach. Ponownie przebywał na froncie od grudnia 1918 roku do maja 1920 roku. W Legionach wraz z dwoma braćmi walczył o wolną Polskę. Kiedy w 1939 roku Niemcy napadli na nasz kraj, a przeciwko represjom wroga wystąpili mieszkańcy stolicy, ks. Juszczyk przybył z Włocławka do Warszawy, by objąć na Ujazdowie służbę duszpasterską. Ówczesny ministrant ks. Juszczyka, dziś autor książki Ujazdów wojskowy, Aleksy Matuszak stwierdza, iż położył on duże zasługi na polu pomocy chorym i rannym żołnierzom. Ks. ppłk. Franciszek Juszczyk był jednym z pięciu księży pułkowników, którzy tworzyli Kurię Polową AK, mającą kryptonim Nakaz. On sam zaś działał pod pseudonimem Świrad, brał czynny udział w powstaniu. Ponadto opiekował się dziećmi i młodzieżą, których ojcowie nie powrócili po walkach wrześniowych. Od 1 października 1939 roku Szpital Ujazdowski otrzymał status jenieckiego szpitala wojennego. W oblężonej Warszawie szpital przyjął rannych z Armii Poznań, Pomorze, Prusy, Łódź w liczbie ponad 5 tysięcy. Aleksy Matuszak tak się wypowiada na ten temat: W tym czasie umieralność żołnierzy była duża, w związku z tym utworzono cmentarz wojskowy przy Parku Ujazdowskim. Nazwano go później Cmentarzem Obrońców Warszawy. To ks. Juszczyk był inicjatorem uporządkowania cmentarza polowego na Ujazdowie. Zorganizował obudowę mogił i ustawienie betonowych krzyży. 182

183 Ponadto jego głęboko patriotyczne homilie gromadziły ludność cywilną oraz rannych żołnierzy, podtrzymując na duchu zebranych. Dnia 6 sierpnia Niemcy zarządzili ewakuację Szpitala Ujazdowskiego i szpitala św. Ducha. Aleksy Matuszak pisze we wspomnianej książce: Z poszczególnych oddziałów wyniesiono na noszach ciężko chorych na główny trakt komunikacyjny. Sformowano kolumnę, która składała się z 1800 osób. Przed ewakuacją kapelan Ks. Juszczyk sprawował ostatnią Mszę św., po czym odśpiewano «Boże coś Polskę». Pochód ruszył. Na czele niesiono flagi Czerwonego Krzyża. Za komendantem prof. Teofilem Kucharskim niesiono ciężko chorych... dalej szli chorzy, personel szpitalny i mieszkańcy Ujazdowa. Wśród huku strzelaniny, w upale szli kilka godzin aż w końcu znaleźli się na ulicy Chełmskiej. Niemcy nie przestrzegali żadnych obowiązujących zasad, bombardowali szpital nawet podczas akcji ratunkowej. Ginęły wtedy ranni, osoby cywilne i siostry zakonne. Uczestnik walk powstańczych, Miron Białoszewski we wspomnieniach pt. Pamiętnik z Powstania Warszawskiego taki kreśli obraz stolicy po kilku dniach walki: Wylecieliśmy na Chłodną. Ulica była w chmurach. Rudych i burych. Od cegieł i dymu. Rudoszary pył siedział na wszystkim. Na drzewach. Na liściach. Gruby na centymetr chyba. Od placu Żelaznej Bramy, od Elektoralnej pod murem lecieli i lecieli ludzie, kobiety, dzieci, wszyscy schyleni, szarzy, posypani czymś. Paliło się. Ludzie lecieli. Ze zbombardowanych domów. Uciekali na Wolę. Przez trzy miesiące niezmiennie w dzień naloty, w nocy pociski, akcje, robienie barykad. Śmierć czekała wszędzie i na każdego. Październik... Niesamowite. Trzeci miesiąc. Nagle wtedy rano wszystko ucichło... Nagle zachciało się wszystkim żyć! I naraz zaczęli ze wszystkich piwnic, lochów, dziur wszyscy wychodzić notuje Białoszewski. W konsekwencji zginęło około 15 tysięcy żołnierzy Armii Krajowej, życie straciło 200 tysięcy mieszkańców Warszawy, ulice stolicy usłane tysiącami trupów, pokryte były gruzami. Mimo ogromnego bohaterstwa i poświęcenia biorących udział w walce Powstanie Warszawskie upadło. Dlaczego? Przyczyn było kilka. Do dziś historycy wysuwają różne tezy. Jedną z nich przedstawił Tadeusz Modelski, prawnik i ekonomista, wiceprezydent Warszawy przed 1939 rokiem, następnie pracownik Wydziału Prawnego Ministerstwa Spraw Wojskowych Rządu RP w Paryżu, od września 1941 roku do lipca 1943 roku naczelnik Departamentu Prawnego Ministerstwa Odbudowy Administracji Publicznej. Jednocześnie oddelegowany na stanowisko szefa wywiadu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Dymisję złożył w chwili śmierci generała Sikorskiego. Modelski jest autorem kilku książek, 183

184 wśród nich i tej pt. Byłem szefem wywiadu u Naczelnego Wodza, w której omawia fakty związane z II wojną światową, m. in. ustosunkowuje się też do Powstania Warszawskiego. Gdy powstanie wybuchło, Armia Czerwona stała od 10 lipca 1944 roku zaledwie 100 km na wschód od stolicy. W tym okresie stacje radiowe kontrolowane przez Moskwę nawoływały ludność Warszawy do wystąpienia przeciw Niemcom. Wojska radzieckie tymczasem przez 63 dni zajmowały postawę wyczekującą. Sytuację tę tak ocenia Tadeusz Modelski: Czekali do czasu, gdy wszystkie domy stolicy zostały spalone, a ludność bestialsko wymordowana lub też masowo wywożona do obozów, a już pod koniec powstania wręcz gnana, jak bydło.... Tenże autor stwierdza, iż alianci wywierali niezwykle słaby nacisk na Stalina, by udzielił pomocy powstańcom lub zezwolił na wykorzystanie lotnisk sowieckich przez samoloty alianckie z żywnością i amunicją dla walczących Polaków. Rosjanie odmówili wszelkiej współpracy. Po wojnie pisze Modelski stawały się dostępne coraz to nowe dokumenty, które potwierdzały podejrzenia dowódców AK, że sowiecka ofensywa została świadomie zatrzymana na linii Wisły, aby wykorzystać Niemców do złamania i biologicznego wyniszczenie polskiej konspiracji. Narwik. Droga do wolnej Polski Norwegio! Kraino zmierzchu i dnia do znudzenia, Wy pasma górskie, puchem śnieżnym przyodziane, Brzegi zszarpane przez fiordy, które do złudzenia Przypominają łachmany przez wiatry rozwiane. (Robert Liguziński) Przede mną leży książka Ksawerego Pruszyńskiego pt. Droga wiodła przez Narwik, wydana w 1956 roku. Wracam do niej po 50 latach, do niej, a raczej do bitwy o Narwik i jej bohaterów. Nie jest to ani kronika, ani reportaż zastrzega autor. Ta opowieść miała oddać prawdę procesów myśli, przemian duchowych, nastrojów, jakie narosły w huku armat. Miała wypowiedzieć co myślało, czym się trapiło, o co walczyło, nad czym bolało, w czym pokładało nadzieje owo młode pokolenie, które do tej armii poszło poprzez granice, góry i lasy. Wspomnienie to poświęcił Pruszyński 12. Dru- 184

185 żynie 2. Kompanii II Baonu Brygady Strzelców Podhalańskich, z którą razem przebył kampanię norweską. W tejże samej jednostce znalazł się Robert Liguziński, maturzysta, dopiero co wkraczający w dorosłe życie. Narwik młode miasto, którego nazwa oznacza wąski cypel lądu, założone 100 lat temu, nie zamarzający port, ważny z uwagi na wywóz rudy żelaza z północnej Szwecji, położony około 240 km za kołem polarnym stał się znaczącym punktem i ośrodkiem trudnych walk w Norwegii tak dla niemieckich sił zbrojnych, jak i alianckiego korpusu ekspedycyjnego. Walki te trwały od 9 kwietnia do 8 czerwca 1940 roku. Wydarzenia, które miały miejsce w Narwiku wiosną 1940 roku obiegły cały świat i przez kilka tygodni nie schodziły z pierwszych stron europejskich gazet. Niemcy z 8 na 9 kwietnia zaatakowały norweskie miasteczko, gdyż ich żądanie poddania się zostało odrzucone. Dwa okręty norweskie najeźdźcy storpedowali, w wyniku czego zginęło 276 Norwegów. Droga na Narwik była wolna. Na ląd zeszło 2000 niemieckich strzelców pod dowództwem generała Dietla. Już rankiem 10 kwietnia doszło do walk. Ostatecznie w okolicy tego miasta zgrupowanych zostało brytyjskich, francuskich i polskich żołnierzy (4 bataliony piechoty). Ponadto walczyło też 8000 Norwegów, natomiast Niemcom udało się zgromadzić jedynie 6000 żołnierzy, w związku z czym rezultat walk był z góry przesądzony. Dnia 13 maja od strony północnej przez Bjerkvik, od południa przez Ankenes ruszyło alianckie natarcie mające na celu zdobycie Narwiku i okrążenie oddziałów Dietla. Niemcy zostali stopniowo wyparci z miasta, następnie osaczeni w górzystym terenie i gdyby nie nagłe zaprzestanie walk przez stronę aliancką, musieliby się poddać. Alianci nie zdołali wykorzystać sukcesu. Rozpoczęto ewakuację, ostatni oddział z dowódcą brygady odpłynął do Francji i Wielkiej Brytanii dnia 8 czerwca. Fakty te przekazała nam historia, spójrzmy jednak na nie oczyma naocznego świadka i uczestnika Roberta Liguzińskiego. We wrześniu 1939 roku znalazł się wraz z innymi w Rumunii, a dnia 22 grudnia był już w zorganizowanym przez gen. Sikorskiego wojsku polskim, w Brygadzie Podhalańskiej. Kiedy po kilkumiesięcznym przygotowaniu pod dowództwem generała Szyszko-Bohusza wyjeżdżali do Norwegii, generał Władysław Sikorski żegnał ich tymi słowami: Przypadł wam w udziale zaszczyt jako pierwszej jednostce wystąpić z bronią w ręku przeciw wrogom, którzy okupują nasze ziemie i sądzę, że tam na ziemi norweskiej będziemy walczyć o wspólną sprawę. Z Norwegii będzie bliżej do naszej Ojczyzny. Przez 15 dni polscy żołnierze z Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich narażeni byli na zatopienie. W porcie zejście na ląd nastąpiło pod gradem bomb. A potem wspomina nasz bohater brnęliśmy w śniegu po pas, słońce 185

186 nie zachodziło, tak, że straciliśmy poczucie czasu, byliśmy wyczerpani po 40 godzinach marszu. Nasze dowództwo cechowała brawura i hojne szafowanie życiem żołnierza. Już w pierwszych dniach walki było wiele ofiar pisze dalej Robert Liguziński. Przyszedł wreszcie dzień natarcia, 28 maja 1940 roku, godzina 23. Wszystkie kompanie ruszyły pełne zapału i woli walki. Kompania II, w której szeregach znajdowałem się i ja, również dotarła nad fiord. I poszedł drugi Batalion w wir boju Grają maszynki, moździerze wtórują, Jęki, wołania wśród trudu i znoju A ptaki zgrozy w górze balansują. Tak oto w poetyckim obrazie utrwalił ten moment pan Robert, który wspomina dalej: W pewnym momencie ciężko ranny plutonowy przekazał mi swoje obowiązki, zająłem więc jego miejsce. Polscy żołnierze dostali się w krzyżowy ogień karabinów maszynowych. Leżeli na śniegu, nie mogąc wychylić głowy. O pomoc modlili się wszyscy, nawet komuniści. Zginęło wtedy kilku kolegów. Pozostali osamotnieni, bez posiłków, walczyli do końca. Kiedy patrol łącznikowy, 17-letni żołnierz Wrębicki, jednym skokiem dopadł karabinu maszynowego i dzięki niemu zniszczył główne gniazdo oporu niemieckiego, wykorzystaliśmy tę okazję i mocno uszczupleni zaszliśmy Niemców od tyłu wspomina uczestnik tego bohaterskiego starcia. W kilka dni później grupa ta spotkała się ze swoimi, ci witali ich pełni zdumienia i zaskoczenia, gdyż sądzili, że trzeba będzie zbierać ich z pola walki i grzebać na polach Norwegii. Poetyckie ujęcie atmosfery walki oddaje również Ksawery Pruszyński we wspomnianej książce w ten sposób: Samoloty wytrysnęły czarno znad tych gór białych w dalekości, jak krótkie, pierzaste strzały, puszczone z jednej cięciwy. Przeleciały ptakami czujnymi nad całym olbrzymim zboczem. Nie znały przeszkód. Wszystkie lasy, załomy, wzgórza przesadziły w jednym mgnieniu. Spłynęły, jakby zwalniając, nad roztocz narwickiego fiordu, którego rąbek, dostrzegalny stąd o tej porze dnia, barwi się najjaśniejszym z błękitów. I zawróciły znowu ku nim. Wszystkie trzy drużyny plutonu pozapadały we wklęśliny ziemi... Od pierwszego samolotu oddzielają się trzy białe błyski... i w powietrze górskie spływa głęboki ton wybuchów... to tam, gdzieśmy stali przez tydzień. Bitwa o Narwik była pierwszą próbą sił, w której wojska alianckie kilku krajów walczyły wspólnie przeciw niemieckim najeźdźcom. Polscy żołnierze zdobyli obozowisko wroga:...wszystko pozostawione bezwładnie. Koce, płachty namiotowe, konserwy, broń. Patrzcie Narwik! Narwik, miasto, 186

187 o którym mówi się i myśli, dla którego to wszystko się dzieje, miasto, które dostrzegali chwilami w tamtej walce, teraz wyrasta na dole przed nimi, otwarte zupełnie. Radość żołnierzy była wielka, mimo że zwycięstwo okupione zostało ogromnymi stratami. Bilans wyglądał tak: 97 zabitych, 28 zaginionych i 189 rannych. W walkach pod Narwikiem brały udział również polskie niszczyciele Grom, Burza, Błyskawica. W maju Grom został zatopiony i tym samym zginęło 59 członków załogi. Norwegowie w podzięce za bohaterstwo i najwyższą ofiarę cichych bohaterów upamiętnili ich nazwiska na tablicy o treści: Pamięci 59 polskich marynarzy niszczyciela ORP «Grom», który w walce o wolność Narwiku i Polski został zatopiony w dniu 4 maja 1940 roku. Kiedy poległych w walce o Narwik grzebano...ksiądz, stanąwszy za tymi trumnami, jakby barykadą przegrodzony przed zebranymi na cmentarzu, począł mówić głosem, w którym miękki akcent wileński wplatał niespodziewaną tu nutę: Ziemi norweskiej, ziemi obcej oddajemy oto szczątki kilkudziesięciu naszych towarzyszy doli i niedoli żołnierskiej, których śmierć okupiła pierwsze w tej wojnie zwycięstwo, których śmierci zawdzięczamy Narwik. Zamilkli oto przed nami aż po dzień Sądu Bożego, a przecież tym milczeniem się skarżą, tym milczeniem najstraszliwiej się żalą. Zaległa głęboka cisza, obecni pogrążyli się w zadumie, a tylko drobny deszcz począł padać, jak gdyby pragnął oczyścić i ziemię, i ludzi. Norwegowie uhonorowali męstwo Polaków wznosząc Pomnik Marynarza na Placu Groma, a na wojskowym cmentarzu, gdzie znajduje się kwatera polskich bohaterów, stale na znak pamięci są kwiaty. Na obu cmentarzach w Narwiku oraz Hakvik odnaleźć można pomniki, ufundowane przez władze norweskie, z wyrytymi nazwiskami poległych, a także urnami, zawierającymi prochy z pól bitewnych II wojny światowej. Pamięć o nich trwa, upłynęło pół wieku i mieszkańcy Norwegii postanowili jeszcze raz wyrazić swą wdzięczność walczącym z dala od swej ojczyzny o ich ojczyznę. O Jubileuszu usłyszałam z ust pani Wandy Liguzińskiej. Poznałam ją w Stowarzyszeniu Bochniaków. Zawsze uśmiechnięta i życzliwa współtworzyła ciepłą atmosferę na spotkaniach. W rozmowie z nią dowiedziałam się o przeżyciach wojennych Jej męża, Roberta, który po powrocie do Polski w 1946 roku, po różnego rodzaju trudnościach i przeszkodach otrzymał stanowisko powiatowego architekta w Bochni i ostatecznie swe życie związał z tym miastem. W 1990 roku pani Wanda otrzymała zaproszenie na rocznicowe uroczystości do Narwiku. Za bohatera walk sprzed 50 laty, zmarłego w 1983 roku, pojechał jego syn Ryszard, który poszedł w ślady ojca i ukończył budownictwo. Tymczasem organizatorzy jubileuszu stanęli na wysokości zadania. Zaproszenie wystosował burmistrz Narwiku. Zapewniono przelot samolotem 187

188 i transport na miejscu. Ostatecznie podróż ta miała wyjątkowo emocjonalny charakter i dla żony i dla syna żołnierza, który przeszedł chrzest bojowy pod Narwikiem, w pierwszym rzędzie ze względu na charakter uroczystości, a także ze względu na egzotykę miejsca. Na uroczystość zjechali kombatanci z różnych stron Europy: Francji, Anglii, Polski i Norwegii, około 1000 osób. Wśród uczestników był też król Olaf V, który patronował i przewodniczył jubileuszowi. Powitaniom, wymianie wspomnień i serdecznościom nie było końca. Oto, jak dzieli się wrażeniami syn zasłużonego żołnierza spod Narwiku, Ryszard Liguziński: Lekko zgarbiony, w mundurze wojskowym, podpierający laską swoją dumę i majestat, wysiadł z helikoptera, by po czerwonym dywanie ułożonym na lotnisku podejść do oczekującej grupy starszych dystyngowanych panów. On król Norwegii Olaf V, Oni polscy kombatanci, których losy przebiegały przez Narwik. Upłynęło 50 lat, czas zatarł ślady walk. Lazur fiordów, strzelające w niebo ściany gór północy i czapy śniegu zasłaniające szczyty, nie pomagają przywołać obrazu, który w opowieściach przedstawił mi Ojciec. Dla niego z rąk burmistrza syn przyjął Medal Narwik Wcześniej, za życia pan Robert otrzymał odznaczenie Carte du Combattant Paryż W przemówieniach podkreślano odwagę, poświęcenie, determinację i solidarność polskich żołnierzy, którzy przed 50 laty pod dowództwem generała Szyszko-Bohusza stoczyli najcięższe walki w rejonie Ankenes i Narwiku. Głównodowodzący siłami Norwegii powiedział: Wkład naszych polskich, francuskich i brytyjskich przyjaciół włożony wspólnie z wojskami norweskimi tutaj na Północy nigdy nie będzie zapomniany. Głębokie uczucie wspólnoty i ogromnej wdzięczności jest równie silne teraz, jak było w tamtych dniach, 50 lat temu. W każdym przemówieniu padały słowa wdzięczności dla tych, którzy walczyli i żyją i dla tych, którzy pozostali na zawsze w ziemi norweskiej. Hakon Kyllingmark w imieniu weteranów mówił: Norwescy kombatanci chcieliby podziękować za nieocenioną pomoc, jakiej udzieliły wojska sprzymierzone tu na Północy. Silne więzi łączą wszystkich, którzy walczyli wtedy o wolność naszego kraju. Dzielili troski i obawy, dzielili trudy i niedostatki, ale również niezłomne przekonanie o konieczności prowadzenia walki do szczęśliwego końca zwycięstwa nad gwałtem i niewolą. Poza przemówieniami program uroczystości był niezwykle bogaty. Składały się na niego: oficjalne otwarcie, powitanie, historyczne sympozjum, koncert muzyczny pt Góra. Specjalnie skomponowany utwór oddawał atmosferę tamtych dni. Słychać było odgłosy walki, strzelania, nawet powiew wiatru górskiego. Uwzględniono też w nim motywy melodii różnych krajów i narodów, podkreślając w ten sposób uczestnictwo żołnierzy polskich, francuskich, angielskich i norweskich w bitwie o Norwegię. 188

189 Dnia 27 maja mówi pani Liguzińska rano udaliśmy się autokarami na cmentarz w Hakviku. Stamtąd nasi Chłopcy wyruszali w góry do walki, tam poległo najwięcej i tam spoczywają w 4 kwaterach. Po 50 latach rozbrzmiały tu hymny, fanfary, załopotały sztandary i spoczęły wieńce. Pani Wanda położyła na jednym z grobów swój bukiecik skromnych szarotek przeznaczając go dla Kolegi swego Męża. A potem miało miejsce uczestnictwo we Mszy Świętej, zwiedzanie pola walki, demonstracja wojskowa w Rombaken (fiord), a więc nalot samolotów, pomoc z helikopterów, zrzucanie bomb, desant. Widowisko zorganizowane przez NATO, niezwykle ciekawe, ale i wstrząsające. Po tych mocnych wrażeniach obiad w towarzystwie króla, przemówienia i toasty. Tym wszystkim przeżyciom od początku do końca towarzyszyła jedna, jedyna myśl, dotycząca tych młodych, którzy stracili życie i pana Roberta, który przeżył swe życie, chowając w swym sercu tragiczny obraz tamtych dni. A Jego bliscy wracali do Polski wstrząśnięci, pełni wrażeń i zadowoleni, że spełnili obowiązek wobec swego cichego Bohatera. Wracali, mając w oczach obraz niezwykły: ośnieżone szczyty, ciemne głazy, przeźroczysty błękit północnego nieba, odbijający się w falach morskich, które tu i ówdzie wdzierają się w skały, tworząc misterną koronkę fiordów. Zesłańcy. Z Polesia do łagru, z łagru do Bochni Polesia czar to dzikie knieje i moczary te słowa piosenki stanowią zwięzła charakterystykę wschodnich ziem należących kiedyś do Polski. W tej uroczej krainie, we wsi Czarne Łozy, ujrzała światło dzienne druga z kolei córka Anieli i Edwarda Komasów Augustyna. To niecodzienne imię otrzymała przez szacunek dla wujka babci biskupa o imieniu Augustyn. Rodzina Edwarda wywodziła się z Bochni, on sam urodził się w tym mieście, mieszkał w nim aż do wybuchu I wojny światowej. Wtedy wraz z dwoma swymi braćmi, poczuwając się do patriotycznego obowiązku, jako ochotnik wyruszył do Legionów. Po wojnie odznaczony orderami za waleczność powrócił do domu, w przeciwieństwie do dwóch braci, którzy zginęli, poświęcając swe młode życie Ojczyźnie. Pana Edwarda los rzucił na Polesie, do miasta Prużana, gdzie otrzymał posadę w starostwie. Tam też poznał polską nauczycielkę, z którą zawarł 189

190 związek małżeński. Wydawać by się mogło, że po trudach wojennych wreszcie przyszedł czas, by żyć i pracować w pokoju i domowym zaciszu. Tymczasem nad Europą zbierały się chmury. Niemiecki faszyzm zapuszczał coraz głębiej swoje macki, niczym żarłoczny potwór, żądał stale nowych ziem, w końcu zaatakował nasz kraj. Podstępnie porozumiawszy się z Sowietami, uderzył od zachodu. Siedemnaście dni później żołdacy radzieccy wkroczyli na wschodnie rubieże naszego kraju. Ukraińcy i Białorusini witali ich niczym wybawicieli. Rozgorzały antagonizmy narodowościowe i tajona do tej pory nienawiść do Polaków. Zapanowała nowa sytuacja, nowe przepisy, nowe zwyczaje. Na dawnych ziemiach polskich nie było miejsca dla tych, którzy od wieków je zamieszkiwali. Edward, ojciec pięciorga dzieci, już 1 września 1939 roku nałożył mundur wojskowy i znalazł się w szeregach swego oddziału. Niestety dezorganizacja, chaos, zamieszanie doprowadziły do tego, że został ujęty wraz z innymi przez Sowietów. Ci wieźli pojmanych w kierunku wschodnim, niewykluczone, że do Katynia. Uciekł z transportu i przedostał się do rodziny. Radość wszystkich nie trwała jednak długo. Zima 1939 i 1940 roku była niezwykle sroga. Mróz na tamtych terenach przekraczał minus 40 stopni, jak gdyby się wszystko sprzysięgło przeciw narodowi zaatakowanemu z dwóch stron i ujarzmionemu na długi czas. Dziesiąty dzień lutego, śnieg, mróz, zawieja. Pełna noc. Dały się słyszeć jakieś dziwne odgłosy, a potem walenie kolbami w drzwi domu Komasów. Wdarli się z krzykiem, kazali brać rzeczy najpotrzebniejsze. Wszyscy zostali aresztowani: matka, ojciec i pięcioro dzieci, najstarsza 11-letnia dziewczynka i najmłodszy, 2-letni Józio. Niewiele zabrali ze sobą na podstawione sanie, które dowiozły ich do szkoły, gdzie mieli czekać na pociąg, a dla rozgrzania otrzymali gorącą wodę. Po kilku godzinach załadowani zostali do bydlęcych wagonów bez pieca, z otworem w podłodze. I tak zaczęła się gehenna zesłańców, która miała trwać kilka lat. Słabi i chorzy kończyli swój żywot, wtedy martwe ciała wyrzucano w pustym polu na śnieg, na pożarcie dzikich zwierząt. Podróż trwała trzy miesiące. Na miejsce przybyli 20 maja. Następnie kaci samochodami wywieźli swe ofiary 70 kilometrów za Archangielsk. Świat łagrów usytuowanych wzdłuż Dzwiny (w języku rosyjskim Dwina), w obwodzie archangielskim Gustaw Herling-Grudziński nazwał Innym światem, rządzących się odrębnymi prawami, będącymi w opozycji do ogólnoludzkich zasad współegzystencji. Świat ten charakteryzował się zniewoleniem jednostki, upodleniem przymusową, wyczerpującą pracą w niezwykle złych warunkach. Od wrót obozu rozchodziły się na wszystkie strony czarne korowody więźniów pochylonych, skurczonych z zimna i wlokących za 190

191 sobą ciężkie nogi pisze Gustaw Herling-Grudziński w Innym świecie. Przeżywszy obóz w Jercewie, w oparciu o swe doświadczenia stwierdza, iż nieludzkie warunki życia i pracy odzierają ludzi z godności, pozbawiają szacunku dla siebie, odrzucają podstawowe zasady moralne. Naszych zesłańców umieszczono w barakach, których ściany pokryte były śniegiem. Na zewnątrz panował mróz 50- lub 70-stopniowy. Praca bardzo ciężka w tajdze przy wyrębie drzew. Nikogo nie oszczędzono, nawet dzieci były też wykorzystywane. Kiedy w czasie pracy 9-letnia Jagusia Augustynka odeszła na bok, by uzbierać nieco jagód, nadzorujący chwycił ją i bił głową dziecka o pień drzewa. Przerażenie było ogromne, a jeszcze większy ból, który trwa do dziś. Małe dzieci zbierały gałęzie, układały drewno, w lecie i jesienią zbierały jagody oraz runo leśne. Obok pracy dotkliwy był głód. Na dobę każdy otrzymywał 20 dkg chleba i zupę, która w niczym jej nie przypominała. Niedożywienie, ciężka praca, zimno przyczyniały się do wyczerpania oraz chorób. Zapytany przeze mnie pan Józef, jaki moment z pobytu w łagrze najmocniej przeżył, mówi: Po rocznym pobycie w Kargawinie wywieziono nas do Szengi, obozu dla więźniów. Szenga leży nad rzeką o tej samej nazwie, która wpada do Dzwiny, a ta do Morza Białego W maju, w kantorze zgromadziło się około 100 więźniów w celu odmawiania litanii do Matki Bożej. Nagle zjawił się komendant obozu z enkawudzistą i komisarzem. Podeszli do klęczącego ojca, jeden z nich chwycił go za brodę i zapytał, czy jest popem. Następnie kazał mu krzyż lichtarzyk wrzucić do rzeki. Ojciec się nie zgodził, wtedy komisarz wyjął pistolet i przyłożył do jego piersi, na ten widok kilkuletni syn, który obok klęczał, zemdlał. Ojca jeszcze katowano, wybito wszystkie zęby i zdarto paznokcie. Moja rozmówczyni, pani Augustyna, podaje mi ten krzyż. Patrzę na niego i uświadamiam sobie fakt, że żaden naród nie cierpiał tak, jak polski, żaden nie był prześladowany tak, jak my i to w różnych okresach naszej historii. W roku 1940 przez łagry przewinęło się ogółem 8 milionów ludzi pisze Anne Applebaum w książce Gułag. Zaś w latach przeszło 18 milionów. Gułag to skrót nazwy Gławnoje Uprawlenie Łagieriej czyli Główny Zarząd Obozów. Z czasem zaczęto tym mianem określać cały sowiecki system pracy niewolniczej, a więc obozy pracy, obozy karne, dla więźniów politycznych, dla kobiet, dzieci. Gułag utożsamiano w ogóle z represją tzn. aresztowaniem, przesłuchiwaniem, procesem transportem, przymusową pracą i wygnaniem. Sieć obozów rozciągała się od wysp Morza Białego po Morze Czarne, od kręgu arktycznego po równiny Azji Centralnej, od Murmańska po Workutę i Kazachstan. Tereny pod Kołem Podbiegunowym, w europejskiej części Rosji określano 191

192 mianem Sybiru, jakkolwiek ta geograficzna nazwa dotyczyła terenów położonych za Uralem. Razem z ojcem pani Augustyny więziony i katowany był ksiądz katolicki, Polak. Po jakimś czasie wypuścili go przekonani, że będąc chory, pozbawiony sił, na mrozie zakończy życie. Przed opuszczeniem obozu przyszedł do baraku zajmowanego przez rodzinę Komasów. Kiedy zobaczył obraz Matki Bożej Częstochowskiej, upadł na kolana i modlił się, by pan Edward wytrwał w wierze i nie załamał się. Pani Augustyna jest przekonana, iż swoje życie i powrót do Polski zawdzięczają modlitwie duchownego oraz opiece Matki Bożej, do której codziennie zwraca się tymi słowami: Matko Boża ufam Tobie W każdy dzień i w każdej dobie. Kiedy ogłoszono amnestię i zaczęła formować się Armia Andersa, pan Edward zgłosił się do niej. Za nim podążyła żona z dziećmi. Byli już na pokładzie okrętu, gdy żandarmeria radziecka aresztowała ojca i osadziła w więzieniu. Ponownie zgłosił się do wojska Armii Kościuszkowskiej. Przeszedł cały bojowy szlak od Lenino do Berlina. Był dwukrotnie ranny. W tym czasie osadzono panią Anielę z dziećmi w obozie. Był rok 1943, skierowano ich na Ukrainę. Płynęli łodzią, którą sterowała chora matka, starsze córki wiosłowały, młodsze dzieci wylewały wodę. W pewnym momencie zaczęli się topić. Wtedy z drugiej łodzi przybył z pomocą młody mężczyzna. Po przybyciu do następnego obozu przebywali w nim jeszcze dwa lata, były to dwa lata głodu, ciężkiej pracy udręki i tęsknoty. Dopiero w 1946 roku wrócili transportem do Polski. Wyczerpanych, znękanych, schorowanych, bezdomnych witała polska wiosna, jakże bliska i droga sercu, witał maj zielenią i kwieciem, ojczysta ziemia witała tułaczy. Pani Aniela wraz z 11-letnim synem, Józiem wysiadła w Bochni, odnalazła brata męża i tu postanowiła pozostać. Z Brzegu przybyły dzieci, a w końcu mąż. Radość ze spotkania oraz przeżycia tych potwornych lat była ogromna. Augustyna wkrótce założyła rodzinę, dziś jej bolesne wspomnienia osładza sześcioro dzieci, trzynaścioro wnuków i dziewięcioro prawnuków. Dzieląc się swymi wspomnieniami, często się zamyśla, jak gdyby odgrzebywała w pamięci tamte chwile, z miłością mówi o matce, a z wielkim podziwem, szacunkiem i dumą o ojcu. Symbolem jego bohaterstwa, odwagi i wierności zasadom moralnym są medaliony i ordery, jest ich piętnaście w gablocie. Tyle pozostało z tamtych czasów, prócz wspomnień i bólu. 192

193 Ponary Czy nazwa ta mówi coś przeciętnemu Polakowi? Czy jest tylko pusto brzmiącym słowem? By otrzymać odpowiedź na to pytanie, wystarczyło w dniu 15 września 2011 roku przyjść na Cmentarz św. Rozalii w Bochni. Zniewalające, leniwe, jesienne słońce towarzyszyło zgromadzonym na tym właśnie miejscu. Sędziwe, dostojne, pamiętające dawne czasy klony, akacje i dęby sięgające swymi koronami nieba szumiały do wtóru słów, które tam padły. Zgaszona ich zieleń wyraźnie zaznaczała się na błękitnym sklepieniu, tworząc niejako baldachim, pod którym miała miejsce niezwykła uroczystość. Przy wejściu na cmentarz, po prawej stronie wznosi się granitowy obelisk ufundowany przez Urząd Miasta przy współudziale Stowarzyszenia Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej, zaś przez Rodzinę Ponarską tablica o następującej treści: Pamięci tysięcy Polaków, Którzy służąc Ojczyźnie, ponieśli śmierć męczeńską w Ponarach koło Wilna w latach Rodzina ponarska. Nieco dalej usytuowany jest nagrobek o. Władysława Całki redemptorysty, pochodzącego z Bochni, uczestnika wojny 1920 roku, więźnia Łukiszek w Wilnie w 1942 roku, kapelana AK na Litwie. Te dwa kamienie wiele łączy, oba są przede wszystkim znakiem pamięci, którą należy pieczołowicie pielęgnować i przekazywać następnym pokoleniom, toteż na uroczystość przybyli: biskup diecezji tarnowskiej Wiesław Lechowicz, pełniący kiedyś w Bochni obowiązki katechety, ks. Jan Nowakowski, proboszcz parafii św. Pawła, ks. prof. Tadeusz Krahel, były rektor Seminarium Duchownego w Białymstoku, rodzina o. Władysława Całki z ostatnią żyjącą jego siostrą Zofią, redemptoryści z Krakowa i Warszawy, członkowie stowarzyszenia Rodzina Ponarska, Stanisław Kobiela, prezes Stowarzyszenia Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej, władze miasta z Burmistrzem Stefanem Kolawińskim, przedstawiciele społeczeństwa oraz licealiści. Uroczystość tę zorganizowano z ini- 193

194 cjatywy Muzeum im. Stanisława Fischera w Bochni, szczególnie dyr. Jana Flaszy, Janiny Kęsek i Haliny Potępy. Po uroczystej Mszy Świętej w intencji ofiar zbrodni okupanta, w czasie której głównym celebransem był ks. bp Wiesław Lechowicz, wszyscy przeszli na cmentarz. Warto zaznaczyć, że w tym samym czasie tj. o godzinie 15 ofiarę Mszy św. sprawował w Wilnie ks. Szostkiewicz. Kiedy padły pierwsze słowa prezesa Rodziny Ponarskiej Marii Wieloch, wszystkich ogarnęło wzruszenie, a wokół zapanowała cisza, jedynie dał się słyszeć monotonny szum liści. Podobnie niemymi świadkami, wyrażającymi swe przerażenie szelestem liści, były zapewne drzewa lasu w Ponarach, kiedy od kul wroga ginęli niewinni ludzie. Czy jedynym świadkiem bestialstwa morderców, a równocześnie cierpienia męczenników był wyłącznie Bóg? A może znaleźli się ludzie, którzy dali świadectwo prawdzie? Na te i podobne pytania znajdziemy odpowiedź w takich źródłach, jak: Dziennik o. Władysława Całki, Dziennik pisany w Ponarach VII 1941 XI 1943 roku Kazimierza Sakowicza i Ponary Baza Józefa Mackiewicza, naocznego świadka. Tereny Wschodnich Rubieży II Rzeczpospolitej szczególnie dotkliwie przeżyły I połowę XX wieku. We wrześniu 1939 roku wkroczyli Sowieci, kiedy Niemcy uderzyli na Związek Radziecki, ziemie wschodnie, a w tym Wileńszczyzna znalazły się pod nowym okupantem. Mieszkańcy Wilna i okolic kładli się spać niepewni, czy przeżyją następny dzień. Łapanki, aresztowania, szykany i rozstrzeliwania były na porządku dziennym. Niemcy szczególnie upodobali sobie las w Ponarach, małej wsi nieopodal Wilna, dziś jednej z jego dzielnic. Tam oddziały SS, policji niemieckiej i kolaborującej z nimi faszystowskiej policji litewskiej w latach dokonywały masowych zbrodni. Ofiary przywożono głównie z więzienia na Łukiszkach oraz siedziby gestapo mieszczącej się przy ulicy Ofiarnej. Na miejscu, to jest w lesie ponarskim więźniów rozstrzeliwano i grzebano w dołach, które poprzedni okupant przygotował w celu zasilenia planowanego lotniska wojskowego w paliwa płynne. Pięć okrągłych dołów o średnicy 9 m, głębokich 5 m było połączonych rowami przeznaczonymi na rury łączące zbiorniki. Doły te wykorzystali hitlerowcy do grzebania swych ofiar. W tym największym miejscu kaźni na Wschodnich Kresach wymordowano ponad 100 tys. ludzi, około 70 tys. Żydów, 20 tys. Polaków: przedstawicieli świata nauki, jak Kazimierza Pelczara lekarza, naukowca, pioniera polskiej onkologii, profesora Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, inżynierów, nauczycieli, żołnierzy AK, harcerzy, studentów i uczniów Polaków i przedstawicieli innych narodowości. 194

195 Józef Mackiewicz znany pisarz i publicysta był przypadkowym świadkiem egzekucji w Ponarach w październiku 1943 roku. Tak pisze o tym Helena Pasierbska w swej książce pt. Wileńskie Ponary : Wybrał się rowerem z Wilna do znajomego mieszkającego w Ponarach. Właśnie przywieziono transport Żydów, kilkanaście wagonów towarowych. Kiedy wyładowano ich, zaczęły się ucieczki. W tym czasie nadjeżdżał pociąg pospieszny z Berlina do Mińska i pomimo, że maszynista zamierzał hamować, stojący gestapowiec dał znak, aby nie zatrzymywał się. Przejechał więc po tłumie ludzkim, krając tułowia, kończyny, dobytek w tobołkach i walizkach. Leżało to wszystko podobne i nieruchome. Dnia 11 lipca 1941 roku miała miejsce pierwsza egzekucja, po niej przyszły następne, a cała kaźń ponarska funkcjonowała do końca okupacji niemieckiej to jest do 2 i 3 lipca 1944 roku. Pierwszym etapem po aresztowaniu był pobyt więźniów na Łukiszkach, gdzie znęcano się nad nimi w bestialski sposób w czasie przesłuchań. Następnie więźniów wywożono. I w czasie transportu, i podczas wyładowania, i przed egzekucją znęcali się nad ofiarami litewskie oddziały strzelców, najczęściej pijanych. W okrutny sposób bili kolbami, szczuli psami, wrzucali rannych do dołów. Ten nieludzki, barbarzyński obraz został przekazany przez naocznych świadków, m. in. przez Kazimierza Sakowicza, dziennikarza, żołnierza AK, mieszkającego w Ponarach. Obserwował on zbrodnie, które działy się na jego oczach, ponadto notował te wydarzenia i w butelkach zakopywał w ogrodzie. Ten świadek nie doczekał się wolności, zginął bowiem z rąk nieznanych sprawców w 1944 roku, ale przetrwały jego zapiski, będące oskarżeniem faszyzmu niemieckiego i litewskiego. Oto jedna z jego notatek:...sierpień rozebrani idą na śmierć, po pewnym czasie wracają szaulisi (Litwini w służbie niemieckiej). Zaczyna się... okazuje się, że strzelali do polskich adwokatów i doktorów. Strzelano po dwóch naraz rozebranych. Trzymali się, nie łkali, nie prosili, tylko żegnali się ze sobą i pożegnawszy się, szli.... Oprócz zapisków Sakowicza pisze Helena Pasierbska w publikacji «Wileńskie Ponary» były również zeznania innych świadków tych tragicznych wydarzeń mieszkańców osiedla przesłuchiwanych w procesach wytoczonych ujętym zbrodniarzom winnym ludobójstwa. W październiku 1943 roku zarządzono wysiedlenie mieszkańców Ponar z domów, powzięto bowiem plan palenia zwłok. W ciągu pięciu miesięcy to jest do kwietnia 1944 roku wydobyto i spalono ich około 68 tysięcy. Do Ponar, a więc na miejsce śmierci, droga wiodła przez więzienie wileńskie zwane Łukiszkami. Kompleks budynków z czasów powstania styczniowego, z okresu krwawego Murawiewa, przylegał do cerkwi św. Łukasza, stąd 195

196 nazwa Łukiszki. Kto znalazł się w tych murach, miał nikłą nadzieję wyjścia. Wiersz Steni Smoterowej z AK, wyskrobany na ścianie celi, a przytoczony przez Helenę Pasierbską, najtrafniej oddaje atmosferę więzienną: Świt. Gwizdek w korytarzu. Znikają senne mary Słać łóżka! Myj się! Gotuj! Bo może dziś Ponary. W tym więzieniu przebywała również Helena Pasierbska od 13 maja 1942 roku do grudnia tegoż roku. Tak opisuje zwyczaje więzienne: Dziewczęta rozstrzeliwano rzadziej aniżeli mężczyzn... Działo się to późnym wieczorem po apelu... zanim zmorzył sen, było nerwowe nasłuchiwanie. Każdy zgrzyt klucza, każdy dźwięk litewskiej mowy strażników napawały lękiem, że zaraz otworzą się drzwi celi i rozkraczony strażnik w towarzystwie towarzyszącej Litwinki zacznie wyczytywać nazwiska z listy skazanych. Na Łukiszkach przebywała młodzież i dorośli. Autorka wspomnianej książki przytacza zeznanie jednego z alumnów Wileńskiego Seminarium Duchownego, Piotra Wróblewskiego, uwięzionego wraz z kolegami oraz księżmi profesorami, jak również z mnichami ze wszystkich zgromadzeń zakonnych męskich i żeńskich: Słyszy się gwałtowne stukania, łomotanie nóg o podłogę, zwłaszcza nocą. Rano rozlegają się po wszystkich pawilonach śpiewy religijne. Ten naoczny świadek stwierdza: Któregoś dnia, wiedziony z kolegami do łaźni mijałem się z grupą chłopców potwornie skatowanych. To uczniowie gimnazjum Mickiewicza i Słowackiego. W tym miejscu mimo woli na te obrazy nakładają się sceny z aresztowań i znęcania się nad polską młodzieżą podczas procesu Filomatów i Filaretów. Co więcej, udało mu się nawiązać kontakt przez ścianę z aresztowanymi chłopcami. Wtedy padło jedno charakterystyczne zdanie: Solidarni i świadomi wagi chwili oddajemy życie za Boga i Ojczyznę. Wierzymy, że to, o co walczymy, nie zginie. Wkrótce ci członkowie Związku Wolnych Polaków znaleźli śmierć w Ponarach. W murach Łukiszek znalazł się też bochnianin, redemptorysta o. Władysław Całka, uczestnik wojny 1920 roku. To on aresztowany w marcu 1942 roku wraz z innymi zakonnikami i osadzony w więzieniu spisywał dzień po dniu notatki. Dziennik ten stanowiący niezwykłe źródło historyczne dotyczy więziennej codzienności oraz martyrologii duchowieństwa polskiego na Wileńszczyźnie w czasie okupacji. Autor pisze o współwięźniach, którzy zamordowani zostali w latach , oddaje atmosferę panującą wśród ofiar oczekujących na wyrok, a tym samym na śmierć. Jedyny w swoim rodzaju pamiętnik 196

197 pozostaje w posiadaniu rodziny i być może doczeka się kiedyś wydania. Wśród pamiątek po tym cichym bohaterze znajduje się tekst prośby do ówczesnego papieża Piusa XI o następującej treści: o. Władysław Całka pokornie ścieląc się do stóp Waszej Świątobliwości błaga o Błogosławieństwo Apostolskie z odpustem zupełnym w godzinę śmierci, skoro skruszę się lecz nie mogąc się spowiadać, ani przyjąć Komunii św. zawezwę ustami lub sercem Święte Imię Jezus. Takowe błogosławieństwo otrzymał. Uniknął jednak śmierci i opuściwszy więzienie działał w konspiracji jako kapelan AK. Po wojnie żył 24 lata i pracował w różnych miastach Polski. Spoczął na rodzinnej ziemi, na cmentarzu św. Rozalii. Obok jego grobu wzniesiono obelisk bohaterom, których tragiczny los był przemilczany przez długie lata podobnie jak tych, którzy leżą w lasach katyńskich. Stowarzyszenie Rodzina Ponarska, a wiec synowie, córki, wnuki pomordowanych składają hołd ofiarom nienawiści przede wszystkim poprzez popularyzację wiedzy historycznej na ten temat. Co to był za ślub... W nocy z 3 na 4 czerwca 2010 roku padał rzęsisty, ulewny, niekończący się deszcz. Przywołując na myśl ostatnią powódź, budził grozę i strach. Jeszcze w piątek niebo było zasnute ołowianymi chmurami. Mimo to, wbrew przeciwnościom Młodzi przygotowywali się do uroczystości zaślubin. Punktualnie o do kościółka w Modlnicy (2 km od Krakowa) weszli Nowożeńcy, za nimi zaś rodzina, przyjaciele, znajomi. Panna Młoda Paulinka o jasnych włosach, w powłóczystej, pięknej sukni, otulona długim welonem i jej narzeczony Przemek przystojny brunet w czekoladowo-złotym garniturze tworzyli urokliwą parę, która uklękła przed barokowym ołtarzem z cudownym, XV-wiecznym wizerunkiem Matki Bożej Bolesnej (1440). Uśmiechnięta Madonna w srebrnej sukni, wykonanej z 600 talarów, w pozłacanej koronie z Jezuskiem na ręku została poświęcona w dniu 10 lutego 1970 roku przez kardynała Karola Wojtyłę. Od wieków panuje w tej świątyni i osłania swym opiekuńczym płaszczem wiernych Modlnicy oraz przybyszów, którzy klękają przed Jej tronem w nadziei, że spełnione zostaną ich prośby. U Jej stóp, na tle wyjątkowej scenerii, renesansowej polichromii, zdobiącej prezbiterium i nawę główną, polichromii, która przedstawia genealogię 197

198 Jezusa według Ewangelii św. Marka, klęczała Młoda Para. Kiedy padły słowa: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest... Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą... Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje słowa z Listu św. Pawła do Koryntian, stanowiące hymn na cześć największego z darów, jakich Bóg może nam udzielić wzruszenie ogarnęło zebranych, szczególnie Nowożeńców. Oby dobry Bóg nie poskąpił Im tego daru. Tę jedyną i niepowtarzalną chwilę w życiu bardzo przeżywali, tym bardziej, że ks. katecheta zwracał się do Nich z uśmiechem, ciepło i z wielką życzliwością. Kiedy zabrzmiała pieśń Ave Maryja, nastrój stał się niezwykle podniosły. Melodia i słowa wzbiły się ku sklepieniu i po ścianach pokrytych w 1905 roku secesyjną polichromią wykonaną przez Włodzimierza Tetmajera, brata poety Kazimierza. Tymczasem uroczystość dobiegała końca. Młodych i gości, kiedy wyszli na zewnątrz, powitały promienie słońca, tak uśmiechniętego, jak i my. Nie było śladu po nocnej burzy, po błyskawicach rozrywających niebo i ciemnych chmurach. Ten stan odczytaliśmy jako dobry znak dla młodych Małżonków. Oby życie Ich upływało bez większych problemów, przeciwności i burz, oby szli zawsze drogą prawdy, dobra i piękna, nie tylko starożytnych ideałów, ale i wskazań zalecanych przez Naszego Pana. Stanęli na schodach, a cały kościółek tonął w blaskach słońca, zarysowując swój kształt na tle zieleni starych drzew, może sięgających pamięcią do początków historii tej świątyni, związanej z dziejami Polski i św. Wojciecha. Kościół w Modlnicy przeszedł różne koleje losu. Wielokrotnie przebudowywany, remontowany, ostateczny, dzisiejszy kształt zawdzięcza proboszczowi ks. Janowi Adamusowi, który od 1999 roku prowadzi remonty i z wielką troską czuwa nad zewnętrznym i wewnętrznym wyglądem tego pięknego i cennego zabytku. Wyrazem tego zatroskania jest wydanie po raz drugi w 2009 roku informatora pt. Kościół św. Wojciecha i Matki Bożej Bolesnej w Modlnicy, zawierającego sporo ilustracji, historię kościółka oraz opis jego wystroju. Ponieważ zajęcia i obowiązki ks. proboszcza, nie pozwoliły na podzielenie się z Nim wrażeniami, dlatego tą drogą Paulinka i Przemek wraz z rodziną składają serdeczne Bóg zapłać za ciepłe przyjęcie i pomoc w uroczystości ślubnej u stóp Matki Bożej Modlnickiej. 198

199 Wakacyjne wędrówki do Sanktuariów Maryjnych Mazowsza Błyskawice i pioruny wypełniały noc lipcową, po której pojawił się słoneczny poranek. Im bardziej oddalaliśmy się od Bochni, tym niebo było pogodniejsze. W upalne południe 5 lipca 2010 roku dotarliśmy do Skarżyska, miasta leżącego nad rzeką Kamienną, u stóp Gór Świętokrzyskich. Po wyjściu z autokaru podeszliśmy do białej świątyni, do której prowadzi kilkanaście schodów. Nie ona jednak nas zaabsorbowała lecz znajdująca się w głębi po prawej stronie kaplica brama, z której spoglądała na nas Madonna Wileńska. Przez chwilę mieliśmy złudzenie, że jesteśmy w Ostrej Bramie Grodu Gedymina. Długo zastanawiałam się, jak doszło do tego, że właśnie tu pielgrzymi z centralnej Polski mogą wpatrywać się w oblicze Pięknej Pani z Wilna. Otóż Kresowiacy, którzy w wyniku sytuacji historyczno-politycznej zmuszeni byli opuścić to miasto, zapragnęli mieć Swą Matkę Bożą w pobliżu. Zwrócili się więc do ks. bp. Edwarda Materskiego, wilnianina, by w budującym się nowym kościele znalazło się miejsce dla Ostrobramskiej. W 1987 roku, w Tarnowie Jan Paweł II poświęcił kamień węgielny, w rok później ks. kard. Henryk Gulbinowicz dokonał poświęcenia i intronizacji obrazu, który namalowała Izabela Borowska z Wilna i tak nieoczekiwanie wyrosła w Skarżysku świątynia z kaplicą, wierną kopią Ostrej Bramy. Odtąd u stóp Maryi modlą się pielgrzymi i mieszkańcy, zwracając się do Niej Matko Boża Miłosierdzia Patronko naszej Małej Ojczyzny. Postać ta stanowi nawiązanie do Apokalipsy św. Jana: obleczona w słońce symbolizuje bliskość z Bogiem, na głowie wieniec z 12 gwiazd jest aluzją do 12 pokoleń Izraela lub 12 Apostołów. W oczekiwaniu dziecka spogląda na tych, którzy klęczą u Jej stóp. Wkoło ponad 2000 dowodów wdzięczności ludzi o konkretnych nazwiskach i imionach. Wota, wśród nich od Ojca Świętego Jana Pawła II: złoty różaniec, srebrna róża i piuska, którą nosił Papież. Wszystkie one są świadectwem emocjonalnego związku Głowy Kościoła z tym Sanktuarium. W kościele na szczególną uwagę zasługują witraże przedstawiające Matkę Bożą. Słusznie kiedyś napisał bł. o. Honorat Koźmiński: Jasna Góra 199

200 i Ostra Brama to dwie ręce Matki Bożej wyciągnięte w kierunku Polski, aby jej pomagać. Poza tym inne witraże dotyczą 22 wielkich Polaków, świętych i błogosławionych. Kolorowe światło wpada przez nie i ściele się smugami po posadce. Odkąd włożono na skronie Maryi korony, tj. od 2 lipca 2005 roku, szerzy się kult Pani z Ostrej Bramy, także w centralnej Polsce. Drugim miejscem na trasie, w którym pragnęliśmy się znaleźć, był Niepokalanów, związany z Marią Panną oraz o. Maksymilianem Kolbe. Kiedy w 1927 roku młody Kolbe wraz z 20 braćmi przybył tu, zastał niezabudowany teren, porośnięty trawą i zielskiem. Na tym pustkowiu postawił figurkę Niepokalanej. Od tego się zaczęło. Dziś wznosi się tu nowoczesna świątynia, której białe mury z daleka są widoczne, odbijając się od tła zieleni. Zaczęto ją budować w 1939 roku, a z powodu wojny kontynuowano dopiero w latach Niebawem uzyskała miano bazyliki, a w 2004 roku tytuł Ogólnopolskiego Sanktuarium NMP Wszechpośredniczki Łask. Jestem tu po raz trzeci i wciąż dostrzegam jakieś zmiany. Przed piętnastu laty, miałam przed oczyma przedwojenne numery Rycerza Niepokalanej, redagowane przez Kolbego. Jako dziecko znalazłam je na strychu mego rodzinnego domu. Kim był ten młody człowiek, który w czasach, kiedy wydawnictwo i dziennikarstwo rozwijały się w prymitywnych warunkach, zdecydował się redagować ten organ? W Zduńskiej Woli do dziś istnieje dom, w którym przyszedł na świat Rajmund, późniejszy Maksymilian. Jako jeden z pięciu braci, mając 15 lat, wstąpił we Lwowie do seminarium. Wybór zaś nowicjatu przypisuje matce: Opatrzność Boża w nieskończonym swoim miłosierdziu przez Niepokalaną przysłała w chwili wahania Mamę. I tak potargał Pan Bóg wszystkie sieci diabelskie. W 1912 roku Kolbe udał się do Rzymu, by rozpocząć studia filozoficzne na Papieskim Uniwersytecie Gregorianum. Tam założył Rycerstwo Niepokalanej, które przez modlitwę do Matki Chrystusa i naśladownictwo Jej życia miało zabiegać o rozwój Królestwa Bożego na ziemi. O. Maksymilian uzyskał doktorat z filozofii w latach i drugi z teologii w cztery lata później. Po powrocie do Polski przybrawszy imię Maria założył wspomnianego Rycerza, którego nakład od 5 tysięcy w 1922 roku wzrósł do miliona egzemplarzy w 1939 roku, a Niepokalanów stał się wtedy największym ośrodkiem wydawniczym w Polsce. Już po raz piąty oglądam kwiaty wiśni na japońskiej ziemi pisał o. Kolbe. W Nagasaki założył klasztor, a bracia franciszkanie rozwinęli swą działalność. Kolbe wraca do kraju, niebawem aresztowany znalazł się na Pawiaku, następnie w Oświęcimiu. 200

201 Więzień noszący numer P żył dla innych, pocieszał współwięźniów, oddawał im swoje głodowe racje żywnościowe, był o każdej porze i na każdym miejscu, gdzie znajdował się potrzebujący człowiek. W końcu nadszedł moment decydujący, kiedy korona męczeństwa znalazła się na głowie Kolbego. Za ucieczkę jednego z więźniów skazano 10 na śmierć głodową. o. Maksymilian zgłosił się za jednego z nich, który miał rodzinę. Pobyt w bunkrze był nowym, strasznym doświadczeniem i cierpieniem. Dwa tygodnie przebywał w nim bez chleba i wody. Dnia 14 sierpnia 1941 roku zastrzyk fenolu położył kres Jego życiu. Odszedł w dzień Wniebowzięcia NMP, a Jan Paweł II powiedział z okazji kanonizacji: W ten sposób Kościół wypełnił młodzieńcze marzenia Kolbego o dwu koronach: białej i czerwonej (czystość i męczeństwo). Ojciec Święty, odwiedzając w 1983 roku Niepokalanów, zwrócił się do 300 tysięcy pielgrzymów: Pragniemy wzbogacić chrześcijańskie dziedzictwo polskości o przejmującą wymowę Jego czynów. Dziś wędrując śladami o. Kolbego w Niepokalanowie, idziemy starą, brukowaną drogą, którą On codziennie przemierzał, idziemy do baraku stanowiącego początek życia zakonu, myślimy o pracy, trudzie i cierpieniu świętego. Obok Muzeum, Centrali Rycerstwa Niepokalanej, wydawnictwa, siedziby Radia Niepokalanów istnieje bazylika, a w niej króluje Pani Niepokalana, której życie i siebie poświęcił Maksymilian. Właśnie minie 70. rocznica Jego męczeńskiej śmierci, stąd bieżący rok jest Rokiem Świętego Kolbego. W pobliżu Niepokalanowa znajduje się Szymanów, gdzie Panią Jazłowiecką otaczają szczególną troską siostry ze Zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia NMP Od mego pierwszego pobytu w tym miejscu upłynęło już 16 lat, odtąd wiele się zmieniło. Do gmachu dawnego pałacu, w którym mieści się nowicjat, dobudowano olbrzymi, nowoczesny gmach kaplicy. W niej znalazła miejsce Biała Pani z Jazłowca. Nadal, jak przed laty, stoi ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, co ma oznaczać: Kocham cię. Emanuje skupieniem, miłością i dobrocią. Czoło Jej zdobi nie korona, lecz skromny, złoty, wysadzany brylantami, diadem. Spod Jej rąk spływają od ramion fałdy szat, odsłaniając gołe stopy, z których jedna depcze głowę węża, a druga spoczywa na księżycu. Dostojna, piękna Pani Ułanów czeka na tych, którzy przybędą. A przybywają od lat, odkąd szerzy się Jej kult, tj. od momentu, gdy posąg z karraryjskiego marmuru znalazł się w Jazłowcu. W czasie koronacji, w lipcu 1939 roku, Prymas Polski, August Hlond powiedział: Żar wypływa z naszych serc, gorejących miłością ku Tej, która w nieskazitelnej bieli stoi przed nami. Od tej pory upłynęło ponad 70 lat, a pątnicy nieprzerwanie przybywają do Niej. I my w modlitwie wyrażamy swe prośby i pragnienia. 201

202 Następnym celem naszej wędrówki jest Czerwińsk nad Wisłą. Centralnym miejscem, które przyciąga uwagę jest klasztor założony w połowie XII wieku. Fundatorami byli biskup płocki, książę Bolesław Kędzierzawy, Henryk Sandomierski i Bolesław Krzywousty. Bywali w nim różni dostojnicy, w 1361 roku Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło modlił się tu po przeprawie przez Wisłę, a po bitwie grunwaldzkiej ofiarował w podzięce swój hełm. Cudowny obraz Matki Bożej Czerwińskiej przyciągał pątników, a wśród nich króla Jana Kazimierza, który w hołdzie złożył chorągwie zdobyte na Kozakach. Kościół Zwiastowania NMP stanowi cenny zabytek romański z pewnymi elementami gotyckimi i barokowymi, a także ciekawymi freskami. Czerwińsk zasługuje jeszcze z innych względów na uwagę. Droga do zwycięstwa pod Grunwaldem wiodła właśnie przez to miasteczko. U stóp romańskiej kolegiaty w 1410 roku nastąpiła przeprawa wojsk polskich, które przedostały się na drugi brzeg po moście łyżwowym (drewniane bale wsparte na 150 łodziach), zbudowanym w lasach Puszczy Kozienickiej i spławionym do Czerwińska, gdzie przez kilka dni wojska obozowały oraz połączyły się z wojskami litewsko-ruskimi i tatarskimi pod wodzą księcia Witolda. Przez drewniany most w ciągu 3 dni przemaszerowało 18 tysięcy jazdy, 4 tysiące piechoty i 8 tysięcy wozów z zaopatrzeniem. Kolumna wojsk miała 140 km długości. Płock był ostatnim punktem na trasie wycieczki. Historyczna stolica Mazowsza, malowniczo położona na skarpie wiślanej powstała w IX wieku. W latach pełnił taką funkcję, jak Kraków i Gniezno, w związku z czym w bazylice katedralnej znajduje się sarkofag dwóch książąt: Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego. Już Gall Anonim pod datą 1099 pisze o pierwszym kościele wielokrotnie przebudowywanym, dlatego nosi znamiona różnych stylów i epok. Pełni zadumy stajemy przed tą imponującą budowlą, która przeszło 800 lat służy Kościołowi i Narodowi Polskiemu. Niezwykle bogata w malowidła, płaskorzeźby i nagrobki wita nas dostojeństwem, harmonią i pięknem. Idziemy przed ołtarz Matki Bożej Mazowieckiej, wykonany z czarnego i brunatnego marmuru, na którym to tle odbija się postać Madonny, wykuta w białym włoskim alabastrze. Ołtarz pochodzi z 1647 roku, a jego fundatorem był biskup, wychowawca dzieci Zygmunta III, Jan Cielecki. Wpatrujemy się w piękną w swym bóstwie postać Maryi z Dzieciątkiem na ręku i berłem, symbolem władzy i prosimy o szczęśliwy powrót do domu. 202

203 Gdańsk dawniej a dziś Przed laty przebywając z rodziną na Wybrzeżu, zapragnęłam zawieźć swoje dzieci do Gdańska i na Westerplatte, by pokazać im miejsca bohaterskiej obrony polskiej ziemi przez żołnierzy i pracowników Polskiej Poczty. Upłynęło wiele czasu, kiedy wyprawiłam się tam ponownie z uczniami mojej ostatniej klasy. Był rok Od wydarzeń związanych z tymi dwoma nazwami minęły 54 lata. W pamięci jednak tych, którzy fakty te przeżyli lub interesują się historią, bohaterstwo Polaków broniących swej Ojczyzny pozostało na zawsze. Cofnijmy się jednak myślami. Dnia 1 września 1939 roku o godzinie 4.45 salwa ogniowa z pancernika Schleswig Holstein zapoczątkowała II wojnę światową. Niemcy zaatakowali Westerplatte z lądu, morza i powietrza. Na czele polskich obrońców stanął major Henryk Sucharski. Walki trwały 7 dni. Samoloty niemieckie rzuciły 150 bomb, artyleria nieprzerwanie raziła ogniem ten skrawek ziemi, na którym bronili się Polacy, 200 obrońców bez wody, ciepłej strawy, pod gradem pocisków walczyło wytrwale. W końcu, utraciwszy 15 żołnierzy, major Sucharski postanowił skapitulować. Kiedy pierwszy raz znalazłam się na tym skrawku ziemi przesiąkniętej polską krwią, ku mojemu zdumieniu zobaczyłam las ogołoconych z liści kikutów skierowanych w stronę nieba, jak gdyby stamtąd oczekiwały pomsty. Udało mi się wtedy rozmawiać z jednym z obrońców. Poznałam wiele szczegółów z tamtych dni, gdy żołnierze prosto do nieba szli czwórkami. Mój rozmówca, jak ostatnio podano, zmarł w lipcu 2011 roku. Nie mniej bohatersko walczyła Polska Poczta w Gdańsku. Z dnia 31 sierpnia na 1 września znajdowało się na terenie poczty 56 osób. Niemcy zamknęli wtedy ulice wokół gmachu silnymi kordonami policji. Około północy radiostacje niemieckie nadały żądanie przyłączenia Wolnego Miasta Gdańska do Niemiec oraz wyznaczenia korytarza łączącego Prusy Wschodnie z państwem niemieckim. Załoga poczty miała obowiązek bronić się przez 6 godzin. Obrońcy zajęli więc stanowiska od piwnic do ostatniego piętra. Tymczasem wystrzał z krążownika stał się również hasłem do rozpoczęcia ataku na Polską Pocztę. Kilkakrotny atak niemiecki ze wszystkich stron jednak się załamał. Około godziny Niemcy zamknęli dopływ wody do bronionego budynku i ściągnęli swoje posiłki, tym sposobem pokonali broniących się. 203

204 Do historii weszły na stałe nie tylko nazwy: Westerplatte i Gdańsk, ale szereg innych, jak np. Kutno, Hel, Kock i inne, które były i są świadectwem odwagi polskiego żołnierza, ofiarności, umiłowania ojczystego kraju, jednym słowem bohaterstwa. Po 50 latach, w 2011 roku, postanowiłam znowu być w Gdańsku. Powitało mnie miasto zamożne i piękniejsze niż kiedykolwiek. Prawie zupełnie zniknęły ślady wojny. Idąc ulicą Dominikańską, zatrzymałam się przy fontannie Neptuna, z której nieustannie wytryska woda na znak nieprzerwanego panowania władcy mórz, zadumałam się nad urokliwymi kamieniczkami, wśród których strzela w niebo Bazylika Katedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Ten, prawdopodobnie największy kościół na świecie, zaczęto budować w 1343 roku. Przechodził różne koleje losu, ale najdotkliwiej dała mu się we znaki II wojna światowa. Po 1945 roku dźwignięto go ze zgliszcz i ruin. Jego długość wynosi 105 metrów, szerokość nawy głównej 41 metrów. Swą wielkością imponuje, a równocześnie przytłacza. Zwiedzając wnętrze katedry, poddajemy się atmosferze modlitewnej powagi, zatrzymujemy się przy Pięknej Madonnie z 1420 roku, najznakomitszym dziele sztuki sakralnej tego kościoła. Z ramion Maryi spływają fałdy niebieskiego płaszcza, jedną ręką trzyma Dzieciątko, a drugą podaje Mu jabłko symbol władzy. W kaplicy św. Rajnolda przykuwa uwagę zwiedzających Pieta, postać Matki, która trzyma na swych kolanach martwego Syna. Dramatyzm sytuacji stanowi o pięknie i artyzmie dzieła. Obok wielu kaplic sporo miejsca w świątyni zajmują tablice upamiętniające zasługi niektórych wiernych. Jedna z nich poświęcona jest żołnierzom polskim walczącym pod dowództwem majora Henryka Sucharskiego w obronie Westerplatte. Tak jak Kościół Mariacki stanowi niejako muzeum wspaniałych i cennych rzeźb, obrazów, ołtarzy pochodzących głównie ze średniowiecza, tak kościół św. Brygidy ma charakter raczej narodowego sanktuarium, związanego ze współczesną epoką. Na Starym Mieście, niedaleko Stoczni Gdańskiej usytuowany został kościół, który wybudowano w latach W czasie działań wojennych ucierpiał, jak inne, a w 1945 roku z niewiadomych przyczyn został podpalony przez Sowietów. Wysiłkiem mieszkańców odbudowano go w 1973 roku i odtąd związał się z niezależnym ruchem robotniczym, a od 1980 roku stał się świątynią Solidarności. Od strony południowej przy wejściu wmurowana tablica informuje: Kościół św. Brygidy Sanktuarium Królowej Świata Pracy. Po wejściu do wnętrza zatrzymujemy się przy nowo wzniesionym ołtarzu z bursztynu jako wotum w podzięce Matce Bożej. To Ona w nim króluje, a u Jej stóp orzeł rozpościera skrzydła do lotu. Symboliki tego miejsca nie trzeba tłumaczyć. W murach świątyni gromadzili się robotnicy i przed 204

205 strajkiem i w czasie strajku i po nim. Dnia 14 sierpnia 1980 roku w Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk, który stał się punktem kulminacyjnym w dotychczasowym niezadowoleniu i protestach. Odseparowani od miasta pracownicy stoczni, którzy prowadzili strajk okupacyjny, uczestniczyli w codziennych Mszach świętych odprawianych przez ks. Henryka Jankowskiego, proboszcza parafii św. Brygidy. Modlono się i śpiewano pieśni religijne, szczególnie jak podaje Anna Skoczek w publikacji Poezja świadectwa i sprzeciwu w latach , pieśni poświęcone Matce Bożej, takie jak: Czarna Madonna, Matka Boża z Nazaretu, Panience na dobranoc. Tu w tej świątyni padały też słowa Litanii Solidarności : Matko oszukanych Matko w nocy pojmanych Matko bitych pałkami Matko zastrzelonych... Na znak solidarności z Wybrzeżem w poszczególnych ośrodkach robotniczych kraju podejmowano strajki w kolejnych dniach sierpnia. W skład Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego pod koniec sierpnia weszło 300 zakładów. Równocześnie powstawały Komitety Strajkowe w Łodzi, Nowej Hucie, Wałbrzychu i innych miastach Polski. Nie mając innego wyjścia rząd PRL-u podpisał dnia 31 sierpnia porozumienie ze strajkującymi w Stoczni Gdańskiej. Ogromna radość ogarnęła najpierw stoczniowców, potem zgromadzony przed stocznią tłum, matki, żony, córki protestujących, a następnie radość ta rozprzestrzeniła się na całą Polskę. Dnia 10 listopada zarejestrowano Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Solidarność. Fakt ten, jak i wcześniejsze wydarzenia zapoczątkowały nową epokę. Te wszystkie przemiany można zawdzięczać sile, konsekwencji, uporowi polskich robotników, ale także Boskiej Pomocy i opiece Matki Chrystusa, stąd wzniesiono Jej w świątyni św. Brygidy ołtarz bursztynowy za otrzymane Łaski. Dziś załamują się promienie słońca w jantarze dając złociste błyski i przypominają łzy walczących z przemocą, które zamieniły się w złoto Bałtyku. W tym narodowym sanktuarium co krok napotkać można elementy patriotyczne. Zatrzymujemy się przy epitafium upamiętniającym mękę Polaków wymordowanych przez Ukraińców, dalej zauważamy tablicę zbrodni katyńskiej poświęconą polskiej inteligencji, oficerom w bestialski sposób zamordowanym w sowieckich lasach oraz Żołnierzom Armii Krajowej, walczącym z okupantem. Nie zapomniano o Marszałku Józefie Piłsudskim, Naczelniku Legionów, któremu Polska zawdzięcza wolność po 123 latach zaborów. Dłużej 205

206 zatrzymujemy się przy symbolicznym grobie płaskorzeźbie bohaterskiego ks. Jerzego Popiełuszki, mającego odwagę przewodzić buntującym się robotnikom, wzywać ich do walki o prawdę i sprawiedliwość. Na uwagę zasługują też drzwi do świątyni z brązu z wizerunkami 152 postaci tworzących historię Solidarności. W pobliżu stoczni na Placu Solidarności wznoszą w niebo swe ramiona trzy krzyże o nieregularnych, spękanych kształtach. Ten symbol cierpienia upamiętnia trzy pierwsze ofiary przemocy, trzech stoczniowców, którzy zginęli z rąk milicji i żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Krzyże są wysokie na 42 metry, ozdobione scenami z życia stoczniowców, mają współczesnym i następnym pokoleniom przypominać wypadki z 1956, 1970 i 1976 roku. Spinające krzyże kotwice znak nadziei wyrażają przekonanie, iż te i podobne przeżycia dramatyczne nie mogą się już powtórzyć. Równocześnie Pomnik Poległych Stoczniowców ma przypominać, iż walka robotników, ich protest przeciw panującemu systemowi i obrona godności człowieka stały się impulsem do gruntownych przemian, jakie nastąpiły nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach Europy. Podniebni bohaterowie Malowniczy krajobraz otaczający Nieszkowice Wielkie, wieś usytuowaną na terenie Ziemi Bocheńskiej, zapewne nie tylko zadziwia, ale i przyciąga turystów. Wzgórza i dolinki, lasy i zagajniki decydują o pięknie tego miejsca. Kiedy w 2011 roku stanęliśmy u podnóża wzniesienia, niebo pokryły chmury i zaczął padać drobny deszcz. Należało pokonać to niewielkie wzniesienie, by znaleźć się przed pomnikiem polskich lotników zwieńczonym krzyżem znakiem naszej wiary, ale również symbolem męki oraz cierpienia. Ten biały krzyż na tle zieleni, soczystej, wybujałej, wyrażającej życie, wywoływał szczególne refleksje. Przy polowym ołtarzu dwaj kapłani rozpoczęli sprawować Ofiarę Mszy św. Niebawem niebo rozchmurzyło się i wyjrzało słońce, a na oddalających się chmurach pojawił się łuk tęczy. Niejeden z biorących udział w tej patriotycznej uroczystości zjawisko to uznał za widomy znak Siły Wyższej. Wtedy, to jest 67 lat wstecz, granatowe niebo usiane było gwiazdami, wokół panowała głęboka cisza, jedynie na falach eteru płynęły słowa: 206

207 Uwaga! Tu mówi Warszawa! Notujcie w Trybunach i Timesach. Trzymamy się jeszcze! Słyszycie! Uwaga! Robotnik, lud, dzieci na szańcach. Powstanie trwało już 14 dni. Rozpoczęło się 1 sierpnia 1944 roku, o godzinie Armia Krajowa, jak podaje Wojciech Roszkowski w «Historia Polski », rzuciła do walki około 36,5 tys. żołnierzy, do powstania przyłączyły się oddziały NSZ oraz żołnierze AL. Przeciw powstańcom Niemcy skierowali 16 tys. żołnierzy, wkrótce wzmocniono o 25 tysięcy. Przeciwko doskonale uzbrojonym okupantom stanęli polscy żołnierze i cywile, których do walki mobilizowała przede wszystkim wiara w słuszność sprawy. Młodzi chłopcy i dziewczęta szli niejednokrotnie na czołgi z butelkami benzyny. Tu bracia żołnierzy z Tobruku, Synowie walczących w Cassino, Meldują w ogniowym walk huku: Za wolność gotowiśmy zginąć. Pierwsze dni walk w Warszawie przyniosły powstańcom pewne sukcesy. Rano 5 sierpnia okupanci przystąpili do kontrataku. Posuwali się naprzód wykorzystując ludność cywilną jako żywą osłonę czołgów. Dokonywali rozstrzeliwań mieszkańców Woli. W egzekucjach tych zginęło około 40 tysięcy osób. W dniach 5 11 sierpnia oddziały AK zostały wyparte z Ochoty, gdzie hitlerowcy dokonali bestialskich mordów ludności cywilnej. Zacięte walki trwały na Mokotowie i Żoliborzu. A warszawiacy wciąż czekali na pomoc ze strony aliantów. Ci zwlekali. Pierwsze zrzuty odbyły się jednak w nocy z 4 na 5 sierpnia, lecz duże straty wśród załóg lotniczych spowodowały wstrzymanie akcji przez Anglików. Odtąd zrzuty kontynuowano z rzadka, głównie siłami polskich lotników. Gdy alianci pisze we wspomnianej «Historii...» Wojciech Roszkowski zwrócili się do Stalina o zgodę na lądowanie niosących Warszawie pomoc ich samolotów na radzieckich lotniskach polowych niedaleko od stolicy, co umożliwiałoby zabieranie większych partii broni zamiast paliwa na drogę powrotną, Stalin odmówił. Tymczasem stolica walczy nadal. Fakty te rejestruje nie tylko dziejopis, ale i poeta. Tym razem również anonimowy autor w wierszu pt. Mokotowska Reduta tak pisze o bohaterstwie Kolumbów : 207

208 Przeciw niemieckie rzuciła się tanki Młódź z rewolwerem lub granatem w dłoni, Jakby nie w boje szła, a na hulanki, Nie na śmierć, a w uciech wir pogoni, Tak oni dumni w zaułkach ulicy Własnymi dłońmi bronią swej Stolicy. Nie tylko walczący czekają na pomoc, ale również cywilna ludność Warszawy, pozbawiona wody, prądu i żywności. Wieczorem 14 sierpnia 1944 roku z lotnisk usytuowanych w południowej Italii wzbiło się w niebo 26 samolotów z zaopatrzeniem dla powstańców warszawskich. Wystawiły je brytyjski 148, 178 dywizjon RAF, południowoafrykański 31 dywizjon SAAF oraz polska Eskadra 1586 Specjalnego Przeznaczenia podaje Wojciech Krajewski w Wiadomościach Bocheńskich (Rok XV, nr 2 3). Jednym z polskich samolotów był Liberator GR-S. Pierwszy pilot niezwykle doświadczony kpt. Zbigniew Szostak w niebo wzbijał się po raz 30, a nad swym rodzinnym miastem, walczącym dzielnie z okupantem wznosił się 6 razy. I tym razem poczuł się szczęśliwy, że będzie mógł spojrzeć z wysoka na nie i dokonać zrzutu. Funkcję drugiego pilota pełnił plut. Józef Bielicki. Obok dowódcy załogi nawigatora kpt. Stanisława Daniela w samolocie znajdowali się jeszcze: radiooperator plut. Józef Witek, mechanik pokładowy plut. Wincenty Rutkowski, bombardier plut. Tadeusz Dubowski, strzelec plut. Stanisław Malczyk. Ta doskonała, zahartowana w boju załoga opuściła włoską ziemię, nie zdając sobie sprawy z tego, że już do niej nie będzie dane jej wrócić. Szczęśliwie więc dolecieli nad Warszawę, dokonali zrzutu na Placu Krasińskich. Podobno kpt. Szostak zatoczył kilka rund nad rodzinnym domem, usytuowanym na Żoliborzu i zawrócił w kierunku południowym. Załoga powracała do bazy. Piloci zadowoleni z dobrze spełnionego obowiązku żołnierskiego i patriotycznego zapewne myśleli o należytym wypoczynku. Zbliżali się już do Bochni. Samotny samolot został jednak zauważony na tle granatowego nieba przez niemieckiego myśliwca. W podniebnej przestrzeni doszło do rozpaczliwej walki. Liberator stanął w płomieniach, a następnie doszło do jego eksplozji. Szczątki samolotu oraz ciała nieżyjących lotników zostały rozrzucone na jednym ze wzgórz Nieszkowic Wielkich, wsi położonej na południe od Bochni. Ci młodzi, pełni marzeń i nadziei mężczyźni, dzielni i odważni nie ginęli w samotności. Świadkami ich walki powietrznej byli nieliczni mieszkańcy Bochni oraz okolicznych wsi. Mimo późnej pory obserwowali oni to, co działo się na ich oczach. Natomiast i miasto i Nieszkowice Wielkie pogrążone były w głębokim śnie. 208

209 Wojciech Krajewski w oparciu o relacje naocznych świadków i wizję lokalną tak opisuje ostatnie chwile lotników z liberatora: Załoga zaatakowana przez myśliwca, gdzieś na północ od Bochni, podjęła z początku walkę i próbowała wymknąć się napastnikowi. Wszelkie nadzieje na szczęśliwe wyjście z opresji przekreśliło trafienie w zbiorniki paliwa, którego następstwem był pożar samolotu. Lotnicy zapewne doskonale zdawali sobie sprawę, że żadnych szans na opanowanie sytuacji już nie ma...jedynym sposobem, by ratować życie był skok ze spadochronem. Samolot zaczął opadać. Nie było nadziei, by uzyskać utraconą wysokość... Lotnicy zaczęli wyskakiwać, wykonując «skok na nogi», uderzali w ziemię, ponosząc śmierć na miejscu. Nikt nie przeżył wypadku. Kustosz Działu Historii Nowożytnej Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, Wojciech Krajewski, wspomina też o rabowaniu przez okoliczną ludność rzeczy poległych bohaterów: butów, zegarków, dokumentów. To niegodne zachowanie chłopów wobec polskich pilotów, którzy niosąc pomoc walczącej stolicy, oddali swe młode życie Polsce, przypomina mi opisany przez Stefana Żeromskiego obrazek z opowiadania pt. Ludzie, czy szakale. Pogrzebem lotników zajęli się trzej Polacy bardzo mocno zaangażowani w całą sprawę: Stanisław Sasak kierownik szkoły w Nieszkowicach Wielkich, kpt. dowódca kompanii AK, proboszcz z Pogwizdowa ks. Stanisław Kapusta oraz członek AK, właściciel dworu w Nieprześni Stefan Sękowski. Ks. Kapusta oddał zmarłym ostatnią posługę, organizując cichy, uroczysty pogrzeb, Stefan Sękowski sfinansował wykonanie trumien, a Stanisław Sasak kierował całą akcją. Wszyscy trzej byli mocno zaangażowani i wykazali prawdziwie patriotyczną postawę wobec tych, którzy zginęli. A tymczasem Warszawa walczyła dalej. Dnia 5 sierpnia rozpoczął się słynny bój o Stare Miasto. Każdy dom stawał się twierdzą, mimo ogromnych strat powstańcy nie ustępowali. Tam zginęli trzej młodzi, świetnie się zapowiadający poeci: Krzysztof Baczyński, Tadeusz Gajcy oraz Zdzisław Stroiński. Nieustanne naloty, życie w piwnicach, brak światła, wody, jedzenia, wielka ilość rannych to wszystko towarzyszyło w każdy dzień walczącym o Stare Miasto, które ostatecznie po długich bojach skapitulowało 2 września. Część powstańców przeszła kanałami na Żoliborz i do Śródmieścia. Dnia 6 września padły reduty powstańcze na Powiślu. Po 11 dniach krwawych zmagań Niemcy opanowali cały zachodni brzeg Wisły. Po trzydniowych walkach skapitulował Mokotów. Następnie okupanci uderzyli na Żoliborz, po dwóch dniach obrońcy tej dzielnicy skapitulowali. Przez cały wrzesień pogarszała się sytuacja strategiczna oraz warunki życia mieszkańców stolicy. 209

210 Po 63 dniach walki, 2 października 1944 roku, przedstawiciele KG AK podpisali akt kapitulacji. Do niewoli dostała się część dowództwa, ludność cywilna musiała opuścić Warszawę. Podczas powstania Niemcy stracili 17 tys. żołnierzy oraz 9 tys. zostało rannych. Straty po stronie polskiej były większe. Jak podaje Wojciech Roszkowski w swojej najnowszej historii: śmierć poniosło 17,2 tys. żołnierzy AK i 3,5 tys. kościuszkowców, a 5 tys. żołnierzy zaginęło. Ponadto w masowych egzekucjach, w zawalonych domach i pożarach poległo około 180 tys., osób cywilnych. Tak zakończył się bohaterski zryw stolicy. Zginęli jej mieszkańcy, ten sam los spotkał pilotów z załogi Liberatora. Upłynęły lata. Pamięć o jednych i drugich jest pielęgnowana w polskim społeczeństwie. Wyrazem tego są obchody wybuchu powstania w Warszawie dnia 1 sierpnia oraz skromna uroczystość na wzgórzu w Nieszkowicach Wielkich, organizowana rokrocznie przez władze Gminy Bochnia. Ten wyraz szacunku i wdzięczności za poświęcenie wartości najwyższej, bo życia dla Ojczyzny przez członków załogi, można było wyczuć ze słów wójta Jerzego Lysego, który mówił: Ten krzyż nie dzieli lecz łączy. Łączy tych, którzy oddali swe życie za Ojczyznę z tymi, którzy mogą teraz żyć w wolnym kraju. Łączy pokolenia Polaków. A najważniejsze będąc symbolem śmierci daje młodym ludziom wzorzec życia. Nie pytam, dlaczego odeszłaś, dziękuję Ci, że byłaś Niebo nie skąpiło łez, padał drobniutki, jesienny deszcz, a przecież był to dopiero drugi dzień czerwca 2010 roku, koniec wiosny i początek lata. Właśnie wtedy na ulicy Kazimierza Wielkiego, przy budynku numer 38 zgromadziła się rodzina, grono przyjaciół i znajomych. Z jakiej okazji? Otóż dla upamiętnienia zasług Zmarłej dr Krystyny Holotowej odsłonięto tablicę z Jej podobizną i napisem: Lekarz medycyny Krystyna Holotowa ordynator oddziału pulmonologicznego, kierownik przychodni przeciwgruźliczej, zdobyła głęboki szacunek i uznanie pacjentów, w 5 rocznicę śmierci wdzięczni pacjenci i rodzina. Odsłonięcia dokonał ks. Mariusz Gródek. Mówiąc o Zmarłej, podkreślał Jej rolę w środowisku, osiągnięcia oraz zasługi. Zabrała też głos dr Stanisława 210

211 Kubasowa, która powiedziała:...wracamy do Niej dziś myślami, wyrażając wdzięczność za szlachetność, dobroć i troskę o chorych. Pani Krystyna, starsza koleżanka, stanowiła dla nas wzór człowieka i lekarza. Zawsze spieszyła tam, gdzie Ją oczekiwano, niosła ulgę w cierpieniu, a swoją bezpośredniością, ludzkim podejściem zyskała sobie wkrótce sympatię, a także szacunek. Nasze pierwsze spotkanie z Panią Doktor miało miejsce w 1965 lub 1966 roku, kiedy moja 4-letnia córeczka zachorowała na zapalenie płuc. Poprosiłam Panią Krystynę, zjawiła się natychmiast. Od tego momentu zaczęła się nasza serdeczna zażyłość. Ponieważ była nie tylko pulmonologiem, ale znała szeroki wachlarz problemów zdrowotnych i miała bogatą wiedzę z różnych gałęzi medycyny, wielokrotnie służyła mi radą i pomocą. Przy każdym spotkaniu podziwiałam Jej takt i kulturę. Nie była bochnianką, gdyż przyszła na świat w Warszawie, wojnę przeżyła w okupowanej i powstańczej stolicy, toteż w wyobraźni i pamięci dziecka zapadły na zawsze tragiczne obrazy, dotyczące przeżyć z tego okresu. Przerażonymi oczyma patrzyła na palenie, a także wysadzanie przez Niemców całych dzielnic Warszawy. W biografii pani Krystyny czytamy: Po upadku powstania okupanci wypędzali ludność do obozu w Pruszkowie. W czasie przemarszu, w rejonie Ogrodu Saskiego, Ukrainiec w służbie niemieckiej usiłował zastrzelić ojca 4-letniej Krysi. Wtedy Ona podbiegła do swego taty, by go zasłonić przed strzałem. Nabój nie wypalił. Ukrainiec ponownie zarepetował broń, ale obecny Niemiec wyraził sprzeciw. Tak zostało ocalone życie ojca, a może ich obojga. Te wszystkie przeżycia dotyczące dziewczynki i Jej bliskich, powstanie, walka, cierpienia bohaterów i śmierć 200 tysięcy ludzi, w tym wielu młodych, zburzenie miliomowego miasta, pobyt w obozie pracy, szykany ze strony hitlerowców rzutowały na Jej osobowość, pogłębiły wrażliwość, wpłynęły na ukształtowanie się poglądów i wytyczyły plany życiowe. Dramatyczne losy wojenne, powstańcze i obozowe, fakt, że cierpienie i śmierć były na porządku dziennym, zadecydowały o tym, że Krysia wybrała Akademię Medyczną, po ukończeniu której pierwsze kroki stawiała w Instytucie Gruźlicy, pod czujnym okiem Prof. Prof. Janiny Misiewicz i Wiwy Jaroszewicza, lekarzy o ogromnym zasobie wiedzy i wielkim autorytecie naukowym. Po siedmiu latach warszawianka z urodzenia stała się bochnianką z wyboru. Wraz z mężem Henrykiem i dwoma małymi synkami przybyła do Bochni, by związać się z tym miastem do końca tzn. na 41 lat. Przybyła z bogatym, wielokierunkowym doświadczeniem, które w połączeniu z Jej uzdolnieniami, wrażliwością na cierpienie, sumiennością dawały doskonałe rezultaty. Pełniąc funkcję ordynatora oddziału pulmonologicznego szpitala w Bochni, a także kierownika Przychodni Przeciwgruźliczej oraz komisji 211

212 ZUS-u dzieliła się swymi doświadczeniami i osiągnięciami z personelem medycznym, a w stosunku do pacjentów wykazywała troskę i poświęcenie. Swoją głęboką wiedzę i talent lekarski poświęciła czytamy we wspomnieniach pracy nad przywróceniem zdrowia, życia i uśmiechu swoim pacjentom, choć wielu z nich traciło nadzieję na wyleczenie. Kiedy odeszła w smugę cienia, na ostatnią konsultację pożegnanie przybyły tłumy, wśród zgromadzonych znalazłam się i ja. Złożono górę kwiatów, a proboszcz parafii w Łąkcie Górnej, ostatniego miejsca pobytu śp. Krystyny Holotowej i Jej rodziny, ks. Stanisław Szczygieł bardzo ciepło pożegnał swą Parafiankę, charakteryzując Jej sylwetkę na tle życia Pani Doktor: Zyskała sobie wielkie uznanie u lekarzy i pielęgniarek... szczególnie kochali Ją i bardzo cenili ludzie chorzy... dla wszystkich miała zawsze czas. Znała nie tylko chorobę, ale i miejsce życia i pracy pacjenta. Leczyła lekarstwami, również dobrym słowem... choć sama nie miała najlepszego zdrowia, spieszyła zawsze ludziom z pomocą... a ci cenili Ją za fachowość i dobroć... jeszcze raz Doktor Holotowa zmieniła miejsce zamieszkania, udała się do Pana Boga złożyć raport z czynów miłosierdzia. Odeszła w tym samym dniu, co Chrystus, a żegnamy Ją w niedzielę Bożego Miłosierdzia. Na koniec ks. Szczygieł, dziękując wszystkim, powiedział Jej: Nie pytam, dlaczego odeszłaś, dziękuję Ci, że byłaś. Po 5 latach Danuta Pączek pacjentka Pani Doktor napisze tak: Pierwszego kwietnia 2005 roku cała Polska i świat skupione były na ostatnich chwilach ziemskiej wędrówki naszego Umiłowanego Ojca Świętego Jana Pawła II. Oboje odeszli w jednym czasie na wieczną służbę w domu Ojca Niebieskiego. W moim przekonaniu łączy Ich nie tylko data śmierci, ale również fakt, że żyli z ludźmi i dla ludzi. A może Pan Bóg potrzebował dobrego lekarza dla Papieża? Dlatego Ją zabrał? Takie myśli nas nurtowały, kiedy staliśmy nad mogiłą śp. Krystyny, dla Której po Warszawie Bochnia i Ziemia Bocheńska stały się drugą miłością. Zgromadzeni na ostatnim pożegnaniu najbliżsi, przyjaciele, współpracownicy i wdzięczni pacjenci nie mieli i nie mają słów, które by wyraziły nurtujące ich uczucia. Mówili: Leczyła nie tylko lekami, ale również dobrym słowem, poświęceniem, była Judymem naszych dni. Pacjent Henryk Filipowski kapitan rezerwy, uczestnik walk o wyzwolenie Polski, więzień stalinowskiego terroru nazwał Ją niezwykłym człowiekiem i lekarzem. Wielu sąsiadów korzystało z bezpłatnych porad. Nie tylko leczyła, ale też pomagała finansowo. Jedna z współpracownic Jadwiga Ołdakowska tak mówiła o Zmarłej: Cieszę się, że mogłam pracować z tak wyjątkowym człowiekiem, prawym i szlachetnym. Były dyrektor Szpitala i ZOZ-u w Bochni 212

213 Józef Puchała uważał Ją za lekarza o wysokiej etyce zawodowej, za koleżankę bardzo pracowitą, pogodną, miłą i cierpliwą, z największą troską pochylającą się nad chorym. Ludzie różnych profesji wypowiadali się z pełnym uznaniem. Misjonarz, werbista ks. Jacek Wojcieszko tak wspomina Doktor Holotową: Wraz z Jej śmiercią skończyła się pewna epoka w służbie zdrowia. Dzisiaj ma się wrażenie, iż etos lekarza, który traktuje i realizuje swoje powołanie jako służbę pacjentowi, odszedł w niepamięć. Pani Doktor była jedną z ostatnich znanych mi lekarzy, który tej profesji umiał nadać prawdziwie ludzki, służebny wymiar. Ktoś inny powiedział: Była lekiem na każde zło. Dlaczego odeszłaś?. Jeszcze ktoś inny stwierdził: Pozostała po Niej niegasnąca pamięć i nieustanna wdzięczność. I tak można by było w nieskończoność przytaczać wypowiedzi tych, którzy zawdzięczają Doktor Holotowej zdrowie, a niekiedy życie. Na koniec należałoby powtórzyć za ks. Szczygłem słowa trafnie określające osobowość Zmarłej i Jej ziemską wędrówkę: Napisała najpiękniejszą księgę zwaną życiem. Lud tę księgę czytał i oddaje hołd Tej, Która ją napisała. 213

214 Spis treści Słowo wstępne 5 Rozdział pierwszy Tam zostawiłam cząstkę siebie 7 Trzy miejsca bliskie mojemu sercu 9 Pilzno co Was tu przywiodło? 14 Pilzno moje powroty do tego miejsca 18 Powołanie i zawód 25 Spotkania w drodze Stowarzyszenia 35 Różańcowe obrazy Bocheńskiej Matce w ofierze 42 Rozmowy o Koronacji Obrazu Matki Bożej w Bochni 45 Ku chwale Boga i Pani Bocheńskiej 47 Podwójny jubileusz. Powroty Zapach przeszłości 55 Lekcja patriotyzmu 58 Pojubileuszowe refleksje 60 Rozdział drugi Jan Paweł II Wielki. Jego droga do świętości 63 Karol Wojtyła Jan Paweł II Bochnia 65 Piotr naszych czasów (Wadowice Kraków Rzym) 68 Turysta, wędrowiec, pielgrzym 72 Sztuka w życiu Karola Wojtyły 77 Dzieje przyjaźni 82 Droga krzyżowa Jana Pawła II 87 Trwałość pamięci 90 Pontyfikat Jana Pawła II

215 Rozdział trzeci W poszukiwaniu osobowych wzorców 97 Maryja z Nazaretu 99 Gromniczna 104 Błękit nieba odbity w nurtach rzeki 106 Jan i Jan 108 Marek Ewangelista (Jerozolima Wenecja) 111 Święty Błażej (Kapadocja Dubrownik) 115 Błogosławiony Bartłomiej z Longo (Pompeje) 118 Święty Jerzy 121 Tereska od Dzieciątka Jezus (Lisieux Karmel) 124 Święta Kinga (Sandomierz Kraków Stary Sącz) 127 Królewicz Kazimierz (Kraków Wilno) 132 Jadwiga królowa Polski (Węgry Kraków) 135 Brat Albert powstaniec, malarz, zakonnik 138 Bóg i Ojczyzna 143 Rozdział czwarty Przeszłość i teraźniejszość 147 Boże Narodzenie w szlacheckim dworze, chłopskiej chacie i moim domu 149 Czuwanie i oczekiwanie na przyjście 153 Triduum Sacrum w poezji i malarstwie 157 Kazimierz Wielki w oczach współczesnych i potomnych 161 Konstytucja 3 Maja w literaturze, malarstwie i pamięci narodu 166 Mazowieckie wierzby 172 Słońce września 179 Nie grają nam surmy bojowe Narwik. Droga do wolnej Polski 184 Zesłańcy. Z Polesia do łagru, z łagru do Bochni 189 Ponary 193 Co to był za ślub Wakacyjne wędrówki do Sanktuariów Maryjnych Mazowsza 199 Gdańsk dawniej a dziś 203 Podniebni bohaterowie 206 Nie pytam, dlaczego odeszłaś, dziękuję Ci, że byłaś 210 Spis treści 214 Bibliografia

216 Bibliografia Miron Białoszewski, Pamiętnik z powstania warszawskiego, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa Roman Brandstaetter Pieśń o moim Chrystusie, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa Jerzy Broszkiewicz Kształt miłości, Wydawnictwo. Literackie, Kraków Ewangelia Jezusa, przeł. D. Szumska, Edit. du Dialogue, Paryż Gustaw Herling-Grudziński Inny świat. Zapiski sowieckie, Czytelnik, Warszawa ks. Zygmunt Malacki Sługa Boży ksiądz Jerzy Popiełuszko, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa Aleksy Matuszak, Ujazdów wojskowy wspomnienia, Warszawa 2010 Tadeusz Modelski Byłem szefem wywiadu u Naczelnego Wodza, Wydawnictwo Bellona, Warszawa Artur Oppman,,Poezje wybrane, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa Helena Pasierbska Wileńskie Ponary, Gdańsk Maria Rizzatti Leonardo da Vinci, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa Wojciech Roszkowski Historia Polski , PWN, Warszawa Anna Skoczek Poezja świadectwa i sprzeciwu. Stan wojenny w twórczości wybranych polskich poetów, Wydawnictwo SMS, Kraków Tadeusz Skoczek Pontyfikat przełomu , Wydawnictwo SMS, Bochnia Warszawa Zbigniew Sudolski Panny Szymanowskie i ich losy. Opowieść biograficzna, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa Barbara Wachowicz Malwy na lewadach, Wydawnictwo Radia i Telewizji, Warszawa Jerzy Żak-Tarnowski Brat Albert, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa

217 Autorka 3-letnia Halusia (pierwsza z prawej) z ojcem Michałem i braćmi: Tadziem, Staszkiem i Jankiem. Po maturze...; Kołaczyce, 1951 rok. 217

218 Kościół p.w. św. Anny w Kołaczycach. Kościół p.w. św. Jana Chrzciciela w Pilźnie. Spotkanie autorki z koleżankami i kolegami ze szkolnej ławki podczas 50-lecia matury; Kołaczyce, 2001 rok. 218

219 Autorka podczas spotkania ze swoimi uczniami, absolwentami Liceum Ogólnokształcącego w Pilźnie; 2006 rok. Przekazanie szabli oficerskiej wotum dla Matki Bożej Pocieszenia od uczniów Liceum Ogólnokształcącego w Pilźnie z lat , w podzięce za otrzymane łaski i opiekę; 2008 rok. 219

220 Spotkanie autorki z grupą jej pierwszych maturzystów z Liceum Ogólnokształcącego w Pilźnie; 2010 rok. Autorka wraz ze swymi koleżankami i kolegami z grona profesorskiego bocheńskiego Liceum oraz uczniami, podczas zjazdu z okazji 40-lecia matury; 2004 rok. 220

221 Michalina Pięchowa ze swym uczniem ks. prał. Henrykiem Nowackim; Watykan, 1996 rok. Autorka z mężem Józefem podczas pielgrzymki do Watykanu w 1997 roku. 221

222 Spotkanie Jana Pawła II z Wojskiem Polskim; Zegrze Pomorskie, 1991 rok. Pomnik Małego Powstańca w Warszawie. Jerozolima, III stacja Drogi Krzyżowej zwana polską przy Via Dolorosa. 222

223 223

Podziękowania dla Rodziców

Podziękowania dla Rodziców Podziękowania dla Rodziców Tekst 1 Drodzy Rodzice! Dziękujemy Wam za to, że jesteście przy nas w słoneczne i deszczowe dni, że jesteście blisko. Dziękujemy za Wasze wartościowe rady przez te wszystkie

Bardziej szczegółowo

1 września 2011r. UROCZYSTE ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO

1 września 2011r. UROCZYSTE ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO 1 września 2011r. UROCZYSTE ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO Dzień 1 września to dzień szczególny dla wszystkich: dla dzieci, młodzieży, dla ich rodziców i nauczycieli. Zawsze towarzyszy mu wiele emocji. Dla

Bardziej szczegółowo

Uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego 2013/2014

Uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego 2013/2014 Uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego 2013/2014 Tradycyjnie, 2 września młodzież Publicznego Gimnazjum im Papieża Jana Pawła II w Chorzelach rozpoczęła swoją wędrówkę przez kolejny rok szkolny 2013/2014.

Bardziej szczegółowo

CHWILA WSPOMNIEŃ WIZYTY PASTERZY BIAŁOSTOCKICH W NASZEJ SZKOLE

CHWILA WSPOMNIEŃ WIZYTY PASTERZY BIAŁOSTOCKICH W NASZEJ SZKOLE CHWILA WSPOMNIEŃ WIZYTY PASTERZY BIAŁOSTOCKICH W NASZEJ SZKOLE 1991-2012 Wizyta J. E. Ks. Bpa Edwarda Kisiela z okazji uroczystości nadania Szkole Podstawowej w Jaświłach imienia Konstytucji 3 Maja 17.06.1991

Bardziej szczegółowo

Pytania konkursowe. 3. Kim z zawodu był ojciec Karola Wojtyły i gdzie pracował? 4. Przy jakiej ulicy w Wadowicach mieszkali Państwo Wojtyłowie?

Pytania konkursowe. 3. Kim z zawodu był ojciec Karola Wojtyły i gdzie pracował? 4. Przy jakiej ulicy w Wadowicach mieszkali Państwo Wojtyłowie? Pytania konkursowe 1. Podaj imię i nazwisko Jana Pawła II. 2. Podaj imię brata Karola Wojtyły. 3. Kim z zawodu był ojciec Karola Wojtyły i gdzie pracował? 4. Przy jakiej ulicy w Wadowicach mieszkali Państwo

Bardziej szczegółowo

a przez to sprawimy dużo radości naszym rodzicom. Oprócz dobrych ocen, chcemy dbać o zdrowie: uprawiać ulubione dziedziny sportu,

a przez to sprawimy dużo radości naszym rodzicom. Oprócz dobrych ocen, chcemy dbać o zdrowie: uprawiać ulubione dziedziny sportu, IMIENINY ŚWIĘTEGO STANISŁAWA KOSTKI- -Patrona dzieci i młodzieży (8 września) Opracowała: Teresa Mazik Początek roku szkolnego wiąże się z różnymi myślami: wracamy z jednej strony do minionych wakacji

Bardziej szczegółowo

Uroczystość przebiegła godnie, spokojnie, refleksyjnie właśnie. W tym roku szczęśliwie się zbiegła z wielkim świętem Zesłania Ducha Świętego.

Uroczystość przebiegła godnie, spokojnie, refleksyjnie właśnie. W tym roku szczęśliwie się zbiegła z wielkim świętem Zesłania Ducha Świętego. Uroczystość rocznicowa po I Komunii wieńczy świąteczny festiwal eucharystyczny w większości polskich parafii. Dekoracje w kościołach przeważnie wytrzymują osiem błogosławionych dni. Stroje komunijne wyciągnięte

Bardziej szczegółowo

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego Teksty podziękowań do każdego tekstu można dołączyć nazwę uroczystości, imię i datę Chrzest 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego 2. Serdecznie dziękujemy za przybycie na uroczystość

Bardziej szczegółowo

1 Mało znane litanie do Świętych

1 Mało znane litanie do Świętych 1 Spis treści 2 Spis treści Słowo wstępne......5 Litania do Świętej Anny......7 Litania do Świętego Judy Tadeusza......9 Litania o Świętej Marii Magdalenie.... 11 Litania do Świętego Jerzego.... 13 Litania

Bardziej szczegółowo

DOBRA PRAKTYKA. Pogłębianie wśród dzieci wiedzy o życiu, działalności i osobowości Ojca Świętego Jana Pawła II.

DOBRA PRAKTYKA. Pogłębianie wśród dzieci wiedzy o życiu, działalności i osobowości Ojca Świętego Jana Pawła II. DOBRA PRAKTYKA Nazwa szkoły: Imię i nazwisko dyrektora: Dobra praktyka(nazwa programu, działań): Ilość uczniów objętych programem/działaniami: Odpowiedzialni, organizatorzy i partnerzy: Okres czasowy realizacji:

Bardziej szczegółowo

ZELATOR. wrzesień2016

ZELATOR. wrzesień2016 ZELATOR wrzesień2016 www.zr.diecezja.pl 7 W ROKU NADZWYCZAJNEGO JUBILEUSZU MIŁOSIERDZIA Serdecznie zapraszamy wszystkich zelatorów i członków Żywego Różańca do udziału w pielgrzymce do Łagiewnik. Odbędzie

Bardziej szczegółowo

Zwiedziliśmy również rodzinny dom błogosławionej i uczestniczyliśmy we Mszy świętej odprawionej tamtejszej kaplicy.

Zwiedziliśmy również rodzinny dom błogosławionej i uczestniczyliśmy we Mszy świętej odprawionej tamtejszej kaplicy. W dniu 18 listopada 2018 roku uczniowie trzecich klas gimnazjalnych i ósmych klas szkoły podstawowej uczestniczyli w pielgrzymce do sanktuarium bł. Karoliny Kózkówny w Zabawie k. Tarnowa patronki młodzieży.

Bardziej szczegółowo

Wybór Patrona dla naszej szkoły to projekt, który rozpoczął się w roku szkolnym 2004/2005. Spośród kilku kandydatur zgłoszonych w szkolnym referendum

Wybór Patrona dla naszej szkoły to projekt, który rozpoczął się w roku szkolnym 2004/2005. Spośród kilku kandydatur zgłoszonych w szkolnym referendum Wybór Patrona dla naszej szkoły to projekt, który rozpoczął się w roku szkolnym 2004/2005. Spośród kilku kandydatur zgłoszonych w szkolnym referendum przeprowadzonym wśród nauczycieli, uczniów i rodziców,

Bardziej szczegółowo

Zestaw pytań o Janie Pawle II

Zestaw pytań o Janie Pawle II Zestaw pytań o Janie Pawle II 1. Jakie wydarzenie miało miejsce 18.02.1941r? 2. Dokąd Karol Wojtyła przeprowadził się wraz z ojcem w sierpniu 1938 r? 3. Jak miała na imię matka Ojca Św.? 4. Kiedy został

Bardziej szczegółowo

ZESPÓŁ SZKÓŁ INTEGRACYJNYCH IM. POWSTAŃCÓW WIELKOPOLSKICH W INOWROCŁAWIU

ZESPÓŁ SZKÓŁ INTEGRACYJNYCH IM. POWSTAŃCÓW WIELKOPOLSKICH W INOWROCŁAWIU ZESPÓŁ SZKÓŁ INTEGRACYJNYCH IM. POWSTAŃCÓW WIELKOPOLSKICH W INOWROCŁAWIU JAN PAWEŁ II ORĘDOWNIK RODZINY NASZA SPOŁECZNOŚĆ SZKOLNA ŁĄCZY SIĘ Z TYMI SŁOWAMI PAMIĘTAMY 27 kwietnia 2015 roku odbył się w naszej

Bardziej szczegółowo

Uroczystości nadania tytułu bazyliki mniejszej Sanktuarium Królowej Męczenników

Uroczystości nadania tytułu bazyliki mniejszej Sanktuarium Królowej Męczenników Uroczystości nadania tytułu bazyliki mniejszej Sanktuarium Królowej Męczenników W Bydgoszczy 15 września odbyły się uroczystości, podczas których odczytano bullę papieską, podnoszącą do godności bazyliki

Bardziej szczegółowo

3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem

3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem 3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem Trzeba wierzyć w to, co się robi i robić to z entuzjazmem. Modlić się to udać się na pielgrzymkę do wewnętrznego sanktuarium, aby tam uwielbiać Boga

Bardziej szczegółowo

Wrzesień Mail z Spotkanie członków PKRD przełożone na Z Panem Bogiem, Małgorzata Wayda

Wrzesień Mail z Spotkanie członków PKRD przełożone na Z Panem Bogiem, Małgorzata Wayda Wrzesień 2016 Mail z 03.09.16 Spotkanie członków PKRD przełożone na 11.09.16 Szczęść Boże! Witam serdecznie po wakacjach wszystkich członków Podwórkowego Koła Różańcowego Dzieci. Z powodu mojego ważnego

Bardziej szczegółowo

PRACA ZBIOROWA ELŻBIETA GIL, NINA MAJ, LECH PROKOP. ILUSTROWANY KATALOG POLSKICH POCZTÓWEK O TEMATYCE JAN PAWEŁ II. PAPIESKIE CYTATY I MODLITWY.

PRACA ZBIOROWA ELŻBIETA GIL, NINA MAJ, LECH PROKOP. ILUSTROWANY KATALOG POLSKICH POCZTÓWEK O TEMATYCE JAN PAWEŁ II. PAPIESKIE CYTATY I MODLITWY. PRACA ZBIOROWA ELŻBIETA GIL, NINA MAJ, LECH PROKOP. ILUSTROWANY KATALOG POLSKICH POCZTÓWEK O TEMATYCE JAN PAWEŁ II. PAPIESKIE CYTATY I MODLITWY. CZĘŚĆ I b OPRACOWAŁ I WYKONAŁ LECH PROKOP, UL. ZAMKOWA 2/1,

Bardziej szczegółowo

VI DIECEZJALNA PIELGRZYMKA ŻYWEGO RÓŻAŃCA

VI DIECEZJALNA PIELGRZYMKA ŻYWEGO RÓŻAŃCA ZELATOR wrzesień2015 3 VI DIECEZJALNA PIELGRZYMKA ŻYWEGO RÓŻAŃCA Sobota, 3 października, 2015 Niniejszy numer Zelatora ukazuje się głównie ze względu na VI Diecezjalną pielgrzymkę Żywego Różańca do Łagiewnik.

Bardziej szczegółowo

ŚWIĘTYMI BĄDŹCIE. MATKA ZOFIA CZESKA

ŚWIĘTYMI BĄDŹCIE. MATKA ZOFIA CZESKA s. M. Renata Pawlak, prezentka s. M. Aurelia Patrzyk, prezentka ŚWIĘTYMI BĄDŹCIE. MATKA ZOFIA CZESKA wiek: klasy IV - VI czas: 45 minut cele ogólne: dydaktyczny: zapoznanie z osobą Sł. B. Zofii Czeskiej

Bardziej szczegółowo

OBCHODY NARODOWEGO ŚWIĘTA NIEPODLEGŁOŚCI NA TERENIE GMINY MIELEC [FOTO] :16:23

OBCHODY NARODOWEGO ŚWIĘTA NIEPODLEGŁOŚCI NA TERENIE GMINY MIELEC [FOTO] :16:23 OBCHODY NARODOWEGO ŚWIĘTA NIEPODLEGŁOŚCI NA TERENIE GMINY MIELEC [FOTO] 2015-11-16 11:16:23 Listopada w Polskie Narodowe Święto Niepodległości, w Chorzelowie odbyły się uroczyści gminne dla uczczenia 97

Bardziej szczegółowo

Bóg Ojciec kocha każdego człowieka

Bóg Ojciec kocha każdego człowieka 1 Bóg Ojciec kocha każdego człowieka Bóg kocha mnie, takiego jakim jestem. Raduje się każdym moim gestem. Alleluja Boża radość mnie rozpiera, uuuu (słowa piosenki religijnej) SŁOWA KLUCZE Bóg Ojciec Bóg

Bardziej szczegółowo

SPRAWOZDANIE Z REALIZACJI PROJEKTU PIĘKNA NASZA POLSKA CAŁA

SPRAWOZDANIE Z REALIZACJI PROJEKTU PIĘKNA NASZA POLSKA CAŁA SPRAWOZDANIE Z REALIZACJI PROJEKTU PIĘKNA NASZA POLSKA CAŁA Uczniowie Szkoły Podstawowej w Specjalnym Ośrodku Szkolno Wychowawczym w Firleju brali udział w Międzynarodowym Projekcie Edukacyjnym Piękna

Bardziej szczegółowo

Ksiądz Profesor Józef Tischner - Łopuszna sierpień 2006

Ksiądz Profesor Józef Tischner - Łopuszna sierpień 2006 Ksiądz Profesor Józef Tischner - Łopuszna sierpień 2006 Jak w kilku zdaniach ująć naukę, jaką odebraliśmy z tego, co mówił do nas Ksiądz Profesor. Czym dla nas była Jego obecność w polskiej rzeczywistości,

Bardziej szczegółowo

W ZSOiZ w Lwówku Śląskim pożegnali maturzystów

W ZSOiZ w Lwówku Śląskim pożegnali maturzystów W ZSOiZ w Lwówku Śląskim pożegnali maturzystów Napisano dnia: 2018-04-30 08:25:15 Nie obyło się bez wzruszeń i łez. Po kilku latach spędzonych razem w murach Zespołu Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych

Bardziej szczegółowo

CEREMONIAŁ SZKOLNY SAMORZĄDOWEJ SZKOŁY PODSTAWOWEJ NR 1 WE WRZEŚNI

CEREMONIAŁ SZKOLNY SAMORZĄDOWEJ SZKOŁY PODSTAWOWEJ NR 1 WE WRZEŚNI CEREMONIAŁ SZKOLNY SAMORZĄDOWEJ SZKOŁY PODSTAWOWEJ NR 1 WE WRZEŚNI I SZTANDAR SZKOŁY 1. Szkoła posiada sztandar, który jest głównym symbolem dla społeczności szkolnej. 2. Sztandar jest przechowywany w

Bardziej szczegółowo

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

Chwila medytacji na szlaku do Santiago. Chwila medytacji na szlaku do Santiago. Panie, chcę dobrze przeżyć moją drogę do Santiago. I wiem, że potrzebuje w tym Twojej pomocy. cucopescador@gmail.com 1. Każdego rana, o wschodzie słońca, będę się

Bardziej szczegółowo

Lwóweckie Liceum Ogólnokształcące ma już 70 lat

Lwóweckie Liceum Ogólnokształcące ma już 70 lat Lwóweckie Liceum Ogólnokształcące ma już 70 lat Napisano dnia: 2016-09-11 10:30:56 Mszą świętą w kościele pw. Wniebowzięcia NMP w Lwówku Śląskim rozpoczęły się w dniu wczorajszym, tj. 10 września 2016

Bardziej szczegółowo

MODLITWA MODLITWA. Dla ułatwienia poszczególne zadania oznaczone są symbolami. Legenda pozwoli Ci łatwo zorientować się w znaczeniu tych symboli:

MODLITWA MODLITWA. Dla ułatwienia poszczególne zadania oznaczone są symbolami. Legenda pozwoli Ci łatwo zorientować się w znaczeniu tych symboli: SPOTKANIE 8 MODLITWA MODLITWA Nauczyciel zebrał swoich uczniów i zapytał: -Skąd bierze początek modlitwa? Pierwszy uczeń odpowiedział: -Z potrzeby. Dla ułatwienia poszczególne zadania oznaczone są symbolami.

Bardziej szczegółowo

Akt oddania się Matce Bożej

Akt oddania się Matce Bożej 3 Akt oddania się Matce Bożej (kard. Stefana Wyszyńskiego) Matko Boża, Niepokalana Maryjo! Tobie poświęcam ciało i duszę moją, wszystkie modlitwy i prace, radości i cierpienia, wszystko, czym jestem i

Bardziej szczegółowo

Szkoła Podstawowa nr 3 im. Armii Krajowej w Pcimiu

Szkoła Podstawowa nr 3 im. Armii Krajowej w Pcimiu Szkoła Podstawowa nr 3 im. Armii Krajowej w Pcimiu Cele działania: kultywowanie pamięci o żołnierzach Armii Krajowej walczących o wolność na terenie miejscowości Pcim i powiatu myślenickiego, rozwijanie

Bardziej szczegółowo

Carlo Maria MARTINI SŁOWA. dla życia. Przekład Zbigniew Kasprzyk

Carlo Maria MARTINI SŁOWA. dla życia. Przekład Zbigniew Kasprzyk Carlo Maria MARTINI SŁOWA dla życia Przekład Zbigniew Kasprzyk Wydawnictwo WAM Księża Jezuici Kraków 2015 WPROWADZENIE Każdego dnia wypowiadamy, słyszymy i czytamy wiele słów. Czujemy jednak, że niektóre

Bardziej szczegółowo

W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego

W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Sens życia Gdy na początku dnia czynię z wiarą znak krzyża, wymawiając słowa "W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego", Bóg uświęca cały czas i przestrzeń, która otworzy

Bardziej szczegółowo

Kazanie na uroczystość ustanowienia nowych animatorów. i przyjęcia kandydatów do tej posługi.

Kazanie na uroczystość ustanowienia nowych animatorów. i przyjęcia kandydatów do tej posługi. SŁUŻYĆ JEDNEMU PANU. Kazanie na uroczystość ustanowienia nowych animatorów i przyjęcia kandydatów do tej posługi. Katowice, krypta katedry Chrystusa Króla, 18 czerwca 2016 r. "Swojemu słudze Bóg łaskę

Bardziej szczegółowo

Internetowy Projekt Zbieramy Wspomnienia

Internetowy Projekt Zbieramy Wspomnienia Internetowy Projekt Zbieramy Wspomnienia WSPOMNIENIA Z LAT 70 NA PODSTAWIE KRONIK SZKOLNYCH. W ramach Internetowego Projektu Zbieramy Wspomnienia pomiędzy końcem jednych, a początkiem drugich zajęć wybrałam

Bardziej szczegółowo

Nabożeństwo powołaniowo-misyjne

Nabożeństwo powołaniowo-misyjne Nabożeństwo powołaniowo-misyjne Nabożeństwo powołaniowo-misyjne (Wystawienie Najświętszego Sakramentu) K: O Boże, Pasterzu i nauczycielu wiernych, któryś dla zachowania i rozszerzenia swojego Kościoła

Bardziej szczegółowo

Bezpłatny fragment książki

Bezpłatny fragment książki Bezpłatny fragment książki Nowenna pompejańska Nowenna to dziewięciodniowe nabożeństwo odmawiane zazwyczaj w jednej konkretnej intencji. Nowenna pompejańska jest specyficzną modlitwą, bo składa się z sześciu

Bardziej szczegółowo

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca. Sposób na wszystkie kłopoty Marcin wracał ze szkoły w bardzo złym humorze. Wprawdzie wyjątkowo skończył dziś lekcje trochę wcześniej niż zwykle, ale klasówka z matematyki nie poszła mu najlepiej, a rano

Bardziej szczegółowo

Własność : Anny i Szczepana Polachowskich

Własność : Anny i Szczepana Polachowskich 1 Opracowanie: Anna Polachowska Korekta: Anna i Szczepan Polachowski Okładka : Anna Polachowska Zdjęcia wykorzystane do tej książki są autorstwa : Anna i Szczepana Polachowskich I pochodzą z własnej kolekcji

Bardziej szczegółowo

Wizytacja ks. bpa Zdzisława. 7 maja 2012. Fortuniaka

Wizytacja ks. bpa Zdzisława. 7 maja 2012. Fortuniaka Wizytacja ks. bpa Zdzisława 7 maja 2012 Fortuniaka Plan wizytacji w parafii Wszystkich Świętych w Tarnowie Podgórnym 7 maja 2012 r. 9.00 Eucharystia z udzieleniem Sakramentu chorych (koncelebracja, Prezbiter

Bardziej szczegółowo

Marcin Budnicki. Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś?

Marcin Budnicki. Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś? Marcin Budnicki Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś? Uczę się w zespole szkół Nr 1 im. Komisji Edukacji Narodowej. Jestem w liceum o profilu sportowym. Jakie masz plany na przyszłość?

Bardziej szczegółowo

Pragniemy podzielić się z Wami naszą radością z obchodzonego w marcu jubileuszu

Pragniemy podzielić się z Wami naszą radością z obchodzonego w marcu jubileuszu Niech żyje Jezus! Niech radosny zabrzmi dziś hymn ku czci Serca Zbawiciela! Czcigodne Siostry Wizytki Drodzy Bracia i Siostry zakochani w Sercu Pana Jezusa Pragniemy podzielić się z Wami naszą radością

Bardziej szczegółowo

Istotą naszego powołania jest tak całkowite oddanie się Bogu, byśmy byli jego ślepym narzędziem do wszystkiego, do czego tylko Bóg nas zechce użyć.

Istotą naszego powołania jest tak całkowite oddanie się Bogu, byśmy byli jego ślepym narzędziem do wszystkiego, do czego tylko Bóg nas zechce użyć. o. Walerian Porankiewicz Istotą naszego powołania jest tak całkowite oddanie się Bogu, byśmy byli jego ślepym narzędziem do wszystkiego, do czego tylko Bóg nas zechce użyć. To całkowite oddanie się Bogu

Bardziej szczegółowo

Drodzy Rodzice, Po uroczystości zaślubin zapraszamy na przyjęcie weselne do.

Drodzy Rodzice, Po uroczystości zaślubin zapraszamy na przyjęcie weselne do. Kochana Mamo, Kochany Tato, Szliście z nami przez całe nasze życie, chroniliście przed złem, dawaliście ciepło i otuchę, uczyliście trudnej sztuki życiowej mądrości, zaszczepialiście w nas Wasze piękno

Bardziej szczegółowo

Dzień Patrona przygotowanie programów artystycznych, kiermasze, konkursy, Obchody Rocznic Pontyfikatu Jana Pawła II, Upamiętnianie Rocznicy Śmierci

Dzień Patrona przygotowanie programów artystycznych, kiermasze, konkursy, Obchody Rocznic Pontyfikatu Jana Pawła II, Upamiętnianie Rocznicy Śmierci W wychowaniu chodzi właśnie o to, ażeby człowiek stawał się bardziej człowiekiem - o to, ażeby bardziej był, a nie tylko więcej miał, aby więcej poprzez wszystko, co ma, co posiada, umiał bardziej i pełniej

Bardziej szczegółowo

ZAPROSZENIE NA MISJE PARAFIALNE 9 marca - 16 marca 2014 rok BÓG JEST MIŁOŚCIĄ

ZAPROSZENIE NA MISJE PARAFIALNE 9 marca - 16 marca 2014 rok BÓG JEST MIŁOŚCIĄ ZAPROSZENIE NA MISJE PARAFIALNE 9 marca - 16 marca 2014 rok BÓG JEST MIŁOŚCIĄ DRODZY PARAFIANIE! W dniach od 9 16 marca nasza Wspólnota przeżywać będzie Misje parafialne. Tak jak przed ponad dwoma tysiącami

Bardziej szczegółowo

W rocznicę papieskiej pielgrzymki

W rocznicę papieskiej pielgrzymki 03-08-19 1/6 13.06.2018 14:41 Anna Kotecka / BPKSiT kategoria: Tożsamość i tradycja Miasto Łodzianie uczcili 31. rocznicę pamiętnej wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II w Łodzi. Oficjalne uroczystości odbyły

Bardziej szczegółowo

Niech śmierć tak nieludzka nie powtórzy się więcej ". 74 rocznica spalenia więźniów Radogoszcza

Niech śmierć tak nieludzka nie powtórzy się więcej . 74 rocznica spalenia więźniów Radogoszcza 28-06-19 1/7 powtórzy się więcej ". 74 rocznica spalenia więźniów Radogoszcza 19.01.2019 16:17 Katarzyna Zielińska / BPKSiT kategoria: Tożsamość i tradycja 19 stycznia Łódź wspomina tragedię więzienia

Bardziej szczegółowo

OKOLICZNOŚCIOWE WYDANIE GAZETKI SZKOLNEJ KLASY III PUBLICZNEJ SZKOŁY PODSTAWOWEJ IM. ARMII KRAJOWEJ

OKOLICZNOŚCIOWE WYDANIE GAZETKI SZKOLNEJ KLASY III PUBLICZNEJ SZKOŁY PODSTAWOWEJ IM. ARMII KRAJOWEJ OKOLICZNOŚCIOWE WYDANIE GAZETKI SZKOLNEJ KLASY III PUBLICZNEJ SZKOŁY PODSTAWOWEJ IM. ARMII KRAJOWEJ 1 Drogi Czytelniku! Życzymy Ci przyjemnej lektury Szkolnego Newsa. Zachęcamy do refleksji nad pytaniem

Bardziej szczegółowo

SZKOŁY PONADGIMNAZJALNE

SZKOŁY PONADGIMNAZJALNE SZKOŁY PONADGIMNAZJALNE Typy szkół ponadgimnazjalnych Do wyboru są trzy typy szkół ponadgimnazjalnych: 1. liceum ogólnokształcące (LO) 2. technikum (T) 3. zasadnicza szkoła zawodowa (ZSZ) Każdy typ szkoły

Bardziej szczegółowo

ARKUSZ SAMOOCENY PRACY KATECHETY

ARKUSZ SAMOOCENY PRACY KATECHETY UWAGA: Arkusz wypełniają katecheci: którzy są zatrudnieni na czas nieokreślony i którym kończy się misja kanoniczna 31 VIII 2011 r., a ubiegają się o jej przedłużenie na kolejne pięć lat (2011-2016). którzy

Bardziej szczegółowo

Cześć ich pamięci! Rocznica spalenia więźniów Radogoszcza i zakończenia okupacji niemieckiej w Łodzi

Cześć ich pamięci! Rocznica spalenia więźniów Radogoszcza i zakończenia okupacji niemieckiej w Łodzi 23-06-19 1/6 więźniów Radogoszcza i zakończenia okupacji niemieckiej w Łodzi 19.01.2018 19:22 Andrzej Janecki / BPKSiT kategoria: Tożsamość i tradycja Łodzianie wspomnieli tragiczne wydarzenia, które rozegrały

Bardziej szczegółowo

ROK PIĄTY

ROK   PIĄTY ROK PIĄTY 2001-2002 REKOLEKCJE Rekolekcje adwentowe w Szkole Salezjańskiej w Szczecinie prowadził o. Wiesław Łyko, oblat, w dniach 14 16 grudnia 2001 roku. OPŁATEK Spotkanie opłatkowe 18 grudnia 2001 z

Bardziej szczegółowo

KOŚCIÓŁ IDŹ TY ZA MNIE

KOŚCIÓŁ IDŹ TY ZA MNIE SPOTKANIE 6 KOŚCIÓŁ Dla ułatwienia poszczególne zadania oznaczone są symbolami. Legenda pozwoli Ci łatwo zorientować się w znaczeniu tych symboli: IDŹ TY ZA MNIE Pewien mężczyzna miał zwyczaj mówić w każdą

Bardziej szczegółowo

Pozycja w rankingu autorytetów: 1

Pozycja w rankingu autorytetów: 1 Imię: Karol Józef Nazwisko: Wojtyła Imiona rodziców: Ojciec Karol, Matka Emilia. Rodzeństwo: brat Edmund Miejsce urodzenia: Wadowice Kraj: Polska Miejsce zamieszkania: Wadowice, Kraków, Watykan. Miejsce

Bardziej szczegółowo

Rajd, wycieczka, koncert... Lekcja historii w naszej szkole.

Rajd, wycieczka, koncert... Lekcja historii w naszej szkole. ORGANIZATOR PROJEKTU Zespół Szkół nr 2 im. Jana Pawła II w Działdowie ul. Polna 11 13-200, Działdowo Numer 4 11/18 PARTNER ŚWIĘTUJEMY STO LAT NIEPODLEGŁEJ POLSKI! SP nr 4 i Redakcja Uczniowie składają

Bardziej szczegółowo

JAN PAWEŁ II DO POLSKICH UCZONYCH

JAN PAWEŁ II DO POLSKICH UCZONYCH JAN PAWEŁ II DO POLSKICH UCZONYCH (1978 2005) Słowo Założyciela Ks. Marian Piwko CR Wprowadzenie Ks. prof. dr hab. Stanisław Urbański Wybór i opracowanie Adam Wieczorek Szkoła Wyższa im. Bogdana Jańskiego

Bardziej szczegółowo

7. Bóg daje ja wybieram

7. Bóg daje ja wybieram 7. Bóg daje ja wybieram 1. CELE LEKCJI WYMAGANIA OGÓLNE wprowadzenie w problematykę powołania życiowego i chrześcijańskiego powołania do świętości. 2. TREŚCI NAUCZANIA WYMAGANIA SZCZEGÓŁOWE uczeń: po lekcji

Bardziej szczegółowo

WĘDROWANIE Z BOGIEM Podręcznik i ćwiczenia do religii dla klasy 0

WĘDROWANIE Z BOGIEM Podręcznik i ćwiczenia do religii dla klasy 0 WĘDROWANIE Z BOGIEM Podręcznik i ćwiczenia do religii dla klasy 0 Wydawnictwo WAM Kraków 2008 Podręcznik nr AZ-03-03-1-01 do nauczania religii rzymskokatolickiej na terenie całej Polski, z zachowaniem

Bardziej szczegółowo

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

Wizyta w Gazecie Krakowskiej Wizyta w Gazecie Krakowskiej fotoreportaż 15.04.2013 byliśmy w Gazecie Krakowskiej w Nowym Sączu. Dowiedzieliśmy, się jak ciężka i wymagająca jest praca dziennikarza. Opowiedzieli nam o tym pan Paweł Szeliga

Bardziej szczegółowo

XVI WARMIŃSKO-MAZURSKIE DNI RODZINY Rodzina fundamentem życia społecznego. Tematy pomocnicze

XVI WARMIŃSKO-MAZURSKIE DNI RODZINY Rodzina fundamentem życia społecznego. Tematy pomocnicze XVI WARMIŃSKO-MAZURSKIE DNI RODZINY Rodzina fundamentem życia społecznego (hasło wybrane dn. 7 listopada 2013) Tematy pomocnicze I. Rodzina fundamentem życia społecznego 1. Rodzina fundamentem życia społecznego

Bardziej szczegółowo

Projekt edukacyjny uczniów klasy II a Korczak król dzieci

Projekt edukacyjny uczniów klasy II a Korczak król dzieci Janusz Korczak Projekt edukacyjny uczniów klasy II a Korczak król dzieci Projekt realizowany jest przez uczniów II klasy Gimnazjum nr 1 w Błoniu pod kierunkiem nauczyciela, pani Anety Kobosz. Idea przybliżenia

Bardziej szczegółowo

XVI WARMIŃSKO-MAZURSKIE DNI RODZINY

XVI WARMIŃSKO-MAZURSKIE DNI RODZINY XVI WARMIŃSKO-MAZURSKIE DNI RODZINY Rodzina fundamentem życia społecznego (hasło wybrane 7 listopada 2013) Wykaz tematów zgłoszonych 7.11.2013 r. na spotkaniu przygotowawczym do XVI Warmińsko-Mazurskich

Bardziej szczegółowo

Olga Strembska, Duchowość w Polsce 16 (2014), ISSN 2081-4674, s. 244-245.

Olga Strembska, Duchowość w Polsce 16 (2014), ISSN 2081-4674, s. 244-245. Duchowość w Polsce 16 (2014) ISSN 2081-4674 s. 244-245 Olga STREMBSKA JAK ŻYĆ PO CHRZEŚCIJAŃSKU? JAN PAWEŁ II ODPOWIADA NA NAJWAŻNIEJSZE PYTANIA opr. ks. Marek Chmielewski, Wydawnictwo AA, Kraków 2014,

Bardziej szczegółowo

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem Jesper Juul Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem Dzieci od najmłodszych lat należy wciągać w proces zastanawiania się nad różnymi decyzjami i zadawania sobie pytań w rodzaju: Czego chcę? Na co

Bardziej szczegółowo

Przed Wami znajduje się test złożony z 35 pytań. Do zdobycia jest 61 punktów. Na rozwiązanie macie 60 minut. POWODZENIA!!!

Przed Wami znajduje się test złożony z 35 pytań. Do zdobycia jest 61 punktów. Na rozwiązanie macie 60 minut. POWODZENIA!!! Przed Wami znajduje się test złożony z 35 pytań. Do zdobycia jest 61 punktów Na rozwiązanie macie 60 minut. POWODZENIA!!! 1 1. Podaj imię i nazwisko burmistrza Gostynia i starosty Powiatu Gostyńskiego.

Bardziej szczegółowo

10 SEKRETÓW NAJLEPSZYCH OJCÓW 1. OKAZUJ SZACUNEK MATCE SWOICH DZIECI 2. DAJ DZIECIOM SWÓJ CZAS

10 SEKRETÓW NAJLEPSZYCH OJCÓW 1. OKAZUJ SZACUNEK MATCE SWOICH DZIECI 2. DAJ DZIECIOM SWÓJ CZAS 10 SEKRETÓW NAJLEPSZYCH OJCÓW 1. OKAZUJ SZACUNEK MATCE SWOICH DZIECI Jedną z najlepszych rzeczy, jaką ojciec może zrobić dla swoich dzieci, to okazywać szacunek dla ich mamy. Jeśli jesteś żonaty, dbaj

Bardziej szczegółowo

Zapraszamy do Szkoły Modlitwy Jana Pawła II środa, 21 września :33

Zapraszamy do Szkoły Modlitwy Jana Pawła II środa, 21 września :33 Jan Paweł II nadal wskazuje nam kierunek duchowego wzrastania. Musimy z wielką troską starać się o wypłynięcie na głębię. Służy temu m.in. Szkoła Modlitwy Jana Pawła II, która powstała przy Centrum Nie

Bardziej szczegółowo

Dziś świętowano Dzień Nauczyciela

Dziś świętowano Dzień Nauczyciela Dziś świętowano Dzień Nauczyciela Napisano dnia: 2017-10-13 19:29:19 Dzień Edukacji Narodowej, potocznie zwany Dniem Nauczyciela ustanowiony został w 1972 roku data 14 października upamiętnia powstanie

Bardziej szczegółowo

Akt poświęcenia narodu polskiego Sercu Jezusowemu

Akt poświęcenia narodu polskiego Sercu Jezusowemu 3 Akt poświęcenia narodu polskiego Sercu Jezusowemu Panie Jezu, my, naród polski, przed Tobą na kolana upadamy. Wobec Nieba i ziemi wyznajemy: Ty jesteś Bogiem naszym, Zbawicielem naszym, Ty jesteś Królem

Bardziej szczegółowo

Okolicznościowe przemówienie wygłosiła Pani Dyrektor Barbara Bogacz.

Okolicznościowe przemówienie wygłosiła Pani Dyrektor Barbara Bogacz. 22 maja 2010 roku świętowaliśmy Jubileusz pięćdziesięciolecia Szkoły Podstawowej nr 15 im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie. Uroczystości rozpoczęły się Wielką Galą otwarcia w Filharmonii Olsztyńskiej.

Bardziej szczegółowo

Modlitwa zawierzenia rodziny św. Janowi Pawłowi II

Modlitwa zawierzenia rodziny św. Janowi Pawłowi II 3 Modlitwa zawierzenia rodziny św. Janowi Pawłowi II Tobie, Ojcze Święty, zawierzamy naszą rodzinę. Wypraszaj nam łaski, abyśmy byli silni mocą Chrystusa. Módl się, aby nasza rodzina, wierna swemu sakramentalnemu

Bardziej szczegółowo

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK Opracowała Gimnazjum nr 2 im. Ireny Sendlerowej w Otwocku Strona 1 Młodzież XXI wieku problemy stare, czy nowe, a może stare po nowemu? Co jest największym

Bardziej szczegółowo

Święty Jan Paweł II Patronem Zespołu Szkół w Łoniowie 1

Święty Jan Paweł II Patronem Zespołu Szkół w Łoniowie 1 Święty Jan Paweł II Patronem Zespołu Szkół w Łoniowie 1 28 kwietnia 2016 r. to najważniejsza data w historii Publicznego Zespołu Szkól w Łoniowie. Po kilku latach starań nasza szkoła otrzymała upragnione

Bardziej szczegółowo

ZASADNICZE PRZEDSIĘWZIĘCIA NASZEGO ODDZIAŁU ZWIĄZKU SYBIRAKOW WE WROCŁAWIU

ZASADNICZE PRZEDSIĘWZIĘCIA NASZEGO ODDZIAŁU ZWIĄZKU SYBIRAKOW WE WROCŁAWIU 1 ZASADNICZE PRZEDSIĘWZIĘCIA NASZEGO ODDZIAŁU ZWIĄZKU SYBIRAKOW WE WROCŁAWIU DRODZY SYBIRACY! Po miesięcznym urlopie mamy pracowity okres, tym bardziej, że możemy osobiście brać udział - i tak w układzie

Bardziej szczegółowo

Do młodzieży O polskim katolicyzmie O przyszłym pokoleniu kapłanów O kulcie Najświętszego Serca Pana Jezusa...

Do młodzieży O polskim katolicyzmie O przyszłym pokoleniu kapłanów O kulcie Najświętszego Serca Pana Jezusa... Spis treści 238 Myśli zawsze ważne... 5 Życiorys kard. A. Hlonda... 7 Myśli noworoczne...18 Wielkopostne myśli... 20 O zadaniach kobiety... 22 O idei świętowojciechowej...24 O świadomym macierzyństwie...

Bardziej szczegółowo

Program nauczania biblijnego uczniów klas gimnazjalnych. Program powstaje pod kierunkiem Elżbiety Bednarz

Program nauczania biblijnego uczniów klas gimnazjalnych. Program powstaje pod kierunkiem Elżbiety Bednarz Program nauczania biblijnego uczniów klas gimnazjalnych Program powstaje pod kierunkiem Elżbiety Bednarz Klasa I Ja i Bóg na co dzień Redaktor: Michał Stępień Nauka o Jezusie Chrystusie Jezus Syn Boży

Bardziej szczegółowo

POWIEW HISTORII W PRZEDSZKOLU PUBLICZNYM NR 26 W TARNOWIE

POWIEW HISTORII W PRZEDSZKOLU PUBLICZNYM NR 26 W TARNOWIE POWIEW HISTORII W PRZEDSZKOLU PUBLICZNYM NR 26 W TARNOWIE Jednym z wielu zadań przed jakimi staje placówka przedszkolna, jest budzenie w młodym pokoleniu miłości do MAŁEJ i WIELKIEJ OJCZYZNY. Tak więc

Bardziej szczegółowo

Podziękowania naszych podopiecznych:

Podziękowania naszych podopiecznych: Podziękowania naszych podopiecznych: W imieniu swoim jak i moich rodziców składam ogromne podziękowanie Stowarzyszeniu za pomoc finansową. Dzięki działaniu właśnie tego Stowarzyszenia osoby niepełnosprawne

Bardziej szczegółowo

ŚWIĘTY JÓZEFIE, OPIEKUNIE RODZIN. 30-dniowe nabożeństwo do świętego Józefa. tel. 618 529 293; www.karmelici.info e-mail poznan@karmelicibosi.

ŚWIĘTY JÓZEFIE, OPIEKUNIE RODZIN. 30-dniowe nabożeństwo do świętego Józefa. tel. 618 529 293; www.karmelici.info e-mail poznan@karmelicibosi. ŚWIĘTY JÓZEFIE, OPIEKUNIE RODZIN 30-dniowe nabożeństwo do świętego Józefa tel. 18 529 293; www.karmelici.info e-mail poznan@karmelicibosi.pl okładka.indd 1 2015-03-03 08:10:05 Alicja Maksymiuk ŚWIĘTY JÓZEFIE,

Bardziej szczegółowo

Ewangelizacja O co w tym chodzi?

Ewangelizacja O co w tym chodzi? Ewangelizacja O co w tym chodzi? Droga małego ewangelizatora ;) Warsztaty ewangelizacyjne: 11 maja 2013 r. Ks. Tomek Moch, Diecezjalna Diakonia Ewangelizacji Ruchu Światło-Życie Archidiecezja Warszawska

Bardziej szczegółowo

Skoczów miasto urodzenia Jana Sarkandra

Skoczów miasto urodzenia Jana Sarkandra Skoczów miasto urodzenia Jana Sarkandra Opis miasta: Jacek i Maria Łempiccy, Święci w Polsce i ich kult w świetle historii, Kraków 2008, s. 197-198 (wydanie papierowe) lub: Jan Sarkander, Skoczów - http://sancti_in_polonia.wietrzykowski.net/2j.html

Bardziej szczegółowo

Tydzień wychowania jest okazją do tego, by każdy postawił sobie pytania: Kogo chcę wychować? I jak zamierzam to czynić?. Odpowiadając na nie trzeba mieć zawsze przed oczyma pełny rozwój wychowanków. Z

Bardziej szczegółowo

ROK SZKOLNY 2016/2017

ROK SZKOLNY 2016/2017 ROK SZKOLNY 2016/2017 Podstawowe kryteria przedmiotowego systemu oceniania z religii dla klas I Ocena celująca: uczeń: spełnia wymagania na ocenę bardzo dobrą; czynnie uczestniczy w życiu swojej parafii;

Bardziej szczegółowo

Podsumowanie ankiet rekolekcyjnych. (w sumie ankietę wypełniło 110 oso b)

Podsumowanie ankiet rekolekcyjnych. (w sumie ankietę wypełniło 110 oso b) Podsumowanie ankiet rekolekcyjnych. (w sumie ankietę wypełniło 0 oso b) Czy sposób przeprowadzenia rekolekcji (cztery niedziele, zamiast czterech kolejnych dni) był lepszy od dotychczasowego? (=tak; =nie)

Bardziej szczegółowo

22 października ŚW. JANA PAWŁA II, PAPIEŻA. Wspomnienie obowiązkowe. [ Formularz mszalny ] [ Propozycje czytań mszalnych ] Godzina czytań.

22 października ŚW. JANA PAWŁA II, PAPIEŻA. Wspomnienie obowiązkowe. [ Formularz mszalny ] [ Propozycje czytań mszalnych ] Godzina czytań. 22 października ŚW. JANA PAWŁA II, PAPIEŻA Wspomnienie obowiązkowe [ Formularz mszalny ] [ Propozycje czytań mszalnych ] Godzina czytań II Czytanie 1 / 5 Z Homilii św. Jana Pawła II, papieża, wygłoszonej

Bardziej szczegółowo

Tematyka godzin wychowawczych dla klasy IV

Tematyka godzin wychowawczych dla klasy IV Tematyka godzin wychowawczych dla klasy IV Tematyka godzin wychowawczych może ulec zmianie w oparciu o bieżące potrzeby, problemy klasy. 1. Wybór samorządu klasowego. 2. Kontrakt klasowy. Prawa i obowiązki

Bardziej szczegółowo

POWTÓRZENIE IV LEKCJE

POWTÓRZENIE IV LEKCJE POWTÓRZENIE IV LEKCJE 141 150 WPROWADZENIE Teraz dokonamy kolejnego powtórzenia, tym razem ze świadomością, że przygotowujemy się do drugiej części nauki o tym, jak można zastosować prawdę. Dziś zaczniemy

Bardziej szczegółowo

Pielgrzymka uczestników Dziennego Domu Pomocy Społecznej do Krakowa, Łagiewnik i Kalwarii Zebrzydowskiej

Pielgrzymka uczestników Dziennego Domu Pomocy Społecznej do Krakowa, Łagiewnik i Kalwarii Zebrzydowskiej Pielgrzymka uczestników Dziennego Domu Pomocy Społecznej do Krakowa, Łagiewnik i Kalwarii Zebrzydowskiej W dniu 13 marca 2015 roku uczestnicy Dziennego Domu Pomocy Społecznej w Krasnymstawie wyjechali

Bardziej szczegółowo

WYWIAD Z ŚW. STANISŁAWEM KOSTKĄ

WYWIAD Z ŚW. STANISŁAWEM KOSTKĄ WYWIAD Z ŚW. STANISŁAWEM KOSTKĄ Witaj Św. Stanisławie, czy mogę z Tobą przeprowadzić wywiad? - Witam. Tak bardzo chętnie udzielę wywiadu. Gdzie i kiedy się urodziłeś? - Urodziłem się w Październiku 1550r.

Bardziej szczegółowo

Nie ma innego Tylko Jezus Mariusz Śmiałek

Nie ma innego Tylko Jezus Mariusz Śmiałek Nie ma innego Tylko Jezus Mariusz Śmiałek http://onlyjesus.co.uk Nie ma innego Pan moim światłem Emmanuel (Wysławiamy Cię) Tańcz dla Pana Pan zmartwychwstał Niewidomi widzą Jak łania W Twoim ogniu (Duchu

Bardziej szczegółowo

Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro.

Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro. A.D. 2014 JUBILEUSZ 25-LECIA PARAFII NMP KRÓLOWEJ POLSKI W NASUTOWIE W ROKU KANONIZACJI BŁ. JANA PAWŁA II Rok 2014 dla Wspólnoty Parafialnej w Nasutowie jest okazją do dziękczynienia i radosnego śpiewania

Bardziej szczegółowo

JAK POMÓC DZIECKU WYBRAĆ SZKOŁĘ I ZAWÓD?

JAK POMÓC DZIECKU WYBRAĆ SZKOŁĘ I ZAWÓD? JAK POMÓC DZIECKU WYBRAĆ SZKOŁĘ I ZAWÓD? Szanowni Państwo! Za parę miesięcy Państwa dzieci będą składać dokumenty do szkół ponadgimnazjalnych. Najbliższy czas warto więc wykorzystać na zbieranie informacji,

Bardziej szczegółowo

11. Licheń. Bazylika górna. Modlitwa o powstanie Katolickiego Królestwa Narodu Polskiego

11. Licheń. Bazylika górna. Modlitwa o powstanie Katolickiego Królestwa Narodu Polskiego 11. Licheń. Bazylika górna. Modlitwa o powstanie Katolickiego Królestwa Narodu Polskiego MARIA REGINA POLONIAE NR 6 / 18 / 2015 Na naszą modlitwę w Bazylice górnej musieliśmy poczekać z powodu koncertu,

Bardziej szczegółowo

Pani Janina Rogalska urodziła się 16 listopada 1915 roku w Alwerni. Przez prawie całe swoje dorosłe życie mieszkała w rodzinnej miejscowości w Rynku

Pani Janina Rogalska urodziła się 16 listopada 1915 roku w Alwerni. Przez prawie całe swoje dorosłe życie mieszkała w rodzinnej miejscowości w Rynku Pani Janina Rogalska urodziła się 16 listopada 1915 roku w Alwerni. Przez prawie całe swoje dorosłe życie mieszkała w rodzinnej miejscowości w Rynku przy ulicy Korycińskiego. Była tutejszym nauczycielem,

Bardziej szczegółowo

Kościół Boży w Chrystusie PODSTAWA PROGRAMOWA DLA SZKÓŁ PONADPODSTAWOWYCH

Kościół Boży w Chrystusie PODSTAWA PROGRAMOWA DLA SZKÓŁ PONADPODSTAWOWYCH Kościół Boży w Chrystusie PODSTAWA PROGRAMOWA DLA SZKÓŁ PONADPODSTAWOWYCH CHARAKTERYSTYKA: Program przeznaczony jest dla uczniów szkół ponadpodstawowych: liceum, technikum oraz szkół zawodowych. Katechezy

Bardziej szczegółowo

Modlitwa o wstawiennictwo na drodze całego życia

Modlitwa o wstawiennictwo na drodze całego życia 3 Modlitwa o wstawiennictwo na drodze całego życia Święty Andrzeju Bobolo, który tak umiłowałeś Jezusa jako swojego Pana, że oddałeś Mu siebie na służbę aż do męczeńskiej śmierci. Proszę Cię, wspieraj

Bardziej szczegółowo

PLAN PRACY WYCHOWAWCY KLASY III W ROKU SZKOLNYM 2014 / 2015

PLAN PRACY WYCHOWAWCY KLASY III W ROKU SZKOLNYM 2014 / 2015 I. PODSTAWA PRAWNA Statut Szkoły, PLAN PRACY WYCHOWAWCY KLASY III W ROKU SZKOLNYM 2014 / 2015 Program Wychowawczy, Program Profilaktyki Szkoły. II. ZADANIA WYCHOWAWCZE NA ROK SZKOLNY 2014 / 2015 1. Kształcenie

Bardziej szczegółowo

Narodowe Czytanie Stefan Żeromski Przedwiośnie

Narodowe Czytanie Stefan Żeromski Przedwiośnie Narodowe Czytanie 2018 Stefan Żeromski Przedwiośnie Stefan Żeromski Żeromski urodził się 14 X 1864 roku w Strawczynie pod Kielcami, w patriotycznej szlacheckiej rodzinie. Trudna sytuacja materialna, częste

Bardziej szczegółowo