Słupski pomnik księcia Bogusława X Wielkiego (fot. Jan Maziejuk) Zbigniew Talewski i Edmund Zmuda Trzebiatowski

Wielkość: px
Rozpocząć pokaz od strony:

Download "Słupski pomnik księcia Bogusława X Wielkiego (fot. Jan Maziejuk) Zbigniew Talewski i Edmund Zmuda Trzebiatowski"

Transkrypt

1 Nr 2-4/2010 (43-45) Wiosna - lato - jesień 2010 ISSN X Wydano przy wsparciu finansowym Aleksandra Trzebiatowskiego i Firmy Delta Sp. z o.o. w Gdyni Słupski pomnik księcia Bogusława X Wielkiego (fot. Jan Maziejuk) Zbigniew Talewski i Edmund Zmuda Trzebiatowski

2 SPIS TREŚCI Słupski pomnik księcia Bogusława X Wielkiego 1 Listy wierszowane do żony 2 Jako dziadek... 2 Od Redaktora 3 XVIII Zjazd Sprawozdawczo Wyborczy Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego 4 Udane tournée 5 Zapomniany epizod z szwedzkiego potopu 6 Śp. Stefan Fikus 8 Uroczystości upamiętniające 70 lecie Zbrodni Katyńskiej w Bytowie 9 Dobrö desza do Lëpusza, a Oświadczenia w sprawie zbliżającej się 105. rocznicy śmierci księdza Augustyna Worzałły ( ) 13 Jastrowie: pierwszy dzień wolności fikcja czy prawda? 14 Wystąpienie otwierające uroczystość 17 Tajemnica śmierci Majora Rysia 18 Z pożółkłych akt 22 Duchowość i symbolika kalwarii wielewskiej 24 Foto Zbliżenia 26 Borowy Młyn 27 W I E R S Z E 27 Przewodnik do użytku wiernych zwiedzających Kalwarię we Wielu 28 Jan Karnowski*( ) 32 Jan Karnowski - krótki życiorys 34 Inauguracja wystawy Jan Karnowski Sumienie Ruchu Kaszubskiego 35 Kaliska gmina na północnym skraju Borów Tucholskich 36 Kluczewo rok 38 Franciszek Grucza - krótki życiorys 41 Literatura kaszubskiej duszy 42 Zemsta czy grabież? 45 Na rydwanach Apollina 45 Żydzi w Miastku 46 Czesław Niemen w Słupsku 48 Twarze enigmatycznego Czesława 48 Borowy Młyn - moja tęsknota... moja nostalgia Poeci marzą niewinnie 50 Konstanty hr. Przebendowski - napoleoński pułkownik z kaszubskim rodowodem 52 Ksiądz Franciszek Grucza - pro fide et Cassubia 55 Jan Rompski - czterdzieści plus czterdzieści 56 Tak świętowali słupszczanie 60 Na rydwanach Apollina 61 Witaj w domu! 62 Podpisanie aktu erekcyjnego 63 Zakłamane zaklęcia 64 Zaboracy i Gochowie - uczestnicy XII Zjazdu Kaszubów w Pucku 68 Pomorski Świętowid czyli look_4_faces 70 Co z Roku Lecha Bądkowskiego na dziś? Cz. I 72 Hamerscy (fragment) 74 Ks. Jan Fethke 76 Krępa Słupska - IX Przystań Papieska na rz. Słupi 78 Pożegnanie śp. Macieja Narlocha 83 Konarzyny - pamięci patrioty księdza Alfonsa Schulza 84 Wystąpienie podczas uroczystości poświęcenia Obelisku 85 KOŃJO 86 WIERSZE 87 Historia rodu Meller z Leśna 88 Czy ten las jest przeklęty...?! 91 Na rydwanach Apollina 91 Moja kaszubska droga 92 Partyzancka Przysięga - Męcikał 2010 r. 95 Łąg miejscowość pogranicza Borów, Kaszub i Kociewia 96 Konspiracyjne organizacje niepodległościowe działające w Bytowie w latach Ks. Alfons Wacław Schulz 103 Święci z dynastii Arpadów (cz. IV) 104 W Kotomierzu i w Byszewie 106 Zapiski w mojej pamięci 107 XI Zjazd Rodzin Trzebiatowskich 108 Wierzchowo potyczki przygraniczne 110 XVIII Przegląd Twórczości Kaszubskiej Uczniów Szkół Gminy Lipnica Brzeźno Szlacheckie 2010 w obiektywie Zbigniewa Talewskiego 111 Przeszłość obecnych obszarów diecezji pelplińskiej w latach Związek Szlachty Polskiej oddział w Chojnicach w 2010 r. 115 IV Spotkania na Gochach i Zaborach 116 Polemiki wokół tablicy pamięci odsłoniętej na terenie zamku bytowskiego 118 Bytowscy męczennicy ofiar tragicznego lotu do Smoleńska 124 Kondolencje wierszem 125 Śp. prof. Gerard Labuda (28.XII X.2010) 126 LISTY OD/DO REDAKCJI 127 Świąteczne reminiscencje 128 OGŁOSZENIA - ZAPROSZENIA 129 Jerzy Dąbrowa-Januszewski ( r.) 130 Szlachecki rodowód z Kaszub 131 Bory jako skarbiec kultury duchowej 132 Minister na Gochach 135 Przemysław Pragert w Chojnicach 136 Dzięki Bogu!!! 137 ZDARZYŁO SIĘ 138

3 Wiosna - lato - jesień 2010 Nr 2-4/2010 (43-45) ISSN X Wydano przy wsparciu finansowym Aleksandra Trzebiatowskiego i Firmy Delta Sp. z o.o. w Gdyni Słupski pomnik księcia Bogusława X Wielkiego (fot. Jan Maziejuk) Zbigniew Talewski i Edmund Zmuda Trzebiatowski

4 Kaszubskie panny z Gochów WIERSZE Listy wierszowane do żony Zygmunt Jan Prusiński Ustka Zażyłe Przyjaciółki: Andżelika Bętkowska (z lewej) oraz Paulina Żmuda Trzebiatowska - tegoroczne absolwentki Gimnazjum w Borowym Młynie. Jako dziadek......tej Młodej Damy - jestem dumny, że Ona, moja Wnusia, warszawianka Ola - mając 1 3 lat ma już zacięcie społecznikowskie. Świadczy chociażby o tym wygrany przez C zy poeta może wreszcie ogłosić światu swoje szczęście? Tak ciągle szedłem samotny z kamieniami - nie dźwigając ich, ale one ciągle mi towarzyszyły w drodze. Objawienie, to Ona, moja niewiasta, delikatna - delikatniejsza od róży... Drodzy Przyjaciele, chcę się pochwalić moją żoną Kasią Prusiński!!! Jest Ona dla mnie poetyckim narkotykiem! To dobrze, bo powstają kolejne wiersze - Słowem - jestem szczęśliwy, bo sam Pan Bóg sprowadził Ją do mojego serca. Napiszę o niej książkę. Na razie jej warsztatowy tytuł to LISTY WIERSZOWANE DLA ŻONY... Przekazuję Wam, niektóre Są one inne od dotychczasowych, najczęściej politycznych, mam ich kilkaset opublikowanych, w prasie tradycyjnej i w gazetach internetowych. Teraz, żeby troszeczkę odpocząć od polityki piszę wiersze lżejsze o mojej miłości Jeśli ktoś z Was chciałby być na naszym ślubie i weselu to już teraz zapraszam. Termin: Wrzesień 2011, Hotel nad zalewem Meksykana w Chlewiskach koło Szydłowca. Pozdrawiam Wszystkich /jp/ KATARZYNIE PRUSIŃSKI OGARNĘ TEN MOKRY PONIEDZIAŁEK Motto: Poniedziałkowe wiersze dla ciebie Zostań w tej myśli jak złocisty motyl wybiera kwiat i siada - może też pisze wiersz. Rozlewa się rzeka - jakby ziewała, pamiętam Narew, łąki i gęsi stada. Byłem wówczas podlotkiem z gęstą czupryną, chodziłem z gitarą nie wiem po co, nikomu serenad nie śpiewałem. Ty Katarzyno byłaś na rysunku, malowana przez anonimowych aniołów. - Czułem ciebie w trawie i w korze sosnowej. Nawet kiedy spojrzałem na chodniku w kałuży, zawsze obok ty - jako dobry duch z nieba ogrodów! - Bądź opiekunką moich dni; poeta jest samotny, pisze tylko wiersze, wciąż dla ech powracających Ustka STOIMY PRZED KURTYNĄ ŻYCIA Pagórki zalesione. Strumienia jakby niezadowolone, że tak mało mają miejsca. Nie jestem niczego pewny, i dla mnie jest mało miejsca żeby otworzyć szeroko okno i ujrzeć cię idącą ulicą. Obezwładniam się literaturą, oglądam twoje zdjęcia pod kątem ukrytego cienia. Piszę listy i wiersze piszę, dorożka jedzie jednostajnie tylko stukot końskich kopyt uderzają o brew asfaltu. Bo ulica patrzy na ludzi - wypina się jarzębina... Melodie w twoim ciele mają poklask luster. Przyglądam się sukience, która okrywa piersi tak dalekie ode mnie, jak morze Bałtyk od ciebie. Zasypiam twoimi kolorami, tyle tylko mogę się pochwalić Ustka POBIEGŁEM DO ŚWIATŁA ZA TOBĄ Rysunki są żywe choć nigdy nie mówią. Schodzę przełęczą do potoku pozdrowić pstrągi srebrzyste. Ta moja ziemia pachnąca sosnami, czasem niepokój podpowiada mi w wierszach. Nastroje jak węże tańczące ubywa kilka metafor. Skupiam się za odlatującą jaskółką. Nietoperze budzą się na nocną zmianę, nocne motyle niepewne każdej chwili lotu. nią udział w wyborach do samorządu szkolnego. Olka swój afisz wyborczy zaaranżowała wspólnie ze swoją mamą Anną Piotrowską. /tz/ 2 Ludowy grajek w oknie stoi, nie wie jak zacząć koncert. Rozbiera się udręka i idzie spać, a ja ostrzę myśli o tobie - nastrajam wciąż znaną nadzieję na wiadomy sposób grania. U mnie strony książki treścią o tobie pisane - niełatwy to makijaż w erotycznych względach. Synkopy na bębnach gra sam Wiesław Lipiński, najlepszym był perkusistą na Pomorzu.

5 Śpiewam przebój Williego Nelsona dla róż. I tobie śpiewam Katarzyno There'll Be No Teardrops Tonight. Wbij mi sztylet miłości wedle postu - ktoś ze świętych niech na fagocie zagra Ustka WOBEC NASZEJ MODLITWY ŻYCIA Wczoraj czytałem list od ciebie. Jakby wszystkie okna same się pootwierały; nagle tylu gości z Kolczastego Lasu przybyło być świadkiem poetyckich zaręczyn. Najpierw był Romans Polski, wstydliwe czarodziejstwo w jarzębinach. Zapisywałem cię w ornamencie sławy - słowo miało moc i barwę i dźwięk. Kiedyś napisałem wiersz, W czarnej sukni Polski - dla poetki Barbary Sadowskiej, nie wiem czy dotarły te słowa do nieba. Zaiskrzona uczuciem parzysz. Jesteś Kasiu i w dębach i w skałach, rozgrzewasz piasek kiedy jest zimny, podlewasz trawy które schną. Romans był pierwszym krokiem na ścieżce, tam cię zobaczyłem z kolorowym bukietem. Nikt nam nie przeszkadzał by ten Romans odrodził się z dębów królewskich korzeni. - Dzisiaj ten dąb nazywa się Miłość Polski, i jesteśmy i będziemy jego rodzicami Ustka LESZCZYNY I AKACJE Motto: Koronki szronu z dębu i sosny - Katarzyna Prusiński Często goszczę tam - to ołtarz przyrody. Dlatego uciekam z miasta. Wciąż nabywam nauki, a poniedziałek zawołał do pierwszej Damy Poezji... Ten mój dostatek w jej oczach, gubię z radości iskry... Rozkochany wiersz z obu stron - wiersz to nasze dziecko. W Wiedniu czytałem o wagach. - Czy to prawda? Zgadzam się Kasiu z tą naukową opinią: Gdyby na ziemi same wagi żyły, wojen by nie było! Roztapiam myśli w twoich dłoniach. Żaby z radości rechocą wieczorową porą - chcą przypomnieć i o swoim istnieniu. Całuję cię pod orzechowymi drzewami, pachniesz i miodem i żywicą - ramiona puszczam jakbym uwalniał skrzydła. Uśmiechasz się szczęśliwa jak staw... Odwiedzimy leszczyny i akacje - pośród nocnej ciszy, pośród ciszy zapłodnię cię wierszami...! Ustka Od Redaktora A cze znosz te, broce młody, te pomorscie twoje rody? Tech Kaszubów, Kociewiaków, I tech Gochów, Borowiaków (Izydor Gulgowski) Dobro zwycięża, ale w tej walce należy mu pomóc czy tylko pokorą, którą ponoć można burzyć mury?! * Rok 2010 Rokiem Jana Karnowskiego Rok w został ogłoszony przez Zrzeszenie Kaszubsko Pomorskie, Rokiem Jana Karnowskiego wybitnego poety kaszubskiego, publicysty, ideologa nurtu inteligencji kaszubskiej, zwanym Ruchem Młodokaszubskim. Poeta w okresie tworzenia struktur administracyjnych po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, był także oddanym urzędnikiem państwowym w pomorskim urzędzie w Toruniu oraz sędzią Sądu Grodzkiego w Czersku i Sądu Okręgowego w Chojnicach. W 2008 i 2009 tj. w latach poprzednich (od trzech lat wybierany jest na dany rok Bohater) kierowaliśmy swoją pamięć ku działalności i dorobkowi literacko społecznemu wielce znaczących dla historii i kultury Kaszub i Pomorza literatów: Aleksandra Majkowskiego ( ) i Lecha Bądkowskiego ( ). Przyczynkiem do ustanowienia tegorocznych obchodów, było odsłonięcie 2 października 2009 roku w 70 rocznicę śmierci poety, obelisku jego pamięci, w Czarnowie k/brus w miejscu jego urodzenia. Uroczystość ta była zorganizowana w ramach III Spotkań na Gochach i Zaborach organizowanych przez Fundacje. Z kolei 1 7 grudnia 2009 roku, oddział ZK-P w Brusach kierowany przez jego prezesa Stanisława Kobusa i uczniowie Kaszubskiego Liceum Ogólnokształcącego w Brusach, prowadzonego przez dyr. Zbigniewa Łomińskiego zorganizowali uroczystość połączoną z promocją książki Jana Karnowskiego Pt. Sowizdrzał u Krebanów Podczas tego spotkania z prezentacją fragmentu tego utworu literackiego, wystąpił j zespół Zaboracy z Czyczków. Wyboru materiałów do tej wznowionej publikacji dokonała i zredagowała Felicja Baska Borzyszkowska z Lubiany. Główna uroczystość inauguracyjna Roku Jana Karnowskiego nastąpiła 27 stycznia br w Kaszubskim Liceum Ogólnokształcącym w Brusach, podczas której, referat Jan Karnowski- dzisiaj wygłosił Przewodniczący Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego senator Kazimierz Kleina. K. Kleina przy tej okazji wręczył na ręce dyr. Z. Łomińskiego przyznany KLO w Brusach, okolicznościowy medal Senatu RP. W spotkaniu tym uczestniczył także poseł Piotr Stanke. Uroczystej inauguracji Roku dokonali odsłaniając podobiznę poety: Witold Ossowski Burmistrz Brus, Artur Jabłoński prezes Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego i Stanisław Kobus prezes miejscowego Oddziału ZK-P. 1 6 maja roku przypadła 1 24 rocznica urodzin Jana Karnowskiego z tej to okazji władze samorządowe Czerska i miejscowy oddział ZK-P w Czersku podjęły inicjatywę Fundacji umieszczenia na gmachu byłego Sądu Grodzkiego, gdzie w latach J. Karnowski pełnił funkcję prezesa, ufundowania okolicznościowej tablicy poświęconej jego pamięci. Uroczystość (odbyła się ona 1 4 maja) odsłonięcia tej tablicy, zgromadziła liczne grono samorządowców i aktywu miasta, nauczycieli, młodzież szkolną, kierownictwo ZK w Czersku, który znajduje się w tym obiekcie po sądowym. Przybyli także liczni goście- poseł Piotr Stanke, samorządowcy i Zrzeszeńcy z Brus, Karsina i Wiela. Byli również przedstawiciele Stowarzyszenia Nasz Łąg nasza wieś, którzy wspólnie z miejscowym proboszczem ks. Janem Kiczką i Ośrodkiem Kultury maja w Łęgu zorganizowali uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej poświęconego budowniczemu miejscowego kościoła ks. Augustyna Worzały ( ). Uroczystość ta pośrednio wiązała się z Janem Karnowskim, bowiem autor za bohatera utworu literackiego Pt. Worzałowe żecë wybrał postać tego księdza, znanego z wielkiego poczucia humoru, nazywanego kaszubskim fececjonistą. Czerska tablica głosi, że w tym mieście, żył i działał: Jan Karnowski kaszubski pisarz i publicysta, sędzia sądu czerskiego, działacz społeczny, historyk Regionu. Postać tą szeroko z tej rocznicowej okazji - spopularyzowali w swych środowiskach, uczniowie miejscowych szkól miasta i gminy, biorąc udział w konkursie na opracowanie multimedialne poety. Konkurs ten ogłosił czerski Oddział ZK-P a jego laureatów zaprezentowano na uroczystym spotkaniu, jakie odbyło się w miejscowym Ośrodku Kultury, po oficjalnej części związanej z odsłonięciem ww. tablicy. Również z tej okazji wystąpiła wspaniała śpiewaczka operowa, sopranistka z pochodzenia czerszczanka- Aleksandra Kucharska Szefler. Wraz z nią wystąpili Wojciech Winnicki tenor oraz jako akompaniatorka Witosława Frankowska. ciąg dalszy na str 4 3

6 XVIII Zjazd Sprawozdawczo Wyborczy Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego Zjazd odbywał się w dniach 3i 4 grudnia r. w salach audytoryjnych Uniwersytetu Gdańskiego na Wydziale Nauk Społecznych. Rozpoczęcie obrad poprzedziła 4 grudnia msza św. pod przewodnictwem Arcybiskupa Metropolity Gdańskiego Sławoja Leszka Głódzia. Zjazd dokonał wyboru prezesa ZKP, którym został Łukasz Grzędzicki, wybrał Radę Naczelną oraz Komisje Rewizyjna i Sąd Koleżeński a także przyjął po dokonanych poprawkach statut. W głosowaniu wyborczym władz brało udział 271 delegatów. Z Oddziału ZKP Wiele Karsin głosowało 7 na 8 wybranych z tego Oddziału delegatów, byli to: Studziński Zbigniew; Talewski Zbigniew; Grabowski Krzysztof; Borzyszkowski Edward; Tadeusz Filipiak Maria Myszke; Joanna Borzyszkowska. ósmym delegatem był Nowacki Tadeusz ale nie uczestniczył w Zjeździe. Zbigniew Talewski został wybrany do 52 osobowej Rady Naczelnej Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego. /tz/ Delegaci z O/ZKP Wiele Karsin od lewej: Maria Myszke, Joanna Borzyszkowska, Zbigniew Studziński, Krzysztof Grabowski i Tadeusz Filipiak. Zdzisław Zmuda Trzebiatowski Gdynia i Zbigniew Talewski. Od Redaktora cd. Cześć oficjalną i artystyczną czerskich uroczystości prowadził Hieronim Kucharski nauczyciel historii w miejscowym LO, organizator wielu przedsięwzięć oświatowo kulturalnych na terenie Czerska. Na tych wyżej wymienionych działaniach nie zakończył się roku, cykl imprez związanych z Janem Karnowskim, było ich wiele innych związanych z postacią Karnowskiego, jak np. ta, która odbyła się w Łęgu i poświecona była pamięci ks. Augustyna Worzałły. O tych pozostałych informują media, do których odsyłam a także póki, co do zamieszczonego obok biogramu, pióra Sławomira Cholchy, który oddaje, co prawda w sposób encyklopedyczny dorobek i działalność Jana Karnowskiego, niemniej przybliża jego wielkość i poniesione zasługi na rzecz kultury i tradycji Kaszub i Pomorza. Dla naszej Fundacji była ważna także uroczystość zorganizowana 1 9 czerwca r. na przykościelnym cmentarzu w Borzyszkowach, podczas której nastąpiło poświęcenie nowego epitafium na wymienionej płycie na grobie sp. Józefa Gierszewskiego mjr Rysia Komendanta Wojskowego TOW Gryf Pomorski, a także nadania szkole w Borowym Młynie imienia ks. Bernarda Gończy przywódcy patriotycznych wystąpień na Gochach r. na rzecz ustanowienia korzystnego odcinka granicy państwowej odrodzonej II RP. Jednak najważniejszym przedsięwzięciem naszej Fundacji była budowa w Słupsku pomnika Bogusława X Wielkiego księcia Pomorza Kaszubów i Wendów. To jest. pomnika m.in. pierwszego dobrodzieja Gochów, który swymi decyzjami nadającymi dobra ziemskie na Gochach we wsi Trzebiatkowy sześciu swym rycerzom tj. Zmudzie, Jutrzence, Reszce, Malotce, Reccy, Chamierowi stworzył fundamenty pod chwalebną teraźniejszość naszej małej regionalnej Ojcowizny Gochów. Do znaczniejszych przedsięwzięć zrealizowane przez naszą Fundację i redakcję NG wspólnie z Stowarzyszeniem Centrum Międzynarodowych Spotkań były kolejne IV Spotkania na Gochach i Zaborach, które poświęcone były Kalwarii Wielewskiej. * Rok był rokiem, jak wyżej podkreśliłem - wielu znaczących imprez i uroczystości, a także był także rokiem pożegnań tych, co tak licznie odeszli do Domu Pana. Pożegnaliśmy wielu naszych Przyjaciół wielkich sercem i działalnością na rzecz Kaszebizny i Pomorza. Wśród nich byli prof. Gerard Labuda, Stefan Fikus ps. Stach z Lęborka ; red. Jerzy Januszewski- Dąbrowa z Słupska, Maciej Narloch- z Łęga, a także Witold Jankowski Burczyk z Czerska. Wspomnienia o nich publikujemy w niniejszym wydaniu NG. Ze smutkiem po Ich śmierci i innych naszych Drechów, współmieszkańcach z Gochów i Zaborów - módlmy się za spokój ich dusz, prosząc Dobrego Pana Boga, Stwórcę aby pamiętał o ich przykładnym i pełnym oddania życiu i zasługach... prośmy: Panie Daj im wieczne spoczywanie w Twoim Domu... Módlmy się o to by spoczywali w pokoju...!!! Na długo niech pozostaną w naszej pamięci, którą utrwalać będą dokonania ich życia...!!! * Także w roku bezskutecznie walczyliśmy o nasze prawa do otrzymywania wsparcia i pomocy dla działalności zarówno Fundacji jak i naszego magazynu oczywiście jak zwykle bez skutku... Nie będę o tym się rozpisywać, na samą myśl o tym po prostu bierze mnie moralne obrzydzenie. * W tym roku doświadczyłem paru drobnych przyjemności, które mile mnie podkręciły do dalszych działań...małe ale jakże cieszą... małe ale jakże bezcenne i szczere... bo nie z spłynęły one z wyżyn władzy, ale od swych współtowarzyszy społecznych działań. Tytułem Przyjaciel Szkoły wyróżniła mnie społeczność borowiackiej Alma Mater. Z kolei z poręczenia Drecha ppłk Andrzeja Szutowicza członka naszej Kapituły, członka Stowarzyszenia Saperów Polskich otrzymałem okolicznościowy medal Wojsk Inżynieryjnych z podziękowaniem za współpracę. 28 kwietnia roku Kierownik Urzędu Do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych przyznał mi wyróżnienie w postaci Odznaki Weterana Walk O Niepodległość. Warto odnotować, że 1 9 czerwca r. w uroczystościach poświęcenia epitafium na płycie nagrobnej grobu śp. Józefa Gierszewskiego ps. Mjr Rysia w Borzyszkowach brał udział wraz z małżonką pan minister Jan Stanisław Ciechanowski p.o. Kierownik Urzędu Do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Aby takich wizyt i uhonorowań działań patriotycznych było jak najwięcej, za tą serdecznie dziękuję!!! Zbigniew Talewski 4

7 WYDARZENIA Udane tournée Tomasz Fopke Zespół Wokalno- Instrumentalny Stolem z Chwaszczyna właśnie ( ) wrócił z Rosji, gdzie zatriumfował pośród kilkudziesięciu reprezentacji narodów Federacji Rosyjskiej. Wrażenia Leszka Makurata, kierownika zespołu spisał Tomasz Fopke. Przez Cezarego Karpińskiego, dyrektora Instytutu Polskiego w Sankt Petersburgu otrzymaliśmy zaproszenie do wzięcia udziału w festiwalu pieśni ojczystej Zawalinka w Wylgorcie, w Republice Komi. W sobotę, 27 czerwca o szóstej rano wyjechaliśmy busem do St. Petersburga. Z uwagi na ograniczenia organizacyjne i formułę imprezy pojechała tylko część zespołu. Wokalistki: Krystyna Hewelt, Barbara Myszk- Herrmann oraz Grażyna Miłosz; instrumentaliści: Agnieszka Miłosz (skrzypce), Stefan Lorbiecki (akordeon) i Leszek Makurat (kontrabas). Mieliśmy też burczybas i diabelskie skrzypce. Szybkie przekroczenie granicy łotewsko - rosyjskiej umożliwiło nam pismo petersburskiego konsula, Jerzego Drozda. Na miejscu byliśmy o godzinie trzeciej nad ranem (dwie godziny straciliśmy przy zmianie strefy czasowej). Zaskoczyła nas tzw. biała noc. Stamtąd wyjechaliśmy o dziewiątej rano pociągiem i po przejechaniu ok kilometrów (39 godzin jazdy) byliśmy w Syktyvkarze- stolicy Republiki Komi. We wtorek wieczorem. Osiem kilometrów dalej, w Wylgorcie byliśmy u kresu podróży. Zamieszkaliśmy w wiosce olimpijskiej, gdzie gospodarze oddali do naszej dyspozycji osobny domek. Następne dwa dni zwiedzaliśmy stolicę republiki. Byliśmy w wielu przybytkach kultury, nie wyłączając tamtejszego ministerstwa. W piątek odbywał się konkurs. Specjalnie na nasz występ przyleciał samolotem polski konsul z Petersburga. Losowanie kolejności występów polegało na wyborze jednej spośród zawieszonych na drzewie zawalinek - tradycyjnych filcowych bucików- z numerem. Wylosowaliśmy 31. Startowały 43 zespoły. Wykonać można było tylko dwa utwory o tematyce dotyczącej ojczyzny. W naszym repertuarze były: Kùtrowô Zespół tuż po otrzymaniu nagrody. Dyplom pòlka Aleksandra Tomaczkowskiego i Nasza zemia Janiny Ciskowskiej i Józefa Roszmana. Efekt był taki, że wśród rosyjskiej muzyki, gdzie przeważają tonacje molowe- nasze produkcje wyróżniły się w sposób zdecydowany swoim optymistycznym charakterem. Same diabelskie skrzypce i burczybas wprawiły innych wykonawców w osłupienie. Występowano w trzech kategoriach. Były to: pieśń wojskowo- patriotyczna, pieśń o narodzie i pieśń narodowa w stylizacji ludowej. Ponad czterystu uczestników przesłuchiwano w sali domu kultury. Bezpośrednio po naszej prezentacji otrzymaliśmy gratulacje od konsula i burmistrza miasta - Alfreda Rudolfa, Niemca z pochodzenia. Wyniki ogłoszono następnego dnia. Wszystkie zespoły brały udział w specjalnie wyreżyserowanym przedstawieniu pod gołym niebem. Nam przypadł w udziale zaszczyt (wspólnie z grupą z Azerbejdżanu) występu na scenie. Przedstawienie to miało wydźwięk wojskowo- patriotyczno- ludyczny. Miało trzy odsłony: wojna, wojenne powroty i jarmark. Zaśpiewaliśmy w ostatniej. Potem ogłoszono wyniki i wręczono nagrody i podziękowania. Zwyciężyliśmy w kategorii pieśni narodowej w stylizacji ludowej. W niedzielę o dziewiątej rano wyruszyliśmy w drogę powrotną pociągiem do St. Petersburga. We wtorek wieczorem przybyliśmy na miejsce. Następnego dnia mieliśmy uroczyste spotkanie z konsulem, Jerzym Drozdem. Tego dnia w ponad 30-stopniowym upale zwiedzaliśmy miasto. Zobaczyliśmy m.in. wystawę dzieł Picassa w Ermitrażu. Garść ogólniejszych refleksji. Republika Komi jest ciekawym miejscem, które warto zobaczyć. Region ten ma bogate tradycje kultury ludowej - narodów z grupy Saami, zamieszkujących niektóre północne części Rosji, a także Finlandii. Język należy do grupy ugrofińskiej. Z naszych obserwacji wynikało, że charakterystyczne dla większości rosyjskich miasteczek mijanych po drodze były: pomnik Lenina, lokomotywa z czerwoną gwiazdą na torach i dom kultury. Kultura jest dla nich bardzo ważna. Rosjanie byli wobec nas serdeczni i gościnni Pragniemy podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do naszego wyjazdu. Dyrektorowi Filharmonii Bałtyckiej prof. Romanowi Peruckiemu, Witosławie Frankowskiej, Kaszubskiej Agencji Artystycznej z Chwaszczyna, Cezaremu Karpińskiemu z Instytutu Polskiego w Sankt Petersburgu oraz konsulowi RP Jerzemu Drozdowi. Leszek Makurat Zdjęcia z archiwum zespołu oraz Tomasz Fopke. U konsula J. Drozda (drugi z lewej). Pośrodku dyr. C. Karpiński. Kierownik Stolemów odbiera gratulacje. Leszek Makurat z "zawalinką". 5

8 6 Ppłk Andrzej Szutowicz 21 lipca 1655 r. szwedzki feldmarszałek Arvid Wittenberg na czele liczącej 14 tysięcy żołnierzy z 72 działami armii wkroczył z Pomorza do Wielkopolski.. Tak rozpoczął się słynny szwedzki potop. Armia ta od początku odnosiła same sukcesy wręcz kompromitując Wielkopolan, którym brakowało woli walki, panował duch zdrady i kolaboracji. 25 lipca pod Ujściem skapitulowało szlacheckie pospolite ruszenie a szlachta rozjechała się do domów. 31 lipca Szwedzi bez walki zajęli Poznań. Na wieści z Polski czekała na Pomorzu druga szwedzka armia dowodzona przez samego króla Karola X Gustawa. G dy obejmował rządy po królowej Katarzynie. Zastał kraj w ruinie gospodarczej z pustym skarbcem. Wówczas miał wypowiedzieć myśl której sens był taki Szwecja nie ma złota ale ma rudy żelaza a to oznacza że może mieć oręż. Mając oręż zdobędziemy bogactwa. Wynika stąd, że już u zarania panowania tego władcy wkalkulowana została wojna i grabież. a co za tym idzie śmierć i zniszczenie. Śniła mu się Szwecja z Bałtykiem jako morzem wewnętrznym. Wojna ta mimo, że miała wymusić zrzeczenia się przez polskiego króla Jana Kazimierza (prawowitego dziedzica Wazów) praw do tronu szwedzkiego z samego założenia miała być wojną zaborcza i łupieżczą. A problem korony Wazów był tylko zwykłym pretekstem. Armia króla szwedzkiego 14 sierpnia 1655 r. przekroczyła rzekę Drawę w Barnimiu k. Drawna. Po dwóch latach wojowania latem r. król Karol X Gustaw opuścił Polskę, wiedział już, że Rzeczpospolitej nie pokona. Wracając, 1 lipca 1657 r. wjechał do Stargardu. Miejscowy diakon Wilhelm Engelken opisał tak to wydarzenie przybył tu z Polski król szwedzki Carolus Gustawus i przeciągnął przez Stargard na czele pokaźnej armii konnej i pieszej w ślad za kilku oddziałami, które przemaszerowały już w dniach poprzednich. Po czym Diakon niemal wykrzyknął Boże! Ten prawy wojownik niech będzie naszą opieką. Armia tego prawego wojownika dokonała strasznych zniszczeń mimo, że większość polskich zamków i twierdz poddawała się bez walki, to zostały one złupione i obrócone w ruinę. Wiele wspaniałych rezydencji nigdy nie zostało odbudowanych. Szwedzi rozgrabili biblioteki i skarbce, wywożono nawet detale architektoniczne i relikwie świętych (np. św. Stanisława). Wśród setek miejscowości zrujnowanych przez Szwedów znalazł się także polski Bytów gdzie nie oszczędzono nawet kościoła. Jednak najważniejsi są ludzie i tu skutki zachcianki Karola X Gustawa były tragiczne. Zniszczenia jakich w wyniku szwedzkiego najazdu doznała Polska były procentowo większe od zniszczeń II wojny światowej. Profanacja miejsc świętych była na początku dziennym. Straty w ludziach liczone są w setkach tysięcy. Dla przykładu, w 1657 r w zrujnowanym i ograbionym Bytowie wybuchła epidemia chorób zakaźnych, zmarło blisko 300 mieszkańców. W 1658 roku Bytów,który od r. stał się pruskim lennem, miał tylko 20 obywateli (głów rodzin?) o 230 mniej niż podczas spisu w r. Blisko sto lat trzeba było Polsce by osiągnąć zaludnienie sprzed potopu. W swoich czasach Karol X Gustaw uchodził za rozbójnika Europy a w kategoriach dzisiejszych był arcyzbrodniarzem. HISTORIA Zapomniany epizod z szwedzkiego potopu 1. Bytowski epizod potopu W połowie 1656 r. sytuacja militarna była jeszcze niewyjaśniona, Szwedzi opanowali znaczne połacie Polski. Mimo przegranej z końcem lipca bitwy pod Warszawą, Polacy przeszli do działań zaczepnych. Karol Gustaw widząc, że wojny nie wygra zdecydował przegrupować się do Prus. W ślad za nim podążały siły polskie staczając liczne potyczki. Podczas jednej z nich został ranny główny bohater tej wojny kasztelan kijowski Stefan Czarniecki. Rana wyeliminowała go na kilka miesięcy z walki. Niedyspozycja Czarnieckiego spowodowała,że monarcha we wrześniu1656 r. zrobił Jakuba Wejhera odpowiedzialnym za całość spraw związanych z tym kierunkiem działań, zlecając mu pieczę nad oddziałami w Wielkopolsce i nad odprowadzeniem króla szwedzkiego aż ku Prusom Jakub Wejher Wejher był postacią niezwykle barwną. W czasie wojny trzydziestoletniej bił się po stronie Ligii Katolickiej. Za zasługi wojenne został z woli cesarza hrabią św. cesarstwa rzymskiego. Po powrocie do kraju jako pułkownik służył w wojsku koronnym brał udział m.in.w wojnie smoleńskiej ( r.), polsko-szwedzkiej (1635 r.), był komendantem portów we Władysławowie i Kazimierzowie. Uczestniczył w bitwie pod Beresteczkiem (1651 ). W marcu 1634 r. podczas oblężenia miasteczka Biała na Białorusi, wskutek wybuchu miny, został przysypany zwałami ziemi i gruzu. Jego życie było zagrożone, uczynił wówczas ślub, że jeśli ocaleje, wybuduje jako wota w swoich dobrach kościół na cześć Trójcy św. i św. Franciszka i będzie szerzył chwałę Boża. W 1643 r. założył Weherowo i rozpoczął budowę Kalwarii Wejherowskiej, Był senatorem Królestwa Polskiego,wojewodą malborskim, starostą dzierzgońskim, człuchowskim, bytowskim, dziedzicem Rzucewa, Wejherowa i Dzikowa. Jako starosta bytowski (od r. inne źródła podają r.) zreformował podatki miejskie i zarówno przed jak i po reformie był w ich egzekucji konsekwentny. Spowodowało to, że stosunki między nim a władzami miasta nie były przyjazne. Może dlatego oskarżano go o autoreklamę próżność i protekcjonizm. Z Bytowem zetknął się nieco wcześniej gdyż na rozkaz Władysława IV wiosną 1635 r. zajął miasto i obsadził polską załogą jego zamek. Polacy opuścili Bytów po 12 września 1635 r. W 1645 r. na polecenie króla polskiego ostatecznie uregulował sprawy majątku obu wyznań, przywracając kościołowi katolickiemu należne prawa własności, dzięki czemu kościół ten mógł przetrwać w Bytowie przez następne wieki. Przyczynił się do rozwoju rzemiosła. Za jego rządów ziemię lęborsko- bytowską włączono do województwa pomorskiego czyli do Prus Królewskich a pankowie kaszubscy i szlachta w starostwie uzyskali równe prawa z szlachtą Korony. W 1655 r. został najwyższym dowódcą Prus Królewskich - generałem ziem pruskich. Obronił Puck przed szwedzkim desantem. Dowodził obroną Malborka, który poddał na honorowych warunkach. Wyprowadzonymi z tego miasta siłami wzmocnił obronę Gdańska. Następnie przedarł się do króla. Możliwe, że wiosną r. przechodził z pomorskim pospolitym ruszeniem przez tereny swego starostwa by połączyć się z Stefanem Czarnieckim Niedokończona podróż królowej. Po koncentracji pod Inowłodziem, tak jak w planie polskim zakładano, Jan Kazimierz na czele sił koronnych ruszył na Gdańsk. W tym czasie Lubomirski oblegał zajęty przez Szwedów Kraków, hetman Wincenty Gosiewski z Litwinami ruszył na Prusy Książęce a Wielkopolanie szykowali się do najazdu na Nową Marchię 7 października król zdobył zamek w Łęczycy. Następnie jego wojska opanowały Bydgoszcz i 31 października Chojnice. Po długich rokowaniach 3 listopada 1656 został zawarty w Niemieży rozejm z Rosją, która zaangażowała się w walkach ze Szwedami w Inflantach.15 listopada 1656 r. król wjechał do Gdańska. Towarzyszył mu Jakub Wejher. 6 grudnia Karol Gustaw w Radnot zawarł traktat o podziale ziem polskich z Bohdanem Chmielnickim, Jerzym II Rakoczym (księciem Siedmiogrodu), Bogusławem Radziwiłłem i elektorem brandenburskim Fryderykiem Wilhelmem. Nad Polską zawisła groźba rozbioru. Niemal w tym samym czasie w grudniu r po długim leczeniu pojawił się przy wojsku Stefan Czarniecki. Pierwszym zadaniem jakie otrzymał było przeprowadzenie orszaku królowej Ludwiki Marii Gonzagi z Wolborza do Gdańska gdzie przebywał jej małżonek Jan Kazimierz. Królowa chciała służyć radą mężowi, gdyż trwały rozmowy z francuskim posłem Antonim de Lumbresem pośredniczącym w rokowaniach między Polską a Szwecją. 11 grudnia doszło do spotkania Czarnieckiego z Ludwiką Marią. Niezwłocznie wyruszono w drogę. W czasie marszu doszło do nieznaczącej potyczki ze Szwedami. 30 na 31 grudnia królowa dotarła do Chojnic gdzie spotkała oddziały polskie na czele z dwoma hetmanami (wielki Stanisław Rewery Potocki i polny Stanisław Lanckoroński). którzy pozostawili króla w Gdańsku i maszerowali do Wielkopolski na zimowe leże. Niespodzianie 2 stycznia na hetmańskie pułki Wiśniowieckiego, Sobieskiego i Koniecpolskiego, które zostały rozlokowane w czterech wsiach pod Chojnicami natarli dowodzeni przez pułkownika Rutgera von Aschenberga Szwedzi i po krótkiej walce Polaków rozproszyli. Nim uformowały się do boju polskie siły główne Szwedzi uszli. Plany polskie zostały pokrzyżowane. Królowa pozostała przy wojsku które kontynuowało marsz ku Wielkopolsce. 4 stycznia była w Kamieniu, a nieco później w Grochowinie pod Kcynią. Odbyto naradę, podczas której Ludwika Maria Gonzaga obstawała za powrotem wojsk pod Gdańsk i za wyprowadzeniem blokowanego już przez Szwedów w tym mieście króla. Zobowiązała się przy tym do wyasygnowania znacznej sumy pieniędzy na zaległy żołd. Poparł ją Czarniecki. Doszło do sporu o kompetencje miedzy nim i hetmanami, ostatecznie wygrała koncepcja królowej, a hetmani przekazali Czarnieckiemu pod komendę część swoich wojsk. Tak rozpoczął się jeden z najbardziej śmiałych i jednocześnie najmniej znanych epizodów potopu Do Gdańska po króla 9 lub 10 stycznia spod Kcyni ruszyła ekspedycja po króla. Królowa z wojskiem i hetmanami udała się do Kalisza. Szacuje się,że pod komendą Czarnieckiego było ok ludzi. 11 stycznia dotarli nad zamarzniętą Wisłę, w okolicach Solca Kujawskiego część wojska przeprawiła się na drugą stronę. Złupiono okoliczne wioski, a od Torunia Czarniecki zażądał okupu. Pojawienie się Polaków na prawym brzegu Wisły zaniepokoiło Karola Gustawa. Po ponownym przejściu Wisły i dezorientujących manewrach ku Bydgoszczy Czarniecki pod Nieszawą kolejny raz przeszedł Wisłę i skierował się kierunku Ciechanowa gdzie stanął 19 stycznia. Jednocześnie jego podjazdy zdobyły Brodnicę i Działdowo. Manewry te całkowicie zdezorientowały króla szwedzkiego i ostatecznie uwierzył,że Czarniecki zamierza połączyć się z wojskami litewskimi. Szwedzi ruszyli na południowy wschód (29 stycz-

9 nia południową granicę Rzeczypospolitej przekroczyła armia księcia Siedmiogrodu Jerzego II Rakoczego). 31 stycznia pod Przasnyszem omal nie doszło do polsko szwedzkiego bitwy lecz Czarniecki uchylił się od niej. W Nowym Mieście nastąpiło przegrupowanie sił polskich i 3 lub 4 lutego Czarniecki ruszył prosto na Gdańsk. Szedł szlakiem przez Rypin,Brodnicę, Grudziądz,Nowe. Marsz ten trwał trzy doby.7 lutego ok. godz kasztelan kijowski wjechał do Gdańska. Zasadnicze swoje siły zostawił w okolicach Stargardu. Czarniecki zameldował się u króla razem z setką zbrojnej eskorty. Odbyto trzygodzinną naradę. Ofiarował królowi 1 3 szwedzkich sztandarów zdobytych podczas potyczek. W czasie narady ustalono, że król 9 lutego wyruszy z Gdańska. Przy okazji wypłynęła sprawa zaległych dla wojska pieniędzy. Chodziło o zł. Król zwrócił się do miasta o stosowną pożyczkę. Potrzebną sumę zmniejszono do , jednak Gdańszczanie królowi odmówili. W takiej sytuacji Czarniecki powrócił do swoich żołnierzy i splądrował Żuławy, co miało też swoją korzyść bo znów zdezorientowało Szwedów. 10 lutego czyli dzień po tym jak planowano, król żegnany przez Gdańsk udał się w drogę do Częstochowy. Orszak królewski w eskorcie artylerii i piechoty gdańskiej oraz chorągwi Czarnieckiego maszerował wzdłuż wybrzeża przez Oliwę do Pucka, następnie skręcił w kierunku na Lębork. Trasę przemarszu kasztelan Czarniecki obrał osobiście, gdyż chodziło mu o to, by była oparta o tereny elektorskie i by omijała miasta z załogami szwedzkimi. W Lęborku Jan Kazimierz odesłał działa i piechotę do Gdańska i dalszą drogę kontynuował już tylko z chorągwiami Czarnieckiego w sile ok ludzi. Podczas powrotu Szwedzi dopadli eskortę gdańską i ją rozbili. Źródła podają, że 1 3 lutego król opuścił Lębork i udał się na Bytów. Król przechodził przez ziemie starosty Wejhera. Lecz starosty nie było w orszaku pozostał w Gdańsku powalony ciężka chorobą. Ciekawostką jest to,że po śmierci r. ostatniego księcia zachodniopomorskiego Bogusława XIV uzyskane przez Rzeczpospolitą lenno lęborsko- bytowskie król Władysław IV chciał przekazać pod zarząd właśnie Janowi Kazimierzowi. Pomysł był raczej praktyczny, gdyż brat królewski nie miał źródeł dochodu a ktoś jego długi musiał spłacać. Królewski projekt upadł pod wpływem ostrych dyskusji sejmowych. Pierwszym starostą bytowskim został hetman Stanisław Koniecpolski Najprawdopodobniej r. Jan Kazimierz i Stefan Czarniecki dotarli do Bytowa. Niemal pewne jest,że król przebywał w mieście lub w jego obrębie dwie noce Bytów w 1656 r. Jan Kazimierz zastał Bytów w fatalnym stanie. Z powodu szwedzkich kontrybucji, przemarszów i kwaterowania wojska miasto było w gospodarczej ruinie. Już u zarania wojny, we wrześniu 1655 r. przeszło przez starostwo 8000 Brandenburczyków.Miesiąc później tereny te zajęły wojska szwedzkie gen. mjr Henryka Horna. Zdobyto zamek, który stał się ich główną siedzibą. Szwedzi cyklicznie przechodzili przez Bytów, widziano ich gdy podczas odwrotu z ziem polskich uchodzili w kierunku Szczecina z zrabowanymi łupami i gdy gnali z pomocą pomorskich ochotników zarekwirowane bydło. W październiku r. przez Bytów, Człuchów, Czarne, Szczecinek wycofywał się płk von Unger. Zaraz po nim nadciągnął ppłk von Granzkow, rodowity Pomorzanin, który miasto ograbił i dokonał znacznych zniszczeń. 1 listopada r. Bytów najechali Polacy, byli w nim kilka godzin pobili niektórych mieszkańców, a podejrzanych o rabunki i sprzyjanie Szwedom porwali. Tego samego dnia odeszli. Zaraz po nich przybył von Granzkow z swoimi żołdakami i miasto podpalił. Spłonęły 32 domy z obejściami, 30 stodół i inne zabudowania to co zostało w następnych dniach doszczętnie ograbiono i dalej palono. Zarekwirowano cały inwentarz żywy. 1 7 listopada r. Szwedzi wspomagani przez słupską szlachtę ograbili znajdujące się na terenie starostwa dobra starosty bytowskiego Jakuba Wejhera Pobyt króla w Bytowie Trudno dziś powiedzieć gdzie w zrujnowanym mieście przebywał król Polski. Można jedynie sądzić, że był to zamek. Jednak wątpliwości jest dużo gdyż w 1656 r Szwedzi opuszczając Bytów wysadzili wieżę kwadratową (baszta prochowa) i spalili pozostałe budowle jego zespołu. Zniszczeniu uległa zabudowa przedzamcza oraz Dom Książęcy, Kancelaria, Dom Wdów, wieża bramna i budynki przybramne. Zdewastowano oba mosty i otaczającą zamek palisadę.1 5 lutego kasztelan Czarniecki z królem ruszyli w dalszą drogę, skierowali się na Szczecinek. Potem przez Wałcz, Piłę, Wyrzysk, Gniezno, Wrześnię 26 lutego król Jan Kazimierz dotarł do Kalisza gdzie oczekiwała go królowa. Stąd do Częstochowy gdzie miała się odbyć narada senatu. było już tylko dwa dni. 2. Nieszczęścia roku lutego w Gdańsku zmarł starosta bytowski Jakub Wejher. Jak odnotował Wespazjan Kochowski mąż rzadkiej w naszych czasach prawości i niepospolicie sprawny w wojennych przedsięwzięciach. Pogrzeb starosty odbył się 22 marca w kościele dominikanów w Gdańsku, po niespełna roku pochowany został w krypcie rodzinnej kościoła reformatów w Wejherowie. Podczas potopu był on obok Czarniekiego, Lubomirskiego i Sapiehy najwybitniejszym dowódcą zmagań ze Szwedami. W Kaliszu Czarniecki dowiedział się o śmierci hetmana polnego Stanisława Lanckorońskiego. Król i królowa chcieli dać osieroconą buławę hetmańską Czarnieckiemu. Niestety zebrani w Częstochowie senatorowie stanowczo się temu się sprzeciwili. Buławę dostał Jerzy Lubomirski, którego dziad dorobił się magnackiej fortuny na żupach soli. Czarniecki, gdy o tym dowiedział się rzekł rozgoryczony do bratanka słynne zdanie: Jam nie z roli ani z soli ale z tego co mnie boli. Można zaryzykować twierdzenie,ze droga do tego powiedzenia wiodła przez Bytów. 3. Elektor, zdrajca w imię potęgi Prus. Elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm Hohenzollern był polskim lennikiem, zamiast jako książę Prus przyjść z pomocą Rzeczypospolitej, zdradził Jana Kazimierza i r. uznał się wasalem króla Szwecji, następnie wspomógł jego 9,5 tyś. armię i podporządkował mu swoją 8,5 tysięczną, czym przyczynił się do zdobycia Warszawy. Zdobycie Warszawy jest symboliczne gdyż współudział Prusaków w jej opanowaniu jest pierwszym zbrojnym wystąpieniem Prus Książęcych przeciw innemu państwu. Po pewnym czasie zdając sobie sprawę z możliwości klęski Szwecji elektor zmienił front. Nie bez znaczenia były tu działania Wielkopolan którzy weszli do Nowej Marchii. Elektor. z będącym nadal w trudnym położeniu Janem Kazimierzem zawarł tzw. traktaty welawsko-bydgoskie, na mocy których Hohenzollern i jego męscy potomkowie uzyskali prawa suwerenne w Prusach Książęcych. Jednocześnie Prusy uwolniły się od zależności od Polski i uzyskały pełną samodzielność aż do wymarcia rodu. Elektor dostał jako zastaw Drahim, przyjął w lenno Bytów i Lębork, otrzymał na własność Elbląg z zastrzeżeniem prawa wykupu (ostatecznie Elbląg nigdy nie został wykupiony). Traktat ogłoszono i podpisano na schodach kościoła jezuickiego w Bydgoszczy 06 listopada r., zaprzysiężono go w kościele. Tak oto na nieszczęściu Rzeczypospolitej wykluwać zaczęła się potęga Prus, która ostatecznie zniknęła dopiero w wyniku klęski r. 4. Król, co miał być starostą bytowskim. Jan II Kazimierz z Bożej łaski król Polski, wielki książę litewski, ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, inflancki, smoleński, siewierski i czernihowski, dziedziczny król Szwedów, Gotów i Wandalów, urodził się w Krakowie, zm w Nevers (Francja). Mając 20 lat w razem z ojcem królem Zygmunt III Wazą udał się do Prus na wyprawę przeciwko Szwedom. Za panowania przyrodniego brata Władysława IV brał udział w wojnie smoleńskiej, potem walczył z Turcją. Podczas pobytu we Lwowie zaraził się ospą, która pozostawiła ślady na jego twarzy. Brał udział w wojnie trzydziestoletniej, jako pułkownik wojsk cesarskich dowodził regimentem kirasjerów i polskich ochotników w Alzacji. Przyjął propozycję godności wicekróla Portugalii. Podczas podróży do Hiszpanii, 1 0 maja r. został na terenie Francji z polecenia kardynała Richelieu aresztowany jako hiszpański szpieg Francja była wówczas w wojnie z Hiszpanią. W lutym r. po interwencji poselstwa Rzeczypospolitej na czele z wojewodą smoleńskim Krzysztofem Korwinem Gosiewskim został uwolniony i powrócił do Polski. Wbrew woli królewskiej udał się do Włoch. W r. wstąpił do zakonu jezuitów w Loreto. Po trzech latach (16 maja1646 r.) mimo braku święceń kapłańskich otrzymał z rąk papieża godność kardynała. Był dosyć swawolnym kardynałem gdyż w swoim herbie używał korony, co zakazywało prawo kościelne. Widząc,że z tytułu tego nie było profitów, ubrał się w świecki strój i przy szpadzie wyjechał do Polski. W 1647 zmarł siedmioletni syn Władysława IV Zygmunt tym samym Jan Kazimierz stał się legalnym spadkobiercą korony szwedzkiej. Widząc możliwość zrobienia monarszej kariery zrzekł się na ręce papieża Innocentego X godności kardynalskiej. Po śmierci brata króla Władysława IV został 20 listopada r. obrany królem Polski. 17 stycznia 1649 w katedrze wawelskiej został koronowany. Tego samego roku poślubił wdowę po królu Władysławie IV Ludwikę Marię Gonzaga. Podczas panowania zmagał się z dziejowymi dla Rzeczypospolitej konfliktami, powstaniem Chmielnickiego wojną z Moskwa (w 1654 r.), potopem szwedzkim (1655 r.), wojną domową czyli rokoszem Lubomirskiego (1 666 r.). Także w sferze społecznej skutki jego rządów nie były bez znaczenia dla przyszłości Polski. W 1652 r. został pierwszy raz przez liberum veto zerwany sejm r. w katedrze lwowskiej oddał Rzeczpospolitą pod opiekę Matki Bożej, jako Królowej Polski, obiecał, że gdy kraj zostanie uwolniony od Szwedów poprawi sytuację chłopów i mieszczan. Chłopom nie ulżył, zrobił to dwieście lat później w 1864 r. pewien uzurpator tytułujący się królem Polski, Aleksander II car Rosji. W r. wyrzucono z Rzeczpospolitej oskarżanych o sprzyjanie Szwedom arian. Nie powiodły się próby reform, szczególnie pomysł wyboru króla za życia poprzednika (vivente rege). Podczas sejmu w r. w czasie przemówienia (tzw. przepowiednia Jana Kazimierza). argumentując sens przeprowadzenia elekcji vivente rege trafnie przepowiedział rozbiory Polski Mówił: Moskwa i Ruś odwołają się do ludów jednego z nimi języka i Litwę dla siebie przeznaczą; granice Wielkopolski staną otworem dla Brandenburczyka, a przypuszczać należy, iż (ten) o całe Prusy certować (starać się) zechce, wreszcie Dom Austriacki spoglądający łakomie na Kraków nie opuści dogodnej dla siebie sposobności i przy powszechnym rozrywaniu państwa nie wstrzyma się od zaboru. W r. zawarł z Rosją rozejm w Andruszowie. Rzeczpospolita straciła bezpowrotnie Smoleńsk i Zadnieprzańską Ukrainę z Kijowem. Po śmierci królowej Ludwiki Marii ( r.), nie widząc możliwości porozumienia się z opozycją wewnętrzną, r. ab- 7

10 Jan II Kazimierz Waza Z Bożej łaski król Polski, wielki książę litewski, ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, inflancki, smoleński, siewierski i czernihowski, a także dziedziczny król Szwedów, Gotów i Wandalów. Z ŻAŁOBNEJ KARTY Śp. Stefan Fikus 8 ( ) Okres wojenny - Stefan Fikus z przyszłą żoną podczas pobytu na robotach przymusowych w Schlepkow. dykował r. przeniósł się do Francji, tam został 76 opatem opactwa Saint-Germain-des- Prés. Był zwolniony dyspensą papieską od ślubów zakonnych i święceń kapłańskich. Nie był zbyt bogobojny, bo został ojcem nieślubnej córki Katarzyny. Zmarł na wieść o upadku Kamieńca Podolskiego. W r. ciało króla złożono na Wawelu jego serce znajduje się w kościele Saint-Germain-des- Prés w Paryżu. 5. Kwestia pamięci Na ogół miasta kultywują pamięć o osobach wybitnych, które na przestrzeni dziejów przez nie się przewinęły. Czasem nawet drobny epizod zostaje podniesiony do rangi symbolu. Nie chodzi przy tym jedynie o tzw lokalny patriotyzm. Na pewno nie bez znaczenia są kwestie promocyjne i autoreklamy. Jak podkreślono w Historii Bytowa s.68 w XVIII w. okres polskiego dwudziestolecia miał dla Ziemi Bytowskiej historyczne znaczenie. Starostami bytowskimi byli ludzie nieprzeciętni w skali całej Rzeczypospolitej. Przecież pierwszy starosta Stanisław Koniecpolski to jeden z największych hetmanów polskich i Bytów znał nie tylko z dokumentów. W niektórych miastach nawet legendarny ślad lub wzmianka dotycząca Stefana Czarnieckiego ma odzwierciedlenie w lokalnym nazewnictwie. Pobyt Czarnieckiego na Ziemi Bytowkiej nie był legendą - był faktem historycznym. Nazwiska jego nie ma w przewodnikach, folderach, nazwach Z mojej Zbigniewa Talewskiego - Księgi Pamięci r. Stefan Fikus przy tablicy ks. Gracza w kościele św. Jakuba w Lęborku (zdj. Jan Maziejuk) Urodził się 9 lutego roku w Luzinie koło Wejherowa w rodzinie - cieśli dekarza. Tam ukończył szkołę powszechną. Wybuch drugiej wojny światowej zastaje go w koszarach w Bydgoszczy gdzie odbywał służbę wojskową. Tam dostaje się do niewoli i zostaje wywieziony do obozu Gross Born Westphalenhof, a następnie na roboty w Pasewalk za Odrą, do majątku Schlepkow. Po wojnie osiadł w Lęborku podejmując pracę w PKP, podejmując naukę w Zaocznym Technikum Kolejowym w Bydgoszczy, które ukończył w roku. W Lęborku angażuje się w nurt pracy społecznej w strukturach PAX, a przede wszystkim w kaszubsko - pomorskim ruchu regionalnym. Jest on założycielem oddziału Zrzeszenia Kaszubsko - Pomorskiego w Lęborku, którego był wieloletnim prezesem, a potem Honorowym Prezesem. tego Oddziału. W roku był on inicjatorem i organizatorem uroczystości poświęconych pamięci ks. Gracza, podczas których w lęborskim kościele św. Jakuba odsłonięto okolicznościową tablice upamiętniającą tę wybitną postać. Był współinicjatorem i wraz z miejscowym oddziałem ZK-P organizatorem corocznego konkursu literackiego im. Stryjewskiego, którego był jednym z jego laureatów. Stefan Fikus był twórcą niezwykle płodnym. Swe utwory pisał przede wszystkim w języku kaszubskim w swym rodzinnym dialekcie luzińskim. Zadebiutował w roku na łamach Kaszebe opowiastką Godka o rebokach. Przez wiele lat publikował wiersze a także felietony w różnych pismach a zwłaszcza w Pomeranii. Jego utwory ukazały się w antologiach: Modra struna (1 973 r.) i Derchoj królewionko (1 996 r.). W roku ukazała się jego pierwsza książka pt. Pojmańcze opisująca wojenne losy jej autora. Z kolei w roku tomik poetycki pt. Moje miasto, dedykowany Lęborkowi z okazji jego 700-lecia. W roku wydał monografie swej rodzinnej wsi, zatytułowaną Luzino, a w wyszedł zbiór Jego opowiadań- Jak przode biwało. W zakresie poezji napisał ponad 200 wierszy i 20 utworów scenicznych. Był korespondentem licznych gazet i czasopism m.in.: Sygnałów ( ), Słowa Powszechnego ( ), Zielonej Drogi, Zorzy, WTK, Gryfa, Ilu- ulic a przecież jest to człowiek wymieniony w hymnie narodowym. Król Jan Kazimierz był postacią kontrowersyjną jednak mało który władca ówczesnej Europy poradziłby sobie z takimi jak polski Waza zagrożeniami. Na czas jego rządów przypadło Polsce zapłacić głównie za błędy nie Jana Kazimierza ale jego poprzedników. Osiągnięciem króla było uratowanie polskiej państwowości. Rzeczpospolita była nadal potężna, w następnych latach potrafiła skutecznie zatrzymać ekspansję tureckiego imperium i pośrednio uchronić cywilizację łacińską w Europie. Jej nieszczęściem było to, że nie znalazł się następca Jana Kazimierza który byłby zdolny kraj ten zreformować. Przecież dziejowym skandalem było, iż polskiego chłopa z nieludzkiej pańszczyzny uwolnił car Rosji. O zgrozo, aż 200 lat po tym jak przed lwowskim ołtarzem obiecał jego doli ulżyć król Polski!!! Jan Kazimierz,o czym warto pamiętać jest postacią która w polskiej tradycji maryjnej zaistniała na wieki. Na jednej z lekcji historii w bytowskim ogólniaku prof. Józef Sobczak powiedział mimo wszystko był to porządny król bo jedyny, który uznał, że trzeba już iść na emeryturę. Próżno jest szukać wspomnianych postaci w lokalnym nazewnictwie, jeśli chodzi o króla można to zrozumieć wszak oddał Bytów Prusakom. Próżno jest szukać wspomnienia po staroście Wejhercie. Wydaje się, że gdzie jak gdzie ale zasłużył sobie na tablicę w którymś z bytowskich kościołów. /-/ strowanego Kuriera Polskiego, Gwiazdy Morza oraz od roku Pomeranii. Jego artykuły publicystyczno-historyczne będące w maszynopisie publikował magazyn regionalny. W roku za napisanie i zorganizowanie jasełek zatytułowanych Kaszebsko Gwiozdka z Ląborka oraz szczególne osiągnięcia w pomnażaniu i popularyzowaniu dorobku Pomorza Klub Studencki Pomorania wyróżnił go Medalem Stolema. W roku otrzymał Nagrodę im. Księdza dr Bolesława Domańskiego za całokształt działalności społecznej i twórczość kulturalną inspirowaną wartościami chrześcijańskim Otrzymał także Wyróżnienie Honorowe Rady Miejskiej Lęborski Lew (2004). Stefan Fikus przez wiele lat konsekwentnie i z wielką pasją dokumentował losy swojej małej ojczyzny zarówno w języku polskim, jak i kaszubskim. Stefana Fikusa pasjonowało także z powodzeniem malarstwo, w tym rysunek i grafika. Jest autorem rozlicznych prac artystycznych w tej dziedzinie sztuki, które chętnie były nabywane i wystawiane na rozlicznych wystawach i lokalnych galeriach Śp. Stefan Fikus 7 października r., po mszy żałobnej w Sanktuarium św. Jakuba Apostoła w Lęborku pochowany na lęborskim cmentarzu. Panie Boże Daj mu Wieczne Spoczywanie!!! Zbigniew Talewski Stefan Fikus na jednym ze spotkań literackich w Gdańsku lata 80/XX wieku.

11 WYDARZENIA Uroczystości upamiętniające 70 lecie Zbrodni Katyńskiej w Bytowie Zdzisław Zmuda Trzebiatowski Gdynia Dnia 23 kwietnia roku mszą św. koncelebrowaną pod przewodnictwem ks. Prałata Stanisława Borzyszkowskiego i ks. Kanonika Henryka Cyrzana - duszpasterza Rodzin Trzebiatowskich (a także ich rodowca) w kościele p.w. Św. Filipa Neri rozpoczęły się uroczystości upamiętniające 70 lecie Zbrodni Katyńskiej w Bytowie. W dalszym ciągu uroczystości odbyła się jej główna część ku czci czterech policjantów z okresu międzywojennego: Jana Zmuda Trzebiatowskiego, Stanisława Szultka, Jana Kalko i Józefa Rysia uwięzionych w Starobielsku, a zamordowanych Kalininie Twerze wiosną roku. Wszyscy oni obecnie zostali awansowani przez prezydenta Rzeczypospolitej na stopień policyjny aspiranta. W czasie uroczystości wygłosili swe wypowiedzi Starosta Bytowski Jacek Zmuda Trzebiatowski i Komendant Policji w Bytowie Andrzej Borzyszkowski, a nastrojową część słowno muzyczną przedstawili uczniowie miejscowego Zespołu Szkół Ogólnokształcących. Następnie dzieci poległych policjantów zasadziły dęby pamięci z pamiątkowymi tabliczkami na granitowych postumentach na terenie przyszkolnym. Końcowym etapem było odsłonięcie czterech tablic upamiętniających poległych policjantów w miejscowej Komendzie Policji. Uroczystości uświetniły liczne poczty sztandarowe, w tym poczet Rady Rodzin Trzebiatowskich z licznymi jej przedstawicielami. Głównym inicjatorem uroczystości była Rada Rodzin Trzebiatowskich reprezentowana przez jej członka Adama Żubkę. To Adam Żubka - rodowiec Trzebiatowskich ich ideę wprowadził w czyn, wciągając elitę Bytowa do realizacji pomysłu. Do idei uczczenia tragicznej śmierci Jana Zmuda Trzebiatowskiego rodem z Parszczenicy - przedstawiciela jednej z najliczniejszych rodzin na Gochach dołączyły się rodziny pozostałych zamordowanych policjantów w jakiś sposób związane z Bytowem. Ranga uroczystości została Sadzenie Dębu pamięci przez rodzinę aspiranta Jana Zmuda Trzebiatowskiego. znacznie pomniejszona przez tragiczną katastrofę lotniczą pod Smoleńskiem ze zrozumiałych względów nie przybyła część zaproszonych gości. Komitet Honorowy Uroczystości stanowili Antoni Kaszczuk Dyrektor ZSO w Bytowie, Jacek Zmuda Trzebiatowski Starosta Bytowski i Ryszard Sylka Burmistrz Bytowa. Nie można również zapomnieć o wielu mieszkańcach Bytowa, którzy bezinteresownie wzięli udział w organizacji tego wielkiego przedsięwzięcia,. Jedynym dysonansem był fakt nie wymienienia ani razu nazwa Kaszuby, która miała w tym wypadku logiczne uzasadnienie i to pod każdym względem. Smutne, że jeszcze w obecnym czasie pojawiają się fakty takiej paranoidalnej ksenofobii. /-/ Od prawej Danuta Jagiełło, Jacek Zmuda Trzebiatowski Starosta Bytowski, rodzina zamordowanego aspiranta Jana Zmuda Trzebiatowskiego. Tablica przy dębie Pamięci zamordowanego w Kalininie Jana Zmuda Trzebiatowskiego. Pamiątkowe Tablice w Komendzie Policji w Bytowie. 9

12 1 0 Prof. Józef Borzyszkowski Gdańsk Jestem bardzo rad, że w Łęgu, zorganizowano uroczystość, poświęconą pamięci ks. Augustyna Worzały, oddanego sprawie pomorskiej kapłana i regionalisty, która stała się trwałym znakiem wdzięczności i pamięci o jego życiu i zasługach. Ks. A. Worzała był niepowtarzalnym człowiekiem z racji swego specyficznie twórczego życia, był, bowiem nie tylko kapłanem, ale oryginalnym gawędziarzem. Zmarł 1 05 lat temu, a pochodził z Łubiany, kiedyś w parafii kościerskiej z rodzinnej wsi matki Aleksandra Majkowskiego, najbardziej znanego, jako przywódcę ruchu Młodokaszubów i autora wspaniałego dzieła powieści w języku kaszubskim Żëce i przigòdë Remusa, wydanej w Toruniu w r, a dzisiaj, dostępnej m.in. w najnowszym wydaniu z tekstem kaszubskim i z tłumaczeniem Lecha Bądkowskiego na język polski. Parę lat temu rok 2006 obchodziliśmy jako Rok Aleksandra Majkowskiego. Z kolei rok 2009 był Rokiem Lecha Bądkowskiego, a ten jest Rokiem Jana Karnowskiego ( ) współpracownika Aleksandra Majkowskiego, urodzonego w Czarnowie k/brus, związanego życiem i twórczością z Czerskiem i Łęgiem, nazwanego mózgiem i sumieniem regionalizmu kaszubsko-pomorskiego. Dzięki Janowi Karwowskiemu, urzędującemu jako sędzia w Czersku i zaprzyjaźnionemu z nim Ignacemu Klińskiemu, postać i twórczość literacka ks. A.Worzały, nie tylko kościół łęcki, żyją i żyć będą w naszej świadomości, w dziejach i kulturze Kaszubów i Pomorza, jako zjawisko, którego wśród nas wciąż mało. Ks. Worzała utożsamia, bowiem wspaniałe cechy charakteru, poczucie humoru, tak niezbędne w życiu rodzinnym i publicznym, szczególnie dziś... także tu i teraz. Jan Karnowski w artykule O Faktach i Facecjach ks. Worzały, m.in. napisał: Dwóch poetów z Bożej łaski wydały Kaszuby starej daty: jednego piszącego Hieronima Derdowskiego, drugiego niepiszącego ks. Augustyna Worzałę. Obaj tworzyli, biorąc materiał ze siebie, i ze środowiska, z którego pochodzili. Obaj formowali z prymitywnych i naiwnych nieraz osobliwości życia i myśli swych ziomków własny świat o linjach groteskowych, napełniony humorem, śmiechem i optymizmem bez granic. Pierwszy dał nam»czorlińsciego«a drugi swoje»fakta«. Fakta ks. Worzały są jeszcze dziś na Pomorzu jakby chodzącą legendą. Na plebanjach przy stole odpustowym, w mrocznych piwiarniach w gronie, dymiących się czupryn, w dworkach pamiętających stare generacje i»dawniejsze lepsze«czasy, i nawet w salonach o późniejszej godzinie są fakta Worzały konieczną swojską przyprawą towarzyskości i podnietą do homerycznej wesołości. Faktów tych jest cały legion. Adepci ks. Worzały twierdzą, że spisać by można całe tomy i że niejeden tej próby się podjął, SYLWETKI Dobrö desza do Lëpusza, a... ale odstąpił, gdyż fakta Worzały mogą tylko żyć jako fakta opowiadane, a niepisane. - I rzeczywiście Fakta mają swoją własną formę poetycką, która jedynie w opowiadaniu, popartem mimiką znajduje swój pełny wyraz. Fakta stają się blade, tracą świeżość, koloryt i nawet swą przyprawę attycką, skoro wtłacza się je we frak, skrojony piórem i zeszyty atramentem. Fakta Worzały opowiadać może z powodzeniem urodzony obserwator życia o pogodnej duszy, bogaty w doświadczenia własne i cudze, wyczuwający piękno w każdej grotesce życiowej. Fakta Worzały są właściwie pomorskim odpowiednikiem jakiegoś literackiego pratypu zachodnio-europejskiego, który w dziełach np. Boccaccia i Balzaka osiągnął najdoskonalszy wyraz swego rodzaju. Sam autor Faktów był w życiu praktycznem dobrym duszpasterzem, pierwszorzędnym kaznodzieją, opiekunem uczącej się młodzieży polskiej, elegantem; w postawie i obejściu, obywatelem polskim i narodowcem pierwszej miary. Ostatnie dziesiątki lat życia, jako proboszcz w Łęgu, spędzić musiał w skromności i prawie, że zupełnej abstynencji, gdyż zdrowie dyktowało dietę, - ale poetycka krynica faktów nie wyschła. Nawet zszedł z tego życia z faktem na ustach. Krótko przed śmiercią odwiedził go pewien konfrater i zastał go prawie, że dogorywającego. Naraz otwiera Worzała oczy i odzywa się do konfratra:»zobacz jeno księże, czy nie mam krzywej gęby«. Na to konfrater, myśląc, że chory mówił w malignie, jął go na swój sposób pocieszać. A Worzała,»Bo widzisz - człowiek w życiu tyle tych faktów nakłamał, że nie dziw, gdybym na końcu dostał krzywą gębę«. Po tym fakcie zasnął Worzała na zawsze. Jako gimnazjalista chojnicki rozpoczął od septymy płata rozmaite figle, winne i niewinne. Do bukietu kwiatów, które»primus omnium«, syn ogrodnika każdego rana przywoził i kładł profesorowi na katedrę, włożył Worzała igły, tak, że profesor formalnie swój nos naszpikował igłami, gdy zanadto intensywnie począł się delektować lubem powonieniem. Innego profesora nabrał i jego wszechwiedzę wystawił na pośmiewisko, gdy mu przedstawił pomalowane wróble jako tropikalne osobliwości. - Inny znów profesor raz do roku pozwolił sobie zakupić zajączka i z widoczną ostentacją wywiesił go przez okno. Worzała popsuł mu tę uciechę i ze znajomym kolegą na tego zająca nocną karkołomną urządził wyprawę i prędzej nie spoczął, aż zając gdzieś przepadł. Za tę eskapadę przepadł kolega w egzaminach, a na Worzałę spadł obowiązek pomszczenia tej tragedii. Pomsta została wykonana. Profesora wracającego późno wieczorem z piwnego posiedzenia za pomocą jakiegoś innego kolegi wsadza do worka i wlecze pod pompę, gdzie mu sprawiają nieprzyjemną łaźnię. Był to już troszeczkę za gruby kawał. Wskutek tego poczęło się Worzałę robić gorąco pod nogami i uznał za wskazane, przenieść swoje penaty do Trzemeszna w Księstwie, gdzie więcej pono było swobody i ducha polskiego niż w Chojnicach. Tu w Trzemesznie siedział na jednej ławie z Florianem Stablewskim, późniejszym arcybiskupem i prymasem, i Worzała w późniejszym życiu z udanem zdziwieniem»naiwusa«lubił powtarzać, że dziwnie i bez wyboru fortuna rozdziela swoje dary, jednego prowadzi na wysoki tron, a drugiego na niski stolec proboszczowski, a siedząc na ławie szkolnej można było przypuszczać, że powinno się stać przeciwnie. Odebrawszy święcenia w Pelplinie, został wikarym w Borzyszkowach. Przyszedł tam wynędzniały, blady i cherlawy, a że mu w Borzyszkowach dobrze plażyło, doczekał się wkrótce porządnej tuszy. Przyczyniły się do tego niemało kolendy, gdzie trzeba było jeść, jeść i jeszcze raz jeść a poczęstunku również nie należało odmawiać. Te gościny kolendowe prowadziły wprost do rekordów w jedzeniu i piciu. Dużo z okazji kolend powstało wesołych epizodów i faktów. Raz przy końcu kolędowania wstąpił W. do pewnej rodziny z mocnem przedsięwzięciem, że już niczego nie ruszy, chociażby... przez to zraził sobie całe plemię kaszubskie na wieczne czasy. Wchodząc, widzi stół zastawiony jak na wesele, a na środku stołu leży zając pieczony, lecz łeb jego był jeszcze całkowicie w skórze. Przy odprawianiu ceremonij kolendowych myśl jego uporczywie wraca do tego zająca, który na niego wybałuszył martwe śle-

13 pia. W duchu dał sobie W. słowo:»tego nie ruszysz, chociażby...«gdy skończył, obstępuje go cała rodzina i honoruje jak biskupa i nuż zapraszać do jedzenia. W. się wymawia i otrząsa jak może. Wreszcie gospodyni ostatni przypuszcza szturm i prosi, żeby, chociaż spróbował tego zająca,»bo taki Frysz«. Że był»frysz«, to widać, bo jeszcze miał skórę na łbie. Organista nareszcie wybawił Worzałę z dylematu. Schwycił zająca za uszy i dalej z nim do worka, gdzie już znajdowało się pokłosie z rozmaitych półmisków kolendowych. To jeszcze nic! Ale gorzej było, gdy zziębnięty na ekspedycji kolendowej do szpiku kości chciał ugrzać się przy ciepłym piecu i usiadł - o rety, zamiast na ławie, na kopance z ciastem - o tem opowiada śmieszna jakaś bajka, i to w nowych wciąż warjantach. Poza tem żył Worzała w Borzyszkowach jak Adam w raju. Jako zapalony myśliwy i lubownik świata zwierzęcego miał około siebie małą menażerię, kundle, charty, kanarka, szpaka, gołąbka, - ba, nawet oswojonego lisa, którego mu jakiś poczciwy Kaszuba dał w prezencie. Z tych zwierzątek miał sto pociech. Gdy drzemał na murawie w ogrodzie, to zwierzątka były wkoło niego, gdy szedł na przechadzkę, to menażeria za nim. Wszystko było ze sobą w najlepszej komitywie; gołąb, lub kanarek siadał Worzale na kapeluszu, lub lisowi na uchu i nic. Był to widok, przypominający rzeczywiście Adama w raju. Borzyszkowianie też się temu ogromnie dziwili i niejeden upatrywał w Worzale jakąś wyższą istotę. Ale ta idylla jakoś smutnie się skończyła. Worzała zapadł na tyfus i odstawiono go do klasztoru w Chojnicach. Tam przeleżał w ciężkiej chorobie kilka tygodni. Gdy się z choróbska już nieco wylizał, wchodzi razu pewnego do jego pokoju siostra przełożona i pokazując zabitego gołąbka, jęła opowiadać, że jakby cudem przyleciał ten gołąbek do okna i pukał natarczywie w szybę, aż go wpuszczono, i oto przydał się na rosół.»o rety, -zawołał Worzała. - wszak to mój gołąbek z Borzyszków«. - I tak biedne stworzenie znalazło wprawdzie swego pana, ale przywiązanie swe przypłaciło życiem. Fakt ten wielce żałośliwy nie bardzo przyczynił się ku polepszeniu jego zdrowia, przeciwnie, Worzała przeleżał w klasztorze wskutek tej emocji jeszcze kilka tygodni dłużej. Wreszcie wyzdrowiał i wrócił zmizerowany i wyniszczony chorobą do Borzyszków. Tu spotkała go druga smutna niespodzianka. Menażerii już nie było. Proboszcz mu opowiadał, że psy z tęsknoty nic nie jadły, lecz tylko żałośnie wyły, aż wreszcie powyzdychały. Lis natomiast otrząsł się z melancholij i dał drapaka do lasu. Tyfus zostawił jeszcze pewne następstwa: wielki apetyt i śpiączkę. Nie było rady. - W. musiał jechać do Karlsbadu. Z podróży przywiózł cały miech faktów i anegdot, rzeczywistych i urojonych, który wysypał na Kaszuby. Z Borzyszków został niebawem przeniesiony do Czerska. W Czersku był proboszczem wówczas ks. Lipski, człowiek tego samego pokroju, co Worzała. Dlatego też harmonizowali ze sobą jak»dwa dobrane konie«. Poza pracą kościelną prowadzili życie wcale niezgorsze. Niejedna anegdotka o nich jeszcze dziś krąży po Czersku i okolicy. Najciekawszym kawałem jest ich wojna z babami. Kobiety czerskie, bowiem ze specjalnem upodobaniem chodziły na księżą łąkę po trawę, co wreszcie i cierpliwemu proboszczowi się sprzykrzyło. Worzała radził chwycić pędy i baby przepędzić. Obaj siedli też w altance na czaty i z nudów grali»w psa«, którą to grę nawet ojciec ze synem grać może. Gdy baby na łące były w najlepszej robocie, wypadli z zasadzki i dalej do ataku. Ale atak załamał się na mościku prowadzącym przez Czernicę. Chłopi, bowiem podpiłowali przedtem belki, i atakujący runęli z mostem do wody. Cały Czersk zatrząsł się ze śmiechu. - Ale Worzała nie dał za wygraną. Podsunął proboszczowi drugi plan wojenny. W przebraniu kobiecem - w sukniach gospodyni - wmieszali się pewnego razu między baby na łące i sprawili im sarabandę. Na tem babska wojna się skończyła. Fakt ten świadczy, że dawniej były inne czasy i że ludzie rozumieli żarty, chociaż były nieraz grube. Z tych czasów, tym razem chmieleńskich pochodzi także inny fakt, jeszcze dziś kolportowany po całych Kaszubach i przyczepiony do rozmaitych osób. Otóż znał Worzała w okolicy pewnego obywatela, który został później członkiem zakonu jezuitów. Często chodzili razem na polowania. Pewnego razu przydybał ich żandarm i zażądał wykazu łowieckiego. Obywatel go przypadkowo nie miał przy sobie i oburzony nagłą indagacją żandarma, podniósł poły swego surduta i pokazał mu tylną część swej osoby, co przedstawiciela służby bezpieczeństwa do żywego musiało obrazić. Wynikło z tego postępowanie karne o obrazę urzędnika. Worzała dał obywatelowi dobrą radę, żeby sobie wykaz na tylną cześć spodni przyszył i tak stanął przed sądem. Przed sądem odbyła się rozprawa krótko i węzłowato, mniej więcej w ten sposób. Sędzia:»Ma Pan wykaz łowiecki?«. Obywatel:»Owszem«. - S.:»Proszę pokazać! «Na to odwraca się obywatel tyłem do sędziego i czyni ten sam ruch jak ongi wobec żandarma. Sędzia oburzony. - Obywatel tłumaczy, że ustawa łowiecka nakazuje mieć wykaz zawsze przy sobie, ale nie powiada, gdzie go mieć. Obywatel, który jest zapominalskim, przyszył go akurat tam, bo tam jest on mu najlepiej pod ręką. - Sędzia zdumiał, słysząc taką interpretację ustawy. Ale nolens volens obywatela uwolnić musiał. Podobnie jak wszystko na świecie, tak też i kulturkampf Bismarcka, a zatem i tułaczka Worzały się wreszcie skończyła i słoneczko zaświeciło znów przed jego drzwi. Po śmierci ks. Gutmana dostał probostwo w Łęgu, leżące na pograniczu Kaszub i Borów. Tu działał jako duszpasterz i obywatel jeszcze cały szereg lat. Za jego staraniem stanął w Łęgu nowy kościół, który jest chlubą całej parafji. Tu w Łęgu odwiedził go też prof. Ramułt z Krakowa, zbierając materjał do swego słownika języka pomorskiego. Niektóre fakty, opowiadane przez Worzałę umieścił w tekstach kaszubskich, podanych na końcu słownika, a mianowicie: Woe stolemach, Woe żmijach, Zapadły zomk nad jeziora Dledzim, Poekusa. Przed śmiercią przywołał Worzała swego organistę, który zapewne dość faktów jego się zasłyszał i zobowiązał go w sumieniu, aby faktów nikomu nie opowiadał, ponieważ ukazał się mu duch pewnego konfratra i żalił się, że i jego uczyń przedmiotem niejednego faktu W tejże opowieści warto szczególną uwagę zwrócić na dwa pierwsze akapity, stawiające A. Worzałę obok Hieronima Derdowskiego - najbardziej znanego z poetów i pisarzy kaszubskich. Szkoda, że ani on sam, ani nikt inny poza I. Klińskim i J. Karnowskim, nie podjął skutecznie dzieła spisania owych tomów facecji. Żałować też można, że nie znamy dotąd nawet tych, co tylko próbowali. Konfrontacja tych tu przywołanych faktów i facecji z życiorysem opracowanym na bazie archiwalnych i drukowanych źródeł oraz literatury, pozwala stwierdzić, że generalnie one się wzajemnie uzupełniają. Otrzymawszy 1 5 kwietnia roku w Pelplinie święcenia kapłańskie, jak stwierdził ks. H. Mross, skierowany został jako wikariusz do Czerska, gdzie należał do Towarzystwa Rolniczego Ziemi Południowo- Pomorskiej. Ówczesnym proboszczem czerskim od roku był ks. Jan Lipski ( ), pochodzący z Górek koło Karsina- Wiela, aktywny w polskim ruchu wyborczym (w r. kandydat do sejmu pruskiego w okręgu Chojnickim). Ks. Lipski zmarł w opinii gorliwego duszpasterza. W roku ks. A. Worzale powierzono administrację parafii Radomno, należącej do dekanatu Nowe Miasto Lubawskie, gdzie zmarł ks. Dawid Rejski. Jeszcze tegoż roku ks. Augustyn został wikariuszem w Lubawie, skąd w trafił do Borzyszków - stolicy Gochów. Tu pracował, u boku wybitnego społecznika ks. Jana Sucharskiego ( ), do roku. Zachorzawszy na tyfus, leczył się w Chojnicach. Z Borzyszków w roku trafił do Łega, gdzie z dniem 1 4 stycznia został proboszczem tej parafii, która od roku wskutek kulturkampfu pozbawiona była duszpasterza. Głównymi organizatorami życia religijnego w Łęgu do roku, a potem współpracownikami ks. Worzały, wg ks. H. Mrossa byli: organista Paweł Bruski, rolnik Jakub Lipski i kupiec Teodor Pestka. W parafii za czasów ks. Worzały działało Bractwo Różańca Świętego, założone 28 lipca roku ze Statutem z 26 lutego oraz Towarzystwo Trzeźwości, powołane do życia 3 czerwca roku. Na jej terenie, obejmującym 1 6 miejscowości, funkcjonowały 3 szkoły katolickie i tyle ewangelickich. W latach powstał w Łęgu nowy kościół, poświęcony 9 października 1 1

14 1 887 roku. Staraniem ks. Worzały i sporym kosztem parafian oraz patrona, którym był rząd pruski, zakupiono m.in. nowe organy i wyremontowano budynki plebańskie. 1 4 stycznia roku z udziałem proboszcza powstało Polsko-Katolickie Towarzystwo Oświata, cztery lata później przemianowane na Towarzystwo Ludowe Oświata i Oszczędność. Ks. proboszcz, wspierając je na co dzień, popularyzował polskie wydawnictwa i udzielał pomocy studiującej młodzieży. Wspiera też tamtejszy Bank Ludowy. Od roku niemal do śmierci był członkiem Towarzystwa Naukowego w Toruniu. Do niego też zwracali się badacze dziejów i języka kaszubskiego. Jak wiemy już od, J. Karnowskiego, słynny uczony krakowski, Stefan Ramułt, autor Słownika języka pomorskiego, czyli kaszubskiego, wydanego przez Akademię Umiejętności w Krakowie w roku (t. 1 ). Pełny zbiór Worzałowych facecji i faktów, spisanych przed II wojną światową przez J. Karnowskiego, zachowany w jego spuściźnie przez lata przechowywanej w zbiorach śp. Feliksa Marszałkowskiego w Kartuzach, przesłany doń przez autora w roku, ukazał się drukiem dopiero w roku na łamach Pomeranii. Następnie opublikowany został w tomie drugim Pism Jana Kaniowskiego, zatytułowanym Sowizdrzôł u Krëbanów, obejmującym trzy jego prozatorskie utwory: Worzałowe żëce, Sowizdrzał u Krebanów i Krëbanë w labece. Polecam lekturę całości tomu. Na zakończenie, jako swoistą okrasę w języku kaszubskim, zaprezentuję prezentuję fragment - Worzałowych opowieści - sam początek i tę z Czerska, uwzględnioną w wersji Klińskiego, którą wspomniałem na początku niniejszego szkicu. Jak sę Wôrzałëc Agust narodzëł - a bëło to ju dôwno temu, bo w r tej bëłë na Kaszubach jesz gorsze czasë jak dzysô, bo nie chodzëłë leno psë boso, bo takô je ju u nich moda i niżôden lës jima jesz bótów nie uszëł - ale też lëdze durchem chodzëlë 'na bosôka. Bótów nie bëło kupic za co, ciej mandel jôj kasztowôł po samy prôwdze leno, ósmôk, a koruszk żëta leno goły talôrk i ani feniga wicy. Jak rozczyniła gburka do chleba, tej naryfowała połowę korëta bulew, bo chleb ze samy mąci dało leno u jegomosca w plebaniji, abë u wielmożnego na folwarku. Bulwë z mleciem, cały tydzeń bulwë z mleciem, to bëł chłopsci i gbursci môltëch, abë bulewcie ze żurem, a chlebek dało leno w niedzelę. Gburë nosëlë warpowe sërdutë i płócanne samorobne portcie, a białcie zgrzebne szorce. A nôgorzy bëło w r , bo tedë bëł na Kaszubach wieldzi nieurodzaj. Koruszk żëta kosztowôł 1 2 talarów i jesz go nimógłes dostac. Lëdze robilë chleb z korzenicë i żëwilë sę szczawem. Od tego jôdła jim jaż twôrze dëcht zezeliniałë. Tacie to bëłë czasë. Ale ta bieda nikogo nie môrtwiła. Lëdze sę żenilë djade, a dzecë sę lęgłë jak w raju: bo dzôtcie to bëł jich chlebek i dochlebek. Wesele rôz a biéda zawsze. Takô bëła katezma jich żëcu. Agust przëszed na swiat, jak tego trzeba. Przëjechała pani tak ją dzysô z wësoka nazewają a dôwni mowilë na nią z przeproszeniem ebamka i długo nie derowało i bocąn zaklektôł, a mały Wôrzała wëtrzeszczëł oczë, otworzëł swoją gôrę i obwrzeszczôł szterë scanë. To bëł znak, że je ju tu i chce miec swoje prawa. A muszôł miec 1 2 głos niepotemu, bo pani i jeszcze jinsze babë mu wróżëłë, że bandze z niego organista, abëjaci szkólny. Babë wróżëłë dobrze, bo on pózni w żëcu przebrôł organistę i szkólnego i bëł nôcowięcy człowieciem w Łubianie ba, może w cały koscersci parafjiji bo dosłużëł sę ksęży mucë. Ale djade ostôł on na zawsze Wôrzałów Agustem z Łubianë i jacim bëł za młodu, tacim ostôł do staroscë. Figle i psë dónótë zawdë sę jego trzymałë. Wierę krôsnięta mu cos zadałë, jak jesz leżôł w kolebce a popeôwdze bëła to leno kopąnka, bo to je nie do wiarë, żebë smieszcie, szprëchë i szprôsë, towarzyszëłë jemu jaż do grobowy desci i trzymałë sę jego, chocy bëł czasem w nôwiększym labece. W tym go przbrôł leno Jarosz Derda z Wielu, bo bëł nôcowięcy łgôrzem na Kaszubach i wëmyszlajk, jaciego od stworzeniu swiata na Kaszubach nie dało. Bo on nie zwodzëł i nie łgôł, jak to zmyszlają i łżą na odpustach i na jarmarkach dżadë, abë Bórkowianie, ciedë chcą przedac szpôtowatego konia, leno jego łeż sę słuchała jak sztôłtnô bôjka, co nie je drudzim na urwanie, leno na rozweselenie ducha. Temu też o nim prowadzilë, że jak Derda łgôł, tej ani jedno oczko nie bëło suche, bo jedno muszało płakac, a drudzie muszało sę smiôc. Wôrzałowa gôdka nie bëła takô sztôłtnô jak Jaroszowa, nie szła ona tacim stolimowym krociem bez górë i dołë, od pustkowiu jaż do morzu leno trzymała sę zemi i chodzëła kołem płót i wszędë wëszmaniła durę w mosce, abë stjęgę w płoce, gdze przelesc mogła, żebë wënekac na buten kłopotë i zmôrtwienie i na to szare żëce przëpiąc bestrą łatkę, tak że lëdze sę smielë i lży jim bëło i zabëlë o swoji biedze. Z Borzëszków dostôł sę Wôrzała do Czerska. Tu bëł proboszczem jegomosc Lipsci. Bëł on tego samego ôrtu, co Wôrzała. Temu też pasowalë so obaji jak dobrane kuczerscie konie. Obaji bëlë zdatni do tańca i do różańca. Lepszych kumplów do zôbôwci bës ni nalôz w całym Czersku. Temu też niejedna wesołô powiôstka ostała po nich jaż do dzysyszego dnia. Je to lepszô pamiątka, jak wielgô chwôła po gazetach. Nôlepszą sztuczką bëła jich wojna z babami. A bëło to poprôwdze tak: Czerscie babë miałë dzywną żądzônkę na ksężą łąkę. Nicht bë sę o to wcôle ni miôł, żebë rwałë trôwę z brzegu, jak to potcëwy człowiek robi, le onë bëłë tacie nôparte, że chodzëłë w dużą łąkę i rwałë nôlepszą trôwę i nosëłë całe berdë do dom. A więcy jesz potrampałë. Łąka tak wëzdrzała, jakbë dostała wszë. Ludze sę smielë, że ksężô łąka linieje. Ni miôł sę jegomosc gorzëc? To bë sę i robôk spłakôł, jakbë taką szkodę widzôł, a cóż dopieru człowiek. Jak tego ju bëło potąd, tej rzek Wôrzała: Jegomosc, tu nima jinszy radë, leno szczapic korbacza i babë przegnac bez suchy las. Tej obaji sedlë w ogrodze w,,laubę i pilowalë na te babë. Tymczasę z dłudzi chjeli gralë w psa. To je takô gra, że ję kôżdy swięty grac może. Narôz widzą, że na łące je całe karno babów, jakcie gapów. Tej chyże jegomosce wëbôrknęlë z ogroda z korbaczami w garscë. Jak ale bëlë na ławach, co szlë bez rzekę Czernicę, tej ławë sę załômałë - bo chytrzëlë Czerszczanie je mielë podżôgowane i obaji jegomosce sromotnie wpadlë w rzekę i grajdalë sę we wodze jak dwa sumë. Bëło to smiechowisko i żôreta w kupie. Ta sprôwka gorzëła Wôrzałę jesz barży. Mëslôł i mëslôł, jaż cos wëmëslił. Przeobulë sę w kobieccie łachë - od gospodeni i tak szlë przëstrojeni za babë z płachtami na plecach trôwę rwac. Nie derowało długo, a nalazło sę kole nich więcy, niedługuszko, a bëło jich całe karno. Jak babë bëłë w nôlepszy roboce, tej jegomosce dorwalë korbacza i zaczęlë babë łojic. Nasëpalë jim porządny miarë. Terô Czerszczanie sę też smielë nie licho, chocy to bëł szpôs kąsk grëby. Ale dôwni bëłë to jinsze czasë jak dzysô i lëdze znalë sę na żartach. Jesz więcy tacich szpôsów o nim powiôdają, a nôwięcy z wesoły kompaniji, bo kole piwnego stołu Wôrzała prowadzëł rej. A jak leno rzek: Czeketa le, jô wama cos powiem - tej ju wszëtcim oczë sę smiałë i lica sę trzęsłë - tak ju bëło przë pierszym jego słowie. Jak u muzëkantów duży bęben wszëtcie jiństrumeńta przebierze i cały grajce daje prôwdzewy szëk, tak też Wôrzała we wesoły kompaniji pierszą miôł nutę i leno za nim sę wszëtci cierowalë. Bez niego nie bëło ani szpôsa, ani rozmowë, ani wesołoscë, czë to na odpusce, czë to na weselu, czë to na kolandze. Jesz na pożegnaniu, ciej ju stojôł z czôpką pod pôchą we dwierzach, tej nômnij dzesanc szpôsów wësëpôł z rękôwa tak na stojączce. A te bëłë bode nôlepsze i nôsmieszniesze Pozostaje więc do przeczytania i przyswojenia sobie całość tych opowieści. Jednocześnie aktualne są pytania o rzeczywiste związki ks. A. Worzały choćby z Golubiem czy Chmielnem, których śladu nie znajdujemy w dotychczas opracowanych jego życiorysach. Na szczególne podkreślenie zasługuje jednak fakt, iż niektóre z Worzałowych faktów i facecji bezimiennie żyją w kulturze ludowej Kaszub. Znamy je z różnych zbiorów przykładów humoru kaszubskiego. Opowiadał je wielokrotnie, równie niepowtarzalny jak ks. Worzała, dr Józef Bruski, który także nie zdołał swoich gadek spisać. Z jego to repertuaru pamiętamy zarówno tę o pozwoleniu na polowanie, umieszczanym tam, gdzie niekiedy było trzeba, jak i o pokusach. Podobnie czynił inny gawędziarz i poeta kaszubski - Jan Piepka. Wszyscy oni czerpali z ludowej skarbnicy - nie tylko humoru. Wszyscy dzięki swoim dokonaniom, a szczególnie wybitnemu poczuciu humoru, dzięki tym facecjom żyją w naszej pamięci. *Powyższy tekst stanowił kanwę wystąpienia prof. Józefa Borzyszkowskiego, 9 maja r. w Domu Kultury w Łęgu podczas spotkania z uczestnikami uroczystości odsłonięcia na miejscowym kościele, tablicy pamięci proboszcza łęckiego śp. Augustyna Worzały. Organizatorami tej wspaniałej uroczystości był Ośrodek Kultury w Łęgu i Stowarzyszenie Nasza Wieś Nasz Łąg. Podczas tego spotkania wystąpił również p. poseł Piotr Stanke, który poinformował, że o ks. A. Worzale mówił z trybuny sejmowej, informując członków Parlamentu o dokonaniach życia tego Kapłana. Treść tego wystąpienia sejmowego pana Posła publikujemy również w tym wydaniu naszego magazynu. Zamieszczamy również relacje fotograficzną w dziale Foto Zbliżenia./tz/

15 Poseł Piotr Stanke Chojnice WYDARZENIA Oświadczenia w sprawie zbliżającej się rocznicy śmierci księdza Augustyna Worzałły ( ) Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Pragnę dzisiaj w tym dostojnym miejscu przypomnieć losy kapłana, budowniczego i animatora życia społecznego. Mówi się bowiem, że tak długo żyje człowiek, jak długo żyje pamięć o nim. Okazją do wspomnień na temat księdza Augustyna Worzałły jest zbliżająca się rocznica jego śmierci oraz trwający właśnie Rok Kapłański. Jako poseł reprezentujący m.in. rodzinne strony księdza Augustyna chciałbym przyłączyć się do głosu tych, którym droga jest pamięć o nim i o jego zasługach dla społeczności lokalnej w trudnym okresie zaboru pruskiego. Pochodzi on z rodziny chłopskiej. Urodził się 7 lipca r. w Łubianie koło Kościerzyny. Po studiach w seminarium duchownym w Pelplinie 1 5 kwietnia r. przyjął święcenia kapłańskie. Był wikariuszem w kilku parafiach, m.in. w Czersku, Lubawie i Borzyszkowach. W r. został proboszczem w Łęgu i to tej właśnie parafii poświęcił resztę swojego życia. Największym z widocznych znaków jego obecności na tej ziemi jest wzniesiony wspaniały kościół parafialny pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Jest on zbudowany z czerwonej cegły, w kształcie krzyża, w stylu neogotyckim, jednonawowy o sześciu przęsłach, orientowany z prezbiterium na wschód i dzwonnicą na zachód. Wewnątrz znajdujemy liczne ołtarze i malowidła przedstawiające świętych i apostołów. Każdy z nich kryje w sobie fragment historii tej parafii, wiąże się z konkretnymi ludźmi i z ich życiem. Jest to nie tylko dom Boży, piękny zbytek, ale przede wszystkim świadectwo wiary i przywiązania do chrześcijańskich korzeni i wartości tej ziemi na przestrzeni ponad 1 00 lat. Łęski ksiądz Augustyn Worzałła był postacią powszechnie znaną. Wywierał ogromne wrażenie, znano go na całych niemal Kaszubach, które w owych czasach obfitowały w szereg wybitnych postaci, działaczy społecznych i patriotów. Był osobą nieprzeciętną. Ksiądz Augustyn od początku swej działalności duszpasterskiej brał aktywny udział w pracach polskich organizacji społeczno-kulturalnych, m.in. Polsko-Katolickim Towarzystwie Oświata, Towarzystwie Naukowym w Toruniu. Fundował stypendia dla najuboższych uczniów. Szerzył oświatę, popularyzował książki i czasopisma polskie wśród najuboższych warstw społeczeństwa. Proboszcz z Łęga zapisał się na kartach historii ziemi chojnickiej i Pomorza jako budowniczy, poeta, patriota i oddany swemu ludowi pasterz. Jego działania i zasługi dla tej społeczności domagają się od nas najwyższego szacunku i uznania. Zawsze przywiązywał wielką wagę do języka, tradycji i kultury Kaszubów. To do niego przyjeżdżali pierwsi językoznawcy badający język kaszubski. Wybitny poeta pochodzący również z tej ziemi - współczesny księdzu Augustynowi - Jan Karnowski tak wspomina kapłana: Dwóch poetów z Bożej łaski wydały Kaszuby starej daty: jednego piszącego Hieronima Derdowskiego, drugiego niepiszącego księdza Augustyna Worzałłę. Obaj tworzyli, biorąc materiał ze siebie i ze środowiska, z którego pochodzili. Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! My jako spadkobiercy jego dziedzictwa, wzorowej postawy obywatelskiej, poświęcenia i oddania mamy moralny obowiązek pielęgnować pamięć o nim i jego bezinteresownej pracy na rzecz drugiego człowieka. Wyrazem tej pamięci będą organizowane przez Ośrodek Kultury w Łęgu oraz Stowarzyszenie Nasz Łąg - nasza wieś uroczystości, które rozpoczną się mszą świętą w kościele pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Łęgu 9 maja br., podczas której odbędzie się odsłonięcie i poświęcenie tablicy upamiętniającej budowniczego łęskiej świątyni. Dziękuję za uwagę. (Sejm RP 7 maja 2010 r.) * Treść tego wystąpienia wręczył ( r.) p. poseł pani Iwonie Szulc dyr. Ośrodka Kultury w Łęgu podczas uroczystości upamiętniających rocznicę śmierci sp. ks. Augustyna Worzały. Kociewski Ród Worzałów i pokrewnych śp. ks. Worzały 1 3

16 HISTORIA 1 4 Mjr. Andrzej Szutowicz Grupa polskich oficerów uwolnionych z oflagu zatrzymała się w wymiecionym z ludzi niemieckim miasteczku. Zajęli obszerne połączone ze sklepem mieszkanie należące do rodziny Kluge. Właścicieli nie było, po rozgardiaszu jaki w nim panował, widać było, że opuścili je pospiesznie. Wmieście pozostał tylko lekarz - idealista, DOKTOR, z trzema córkami: najstarsza, dziewiętnastoletnia Inga została zgwałcona przez korzystających z wolności byłych robotników przymusowych. Jeden z oficerów o imieniu Jan, był ranny, ranę otrzymał przy wyjściu z terenu obozu. Wezwany DOKTOR (weteran pierwszej wojny i były jeniec francuski) udzielił mu pomocy. Jan zaproponował DOKTOROWI by przeniósł się z córkami do zajmowanego przez oficerów domu, co miało zapewnić rodzinie bezpieczeństwo. Ta propozycja spowodowała konflikt między Janem a kolegami, którzy uważali, że nie powinien się śpieszyć z pomocą Niemcom. Stanowisko Jana było nieugięte i rodzina DOK- TORA przeniosła się do mieszkania. Kilku oficerów nie zaakceptowało tego i na znak protestu zmienili kwaterę. Inga odwiedziła skrycie ukrywającego się ogrodnika Grimma, ojca jej chłopaka. Ogrodnik pokazał jej mundur i broń, którą zostawił u niego uciekający niemiecki żołnierz. Inga zabrała broń, gdy usłyszała intensywne strzały pośpiesznie wróciła do domu. Miasteczko zostało zaatakowane przez zabłąkany niemiecki oddział. Początkowo przybliżające się odgłosy wali zaczęły się oddalać. Przy czynnym udziale niektórych oficerów atak został odparty, jeden z oficerów Paweł zginął. W czasie walki DOKTOR opatrywał rannych Polaków. Oficerowie ponownie zebrali się w mieszkaniu. Przygnębiona Inga za zgodą Jana wyszła. Wśród ciszy za oknami wybucha nagle łoskot strzałów z automatu, sypią się seriami z wysoka, z prawej strony, w najbliższym sąsiedztwie; towarzyszy im zgiełk, krzyki w ulicy. Wszyscy z wyjątkiem Luzzi biegną do okna, wychylają się, patrzą w prawo, w górę. MICHAŁ Z wieży! Ktoś rąbie z wieży kościelnej! KAROL Kobieta. Kobieta w okienku wieży. Ach, suka! Chlaszcze po chodnikach! Zrywa karabin z ramienia, chce wybiec. JAN krzyczy Nie ty! Nie ty! Wyrywa Karolowi karabin, wybiega. Strzały milkną, po czym nowa seria. Hieronim, Michał, Karol, wychyleni przez okno, obserwują z napięciem ulicę i wieżę. Luzzi tyłem do okna, na środku sceny, z przymkniętymi oczyma. Seria strzałów Z kart współczesnych dziejów Pomorza Zachodniego Jastrowie: pierwszy dzień wolności fikcja czy prawda? urywa się, po chwili jeszcze jeden, bliski okna strzał. Hieronim, Michał i Karol w milczeniu odwracają się od okna w różne strony, nie patrzą na siebie. Luzzi automatycznie idzie ku drzwiom lewym, staje w nich oparta ręką o framugę, patrzy w głąb mieszkania. Długa pauza. Jan wraca; Hieronim, Michał i Karol patrzą na niego z napięciem, nie wiedzą, jak się zachować. HIERONIM sztucznie, niezręcznie Brawo, Janie! Jak na strzelnicy. Urywa zmieszany spojrzeniem Jana. Jan rzuca karabin na podłogę, idzie w stronę Luzzi. Luzzi odwraca się w jego stronę. Jan staje przed nią, patrzą sobie w oczy. Doktor wchodzi złamany, szuka wzrokiem Jana, idzie ku niemu, staje za jego plecami, po chwili, szeptem Ale dlaczego pan dlaczego właśnie pan? Chwila wspomnień W latach 70-tych, gdy teren Województwa Koszalińskiego obejmował rejon od Ustki po Wałcz organizowany był w Jastrowiu obóz przysposobienia obronnego. Uczestniczyli w nim uczniowie z całego województwa, którzy ukończyli pierwszą klasę szkoły średniej. Tak się złożyło, że razem z kolegami klasowymi Jasiem Szulcem i Andrzejem Peplińskim skorzystaliśmy z propozycji naszego profesora od P-O p. mgr Eugeniusza Szczerbińskiego i wyraziliśmy chęć uczestniczenia w tym obozie. Jastrowie w r. okazało się malowniczym miasteczkiem, jednak warunki życia obozowego były dość surowe. Zakwaterowanie w namiotach, szkolenie oraz służby były namiastką życia wojskowego. Do naszych wychowawców (nauczyciele PO lub WF) zwracaliśmy się per obywatelu dowódco. Czas wolny urozmaicony był pobytem nad jeziorem, nad którym nie miało być komarów, co powodowało, że zabicie jednego przedstawiciela tego gatunku stanowiło radosną sensację. Uczestniczyliśmy w wycieczkach, które przybliżyły nam miasto i jego okolicę głównie pod względem wojennej przeszłości. Nadal wspominam wyjazd do Wałcza. Gościł nas słynny wałecki cyrk czyli 49 pułk zmechanizowany. Jednostka ta zafundowała wszystkim grochówkę z wielką parówką, był pokaz sprzętu i strzelanie z kbks na strzelnicy garnizonowej. Prawdziwą atrakcją była wyeksponowana etatowa broń strzelecka, szczególnie dużym wzięciem cieszył się Kałasznikow czyli kbk AK. Z pokorą muszę przyznać, że nie podzielałem fascynacji moich kolegów. Na koniec była nie lada frajda czyli kąpiel na plaży wojskowej. Kompleks koszarowy oraz pobliskie osiedle wojskowe wywarły na mnie smutne wrażenie. Wracając nie miałem psychicznego komfortu. Podświadomość wprowadziła pewien niepokój. Po latach, jako podporucznik 7 warszawskiego batalionu saperów 20 DPanc., poznałem niemal od podszewki realia zwiedzanej wówczas jednostki. Niepokój sprzed lat był proroczy powrócił z zdwojoną siłą, miałem podstawy by wierzyć w przepowiednie. Podczas przechadzek po Jastrowiu nic tak nie wzbudzało naszej ciekawości jak pochodzący z r. neobarokowy kościół św. Michała Archanioła przy ul. Kieniewicza. Jego ołtarz z l753 r., drewniane XVIII wieczne figury św. Jana Nepomucena i św. Kazimierza i chrzcielnica z r. powinny czynić z niego główną atrakcję turystyczną miasta. Tymczasem to nie stare zabytki powodują, że każdy średnio oczytany wówczas Polak zwracał uwagę na kościół. Dla nich atrakcją była wieża. Przy wszelkiego rodzaju opowieściach wymieniano Leona Kruczkowskiego i jego sfilmowaną w r. przez Aleksandra Forda sztukę Pierwszy dzień wolności Z wieży tego kościoła miała strzelać bohaterka tego dramatu - Inga. Scena ta opisana przez Kruczkowskiego okazała się tak realna i prawdziwa, że uważałem ją za fakt, który rzeczywiście miał miejsce. Zresztą nie tylko ja. Nie wiem jak moim kolegom, ale dla mnie Jastrowie ciągle kojarzy się z dziewczyną strzelającą do polskich żołnierzy. Minęły lata, przy okazji zainteresowań Oflagiem II B Arnswalde (Choszczno) niejako wypłynęła postać Leona Kruczkowskiego. Odegrał on znaczącą rolę w kształtowaniu życia kulturalnego jeńców, był reżyserem i kierownikiem słynnego Teatru Symbolów. Oflagu z Choszczna nie można oderwać od umiejscowionego nie tak daleko od Jastrowia Oflagu II D Groβ Born (Kłomino, Borne Sulinowo). Te dwa obozy są ze sobą ściśle związane, gdyż w połowie maja roku doszło do zamiany jeńców. Polaków z Choszczna przeniesiono w gorsze warunki do baraków Kłomina a Francuzów z Kłomina do ogrzewanych pochodzących z r. koszarowców Choszczna. Nie powinno więc dziwić, że idąc śladami arswaldczyków trafiłem na teren gdzie usytuowano Oflag II D Groβ Born. Jadąc szlakiem uwolnionych w r. jeńców tego Oflagu, dotarłem do Jastrowia. Spojrzałem na wieżę i wtedy przyszła myśl zawarta w pytaniu Czy aby to prawda?. Dzwoniłem do kilku hobbystów, znawców miejscowej historii, nie umieli mi jednoznacznie odpowiedzieć. Postanowiłem poszperać sam. Bazując na materiałach zawartych w Słupskiej Czytelni Biblioteki Akademii Pomorskiej, oraz w zasobach bibliotek miejskich w Choszcznie i w Czarnem udało się odtworzyć tamten czas. Jastrowie w czasie wojny Pozornie Jastrowie w czasie wojny niczym nie różniło się od innych niemieckich miast. W mieście i okolicy przebywali liczni robotnicy przymusowi. Niedaleko funkcjonowały mniej lub bardziej znane obozy jenieckie. W Kłominie Oflag II D, Stalag II H, w Barkniewie koło Okonka istniał zapomniany dziś Stalag 351 Berkenbrugge. Był tu też obóz dla Amerykanów (Hubertus przy trakcie Jastrowie-Wałcz), którzy pracowali w pobliskim lesie. Jednym z ro-

17 botników przymusowych, zatrudnionym w Jastrowiu był podoficer 8 batalionu strzelców z Redłowa st. sierż. Bronisław Fortuna. Miał on dość niemiłe zdarzenie, które mogło skończyć się tragicznie. Otóż w aptece pracowała jako sprzątaczka pewna Polka, również robotnica przymusowa. Fortuna, by dziewczyna nie chodziła ciągle po klucz, dorobił jej zapasowy. Okazało się to wielkim przestępstwem, oboje zostali zatrzymani. Losy dziewczyny nie są znane. Fortunę oskarżono o próbę skażenia wody i miał być stracony. Uratował go Niemiec Trilel, który poręczył za nim przedstawiając go jako wybitnego fachowca. Wyróżniającą się postacią ówczesnego Jastrowia był miejscowy lekarz. Jego nazwisko utrwaliło się we wspomnieniach wielu przebywających w tym czasie w rejonie miasta osób, szczególnie przybyłych tu pod przymusem Polaków, robotników i jeńców wojennych. Niestety, pobyt w niewoli czy na tzw. robotach nie chronił od chorób. Chorzy w swym cierpieniu mieli o tyle szczęście, że w Jastrowiu mogli się leczyć tak samo jak i ich niemieccy gospodarze. Tę równość ludzi wobec choroby zapewniał wspomniany lekarz. Nazywał się Werner Kroll, mieszkał przy ul. Koenigsbergstraβe. Był życzliwym, często uśmiechniętym, starszym, grubo po 60-ce, średniego wzrostu mężczyzną. Siwizna, wysokie czoło i okulary niejako wspierały jego medyczną mądrość. Wyróżniał się spokojem i opanowaniem. Był kombatantem pierwszej wojny światowej, okropności przeżyć jakich doznał na froncie spowodowały, że był z przekonania pacyfistą. Mimo to, pozostał w nim jakiś sentyment do wojska, gdyż przyjmując żołnierzy- jeńców często rozmawiał z nimi o służbie. Co jest ciekawe, od tych, których nie było stać na zapłatę, nie brał pieniędzy. W przypadku jeńców i robotników przymusowych brak pieniędzy był nagminny, dlatego w większości nie stać było ich na opłaty. Doktor Kroll nie odmawiał im pomocy i faktycznie konsultował ich za darmo. Ponieważ miał swój zapas leków, często obdarowywał nimi swoich nietutejszych pacjentów. Gdy trzeba było dawał zwolnienia lekarskie, stanowiło to pewien rodzaj odwagi gdyż narażało lekarza na donosy, kontrole i niezadowolenie zatrudniających przymusowych i jeńców. W Jastrowiu byli oni nie tylko zatrudnieni w gospodarstwach rolnych i majątkach. Pracowali także m.in. w fabryce cygar i u rzemieślników. U dr Krolla pracowała również robotnica przymusowa, miała o tyle szczęście, że pochodziła z pobliskiego Złotowa. Ostatnie chwile W styczniu odgłosy frontu zaczęły zbliżać się do Jastrowia, podjęto decyzję o ewakuacji miasta. W niedalekim Oflagu II D Groβ Born trwały podobne przygotowania, szykowano się do wymarszu na Zachód. W tym samym czasie, gdy mieszkańcy Jastrowia opuszczali czym tylko mogli miasto, otworzyły się bramy Oflagu i wymaszerowały z niego kolumny eskortowanych pod bronią jeńców. W Jastrowiu był przymus ewakuacji, kilku z tych, którzy odmówili opuszczenia miasta zabito np. w piekarni przy Tepferstrasse. Z tego też powodu zabito Polaka (fryzjera) z żoną w lagrze przy dworcu. Dr Kroll nie podporządkował się zarządzeniom władzy i pozostał z dwiema córkami w mieście. Jak później twierdził, uważał, że jako lekarz był obowiązany pozostać w miejscu gdzie byłby bardziej potrzebny. Za takie miejsce uznał Jastrowie. Nakazowi wymarszu z Oflagu nie podporządkowało się około jeńców Oflagu II D. Skupieni przy płk. Stefanie Mossorze, symulując chorobę, odmówili r. wyjścia i pozostali w obozie. Tego samego dnia przybyła tu kolumna 2000 ewakuowanych ze Wschodu, żołnierzy - jeńców Jugosłowian. Nazajutrz ich eskorta miała kłopoty z zebraniem całości. Były strzały, lecz około 560 z ppłk Kolbem nie wyruszyło w dalszą drogę. Poukrywani, pochowani lub poprzebierani w polskie mundury postanowili razem z Polakami oczekiwać nadejścia frontu. Pozostający w Gross Born Polacy pilnowani byli przez jednego kulawego oficera kpt. Hoppego i kilku wartowników. Niemcy zezwolili Polakom na pobranie zaopatrzenia z magazynów w Kłominie. Nieliczna załoga niemiecka r. pośpiesznie uciekła z obozu. Łuny zbliżającego się frontu widać było z terenu Oflagu II D. Nad obozem zaczęła powiewać flaga 1 5

18 czerwonego krzyża. Obok Oflagu przechodziły jednostki niemieckie (wg jenieckich wspomnień 31 stycznia, łotewskie SS) ich oficerowie ostrzegani przed tyfusem nie odważyli się ingerować w sprawy obozowe. Jastrowie pustoszejąc szykowało się do obrony, swoje stanowiska bojowe organizowały tu bataliony podporządkowane łotewskiej 1 5 Dywizji SS Lettland. Do obrony Jastrowia i jego okolic wyznaczono Grupy Bojowe ; Rhode (ok ludzi) Elster (ok. 400 ludzi), Pfennig" (ok ludzi) i Scheibe" z rozbitego 59 pp oraz batalion marszowy 59 DPiech.. 31 stycznia r. rozpoczęły się działania, których doraźnym celem było m.in. opanowanie miasta. Zadanie to otrzymał 1 0 pp (d-ca ppłk Wincenty Potapowicz) z 4 DPiech. gen. Bolesława Kieniewicza. 2 lutego ok. godz. 1 6-tej pododdziały tego pułku opanowały nasyp kolejowy i rozpoczęły walki uliczne. Dowódca 1 Armii WP chcąc przyśpieszyć zdobycie miasta wsparł działania 1 0 pp, 1 6 pułkiem (d ca ppłk Wasyl Czernisz) 6 DPiech płk Genadiusza Szejpaka, wzmocnionym dwoma dywizjonami artylerii lekkiej.. W walkach o miasto brał także udział 8 pp ( d ca ppłk Konstanty Karasiewicz) 3 DPiech płk Zajkowskiego, który ostrzeliwał Niemców od wschodu, niedaleko zniszczonych mostów koło Piecewka. Tuż przed wejściem Polaków w istniejącym między cmentarzem, a tartakiem obozie Niemcu zamordowali sześć osób narodowości polskiej w tym dwójkę dzieci. Jastrowie zostało opanowane 2 lutego w nocy. Mniej więcej w tym samym czasie w niedalekich Podgajach żołnierze łotewskiej dywizji spalili żywcem 32 żołnierzy 3 pp z 1 DPiech. Natarcie Polaków na miasto Bronisław Fortuna przeczekał ukryty u niejakiego Kruegera Po zdobyciu Jastrowia Polka pracująca u dr Krolla, pożegnała lekarza, spakowała swoje rzeczy i powróciła do wolnego już polskiego Złotowa. Wydała o doktorze jak najlepszą opinię. 3 lutego r. podczas ostrzeliwania niemieckiego pociągu na obóz spadły pierwsze radzieckie pociski artyleryjskie zniszczyły ustęp, trafiły w budkę wartowniczą, barak przy torze (wg innej wersji ostrzał nastąpił 31 stycznia, zginął rtm. Makowski). Tego dnia do obozu przybyła łotewska kompania SS. Łotysze wobec ostrzału radzieckiej artylerii, oraz ostrzeżeni przez Polaków, że w obozie pozostali chorzy na tyfus, nie zdecydowali się na pozostanie w nim i pospiesznie wycofali się. W nocy 4/5 lutego oficerski patrol ppor Stanisława Błażejewicza napotkał pluton zwiadu 1 8 pp 6 DP 1 AWP. 5 lutego o 7 rano na teren obozu przybyła kompania 1 8 pp oraz zastępca dowódcy pułku Tego dnia obóz został ostrzelany przez niemiecką artylerię zginęło 7 Jugosłowian i 3 Polaków. Pierwsze dni wolności Opuszczanie obozu nastąpiło w czasie niemieckiego ostrzału. 1 8 pp toczył już zacięte walki o zdobycie pobliskich Nadarzyc. Ostatni teren obozu opuścił ppłk dypl. Stefan Mossor. Poprzez Sypniewo, gdzie większość spędziła noc 5/6 lutego, już dawni jeńcy przemieścili się do Jastrowia. Z ppłk Mossorem do miasta weszło prawie oficerów wrześniowych, ok. 300 powstańców warszawskich, 540 oficerów jugosłowiańskich i 65 Amerykanów (w grupie tej mogli być Anglicy). Wśród 1 6 nich byli trzymający się razem dwaj literaci; Leon Kruczkowski, Stanisław Ryszard Dobrowolski i inżynier architekt Eugeniusz Wierzbicki. Byli jeńcy zajęli kwatery w mieście. Do zajmowanego przez Leona Kruczkowskiego i jego współtowarzyszy domu por. inż. Michał Gawędzki przyprowadził dwie kilkunastoletnie dziewczynki miały 1 4 i 1 5 lat. Jak się okazało były to córki dr Wernera Krolla, opiekowała się nimi bona obrzydliwa Niemka wrogo nastawiona do Polaków. Dziewczynki były przestraszone, jedna z nich padła ofiarą gwałtu jakiegoś marudera (robotnika przymusowego). Niestety sądzić należy, że gwałcicielem był Polak. Dobrowolski, Kruczkowski i Wierzbicki zaopiekowali się dziewczętami. Kruczkowski prowadził długie dysputy z ich ojcem- lekarzem. Doktor Kroll nie mógł uwierzyć w ogrom zbrodni niemieckich, o których opowiadali mu polscy oficerowie. Za radą Kruczkowskiego zmienił miejsce zamieszkania. Ochrona dziewczyn była potrzebna, gdyż chętnych ze skorzystania z prawa zwycięzców nie brakowało. Spora grupa oficerów nie czekała na rozwój wypadków, korzystając z szlaków zaopatrzeniowych polskiej armii opuściła miasto i pośpiesznie udała się w kierunku swoich stron rodzinnych. Pozostałych zaczęło przesłuchiwać NKWD. Rosjanie nie kryli niezadowolenia, że dużo oficerów wymknęło się ich ewidencji. Zostali ci, którzy chcieli walczyć. Zamierzano z nich utworzyć oddział bojowy w sile batalionu (pułku oficerskiego) pod dowództwem mjr Samsonowa. Jednak były to raczej obiecanki mające za zadanie zatrzymać oficerów do czasu ich przesłuchania. Gdy NKWD skończyło swoją pracę zrezygnowano z utworzenia planowanej jednostki. Front przesunął się na zachód. W pewnym momencie, wieczorem 1 4 lutego od strony Piły, spadło na Polaków w Jastrowiu poważne zagrożenie. Otóż miasto stało na drodze jednostek niemieckich, które w godzinach rannych wyrwały się z rejonu Piły i parły na Lędyczek Okonek. Niemcy, pewnie dla zdobycia nagromadzonych w Jastrowiu zapasów, postanowili opanować miasto. Rzeczywiście magazyny w Jastrowiu były dobrze zaopatrzone gdyż korzystali z nich uwolnieni z Gross Born oficerowie. W początkowej fazie obronę miasta zorganizował nieznany z nazwiska polski sierżant. Podporządkowali się mu nawet radzieccy maruderzy. Część oficerów, dawnych jeńców, chwyciła za broń (ponoć 1 30), do walki stanęli również Jugosłowianie, którzy uzbroili się zaraz po wyjściu z Oflagu i mimo nakazów nie oddali broni Rosjanom. Pierwsze pociski niemieckie które spadły na miasto (wg. Witolda Świerczewskiego) trafiły w miejsce gdzie po wojnie była kawiarnia. Uzbrojeni oficerowie obsadzili ważniejsze pozycje i wszystkie dogi do miasta. Niemcy dotarli na rogatki w rejonie dworca kolejowego, zniszczyli polski pododdział zaopatrzenia. Miasta jednak nie opanowali. Doktor Kroll opatrywał wszystkich rannych, nie patrzył na ich narodowość. Sytuacja została opanowana po przybyciu silniejszych jednostek radzieckich. Niemcy podzielili się na mniejsze grupy i kontynuowali przedzieranie się do swoich. Już od 1 5-go lutego zaczęto ich w sposób zorganizowany wyłapywać. Gdy ucichły strzały Bronisław Fortuna objeżdżał rejon wzdłuż torów kolejowych linii Piła- Szczecinek. Zbierał tam ciała poległych żołnierzy, okazało się, że wśród nich byli także ranni, dołączył do niego także dr Kroll. Realia wolności W czasie działań NKWD w Jastrowiu przesłuchano 760 oficerów spośród których zweryfikowano pozytywnie. Przyjęto ich do służby w LWP. Wynika stąd, że tylko nieliczni oficerowie byli jeńcy Oflagu II D wzięli udział w dobijaniu Niemiec. Pozostali, uznani za niezdolnych lub nieprzydatnych, rozjechali się do domów i włączyli się czynnie w powojenną rzeczywistość. Niemców, którzy pozostali w Jastrowiu i tych, którzy do niego wrócili zgromadzono w swoistym getcie. Nie trafił tam dr Kroll, pozostał w swoim gabinecie przy ulicy Kilińszczaków. Leczył nadal tak jak dotychczas, bez różnicowania na lepszych i gorszych pacjentów. Mimo niemiłych przeżyć, pomagał Polakom, Rosjanom a gdy przyjechali do Jastrowia repatrianci ze wschodu także im służył swoją wiedzą. Między faktami a fikcją Funkcjonujące przekonanie, że akcja sztuki Kruczkowskiego toczy się na przełomie 5/6 lutego należałoby w oparciu o istniejącą literaturę zweryfikować. Najbardziej pomocne są wspomnienia zebrane onegdaj przez Słupski Oddział Polskiego Towarzystwa Historycznego. Wskazują one wyraźnie, że zaangażowanie oficerów w obronę Jastrowia nastąpiło jedynie podczas próby opanowania miasta przez przedzierający się pilski garnizon, czyli musiało to być 1 4/1 5 lutego. Niejako potwierdza to Jarosław Pałka w swojej książce Gen. Stefan Mossor ( ) Biografia wojskowa. (Wyd. Of. Wyd. Rytm s ). Niestety wspomnienia nie precyzują daty wejścia oficerów do miasta wg wspomnianej książki nastąpiło to w dzień 6 go lutego. Jastrowie nie było nieznane, część jeńców Oflagu II D korzystała z miejscowej opieki lekarskiej, dlatego nie można wykluczyć, że mimo ciemności i wojennego zagrożenia pewne grupy jenieckie dotarły do niego późnym wieczorem lub w nocy 5/6 lutego. Jakby nie patrzył ten 24 godzinny przełom był rzeczywistym pierwszym dniem wolności. Natomiast literacki obejmuje dodatkowo faktyczne wydarzenia z nocy 1 4/1 5 lutego. Innymi słowy pierwszy dzień wolności to przełom 5/1 5 lutego. Pozostaje jeszcze kwestia strzałów Ingi. Niestety nigdzie nie ma potwierdzenia tego faktu. Pierwowzorem Ingi była zgwałcona i zastraszona 1 5 letnia dziewczyna, raczej wątpliwe jest aby w sytuacji gdy w mieście przebywali niemal sami mężczyźni, zdecydowała się na tak desperacki krok. Dla niej przejście z bezpiecznego domu do kościoła mogło być bardzo ryzykowne. Niemal z całą pewnością można powiedzieć, że z kościoła pw. Michała Archanioła w Jastrowiu w PIERWSZY DZIEŃ WOL- NOŚCI nikt nie strzelał. Paniom z Czytelni Biblioteki Akademii Pomorskiej, oraz Paniom z Miejskich Bibliotek w Choszcznie i w Czarnem za okazaną pomoc, serdecznie dziękuję. (Drawno - Kawaliera 3/2009)

19 WYDARZENIA Zbigniew Talewski Szanowni Państwo! Wszyscy zebraliśmy się tu dla jednej idei, dla jednej sprawy. Dla uczczenia pamięci bohatera Józefa Gierszewskiego, mjr Rysia, w latach Komendanta TOW Gryf Pomorski, bratobójczo zamordowanego prawdopodobnie właśnie 19 czerwca r. w swej kwaterze - bunkrze, jaki znajdował się na terenie dzisiejszego leśnictwa Dywan w nadleśnictwie Lipusz. 9 grudnia 2006 roku przy udziale i pomocy niektórych dzisiaj tu obecnych (jeszcze raz za to dziękuję) odsłoniliśmy tam krzyż i otwarliśmy Izbę Patriotyzmu i Pamięci Gryfa im. Józefa Gierszewskiego, obie poświęcone jego tragicznej śmierci. Tak jak tamta uroczystość, tak i dzisiejsza miały na celu także uczczenie pamięci wielu innych bohaterskich dowódców i członków Gryfa zamordowanych lub zamęczonych w obozach, a także tych, co polegli w walce z okupantem, np. żołnierzy por. Grębosza, obrońców Zielonego partyzanckiego Pałacu pod Męcikałem, żołnierzy zgrupowania Szyszki Jana Szalewskiego poległych pod Lubianą w walce z oddziałem bytowskiego SS, czy trzech członków Gryfa poległych w bunkrze pod Rotenbargiem, spalonych granatami zapalającymi. Byli to Rosjanin - zbieg z obozu jenieckiego, członek Gryfa Iwan Zahreda, mój krewniak Konrad Talewski ps. Szady i jego szwagier Franciszek Sadowski. Zdarzenie to miało także rocznicowe miejsce, bo w dniu 1 9 czerwca roku. W tym dzisiejszym modlitewnym spotkaniu w tej pięknej i historycznej świątyni, modląc się za duszę śp. Józefa Gierszewskiego, ich Komendanta, pamiętajmy także i o nich w naszych modlitwach. Na odsłanianym i poświęcanym dzisiaj nagrobku mjr Rysia umieściliśmy trzy daty: 19 marca r., 28 września r. i datę dzisiejszą, Pierwsza ma przypominać nam dzień pochówku Komendanta w jego rodzinnej ziemi parafialnej, druga przypomina uroczystość, podczas której na grobie odsłoniliśmy pierwsze epitafium jego pamięci, a dzisiejsza - aktualny symbol. W międzyczasie w latach m.in. odbyła się w Lipnicy sesja popularnonaukowa nt. życia i działalności wojennej Józefa Gierszewskiego, a przy tej okazji szkole w Borzyszkowach nadano imię Komendanta, odsłaniając na niej okolicznościową tablicę, zaś w latach przed sądem okręgowym w Słupsku z powództwa naszej fundacji toczył się - wygrany w efekcie - proces w obronie dobrego imienia i godnej pamięci naszego Bohatera. O nim samym i jego zasługach okolicznościowe słowo żołnierza o żołnierzu wygłosi pan ppłk Andrzej Szutowicz, a przy grobie wspomni swego pradziadka Agata Gierszewska. Drechë! Wszystkim tym, którzy pomogli w zorganizowaniu uroczystości dzisiejszej, dziękuję za obecność, w tym dostojnym gościom, w tym naszym weteranom, którym życzymy jeszcze wiele sił i zdrowia, aby jak najdłużej byli z nami, Dziękuję za wsparcie finansowe w odbudowie mogiły, a także za sfinansowanie przez pana wójta części aprowizacyjnej naszego spotkania, przygotowanie symboli naszej współczesnej działalności Borzyszkowy pamięci mjr. Rysia Wystąpienie otwierające uroczystość obywatelskiej, tj. naszych stanic-sztandarów, wśród których są dwa dzisiaj już historyczne, bo jeden z 1926 roku, należący do miejscowego Towarzystwa Powstańców i Wojaków, a drugi z roku, którym jest sztandar SP w Borowym Młynie. Dziękuję uczniom Zespołu Szkół w Lipnicy i ich wychowawczyni pani Cieślińskiej za patriotyczny program, który zaprezentują za chwilę przy grobie, a w tej chwili poetyckiej zadumy wesprze ich drech Edmund Konkolewski z Wiela. Dziękuję członkom oddziału Gryfa z Męcikału, którzy swą obecnością stworzyli odpowiedni historyczny nastrój tamtego czasu. Przy okazji chciałbym w imieniu Fundacji i jej Kapituły serdecznie Wam podziękować za to, co robicie z takim sercem, ze społecznym i niekłamanych oddaniem. Dziękuję panu Janowi Fiszka Borzyszkowskiemu, mistrzowi kamieniarskiemu z Kramarzyn, który także swą społeczną cegiełkę - wraz z rodziną Gierszewskich - dołożył do realizacji tego nagrobka, jak i wielu innych znaków naszej patriotycznej pamięci. Dziękuję księdzu proboszczowi Ryszardowi Górnemu za gospodarską gościnność i poprowadzenie dzisiejszej modlitwy. Słowem, wszetcim wiôldzié Bóg zapłać!!! Serdecznie z całego serca dziękuję. (Borzyszkowy 19 czerwca 2010 r.) Scenariusz uroczystości poświęconej pamięci Józefa Gierszewskiego, mjr. Rysia, połączonej z poświęceniem nowego nagrobka na grobie Komendanta 19 czerwca 2010 r. Borzyszkowy kościół parafialny i cmentarz przykościelny Poczty sztandarowe oraz członkowie Grupy Odtworzeniowa TOW Gryf Pomorski z jej komendantem Wojciechem Dereweckim zbierają się przed wejściem do kościoła, po czym do niego zostają wprowadzeni przez ks. proboszcza. Następuje słowo powitania ze strony prezesa Fundacji (cel spotkania, hołd sztandarom, powitanie gości), po czym prezes prosi ks. proboszcza o poprowadzenie nabożeństwa za duszę śp. J. Gierszewskiego. W jego trakcie ppłk Andrzej Szutowicz, członek Kapituły Fundacji, przedstawi koleje życia i dokonania śp. Józefa Gierszewskiego. Po nabożeństwie okolicznościowy występ patriotyczno-artystyczny (gitara, śpiew, wiersze) w wykonaniu uczniów z Zespołów Szkół z Lipnicy i Borowego Młyna. Z jednym lub dwoma okolicznościowymi wierszami wystąpi nestor gawędziarzy kaszubskich i weteran II wojny światowej Edmund Konkolewski z Wiela. Uroczystość w świątyni kończy słowo podziękowania ze strony rodziny Komendanta oraz wspólnie odśpiewana jedna zwrotka (z refrenem) hymnu kaszubskiego Następuje wyprowadzenie (w szyku procesyjnym) z kościoła pocztów i uczestników spotkania, w tym członków Grupy Odtworzeniowej TOW GP, która ustawi się w szyku przy grobie Komendanta. Przy grobie uroczystość rozpoczyna sygnał trąbki, poczym ks. proboszcz dokonuje poświęcenia nagrobka J. Gierszewskiego. Następują wspomnienia prawnuczki Komendanta Agaty Gierszewskiej oraz wystąpienia najważniejszych gości, np. posła/senatora, starosty, wójta, członka rodziny Komendanta. Następnie delegacje składają wiązanki kwiatów. Uroczystość kończy jedna zwrotka hymnu narodowego, wyprowadzenie warty honorowej, tj. członków GO Gryf Pomorski, oraz pocztów sztandarowych Poczęstunek gości i członków pocztów sztandarowych kawą i kaszubskim kuchem. (Opracowanie i prowadzenie Zbigniew Talewski) 1 7

20 HISTORIA Agata Gierszewska* Ustka/Warszawa Tak rzadko zastanawiamy się nad historią Nie mówię tu o najważniejszych wydarzeniach w dziejach naszego kraju, chociaż i z tym bywa ciężko! Nie rozpatrujemy zamierzchłych epizodów, nie przywiązujemy uwagi do ich związków przyczynowoskutkowych, ciekawa jestem czy Polacy znają jeszcze jakąś inną datę oprócz 15 lipca 1410r. I dlaczego tak jest? Ciągły pośpiech, walka o władzę, wpływy i pieniądze, ale czasami też zwyczajny nadmiar zajęć i obowiązków. Ludzie biegną, gubiąc po drodze różne wspomnienia. A może właśnie dzisiaj nadszedł czas, by na chwilę przystanąć i cofnąć się wstecz do wydarzeń sprzed 67 lat. Piękne kaszubskie tereny, około półtora kilometra od leśniczówki Dywan i mniej więcej pięć kilometrów od miejscowości Dziemiany. Gęsty, pachnący ściółką i igliwiem las. Idąc, nabieram pełne płuca oczyszczającego powietrza. Patrzę z góry, a wokół mnie lazurowa woda jezior. Czuję wolność, wielką siłę, radość. Napawam się pozytywną energią, która skupia się wokół każdej cząsteczki mojego ciała. Kto by przypuszczał, że ziemia ta przesiąknięta jest krwią polskiego oficera Major Ryś - oficer Wojska Polskiego, pedagog, działacz społeczny na terenie Kaszub, naczelny komendant Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski. Jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami z dala od Pana /2Kor5,6/ Józef Gierszewski, pseudonim Major Ryś, urodził się 5 grudnia 1 900r. w Prądzonie na kaszubskich Gochach, w rodzinie rolnika Leona Gierszewskiego i Ewy z domu Pruskiej. Tajemnica śmierci Majora Rysia W latach służył jako szeregowiec w armii niemieckiej. Później odbywał służbę w wojsku polskim, uczestniczył w wojnie bolszewickiej r. Został przeniesiony do rezerwy w stopniu kaprala i poświęcił się zawodowi nauczycielskiemu. Od do roku uczył się na kursie seminaryjnym w Brusach. Następnie ( ) uczęszczał do Państwowego Seminarium Nauczycielskiego w Kościerzynie. Po ukończeniu seminarium pracował w szkolnictwie na Pomorzu. W latach był tymczasowym nauczycielem w szkołach powszechnych w Czarnowie, Przymuszewie i Brusach w powiecie chojnickim. Stale podwyższał swoje kwalifikacje zawodowe. Podczas pracy w Brusach zdał tzw. II egzamin nauczycielski, który zapewniał uprawnienia stałego nauczyciela publicznych szkół powszechnych. W 1 929r. ukończył Skrócony Kurs Szkoły Podchorążych Piechoty, a od do roku odbył Wyższy Kurs Nauczycielski w Krakowie. Następnie przeniesiony został do siedmioklasowej szkoły powszechnej w Kowalewie w powiecie wąbrzeskim. Od 1 935r. objął stanowisko kierownika Publicznej Szkoły Powszechnej nr 2 w Chełmży. Okres pobytu w Kowalewie i Chełmży odznacza się aktywną pracą społeczną w różnych organizacjach: Polski Związek Zachodni, Związek Strzelecki, Związek Powstańców i Wojaków. W 1 934r. J. Gierszewski, jako oficer rezerwy został instruktorem przysposobienia wojskowego ogólnego, a w 1 935r. otrzymał stopień porucznika rezerwy. Doświadczenie w prowadzeniu szkolenia wojskowego zdobył dzięki swej instruktorskiej działalności w Kolejowym Przysposobieniu Wojskowym w Chełmży. W 1 936r. wykazał się talentem historycznopisarskim, ponieważ ukazała się jego książka Historia miasta Kowalewa w zarysie. wydana w Wąbrzeźnie. 30 sierpnia 1 939r. został zmobilizowany do 66 pułku piechoty w Chełmnie. Z pułkiem tym dotarł do Radomia (przez Bydgoszcz, Toruń, Agata Gierszewska prawnuczka mjr Rysia Warszawę). Tam, 3 września 1 939r. został mianowany dowódcą 4 batalionu zapasowego w 1 6 Pomorskiej Dywizji Piechoty. 1 1 września 1 939r. otrzymał pisemny rozkaz wymarszu z batalionem do Lublina. Batalion ten, 21 września 1 939r. w potyczce pod Kamionką rozbił i wziął do niewoli grupę niemieckich saperów. Swoją kampanię zakończył 25 września 1 939r., kiedy to wraz z oddziałem płk Kuleszy dostał się do niewoli niedaleko Rawy Ruskiej, pod miejscowością Rzyczki. Wraz z grupą jeńców przewożony był do Jarosławia, ale udało mu się zbiec z transportu za Niemirowem-Zdrój. Prawdopodobnie 22 października wrócił na Pomorze. Już podczas swojego pobytu w Toruniu dowiedział się, że w Chełmży rozplakatowano za nim list gończy. Jego poszukiwania trwały właściwie od września 1 939r., zaczynając od opieczętowania przez Gestapo mieszkania zbiega. J. Gierszewski zdawał sobie sprawę z tego, że nie może wrócić do Chełmży, a pozostając na Pomorzu nie będzie miał możliwości zalegalizowania swojego pobytu. Podjął więc decyzję o ukryciu się na znanych sobie terenach na obszarze Borów Tucholskich. Tak w dużym skrócie prezentuje się życiorys Józefa Gierszewskiego przed podjęciem przez niego działalności konspiracyjnej. Edmund Kąkolewski z Wiela Ruch oporu na Pomorzu Okres początków działalności konspiracyjnej Józefa Gierszewskiego jest w dalszym ciągu problemem otwartym. Jedna z przyczyn, to brak konkretnych dokumentów, przy czym należy stwierdzić, że typ działalności prowadzonej przez por. Gierszewskiego -nie sprzyjał tworzeniu szczegółowej dokumentacji, ze względu na bezpieczeństwo. Z relacji i opracowań oficerów Komendy Głównej Armii Krajowej: płk dypl Kazimierza Pluty-Czechowskiego, płk Antoniego Sanojca, płk dypl Jana Rzepeckiego i ppłk Ludwika Muzyczki dowiadujemy się, że (jak już wcześniej wspominałam) Józef Gierszewski był przygotowany do działalności konspiracyjnej już przed wojną. W wielu publikacjach, zarówno naukowych jak i popularnych, wspomina się (choć bardzo ogólnikowo), że Major Ryś, ukrywający się w Borach Tucholskich od 1 939r. stworzył niewielką grupę konspiracyjną działającą w okolicach Chojnic. W maju 1 942r. (jest to powszechnie przyjęta data) J. Gierszewski nawiązał kontakt z II prezesem Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Po- 1 8

21 Delegacja Stow. Cis grupy odtwórstwa Historycznego TOW Gryf Pomorski z Męcikału. morski (TOW GP ) Józefem Dambkiem. Ryś dzięki posiadanemu doświadczeniu i stopniowi wojskowemu szybko uzyskał stanowisko komendanta naczelnego Gryfa. Tajna Organizacja Wojskowa Gryf Pomorski Zanim zostanie przedstawiona dalsza część historii Majora Rysia, warto wspomnieć, czym była TOW GP, jak powstała i co sobą reprezentowała. Początkowo, jako TOW Gryf Kaszubski, powstała z inicjatywy Józefa Dambka, ps. Jur, poprzez połączenie 3 grup: Józefa Dambka Jura, ks. ppłk Józefa Wryczy Rawicza (Organizator Wojsk Młodzieży Kaszubskiej) oraz grupy zorganizowanej przez braci Kulasów. Była to organizacja skupiająca patriotyczną i odważną część ludności kaszubsko-pomorskiej. W r., wkrótce po najeździe Niemiec na ZSRR, TOW Gryf Kaszubski zmieniła nazwę na TOW Gryf Pomorski. Wtedy też opracowany zostaje statut i deklaracja ideowa organizacji. Głównym celem była walka o przyłączenie do Polski: Prus Wschodnich, Gdańska, Pomorza Wschodniego i Zachodniego, Śląska i innych ziem, które w dawnych wiekach do Polski należały. Na przełomie roku Gryf liczy około 1 2 tysięcy zaprzysiężonych członków. Jednak tak duża liczba mogła wpływać ujemnie na rozwój organizacji, ponieważ ilość odbiła się negatywnie na jakości zwerbowanych ludzi. Poza tym, TOW GP nie najlepiej przestrzegała zasad konspiracji. Tworzone były listy członków w poszczególnych powiatach, a nawet całej organizacji. Jesienią 1 942r. dochodzi do licznych aresztowań, dlatego ks. ppłk Józef Wrycza- prezes Rady Naczelnej, wydaje rozkaz spalenia wszystkich spisów z dokumentów Gryfa, w celu uniknięcia dekonspiracji. Współpraca Jura z Rysiem Po wstąpieniu do TOW Gryf Pomorski, Józef Gierszewski doprowadził do silnego wzmocnienia poziomu wojskowego organizacji, a także rozszerzenia jej wpływów. Stał również na czele III okręgu GP (powiaty: kościerski, starogardzki i chojnicki). Był to (NAJSILNIEJSZYH ) najpotężniejszy okręg z największą liczbą członków. W ówczesnym okresie skład głównego kierownictwa TOW GP wyglądał następująco: 1 )prezes Rady: ks. płk. Józef Wrycza ps. Rawycz, 2)wiceprezes: Józef Dambek ps. Jur, 3)komendant naczelny: por. Józef Gierszewski ps. Major Ryś. Ryś dzięki swoim umiejętnościom i doświadczeniu starał się usprawnić działalność organizacji, poprzez udzielanie licznych instrukcji i wyznaczanie konkretnych zadań dla poszczególnych komend powiatowych. Organizował też odprawy dowódców oddziałów partyzanckich oraz komendantów powiatowych. W oparciu o liczne relacje, które potwierdzają autorzy publikacji, dzięki niezłomnej postawie, fachowości i energii rosła popularność Józefa Gierszewskiego w szeregach organizacji, a zwłaszcza wśród partyzantów Gryfa. Alfons Jarecki tak pisał w swoim sprawozdaniu: Ryś przewyższał Jura inteligencją, chytrością, darem łatwego wysławiania się, prezencją, stopniem wojskowym (por. rez.) i zajmowanym stanowiskiem ( ) Ryś miał większe wzięcie wśród członków ( ). Obecnie trudno jest omówić całokształt współpracy Józefa Gierszewskiego z Józefem Dambkiem. Nadal brak jest również dokumentów, dzięki którym można byłoby w pełni opisać działalność Majora Rysia w okresie kiedy był on komendantem wojskowym TOW GP. Wiadomo jednak, że kierownictwo Gryfa - w tym także J. Gierszewski- szkoliło swoich członków do czynnego wystąpienia zbrojnego w przypadku załamania się potęgi militarnej Niemiec. Żołnierze Gryfa mieli wziąć udział w powstaniu, skoordynowanym z desantem morskim i powietrznym wojsk regularnych, który miał mieć miejsce na wybrzeżu i Pomorzu. Wyczerpujące omówienie działalności Komendy Naczelnej, którą kierował J. Gierszewski nie jest możliwe, z uwagi na fakt, że brak jest jakichkolwiek informacji o działalności jej poszczególnych komórek. Zgodnie ze statutem pion wojskowy powinien był się składać z: komendanta, kapelana, kierownika Biura Komendy, zastępców, adiutantów, komendantów i oddziałów okręgowych oraz oddziałów pionu gospodarczego, sanitarnego, saperskiego, łączności, wywiadu i kontrwywiadu. Nadal nie jest wiadomo, w jakim stopniu Major Ryś dostosował obsadę Komendy Naczelnej, w stosunku do aktualnych potrzeb Gryfa. Należy jednak brać pod uwagę małe możliwości kadrowe, gdyż, jak powszechnie wiadomo, brakowało oficerów i ludzi specjalistycznie przeszkolonych. Zdarzało się też, że jedna osoba łączyła kilka funkcji jednocześnie, co oczywiście było rozbieżne z metodami konspiracji. Gierszewski zdawał sobie również sprawę z tego, że teren Borów Tucholskich nie sprzyja utrzymywaniu zbyt licznych oddziałów partyzanckich, gdyż to sprowokowałoby Niemców do rozpoczęcia akcji przeciw partyzanckiej o szerokim zasięgu. W miarę wzrostu popularności i uznania dla Rysia rosło też zacietrzewienie w rywalizacji na linii Gierszewski-Dambek. Według sprawozdania organizatora ZWZ-AK, Piotra Jarockiego: zaczęła się między nimi podziemna walka, najpierw w skrytości przed sobą w gronie zaufanych osób, później już i wśród mniej zaufanych. Dochodziło do sprzeczek między nimi i ostrej wymiany słów. Fragmenty cytowane z raportu P. Jarockiego potwierdzają relacje Jana Szalewskiego - Sobola, Leona Kulasa Zawiszy i innych członków Gryfa, z których wynika, że kłótnie te przybierały takie rozmiary, iż obaj: chwytali nawet za broń i chcieli do siebie strzelać. Kiedy dochodzi do rozłamu władz naczelnych organizacji na skutek silnej różnicy zdań, Dambek korzystając z przysługujących mu uprawnień z dniem 1 7 lutego 1 943r. odwołuje Rysia ze stanowiska komendanta naczelnego Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski. Motywem uzasadniającym był zarzut niemoralnego życia oraz wydanie z kasy organizacyjnej około 3 tysięcy marek. Ryś jednak nie przyjął dymisji i nadal prowadził swoją działalność, ale już tylko na terenie powiatu chojnickiego i kościerskiego. Podjął też rozmowy z AK, zgodnie z rozkazem scaleniowym gen. Sikorskiego. Fakt ten przeszkadzał kierownictwu Gryfa, a w szczególności J. Dambkowi. Zbrodnia kainowa Na przełomie maja i czerwca 1 943r. w bunkrze koło Pełka/Trzebunia, pomiędzy leśniczówką Dywan a miejscowością Dziemiany (powiat kościerski) miały miejsce dramatyczne wydarzenia, które na zawsze potępiły Gryfa przez historię Wolnej Polski. Trzy miesiące mieszkałem razem z Rysiem i Czarnym w bunkrze niedaleko Dziemian. Nie pamiętam daty, kiedy to się zdarzyło. Wieczorem kładliśmy się spać. Czarny zwlekał, gdzieś jeszcze wychodził Ryś już spał, kiedy przyszło do bunkra czterech uzbrojonych ludzi. Czarny musiał być z nimi w zmowie, bo oddał im jego broń. Kazali mi wyjść. Odczytywali chyba wyrok. Potem usłyszałem krzyk Rysia : -Jezus Maria! Ludzie, co wy robicie! Jestem niewinny! To pomyła, to intryga. Nie zabijajcie mnie-polskiego oficera! Darujcie mi życie!.... Padły bratobójcze strzały Józef Miloch ówczesny świadek wykonania wyroku na Józefie Gierszewskim tak właśnie opisał to tragiczne wydarzenie. Relacje J. Milocha potwierdzają wspomnienia ks. Franciszka Wołoszyka - członka TOW GP, kapelana z jednego z jego oddziałów, który pisał o Rysiu w swojej, opublikowanej w 1 982r. w Kanadzie książce pt. Ogień i łzy. Ksiądz Wołoszyk opisuje m.in. sytuację, kiedy dowiaduje się od Sobola - Jana Szalewskiego i Czarnego - Jana Wirkusa o śmierci Majora Rysia. Zarzuty Na Rysia został wydany wyrok najpoważniejszy, najgorszy nieodwracalny. Dokładna 1 9

22 Prawdziwe przyczyny śmierci Majora Rysia. W oparciu o liczne publikacje oraz wspomnienia byłych członków TOW GP, jednocześnie współpracowników J. Gierszewskiego, a czasami nawet jego przyjaciół, można określić prawdziwe powody śmierci Rysia. Przede wszystkim zamordowano go dlatego, że pomimo odwołania go ze stanowiska komendanta naczelnego TOW GP, próbował on oderwać od Komendy Naczelnej oddziały Gryfa i podporządkować się wraz z nimi, komendzie AK w Bydgoszczy. Oprócz tego istniał też pomiędzy Jurem i Rysiem spór dotyczący wykonania rozkazu ks. J. Wryczy, dotyczący obowiązku zniszczenia spisu członków organizacji. Gierszewski jak najbardziej popierał sugestię prezesa, natomiast Dambek nie czuł się zobowiązany do wykonywania tego i innych rozkazów Wryczy, gdyż uważał się sam za głównego założyciela i organizatora Gryfa. Poza tym Ryś oskarżał Jura o nadmierne upolitycznianie organizacji. Dodatkową przyczyną konfliktu było powołanie do życia na przełomie 1 942/43 roku kobiecej organizacji o nazwie Przedświt. Jej celem było przysposobienie kobiet do służby sanitarnej oraz sprawowanie opieki nad więźniami i ich rodzinami. Na stanowisko komendantki Gierszewski powołał swoją osobistą sekretarkę - Helenę Kurowską. W odpowiedzi na to Dambek odwołał Kurowską i obsadził to stanowisko własną kandydatką Dębińską. W tym miejscu należy dodać, że po zabójstwie Rysia, ks. ppłk. J. Wrycza, ks. F. Wołoszyk i kilku innych członków Gryfa występuje z organizacji, całkowicie się od niej odcinając. Rodzina Gierszewskich potomków i krewniaków (współczesnych) śp. mjr Rysia Józefa Gierszewskiego, pierwszy z lewej kmdr por. Andrzej Gierszewski wnuk Komendanta Rysia. jego treść nie jest znana, ponieważ nigdy nie odnaleziono dokumentu, który by taką treść zawierał. W oparciu o uzyskane relacje wiadomo dziś, że rozkaz jego wykonania otrzymał Alojzy Kiedrowicz (ps. Kruk ), który dowodził grupą egzekucyjną. Gierszewskiemu zarzucono: 1 )zdradę Gryfa Pomorskiego i oderwanie się od organizacji, 2)zdradę bunkrów Gryfa w okolicy Gostomka, 3)ponadto powtórzone zostały zarzuty z dnia 1 7 lutego 1 943r.,czyli defraudacja pieniędzy oraz niemoralny tryb życia. 20 Kto wydał wyrok? Jak podaje w swej książce Konrad Ciechanowski, wydanie wyroku na Józefie Gierszewskim przyjęła na siebie Rada Naczelna Gryfa Pomorskiego, z jej wiceprzewodniczącym Józefem Dambek na czele. Niemniej w gronie ferującym wyrok czyli Rady wymieniany jest także J. Kukliński Sęp. Powołując się na informacje podane przez dr Leona Lubeckiego w jego książce Ruch oporu na Pomorzu Gdańskim w latach , w skład Rady Naczelnej nie wchodził w/w Kukliński Sęp, który był jedynie komendantem okręgu chojnicko kościerskiego Gryfa A więc zważywszy na to, że Kukliński nie był członkiem Rady jasne jest, że wyrok na Rysia nie został wydany przez Radę Naczelną, ponieważ nie uczestniczyli w niej jej rzeczywiści członkowie z jej prezesem ks. Józefem Wryczą na czele. Według Encyklopedii Powszechnej PWN (1 976r.): W Polsce nazwa wyrok jest zastrzeżona tylko dla orzeczeń sądowych; wyrok wydaje się w imieniu państwa Polskiego; ogłoszenie wyroku jest zawsze jawne. Takie zasady i kryteria obowiązywały na terenie naszego kraju również w okresie okupacji. TOW Gryf Pomorski w schemacie swej organizacji NIE miała instytucji sądowej, jak to było w AK. Według schematu Armii Krajowej wyrok śmierci musiał być rozstrzygnięty przez sąd, przy czym konieczne było odpowiednie, poparte dowodami uzasadnienie oraz zatwierdzenie tego wyroku przez Naczelnego Wodza lub upoważnionego jego zastępcę na kraj. Gryf mógłby skorzystać z instancji sądu AK, gdyby połączył się z organizacją zgodnie z rozkazem scaleniowym gen. Sikorskiego z dnia 3 września r. nr Należy tutaj przypomnieć, że do scalenia Gryfa z AK usilnie dążył Józef Gierszewski, natomiast Józef Dambek był osobą, która do tego nie dopuściła. Wyznaczoną dla Rysia karę śmierci przewidywały przepisy kodeksu karnego - za czynny udział w działaniach zbrojnych przeciwko państwu polskiemu, czyli za jego zdradę. Jednak takich zarzutów w stosunku do Majora Rysia nie stwierdzono. Czwórka żołnierzy Gryfa, a jednocześnie podwładnych i przyjaciół Majora Rysia, tak podsumowało powyższą sytuację: A zatem był to spisek uknuty przez Dambka i Kuklińskiego, mający na celu zlikwidowanie za wszelką cenę Majora Rysia. Istnieją więc dowody na to, że wyrok wydany na Józefa Gierszewskiego był bezprawnym, a używanie określenia: został skazany na karę śmierci z wyroku Rady Naczelnej TOW Gryf Pomorski nie tylko nie ma mocy prawnej, ale też nie pokrywa się z prawdą - krzywdzi i uwłacza pamięci żołnierza naszej Ojczyzny. Poprawiacze historii i obrońcy prawdy Przez wiele lat wokół historii Majora Rysia panowała zmowa milczenia. Jeżeli już powstawały jakieś publikacje na ten temat, były one oszczercze i zakłamane. Tak na przykład Alojzy Męclewski: Neugarten 27, w Za dziejów gdańskiego gestapo ; Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1 974, str pisze: ( ) Kto ujawnił miejsce odprawy dowódców powiatowych w styczniu r. w Orłowie w domku Jana Krefty? Kto miał kontakt z gestapo? Pytanie to w całej jaskrawości stanęło przed tymi, którzy korzystając z ciemności zdołali uratować życie. Wiceprezes Dambek i członek rady naczelnej Westphal doszli wkrótce do wniosku, że mogła to uczynić jedynie łączniczka komendanta J. Gierszewskiego, toteż przy pomocy Drewy, Pawła Hebla i Stefana Paczkowskiego (członkowie TOW GP - przypis autora) zorganizowali jej inwigilację. Wynik przeszedł oczekiwania, zauważyli jak w poczekalni gdyńskiego dworca przysiadł się do niej gestapowiec Kurt Hegemann, któremu podsunęła kopertę. Gryfowcy podążyli za Hegemannem i zastrzelili go w pociągu zabierając kopertę z meldunkiem szpiegowskim. Łączniczki nie odnaleźli ( ). Pragnę wyjaśnić, że w styczniu r. Ryś nie pełnił funkcji komendanta naczelnego Gryfa. Odwołując się również do dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej można znaleźć unieważnienie powyższego zarzutu, ponieważ: podawana jako dowód zdrady i jedna z głównych przyczyn zastrzelenia Józefa Gierszewskiego okoliczność o przekazaniu przez niego za pośrednictwem łączniczki- pisma rzekomo zawierającego listę członków Gryfa, funkcjonariuszowi Gestapo J. Hegemannowi nie wynika z jakiegokolwiek materiału dowodowego ( ) sporządzonego w sposób formalny w postaci protokołów przesłuchań i budzi szereg wątpliwości co do jej wiarygodności, że łączniczka Gierszewskiego przekazała wspomniane pismo na dworcu w Gdyni Hegemannowi, co obserwowali dwaj członkowie Gryfa śledzący łączniczkę. Z czasem przybywało coraz więcej głosów opowiadających się po stronie Józefa Gierszewskiego. Edmund Jakubiak (członek Komisji Ruchu Oporu Przy Zrzeszeniu Kaszubskim) swoim artykule pt. W sprawie Majora Rysia tak komentuje jego los: ( ) Tragiczna śmierć majora Rysia wywołała głębokie i przygnębiające wrażenie w oddziałach leśnych TOW Gryf Pomorski. Major Ryś był przecież komendantem naczelnym tej organizacji podziemnej. Był znanym i wysoko cenionym przez wszystkich bunkrarzy żołnierzem i partyzantem. Dlaczego poległ i to z rąk współtowarzyszy broni? ( ). E. Jakubiak skomentował również zarzut rzekomej zdrady Gostomka przez Rysia : Zarzut w p.2 zdrada Gostomka okazał się bezpodstawny. Przeczą temu liczne relacje złożone przez Jana Przytarskiego z Gostomka, u którego znajdował się wykryty przez Gestapo w kwietniu 1 943r. bunkier Rady Naczelnej Gryfa. Z innych źródeł dowiedzieć się można, że w rzeczywistości to niejaki Gruchała z Sierakowic był zdrajcą tego bunkra w Gostomku. Również Melchior Wańkowicz w Walczący Gryf : Czytelnik, str. 228 i 229 /dół/ broni honoru Rysia pisząc: ( ) Rozsupłać wszystkich nici nie potrafię. Nad mogiłą, jak zwykle, poczęto pospiesznie formować legendy na ten

23 lub ów użytek. Ryś- Gierszewski jest oficerem, nie politykiem. Jest pochłonięty od samego początku konspiracji walką zbrojną Statut Gryfa Pomorskiego przewiduje automatyczne ustąpienie każdorazowego komendanta naczelnego w razie wstępowania do szeregów organizacji oficerów wyższych stopniem. W tych warunkach Ryś-Gierszewski, jako oficer jest nie do zastąpienia. ( ) W nowym bunkrze Komendy Głównej pod Kamienicą odbywa się sąd kapturowy, na którym zapada wyrok śmierci. Za zdradę organizacji, za wydanie bunkra w Gostomku, za przyswojenie pieniędzy na co też nigdzie nie znalazłem potwierdzenia.. Podążając również za profesorem Salomonowiczem, można uznać, że: ( ) zaślepienie rolą własnej organizacji prowadziło do działań bezprawnych i moralnie niczym nie dających się usprawiedliwić ( ). Czwarty z lewej Minister Jan Stanisław Ciechanowski p. o. Kierownika Urzędu ds. Kombatantów za nim współmałżonka p. ministra. Major Ryś a współczesny wymiar sprawiedliwości W czasach bardziej współczesnych sprawa Józefa Gierszewskiego jest nadal aktualna. W maju 2007r. doszło do sprawy sądowej w Sądzie Okręgowym w Słupsku (I Wydział Cywilny). Powódką była powstała na Pomorzu w roku 2003r.Fundacja - Organizacja Pożytku Publicznego, której prezesem jest Zbigniew Talewski. Pozwani to Wydawca i Redakcja dwutygodnika katolickiego W Rodzinie (red. Nacz. Andrzej Mielke) oraz mgr Urszula Suchomska - autorka artykułu pt. Gryf Kaszubski-Pomorski nr 8 (238) 29 kwietnia 2007r. Pozew dotyczył obrazy walczących za ojczyznę żołnierzy (w tym J. Gierszewskiego Rysia ), ich rodzin, Fundacji i osoby Zbigniewa Talewskiego. Chyba najtrafniej będzie przytoczyć fragment artykułu Urszuli Suchomskiej, który stał się powodem wstąpienia Fundacji na drogę sądową: Jeszcze dzisiaj w Polsce są nieodpowiedzialne osoby, które starają się bronić polskojęzycznej grupy Gestapo. W grudniu 2006r. został upamiętniony tablicą w gminie Dziemiany członek polskojęzycznej grupy Gestapo Józef Gierszewski Ryś, który wniknął do Gryfa w celu rozbicia go od wewnątrz. Został on szybko rozpoznany i wyrokiem Sądu Wojennego Gryfa zlikwidowany jako zdrajca. Pragnę nadmienić, że gloryfikowanie Gestapo i NKWD w Polsce jest przestępstwem kodeksowym. Tym nieodpowiedzialnym gloryfikantem polskojęzycznej grupy Gestapo miał być m.in. Zbigniew Talewski. W kwestii zarzucanych Majorowi Rysiowi czynów odwołuję się do powyżej zamieszczonej treści. Postępowanie zakończyło się w czerwcu 2009r. Zgodnie z wyrokiem, pozwani mieli w terminie jednego miesiąca od uprawomocnienia się wyroku zamieścić na łamach Głosu Pomorza, Dziennika Bałtyckiego oraz dwutygodnika katolickiego W Rodzinie oświadczenie o następującej treści: Redaktor naczelny dwutygodnika katolickiego W Rodzinie Andrzej Mielke i Urszula Suchomska autorka artykułu pt. TOW Gryf Kaszubski-Pomorski zamieszczonego w dwutygodniku katolickim W Rodzinie Nr 8 (238) z dnia 29 kwietnia 2007r. wycofują użyte w tym artykule sformułowania członek polskojęzycznej grupy Gestapo Józef Gierszewski Ryś wniknął do Gryfa w celu rozbicia go od wewnątrz, gdyż okoliczność ta nie została potwierdzona jako fakt historyczny. Należy dodać jeszcze tylko, że do dnia dzisiejszego takie sprostowanie się NIE ukazało. Jak dzisiaj czcimy jego pamięć Dopiero 1 9 marca 1 960r., 1 7 lat po śmierci, dzięki staraniom ówczesnego posła Jana Machuta, kierownika SP w Lipnicy oraz byłego członka Gryfa - szczątki Majora Rysia pochowano na cmentarzu przykościelnym w rodzinnej parafii borzyszkowskiej. Dlaczego tak długo to trwało? Otóż, jak już wspominałam, wokół tego morderstwa panowała początkowo zmowa milczenia. Dodatkowo jakimkolwiek relacjom, wystąpieniom partyzantów, członków II Oddziału Sztabu Głównego WP czy też TOW GP, nie sprzyjała (oprócz osobistych doświadczeń tych ludzi) specyficzna atmosfera lat powojennych, kiedy to wszelkie fakty związane z Ruchem Oporu na Pomorzy bardziej interesowały funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa niż historyków czy publicystów. Jednak 1 1 listopada 1 983r. odbyła się w Chełmży sesja popularno-naukowa. Zaprezentowany podczas sesji referat, pt. TOW Gryf Pomorski z perspektywy czasu, jak i przeprowadzona dyskusja wykazały, że Józef Gierszewski nie był żadnym zdrajcą oraz że nie sprzeniewierzył pieniędzy organizacji. Ponadto referat potwierdził, że miał on prawo wydawać pieniądze z kasy Gryfa na cele organizacyjne. Druga tego typu sesja odbyła się 23 września 1 984r. w Lipnicy i Borzyszkowach. Zorganizowana została przez Władysławę Spiczak-Brzezińską, Zbigniewa Studzińskiego oraz Zbigniewa Talewskiego wraz z członkami oddziałów ZK-P w Lipnicy i Słupsku. Jej celem było uczczenie pamięci bohatera oraz sprzeciwienie się niczym nieudokumentowanym zarzutom, jakie wobec J. Gierszewskiego (i wielu innych) wysuwali zwolennicy J. Dambka. Nastąpiło też wtedy odświętne odsłonięcie epitafium na grobie Majora Rysia. Wspomniana już wcześniej Fundacja Naji Gochë jest organizacją, która do dnia dzisiejszego pielęgnuje pamięć o żołnierzach kaszubsko-pomorskiego podziemia. Oprócz tego działa ona na rzecz rozwoju społeczno-kulturalnego i promocji Ziemi Słupskiej, Zaborów Borów (tucholskich) i Gochów. Jej prezesem jest Zbigniew Talewski. Między innymi to dzięki niemu a także zarządowi Oddziału ZK-P w Lipnicy zorganizowana została w 2003r. (w 60 rocznicę śmierci Józefa Gierszewskiego) w Borzyszkowach uroczystość poświęcona Rysiowi. Odsłonięta została wtedy tablica upamiętniająca mjr. Rysia na dzisiaj już nieczynnej szkole w Borzyszkowach. Ponadto 9 grudnia 2006r. w Dziemianach i lasach Leśnictwa Dywan Fundacja Naji Goche zorganizowała uroczystość pamięci Komendanta Józefa Gierszewskiego, podczas której poświęcono Leśną Izbę Patriotyzmu, która została wzniesiona w miejscu dokonania zbrodni na Majorze Rysiu. Również w czerwcu bieżącego roku, ponownie w lesie Dywańskim, a także w Borzyszkowach, zaplanowana jest kolejna uroczystość, mająca na celu uczczenie pamięci Józefa Gierszewskiego. Patriotyzm, czy to nadal aktualne? Według internetowej encyklopedii Wilkipedia, patriotyzm to: postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęć ponoszenia za nią ofiar. Czy aktualnie podobnie zapatrujemy się na to zagadnienie? Chyba warto w tym kontekście przemyśleć słowa śp. ks. Kazimierza Raepke, proboszcza borzyszkowskiego i dziekana zaborskiego wygłoszone przez niego w roku, podczas ceremonii pogrzebowej zwłok mjr Rysia przeniesionych z Lasu Dywańskiego na cmentarz parafialny w Borzyszkowach tj. do miejsca jego urodzenia : ( ) tu na ziemi rozwijamy tylko pielgrzymne namioty, ale wszystko na czym stoimy spojone jest wapniem z ich kości. Wszystko czym żyjemy i jako naród oddychamy-jest pokłosiem ich myśli, ich ran i blizn, ich łez i krwi. Ich śmierć nie była bezpłodna nawet w tych ziemskich wymiarach. Miliony ich oczu patrzą na nas, jak szanujemy sztandary ideałów przejęte z ich rąk./-/ * Agata Gierszewska mieszkanka Ustki, aktualnie studiuje dziennikarstwo w Warszawie. Jest prawnuczką Józefa Gierszewskiego mjr Rysia. Podczas uroczystości w Borzyszkowach 1 9 czerwca r. - poświeconych śp. Rysiowi połączonych z odsłonięciem odnowionego na jego grobie epitafium, wygłosiła okolicznościowe przemówienie, które w swej głównym wątku oparte było o pow. referat. /tz/ 21

24 Z pożółkłych akt Archiwalne sprawozdanie lekarza powiatowego z działalności Referatu Zdrowia Publicznego z okresu lat X r., sporządzonego przez lekarza powiatowego dr Bronisława Grzywacza. Najtrudniejszy zawsze początek Referat Zdrowia Publicznego przy tutejszym Starostwie rozpoczął swoją działalność z chwilą przybycia lekarza powiatowego, tzn. w dniu 22 III 1945 r. Jak wówczas wyglądał stan sanitarny miasta i powiatu nie trzeba wyjaśniać, gdyż większość dobrze sobie to przypomina. Dla tych, którzy nie pamiętają przypominam: gruzy na ulicach, meble i różne sprzęty porozrzucane na podwórkach. Ustępy i wanny zapchane i wypełnione po brzegi odchodami, kanalizacja miejska nieczynna, a w mieście brak wody. Na terenie powiatu brak szpitala, poza sowieckimi szpitalami wojskowymi. W całym powiecie nie ma ani jednego Ośrodka Zdrowia jak i apteki. Lekarz powiatowy zastał 3 lekarzy w Chojnicach i lekarza w Leśnie, natomiast nie było ani jednego farmaceuty. Polski Czerwony Krzyż udzielał mieszkańcom pierwszej pomocy lekarskiej przez uruchomienie ambulatorium oraz izby chorych przy ul. Warszawskiej 13, wydając ludności również potrzebne leki i środki opatrunkowe. Pierwszym moim kłopotem uruchomienie szpitala powiatowego. Gmach na ten cel był już wybrany, przy ul. Bydgoskiej 9. Chodziło tylko o to, żeby zabezpieczyć okna i drzwi, naprawić uszkodzony dach i postarać się o wyposażenie i potrzebny sprzęt szpitalny. Dnia 30 III 1945 r. szpital przyjął pierwszych chorych. Rzecz zrozumiała, że wygląd szpitala był bardzo prymitywny: łóżka koszarowe drewniane, sienniki ze słomą, brak bielizny i pościeli a także instrumentarium lekarskiego, autoklawu i aparatów elektromedycznych. Szpital miał wówczas 55 łóżek. W związku ze strasznym stanem sanitarnym miasta naszego, zaczął się rozwijać tyfus brzuszny. Okazała się konieczność uruchomienia drugiego szpitala dla izolowania chorych na tyfus brzuszny. Szpital ten uruchomiono w czerwcu 1945 r. w gmachu obecnej Szkoły Zawodowej przy ul. Generalissimusa Stalina (Sukienników red.). Największe natężenie tyfusu brzusznego było w lipcu r., kiedy to w powiatowym szpitalu leżało przeszło 80 chorych na dur brzuszny. W końcu sierpnia 1945 r. przejęty został od wojska radzieckiego Szpital św. Boromeusza, który od razu uruchomiono a tym samym skasowano szpital przy ul. Bydgoskiej nr 9. Pomoc w białych fartuchach W r zlikwidowano w Chojnicach i na terenie powiatu epidemię tyfusu plamistego, wypadków odnotowano 82 oraz 476 przypadków tyfusu brzusznego. Od r. nie było żadnych zachorowań na dur plamisty. Od marca do końca czerwca 1945 r. w Referacie Zdrowia Publicznego lekarz powiatowy pracował sam. Dopiero od 1 lipca zaangażowany został ob. Skąpski Stanisław, a od 1 5 lipca ob. Pachoska Benigna i ob. Szank Piotr. Później został jeszcze przyjęty ob. Żmuda Jan, tak, ze od r. przy Referacie Zdrowia pracowała kolumna sanitarno epidemiologiczna składająca się z trzech osób. Dzięki intensywnej pracy tej kolumny w zwalczaniu chorób epidemiologicznych, w pierwszym rzędzie duru brzusznego i plamistego, udało się w tak krótkim czasie opanować te dwie epidemie, a przede wszystkim nie pozwolono im się rozszerzyć. W końcu grudnia 1945 r. Powiatowy Szpital Zakaźny był już pusty, wobec czego został z dniem 31 grudnia 45 r. zlikwidowany, a w miejscu jego uruchomiony został Oddział Zakaźny przy Szpitalu św. Boroemusza. W kwietniu 1945 r. sprowadzono ob. mgr Nerską, która już w maju uruchomiła nową aptekę w Chojnicach, korzystając w pierwszym okresie w znacznej mierze ze środków leczniczych P. C. K. Druga apteka w Czersku uruchomiona dopiero została w roku Brak jeszcze apteki w Brusach. Tamtejszy przedwojenny aptekarz mgr Bahl, mimo kilkakrotnych namawiań ze strony lekarza powiatowego nie chciał tam apteki uruchomić i wyprowadził się później na zachód. Pierwszy Ośrodek Zdrowia na terenie powiatu chojnickiego powstał w Lipnicach i to r. Do zorganizowania jego przyczynił się w znacznej mierze dr Żychski Jan, który pracował tam od powstania do 31 I r. 1 stycznia r. został uruchomiony Powiatowy Ośrodek Zdrowia w Chojnicach przy Szpitalu św. Boromeusza, w gmachu św. Józefa. W ośrodku tym początkowo pracowało dwóch lekarzy, a od 1 stycznia r. trzech lekarzy oraz lekarz dentysta. Obecnie pracuje w Ośrodku Zdrowia w Chojnicach 3 lekarzy, 1 lekarz dentysta, 3 pielęgniarki, 2 pomocnice pielęgniarskie, 1 rejestratorka, 1 sprzątaczka i 1 pomoc w kuchni mlecznej razem 1 2 osób. Ośrodki Zdrowia zaopatrywano w niezbędny sprzęt szpitalny i lekarski stopniowo według możliwości uzyskanych kredytów. W roku uruchomiono kuchnię mleczną przy tutejszym Ośrodku Zdrowia, która dostarcza odpowiednich mieszanek niemowlętom w pierwszym roku życia. Gdy chojnicki szpital otrzymał aparat odmowy, rozpoczęto zakładać w szpitalu sztuczne odmy piersiowe i to od kwietnia r., od tego samego czasu w Powiatowym Ośrodku Zdrowia w Poradni Przeciwgruźliczej zaczęto dopełniać odmy. Obecnie leczy się sztuczną odmą piersiową w tutejszej poradni ok. 60 osób, którym łącznie dopełnia się w ciągu kwartału ok. 300 odm. We wszystkich Ośrodkach Zdrowia leczy się bezpłatnie choroby społeczne, tj. choroby weneryczne, gruźlicę i jaglicę. Bezpłatną opieką mają dzieci do lat trzech i kobiety ciężarne. W Poradni Ogólnej udziela się porad lekarskich z mini- Jubileusz 60 rocznicy istnienia szpitala w Chojnicach, r. Pierwszy od prawej jego długoletni dyrektor dr J. P. Łukowicz, a pierwszy z lewej Jan Dulek właściciel młyna i tartaku w Chojnicach (dzisiejsza ul. Towarowa) 22

25 malnymi opłatami 100 zł za poradę r. uruchomiona została Poradnia Dentystyczna, która udziela bezpłatnej pomocy dentystycznej dzieciom szkolnym oraz przedszkolnym. Jak grzyby po deszczu Na jesieni r. uruchomiona została samodzielna Poradnia dla Matki i Dziecka w Karsinie, gdzie pracuje miejscowa położna ob. Łaganek, oraz dokąd dojeżdża raz w tygodniu lekarz dr Zawacki z Czerska. W roku na terenie tutejszego powiatu powstało 5 dalszych samodzielnych poradni dla Matki i Dziecka, mianowicie w Ostrowitem, Zamartym, Rytlu, Konarzynach i Brzeźnie Szlacheckim. Rok później powstała siódma poradnia w Leśnie, która właściwie nie jest jeszcze urządzona, gdyż Zarząd Gminy nie dostarczył dla niej lokalu, jednak czynny jest przy niej Punkt Opiekuńczy. Obecnie na terenie powiatu chojnickiego istnieją cztery Poradnie dla Matki i Dziecka przy Ośrodkach Zdrowia oraz siedem Poradni Samodzielnych, także, w chwili obecnej każda gmina powiatu chojnickiego posiada swoją Poradnię dla Matki i Dziecka. Gmina Chojnice Wieś posiada aż dwie w Ostrowitem i Zamartym. Do wszystkich tychże poradni raz w tygodniu dojeżdża lekarz z Chojnic (Ostrowite Zamarte), do Karsina lekarz z Czerska, Konarzyn i Brzeźna Szlacheckiego lekarz z Lipnicy a do Leśna lekarz z Brus. Dzięki tak gęstej sieci Poradni dla Matki i Dziecka mogły powstać w takiej samej liczbie Punkty Opiekuńcze, które otrzymują bezpłatne przydziały z Międzynarodowego Funduszu Dzieciom, z których korzysta miejscowa ludność Pomoc i higiena ( ) W roku 1947 wykończono kąpielisko publiczne w Czersku, które przekazano z dniem 1 stycznia 1948 r. Zarządowi Miejskiemu w tymże mieście do użytku publicznego. Takie kąpielisko w Czersku było bardzo potrzebne, gdyż samo miasto jest nie skanalizowane, a ludność składająca się przeważnie z mas robotniczych, nie mogła korzystać z łaźni. W latach wyremontowano na terenie powiatu 16 studni publicznych. W latach stwierdzono świerzb łącznie u dzieci. Wydano maści na świerzb 315 kg, co pozwoliło ograniczyć do 13 przypadków w roku Ponadto wydawano biednym dzieciom i rodzinom bezpłatnie mydło do kąpieli. W latach przeprowadzono dezynfekcje, gdzie zużyto 282 kg chloru i lizolu. Wszystkie te działania zostały przeprowadzone bezpłatnie przez personel sanitarno epidemiologiczny przydzielonymi środkami dezynfekcyjnymi. Kredyty Ministerstwa Zdrowia przydzielone tut. Referatowi Zdrowia w latach wyniosły zł. Pyzatym pozyskano z Planu Inwestycyjnego w jesieni roku 1948 kwotę zł na adaptację gmachu na Powiatowy Ośrodek Zdrowia, położony przy ul. Świętopełka (przełożono i naprawiono dach, wykonano drzwi i okna, które zostały oszklone). W bieżącym roku staraniem Lekarza Powiatowego Wydział Powiatowy uzyskał kredyt w kwocie zł na wykończenie Powiatowego Ośrodka Zdrowia. Prace rozpoczęto w Polowie sierpnia br. (1949 przyp. red), postępują one jednak powoli, gdyż Państwowe Przedsiębiorstwo Budowlane w Bydgoszczy, przysłało za mało sił fachowych i roboczych. Mimo wszystko jest jednak nadzieja, ze ośrodek jeszcze w tym roku zostanie wykończony. Pozyskano również jeszcze dodatkowo z Planu Inwestycyjnego zł na wyposażenie remontowanego Ośrodka Zdrowia. Z prowadzonej kampanii zdrowotnej wynika, ze choroby zakaźne charakteru epidemiologicznego jak dur brzuszny, plamisty, paratyfus, znacznie zmniejszały się z roku na rok, albo ich już nie było wcale (dur plamisty i paratyfus). Wzrastające liczby chorych na gruźlicę nie świadczą o dalszej zapadalności na nią, tylko o dokładnej rejestracji i częstszego leczenia się chorych na gruźlicę. To samo dotyczy jaglicy. Plany na przyszłość Naprawa wieży ciśnień i zakup nowych odżelaźniaczy dla kanalizacji miasta Chojnic, na który to cel uzyskał Zarząd Miejski dzięki staraniu Referatu Zdrowia kredyt zł. Planuje się uruchomienie w 1950 r. Ośrodka Zdrowia w Karsinie, na który to cel Ministerstwo Zdrowia zaawizowało kredyt w wysokości zł na gmach i kwotę zł na jego wyposażenie. Ponadto prowadzone będzie rozszerzenie Szpitala św. Boromeusza (do 200 łóżek), który został przejęty w dniu 3 października 1949 r. przez Powiatowy Związek Samorządowy. Być może jeszcze w r. planowane jest otwarcie nowego szpitala dla płucno chorych przy ul. Strzeleckiej, dawniej Domu Małego Dziecka. W szpitalu tym urządzone zostaną werandy na leżakowanie chorych, tak że chorzy będą mieli warunki zbliżone do sanatoryjnych. Podsumowanie Powiatowy Ośrodek Zdrowia istnieje przy szpitalu św. Boromeusza, korzysta z Roentgena, laboratorium i aparatu do odmy. Sprawa zorganizowania wzorowego Powiatowego Ośrodka Zdrowia rozbija się o brak odpowiedniego gmachu, który winien dostarczyć Oddział Samorządowy. Wobec braku pomieszczeń w Powiatowym Ośrodku Zdrowia nie można urządzić takiej placówki wzorcowej. Lekarz Powiatowy jest w stanie taki wzorowy urządzić w pół roku. Organizowane są okresowe zebrania propagandowe, na których wygłaszane są referaty o zadaniach, celach i pracy Ośrodków Zdrowia oraz o alkoholizmie. Planowane jest zorganizowanie jeszcze w okresie wyścigu pracy dwóch kursów dla przodowników zdrowia. Umieszczono tablice informacyjne o ośrodkach, a w każdej aptece znajduje się odpowiednia informacja. Również poradnia przeciw gruźlicza Powiatowego Ośrodka Zdrowia począwszy od kwietnia ubiegłego roku dopełnia odmy, a dokonuje się ich zakładania w szpitalu. Począwszy od maja 1948 r. przychodnia przeciw weneryczna rozszerzyła swoją działalność i prowadzi na szeroką skalę akcję W zgodnie z instrukcja Ministerstwa Zdrowia Zwalczanie chorób wenerycznych. Działalność Poradni dla Matki i Dziecka przy Powiatowym Ośrodku Zdrowia jest dobrze zorganizowana a jej działalność jest ogromna. Korzysta z niej 1400 dzieci i około 600 ciężarnych. W obecnej chwili w trakcie organizacji na terenie powiatu jest 7 takich placówek. Oddział dla dzieci oraz oddział dla noworodków po myśli okólnika Ministerstwa Zdrowia Nr 6/47, przy szpitalu św. Boromeusza jest już urządzony. Co do samowystarczalności szpitala, to szpital przeprowadził kalkulację oraz ustalił nową taksę szpitalną, która niestety dotychczas nie została jeszcze zatwierdzona. Na terenie naszego powiatu występują już tylko sporadyczne przypadki jaglicy. Trwa praca mająca na celu ulepszenia stanu studzien publicznych. Przeprowadza się badania wody wszystkich oraz pomp przy szkołach, po czym przystąpi się do poprawienia stanu wody, tam gdzie zajdzie taka potrzeba. Na terenie powiatu istnieją 4 Ośrodki Zdrowia, których ilość uważa się za wystarczającą. /Dr Bronisław Grzywacz/ Lekarz Powiatowy Oprac. Tadeusz Galec, Zbigniew Stromski Fot. archiwum WYDARZENIA Na 50 rocznicę śmierci Ryszard Felski Tuchola Zbliża się 50 rocznica śmierci ( r.) Józefa Wryczy - wielkiego patrioty, społecznika i księdza, który spoczywa na tucholskim cmentarzu. Kurkowe Bractwo Strzeleckie w Tucholi zainicjowało budowę jego pomnika. W skład komitetu budowy wchodzą: bp Jan Bernard Szlaga, proboszczowie tucholscy, bractwo i burmistrz Tucholi. Projekt wykonał prof. Czesław Dźwigaj, brat kurkowy z Krakowa. Krocząca w stronę rynku postać trzyma w lewej ręce książkę, jest ubrana w sutannę i na ramionach ma założony płaszcz wojskowy. Sylwetka ks. Józefa Wryczy po latach powróci pomiędzy wiernych, na jego utartą drogę łączącą kościół z plebanią. Ks. ppłk Józef Wrycza jest bohaterem całego Pomorza. Warto przypomnieć jego związki z Gochami: pochodził ze starej rodziny kaszubskiej Wrycz - Rekowskich z Bytowa, a jako młody kapłan był wikarym w parafii Borzyszkowy Na zdjęciu model pomnika wykonany w pracowni prof. Czesława Dźwigaja. Dalszy postęp prac można będzie obserwować na stronie: * Ryszard Felski do Bractwa należy od 2009 r. i jest członkiem Komisji Rewizyjnej. Aktualnie Królem Kurkowym Bractwa Tucholskiego A.D. 2009, jest brat Piotr Latzke, który 11. lipca 2009 roku w wyniku szlachetnej rywalizacji w strzelaniu do sylwetki kura okazał się najlepszym. Urodził się w Tucholi w 1959 roku w rodzinie o bogatych tradycjach brackich. Dziadek obecnego Króla, a zarazem założyciel piekarni - Jan Latzke był członkiem bractwa strzeleckiego w Tucholi. Król Piotr z powodzeniem kontynuuje tradycje rzemieślnicze prowadząc rodzinną piekarnię jak również będąc od 1996r. członkiem reaktywowanego bractwa kurkowego w Tucholi. * Stowarzyszenie Kurkowe Bractwo Strzeleckie zrzeszające mieszkańców Tucholi jest niewątpliwie o najstarszym rodowodzie. Zapewne ze względu na liczne pożary i zniszczenia miasta na przestrzeni wieków nie zachowały się w Tucholi żadne dokumenty i pamiątki z tego okresu. Pierwszą wzmiankę na temat bractwa znaleźć można w pracy Romualda Frydrychowicza "Historia miasta, komturii i starostwa tucholskiego" (Berlin 1879). Jest to przywilej króla Zygmunta I Starego z 1547 roku nadający Bractwu Piwowarów w Tucholi statut i prawa korporacyjne. (Informacje ze strony internetowej Bractwa). /tz/ 23

26 24 Tadeusz Lipski Wiele Na obchody 700-lecia swego rodzinnego miasta, Lubeki, Tomasz Mann napisał esej zatytułowany Lubeka jako duchowa forma życia. Skupił się na wyłuskaniu tych pierwiastków atmosfery miasta, które jego zdaniem ukształtowały go jako człowieka i pisarza. Wskazał on na Budckubroków i Tonia Krügera jako na dzieła będące niejako wytworem Lubeki. M yślę, że nasze rozważania o duchowości kalwarii wielewskiej winny odnosić się do podobnej relacji: Kalwaria wielewska jako duchowa forma życia. W takim ujęciu duchowość jako kategorię przede wszystkim egzystencjalną, w drugim rzędzie metafizyczną. Jest to zespół procesów psychicznych, wywołanych przez geni loci, czyli przez coś nieuchwytnego, ale odczuwalnego, co istnieje w murach, przestrzeniach i ludziach. Na naszej kalwarii stymulantami wewnętrznej energii mogą być treści religijne, architektura, sztuka, przyroda, historia sanktuarium i jego poszczególnych obiektów, ludzie kalwarii i ich dzieje. Nie żyje już nikt, w czyjej pamięci we Wielu nie ma kalwarii. A więc ten temat ten element terytorialnej i duchownej przestrzeni dla współczesnych wielewian jest tu od zawsze. Coś, co jest od zawsze jest znakiem rozpoznawczym miejsca i daje poczucie bezpieczeństwa. Owo poczucie bezpieczeństwa, płynące ze znanych z czasów dzieciństwa widoków skonkretyzowało się w czasie II wojny światowej, gdy na poddaszu jednej z kaplic przez kilka letnich miesięcy znalazł schronienie przed poszukującymi go hitlerowcami przyszły twórca wielewskiego muzeum regionalnego Leonard Brzeziński. Jednym z aspektów duchowości jest poczucie wspólnoty. Przeszłość naszego sanktuarium i czasy obecne kreślą obrazy kształtowania się społecznej więzi. Miniona niedziela w sposób szczególny sprzyjała refleksji na ten właśnie temat. Podczas odpustu M.B. Pocieszenia ks.bp. Piotr Krupa pobłogosławił kopię łaskami słynącego obrazu. Dzień ten był szczególnej więzi pokoleń: więzi między nami, którzy weszliśmy w XXI wiek i naszymi przodkami z I połowy wieku XIX. To oni byli pierwszymi autorami tegorocznego odpustowego święta. Zapiski z XVII w. poświadczają, że już wówczas parafianie wielewscy oddawali cześć MB Pocieszenia, pielgrzymując do Jej sanktuarium w kościele oo augustianów w Chojnicach. Kiedy władze pruskie zlikwidowały klasztor, namalowany w XVIII w. obraz przeniesiono do chojnickiej fary i umieszczono na ścianie kościoła. W 1826 r. wielewianie zainicjowali swoje starania o przeniesienie obrazu wraz z odpustem do Wiela. Nie było łatwo uzyskać zgody kurii biskupiej. Parafianie, podejrzewając niesłusznie, że ks. Prob. Jakub Lewiński przejawia w tej sprawie zbyt małe zaangażowanie, postanowili działać samodzielnie. Zniecierpliwieni nieugiętością kurii, napisali list bezpośrednio do ks. Biskupa. Wówczas ks. biskup pouczył ks. Prob. Lewińskiego, że jego parafianie powinni być grzeczniejsi i odmówił wszelkich starań w Rzymie w tej sprawie. Dlaczego władze kościelne sprzeciwiły się tej inicjatywie? Po prostu zalecały roztropność w tej kwestii (bractwa). Mnożenie stowarzyszeń religijnych niekoniecznie musi skutkować bogatszym życiem duchownym. Jednak niepróżna była wiara naszych przodków w to, że IV SPOTKANIA NA GOCHACH Duchowość i symbolika kalwarii wielewskiej każdy, kto prosi, otrzymuje, kto szuka, znajduje, a kołaczącemu otwierają (tk 1 1, 1 0). W r. papież Pius IX ustanowił odpust i bractwo MBP we Wielu. Starania o taki finał trwały 26 lat. W niedzielę przypomnieliśmy sobie nazwiska rodzin, które szczególnie aktywnie trudziły się przy tym dziele, pamiętając, że były one wspierane przez wszystkich parafian, a ówczesna parafia wielewska rozciągała się od Piechowic i Wdzydz Kiszewskich po Odry i Wojtal.: Przytarscy, Derdowscy, Werochowscy, Sikorscy, Drążkowscy, Liberowie, Niemczykowie, Boninowie, Kuklińscy, Rekowscy, Gowińscy, Kuczkowscy, Pokrzywińscy. Współpracowali oni zgodnie z ks. Prob. Lewińskim, który swoja posługę kapłańską sprawował przez 57 lat ( ). Pochodzący z parafii Strzepcz ks. Lewiński po pracy w Sierakowicach i Stężycy przybył do Wiela w r. Piastował godność kanonika kruszwickiego. Na trzy lata przed śmiercią doczekał się efektu swych długoletnich starań o przeniesienie obrazu MBP do Wiela. Mieszkańcy Chojnic niewątpliwie głęboko przeżyli ten fakt. Upamiętniono to wydarzenie na polichromii w farze fresk, ilustrujący przeniesienie Madonny do Wiela. Tutaj, w starym kościółku, obraz został umieszczony w bocznej kaplicy, a w nowym w głównym ołtarzu. Godna podziwu solidarność naszych antenatów przetrwała w następnych pokoleniach, objawiła się w szczególny sposób w generacji budowniczych kalwarii. Duże wrażenie musiał wywrzeć na mieszkańcach widok wypełnionych kamieniami furmanek, jadących w stronę Białej Góry. Według wspomnień nieżyjących już świadków tamtych wydarzeń, nastąpiło prawdziwe pospolite ruszenie. Zbierano po polach kamienie i transportowano je na leśne stoki. A że kilka obiektów budowano jednocześnie, widok musiał być imponujący. Nie sposób wyobrażając sobie ten czas nie odnieść metaforycznie tego widoku do słów z 1 listu św. Piotra (2, 4 5): Przystępując do niego (tj. do Jezusa), do żywego Kamienia, odrzuconego wprawdzie przez ludzi, ale przez Boga wybranego i odkrytego chwałą, sami również jak żywe kamienie budujcie swój dom du- Tadeusz. Lipski oprowadza uczestników IV Spotkań po Kalwarii Wielewskiej (zdj. Jan Maziejuk)

27 chowy, święte kapłaństwo, aby przez Jezusa Chrystusa składać ofiary duchowe, miłe Bogu. Budowanie kalwarii to wznoszenie z kamieni miejsca sakralnego i jednocześnie budowanie sobą jak żywe kamienie swojego domu duchowego. W harmonijnie rozwijającej się duchowości poczucie wspólnoty prowadzi do otwierania się na drugiego człowieka, na inną wspólnotę. Wokół niektórych obiektów kalwaryjnych gromadzą się subgrupy, niebędące w opozycji do całości, lecz ją współtworzące. Myślę o mieszkańcach poszczególnych wsi parafii i ulic Wiela, którzy są odpowiedzialni za przygotowanie konkretnego obiektu na odpust kalwaryjski. Myślę o parafianach i duszpasterzach z Brus i Czerska, którzy w razie konieczności remontują przypisane im niegdyś kaplice. Myślę wreszcie o kompaniach pielgrzymkowych, przez długie lata zbierających się wokół swoich kaplic, by w odpustową niedzielę o godz. 5 rano uczestniczyć we mszy św.: pielgrzymi z Brus kaplica II upadku, z Czerska kaplica płaczących niewiast, z Leśna kaplica III upadku, ze Śliwic kaplica MB Królowej Polski, z Wysina, Starej Kiszewy i Starych Polaszek kaplica Ogrójca. Zaboracy, Kociewiacy i Borowiacy mają tu swoje przystanie. Każdego roku zawijają do wielewskiego portu. Na wiośle żeglarz wsparty Z ócz sączy łzę po łzie; W Tobie ma port otwarty, W tęsknicy wzywa Cię. Gdy wiatr bałwany wzdymie, Niech zgłuchną na Twe imię. Maryjo, Maryjo, o Maryjo świeć. Łzy w tej maryjnej pieśni są poetycką hiperbolą. Kalwaria wzbudza przeróżne emocje. Swego czasu w Domu Kajfasza zauważono mocno poluźniono kraty. Okazało się to sprawką pewnego chorego umysłowo wielewianina, który wędrując po kalwarii zobaczył siedzącego za kratami umęczonego człowieka. Poszedł do domu i zapytał siostry: Marynka, co to za chłop sedzy w ti prize?. Siostra wyjaśniła, że to Pan Jezus, czekający na wyrok śmierci. Wrócił do kaplicy, a że był silny, wyrwał kratę i mówi: Terô, Jezusku, możesz wylezc. Będąc przy stacji XI (przybicie do krzyża) dostrzegamy, że postać Żyda przybijającego do krzyża Jezusa, ma sfatygowany i dorobiony nos. To z kolei efekt poza-duszpasterskich westchnień ks. Wryczy na temat domniemanych niegodziwości narodu wybranego. Przyjęci tym dwaj chłopcy ministranci wzięli młotek i poszli na kalwarię wymierzyć sprawiedliwość przedstawicielowi tego narodu. To były emocje człowieka chorego i emocje dzieci. Tadeusz Lipski (zdj. Jan Maziejuk) Ale mam i inne świadectwa. W jednej z grup, które prowadziłem po kalwarii, przy końcu wędrówki rozpłakała się jedna z pań. Łkała. Co było źródłem tego szlochu, pozostanie jej tajemnicą. Najbardziej przejmująca dla mnie była wędrówka po kalwarii ze specyficzną grupą ludzi. W Pustelni trwał turnus grupy AA. Był dzień rodzinny przyjechały żony i dzieci. Zostałem poproszony, aby wszystkich poprowadzić na kalwarię. Pamięć tego popołudnia nie opuszcza mnie mimo upływu lat. (Żeby nie było zbyt patetycznie...) Nad kilkoma jeszcze aspektami duchowości można by snuć refleksje. Np. nad wyzwalaniem postawy ofiarności: ofiary ziemi, trudu, czasu, pieniędzy. Wspomnijmy tylko dwie postacie: żołnierza Kozłowskiego, przysyłającego regularnie swój żołd z frontu na rzecz kalwarii, wdowę Myszkową, która tej świętej sprawie przekazała całe odszkodowanie, otrzymane za śmierć męża w Wielkiej Wojnie. To o nich powiedział Jezus:...ta uboga wdowa rzuciła więcej niż wszyscy rzucający do skarbony. Bo wszyscy rzucili z tego, co im zbywało, a ona przy swoim ubóstwie wrzuciła wszystko, co miała na życie. (Mk 12, 43-44). Należycie kształtująca się duchowość pamięta o wdzięczności. Uwiecznieni nazwiskami, znakami rodowymi, podobiznami żyją w lokalnej pamięci. Również podobizny dwojga wspomnianych przed chwilą cichych bohaterów znajdują się w witrażach kaplicy Ukrzyżowania. Duchowość odbija się w symbolach, symbole budują życie wewnętrzne. Wspomnę o jednym tylko symbolu, który wywołuje spore zainteresowanie. Chodzi o święte schody. W budowli tej najczęściej dostrzega się schody, wiodące do pretorium, czyli miejsca, w którym aktualnie przebywał pretor Piłat, albo też stopnie, po których szedł Jezus na Golgotę. To urealnienie obiektu przejawia się w niektórych opracowaniach nadaniem mu niby poprawnej formy gramatycznej Scalae sanctae, bo tak brzmi wyrażenie schody święte w łacińskiej liczbie mnogiej; napis na schodach to liczba pojedyncza tego wyrażenia. A jednak: SCA- LA SANCTA. W języku włoskim wiodące rzekomo do Piłata schody to scala santa, znajdujące się w Rzymie na Lateranie. Scala to po łacinie drabina lub stopień schodów. Najstarszy biblijny obraz drabiny, który tkwi u zarania bogatej symboliki drabiny w kulturze judeochrześcijańskiej znajduje się w Księdze Rodzaju (28, 12) w opisie snu Jakubowego: I przyśniła mu się drabina oparta na ziemi, a wierzchołkiem swym sięgająca nieba. Po niej wchodzili do góry i schodzili na dół aniołowie Boży. Niektórzy współcześni badacze są zdania, że interesujący nas hebrajski wyraz oznacza raczej masywne schody, wiodące na wieżę niż drabinę, ale drabina ze snu Jakubowego tak mocno jest osadzona w biblijnej symbolice, że zrezygnowanie z niej dokonałoby znacznego kulturowego spustoszenia. Drabina (scala) przypomina, że droga między niebem a ziemią jest zawsze otwarta. Ku górze wznosimy się, rozwijając duchowo; ku nam zbliża się Bóg. Klasztory cystersów i kartuzów, będące dla ich mieszkańców droga do Boga, noszą często nazwę Scala Dei. W okresie adwentu w niektórych świątyniach widzimy małą drabinę, po której Dzieciątko Jezus zstępuje w kierunku żłobka. Jest to symbol Maryi, która stała się drabiną niebieską dla zstępującego na ziemię Boga. W niektórych krajach (u nas nie) w litanii nazywa się Maryję Niebieską drabiną ( Scala coeli ). Jeżeli dodać, że w różnych symbolicznych obrazach drabiny liczba szczebli odpowiada zwykle którejś ze świętych liczb, to nabieramy pewności, że wielewskie Święte Schody z 53 zdrowaśkowymi stopniami symbolizują Maryję i modlitwę różańcową jako drabinę niebieską scala coeli. Wnikanie w treści kalwarii jest odczuwaniem Boga i poznawaniem człowieka. To jest ta tajemnica, o której pisze Wiliam Blake we Wróżbach niewinności. W ziarnku piasku ujrzeć świat cały, Całe Niebo w kwiatku koniczyny, Nieskończoność zmieścić w dłoni małej, Wieczność poznać w ciągu godziny. /-/ Pamiątkowe zdjęcie uczestników IV Spotkań na Gochach i Zaborach na Kalwarii Wielewskiej (zdj. Jan Maziejuk) 25

28 Foto Zbliżenia Migawki Zbigniewa Talewskiego z odpustu kalwaryjskiego w Wielu ku czci Matki Bożej Pocieszenia sierpnia anno Domini Na zdjęciach m.in. - Uroczysta procesja z Najświętszym Sakramentem do miejsca Celebry - Uroczysta Msza św. Pod przewodnictwem JE Ks. dra Piotra KRUPY - Biskupa Pomocniczego Diecezji Pelplińskiej, oprawa artystyczna: zespół Kaszuby z Zaborów. - Poświęcenie nowego Obrazu Kopii Matki Bożej Pocieszenia- historie obrazu przedstawia Tadeusz Lipski z Wiela. - Poświęcenie( wśród innych pocztów sztandarowych) nowego sztandaru OSP Wiele. Na zdj. w towarzystwie córki wielewski Strażak senior Edmund Konkolewski /tz/ 26

29 HISTORIA ZATRZYMANA NA STAREJ WIDOKÓWCE Borowy Młyn Benedykt Reszka Powyższe zdjęcia pochodzą z aukcji pocztówek w Berlinie jesienią roku. Dzięki spostrzegawczości i znajomości tematu przez znanego kolekcjonera p. Piotra Popińskiego z Rumi udało się je jemu skopiować. Aktualna cena tej pocztówki kształtuje się w granicach do Eu. Widoczny na zdjęciu ewangelicki kościół pochodzi sprzed r. O tym świadczy brak metalowej kuli i Krzyża, który został zamontowany krótko przed rozpoczęciem budowy w Borowym Młynie drugiego kościoła, katolickiego. Dla odróżnienia tych kościołów, każdy z nich na wieży miał inny element. Były to nietypowe i rzadko spotykane kościoły. Tradycyjnie na wieżach kościołów ewangelickich znajdował się kur-kogut, zaś na katolickich krzyż. Tu w Borowym Młynie było odwrotnie. Dolne zdjęcie przedstawia budynek Józefa Rudnika karczmarza w Borowym Młynie (dzisiaj ul. Jana Pawła II) z roku Z prawej strony widoczna jest murowana z czerwonej cegły sala- kaplica z roku, w której od końca roku odprawiano katolickie nabożeństwa. Stanowiła ona centrum nowopowstałej parafii katolickiej. We wnętrzu na podwyższeniu (scenie) od strony zachodniej znajdował się ołtarz. Od strony prawej tego budynku widoczny jest krzyż opleciony girlandą, co świadczy o przeznaczeniu tego obiektu na cele sakralne. Jak widać przez 1 00 lat w tej części budynku nic się nie zmieniło. Z lewej strony tego budynku znajdowała się karczma. Później w latach w 20 okresu międzywojennego istniał tu sklep kolonialny (spożywczy), w którym również sprzedawano naftę (za drzwiami po lewej stronie). Natomiast oberżę przeniesiono do części środkowej, połączona ona była bezpośrednio z salą widowiskowo taneczną. Mogło to nastąpić po oddaniu w roku nowo wybudowanego kościoła katolickiego do użytku wiernym. Wejście do oberży powstało w miejscu środkowego okna. W takim stanie ta cześć będąca oberżą pozostała do lat 70-tych XX wieku. /-/ Greta Reszka Rumia/Borowy Młyn W I E R S Z E Serce rozpali, rozgrzeje ciało, Zapali w oczach pożądania płomień. Zwątpienie Jeśli Cię dopadnie żal i zwątpienie Na radość nie masz szans. Nie pomoże drzwi barykadowanie I tak stwierdzisz, że życia masz dość! Potrzeba Czy wiesz mój miły, czy wiesz? Czego najbardziej potrzeba? Czułości w dotyku i mowie, Taj, jak codziennego chleba. Spojrzenia, które młodość przypomni, Radość rozmiecie jak na wietrze ogień, Dotyku co ukoi skołatane nerwy, Wyciszy serce z bólu oszalałe, Ogarnie ramieniem, pewności doda, Przywoła myśli dawno zapomniane. Dlatego nie noś mi kwiatów Choć ich zapach mnie unosi do nieba Stań przy mnie, ramieniem ogarnij I uśmiechnij się, tylko tego mi trzeba! Rumia, maj 2006 r. Chodzisz nerwowo i szybko, Krokami przeliczając sień, Wzrok kierujesz za siebie, Bo tam pozostał Twój cień! Ten kroczy za Tobą wytrwale, Gdy on wstanie, dźwigasz się i Ty, Kiedy płaczesz w kąciku cichutko, On bezgłośnie przelicza Twe łzy. Rumia,

30 Krzysztof Kowalkowski Gdańsk Trudno mówić o Przewodnik do użytku wiernych zwiedzających Kalwarię we Wielu nie przedstawiając choć w kilku zdaniach informacji o Kalwarii. IV SPOTKANIA NA GOCHACH I ZABORACH Przewodnik do użytku wiernych zwiedzających Kalwarię we Wielu Kalwaria wielewska powstała w latach Jej inicjatorem i budowniczym znacznej jej części był ks. Józef Szydzik proboszcz parafii we Wielu. Budowę kalwarii kontynuował od r. ks. Józef Wrycza. Ks. Szydzik motywy budowy kalwarii we Wielu przedstawił we wstępie do Przewodnika dla użytku zwiedzających Kalwarię we Wielu, Pr[usy]. Zach[odnie]., w którym napisał: Mój Jezu, miłosierdzia! Z powodu obecnej wojny okropnej, wszechświatowej, buduję na uczczenie poległych i w polu walczących braci naszych, na pociechę pozostałych rodziców i żon, a mianowicie ku większej chwale Bożej Kalwarję we Wielu. Dziękuję i na tem miejscu kochanym moim parafianom, którzy mi do tego zbożnego dzieła dopomagali: a mianowicie kochanemu panu Michałowi Durajewskiemu i małżonce jego z Warnków Annie, ci bowiem darowali całą górę pod Kalwarję: dalej dziękuję kochanemu Franciszkowi Wielewskiemu z Górek i jego małżonce z Szalewskich Marjannie, którzy mi dali pierwszą ofiarę na zapoczątkowanie budowy Kalwarii. Dziękuję też i mojemu drogiemu przyjacielowi ks. Kowalkowskiemu z Rytla, który pobożnem sercem ułożył tę oto książeczkę. Dziękuję dalej Przewielebnym Księżom Konfratrom w sąsiedztwie za ich szczerą przychylność dla usług nabożeństwa Kalwaryjskiego. Dziękuję też wszystkim żołnierzom w wojnie będącym, którzy mi często z pola bitwy ofiary przysyłali, oszczędzając swoje zasługi. Oby nastąpił pokój, a oni do domu wrócili i jeszcze często obchodzili tutejszą kalwarię. Za Dobrodziejów Kalwarii będą się odprawiały corocznie 2 nabożeństwa: za żywych i umarłych wieczne czasy. Wiele Pr. Zach., 1 9 marca r. Ks. Józef Szydzik proboszcz. Stacje Kalwarii wielewskiej Projektantem kalwarii był Teodor Mayer z Monachium, który projekt oparł na Kalwarii Wejherowskiej. Kalwaria zlokalizowana jest na zalesionych stokach Białej Góry nad południowym brzegiem Jeziora Wielewskiego. Kalwarię tworzą 23 obiekty, 1 4 kaplic, pustelnia, 6 kompozycji rzeźbiarskich, święte schody i ambona. Opisując kaplice i rzeźby skorzystałem z rysu historycznego przedstawionego w książce Sanktuarium kalwaryjskie we Wielu, której autorem jest ks. Eugeniusz Filipski. 1. Kaplica Ogrójca. Zbudowana została w r., na terenie przykościelnego cmentarza. W absydzie znajduje się neobarokowy ołtarz z rzeźbą Chrystusa wykonaną przez Meyera. 2. Kaplica serca Pana Jezusa w latach została postawiona za cmentarzem, nad brzegiem jeziora. W jej wnętrzu znajduje się drewniana rzeżba. 3. Kaplica Serca Najświętszej Maryi Panny Królowej Pokoju. Kaplica powstała prawdopodobnie w r. W ołtarzu umieszczono obraz Michaela Schmitta z Monachium przedstawiający Matkę Bożą i św. Izydora Oracza, patrona rolników. 4. Kaplica nad Cedronem. Zbudowano ją w latach Jej nazwa pochodzi od nazwy Potoka łączącego Jezioro Ciepłe z Jeziorem Wielewskim. Kaplica ma kształt bramy lub łuku tryumfalnego z balustradami po obu stronach., które na końcach mają rzeźby symbolizujące czterech ewangelistów. Anioł symbol św. Mateusza, lew symbol św. Marka, wół symbol św. Łukasza, orzeł symbol św. Jana. 5. Dom Annasza. Został wybudowany w r. nad Jeziorem Ciepłym u podnóża Białej Góry, obok św. Schodów. 6. Święte schody zbudowane z cegły i drewna w r., przebudowane w r. 7. Dom Kajfasza położony powyżej Świętych schodów, zbudowany w r. 8. Kaplica biczowania został a zbudowana w r. 9. Pałac Piłata. Stacja I Drogi Krzyżowej. Jedna z większych kaplic Kalwarii zbudowana w r Stacja II grupa rzeźb przedstawiająca Jezusa biorącego krzyż wykonana w r Stacja III rzeźba przedstawiająca pierwszy upadek Jezusa powstała w r Stacja IV rzeźby pokazujące Spotkanie Chrystusa z Bolesną Matką Swoją. Brak daty powstania Stacja V kompozycja rzeźbiarska ukazująca Szymona z Cyreny pomagającego Chrystusowi nieść krzyż. Brak daty powstania Stacja VI Kaplica św. Weroniki Weronika ociera twarz Panu Jezusowi. Kaplica powstała na najwyższym wzniesieniu Kalwarii w r Stacja VII Kaplica drugiego upadku Pana Jezusa. Jedna z większych kaplic Kalwarii powstała w r Stacja VIII Kaplica płaczących niewiast zbudowana w r Stacja IX Kaplica trzeciego upadku Pana Jezusa powstała w latach

31 Fotografia pochodzi z książki "Wielewskie Góry" - Józefa Borzyszkowskiego. Na zdjęciu uczestnicy uroczystości inauguracji Kalwarii Wielweskiej 27 sierpnia r. Siedzą od lewej ks. prob. Józef Szydzik, ks. kan. Stanisław Dzięgielewski, O. Maksymilian Napiątek. Stoi pierwszy z prawej ks. Józef Wrycza, trzeci od prawej ks. Antoni Kowalkowski Stacja X Kapliczka z płaskorzeźbą przedstawiająca obnażenia z szat Pana Jezusa. Brak daty wykonania Stacja XI Rzeźba przedstawiająca przybicie Pana Jezusa do krzyża, wykonana w r. 20. Stacja XII Kaplica ukrzyżowania Pan Jezus umiera na krzyżu. Największa kaplica Kalwarii, zwana kościółkiem, wykonana w r. 21. Stacja XIII i XIV Kaplica Grobu Pana Jezusa zbudowana w r. 22. Ambona wykonana w r. 23. Pustelnia wybudowana w latach jako dom stróża Kalwarii. Przewodnik dla użytku zwiedzających Kalwarię we Wielu, Pr. Zach. napisany został na prośbę ks. Józefa Szydzika, przez ks. Antoniego Kowalkowskiego. Tu należy wyjaśnić znajomość obu księży. Poznali się w Seminarium Duchownym w Pelplinie, gdzie ks. Kowalkowski studiował w latach , a ks. Szydzik Zapewne tam właśnie podczas nauki się zaprzyjaźnili. Początkowo ks. Antoni wzbraniał się od napisania przewodnika uznając się za osobę niewłaściwą do tego. Gdy już podjął się napisania przewodnika miał wiele obaw czy zostanie on wydany na czas. Korespondencję ks. Antoniego z ks. Szydzikiem związaną z powstawaniem przewodnika przytacza w swej książce Wielewskie Góry Józef Borzyszkowski i z tej właśnie pracy zostały przytoczone tu cytaty. Odpowiadając na pierwszą propozycję napisania przewodnika ks. Antoni 21 grudnia roku pisał do ks. Szydzika: Wiesz, Bracie, co do zredagowania książeczki jużci trzeba będzie obrać takiego, który się na tym zna. Ja w życiu swoim ani jeszcze kalwarii nie odwiedziłem, ani kompanii żadnej nie prowadziłem, nawet nie znam wyobrażenia jak tam się wszystko odbywa. A trzeba się przecież zastosować do zwyczajów wejherowskich albo innych znanych. Chętnie bym Ci się przysłużył, gdyby się dało. Może by było dobrze, przynajmniej z początku, używać książek wejherowskich, bo ludzie odwiedzający kalwarię mają już takowe i nie potrzebowaliby sobie sprawić innych. Szkoda, że nie możemy o tym ustnie pomówić, może by się jakoś dało sprawę tę ułożyć i załatwić. Ostatecznie ks. Kowalkowski dał się namówić na napisanie przewodniki i 8 lutego roku przesłał do Wiela szczegółowy konspekt. Miał wątpliwości czy przewodnik na czas wyjdzie. Cytując za prof. Borzyszkowskim, tak pisał ks. Kowalkowski: Bo to nie tylko drukarnie w tym czasie na bak personelu narzekają, ale co najważniejsza, w kancelarii biskupiej sporo czasu będzie mogła pewno sobie odpoczywać, nim nadejdzie imprimatur [ ]. W kolejnym liście z 21 lutego roku wątpliwości te podtrzymywał pisząc: Mam bowiem przeczucie, że się cała sprawa nie da tak się przeprowadzić zupełnie jak Ty chcesz ani jak ja chcę. Trzeba odczekać przynajmniej pierwsze dwa lata. Dopiero będzie można osądzić jak i czym się lepiej urządzić. Wiele nie jest Wejherowem, a czasy teraźniejsze są inne niż czasy, w których powstawała tamtejsza kalwaria. Z twego ostatniego listu doczytałem się tyle, że różnica naszych zdań polega na tym, że Ty na myśli masz więcej własną parafię, najwyżej sąsiednie, ja zaś miałem na myśli s ą s i e d n i e p o w i a t y {wyróżnienie ks. Kowalkowskiego K.K.], którym by trzeba było ulżyć odwiedzanie. W Twojej parafii ni ma urzędników, ale za to są setki innych. Przypuszczałem, że Kalwaria we Wielu miałaby być dla naszego kąta miejscem zbiorowym z powiatów nie tylko całego chojnickiego, ale i tucholskiego, starogardzkiego, kościerskiego, człuchowskiego i po części świeckiego (Śliwice) i to się z czasem i stanie, o czym nie wątpię, bo lud tu jest wokoło polski i chętnie na takie miejsce się zjeżdża. Ja liczę przynajmniej, na 1 0 tysięcy obcych pątników nie wliczając w to Twoich tysięcy. Zbierze się lud tak, jak się zbiera na poświęcenie kościoła jakiego. Gdzie się tedy na noc pomieszczą w takiej wiosce jak Wiele? Chyba się będą dziać rzeczy niesmaczne. Zdaje mi się, że na to narzekano przy kompanii oliwskiej. [chodzi tu o pielgrzymki z Oliwy do Wejherowa K.K] To jest właśnie punkt, o który mi chodziło, a który brać pod uwagę trzeba. Kalwaria dla naszego kata jest coś osobliwszego, a każdy choćby z ciekawości samej na nią podąży. Z rytelskiej parafii połowa będzie na pewno w Wielu, a tak będzie z czerskiej i bruskiej itd. Rozpisałem się nieco, bo tu także o moich ludzi chodzi [ ]. Tu warto przypomnieć, że ks. Antoni wielokrotnie organizował dla rytelskich parafian pielgrzymki do Wiela. Pomimo wątpliwości ks. Kowalkowskiego przewodnik został napisany w krótkim czasie i 1 5 kwietnia roku uzyskał Imprimatur Biskupa Chełmińskiego Augustyna Rosentretera. Druk przewodnika powierzono drukarni Karola Miarki w Mikołowie na Śląsku. Jak pisze Józef Borzyszkowski, książeczka [..] ukazała się w nakładzie 8000 egzemplarzy w czerwcu roku. Formatu 7x1 2 cm, w czarnej, niebieskiej lub czerwonej płóciennej (sztywnej) oprawie ze złoconymi literami tytułu z wizerunkiem dźwigającego Krzyż Chrystusa na okładce. [ ] Wewnątrz książeczki liczącej 1 28 stron, zawierającej liczne drobne ilustracje i ozdobniki, znalazł się porządek nabożeństw, (aktualny w zasadzie do dziś) oraz pouczenia, modlitwy i pieśni. Koszty druku wyniosły około 3000 mk, a cena jednego egzemplarza mieściła się w granicach przeciętnego godzinnego zarobku murarza pracującego wówczas w kalwarii. [ ] Dziełko ks. Kowalkowskiego, dziś rzadki skarb rodzin pielgrzymujących do Wiela, nadal służy pątnikom. Pełny tytuł przewodnika brzmiał Przewodnik dla użytku zwiedzających Kalwarię we Wielu, Pr. Zach. Przedmowa do prze- 29

32 wodnika napisana przez ks. Józefa Szydzika została przytoczona na wstępie. Tu tylko warto powtórzyć słowa ks. Szydzika o autorze przewodnika: Dziękuję też i mojemu drogiemu przyjacielowi ks. Kowalkowskiemu z Rytla, który pobożnem sercem ułożył tę oto książeczkę. Autor jest w posiadaniu egzemplarza w czarnej oprawie, ale formatu 7x1 1 cm, na którego okładce znajduje się tytuł i jedynie twarz pana Jezusa w cierniowej koronie. Także ilość stron jest dwukrotnie większa i wynosi Czy wydania różniły się nie tylko kolorem okładki, ale także wymiarami i objętością. Na 1 08 stronach opisana została droga krzyżowa. Na następnych stronach opisane zostały modlitwy w kościele, sakrament pokuty modlitwy do spowiedzi św., ofiarowanie po skończonym nabożeństwie, modlitwy intencyjne oraz Pieśni używane przy Nabożeństwie Kalwaryjskim. Trudno powiedzieć skąd ta różnica pomiędzy wydaniem omawianym przez prof. Borzyszkowskiego, a wydaniem posiadanym przez autora. Może ukazało się następne poszerzone wydanie, albo też aby zdążyć z drukiem na uroczystość poświęcenia Kalwarii pierwsza część z 8000 tysięcznego nakładu miała mniejszą objętość, a dopiero reszta pełny tekst. Przewodnik po cytowanych na wstępie słowach ks. Szydzika, na s przedstawia Porządek nabożeństw przy publicznym obchodzie Kalwarii Wielewskiej. W sobotę w kościele parafialnym o godz odbywa msza św. W intencji pątników, a następnie o godz rozpoczyna się nabożeństwo kalwaryjne. Po nabożeństwie pątnicy udają się na Ogrójec. Przed rozpoczęciem drogi krzyżowej na s Przewodnika zawarte zostały uwagi dla zwiedzających Drogę Krzyżową. Jak pisze ks. Kowalkowski na publiczny obchód Kalwarii Wielewskiej rozpoczyna się w Ogrójcu. Przejście przez tę część Kalwarii Wielewskiej, czytania, modlitwy i pieśni ks. Kowalkowski podaje na s Z Ogrójca droga wiedzie kolejno do: kapliczki Najsłodszego Serca Jezusa, kapliczki Serca Najświętszej Maryi Panny Królowej Pokoju, Cedronu, domu Annasza, przez Święte Schody do domu Kajfasza, dalej do domu Heroda i następnie do domu Piłata I. Tu rozpoczyna się droga krzyżowa. Stacje drogi krzyżowej czytania i modlitwy przy nich zostały opisane na s Następnie na s ks. Kowalkowski podaje modlitwy i pieśni jakie odmawia się i śpiewa w drodze powrotnej do kościoła i w samym kościele. Od s do 1 28 następuje dodatek zawierający modlitwy podczas mszy św. Następnie na s zapisane są modlitwy związane z sakramentem pokuty, a na s modlitwy przed i po Komunii świętej oraz dwie inne modlitwy. Na s znajdują się ofiarowania: po zakończonym nabożeństwie oraz Ofiarowanie 7 słów Zbawiciela na krzyżu za dusze zmarłych. Na s ks. Kowalkowski zamieścił modlitwy m.in. za duszę żony/męża, rodziców, dzieci. Ostatnią część przewodnika zawartą na s stanowią pieśni śpiewane podczas Nabożeństwa Kalwaryjskiego. Uroczystości poświęcenia wielewskiej kalwarii trwały dwa dni 26 i 27 sierpnia roku, a uczestniczyło w nich 26 księży i wiele tysięcy pielgrzymów. Wśród księży był oczywiście autor Przewodnika dla użytku zwiedzających Kalwarię we Wielu, Pr. Zach. ks. Antoni Kowalkowski. 30 Rytel. Pierwszy z lewej siedzi ks. Antoni Kowalkowski, w środku stoi ks. Feliks Bolt. Ks. Antoni Kowalkowski Kończąc informacje o Przewodniku, nie sposób nie przedstawić, choć w skrócie, życiorysu ks. Antoniego Kowalkowskiego. Ksiądz Antoni Ignacy Marcin Kowalkowski urodził się 1 2 lutego r. w Mirachowie w powiecie kartuskim jako najstarsze dziecko Edmunda i Pauliny z domu Meier. Ojciec Antoniego był w tym czasie nauczycielem w Mirachowie. Bratem Pauliny był ks. Marcin Meier, który w latach był proboszczem parafii w Chmielnie. Z Mirachowa rodzina została przeniesiona do Goręczyna, gdzie Edmund otrzymał posadę pracę nauczyciela. Niestety Edmund zmarł 22 czerwca r. w wieku 41 lat, a w tym samym roku zmarł w Chmielnie dziadek Antoniego Ignacy Andrzej. Pozostał więc Antoni, wraz z czworgiem rodzeństwa. W latach Antoni uczęszczał do słynnego wówczas progimnazjum biskupiego Collegium Marianum w Pelplinie. Następnie naukę kontynuował w Kościerzynie i gimnazjum w Chojnicach, gdzie wstąpił do tajnej organizacji filomackiej. W latach Antoni kontynuował naukę w gimnazjum w Starogardzie Gdańskim, gdzie w r. złożył egzamin dojrzałości. Tam również był członkiem tajnej organizacji filomackiej. Być może pod wpływem wuja ks. Marcina Meira, Antoni podjął studia filozoficzne i teologiczne na Uniwersytecie w Monastyrze (Münster), odbywając jednocześnie służbę wojskową. W r. Antoni powrócił do Pelplina i wstąpił do Seminarium Duchownego. Tu po czterech latach, w dniu 1 1 marca r., z rąk ks. biskupa Leona Rednera otrzymał święcenia kapłańskie. Pierwszym miejscem pracy duszpasterskiej ks. Antoniego była parafia w Więcborku. Tu u boku ks. Karola Gronau, ks. Antoni od r. pełnił ks. funkcję wikarego. Był tam także pierwszym przewodniczącym, założonego 1 3 stycznia r., Katolickiego Towarzystwa Ludowego. Z Więcborka ks. Antoni Kowalkowski został przeniesiony do Pucka w województwie pomorskim, gdzie pracował do lutego r. Kolejnym miejscem pracy duszpasterskiej ks. Antoniego Kowalkowskiego była parafia w Czersku w powiecie chojnickim Jako wikary parafii w Czersku, ks. Antoni zaangażował się bardzo w budowę kaplicy w Rytlu, odległym od Czerska o 1 4 km, a położonym przy międzynarodowej drodze nr 22 prowadzącej z Berlina do ówczesnego Königsberg, (dziś Kaliningrad), zwanej obecnie Berlinką. Był też jednocześnie współzałożycielem, wraz z Ignacym Klińskim i dr Bronisławem Zielińskim Towarzystwa Ludowego w Czersku. Zgodę władz państwowych na budowę kościoła w Rytlu uzyskano 4 września r. Ks. Kowalkowski czynił liczne starania dla zebrania niezbędnych funduszy do budowy kaplicy. Pisał wiele apeli, które publikował w Pielgrzymie i Gazecie Grudziądzkiej. W efekcie udało się zebrać niezbędne środki na budowę drewnianej kaplicy, która została postawiona w r. Wówczas to 1 5 września r., jeszcze przed poświęceniem kaplicy, z parafii czerskiej wydzielono ośrodek duszpasterstwa (kurację), a jej pierwszym administratorem został przeniesiony do Rytla na stałe w dniu 1 października r. ks. Antoni Kowalkowski, dotychczasowy wikary w Czersku. Jednocześnie ks. Kowalkowski czynił dalsze starania o budowę kościoła pisząc wiele wielu apeli w polskiej prasie oraz liczne artykuły z cyklu Dla Matki ukochanej, dzięki którym w latach spłynęły liczne darowizny, co pozwoliło na budowę murowanego kościoła. Ks. Antoni Kowalkowski obejmując kuracje natychmiast przystąpił do zorganizowania życia religijnego w Rytlu, zakładając szereg stowarzyszeń i bractw kościelnych. Pierwszym z bractw było Apostolstwo Modlitwy. Kolejne to

33 Bractwo Różańca, Dzieło Dziecięctwa Jezus, Dzieło Rozkrzewiania Wiary i Trzeci Zakon Św. Franciszka. Gdy ks. Antoni został oddelegowany do budowy kościoła w Rytlu natychmiast przystąpił do organizacji oddziału Towarzystwa Ludowego. W latach ks. Antoni Kowalkowski był też członkiem Towarzystwa Naukowego w Toruniu. Już w roku ks. Kowalkowski został uznany przez władze pruskie za agitatora polskości, co zapewne znacznie utrudniało Mu wszelką działalność, czy też załatwianie spraw formalnych z władzami pruskimi. Objawem takich utrudnień było m.in. wstrzymywanie, pod byle pozorem, budowy kościoła w Rytlu. Powodem takiego traktowania ks. Antoniego była m.in. jego działalność w zakładanych organizacjach. Działał także ks. Antoni w Polskim Ruchu Wyborczym, będąc w roku członkiem Komitetu Powiatowego na powiat chojnicki. Ks. Antoni czynnie uczestniczył w działaniach mieszkańców mających na celu przejęcie władzy od Niemców, po ustaleniach Traktatu Wersalskiego. On to właśnie, 31 stycznia roku przejął sołectwo od Niemca Kosanki. On też wygłosił mowę powitalną, gdy 30 stycznia roku do Rytla wkroczyło oddziały gen Józefa Hallera. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości świetlica parafialna była miejscem spotkań Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży działającego w Rytlu. Był także ks. Antoni zaangażowany w działalność Ligi Katolickiej. W swej pracy duszpasterskiej ks. Antoni specjalnie troszczył się o wychowanie i naukę dzieci oraz młodzieży. Bardzo starannie przygotowywał dzieci do pierwszej Komunii św. To dla nich ułożył szereg pieśni kościelnych, które były zamieszczane głównie w pisemkach dla dzieci Nasz Przewodnik i Mały Światek. Dwie z jego pieśni ks. Antoniego zdobyły wielką popularność i weszły na trwałe do repertuaru pieśni kościelnej nie tylko w kraju. Pierwszą z nich Rytel r. Zdjęcie rodzinne Kowalkowskich. W środku siedzi Paulina z d. Meyer matka ks. Antoniego Kowalkowskiego. Stoją: pierwszy od lewej Józef Kowalkowski kierownik szkoły w Kręgu (brat ks. Antoniego), drugi od lewej ks. Antoni Kowalkowski, czwarty z lewej Bonifacy Kowalkowski - Kierownik szkoły w Mirotkach (brat ks. Antoniego). Słownik biograficzny Pomorza Nadwiślańskiego T. 2 - Gdańsk była Prośba dziecka znana jako Kiedyś, o Jezu, chodził po świecie, a drugą Pan Jezus już się zbliża. Inne to O Pani moja z melodią ułożoną przez ks. Kowalkowskiego, O Stanisławie młodzieńcu święty, Jezu Tobie żyję, Jezus, Maryja, Aniele Stróżu. Ks. Antoni pisał liczne artykuły do prasy lokalnej. Początkowo zamieszczane w Pielgrzymie, miały głównie na celu gromadzenie pieniędzy na rzecz budowy kościoła w Rytlu, ale pokazywały już jego wielkie zdolności dziennikarskie. Ks. Antoni był także długoletnim współpracownikiem Gościa Świąteczne- Autor wygłasza referat na IV Spotkaniach... go (dodatku do Gazety Grudziądzkiej ). W latach opublikował wiele artykułów, m.in. Opis pielgrzymki do Lourdes oraz cykl artykułów Dla matki ukochanej publikowany właśnie w Gościu Świątecznym. Ksiądz Antoni szczególnie umiłował dzieci, poświęcając im wiele czasu nie tylko na naukę prawd wiary, ale i na wychowanie. To dla nich napisał i opublikował ośmiostronicową broszurkę Pamiątka z Pierwszej Komunii Świętej, którą wręczał w tym dniu każdemu dziecku ze swej parafii. Książeczka została wydana w drukarni OSTOJA S. A. w Poznaniu. Dodać także należy, że podejmując pracę duszpasterską w Rytlu, ksiądz Antoni zapoczątkował prowadzenie kroniki parafialnej, oczywiście w języku polskim. Zawsze jednak ks. Antoni pamiętał o swej rodzinie. Jego wcześnie owdowiała matka, gdy synowie się usamodzielnili, zamieszkała w Rytlu i tu znalazła opiekę aż do swej śmierci w roku. Pomagał też ks. Antoni swemu młodszemu bratu Bonifacemu, którego żona Rozalia zmarła w roku w Mirotkach podczas połogu, pozostawiając ojcowskiemu wychowaniu dziesięcioro dzieci. Dwóch synów Bonifacego, Bonifacy i Alfons mieszkało i wychowywało się w Rytlu. Pomoc ta możliwa była, na pewno dzięki osobistej skromności ks. Antoniego i jego pogodzie ducha. Potwierdzeniem tej skromności i chęć pomocy innym jest też informacja jaką zapisał ks. Henryk Mross w biografii ks. Antoniego: Znaczne sumy przeznaczał na cele dobroczynne. Ks. Antoni Kowalkowski zmarł nagle dnia 6 listopada roku w wieku 66 lat. Pogrzeb tego zasłużonego dla parafii proboszcza odbył się 1 0 listopada roku przy licznym udziale księży i parafian. Pochowany został na cmentarzu w Rytlu, który sam utworzył i wyświęcił, obok grobu swojej matki Pauliny. Założyciel rytelskiej parafii był jej administratorem ponad 33 lata. W związku z organizowanymi uroczystościami 1 00-lecie powołania parafii, które przypadały w roku, dzięki staraniom ówczesnego proboszcza rytelskiej parafii ks. Gracjana Nagierskiego, kościół w Rytlu, został w latach przepięknie odrestaurowany. To właśnie uroczystości stulecia dały impuls do napisania przeze mnie książki Rytel. W stulecie Parafii. W dniu 7 października roku odbyły się uroczystości stulecia parafii, podczas których wmurowano w kościele tablicą pamiątkową poświęconą pamięci ks. Antoniego Kowalkowskiego. Na tablicy napisano: Budowniczemu kościoła w Rytlu, autorowi znanych pieśni Kiedyś o Jezu chodził po świecie i Pan Jezus już się zbliża księdzu Antoniemu Kowalkowskiemu w stulecie istnienia parafii , Wspólnota Parafialna./-/ 31

34 WYDARZENIA Zbigniew Talewski Szanowni Państwo! Lubotné Dreszë! D zisiejszy dzień dla historii Czerska, dla jego kultury, jest niewątpliwie znaczący. Nie ukrywam, że osobiście jest takim i dla mnie. Jako rodowity czyrszczak oraz działacz regionalny jestem nie tylko dumny, ale i rad, że dzisiaj - dzięki zgłoszonej przez naszą fundację inicjatywie - miejscowe władze samorządowe i czerski oddział ZK-P zaangażowały się w jej realizację, w wyniku czego spotykamy się tutaj i w tym miejscu, by tą tablicą - notabene pierwszą w mieście - przypomnieć i uczcić pamięć Jana Karnowskiego, jednego z najwybitniejszych naszych kaszubsko-pomorskich Rodaków, wielkiego serca i ducha Zaboraka, który był przez pewien okres swego życia także czerszczaninem. Sądzę, że dzisiaj ten materialny znak - ta okolicznościowa tablica, szeroko uświadomi społeczeństwu miasta i gminy, że do panteonu wybitnych postaci związanych z Czerskiem, w którym prym dotąd w świadomości społecznej wiedzie Wincenty Pol swym wierszem Noclegem w Czersku, dochodzi kolejny bohater, i to bliższy nam, Uczczona pamięć Stolema Kaszebizny w Czersku Jan Karnowski*( ) bowiem jest to Pomorzanin, który swoją stolemową pracą i plonem swojego umysłu włożył wielki - do dziś procentujący - wkład w ożywienie świadomości regionalnej czerszczan i mieszkańców całej naszej Ziemi Kaszubsko-Zaborskiej. Że jest to tuziemiec, który wytworami zarówno swojej poezji, prozy i publicystyki, jak i swymi rozprawami o historii naszej Małej Ojczyzny, posiał ożywcze ziarno przynoszące do dnia dzisiejszego nasz kaszubski i narodowy plon. 16 maja przypada 124. rocznica urodzin Jana Karnowskiego ( ), jak na niniejszej tablicy głosimy: Kaszubskiego poety, pisarza i publicysty, sędziego czerskiego sądu, działacza społecznego, historyka regionu, a przy tym człowieka niezwykle skromnego. To On w swym niedługim, ale pracowitym i doniosłym w dokonania, 53-letnim życiu przez dwa lata mieszkał w Czersku, tu pracował oraz intensywnie działał na polu zawodowym, a także społecznym, będąc naczelnikiem czerskiego Sądu Grodzkiego, działaczem tutejszego Towarzystwa Czytelni Ludowych oraz publicystą Głosu Ludu, naszej lokalnej gazety, wydawanej przez czerszczanina, miejscowego lekarza, a zarazem przedsiębiorcę, pana Zemkiego. Na łamach tej gazety opublikował zarysy przyczynkarskie do historii naszego miasta w postaci artykułów w cyklach pt. Starożytności czerskie oraz Czersk i okolice w 1 3. i 1 4. stuleciu. Ponadto opublikował także artykuły Dobra Nieżurawske i ich właściciele oraz Kręgi kamienne w Odrach. Będąc w Czersku zebrał materiały do później opublikowanych w Zaborach artykułów, dotyczących historii naszych wsi: Cisa, Legbąda, Starych i Nowych Prus oraz Będźmierowic. Będąc zapalony turystą i działaczem Towarzystwa Krajoznawczego, to z Czerska robił wypady w Bory Tucholskie, na karsińsko-wielewskie Zabory, w tym nad J. Wdzydzkie i w jego okolice, a także w Gochy i do Krebanów. Efektem tych wypraw są m.in. opowiastki zebrane w cyklu Sowizdrzał u Krebanów, w których m.in. utrwalił postać ks. Augustyna Worzały, proboszcza, budowniczego kościoła w Łęgu. Podczas tych eskapad przesiąkł duchem miejsca twórczości Hieronima Derdowskiego, a także Izydora Gulgowskiego. Ten czerski okres Jego działalności przypadł na lata przełomu organizacyjnego, kiedy to Czersk z pozycji wsi dochodził i uzyskał prawa miejskie, w co był również zaangażowany. Należy wspomnieć, że Jan Karnowski urodził się w Czarnowie k. Brus. W ubiegłym roku 2 października, w 70. rocznicę jego śmierci wznieśliśmy tam wspólnie z samorządem bruskim i oddziałem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego po- Od lewej : Bogumiła Milewska prezes ZKP w Czersku, Zbigniew Talewski, Przemysław z Talewskich Biesek sekretarz UM, Ryszard Kuchta dyrektor LO w Czersku 32

35 święcony jemu okolicznościowy obelisk, tym samym postulując, by rok 2010 Zrzeszenie ogłosiło na Kaszubach i Pomorzu Rokiem Karnowskiego, i tak się stało. W tę uroczystość w Czarnowie - podobnie jak tu, w Czersku - zaangażowane były liczne gremia, poczynając od zarządów oddziałów ZK-P w Karsinie, Wielu i Chojnicach przez SP nr 6 im. Karnowskiego w Chojnicach do uczestników III Spotkań na Zaborach i Gochach - imprezy publicystycznopromocyjnej, organizowanej od 2006 roku przez naszą fundację. Ta ubiegłoroczna była poświęcona Karnowskiemu. Szanowni Państwo! N iesposób przy okazji tego spotkania omówić wszystkie dokonania naszego bohatera, stąd odsyłam do bogatej w tym względzie literatury o nim oraz do jego dorobku pisarskiego. Niemniej należy jednak chociaż wspomnieć, że od najmłodszych lat był On zaangażowany na rzecz rozwoju rodzimej kultury i tradycji, poczynając od ruchu filomackiego w pelplińskim Collegium Marianum i chojnickim gimnazjum, a następnie poprzez studia teologiczne w Seminarium Duchownym w Pelplinie, gdzie założył i był prezesem Koła Kaszubologów, a potem na studiach w Wrocławiu, gdy na uniwersytecie założył Koło Akademików Prus Królewskich. Nie tylko jako poetę wyróżniało go to, że w ślad za Florianem Ceynową postawił sobie za swe życiowe zadanie budzić świadomość kulturalną Kaszubów, wyrażać całe bogactwo ich - czyli naszej - pomorskiej natury i charakteru, przejawiającej się w rodzimej historii i kulturze ludowej. Jako poeta dążył do tego, by uwolnić od wzgardy i lekceważenia naszą mowę, nasz regionalny język. Te jego starania dzisiaj owocują. A jako polityk, jako polski patriota robił wszystko, by działać wzorem Mestwina (Mściwoja II), księcia pomorskiego, który bezkrwawo przyczynił się do odrodzenia Królestwa Polskiego po rozbiciu dzielnicowym. Słowem podejmował wysiłki na rzecz zjednoczenia Kaszub z Polską, opartego na wzajemnym zrozumieniu i szanowaniu swych wartości. Karnowski niemal przez cały okres swej działalności należał do skupionej wokół Aleksandra Majkowskiego grupy wybitnych intelektualistów kaszubskich zwanej Młodokaszubami i ich pisma Gryf. Wśród tego zacnego grona za swą mądrość i dalekowzroczność w zakresie proponowanych działań regionalnych, a także swe publikacje został uznany mózgiem i sumieniem tego Ruchu. Należy także podkreślić, że bardzo duże znaczenie mają jego prace historyczno-literackie poświęcone Ceynowie i Derdowskiemu, którym wiele zawdzięczał jako poeta, a także ideolog. Stąd to za ich wzorem istotą jego ideologii było akcentowanie odrębności kaszubskiej przy jednoczesnym zachowaniu nadrzędności wspólnoty ogólnopolskiej. Jan Karnowski był także żołnierzem I wojny światowej, podczas której został ranny, potem był żołnierzem Powstania Wielkopolskiego, gdzie w stopniu kapitana pełnił funkcje sądownicze. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości był rzecznikiem umacniania jej państwowości, jako urzędnik pomorskiego urzędu wojewódzkiego w Toruniu pełnił oddanie swe odpowiedzialne powinności urzędnicze, przyczyniając się do budowy struktur pomorskiej administracji i sądownictwa. I na koniec pozwólcie, Szanowni Państwo, że przy tej okazji w imieniu Fundacji Naji Gòchë i jej Kapituły, którą reprezentuje tu ze mną m.in. p. Zbigniew Studziński z Wiela, podziękuję władzom samorządowym Czerska, panu burmistrzowi M****** J*******, burmistrzowi Brus panu Witoldowi Ossowskiemu (na ręce wiceburmistrza Andrzeja Gierszewskiego) i wójtowi gminy Karsin p. Romanowi Brunce, a także prezesom O/ZK-P w Czersku p. Bogumile Milewskiej, w Brusach p. Stanisławowi Kobusowi i Karsinie-Wielu p. Urszuli Studzińskiej - za udzielaną naszej fundacji pomoc oraz za współpracę. W tym miejscu dziękuję także panu J. Gliszczyńskiemu, z-cy burmistrza Czerska. Pokłonię się za okazywaną życzliwość i gotowość do wspólnych działań, które - tak jak to ma miejsce dzisiaj - nadal będziemy wspólnie pożytkować na rzecz wychowania naszej młodzieży, promocji i rozwoju naszego Regionu. Niechaj dzisiejsza ożywiona pamięć o Janie Karnowskim - Kawalerze Srebrnego Lauru Polskiej Akademii Literatury - we wzmożony sposób służy mieszkańcom Czerska i całej naszej ojcowiźnie, naszonkej tatczëznie, zwanej Borami, Zaborami i Gochami. A za Florianem Ceynową i Janem Karnowskim wznieśmy zawołanie: Budźma śpióncech! Niech to zawołanie usłyszą Ci, co jeszcze nie są świadomi swej etniczności i z tego wypływających obowiązków, byśmy wszyscy, jako Kaszubi - Pomorzanie szanowali samych siebie i kochali swoją Ojczyznę - Polskę, matkę naszą, służąc jej na codzień. Dziękuję! *Jest to treść wystąpienia jakie wygłosiłem 14 maja 2010 r. podczas uroczystości odsłonięcia w Czersku tablicy poświeconej pamięci Jana Karnowskiego/tz/ 33

36 SYLWETKI Sławomir Cholcha Luzino Minęło już 70 lat od śmierci regionalnego ideologa Jana Karnowskiego ( ). Był on kaszubskim romantykiem. Zdawał się żyć ideą. Od młodzieńczego olśnienia zachwycił się kaszubszczyzną. Przez lata starał się ją zrozumieć i wzbogacać. Chciał - śladem Ceynowy - budzić Kaszubów. Tworzył wiersze, facecje i krótkie sztuki. Napisał ok. 150 artykułów i studiów historyczno-literackich. Działał w kilku stowarzyszeniach i towarzystwach, pracował w administracji i sądownictwie. Rodziny nie założył. Był pracowity i uporządkowany. Większość jego dorobku przechowała się przez wojnę u Feliksa Marszałkowskiego i dalszych krewnych. I właściwie dalej czeka na krytyczne wydanie i omówienie. J an Karnowski urodził się 1 6 maja r. w Czarnowie k. Brus w dość licznej rodzinie. Miał sześcioro rodzeństwa: siostry Aniela, Elżbieta i Rozalia, bracia Leon, Maksymilian i Paweł. Jego ród korzenie miał w rejonie Chełmna i zbieżność nazwiska z nazwą jego rodzimej miejscowości jest przypadkowa. W l młody Jan uczył się w Collegium Marianum w Pelplinie. Naukę kontynuował w gimnazjum w Chojnicach, gdzie działał w ruchu filomackim. W l był prezesem samokształceniowego koła Mickiewicz. Zetknął się z książkami Majkowskiego i Derdowskiego oraz ze słownikiem Stefana Ramułta, co obudziło w nim pasję poznania języka i kultury kaszubskiej. W l studiował w Seminarium Duchownym w Pelplinie, gdzie przewodził zainspirowanemu przez siebie Kołu Kaszubologów. Latem r. spotkał się i zaprzyjaźnił z Aleksandrem Majkowskim. Życiorysy ich obu mają bardzo wiele punktów stycznych. Można je łatwo znaleźć w zachowanej korespondencji obu. Już wtedy Karnowski zaczął ożywioną działalność publicystyczną. Opublikował w Gryfie m.in. obszerną Bibliografię kaszubsko-pomorską (1 909) oraz wskazał najpilniejsze potrzeby kulturalne ruchu kaszubskiego: ustalenie pisowni, wznowienie dzieł, wydanie gramatyki kaszubskiej i historii Kaszub, organizację muzeum. Używał określenia prąd (kierunek) neo-kaszubski, które Majkowski zmienił na młodokaszubski. Latem r. obaj uczestniczyli w pierwszych zjazdach działaczy i twórców kaszubskich w Sopocie i Gdańsku. Od r. Karnowski studiował we Fryburgu - najpierw teologię, a potem prawo. W r. w Poznaniu jako Wôś Budzysz opublikował zbiór Nôwotnê Spiéwě (Wiersze Kaszubskie), zawierający ponad 30 utworów, a także wstęp i mały słowniczek (w nakładzie egz.). Rok później w Kościerzynie ogłosił szkic społeczno-kulturalny Ludność kaszubska w ubiegłem stuleciu, wcześniej publikowany w Gryfie. 26 i 27 września r. był tam na kolejnym zjeździe kaszubskim. Zaczął współpracę z prasą pomorską i krajową: Gazetą Gdańską, Pielgrzymem, Ziemią, Pracą i in. Najczęściej podpisywał się pseudonimem 34 Rok Rokiem Karnowskiego Jan Karnowski - krótki życiorys Janowicz. Wiosną r. przeniósł się na studia do Wrocławia, gdzie działał w Kole Akademików Prus Królewskich. Studia ukończył w r. Od października r. Jan Karnowski odbywał służbę wojskową w 61 pp w Toruniu (nie był obecny na zjeździe założycielskim Towarzystwa Młodokaszubów), a pierwsze lata wojny spędził na froncie rosyjskim. (Również wtedy pisał poezje.) Na przełomie /1 6 walczył pod Baranowiczami i został ranny. Leczył się m.in. w szpitalu w Poznaniu. Wziął udział w Powstaniu Wielkopolskim. Napisał o nim niewielką rozprawę. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę rzucił się w wir działalności polityczno-administracyjnej. Popierał politykę Piłsudskiego. W l był oficerem sądowym w wojsku. Krótko pracował w policji, a w l był naczelnikiem Wydziału Bezpieczeństwa Urzędu Wojewódzkiego Pomorskiego w Toruniu. Był nawet brany pod uwagę przy obsadzaniu stanowiska wicewojewody, ale ostatecznie przepadł i do polityki się zniechęcił. W latach 20-tych zbliżył się do endecji i jej organu Słowo Pomorskie. Krótko pracował w Toruniu jako sędzia. Po politycznych rozczarowaniach Karnowski skupił się na pracy publicystycznej i badaniach nad historią ruchu kaszubskiego. Należał m.in. do Stowarzyszenia Artystów Pomorskich, Bractwa Pomorskiego i Towarzystwa Filomatów Pomorskich. Pod nazwiskiem i kilkoma kryptonimami pisał m.in. do Gazety Kartuskiej, Strażnicy Zachodniej i do Gryfa, w którym ogłosił obszerną rozprawę Dr Florian Ceynowa (1 922), owoc swej wielkiej fascynacji. Na początku r. Karnowski został sędzią w Czersku, o którym później napisał rozprawę Historia Czerska i Ekonomii Czerskiej (wyd ), a jesienią r. zamieszkał w Toruniu. Zaczął wydawać Mestwina, dodatek Słowa Pomorskiego, działał też w Towarzystwie Naukowym w Toruniu i tamtejszym oddziale Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Ogłosił pracę Filomaci pomorscy. Część I (1 926) oraz poemat Wieselno gôdka (1 926). Krótko pracował jako adwokat. W połowie r. przeniósł się do Chojnic, gdzie był sędzią. (W r. w budynku sądu wmurowano tablicę jego pamięci.) Działał w Sejmiku Powiatowym, Towarzystwie Miłośników Chojnic i Okolicy, Związku Ludowo- Narodowym, Związku Pomorskim (innym niż ten brytyjski z końcowych lat wojny!) i Bractwie Kurkowym, którego był nawet honorowym członkiem. Pisywał m.in. do Dziennika Bydgoskiego, Dziennika Pomorskiego, Gryfa, Gryfa Kaszubskiego i Teki Pomorskiej, a przede wszystkim do miesięcznika Zabory ( ), dodatku Dziennika Pomorskiego. (Redagował go dr Jan Łukowicz, a Karnowski był członkiem komitetu redakcyjnego Zaborów.). Stworzył m.in. krótkie sztuki Zôpis Mestwina, Wôtrôk Swantewita i Wesele kaszubskie, farsę Scynanié kani i poemat Bojka o Sodłatym (Na sztołt Derdowsciego), ostatni drukowany za życia utwór (Kartuzy 1 939). Sparafrazował Kaszubów pod Widnem Hieronima Derdowskiego, o którym również wiele pisał. Sporządził krótkie wspomnienia Moja droga Kaszubska. Pamiętnik rozp r., który jest cennym dokumentem ruchu kaszubskiego. W r. Bogumił Hoffman opublikował rozprawę Jan Karnowski a ruch młodokaszubski. W r. na łamach Zrzeszy Kaszëbskiej Karnowski pisał z kolei o Aleksandrze Majkowskim. Nie zgadzał się do końca z linią zrzeszińców, ale w ich drukarni (i pisowni!) planował druk swego krótkiego szkicu o sławnym księdzu-facecjoniście z Łęgu Agust Vôrzała, którego jednak nie zdążono ukończyć przed wybuchem wojny. Doradzał redaktorowi Zrzeszy Feliksowi Marszałkowskiemu, konsultował z nim też wydanie Życia i przygód Remusa Majkowskiego. W r. Karnowski przeszedł w stan spoczynku, zamieszkał w Krostkowie u siostry Elżbiety i poważnie chorował. (W 2006 r. na budynku, gdzie przeżył ostatnie lata, odsłonięto pamiątkową tablicę.) Zmarł na serce 2 października r. w szpitalu w Wyrzysku, a pochowano go wpierw w Krostkowie. 1 1 grudnia r. jego prochy złożono na cmentarzu w Brusach. Garść ulic i instytucji nosi jego imię, np. Gminny Ośrodek Kultury w Brusach, utworzony w r. W Wejherowie po wojnie istniał Teatr Ziemi Kaszubskiej im. Jana Karnowskiego. Ale w zasadzie jedyną wystawianą sztuką tego twórcy byli i są Kaszubi pod Widnem. Andrzej Bukowski nazwał go pierwszym historykiem i krytykiem literatury kaszubskiej, której był też niepoślednim twórcą. Łączył w sobie kilka osobowości: twórcy, działacza i analityka. Zaś dla Kazimierza Ostrowskiego, autora minibiografii Karnowskiego, był nader aktywnym działaczem regionalistą. W poezji i pracach Jana z Czarnowa wyraźnie słychać odcień melancholii, swoistego fin de siècle u epoki, tak kaszubskiej, jak ogólnopolskiej, można też mniemać, że ze sceny schodził nie do końca spełniony, bo rozkwitu swej idei nie doczekał. Wiele jego wierszy to Skardzié i żôle, jak zatytułował rozdział

37 swych Spiéwów. Ponoć był jednak człowiekiem z poczuciem humoru, czasem też nienajwyższego gatunku, lubił towarzystwo, dobre jedzenie i napitki. Zdobył jednak uznanie A. Bukowskiego. Droga jego działalności kaszubskiej jest od początku do końca jasna i zrozumiała - nieco na wyrost napisał on o Karnowskim 60 lat temu, pominąwszy też niewygodne fakty. Jego prace ocenił jako pożyteczny drogowskaz po gąszczu zagadnień, związanych z ruchem kaszubskim. Na pewno postrzegał go w opozycji do Majkowskiego, którego już wtedy traktował jako swego ideowego przeciwnika. O Karnowskim pisały m.in. powojenna Zrzesz Kaszëbskô oraz Kaszëbë. Leon Roppel zebrał i wznowił poezje Karnowskiego w zbiorze Nowotné spiéwë i wiersze, wydanym na pocz roku. W latach Biuletyn ZK-P wydrukował 20 odcinków Mojej drogi kaszubskiej, zebranych w jeden tom w roku w opracowaniu Józefa Borzyszkowskiego. W specjalnym numerze Biuletynu wydano 6 Utworów scenicznych tego twórcy (1 970). Potem ukazała się książeczka K. Ostrowskiego Z kaszubskiej gleby. O Janie FOTO ZBLIŻENIA Odbyła się ona 1 czerwca 2010 r. br. w Powiatowym Młodzieżowym Domu Kultury w Brusach. Wystawa oddaje hołd pisarzowi, politykowi i kaszubsko pomorskiemu działaczowi regionalnemu. Autorem wystawy jest red. Kazimierz Kop Ostrowski z Chojnic a organizatorami Samorząd Brus i miejscowy Oddział ZKP. Zdjęcia red. Adam Mochol z Brus. Karnowskim (1 973), dwa tomiki wierszy Karnowskiego: Wiersze pierwotne (1 978) z lat oraz Jô bëm leno chcôł... (1 986), i tom prozy Sowizdrzôł u Krëbanów (trzy nowele: Worzałowé żëcé, tytułowa i Krëbanë w labece ) ze wstępem J. Borzyszkowskiego (1 983). Publicystyka twórcy idei neo-kaszubskiej pozostaje w cieniu jego twórczości literackiej, też skądinąd mało popularnej. Sporadycznie przypomina się jego wiersze, np. w Pomeranii, czy anegdoty z życia ks. Worzały ( Pielgrzym, 1 992). Moją drogę i Sowizdrzôła wydano w serii Pism Jana Karnowskiego, w której miało też wyjść (niezrealizowane) wznowienie jego dramatów. Za to w r., czyli w setną rocznicę urodzin, uczyniono go patronem Dni Kultury Kaszubsko-Pomorskiej. Największy rozmach przybrały one - za sprawą Kazimierza Ostrowskiego - w Brusach, gdzie odsłonięto potężny pomnik Karnowskiego. W latach 80-tych Zrzeszenie przyznawało też medale im. J. Karnowskiego. Rozprawę Dr Florian Ceynowa w opracowaniu Jerzego Tredera wznowiła Oficyna Czec w r., uzupełniwszy ją czterema odnośnymi wierszami, które wcześniej ukazały się też w specjalnym wydaniu Biuletynu ZK-P poświęconym tej postaci (1 966) oraz w tomiku Rozmyszlania o Ceynowie (1 981 ), gdzie towarzyszyły esejowi Lecha Bądkowskiego Co z Ceynowy na dziś? W r. wydano bibliofilskie wznowienie Spiéwów (500 egz.), a Cezary Obracht-Prondzyński opublikował swą rozprawę doktorską Jan Karnowski ( ). Pisarz, polityk i kaszubsko-pomorski działacz regionalny. Została ona bardzo dobrze przyjęta, aczkolwiek z perspektywy dekady widać, że poniekąd zamknęła ona pewien okres badań nad Karnowskim. 1 4 października 2009 r. w gdyńskim Ośrodku Kultury Kaszubsko-Pomorskiej autor tej biografii przedstawił wspomnienie o Karnowskim, ukazała się też garść tekstów z okazji 70. rocznicy jego śmierci. Hucznie uczczono Karnowskiego na Zaborach, a rok 201 0, z racji setnej rocznicy wydania Nowotnych spiéwów, na Pomorzu ogłoszono Rokiem Jana Karnowskiego. Wśród planowanych przedsięwzięć jest też to spóźnione wznowienie jego sztuk, które mają ukazać się w jednym z tomów Biblioteki Pisarzy Kaszubskich. /-/ Inauguracja wystawy Jan Karnowski Sumienie Ruchu Kaszubskiego 35

38 Krzysztof Kowalkowski NASZA ZIEMIA Kaliska gmina na północnym skraju Borów Tucholskich Gmina Kaliska znajduje się w zachodniej części powiatu starogardzkiego w województwie pomorskim. Leży w obrębie Pojezierza Starogardzkiego na północnym skraju Borów Tucholskich. Jest jedną z najdalej na zachód położonych gmin na Ziemi Kociewskiej. Graniczy z 6 gminami: od północy z gminą Stara Kiszewa w powiecie kościerskim, od wschodu z gminami Zblewo i Lubichowo, od południa z gminą Osieczna, od zachodu z miastem i gminą Czarna Woda (wszystkie w powiecie starogardzkim) oraz gminą Czersk w powiecie chojnickim. G mina zajmuje obszar 1 1 0,5 km 2, położony po dwóch stronach drogi krajowej 22 (tzw. berlinki), przebiegającej od granicy Niemiec przez Chojnice, Starogard i Elbląg do Kaliningradu. Liczne asfaltowe drogi powiatowe i gminne pozwoliły na organizację dobrze rozwiniętych przewozów PKS. Przez gminę przebiega też linia kolejowa Piła-Chojnice-Tczew. Część południowej granicy gminy tworzy rzeka Wda, zwaną także Czarną Wodą. W skład gminy Kaliska wchodzi 8 wsi sołeckich: Bartel Wielki, Cieciorka, Czarne, Dąbrowa, Iwiczno, Kaliska, Piece i Studzienice, oraz wsie i osady do sołectw tych należących. Na terenie gminy znajdują się dwa kościoły parafialne: w Kaliskach i w Piecach, oraz kościół filialny w Płocicznie. Natomiast mieszkańcy sołectwa Czarne należą do parafii w Hucie Kalnej. Dominuje tu krajobraz dolin i pagórków morenowych z licznymi jeziorami, ukształtowany przez lądolód skandynawski kilkadziesiąt tysięcy lat temu. Lądolód zatrzymał się wówczas na linii przebiegającej m.in. przez Starą Kiszewę, Borzechowo i Skórcz. To on jest powodem tak słabych gruntów rolnych na terenie gminy i często występujących tu piasków, żwirów oraz licznych głazów i kamieni narzutowych. Ponad 72% obszaru gminy to lasy, stanowiące część Borów Tucholskich, położone na znacznie pofałdowanym terenie na poziomie od ok do 1 60 m npm. Na części tych borów utworzono Obszar Chronionego Krajobrazu Borów Tucholskich, z którego 52,3 tys. ha znajduje się w obrębie powiatu starogardzkiego. Na terenie gminy Kaliska obszar ten zajmuje 7950 ha, z czego w rękach prywatnych znajduje się ha. Są to głównie lasy sosnowe i sosnowo-świerkowe, które stanowią ok. 80% całego drzewostanu. Zachowały się jednak pozostałości po wielkim liściastym borze, a wśród nich prawie trzystuletni dąb koło siedziby dawnego leśnictwa Leśna Huta, położonego przy zachodniej granicy gminy. Oś hydrograficzną omawianego obszaru stanowi rzeka Wda. Dodatkowym urozmaiceniem jest kanał Wdy i kompleks sztucznych łąk. Nad stanem lasów czuwają leśnicy z Nadleśnictwa Kaliska i leśniczówek Cieciorka, Kamienna Karczma, Leśna Huta, Okoniny i Trzechowo oraz Nadleśnictwa Lubichowo, obejmującego sołectwo Czarne, w południowej części gminy. 36 Kościół w Kaliskach. Kościół w Płocicznie. Wda (Czarna Woda) stanowi atrakcyjny szlak kajakowy. Dużą atrakcję turystyczną stanowią także bardzo liczne na terenie gminy jeziora, z których największym jest Jezioro Trzechowskie o pow. 76,9 ha. Przez jezioro to przepływa potok Czerwona Struga, wpływający do Czarnej Wody, dzięki czemu woda w jeziorze jest czysta i pozwala na organizację kąpielisk. Inne jeziora nie są już tak duże, niemniej należy je tu wymienić. Są to m.in. jeziora: Kazubskie, Smolnik, Głęboczek, Studzienickie, Gogolinek, Nierybno Wielkie (Duże), Nierybno Małe, Płociczno I i Płociczno II. Obszar gminy oferuje wiele miejsc wartych obejrzenia. W samych Kaliskach jest to osiedle robotnicze drewnianych domów mieszkalnych, wybudowane w latach 30., poewangelicki kościół z 1911 r., pomnik przyrody - wiekowy platan w okolicy dworca PKP. W Iwicznie mieści się Izba Pamięci Izydora Gulgowskiego. W Piecach stoją chata kociewska z podcieniem z 1885 r., kościół katolicki z r. i rzeźba św. Jana Nepomucena z r. W Płocicznie mamy poewangelicki kościół z 1911 r. i pozostałości po parku i ogrodzie, założonym przez pastora Johannesa Mühlradta. Lasy, jeziora, piękny krajobraz i liczne atrakcje przyczyniły się do powstania tu wielu prywatnych domów letniskowych, kilku ośrodków wczasowych, kwater agroturystycznych i pokoi gościnnych.

39 Czersk sesja popularno naukowa podczas II Spotkań Kultur Pogranicza w Czersku ref. o kociewskiej gminie Kaliska przedstawia Krzysztof Kowalkowski obok Marek Jankowski Burmistrz Czerska oraz Zbigniew Talewski. W Kaliskach mieści się wiele instytucji i organizacji o zasięgu gminnym: Urząd Gminy, Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej, Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej, Zespół Szkół Publicznych (gimnazjum i szkoła podstawowa), Samorządowe Przedszkole Publiczne, Gminny Ośrodek Kultury, Gminna Biblioteka Publiczna, Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska, posterunek policji, filia Banku Spółdzielczego w Skórczu, Urząd Pocztowy i OSP Kaliska. Ponadto ma tu siedzibę Nadleśnictwo Kaliska, obejmujące swym działaniem lasy także w przyległych gminach Czersk, Czarna Woda, Lubichowo, Zblewo i Stara Kiszewa. Wg stanu na 31 grudnia 2007 r. w gminie Kaliska mieszkało 5268 osób, z czego 5162 zameldowane na pobyt stały. Na terenie gminy zarejestrowano ok. 250 przedsiębiorców. W przeważającej części są to usługi: transportowe, leśne, remontowo-budowlane, stolarskie i przetwórstwa drewna, mechanika pojazdów, informatyczne i doradztwa finansowego, są także firmy typowo produkcyjne. Sąsiedztwo Gminy Kaliska z gminą Czersk i powiatem chojnickim, w skład której gmina Czersk wchodzi, powodowało wzajemne przenikanie się ludności i jej późniejszy wpływ na losy nowego miejsca zamieszkania. Przykładem takim może być skład rady sołeckiej w gminie wiejskiej Piece w 1929 r. Sołtysem został kupiec Jan Ossowski, ur. w 1891 r. w Miedznie, wówczas w powiecie chojnickim, a dziś w kościerskim, a pierwszym ławnikiem został inny Jan Ossowski (rzeźnik), ur. w 1876 r. we wsi Struga na terenie dzisiejszej gminy Czersk. Sąsiedztwo gmin powodowało, że tu realizowano inwestycje obejmujące obszar obu gmin, np. budowę konnego traktu z Berlina do Królewca ( ), przy którym prace na odcinku od Chojnic przez Starogard do Tczewa trwały w l Powstała wówczas droga szerokości 5 metrów, utwardzona tłuczniem, co nie tylko poprawiło jej jakość, ale dało pracę mieszkańcom okolicznych wsi. Wiosną 1828 r. pracowało przy jej budowie 1200 robotników. Jak pisze Leonard Schenzel, w r. na zachód od Studzienic przystąpiono do prac melioracyjnych, które pozwoliły na nawodnienie terenów powstałych po wyrębie lasów. Uzyskano w ten sposób znaczne obszary, które wykorzystywano jako łąki. W tym samym okresie powstał też m.in. Wielki Kanał Brdy i kanał Niechwaszcz. W latach 40. XIX wieku wybudowano kanał Wdy w celu nawodnienia łąk w okolicach dzisiejszego miasta Czarna Woda i przy robotach melioracyjnych pracę znalazło wielu mieszkańców okolicznych wsi. Kanał poprowadzono od rzeki Wdy, wychodzącej z jeziora Wdzydze k. Borska, przez Wojtal do Studzienic. Z niedalekiej Lubni pochodził ks. Konstantyn Kreft (ur. 7 marca 1867 r.), proboszcz zblewski, który w 1911 r. był inicjatorem budowy kościoła w Piecach. W Wielu i Lubni w l pracował Leon Zaręba, który potem mieszkał w Piecach, gdzie był m.in. organistą. Przed wojną administratorem tej parafii był słynny ks. Franciszek Grucza, poeta i działacz kaszubski. W tych samych Piecach Józef Mollin z Odrów przebudował w 1961 r. organy w kościele. Członkiem orkiestry Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży w Piecach był Bakhaus ze wsi Łąg w dzisiejszej gminie Czersk. Administrator parafii w Czersku w latach II wojny światowej ks. Jan (Johannes) Schulz pełnił także posługę w parafiach w Piecach, Łęgu i Zblewie. W latach wikarym w Łęgu był ks. kan. Witold Szumiato, od 1 grudnia 1988 r. proboszcz parafii w Piecach. Przez krótki okres administratorem parafii w Rytlu w r. był ks. Józef Szczepański, który do Rytla przeszedł z parafii w Piecach. Brat ks. Antoniego Kowalkowskiego, proboszcza w Rytlu w latach , Bonifacy Kowalkowski był w latach nauczycielem w Dąbrowie, a następnie do r. w Piecach. Najznamienitszą osobą wywodzącą się z gminy Kaliska, która wywarła wpływ na mieszkańców nie tylko gminy, ale znacznego obszaru Pomorza, jest Izydor Gulgowski, ur. 4 kwietnia 1874 r. w Iwicznie, założyciel Kaszubskiego Parku Etnograficznego we Wdzydzach Kiszewskich. Podział administracyjny kraju był wielokrotnie zmieniany i w konsekwencji ostatecznie został ustalony w 1975 r., z późniejszą zmianą ilości województw do 16 oraz odłączeniem się od gminy Kaliska w r. Czarnej Wody, która utworzyła gminę miejską. Zmiany następowały także w granicach nadleśnictw, administrujących lasami na terenie obu gmin. Do dziś nie pokrywają się one z ich granicami. Kolejne łączenie poszczególnych nadleśnictw w coraz większe jednostki spowodowało, że do nadleśnictwa Kaliska należą także tereny leżące w gminie Czersk i administrowane przez leśnictwa Uroża i Wojtal. Właśnie tym terenom poświęciłem książkę Z dziejów gminy Kaliska oraz wsi do niej należących. Książka przedstawia m.in. historię dwóch parafii istniejących na terenie gminy, stowarzyszeń kościelnych oraz życiorysy duchownych w nich pracujących. Zaprezentowałem też biografie duchownych wywodzących się z parafii, osób urodzonych na terenie parafii, które zapisały się w historii Pomorza i Polski oraz listę ofiar II wojny światowej. Odrębny rozdział poświęcam historii wszystkich szkół, które tu istniały. Całość kończy indeks nazwisk i obszerna bibliografia. Książka jest bogato ilustrowana mapami oraz fotografiami czarno-białymi i kolorowymi. /-/ 37

40 HISTORIA 38 Ppłk. Andrzej Szutowicz Mijają Kolejne lata po pamiętnych przeobrażeniach ustrojowych, nowa rzeczywistość przestaje już być nową i nosi trwałą nazwę demokracja. Okres jej istnienia uznawany jest jako czas pełnej niepodległości. Symbolami jej kształtowania się są na pewno kolejne wolne wybory, przekazanie insygniów prezydenckich przez prezydenta Kaczorowskiego oraz wyprowadzenie Armii Radzieckiej z terytorium Polski. Ten ostatni proces odbył się za prezydentury Lecha Wałęsy człowieka symbolu wszystkich przemian. 60 tys. żołnierzy tzw. Północnej Grupy Wojsk Radzieckich stacjonowało na naszym terenie w wydzielonych garnizonach. Najsłynniejsze z nich to Legnica, Świdnica, Borne-Sulinowo, Świnoujście, Chojna, Kluczewo i inne. Żołnierski los pozwolił mi być bezpośrednim świadkiem ich odejścia z ostatniego wymienionego garnizonu. Byłem wtedy oficerem Wojskowej Komendy Kolejowej w Stargardzie Szczecińskim w skład której wchodziło 3 oficerów: mjr Aleksander Turakiewicz komendant, kpt. Stanisław Wiśniewski i ja też w stopniu kapitana. Wszyscy byliśmy absolwentami WAT. Ponieważ Kluczewo było na terenie naszej służbowej odpowiedzialności komendant otrzymał zadanie sprawowania nadzoru nad transportami wojskowymi wychodzącymi z bocznicy lotniska. Historia w Kluczewie zaczęła toczyć się niezauważenie dlatego nie pamiętam już którego dnia w godzinach służbowych kpt. Wiśniewski otrzymał zadanie skontrolowania transportu byłej AR. Ponieważ miałem wtedy malucha pojechaliśmy tam razem, czułem, że jest to ważna chwila dlatego zabrałem ze sobą także 11-letnią córkę Justynę. Gdy zajechaliśmy na miejsce na podstawionych uprzednio wagonach stały już samochody, były to albo Urale albo Ziły. Kpt. Wiśniewski podszedł do dowodzącego oficera i spisywał niezbędne dane, ja natomiast zwróciłem się do córki: patrz i zapamiętaj jest to moment który uznany zostanie za historyczny, a ty jesteś jednym z nielicznych tego świadków. Gdzieś, może w archiwum, istnieje Książka Robocza Sytuacji Przewozowej w której ta data i ten transport jest zapisany. Podejrzewam, że mógł to być r. bądź dzień jeszcze wcześniejszy. Kluczewo rok DZIEŃ POWSZEDNI ZAŁADUNKU Ładowanie mienia byłej AR odbywało się na wspomnianej bocznicy kolejowej, biegnącej ze stacji Stargard Szcz. Kluczewo do jednostki gdzie znajdowała się solidna rampa, która znacznie ułatwiała wprowadzanie pojazdów na wagony. Całością załadunku kierował oficer Rosjanin w stopniu kapitana. Był to bardzo wesoły człowiek pochodzący z Chabarowska, niestety imienia jego już nie pamiętam. Miał wiernego pomocnika małego kundelka Michaiła. Nie trudno się domyśleć na czyją cześć został ten piesek tak nazwany. Niestety mimo, że nad wszystkim czuwały dwie głowy załadowanie transportu nie przebiegało aż tak sprawnie. Zważywszy, że Wojsko Polskie cały transport operacyjny ładuje do trzech godzin, Rosjanie* ten czas znacznie przekraczali. Przezorna polska kolej już na kilkadziesiąt godzin przed planowanym rozpoczęciem ładowania podstawiła swoje wagony, dawała przez to bardzo dużo czasu na wykonanie zadania. Niestety Rosjanie nie zawsze to należycie wykorzystywali i często koniec prac następował dosłownie na pięć minut przed planowanym odjazdem. Dzień zaczynał się dość leniwie, oficerowie i praporszcziki razem z żołnierzami nie śpiesząc się po zjedzonym śniadaniu gromadzili się na rampie. Gdy podjeżdżały samochody pojedynczo wprowadzano je na wagony, tam były klinowane i wiązkami drutów mocowane do wagonów. Poważnym utrudnieniem było to, że Rosjanie nie mieli oryginalnych klinów tak więc klinowali czym się dało, przez co często naruszali obowiązujące u nas zasady. Jedno trzeba przyznać, że mocowanie drutami było bardzo solidne. Wszystkie prace fizyczne wykonywała głównie kadra zawodowa, żołnierzy służby zasadniczej trudno już było zmusić do ciężkiej wydajnej pracy. Po załadowaniu całości transport kontrolowali polscy kolejarze rewidenci, którzy na ogół główne pretensje mieli do oklinowania. Oczywiście nakazywali wykryte usterki usunąć, dawali na to odpowiedni czas i odchodzili. Rosjanie zbytnio tymi uwagami się nie przejmowali gdyż znaleźli na nie bardzo skuteczny sposób. Przychodząc ponownie na sprawdzenie nasi rewidenci cudownie miękli. W tym czasie kiedy trwały jeszcze ostatnie formalności Ci żołnierze którzy wyjeżdżali zegnali się z pozostającymi. Na środku rampy stał stolik na nim chleb, słonina i butelki spirytusu, obok adapter z którego non-stop leciała melodia słynnej pieśni Pożegnanie słowianki były słowiańskie łzy i pocałunki. Ci którzy mieli jechać wsiadali do wagonów żegnani przez pozostających kolegów wszyscy mieli świadomość, że już w tym gronie nigdy się nie spotkają. Nawet zawsze wesoły kapitan z Chabarowska i jego wielki-mały przyjaciel Michaił posępnieli w tej chwili. Powoli transport odjeżdżał mijając po drodze puste wagony przygotowane do kolejnego załadunku. Były także i sytuacje dramatyczne. Ładowanie transportu odbywało się bez jakiegokolwiek zabezpieczenia medycznego i technicznego co w naszym wojsku jest niedopuszczalne. Po załadunku wszystkie szyby samochodów były zabezpieczane przed ewentualnym wybiciem ich kamieniami. W tym celu na okna zakładano tektury lub płyty pilśniowe pochodzące głównie z propagandowych plansz. Tego dnia było niesamowicie duszno i upalnie podczas zabezpieczania szyb będący na masce ZIŁ-a kapitan zasłabł i spadł na tory uderzając głową także o krawędź wagonu. Od razu stracił przytomność, koledzy którzy podbiegli próbowali udzielić mu pierwszej pomocy ale bezskutecznie, rozpoczęła się chaotyczna krzątanina i szukanie pomocy. Przypadkowo znalazł się prywatny polski TARPAN i on zawiózł nieprzytomnego oficera do szpitala (później mówiono, że w polskim szpitalu go nie przyjęli mówiono także, że kapitan zmarł, jednak trudno mi powiedzieć na ile było to prawdziwe). Z wypadku tego nie wyciągnięto należytych wniosków, nadal ładowano bez zabezpieczenia medycznego. Czasami transportem wojskowym wyjeżdżały również rodziny kadry. Na początku czerwca zdarzył się poważny incydent. Otóż na granicy w transporcie który przyjechał z Kluczewa doszło do buntu żon. Niepewność losu, a może przerażenie przed obniżeniem standardu życia spowodowało, że oburzone kobiety przedstawiając swoje socjalne warunki z desperacją zablokowały cały transport. Oczywiście to niezadowolenie kilku pań nie miało większego znaczenia dla procesu opuszczania lotniska. Obowiązywać zaczął zakaz zabierania ze sobą członków rodzin. I muszę przyznać, że mimo narzekań był on bezwzględnie przestrzegany. Od tej pory rodziny wyjeżdżały normalnymi pociągami. Zresztą gro rodzin przetransportowano drogą powietrzną samolotami Aerofłotu Część z kadry jakby przewidując co się święci już wcześniej odesłało swoich najbliższych do domu lub do krewnych. Często ich żony na nowym miejscu podjęły już pracę a dzieci chodziły do szkoły. Moje kontakty z osobami funkcyjnymi transportów były poprawne, tylko raz doszło między nami do konfliktu kiedy wstrzymałem wyjazd całego składu. Powodem było to, że zlekceważono całkowicie zasady bezpieczeństwa, zamocowanie sprzętu na wagonach było według mnie niedopuszczalne. Zrobił się harmider przyjechał ich wojskowy komendant kolejowy ze Szczecinka, a nawet zastępca dowódcy dywizji w stopniu pułkownika, który w przeciwieństwie do komendanta uznał moje racje i pośpiesznie kto żyw nawet podpułkownicy usuwali wskazane usterki. ŻOŁNIERZE NIEZNANEJ OJCZYZNY Kolejne dni spędzone na rampie i stacji w Kluczewie pozwalały bliżej przyjrzeć się byłym radzieckim żołnierzom, w sytuacji dla nich przełomowej. Przede wszystkim widać było upadek dyscypliny, głównie w relacji żołnierz służby zasadniczej

41 kadra. Najbardziej krnąbrni byli żołnierze pochodzenia azjatyckiego, ci jeżeli w ogóle coś robili to robili to z wielkimi oporami i z niechęcią. Uważali, że nie są już żołnierzami tej armii i wyczuć można było, że czekali tylko na powrót do domu. Większość prac fizycznych wykonywała kadra. Korpus oficerów i praporszczików też przestawał być jednolity, ujawniały się animozje narodowościowe związane głównie z oczekującą ich przyszłością. Mieli oni poważne problemy do rozwiązania typu: gdzie się osiedlić (w jakim państwie) czy służyć dalej w armii a jeżeli tak to w jakiej, co robić na emeryturze itd. Nie zawsze Ukrainiec chciał pozostać w armii niepodległej Ukrainy i odwrotnie. Na początku ewakuacji większość wierzyła, że jest to zwykłe przegrupowanie do innych garnizonów z biegiem kolejnych tygodni ta wiara słabła, narastała nienawiść do władz państwowych, Gorbaczowa i przełożonych. Nastroje uległy gwałtownemu pogorszeniu gdy przyszła wieść, że jakieś planowane do zasiedlenia osiedle gdzieś pod Leningradem w ogóle nie istnieje. W stosunku do mnie jako przedstawiciela WP byli nawet serdeczni, czasem wylewni. Nie rozumieli widocznej już i okazywanej im wrogości Polaków, nie pojmowali tego, że uważani są za okupantów, czy też symbol zniewolenia. Jednocześnie bali się przyszłości w własnym kraju. Na tym tle wyróżniali się piloci z ich ust nigdy nie usłyszałem ani słowa skargi, żalu, pretensji, byli dumni i świadomi swojej godności. Któregoś dnia nad Kluczewo nadleciało kilka a może kilkanaście samolotów z których każdy z osobna wykonywał skomplikowane akrobacje poczym siadał na lotnisku, był to istny show lotniczy jakiego być może wielu z nas nigdy nie zobaczy. Tego dnia pokazano prawdziwy kunszt pilotażu. Część kadry mieszkała w blokach położonych na zewnątrz kompleksu lotniska, o te mieszkania faktycznie nie dbano, ogrzewane piecami posiadały starą, obskurną instalację sanitarną w zdecydowanej większości pokoi królowała ciemna olejnica. Często spotkać można było meble wykonane z zwykłych desek. Co ciekawe śmieci w tych blokach wyrzucano także na strychy. W miarę upływu czasu bloki sukcesywnie pustoszały a zwały śmieci ze strychów wywieziono. Inaczej mieszkano na terenie kompleksu lotniska, standard wielu mieszkań nie odbiegał od polskich. Dlatego mieszkańcy tego osiedla najbardziej przeżywali niepewność losu. Jeden z podpułkowników wyraził się, że i tak osiągnął duży postęp bo będzie mieszkał w ziemiance z kapitalistycznym telewizorem, wideo i anteną satelitarną. Rozprężenie wśród kadry było wyraźne, objawiało się to lekceważącym podejściem do wykonywanych obowiązków, małą dbałością o umundurowanie i wygląd zewnętrzny, nagminnym wyśmiewaniem i szydzeniem z przełożonych, piciem alkoholu. Oczywiście te uwagi nie dotyczyły pilotów i niektórych jednostek. Szczególną zwartość i zdyscyplinowanie do końca zachował batalion radiotechniczny. UAZ jego dowódcy na kole zapasowym posiadał kołpak mercedesa, dlatego często zauważalny był na ulicach Stargardu. Podczas ładowania tego batalionu nie słyszało się słowa skargi, mówiono, że batalion ten po przekroczeniu granicy miał być rozformowany. Zdarzały się przypadki, że niektórzy żołnierze ujawniali swoją polskość choć większej ochoty na osiedlenie się w Polsce raczej nie mieli. Najbardziej charakterystyczny był przypadek jednego praporszczika. Załatwiał on wszystkie sprawy dokumentacyjne na stacji PKP. Z racji tego często się spotykaliśmy i rozmawialiśmy on po rosyjsku, ja po polsku. Po kilku tygodniach naszej znajomości przyszła kolej i na niego. Gdy załatwił wszystkie formalności kwitowe i zamówił wagony na następny transport usiedliśmy razem na ławce przy budynku stacyjnym. Było bardzo ciepło ja trochę się zamyśliłem i w pierwszej chwili nie spostrzegłem, że mój praporszczik mówi do mnie czystą polszczyzną. Opowiadał o swojej rodzinie o żonie nauczycielce, dzieciach i o tym, ze polskiego nauczyła go babcia, że w domu dopóki ona żyła mówiono po polsku, że w dzieciństwie czytał polskie książki, że rodzina za polskość została wywieziona w latach 30-tych na Syberię i że znalazł w Polsce dalekich krewnych. Snuł plany o dalszym życiu już na emeryturze, nie ukrywał, że chciałby w Polsce już prywatnie popracować a zarobione pieniądze zainwestować w dom. Mieszkał z rodziną w m. Chmielnick na Ukrainie. Nie pytałem go dlaczego tak długo z tą polskością się ukrywał uznałem, że była to jego sprawa. Tego dnia widzieliśmy się ostatni raz. Byli także oficerowie którym na niczym nie zależało np. taki por. Małygin z radzieckiej komendy kolejowej w Szczecinku, otrzymał awans na kapitana jednak po wniosek awansowy do Legnicy nie pojechał mówiąc mi, że ma go gdzieś. W ogóle oficerowie służb kolejowych jeżeli już byli w Kluczewie to nie było ich widać i też jak tu nie byli to też nic szczególnego nie zaszło. Byli serdeczni, pili dużo i do niczego się nie wtrącali. Mimo ogólnego rozprężenia w dyscyplinie wyprowadzenie wojsk koleją odbywało się bez większych zgrzytów i planowo. Nie znam żadnego przypadku prób handlowania techniką wojskową. Zabierano na wagony wszystko od starych zardzewiałych części do maszyn aż do nowych UAZ-ów. Mimo, że w tym czasie mówiono o masowej wyprzedaży broni również nie znam nawet z opowiadań aby ktokolwiek (także bezimienny) zakupił tutaj broń lub jakąś jej część. Natomiast osobiście widziałem jak odmawiano sprzedaży sortów mundurowych szczególnie mundurów polowych. Dziwiło mnie to, gdyż na rynku w Turzynie i w Stargardzie Szcz. był to towar powszechnie dostępny. Jednak co poświadczam nie w Kluczewie. Oczywiście mogły się zdarzyć jakieś pojedyncze przypadki przeczące moim spostrzeżeniom ale przebywałem tam zbyt długo aby w przypadku masowości handlu nie zauważyć tego procederu. Także sprawność sprzętu nie budziła zastrzeżeń, gorzej z utrzymaniem. Zresztą wszyscy, którzy spotkali się z AR na poligonach potwierdzą wysoki stopień sprawności ich techniki wojskowej. NASTAWIENIE I POSTAWY LUDNOŚCI POLSKIEJ Okoliczna ludność z nieukrywaną radością przyjęła ewakuację jednostek z Kluczewa. Na pewno głównym tego powodem był sam fakt likwidacji lotniska jako symbolu uzależnienia Polski od ZSRR. Ponadto położenie lotniska było uciążliwe dla mieszkańców Stargardu i sąsiednich wiosek. W psychice ludzi nastąpiło jakby odblokowanie wiecznej obawy objawiło się to lekceważącym stosunkiem do kadry, żołnierzy i cywili po prostu nie bano się już. W rozmowach na temat Rosjan dominowały epitety wyrażające powszechną pogardę, używano różnych powszechnie obraźliwych słów. Życzono im wszystkiego łącznie z tym aby pozdychali i zjadły ich żywcem robaki. Szydzono ze wszystkiego co kojarzyło się z AR ale i jawnie, wręcz ostentacyjnie okazywano nienawiść dla ewakuowanych. Najbardziej przykre były te momenty gdy następowały nieporozumienia wynikłe z różnic językowych, wtedy określenie głupi było wyjątkowo delikatne. Za wszelką cenę próbowano udowodnić im jakimi są głupcami, często dochodziło do sytuacji komicznych. Trzeba przyznać, że Rosjanie spokojnie podchodzili do tych określeń może ich czasami nie rozumiejąc, od czasu do czasu wyciągali buteleczkę i głowa naszego światłego herosa w porównaniu z głupią azjatycką stawała się totalnie kretyńska. Takie zachowanie zważywszy obciążenie historyczne nie dziwiło, ale dla tych co znali realia życia przy garnizonach AR na pewno zastanawiało. W wolnych chwilach oczekując na wyciągnięcie transportu z lotniska rozmawiałem z miejscowymi. Opowiadali mi jak w stanie wojennym zaopatrywali się u Ruskich w mięso, słodycze, zegarki, stopery, aparaty fotograficzne itd. Opowiadali legendy o tym jak jakiemuś chłopu pozwolono uprawiać ziemię na terenie lotniska a innego to d-ca brał do swego samolotu i oblatywał z nim okolicę. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że gro mieszkańców Kluczewa skutecznie korzystało z sąsiedztwa AR. Jak już powiedziałem pozostawione mieszkania były obskurne. Tuż po ich opuszczeniu wchodzili do nich nasi poszukiwacze skarbów, brano głównie krany, zlewozmywaki, wanny i nie wiem po co ale także kafle z pieców (sądzę tak gdyż w mieszkaniach w których byłem kilka z nich było nieudolnie rozebranych). W pamięci utkwił mi fakt odcięcia stalowej rury wodociągowej tak, że kilka dni woda lała się po schodach i na zewnątrz bloku. Musiał mieć nasz rodak wielkie samozaparcie że zwykłą piłką przeciął rurę przy podłodze i przy suficie. Dobrze się stało, że proces dewastacji nie pogłębiał się gdyż mieszkania te bardzo szybko zostały zakupione i potężnym wysiłkiem ich nowych właścicieli odremontowane. EFEKTYWNOŚĆ DZIAŁALNOŚCI NADZORCZEJ Oprócz przedstawicieli Wojska Polskiego działały na rampie także polskie służby celne. Ich działalność ograniczała się do sprawdzania mienia osobistego głównie wyposażenia mieszkań. Dobra te wkładane były do oddzielnych kontenerów i po sprawdzeniu i oplombowaniu ładowano je na wagony. Wagony te nie za- 39

42 wsze dołączano do transportów wojskowych, zresztą tych celnicy nie kontrolowali. Kontrola przez celników była tak dokładna, że mało prawdopodobne było aby w tych kontenerach przewożono rzeczy kradzione. Również wielkość kontenerów znacznie ograniczała ich możliwości ładunkowe. Wbrew krążącym legendom, nie było ludzką możliwością aby przewieziono koleją kradzione samochody. Każdy wagon był dokładnie sprawdzany. Jeżeli zdarzały się wątpliwości problem ten natychmiast przekazywano do sprawdzenia przez ŻW, taką kontrolę przeszły wszystkie prywatne samochody osobowe, załadowane na transport. Sprawdzono 100% przyczep i skrzyń ładunkowych. Natomiast nie poddane były kontroli wnętrza pojazdów specjalnych i sprzętu specjalnego gdyż Rosjanie zdecydowanie tego odmawiali argumentując i zasłaniając się tajemnicą wojskową. Pojemność tego sprzętu stwarzała warunki do przewiezienia mienia o małych gabarytach typu lodówka, pralka itp. Podczas wszystkich dni spędzonych na bocznicy i na stacji w Kluczewie nie widziałem żadnego umundurowanego policjanta. Wywóz sprzętu i ludzi koleją był fragmentem całości ewakuacji jednostek WNP z Kluczewa. Ważny nurt tego procesu odbywał się drogą powietrzną. Przebiegał on praktycznie poza kontrolą polskich służb. O tym co ładowano do samolotów faktycznie nic nie wiedzieliśmy. Wydaje mi się, że również władze polskie nie zamierzały objąć tej formy transportu swoją kontrolą lub też nie pozwalały na to realia tamtego czasu. W każdym bądź razie zakres naszych czynności ograniczał się tylko do bocznicy i rampy. Dalej już na teren właściwego lotniska wejść nie mogliśmy. Choć nie mogę potwierdzić procederu handlu klasycznym mieniem wojskowym to na pewno prowadzono inną działalność gospodarczą jak np. sprzedaż złomu. Wokół rampy zniknęły wszystkie elementy stalowe od zwykłego żelastwa począwszy a na kratownicach czy innych konstrukcjach stalowych skończywszy. Pamiętam, że niedaleko stało zmontowane użebrowanie nowej stołówki żołnierskiej także zniknęło. Zniknęły również płyty budowlane, (tzn. nie zniknęły tylko wyjechały polskimi KAMAZAMI). W tym czasie nikt tego co wyjeżdża z terenu lotniska nie kontrolował, dopiero po kilku miesiącach gdy główna fala wyprowadzania wojsk minęła wyłapano kilku amatorów poradzieckiego paliwa. 40 SPOTKANIE Z GENERAŁEM Ostatnią jednostką wojskową ładującą się na transporty kolejowe był wspomniany już batalion radiotechniczny. Było to na początku września. Przedtem dowództwo tego batalionu zwróciło się do komendanta Wojskowej Komendy Kolejowej w Stargardzie Szczecińskim o przeszkolenie osób funkcyjnych, ze szczególnym uwzględnieniem spraw związanych z naszymi wymaganiami odnośnie przepisów i norm zakładowych, co też uczyniliśmy. Odpowiedzialnym za załadunek jednostki był zastępca dowódcy batalionu ds. technicznych w stopniu kapitana. Chociaż rodzina jego i on sam pochodziła z Ukrainy z Kijowa, jednak dalszą swoją karierę planował związać z armią rosyjską. Nie ukrywał swego polskiego pochodzenia, lecz po polsku mówił słabo. Był oficerem energicznym i z powodzeniem w tych trudnych warunkach utrzymywał dyscyplinę dlatego jednostka pod jego nadzorem ładowała się bardzo sprawnie. Ładowaniem tej jednostki zainteresował się osobiście dowódca związku taktycz- Przepustka nego gen. Basow. Jego przybycie na rampę wzbudziło lekką panikę wojskową. Najmniej tym przejęli się żołnierze służby zasadniczej. Gdy Generał przyjął meldunek od dowódcy batalionu, podszedłem do niego i po polsku przedstawiłem się. Generał nie zlekceważył mnie, oddał honor i podał rękę wymieniając swój stopień i nazwisko. Był wzrostu niskiego, na twarzy widać było zatroskanie i smutek. Nie patrzył w oczy - spytał się tylko co słychać i na tym nasze spotkanie się skończyło. OSTATNI DZIEŃ 15 września 1992 roku nadzorowałem ostatni raz transport WNP. Od kilku dni kontrolę nad obiektami i lotniskiem sprawowało już Wojsko Polskie. Na bramie od strony Kluczewa stanął także polski wartownik, który mnie na rampę nie wpuścił. No cóż, miał do tego prawo. Ja również musiałem wykonać swoje zadanie i do rampy dotarłem po torach. Tam wagony były już w większości załadowane i żołnierze dawnej AR mocowali sprzęt. Rampa nie była jeszcze dla strony polskiej przekazana. Gdy stałem rozmawiając z wspomnianym kapitanem, nadjechał polski wojskowy samochód ciężarowy, wyskoczyło z niego kilku naszych żołnierzy z bronią i na oczach zdumionych Rosjan otoczyli mnie. Dowódca plutonowy kazał mi wejść na skrzynię ładunkową samochodu. Spytałem się go dlaczego? ponieważ wszedłem Pan na teren lotniska bez przepustki odpowiedział mi. Na to ja go pytam czy tych kilkudziesięciu umundurowanych Rosjan posiada przepustki? no nie odpowiada. To dlaczego Pan ich nie zatrzyma? milczenie. Pytam dalej czy Wojsko Polskie przejęło pod ochronę obiekt i czy wie, że bocznica kolejowa leży na terenie służbowej odpowiedzialności WKK w Stargardzie Szczecińskim nie pada odpowiedź ale musi pan kapitan udać się z nami kontynuuje. Całą tą checę nadal obserwowali już nie zdumieni ale rozweseleni Rosjanie. Aby dalej nie ośmieszać naszej dzielnej armii, chciałem już wejść do tego samochodu. Jednak, gdy spojrzałem na skrzynię ładunkową i zobaczyłem brud jaki tam był, zrezygnowałem z tego zamiaru. Zażądałem od plutonowego aby skontaktował się ze swoim przełożonym i przedstawił moje racje. Przy czym zaznaczyłem, że do samochodu na tę obświnioną skrzynię ładunkową nie wejdę. (były tam ślady co najmniej kilku posiłków). Plutonowy widząc komiczność sytuacji, (zatrzymanego w środku pododdziału WNP polskiego żołnierza i to jeszcze odpowiedzialnego za nadzór nad załadunkiem) kontaktuje się ze swoim przełożonym, a ten nakazuje mu powrót na wartownię. Muszę przyznać, że przykro było patrzeć na śmiech naszych dawnych sojuszników. KRÓTKIE PODSUMOWANIE We wrześniu roku Kluczewo opustoszało, ochronę obiektów przejęło Wojsko Polskie. Po sprawdzeniu kompleksu przez żołnierzy ze stargardzkiego batalionu saperów, rozpoczęło się tu nowe życie. Pobyt wojsk radzieckich (później WNP) przeszedł do historii. Od kwietnia do września r. wyjechało z Kluczewa ponad 40 transportów, którymi na ok. 533 wagonach ewakuowano: żołnierzy z kadrą zawodową - ponad 400 samochodów różnych typów - ok. 360 sprzętu specjalnego i przyczep - ok. 200 bomby i rakiety lotnicze - 30 wagonów Poszczególni oficerowie objęli nadzorem następujące ilości transportów: komendant WKK Stargard Szcz. mjr Turakiewicz Aleksander - 8 starszy oficer kpt. Wiśniewski Stanisław - 8 oficer kpt. Szutowicz Andrzej - 26 Dwa transporty były nadzorowane wspólnie przez obu kapitanów. Drawno, czerwiec 2003 r.

43 SYLWETKI Sławomir Cholcha Luzino Franciszek Grucza - krótki życiorys Przyszły ksiądz prałat urodził się 19 listopada 1911 roku w Pomieczyńskiej Hucie k. Kartuz. Miał dziesięcioro rodzeństwa. Został ochrzcony w Sianowie, a potem rodzina jego przeprowadziła się do Gowidlina k. Sierakowic. W l Franciszek uczył się w szkole podstawowej w Gowidlinie. W domu wychowywano go w atmosferze pobożności, szacunku dla starszych i patriotyzmu. Od r. uczęszczał do Gimnazjum i Liceum im. Króla Jana III Sobieskiego w Wejherowie. Tam zainteresował się kaszubszczyzną i teatrem, wystąpił m.in. w sztuce ks. Bernarda Sychty Gwiôzdka ze Gduńska. Maturę zdał w 1 933, po czym poszedł do wojska, do Łodzi. Po wojsku uczył się w Seminarium Duchownym w Pelplinie. Był czołowym działaczem Koła Kaszubologów, współpracował z pismem Zrzesz Kaszëbskô, pomagał wydawać powieść Aleksandra Majkowskiego Żëcé i przigodë Remusa i kolportować Kaszebskji pjesnjôk Jana Trepczyka. Wiele podróżował po Szwajcarii Kaszubskiej, organizował też kaszubskie przedstawienia teatralne, m.in. w Gowidlinie, gdzie w r. wystawił sztukę Wo Panu Czorlińskim, co do Pucka po séce jachôł. na podstawie poematu Hieronima Derdowskiego. Później napisał też własny dramat pt. Cholera, który zaginął. W r. wystawił w Kartuzach sławny utwór Sychty Hanka sę żeni. 4 czerwca r. F. Grucza otrzymał święcenia kapłańskie, zaś 6 czerwca r. odbył uroczystą prymicję w swej rodzinnej parafii - w Gowidlinie. Przybyli na nią liczni działacze kaszubscy, ukazało się też okolicznościowe wydawnictwo Do Pamjętnika. Przed wojną pracował jeszcze w parafiach Lignowy i Piece. Potem wyjechał do Gowidlina, ale został aresztowany i przebywał w więzieniu w Starogardzie. Dzięki starym pruskim dokumentom jego ojciec Jan Grucza wydostał go stamtąd, a niemiecki biskup gdański C. M. Splett mianował go proboszczem w Gowidlinie i okolicznych parafiach. Ksiądz Franciszek zaczął współpracę z Gryfem Pomorskim, dbał też o zachowanie kaszubskiej kultury wśród wiernych. W r. został zmuszony do podpisania volkslisty. Ks. Franciszek Grucza (w środku) prowadzi mszę św. Ks. Franciszek Grucza podczas VII Spotkań Pelplińskich r. ; obok (z prawej) Jerzy Samp oraz Zbigniew Talewski (pierwszy z lewej). Z prawej za księdzem Gruczą Marian Lipiński z Słupska. W roku wyjechał do Niemiec, by przeczekać aresztowania. Musiał wrócić i 21 czerwca r. aresztowano go i posłano do obozu koncentracyjnego Stutthof. Przebywał tam w grupie księży i pełnił konspiracyjne praktyki religijne. W styczniu został wysłany wraz z innymi więźniami na marsz śmierci. Uciekł z niego w Kczewie k. Przodkowa, a potem ukrywał się w rodzinnych okolicach. W lipcu r. został wikariuszem w katedrze w Oliwie, nauczał też religii w szkole i prowadził chór. Pod koniec r. został proboszczem nowej parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa przy ul. Malczewskiego w Sopocie. Wyremontował jej kościół, zbudował też plebanię. W parafii prowadził ożywioną działalność duszpasterską, organizował też pielgrzymki, m.in. od r. do Wejherowa. Pisał o nich w prasie. Był też wizytatorem w szkołach. W r. wziął czynny udział w Kongresie Kaszubskim w Wejherowie. W parafii pozostawił bardzo bogate, dokładne i uporządkowane archiwum swej wieloletniej działalności. W r. został szefem kościelnej komisji ds. muzyki i śpiewu. Organizował chóry i uczył organistów. W l był dziekanem gdańskim. Bardzo aktywnie działał w pracy duszpasterskiej i organizacyjnej Kościoła na Pomorzu. Udzielał się m.in. podczas nabożeństw ku czci zamordowanych więźniów Stutthofu. Wiele osób pamięta jego niepozorny wygląd i drobną sylwetkę, ale donośny i zdecydowany głos oraz twarde przekonania, zwłaszcza w sprawach kaszubskich, w których był bardzo pryncypialny. Pod koniec r. F. Grucza został szambelanem papieskim. Później otrzymał też godność prałata. W r. doprowadził do koronacji figury Matki Boskiej Sianowskiej. Napisał na jej cześć kilka wierszy. Już przed wojną Franciszek Grucza zaczął tworzyć nowele po kaszubsku. Pisał je od r. i publikował głównie w piśmie Zrzesz Kaszëbskô. Używał pseudonimów Barnjim, Govit, Klëjnôcz i Woltóvk. Próbował też wtedy publicystyki. Od pocz. sierpnia r. ks. Grucza przebywał na emeryturze i mieszkał w swej sopockiej parafii. W r. (lub nawet wcześniej) zaczął odprawiać pierwsze msze św. w języku kaszubskim. Rok później napisał książkę do nabożeństwa Mszô Swjętô w jęzëku kaszëbsczim. Potem zajął się tłumaczeniem Biblii na język kaszubski. W l wydał dwie wersje dzieła swego życia: Kaszëbskô Biblëjô. Nowi Testament. IV Ewanjelje. Wziął udział w II Kongresie Kaszubskim w Gdańsku w r. Głęboko przeżył niesprawiedliwą krytykę swej pracy oraz dyskusję, którą ona wzbudziła. Zmarł w Sopocie 23 kwietnia r. Trzy lata później w jego parafii wmurowano pamiątkową tablicę ku jego czci. Renata Pupacz napisała pracę magisterską o ks. Gruczy, a rok temu ukazała się jego biografia Kaszubski Kordecki, autorstwa Eugeniusza Pryczkowskiego, która zawiera też utwory literackie Prałata, podane w nowej pisowni. /-/ 41

44 SYLWETKI Literatura kaszubskiej duszy Sławomir Cholcha (Luzino) Twórczość literacka ks. Franciszka Gruczy nie jest obfita, ale posiada kilka charakterystycznych cech, zarówno w treści, jak i w formie. Wiersze jego są proste, stylizowane na twórczość ludową, opowiadania zaś mają formę tzw. obrazków, czyli krótkich, szkicowych nowelek. Pobożność, naiwność i idealizacja przenika je od strony treściowej. Mimo sporych uproszczeń nie są one pozbawione wartości i zasługują na pewną uwagę, tak jak i ich autor. Debiutanckie opowiadanie Gruczy Święto Zmarłych (1 935) posiada większość cech całej twórczości Prałata. Jego główną zasadą jest kontrast, zarysowany już w pierwszych słowach; tworzą go dwa brzmienia kościelnych dzwonów - rano rozradowane, wieczorem smętne. Dalsze frazy kontynuują klimat ponury, który powoli wytrąca się ze statyczności: ludzie schodzą się do kościółka, a potem udają na cmentarz. Na końcu procesji wlecze się skruszony grzesznik Józef Petk, od niedawna sierota, mieszkający na łasce rodziny Smantoszów (nazwisko znaczące). Przeżywa on widoczny wstrząs, a narrator skrótowo przedstawia jego losy. Wymienia niektóre przewiny, próbuje też go jakoś usprawiedliwiać. Nie dowiadujemy się do końca CO takiego złego zrobił - podobno leniuchował i włóczył się za wiele... No, trzeba mieć na uwadze, że dawniej mogły to być ciężkie grzechy. Narrator przedstawia je zresztą w sposób dość sprzeczny, ale znając autora można mniemać, że największą winą Józefa była - niewymieniona explicite - bezbożność. (Łatwo ją zresztą pogodzić z tamtymi zarzutami: nie chodził gdzie trzeba, chodził gdzie nie trzeba.) Teraz doznał nawrócenia. Losy Józefa P. poznajemy w - ulubionej przez Gruczę - retrospekcji. Powoduje to chwilowe zatrzymanie akcji, która ożywa gdy Petczen Józef wraca z cmentarza, czyli (uwaga! ) z Franciszkowej. Daje to efekt symetrii konstrukcyjnej w opowiadaniu. Pojawia się też dialog - w rozmowie wpierw pozornie bez tematu, która schodzi na zagadnienie odpuszczenia, pokutujących dusz i ludowych przesądów w tej kwestii. Ostatnią kwestią jest twarda zachęta do różańca, po niej w jednym zdaniu wraca statyczność obrazu literackiego wsi. Wymowa utworu jest jasna, podobnie jak pewna schematyczność i naiwność artystycznych środków i obrazów: dzwony, wycie psa, mgła, ciemności. Warto jednak zwrócić uwagę na niedopowiedzenia tekstu. Nie wiemy ile lat ma Józef, co narozrabiał, dlaczego ludzie się nad nim zlitowali. W scenie na cmentarzu ktoś jakby go ciągnie za rękę. Kto? Chwilę wcześniej - a jest to centralny punkt historyjki - czytamy o wielkim krzyżu obejmującym ramionami wszystkich w geście przebaczenia... Na podstawie tego tekstu można wstępnie określić twórczość F. Gruczy jako raczej przewidywalną, naiwną, w zamierzeniu dydaktyczną, a impresyjną i szkicową w zakresie sposobu kształtowania formy, wyraźnie pisaną pod 42 kątem finału, morału i puenty. Jest ona na pewno naśladownictwem głównego nurtu romantyzmu, uzupełnionego przez efekty młodopolskie. W literaturze polskiej takie utwory pisano jeszcze przez większą część ostatniego stulecia, a w kręgach konfesyjnych niemal do dziś. Porównania z utworami np. Jana Dobraczyńskiego nasuwają się tu najsilniej. Świat wyobraźni ich obu jest przepełniony pobożnością, poczciwy, pozbawiony trudnych dylematów i pytań bez odpowiedzi, wyklucza też sfery niezwiązane z religią. Jest to swoisty totalitaryzm religijny i ewangelizowanie już nawróconych. A także świadectwo szczerej i gorącej wiary autora Nieco dłuższy jest - chronologicznie następny - obrazek Gruczy Odpust, złożony z dwóch podobrazków. Pierwszym jest dialog w wiejskiej chałupie Gburków (nazwisko znaczące, coś jak kaszubski Quidam) w niedzielny poranek i przybycie gości, a drugim - kazanie nowego księdza-kaszuby. Zauważamy kontrast dynamika-statyka, wielość głosów, a potem monolog, rozmowy luźne przeciwstawione podniosłej treści kazania, a także element łączący, czyli porządek nabożeństw. W chacie mówi się o porannej mszy, a w kościele ma miejsce suma. Finał historii to krótki wewnętrzny monolog młodego Kaszuby poprzedzający ostatnie słowa kazania oraz wyrazista cisza i światłość bijąca ze słów księżowskich, słów podniosłej treści. Zastępuje ona spodziewaną pieśń, gdyż w pierwszej scenie utworu słyszymy popularną pieśń o lipie (cytowaną m.in. w Pomorzanach Majkowskiego), a swoisty antrakt opowiadania to też pieśń - godzinki do Najświętszej Marii Panny. Księże kazanie poświęcone jest Maryi z racji tytułowego odpustu. Kaznodzieja łączy postać Matki Boskiej z pojęciem kaszubskiej ojczyzny, które chce uświadomić prostemu ludowi. W świetle jego słów jest to właściwie matczyzna, której Boża Matka ma błogosławić z wysokości - jeśli jej lud na to zasłuży. A zasłuży gdy zewrze swe szeregi i ukocha kaszubską mowę i obyczaje. W tym kontekście możemy poczynić też uwagę odnośnie tytułu Gruczowej opowieści. Nie jest ona chyba li tylko ilustracją religijnego obrzędu; tego odpustu mogą dostąpić kaszubscy patrioci, obrońcy ojczyzny i wiary. Zawieść w tej walce to grzech niewybaczalny. Na kanwie tej nowelki możemy zgłosić kilka uwag na temat bohaterów prałatowych utworów. Są to z jednej strony księża, a z drugiej prosty lud. Księża są nieskazitelni, bojowi, wymowni i swojscy, lud zaś pełen siły i żaru, choć bardzo delikatny w uczuciach i skłonny do wzruszeń. To typowi bohaterowie literatury przed- i tuż powojennej w tej części Europy, nieco schematyczni, prawidłowo skontrastowani i w swej wymowie obdarzeni bagażem treści pozaliterackich. Z tej perspektywy niewiele jest u Gruczy nowego, czego nie byłoby już np. u Żeromskiego. Oliwa (1 937) może na początku zaskakiwać niejasną przynależnością gatunkową. Wydaje się, że to szkic historyczno-artystyczny czy jakaś impresja literacka nawiązująca poprzez cytaty do twórców i historyków przeszłości. Mamy w utworze prawie dziesięć elementów swoistej mozaiki, z których - jak chce Jan Parandowski w Alchemii słowa - najważniejsze są dwa: początek i koniec. Grucza zaczyna wprost skargą na niesprawiedliwość historii, wyrokiem której okrojono ówczesne Kaszuby i wycięto z ich ciała Gdańsk, stoleczny nasz gard, kończy zaś widokiem z perspektywy wzgórza Pachołek. Przepiękny widok nazywa rajem, co pozwala mu skojarzyć go z rajem utraconym i powrócić do pierwotnego wątku. Opowieść księża jest więc tekstem w przewadze agitacyjnym, a właściwie kazaniem. Służy temu podkreślanie wzniosłych chwil z historii i wspaniałości sztuki, cytowanie czcigodnych pagin i narracja zbliżona do kaznodziejstwa. Oliwa jest chyba tylko pretekstem, choć jest to pretekst najszlachetniejszy z wszystkich, pozwala bowiem autorowi odwołać się do głębokich uczuć religijnych i patriotycznych. Pamiętajmy, że był to już rok Jednym z dwóch najdojrzalszych literacko tekstów Franciszka Gruczy są Wielkanocne dzwony. Mają one formę zamkniętego i związanego wewnętrznie epizodu, posiadają też niebłahy wydźwięk moralny. Łączą w sobie fragmenty impresyjne, jak opis przemian w naturze, a także dialogi i monolog oraz - oczywiście - retrospekcję. Pojawiają się też pewne fatum, proroczy sen oraz wiele elementów obyczajowości ludowo-chrześcijańskiej. Utwór rozpoczyna wspomniana impresja przyrodnicza, uzupełniona wzmiankami o Wielkiejnocy. Franciszek Kuczka wypływa na jezioro w zbożnym zasadniczo celu - by dostarczyć ludziom ryb na święta. Odkłada na później obowiązki religijne, które w przebiegu utworu kilkakrotnie mu się przypominają, raz samoistnie, raz poprzez śpiew skowronka, a także via odgłosy z kościoła. Nie ma grzesznych zamiarów, rzec można, że przestawia się mu jedynie priorytet, choć dość ewidentnie łamie trzecie przykazanie. Na łodzi modli się i śpiewa, poczyna więc sobie nader pobożnie. Na tle dotychczasowych prób Gruczy utwór ma bardzo dokładne określenie dnia, czasu i miejsca, które poznajemy ze szczegółowej topografii jeziornych głębin. Pozwala ona wprowadzić postać ojca bohatera oraz legendę o zatopionym zamku i przeklętych dzwonach - z dodatkiem astronomii. Wspominając ojca i jego opowieść, rybak nieostrożnie wkracza w niebezpieczny rejon; dla ścisłości wciągany jest przez skowronka, który tutaj jest niestandardowo posłańcem złego, oraz mgłę. Rezultat jest do przewidzenia: legenda się sprawdza, tragedia gotowa, morał jak na dłoni. W sumie więc to prosta kaszubska wersja greckiego dramatu. Pozostaje problem winy Kuczki: czy świadomie i czynnie przestąpił zakazy, czy może był ofiarą przypadkową. Z naszego punktu widzenia grzech pracy w niedzielę jest raczej lekki, a co najmniej nie-śmiertelny, rybak to też zawód jak najbardziej słuszny, bo biblijny, ale wtedy mogło to być widziane zdecydowanie inaczej. Zauważmy też drugie potknięcie rybaka: zaczyna on odmawiać Ojcze nasz, ale go NIE KOŃCZY! Przerywa w zdaniu o odpuszczaniu grzechów właśnie! To, jak się potem okazuje, punkt zwrotny całej historii.

45 Ks. Franciszek Grucza Przed wojną ks. Grucza opublikował jeszcze dwa obrazki świąteczne. Gwiazdka (1 937) to kolejny szkic z chałupy. Mimo wstępnego opisu przyrody przeważa w niej dialog. Statyczne wprowadzenie przechodzi w także dość nieruchawy opis prac wiejskich, w tym wypieku chleba. Przerywa je dźwięk dzwonu, poczciwy lud śpieszy do pacierza, wszystko jest comme il faut. Pewnym zakłóceniem tego porządku są kolędnicy. Widzimy ich z perspektywy przykładowej chałupy, do której rychło wchodzą. Opis świątecznego korowodu jest tu dość szczegółowy, podobnie pierwszych podrygów. Nastrój wpierw przaśny, poważnieje z wezwaniem do modlitwy, ale na krótko. Wracają psoty i zabawa, ekipa wychodzi i udaje się do następnej chałupy. Cykl się zamyka i powtarza. Opowieść jest pewną chłopską idyllą, sławi harmonijne połączenie pracy i zabawy, a wszystko ukazuje na tle religijnym, niewątpliwie zgodnie z hasłem ora et labora. Dźwięk dzwonu słychać w całej wsi, punktem orientacyjnym jest krzyż, gospodyni siedzi nad książką do nabożeństwa (musiała być piśmienna, najpewniej po pruskiej szkole), nawet śnieg kojarzy się autorowi ze świętym Piotrem i aniołkami. Opis ludowego obyczaju jest zasadniczo kompletny i zamknięty, a powagi tej historii do- daje wypiekany chleb, być może metafora Chrystusa Pana. Obrazek W adwentowy wieczór (1 938), w zamiarze fragment, ale dość spory, przedstawia wydarzenie chronologicznie poprzedzające odwiedziny gwiżdży; mamy w tej scence dramatycznej zresztą tylko jednego kolędnika. I znów w przykładnej rodzinie praca wre, a pobożność niemal eksploduje i świeci. Dialog tyczy się rzekomego narodzenia się Jezusa w Kartuzach. Niewidomy dziad zapewnia, że tak było, a matka rodziny podkreśla swoistą cudowność tego wieczora, gdy Zbawiciel rodzi się w każdej przyzwoitej chacie - cudowność staje się pewną normalnością. Wchodzi kolędnik, wygłasza wierszowaną zapowiedź wizyty gwiżdży, po czym luźno rozmawia, spoufala się z obecnymi, którzy częstują go m.in. tabaką, i żegna. Rozmawiają dziadek z wnukiem, do ich dialogu włączają się inni, a stark kończy nieco wizyjną pochwałą ludowego obyczaju, co harmonizuje i z jego ślepotą, i z informacją wstępną w didaskaliach, że pamięta Ceynowę. I to można uznać za morał tego mini-dramatu w pięciu scenach. Po wojnie ks. Grucza wrócił na łamy Zrzeszy Kaszëbskiej kilkoma wierszami religijnymi, dość podobnymi w charakterze. Krótka litania Do Sianowskiej Panienki... (1 945) jest antyfoną, materiałem na pieśń, o czym świadczy choćby obecność refrenu. W zasadzie forma utworu jest prosta, tylko dwie ostatnie zwrotki są dłuższe, zakończone krótkimi apostrofami. Zauważamy pewne uproszczenia i naśladownictwo ludowe. Zaśpiew Marija! może kojarzyć się z Kyrie eleison! w Bogurodzicy, choć nie wiemy czy autor myślą sięgał aż tak wysoko. Z pewnością odbiły się w utworze - i wyobraźni Gruczy - wojenne losy figury MB Sianowskiej. Adwentowy hymn z tego samego okresu jest pobożną antyfoną do Boga Ojca i współistotnego z nim Jezusa. Ten drugi w utworze zajmuje więcej miejsca, do niego też kieruje autor myśl przewodnią - prośbę, by mocą łaski niebieskiej bronił od wroga naszej ziemi. Postać pierwszej osoby boskiej wraca jeszcze w ostatnich linijkach wiersza, które kończy bogobojne Amen. Hymn na Wielkanoc Jezu, Zbawicielu wszechrzeczy jest pokorną prośbą o Chrystusowe błogosławieństwo dla jego sług, połączoną z uniżoną laudacją drugiej osoby boskiej, której niechaj chwała będzie na wieki. Powtarzają się w utworze pewne motywy z poprzednich wierszy. Niepodobna by było inaczej, bo to pewien skrót chrześcijańskiego Credo, a dokładnie fragmentów tyczących Syna Bożego. Natomiast pierwsza opublikowana po wojnie proza Gruczy to idylliczny obrazek Majowe (1 946). Sceneria i bohaterka są w nim faktycznie jak z obrazka, a króciutka akcja przypomina inne utwory Prałata: statyczna przyroda, dzwon ex machina, a po jego interwencji fragment ludowej pobożności i zakończenie come prima. Ciekawostką jest piosenka, którą nuci Marcysia (prawie Maria! ), bo to... utwór samego Franciszka Gruczy! Dla pewnej ekspiacji autorskiego optymizmu wskażmy na czas powstania tekstu; musiał on być formą odreagowania wojennych okropności. Metaforyczny może być tytuł, bo majowe to przecież regularne nabożeństwo w kościele, a tu mamy tylko jedną drobną duszyczkę na łonie natury. Podobnie mogła wyglądać też geneza Macierzanki. Akcja jej - bardzo szybka, wręcz filmowa - obraca się wokół przemiany w naturze i jest pochwałą ziela oraz ludowego obyczaju, który jest pół-chrześcijański, pół-pogański, co jednak nie stanowi problemu w oczach wielebnego autora. Pokazuje on za to pewną dwoistą bezkonfliktowość: bohaterki zgodnie zbierają kwiat, do tego w słusznym jeszcze celu, a ludowy obyczaj harmonizuje z wiarą. Bez zgrzytów obraca się tu koło czasów. Praktycznie reportażowy charakter ma tekst W dzień Matki Boskiej Zielnej, opisujący wzorcowe dożynki. Akcja w nim zwalnia w regularnym decrescendo: najpierw zjazd, potem pochód i procesja, wreszcie stop. Lud staje, a jego pieśń rusza w pole. Ksiądz głosi pochwałę chłopskiego trudu (z obowiązkową u Gruczy rekapitulacją), a kończy prośbą o błogosławieństwo całej Trójcy Przenajświętszej. Intonuje Te Deum, które lud podchwytuje w mowie własnej, akcja lekko rusza z miejsca, jakby dodając fizycznego pędu pieśni, która niesie się po leniwych polach. Zapowiada już niedalekie siewy, czyli znów nawiązuje do naturalnego cyklu przyrodniczo-gospodarczego. Tą pochwałą rolniczego trudu utwór F. Gruczy wydaje się wpasowywać w tendencje epoki. Świadectwem tego jest też bohater zbiorowy, przeciwstawiony pojedynczemu przewodnikowi - księdzu, oraz jego sprzeczna psychika. Ma on twardą i ciężką rękę, metaforę (scil. synekdochę) fizycznej krzepy, ale w duszy jest delikatny jak mgiełka i skłonny do wzruszeń przy lada okazji. Najpewniej autor, jak wielu innych w tych latach, spotykał swych herosów jedynie na ścieżkach swej wyobraźni. Najdłuższy utwór Gruczy, Na wieczne roraty, opublikowany w tym samym czasie, należy też do najbardziej dopracowanych w jego spuściźnie. Akcją obejmuje dłuższy odcinek czasowy - praktycznie jeden dzień, gdyż obsesyjnie powtarzająca się w tekście szósta to prawdopodobnie godzina ranna. Co my tu mamy? Stara wdowa Flisowa (nazwisko poznajemy w ostatniej scenie noweli), pobożna jak tylko można, spodziewa się śmierci. Jeszcze pracuje, ale wiele się modli i śpiewa, uczęszcza na ostatnie chyba w życiu nabożeństwa. A ponieważ jest Św. Barbary (4 grudnia), przypomina sobie książkę o niej, którą kupiła jeszcze od Remusa (! ), znała na pamięć i czytała całej rodzinie, w tym wnukowi - Wojtkowi. (Napisał taką historyk Stanisław Kujot, ale raczej długo po Remusie.) Szuka, ale chyba jej nie znajduje, co nie przeszkadza jej przywołać jej treść i wspomnieć wnuka z młodych lat. Ten się pojawia, włącza do śpiewu na cześć MB Sianowskiej, starka poznaje go i rozmawia, częstuje jabłkiem - michałkiem, zaprasza też na jutro. Ale jutro wychodzi do kościoła (nie wiemy wpierw czy naprawdę, czy tylko w gorączce), odprawia swój ostatni w życiu różaniec, piękny jak nigdy wcześniej, zamarza na mrozie i umiera. Symbolicznie gaśnie lampka w jej domu, a zegar zatrzymuje się na szóstej. Można łatwo zauważyć, że czas w utworze odgrywa niepoślednią rolę, podobnie jak oczekiwanie, np. na prymicję przyszłego księdza, do której jeszcze 3 lata. Zegar stojący na szóstej przypomina śmierć męża bohaterki i oczywiście zapowiada i jej odejście. Ta szósta to nie tylko (widoczna w podtekście) numerologia, bo na tarczy zegara ujrzymy pionową kreskę - połowę krzyża, linię łącząca symbolicznie ziemię i niebo. Zegar mimo przestawienia go na dziesiątą, nie chce pokazywać dokładnego czasu i wraca na szóstą. Jest znakiem łączącym przeszłość, dzień obecny i najbliższą przyszłość, choć nie wyłącznie i nie wyłącznie on, bo także czynią tak np. przysłowia ludowe. Drugim takim elementem jest postać św. Barbary, obecnej w kalendarzu, w tych przysłowiach, na ścianie chaty i w książce. Istotną rolę w utworze odgrywa też lampka przed obrazem oraz pieśni, korunka i modlitwy. Jedno Amen ożywia akcję - wprowadza dialog, wzruszający i gorący. Po nim akcja ogranicza się w zasadzie do głównej bohaterki (jest jeszcze dziewka prosząca na wieczerzę), a za to przenosi się w przestrzeni - pod zamknięty kościół. Możemy łatwo dostrzec nawiązanie do andersenowskiej dziewczynki z zapałkami, którą jest tu 99-letnia staruszka z różańcem. Grucza wyraźnie rozbudował w opowieści sekwencję majaków, ale nie są one raczej symptomem osłabienia wiary. Mamy tu cały standardowy arsenał pobożności: oprócz wymienionych pieśni, modlitw, lampek, książek i obrazów są 43

46 44 jeszcze dzwony, a nawet kropielnica, która nie bierze udziału w scenie. Ciekawa jest konfrontacja pokoleń - tak innych, ale zgodnych w tej właśnie żarliwej religijności. O 20 lat późniejszy Syn rybaka (aluzja do Sienkiewicza) też jest dość pokaźnym i wielowątkowym szkicem literackim Prałata. Mamy w nim jeszcze dokładniej określony czas akcji: ranek 1 listopada roku, nie dość że święto, to jeszcze niedziela! F. Grucza wraca więc do swych pierwszych literackich prób, powtarza też kilka wątków z poprzednich opowieści. Jest więc ksiądz - tu wśród więźniów - jest i rybak, mamy również gorączkę i scenę majaków, pojawia się motyw ojczyzny i fragmenty historii Kaszub. Akcja dzieje się w Stutthofie, ale w istocie jest jej niewiele - apel i frisztek, reszta to ciąg retrospekcji bohatera Floriana Konkola: Cylk, początek wojny, ucieczka, wypad do Hamburga, postać żony, więzienie, ślub, Gdynia, Gryf, kościół, majaki, las, Gryf, dom, żona w ciąży i aresztowanie. Nie jest do końca jasne czy ci czarni, którzy wchodzą po bohatera w ostatniej scenie, to ci ze wspomnień, czy naprawdę; wtedy znaczyłoby to, że biorą go najpewniej na śmierć. Można dorzecznie zakładać, że jedni i drudzy. Choć bohater jest praktycznie idealny, zakończenie utworu nie jest już tak jednoznaczne ani optymistyczne; inaczej ks. Grucza mógłby robić wrażenie kaszubskiej Kossak- Szczuckiej z powieści Z otchłani. Zauważamy też, że poboczny bohater ksiądz Paweł (nawiązanie do Mickiewicza?) jest tu postacią tragiczną, a dodatkowo umiera bez patosu, jak i cała wielka armia zagazowanych w krematorium. Praktycznie to śmierć, choć nazywana tu z ludowym przestrachem i eufemistycznie biołą, jest głównym motywem Gruczowej historii, tłem jej jest zaś morze. Tu autor dość wyraźnie fantazjuje jeśli chodzi o fakty, nie zmieniają się za to granice jego wyobraźni w sprawach religijnych - szczytem majaków jest widzenie figury MB Swarzewskiej w sianowskim kościele. Sam Dobraczyński nie wymyśliłby tego lepiej! Wyjątkowo w utworze nie ma też pieśni, są za to makaronizmy niemieckie, konieczne dla oddania realiów obozu i wojny. Opublikowany po latach szkic Krzyż wydaje się pochodzić z okresu tuż powojennego. Jest jednym z cyklu obrazków stricte religijnych Gruczy. Zaczyna się klasycznym zbliżeniem kamery na punkt w krajobrazie: droga - krzyżówka - tytułowy krzyż, a gdy obraz nieruchomieje, budzą się skojarzenia. Poznajemy dość dokładnie jego piękno artystyczne oraz, już mniej szczegółowo, historię. Niejakie kryją ją ciemności, ponoć wyrzeźbił go grzesznik za pokutę, ale postawili pobożni parafianie w podzięce za spasjenje od zarazy. Może więc i nie dziwota, że coś tam straszy? Ale dla Prałata to nie problem. Kontynuuje on narrację opisem poczciwej ludowej pobożności, dodaje tylko wspomnienie wojny, urywając zresztą w bardzo emocjonalnym momencie. Na pewno każdy czytelnik bez trudu mógłby dopowiedzieć tu zakończenie, opierając się na własnej historii. W tym sensie jest ów obrazek poniekąd otwarty, wyjątkowy na tle Gruczowych wielkich łuków. Ostatni tekst Franciszka Gruczy Święta Anna ma charakter wspomnieniowy. Autor - narrator i bohater w jednym - planuje napisać sztukę o cholerze (którą Grucza faktycznie stworzył) i udaje się na rekonesans w teren, by zebrać o niej relacje, gdyż żyją jeszcze jej świadkowie. Ale trafia w pewnej izbie na figurę Św. Anny cudownej piękności i na niej się skupia. Wysłuchuje opowieści starego gospodarza, w której jest i kolejna opowieść, jego wuja. (Nie ma ona wyraźnego zakończenia, ale dla logiki musimy założyć, że ksiądz wszedł w posiadanie cennej starodawnej rzeźby.) Potem akcja przenosi się o 1 5 lat do przodu, do roku Narrator - już wtedy ksiądz, któremu onaż Św. Anna zaginęła podczas wojny - trafia znów na tę figurę, próbuje nieskładnie coś opowiadać, ale jego gospodarz, rzeźbiarz Cechosz, przejmuje kierownicę i na spokojnie opowiada dalsze dzieje zabytku. Na koniec figura wraca do Gruczy. Wspomina on jeszcze niedawny odpust, gdzie w przepisowej procesji niesie Świętą Annę niemłody wnuk nieżyjących już przedwojennych jej gospodarzy - morał nie wymaga artykulacji. Ostatnie zdanie, iż święta Anna czeka, należy rozumieć też jako trwa. Pewne cechy wcześniejszego Hymnu na Wielkanoc posiada napisany w przypływie natchnienia na Boże Narodzenie roku kantyk Witajże, Jezu, nasz Panie, nabożny i po ludowemu prosty. Powtarza wybrane elementy z chrystusowego życiorysu, prośbę o błogosławieństwo dubluje supliką o zamieszkanie w naszym sercu. Od strony ściśle formalnej jest pewną litanią i po powitaniu eksplikuje liczne epitety Narodzonego: że malusieńki, że ukochany, czcigodny, Pan nasz, Bóg i zbawca. W finale brzmi ekspresja radości z narodzenia Pana, podkreślona powtórzeniem słów na wieków wiek. Jeśli nawet nie miał to być materiał na pieśń, to bez wątpienia się na nią nadawał, jak i cała gruczowa poezja, bez wyjątku nabożna, prosta i repetytywna, urocza i natchniona, choć przepisowa i w podtekście użytkowa. Gdyby nie daty, można by odnosić ją łacno do połowy XIX wieku, a nawet i wcześniej. Nie jest to zarzut, bo w literaturze regionalnej występuje siłą rzeczy pewne zapóźnienie oraz inspiracja głównymi nurtami artystycznymi. Ocena prozy księdza franciszkowej musi być nieco szersza, gdyż jest ona obfitsza i nie tak jednolita. Kilka jej cech wspomniano wyżej, warto się jednak jeszcze skupić na języku. Wszystkie nowele zostały napisane w barwnej i - mimo obsesyjnych zwrotów - bogatej kaszubszczyźnie. Fragmenty opisowe wykazują obfitość słownictwa, a dialogi - pełne spektrum uczuć, choć z wyraźnym naciskiem na uczucia skrajne. Zauważamy na każdym kroku emocjonalne zdrobnienia, wykrzykniki, sporo jest znaczących zawieszeń i niedopowiedzeń. Brakuje za to przekleństw - jedno u biesa w ustach rybaka Kuczki. Trafiamy na różnorodne elementy ludowej kultury, np. przysłowia, powiedzenia ( było uciechy za trzy miechy ) czy przesądy, w tym sny. Obserwujemy przemianę i współżycie pokoleń, zarysowuje się problem płci. Ważnym elementem jest człowiek stary, a tłem akcji - kalendarz liturgiczny oraz natura. Wszystko to składa się na dość pełny obraz świata pobożnych Kaszubów tamtych czasów. Prócz czystej, pięknej i różnorodnej kaszubszczyzny, z wieloma starokaszubskimi frazeologizmami, możemy u Gruczy natrafić na kilka wtrąceń z łaciny (requiescant, Te Deum), co zupełnie nie powinno dziwić, oraz germanizmy - w noweli sztutowskiej. Oprócz takich zapożyczeń, uzasadnionych tematyką, mamy sporo czysto językowych polonizmów (obyczaj, przypadek), a nawet pożyczek ze staropolszczyzny (łeż), trafia się też tu i ówdzie jakiś rusycyzm. Być może to ślady literackiej obróbki tekstu, o czym trudno coś pewnego twierdzić. Na pewno zaś efekt końcowy można pod względem językowym postawić za wzór wielu dzisiejszym twórcom prozy w języku kaszubskim. Jak ocenić pisarstwo księże? Gdyby przyłożyć doń i do literatury polskojęzycznej miarkę wspólną, wyszłoby ono z tego pojedynku na tarczy. Za wiele w nim schematu, obsesji, naiwności, dobrych chęci i bebechów, które dużo starszy od Gruczy Witkacy parodiował ( widok to był straszny ) i wyśmiewał już w Pożegnaniu jesieni. Ale niewątpliwie broni Gruczę mniejszościowy język, broni go szczerość i pewne świadectwo prawdzie - przynajmniej tej, którą nosił w sercu i widział w duszach swych parafian, niezależnie czy ona tam była, czy może tylko bywała lub być miała. Pamiętajmy też o kontekście historycznym i kulturowym oraz o księżej misji ewangelizacyjnej, którą Grucza pełnił z wielkim ogniem. Za to od wiernych - może też i czytelników - należy mu się korny hołd. Omówione utwory: Woltóvk, Svjęto wumarłich, Zrzesz Kaszëbskô, nr 2 z r., s ; przedruk: Chëcz nr 4/45, s. 1-2 (tu pod nazwiskiem Franciszek Grucza). Govit, Wodpust, ZK, nr 1 /1 936, s. 4; nr 8/1 937, s. 3-4; nr 9/1 937, s. 3-4 (ostatni odcinek bez podania autora). Barnjim, Wolewa, ZK, nr 1 /1 937, s. 3-4; nr 2/1 937, s. 1-2; nr 1 /1 938, s Klënjôcz, Jastrovi zvone..., ZK, nr 3/1 937, s. 4-5; nr 4/1 937, s Klënôcz [sic! ], Gvjostka, ZK, nr 1 2/1 937, s Govit, W adveńtni vjeczor (vejimk), ZK, nr 1 2/1 938, s Ks. Franc Grucza, Do Svjonovskji Panjenkji a naj Vastni Kaszëbskjej!, ZK, nr 1 1 /1 945, s. 3. Ks. Franciszek Grucza, Pjesnjô do Svjonovskji Panjenkji, ZK, nr 72/1 947, s. 5. X. J. [sic! ] Grucza, Adventni himn (Creator alme siderum), ZK, nr 27/1 945, s. 4. Ks. Fr. Grucza, Himn na Gode (Jezu redemptor omnium), Chëcz, nr 1 2/1 945, s. 4. Ks. Fr. Grucza, Majové, Chëcz, nr 1 6/1 946, s. 2; przedruk: Gòwit, Môjewé, Tatczëzna, [nr 1 ]/1 990, [s. 6]. Ks. Fr. Grucza, Macerzónka, Chëcz, nr 23/1 946, s. 1. Ks. Fr. Grucza, Na Matkę Boską Zélną, Chëcz, nr 29/1 946, s. 3. Govit, Na vjeczni rorote..., Chëcz, nr 9/1 945, s. 2; nr 1 0/1 945, s. 3-4; Na vjeczni rôrote [c.d.], tamże, nr 2/1 946, s. 3; nr 7/1 946, s. 3. Franciszek Gowit, Rëbacczy syn, Biuletyn Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, nr 3/1 965, s ; Rebacczy syn [c.d.], nr 4/1 965, s F. Grucza, Krziż, [w:] F. Neureiter (red.), Kaschubische Anthologie, München 1 973, s F. Grucza, Witôjże, Jezë, naj panie, [w:] W. Kirstein, Kaszëbsczié kòlãdë ë gòdowë spiéwë, Gdańsk, 1 982, s Ks. F. Grucza, Swjónowskô Panjenka, Tatczëzna, nr 2/1 990, s. 5. Ks. Franciszek Grucza Gòvit, Swjãtô Anna (Wspòmink), Tatczëzna - Wjitrznjô, nr 3/1 990, s. 6; Ks. Franc Grëcza, Gòvit, Swjãto Anna [c.d.], tamże, nr 4/1 990, s. 5; Franc Grëcza, Govit, Swjãtô Anna (Wspomink) [c.d.], tamże, nr 5/1 990, s. 5. /-/

47 POEZJA Z KASZUB Na rydwanach Apollina HISTORIA Jak Czarniecki do Poznania... Zemsta czy grabież? Andrzej Szutowicz Drawno Piotr Wiktor Grygiel HEKATE Kiedy nocą odwiedza Cię Kasandra Musisz wędrować z nią Chwytać się przedmiotów pozostawionych Ciepłem Twego ciała Kaskada wznoszeń rozpoczyna taniec Jak tren Eurydyki A każdy stopień stukiem parowozu Do jazdy na oślep Tam też Hefajstos dzikie konie kuje Ku dalszym ołtarzom Pozamyka po Tobie Heraklit z Efezu Bądź pewien - na zawsze Nowy brzask stanie się świtem wędrowca To koniec Twej drogi Zapewne pogłębiając swój sen błogi Odnowiony wstaniesz ZBAWICIEL Przyszedł po paru godzinach Listkiem wygiętym jak blaszka Przyszedł by się tu zatrzymać Katamaranem na wietrze Bez woli i znieczulenia Poskrzypieć wersowym grajem Musnąć przeciągłym falsetem Osiąść kroplą na powiekach Przyszedł do ciebie skulonej Rozkołysaną zatoką Przyszedł nazajutrz Gershwinem Połyskującym szafirem Samograjem rannym świtem Zabrać ślady twoich zwątpień By zdmuchnięty szkwałem przypływ Zamknąć w szkatułę hiobową LIST DO Witaj nam roku, o Roku Nowy Otwórz ramiona w kształcie podkowy Przyłóż swe usta ciepłem otwarte Przez okres cały trzymaj nam wartę Nie bądź też także tak dociekliwy Co mówi o nas poprzedni siwy Otwórz wszystkim nową czystą kartę Co było, teraz jest mało warte Dziel sprawiedliwie, myśl razem z nami Na pewno nikt nie pójdzie z torbami Miej pieczę nad tym co się zdarzyło Popraw co można, by lepiej było O Roku Nowy z dekad złożony Szczęść tym dojrzałym, szczęść narodzonym Zapisz się dobrze całemu światu Pokój narodom, pokój brat bratu Pierwsza wyprawa Czarneckiego na Pomorze Zachodnie, na ziemie Elektora*, która wyruszyła z Wielkopolski w wrześniu trwała ok. 1 0 dni. Szlak pochodu znaczyły popioły spalonych wsi i złupionych miast. (Dąbie, Chlebówko, Łobez, Węgorzyno, Ińsko...). Polskie oddziały łupiły od Stargardu po Drawsko Pomorskie i Złocieniec. Czarnecki w wyniku tej wyprawy zostawił po sobie w skali mikro to, co nie tak dawny sprzymierzeniec elektora Karol X Gustaw, przy elektorskiej zdradzieckiej jego pomocy zostawił w skali makro w Polsce. Obładowane łupami wojska wróciły do Polski zostały rozmieszczone nad Notecią k. Ujścia, Wielenia, w okolicy Wałcza, a jeden oddział nawet pod Lęborkiem (Żegockiego). 23 października Czarniecki ruszył z wojskiem po raz drugi na Pomorze, tym razem zaodrzańskie. 26 października przekroczył granicę Marchii. Ziemie elektorskie przeszedł w cztery dni. Tym razem przemarsz utrzymywany był w rygorach dyscypliny. Za jej naruszenie bezwzględnie karano. Karanie zaś było za ekscesy już nie ścinać ani rozstrzeliwać, ale za nogi u konia uwiązawszy włóczyć po majdanie tak we wszystkim, jak kogo na ekscesie złapano, według dekretu lub dwa, albo trzy razy naokoło. I zdało się to zraz, że to nie tylko suknie, ale i ciało tak opada, że same tylko zostaną kości. (Pasek) Granicę Pomorza Szwedzkiego Czarniecki przekroczył 30 października. Na Pomorzu Szwedzkim jako podległym Karolowi X Gustawowi rygory dyscypliny zelżały. Ograbiono i spalono Gartz, podobnie jak ponad 1 00 wsi w okolicach Szczecina, Anklam, Pasewalku, Penkun. 9 listopada Czarnecki rozpoczął powrót do Polski. 1 1 listopada przekroczył Odrę. Historiografia niezbyt pozytywnie ocenia obie wyprawy na Pomorze, a w pamięci miejscowej ludności bardzo długo pozostały wspomnienia rabunków, gwałtów, pożarów i zwykłych mordów. 1 2 listopada Jan Kazimierz wraz z królową przybył do Poznania. 25 listopada r. odbyła się w Poznaniu rada wojenna, na którą przybył Czarniecki. To wydarzenie 1 40 lat później natchnęło Józefa Wybickiego do napisania w hymnie narodowym słów: Jak Czarniecki do Poznania po szwedzkim rozbiorze. Czarniecki następnie udał się na Pomorze, gdzie staczając potyczki ze Szwedami przebywał do lata następnego roku. Jesienią r. podjął słynną wyprawę do Danii. Podczas której do legendy przeszedł 1 4 grudnia r. Rozpoczęto wtedy przeprawę na wyspę Als. Wzięły w niej udział siły polsko-brandenburskie pod komendą Czarnieckiego, wspierane przez duńskie okręty wojenne. Przeprawa przez cieśninę Mały Bełt odbyła się na łodziach, obok których płynęły konie. Po wylądowaniu siły Czarnieckiego rozbiły piechotę i jazdę szwedzką, a następnie zmusiły Szwedów Czarnecki do wycofania się i zamknięcia się w zamkach Sonderborg i w pobliskim Nordborg. Król Dani wystosował do Czarnieckiego kurtuazyjny list Fryderyk III etc., świadcząc osobliwą łaskę i wdzięczność naszą królewską. Jaśnie Wielmożny uprzejmie Nam miły! Z najwyższym uznaniem doniesiono Nam, jako Wasza Miłość w wielu potyczkach, a ostatnimi czasy przy zajęciu wyspy Alsen i leżących na niej zamków, między innymi pokonała w trójnasób liczniejszego nieprzyjaciela, sama przewodząc hufcom swoim na przodzie, czem okazała bohaterskie męstwo swoje ku podziwieniu wszech ludzi. Winszowaliśmy sobie zawsze z powodu wysłania Nam Wasza Miłość jako znakomitego wodza i wielce obowiązani jesteśmy królowi polskiemu za afekt braterski udowodniony wysłaniem Nam na pomoc Wasza Miłość. Chcemy przeto oświadczyć Wam wdzięczność Naszą królewską zjednaną tylu zasługami, życząc w duszy, aby wciąż szczęśliwem powodzeniem sława Waszej Miłości nie tylko ojczyźnie, ale całemu światu coraz bardziej znana, szczególniej na tej północy coraz świetniej jaśniała. Nich będzie WM przekonana, że za wszystkie wyświadczone Nam usługi przy pomocy Bożej z czasem okażemy dostojnie wdzięczność Naszą królewską. W Kopenhadze 24/XII Waszej Miłości Życzliwy Fryderyk król. (Wojny duńskie i Pokój Oliwski, Lwów s ) Ostatecznie w wyniku działań Czarnieckiego Szwedzi zrezygnowali z dalszej obrony i opuścili Jutlandię ewakuując się na Fionię, która została przez Duńczyków zdobyta jesienią r. Wojska polskie udając się w drogę powrotną do ojczyzny, opuściły Danię w sierpniu r.. /-/ * Elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm Hohenzollern był polskim lennikiem, zamiast jako książę Prus przyjść podczas szwedzkiego najazdu w roku na Polskę z pomocą, zdradził króla Jana Kazimierza i r. uznał się wasalem króla Szwecji oddając jej do dyspozycji swą armię. 45

48 HISTORIA 46 Andrzej Szutowicz Żydzi w Miastku Rodzinę Moisesa Salomona uznaje się za pierwszą żydowską rodzinę w Miastku (niem. Rummelsburg). Salomon był dosyć zamożny - w 1728 r. opłacał należności (podatek) w wysokości 48 talarów. W 1733 r. zaczął działalność włókienniczą. W tym czasie Miastko uchodziło za potentata w tej dziedzinie. W 1752 r. w Miastku w trzech domostwach zamieszkiwało 21 Żydów. Podobnie było w 1764 r. W 1812 r. funkcjonowało w okolicy 13 domostw (gospodarstw) żydowskich, czyli przynajmniej osób. W 1840 r. zaś mieszkało tu 148 Żydów. Między 1870 a 1873 r. było w Miastku trzech żydowskich radnych. W 1895 r. odnotowano 240 mieszkających tu Żydów. Pierwsze ekscesy antyżydowskie nastąpiły w kwietniu i maju 1900 r. Skończyło się na powybijanych kamieniami szybach. Niewątpliwie zajścia te wpłynęły na niejedną decyzję opuszczenia miasta. W następnych dziesięcioleciach liczba mieszkańców Miastka pochodzenia żydowskiego systematycznie zmniejszała się. W 1925 r. było ich 75, a w 1932 r. ok. 60. W 1939 r. Miastko zamieszkiwało 7 Żydów, a w okolicy było ich jeszcze 8. O ich losie nic nie wiadomo. Do pierwszej wojny światowej w miasteckiej gminie żydowskiej działał tzw. Kultusbeamte, czyli człowiek (urzędnik) odpowiedzialny za sprawowanie kultu. Nie był to rabin, lecz na ogół kantor i nauczyciel. W 1880 r. kantorem był F. Fischer, w 1889 r. C. Meier. W 1898 r. nauczycielem, kantorem i rzezakiem (nibyrabinem) był niejaki Chaim, w 1903 r. sprawami kultu zajmował się W. Warszawski, w 1905 r. Benno Heymann, a w 1913 r. (ostatni odnotowany) L. Brandes. Pierwszą miastecką synagogę wybudowano w 1818 r. Po 30 latach funkcjonowania została ona zamknięta, gdyż groziła zawaleniem. Nowa synagoga powstała ok r. przy ówczesnej Wasserstrasse (dziś ul. Królowej Jadwigi). W 1937 r. została sprzedana szklarzowi, który zrobił sobie w niej swój warsztat. Budynek ten nie przetrwał do dziś. Cmentarz gminy założono wg tradycji w 1820 r. na Galgenbergu, czyli Górze Straceń, zwanej później Żydowską Górą (obecnie ul. Koszalińska, teren obok Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych). Cmentarz został zniszczony przez Niemców, a w okresie powojennym miejsce to było stale profanowane. Właściciele, sklepy, firmy i wolne zawody w Miastku i okolicy W 1935 r. oddział (Gauleitung) hitlerowskiej partii NSDAP w Szczecinie wydał ciekawą książeczkę, przeznaczoną Nur für Parteigenossen, czyli tylko dla towarzyszy partyjnych. Jej tytuł - Gegen Gruelund Boykotthetze der Juden im Ausland - wskazuje, że broszurka ta miała przeczyć szerzonym za granicą kłamstwom o prześladowaniu i bojkocie Żydów w Niemczech. Aby je obalić, podawała nazwiska oraz adresy działających bez przeszkód na Pomorzu Zachodnim żydowskich kupców, przemysłowców, adwokatów, lekarzy, nauczycieli itd. Mimo partyjnego przeznaczenia każdy mieszkaniec Pomorza Zachodniego mógł za jedyne 10 pfg nabyć sobie tę książeczkę. Mógł to także zrobić przeciętny mieszkaniec Bytowa czy Miastka, i na pewno niejeden to zrobił, zarówno partyjny, jaki niepartyjny. Spośród miasteckich Żydów wyszczególniono tam następujące osoby oraz ich firmy i adresy: Noah Blau - kupiec, wyroby ręczne, Grosse Kirchenstrasse 5 (dziś ul. Królowej Jadwigi), Siegmund Friedlaender - kupiec, wyroby ręczne, Marktstrasse 5 (ul. Konstytucji 3 Maja), Louis Goldschmidt - kupiec, materiały budowlane, Marktstrasse 24, Max Lewinski - kupiec, wyroby ręczne, Dr Hans Moses - lekarz, Adolf-Hitler-Str. 21 (ul. Armii Krajowej), Hermann Rosen - handel skórami, Marktstrasse 1, Georg Stahl - kupiec, dom towarowy i drogeria, Marktstrasse 2, Siegbert Stein - sklep obuwniczy, Markt 8 (Pl. Jana Pawła II), Jenny Walter - materiały budowlane, Marktstrasse 22, Josef Zamory - sklep rzeczy używanych, Schützenstrasse 1 Nie zapomniano w niej także o okolicznych miejscowościach, jak: Kołczygłowy (Altkolziglow): Erich Jänicke, tzw. żydowski krewny (jüdisch versippt) - brak danych, Leo Rosen - kupiec, tekstylia, Dorfstrasse, Louis Rosen - sprzedawca skór, Dorfstrasse; Barcino (Bartin): Herbert Drucker - kupiec, wyroby ręczne i towary kolonialne, Gustav Rosen - kupiec, wyroby ręczne i towary kolonialne; Starkowo (Starkow): Fritz Pallas, żydowski krewny - wyroby kolonialne; Trzebielino (Treblin): Adolf Rosen - oberża i artykuły spożywcze; Waldowo (Waldow): Max Mendelsohn - towary kolonialne. Cała ta niechciana reklama była w istocie sprytnie zredagowanym przewodnikiem dla lokalnych nazistów z gotową listą Żydów przeznaczonych w pierwszej kolejności do bojkotów, prześladowań, a potem likwidacji. Niewątpliwie z niej w odpowiednim czasie skwapliwie skorzystano. Świadczy o tym poniższe zestawienie. Lista osób i miejsc deportacji Żydów urodzonych w dawnym powiecie miasteckim (Kreis Rummelsburg) 1. Obozy zagłady Oświęcim (Auschwitz) Hedwig Alexander z d. Rosen, ur r. w Miastku, wywieziona r. z Berlina do Auschwitz, Irma Alexander, ur r. w Miastku, wywieziona r. z Berlina, Ruth Gerda Bock z d. Brandes, ur r. w Miastku, deportowana r. z Berlina do Auschwitz, Martin Borchardt, ur r. w Miastku, deportowany r. z Berlina, Hildegard Cohn z d. Rosen, ur r. w Trzebielinie, deportowana r. z Berlina, Minna Ephraim, ur r. w Miastku, deportowana r. z Berlina, Sally Ephraim, ur r. w Miastku, deportowana r. z Berlina, Ilse Gerson z d.goldschmidt, ur r. w Miastku, jw., Betty Grieshaber z d.ephraim, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina do Auschwitz, Margarete Gumpert z d. Sabatzky, ur r. w Miastku, zam. w m. Parchim, r. deportowana z Berlina, Elly Hammerstein, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina, Erna Hammerstein, ur r. w Miastku, jw., Else Heinrich, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina do Auschwitz, Gertrud Heymann z d. Ephraim, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina, Alfred Jacks, ur r. w Miastku, r. deportowany z Berlina, Ernestine Rosalie Jacks z d. Rosen, ur r. w Trzebielinie, r. deportowana z Berlina do Terezina, a następnie r. do Auschwitz, Hedwig Maschkowski, ur r. w Trzebielinie, r. deportowana z Berlina do Auschwitz, Erna Pinkus, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina, Martha Riess, ur r. w Miastku, jw., Bertha Rosen, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina do Auschwitz, Johanna Rosen, ur r. w Kołczygłowach, r. deportowana z Berlina, Seelig Rosen, ur r. w Warcinie (niem. Varzin), 24/ r. deportowany do Terezina, a r. do Auschwitz, Ruth Seefeldt, ur r. w Kołczygłowach, r. deportowana z Berlina do Auschwitz, Horst Seeliger, ur r. w Miastku, r. deportowany z Berlina, Else Zamory, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina, Helga Zamory, ur r. w Miastku, jw. Sobibór Helene Mendelson, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina do Sobiboru. Treblinka Meta Bendix z d. Mendel, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina do Terezina, a stamtąd r. do Treblinki, Meta Ephraim, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina do Terezina, a r. do Treblinki, Hedwig Friedlaender z d. Sabatzky, ur r. w Miastku, zam. w Słupsku, deportowana 24/ r. z Królewca do Terezina, a r. do Treblinki, Henriette Grünbaum z d. Feldmann, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina do Terezina, a r. do Treblinki, Marie Mendel, ur r. w Miastku, zam. w Hamburgu, r. deportowana z Hamburga do Terezina, a r. do Treblinki, Emma Neuweck z d. Guter, ur r. w Miastku, zam. w Białogardzie, 24/ r. deportowana z Królewca do Terezina, a r. do Treblinki, Samuel Rosen, ur r. w Warcinie (niem. Varzin), zam. w Kołobrzegu, 24/ r. deportowany do Terezina, a r. do Treblinki, Marta Wolff z d. Rothenberg, ur r. w Miastku i zam. tamże, deportowana 24/ r. do Terezina, a r. do Treblinki, Pauline Zimack z d. Ephraim, ur r. w Miastku, deportowana z Berlina r. do Terezina, a r. wywieziona do Treblinki. 2. Obozy koncentracyjne Buchenwald (od 1937 r. do końca wojny, ok. 250 tys. więźniów, ok. 56 tys. ofiar, wyzwolony przez US Army)

49 Salomon Bartell, ur r. w Miastku, zatrzymany r. w Brandenburgu, z Berlina trafił do Dachau, następnie do Sachsenhausen, a r. do Buchenwaldu, gdzie tego dnia zakończył życie. Dachau ( , ok. 150 podobozów, łącznie 250 tys. więźniów, 150 tys. ofiar, wyzwolony przez US Army) Herbert Lehmann, ur r. w Seehof, zam. w Niedarzynie (niem. Neddersin), deportowany w 1942 r. do Dachau, gdzie zginął. Majdanek (kilkaset tys. więźniów, 78 tys. ofiar, wyzwolony przez Armię Czerwoną) Oskar Weiher, ur r. w Łubnie (niem. Lubben), r. deportowany na Majdanek. Bergen-Belsen (od 1940 r., ok. 70 tys. ofiar, r. wyzwolony przez Brytyjczyków) Martha Wittkower z d. Oppel, ur r. w Miastku, r. deportowana do Terezina, a r. do Bergen-Belsen, gdzie r. nastąpiła śmierć, Arthur Drucker, ur r. w Trzebielinie, deportowany r. do Bergen-Belsen, gdzie r. zakończył życie. 3. Getta Bełżec ( , kilkanaście tys. mieszkańców ze Szczecina, Krakowa, Lublina oraz Niemiec, likwidowane od października 1942 r. do marca 1943 r.) Marie Sabatzky z d. Oppel, ur r. w Miastku, deportowana z Szczecina, r. już nie żyła. Kowno (od r. do r., ok. 34 tys. ofiar) Sally Rosen, ur r. w Pustowie (niem. Püstow), zam. we Wrocławiu, r. wysłana do Kowna, tam r. już nie żyła. Izbica (getto tranzytowe ) Sara Kalder, ur r. w Miastku, zam. w Fürth, deportowana w 1942 r. Litzmannstadt (Łódź) Franziska Chaskel z d. Guter, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina, zakończyła życie r., Alfred Josephsohn, ur r. w Waldow, r. deportowany z Berlina, żył do r. Mińsk ( , ludność wymordowano) Else Wolff z d. Lewin, ur r. w Miastku, deportowana r. Ryga Auguste Blau z d. Heinrich, ur r. w Wysinie (niem. Wyschin), zam. w Miastku, wywieziona r. przez Berlin do Rygi, Noah Blau, ur r. w Miastku, deportowana tamże r., Grete Gülzow, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina do Rygi, trzy dni później już nie żyła, Martha Loewy, ur r. w Kołczygłówkach (niem. Neu Kolziglow), r. deportowana do Rygi. Piaski Bertha Hertha Hoffmann, ur r. w Miastku, r. deportowana z Berlina. Terezin Johanna Blau, ur r. w Miastku, deportowana r. do Terezina, tam r. już nie żyła, Meta Drucker z d. Rosen, ur r. w Trzebielinie, zam. w Słupsku, 24/ r. deportowana z Królewca do Terezina, gdzie r. zakończyła życie, Ernst Gotthilff, ur r. w Miastku, r. deportowany z Berlina do Terezina, gdzie r. zakończył życie, Doris Gronemann z d. Kohls, ur r. w Miastku, zam. w Szczecinku, deportowana r. z Berlina do Terezina, gdzie po czterech dniach już nie żyła, Ida Guter, ur r. w Miastku, 24/ r. deportowana z Berlina do Terezina, r. już nie żyła, Röschen Levy z d. Mendel, ur r. w Miastku, zam. w Gorzowie Wlkp., deportowana z Berlina r., zm r., Selma Lewinsky z d. Kraft, ur r. w Warcinie, zam. w Słupsku, 24/ r. deportowana z Królewca, zm r., Rebecka Lewinsohn, ur r. w Trzebielinie, deportowana r. z Berlina, zm r., Fanny Manasse z d. Feldmann, ur r. w Miastku, deportowana r. z Berlina, zm r., Max Mendel, ur w Miastku, r. deportowany z Berlina do Terezina, gdzie r. znalazł śmierć, Philipp Mendel, ur r. w Miastku, deportowany r. z Berlina do Terezina, gdzie prawdopodobnie r. znalazł śmierć, Henriette Rosen z d. Rosen, ur r. w Trzebielinie, r. deportowana z Berlina do Terezina, gdzie r. zmarła, Joseph Rosen, ur r. w Barcinie, r. deportowany z Berlina do Terezina, gdzie r. stracił życie, Friederike Stahl z d. Leibholz, ur r. w Cetyniu, r. deportowana z Berlina do Terezina, gdzie r. straciła życie. 4. Raasiku Anna Itzig, ur r. w Cetyniu (niem. Zettin), r. deportowana do Raasiku na stracenie. 5. Inne okoliczności Betty Falkenstein z d. Kohls, ur r. w Miastku, zmarła r., Siegfried Kohls, ur r. w Miastku, data śmierci nieznana, Erna Lehmann, ur r. w Miastku, zam. w Słupsku, data deportacji nieznana, Gerhard Lehmann, ur r. w Seehof, zam. w Słupsku, w 1942 r. deportowany, Hans Adolf Lehmann, ur r. w Trzebielinie, zam. w Słupsku, deportowany w 1942 r., Ruth Lehmann, ur r. w Kołczygłowach, zam. w Słupsku, deportowana w 1942 r., Alfred Rohr, ur r. w Miastku, deportowany w 1941 r., los nieznany, Betty Rosen, ur r. w Warcinie, zam. w Słupsku, brak danych, Louis Rosen, ur r. w Zielinie (niem. Sellin), los nieznany, Max Moses Rosen, ur r. w Warcinie, deportowany na Wschód. Sprawa mienia i sumienia Obecnie na terenie Pomorza obserwuje się zjawisko dużego zainteresowania mieniem pożydowskim. Weryfikuje się pozostałości, tj. synagogi (lub place po nich), cmentarze, kamienice, dawne zakłady pracy. Wywołuje to obawy obecnych użytkowników tych miejsc, że mogą pojawić się pretensje roszczeniowe. Z punktu widzenia moralnego i w przypadku terenów II RP sprawa wydaje się jasna. W ramach zwykłej ludzkiej solidarności nikt z Polaków nie miał prawa zajmować żydowskich domostw po wypędzeniu z nich prawowitych właścicieli. Nie miano także takiego prawa nawet gdy wiedziano, że właściciele ci zostali unicestwieni. Jedynym usprawiedliwieniem może być sytuacja zasiedlenia powstała poprzez wysiedlenie dla potrzeb tworzonego getta - wówczas następowała wymuszona wymiana mieszkań. W przypadku dawnych terenów niemieckich sprawy rewindykacji nie są takie proste, gdyż egzekutorem mienia żydowskiego było państwo niemieckie i dotyczyło to Żydów niemieckich, obywateli III Rzeszy. Większość mienia żydowskiego została przez ich właścicieli wyprzedana. Fakt, że robiono to pod przymusem i po śmiesznie niskich cenach. Kupujący wiedzieli, że ceny są żenujące, ale jednak transakcje te przeprowadzali, co też świadczy o ich moralności. Sprawy ewentualnych rekompensat za mienie pożydowskie na obecnych terenach polskich, przed 1939 r. znajdujących się w Rzeszy, Polski nie powinny dotyczyć. To jest nadal sprawa Niemiec, bo korzyści z przejęcia zakładów, domów, placów żydowskich w pierwszej kolejności miały Niemcy. Polska przejęła razem z terenami również to mienie, ale już jako niemieckie, a więc jakby w dobrej (może nienajlepszej, zważywszy na okoliczności, ale jednak niepodlegającej sankcjom karnym) wierze. Z kolei analiza np. pamiętników wyraźnie wskazuje, że najbardziej wrogim, najbardziej agresywnym elementem społeczeństwa niemieckiego okresu nazizmu - obok hitlerowskich funkcjonariuszy - była młodzież zrzeszona w Hitlerjugend. Angażowała się ona we wszelkiego rodzaju ekscesy, nierzadko wyrządzając krzywdę lub inicjując ludzkie tragedie. Dziś dawni chłopcy i dziewczęta z HJ to dystyngowani panowie i eleganckie panie. Przyjeżdżają klimatyzowanymi autobusami i witani wylewnie, pozwalają sobie na takie czy inne uwagi odnośnie ICH wygnania i potraktowania sentymentalnych dla nich miejsc. Nasze władze ciągle potulnie słuchają i przepraszają, stawiają kamienie pojednania (jednostronnego) i ani słowem nie wspomną, że to Przy waszej Panie, Panowie obecności, czasem z waszym udziałem, wasi ojcowie burzyli synagogi, profanowali cmentarze, za 5000 DM kupowali fabryki, dewastowali sklepy, bili Żydów! Nikt nie zapyta: Co wyście lub wasi koledzy robili z robotnikami przymusowymi, jeńcami wojennymi? Przecież nie kto inny, ale głównie młodzież z HJ donosiła, obrzucała kamieniami, wyzywała czy opluwała tych ludzi - tylko dlatego, że byli innej nacji lub inaczej myśleli. Czy ktoś z tych dawnych członków Hitlerjugend powiedział kiedyś na jakimś oficjalnym spotkaniu: Byliśmy młodzi, otumanieni, zatruto nasze dusze - przepraszamy? Dziś wytyka się nam zdewastowane cmentarze niemieckie. Fakt, to wstyd. Ale nie pamięta się, że zanim to zrobili Polacy, Niemcy doszczętnie rozprawili się z większością cmentarzy żydowskich, a macew (nagrobków) użyli niekiedy jako materiału na bruk do ulic, co miało miejsce także w Bytowie. I raczej nie przeszkadzało to ówczesnym użytkownikom dróg w jeżdżeniu po nich. Na Wschodzie nie pozwolono pomordowanym Żydom spoczywać w spokoju. Chcąc zatrzeć ślady, rozkopano zbiorowe groby, powyciągano szczątki i dokładnie spalono (podobnie zrobiono z Polakami, męczennikami Piaśnicy), a prochy porozrzucano po polach. Taki był na pewno definitywny koniec wywiezionych na Wschód i tam unicestwionych przedstawicieli pomorskich Żydów. Pani dr Miłosławie Borzyszkowskiej-Szewczyk za okazaną pomoc autor serdecznie dziękuje. 47

50 WYDARZENIA Czesław Niemen w Słupsku W Słupsku w Sali Polskiej Filharmonii Sinfonia Baltica w dniach 8-9. X 2010 r. odbyła się 5. jubileuszowa edycja jedynego w Polsce festiwalu młodych talentów NIE- MEN NON STOP. Patronat honorowy nad Festiwalem sprawowali Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Prezydent Miasta Słupska i Marszałek Województwa Pomorskiego. Laureatami tego festiwalu zostali: Grand Prix Małgorzata Janek Warszawa I miejsce Nagroda Specjalna Katarzyna Żaneta Brzóska Żory II miejsce w kategorii solistów Mateusz Krautwurst Przemków II miejsce w kategorii zespołów Małgorzata Bigaj z zespołem Dąbrowa Górnicza III miejsce w kategorii solistów Karolina Rumaczyk Słupsk III miejsce w kategorii zespołów Zespół Soundrise Wrocław Wyróżnienia Aleksandra Duda Stara Wiśniewka; Anna Tryk Bełchatów; Zespół Gad Gang Warszawa, Słupsk, Złocieniec; Krystyna Lesyk Duszniki Zdrój Nagrodę Dyrektora Festiwalu otrzymała - Joanna Czarkowska - Tłuszcz Nagrodę w kategorii open - Małgorzata Janek Warszawa Jury Festiwalu oceniało w składzie: Anna Serafińska, Tomasz Jaśkiewicz, Paweł Sztompke. Prezydent Słupska - Maciej Kobyliński oraz zdobywczyni Grand Prix festiwalu - Małgorzata Janek z Warszawy. Jedna z laureatek - Karolina Rymarczyk ze Słupska (zdj. strona internetowa emcek /art. contakt/ Niemen non stop) 48 SYLWETKI Twarze enigmatycznego Czesława Sławomir Cholcha Luzino Przeglądając zdjęcia wyłapałem ich pięć: młody gołowąs, młodzieniec z wąsikiem, potem chłop z prawdziwym wąsem, następnie bez, ale z bujną piastowską fryzurą, a na koniec ten najpopularniejszy Czesław Niemen, który widnieje też na okładce książki Dariusza Michalskiego Czy go jeszcze pamiętasz? Okładka jest banalna i ponura, ale książka, a przede wszystkim jej bohater - wręcz przeciwnie. W tym roku miałby 70 lat, minęło też 5 lat od jego przedwczesnej śmierci. Obie rocznice odfajkowano na początku roku, ale zbliża się listopad i na pewno o Niemenie usłyszymy. No i jest obszerna nowa książka, która bardzo dokładnie go przypomina. Opowieść D. Michalskiego płynie w zasadzie chronologicznie i tak też zmieniają się twarze Niemena na zdjęciach. Kilka dygresji odautorskich nie utrudnia lektury, chociaż przydałoby się w książce małe kalendarium życia i dorobku artysty. Większość materiału pochodzi z jego wypowiedzi, które Michalski archiwizował przez wiele lat. Historyczna wartość tych tekstów jest wręcz kosmiczna. Oprócz Niemena słyszymy jego muzyków i współpracowników, czytamy dawne recenzje i omówienia płyt czy koncertów. Wypowiadają się również zwykli słuchacze. Można bez końca studiować te rozmaite spojrzenia na Niemena i jego sztukę. Niemen zaczął się na Pomorzu. Mieszkał m.in. w Białogardzie, a zameldowany był ponoć w Kołobrzegu (! ), ale uczył się w Gdańsku. Chciał zostać fagocistą (! ) w orkiestrze filharmonicznej, ale zaczął śpiewać i... wiadomo co było dalej. Wielokrotnie tu wracał, a w Sopocie w r. odniósł swój największy sukces, że to tak banalnie nazwę. Kulisy tej sprawy i jej nieoczekiwane następstwa zdradza praca D. Michalskiego. (A czy był kiedyś w Słupsku lub w okolicach? Spytać trzeba red. Talewskiego.) Nie jest to książka do szybkiego przeczytania. Praktycznie z każdym słowem ożywają dawne obrazy i dźwięki. Niemen opowiada bardzo szczerze i dokładnie, ale często zmienia wersje. Autor wielokrotnie zwraca na to uwagę, zauważa jego odwieczne ale i nazywa go konsekwentnie niestałym. No ale Czesław taki był i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Co ja zrobię, że tak myślę? - mówi sam o sobie na kartach książki (s. 321 ). Drugim bohaterem książki Czesław Niemen. Czy go jeszcze pamiętasz? jest jej autor. Mało mówią inni prezenterzy, a prawie w ogóle rodzina Czesława, ale Dariusz Michalski jest zawsze w tle. Temu nie wypada się dziwić, bo faktycznie znał on Niemena przez wiele lat, jeździł za nim, studiował, szpiegował, zdobywał płyty i nagrania, nawet jedną taśmę artyście ukradł! Dzięki tej zbrodni piosenka Nim przyjdzie wiosna stała się wielkim przebojem pana od Papug, Płonącej stodoły czy Domku bez adresu. Lektura i podróż w czasie dają niezwykłe przeżycia. Nie uświadamiamy sobie na codzień, że Niemen nagrywał w kilku krajach i językach, że zjeździł prawie cały świat, że wydał kilkadziesiąt płyt i sprzedał ich miliony, że był największą indywidualnością polskiej muzyki. Indywidualnością i indywidualistą, uciekającym od ludzi, ale bardzo ich potrzebującym, samotnikiem, który mieszkał w środku miasta, artystą nowoczesnym, ale zwróconym ku muzyce i poezji przeszłości. Jak jego idol - Norwid, bardzo obficie obecny w książce. Nie poznajemy tu całego Niemena, mało jest informacji o ludziach z jego otoczenia i życiu rodzinnym, niekompletna jest lista jego podróży i zagranicznych nagrań, o wielu sprawach chciałoby się przeczytać więcej. Cóż to za amatorskie nawyki miał pewien zespół (s. 59), jakież były te finansowe pretensje jednego z muzyków (s ), czyje dziecko nosiła słynna kiedyś gwiazda? Czasami dygresje Michalskiego są już mało wyraźne, bo np. niewielu chyba pamięta taniec Ireny Dziedzic i Demisa Roussosa w Sopocie i to, że nie był on planowany (s. 31 5). Mimo zastrzeżeń autora do fatalnego stylu wypowiedzi Czesława, książkę czyta się bardzo dobrze. Właściwie gorzej wypadają wstawki Michalskiego, pełne wtrąceń i luźnych skojarzeń, a do tego słabiej przejrzane przez korektę. Jeden z fachowców zarzucił jej liczne błędy drukarskie i poprzekręcane nazwiska, ale ja znalazłem tylko trzy takie przypadki, do tego nieistotne dla treści: Godard, Kalergis i Zimerman. Największy przekręt to oczyma wybrani gdy ma być wyobraźni (s. 275). Wydawca - firma MG - jest z Warszawy, a tam się jeszcze starają. Niemena nie ma, ale jest jego muzyka. Nawiasem mówiąc została olbrzymia jej ilość, w większości mało znana lub w ogóle, jak jego włoskie, francuskie czy rosyjskie, a nawet enerdowskie nagrania. No i jest ciekawa książka, kolejna i na pewno nieostatnia, bo Czesława Niemena będziemy jeszcze długo pamiętać. /-/

51 Irena Klinger WSPOMNIENIA PISANE Z DEBRZNA Borowy Młyn - moja tęsknota... moja nostalgia... W tym - mijającym roku zespół nasz, Słowiki miał dużo występów. W marcu uczestniczyliśmy w przeglądzie pieśni religijnej. Zarówno ja-występowałam w konkursie indywidualny, jak cały zespół, zdobyliśmy Grand Prix. Ja to wyróżnienie dostałam za solowe wykonanie pieśni: Ni świt obudzi noc a zespół zaśpiewał Abba Ojcze. Z kolei w październiku byliśmy na przeglądzie piosenki dla zakochanych ramach Spotkań Seniorów w Chełmie, mieście zakochanych. Ja za śpiew solowy otrzymałam II miejsce. Słowinki, jako zespół otrzymał I miejsce a nasz maestro otrzymał wyróżnienie za wirtuozerię gry. Wszyscy od organizatorów dostaliśmy okolicznościowe statuetki. Ja w swoim dorobku mam już wiele takich wyróżnień, wiele nagród stąd z tego powody jestem szczęśliwa, a zwłaszcza z tego powodu, że pomimo licznych dolegliwości chorobowych nadal staram się realizować artystycznie. Nie mniej martwię się a przede wszystkim smucę się, bowiem już od dwóch lat nie byłam w Borowym Młynie. Z tego powodu zaczynam mocno tęsknić. Nie wiem, co to, ale Borowy Młyn jest moim rajem utraconym, jest moim wspaniałym dzieciństwo. Wiem, że obecnie jest tam inny klimat, wszystko stało się nowocześniejsze, zarówno życie wsi i jej mieszkańców. Przypominam sobie jak przy Borowiackim Młynie i przy domu dziadków stało dużo furmanek, jak chodziłam na jagody i grzyby, jak chłopcy łapali miętusy...ryby o szkaradnych łbach. Pamiętam jak wujek w pomieszczeniu, w którym pracowała turbina złowił ogromnego węgorza, grubego jak wujka ramię i jak ten węgorz okręcił się ręki, która zaczęła sinieć. Dobrze, że drugi wujek widząc to przeciął tego węgorza nożem. Później babcia tego węgorza pokrojonego na kawałki, smażyła na patelni, a one podskakiwały na niej, a my dzieciaki myśleliśmy, że są one żywe. Również przypomina sobie jak ciocia Basia Trzebiatowska gotowała raki, jak wsypywała je z wiadra do kotła z gotującą się woda...do dzisiaj słyszę ten charakterystyczny dźwięk, piski szczęk rakowych szczypiec...pamiętam, że słysząc to uciekłam z kuchni... Potem byłam zdziwiona, że z prawie czarnych raków zrobiły się one czerwone i że tak mało było z nich do zjedzenia mięsa... Tych być może dzisiaj naiwnych, dziecinnych wspomnień jest jeszcze wiele...chociażby jak wieczorami, gdy chodziliśmy po wsi goniły nas psy, ale jakoś nigdy nas nie pogryzły, bo zdążyliśmy im uciec...jak prawie przez cały czas lata godzinami kąpaliśmy się w młyńskim stawie a potem wygrzewaliśmy się na słońcu, na co babcia ostrzegała mnie abym nie opaliła się, jak ten Niger - miała na myśli Murzyna, a ja się zastanawiałam się, co to znaczy, jak ratowaliśmy przed utopieniem się w stawie łapiących obok niego muszki... kurczaków Najbardziej jednak fascynowały mnie dzwony kościelne i sam kościół. Gdy byłam już nieco starsza to miałam ochotę w niedzielę iść na dwie msze, żeby chłopaki się za mną oglądali, a ja też ukradkiem na nich patrzyłam, to było takie przyjemne i zarazem niewinne. Bawiłam się także na zabawach. Ciocia Basia puszczała mnie z kuzynką na zabawę pod warunkiem, że poszliśmy na mszę świętą, a nam w głowie wcale nie było by nagrzeszyć. Uwielbiałam tańczyć i do tej pory lubię. Kiedyś zabawy były na sali w gospodzie. Na jednej z zabaw zatańczyłam z mężem kuzynki, cała sala była nasza, wszyscy przestali tańczyć, a potem bili nam brawo. Z zabawy uciekaliśmy przed zakończeniem żeby żaden chłopak nas nie odprowadzał. Mogłabym jeszcze długo wspominać i o tym pisać, pisać, ale nie chcę zanudzać tą moją miłością i tęsknotą za Borowym Młynem na rodzinnych Gochach. Te niedopowiedziane uczucia przekazuje w załączonych napisanych przeze mnie wierszach... *WIERSZE Jezioro Gwiazdy W jeziorze Gwiazdy gwiazdy się przeglądają A bór dookoła cicho szepce i śpiewa Drzewa drzewom baśnie opowiadają O dawnych dziejach i dzielnych Kaszubach. Do jeziora Gwiazdy gwiazdy spadają rozsrebrzają jezioro i ciemny bór. Wszędzie srebrne cienie figle wyprawiają Srebrzą trzciny, tataraki i żab wieczorny chór. Och, jezioro Gwiazdy perłą jesteś Gochów A święty Franciszek strzeże Twoich wód, żebyś było polskie, Kaszub życie był oddać gotów A ty obdarzałeś go hojnie za ten trud. Nad jeziorem Gwiazdy pan Franciszek śpiewał Rano i wieczorem oddając Panu Bogu cześć Teraz pan Franciszek patrzy na jezioro z nieba I nuci Panu Bogu swą kaszubską pieśń. Irena Klinger podczas Spotkania Emerytów w Borowym Młynie w 2008 roku, obok Kazimierz Olejnik, sołtys Borowego Młyna. Gdy świat pogrążony Gdy świat pogrążony był we śnie I cisza wokół mroźna biała W betlejemskiej stajence stał się cud I słowo ciałem się stało Jak szczęśliwa, cudowna jest dzisiaj noc Pełną choinek, opłatka i dobrych życzeń I radości moc z narodzin Bożego Dziecka. Najpiękniejsze kolędy śpiewamy znów Które za serce chwytają. I pokój niosą na cały świat w tę Świętą noc wspaniałą. ( ) Cisza Chciałabym zamknąć się w ciszy I ciszą modlić się do Pana O cisza jest cudowna, bo cisza Jest nieskalana. Chciałabym ciszą wyrazić Moje myśli i pragnienia Bo cisza daje spokój, bo cisza Daje wytchnienie. W ciszy Pan Bóg się kryje I w niebie i w każdym kościele Bo cisza jest modlitwą, bo cisza Jest przyjacielem. ( ) Zdjęcia tz Droga prowadząca z młyna do borowiackiego kościoła. Ech! Jezioro Gwiazdy, gwiazdo nad gwiazdami Jesteś tu odwiecznie jak Kaszubski lud ( ) Młyn stan obecny. 49

52 Janina Głomska Brusy WYDARZENIA Poeci marzą niewinnie Dnia roku w Ośrodku Kultury w Łęgu gm. Czersk prezentowała swoją twórczość poetycką p. Wiesława Kwinto- Koczan z Torunia, laureatka I miejsca na festiwalu poetyckim Bieszczadzkie anioły. Był to w Łęgu już II wieczór z cyklu Poeci marzą niewinnie.. Poetka opowiadała o swej drodze poetyckiej,o inspiracjach twórczych i czytała swoje wiersze z kilku tomików poezji. Kilka jej wierszy stanowią teksty piosenek i znalazły się Halina Batta - Karsin. Felicja Baska Borzyszkowska oraz Gertruda Cybulska Karsinkowska. na płytach poezji śpiewanej,m.in. zespołu Małżeństwo z rozsądku. Poetka zauważa rzeczywistość w jej różnych wymiarach-natury, życia, religii. Bliskie są jej lasy bieszczadzkie i nocne niebo śpiewające aniołami,witraże lśniących liści i barwinkowa zieleń oraz kapliczka szczęśliwego powrotu dla wędrowców w Bieszczadach. W tomiku Zawrócić przeciera się życie na łokciach i kolanach. Spojrzenie poetyckie kieruje również na parasole i stoły w knajpie, wyrażając swoje nastroje,spostrzeżenia i przemyślenia. Potem był czas na czytanie wierszy innych osób. Kolejno prezentowały się: p. Felicja Baska- Borzyszkowska z Kaszubskiego Liceum Ogólnokształcącego w Brusach przedstawiając swoje liryki kaszubskie, napisane w języku kaszubskim na Pierwsza z prawej - Janina Głomska z Brus. żywo w trakcie spotkania - były to ciekawe improwizacje, tłumaczone od razu na j. polski,tak by wszyscy zrozumieli sens wypowiedzi. Pani Gertruda Cybulska z Karsina przekonywała swym słowem poetyckim, że poeci mają służyć słowom i słowem. Przeczytała również erotyk Włodzimierza Pankiewicza -poety ze Złotowa o jego Rodzimej Ziemi - Krajnie. Z kolei Halina Batta z również z Karsina zajęła się wspominaniem swego dzieciństwa,z którego ciepełkiem wiosny pamięta i znak krzyża na bochnie chleba. Były też inne wiersze, np. Dzień się budzi ze swym szlachetnym przesłaniem. Była i poezja Janiny Głomskiej z Brus, która przedstawiła swój ostatni wiersz z roku W lesie katyńskim.potem sięgnęła do zbiorków Tonie morskie i Inspirujcie mnie, Bory Tucholskie, z których wybrała kilka wierszy o przyrodzie, miłości do wielkiej i małej ojczyzny, o istnieniu,o zadumie nad kolejami losu Myślę, że Marlena Batchaus 50

53 spotkanie to było bardzo potrzebne, jak potrzebne jest bycie z drugim człowiekiem, przyjacielem, bliźnim. Nota biograficzna Wiesławy Kwinto- Koczan Wiesława Kwinto - Koczan - pseudonim WUKA - urodziła się w Krystynopolu na ziemi lwowskiej. Przesiedleńcze losy rzuciły całą rodzinę w Bieszczady, z którymi jest emocjonalnie związana do dziś. Ukończyła jedyne w Polsce technikum torfowe w Elblągu i filologię rosyjską. Zajmowała się sprawami kultury, a pracując w Nadmorskim Parku Krajobrazowym - ochroną przyrody. Kilkanaście ostatnich lat spędziła ponownie w Bieszczadach, pracując w szkole. Od 5 lat na emeryturze, mieszka w Toruniu. Za swoje miejsce na ziemi niezmiennie uznaje Bieszczady z ich magią, bogactwem natury, nieodkrytym do końca magnetyzmem przyciągającym spragnionych niezwykłych przeżyć i odczuć - tęskniących za jednoczesnym dotykiem nieba i ziemi... Ileż wielkiego uroku, ekwilibrystyki słów i skojarzeń mieści ten cykl. Tu bukowe cienie schodzą w doliny, noc rozświetla snop iskier, pod Soliną wzgórza poszły na wieczorne nieszpory, a zapora błyszczy świateł- kami jak paciorki różańca. Tu słychać granie na źdźbłach trawy, choć zabrakło dyrygenta, tu Chrystus bieszczadzki trzyma w dłoni kij sękaty, lśnią pagórki Łopienki, trwa poszukiwanie człowieka, co się zgubił. (...) Cały ten cykl jest urokliwy, gra na strunach duszy bardziej niż rzeczywistości codziennej, chwyta tony wysokie i jakby nie z tego świata. Piękne są obrazy wilków, kobiet bieszczadzkich (które autorka nazywa ziemskimi aniołami), starych buków, nocnego nieba i nocy sierpniowej.(...) W różnorodnym wachlarzu propozycji utworów tej bardzo ciekawej poetki, niezwykle utalentowanej, mieszczą się jeszcze akcenty silniejszych drgnień serca. To zdradza osobowość poetki, jeżeli można tę osobowość odbierać przez podmiot liryczny wierszy: pełną empatii, otwarcia na drugiego człowieka, najchętniej przebywającego wśród przyrody. Owszem, autorka zdradza się z jednym kontekstem urbanistycznym, z Toruniem, który opisuje poprzez obrazy listopadowe. Ale właśnie to samoujawnienie się, każe dziwić się, że poetka, mieszkanka Torunia, choć dalece błądzi cały czas, przez wszystkie prawie wiersze, po miejscach najbardziej egzotycznych kraju, szczególnie po Bieszczadach, w istocie rzeczy przebywa w dużym ośrodku ludnościowym. Czym to wytłumaczyć? Gdzie tkwi źródło jej postawy? Jak należy to rozumieć? Może autorka to rozświetli w następnym zbiorku swoich wierszy, pewnie jeszcze lepszym i składniejszym.(...) W każdym razie na tym już etapie sztuki poetyckiej Kwinto - Koczan zasługuje na miano poetki niezwykle zdolnej, oryginalnej i dostarczającej niezwykłych doznań estetycznych. Niby technika wierszowania tradycyjnego, obecność tu i ówdzie rymów, sylabizm nie powinny wróżyć nic dobrego, a tu nie: wszystko, choćby najbardziej tradycyjne, podane ze smakiem, ze spontanicznością, z wielką mądrością i wielkim sensem. Niech każdy czytelnik tego szuka w tomiku na własną odpowiedzialność. Stanisław Stanik - poeta, dziennikarz, krytyk literacki (Źródło: www. czersk. pl) Wuka zaczęła pisać niespełna kilka lat temu. Jej wiersze o Bieszczadach przeplatają się z refleksjami o codzienności. W maju 2004 roku ukazał się jej pierwszy tomik zatytułowany Szlakiem. W tej niewielkiej książeczce zebrano pierwsze wiersze autorki podzielone na dwie części - Szlakiem przez Bieszczad oraz Szlakiem przez życie. Wkrótce po ukazaniu się zbiorku, na Festiwalu Bieszczadzkie Anioły, autorka zdobyła pierwszą nagrodę w Konkursie Jednego Wiersza za utwór pt. Chrystus Bieszczadzki. W tym samym roku Wuka nawiązała kontakt z zespołem Małżeństwo z Rozsądku. Roczna współpraca zaowocowała tekstami piosenek dla zespołu. Trzy z nich - Bosonogie Anioły, Jaka jesteś po latach i List z szuflady - ukazały się na wydanej w październiku 2005 roku płycie zatytułowanej Hotelik Spóźnionych Miłości. JEJ TWÓRCZOŚĆ Może najbardziej spektakularnym cyklem o miłości autorki, Wiesławy Kwinto-Koczan, do przyrody, otoczenia wiejskiego i najprostszych gestów, jest cykl bieszczadzki w najnowszym tomiku wierszy tej autorki. Wiesława Kwinto - Koczan 51

54 52 Andrzej Szutowicz 1. Herb i geneza rodu Przebendowscy (Prebentow, Prebentov, Przebendowski, Marder), pomorsko-kaszubska rodzina szlachecka, pieczętowała się herbem Kuna. Herb uchodzi za kaszubski, lecz ma niemiecką genezę. Jego wizerunkiem jest kuna stojąca na zielonej murawie w złotym polu tarczy. Jest zwrócona w prawą stronę. Przednimi łapami trzyma niebieskie jabłko królewskie, zwieńczone złotym krzyżem i wstęgą złotą opasane. Wg herbarza Nasielskiego kuna Przebendowskich w pysku za koniec krzyża trzyma. Przebendowscy byli spokrewnieni z Weyherami, Krokowskimi, Jankowskimi, Flemmingami, Radziwiłłami, Potockimi i in. Zgodnie z legendą ród ten jako von Prebendau miał wywodzić się z Tracji (lub Turcji). Za panowania cesarza Ottona lub Fryderyka Barbarossy miał osiąść w Niemczech, gdzie stał się właścicielem majątku Wilhelmsdorf. Wg jednych, już za czasów któregoś z wspomnianych cesarzy, wg innych za Krzyżaków, członkowie tego rodu przenieśli się do Prus. Jeden z nich, Jan Przebendowski, w r. z ramienia szlachty pruskiej podpisał się pod aktem pokoju w Toruniu. Jego synem był Joachim, zapamiętany z tego, że walczył jako generał w wojsku duńskim i z żoną Jadwigą Mortęską miał syna Jakuba. Ów Jakub poślubił Łucję Jackowską i został ojcem kolejnego w rodzie Jana - sędziego ziemskiego lęborskiego, któremu z małżeństwa z Pryszką Perchowską w r. urodził się syn Piotr (zm r.).w tym czasie Przebendowscy byli już osiadłą i znaną na ziemi SYLWETKI Konstanty hr. Przebendowski - napoleoński pułkownik z kaszubskim rodowodem bytowsko-lęborskiej średniozamożną szlachtą pomorską. 2. Od Piotra do Konstantego Złote czasy dla rodu zaczęły się w r. i mają ścisłe odniesienie do faktu wymarcia linii gryfickiej książąt pomorskich i przejęcia przez Rzeczpospolitą jej lenna, tj. ziemi bytowsko-lęborskiej. Ten czas wykorzystał Piotr Przebendowski i stał się wiernym poddanym króla polskiego. I tak poprzez służbę dla niego położył podwaliny pod sukces polityczny i finansowy rodziny Nie bez przyczyny jest uznawany za protoplastę polskiej gałęzi rodu Piotr Przebendowski Piotr był również sędzią ziemskim lęborskim, a w i w r. posłował z powiatu bytowskiego i lęborskiego na sejm Rzeczypospolitej. W r. sejmik w Malborku powołał go na poborcę podatkowego w obu powiatach. Powiaty te reprezentował też na obu sejmach w r. W r., po traktatach welawsko-bydgoskich, w wyniku których ziemia bytowsko-lęborska przeszła w lenno elektora Fryderyka Wilhelma, Piotr Przebendowski stracił funkcję sędziego ziemskiego. W r. wchodził w skład delegacji, która w imieniu szlachty bytowsko-lęborskiej złożyła hołd elektorowi. W następnych latach stał na czele walki o zachowanie przywilejów szlacheckich, uzyskanych przez szlachtę kaszubską za czasów Rzeczypospolitej. Na tej niwie odniósł znaczne sukcesy. Wielokrotnie posłował z powiatu tczewskiego i puckiego na sejmy Rzeczypospolitej. Dał się na nich poznać jako znawca zagadnień monetarnych i obrońca praw protestantów. Nie bez znaczenia jest fakt, że od r. był mężem Anny Katarzyny z Krokowskich. Po jej śmierci ożenił się jeszcze dwukrotnie: w r. z gdańszczanką Kordulą Heim, a w r. z Anną Dorpowską. Z małżeństwa z Krokowską 1 lipca r. urodził się Jan Jerzy Przebendowski, który tę rodzinę uczynił jedną z najznamienitszych w Polsce. Kolejnymi potomkami Piotra byli synowie: Piotr Teodozjusz - opat klasztoru cystersów w Mogile, i Joachim - poseł na sejm z woj. poznańskiego Jan Jerzy Przebendowski, podskarbi koronny Jan Jerzy drogę ku fortunie zaczął w czasach Jana Kazimierza, u którego był królewskim pokojowcem. Walczył w r. pod Chocimiem. Za Jana III Sobieskiego został kasztelanem chełmińskim. Król August II zrobił go wojewodą malborskim. Jako jedyny Polak był członkiem jego Tajnego Gabinetu. W r. został podskarbim wielkim koronnym. W r. uzyskał tytuł hrabiego Św. Cesarstwa Rzymskiego. Zmarł 24 lutego r. w Warszawie i spoczął w kościele reformatów. W księdze zmarłych bractwa pięciorańskiego przy kościele popaulińskim w Warszawie napisano, iż był to wielki i mądry senator, tylko że lutrom i kalwinom sprzyjający. Jego żoną była Małgorzata Elżbieta Flemming, córka Henryka Hennona, marszałka polnego wojsk saskich i brandenburskich. Mieli dwoje dzieci: Dorotę Henrykę ( ) i Piotra Henryka, krajczego koronnego, który zmarł młodo, a tytuł jego - dzięki ojcu podskarbiemu - przypadł jego kuzynowi Janowi Przebendowskiemu Od wojewody do generała Po śmierci Jana Jerzego znaczenie rodu Przebendowskich utrzymywali synowie jego brata Joachima i Elżbiety z Chojnowskich (Chynowskich), a byli to: biskup łucki Joachim Henryk ( ), kasztelan elbląski Jakub (zm ), wojewoda malborski Piotr Jerzy ( ) i wspomniany krajczy koronny Jan. Czwartym synem był Ernest Krzysztof (zm. ok r.), który początkowo był kapitanem pruskiej gwardii, a po protekcji stryja podskarbiego przeszedł do wojsk koronnych i był pułkownikiem szefem regimentu dragonii. Walczył pod Sandomierzem i Zamościem z konfederacją tarnogrodzką w r. W r. został generałem majorem. Był jedynym z braci, który pozostał protestantem. Synem wojewody Piotra Jerzego był Ignacy Franciszek ( ), wojewoda pomorski od r., od r. dyrektor generalny poczt królewskich, członek Komisji Edukacji Narodowej i (od r.) starosta pucki i mirachowski. Jego stryj kasztelan Jakub Przebendowski w okresie konfederacji tarnogrodzkiej był pułkownikiem wojsk koronnych. Opowiedział się po stronie króla Augusta II, za co 1 2 grudnia r. został kasztelanem elbląskim. Przeszedł wtedy na katolicyzm. Dziećmi Jakuba i Marii Teresy Tarło (córki Józefa Antoniego Tarło, starosty pilzneńskiego) były: imiennik ojca, kasztelan elbląski, zm r., chorąży pomorski Józef Antoni (zm r.) oraz córki Joanna, dama dworu królewskiego, zm. po r., i Elżbieta Wincenta, zakonnica w zgromadzeniu sakramentek w Warszawie Józef Antoni Przebendowski, generał i dziadek generała Józef Antoni urząd chorążego pomorskiego otrzymał 7 czerwca r., ale zrezygnował z niego dobrowolnie w r. W r. otrzymał nominację na generała majora. W r. został generałem adiutantem króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, w które starania o koronę niebezinteresownie się zaangażował. Ok r. zaczął sprzyjać królowi pruskiemu Fryderykowi II, co zaowocowało nominacją na pruskiego generała porucznika. Posiadał wiele miejscowości na Kaszubach i Pomorzu, m.in. część Sopotu. Po nabyciu dóbr wejherowsko-rzucewskich stał się największym właścicielem ziemskim w Prusach Zachodnich. Zmarł w r. w Kolibkach. Żoną Józefa Antoniego była Bernardyna Kleist. Z tego małżeństwa urodzili się synowie: Jan Nepomucen - kapitan saski i pruski szambelan, zm r., Józef - polski major, uczestnik powstania kościuszkowskiego, Ferdynand - austriacki generał, i August - major Wojska Polskiego, zm r., oraz córki: Teresa, zam. von Podewilsen, Amalia i Bernarda - ostatnia ksieni benedyktynek chełmińskich, zm. po r. August ożenił się z Wilhelminą Rumpf. W pierwszy dzień świąt 25 grudnia r. w Gdańsku urodził się im syn, któremu dano na imię Konstanty. Do historii przeszedł jako

55 pułkownik Wojska Polskiego doby Księstwa Warszawskiego i generał brygady WP w okresie Królestwa Kongresowego. 3. Konstanty Przebendowski 3.1. W służbie króla i Rzeczypospolitej Konstanty rozpoczął służbę wojskową jako szesnastolatek. Jego pierwszą jednostką był 1 4 regiment pieszy wojsk koronnych im. Potockich. Po rozwiązaniu pułku w r. wstąpił do wojska konfederacji targowickiej, gdzie został chorążym w Brygadzie Kawalerii Narodowej Złota Wolność. Brał udział w insurekcji kościuszkowskiej, podczas której był porucznikiem w 1 7 regimencie pieszym. Uczestniczył w walkach obronnych na linii Bugu-Narwi oraz w obronie Warszawy ( ). Po klęsce uczestniczył w akcjach zbrojnych na Wołoszczyźnie. 3.2.Legiony Polskie we Włoszech Na wieść o tworzeniu legionów Konstanty udał się przez Konstantynopol ( ) do Włoch i z końcem r. dotarł do Mediolanu, a następnie do Rimini. 1 1 lutego r. jako podporucznik nadliczbowy otrzymał przydział do l batalionu 1 Legii, a 3 marca r. był już oficerem etatowym tego batalionu. Po zajęciu zbuntowanego Alatri ( ), został komendantem tego miasta. 4 maja r. mianowano go porucznikiem i jednocześnie przydzielono do 3 batalionu Legionów. 1 9 lipca r., już jako kapitan, został adiutantem gen. Władysława Jabłonowskiego. Wszedł w skład sądu wojennego 3 Dywizji. Odbył kampanie lat , a 1 5 sierpnia r. został ranny w bitwie pod Novi. 2 sierpnia r. Konstanty Przebendowski został dowódcą 6 kompanii 2 batalionu Legii Naddunajskiej, która w owym czasie, po przeprowadzeniu jej przez Michała Sokolnickiego, stacjonowała w Toskanii. Przebywał na urlopie (na ziemiach polskich) gdy dowiedział się, że został ponownie adiutantem gen. Jabłonowskiego, który przygotowywał się do wyprawy na wyspę San Domingo (Haiti). Konstanty przybył na wyspę już po śmierci generała. Tu objął dowództwo 6 kompanii 2 batalionu 3 półbrygady polskiej (1 1 3 liniowej francuskiej). Dowodził nią krótko, gdyż został adiutantem dowódcy wojsk francuskich na San Domingo gen. Donatiena Rochambeau. Wybór był osobistą decyzją generała. Przejście na adiutanta zbiegło się też z awansem na szefa szwadronu ( ). Przebendowski odznaczył się w walkach o fort Petit Goâve w Departamencie Zachodnim wyspy ( ), gdzie zebrał rozbite kompanie i skutecznie prowadził obronę przed atakującymi powstańcami. Po kapitulacji 30 listopada r. dostał się z gen. Rochambeau do angielskiej niewoli W armii Księstwa Warszawskiego Zwolnienie z niewoli nastąpiło już 1 1 grudnia r. Poprzez Stany Zjednoczone Konstanty Przebendowski przybył do Francji (w Bordeaux był 4 lipca r.). Ponownie znalazł się w służbie. W kampanii r. trafił (6.1 1 ) do sztabu II Korpusu Wielkiej Armii gen. Augusta Marmonta. Bił się pod Leoben (Austria) i w Dalmacji (1 806/07). Po wkroczeniu Napoleona na ziemie polskie przybył do kraju i 23 marca r., w stopniu majora, trafił do 1 pułku kawalerii narodowej (utworzonego w Łowiczu 1 stycznia r.), który przemianowano wkrótce na 1 pułk strzelców konnych. Obowiązki dowódcy pułku pełnił po rannym płk. Janie Michale Dąbrowskim (organizatorze pułku, synu gen. Jana Henryka) ppłk Ignacy Strzelec 1 psk. Kartka pocztowa przed Stokowski. 25 marca w walce z kozakami ppłk Stokowski dostał się do rosyjskiej niewoli. 7 kwietnia r. Konstanty Przebendowski został etatowym dowódcą tego pułku. Pułk wchodził w skład dywizji gen. Józefa Zajączka. Wraz z jazdą kaliską (razem 300 szabel) walczył z Rosjanami pod Szczytnem ( ). Następnie został wycofany z frontu i przeszedł do Iłowa, gdzie nastąpiła reorganizacja pułku. W wojnie polsko-austriackiej r. Przebendowski przeszedł piękny szlak bojowy. Był pod Raszynem (1 9.04), gdzie jego pułk pełnił funkcje osłonowe na drodze z Góry Kalwarii, następnie walczył pod Radzyminem (25.04), Gołębicami (27.05), Sandomierzem (6-7.06). Za wykazane męstwo w wojnie r. żołnierze 1 psk K. Przebendowskiego zostali odznaczeni sześcioma Krzyżami Komandorskimi Orderu Virtuti Militari, dziewięcioma złotymi i dwudziestoma dwoma srebrnymi. Po rozejmie 23 listopada r. 1 psk wszedł w skład 3 Brygady gen. Józefa Niemojewskiego w 1 Dywizji gen. Zajączka. W ramach nowych okręgów wojskowych Księstwa Warszawskiego, których utworzono cztery, 20 marca r. przeszedł on pod rozkazy gen. Michała Piotrowskiego, komendanta departamentu radomskiego, i słynnego gen. Michała Sokolnickiego, komendanta IV okręgu wojskowego w Radomiu. 1 pułk strzelców konnych pod dowództwem Przebendowskiego uchodził za najlepiej wyszkolony pułk jazdy wojsk Księstwa Warszawskiego Rok 1812 W czasie tzw. drugiej wojny polskiej, czyli wyprawy Napoleona na Rosję w r., pułk początkowo znalazł się w 1 9 Brygadzie Lekkiej Jazdy gen. Tadeusza Tyszkiewicza. Brygada ta weszła w skład dywizji kawalerii gen. Ignacego Kamieńskiego, która w ramach struktur Wielkiej Armii została podporządkowana 4 Korpusowi Jazdy Rezerwowej gen. Marii Victora Latour-Maubourga. 1 4 lipca r. 1 pułk strzelców konnych (ok. 620 szabel) otrzymał rozkaz opanowania mostu na rzece Morocz k. Romanowa (droga Nieśwież-Słuck), a następnie wejścia przez dolinę na kozackie tyły i zdobycia znajdujących się tam taborów. Na czas wykonania zadania do dyspozycji d-cy pułku płk. Przebendowskiego przydzielono szwadron 1 2 pułku ułanów w sile 200 ułanów. W trakcie ataku Przebendowski nie otrzymał wsparcia piechoty i artylerii i został otoczony przez kilka pułków kozackich. Doszło do zaciętej walki, w której pułk poniósł duże straty (300 strzelców i 9 oficerów). Spowodowało to poważne jego osłabienie i faktycznie wykluczyło go z dalszych działań, stąd po zajęciu Smoleńska pułk pozostał w mieście pełniąc w nim służbę garnizonową. Jednocześnie uzupełniał poniesione straty. Do zadań Przebendowskiego należało także utrzymywanie łączności z Wielką Armią Odwrót 1 9 października r. Napoleon rozpoczął odwrót spod Moskwy. Na szlaku powrotnym Wielkiej Armii był Smoleńsk. 8 i 9 listopada ok. 43 tys. napoleońskich żołnierzy weszło do miasta. Napoleon postanowił zatrzymać się w nim kilka dni. Wydał żołnierzom resztki zgromadzonych w mieście zapasów i podjął próbę reorganizacji swoich sił. A 1 4 listopada ruszył w kierunku Orszy, odległej o ok km drogi. 1 5 listopada do miasta dotarł 3 Korpus marszałka Michała Neya (ariergarda Wielkiej Armii), który zastał rozbite i opróżnione magazyny oraz skromne siły holenderskie i polskie, w tym 1 psk płk. Przebendowskiego, oraz pułk iliryjski (Słoweńcy, Chorwaci). Po jednodniowym wypoczynku korpus z podporządkowanym mu już 1 psk opuścił Smoleńsk. W chwili wyjścia siły korpusu wynosiły ok. 6 tys. żołnierzy. Ney zmierzał na zachód traktem, którym uprzednio przeszły siły główne. Dzielił ich jednak dzień marszu. 1 psk był jedynym oddziałem jazdy w korpusie, stąd pełnił funkcje ubezpieczające i rozpoznawcze. Przebendowski - z racji wielomiesięcznego stacjonowania w Smoleńsku - znał okolicę i służył również za przewodnika. 1 8 listopada Ney napotkał pod Krasnym (już po starciu Napoleona z siłami Kutuzowa) znaczne siły Rosjan. Doszło do krwawej bitwy. Korpus Neya został przyparty do Dniepru i w ogniu rosyjskiej artylerii niemal zdziesiątkowany. O zmierzchu Francuzom udało się przebić w okoliczne lasy. By obejść siły rosyjskie, korpus zszedł z głównego traktu - i tu niezmiernie pomocni okazali się strzelcy Przebendowskiego z ich znajomością terenu. Dzięki nim Ney wyszedł z pułapki. Znaleziony przez Polaków przewodnik wskazał bród, Ney przekroczył Dniepr po lodzie i następnego dnia bocznymi drogami kontynuował marsz śladem sił głównych Napoleona. Po południu 20 listopada r., 1 6 kilometrów od Orszy, marszałek został osaczony przez kozaków Płatowa. Bronił się zaciekle, ale zaczęło brakować amunicji i rozgorzała walka wręcz. Wówczas Przebendowski przedarł się przez pozycje rosyjskie do Orszy, dotarł do cesarskiego pasierba wicekróla Włoch ks. Eugeniusza Beauharnais, a ten natychmiast ruszył na odsiecz. Strzelono z armat, by Neyowi wskazać kierunek marszu. 3 Korpus wyrwał się z matni. Razem z Francuzami z okrążenia przebiło się 300 strzelców konnych Przebendowskiego. Prawie nieznany jest fakt, że za sprawą kantyniarki 1 psk ocalał także dowódca 48 pułku liniowego płk Jean-Jacques Germain Pelet-Clozeau, bo dzielna kobieta przygarnęła rannego pod Krasnem Peleta i przewiozła go w swoim furgonie. Pelet zasłynął później jako generał i bohater kolejnych napoleońskich zmagań. Do historii przeszedł za sprawą swoich osiągnięć topograficznych i talentu pisarza wojskowego. Był członkiem Akademii Francuskiej i senatorem. 53

56 21 listopada r. koło Orszy Ney połączył się z Napoleonem. Z 3 Korpusu pozostało tylko ludzi; korpus był bez taborów i artylerii. Pięć dni później rozpoczęła się słynna przeprawa przez Berezynę. Z sił marsz. Neya wydzielono grupę konną, w skład której wchodziły 1 psk i szwadron 7 pułku lansjerów polskich, razem ok szabel. Dowódcą grupy został K. Przebendowski. Na czas przeprawy została ona podporządkowana 2 Korpusowi marsz. Nicholasa Oudinota i z tym Korpusem o godz. 1 3 jako jedna z pierwszych przeprawiła się po moście na Berezynie. Ok. godz. 1 7 Przebendowski otrzymał zadanie jak najszybszego opanowania drogi w kierunku Ziembina. W ostatniej chwili na rozkaz Napoleona do Przebendowskiego miał dołączyć niefortunny gubernator Mińska gen. Mikołaj Bronikowski. Zadanie okazało się najwyższej wagi, gdyż Przebendowski musiał szybko pokonać i opanować odcinek drogi, na którą Napoleon po pokonaniu Berezyny zamierzał skierować całą Wielką Armię w jej planowanym dalszym marszu na Wilno. Był to wyniesiony nad poziom wody, bardzo wąski brukowany trakt, który przecinał podmokłe bagna i tereny położone nad płynącą miedzy Bryłami a Ziembinem rzeczką Gajna. Na tej rzeczce oraz na wpadających do niej strumieniach o bagnistych brzegach stały liczne drewniane mostki. Oddalone były od siebie o mniej więcej kwadrans marszu. Teren wokół był podmokły, bagnisty i - mimo pory - niezamarznięty. Dodatkowym utrudnieniem były równie liczne groble. Zniszczenie przez Rosjan jednego z tych mostków mogłoby doprowadzić do poważnego zagrożenia bytu Wielkiej Armii. 1 psk Przebendowskiego zajął je z marszu (część z nich była już przygotowana do spalenia), a następnie nieniepokojony dotarł do Ziembina. Zadanie zrealizowano sprawnie i bez strat. Przed północą 26 listopada Przebendowski wysłał do Neya meldunek, w którym powiadomił marszałka o wykonaniu rozkazu i jednocześnie podał, że wg wstępnych informacji droga na Wilno wolna jest od nieprzyjaciela. Gdy szef sztabu Wielkiej Armii marsz. Berthier zobaczył ten meldunek, miał zawołać: Nasza jest wygrana!!! 27 listopada na Ziembin ruszyły grupy maruderów, a miejscowość i drogę ubezpieczał 1 psk. Znaczenie wykonanego przez Przebendowskiego zadania najlepiej obrazują słowa uczestnika marszu mjr. Marie Josepha Rossettiego, który wspominając owe mostki napisał: Wystarczyłaby iskra z fajki jakiegoś Kozaka, żeby je podpalić. Z tą chwilą wszystkie nasze wysiłki, całe nasze przejście przez Berezynę, byłyby bez znaczenia. Uwięzieni pomiędzy tymi bagnami i rzeką, bez żywności, bez miejsca na schronienie się, w sercu huraganu wiejącego z siłą nie do wytrzymania Wielka Armia i jej Cesarz byliby zmuszeni do poddania się. 28 listopada Napoleon skierował do Ziembina resztki 4 Korpusu wicekróla Eugeniusza, który przejął pod swoją komendę oddział Przebendowskiego. Pułkownik otrzymał zadanie rozpoznania i ubezpieczania obu stron drogi na Wilno. Tak wszedł do straży przedniej cofającej się Wielkiej Armii. 29 listopada brał udział w potyczce z gen. Wasilijem Łanskojem w Pleszczennicy. Łanskoj na rozkaz adm. Wasilija Cziczakowa miał przeciąć Napoleonowi drogę odwrotu, a po krótkiej walce i wzięciu do niewoli rannego b. gubernatora Smoleńska gen. Kamieńskiego wycofał się. Realizując zadania osłonowe straży tylnej Wielkiej Armii Przebendowski noc 4/5 grudnia 54 spędził w Mołodecznie. W tym czasie miasto opuścił 9 Korpus marsz. Victora, a za nim (samowolnie) podwładni Neya. Rano marszałek zorientował się, że dysponuje tylko kilkudziesięcioma ludźmi. Okazało się, że Mołodeczno otoczyła rosyjska jazda gen. Czaplica. Ney zaatakował Rosjan i przebił się do Victora. W mieście pozostały resztki 1 psk. Konstanty Przebendowski najprawdopodobniej nie otrzymał w porę rozkazu opuszczenia miasta. Widząc bezsens dalszego oporu, poddał się i z podwładnymi trafił do rosyjskiej niewoli. Tego dnia wieczorem w pobliskich Smorgoniach Napoleon w XXIX Biuletynie ogłosił klęskę Wielkiej Armii Generał Po uwolnieniu płk Przebendowski został przyjęty 20 stycznia r. do armii Królestwa Polskiego z przeznaczeniem na szefa sztabu dywizji ułanów. 2 lutego r. został p.o. dowódcy 1 Brygady Strzelców Konnych. 1 3 grudnia r., już jako generał brygady, objął po gen. bryg. Janie Umińskim etatowe stanowisko dowódcy 1 BSK. Od 23 kwietnia r. za urlopowanego gen. Stanisława Klickiego pełnił obowiązki dowódcy Dywizji Strzelców Konnych. 3 października r. ponownie objął dowództwo brygady, stacjonował w Sieradzu. W r. znów zastępował przebywającego na dłuższym urlopie gen. Klickiego i pełnił obowiązki dowódcy DSK. W r. Konstantemu Przebendowskiemu zaliczono 34 lata i 4 miesiące nieskazitelnej służby wojskowej. W czasie powstania listopadowego początkowo zajął stanowisko wyczekujące (miał prawie 54 lata). Został odwołany ze służby liniowej przez gen. Józefa Chłopickiego, a 1 0 stycznia r. powierzono mu organizację siły zbrojnej woj. mazowieckiego i kaliskiego z siedzibą sztabu w Kutnie. Na tym stanowisku nie wykazał się. Był już chory. Jednak w armii powstańczej cieszył się szacunkiem, gdyż był jednym z nielicznych żyjących uczestników wyprawy na San Domingo. Wielki ks. Konstanty Pawłowicz tak go scharakteryzował: sławny z przechwałek i gaduła (...), gorliwy, lecz niezbyt uzdolniony od natury. Jednak zaliczył go do grupy oficerów bardzo dobrych w czasie pokoju i przydatnych na wojnie. Gen. bryg. Konstanty Przebendowski zmarł 1 października r. prawdopodobnie w Warszawie, przed opuszczeniem terytorium Królestwa Polskiego przez Wojsko Polskie. Posiadał arystokratyczny tytuł hrabiego, był żonaty z Zuzanną Teklą z Zielińskich (poślubioną 4 marca r. w Warszawie), córką Antoniego, starosty raciąskiego, wdową po Józefie Zielińskim, właścicielką dóbr Gąsocin, Duczymin i Rycice w woj. płockim. Zmarła 7 marca r. w Warszawie Odznaczenia i awanse Odznaczenia W czasie wieloletniej służby Konstanty Przebendowski został odznaczony najwyższymi odznaczeniami wojskowymi i bojowymi polskimi, francuskimi i rosyjskimi, z których najważniejsze to: - Krzyż Kawalerski Orderu Virtuti Militari ( ) - Krzyż Kawalerski Orderu Legii Honorowej ( ) - Krzyż Oficerski Orderu Legii Honorowej ( ) - Order Św. Stanisława 3 kl. ( ) - Order Św. Stanisława 2 kl. ( ) - Order Św. Stanisława 1 kl. ( ) - Order Św. Anny 2 kl. z brylantami ( ) sztandar 1 psk. (Rys. Ryszard Morawski) - Order Św. Anny 1 kl. ( ) - Znak Honorowy za 30 lat nieskazitelnej służby oficerskiej ( ) Awanse Od r. chorąży, r. porucznik, r. podporucznik (Legionów Polskich), r. porucznik, r. kapitan, r. major (WP), r. pułkownik, a od r. generał brygady. Wnioski osobiste Choć Konstanty Przebendowski był gdańszczaninem, trudno jest znaleźć cokolwiek o nim w gdańskich informatorach. Także w biografiach generalskich widnieją o nim jedynie niedokładne wzmianki. Tymczasem zasługuje on na uwagę nie tylko dlatego, że nosił generalskie epolety. Należał do zacnej rodziny, która na pewno zrobiłaby karierę w służbie króla Prus. Tak się nie stało. Przebendowscy nie zmienili nazwiska, wytrwali przy Polsce i niemal z jej klęską przeszli na karty historii. K. Przebendowski miał pełną świadomość swego pomorsko-kaszubskiego pochodzenia i nie miał dylematów w wyborze ojczyzny. On ojczyzny nie wybierał - on ją po prostu miał. Jego żołnierska droga imponuje konsekwencją walki w obronie i o odzyskanie polskiej niepodległości. Przebendowski był na najtrudniejszych odcinkach tej walki, nawet tam, gdzie chwała była raczej wątpliwa (San Domingo). Kończąc legionową tułaczkę powrócił do Polski wraz ze zwycięskimi wojskami napoleońskimi, urzeczywistnił i urzeczywistniał słowa Pieśni legionów. Walczył o Pomorze w r., wyszkolił najlepszy pułk strzelców konnych Księstwa Warszawskiego, bił się w r. a potem dokonał dwóch czynów, które powinny utrwalić jego nazwisko w dziejach kampanii r. Tak się nie stało. Dlaczego? Może zadziałały czynniki propagandowe i trudno było się Francuzom przyznać, że legendarne przebicie się Neya pod Krasnem zostało w zasadzie dokonane dzięki pułkowi Przebendowskiego, podobnie jak zajęcie mostów pod Ziembinem. Czyn niby łatwy, a jednak o kapitalnym znaczeniu. Cóż, może Przebendowskiego nie wspomina się także dlatego, że bohaterscy marszałkowie Francji zostawili go na pastwę Rosjan w Oszmianie? Nie od dziś wiadomo, że bez Polaków dokonania Neya podczas odwrotu r. byłyby mizerne. Niestety nie wiedzą tego we Francji. /-/

57 Sławomir Cholcha Każdy przyzna, że rok 2008, na który m.in. przypadła nam 70 rocznica śmierci Aleksandra Majkowskiego, obfitował w wiele rocznicowych wydarzeń, w cieniu których minęły m.in. postacie Roppla, Hirsza, Neureitera oraz prałata Franciszka Gruczy. Ten ostatni doczekał się swej pierwszej dłuższej (książkowej, bo jest praca magisterska o nim) biografii w pracy Eugeniusza Pryczkowskiego pt. Kaszubski Kordecki. Z REGIONALNEJ PÓŁKI Ksiądz Franciszek Grucza - pro fide et Cassubia Księga przypomina cenną serię wydawnictw Instytutu Kaszubskiego Pro Memoria..., gdyż zawiera też wspomnienia o bohaterze, wiersze mu poświęcone oraz większą część jego twórczości własnej. Przy takich proporcjach życiorys księdza nie mógł być inny niż krótki, ale dobre i to. Przez 1 5 lat od śmierci Gruczy napisano o nim trochę - hasła w słownikach, wspominki i dwie prace magisterskie - jednak bez szerszego rezonansu. Rocznicowe dzieło, nieźle pomyślane i z atrakcyjną okładką, wyraźnie odcina się tu od tła, przeważnie na korzyść. Oprócz tej oczywistej rocznicowości znajdujemy w książce liczne dowody wielkiej czci autora do prałata Gruczy, który ojcował mu w jego pierwszych bojach o kaszubski język i kulturę - nie zakłóca to specjalnie lektury. Nieco mniej chwalebne są w pracy E. Pryczkowskiego, w jednej osobie przecież pisarza i wydawcy, ewidentne zaniedbania i ślady pewnego nieładu. Rozumiem, że to nie z grzechu, lecz z pośpiechu, nie można jednak ich przemilczeć. O tym za moment. Gruczowy życiorys zajmuje połowę książki i podzielony jest na kolejne etapy, dość stabilnej swoją drogą, biografii księdza. Ze zrozumiałych powodów ostatnim latom jego żywota poświęcono najwięcej miejsca, acz chciałoby się (i można by) więcej. Wiadomo np., że ks. Grucza często bywał u gdyńskich Kaszubów (pisze o tym Roman Klebba w pracy Naji karno ), pamiętne są jeszcze dziś kontrowersje wokół kaszubskiego tłumaczenia Biblii, które głęboko przecież księdza obchodziły, życzyłbym sobie też więcej informacji o tej ludzkiej stronie kapłana, który w końcu pochodził z gigantycznej rodziny - piętnaścioro rodzeństwa! Z którego z nich są jego sławni bratankowie Roman i Franciszek, tego np. w księdze nie ma. Informacji o rodzinie F. Gruczy jest u Pryczkowskiego dużo, ale są w nich luki. Więcej dowiadujemy się o dziadkach niż o rodzicach, podejrzana jest wspólna data śmierci prababci i dziadka, rozbieżne są też dane o wieku, którego dożył ojciec Franciszka (82 lub 79 lat), a i o losach jego rodzeństwa nie wszystko napisano. Miejmy nadzieję, że to nie koniec studiów nad życiem i twórczością ks. prałata. Na pewno z biegiem lat można będzie np. sięgnąć do nowych archiwów, zebrać więcej relacji, usunąć takie niedopowiedzenia jak niektórzy działacze (str. 63) czy biskup gdański (str. 43) i poprawić tekst oraz ilustracje, które są niestety makabryczne, źle rozplanowane, a jedna z nich pojawia się nawet w dwóch wersjach horyzontalnych (str. 1 9 i 99). Do korekty kwalifikuje się też kilka innych powtórek: objaśnienie pojęcia zrzeszińcy oraz wzmianki o babci, ortografii kaszubskiej i ornacie wyhaftowanym przez Franciszkę Majkowską, którą błędnie określa się też na str. 25 jako A. Majkowska. Sporo w Kaszubskim Kordeckim rozmaitych literówek i komputerówek, czyli świeceń kapłańskich, zaproszeń z r., czy biuletynów obfitych na powielaczu (str. 95), o których powiem tylko krótko, że byłoby lepiej gdyby ich nie było. Większym problemem są np. błędy w nazwiskach i nazwach miejscowości, bo nie każdy zidentyfikuje Omedlinburg (str. 30) jako Quedlinburg, albo ks. Knopfa (tamże) jako Knopa. Podobnych przykładów, choć drobniejszych, jest w książce więcej, trafia się też kilka mylnych dat. Kanonizacja o. Kolbego odbyła się w r., a książka T. Bolduana o Zrzeszeniu wyszła w r. Nieprawdziwa jest informacja, że większość dzieł A. Labudy ukazała się po roku (str. 54). Nie mam też pewności czy figura Królowej Pomorza znajduje się w Piasecznie (str. 57), a jeśli tak, to w którym. Mimo tych detali Kordecki jest wartościową książką, owocem intensywnej pracy, o której zaświadczają obszerne przypisy i bibliografia, stanowiąca też drogowskaz dla dalszych badań. Losy ks. Franciszka są nadzwyczaj ciekawym przykładem nakładania się wielkiej historii na biografię wybitnej jednostki. W tym wypadku z pewnością wygrała jednostka. Największym osiągnięciem prałata jest Kaszëbskô Biblëjô, rzecz dość znana i w książce E. Pryczkowskiego krótko, bo krótko, ale omawiana, ale w aneksie swej pracy autor zdecydował się przypomnieć kaszubskie opowiadania i wiersze F. Gruczy, publikowane lat temu i prawie nigdy niewznawiane (pominął za to publicystykę). Lektura tej twórczości może pogłębić znajomość duchowej i moralnej sylwetki księdza, a nawet dostarczyć pewnych wzruszeń. Są to w całości niezmiernie pobożne teksty, tak jak ich bohaterowie i świat, w którym autor ich ujrzał. Wartości czysto literackie są tu na pewno dyskusyjne, niewątpliwym walorem jest za to kaszubski język. Został on uwspółcześniony, za co wydawcy chwała, brakuje jednak koniecznych objaśnień dla nieznających topografii Kaszub oraz subtelności ich kultury (klëka, michôłci, szelbiąg, Szkaplerznô, wiôldżë i wiele innych). W ogóle ta część biografii twórczej prałata zasługiwałaby na oddzielny rozdział w pracy. Chętnie bym dowiedział się chociaż co znaczą niektóre jego pseudonimy, np. Woltowk czy Klenjocz. Z żalem muszę też zauważyć, że w Gruczowej prozie pozostawiono sporo najrozmaitszych potknięć i komputerowych wiórów (str i 1 48), przez co trudno np. dostrzec, że początek sceny W adweńtny wieczór to w istocie didaskalia. Co powiedziawszy trzeba jeszcze raz docenić pracę obecnego wiceprezesa i jej aktualność. Jeśli się na tym nie skończy i na stulecie urodzin duchownego dostaniemy drugie wydanie książki, najlepiej razem ze wznowieniem Biblii, to w kaszubskim Niebie bez wątpienia zapanuje wielka radość. Amen. Eugeniusz Pryczkowski, Kaszubski Kordecki. Życie i twórczość ks. prałata Franciszka Gruczy, wyd. Rost, Banino 2008 *Na łamach naszego magazynu NG nr. 38 jesień 2008 publikowaliśmy szerokie omówienie tej ksiązki autorstwa ks.władysława Szulista. /tz/ 55

58 Sławomir Cholcha Minęło już ponad 40 lat od przedwczesnej i tragicznej śmierci Jana Rompskiego, który z kolei 40 lat swego życia poświęcił pracy dla Kaszub. Starał się działać bardzo wszechstronnie, m.in. zachowywać dziedzictwo materialne, zakładać instytucje, tworzyć literaturę, ale również ideologię kaszubską. Był jednym z kilku Światowidów i chyba dopiero teraz możemy się przyjrzeć wszystkim jego obliczom. J 56 SYLWETKI Jan Rompski - czterdzieści plus czterdzieści an Rompski urodził się 8 grudnia r. w Kartuzach, jako syn (prawdopodobnie pierworodny) zamożnego urzędnika Jana Rompskiego i Bronisławy z d. Browarczyk. Wspominał, że stało się to przy ul. Gdańskiej 24, na parterze, a była to właśnie kamienica, której właścicielem był Rompski senior. Według nieudokumentowanych przekazów Jan był jednym z bliźniąt - jego brat Brunon zmarł zaraz po narodzeniu. Miał też brata Franciszka oraz dwie siostry: Joannę i Anielę ( ), późniejszą żonę Jana Trepczyka. W swym życiorysie podał, że szkołę podstawową ukończył w r. Dwa lata później stracił matkę. Pracował jako zecer i związał się z młodymi działaczami kaszubskimi, którzy założyli Zrzeszenie Regionalne Kaszubów i od r. wydawali pismo Zrzesz Kaszëbskô. Oficjalnie debiutował w nim w r. wierszem Kjej... (nr 26 z 1 2 sierpnia r.). Pod licznymi pseudonimami, jak i nazwiskiem, a czasem też anonimowo ogłaszał płomienne teksty agitacyjne po polsku i kaszubsku, a później był nawet krótko redaktorem ZK. Edukację kontynuował zaocznie w prywatnym Gimnazjum im. H. Kołłątaja w Krakowie. W marcu r. naukę przerwało mu powołanie do wojska. Został wcielony do 30pp w Warszawie, gdzie przebywał do października r. Zwolniono go z powodów zdrowotnych, prawdopodobnie przez słaby wzrok. Zapisał się do Państwowego Gimnazjum im. Marii Magdaleny w Poznaniu i 1 5 października r. zdał w nim eksternistyczną maturę. Oceny uzyskał ogólnie dobre. Znalazł pracę w szkole w Tłukawach w Wielkopolsce, gdzie uczył jego szwagier Jan Trepczyk. Rompski przez jeden semestr prowadził tam kursy oświaty pozaszkolnej dla dorosłych. Wcześniej pomagał szwagrowi wydać Kaszebskji pjesnjôk (1 935), a ten potem wspierał go materialnie. Rompski wiele wtedy pisał, m.in. stworzył wierszowany dramat półmitologiczny Vzenjik Arkonë. Tragedejô na dzejowim spodlim, którego akt I (z podtytułem Tragedejô v 4 aktach ) opublikował w Zrzeszy w l czerwca r. Rozgłośnia Pomorska Polskiego Radia w Toruniu nadała (dwukrotnie) jego kaszubską sztukę Reboce. 1 4 lutego r. w Kartuzach Rompski uczestniczył w uroczystościach pogrzebowych Aleksandra Majkowskiego, którym nadał starokaszubski charakter i które opisał też w Zrzeszy. Od czerwca r. mieszkał przy ul. Nanickiej 1 0 w Wejherowie i kierował referatem opieki społecznej w tamtejszym Zarządzie Miejskim. We wrześniu r. Jan Rompski ochotniczo walczył w obronie Redy, Oksywia, Pogórza i Gdyni, jego dowódcą był ppor. Szefka. Został aresztowany jako cywil i trafił do obozu jenieckiego Gross Born. W końcu grudnia r. zwolniono go jako niezdolnego do pracy. Po powrocie z obozu pracował w piekarni swego kuzyna Leona Browarczyka w Wejherowie, a od r. w Towarzystwie Komunikacji Miejskiej w Gdyni, najpierw jako konduktor, potem jako robotnik warsztatowy. Prowadził tajne nauczanie w Wejherowie i okolicznych wsiach, spotykał się ze zrzeszińcami, m.in. u ks. Franciszka Gruczy w Gowidlinie, pisał też dramat Reknica ( ) i obszerną prozę autobiograficzną Wurvanô spjéva. Povjesc z czasu kaszëbskjigo pozitivizmu ( ). Od r. był członkiem Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Kaszubski (późniejsza TOW Gryf Pomorski"), a od 20 stycznia r. pełnił funkcję II komendanta miasta Wejherowa. W konspiracji działał pod pseudonimem Gryf. W r. ukrywał się w Sianowie, u swej siostry Anieli. Był ulubionym wujkiem jej dzieci, które m.in. lubiły gdy śpiewał. U Trepczyków przechowywano też jego fortepian. Kilkakrotnie był aresztowany, m.in. w mieszkaniu Browarczyków w Wejherowie, 1 1 lutego r. w Gdyni (na ok. miesiąc), a 1 0 lutego r. na pogrzebie dziadka w Kartuzach. Przebywał w różnych więzieniach gdańskich, a 22 marca r. za udział w ruchu oporu został osadzony w Stutthofie jako więzień polityczny, którego przebywanie na wolności zagraża bezpieczeństwu Rzeszy. Tam trafił do kolonii pracy, chorował na reumatyzm, miał też zostać przekazany do Mauthausen. Nie wspomina o tym w żadnym ze swoich życiorysów, podaje tylko, że w Stutthofie przebywał do wyzwolenia obozu przez Armię Radziecką 9 maja r., zachowała się jednak bogata dokumentacja pobytu Johanna Rompskiego w lagrze, więźnia nr (W utworze W smrok z tomu Pòmión zwònów występuje błędny numer 33044, powtórzony potem przy przedruku w zbiorze Dzëczé gãsë.) Również tam miał pisać wiersze. W r. Jan Rompski wrócił do Wejherowa i zamieszkał przy Rynku, pod nr 7. Podczas wojny stracił większość swych rękopisów i archiwum, a część dokumentów był zmuszony odtwarzać. Działał w Związku Byłych Więźniów Politycznych, w którym w l był wiceprezesem koła w Wejherowie, w Związku Uczestników Walki Zbrojnej o Wolność i Demokrację oraz w Związku Zawodowym Pracowników Przemysłu Poligraficznego. Był też ławnikiem i uczestniczył w procesach rehabilitacyjnych. Bardzo ofiarnie włączył się w działalność kaszubską. Prędko znalazł się w Spółdzielni Wydawniczej Zrzesz Kaszëbskô, założonej 30 września r., oraz w kolegium redakcyjnym pisma, wznowionego właśnie w Wejherowie i mającego siedzibę w tym samym domu, w którym Rompski mieszkał kątem (wtedy był to Plac Czerwonej Armii 7). Został w niej zatrudniony 6 listopada r. Do marca r. był redaktorem Chëczy, kaszubskiego dodatku literacko-naukowego (później religijnokulturalnego) Zrzeszy Kaszëbskiej, oraz jej kierownikiem administracyjnym. Publikował krótkie kaszubskie szkice literackie i wiersze oraz rozprawy po kaszubsku (w Chëczy, np. Najô literatëra vojennô ) i po polsku (w ZK ). Napisał wtedy m.in. wspomnienie o Janie Karnowskim i wiersz o nim, w Chëczy opublikował też wiersz pt. Chëcz, a w Zrzeszy krótki rymowany tekst sceniczny Wożnjivjine. Vjidzavjisko żnivni v 3 wobrozach (w rękopisie: Vjidzavjisko żnjivni v 3 wobrozkach ), wykorzystujący też pieśń Trepczyka Grabjórkji (1 947). Już w r. planował druk swego Vzenjiku Arkonë, określonego teraz jako Tragedejô w 4 aktach, do którego napisał też Przedesłov. Jako członek Komitetu Wykonawczego przygotowywał Kongres Kaszubski, który odbył się 1 2 i 1 3 stycznia r. w Wejherowie, wygłosił też na nim referat o literaturze kaszubskiej i zabierał głos w sprawach politycznych. Próbował zakładać stowarzyszenie (koło) literatów kaszubskich Vjitrznjô, pismo literacko-

59 naukowe Cassubia, a nawet Instytut Kaszubski, w którym miał być skarbnikiem. Inicjatywy się nie zmaterializowały, podobnie jak myśl Rompskiego o samodzielnej republice kaszubskiej, nieco na wzór radziecki (ten propagandowy, nie realny). Ale jeszcze 27 maja r. uczestniczył on w Sopocie w spotkaniu działaczy kaszubskich i władz województwa, a potem był członkiem Komitetu Rozwoju Gospodarczego Ziemi Kaszubskiej, choć były to pozorne inicjatywy ze strony administracji państwowej i partyjnej. Miesiąc później został na krótko aresztowany przez UB w związku z referendum. W Wejherowie Jan Rompski związał się z Teatrem Ziemi Kaszubskiej im. J. Karnowskiego, którego był m.in. kierownikiem literackim i dla którego też pisał. 22 sierpnia r. odbyła się premiera jego świeżo napisanej sztuki Jô chcą na swiat, określonej w rękopisie jako Kěmediô w 3 aktach, a na afiszu jako Jô chcę na svjat. Komedia w mowie kaszubskiej w 3 aktach. Wystawiono ją potem jeszcze parokrotnie, m.in. w Kościerzynie, a wycofano po interwencji władz. (Jerzy Samp podaje, że grano ją też w Chmielnie 1 1 kwietnia r.) Rompski domagał się od teatru i jego kierownika Klemensa Derca grania sztuk kaszubskich, ale nie godził się na przeróbki swoich utworów, które Derc chciał wystawiać. Doprowadziło to do przesilenia w teatrze i odejścia K. Derca. W Wejherowie powstały m.in. kaszubskie utwory Rompskiego: Lelek. Dramat w 4-ch aktach ( ), Jiwer ostatnech. Drama w dwuch dzélach (ok ) i Za zemiã. Dramat w trzech aktach (1 952), oraz dwa teksty polskie: Ich tragedie (1 948) i Pan w okularach. Sztuka sceniczna w 3 aktach (1 949). Oprócz Chëczy i ZK poeta pisywał też do prasy codziennej, m.in. do Dziennika Bałtyckiego, a w l do tygodnika Ziemia i Morze. Zaraz po wojnie Jan Rompski rozpoczął zaoczne studia na UMK w Toruniu, najpierw polonistyczne, potem etnograficzno-etnologiczne (indeks otrzymał 25 marca r.). Tu działał m.in. w Bratniej Pomocy, śpiewał też w uniwersyteckim chórze. W l był prezesem Koła Naukowego Studentów Etnologii i Etnografii. Oceny zbierał ogólnie dobre. 1 1 lipca r. od Krajowej Rady Narodowej i Józefa Cyrankiewicza otrzymał Medal Zwycięstwa i Wolności. W drugiej połowie r. kierował wykopaliskami na Ślęzy i Sobótce w ramach badań nad początkami państwa polskiego. Otrzymywał stypendium wejherowskiego Zarządu Miejskiego. Od lutego do czerwca r. pracował jako referent socjalny w Centrali Dostaw Drzewnych, prawdopodobnie z tzw. nakazu pracy. Na studiach w r. poznał Janinę Bożenę Hutorowicz (ur ), z którą w r. wziął najpierw ślub cywilny w Toruniu, a później kościelny w Gdańsku Oliwie. W r. urodziła się ich córka Witosława, zam. Trębała (zmarła w 2002 r.), a w r. druga - Bogusława, zam. Dryja, która osiadła potem w Australii, ale wróciła do kraju i mieszka w Toruniu. 2 marca r. Jan Rompski został magistrem etnografii na podstawie rozprawy Smętk kaszubski, której promotorem była prof. Bożena Stelmachowska. Krótko potem kierował wykopaliskami w Niemczy. Od października r. do czerwca r. na Pomorzu Gdańskim prowadził grupę regionalną Państwowego Instytutu Sztuki w ramach Akcji Zbierania Folkloru Muzycznego. 1 lipca r. rozpoczął pracę jako kustosz w Muzeum Pomorskim (od r. - Okręgowym) w Toruniu, którego dyrektorem był Jerzy Remer. 1 stycznia r. Rompski został dyrektorem jego działu organizacyjno - administracyjnego. W r. zamieszkał w Toruniu, przy ul. Mickiewicza 61 /8 (pod koniec jego życia rodzina przeniosła się na ul. Gagarina 28). Żona Rompskiego Bożena pracowała w Książnicy Miejskiej im. M. Kopernika. Rompski sekretarzował Towarzystwu Przyjaciół Muzeum, należał do Polskiego Towarzystwa Archeologicznego, Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego, Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, Ligi Przyjaciół Żołnierza oraz Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. W latach pracował przy gromadzeniu materiałów do Polskiego Atlasu Etnograficznego. Pod koniec r. zgłosił plan swej rozprawy pt. Kultura ludowa na Kaszubach w świetle przemian społecznopolitycznych od połowy XIX w., który potem zmienił. 28 lutego r. otrzymał Medal X-lecia Polski Ludowej, 1 maja r. nagrodę okolicznościową, a 22 lipca r. Srebrny Krzyż Zasługi. W trudnej rzeczywistości powojennej pisarz szukał możliwości działania dla dobra regionu, jednak pole manewru było niewielkie. 1 7 września r. Rompski uczestniczył w wieczorze literatury kaszubskiej w Sopocie, a w r. pomagał utworzyć sekcję kaszubską przy gdańskim oddziale Związku Literatów Polskich (ale członkiem ZLP nie był, m.in. z braku drukowanego dorobku). Głównie ograniczał się jednak do twórczości pisząc do tzw. szuflady, ewentualnie spotykając się w gronie przyjaciół i omawiając sprawy kaszubskie. Nie orientował się przy tym wystarczająco w polityce władz, czego wyrazem może być zainspirowany przez niego we wrześniu r. Memoriał grupy inteligencji i pisarzy kaszubskich o położeniu kulturalnym Kaszub, mający zwrócić uwagę głównych czynników politycznych w Polsce i Związku Radzieckim na niesprawiedliwe traktowanie Kaszubów. Nie został on jednak wysłany do adresatów. W tym czasie Rompski wziął udział w dyskusjach z ekipą partyjno-rządową, przebywającą przez kilkanaście dni na Pomorzu, nt. praw Kaszubów do samodzielnego rozwoju kulturalnego. W r. Jan Rompski współzakładał Zrzeszenie Kaszubskie, był członkiem Komitetu Założycielskiego i jego prezydium oraz wiceprezesem pierwszych władz naczelnych ZK. Na zebraniu założycielskim 2 grudnia r. wygłosił referat programowy. Dość szybko rozczarował się działalnością władz ZK i w r. sporządził jej krytykę pt. Pogląd na dotychczasową działalność Zrzeszenia Kaszubskiego - przeciwstawienie do tego Rady i Zarządu Głównego. Był obecny na łamach Kaszëb, a później w Biuletynie ZK-P. W Zrzeszeniu był szefem komisji ds. pisowni kaszubskiej; z własną pisownią eksperymentował i kilkakrotnie ją zmieniał, m.in. samogłoskę ò i dyftong wò oznaczał nietypowym symbolem ě, czyli jakby połączeniem u + e. Ponownie wrócił też do twórczości dramatycznej i napisał kaszubskie sztuki: Porenk. Tragedejô w trzech aktach (1 956, o dwa lata późniejsza wersja maszynopisowa nosi tytuł Pòrénk. Tradżedëjô w trzech aktach ), Roz- 57

60 trąbarch. Komedia w dwuch aktach (1 958, pisany w Kartuzach), Lepszé chëcze. Szołobułka w 3 aktach" (1 958) i Gãsy ùd (1 959, prawdopodobnie niedokończony lub zniszczony). Utwór Za zemiã przerobił w r. i dał mu prostszy tytuł Zemia. Po polsku napisał scenariusz kaszubskiego obrzędu Ścinanie kani. Widowisko regionalne w 2 aktach (1 961, w rękopisie tytuł kaszubski: Scynanié kanië ), w którym umieścił kilka pieśni kaszubskich. Zostawił w rękopisach wspomnienia z lat wojny, sporo esejów na tematy regionalne, materiały słownikowe i wiele fragmentów dramatycznych z różnych okresów swej twórczości, jak np. Ùja Pómpelk. (Można spotkać też w literaturze tytuły bliżej nieopisanych jego sztuk: Apartny wrëje i Zoronô miedza, oba ponoć z r., oraz wzmianki, iż niektóre jego teksty były wystawiane przez amatorskie zespoły na Kaszubach.) Pod koniec r. Rompski stał się jednym z obiektów ataku władz na rzekomych separatystów kaszubskich. 1 4 grudnia r. przeprowadzono w jego toruńskim domu rewizję, zabierając korespondencję i rękopisy 58 utworów oraz maszynopisy manifestów i krytyk, wezwano go też na przesłuchanie do Prokuratury Wojskowej 1 6 grudnia r. Pisarz, w poczuciu doznanej krzywdy moralnej, protestował przeciwko temu w liście do władz. Zaś 1 5 stycznia r. władze Zrzeszenia Kaszubskiego udzieliły mu nagany i zawiesiły w prawach członka na jeden rok, oficjalnie za omawianie spraw kaszubskich poza forum organizacji. Te niesprawiedliwe szykany, które dotknęły również Aleksandra Labudę i Stefana Bieszka, zostały anulowane jako bezprawne decyzją nowych władz Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego podjętą 7 listopada r., czyli już po śmierci separatysty. W lutym r. Jan Rompski został kierownikiem działu naukowo-oświatowego toruńskiego muzeum. Mimo konfliktów z dyrekcją i (niezrealizowanych) planów przeniesienia się do Gdańska pracował w nim do czerwca r. Aktywnie uczestniczył w pracach w terenie oraz w życiu naukowym, zbierał materiały do swej pracy doktorskiej, która miała mieć teraz tytuł Opowieści ludu kaszubskiego. Odbicie rzeczywistości społecznej XIX i XX w. i którą pisał u prof. Józefa Burszty z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Do tego tematu zgromadził ponad stron notatek, szkiców i ich wersji. W l był ławnikiem Sądu Wojewódzkiego w Bydgoszczy. 24 kwietnia r. wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Regularnie, do listopada r., płacił składki partyjne, najczęściej 30 zł miesięcznie. W styczniu r. Rompski został dyrektorem muzeum w Grudziądzu, które się wtedy rozbudowywało. Od 1 stycznia r., być może z powodów mieszkaniowych, znów pracował w Toruniu, gdzie był kierownikiem działu budownictwa ludowego w Muzeum Etnograficznym, czyli dawnym Arsenale (ul. Wały Sikorskiego 1 9). Pracował przy organizacji i budowie toruńskiego skansenu, jako członek partii był też przewodniczącym Rady Zakładowej w muzeum, którym kierowała prof. Maria Znamierowska-Prüfferowa. W ostatnich dniach grudnia r. dostał ostrego ataku kolki i po dwóch dniach cierpień zmarł 30 grudnia r. w szpitalu w Toruniu. Miał zostać pochowany w Toruniu, ale w poniedziałek 5 stycznia r. spoczął na cmentarzu w Kartuzach, niedaleko grobu swego mistrza Aleksandra Majkowskiego. Ukazało się kilka wspomnień pośmiertnych, głównie w Pomeranii, m.in. w długim tekście żegnał go Jan Trepczyk. Krótko po tej przedwczesnej śmierci ukazał się wspomniany zbiór 23 wierszy Rompskiego Pòmión zwònów (1 970, 600 egz.), przygotowany i opracowany przez Trepczyka, poświęcony wojnie, pobytowi Rompskiego w Stutthofie i wyzwoleniu, częściowo też sfinansowany przez Państwowe Muzeum Stutthof, zilustrowany przez Wawrzyńca Sampa. Jan Trepczyk i Edmund Puzdrowski przygotowali również wydany przez ZK-P obszerny tom 1 20 liryków zmarłego przyjaciela, któremu Trepczyk dał prosty tytuł Wiérzte (1 980). Wcześniej Muzeum Etnograficzne w Toruniu wydało rozprawę Rompskiego Ścinanie kani. Kaszubski zwyczaj ludowy (1 973, egz.), z przedmową M. Znamierowskiej-Prüfferowej i w redakcji Teresy Karwickiej. W r. Pomerania opublikowała fragment sztuki Jiwer ostatnech, zaś jesienią r. nakładem ZK-P ukazał się najsłynniejszy utwór teatralny J. Rompskiego - Jô chcę na swiat. Komédia w trzech aktach (500 egz.). W r. imię Jana Rompskiego nadano księgarni w Kartuzach - to chyba jedyny ślad po nim w tzw. przestrzeni publicznej. Jego rękopisy, w tym wiersze, proza i sztuki, oraz liczne archiwalia, zakupione w l od żony i córki, znajdują się w zbiorach Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie. Bożena Rompska wyszła ponownie za mąż i ponownie owdowiała. Mieszka w Toruniu pod opieką córki. M. Znamierowska-Prüfferowa napisała w r., iż Jan Rompski był typem wodzowskim i patriotą kaszubskim, co tak wtedy, jak i obecnie można różnie rozumieć. Dla Jana Drzeżdżona z kolei Rompski był zasadniczy, gwałtowny, stawiający najczęściej wszystko na jedną kartę oraz widzący się w roli kaszubskiego wodza. Na pewno znał swoją wartość, a był bogatą osobowością, pełną pasji i wiary w sens swej pracy, choć często osamotnioną, niezrozumianą i trudną we współżyciu i współpracy. Nie przyniosło mu to wielkich sukcesów ani satysfakcji. Zamiast spodziewanego zrozumienia spotkał

61 milczenie ze strony ludu oraz ataki nie pojmujących jego działań administratorów (J. Drzeżdżon). Charakter Jana Rompskiego uwidacznia się we wszystkim, co napisał. W liryce kontynuował romantyczny model poety-wieszcza, a wiele wierszy, których napisał prawie 300, poświęcił pięknu Kaszub i duchowemu bogactwu kaszubskiej nacji. Wzorował się m.in. na romantykach, wiersze pisał klasyczne w formie, proste, w większości rymowane i zwrotkowe, przypominające utwory Jana Trepczyka. Miał podobną łatwość tworzenia, podobnie też wracał do tych samych myśli i tematów. Trepczyk pogłębił to podobieństwo redagując rękopisy wierszy swego przyjaciela do druku. (Ale J. Drzeżdżon porównywał wiersze Rompskiego, przynajmniej te wczesne, do poezji ks. Leona Heykego.) Jan Zbrzyca dostrzegł w nich znamię świeżości i artyzmu, zauważył też, że Rompski w swej twórczości starał się wyrwać poza wąski krąg śpiewanek ludowych. Pierwsze dramaty Rompskiego również pełne są cech romantyzujących, pisane przy użyciu symboli post-romantycznych, niezbyt zrozumiałych w swojej intencji (J. Drzeżdżon), póź- niej zwraca się on ku klimatom farsowym i komicznym. Nie rezygnuje jednak z treści ideowych, które niekiedy łączy nawet z publicystyką. Można tym sztukom zarzucać zapóźnienie, nadmiar emocji, niezrozumiałe zwroty akcji i przegadanie, ale nie można przekreślić ich miejsca w kaszubskiej dramaturgii, już choćby z powodów ilościowych. Rompski łatwo pisał dialogi i sceny swych sztuk, np. utwór Roztrąbarch miał napisać w jeden dzień (podobno na konkurs). Najwartościowszą częścią dorobku J. Rompskiego jest niewątpliwie dokumentacja świata kaszubskich zwyczajów i obrzędów, który w dużej mierze zniknął już we mgle historii. Dzięki jego ofiarnej pracy można go odtworzyć, wykorzystując notatki i opracowania etnograficzne oraz jego publikowany w fachowych periodykach dorobek naukowy. Osoba, dzieło i myśli Jana Rompskiego przyciągają uwagę badaczy i występują we wszystkich opracowaniach historii piśmiennictwa i ruchu kaszubskiego oraz w kilkunastu kaszubskich i polskich antologiach literackich, jak Swięti dzél dësze, Ma jesma od morza, Modra struna czy Pogłosy ziemi. Sporadycznie organizuje się imprezy jego pamięci (jak seminarium w Łączyńskiej Hucie w r.) i przedrukowuje utwory w czasopismach regionalnych. W r. Krystyna Muza pisała o nim w pracy magisterskiej Portret pisarza i regionalisty kaszubskiego, a w r. Alicja Dunajska, zam. Skwarło, obroniła pracę magisterską Jan Rompski - próba monografii na podstawie spuścizny znajdującej się w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie. W 2006 r. (z datą 2005) muzeum to wydało swój tom I katalogu rękopisów, opisujący właśnie spuściznę Jana Rompskiego, opracowany przez Janinę Kurowską i uzupełniony o skrót pracy A. Skwarło. 27 listopada 2007 r. MPiMK-P zorganizowało wieczór poetycko-muzyczny W kawlach, poświęcony Rompskiemu, a 21 czerwca 2009 r. odbyła się tam sesja naukowa nt. jego sztuk. Z kolei 22 września 2009 r. w Gimnazjum Publicznym im. Pisarzy Kaszubsko-Pomorskich w Luzinie zawisła obszerna wystawa planszowa Edmunda Kamińskiego o J. Rompskim, który w placówce został patronem roku szk. 2009/1 0. Wydanie wszystkich kaszubskich dramatów twórcy ukazuje się w czwartym tomie Biblioteki Pisarzy Kaszubskich - wspólnym dziele MPiMK-P i Instytutu Kaszubskiego, które zredagował prof. Jerzy Treder. Jednym z ciekawszych utworów Jana Rompskiego jest komedia Lepszé chëcze (Toruń 1 958), sztuka w istocie kameralna, którą autor nazwał szołobułką. Występują tu trzy pary, rozmaicie ze sobą powiązane, odbywają się przebieranki i trwa gra charakterów. Większość akcji odbywa się na scenie, ale za to jakby w tzw. międzyczasie. Pada nawet nazwa miejscowości: Dobrzewkò, najpewniej fikcyjna. Tamże stoi chata zawòłanech gburów Mùnyszków. Stara Mùnyszczenô, gdowagburka, nie akceptuje małżeństwa swego syna Brunosza z damą bez posagu, którą nazywa pogardliwie dachlónniczką (robotnicą najemną, której płacą na pãkù słomë ). Brunosz, świeży doktor, wyuczony w mieście, a zatem nowoczesny, tym się nie przejmuje: Szacher macher ò zemiã, jô sã równak òżeniã (Akt I, sc. I). Jego nażeniô Stazja właśnie przybywa do Dobrzewka - pociągiem, bo to nowoczesna wieś. Zrządzeniem losu Brunosz zaraz gdzieś wyjeżdża, podobnie znika wdowa, która dodatkowo przez całą pierwszą scenę wypowiada się zza kurtyny, więc nikt nie zna jej twarzy. Pozostaje gość oraz główny inspirator wydarzeń Pioter Kòruszk, który u gburów Mùnyszków jest jakimsić szpektorem. Może to być nadzorca, ale prościej nazwać go totumfackim. Tenże jest już dość podeszły w latach i pragnie w końcu się ożenić. Starokawalerstwo szkodzi mu na zdrowie: w towarzystwie Kòruszk często się jąka i mdleje. Do pomocy ściąga znajomka z samej Kościerzyny, którego przebiera i przedstawia jako Profesora. Ma on wyleczyć go z tych przypadłości, a przede wszystkim wypromować go wśród dam. Tu jednak jedyną damą jest... Stazja. Dialogi tej trójki świadczą o wielkim wyczuciu komizmu u Rompskiego. Rzeczony profesor np. stawia Kòruszkowi diagnozę i dowodzi, że przyczyną jego kłopotów jest scësniãcé pijówczy, na które jedyną radą jest ożenek. Wykłada różne zagadnienia: prawi o Sokratesie, logice, astronomii, wypowiada się też po łacinie - w takim zakresie jak miał okazję ją słyszeć, jest bowiem naprawdę tylko woźnym w gimnazjum. Wiele jest tu też humoru sytuacyjnego, gdy np. Profesor niedobrze się czuje w starych łachach i kilkakrotnie chce je zdejmować i zwiewać. Kòruszk wszelkimi sposobami go zatrzymuje. Powstaje spore zamieszanie - jakby spezglenié òrãdze (Akt II, sc. II). Stazja chce się uczyć, ale Profesor woli raczyć się winkiem z domowego zapasu gburki gdowy. Zbliża się pora kolacji, którą się przygotowuje, ale praktycznie nikt nic nie konsumuje. Przez nieuwagę (oraz wino) ci dwoje rozlewają na scenie wodę z miski, zostawiając ślad. Plëta zdradzi Brunoszowi, że coś się tu działo. Mocnym narzędziem dramaturgicznym jest też owo wino, bowiem powala ono najpierw Stazję, a potem jej przyszłą teściową. Wydatnie posuwa to akcję naprzód. Cała sztuka może być ilustracją przysłowia o kocie i harcujących myszach. Dopiero gdy wracają Brunosz i matka wdowa, następuje rozplątanie całego zamieszania. Po drodze dzieje się jednak sporo, jest to bowiem klasyczna komedia pomyłek, jak również adaptacja znanych motywów, tematów i chwytów. Gdy wraca stara Mùnyszczenô, Stazja, która jej nigdy nie widziała, bierze ją za jizdebną i traktuje z góry. Natomiast powrót Brunosza kończy intrygi szpektora Kòruszka, poznaje on bowiem, że Profesor to stôry Zwara z kościerskiego gimnazjum. Wszystko kończy się jednak dobrze. Wdowa akceptuje synową, Kòruszk odnajduje swą drugą połowę, którą okazuje się... Mùnyszczenô, również czująca do niego przysłowiową miętę. Wszelkie grzechy zostają przebaczone. Profesor bierze trąbkę (pamiątkę po śp. Mùnyszku, ponoć śmiertelnie kopniętym przez konia!), gra, a potem zaczyna śpiewać coś na kształt kaszubskiego wiwatu. Wszyscy dołączają, ostatnie słowo należy jednak do nauki - a jest nim Apczyk! Elementów kaszubskich w Lepszëch chëczach jest więcej. Stazja nawet wykazuje się znajomością słynnego żartu Guczowego Macka o języku i gwarze (Akt III, sc. I). Ważniejsza jest chyba pozytywna wymowa sztuki: wdowa zaakceptuje synową z biednëch starszëch (Akt II, sc. II), a Brunosz zostanie na wsi, gdzie jest potrzebny jako lekarz. W tym kontekście, czyli całkiem nawet udanej sztuki, chyba niedość wykorzystany został tytuł komedii. Pojawia się on tylko przelotnie gdy gdowa coś wspomina, że jej chata jest z tych lepszych - z gburów, co się zowią, że tak powiem. Może jednak pół wieku temu przemawiał on do ludzi bardziej i bezpośrednio. /-/ 59

62 FOTOZBLIŻENIA Ryszard Hetnarowicz Tak świętowali słupszczanie Imprezy przygotowane z okazji jubileuszu lokacji i relokacji Słupska skupiały na sobie uwagę wielu mieszkańców miasta i licznych turystów. Trudno było uczestniczyć we wszystkich, ponieważ wiele odbywało się w tym samym czasie w różnych miejscach. Najbardziej widowiskowe z nich zlokalizowane jednak były w centrum miasta. Kulminacja imprez przypadła na niedzielę r. Dwa dni wcześniej odbyła się uroczysta sesja Rady Miejskiej oraz okolicznościowy koncert orkiestry Polskiej Filharmonii Sinfonia Baltica. Uroczystą oprawę również związaną z jubileuszem miasta miała inauguracja 44. Festiwalu Pianistyki Polskiej. Wielką fetą i okazją do zamanifestowania lokalnego patriotyzmu było odsłonięcie pomnika Bogusława X. Na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich zgromadzili się radni miejscy, władze administracyjne, przedstawiciele zaprzyjaźnionych miast i członkowie stowarzyszeń społeczno-kulturalnych z całego regionu. Nie zabrakło zbrojnych z bractw przybyłych na Zjazd Rycerstwa Pomorskiego. W swoim przemówieniu Zbigniew Talewski, inicjator budowy pomnika, poza podziękowaniami tym, którzy to dzieło wsparli, umieścił również swoistą laudację na cześć Bogusława X. Po ceremonii spod zamku ruszył barwny korowód mieszkańców miasta. Przeszedł on ulicami Mostnika, Grodzką, aleją Sienkiewicz i Anny Łajming dotarł do placu Zwycięstwa. Tutaj kontynuowany był niemal całodzienny piknik, na który złożyły się imprezy rozrywkowe i handlowe. Miłośnicy średniowiecza mogli podziwiać wioskę rycerską, która funkcjonowała w Parku Kultury i Wypoczynku. W tym też miejscu zakończyły się imprezy bardzo interesującym, przygotowanym przez Katarzynę Sygitowicz-Sierosławską i Andrzeja Szczepłockiego z Teatru Rondo, widowiskiem plenerowym Legenda o gryfie. Zdjęcia autor 60

63 POEZJA Z KASZUB Na rydwanach Apollina Piotr Wiktor Grygiel SPLENDOR 1. wystawałeś ponad we wszechogarniającym pędzie ambicji do celów bez udawania i poniżania na upiększania brakowało tchu mościłeś miejsca i dla aktywnych obserwatorów urabiałeś kwadratowe normy machiny w górę z akompaniamentem splendoru w tłe uroczystego hymnu 2. kiedy wyssało źródło paliwa a machina spowalniała zahuczał hymn Elity udającej cnotę nowej historii rozświetlonej czerstwej teraźniejszości bez jarzma czerpania z okruchem pamięci dla urobionego Z ŻAŁOBNEJ KARTY Pożegnaliśmy Witolda Jankowskiego-Burczyka 10 czerwca 2010 roku w przededniu swych 65 rodzin zmarł Witold Jankowski - Burczyk - wiceprezes i współtwórca Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Czerskiej. Jego pogrzeb odbył się 12 czerwca na czerskim cmentarzu parafialnym. Witold Jankowski był osobą bardzo znaną w czerskim środowisku. Już w okresie PRL-u aktywnie działał w opozycji, za którą to działalność w 2009 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.. Jednak największe uznanie i szacunek Czerszczan przyniosła mu społeczna praca na rzecz ratowania pamiątek i archiwaliów związanych z miastem i gminą czerską.. Był niezrównanym pasjonatem, miłośnikiem i orędownikiem Czerska oraz niekwestionowanym znawcą jego historii. Jego miłość do starych zdjęć, pamiątek, zapisków, dokumentów związanych z naszą gminą była powszechnie znana. Wielokrotnie jego zbiory były eksponowane na wystawach w Ośrodku Kultury. Jak nikt inny uczył nas historii, tej najbliższej... Jego odejście to ogromna strata dla społeczności. Czerska.. W nabożeństwie żałobnym wzięła udział nie tylko najbliższa rodzina i przyjaciele, ale także miłośnicy Jego Czerskich archiwaliów. W imieniu przyjaciół z czerskich stowarzyszeń słowa pożegnania podczas ceremonii pogrzebowej wygłosił Andrzej Sabiniarz, prezes Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Czerskiej. Nie będzie już zebrań Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Czerskiej SZA-LU-PA Jankowi Horbulewiczowi Gdyby Twoje statki miały duszę poszłyby do nieba ile cierpliwości trzeba by je okiełznać miarą człowieczeństwa ile trudu przelać do wnętrza stalowego z atrapą bezpieczeństwa znamion szaleństwa by przeżyć, pojąć bezkresną kruchość istnienia ku upragnionym brzegom morza pokory nad znikającym horyzontem czasu ostoją raju niekończącej się próby przetrwania z kierunkiem na azymut szczęścia VOTUM SEPTUM I ZAGAJNIK To nic, że opuściłeś pole przeorane I ziarno I ziarno przechowane dane mi do ręki Mocno dzierżę To nic, że Twe łachmany ciężko się palą Kopcą historię w niebanalne ramy Staję się obcą Stąpam Twymi śladami coraz ostrożniej Tylko ręka zbyt długo podniesiona Opada A posiew nietrafionym i Zrzeszenia Kaszubsko- Pomorskiego, na których to Witold Jankowski-Burczyk barwnie opowiadał o przeszłości, o najbliższej okolicy, ludziach znanych i zasłużonych dla Czerska. Niestety, otwierając kolejną Wizję lokalną nie obejrzymy ciekawych archiwaliów. Aż trudno uwierzyć, że No właśnie. Każda śmierć jest za wcześnie, nie teraz. Ileż planów, marzeń zostało nagle przerwanych. Trudno się będzie nam z tym pogodzić(...). Cieszyliśmy się, że miał tyle pomysłów związanych z regionem, tyle planów. Z jego inicjatywy rozpoczęły się pierwsze prace nad pisaniem książki Zeszytów Czerskich. Na pewno będzie nam go brakowało... - mówił A. Sabiniarz. *Redakcja i nasza Fundacja NG i ja osobiście przyłączamy się do słów głębokiego żalu, po stracie tego oddanego całym swym sercem i duchem dla swego grodu, Czerszczanina. Osobiście Witold był moim Przyjacielem od lat naszej młodości, kiedy to razem dorastaliśmy i wchodziliśmy w męską dojrzałość. Co prawda potem na długo nasze drogi się rozeszły? Witold zamieszkał na Śląsku a także przez parę lat w USA, ja z kolei w Warszawie, także na krótko w USA, po czym w Słupsku i na przemian także w Człuchowie i Borowym Młynie. Na powrót spotkaliśmy się po Jego powrocie do rodzinnego Czerska, tu ja, co prawda z tzw. doskoku do Rodzinnego Miasta spotykaliśmy się na polu działalności społecznej. Spoczywaj w pokoju Witku niech Ci ta nasza Czerska Ziemia lekka będzie. Zbigniew Talewski Na taką pogodę Czyni ziarno zagubionym Czekam na wiatr od Ciebie Z nieba Na przewróconych skibach kiełkują harcownicy Nie ma wolności bez chleba W prawdziwej miłości drugiego II. POLE To nic, że przestrzeń roztaczasz bezkształtną I kroczysz po niej w zamęcie Mocniejsze wiatry zrodzi Deszcz urodzaju To nic, że błoto Dech zapiera A siły odchodzą Dzielą na dwoje Wiarą przenosisz góry Wzniecasz niepokoje Jednak czasami się udaje Oddychać na nowo Podjąć ziemską tułaczkę rozpoczętą Nowe przestrzenie odchwaszczać I tak z nową mową Wchłaniać nowego ducha I trwać w mozole Witold Jankowski po uroczystości wręczenia Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski w 29 rocznice podpisania Porozumień Jastrzębskich zwiedzał Belweder, na zdj. przy figurze J. Piłsudskiego r. (Fot. Zenon Klaman) 61

64 WYDARZENIA 62 Zbigniew Talewski Witaj w domu! Witaj, książę Bogusławie, w miejscu, gdzie przyszedłeś na świat! Witaj, potomku przesławnego Rodu Gryfitów - pomorskich władców suwerennego słowiańskiego Pomorza! Witaj w mieście, w którym dorastałeś, a o którym - jako władca - zawsze pamiętałeś! Od dzisiaj na wysokości wzniesionego Ci przez współziomków cokołu pozostaniesz z nami, by nie tylko przywoływać pamięć o sobie oraz o dawnej burzliwej przeszłości tej ziemi, tego miasta, które dzisiaj obchodzi Jubileusz swego powstania, ale będziesz z nami, aby także patronować nam w dziele budowy pomyślności współczesnego Słupska, Ziemi Słupskiej i jej mieszkańców. Bądź dla nas, zwłaszcza dla młodych Słupszczan - Pomorzan, świadectwem słowiańskiej tożsamości Pomorza, które na początku swej drogi do ówczesnej suwerenności jako europejskie księstwo budowało swoją suwerenność wspólnie z swymi Braćmi Piastowskimi - Polanami. Jesteś potomkiem władców i tak jak oni dzierżyłeś w swym władaniu Ziemię, którą już w dokumentach XII-wiecznych nazywano przemiennie Pomorzem lub Kaszubami. To po raz pierwszy w bulli papieża Grzegorza IX z roku Twój przodek Bogusław I ( ) nazwany został księciem Kaszub. Odtąd nazwa Kaszuby oprócz określenia geograficznego znalazła także poczesną pozycję w tytularzu wszystkich panujących Gryfitów. A był to - jak wspomniałem - znany i zasłużony ród, którego przedstawiciele na stałe wpisali się nie tylko w historię Pomorza czy Polski, ale i Europy. Byli nimi np. książę słupski Bogusław V, którego żoną była córka króla Polski Kazimierza Wielkiego, ich syn Kaźko Słupski był pretendentem do tronu polskiego a córka Elżbieta żoną cesarza Karola IV Luksemburskiego, czy Eryk Pomorski - król połączonych tronów duńskiego, norweskiego i szwedzkiego. Niemniej najznakomitszym z Gryfitów byłeś Ty, Książę Bogusławie X, zrodzony z Eryka II, księcia wołogosko-słupskiego, i Zofii, która po swojej babce była z Jagiellonów, a po dziadku z Piastów. To Ty, będąc ostatnim wówczas synem tego rodu, poprzez małżeństwo z Anną, córką Kazimierza Jagiellończyka, i zrodzone przez to małżeństwo dzieci, w tym panujących po Tobie synach Barnimie IX i Jerzym I przedłużyłeś dynastię o lat, do czasu bezpotomnej śmierci Bogusława XIV w roku, a wraz z nią upadku księstwa w wyniku jego rozbioru brandenbursko-szwedzkiego. To na gruzach Pomorza, które zjednoczyłeś w jedno państwo od Rugii po Łebę, zrodziła się - po przejściu Pomorza pod władztwo brandenburskie - późniejsza potęga Królestwa Pruskiego, zaborcy Polski. Rządziłeś nie tylko mądrze, ale skutecznie, stąd bezsprzecznie zasłużyłeś na miano Witaj w domu! Wielkiego. Ta wielkość wyrażała się także tym, że dbałeś o całą wspólnotę Twego księstwa, zarówno o swój lud, jak o swoich rycerzy, czego przykładem są liczne nadania ziemskie, w tym to odnotowane na Twym dzisiejszym cokole, a dotyczące wsi Trzebiatkowa na Gochach. Ważny był dla Ciebie stan państwa, stąd zreformowałeś jego struktury, w tym obronność, i znowelizowałeś prawodawstwo. Dbałeś również o rozwój ekonomiczny, o handel, biłeś pomorską monetę. Zawierałeś umowy z radami miast pomorskich. Dbałeś o budownictwo, m.in. rozbudowując swe książęce zamki w Szczecinie, Darłowie i w wielu innych miastach pomorskich, w tym ten w Słupsku, przy którym dzisiaj stoisz. Gdy trzeba było, nie tylko na drodze dyplomatycznej zabiegałeś o niezawisłość księstwa, ale także dzielnie stawałeś zbrojnie w jej obronie. Stąd udało Ci się zachować suwerenność, pomimo że władztwo Twe było słabsze od siły niemieckiej Brandenburgii. Nie poddawałeś się tej potędze, nie upadałeś na duchu, pomimo że nie otrzymałeś wsparcia, o które zabiegałeś ze strony królestwa polskiego, a chcąc zachować bezpieczeństwo i suwerenność państwa z determinacją stałeś się wasalem cesarstwa niemieckiego (ówczesnej namiastki Unii Europejskiej zachodniej Europy), uzyskując tym samym obronę i tytuł księcia Rzeszy. Byłeś Europejczykiem w każdym calu, otwartym na potrzeby i politykę współczesnej Europy. W misji dyplomatycznej, z jaką ruszyłeś w dwuletnią podróż po europejskich dworach panujących, odwiedziłeś dwór cesarski oraz papieski. To z Wenecji na wynajętej galerze wraz ze swą pomorską drużyną popłynąłeś do Ziemi Świętej, by zamanifestować swą chrześcijańska wiarę i postawę, za co papież Aleksander VI przyznał Ci tytuł Obrońcy Grobu Pańskiego w Jerozolimie, dekorując okolicznościowym mieczem, który dzisiaj jest także przy boku Twej pomnikowej postaci. A więc dzisiaj, wdzięczni za Twe dokonania stawiamy Ci ten pomnik, abyś z niego zaświadczał wszem i wobec, że tu, w Słupsku, na Ziemi Słupskiej, na całym Zachodnim Pomorzu, byliśmy przez wieki my - Słowianie, Kaszubi i Pomorzanie, że byliśmy tu w swojej rodnej chëczy, tak jak ma to miej-

65 sce dzisiaj, kiedy po II wojnie światowej i przyznaniu Polsce - z ponad trzywiekowego władztwa Niemieckiego - Pomorza, przybyli tu po roku na powrót na te ziemie nasi Ojcowie, którzy swoją pracą i zrodzonymi tutaj dziećmi ukształtowali nowe oblicze tego Regionu w oparciu o jego słowiańską historię, odbudowali jego tożsamość w łączności i jako część naszej narodowej i państwowej Ojczyzny - Polski. Proszę Państwa! Z ideą budowy pomnika Bogusława X w Słupsku nasza fundacja Naji Gòchë wyszła już w 2007 roku, podczas kolejnej corocznej mszy ekumenicznej, organizowanej w rocznicę śmierci słupskich Gryfitów - księżnej Anny Gryfitki i jej syna Bogusława Ernesta de Croya. Ogłosiliśmy ten zamysł także na łamach słupskiego dwutygodnika Moje Miasto i od tego czasu szukaliśmy sprzymierzeńców i sposobności do jego budowy. Na przełomie 2008/09 r. podjęliśmy pierwsze sondażowe rozmowy ze słupskim plastykiem miejskim Edmundem Iwańskim, a przede wszystkim z artystą architektem panem Robertem Sobocińskim z Poznania, które - przede wszystkim w zakresie wysokości kosztów i oraz terminu wykonania - skończyliśmy pod koniec 2009 r. W międzyczasie uzyskaliśmy słowa wsparcia i zapewnienia pomocy ze strony Rady Rodzin Trzebiatowskich, dyr. Muzeum Pomorza Środkowego Mieczysława Jaroszewicza, prezesa Towarzystwa Przyjaciół MPŚ Zdzisława Machury, z-cy Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków Zdzisława Daczkowskiego, a także wspomnianego Edmunda Iwańskiego i wielu innych życzliwych sprawie. Niewątpliwym impulsem do budowy pomnika był zbliżający się jubileusz naszego miasta, na który fundacja NG zamierzała - co się udało - wznieść jako społeczny dar ten pomnik Pierwszego Słupszczanina, który w tym mieście zasłużył na ten znak naszej pamięci i go się doczekał. Niewątpliwe przyspieszenie nastąpiło, kiedy włączyli się do realizacji tej idei p. Edmund Zmuda Trzebiatowski, a potem prezydent Słupska p. Maciej Kobyliński i powołany pod jego przewodnictwem 32-osobowy Komitet Budowy. Z tego miejsca chciałbym w imieniu naszej fundacji, obecnych tu członków jej władz statutowych i Kapituły z p. Alicją Talewską - prezydentem naszej Rady, Bolesławem Prondzyńskim - prezesem Kapituły, oraz Janem Maziejukiem - przewodniczącym KR, serdecznie wszystkim tym, którzy pomogli w tym dziele, podziękować, zarówno tym, którzy świadczyli pomoc materialną, jak i bezpośrednio w jego budowie. Wszyscy oni zostali wymienieni w okolicznościowym folderze, jaki jest do Państwa dyspozycji, będą także wymienieni w akcie erekcyjnym i okolicznościowej tablicy, którą posadowimy w otoczeniu niniejszego pomnika i uroczyście odsłonimy pod koniec października br., tj. z chwilą zamknięcia zbiórki na rzecz budowy. Nadal liczymy i prosimy w tym względzie o wsparcie. Szczególnie pragnę z tego miejsca podziękować panu prezydentowi Maciejowi Kobylińskiemu za to, że przyjął przewodnictwo Komitetu Budowy i sprawnie, a przede wszystkim tak skutecznie pokierował jego pracami. Dziękuję panu prezesowi Edmundowi Zmuda Trzebiatowskiemu, bez zaangażowania którego daleko byłoby nam jeszcze do dzisiejszego sukcesu. Za nim murem stanęli członkowie i kierownictwo Rady Rodzin Trzebiatowskich oraz Jan Dobrzyń - prezes O/ZK-P w Słupsku, wraz z członkami tego partu i jego Zarządu. A także jego Przyjaciele przedsiębiorcy, a zwłaszcza Ci najhojniejsi pp. Leszek Gierszewski z Bytowa, Jerzy Malek z Duninowa, Bolesław Prondziński z Piaszczyny oraz Aleksander Jutrzenka Trzebiatowski z Gdyni. Dziękuję panu Robertowi Sobocińskiemu, autorowi i wykonawcy tego pięknego monumentu, za jego życzliwość, za współpracę w tworzeniu tej wizji Bohatera, za finansową przychylność i spolegliwość. Serdecznie dziękuję wszystkim członkom Komitetu Budowy za efektywny udział w Jego pracach, a osobno p. Tomaszowi Maciejewskiemu - miejskiemu konserwatorowi zabytków, Edmundowi Iwańskiemu - miejskiemu plastykowi, i Janowi Dobrzyniowi, za bezpośrednie zaangażowanie się w budowę a p. Andrzejowi Obecnemu za medialne wsparcie idei budowy. Z całego serca dziękuję p. Wiesławowi Gąsiorowi - właścicielowi firmy Morze, za wykonane prace budowlane, firmie Dźwigbud Smoliński, Milcarz ze Słupska, Wiesławowi Gruszce - właścicielowi firmy Geokart, oraz szefowej drukarni Grawipol pani Grażynie Zblewskiej. Niech mi będzie wolno przy tej okazji wspomnieć śp. Witolda Zblewskiego, jej małżonka, współzałożyciela w 2003 r. naszej fundacji. Witek zmarł już 5 lat temu - 9 lipca 2005 roku. Cześć jego pamięci! Z całego serca dziękuję wszystkim być może niewymienionym, dziękuję wszystkim za każdy dobre słowo, gest i odruch wsparcia. Dziękuję tym wszystkim, którzy przygotowali, prowadzili i wystąpili podczas tej uroczystości. Dziękuję za przybycie wszystkim zaproszonym gościom, pocztom sztandarowym, zespołom artystycznym oraz wszystkim tu obecnym słupszczanom i mieszkańcom naszej pięknej Pomorskiej Ziemi. Niech mi będzie na zakończenie wznieść okrzyk. Niech nie tylko od święta zespalają i pobudzają nas do pozytywnych czynów przykłady patriotycznych postaw naszych przodków i Bohaterów pomorskiej historii! Niech historia będzie fundamentem naszej dzisiejszej pomyślnej rzeczywistości! Niech żyje i rozkwita nasze miasto Słupsk i cała nasza Pomorska Ziemia! Dziękuję!!! WYDARZENIA Podpisanie aktu erekcyjnego Uroczyste odsłonięcie pomnika księcia Bogusława X odbyło się 12 września 2010 roku na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich. Przy odsłonięciu pomnika podpisano akt Erekcyjny Pomnika Księcia Bogusława X. AKT EREKCYJNY W hołdzie tysiącom Słupszczan, którzy od wieków tworzyli - i tworzą nasze Miasto, z przesłaniem dla przyszłych pokoleń, by w oparciu o Jego historię pamiętali, iż nie ma takowych terminów, z których by się viribus unitis podnieść nie można... (H. Sienkiewicz). Świadomi tego, iż jesteśmy tylko jednym z przenikających się wzajemnie pokoleń, od wieków wznoszących wspólny gmach Słupska, jak nasi poprzednicy czynili to dla nas, a nasi następcy rozwijać Go będą dalej, dla naszych wspólnych prawnuków My, Słupszczanie z początków XXI wieku stawiamy tu nasz twórczy znak - świadectwo wspólnoty z Nimi i z Nami wszystkimi. Zostawiamy Wam dziedzictwo kulturowe tych, którzy na Kaszubii byli przed nami - wszystkich określających się wspólnym mianem Pomorzan, choć byli Kaszubami, Niemcami, Polakami czy Żydami - godnie niesione przez łańcuch pokoleń, by przekazywać je dalej i dalej, w obszary, których nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić... Niech po wsze czasy wiadomo będzie, iż mimo różnic kulturowych, obyczajowych, religijnych czy technologicznych - jesteśmy Wspólnotą w miłości do naszego Miasta, Jego Historii, Teraźniejszości i Przyszłości.... Odbierzcie od nas to przesłanie, Słupszczanie z przyszłych wieków, by dobro Słupska zawsze było nadrzędnym celem tych, którzy mieszkają nad Słupią, a kolejne epoki niech przynoszą Miastu rozkwit i dobrobyt. Wiemy, że nie jesteśmy sami w niezmierzonej przestrzeni Czasu, pełni pokory wobec minionych i przyszłych wieków. Jej znakiem niech będzie ten symbol - pomnik budowniczego Zamku Książąt Pomorskich, Księcia Pomorza, Kaszubów i Wenedów - Bogusława X, który, my Synowie Kaszubii i fundatorzy monumentu - odsłaniamy w Jubileusz 700- i 745-lecia Słupska jako miasta, a u stóp którego, w należnym hołdzie. Wszystkim Słupszczanom, składamy to przesłanie dla Potomnych. - Maciej Kobyliński - Prezydent Słupska; Przewodniczący Komitetu Budowy Pomnika - Zbigniew Talewski - Prezes Fundacji na rzecz rozwoju społeczno- kulturalnego i promocji Ziemi Słupskiej, Zaborów, Borów i Gochów - Edmund Zmuda - Trzebiatowski Członek Rady Rodzin Trzebiatowskich; Członek Kapituły Fundacji - Jan Dobrzyń - Prezes Zarządu Oddziału Zrzeszenia Kaszubsko- Pomorskiego w Słupsku - Paweł Jutrzenka-Trzebiatowski - Przewodniczący Rady Rodzin Trzebiatowskich Słupsk, 12 września 2010 roku 63

66 OPINIE Zakłamane zaklęcia 64 Maciej Narloch Niedawno temu świętowaliśmy w Gdańsku odsłonięcie pomnika Świętopełka Wielkiego. Cieszę się, że sprawa ta zakończyła się sukcesem, choć mam zarazem mieszane uczucia. Nie sam zaszczepiłem je sobie w duszy, ale powstały one pod wpływem lektury, m.in. świetnego referatu Andrzeja Hoi na temat utartych mitów już dawno temu, pretensje więc wszelkie o dążenia do demitologizacji proszę kierować do tego autora. Piszę to na pół żartobliwie, na pół poważnie, ponieważ w dalszej części eseju będę niestety pisał o sprawach moim zdaniem bardzo istotnych, a smutnych. Ilekroć spotykam się z przejawami działalności na rzecz języka kaszubskiego lub tzw. tożsamości regionalnej, narasta we mnie nieufność. Uczucie bardzo niewygodne, ponieważ sam przynależąc do najliczniejszej kaszubsko-pomorskiej organizacji społecznej - Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego - w jakimś stopniu legitymuję wiele z takich działań, choć nikt nigdy nie podjął się wytłumaczenia mi, dlaczego właściwie należy działać na rzecz podtrzymania tej tożsamości. W zasadzie wydaje się, że aksjomat zachowania kultury kaszubskiej i języka kaszubskiego od samego zarania - wyartykułowany przez Floriana Ceynowę - nie podlegał dyskusji. Być może tylko dla ojca ruchu regionalnego wiązał się on wyraźnie z hasłem emancypacji społecznej Pomorzan - chłopów i ludzi pracy najemnej, egalitarnym (równościowym) sprzeciwem wobec dominujących wówczas szlachty i kleru oraz przede wszystkim upodmiotowieniem Kaszubów zarówno wobec germanizacji, jak też dążeń centralistycznych ze strony części społeczeństwa polskiego. Dla coraz większej rzeszy mieszkańców Pomorza (także Kaszubów) hasło zachowania tożsamości kaszubskiej - czy też w coraz rzadszym użyciu tożsamości kaszubsko-pomorskiej - jawi się jako słowo wytrych, mające służyć poparciu dla różnych lokalnych i krajowych polityków, otwarciu strumienia pieniędzy na projekty służące tejże tożsamości (utrzymanie małych szkół, nauczanie języka kaszubskiego, programy kaszubskojęzyczne w telewizji publicznej) i dla szeregu organizacji pozarządowych, które jakoby jej (tj. tożsamości kaszubskiej) służą. Tożsamość pomorska jest też motywacją działalności szeregu działaczy społeczników, którzy choć nie odnoszą z niej bezpośrednio żadnych profitów ekonomicznych czy politycznych, jednak dzięki niej uzyskują pewne uznanie społeczne, a wreszcie własną satysfakcję - wartości również cenne dla wielu osób. Jakkolwiek tego rodzaju cele i motywacje nie zasługują same z siebie na potępienie, nawet jeśli towarzyszy im chęć tzw. ubicia własnego interesu, warto też zauważyć, że same z siebie nie zasługują one na pochwałę czy akceptację, jeśli z nich nie wynika jakaś głębsza wizja, zasługująca na szacunek. Sam altruizm czy też umiłowanie swojego regionu nie wystarczy. Gdy pojawia się w dyskusji jakiekolwiek pojęcie wspólnoty lub wartości, wokół których konstruuje się wspólnoty (Kaszubi, Kociewiacy, Pomorzanie, chrześcijanie, katolicy), zwłaszcza wspólnoty natury etnicznej i emocjonalnej, pojawia się przede wszystkim też ryzyko instrumentalnego wykorzystania tej więzi uczuciowej dla jakichś celów. Doskonały przykład będą mogli już wkrótce obserwować czytelnicy dzięki kolejnym wyborom samorządowym [pisane przed kampanią r. - przyp. red.]. Jak zwykle politycy różnej maści, od prawej do lewej strony sceny politycznej, będą używali słów typu Bóg, Honor, (Mała) Ojczyzna, Region, Krzyż, Pomorze, Kaszuby, Nasz (Czersk, Chojnice, Brusy, Słupsk, Gdańsk ) etc. W umyśle każdego idealistycznego działacza regionalnego lub choćby osoby, której region jest nieobojętny, powinien wówczas pojawić się niepokój, a nawet oburzenie, że oto właśnie wartości, które on współtworzy, uczucia, które silnie odczuwa, są wykorzystywane dla legitymizacji osób i programów, z którymi się nie zgadza

67 lub - co gorsza - których nie zna. Gdy Bóg staje się tylko słowem na plakatach wyborczych, Rodzina tylko hasłem, można czuć zaniepokojenie. Co więcej często ktoś uzurpując sobie prawo do wyłącznego reprezentowania pewnych pozytywnych wartości, obciąża swoich przeciwników domyślnie lub otwarcie przypisaniem do odmiennych tradycji i wartości źle kojarzonych (ten zły - Niemiec, Kociewiak, nie-katolik, żyd) lub też nagannych ( kłamca, pieniacz, politykier etc.). Wszystkie tego typu manipulacje przebiegają na bardzo prostej zasadzie, rodem z prymitywnych plemion - na konstruowaniu prostej opozycji My-Oni (my honorowi, oni niehonorowi) lub nawet trochę bardziej skomplikowanej, tj. na przyznaniu posiadania przez daną wspólnotę wad, ale też i zalet, które mają je z rekompensatą równoważyć ( tradycyjni, może nawet zacofani, ale pobożni ). Podczas poprzednich wyborów prezydenckich (2005) doskonały przykład, jak łatwo jest zastosować politykom prymitywną socjotechnikę, zaserwowały socjologom i politologom sztaby wyborcze niemal wszystkich kandydatów. Większość obywateli nie wychwyciła manipulacji ani też nie wyciągnęła wniosków z tamtych wyborów. Z obozu jednego kandydata wyszedł zupełnie niemerytoryczny zarzut o dziadka w Wehrmachcie, drugi zaś polityk nieumiejętnie bronił się, początkowo zaprzeczając, a później zaś tłumacząc się niewiedzą na ten temat. W efekcie większość Polaków otrzymała komunikat, że posiadanie wśród przodków żołnierzy Wehrmachtu jest faktem wstydliwym, wiążącym się z zdradą narodową, choć każdy znający historię własnej rodziny Pomorzanin wie, że fakt służby Polaków w niemieckim wojsku podczas wojny światowej na Pomorzu w przeważającej większości wypadków wynikał z przymusowych wpisów na niemiecką listę narodową. Płynie stąd wniosek, że historia regionalna i tożsamość, jeśli nie mają być obiektem manipulacji, muszą być ekspansywne. O elementarnych faktach z historii Pomorza muszą w szkołach, poprzez instytucje kultury i środki masowego przekazu uczyć się wszyscy obywatele, tak jak każdy obywatel powinien mieć elementarną wiedzę o historii Śląska czy też Warmii i Mazur. Instrumentalne potraktowanie tożsamości większości Polaków, w której Niemiec w mundurze Wehrmachtu jednoznacznie jest obcym, innym, nienawistnym wrogiem, uderzyło w tożsamość Pomorzan, którzy nie ze swojej winy musieli nieraz obcy mundur przywdziewać. Z drugiej strony, można zapytać, czy Pomorzanie z tej lekcji wyciągnęli też wniosek, że nie wszyscy żołnierze Armii Ludowej i Armii Czerwonej znaleźli się w szeregach tych formacji z własnej woli. Czy my, Pomorzanie, nauczyliśmy się, że patrzenie na ludzi przez pryzmat tego, skąd pochodzą ( Antki, napływowi ), jest równie złe, jak wypominanie nam, Pomorzanom, dziadka z Wehrmachtu? Nie wystarczy tylko uczyć, trzeba też otworzyć się na debatę i nawet śmiałe wyciąganie dalekich wniosków. Tego rodzaju manipulacje tożsamością jak przywołana w roku mają miejsce nie tylko w odniesieniu do tożsamości ogólnonarodowej, lecz coraz częściej także regionalnej, czy nawet w odniesieniu do mieszkańców poszczególnych gmin lub miejscowości. Jedną z ciekawszych i bardziej zagmatwanych jest kreowanie mitów na temat zaangażowania politycznego Pomorzan czy też - węziej - Kaszubów. Na przykład Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie przed każdymi wyborami lubuje się przedstawiać jako organizacja apolityczna, choć gros jej członków, z premierem na czele, reprezentuje prawicowe i centrowe partie polityczne PO i PiS, rzadziej PSL, a do zupełnych wyjątków należy SLD. W związku z rzekomą apolitycznością ZK-P w wypowiedziach swoich głównych przedstawicieli często deklaruje, że cały szereg spraw pozostaje poza jego zainteresowaniem - głównie dotyczących ekonomii, gospodarki czy wykluczenia społecznego, bo te jakoby należą do polityków. Nie jest to wadą tylko Zrzeszenia, ale też szeregu innych organizacji, które działając na polu regionalnym usuwają poza obszar swojej działalności sprawy gospodarcze lub choćby społeczne, jak np. olbrzymia w ciągu kilku ostatnich lat emigracja osób młodych z terenów wiejskich, czyli tych obszarów, które właśnie stanowią bazę regionalizmu i tradycji. Z jedną zasadniczą różnicą, która odróżnia ZK-P od innych organizacji społecznych, czyli stowarzyszeń, fundacji, związków zawodowych, partii politycznych: Zrzeszenie już organizacją pozarządową nie jest, choć na pewno nie stało się formalnie stronnictwem politycznym. Nie ma sensu oszukiwać się: Zrzeszenie i związane z nim organizacje społeczne prowadzą politykę i stały się quasipartią polityczną. Gdy mówi się o Pomorzu, zapomina się też, że etos kaszubski powstał w związku z morzem i pracą na morzu, co nie przeszkadza kultywowaniu tradycji pomorskiej Solidarności jako ruchu robotniczego ze stoczni Gdyni i Gdańska. Pewnym paradoksem jest to, że przy przyjęciu nieingerencji państwa w gospodarkę, państwo może ingerować w kształtowanie pamięci historycznej - Europejskie Centrum Solidarności i kolejne obchody Sierpnia kultywują tylko jeden aspekt tradycji walki robotników - o Polskę niepodległą. Z tej samej robotniczej, narodowowyzwoleńczej pierwszej Solidarności czerpią dumę politycy, także ci regionalni, którzy nie wahają się określić jako Kaszubi narodowości kaszubskiej lub zwolennicy liberalizmu gospodarczego. Można to nazwać niezawinionym paradoksem lub niespójnością wizji polityki historycznej - jeśli tak, to dla wielu taka niespójność jest bardzo wygodna. Często podkreśla się, że za czasów PRL-u Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie i Kaszubi w ogóle byli antysystemowi, jednakże faktyczne, realne poparcie dla strajkujących stoczniowców spośród kaszubsko-pomorskich działaczy wyraził tylko Lech Bądkowski. Ale gdy zagłębić się w biografię Lecha Bądkowskiego, okazuje się, że nie tylko Kaszubem nie był (urodził się wszakże w Toruniu), ale także bardzo negatywnie odnosił się do niewykorzystania przez Polskę dostępu do morza. Choć dla wielu postać Lecha Bądkowskiego jako pomorskiego autorytetu jest bardzo wygodna, mniej wygodne jest kontynuowanie jego programu, czyli powszechnego samorządu społeczeństwa, także załóg pracowniczych, i cytowanie niektórych jego wypowiedzi, z których wynika, że bynajmniej neoliberałem, konserwatystą czy zwolennikiem nieingerencji państwa w gospodarkę nie był. Nie jest też jasne, na ile antykomunizm Kaszubów z okresu Solidarności miałby się pokrywać z antylewicowością czy też antysocjalizmem. Na pewno nie jest prawdą, że samo Zrzeszenie było organizacją antykomunistyczną, skoro wśród jego założycieli byli także działacze komunistyczni. Jeśli chodzi o antylewicowość, wystarczy wspomnieć przynależność tak wybitnych postaci jak Wincenty i Tomasz Rogalowie do przedwojennej Narodowej Partii Robotniczej, czy Aleksandra Arendta do Polskiej Partii Socjalistycznej. Jeśli zaś chodzi o historię walk o niepodległość, mamy na podorędziu socjalny program Gryfa Pomorskiego lub chlubną [ostatnio tu i ówdzie kontestowaną - przyp. red.] walkę w obronie Gdyni w roku trzech batalionów sformowanych przez PPS, tzw. Czerwonych Kosynierów. Należy stwierdzić, że owszem, mamy na Pomorzu tradycje lewicowe, i to te najchlubniejsze - socjalne, a nie totalitarne czy komunistyczne. Jednym z mitów utrwalonych na Pomorzu jest twierdzenie o rzekomej prawicowości Kaszubów i Pomorzan w ogóle. Uściślając, mit ten wywodzi się ze znacznego poparcia dla przedwojennej endecji na tych terenach, choć przede wszystkim ze sprzeciwu wobec zabiegów centralistycznych w przedwojennej Polsce. Mit ten niespójnie zszywa kilka sprzecznych opinii. Jeszcze przed I wojną światową PPS wraz z Józefem Piłsudskim uznawała za głównego wroga Rosję, stąd też główny wysiłek zbrojny skierowano na walkę właśnie z nią - na wschód, co zrodziło zrozumiałą niechęć na zachodzie Polski - wśród osamotnionych powstańców w Wielkopolsce i na Śląsku, nie wspominając o Pomorzu. Z drugiej jednakże strony środowisko endeckie z Romanem Dmowskim na czele bardzo długo odrzucało wizję zbrojnej walki o niepodległość, a walkę z Niemcami ograniczało jedynie do szumnych deklaracji w rozważaniach możliwych konfiguracji sytuacji międzynarodowej. Powtarza się, że wojska polskie wkraczające na pomorskie tereny często zachowywały się na nich jak na terenach okupowanych, obrażając miejscową ludność lub traktując ją jak pół-niemców. Tym samym przyznaje się z jednej strony, że historia tych ziem nie była bynajmniej czarno-biała, że także Polacy mają swoją skłonność do ksenofobii, a po wtóre przemilcza się zarazem fakt, że wojskami tymi dowodził gen. Józef Haller - późniejszy idol endecji, jak też i to, że całą Błękitną Armię utworzono pod politycznym nadzorem endecji. Po zamachu majowym roku (ale i wcześniej też) pomorskie garnizony były miejscem zsyłki dla niewygodnych wojskowych spoza obozu piłsudczykowskiego. Np. przywódca endeckiego puczu wojskowego z r. pułkownik Marian Januszajtis już w styczniu roku został dowódcą twierdzy Chełmno. Pomorze było traktowane jako teren nieważny, nieistotny, stąd nawet po przejęciu władzy przez piłsudczyków względnie łatwo było Pomorzanom zachować twarz. Środowisko piłsudczyków po zamachu majowym, choć początkowo wspierało się na ruchu lewicowym, szybko zaczęło zwracać się ku przedwojennej prawicy, co szczególnie widoczne było po śmierci marszałka. De facto główną opozycję zaczęły stanowić środowiska centrolewicowe: Polska Partia Socjalistyczna, Polskie Stronnictwo Ludowe Wyzwolenie czy - nieco słabsza - Narodowa Partia Robotnicza. Wizje zmiany ustroju państwa w kierunku coraz silniejszej pozycji władzy wykonawczej i centralizmu państwowego nie budziły sprzeciwu środowisk endeckich jako takie, ale dlatego, że władza w państwie utrzymywała się nie w rękach Dmowskiego i jego popleczników, tylko wojskowych zwią- 65

68 66 zanych z marszałkiem. Owszem, wskutek tych uwarunkowań na Pomorzu szczególnie silna była endecja, jednakże z drugiej strony aktywny był też ruch robotniczy PPS-u, syndykalistyczny Związek Związków Zawodowych czy lewicowy Związek Nauczycielstwa Polskiego i PSL Wyzwolenie. A cofając się głębiej w przeszłość, przypomnijmy, że ojcem kaszubskiego ruchu regionalnego jest wszakże Florian Ceynowa, z jednej strony słowianofil, zwolennik odrębności narodowej Kaszubów, ale też antyklerykał, zagorzały przeciwnik polskiej szlachty i ziemiaństwa, przywódca powstania starogardzkiego, powiązany z radykalnym Towarzystwem Demokratycznym Polskim. O ile upatrywanie ojca ruchu regionalnego (a nawet - zdaniem niektórych - narodowego) Kaszubów w Ceynowie nie budzi kontrowersji wśród aktywistów kaszubsko-pomorskich, to pozostałe elementy jego poglądów są skrzętnie pomijane, a w najlepszym razie określane jako nieaktualne lub anachroniczne. Druga wojna światowa i okres tzw. władzy ludowej jedynie zwiększył niektóre fobie, a w deklarowanych sympatiach politycznych jedynie zaciemnił podział na to, co lewicowe, i to, co prawicowe. Nie wiadomo dziś dokładnie, za czym opowiadają się politycy, składając kwiaty pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego. Czy oddają cześć bojownikowi o niepodległość Polski z Organizacji Bojowej PPS jako wielkiemu patriocie, zapominając o tym, że zaistniał on jako polityk lewicowy, socjalistyczny, a może oddają cześć autorowi puczu wojskowego? Z drugiej strony, czy składając kwiaty pod pomnikiem Dmowskiego, ci sami politycy wyrażają poparcie dla jego koncepcji asymilacji mniejszości narodowych, oddają hołd ojcu polskiego antysemityzmu czy dyplomacie walczącemu o dostęp Polski do Bałtyku? Oczywiście żadnego polityka nie można zmusić do takich jednoznacznych deklaracji, które nie tylko byłyby potępieniem jakiejś wizji przeszłej historii, ale też pewnych programów politycznych, które nadal zachowują swoją aktualność. Z drugiej strony, doprawdy trudno jest znaleźć polityka, który mógłby powtórzyć w kontekście tych pytań słowa hrabiego Aleksandra Wielopolskiego: W dążeniu każdej partii jest jakaś część zdrowa, to jest ta, która jest żywiołem całości życia narodowego ( ). Zależy [mi] na wydobyciu u każdej partii na wierzch tej zdrowej części ( ). Tak więc powinienem i ja w mojej Ojczyźnie działaniu trzymać się na tej drodze i być we wszystkich partiach. Nie odrzucać ich dlatego, że jest w ich dążeniu pewna część złego, lecz się zbliżać do nich z chrześcijańską miłością, starać się dogrzebać tego, co w głębi jest zdrowe, do wydobycia i zjednoczenia tego dopomóc. Nadal są tacy zarówno wśród współczesnych zwolenników Piłsudskiego, jak i Dmowskiego, którym bliższy jest model Polski autarkicznej, w której neguje się istnienie mniejszości narodowych, i tacy, którzy widzą Polskę w szerszym kontekście federalnego (Unii Europejskiej?) państwa, szanującego prawa mniejszości narodowych. Oczywiście są też politycy skrajnych opcji, z jednej strony ci, którzy wszędzie widzą knowania masonów, Żydów i międzynarodowej finansjery, jak o. Tadeusz Rydzyk czy Roman Giertych, z drugiej ci, którzy jako członkowie KC partii rządzącej w poprzednim ustroju (Leszek Balcerowicz, Leszek Miller, Aleksander Kwaśniewski) jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stali się zwolennikami demokracji i liberalnej gospodarki, czasami nieśmiało broniąc gen. Wojciecha Jaruzelskiego i postulując likwidację IPN-u. Gdzieś pośrodku sytuują się politycy Prawa i Sprawiedliwości, Polski Plus oraz Platformy Obywatelskiej, którzy od czasu do czasu zapuszczają się w stronę polityki historycznej i składają kwiaty pod pomnikami. Ze zrozumiałych względów reprezentanci postkomunistycznej lewicy unikają deklaracji w dyskusji o historii, ponieważ z jednej strony obawiają się zepchnięcia do szańców obrońców PRL-u, a z drugiej strony nie sposób im wskazać w swoich tradycjach czynników pozytywnych - niepodległościowych i walk o emancypację społeczną, bo te przynależą do środowisk lewicy pozaparlamentarnej, wywodzącej się z tzw. lewicy solidarnościowej, emigracyjnego PPS-u czy anarchosyndykalistów, które udało im się - wespół z liberałami i konserwatystami - zepchnąć poza scenę polityczną. Wszak cały tzw. program socjalny PZPR-u, partii określającej się jako komunistyczna, w wymiarze socjalnym był dziedzictwem programu radomskiego PPS-u z roku. Wyrzucono z niego wszystkie postulaty, które nie służyły przejęciu autorytarnej władzy: spółdzielczość, równouprawnienie mniejszości narodowych, wielopartyjność, samorząd (terytorialny, korporacyjny i robotniczy), pomoc dla indywidualnego rolnictwa, przywiązanie do suwerenności państwowej i poszanowanie dla religii. Prawdziwą politykę historyczną na Pomorzu, tak jak i wielu miejscach Polski, wobec inercji głównych sił politycznych prowadzą władze samorządowe i organizacje pozarządowe. Najprostszą formą tejże polityki jest przyjęcie jako aksjomatu deklarowanej apolityczności w działaniach kulturalnych, mającej być przedłużeniem apolityczności tychże

69 organizacji. Jak już wyżej zauważyłem, deklarowana apolityczność jest często zaciemnianiem sprawy. Gdy organizacja występuje o publiczne pieniądze na ufundowanie tablicy lub wnioskuje o upamiętnienie danej postaci nazwą ulicy lub placu, niedość, że uzależnia się od decyzji polityków, ale później również zmuszana jest ich promować, zapraszając na uroczyste odsłonięcie i pozwalając lokalnym lub krajowym politykom promować swój wizerunek w mediach. Nieraz społecznicy mogą poczuć się rozczarowani, nie tylko jako ci, którzy pozostają najbardziej w cieniu, ale także jako ci, którzy - chcąc nie chcąc - przyczyniają się do promowania osób jak najdalszych od apolityczności, często zaś tych, które reprezentują odmienne wizje polityczne. Nie jest rozwiązaniem bynajmniej stawianie wyłącznie na promowanie pozytywnych wzorców personalnych z grona niektórych zasłużonych Pomorzan - niedość, że prowadzić to może do spłycania historii, instrumentalnego posłużenia się jakąś postacią przez dane stronnictwo polityczne czy środowisko, ale też do fałszowania dziejów. Jedną z takich czarnych plam w biografiach działaczy kaszubsko-pomorskich jest skłanianie się (m.in. przez Hieronima Derdowskiego i Jana Karnowskiego) ku antysemityzmowi. Fakt ten albo się ignoruje, albo - dla wygody i zachowania świetlanej wizji ruchu regionalnego - przemilcza. Antysemityzm jest tylko jednym z przykładów skłonności do zamykania się ruchu kaszubskiego na inne społeczności. Obecnie - częściowo ukrytą - formą ksenofobii w nowym wydaniu jest niechęć Kaszubów do innych Pomorzan i nie-kaszubów, często kryjąca się za zgoła niewinnymi postulatami lub postawami. Można zaobserwować przejawy zamykania się ruchu kaszubsko-pomorskiego na inne niż kaszubskie społeczności zamieszkujące Pomorze: wydawnictwa i media kaszubskie kierują swój przekaz wyłącznie do Kaszubów, po pierwsze, skupiając się na tematyce wyłącznie ich dotyczącej, po wtóre. przez odpowiednie formułowanie przekazu. Co prawda władze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego odcinają się od twierdzeń, jakoby Zrzeszenie kierowało się wyłącznie ku sprawom kaszubskim, ale właśnie o tym świadczą zarówno akceptacja podziału terytorialnego kraju, w którym nie tylko Pomorze znalazło się w trzech województwach, ale też dokonanie podziału Pomorza Gdańskiego, w którym rozdzielono społeczności Kociewiaków i Borowiaków. Dlaczego uznano ten podział za ostateczny, dlaczego przerwano chociażby prace koncepcyjne nad innym podziałem terytorialnym? Wymowne już w samej nazwie jest kreowanie Kongresu Kaszubskiego na główne forum debaty ruchu regionalnego, a corocznych zjazdów Kaszubów na główną imprezę regionalną, choć tylko z nazwy. Jeśli kongres miałby objąć całość tego ruchu (rozumianego jako ruch regionalny pomorski), powinien przyjąć formułę otwartą nie tylko dla Pomorzan, tj. Kociewiaków, Borowiaków czy Gdańszczan, ale też mieszkańców województw kujawsko-pomorskiego i zachodniopomorskiego jako Kongres Pomorski. Te wszystkie działania są odbierane przez coraz większą liczbę mieszkańców Pomorza jako izolowanie się Kaszubów, a przez ludzi o skrajnych poglądach jako separatyzm. Kaszuby stają się atrakcyjne, ale w wersji pop i disco. Ile w tym autentyczności, a ile masowości? Oczywiste jest, że oskarżenia Kaszubów o separatyzm są bzdurą, nawet w odniesieniu do Kaszubów deklarujących narodowość kaszubską (5,1 tys. w ostatnim spisie wyborczym). Po pierwsze dlatego, że trudno jest czynić komuś zarzut z tego, że poczuwa się do innej narodowości niż narodowość w państwie dominująca. (Wg trafniejszego określenia uczucie takie jest też patriotyzmem czy poczuciem tożsamości, tyle że przedmiotem jest inna wspólnota narodowa.) Sam patriotyzm nie jest uczuciem złym ani też motywacją złą, choć znamy doskonale przykłady, kiedy źle pojęty patriotyzm przeradzał się w jego karykaturę - szowinistyczny nacjonalizm. Po wtóre, wydaje się, że kaszubskiemu ruchowi narodowemu separatyzm nie grozi, bo jest on niewykonalny. Idea ustanowienia jakiejkolwiek formy państwowości czy autonomii wobec szczupłości terytorium kaszubskiego, gospodarki kaszubskiej, a przede wszystkim szczupłości etnosu kaszubskiego jest czystą fantastyką, a Kaszubi nie stanowią żadnego zagrożenia dla Rzeczypospolitej Polskiej czy Polaków. Stwierdzenie takie nie oznacza ignorowania osób deklarujących narodowość kaszubską - owych 51 00, choć podobno to niespełna relatywnie 1 0% tych, którzy zadeklarowali używanie języka kaszubskiego, a zaledwie 1 % osób, które mają korzenie kaszubskie. Można przypuścić, że spośród owych osób znaczna część to aktywni działacze ruchu kaszubskopomorskiego, którzy w znacznej części kształtują jego obraz, wszak nie przez przypadek prezesem ZK-P przez dwie kadencje był narodowiec. Problem pojawia się w zupełnie innej płaszczyźnie. Spór, który wyraża się w jałowych kłótniach o właściwy hymn, nazwę województwa (pomorskie czy kaszubsko-pomorskie) czy też nadanie Gdańskowi charakteru kaszubskiej (dlaczego nie pomorskiej lub kociewsko-pomorskiej?) stolicy, nie jest wszakże sporem między Kaszubami a Kociewiakami czy resztą Pomorzan, ale sporem wyłącznie kaszubsko-kaszubskim. I wcale nie jest tak, że narodowcy śpiewają wyłącznie pieśń Trepczyka, a Kaszubopolacy pieśń Derdowskiego. Linii podziałów jest coraz więcej: między kaszubskojęzycznymi a niekaszubskojęzycznymi, między Północą a Południem Kaszub, między zwolennikami PiS-u (konserwatystami) a PO (liberałami, między tradycjonalistami a modernistami, między Kaszubami z miast a tymi ze wsi, wreszcie między Kaszubami działającymi w ZK-P a tymi, którzy świadomie sytuują się poza tą organizacją. Wszystkie te postawy nawzajem się krzyżują i prowadzą do coraz większej atomizacji społeczności kaszubsko-pomorskiej. Każdy spór, jeśli nie jest dyskusją, przeradza się w konflikt. Tych konfliktów w ruchu regionalnym jest coraz więcej i coraz bardziej stają się one destruktywne, skoro w tak dużym szeregu spraw nie udaje się wypracować kompromisu. Tak naprawdę te różne płaszczyzny konfliktów można by uprościć do trzech: konflikt między małą grupką szowinistów-narodowców a narodowcami otwartymi, konflikt między Kaszubami o tożsamości narodowej kaszubskiej i polskiej, wreszcie ledwie się tlący konflikt między Kaszubami a nie-kaszubami w szerszym ruchu kaszubsko-pomorskim. Jak mawiał Melchior Wańkowicz, gdzie dwóch Polaków, tam trzy partie. Ciekaw jestem ile partii można znaleźć w naszym środowisku regionalnym... Na sam koniec chciałbym przytoczyć obszerny cytat z niezwykle mądrej wypowiedzi Tadeusza Bolduana z 1 0 grudnia r. ze wstępniaka do Pomeranii : W naszych ciężkich czasach najtrudniej bywa o demokratyczne cnoty obywatelskie, spojone z ambitnymi aspiracjami perfekcjonistycznymi których nie osiągnie się bez doskonalenia siebie samego. (...) Gdzieś po drodze dojrzewania zgubiliśmy hierarchię wartości. Również w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim są działacze, którzy nie potrafią sobie z nią poradzić. Prof. Maria Ossowska trafnie spostrzega, że w życiu trzeba wiedzieć, czego się chce, co jest ważne, a co drugorzędne. To pozwala hierarchizować cele, które zamierzamy osiągnąć. Do tego potrzebna jest otwartość umysłu. Trzeba chłonąć rzeczy nowe i poddawać rewizji swoje poglądy, zwłaszcza jeśli uległy zmianie fakty. Te słowa prof. Ossowskiej skierowane są do ludzi, którzy wypracowali w sobie dyscyplinę wewnętrzną i zdolność do długotrwałego wysiłku, do ludzi z mocnym kręgosłupem, którzy własne ja stale wzmacniają odwagą cywilną. Odwaga rodzi uczciwość intelektualną, ta zaś upoważnia do krytycyzmu, czyli do uzasadnienia warunków życia w imię c z e g o ś. Tak kształtujący swoją osobowość człowiek ma poczucie odpowiedzialności za słowo. Wiele się w Polsce zmienia na dobre i na złe. To normalne. Ale niepokoi trucizna rozlewająca się w środowiskach wszelkiego typu władzy. Tą trucizną posługując się terminologią prof. Ossowskiej jest brak mocnego kręgosłupa w sytuacjach, gdy wola i umiejętności praktyczne napotykają na rozmaite zagrożenia. Mocny kręgosłup łączy się ściśle z tolerancją. Jakże wielu Polaków obnosi się z nią werbalnie, przyznajmy jednak, że tylko wobec siebie i dla swoich poglądów. A przecież tolerancja to umiejętność szanowania cudzych potrzeb i cudzych opinii, których nie dzielimy. Tak rozumiana tolerancja jeden z ważnych kanonów demokracji jest niektórym naszym politykom obca. Tolerancja zamknięta w prywatności nie ma większego wpływu na życie publiczne i dlatego pozostaje ona mocno ograniczona, nawet martwa. Tak się jakoś dziwnie składa, że w naszej rzeczywistości te partie i organizacje, które w swoje programy wpisały wartości chrześcijańskie, są najmniej tolerancyjne wobec obywateli o odmiennych poglądach. Ich plakatowi przywódcy nie przejawiają chrześcijańskiej pokory i skłonności do przebaczenia. Są w tych partiach ludzie walki z wiatrakami, węszący wszędzie komunistów, [ludzie] dla których nawet agnostyk musi być komunistą. Zadajmy sobie szczere pytanie: dlaczego nie mamy być wyrozumiali dla tych, którzy są z przekonania socjalistami i komunistami, jeśli nie są obciążeni przestępczą działalnością. Każde poglądy, jeśli nie burzą państwa i ładu społecznego, godne są szacunku. Świat się zmienia gwałtownie, a nasi politycy, przede wszystkim ci ze skrajnej prawicy i skrajnej lewicy, wciąż ożywiają koszmary przeszłości, jakby one torowały nam drogę ku lepszemu. Słaby kręgosłup mają ludzie słabego ducha, więc wykrzykują głupstwa, aby zagłuszyć swoją małość i załgać autentyczny sens demokracji. Czuwajmy, aby nas nie zatruli jadem nienawiści i nietolerancji. Oni mogą zabić demokrację, a to znaczy nas, pospolitych ludzi. Nie wierzmy w zakłamane zaklęcia. /-/ 67

70 Zaboracy i Gochowie - uczestnicy XII Zjazdu Kaszubów w Pucku Gochowie- od lewej Czesław Klajst, Małgorzata Ollik, Jerzy Balcerzak, Anna Balcerzak, Stanisław Storman, Jan Ollik. Dr Antoni Szreder rektor WHSZ w Słupsku. Marek Dykier z synem Jakubem z Zielonej Huty obok (z lewej) feretonu. Małgorzata i Benedykt Reszka Rumia- Borowy Młyn. Maria i Alfons Klepin Słupsk. Bronisław Zmuda Trzebiatowski - Łąkie. 68

71 Zbigniew Jankowski Gdańsk oraz Władysław Czarnowski Brusy. Stanisław Kobus Brusy. Poczet sztandarowy ZKP Chojnice. Wiesława i Czesław Klajst z Wierzchociny. Zbigniew Studziński Wiele. Poczet Sztandarowy ZKP Lipnica Od lewej Wojciech Santoczno Megier, Swiontek Brzezińska Brzeżno Szlacheckie, Czesław Klajst Wierzchocina. Zbigniew Talewski i Józef Roszman Gnieżdżewo. Zygmunt Gierszewski Chojnice. Roman Reszka Borowy Młyn. Zaboracy z Karsina - Wiela. 69

72 KASZUBI - POMORZANIE 70 ANNA PIOTROWSKA 74 Urodziła się w kaszubsko pomorskiej rodzinie od wieków zamieszkałej na kaszubskich Zaborach i Gochach. Tu na Pomorzu, zwłaszcza w Słupsku gdzie zamieszkali jej rodzice wychowywała się i ukończyła szkołę podstawową i średnią. Tu stawiała pierwsze kroki artystyczne, będąc adeptka tańca w zespole działającym przy słupskim Rondzie Do dzisiaj nie tylko rodzinnie związana jest z Kaszubami, zwłaszcza z Borowym Młynem na Gochach, gdzie w okresie letnich wakacji prowadzi warsztaty teatru tańca. Anna z Talewskich Piotrowska od wielu lat mieszka w Warszawie tu rozwinął się jej talent artystyczny oraz działalność w zakresie animacji społeczno - kulturalnej. Dzisiaj jest uznaną tancerką, choreografem, reżyserem i instruktorem tańca współczesnego. Jest także Fundatorem i Prezesem Zarządu Fundacji Rozwoju Tańca ( założycielka mufmi teatr tańca przy Klubie DGW w Warszawie. Zdobyła liczne kwalifikacje artystyczno zawodowe. Ukończyła: kurs instruktorski tańca współczesnego w Krakowie, Prywatną Wyższą Szkołę Businessu i Administracji (Warszawa) Pomorski Świętowid czyli look_4_faces studia magisterskie kierunek zarządzania, Wyższą Szkołę Ekonomiczno-Informatyczną (Warszawa) studia licencjackie, Państwową Szkołę Stenotypii i Stenografii (Warszawa). Jest ona pomysłodawczynią i koordynatorem wielu ogólnopolskich i międzynarodowych programów edukacyjno-kulturalnych: PolemiQi, Atak przestrzeni, Kierunek (Europa_Warszawa), taniec SoloDuo_Polska, laboratorium choreografii, British 4 Polish Dance i in. Ponadto laureatką SoloDuo Dance Festival (Budapeszt 2005/2006), juror tego Festiwalu (2007) oraz stypendystką British Council Awards 2004 Young Polish Arts Entrepreneur. Producent przedstawień teatru tańca. Juror Doliny Kreatywnej programu TVP2 w dziedzinach taniec i animacja kultury. Uczestniczyła, jako gość, w festiwalu Gramigna Festival (Palermo 2007), International Poesifestival (Sztokholm 2007), Nu Dance Fest (Bratysława 2007/2008), Fabriaktionen (Berlin 2008), Working Title Festival (Bruksela 2008), jak również wielokrotnie jako gość Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego (Bytom), Międzynarodowego Festiwalu Współczesnych Form Tańca (Kalisz - główna nagroda 2007), Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca (Lublin), była wielokrotnym gościem festiwalu SoloDuo Dance Festival (Budapeszt ). Jest również reżyserem ruchu. Np. działania w tym zakresie prowadziła w teatrze współczesnym w Szczecinie - "Eine kleine" w adaptacji i reżyserii Pawła Kamzy (premiera, listopad 2007), w teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie - Wyzwolenie w adaptacji i reżyserii Pawła Kamzy (premiera, marzec 2008). W lutym 2008 roku zrealizowała dwie autorskie produkcje dla Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu pt.: farfalla i 6 / 9 Ponadto była gościem programu APAP VI, advancing performing arts project, to w ramach tego programu powstało solowe przedstawienie Look 4 faces wystawiane w Bytomiu, Berlinie i Brukseli. Look 4 faces To projekt pytający ale nie jesteśmy pewni czy otrzymamy odpowiedzi, a może nawet wcale nie chcemy ich poznawać... A więc jest to inscenizacja oparta na wyobrażeniowych pytaniach (work in progress)mianowicie: Czy bóg istnieje? Czy wiemy jak patrzeć żeby go zobaczyć? Czy umiemy go nazwać? Jakie mamy oczekiwania a co możemy dać w zamian? * Punktem wyjścia do projektu stały się wierzenia pogańskich Pomorzan- Słowian. To właśnie od czczonego przez nich czterogłowego Świętowita bóstwa wojny i urodzaju rozpoczęty został proces możliwej / niemożliwej kreacji nowego boga i zrodziło się pytani czy a jeżeli tak, to jak ludzie mogą stworzyć na nowo boga Słowian Świętowita. Poza akcją środowiskową, zaangażowaniem w projekt ludowego rzeźbiarza i fotografa, została podjęta próba poszukiwań słowiańskiej tożsamości również poprzez formę sceniczną, tj. solowe przedstawienie Anny Piotrowskiej Anna z Talewskich Piotrowska * In the middle of one continent Bóg najbardziej aktualny a więc kim jest Bóg i jakie ma dla nas znaczenie? Czy potrzebujemy boga? Czy wiemy w którą stronę patrzeć żeby go znaleźć czyli Pytania i odpowiedzi Pytanie: A.P. (Anna Piotrowska): Jak w nim może zmieścić się ona. Dalej nie wiem, zastanawiam się, siedząc na tronie w koronie z rogiem obfitości na męskiej piersi, gotowej na przyjęcie orderu. Orderu doskonałości i obfitości zasług mojego oblicza. Moje stopy wnikają w ziemię urodzaju, to ja karmię narody, to ja daję im wiarę i nadzieję. Najważniejsze najeść się i nie czuć nic. Patrzeć w moje boskie oblicze czworakich twarzy. Odp. Bogiem Jedynym w starodawnej religii naszych przodków był Świętowit ( Svet silny, święty bóg wojny i bóstwo urodzaju w 4 postaciach, któremu poświęcone było święto plonów). Pytanie: A.P.: Każdy nosi w sobie jakiegoś boga, na co patrzy ten bóg, w którą stronę podąża, bóg to kodeks moralny, zasady jakimi kierujemy się w życiu. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Odp. Fascynująca jest moc Świętowita wynikająca z tego, że może jednocześnie patrzeć w 4 strony świata, że ma ogromną właściwość wybiegania daleko w przestrzeń, jednocześnie będąc w miejscu Pytanie: To rozwinęło kolejną myśl, że tam gdzie jesteśmy, tam jest bóg (bez względu na to, jak się nazywa. Odp. A.P.: Tam gdzie patrzę, dokąd zmierzam tam jest mój bóg. Fascynujący jest poprzez odkrywanie. To jak podróż w nieznane. Przypadek, ale niekoniecznie. 4 twarze 4 serca 1 myśl 4 twarze 1 serce 4 myśli 4 twarze 8 oczu 8 uszu

73 4 nosy 8 brwi 4 usta 4 czoła 4 brody 4 kapelusze 1 głowa Pytanie Czy serce podzielone jest na 4? Spotkania 4 twarzy Twarzą w twarz Plecami na twarz. Czuć jeden oddech. Oddychać czterokrotnie, w różnych tempach Decydować czterokrotnie o swoim bycie, o swojej bezradności. Jestem obliczem: pierwszym, drugim, trzecim, czwartym. Z jednego powstało cztery. Tam gdzie patrzę, tam jest mój Bóg, mój cel, moja nieskończoność mocy. Wybiegam do przodu i tak wracam do siebie Wybiegam do przodu, by i tak wrócić do siebie Pytanie Czy nasz Świętowit to symbol otwartości, czy raczej zamknięty znak jednej tożsamości? Czy bóg jest w każdym z nas? Niemożliwe jest zbadanie tego tematu przy tak ubogich narzędziach, zbyt wąskiej próbie badawczej, ale dzięki naszemu projektowi możliwe jest otwarcie dyskusji, pobudzenie do myślenia, rewizja własnej wiary. * Bóg najbardziej aktualny Autorka pomimo tylu zadanych pytań i udzielonych odpowiedzi nadal zastanawia się: Jak w tych wyżej zadanych pytaniach i odpowiedziach może zmieścić się ona sama. Nadal nie wiem, zastanawiam się, siedząc na tronie w koronie z rogiem obfitości na męskiej piersi, gotowej na przyjęcie orderu. Orderu doskonałości i obfitości zasług mojego oblicza. Moje stopy wnikają w ziemię urodzaju, to ja karmię narody, to ja daję im wiarę i nadzieję. Najważniejsze najeść się i nie czuć nic. Patrzeć w moje boskie oblicze czworakich twarzy. Jestem obliczem: pierwszym, drugim, trzecim, czwartym. Z jednego powstało cztery. Tam gdzie patrzę, tam jest mój bóg, moja nieskończoność mocy. Wybiegam do przodu, by i tak wrócić do siebie. * Współtwórcy projektu; Projekt: "In the middle of one continent" w ramach advancing performing arts project (apap VI) na zaproszenie Śląskiego Teatru Tańca; premiera: 1 0 lipca 2008, Bytom Kreacja i wykonanie: Anna Piotrowska Koncepcja, kostium, reżyseria światła: Anna Piotrowska Współpraca koncepcyjna: Agnieszka Mazur -Agnieszka Mazur Z wykształcenia psycholog. Od wielu lat związana z teatrem tańca Anny Piotrowskiej _ mufmi teatr tańca. Wykładowca Psychologii reklamy na Uniwersytecie Warszawskim.W wolnej chwili studiuje historię sztuki. Mieszka w zielonym sercu miasta. Zdjęcia i współpraca koncepcyjna: Marcin Morawicki - Marcin Morawicki Marcin jest fotografem. Urodził się w Warszawie, ale mieszka w Konstancinie. Zajmuje się zdjęciami do kolorowych magazynów. Jest studentem Instytutu Twórczej Fotografii w Opavie. Przemieszcza się samochodem. Jest członkiem kolektywu fotografów Dobrzedobrze.pl. Muzyka: Aleksandra Gryka Wokal i flet: Anna Kaźmierowska, Anna Piotrowska_Jr Wizualizacje: Marcin Morawicki, Karolina Płuska Zdjęcia: Tomasz Dyczewski Charakteryzacja: Agnieszka Rudzińska Rzeźbiarz: Stanisław Kostka z Wodnicy k/ustki Konsultacja: Zbigniew Talewski Słupsk/Borowy Młyn Ankieta ruchowa / grupa badawcza: mufmi teatr tańca Producenci: Śląski Teatr Tańca (apap), eferte_fundacja Rozwoju Tańca ( ) * Jedna z recenzji: Twarze_boga Look_4_faces Anny Piotrowskiej, wpisujący się w art of survival sztukę przetrwania stanowi efekt końcowy projektu: In the middle of one continent, który został zrealizowany w ramach advancing performing arts Project (apap VI) na zaproszenie Śląskiego Teatru Tańca. Jest to projekt wyobrażeniowy oparty na serii pytań (i niekoniecznie odpowiedzi na nie), które składają się w jedno: o boga najbardziej aktualnego. Aktualny bój jest podwójnym agentem tradycji i współczesnych prądów intelektualnych. W obu przypadkach wertykalny ruch na linii front-tył sceny, mimo że oddaj wrażenie kontroli, dominacji i siły, nie odpowiada naturze Świętowita. Moc boga pomorskich - Słowian o czterech twarzach wynika z tego, że może jednocześnie patrzeć w cztery strony świata, pozostając w miejscu. Odważny, zarówno w formie wykraczającej poza kanon ruchu wypracowanego przez taniec współczesny, jak i tematyce, solowy spektakl A. Piotrowskiej nie jest rekonstrukcją wierzeń, czy też zwrotem ku realizacji potrzeb religijnych, a inicjuje poszukiwania i kreację nowego boga. Odniesieniu do lokalnych mitów i określaniu słowiańskiej tożsamości towarzyszy skontrastowanie religii i racjonalizmu, rezygnacja ze swojskiego nacjonalizmu na rzecz europejskości. Epatująca szorstką prostotą instalacja sceniczna podporządkowuje ruch i dźwięk współczesnej sub (zależny, wtórny) kulturze, dążącej do zaspokojenia wyłącznie podstawowych potrzeb takich jak jedzenie, sen, poczucie bezpieczeństwa (równoważne w tym spektaklu z budzeniem respektu). Zmutowane plecy oglądane w pierwszej scenie są karykaturalną konsekwencją boskości rozumianej jako siła i władza. Nie przypadkiem wizualizacje akcentują przede wszystkim męskie spojrzenie zestawione z fallicznymi budynkami i nie odzianymi kobietami komentując podstawy psychologicznej konstrukcji współczesnych fetyszy. Doskonała kreacja sceniczna, środowiskowo obciążony ruch, precyzyjnie skonstruowana wypowiedź dźwiękowa i wizualna, nakładające się na siebie sensy Look_4_faces (poszukiwanie twarzy, spojrzenie czterech twarzy) detonują kolejne punkty odniesienia. Gra męskiego i kobiecego, boskiego i ludzkiego, pogańskiego i oświeceniowego odbywa się gdzieś w środku kontynentu. Ewa Okroy, , Gazetka Festiwalowa, Gdański Festiwal Tańca 71

74 Sławomir Cholcha OPINIE Co z Roku Lecha Bądkowskiego na dziś? Cz. I W ubiegłych 25 latach napisano o Lechu Bądkowskim trzy książki, opublikowano wiele artykułów i większych rozpraw, wspomniano go w setkach tekstów. I potem nastał Rok ów..., a w nim przynajmniej 6 książek! Przygotowano następne, które przedłużają ten rok o kolejne miesiące, a symbolicznym jego zwieńczeniem wydaje się być bibliografia Bądkowskiego. Minęła też w tym roku 90. rocznica urodzin tego Pomorzanina Stulecia, mamy więc biennale! AUTORYTETY I... Największą inicjatywą Roku była wielka wystawa Autorytety: Lech Bądkowski, która od lutego 2009 r. odwiedziła kilkanaście miejscowości na Pomorzu i nie tylko. Ukazał się poręczny katalog tej ekspozycji, a w nim niemal ona cała w miniaturze, a także refleksje osób znających jej bohatera, m.in. premiera Donalda Tuska. To bardzo pożyteczna pozycja, szkicująca życiorys i sylwetkę Bądkowskiego i gromadząca najpopularniejsze jego fotografie. Od samej wystawy różni się przynajmniej jednym zdjęciem: fotografię młodych małżonków Bądkowskich zastąpiono na wystawie zdjęciem Lecha przed tablicą pamięci Polonii gdańskiej. W tekście podano (za licznymi opracowaniami) błędną datę bądkowskiego Virtuti Militari: Były to czasy bitwy o Anglię i raczej nie zawracano sobie wtedy głowy takimi sprawami; dokument podaje zresztą wyraźnie: Należy sprostować też nazwę słynnego jeziora, nad którym sfotografował się nasz bohater: Loch Lomond. Trzeba jednak zaznaczyć, że jest to niepełny Bądkowski, bo trudno dopatrzeć się tam śladów jego pracy literackiej. Oczywiście niełatwo coś takiego sfotografować, ale kilka reprodukcji należało zamieścić. Ubarwiłyby one książkę, całą w szarościach. Równolegle z wystawą zaistniały dwa dłuższe opracowania życiorysu Lecha, oba w internecie. Senat RP przygotował opracowanie tematyczne Lech Bądkowski ( ), a nowopowstała strona badkowski.pl opublikowała esej prof. Józefa Borzyszkowskiego o typowym dla niego tytule Lech Bądkowski ( ) - żołnierz, pisarz i obywatel - rzecznik Kaszubów i samorządnej Rzeczpospolitej. Wygląda, że niczego nie pominięto. Bądkowski byłby niewątpliwie poruszony. Opracowanie senackie, autorstwa nieznanego w kręgach znawców Roberta Stawickiego, jest przystępną i prawie kompletną minibiografią Bądkowskiego, z drobnym wyjątkiem, czyli tą literaturą, a także życiem rodzinnym i towarzyskim. Nadaje to tekstowi odcieni hagiograficznych. Duża jego część to cytaty, przez co można lepiej poznać postać bohatera, ale także zepchnąć odpowiedzialność za to, co się pisze. Kilka detali wypada skorygować, jak to nieszczęsne Virtuti, oraz uzupełnić, wypadły bowiem z pracy tytuły Młody książę i Chmury, a nawet Kuter na strądzie. (Pojawił się za to abstrakcyjny Zarys historii i (!) literatury kaszubskiej oraz nieznany szerzej film Bitwa trwa.) Ewidentnie na zdjęciu z gen. Sikorskim jest ktoś inny, okazja raczej też odmienna. 72 Członkowie Oddziału ZKP w Konarzynach podczas wykładu i wystawy o śp. Lechu Bądkowskim. Wykład wygłosił i po wystawie poprowadził jej komisarz Krzysztof Korda z Tczewa. ( na zdj. pierwszy z lewej) Szeroko zakrojony szkic J. Borzyszkowskiego nadrabia niedostatki literackości poprzednich prac. Również opiera się na cytatach, do których jednak nie dołączono dokładnych adresów. Pozbawiony jest też wyraźnego kręgosłupa chronologicznego, bo zaczyna się od słynnego pogrzebu i publikacji pośmiertnych, do nich też wraca na koniec. Pośrodku zaś mamy dygresyjny życiorys żołnierza, pisarza i obywatela. Ocenę sylwetki Bądkowskiego autor pozostawia w zasadzie innym. Zestaw nazwisk nobilituje i bohatera, i tekst. Ocena własna prof. Borzyszkowskiego znajduje się na marginesie jednego z zawijasów narracji: był on człowiekiem przewidywalnym, pragmatycznym, realistą, szukającym pokojowego wyjścia z każdej konfliktowej sytuacji. Na pewno znalazłoby się kilka przykładów na odmienne tezy. Trudno komentować stronę językową tego niedopieczonego materiału: Wróciwszy do kraju w 1946 roku, mimo wrogości dla takich jak on struktur PRL-u, próbował kształtować zastaną rzeczywistość... Rzutuje ona też na warstwę faktograficzną, w której zjawiają się i Kuter w strądzie, i Kryptonim Konspirator, i Poczet książąt pomorskich (oraz oczywiście Virtuti 1940!). Niektóre błędy trudniej wyłapać. Np. tablicę na Wartkiej, rzekomo odsłoniętą w 1989 r., naprawdę odsłonięto ulicę dalej i rok później. Polecając lekturę, zalecam ostrożność. LISTY Z PRZYPRAWAMI Na wiosnę ogłoszono ponownie tom korespondencji L. Bądkowskiego ze swym wieloletnim druhem, słynnym pisarzem Maciejem Słomczyńskim, znanym niegdyś jako Joe Alex. Ich listy wznowiono w nowej redakcji wnuczki Bądkowskiego Miłosławy Kosmulskiej oraz w lepszym niż w Pro memoria... układzie, pozwalającym śledzić tę wymianę myśli bez zbędnego wertowania książki. Zastanawia jednak fakt, iż listów tych jest mniej niż tam, bo jeden przytoczony jest jedynie we wstępie ( ), a w zbiorku go nie ma. Listy są bardzo ciekawe, wstęp redaktorki - nieco bezosobowy i chaotyczny, niepotrzebnie dublujący korespondencję i teoretyzujący - już mniej, zaś całość dzieła wypada summa summarum marnie. Szkaradna okładka, amatorskie edytorstwo, minimalna atrakcyjność graficzna, o korekcie już nie mówiąc, bo jej nie było. Do tego pomyłkowe zamieszczenie trzech listów jakiegoś Lecha z Krakowa, którym nie mógł być przecież Bądkowski! Tylko pośpiech może być tu wytłumaczeniem, ale czy na pewno? Daje się zauważyć łatwizna, która cały ten produkt znamionuje. Brakuje szerszej prezentacji bohaterów, a te króciutkie życiorysy, które są, nie zgadzają się z tekstami listów, jak np. data urodzin Słomczyńskiego, który był najprawdopodobniej rówieśnikiem swego przyjaciela. Na okładce mamy jednak: 1 922! Nieprawdą jest też, iż krakowianin przetłumaczył wszystkie dzieła Joyce a, a tak podaje notka. Oprócz tych detali potrzeba przy lekturze większej ilości objaśnień - nazwisk, tytułów, połowy zwrotów obcojęzycznych i ogólnie co z tego wszystkiego powychodziło. Na pewno dałoby się wmontować te listy w jakąś sensowną narrację zamiast wrzucać je jak leci, a czasem nawet i nie, bo listy z i roku (s ) są poprzestawiane. Bardzo na miejscu byłoby uzupełnienie ich listem Słomczyńskiego do wdowy oraz relacją SB ze spotkania pisarzy u Bądkowskiego, którą M. Kosmulska tylko cytuje. Drobiazgów do korekty jest kilkadziesiąt, więc podam tylko wybór. Free Europe to nie Zachód (s. 74), a Grüss Gott niezupełnie Wielki Boże (s. 1 22). Przy ogólnie dobrej orientacji redaktorki w obcych narzeczach dziwią te wpadki, bo można już teraz wszystko znaleźć w internecie. Nawet to, iż u sorena (s. 1 34) to łagodne skandynawskie przekleństwo. Zabawnie brzmi zwrot lubotny drëcku (s. 160) zamiast drëchu, choć nie śmieszy. Podobnych usterek jest dość dużo: jadali - jadalni (s. 53), niepokonanych - niepokornych (s. 83), praca - prasa (s. 96), zapodajcie - zapodajecie (s ), zabierania - zbierania (s. 1 33), dostać - zostać (s. 1 53), mą - mną (s. 1 66) czy miłe - miłej (s. 1 76). Redaktorka w przypisach wspomina podpis ręczny i barak dalszego ciągu (s. 1 37). Nasuwa się myśl, iż bez trudu dałoby się skopiować te podpisy czy nagłówki, i to bez konieczności ich wspominania przy każdym liście. Listy są wszak świetne, pełne informacji biograficznych oraz osobowościowych, dające też

75 pewien pogląd na sytuację obu twórców. Szczerość, błyskotliwość i humor - to największe zalety tej wymiany myśli. Wspaniale brzmi dowcip Słomczyńskiego o drobnicowcu Lech Bądkowski, który będzie wodować jego córka, wybierająca się na Politechnikę (s. 89). Z drugiej strony przejmujące są refleksje Bądkowskiego: każdy swój ból musi przeboleć sam (s. 68) czy Na cudzy koszt niczego dotąd nie robiłem (...) i nadal nie zamierzam (s. 82). Widać jak trafny tytuł wybrał dla swej książki Paweł Zbierski. To samo chciałbym móc powiedzieć o Listach... EDUKACJA I BĄDKOWSKI Dużą ciekawostkę przygotowało Centrum Edukacji Nauczycieli w Gdańsku Wrzeszczu - specjalny numer pisma Edukacja Pomorska, wydany na okoliczność czerwcowej konferencji Lech Bądkowski - Nauczyciel życia. Numerów specjalnych jest w bibliografii pisarza ledwie parę, więc to niewątpliwa atrakcja. Nieco gorzej jest z zawartością, na którą składają się prawie wyłącznie przedruki. Jedynym większym tekstem oryginalnym jest szkic Dariusza Rompcy, od ponad 1 5 lat dyrektora Szkoły Podstawowej im. L. Bądkowskiego w Luzinie, o sposobach upamiętniania Patrona i wadze, jaką przywiązuje się w placówce do jego osoby. Zebrany materiał pozwala jednak dość wszechstronnie ujrzeć owego nauczyciela życia - jako pisarza, działacza, żołnierza, historyka i zwykłego człowieka, a także zorientować się w trwającym już 25 lat kulcie jego osoby. Przydałoby się lepiej zilustrować wydawnictwo, gdzie w zasadzie znalazło się miejsce tylko dla jednego wyraźnego zdjęcia bohatera, oraz zatrudnić korektę, na której oszczędzono - ze szkodą dla sprawy. MAŁE DRAMATY esienią, po wakacyjnej przerwie w obchodach J Roku Lecha Bądkowskiego, przypomniano sobie, że był on też pisarzem, i wydano trzy jego sztuki. Dość banalnie zatytułowany tom Dramaty, z równie marną okładką, zawiera oryginalne teksty oraz ich tłumaczenia na język kaszubski, których dokonała Hanna Makurat. Są to praktycznie pierwsze opublikowane przekłady utworów gdańskiego literata, który ostatnio bywa też po kaszubsku wystawiany. W tomie nie ma jednak Sądu nieostatecznego, a zmieściły się tylko dziełka mniejsze. Oszczędzono jakichkolwiek informacji o czymkolwiek, dostajemy więc gołe teksty. Zaklęta królewianka pojawia się w wersji bez muzyki, zaznaczono jednak (acz nie wszystkie) miejsca, w których ona być miała. Chyba nie poprawiono nic w oryginale, zostały bowiem różne nielogiczności i usterki, np. pięć kwestii pod rząd wypowiada Zła Pani (s ), gdy w istocie jest to jej dialog ze Sławiną. Większość tych nonsensów zachowano w wersji kaszubskiej także. Utwór jednak, ewidentnie inspirowany Remusem, jest całkiem sympatyczny i najbardziej udany z całego tomu. Mówi o strachu, wolności, samotności i przeznaczeniu, zawiera liczne metafory i zaklęcia, jak piękne Słońce, słońce, zostań ze mną! Inteligentnym dzieciom mógł wiele powiedzieć o świecie, a dorosłym przypomnieć powieść Majkowskiego, która wtedy trwała w niebycie. Sobótka jest już mniej klarowna i wygląda, że Bądkowski chciał w niej zmieścić zbyt wiele: fatum, szantaż, grę, prawdę uczuć, kwestie wiary i wyboru oraz jakąś mistykę. Jest w utworze atmosfera matni, ale obficie pleni się pustosłowie i chwiejność, tak bohaterów, jak autora. Nie przystaje do tego sceneria sobótki, nie wiadomo też czy nie ona miała być tematem, a rozterki bohaterów - zasłoną dymną. Absurdy tekstu jeszcze bardziej zaznaczają się w tłumaczeniu, gdy osoby mówiące po kaszubsku zdradzają się nieznajomością treści dokonującego się kaszubskiego obrzędu. Zaś Złoty sen to krótka etiuda z dość sztucznie dopasowanym morałem, opartym na znanym przysłowiu o wilku. Są w niej jednak sensownie brzmiące kwestie, jak ta, iż życie ma sens tylko we śnie (s. 1 36), ale że jest ono złym snem. Przypomina się Calderón de la Barca i La vida es sueño, czyli odwieczna prawda, a takie można bez obawy prezentować młodym widzom czy słuchaczom. Mniej udane jest wkomponowanie tego w model teatru w teatrze, może tu nawet (zwłaszcza we wstępie) nawiązujące lekko do Brechta. Tytuł jest niejasny. Zaś tłumaczenie kaszubskie jest w zasadzie dosłowne i m.in. powiela błędy edycji polskiej. Trochę lepiej wygląda interpunkcja, parę drobiazgów też poprawiono, np. Witolda (s. 70) na Wiktora (s. 1 02), zostały jednak błędne powtórki kwestii Niechaj w blasku (s. 1 3 i 40) oraz Ale jaką?... (s. 60 i 92). Ma swój styl, ogólnie jest jednak brzydkie, przeładowane dziwactwami ( alakòtóm, drëmno, tulk ) oraz polaszëzną ( wróg, zbójca, a nawet scena ), czasem też jednym i drugim ( mëdłowi bąbel, bezpiekòwé pismiono czy krôjòbrôz ). Zdania typu głód mie mòrzi jaż strach nie dają podstaw, by uznać robotę H. Makurat za wybitną. Rodzi się pytanie o jej sens. Z tekstu Złotego snu wypadły rymy i część znaczeń, jak ten żelazny list, który klacz miała pod kopytem. Jedyny moment, gdzie tłumaczenie brzmi lepiej niż oryginał, to gdy kozy pytają: Më? WYWIADY I GŁOSY Równocześnie bardzo ciekawą pozycję przygotował gdyński oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego pod kierunkiem Andrzeja Buslera. W tomie Lech Bądkowski w wywiadach radiowych pomieszczono większość znanych zapisów jego wypowiedzi, nie tylko dla radia. Do książki dodano też płytę z ich nagraniami. Jedyny większy mankament całości to koszmarna okładka. Oprócz tego feleru jest to ogólnie pasjonujący materiał, będący zarówno podróżą w czasie, jak i w głąb wyobraźni tego nadzwyczaj ciekawego człowieka. Są tam wspomnienia z wojny, migawki z rejsów oraz refleksje o literaturze i polityce, w tym o Solidarności, dla której Bądkowski sporo zdziałał, a więc znowu portret wielokrotny. W posłowiu A. Busler przyznaje, że biografią Bądkowskiego można by obdzielić kilka postaci. Wywiady można też czytać z naszej perspektywy i wówczas widać intrygujące detale, jak np. uwagi o gwarze kaszubskiej, światku marynarskim, naukowym czy literackim. Bądkowski skromnie usuwa się w cień, ale może właśnie dlatego wyraźnie widać jego pozycję na tzw. tle. Osobną kwestią jest wojna. W książce mamy dwie wersje wydarzeń z Września i spod Narwiku - ocenzurowaną dla radia i szczerą, bo nagrywaną dla potomności. Wyjątkowej wartości tego ostatniego wywiadu nie trzeba podkreślać. Wszystkie wypowiedzi dobitnie zaświadczają, że Bądkowski był człowiekiem mediów. Nie ma problemów z formułowaniem nawet najdłuższych i najbardziej detalicznych wypowiedzi, potrafi patrzeć na istotne sprawy z kilku punktów widzenia, mówi atrakcyjnie i z humorem, choć najczęściej jest całkowicie poważny. Imponująca jest szerokość jego spojrzenia - tak w historię, jak i w geografię czy geopolitykę. Książkę bardzo dobrze zredagowano i opatrzono obszernym życiorysem bohatera. Usterki są drobne i dotyczą prawie wyłącznie interpunkcji. Większy opór budzi u mnie jedynie pisanie nazw statków bez cudzysłowu: Grom, Colombie itd., a także Solidarności. W biografii pomyłką jest datowanie egzaminów Bądkowskiego, bo wg dokumentów zaliczył on angielski w Cambridge w czerwcu r., czyli trzy lata przed przejściem do cywila. Jako żołnierz zdał więc również na londyński uniwersytet w marcu r. Dyskusyjna jest też kwestia jego wstąpienia do ZLP, bo zachowana legitymacja nosi datę W r. nie mógł on być w związku, bo nie miał drukowanego dorobku. Prawdopodobnie działał jako jakiś satelita czy inny aspirant. Życiorys przydałoby się też ubarwić informacją o związkach Bądkowskiego z radiem, które trwały od końca lat 40-tych. BĄDKOWSKI SAMORZĄDNY Rzutem na taśmę pod koniec 2009 r. pojawiły się jeszcze m.in. materiały z konferencji Lech Bądkowski a samorządna Rzeczpospolita, odbytej w październiku, wydane jako zeszyt problemowy przez Sejmik Woj. Pomorskiego. Bądkowskiego dotyczą w nim tylko wstęp prof. Brunona Synaka, refleksje premiera i prof. Józefa Borzyszkowskiego oraz głosy w dyskusji, niektóre warte szerszego rozwinięcia. Na koniec przytoczono uchwałę sejmiku w kwestii nadania imienia Bądkowskiego sali w Urzędzie Marszałkowskim, które chyba jeszcze nie nastąpiło. Donald Tusk zechciał zarysować sylwetkę swego nauczyciela z kilku płaszczyzn. Powiedział, że Bądkowski był państwowcem, realistą i pozytywistą, co już w zasadzie wiemy, oraz nazwał go człowiekiem integralnym, a także radośnie sceptycznym, co kiedyś na pewno zostanie rozjaśnione przez badaczy. Prof. Borzyszkowski podjął się nakreślenia dziedzictwa myśli politycznej Bądkowskiego, ale skupił się na samej tytułowej myśli. Zza kilometrów cytowanych wypowiedzi bohater konferencji przebija się dość mglisto jako polityk, wspomniany państwowiec, człowiek rozsądny i staroświecki, który jednak nie odmawiał pacierza czy mocnego trunku (s. 16). Wyraz całości jest dość melancholijny, zważywszy na końcówkę, gdzie prelegent skupia się na odejściu Bądkowskiego i kwestiach lekko eschatologicznych. Pozostałe trzy referaty mówią o samorządności, ale nie wymieniają nawet nazwiska sławnego ideologa. Analizują aspekty ludzkie, polityczne, filozoficzne i finansowe zagadnienia idealnego samorządu i samorządowca, z których morały płyną raczej pesymistyczne. Więcej o Bądkowskim oraz samej celebrze można wywnioskować z głosów w dyskusji, częściowo na niej też przedstawionych. Nie dowiadujemy się które wygłoszono naprawdę, a które tylko zgłoszono do protokołu, co na pewno wynikło z pośpiechu wydawniczego. Ślady jego są w dziele liczne, jak choćby Odroczona (!) kotwica (s ), czy wszyscy trzej prezydenci Polski (s. 1 08), których było przecież czterech. Ale warto przeczytać te teksty, bo są tam i wartościowe wspomnienia (np. S. Jankego), i propozycje uczczenia osoby Wielkiego Lecha, w tym postulat Jana Kulasa, by powołać instytut jego imienia. Pomarzyć zawsze można, choć należy się zgodzić z prof. Synakiem, iż dorobek Bądkowskiego wymaga ciągłego analizowania i odczytywania (s. 4). /-/ 73

76 Z REGIONALNEJ PÓŁKI Hamerscy (fragment) Krzysztof Gradowski Łąg J Genesis łęskie ÓZEF PAWEŁ HAMERSKI z żoną Elżbietą Biesek jeszcze na początku lat 80-tych XIX wieku żyli w Łęgu w drewnianym domu pokrytym strzechą, dźwigając swą ciężką niedolę i klepiąc zbyt wyraźną biedę by godnie żyć. Józef świadom sytuacji gospodarczej i politycznej, nawet w samym Łęgu, nierzadko wspominał słowa swych ojców. Swego dziadka, który we wspomnieniach przytaczał pamięć wolnego kraju. Kraju, w którym obecnie rządził pruski zaborca, ciemiężca ludności łęskiej. Do tego dodać należy brak stałego godziwe- Krzyż który ufundowali w wyjeżdżający do Brazylii, poświęcony przez ówczesnego proboszcza parafii Łąg Augustyna Worzałła. Stan na 2009 rok. Foto: W archiwum Krzysztofa Gadowskiego. go źródła dochodu, a jego rodzina i w ogóle rodzina Hamerskich była liczna. Zaborca zakazał używać języka polskiego podczas mszy świętej. To był ból najdotkliwszy. Józef i Elżbieta wychowani poprawnie w wierze, starali się także swe pociechy w tym samym duchu wychować. Elżbieta uczyła, więc po niemiecku Ojcze nasz i Zdrowaś Mario swego syna Jana, by mógł być w ogóle przyjęty do Pierwszej Komunii św. Uczyła po niemiecku nawet, tu, w tej naprawdę małej wiosce, gdzie wydawać by się mogło, że nakazy zaborcy nie będą restrykcyjnie egzekwowane. W myśl opowieści krążącej do dziś wśród Hamerskich, to stało się jakby iskrą zapalną, tą kropką nad i, tą kroplą, która przelewa miarkę, bo Józef Hamerski przejęty takim biegiem spraw, miał ponoć powiedzieć: - Jedziemy do Ameryki. Tam Bóg też rozumie język polski. W oktawie Bożego Ciała w czerwcu roku w drewnianym wówczas jeszcze kościółku odbywa się msza święta. Po mszy świętej w kościółku krytym dębowymi gontami, w środku namalowanymi postaciami 1 2 apostołów, z dzwonnicą, wyrusza szczególna procesja. Wśród dźwięku dzwonu procesja w której uczestniczy ówczesny proboszcz parafii Łąg, Augustyn Worzałła (jedna ze znamienitszych postaci na kaszubszczyźnie) dochodzi do miejsca gdzie staje krzyż. Krzyż ten, dziś sławetny, to świadectwo głębokiej wiary i pamiątka pożegnania, w krótkiej przyszłości tej swojej tyle lat małej ojczyzny i rodziny Hamerskich, którą muszą opuścić w poszukiwaniu chleba, by uciec od biedy. Fundatorem tegoż krzyża był Józef Hamerski i jego współtowarzysze niedoli, którzy postanawiają opuścić Łąg. Prawdopodobnie ów oryginalny krzyż z 1884 roku dotrwał do I wojny. Ponoć w czasie II wojny światowej krzyż ten został zniszczony. Mieszkańcy Łęga postawili w tym miejscu dokładnie taki sam jak niegdyś. Poza wartością historyczną, ważnym rokiem w dziejach tego krzyża jest rok W roku tym postanowiono odnowić krzyż. Jednak w dobie daleko posuniętego socjalizmu, ówczesne władze zakazały cokolwiek z nim robić. Był to jeden z przejawów walki z kościołem w tej maleńkiej wiosce. Mimo tego mieszkańcy Łęga, w stodole na posesji Mieczysława Hoffmana i jego małżonki Ireny z domu Kujawskiej, odlali trwały, bo betonowy krzyż. Operacja wymiany drewnianego na ten nowy odbyła się po cichu, w nocy. Władza próbowała dotrzeć do owych sprawców. Mieszkańcy zawsze odpowiadali, że nic nie widzieli i nic nie wiedzą. I tak nowo postawiony krzyż trwa do dziś, przypominając o historii tegoż ludu. Proboszcz ks. Augustyn Worzałła, poświęcił krzyż. Na uroczystość poświęcenie krzyża przybyło wiele osób i bardzo płakali i lamentom nie było końca. Sama uroczystość poświecenia krzyża mimo woli stała się nie tylko aktem religijnym. Stała się niejako manifestacją polskości i manifestacją niedoli Łężan, którzy w poszukiwaniu lepszej doli muszą podejmować tak drastyczne decyzje. A decyzje te dotykały, nie tylko samych wyjeżdżających, ale także tych, co pozostali w Łęgu. Sam proboszcz mimo świadomości ciężkiej doli swych parafian, odradzał wyjazdu do Ameryki. Przestrzegał przed niebezpieczeństwami, przed możliwością utraty dzieci, zarażenia się chorobami, przed nieprzyzwyczajeniem się do życia w lasach, przed walką z klimatem. Józef Hamerski jednak sprzedał wcześniej, co posiadał i będąc w wielkiej determinacji, decyzji swej nie zmienia. Cała rodzina: Józef, jego żona Elżbieta, synowie: Jan, Wincenty i trzy córki, Franciszka, Weronika i Marianna, dnia 2 czerwca o godz. 1 8-tej dojeżdżają na stację kolejową w pobliskiej Czarnej Wodzie. Stąd wyruszają w stronę Belgii. Nie ma wśród nich najstarszego ich syna Józefa. On to, bowiem wyemigrował do Brazylii wcześniej, we wrześniu 1883 roku, by uciec przed służbą w wojsku pruskim. Po ostatnich pożegnaniach, przy peronie staje pociąg. Jak wspominał po latach ks. Piotr Wastowski, gdy opowiadał mi tę historię, że najtrudniejszą chwilą dla Józefa był ponoć moment gdy pociąg zaczął ruszać. Do tego czasu mógł przecież wysiąść, zostać jednak nie. Powiedział tylko: Zostańcie z Bogiem Polsko żegnamy cię na zawsze. - Z Bogiem, niech Bóg was prowadzi padały zewsząd słowa z ust ludzi, którzy zebrali się w niemałej ilości. Był to dzień, który zapisuje się szczególnie w historii, bowiem ludzi którzy odprowadzali emigrujące rodziny było ponoć bardzo dużo. Należy tu dodać, iż w całej historii wychodźstwa do Brazylii w tym dniu zebrało się najwięcej mieszkańców Łęga i okolic. Tak wspominał ks. Piotr Wastowski podczas jednej z wizyt w Łęgu na Długiej. Wspominał także tych, którzy emigrowali wcześniej od Hamerskich. Ale przy ich wyjazdach, przy pożegnaniu nie uczestniczyło tyle osób. To była manifestacja mieszkańców parafii wyrażająca swą przynależność do ziemi i wiary. Polskości. To protest przeciwko zaborcy. To troska o bliźnich. Wyruszyli z Czarnej Wody ku ziemi obiecanej. Tory kolejowe poprowadziły ich jeszcze raz przez Łąg. Oglądali ziemie łęskie przez okna pociągu... ostatni raz. Spojrzenie na ziemię, która ich utrzymywała, gdzie Józef Emigrant spędzał beztroskie lata dzieciństwa niczym niezmąconą radością dziecka... ostatni raz. Spojrzenia na chałupy, strzechy rodzime swych znajomych, na drogi, którymi chodzili gdzie znali tu każdą ścieżynę przy zielonych drzewach... Łzy płyną z oczu, w sercach żal niedoopisania. Czy warto opuszczać ojczyznę swą małą? Choćby ci ciężko było w lato i zimę całą? Gdy Józef Hamerski wyemigrował do Brazylii pozostawił w rodzinnym domu dwie siostry, Elżbietę i Katarzynę. Mieszkały one w owym domu pod strzechą, w którym mieszkał Paweł z żoną Katarzyną Pliszka. Elżbieta wychodząc za mąż za Wawrzyńca Gradowskiego mieszkała w jednej części tego domu, zaś Katarzyna zamężna z Wojciechem Suszek w drugiej. Gdy Elżbieta z Wawrzyńcem pomarli w tej części gospodarowała ich córka Marianna zamężna z Teofilem Warczakiem. Oni to budują w roku nowy, murowany, z czerwonej cegły, dom. Natomiast owa drewniana część domu, w której dotychczas mieszkali zostaje rozebrana tuż przed lub zaraz po II Wojnie. Widoczny na zdjęciu dom to ta część, w której zamieszkiwała Katarzyna. Potem sprzedany Augustynowi Urbańskiemu, który definitywnie rozebrał go w roku. Na zdjęciu przed domem stoi córka Augustyna, Teresa Urbańska (później wychodzi za mąż za Alojzego Leman). Foto: koniec lat 50-tych lub początek 60-tych XX wieku. W archiwum Krzysztofa Gadowskiego. Czy być wolnym człowiekiem w obcej ziemi więcej znaczy Niźli poddanym, u Siebie, choć w wielkiej rozpaczy? Niesprawiedliwość cię Józefie w sile wieku, w Łęgu dopadła Czy po tej burzy powiesz jeszcze: W sercu mym cisza zapadła 3.2. Pomiędzy Łęgiem a Brazylią Zaczęła się długa podróż. Podróż z kraju, którego już nigdy nie było im dane ponownie zobaczyć. Nie będzie mu już dane zobaczyć swej pozostającej w Łęgu rodziny. Z kraju, w którym się urodzili, żyli, pozostawili nagrobki swych przodków, rodzin, towarzyszy niedoli, Łężan, Polaków. Zostawili wszystko to, co ma dla nich wartość. Jasno staje przed ich oczami, iż teraz została im już tylko ta wartość którą mają w sobie, wiara w Boga. Stała się ona w tej jednej chwili najjaśniejsza, najważniejsza i jedyna. Na pewno wiedzieli, że w Łęgu powstanie nowy, tym razem murowany kościół. Nie doczekali się jednak prace zaczęto niespełna rok później. W tym nowym kościele, już krytym dachówką, są również postacie dwunastu apostołów. Ten murowany kościół trwa do dzisiaj, tak jak pamięć w Brazylii o wychodźstwie Józefa Hamerskiego Emigranta. W pociągu Józef Hamerski zaczął śpiewać pieśń, Kto się w opiekę odda Panu swemu. Do śpiewu dołączył Franciszek i Józef Sztormowscy, Jan Zyka i Anna Kaliszewska oraz inni towarzysze podróży. W pociągu zaś na wygody nie mieli co liczyć. Kroniki brazylijskie rodziny Hamerskich nie wymieniają nazwy portu, do którego przybyli. Ale na pewno przybyli do Belgii. Jedynym znaczącym por-

77 Krzyż Matka w Łęgu. Pod nim Maria Ksenia Gradowska (potomkini Elżbiety Hamerskiej) i Siostra Przełożona Fabiola Ruszczyk (potomkini Józefa Emigranta), podczas wizyty w Łęgu w 2008 Foto: W archiwum Krzysztofa Gadowskiego. tem w tymże czasie była Antwerpia. Należy, więc przyjąć, iż stąd, dnia 28 czerwca roku, w wigilię św. Piotra i Pawła, statek ruszył na morze, będąc przez długie dni między niebem a wodą. Statek przystanął w Lizbonie a następnie płynęli, płynęli, płynęli Na statku nic nie mając do roboty, dużo rozmyślali i marzyli. Oparł się Józef o burtę i patrząc gdzieś hen ponad wielką wodę - westchnął i zwrócił swe myśli w modlitwie do jednego, co mu zostało, do swego Boga. Nie pozostały żadne relacje, wspomnienia jak przeżyli tą oceaniczną podróż. Jednak w końcu, gdy wreszcie nastał dzień, w którym ujrzano na dalekim horyzoncie stały ląd, radości nikt nie ukrywał. Tam była Brazylia. Co da każdemu z emigrantów? Co da emigrantom z Łęga? Jak ten kraj nas przyjmie? Czy przeżyjemy na tym nieznanym lądzie? Co z nami będzie? Mnożyło się wiele pytań ale odpowiedzi żadnej nie było. Dobijają do brzegu w miejscowości San Salwador, ale tylko po to, by załoga mogła uzupełnić zapasy. Dalej ruszają w stronę Rio de Janeiro by dotrzeć tam dnia 22 lipca roku. Emigranci zostali skierowani na wyspę Ilha das Flores, oczekując tam transportu do Rio Grande do Sul. Wyspa Ilha das Flores ( Wyspa Kwiatów ) była przejściowym obozem dla imigrantów. Polscy emigranci docierali stąd do Rio de Janeiro, Santos i Paranagua. Na Wyspie byli poddawani kontroli celnej i medycznej. Sprawdzano również czy emigrant odpowiada przepisom imigracyjnym. Tu oczekiwali na wyznaczenie im miejsca kolonizacji lub sami szukali pracy w mieście. W roku, czyli 7 lat po bytności tu naszego Józefa Emigranta, Antoni Hempel odwiedza tenże obóz. Według jego opinii, Brazylia zapewniała dobre warunki bytowe. Zaś w 1896 roku J. Siemiradzki relacjonuje, że obóz mógł pomieścić dwa tysiące osób, a tymczasem było tam pięć tysięcy i żyli w trudnych warunkach sanitarnych; przebywali tam nawet do pięciu miesięcy znosząc brud, zaduch i upał. Wybucha tu w końcu febra i tyfus. Opieka medyczna na skutek tego staje się niewystarczająca. Jednak w takim skupisku zdeterminowanych uchodźców istniało ryzyko nadużyć. To właśnie zauważa w 1896 roku S. Kłobukowski:...Morzyli głodem naszych zarabiając na ich wikcie. Głód, nędza i niechlujstwo doszły do najwyższego stopnia pomiędzy naszymi biedakami... Kiedy ustał dopływ imigrantów obóz na Wyspie Kwiatów został zlikwidowany. W latach 60 XX wieku została tam osadzona jednostka wojskowa marynarki wojennej. Dzisiaj trudno jest mówić o tym miejscu jako wyspie. Połączono ją ze stałym lądem - nasypem. Józef Hamerski trafił na Ilha das Flores w czasie, gdy nie było takiego nasilenia jak po roku. Pierwsza noc w Brazylii, na Wyspie Kwiatów, była dla Hamerskich nieprzespana. W nocy nie dały im spać jakieś małe robaczki chodzące po całym ciele. Mieli je wszyscy. Józef złapał kilka, by w dzień zobaczyć, co to takiego... to były wszy. Do Rio docierają po kilku dniach aklimatyzacji. W Rio Grande do Sul przesiedli się do mniejszego transportu, by dopłynąć do Porto Alegre. Kraj to ogromny. Tak, więc przesiadali się jeszcze w Rio Cai by dotrzeć do São João de Montenegro. Zapewne dojeżdżając do tej miejscowości - pierwsze, co ujrzeli, to wysoką górę również o nazwie Montenegro. Wysiadając ze statku jeszcze raz spojrzeli na górujące wzniesienie, które stało się symbolem ich wielkiego trudu. Stwierdzić można, iż docierając do Brazylii to jakby zmierzyć się z wielką górą. Wyrosła ona im przed oczami pełna dumy i zadowolenia, zielona jako nadzieja. Józef jednak nie mógł przypuszczać, iż z górą będzie musiał się wzmagać już do końca swoich dni. Dziś, gdyby ta góra przemówiła, powiedziałaby wiele o emigrantach tu przybyłych. Powiedziałaby nam jak naprawdę się czuli, co przeżywali. Józef zatrzymuje się z rodziną na dwa dni w tej miejscowości i pod tą górą. To tu, pierwszy raz posmakowali kukurydziany chleb i egzotyczne dla nich owoce. Mimo woli musieli jeść dla nich inną żywność. Inna niż ta, którą spożywali w Łęgu, z polskich pól, z polskich ogrodów. Za parę dni, pomyślał Józef, skończy się jego długa podróż do miejsca przeznaczenia, do własnej ziemi, bez ciemięzcy w postaci pruskiego zaborcy. Tego świadomość miał nasz Józef i jego rodzina. Próbując sobie wyobrazić ich przybycie stwierdzić trzeba, iż lekko nie mieli. Zmęczeni podróżą, zmęczeni gorącym klimatem, z dziećmi: 18-letnią Franciszką, 14-letnim Janem, 12-letnim Wincentym, 8-letnią Weroniką i 5-letnią Marianną. Każde pomagało rodzicom jak umiało. Wspierali swego 52- letniego ojca. Ojca doświadczonego przez życie, który zmagał się sam z sobą a o rodzinie pamiętać musiał. Ta podróż pewnie dla jego dzieci była przykładem walki z przeciwnościami losu. Wyciągnęli z tego naukę. Naukę przetrwania w brazylijskim, niełatwym, nieznanym kraju. Efektem tego doświadczenia jest dziś pamięć o nich. Po ponad 1 20 latach, patrząc na wzniesienie Montenegro, szukamy śladów ich bytności. I znajdujemy. To bez przerwy trwająca góra Montenegro; pełna dumy i zadowolenia, w dalszym ciągu zielona. Patrząc na nią odczułem wrażenie, iż Józef Hamerski ją pokonał. Pokonał niepamięć. Dziś synowie o nim wiedzą i pamiętają. Grób Józefa i jego żony Elżbiety - niemilczy. Stary świat nie padł w ciemność... Do miejsca przeznaczenia czeka ich jeszcze długa droga. Współtowarzysze, Jan Zyka, Józef i Franciszka Sztormowscy pieszo dotarli do Azevedo Castro, aby dać znać Józefowi (synowi) Hamerskiemu, że przyjechali, że są w Brazylii i aby kupić żywność na ostatnie dwa dni tułaczki. Józef z rodziną zostają w Montenegro z powodu dzieci. Były zbyt zmęczone, wyczerpane, by kontynuować dalszą podróż. Najbardziej odczuły trudy podróży, zmiany klimatu, w ogóle zmianę warunków życia przez te ostatnie kilka tygodni. Musiały nabrać sił do ostatnich dwóch dni podróży. Te dwa dni były najtrudniejsze. Nie było wozu ani koni dla wszystkich. Z ogromnym trudem, poprzez brazylijskie lasy dojechali wreszcie do Azevedo Castro. Stało się to 6 sierpnia, w niedzielę, po 43 dniach podróży. Z wielką radością i dziękczynieniem Panu Bogu dotarli szczęśliwie do swej ziemi obiecanej. Padli na kamienistą glebę, na kolana. Całował ją Józef i jego żona Elżbieta. Skończyła się ich trudna, niewdzięczna w każdym rozumieniu podróż. Skończyła się ich gehenna a wszystko to przez tego zaborczego prusaka. Koniec podróży... koniec podróży? (cdn.) * Jest to fragment książki pana Krzysztofa Gradowskiego, który przygotował wspaniałą publikację na temat emigrantów pomorskich tych, którzy wyjeżdżali do Brazylii w XIX wieku. Książka jest już kompletna, sporych rozmiarów (ok. 300 stron). Obiecałem mu pomóc w znalezieniu wydawcy. Pan Krzysztof usilnie poszukuje wydawcy. Fragment, załączony dotyczy historii Bożejmęki w Łęgu, bardzo ważnego symbolu dla wszystkich mieszkańców mojej rodzinnej miejscowości. Do fragmentu tego dotarłem przypadkiem, poszukując materiałów do monografii Łęga, o której już kiedyś Panu wspominałem. Proszę zobaczyć jaka to wspaniała proza (przeczytać na głos!), a to tylko element długiej historii. Pan Krzysztof jest bardzo skromnym człowiekiem, jego książka natomiast zdecydowanie zasługuje na publikację. Maciej Narloch (4 września 2010 r.) Obecna mogiła Józefa Hamerskiego i jego żony Elżbiety Biesek na cmentarzu honorowym w Bom Jardim. Moment rozsypywania ziemi przywiezionej z jego rodzinnej miejscowości, z Łęga, podczas zjazdu rodziny Hamerskich w Guarani das Missões w 2005 roku. Foto: Andrzej Hamerski W archiwum Krzysztofa Gradowskiego. 75

78 SYLWETKI Ks. Jan Fethke Tomasz Marcin Cisewski Urodził się 23 lipca 1845 r. w miejscowości Zapceń w powiecie chojnickim w rodzinie nauczyciela Andrzeja i Anny z d. Berent. Uczęszczał do gimnazjum klasycznego w Chojnicach, gdzie w roku zdał egzamin dojrzałości.[ S. Decowski w: Słownik biograficzny Pomorza Nadwiślańskiego, pod red. S. Gierszewskiego, t. 1, Gdańsk 1 992, s ]. Studia teologiczne odbył w Seminarium Duchownym w Pelplinie a święcenia kapłańskie otrzymał 1 1 czerwca r. [H. Mross, Słownik biograficzny kapłanów diecezji chełmińskiej wyświęconych w latach , s. 66]. Następnie pełnił obowiązki wikariusza w Pogódkach k. Kościerzyny a później w Gdańsku przy kościele św. Mikołaja. Kolejną parafią, w której pracował jako wikariusz było Żukowo a po śmierci tamtejszego proboszcza zarządzał parafią. Był również administratorem parafii w Lipuszu ( kilka miesięcy). Po okresie administrowania parafią w Turowie został jej proboszczem. Pełnił tę funkcję w latach W tym okresie wybudował kościół i plebanię [ S. Decowski, op. cit.]. Od r. był członkiem Towarzystwa Naukowego w Toruniu. [Ks. H. Mross, op. cit. s. 66]. Do miejscowości Wiele przybył w r. Warto odnotować, że założył tam Bractwo Trzeźwości [Ks. H. Mross, op. cit., s. 66]. Jeszcze w tym samym roku, w którym zaczął pracę we Wielu stwierdził, że stan kościoła jest zły a także niewystarczalny na wiernych, których było ponad 7 tyś. Stało się to argumentem do tego aby zbudować nową świątynię. Decyzja o rozbiórce istniejącego kościoła została podjęta szybko, bo jeszcze w tym samym roku. W r. został opracowany projekt nowego kościoła przez poznańskiego architekta Roberta Sławskiego [ J. Borzyszkowski, Wielewskie Góry, s. 1 29]. Tablica na grobie ks. Jana Fethke na cmentarzu Wielewskim. Mgr Tomasz Cisewski podczas wygłaszania referatu IV Spotkania na Gochach i Zaborach - 2 września roku Tuchomie. Ks. Fethke poświęcił kamień węgielny pod budowę nowego kościoła we Wielu 20 czerwca r. W architekturze nowego kościoła nawiązał do formy dawnego co należy uznać za wyraz pietyzmu wobec dawnego budownictwa sakralnego. Ks. Fethke zamierzał stary drewniany kościół przenieść do Karsina jednak niektóre elementy zostały uszkodzone w czasie rozbiórki i nie można było tego zrealizować. Ks. Fethke zmarł w Zakładzie NMP w Gdańsku, gdzie leczył się 9 marca r. Został pochowany we Wielu [S. Desowski, op. cit]. Następcą został ks. Szydzik urodzony w r. w Mikołajkach w pow. lubawskim jako syn nauczyciela Franciszka i Anastazji z d. Rosińskiej. W latach pełnił obowiązki przewodniczącego tajnej organizacji filomackiej w Brodnicy. Święcenia kapłańskie otrzymał 22 marca r. w Pelplinie. [J. Borzyszkowski, Kaszubsko- Pomorscy duszpasterze-współtwórcy dziejów regionu, Gdańsk-Pelplin 2002, s. 309]. Ks. Szydzik przybył do Wiela 20 czerwca r. W okresie jego probostwa została dokończona budowa kościoła [J. Borzyszkowski, Wielewskie, s. 1 33]. Nowy kościół prezentuje styl neobarokowy. Warto jeszcze wspomnieć, że ołtarz główny i dwa boczne są neobarokowe i pochodzą z okresu budowy kościoła. Natomiast znajdujący się w głównym ołtarzu obraz Matki Bożej Pocieszenia, pochodzący z XVIII w., został przeniesiony z chojnickiej fary w r.. [J. Borzyszkowski, Wielewskie, s. 1 34]. Myśl zbudowania kalwarii powstała w roku 1 905, kiedy ks. Szydzik objął probostwo we Wielu. Istnieje przypuszczenie, że pobudką do jej budowy był fakt zwiedzenia przez niego kalwarii w okolicach Monachium. W r. zwrócił się z prośbą do rządu pruskiego o zezwolenie na budowę kalwarii[ ] chciał, aby była ona upamiętnieniem I wojny światowej i poległych na niej żołnierzy, jak i też stanowiła pociechę dla osieroconych, którzy w czasie woj- 76

79 Ks. ppłk Józef Wrycza proboszcz wielewski ny utracili swoich najbliższych [ ]. Miała podtrzymywać ducha katolickiego i polskiego wśród ludu kaszubskiego [ks. Z. Ossowski, Kalwaria Wielewska, Pomerania 1 983, nr 5, s. 26]. W r. zwracając się do wójta w Karsinie o zezwolenie na budowę ks. Szydzik napisał, że kalwaria ma być pomnikiem teraźniejszej wielkiej wojny dla naszego ludu, który tak chętnie dobro i krew poświęca dla króla i ojczyzny wypełniając swój obowiązek, a z drugiej strony zbliża się w tym życiu do Najświętszego Serca Jezusa i pogłębia swoją wielką ufność w Bogu. [J. Borzyszkowski, Wielewskie s ]]. Wójt przekazał sprawę do landrata w Chojnicach i wkrótce zostało wydane formalne zezwolenie budowlane. Kalwaria miała składać się z 1 4 kaplic: 2 większych i 1 2 małych. Władze kościelne nie były tak skoro do udzielenie zgody na to przedsięwzięcie. Kuria była zaniepokojona stroną finansową tegoż przedsięwzięcia. Parafia miała wówczas m.in. długi zaciągnięte na poczet budowy nowego kościoła, które miały być spłacane do r., a więc jeszcze blisko 50 lat. Nawet życzliwy ks. Szydzikowi ks. Laubitz pisał do niego: Zamiar fundowania kalwarii bardzo wspaniały, ale czy nie ponad nasze siły? Kto wie, jak się stosunki po wojnie ułożą, w każdym razie będą ciężary straszne. Widzi mi się, że w sprawie poruszonej decydować będzie można dopiero po ustaleniu pokoju i rozpatrzeniu się w nowej sytuacji politycznej [J. Borzyszkowki, Wielewskie s. 1 76]. Najważniejszymi sprzymierzeńcami w budowie kalwarii byli Michał i Anna Durajewscy, którzy darowali na ten cel ponad 8 ha [J. Borzyszkowski, Wielewskie, s. 1 77]. Oprócz nich ofiarodawcą ziemi był także Leon Narloch z Wiela [Ks. Z. Ossowski, op. cit]. Projektantem wielewskiej kalwarii został wybrany 1 5 maja r. Teodor Mayr z Monachium (J. Borzyszkowski, Wielewskie s. 1 79). Materiały na budowę sprowadzano z różnych stron: cement pochodził aż z Opola, drewno zarówno z Czerska jak też Poznania, cegłę sprowadzano z pobliskiej Lubni a materiały żelazne z Gdańska (J. Borzyszkowki, Wielewskie.s. 1 82). Warto zaznaczyć, że przy tak ogromny przedsięwzięciu nie było stałego nadzoru inżynieryjno-architektonicznego. Mimo trwającej wojny prace przebiegały niezwykle szybko, bo już w dniach sierpnia r. odbyła się uroczystość poświęcenia kalwarii. (J. Borzyszkowski, Wielewskie s. 1 85). Po tej uroczystości kontynuowano prace polegające na wykańczaniu istniejących budowli i stawianiu kolejnych (J. Borzyszkowski, Wielewskie s ). Należy dodać, że wszystkie kaplice powstały według projektu T. Mayra, ale wyposażenie kaplic powstałych po r. to dzieło artysty Wojciech Durka z Krakowa [J. Borzyszkowski, Wielewskie s. 1 98]. Ks. Szydzik gdy przekazywał w r. kalwarię dozorowi kościelnemu a tym samym następcy, którym został ks. Wrycza, zaznaczył w protokole pewnego rodzaju wskazówki. Otóż dowiadujemy się z tego dokumentu, że dużą sumę na budowę ofiarowali Michał i Anna z Rzepińskich Werochowscy z Brody. Intencją ks. Szydzika było by wybudować dla ich pamięci kaplicę Pan Jezus spotyka Swą Matkę. Poza tym wskazał również, że należy pamiętać o śp. Weronice Łosińskiej z Wiela, której proponuje poświęcić obraz u Annasza dziękując w ten sposób za złożone przez nią ofiary [J. Borzyszkowski, Wielewskie s ]. Krótko tylko wspomnę, że ks. Szydzik z Wiela został w uznaniu zasług przeniesiony do Chełmży, gdzie również był aktywnym proboszczem, w r. został tajnym szambelanem papieskim [J. Borzyszkowski, Ks. Józef Szydzik ( w okresie wczesnego kapłaństwa) proboszcz Gielewski, główny inicjator i budowniczy Kalwarii Wielewskiej. Kaszubsko-Pomorscy duszpasterze s ], uśmiercony w bydgoskim więzieniu we wrześniu r. Odznaczony m.in. Srebrnym Krzyżem Zasługi, Odznaką Organizacji Pomorza, Krzyżem Kawalerskim Orderu Polonia Restituta (J. Borzyszkowski, Kaszubsko-Pomorscy duszpasterze s. 31 2] Ks. Wrycza urodził się 4 lutego r. w miejscowości Zblewo. Był synem piekarza. Uczęszczał do gimnazjów w Pelplinie, Chełmnie i Wejherowie. Będąc uczniem działał w tajnych kołach filomackich. Pracował jako wikariusz w Borzyszkowach, Grucznie, Jastrzębicach, Lisewie i Śliwicach, Jastarni, Żarnowcu i Chełmży. W okresie międzywojennym nazywany był Kmicicem Borów Tucholskich. W r. został skazany przez sąd wojskowy na karę śmierci za zdradę stanu. Powodem było zorganizowanie w Chełmży pod Toruniem zbrojnego oporu mieszkańców przeciwko oddziałom Grenzschutzu. Ludność miasta stanowczo zaprotestowała przeciwko takiemu rozstrzygnięciu wskutek czego wyroku nie wykonano. Wówczas odbył kilkumiesięczną karę w twierdzy grudziądzkiej po czym zaangażował się w Powstanie Wielkopolskie [Z. Stromski, Pamięci Godni chojnicki słownik biograficzny , Bydgoszcz 1 986, s ]. 1 0 lutego r. odprawił w Pucku uroczystą mszę św., po której gen. Józef Haller dokonał zaślubin Polski z morzem [Ks. H. Mross, op. cit., s. 369]. W latach był proboszczem we Wielu[Z. Stromski, op. cit]. Odnośnie tych wspomnianych wcześniej wskazówek ks. Szydzika to można stwierdzić, że prawie wszystkie zostały zrealizowane. Ponadto ks. Wrycza wybudował nowe Święte Schody z kamienia i betonu. Ponadto były prowadzone w czasie jego probostwa bieżące remonty. [J. Borzyszkowski, Wielewskie,s. 200]. Warto wspomnieć, że od r. był członkiem Towarzystwa Naukowego w Toruniu [ J. Borzyszkowski, Słownik biograficzny Pomorza Nadwiślańskiego, pod red. Z. Nowaka, t. 4, Gdańsk 1 997, s. 490]. Ponadto należy dodać, że ks. Wrycza angażował się w życie organizacji kościelnych i świeckich. Doprowadził nawet do strajku szkolnego we Wielu w r. po konflikcie z kierownictwem szkoły za co został skazany na dwa miesiące więzienia [ Ibidem]. Był reprezentantem Narodowej Demokracji i przeciwnikiem Sanacji [Ibidem]. Kalwaria wielewska nawiązuje do architektury baroku, a przede wszystkim prezentuje cechy modernizmu. Kaplice są modernistyczne, budowane z cegły, otynkowane o urozmaiconych rzutach i formach [ Katalog zabytków sztuki w Polsce, t. XI, Dawne województwo bydgoskie pod red. T. Chrzanowskiego i M. Korneckiego, opracowanie autorskie P. Pałamarz, J. T. Petrus, z. 5, Warszawa 1 979, s. 70]. Jak zauważa cytowany wcześniej ks. Z. Ossowski: architektura i krajobraz wiążą się ze sobą nierozerwalnie i wzajemnie uzupełniają. Taki wygląd kalwarii zawdzięczamy przede wszystkim pracy projektanta Mayra. Natomiast należy podkreślić, że wizja, rozpoczęcie budowy i jej dokończenie przez ówczesnych, wspominanych tutaj kapłanów, proboszczów wielewskiej parafii, nie byłoby możliwe gdyby nie zaangażowanie wiernych. Słusznie zauważa prof. J. Borzyszkowski, że kalwaria jest efektem zbiorowej fundacji mieszkańców parafii Wiele, parafii z okolicy, z diecezji a nawet podaje przykłady rodaków przebywających w Ameryce, którzy pewne sumy również przekazali. (J. Borzyszkowski, Wielewskie Góry s. 21 6) /-/ 77

80 Zbigniew Talewski Serdecznym moim pragnieniem jest głosić pokój moim rodakom. Ten pokój, który umniejsza zwątpienie, przywraca zgodę i pobudza do miłości (Jan Paweł II Zegrze Pomorskie 1 czerwca 1991 r.) Krępa Słupska - IX Przystań Papieska na rz. Słupi Kronika budowy i uroczystości odsłonięcia i poświęcenia Obelisku Postawiony on jest na prawym brzegu Słupi przy byłym moście kolejowym, na pograniczu gminy słupskiej i gminy Kobylnica. Ponadto z inicjatywy mieszkańców sołectwa na znak ich gorącej miłości i pamięci o śp. Janie Pawle II w centrum Krępy wzniesiono drugi Obelisk Papieski. Uroczystości odsłonięcia i poświęcenia Obelisków odbyła się 19 sierpnia 2006 r. Organizatorami uroczystości byli: Teresa Krupa dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Głobinie, Halina Najdowska mieszkanka Krępy, radna gminy Słupsk, Jan Mądry sołtys wsi. Kamień postawiony koło Słupi pochodzi z gospodarstwa Andrzeja Jacuńskiego z Krępy, drugi z terenu wsi Warblewo. Napisy, grafikę oraz podobiznę Jana Pawła II na obu kamieniach wykonał artysta malarz i kamieniarz z Armenii, Aslanin Grigor, mieszkający obecnie w Koszalinie. Obeliski odsłonili: Kamień pamiątkowy przy Słupi - Maciej Kobyliński Prezydent Słupska, Zdzisław Kołodziejski Starosta Słupski, dr Stanisław Jank, Edmund Ścibisz z-ca wójta gm. Słupsk. W centrum wsi: Edmund Ścibisz z-ca wójta gminy Słupsk w towarzystwie dr Stanisława Janka radnego powiatu słupskiego, Haliny Najdowskiej radnej Gminy Słupsk i Jana Mądrego sołtysa Krępy. A Obelisk w niecodziennych okolicznościach poświęcił, wygłaszając sentencje Na chwałę Bogu i ludziom na radość - ks. prałat Jan Giriatowicz, proboszcz parafii Św. Jacka w Słupsku. A oto jak relacjonował to wydarzenie miesięcznik gminny Nasza Gmina, nasze życie w artykule z cyklu Pamiątkowy Kamień na Szlaku Papieskim w Krępie Słupskiej pt. Na chwałę Bogu i ludziom na radość. 78 tymi słowami poświecił dwa kamienie, upamiętniające pobyt arcybiskupa Karola Wojtyły w roku na spływie kajakowym po Słupi, prałat Jan Giriatowicz. Uczestnicy uroczystości zebrali się w centrum wsi przy jednym z kamieni 1 9 sierpnia 2006 r. o godz Nie było jednak żadnego z księży zaproszonych do poświęcenia kamienia. Przyjechał niezawodny ksiądz prałat Jan Giriatowicz z parafii św. Jacka w Słupsku, ale nie miał ze sobą stuły ani kropidła. - Poświęcę; jak Pan Bóg dał, żeby takie dzieło zostało wykonane, to i z poświęceniem nie będzie kłopotu - powiedział. Po tych słowach wszyscy wsiedli do samochodów i pojechali dwa kilometry dalej, na polankę przy Słupi. Tu przy kamieniu poczet sztandarowy strażaków z Kusowa pełnił wartę honorową i już zebrała się garstka widzów również przypadkowych spacerowiczów, którzy trafili na uroczystość. Nastąpiły gorączkowe przygotowania do poświęcenia. Rolę stuły pełniła biała wstążka odczepiona od pomnika, z narysowanymi długopisem krzyżykami. Jako kropidło ekologiczne - jak podkreślał ks. Giriatowicz służyła gałązka, a wody do poświęcenia zaczerpnął ze Słupi starosta powiatu słupskiego Zdzisław Kołodziejski. Z braku naczynia trzymał wodę w dłoniach, ksiądz Jan poświęcił ją i pokropił kamień i obecnych, a po ceremonii starosta wylał resztę wody na kamień. W krótkich słowach zastępca wójta gminy Słupsk Edmund Ścibisz przybliżył ideę kamienia upamiętniającego podróż Karola Wojtyły po Słupi. Po poświęceniu wszyscy udali się do centrum wsi, gdzie nastąpiło poświęcenie drugiego kamienia. Tym razem znalazło się naczynie z wodą i bazie pełniące rolę kropidła. Asystentem księdza prałata przy tym poświęceniu był wójt E. Ścibisz. - Bo ksiądz wie, że ja byłem ministrantem śmiał się wójt./.../ Pomimo tych okoliczności na twarzach wszystkich gościł uśmiech i cała uroczystość była podniosła i pogodna. Każdy z obecnych wspominał Jana Pawła II jak przyjaciela z okna na Franciszkańskiej. Stanisław Jank, pomysłodawca Szlaku Papieskiego, mówił, jak do tego doszło, że powstały oznaczone miejsca. Prezydent Słupska Maciej Kobyliński mówił o wielkiej roli Jana Pawła II w krzewieniu piękna kraju. - Dzięki temu, że papież był w naszym regionie, mamy jeszcze jeden argument ukazujący piękno naszych terenów mówił prezydent miasta. Starosta powiatu dziękował pomysłodawcom i wszystkim, którzy przyczynili się do ustawienia kamieni. Podobne podziękowania wystosował wójt E. Ścibisz. Miały one wymierny charakter 1 8 osób, którym złożono takie podziękowania, otrzymały pamiątkowe medale. Było to podziękowanie w imieniu wójta Mariusza Chmiela.

81 Aslanin Grigor artysta kamieniarz Armeńczyk podczas pracy przy Obelisku papieskim. Papież patrzy na nas z niebiańskiego okna i chce, żebyśmy się tego i każdego innego dnia radowali mówił ks. prałat Jan Giriatowicz. Po uroczystości wszyscy spotkali się na festynie wiejskim. Był chleb ze smalcem, ogórki kwaszone i mnóstwo innych specjałów. Była loteria fantowa, której część wykupili na spółkę ks. prałat i prezydent Kobyliński. Wylosowane drobiazgi rozdali dzieciom. Wszyscy słuchali wiązanki dziecięcych przebojów i pokazów tańca w wykonaniu dzieci ze świetlicy wiejskiej w Krępie, a oklaskom nie było końca, kiedy wystąpiły Bierkowianki. Zaproszeni goście podpisywali się na stulę -jedynej i niepowtarzalnej, bo zrobionej ze wstążeczki zdjętej w papieskiego kamienia. Potem do tańca zaczął przygrywać zespół Amados, ze Słupska, a hasło do ogólnej zabawy dał sołtys Krępy Jan Mądry, tańcząc, jako pierwszy. Zabawa trwała do późnej nocy. (Małgorzata Budnik Żabicka) Podczas tego spotkania głos zabierali: Maciej Kobyliński prezydent Słupska, Zdzisław Kołodziejski Starosta Słupski oraz dr Stanisław Jank. Honory gospodarza uroczystości pełnił (w zastępstwie nieobecnego z przyczyn obiektywnych Mariusza Chmiela wójta gminy) Edmund Ścibisz z-ca wójta gminy Słupsk Uroczystość prowadziła Małgorzata Budnik Babicka instruktor GOK w Głobinie Uroczystym momentem spotkania było wręczenie pamiątkowych Medali Papieskiego Szlaku Kajakowego Słupią. Medale te otrzymali: Mirosław Klemiato przewodniczący Rady Gminy Słupsk, Jerzy Dąbrowa Januszewski prezes ZO ZK-P w Słupsku, Jan Mądry sołtys Krępy, Eugeniusz Pawłyna z Krępy, Zbigniew Korejwo z Krępy, Janusz Taczała z Krępy, Halina Najdowska radna Gminy Słupsk, z Krępy, Marian Smoliński, Mariusz Chmiel wójt Gminy Słupsk, Eugeniusz Helski z Słupska. Zdzisław Kołodziejski starosta słupski- podaje zaczerpniętą z Słupi wodę, którą święci ks. prałat Jan Giriatowicz, który nią, poświecił Obelisk. Obelisk odsłaniają, klęczą dr Stanisław Jank,, Edmund Ścibisz z-ca wójta gm. Słupsk. Obok stoją: Maciej Kobyliński i Zdzisław Kołodziejski, za Obeliskiem ks. Jan Gierjatowicz. W uroczystości uczestniczyli także po za wyżej już wymienianymi: Wojciech Gralak wójt gminy Czarna Dąbrówka, Jerzy Dąbrowa Januszewski prezes Oddziału ZK-P w Słupsku. Honorową asystą spotkanie uświetnił poczet sztandarowy OSP z Kusowa. Postawienie Obelisków i zorganizowanie uroczystości było możliwe dzięki pomocy sponsorów i pracy społecznej mieszkańców oraz miejscowych działaczy samorządowych. Wszyscy oni zostali uhonorowani pamiątkowym Medalami Papieskiego Szlaku Kajakowego Po części oficjalnej odbyła się bogatą cześć artystyczną, o jej aktorach i przebiegu wapomiano już wyżej. Rys geograficzno historyczny oraz społeczny miejsca postawienia Obelisku i gminy Krępa Słupska (kaszb. Krãpô lub Stôłpskô Krãpô nazwa niemiecka Krampe) Jest siedzibą sołectwa, w którego skład wchodzą miejscowości Płaszewko i Łupiny. Zamieszkana jest przez 483 mieszkańców. Wieś położona jest nad rzeczką Glaźną, na północnym obrzeżu Parku Krajobrazowego Dolina Słupi, od północy i zachodu otoczona jest lasem. Najstarsze zapisy jej nazwy to: Crampen (1 31 3), Krampe/Crampe (1 329). Nazwa ta być może pochodzi od określenia krępa, krąpa oznaczającego suchą wyniosłość na bagnie. Od XV wieku wieś była w posiadaniu rodziny von Puttkamer, a od roku von Breyerów i spokrewnionych z nimi( przez małżeństwo), rodziny Genthów. Jej ostatnim właścicielem był Dr Genth, który należał do wybitnych osobistość w przedwojennym powiecie słupskim. We wsi znajduje się zabytkowy, murowany pałac z pierwszej połowy XIX wieku i położony nad Glaźną park podworski ze starodrzewem. Jest także młyn, który został adaptowany na budynek mieszkalny. Dawniej miejsce, 79

82 Słupsk - kościół pod weswaniem w. J. Kantego - parafialny dla Krępy. w którym znajduje się młyn nazywało się Ziegenberg. We wsi jest również poniemiecki cmentarz. Przed II wojną światową przez wieś przebiegła linia kolejki wąskotorowej Słupsk - Budowo. Z tego okresu pozostały nasypy i ruiny mostu kolejowego nad Glaźną rozebranego w połowie lat 90. W jej okolicach występują wyniosłości zwane Krępskie góry. Ten zróżnicowany wysokościowo i ciekawe ukształtowany teren, pozwala na uprawianie jazdy górskiej na rowerze, narciarstwa i saneczkarstwa. Nad rzeką Glaźną, w miejscu gdzie ona ma wiele małych wodospadów, jest polana - od wielu lat wykorzystywana, jako miejsce odpoczynku Słupszczan i ludności z okolicznych wsi. Tu także krzyżują się drogi leśne ze szlakami pieszymi (żółty i czarny), którymi można dotrzeć do Łosina i Lubunia.Od tego miejsca zaczyna się Park Krajobrazowy Dolina Słupi. W pobliżu wsi znajduje się także stare grodzisko słowiańskie. Grodzisko W okolicach Słupska zachowały się ślady dawnych grodów, które stanowią materialną cząstkę historii tego obszaru. W okresie wczesnego średniowiecza zamieszkująca nasz region rozciągający się wzdłuż środkowego biegu rzeki Słupi zamieszkiwała ludność słowiańska, która gromadziła się w urządzanych przez siebie miejscach obronnych Były one po części ogrodzone w sposób natu- 80 ralny. Miejsca te zwane grodziskami były urządzane przede wszystkim w terenach niedostępnych i zapewniających bezpieczeństwo Znajdowały się one pośród bagien i przy zakolach rzek. Jednym z takich miejsc jest Grodzisko Krępa. Powstało ono w wczesnym średniowieczu w okresie VIII do początku X wieku. Zaliczane jest ono do grodzisk jednoczłonowych i pierścieniowych, typu nizinnego. Charakteryzuje się ono zróżnicowaną wysokością, częściowo okalającego go wału. Usytuowane ono było na skraju niewielkich wzniesień, wśród podmokłych łąk w zakolu rzeki, która opływała je z trzech stron. Od strony łąk znajdował się sztucznie usypany wał, który opierał się o koryto rzeki. Jedyne dojście do grodu prowadziło od południa, wzdłuż prawego brzegu rzeki. Obecnie Słupia przepływa przez teren grodziska. Stąd nie można już określić dokładnie jego wielkości i kształtu. Jedynie w jego wschodniej części zachował się fragment wału ziemnego o długości 70 m i wysokości 1 1 m od lustra wody. Teren grodziska porasta starodrzew sosnowy. Grodzisko to stanowiło centrum zespołu osadniczego, złożonego z wielu pomniejszych osad położonych na niższych tarasach zalewowych Słupi, dzisiaj położonych także poza granicami Parku Dolina Słupi. Podczas prowadzonych tu w okresie międzywojennym i powojennym badań pochodzą znaleziska ceramiki oraz znaczna ilość prąślików glinianych i ułamków naczyń. Obecnie na powierzchni ziemi napotkać można drobne części naczyń glinianych. Przynależność kościelna Krępa k.słupska - Kościół p.w. Św. Teresy od Dzieciątka Jezus zbudowany w roku. Należy jako kościół filialny do parafii pw. Świętego Jana Kantego w Słupsku. Należy do Dekanatu Słupsk Wschód. Parafia została powołana 1 września roku. Liczba wiernych Proboszczem jest ks. Antoni Teofil, wikariuszami: Jerzy Knap; Wojciech Szulczewski. Gmina Słupsk Jest ona położona w czystej ekologicznie strefie. Jej obszar otacza półkolem miasto Słupsk. Leży ona w odległości 1 0 km od Morza Bałtyckiego. Jej powierzchnia wynosi 260,58 km², z czego 1 45,59 km² to użytki rolne, 75,76 km² -lasy, zaś 39,23 km². zajmują pozostałe tereny. Zamieszkuję ją osób. Gęstość zaludnienia wynosi 52 osób/km². Na terenie gminy w Jezierzycach, przy magistrali kolejowej Berlin - Gdańsk. jest stacja PKP. Stacje kolejowe istnieją również na linii kolejowej Słupsk Ustka w Gałęzinowie i Strzelinku. W Redzikowie znajduje się lotnisko wojskowe, zaś we Włynkówku -Słupska Specjalna Strefa Ekonomiczna. Gmina Słupsk stwarza wiele możliwości dla rozwoju prywatnego rzemiosła, handlu i usług. Dlatego też szybko wzrasta na jej terenie liczba podmiotów gospodarczych. Do największych z nich należą: FI- SKARS BRANDS POLSKA - firma duńska produkująca narzędzia Ogrodnicze; SWEPOL LINK - firma szwedzka mająca w Wierzbięcinie stację Przekształtnikową; KAPENA S.A. - z udziałem kapitału włoskiego we Włynkówku specjalizująca się w produkcji i naprawie autobusów; MARKOS - spółka z o.o. z udziałem kapitału niemieckiego w Głobinie produkująca m. in. łodzie ratunkowe i osłony do agregatów wiatrowych; AGRO-HANDEL POLSKA - spółka z o.o. z udziałem kapitału niemieckiego, właściciel elewatorów zbożowych w Jezierzycach; RAB-POL - spółka z o.o. z kapitałem niemieckim w Siemianicach zajmująca się skupem i handlem zamrożonych owoców i warzyw; RAIFFPOL - spółka z o.o. z kapitałem niemieckim w Głobinie zajmująca się m.in. handlem nawozami i środkami ochrony roślin oraz produkcją i sprzedażą pasz; INTERFRYS - spółka z o.o. z kapitałem niemieckim w Głobinie zajmująca się skupem i przetwarzaniem owoców; 1 LOGISTIC ŻU- RALSKI we Włynkówku zajmująca się produkcją urządzeń i sprzętu magazynowego; Przetwórstwo Rybne ŁOSOŚ" - spółka z o.o. we Włynkówku zajmująca się produkcją konserw rybnych; Słupska Fabryka Obuwia NORD w Strzelinku produkująca wysokiej klasy obuwie męskie; Zakład Przetwórstwa Ryb MIRKO w Głobinie zajmujący się przetwórstwem ryb i owoców morza; Przetwórstwo Ryb Produkcyjne MORS S.J. w Bydlinie specjalizujące się w przetwórstwie marynat śledziowych; LARYKO spółka z o.o. w Jezierzycach produkująca kontenery i pojemniki na paliwa oraz oprzyrządowanie dla budownictwa; Słupskie Zakłady Wyrobów Gumowych GUMA POMORSKA Spółdzielnia Pracy w Głobinie produkująca wyroby z gumy oraz z gumy i metalu; TUPKO - spółka z o.o. w Głobinie zajmująca się produkcją obuwia męskiego, damskiego i dziecięcego. Władze samorządowe gminy wykazują dużą dbałość o infrastrukturę, gospodarkę, oświatę, ochronę środowiska i zabytki. Jedną z największych atrakcji gminy jest stare budownictwo występujące na jej terenie. W jej zabudowie dominują jeszcze domy w tzw. kratę tj. z pruskiego muru. Stolicą tej swoistej Krainy w Kratę jest zabytkowa wieś Swołowo, która jest modelowym przykładem średniowiecznej zabudowy wsi zabudowanej na kształcie owalu. Wieś ta została zaliczona do Europejskiego Dziedzictwa Kulturowego. Przez gminę przepływa rzeka Słupia z dopływem Moszczeniczką. Gmina jest członkiem: Związku Gmin Wiejskich RP; Związku Miast i Gmin Dorzecza Rzek Słupi i Łupawy oraz Stowarzyszenia Produktów Markowych Turystyki Wiejskiej SŁUPIA. Jest m.in. Laureatem Honorowej nagrody Przebiśnieg i Słupskiego Srebrnego Niedźwiedzia Lidera Słupskiej Gospodarki. Na obszarze gminy jest 41 miejscowości i jest podzielona na 26 sołectw są to: : Bierkowo, Bukówka, Bydlino, Bruskowo Wielkie, Bruskowo Małe, Gać, Gałęzinowo, Głobino, Grąsino, Karżcino, Krępa Słupska, Krzemienica, Kukowo, Lubuczewo, Redzikowo, Siemianice, Stanięcino, Strzelino, Strzelinko, Swołowo, Warblewo, Wiklino, Wielichowo, Włynkowo, Włynkówko, Wrzeście i 3 osiedla: Jezierzyce-Osiedle, Kusowo, Redzikowo-Osiedle W zakresie upowszechniania kultury bogatą działalność prowadzi - Gminny Ośrodek Kultury w Głobinie, którym kieruje dyr Teresa Krupa. Ośrodek prowadzi na terenie gminy 22 świetlicę wiejskie. Jest on również wydawcą miesięcznika gminy Słupsk Nasza Gmina, Nasze Życie. Miesięcznik ten redaguje Małgorzata Budnik Żabicka. Wójtem Gminy jest mgr inż. Mariusz Chmiel. Przewodniczącym Rady Gminy

83 Uczestnicy uroczystości przy obelisku nad Słupią. W środku (najwyższy) Maciej Kobyliński prezydent Słupska. jest Mirosław Klemiato. Siedzibą gminy jest Słupsk. Gmina Słupsk - Krainą w Kratę Tą nazwę gmina zawdzięcza starej zabudowie swych wsi a przede wszystkim tych z terenu parafii Bruskowo Wielkie. Wśród nich jest Bierkowo i Swołowo bez wątpienia stolica tej krainy. Swołowo. Wieś ta jest znana jako wzorcowa wieś o unikalnej, średniowiecznej pomorskiej zabudowie. Została założona na planie owalnicy i w tym kształcie od XIII wieku przetrwała do dzisiaj. W roku Swołowo, zapisane jako Zolow, podarowane zostało przez księcia sławieńskiego, Racibora II, domowi zakonu joannitów w Sławnie. Około roku roku joannici wznieśli w Swołowie nieduży, istniejący do dziś kościół. Od roku wieś była własnością kolejnych rodzin szlacheckich Bellowów, Schwave i Glasenappów. Od roku Swołowo, należało do dóbr królewskich, które na początku XIX wieku rozdzielono między użytkujących je chłopów. Dzięki zachowaniu starego układu drogowego Swołowo do dziś prezentuje układ parceli wytyczony najprawdopodobniej jeszcze w średniowieczu, z charakterystycznym stawem w centrum i okrążającą go wiejską drogą Wzdłuż tej owalnicy koncentrycznie rozlokowane są parcele 1 5 gospodarstw, do których należą okoliczne grunty. Większość czarno-białych budynków liczy ponad 1 50 lat. Jako elementy nośne wykorzystywano głównie drewno dębowe, które ze względu na wytrzymałość i trwałość często wykorzystywano kilkakrotnie. W 2002 roku Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku zostało właścicielem jednej z zabytkowych zagród Swołowa, która stała się filią Działu Etnograficznego Muzeum w Słupsku. Obiekt wpisany jest do rejestru zabytków. Zagroda pochodzi z pierwszej połowy XIX wieku. Jest typu szkieletowego typowego dla bogatych pomorskich rodzin chłopskich. Po rekonstrukcji prezentuje ona gospodarstwo pomorskie z przełomu XIX/XX. Pieniądze uzyskane z Funduszu Phare pozwolą zachować ma długo jeszcze, nie tylko tą zagrodę ale tą o średniowiecznym rodowodzie wieś. Wśród zabytkowych obiektów w Swołowie na szczególną uwagę zasługuje kościół filialny, obecnie p.w. Wniebowzięcia NMP, wzniesiony około XV wieku. Bruskowo Wielkie Wieś położona jest w szerokiej i podmokłej dolinie poprzez, którą płynie rzeczka Moszczeniczka.. Pierwszą informację o Bruskowie odnotowano w dokumentach z roku. Za czasów pruskich wieś pozostawała pod władzą urzędu dóbr królewskich w Słupsku. Źródła podają, że w roku znajdowało się tutaj 21 gospodarstw. Bliskość Słupska wpływała korzystnie na rozwój wsi. Przed II wojną światową kwitł tu handel i rzemiosło. Do początków XIX stulecia wieś zamieszkana była przez ludność kaszubską. Franciszek Lorentz niemiecki badacz kaszubszczyzny w wydanym na początku XX wieku Słowniku słowińskim" podaje jej nazwę w kaszubskim brzmieniu. Podstawą nazwy jest słowiańskie słowo brus ociosany kamień lub kamień służący do ostrzenia. Aby odróżnić miejscowości, Niemcy dodali do nazwy przymiotnik gross - duży. W pewnym okresie funkcjonowała nazwa Brzostowo, która miała nawiązywać do nazwy brzoza Zachowały się w niej liczne przykłady budownictwa szkieletowego z XVIII i XIX wieku. Prócz charakterystycznych zabudowań z muru pruskiego jest tu także zabytkowy kościół pochodzący z XV wieku z zabytkowym wyposażeniem. Bruskowo Małe - nazwa wsi Bruskowe pojawia się w zapisach po raz pierwszy w r., rok później dokumenty notują nazwę Bruscowe, a w r. już jest mowa o wsi Bruskowen. Nazwa wsi wywodzi się od słowa brusek (brus), które oznacza graniasty kamień lub kamień służący do ostrzenia. Niemcy, tworząc swoją nazwę Klein Bruskow, posłużyli się słowiańskim słowem brus, dodając przymiotnik klein mały. Bierkowo - polska nazwa wsi jest najprawdopodobniej nazwą utworzoną od imienia Bierek. Uczestnicy uroczystości przy Obelisku w centrum Krępy. 81

84 Jan Mądry sołtys Krępy przy głazie ofiarowanym przez Andrzeja Jacuńskiego z Krępy, na obelisk nad Słupię. Najstarsze zapisy nazwy wsi pochodzą z 1 628r. (Birckow) i z 1 779r. (Birkow). Ta nazwa funkcjonowała do r. W niemieckim odpowiedniku nazwę Bierek zmieniono na Birk - brzoza i dodano część -ów. W wersji polskiej nie wrócono już do imienia Bierek, zamiast końcówki -ów dodano -owo. Bruskowo Wielkie parafia i kościół p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP Parafia powstała roku. Liczy 2330 wiernych. Proboszczem jest ks. Jan Cychowski Kościoły filialne: Bierkowo, pw. św. Józefa neoromański z połowy XIX wieku, przebudowany , poświęcony Swołowo. Gotycki kościół p.w. Wniebowzięcia NMP w Swołowie wzniesiony został około XV wieku. Posadowiony został na fundamencie, wymurowany z cegły, pokryty jest dachem dwuspadowym z dachówką tzw. karpiówką. Zbudowany został na planie prostokąta z wieżą od strony zachodniej, z czasem dobudowano do niego od wschodu prezbiterium, od zachodu zakrystię, a całość otynkowano. Wieża kościoła nakryta jest czterospadowym dachem i czworobocznym hełmem zwieńczonym kulą i chorągiewką z datą r. Z zabytkowego wyposażenia zachowały się XIX-wieczne empory i drewniany prospekt organów. Jako kościół katolicki wyświęcony został roku. Kościół parafialny w Bruskowie Wielkim jest cennym zabytkiem architektury sakralnej. Wzmianki o pierwszym tu kościele pochodzi z roku, nieistniejąca dziś ta świątynia została wzniesiony na miejsce starej w roku. Kościół zbudowano na planie prostokąta, z cegły, z zachowaniem w murze wątku krzyżowego. Budowla nakryta została dwuspadowym dachem z pokrytym karpiówką. Architekturę wzbogaca wieża przylegająca do nawy kościoła od strony północno-zachodniej w rzucie prostokątna, nakryta ośmiobocznym hełmem z cegły. W dwóch przylegających dobudówkach znajduje się zakrystia i salka. 82 Jest to kościół jednonawowy z emporą od strony północno-zachodniej. Z zabytkowego XIX i XX -wiecznego wyposażenia kościoła na szczególną uwagę zasługuje ołtarz boczny, prospekt organowy, chrzcielnica, empora i drewniane rzeźby. Warto nadmienić iż parafia ta należy do Dekanatu w Ustce n, Diecezji Koszalińsko Kołobrzeskiej. Wspominam o tym bowiem na terenie gminy swoje parafie mają trzy dekanaty, należące do graniczących na tym terenie, diecezji. Oprócz ww. dekanatu usteckiego, mamy tu Dekanat Słupsk Wschód, także należący do diecezji koszalińsko kołobrzeskiej. A także Dekanat Główczycki należący do Diecezji Pelplińskiej z parafią we Wrześciu. Jedynym kościołem leżącym bezpośrednio nad Słupią jest świątynia we Włynkówku. Zapis o wsi pojawia się w dokumentach źródłowych, jako Neu Flinkow w 1 789r. Włynkówko. Parafia i kościół p.w. św. Wojciecha biskupa i męczennika Parafia powołana została Liczba wiernych Kościół parafialny wybudowano w latach Odpust 23 kwietnia. Proboszcz ks. Antoni Łabądź, ust Parafia ma Kościół filialny, pw. św. Antoniego w Strzelinie, który poświęcony został na świątynie katolicką r. Odpust przypada tu w dniu 1 3 czerwca. Jest to kościół gotycki z elementami neogotyckimi, murowano-szachulcowy z XV i drugiej połowy XIX wieku. Był on już wzmiankowany w roku. W II połowie XIX wieku został rozbudowany poprzez podwyższenie podwyższając średniowiecznego korpusu poprzez dodanie dwóch warstw cegieł oraz gzyms wieńczący. Dobudowano wówczas prezbiterium, wieże i dwa aneksy - jeden służył, jako zakrystia, drugi, jako kruchta dla właścicieli majątku, prowadząca na emporę. Do kościoła przylega od strony południowo - zachodniej wieża kryta czterospadowym dachem z ośmiobocznym hełmem pokrytym blachą. Sam kościół zbudowany został na planie prostokąta z trójkątnym prezbiterium od północnego wschodu i emporą muzyczną od południowego zachodu. Z zabytkowego wyposażenia zachowała się XV wieczna chrzcielnica, dzwony z i roku, XIX wieczne ławki, empora muzyczna oraz prospekt organowy. Strzelino. Jako wieś była wzmiankowana już w XIII wieku. Źródła podają, że w roku została ona przyznana dla klasztoru w Białobuku, jako uposażenie kościoła św. Mikołaja w Słupsku. Około roku wieś została zakupiona przez Gerda von Belowa i pozostawała w rękach tego rodu do Z końcem XVIII wieku przeszła w ręce rodziny Meske, a od do r. była własnością rodziny Machów. Ostatnimi właścicielami majątku byli Emil (do r.) i Rudolf Machowie (do r.). Do najciekawszych zabytkowych obiektów w Strzelinie należy szachulcowy kościół z XV wieku oraz zespół dworski z II połowy XIX wieku. Zespół dworski w Strzelinie wybudowany został w II połowie XIX wieku. Należy do niego XIX-wieczny dwór z parkiem, zabudowania folwarczne oraz spichlerz z I połowy XIX wieku. Pałac wzniesiony został przez rodzinę Machów, Został zbudowany na planie prostokąta z ryzalitami środkowymi od północy i południa, ryzalitem bocznym od wschodu. Północny ryzalit jest schodami i tarasem. Zachował się dwutraktowy układ wewnętrzny tarasu. Elewację zewnętrzne nawiązują do budowli klasycznych. Z zabytkowego wyposażenia zachował się holl, ozdobny piec kaflowy z otwartym paleniskiem, w sieni boazeria, a w sali konferencyjnej, bibliotece i dwóch pomieszczeniach skromna dekoracja stiukowa. Obecnie mieści się tutaj Powiatowy Ośrodek Doradztwa Rolniczego. Na północy gminy mamy dwie wioski leżące nad Słupią, bezpośrednio przy niej Bydlino i niedalekim oddaleniu- po jej prawej stronie - Swochowo. Bydlino - (kaszb. Bëdlëno). Jest to wieś sołecka. Zabudowana jako ulicówka. Leży przy drodze krajowej Słupsk - Ustka, nad rzeką Słupią. W dokumentach występują jej nazwy jako: Beddelin (1 502), Beddlin (1 658), Bedlin (1 622).. Pierwotna nazwa wsi pochodzi od słowiańskiego słowa bydło z końcówką -ino. Nazwa niemiecka Bedlin to próba zniemczenia nazwy słowiańskiej bdla, określającej gatunek grzyba. W roku wieś znajdowała się w posiadaniu rodu von Schwaven, w latach rodu von Lettow. W rok Bydlino i Machowino przeszły we władanie starego patrycjuszowskiego rodu von Uckermann ze Stargardu. Ostatnim właścicielem Bydlina był Konrad von Uckermann rok - w Bydlinie urodził się słynny późniejszy naukowiec (filozof, historyk) - profesor David Ruhnke rok - do Bydlina należał folwark, młyn zbożowy, tartak (zwany Dolnym w odróżnieniu od Górnego) oraz 1 1 dymów. Istniała też szkoła.. Do najstarszych budowli Bydlina należą: obiekty mieszkalne w kilku zagrodach i obiekty gospodarcze z I poł. XIX wieku. W Słupi jest możliwość łowienia troci wędrownej, a na nadbrzeżnych skarpach można spotkać rzadkie gatunki ptactwa. Swochowo to mała wieś, ulicówka w pobliżu Słupska położona około 250 metrów od drogi krajowej Słupsk Główczyce Puck. Po raz pierwszy zapis Swochow pojawia się w dokumentach w 1 274r. Nazwa wsi pochodzi od imienia Swoch lub Swosz z końcówką -owo. Od początku powstania do r. wieś należała do rodziny von Mitzlaffów. Z początkiem XIX wieku przeszła w ręce Johanna Ernesta von Stojentina, a następnie nabyła ją Henrietta Seyfert z domu Arnold, córka słupskiego burmistrza. Poprzez małżeństwo z Wilhelmem Steifensandem, Swochowo stało się siedzibą rodową znanego muzyka i kompozytora berlińskiego. Wilhelm Steifensand w roku zrezygnował z kariery muzyka w Berlinie i przeniósł się na stałe do folwarku należącego do Swochowa. Ostatnim dziedzicem tych dóbr był Friedrich Steifensand., który przejął Swochowo w roku. Był on pierwszym dyrektorem Wschodniopomorskiej Spółki Przemysłowej SA ze Słupska, produkującej pojazdy dla kolei. W Swochowie zachował się dwór szkieletowy z wypełnieniem strychulcowym zbudowany w roku, zespół pałacowo-folwarczny z lat , rozbudowany w roku (data na murowanym budynku) oraz pałac murowany z drugiej połowy XIX wieku. /-/ (2006 r.) (Zdjęcia Jan Maziejuk)

85 Z ŻAŁOBNEJ KARTY W imieniu starszej generacji Pomerańców pragnę Ci dziś podziękować,macieju, za tyle dokonań w tak krótkim życiu. Wiesz, Macieju, dzwoniłam do redaktora. Nie zdążyłam jeszcze w całości przekazać informacji, gdy po wstępnych moich słowach, że jadę do Łęga, usłyszałam radosne: A, to tam, gdzie bywa nasz Maciej!. Cedziłam słowa smutnej wieści, a po drugiej stronie telefonu trwało długie milczenie. Zapal świeczkę tej naszej nadziei - usłyszałam. Właśnie przygotowywałem do druku jego referat dodał po chwili. Są tu też,macieju, Twoje koleżanki i koledzy z toruńskiej Pomeranii. Jesteśmy tu razem. Pamiętam to pierwsze spotkanie z Tobą, /zebranie Rady Naczelnej ZKP w Grudziądzu/, to Twoje i Twoich kolegów zaangażowanie, by rok 2009 został ogłoszony Rokiem Lecha Bądkowskiego. Najbardziej jednak utkwiła mnie w pamięci rozmowa z Tobą po zebraniu. Opowiadałeś mnie o Twoim Łęgu. Z przyjemnością spacerowałam wtedy po mieście z młodym chłopakiem, który miał swoje miejsce. Łąg poznałam bliżej i polubiłam dzięki Twoim opowieściom. Zachęcona Tobą, opowiadałam o mojej Łubianie, Remusowych wędrówkach z dziadkiem, a przede wszystkim o talentach budowniczego Twojego kościoła w Łęgu - śp. Księdza Augusta Worzały i moich rodzinnych z nim powiązaniach. Widziałam później Twoją radość z okazji zorganizowanej wystawy poświęconej Lechowi Bądkowskiemu w Senacie w Warszawie. W Twoim głosie zawsze wyczuwałam młodzieńczą troskę wzbogacenia zastępów młodych, tej wciąż trwającej podchorążki Lecha. Z przyjemnością czytałam Twój artykuł o Ks. A. Worzale w Pomeranii. Gdy zjawiłeś się, ku mojemu zaskoczeniu na spotkaniu poetyckim w Domu Kultury w Łęgu, powiedziałam Ci o tym. Znaleźliśmy czas na snucie planów, a nasza mała ojczyzna potrzebowała tylu talentów, młodzieńczej energii W czerskim Ratuszu wsłuchiwaliśmy się w Twoje - słowa młodego człowieka, który przygotował referat o samorządności z okazji II czerskiej KOBORKI tj. Spotkań Kultur Pogranicza. Widzieliśmy się wówczas ostatni raz. W przerwie,trwających w Czersku uroczystości,pojechaliśmy do Łęga. Ty chciałeś pobyć u Twojego kochanego wujka Andrzeja, zaangażowanego w działania na rzecz lokalnej społeczności, a ja spodziewałam się, że zastanę w domu kultury opiekunki młodych artystów zapowiedzianego występu w Czersku. Poczęstowaliśmy się ich smacznym chlebem ze szmôlcã i nie chcąc przeszkadzać w przygotowaniach, zaproponowałam, byśmy pochodzili trochę po Łęgu. Szliśmy wąską uliczką. O, tu mieszka mój wujek. Możemy wejść, ucieszą się mówiłeś. Innym razem, pozdrów ich. Chodźmy nieco dalej i opowiedz mnie o Łęgu poprosiłam. Tu kiedyś - rozpocząłeś swoją opowieść o miejscu, w którym czułeś się chyba najlepiej, ukochałeś je. Szkoda Macieju, że jej nie dokończyłeś Dziękuję dziękujemy za te wszystkie spotkania. Ja najbardziej ceniłam w nich możliwość szczerej oceny wzajemnego widzenia świata. Zapamiętam, jak nawet uśmieliśmy się niekiedy z naszej różnicy zdań, z tych swoich spojrzeń. Dziękuję za telefony, meile w tych nie byłam dobra. Nieco się już poduczyłam Pożegnanie śp. Macieja Narlocha i będę je teraz wysyłała do Pana Boga, by opowiedzieć Mu o młodym człowieku, który ukochał Łąg i starał się łączyć ludzi i w pomoście ludzkich działań między Łubianą a Łęgiem ma swój wkład. Myślę, Maciej, że gdyby dane było rozpalić się tej Twojej Skrze w dojrzały płomień, świeciłaby barwami Pomorza, których byłeś tak ciekawy. I jeszcze jedno, choć to powinnam Ci powiedzieć tylko na ucho Masz piękne imię. Wybraliśmy i my je kiedyś dla naszego Syna. Był tylko nieco starszy od Ciebie, gdy Pan pòwòłôł Gò,cobë stojôł na starżë niebiańsczich lasów, które tak ukochał. Ja wierzę, że każda miłość zostanie nagrodzona. Felicja Baska Borzyszkowska mowa pogrzebowa podczas uroczystości pochówkowej sp. Macieja Narlocha- Łąg 19 listopada 2010 r. *Maciej Narloch syn Aliny (z domu Łobocka) i Krzysztofa Narloch urodził się 21 XII 1 985r. w Chojnicach. Zmarł 1 5 XI 201 0r. w Zduńskiej Woli. Został pochowany na cmentarzu parafialnym w Łęgu. W nekrologu ogłoszonym w Internecie Jego Kolega Tadeusz Łazurski poinformował nas, że: w poniedziałek, 1 5 listopada (201 0 r.) tragicznie zmarł Maciej Narloch człowiek wyjątkowo wartościowy, zdolny i wrażliwy. Był jednym z założycieli Interdyscyplinarnego Koła Naukowego Dóbr Niematerialnych na UMK, moim bliskim kolegą i współpracownikiem przy wielu przedsięwzięciach, w tym Niematerialne.pl. Odszedł, nim zdołał w pełni rozwinąć skrzydła. Jest to ogromna strata oraz tragedia dla wszystkich, którzy go znali, przede wszystkim zaś rodziny. Z kolei na portalu Kaszubski Socjalistyczny Portal Informacyjny (kaszëbsczi socjalësticzny wëdowiedny portal) jego współtowarzysze napisali, że: Maciej był jedną z osób zaangażowanych w założenie i funkcjonowanie naszego portalu. Był aktywnym działaczem naszego regionu, szczególnie związanym z Klubem Studenckim Pomorania, Stowarzyszeniem Nasz Łąg oraz Młodymi Socjalistami. Niejednokrotnie brał udział w działaniach związanych z walką z wyzyskiem - pamiętamy go wszyscy z zeszłego roku z kampanii społecznej Bank nie Mikołaj (na zdjęciu podczas akcji informacyjnej w Kartuzach), z akcji obrony małych bibliotek wiejskich przed likwidacyjnymi zakusami ministra Zdrojewskiego oraz wielu innych regionalnych i ogólnopolskich działań społeczno-politycznych. Pamiętamy go jako osobę zaangażowaną w poszerzanie instytucji demokracji bezpośredniej i partycypacyjnej w Trójmieście. Jako inicjatora i współautora Programu wobec mniejszości etnicznych, narodowych, kulturowych i językowych - Postulaty Wobec Mniejszości i Polityki Mniejszościowej, uchwalonego przez Młodych Socjalistów. Pamiętamy go też jako autora pierwszego poradnika prawa pracy w języku kaszubskim. Teraz już walka o równość, wolność i sprawiedliwość nigdy nie będzie taka sama! Był także związany z Studenckim Kręgiem Instruktorskim im. Tony Halika przy UMK w Toruniu. A w Łęgu współdziałał w Stowarzyszeniu Nasz Łąg gdzie głównie poswiecił się w utrwalaniu pamięci o ks. Worzale budowniczym Łęskiej świątyni. Śp. Maciej do szkoły średniej uczęszczał w Gdyni, gdzie ukończył III Liceum im. Marynarki Wojennej RP Polskiej. Był absolwentem Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, wydziału prawa, studiował także filozofie. Niemniej jego miastem rodzinnym był Starogard Gdański, lecz jego korzenie rodzinne są/były w Łęgu. Od wczesnych lat swej młodości angażował się w działalność regionalną, którą rozwinął podczas pobytu w Toruniu gdzie aktywnie udzielał się w tamtejszym Klubie Studenckim Pomorania. Miał także swój udział do powstania Pomeranii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był autorem licznych artykułów i referatów, przygotowywał się do doktoratu. Angażował się także jako publicysta pisząc min. w Pomeranii a przede wszystkim w magazynie Naji Goche. Był zafascynowany postacią i działalnością Lecha Bądkowskiego, był twórca strony internetowej popularyzującej jego działalność. Sam działał na rozległych obszarach kultury regionalnej, fascynowała go samorządność, poczucie i realizacja norm prawnych, a także utrwalanie rodzimej kultury i tradycji. W tych kwestiach współpracował z naszą Fundacja NG, współuczestnicząc w organizowanych przez nas działaniach. Podczas II Spotkań Kultur Pogranicza KOBORKA w Czersku Na a okolicznościowej sesji zorganizowanej przez nasza Fundacje, wygłosił referat (publikujemy go w niniejszym numerze NG) pt. Łąg wieś pogranicza. W tym numerze (a także w kolejnych) będziemy publikować pozostawione przez niego publikacje, aby ten jego dorobek życia nie poszedł w zapomnienie a przede wszystkim aby nie zatarła się pamięć o Nim. Drogi Maćku, serdeczny Przyjacielu, Stolemie naszej Zaborskiej Kaszebizny działaj na rzecz naszej Ojcowizny tam w Królestwie Naszego Pana. Niech Ci ziemia kaszubsko pomorska lekką będzie. Spoczywaj w pokoju Zbigniew Talewski 83

86 WYDARZENIA Konarzyny - pamięci patrioty księdza Alfonsa Schulza Zbigniew Talewski 27 czerwca 2010 roku odbyła się w Konarzynach na Gochach podniosła uroczystość odsłonięcia Obelisku Pamięci byłego proboszcza parafii w Konarzynach, działacza narodowego, senatora II RP księdza Alfonsa Schulza Uroczystość ta wielkim sukcesem społecznym zakończyła sukcesem ponad roczne przygotowania i wysiłki organizacyjne miejscowego Oddziału ZKP, zwłaszcza jej prezesa Marii Rogenbuk, która z wielkim skutkiem podjęła inicjatywę Fundacji Naji Goche by tym znakiem uczcić pamięci tego Wielkiego Kapłana patrioty i męczennika. Obelisk ten wpisał się wciąg znaków upamiętniających wielce zaangażowane postawy miejscowych Kaszubów, prowadzonych zarówno przez ks. A. Szulca jak i ks. Bernarda Gończa, proboszcza sąsiedniej parafii Borowy Młyn w walce o korzystne wytyczenie przebiegającej przez Gochy granicy państwowej pomiędzy odrodzoną II RP a Niemcami. W ciąg patriotycznych wydarzeń określanych, jako Wojny Palikowej na Gochach, którą w sposób szczególny upamiętnia Strażnica Pamięci i Patriotyzmu im. Bohaterskich Gochów p. w. Chrystusa Króla, wzniesiona nad jeziorem Gwiazdy w Borowym Młynie. Należy podkreślić i serdecznie podziękować wszystkim tym, co wspomogli budowę tego konarzyńskiego obelisku, pamięci i chwały. W szczególności podziękować ks. dziekanowi Markowi Weltrowskiemu proboszczowi parafii, władzą samorządowym gminy, przedsiębiorcom z gminy Konarzyny, posłowi Stanisławowi Stanke za ufundowaną tablicę i senatorowi Kazimierzowi Kleinie i wielu innym tu niewymienionym, ale bez których nie byłoby tego Wielkiego Święta Pamięci i Patriotyzmu. Elżbieta i Stanisław poseł Stanke; Maria Rogenbuk; M. Adamczyk; Marek Dykiert JE bp. Jan Bernard Szlaga Zbigniew Talewski. JE bp. Jan Szlaga ks. dziekan Marek Weltrowski Od lewej: prezes O/ZKP w Brusach Stanisław Kobus z małżonką Jadwigą, Zbigniew Talewski; Maria Kozłowska wójt gminy Konarzyny. 84

87 Od lewej: Zbigniew Talewski;Danuta Babińska;(NN)Łukasz Grzęzicki; Elżbieta Stanisław Stanke; ; J. Stanke; ppłk Andrzej Szutowicz; Halina Mandecka; Marek Dykiert; senator Kazimierz Kleina; Maria Rogenbuk; Jadwiga i Stanisław Kobus Księża Dekanatu Borzyszkowskiego trzeci z lewej ks. Jacek Halman proboszcz parafii Borowy Młyn Maria Rogenbuk prezes O/ZKP w Konarzynach wygłasza referat. WYDARZENIA Wystąpienie podczas uroczystości poświęcenia Obelisku Maria Rogenbuk - prezes O/ZKP w Konarzynach Treść tablicy na obelisku. Wasza Ekscelencjo Księże Biskupie, Przewielebny Księże Dziekanie, Wielebni Księża. Panie Marszałku, Panie Wojewodo, Szanowni Panowie Parlamentarzyści, Pani Wójt, Szanowni Państwo. Dzisiaj, 27 czerwca spotkaliśmy się w tym świętym miejscu, by w zadumie i w sposób szczególnie uroczysty uczcić 70 - tą Rocznicę męczeńskiej śmierci ks. Alfonsa Wacława Schulza, gorliwego kapłana, Wielkiego Polaka, Senatora II Rzeczpospolitej Polskiej. Ksiądz Alfons Schulz w historii naszej parafii i całej społeczności konarzyńskiej odegrał niezwykle istotną rolę. Urodził się 5 marca 1 872r. w Tymawie. Po ukończeniu studiów w seminarium duchownym w Pelplinie, przyjął święcenia kapłańskie. Był wikariuszem w kilku parafiach : w Oliwie, Starych Szkotach w Gdańsku, Chełmie, Kartuzach i Wejherowie. W 1902r. został wikariuszem w Chojnicach, a następnie w r. proboszczem w Konarzynach. Od 1921 r. pełnił obowiązki wicedziekana, później dziekana dekanatu chojnickiego i wizytatora nauki religii w szkołach powszechnych. W latach był delegatem biskupim na delegaturę kamieńską. Ksiądz Alfons Schulz swoją działalność duszpasterską wspaniale łączył z działalnością społeczną. Był członkiem Towarzystwa Naukowego w Toruniu, Stowarzyszenia Straż. Jego aktywna działalność społeczna przypada na okres walki o połączenie Pomorza z Polską. Razem z ks. Bernardem Gończem z Borowego Młyna usilnie zabiegał o dokonanie korekty linii granicznej. Dzięki temu Ciecholewy, Konarzyny oraz Żychce pozostały po polskiej stronie. Za te działania został aresztowany i więziony w Człuchowie. Dzięki interwencji polskich organizacji został po dwóch miesiącach uwolniony. Działalność księdza Alfonsa Schulza w bardzo znaczący sposób przyczyniła się do rozwoju społecznego ziemi konarzyńskiej. Dzięki niemu powstało Kółko Rolnicze oraz Towarzystwo Gimnastyczne,,Sokół". Pełnił ważne funkcje społeczne. Był prezesem kółka rolniczego, prezesem Kół śpiewaczych na okręg czerski, Towarzystwa Czytelni Ludowych, prezesem Komitetu Wyborczego na powiat człuchowski, przewodniczącym Powiatowej Rady Ludowej oraz delegatem do Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu. Nasz wielki orędownik polskości cieszył się niezwykłym uznaniem i szacunkiem nie tylko konarzyńskiej społeczności ale całego Pomorza. Ukoronowaniem tego był wybór na Senatora Rzeczypospolitej Polskiej. Tę zaszczytną funkcję pełnił w latach Doceniły go władze państwowe, odznaczając srebrnym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Organizacji Wojskowej oraz Krzyżem Oficerskim Orderu Polonia Restituta. W r. ks. A. Schulz został proboszczem w Subkowach. Podczas okupacji był dwukrotnie aresztowany i uwięziony w obozie koncentracyjnym w Stutthofie, gdzie 25 czerwca 1940r. został męczeńsko zamordowany. Pochowany został w Gdańsku Zaspie. Po wojnie zwłoki przeniesiono na cmentarz parafialny w Subkowach. Ksiądz Alfons Schulz w historii naszego regionu jest przykładem wielkiego orędownika niepodległości i suwerenności. Zasługuje na wdzięczność i uznanie. Pragniemy złożyć Jego Ekscelencji Księdzu Biskupowi Janowi Bernardowi Szladze serdeczne podziękowanie za wyrażenie zgody na postawienie oraz poświęcenie obelisku. Szczególne słowa podziękowania kierujemy do Pana Piotra Stanke Posła na Sejm RP, za ufundowanie tablicy pamiątkowej. Panom Parlamentarzystom, Posłowi Piotrowi Stanke oraz Senatorowi Kazimierzowi Kleinie dziękujemy za oświadczenia poselskie i senatorskie upamiętniające wspominanego dziś kapłana parlamentarzystę. Mamy ogromną nadzieję, iż poświęcony dzisiaj znak pamięci będzie przypominał kolejnym pokoleniom postać i dzieło życia ks. A. Schulza, gorliwego pasterza oraz wielkiego działacza społecznego. Pragniemy zapewnić, że będziemy o to miejsce szczególnie dbać oraz przekazywać młodemu pokoleniu wartości katolickie i patriotyczne, którymi cechował się ks. A. Schulz. Wszystkim ludziom dobrej woli, za okazane serce i życzliwość w dzieło upamiętnienia śp. Księdza- Męczennika, wyrażamy serdeczne Bóg zapłać! /-/ 85

88 KASZUBI Podczas czerskiej II KOBORKI tj. Spotkań Kultur Pogranicza, Gdańszczanin Paweł Końjo Konnak, znany pod pseudonimem Konjo, gdański awangardowy artysta rewiowy i poeta a także performan - prowadził ( również prezentował swoje wiersze) zorganizowany po raz pierwszy w ramach tych Spotkań, mityng poetycki - Strofy Pogranicza. Poeta w 2009 roku był nominowany do nagrody literackiej NIKE za "Króla festynów", który jest trzecim już tomem jego poezji po "Sztuce restauracji" i "Randce z mutantem". Końjo czyli Paweł Końjo Konnak, jak sam się określa - to postabsurdalny uwielacz multimedialny. W latach 80, aktywista ruchu punk. Od fighter Tranzytoryjnej Formacji TOTART. Członek Grupy Poetyckiej Zlał Mi Się Do Środka. Z TOTARTEM zrealizował kilkaset akcji o charakterze metafizyczno-społecznym. Jest autorem kilku filmów o istotnych twórcach undergroundu, w tym m. in. o TOTARCIE, zespole Dezerter i Robercie Brylewskim. Napisał tomy poetyckie o Sztuce restauracji i Randce z mutantem. I najnowszy Król festynów za który w 2009 roku, otrzymał nominacje do literackiej Nagrody Nike. Aktualnie ujawnia tom poezyj Dziełć i wylane. Jak sam z dumą podkreśla jest Nieodrodnym Dzieckiem Pomorza i Kaszub. KOŃJO czyli Nieodrodne dziecię Pomorza i Kaszub We wstępnie do programu Mistycy-Literaci-Wariaci, realizowanego pod egidą Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, poeta zapraszając do udziału w nim tak siebie przedstawia: Paweł Końjo Konnak invituje na profuzyjne ujawnienia okołopoetyckie pod kryptonimem: Mistycy - Literaci - Wariaci, czyli cykl spotkań z literaturą publicznie nieakceptowaną. Bohaterami tego energetycznego happeningu postkulturalnego będą istotni dla Konja uwielacze, reprezentujący szeroko i głęboko rozumiana expresję zaangażowaną. Autorzy reprezentują różne generacje, orientacje i extrawagancje. To co łączy zaproszonych gości to sympatia Konja do ich istotnych realizacji. Oraz chęć kuratora do porozmawiania z nimi o czynach wielkich i pięknych, których dokonali ku chwale Narodowej Kultury. Spotkania będą odbywać się raz w miesiącu, zawsze w czwartek. Przez kolejnych 1 2 miesięcy spotkamy na Koniczych ujawnieniach m.in. legendarnego kaszubskiego hippisa Antoniego Pawlaka, perkusistę i autora textów punkowej grupy Dezerter Krzyśka Grabowskiego, twórcę Pomarańczowej Alternatywy Majora Fydrycha, kreatora sceny yassowej Tymona Tymańskiego, autora postabsurdalnych opowiadań Krzyśka Skibę, animatora Gdańskiej Sceny Alternatywnej i lidera grupy Bielizna Jarka Janiszewskiego, wydawcę pisma Lampa" i łowcę zbuntowanych talentów literackich Pawła Dunina-Wąsowicza oraz kulturalnego młodego człowieka z Galicji Marcina Świetlickiego. Nawiedzi też korner Konja extatyczny kolektyw Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka". Tak różnorodna socjeta zajmie się w gościnnych progach CSW Łaźnia generowaniem ciepłych profuzyjnych pól kontrastowych. Pamiętajmy koledzy i koleżanki - wszystko jest warte, wszystko jest piękne, wszyscy jesteśmy doskonali. Życzymy Wam orgazmu permamentnego. Zapraszam gorąco Paweł Końjo Konnak... * Jaka jest poezja Pawła Końjo Konnaka a także przyjmowane przez niego artystyczne pozy i formy wyrazu, a więc czy tu także poeta się przedstawia, że...paweł Konnak to oryginał kontestator który chytrze szydzi z popkultury, czy przeciwnie chałturnik, który żywi się popem, czy może jedno i drugie jednocześnie, jest otwarte. Pozostaje faktem, potwierdzają to wiersze zebrane w tomie Król festynów, że Konnak ma do siebie jako króla festynów i swoich licznych ekstrawaganckich wystąpień zdrowy dystans. /.../Rozmaite pop-rekwizyty, gadżety jednorazowego użytku pojawiają się w wierszach Konnaka niemal bez cudzysłowu i jakby celowo bez poetyckiego przetworzenia. To tak jakby różnica miedzy wierszem a tekstem piosenki rokowej...istotną cechą tej poezji jest także autentyczna plotka środowiskowa. Konnak czerpie tematy ze swojego tu i teraz, nie szuka uniwersalnych metafor, ani symbolicznych bohaterów. /.../ W wielu wierszach odnajdziemy aluzje autora do samego siebie... 86

89 będzie nocnym koszmarem wielkiej piątki nadzieją na zmycie hańby jałty i Poczdamu opoką nakładu życia na gorąco rekomendującego taniec ze szmatami bohaterem konspiracji gospodyń domowych partyzantem czwartego zaboru ze snów kazimierza świtonia szanse tego dziecka na konwencjonalne przeżycie swojego istnienia są znikome zakręcony garnitur genów odziedziczony po przodkach odbiera ostatnie złudzenia prababka od strony taty pochowała sześciu mężów babcia w wieku 60 lat zapłonęła uczuciem do rumuńskiego emeryta babka od strony rodzicielki muza niespełnionych bluesmanów z których dwóch obdarzyło ją pamiątkowym potomstwem dziadek deliryk barbapapa matka dziwka ojciec debil Paweł Konnak WIERSZE * do londynu pojechałem pierwszy raz trzydzieści lat po pankowej ruchawce zaległości formalne nadrobiłem błyskawicznie kupiłem koszulkę sekspistols znaczek dedbojs i skarpetki z bobem Garlejem ** no to jest tak że mieliśmy wyjechać bladym świtem jest rumiane południe a ja ciągle czekam straszna ubecka tortura brak snu więc wyję słowami profety michała wiśniewskiego jak mogłeś mi to zrobić tymon przecież wstałem po bożemu wypucowałem gwiazdkę i pongola wytaszczyłem się oblałem wonnościami z półwyspu goa po trzykroć defektowałem aby wiatry nieprzychylne nie oddaliły nas od alpejskiego celu podróży skąd ja to znam kłaniają się lata juwenilnych profuzyj w porządku w 86 ustaliliśmy fachowo i dobitnie czas nie istnieje ale mamy już 2006 wymyślono dziwactwa takie jak mobile handy to po berlińsku używam mateczki germanii aby ciężkie słowiańskie słowo nie wystrzeliło w twoją stronę więc ruhe powiadam biere piano i jest ze mnie jakiś śpiący królewicz harry konnick jr i zaśpiewałem torbom podróżnie oczekującym ach co za udręka to nie moja piosenka całuję po rękach ach ja w to nie wierzę chcesz jeździć na rowerze czy wolisz być papieżem *** ikona popkultury prl-u odśpiewała w radio nadejście martwego sezonu to logiczne Westerplatte padło dworzec centralny okupuje don wasyl i zespół cygańskie gwiazdy francja nie podniosła się z klęski upałów linia Maginota przeniosła się na orbitę Sierpca idole poezji uciekają przed łapami wierzycieli kapo z dzieckiem przy polskiej piersi ma mniej litości niż combo stiepana bandery z wakacyjnych pól bitewnych wrócili królowie festynów herosi kampanii reklamowych admiralicja marketingowego blitzkriegu jak zawsze czekamy na pearl harbour bo dopiero wtedy marines szołbiznesu przyniosą ożywienie gospodarcze na radiowych plejlistach na placu boju pozostali tylko iron diadia skiba i xavier fabienne do krwi ostatniej udający kaowca Michała on jeden do końca nie złoży broni **** poszedłem do szkoły policealnej na spotkanie z ciekawym człowiekiem czyli niby ze mną profesor konnack ma wykład o sztuce jako terapii czytam swoje najlepsze wiersze pokazuję istotne dla mnie filmy i zero kontaktu z kolektywem klasowym rezolutne dziewczę z ławki pod oknem pociesza pan się nie przejmuje że nic z tego nie rozumiemy pan jest z pokolenia stanu wojennego a my z pokolenia galerii bałtyckiej *Od Red. Stryjem poety Pawła Konnaka, jest mgr inż. Zdzisław JózefKonnak rodowo - po kądzieli, pochodzący z Zaborów. Aktualnie jest On emerytowanym leśnikiem i mieszka w Warszawie Wesołej. Pan Zdzisław, którego przy tej okazji serdecznie pozdrawiam, jest autorem kilku opracowań, które publikowaliśmy na naszych łamach /tz/ 87

90 Zbigniew Klaga (Gdynia) W sobotę 3 lipca 2010 r. w Leśnie odbył się po raz pierwszy zjazd rodziny Mellerów. Jego inicjatorami byli Zbigniew i Renata (z.d. Meller) Klaga z Gdyni. To dzięki nim udało się spotkać na przygotowanej uroczystości ponad 170 przedstawicielom tego rodu. * Odchodzą powoli, starzy i młodzi, wiek nie ma tu znaczenia. Ziemia chłonie wszystkich, co się na niej urodzili. Ale powstaje ciągle nowe życie, rodzą się nowe pokolenia. Stare korzenie z Rodu, obumarły wydając jednak obfity plon, powstały nowe kości z Ich kości i krew z Ich krwi. Drzewo genealogiczne ciągle wciąż żyje, wiele konarów rozrosło się w wielki gąszcz gałęzi. Stale rozwijają się nowe małe listki, nowych członków wielkiej wspólnoty Rodu. Ktoś dawno temu dał początek, kiedy był ten prapoczątek, tego nie wiemy. Rzucono w ziemię stare korzenie, jak ziarno siewne, musiało obumrzeć, by powstały nowe łany pokoleń. Jednak należy wspomnieć tych, którzy wiele wieków przed nami, żyli, pracowali i umierali, pozostawiając na tej ziemi swych następców. Jesteśmy Im to winni (Zbigniew Klaga- Gdynia 2009) Początek Rodu Mellerów z Leśna można by rozpocząć od narodzin Jana (Johanna) Mellera w 1868 roku. Był Ojcem dwudziestu jeden potomków. Po ślubie w dniu 12 paździenika1896 roku z Augustyną (z d. Rolbiecka) było dziesięcioro dzieci, a po drugiej żonie Juliannie (z d. Kak) jedenaścioro. Po wielu, wielu latach, kiedy zdecydowano się na stworzenie Drzewa Genealogicznego Rodu Mellerów, znane były imiona i daty urodzin dzieci Jana z drugiej gałęzi (poza Pawełkiemniemowlęciem urodzonym o nieznanej dacie). Pierwsza gałąź Rodu była zatem do odtworzenia. Tu nawet nie znano kolejności narodzin poszczególnych dzieci, a daty urodzin oraz zgonów były trudne do odszukania. Rodziny z pierwszej i drugiej gałęzi nie znały się, mimo, że mieszkały i mieszkają dość blisko. Powiązania rodzinne były bardzo luźne i sporadyczne. Dawno temu odbyły się wesela i pogrzeby członków Rodu i należało zabrać się szybko do pracy nad Genealogią Rodu Mellerów. Tym bardziej, że z ogólnej liczby dwudziestu jeden potomków pozostało przy życiu już tylko dwoje. Jan (Johann) Meller, ojciec licznej Rodziny urodził się w Leśnie 21 listopada 1868 roku (dokument: akt urodzenia Nr z1 868r.- o godz ) a chrzest odbył się w dniu następnym. Rodzicami chrzestnymi byli: Michał i Elżbieta Jażdżewscy (ze strony Matki Lucii). Jak podaje dokument Rodzicami Jana (Johanna) byli: Johann 88 KASZUBSKIE RODY Historia rodu Meller z Leśna Meller (robotnik- pasterz) i Lucia (Łucja) Jażdżewska. Narodziny i chrzciny Jana (Johanna) wiązały się jednak z wielkim smutkiem. Jan (Johann) junior narodził się, bowiem miesiąc po śmierci swego Ojca, Johanna (+ 22 października 1868 r.), mającego zaledwie 43 lata. Startem do wielkiej pracy nad drzewem genealogicznym były dobrze znane Rodziny z drugiej gałęzi Rodu Mellerów. Kilka rodzin mieszkało w Gdyni i posiadało dobry kontakt pomiędzy sobą. Byli o wiele młodsi i utrzymywali stałe kontakty. Odtworzenie poszczególnych gałęzi tego drzewa nie sprawiało trudności. Odszukano daty urodzin i zgonu maleństwa o imieniu Paweł (* ). Z wielkim znakiem zapytania zabrano się za odtworzenie Rodu z pierwszej gałęzi. Mozolna praca i bardzo dobra współpraca Rodzin z autorem dała wreszcie efekty. Po prawie półrocznej pracy udało się odtworzyć prawie 90% całego Drzewa. Pozostały jednak znaki zapytania dotyczące nieznanych losów tylko jednej Rodziny - Macieja Mellera. I tylko dzięki Opatrzności oraz intensywnym poszukiwaniom we wszystkich urzędach i archiwach, udało się i tę barierę pokonać. Równolegle zaczęto szukać wcześniejszych korzeni Rodu Mellerów. Dzięki kontaktom z miłymi i uczynnymi internautami członkami Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego, dzięki listom, poczcie elektronicznej, wyjazdom oraz mojej niezłomnej woli, udało się powoli dotrzeć do wcześniejszych korzeni Rodu. Johann Meller urodził się w dniu 22 czerwca roku w Widnie, a chrzest odbył się w Leśnie. Rodzicami chrzestnymi byli Aloisium v Wysocki i Susanna Lemczykowa. Pierwszą żoną Johanna była Marianna Jaszewska z Kościerzyny (* 1827 r.). Ich ślub odbył się w roku w Kościerzynie. Drugą żoną Johanna była Lucia Jażdżewska (wdowa), urodzona w dniu 11 grudnia 1834 roku (Kruszyn). Małżeństwo zawarto w Leśnie w dniu 28 lutego 1859 roku. Z tego małżeństwa urodziło się pięcioro dzieci: Anton * 1 860, Joseph * 1 862, Maximilian * , Paul * i Jan * Po śmierci męża, Lucia Meller wyszła za mąż po raz trzeci (w 1 869) za Johanna Skwierawskiego. Bronisław Meller Kolejno w linii prostej Ojcem Johanna był Adalbert Meller (* Raduń) a Jego Ojcem był Georgius Meller (* 1749). Prapoczątek wywodzi się od Michaela Mellera (* 1710). Z przeglądu zapisów w aktach urodzenia, wynikało, że z dziada pradziada ten Ród Mellerów zajmował się hodowlą i wypasem owiec. Pozostawiając w wiecznym spokoju przodków, warto zająć się ciekawą historią Rodu począwszy od narodzin dzieci Jana (Johanna) Mellera. Po ślubie w dniu z Augustyną (z d. Rolbiecka), w Leśnie narodzili się: Józef * 1897, Franciszka* 1 899, Bronisław * 1 900, Rozalia * , Alojzy * 1903, Marta * 1905, Władysław *1 907, Maciej * 1 909, Helena * i Kazimierz * Podczas zbierania mchu w lesie (do wyściółki dla zwierząt) Augustina Meller (będąc w kolejnej 1 1 -tej ciąży), została ukąszona przez jadowitą żmiję. Wypadek ten zakończył się Jej śmiercią ( ). W domu pozostały malutkie dzieci, potrzebujące natychmiastowej matczynej opieki. Najstarszy miał 16 lat, a najmłodszy 15- cie miesięcy. Po zaledwie 2-ch miesiącach ( ), 45- letni Jan Meller ponownie ożenił się z Julianną z d. Kak (* w Kaszubie). Dwudziestoletnia Julianna wzięła na siebie bardzo wielką odpowie- Franciszka Meller z domu Lipińska

91 Franciszka Mesek z domu Meller dzialność. Jan Meller był pasterzem w majątku dziedziców Sikorskich, w Leśnie. Z wyżywieniem sporej gromadki dzieci może nie było problemu. Było mleko, sery, mięso i wełna. Z nowego związku z Julianną, rodziło się kolejne potomstwo. W Leśnie urodzili się: Bronisława * 1914, Jan * Paweł * Dziedzic Sikorski i jego rodzina była dobra dla swoich pracowników, uczono wiejskie dziewczyny gotowania, szycia, haftowania i zasad dobrego wychowania. Po I wojnie światowej przyszedł czas na zmianę miejsca zamieszkania. Na początku lat dwudziestych XX wieku w wyniku przymusowych wywłaszczeń część majątku leśnieńskiego rozparcelowano. Pojawili się pierwsi samodzielni chłopi w tej dotychczas typowo folwarcznej wsi. Jan Meller nabył wówczas 30 hektarów (2 ha łąki, 5 ha lasu), a resztę stanowiła piaszczysta ziemia orna. Przeniósł się do Krówni (z niem. Kuwinkel), wybudowanie Wielkie Chełmy. Licha ziemia musiała wyżywić coraz większą gromadkę dzieci. Na ojcowiźnie w Leśnie pozostał brat Jana, Paweł. Alojzy Meller Rozalia Meller z domu Stanke Już w Krówni zmarł dwuletni Paweł a potem narodzili się kolejni potomkowie Mellerów: Antoni * 1919, Marianna *1921, Józefa * 1923, Zofia * 1 928, Teresa *1 929, Wacław * i Marian * Synowie wraz z Ojcem uprawiali swoją ziemię. Orali, siali i zbierali to, co piaszczysta ziemia obrodziła. Niestety w styczniu 1934 roku umiera Ojciec Jan Meller, a całą gospodarkę przejmuje żona Julianna. Ciężka praca na roli trwała aż do wybuchu II wojny światowej. Starsze rodzeństwo powoli wychodziło z domu. Panny wychodziły za mąż a kawalerowie żenili się. Nowo założone Rodziny zajmowały się głównie gospodarką rolną (Józef w Wielkich Chełmach, Alojzy w Leśnie a Marta w Żabnie). Kolejny potomek, Bronisław pracował przy koniach u Niemca-Gabryjela w Lichnowach. Władysław zaczął pracę w w Porcie Gdynia. W porcie gdyńskim pracowali także Maciej i Kazimierz. Jan (* ) poszedł do wojska i tam zastała go już wojna, a potem niewola. Do niewoli również dostał się Władysław i Kazimierz. Już we wrześniu 1939 roku Maciej został aresztowany przez Gestapo Danzig i osadzony w obozie koncentracyjnym Stutthof. Nosił numer obozowy Zamordowano Go w dniu 1 2 maja roku i pochowano na gdańskiej Zaspie. Władysław przebywał u bauera w niewoli aż pod francuską granicą a Kazimierz był także w niewoli na terenie Niemiec. Władysław jako solidny przedwojenny portowiec, znający się na załadunku statków, został Władysław Meller Elżbieta Meller z domu Gronalewska ściągnięty przez Niemców do pracy w Porcie w 1943 roku (dzięki wstawiennictwu swego szwagra Teodora Kuklińkiego). Drugi potomek Jana i Augustyny Mellerów, Franciszka Meller wyszła za mąż za Jana Mesek i zajmowała się krawiectwem w Chojnicach. Helena Meller nie wyszła za mąż. Rozpoczęła po wojnie pracę w Szpitalu w Tucholi. Tam pracowała do swej śmierci w roku. O losie Kazimierza Mellera niestety nic nie wiadomo. Jako jedyny z całego potomstwa był uzdolniony muzycznie, ładnie malował i był bardzo rodzinny. Najstarsza córka po 2-giej matce, Bronisława wyszła za mąż w r. za leśnika, Leona Matyszewskiego Młodsze dzieci zostały z matką Julianną a starsze: Marianna zaczęła pracę u Cysewskiego volksdeutcha w Brusach a Bolesław w Chojniczkach (u bauera Hoppe), Niemcy potrzebowali przecież najemnych robotników do pracy na roli. Matyszewscy zamieszkali w Antoniewie. Teresę nie zabrano, bowiem Niemcy nie mieli Jej w spisie. Niemiecki okupant stosował łapanki również na wsiach (jak w całej Polsce). Józefa i Antoni przeprowadzając Leona Matyszewskiego do Krówni, zostali złapani przez SS i transportowani do Brus. Po drodze przypadkowo złapano także i Mariannę. Wszystkich przewieziono do obozu w Potulicach. Julianna Meller znając doskonale język niemiecki, starała się wydostać swoje dzieci z obozu. Starania osiągnęły efekt i po półrocznym pobycie w Potulicach wszyscy powrócili do domu. W czasie wojny Leon Matyszewski (mąż Bronisławy) pracował jako pracownik leśny w Czernicy. Ale w tym rejonie działała partyzantka z Gryfa Pomorskiego. Młodociany Wacław chodził pieszo z obiadem do Leona Matyszewskiego. Został złapany przez Niemców i posądzony o dostarczanie żywności partyzantom. W miejscowym młynie z kłopotu wybawił go dopiero Stefan Górski (ojciec Jadwigi Meller i Stanisława Górskiegoprzyp. autora). Niestety w styczniu rodzina Mellerów została wywieziona do Niemiec. Razem z matką Julianną wywieziono Antoniego, Józefę, Zofię, Wacława i najmłodszego Mariana. Nasamprzód osadzono ich w obozie przejścio- 89

92 zamieszkał u swego przyrodniego brata Władysława na gdyńskim Obłużu a pracę znalazł w Porcie (przy przeładunkach kolejowych). Władysław ściągnął także do Gdyni - Eugeniusza Zamojskiego wraz z rodziną. Znalazł on pracę w Stoczni im. Komuny Paryskiej. Potem kolejno jedni ściągali drugich. Także w Gdyni zamieszkali Wacław Meller oraz Marian Meller, który rozpoczął pracę w gdyńskim Radmorze. Po groźnym wypadku w Porcie, Antoni Meller podjął pracę w Gdańskich Zakładach Przemysłu Piekarniczego i tam pracował do przejścia na emeryturę. Ród Mellerów nadal się rozrastał, w młodych rodzinach przychodziło kolejne pokolenie. Ale i niestety wykruszały się korzenie Rodu. Potomkowie Jana i Augustyny oraz Jana i Julianny powoli odchodzili do wieczności. Teresa umiera (przy porodzie), Bronisław +1964, Helena i nestor Rodu Julianna w +1966, Józef +1968, Władysław +1979, Franciszka i Bolesław +1982, Bronisława +1983, Antoni +1985, Alojzy Kolejny potomek, Wacław wraz z Rodziną w 1980 roku wyjechał do Niemiec i zamieszkał w Hanowerze. Tam zmarł w r. Pod koniec XX wieku odchodzą także Jan (* ) i Marta Józefa Zamojska długie lata pracowała w gdyńskich delikatesach. Zmarła w roku. Zofia mieszkała w Kołtkach k/ Białego Boru i zmarła w 2006 roku. Rodzina Mellerów pozostała jednak na Kaszubach, głównie w Leśnie, Chojnicach, Dziemianach i Wielkich Chełmach. Część z późniejszych potomków Mellerów wywędrowała po za granice Polski. W Kanadzie Sherbrook jest Wiesław Zamojskisyn Józefy. Potomkowie z Rodziny Meller spotkają się na Zjeździe Rodziny Mellerów, który planowany jest w dniu 3 lipca roku. Spotkanie po wielu latach, pozwoli na wzajemne poznanie dwóch wielkich gałęzi Rodziny oraz umożliwi wielogodzinne rozmowy. Udany Zjazd naszego Rodu pozwoli na wzmocnienie więzi żyjących i utrwalił pamięć o naszych przodkach. Wyrazem tej pamięci będzie m.in. opracowywane rodowe Drzewo Genealogiczne a Zjeździe przypominać będzie napisany w jego przededniu wiersz Pt. Na Wielki Zjazd Rodu Mellerów w Leśnie napisany przez Zbigniewa Klage, poetyckie przesłanie, które zainaugurowało to Spotkanie w leśnieńskim kościele! Kazimierz Meller wym w Nadrenii a później pracowali u bauera Paula Hense w Everzoel. Józefa Meller na terenie Niemiec, wyszła za mąż za poznanego w niewoli Eugeniusza Zamojskiego, tam urodził się ich pierwszy syn Wiesław. Po wyzwoleniu przez wojska amerykańskie cała Rodzina przebywała w klasztorze w Knechtstetten/Köln (200 km od Everzoel). W czasie pobytu w Niemczech gospodarstwo Mellerów przejął volksdeutsch-o nazwisku Miszewski. Nieodparta chęć powrotu do domu (mimo ostrzeżeń by nie wracać, bo Polska to już PRL) zdecydowała na powrót do Polski, do Krówni w październiku 1945 roku. Gospodarstwem w Krówni zajął się Bolesław Meller. Julianna Meller w Krówni przebywała do 1956 roku. Potem przeprowadziła się do Dziemian i zamieszkała przy swojej najstarszej córce Bronisławie. Po II wojnie światowej życie potoczyło się pracowicie. Jedni dalej pracowali ciężko na roli, inni przenosili się do pobliskich miast a jeszcze inni wędrowali w poszukiwaniu pracy. Antoni* Maciej Meller 90 Marta Meller Na Wielki Zjazd Rodu Mellerów w Leśnie Może zapomniani, może wspominani, może czekający na okruch modlitwy w dniu zmarłych? Dusze zmarłych przez wieki z Wielkiego Rodu Mellerów. Idą dusze pradziadów pamiętających dawne czasy, idą dusze ciężko spracowanych rolników pamiętających toczące się wojny. I idą dusze tych najmniejszych dzieciaczków, które nie wytrzymały głodu i zimna. Ile ich było? Kto to teraz policzy? Ale się cieszą, że po wielu wiekach nareszcie Ich wspomniano, że nie zapomniano o Ich istnieniu. Idą dusze podtrzymując się nawzajem, do swego modrzewiowego kościółka w Leśnie, co stoi nad jeziorem. Stają teraz przed prezbiterium, które jaśnieje światłem, w ciemnym drewnianym wnętrzu. Kiedyś tu przecież przed wiekami, byli chrzczeni, brali okazałe śluby a w końcu swego ziemskiego żywota spoglądali zamkniętymi oczyma na wieczną światłość, mając różaniec wpleciony w sztywne palce. To wielki dla Nich dzień. To wielkie dla Nich Święto, że po setkach lat już w XXI wieku odprawia się za Ich dusze Mszę Świętą. Wspomina się tu w parafialnym kościele, Ich Imiona. Może zapomniane, może wspominane może wciąż czekające na modlitwę swych bliskich. (Gdynia, 5 maja 2009 r.) Od redakcji: Państwo Renata (z d. Meller) i Zbigniew Klaga są członkami ZKP o. Gdynia oraz działaczami Klubu Kaszubskiego "Cisowa". Byli Oni głównymi organizatorami Zjazdu Rodu Mellerów, który odbył się w Leśnie w 3 lipca roku. Bliską krewną pani Renaty Klaga jest Kazimiera Skiba mieszkająca w Borowym Młynie oraz Jej córka Maria Trzebiatowska z Brzeźna Szlacheckiego. Niniejszy materiał państwo RZ Klaga przesłali do nas pod koniec 2009 roku tj. w gorącym okresie przygotowań do Zjazdu. Cieszymy się niezmiernie, że udało się to Spotkanie kolejnego kaszubskiego Rodu tym razem z Zaborów. Gratulujemy Państwu nie tylko inicjatywy w tym względzie, ale przede wszystkim udanego wysiłku organizatorskiego, który nie poszedł na marne, o czym świadczy chociażby liczba uczestników, jak i zebrane materiały. Wszystko to, co przysporzyło chwały zarówno całemu Waszemu Rodowi a w tym również Szanownym Państwu. Szczęść Boże! w dalszej pracy nad umacnianiem rodzinnych więzi Waszego, a przez to innych kaszubskich Rodów, w krzewieniu tej rodzinnej miłości i pamięci pożytkowanej w tym pokoleniowym marszu, siły pielęgnowania tradycji spoiwa i siły napędowej pożytkowanej dla trwania i siły naszej Małej Ojczyzny Kaszub. Zbigniew Talewski

93 OPINIE Zygmunt Jan Prusiński Wczoraj, 13 kwietnia 2010 r. w tak ważnym dniu dla Katynia, przyszedłem do Urzędu Miejskiego w Ustce, by oddać Hołd, Pamięć i Cześć Ofiarom spod Smoleńska Złożyłem Kondolencje, ale nie tamtym Polakom z roku 1940, a tym współczesnym Ofiarom. Pomiędzy Katyniem a Smoleńskiem jest las. - Nie możemy mieć do drzew żalu, nie możemy mieć do tego najstarszego drzewa - którego konar mógł być jednym z przyczynków do tego wypadku do tego, że skrzydło samolotu pękło na pół... Czytam w prasie, że Las może być przeklęty... Często bywam w Lesie, dla uspokojenia, do nabrania siły. Potrafię rozmawiać z Lasem, to specjalny jest język, Język Milczenia. - Ile ja w Lesie napisałem wierszy!? Rozumiem narodową tragedię historyczną jaką jest Las Katyński, teraz nowe miejsce Las Smoleński, dwie łączące się historie. I nigdy one nie będą rozdzielone - nawet gdyby i te dwa Lasy ścięto do ostatniego drzewa. POEZJA Z KASZUB Na rydwanach Apollina Piotr Wiktor Grygiel VOTUM SEPTUM III. SIEWCA To nic, że misja Twa zakończona Kiedy ślady trwają Pogłębiać żyzność urodzaju Zdrowym ziarnem I Twoją cierpliwością Daną raz na wieki Przyjdzie czekać Pod tym samym słońcem A moim spichlerzem To nic Jeśli wichry Odsłonią podglebie A w nim korzenie Wrośnięte głęboko - mocne łącznikiem Prosto do Ciebie Otulą płacheć nieco bogaciej Do podzielenia (Tak dobrze spełniasz swe zaistnienie dla następnego pokolenia) Zstępujących zastępów hufce Po kolejnych miedzach rozsadzone ** Czy ten las jest przeklęty...?! Andriej Kolesników na stronie internetowej napisał: Po rozbiciu się samolotu w miejscu katastrofy została tylko IV. SPRAWIEDLIWY To nic, że Ten, który raz się narodził Wskazał źródło W otchłani przeinaczeń Upostaciowionych Podwyższone dobro Zamyka usta Czyni bezsilnym Bluźnierców Których, jak popychany kamień Źródłem przenosi Do komnat zamkowych To nic, że czasami upiory Wypełzają kątami Bez szat Nie oni wprzódy (Przed nami) Głosić zwycięstwo (Ono nigdy razy na zawsze) Jak hydra i przekleństwo Chwastem się krzewi Umacniaj nas Ojcze! I prowadź następnych Po udanych zbiorach OJCZYZNA moim dzieciom Czujesz ją wszystkimi zmysłami Jak rodzoną matkę A jeśli jej zabraknie Odwołujemy się do Niej Poszukujemy duchowej tożsamości Aby nie być jak ten wyrzucony pies Zdany na pastwę pogardy I nędzne ochłapy Z wielkim NIKIM J. W. Stalin i Ł. P. Beria wybierają miejsce dla posadzenia drzewa. Lotnisko pod Smoleńskiem, 1 0 kwietnia roku. Fotografia opublikowana na stronie Ołesia Czumakowa jedna nienaruszona podwójna brzoza w kształcie litery V - zwycięstwo nad śmiercią? I dalej ( ) : Ten przeklęty rosyjski las, w którym piszę (fragment) Paliła się nie tylko w lesie katyńskim. Kilka kilometrów przed zejściem do lądowania widziałem już liżące las równe języki płomienia. Pomyślałem, że być może ten las na to właściwie zasłużył. Być może, lepiej niech wreszcie spłonie w diabły, jeśli już jest taki przeklęty, że należy spalić go doszczętnie, bo niesie ludziom zgubę, tak dosłownie, że nawet strach o tym pomyśleć. W tym przeklętym rosyjskim lesie spłonął rosyjski samolot którym lecieli ludzie z najwyższych kręgów władzy Polski, którzy tu chcieli przylecieć, żeby uczcić pamięć innych Polaków, których w tym lesie rozstrzelali siedemdziesiąt lat temu Rosjanie. (Opracował tz) Ojczyzna rodzi się w nas A kiedy już jest Jest Tobą Drzewem, ptakiem, kamieniem Grudką ziemi, wiatrem Twoją radością i smutkiem Oczekiwaniem i spełnieniem Jest wszystkim I od Ciebie zależy jak długo będziemy Razem KIMŚ Bez bolesnych ofiar Zaniedbań i nieprzemyślanych decyzji Zapisanych na kartach historii Tabliczkach nagrobnych, pomnikach I naszej pamięci * Publikowane w niniejszym magazynie NG wiersze Piotra Wiktora Grygiela pochodzą z jego nowego tomiku poetyckiego Na rydwanach Appolina, który jest jego trzecią ksiązką poetycką po Na grzbiecie lśniącej Minerwy i Flagowy okręt grządek Jak w wstępie do niego pisze Mirosław Kościeński, tenże tomik wydany jesienią roku... jest nawiązaniem do pierwszego, bowiem Apollin (Apollo) to nie tylko bóg słońca, syn Zeusa i Latony, bliźni brat Artemidy, ale także to bóg światła, mądrości, patron poezji, muzyki, sztuk i nauk, przewodnik muz, a przede wszystkim uzdrowiciel (Soter). Stąd wiersze zamieszczone w tym tomiku wymagają uwagi i skupienia... chwała Grygielowi za to zmuszanie Czytelnika do przypomnienia sobie o historii tej bliższej i odleglejszej. W wielu zamieszczonych tu tekstach znajdujemy odniesienia do twórczości starożytnych filozofów lub przypomnienie ówczesnych bohaterów epopei Homera czy bajek Ezopa

94 LIPUSKIE OPOWIEŚCI Ks. Władysław Szulist Lipusz Moja kaszubska droga Mój ojciec w styczniu 1944 r. dostał się do obozu koncentracyjnego w Stutthofie za kontakty z partyzantami. Pamiętam, że w czerwcu tego roku, gdy wypasałem owce przy rzece Borowej na polu ojca, partyzanci wychodzili z lasu po wodę, a nad lasem unosił się dym. Ojciec wrócił z obozu w maju r. W jesieni r. ojcu odebrano ponadstuhektarowe gospodarstwo, a gorliwi urzędnicy z nadleśnictwa w Sulęczynie usiłowali naszą rodzinę wypędzić z gospodarstwa. Najgorliwszy w tym zakresie okazał się urzędnik G. Do r. wypasałem owce, gęsi lub krowy. Czwartego września tegoż roku udałem się do Wejherowa i wówczas ojciec powiedział mi w pociągu: jeśli nie będziesz się uczył, to będziesz nadal wypasał krowy. Do tego jednak nie doszło, choć nauka nie szła mi łatwo, bo w szkole były wysokie wymagania. W r. wstąpiłem do pelpliriskiego seminarium. Tutaj także musiałem pokonywać trud- 92 ności, ale ogólnie nauka się unormowała. Poza nauką przyciągała mnie biblioteka seminaryjna i archiwum, z których obficie korzystałem po obowiązkowych zajęciach. Zacząłem zbierać książki na temat historii diecezji i Pomorza Gdańskiego. Ponieważ klerycką kieszeń nie na wszystko było stać, dorabiałem sobie sprzedażą książek, które sprowadzałem z różnych księgarni w Polsce. Pierwszą placówką po święceniach w r. było Wielkie Czyste. Proboszcz (dr historii) miał zrozumienie dla moich zainteresowań historycznych. Lubił bardzo kwiaty, a w plebanii panowała niezwykła czystość. W Wielkim Czystern uczyłem w dwóch szkołach religii. Zapamiętałem, że proboszcz miał dwa pieski, o które parafianie zadbali, wycinając im tonsury na głowach, czyli takie małe kółka aż do skóry. Takie kółka za moich czasów nosili klerycy w seminarium. Kilka razy odwiedziłem wówczas Toruń z jego naukowymi bibliotekami oraz księgarnią naukową. Po roku znalazłem się w parafii Konarzyny k. Chojnic. Tam w pełni poznałem południowe Kaszuby. Z parafianami rozmawiałem po kaszubsku. Zaprzyjaźniłem się z ideowcem, Julianem Rydzkowskim, twórcą muzeum w Chojnicach. Do Kopernicy, gdzie uczyłem religii, musiałem jechać przez Chojnice, bo inaczej nie pasowały autobusy, stąd też moja bliska znajomość z Julianem Rydzkowskim. Proboszcz moje zainteresowania historyczne traktował jako zabawę. Sarn lubił dużo pracować. Nie protestował jednak, gdy wyruszałem w Polskę po książki i kulturę. Religię prowadziłem wówczas w pięciu szkołach. Na 1 5 stycznia r. przypadły moje przenosiny do parafi Mały Kack. Tam środowisko naukowe stało dla mnie otworem i z tej możliwości obficie korzystałem. Kościół nie był wygodny, bo w zimie za zimny, a latem za ciepły. Na plebanii w narożnym pokoju o dwóch dużych oknach miałem nieraz tylko 9 stopni Celsjusza. Proboszcz nie przeszkadzał mi w kontynuowaniu zainteresowań historycznych. Był prezesem i wiceprezesem państwowego Caritasu". Jego życie było pogmatwane. Armia Krajowa wydała na niego wyrok śmierci za kolaborację z Niemcami i w r. znikł z Łodzi, w r. zaś przebywał w Saksonii. Na jednego z wikarych przed r. sprowadził milicjanta, co zmusiło księdza do opuszczenia plebanii w ciągu 24 godzin. Upokorzył także bpa Bernarda Czaplińskiego w czasie wizytacji, gdy ten zwrócił mu uwagę na przynależność do państwowego Caritasu". Zadzwonił wówczas do swoich mocodawców w Gdańsku, a ci dali biskupowi odpowiednio groźną reprymendę. Po pięciu i pół latach pracowałem już jako wikary w Chwaszczynie. Tamtejszy proboszcz powiedział do ks. B. Sychty o mnie tak: on tylko jeździ; jako agricola cum potestate celebrandi za swój największy sukces życiowy uważał wyhodowanie na Kosznajderii 6-kilogramowego buraka. Bardzo zadbał o zabudowania gospodarcze, jednak nie o kościół, którego zakrystię określił jako wędzarnię. Miał jednak najlepszą łazienkę w dekanacie, z której zresztą korzystali wyłącznie goście. Kolejny transport zawiódł mnie do Golubia- Dobrzynia, gdzie proboszczem był dr historii, który miał zrozumienie dla historii, ale się nią praktycznie nie zajmował. Cechowało go poczucie piękna i dbał o konserwację zabytków wewnątrz ładnego gotyckiego kościoła. Po roku sam poprosiłem o zmianę. Chciałem wrócić na Kaszuby i dostałem się do Wejherowa w r. Tutai z kolei proboszcz nie zaj mował się remontami, szczególnie plebania i ogrody były bardzo zanie dbane. Do konfesjonału też się nie garnął. W jednym wolnym dniu w poniedziałek, jeździłem do Gdańska do bibliotek, archiwum, muzeum archeologicznego i księgarń naukowych. Proboszcz mi radził, bym kupił sobie bilet miesięczny. W r. poprosiłem o parafię Mściszewice dusz. Tam trzeba było budować nową plebanię. Przy tej budowie nigdy sam nie jeździłem po materiały budowlane, wszystkie bowiem sprawy załatwiali parafianie. Podobnie było ze zbiórką pieniędzy na budowę. Pozwolenie państwowe przyszło w r., a we wrześniu r. wprowadziłem się do niewykończonej jeszcze plebanii. Z parafianami rozmawiałem tylko po kaszubsku. Po jedenastu latach pobytu w Mściszewicach, w r., poprosiłem o parafię bliżej Gdańska. Okazała się nią Matarnia, jednak z dekanatu żukowskiego księża się nie kwapili, by w niej pracować, bo po odłączeniu Ko koszek, co było już przesądzone, pozostało w niej tylko ludzi. Dopiero w r. okazało się, że powstanie nowe osiedle. O Matami, gdy już tam mieszkałem, wyraził się jeden z księży, że jeszcze gorsze od niej jest Niestępowo. Faktycznie, zanim poszedłem do Matami, bp Śliwiński powiedział: nie bierz tego. I miał rację, mnie jednak przyciągała bliskość Gdańska. Ma- tarnię właściwie zablokowało lotnisko i nie wolno było nic budować na tym terenie. Kościół i plebania w Matami wymagały dużych remontów, a z duszami nie tak łatwo można było to wykonać. Jednak żyć tam było można. Dziś z perspektywy czasu uważam, że dla samego Güntera Grassa warto tam było być. Starałem się bowiem informacje na temat jego młodości na podstawie archiwaliów i wywiadów opracować i ogłosić drukiem. Wydaje mi się, że poza mną nikt inny nie byłby zainteresowany tym problemem. Dzisiaj jego Blaszany bębenek jest przetłumaczony na ponad 30 języków i rozsławił Kaszuby na całym świecie. Grassa cenię także za to, że poparł jasno granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej, jako należnej Polsce za

95 wypowie dzianą i przegraną przez Niemcy II wojnę światową. W czerwcu r. abp T. Gocłowski powiedział do mnie: Niech ksiądz zajmie się nauką, archiwami i Kaszubami". Miałem zamieszkać w okrąglaku - kościele na Przymorzu. Zapomniał jednak ksiądz arcybiskup zapytać, co zrobię z przeszło dwu tysiącami książek, które zajmowały cały pokój, a przemieszczanie się z nimi stanowiło dla mnie poważny problem. Zwrócił mi na to uwagę bp B. Czapliński, który nie miał doktoratu, ale jednak rozumiał te sprawę. Gdybym się zgodził zamieszkać na Przymorzu, to bym się wykończył zdrowotnie, bo zdrowie już w Mściszewicach bardzo mi dokuczało, zwłaszcza po okresie kolędy trzy, cztery tygodnie w roku leżałem, w łóżku. Dojeżdżanie do archiwum w Oliwie z czekaniem na przystanku na Przymorzu, przesiadanie się z autobusu na przystanek PKP w Gdańsku-Przymorzu zupełnie by mnie wykończyły zdrowotnie, zwłaszcza w czasie wielkich mrozów. Do samochodu zaś nigdy nie dążyłem. Głosiłem kaszubskie kazania w terenie, co stanowiło dla mnie dodatkową trudność, zwłaszcza w zimie z racji pogody. Gdy chodzi o przeszłość gdańskiej diecezji, to trochę ją znałem. Wybrałem Lipusz jako miejsce stałego zamieszkania. O budowie domu z bratem myślałem już w r. On pokrył dwie trzecie kosztów, a ja jedną, trzecią. Sądzę, że na ten okres przypadły moje główne osiągnięcia publicystyczne i naukowe, bo miałem w Lipuszu dużo czasu, chociaż przenosząc się do Lipusza ryzykowałem problem mego utrzymania, na co zwracało mi uwagę kilku księży. Przez dziewięć lat głosiłem w Lipuszu kazania kaszubskie i odprawiałem Mszę św. z elementami kaszubskimi. Na mój dorobek składa się 1 6 samodzielnych pozycji drukowanych, 77 artykułów i rozpraw, 90 recenzji i 31 6 artykułów prasowych. W parafii służę posługą w konfesjonale, bo to jest praca dla emeryta. W polemikach staram się bronić polskich racji i w tych sprawach jestem bezkompromisowy. Chętnie sięgam do takich autorów jak profesor PAN-u Janusz Tazbir, ks. prof. KUL-u Zygmunt Zieliński - autor ponad 30 książek, który pisze w czterech językach, a w sześciu czyta, prof. Zygmunt Szultka, pracujący w PAN w Poznaniu i na Uniwersytecie Szczecińskim (świetnie przedstawił w swoich pracach stosunki polsko-niemieckie i niemieckie parcie na wschód). Z niepokojem obserwuję poczynania wielkich mocarstw i innych państw, które decydowały o granicach Polski. Liczę, że takie rozstrzygnięcia w przyszłości się nie powtórzą., chociaż nie można tego wykluczyć. Opowiem na koniec o dwóch spotkaniach. Kilka lat temu zjawił się u mnie niemiecki dziennikarz (Deutsche Rundfunk), biegle mówiący po polsku, wtenczas zamieszkały w Opolu. Stawiał dość ostro pytania na tak lub nie. Zwróciłem mu uwagę za tak radykalne stawianie pytań. Pożegnał mnie odpowiedzią: z księdzem trudno się dyskutuje. Dnia 27 maja 2009 r. zjawił się u mnie zgermanizowany Kaszuba z Niemiec, chyba protestant, który pokazał mi kilka polskich metryk z USC w Kartuzach i pytał o południowe Kaszuby, prowadził bowiem badaniach swojej genealogii. Po kilku minutach stwierdził, że niemieckie majątki i żydowskie kamienice w Polsce powinny wrócić do swoich właścicieli. Ja mu podałem rękę i wiedział już, którędy wyjść. Szkoda, że nie powiedział tego samego o polskich majątkach pozostawionych na wschodzie w okolicach Wilna, Grodna i Lwowa, które już na zawsze są stracone. Przypuszczam, że ten osobnik był postacią podstawioną. Są w Polsce tacy, którzy mienią się Polakami, jedzą polski chleb i szkodzą naszej Ojczyźnie. Z kolei zdarzają się wypadki, że ludzie z Zachodu łapią z Pomorza Gdańskiego ludzi pióra i ci ostatni pracują na niekorzyść naszej Ojczyzny. Obchodząc 50-lecie święceń kapłańskich, 52-lecie pracy publikacyjnej i 1 5-lecie pobytu w Lipuszu niewiele już mi zostało czasu ad coemeterium lipusensem. Będę starał się dalej podkreślać wkład Kaszubów w kulturę świata, którym poświęciłem trzy książki i szereg artykułów. Nadal pracować będę nad historią diecezji gdańskiej i pelplińskiej. Czekam na druk czwartego tomu dotyczącego przeszłości diecezji pelplińskiej, a do piątego, obejmującego lata planuję wkrótce przystąpić. Dziękuję inicjatorowi dzisiejszego spotkania, Hubertowi Grzeni, i wójtowi Mirosławowi Ebertowskiernu z Lipusza, oraz tym wszystkim, którzy uświetnili dzisiejszą uroczystość. Wypowiedź autora na spotkaniu jubileuszowym 2 lipca 2009 roku w Lipuszu w Klubie Rolnika. JUBILEUSZOWE REFLEKSJE Finansowe wspieranie polskich wydawnictw przez Zachód nie zawsze sprzyja polskiej racji stanu. Nieraz słabszy bierze od silniejszego, a ten pierwszy staje się uzależniony nie tylko materialnie, ale, co gorsza, także ideowo. Już nieraz pisałem o bpie C.M. Spletcie, który w r. został skazany na 8 lat więzienia. Osobiście sądzę, że bronił niemieckiej racji stanu na Pomorzu Gdańskim. Niejednokrotnie spotykałem się z pytaniem: dlaczego nie brałem udziału w złotym jubileuszu kapłaństwa w Pelplinie i nie zgodziłem się na uroczystości w parafii Lipusz. Odpowiadałem tak: nie każdy musi robić to, co inni robią, i kierować się owczym pędem. Nie urządzałem jubileuszu 25-lecia w parafii Matarnia, bo nie chciałem zmuszać parafii do niepotrzebnych wydatków. Widziałem nieraz takie wymuszone pochody od chóru do ołtarza. Zapewne są i tacy parafianie, którzy chcieliby wyrazić duszpasterzowi swoją wdzięczność, ale są i tacy, którzy traktują taki jubileusz wyłącznie urzędowo. Mnie nie jest potrzebna pompa celebrationis et funebralis. Byłem obecny na srebrnym jubileuszu w Pelplinie w r., gdzie nawet nie było czasu na osobiste rozmowy jubilatów, bo cały dzień był wypełniony oficjalnym programem. Był to dzień bardziej dla gości niż dla jubilatów. Ja w dniu jubileuszu kapłaństwa odprawiłem sobie cichą Mszę św. sine gloria et pompa, dziękując Bogu za dar kapłaństwa. W tym dniu był mi bliski Kaszuba - bp Paul Rhode - pierwszy polski biskup w Ameryce, który na swój jubileusz wyjechał z diecezji Green Bay do Polski - na ukochane Kaszuby, konkretnie do Wejherowa, gdzie się urodził. Dochodzi tu jeszcze inny problem związany z taką uroczystością: długość przygotowań, nerwy i zdrowie, niepewność, czy wszystko się uda. Całodniowe uroczystości, gdy się ma ponad 70 lat wykańczają fizycznie i psychicznie. Moja uroczystość w Klubie Rolnika w Lipuszu, której inicjatorem był Hubert Grzenia z Gminy Lipusz - jemu składam serdeczne Bóg Zapłać - odbyła się 2 lipca 2009 r. i trwała od godz niecałe dwie godziny. Nie wymagało to ode mnie wielkiego wysiłku fizycznego, byłem bardzo zadowolony. Wielokrotnie słyszałem, że inni też byli zadowoleni. Przybyli ci, którzy chcieli (ok osób). Ja nikomu nic nie narzucałem, a pracownicy Urzędu Gminy urządzili wystawę moich prac, które są w Bibliotece Gminy. To był udany pomysł. W programie było przewidziane moje wystąpienie, które załączam w tej publikacji. Ponadto - kto chciał, brał mikrofon i się produkował, m.in. wójt, ks. Jan Ostrowski, Mazurkie-wicz, Eugenia Laska, młode talenty Paulina Kropidłowska i Mirosława Chrapkowska. Z księży byli obecni: ks. dr Kazimierz Mokwa i ks. Leszek Jażdżewski. Ks. dr Mirosław Gawron był na urlopie, a ks. wikary Łukasz Pałubicki przebywał w Rzymie. Uroczystość zaszczycili również: dyrektor Muzeum Ziemi Kościerskiej - Krzysztof Jażdżewski, z którym łączy mnie bliższa znajomość, Piotr Lizakowski - dyrektor Biura Obsługi Placówek Oświatowych, niektórzy nauczyciele, pracownicy gminy, krewni, kuzyni Mieczysław Knopik, Ryszard Jakubek z żoną Adelą, Jan Lipiński z córką Anną Błaszkowską - dyrektor Banku Spółdzielczego, i pracująca tam bratanica Barbara Szulist. Osobno należy wymienić Małgorzatę i Mariana Pa-luszyńskich z Kościerzyny oraz redaktora Zbigniewa Talewskiego. W życiu nigdy nie chciałem być szeregowcem, starałem się mieć większe ambicje i dlatego moje życie musiało być inne, jednak często w realizacji moich zamierzeń przeszkadzało wątłe zdrowie i dlatego nie zawsze mi się udawało. W tym jubileuszowych roku w letnich miesiącach często ruszałem z krewnymi lub znajomymi na ukochane Kaszuby i spędzałem je na rozmowach po kaszubsku w kilkuosobowym gronie. Odwiedzili mnie również znajomi z USA i Kanady z którymi mogłem się cieszyć ich osiągnięciami w zakresie działalności na rzecz Polonii kaszubskiej. Zapamiętałem zwłaszcza dzień 1 6 sierpnia 2009 r. w Centrum Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku. Obecnie nie jest łatwo być poza Pelplinem człowiekiem twórczyni i kreatywnym. W diecezji gdańskiej jest kilku takich duchownych, poza Oliwą zaś m.in. ks. dr Leszek Jażdżewski i ks. dr Mirosław Gawron. Są wikarymi, a pracować naukowo pełniąc 93

96 Codzienne moje życie ułatwiają mi m. in. rodzina Schutz, Grażyna Dunajska, Anna Błaszkowska, Barbara Szulist i Małgorzata Ustowska. W Lipuszu dobrze funkcjonuje Ośrodek Zdrowia (przychodnia). Mirosław Ebertowski sprawdził się jako wójt. Nauczyciele z Tuszków i Kornego lubią prace społeczną. Już szesnasty rok przebywam w Lipuszu i w tym czasie nastąpiła w sąsiedztwie wymiana prawie wszystkich proboszczów. Wielu proboszczów gospodarzy samotnie, bo nie stać ich na utrzymanie gospodyni. Cieszyłbym się, gdyby w Mściszewicach przedłużono kościół-a w Matami wymieniono w kościele spróchniałe murbelki i dalsze partie krokwi. Piszę swoje książki i artykuły niejednokrotnie w nocy gdy przychodzą ciekawsze rozwiązania myślowe, gdy nie mogę spać i trzeba wstać i zapisać, by problem nie uszedł z pamięci i nie urwał się wątek. jednocześnie tę funkcję jest bardzo trudno, po prostu przekracza to ludzkie możliwości. W mojej pracy historycznej znalazłem szereg osób, które mnie wspomagały w wykształceniu, dostarczały prasę i literaturę, przysyłały listy, służyły radą, zachętą i podtrzymywały na duchu. Do nich na pierwszym miejscu należał ks. dr h.c. Bernard Sychta, który darzył mnie zaufaniem, nawet na wyrost. Do jego pracowni przychodziłem jak do własnego domu. Ten wybitny slawista nieustannie pracował, a fiszki do słownika kaszubskiego były rozłożone wszędzie, nawet na podłodze. Miało to miejsce nie tylko na plebanii, ale także w kanonii przy ul. Kanonickiej. Na drugim miejscu wymieniłbym ks. prof. Zygmunta Zielińskiego z KUL-u semper fidelis - jemu również zawdzięczam dużo. Gdy pisałem pracę magisterska w r., on załatwiał rni sporo spraw papierkowych w związku z tym cenzusem. Ks. prof. Zieliński jest w Polsce najlepszym znawcą historii Kościoła katolickiego w XIX i XX wieku na terenie Europy Środkowej. Wymieniamy się korespondencją, informujemy o naszych radościach i kłopotach. Dwa razy odwiedził mnie w Lipuszu. Niektóre problemy omawiamy przez telefon. Bardzo cenne były wykłady z historii Kościoła ks. dr A. Liedtkego, które według abp. H. Muszyńskiego reprezentowały poziom uniwersytecki. W swoich refleksjach historycznych ks. dr Liedtke nie wahał się zwrócić uwagi na słabości ludzi Kościoła, które mogły umocnić ludzi silnej wiary, a niewierzącym nie dawały argumentów do walki z tą boskoludzką instytucją. Jeśli chodzi o Polonię kaszubską w Kanadzie, to największe zasługi naukowe ma Shirley Mask Connolly z Ottawy, o której szerzej powiem w innym rozdziale. 94 Godna odnotowania jest Adeline Sopa z Fountain k. Winony Mn, która poświęciła się opracowaniu przeszłości kaszubskiego osadnictwa w okolicach Stevens Point, Green Bay Wis. i przy mieście Winona Mn. Znana jest z szeregu publikacji na ten temat, wygłaszała także dziesiątki referatów na omawianym obszarze. W bardzo znaczącym stopniu przyczyniła się do powstania rnojej książki o osadnictwie Kaszubów w USA. Należy także wymienić zmarłych: Pawła Brzeskiego z Toronto i Bronisława Sochę Borzestowskiego z Londynu, a z żyjących: księży P. Breze z Winony i A. Picka z Pembroke oraz S. Stoltmanna z Bielefeld. Na Kaszubach pomorskich łączyły mnie serdeczne więzy ze zmarłymi: ks. Z. Po-ćwiardowskim z Wygody, ks. H. Jastakiem i ks. R Jankiem z Pelplina. Żywiłem dużo sympatii dla ks. Romana Januszewskiego z Kokoszek i Bronisława Szyrnichowskiego. Obecnie doceniam olbrzymie dokonania ks. Stanisława Kardasza z Torunia, ks. M. Szczepińskiego z Kościerzyny, który w 2009 r. poddał gruntownemu remontowi wieżę kościoła św. Trójcy, zaopatrując ją w miedzianą blachę, podświetlona, robi niezwykłe wrażenie. W r. obchodzi 20-lecie pobytu w Kościerzynie i 40-lecie święceń kapłańskich. Gdy obserwuję współczesne środowisko piszących, zauważam, że wielu idzie z prądem, a niewielu pod prąd. Wśród tych ostatnich dostrzegłem m.in. redaktorów Ryszarda Leszkowskiego, Kazimierza Ostrowskiego i Zbigniewa Talewskiego. Na przyszłych kaszubskich ideowców, a może i przywódców zdają się wychodzić takie osoby jak prof. Cezary Obracht Prondzyński i dr Tomasz Rernbalski. Swoje zdanie potrafią zachować ks. prof. Zygmunt Zieliński i Marian Paluszyński. DUSZPASTERSKIE REFLEKSJE Niepokojem napawa mnie zmniejszająca się liczba powołań kapłańskich i zwiększająca się grupa odchodzących młodych księży1. Wpływa zapewne na to m.in. wzrastająca liczba małżeństw bez ślubu kościelnego i rozwodów. Nie bez znaczenia są tu także negatywne zjawiska z Zachodu, które docierają do Polski, oraz swobodne wyjazdy tam Polaków. Dobrze wyglądają odremontowane i zakonserwowane w Pelplinie obiekty, takie jak katedra, seminarium, domy kanonickie, Collegium Ma-rianum, muzeum, kuria i zbudowana nowa biblioteka. Oby w tych, także i w tych nowych, obiektach nie zmniejszyła się liczba kleryków i księży. Czy uda się je utrzymać pod względem finansowym? Innym problemem są małe diecezje w Polsce, jest ich bowiem zbyt dużo, a utrzymanie ich trudne. Trzeba dodać, że liczba katolików w Polsce będzie się nieco zmniejszać. Łatwiej jest utrzymać większą diecezję niż małą, do większej można przydzielić drugiego sufragana, bo to ułatwi zarządzanie. Finansowo nie wytrzymują małe diecezje w USA i Kanadzie. W małych diecezjach, a takimi są młode diecezje, tworzy się własne seminaria, a te według bpa A. Nosola są domowymi manufakturami". Dodałbym od siebie, że ich poziom naukowy jest niski. Rozwiązanie diecezji opolskiej wydaje się lepsze - jedno seminarium dla dwóch diecezji. Kolejna sytuacja. Na podstawie obserwacji w północnej Polsce stwierdzam, że coraz więcej jest kanoników i prałatów. Nasuwa się pytanie, czy nie ma w tym przesady? Prawie każdy ksiądz osiąga przynajmniej godność kanonika. Niektórzy umierają jako kanonicy dopiero po pięćdziesięciu latach od święceń kapłańskich i chyba tylko po to otrzymują ten honor, by go umieścić na płycie nagrobnej. Sądzę, że w tym wieku wypada myśleć nie tyle o godnościach, ile raczej o trumnie i ostatnim pochodzie na cmentarz. Sic transit gloria mundil Bywałem na Zachodzie (także za oceanem), w siedmiu krajach, i takiej ilości kościelnych honorów tam nie spotkałem. Tam szafuje się o wiele mniej tymi honorami i otrzymują je ci, którzy rzeczywiście na to zasłużyli. /-/

97 W sobotę, 16 października 2010r. przy tzw. Zielonym Pałacu w Męcikale odbyła się uroczystość poświęcenia sztandaru Stowarzyszenia Miłośników Historii Gryfa Pomorskiego Cis w Męcikale. Zbiórkę poprowadził prezes stowarzyszenia, a zarazem dowódca Historycznego Oddziału Cis - Wojciech Derewiecki, który odczytał wiersz uważany za hymn TOW Gryfa Pomorskiego) autorstwa Edmunda Kąkolewskiego z Wiela Pt. To partyzanckô jidze wiara. Natomiast zarys historyczny przysięgi Tajnej Organizacji Wojskowej Gryfa Pomorskiego z 25 maja 1945 roku przedstawił zastępca dowódcy Roman Kwasigroch. Następnie odbyła się Msza Św. polowa, po której poświęcono sztandar, zaś członkowie Historycznego Oddziału Partyzanckiego Cis złożyli przysięgę. Do Przysięgi stanęło 25 Partyzantów. Mszę Św. sprawował ks. Wojciech John. Jako sanitariuszka i jedyna kobieta przysięgę złożyła Katarzyna Zblewska ps. Stalowa. Z południowej Polski przyjechał specjalnie na uroczystość Tadeusz Derewiecki (Wujek Wojciecha, Komendanta Oddziału) z Mokrzewa, którego ojciec uciekł w roku z obozu jenieckiego i ukrywał się na Kaszubach. Zakończenie uroczystości odbyło się na cyplu w Męcikale. Dowódca Oddziału otrzymał od swych żołnierzy dziesiątkę różańca oraz pamiątkową papierośnicę, a każdy z partyzantów okolicznościowe (św.) medaliki. Na otrzymanym i poświęconym sztandarze Oddziału jest 482 igieł symbolizujących Przyjaciół oraz jednego nieznajomego. 5 owoców cisa symbolizujących wszystkich tych, co w przeszłości należeli do Oddziału. Jest także napis: Kilkunastu zostało wybranych by stanąć przeciwko niezliczonym /Trudnościom, kłopotom, niesprawiedliwościom Na sztandarze jest rycerski ryngraf z wizerunkiem Matki Boskiej. Dominują na nim barwy kaszubskie, jest godło oraz naszywka Stowarzyszenia. (Roman Kwasigroch, Zielony Szef Sztabu oddz. Cis) FOTO ZBLIŻENIA Partyzancka Przysięga - Męcikał r. ROTA PRZYSIĘGI Ja Członek Historycznego Oddziału Partyzanckiego Cis Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski PRZYSIĘGAM Wiernie kroczyć śladami Naszych Ojców i Dziadów Walczących o honor i wolność Ojczyzny, A także Kościoła Świętego Rozsławiać historię i dobre Imię Gryfa Pomorskiego Pomagać sobie nawzajem w lesie jak i w cywilu. PRZYSIĘGAM. 95

98 II SPOTKANIE KULTUR POGRANICZA - CZERSKA KO-BOR-KA Łąg miejscowość pogranicza Borów, Kaszub i Kociewia Maciej Narloch We wprowadzeniu chciałbym przede wszystkim uściślić tematykę, którą zawarłem w tytule. Zdawałoby się, że określenie Łąg powinno być jasne tymczasem nie jest. To z resztą oczywiste dla osób, które zajmują się profesjonalnie badaniem obszarów pogranicza kulturowego. Spróbuję jedynie przedstawić kilka z możliwych spojrzeń, z punktu widzenia osoby, która z takiego pogranicza pochodzi. Jako że nie jestem osobą, która ma niezbędne wykształcenie naukowe do podejmowania takich badań, ograniczę się w swoim wystąpieniu do formy eseistycznej, starając się podać niezbędne źródła naukowe. Mam nadzieję, że Szanowni Państwo wybaczą, takie potraktowanie tematu, które w tym referacie jest śladem moich poszukiwań, a które byłem zmuszony zmieścić w krótkim wystąpieniu. Łąg traktuję w swoim wystąpieniu także jako przykład postrzegania obszarów pogranicza. Być może najwłaściwszą perspektywą w stosunku do badań obszarów pogranicza etnograficznego na Pomorzu jest ta przedstawiona przez M. Kowalskiego, wykazującego że większość prac kaszubologicznych w znacznej części była do pewnego okresu obarczona licznymi brakami. Warto przytoczyć niektóre z jego słów: Charakteryzując przed-socjologiczną historię badań nad Kaszubami należy, - moim zdaniem zwrócić uwagę na parę kwestii: na intencjonalność gromadzonych informacji, na metodologiczne (i polityczne uwikłania badań realizowanych na Pomorzu, na tak zwane przemieszanie gatunków w pracach naukowych poświęconych tej grupie, oraz na swoisty <<plagiatyzm>> prac im poświęconych. Zjawiska te nie są rozłączne analizując prace <<o Kaszubach>> powstałe na przestrzeni 200 lat zainteresowań tą grupą, można stwierdzić, iż poszczególne wątki przenikają się wzajemnie, wypływając w pracach kolejnych generacji badaczy. Zdaję sobie w pełni sprawę z tego, że podobny zarzut można postawić także mojemu esejowi, ale świadomie na te zarzuty się godzę - nie jestem profesjonalistą, a jedynie osobą, która traktuje zainteresowania regionalne hobbystycznie. Łąg można traktować na różne sposoby, jako miejscowość, która ma swoje granice administracyjne, te w biegu dziejów zmieniają się. Powszechnie wiadomo, że w czasach PRL-u granice administracyjne ustalano w celu dokonywaniu podziałów wspólnot, podziału grup etnicznych. Z resztą jest faktem oczywistym, że każda miejscowość lub jednostka administracyjna zmienia swoje granice administracyjne z biegiem dziejów, a więc postrzeganie danej, miejscowości (obszaru) jedynie poprzez jej granice administracyjne może być mylące, a bardziej przydatne w pracy stricte historycznej. Łąg można traktować także jako parafię i odmierzyć ją jej granicami, wówczas centrum Łęga i parafii stanowiłby kościół, czyli naturalne centrum wsi i jej życia kulturalnego, tak przynajmniej było do czasów nastania modernizacji i sekularyzacji, która nastąpiła w XX wieku. Z tej perspektywy, Łąg historycznie był zawsze związany z Czerskiem, ponieważ przez wiele stuleci, przynależał do parafii czerskiej jako kościół filialny. W społecznościach tradycyjnych, wiejskich szczególnie silna jest wiara katolicka i przywiązanie do miejscowego kościoła. W wypadku Łęga - kościół - świątynia pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny wybudowana w XIX wieku, odegrał niebagatelną rolę, także dla rozwoju lokalnych społeczności. Współcześnie również wokół kościoła i parafii skupia się znaczna część życia kulturalnego Łęga, dość wspomnieć odsłonięcie tablicy ku czci ks. Augustyna Worzałły lub zeszłoroczne ku czci ofiar wywózek na Syberię. Na obszarach pogranicza kulturowego ścierają się punkty widzenia różnych pokoleń. Istotnym dla tożsamości lokalnej jest Maciej Narloch wygłasza referat podczas II Spotkań Kultur Pogranicza. Obok Marek Jankowski Burmistrz Czerska oraz Zbigniew Talewski prowadzący sesję. (Zdj. Elżbieta Kowalkowska) 96

99 zwłaszcza rozumienie i wyczulenie na opowieści starszych osób, których nie może oddać żadna książka. W tym miejscu warto zwrócić się do cytatu ze wspaniałej książki Opowieść Heleny Pluty z Nowych Prus. Pomorski los w opracowaniu C. Olbracht-Prondzyńskiego, w których zostały zawarte wspomnienia mieszkanki Nowych Prus miejscowości w parafii Łąg, Pani Heleny, jednej z najstarszych mieszkanek naszej gminy. Pewną inspiracją w rozwijaniu hobby, które nie pokrywa się z wykształceniem kierunkowym, są dla mnie słowa pochodzące z tej książki jakże głębokie i trafne, nie tylko w odniesieniu do Łęga. Olbracht-Prondzyński, pisząc o wspomnieniach swojej babci, zaznaczał że: sporo tu prawd, które umykają nie tylko przeciętnym mieszkańcom naszego regionu, ale także historykom. Choćby ten fragment, który mówi o babci służeniu w różnych majątkach i domach...jakże silne były jeszcze w czasach międzywojennych dystanse społeczne! Ileż tu gorzkiej prawdy o ziemianach, kupcach, oficerach nieczułych na ludzką niedolę. Dla mnie inspiracją w odniesieniu do moich poszukiwań regionalnych były także opowieści dziadków, zawierającą tę samą gorzką prawdę o świecie, o dystansach społecznych, ludzkiej niedoli i smutku. Często też wyszydzeniu ludzi z powodu pochodzenia społecznego, zajmowanej pozycji, stereotypów na temat ludzi ze wsi, miast, ich pochodzenia społecznego, a w kontekście pomorskim licznych zarzutów. Od tychże stereotypów nie da się wyzwolić, to myślenie stereotypami jest szczególnie nasilone w obszarach pogranicza kulturowego, to one stają się nieomal w każdej kulturze podglebiem rozwoju i zarzewiem nowych prądów kulturowych. Tak też było w przypadku Łęga i Czerska, gdzie pracowali na polu społecznym ks. Augustyn Worzałło i Jan Karnowski. Przez niektórych zaliczani wyłącznie do skromnych postaci z dziejów ruchu kaszubskiego, innych za prekursorów odrodzenia kaszubskiego poczucia narodowego, choć oni sami uważali się nie za Kaszubów narodowości kaszubskiej, ale właśnie za Polaków. Szczególnie ten ostatni Jan Karnowski stał się współtwórcą współczesnej idei regionalnej, a jednocześnie znaczną część swojej pracy poświęcił właśnie Czerskowi i jego najbliższym okolicom. O czerskim okresie działalności Jana Karnowskiego Cezary Olbracht-Prondzyński zauważał, że: W samym Czersku, niewątpliwie z racji pełnionej funkcji jak i doświadczenia społecznego, był Karnowski członkiem miejscowej elity, wśród której było także kilka innych wybitnych osób. Do tej samej elity należał też przyjaciel ks. Augustyna Worzałły Ignacy Kliński, od którego Karnowski zaczerpnął inspiracji do opracowania swojej humorystycznej biografii Worzałły. Sądzę, że właśnie z tych okolic styku Kaszub, Kociewia i Borów; że dzięki tejże tradycji zwłaszcza w roku Jana Karnowskiego ogłoszonego przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie ma szanse promieniować świeży powiew idei regionalnej, która polega na powrocie do tego, co lokalne i sublokalne. Łąg jako jedno z miejsc odradzania się regionalizmu Wieloaspektowość zagadnienia, jakim jest regionalizm, jak też rożne konotacje nasuwające się na myśl w związku z tym terminem mogą powodować brak zrozumienia ze strony czytelnika. Regionalizm stał się hasłem modnym, ale jednocześnie bardzo niejednoznacznym. Samo pojęcie ma wiele znaczeń raz to odnieść je można do tzw. literatury regionalnej czy też ludowej, zainteresowania historią, kulturą regionalną, tendencji separatystycznych, czy też zamykania się horyzontów myśli tylko wobec własnego małego światka, czyli tzw. prowincjonalizmu. Etymologicznie ostatnie określenie zdaje się najbardziej poprawne ze względu na fakt, że ten termin pochodzi od łacińskiego słowa oznaczającego prowincję, kraj lub dzielnicę w danym państwie. Piszę to z pewną ironią, ironią skierowaną w tych, którzy z prowincji i prowincjonalizmu kpią. W przyjętej tutaj konwencji regionalizmem określam prąd społeczno-politycznemu, właśnie na tak rozumiany regionalizm, najtrafniejszym zdawałoby się paradoksalnie określenie prowincjonalizm. Jednakże mało jest miejsc w Polsce, gdzie istnieje w jednej miejscowości kilka organizacji pozarządowych w naszym łęskim przypadku są to Stowarzyszenie Nasz Łąg oraz Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Wsi Łąg. Ciekawostką jest istnienie także kilku stron internetowych i forów, na których aktywnie udzielają się mieszkańcy Łęga i osoby z niego pochodzące. Ta duża aktywność w organizacjach pozarządowych i innych grupach nieformalnych stanowi niewątpliwie ślad dawniejszej działalności na polu regionalnym i samorządowym mieszkańców Łęga. Powracając do kwestii Łęga, trzeba zadać pytanie, na czym polega łęski regionalizm czasów współczesnych? Niestety, jest to regionalizm, który zagubił po części swoją pierwotną istotę czyli samorząd wspólnot lokalnych. Idea ta ma szansę moim zdaniem odrodzić się w takich miejscach, jak Łąg, w miejscach styku wielu kultur. Co stoi temu na przeszkodzie? Przede wszystkim, tak jak w każdym miejscu styku kultur wzajemne uprzedzenia i utrwalone stereotypy. Naukowe mity na temat pogranicza Czasem wzajemne uprzedzenia są tak silne, w miejscach pogranicza, że nawet trzeba wymieniać nazwy grup etnicznych w kolejności alfabetycznej, aby nie urazić czyjejś dumy. Utrwaliły się stereotypy podtrzymywane przez naukę, że Łąg jest miejscem, w którym stykają się trzy kultury, w gminie Czersk zaś przebiegają granice trzech kultur borowiackiej, czyli tej której centra związane są ze Śliwicami i Tucholą, kaszubskiej, czyli tej której granice miałyby biec wzdłuż rzeki Niechwaszcz, mającej ujście w rzece Wda w gminie Czarna Woda oraz kociewskiej, która mniej więcej zaczyna się od miejscowości Czarna Woda. Oczywiście granice te są dość zatarte i zmieniały się z biegiem dziejów; obecnie granice te są niejako sztucznie podtrzymywane, a nawet jak twierdzą niektórzy badacze niejako narzucane przez liderów lokalnych społeczności. A. Mosbach jako badacz kultury zaliczał (choć nie wprost) w niektórych swoich pracach Łąg do Kaszub np. we Wiadomościach o Kaszubach, do Kaszub zaliczono tereny Kociewia, Kosznajdrów, znaczną część Borów Tucholskich i część Krajny. Podobnie F. Ceynowa w swoich dziełach poświęconych Kaszubom, długo zaliczał do Kaszub tereny, które obecnie etnografowie określają jako nie-kaszubskie, twierdząc że granice Kaszub wyznaczają Bytowo, Chojnice, Kościerzyna, a nawet Tuchola, Miastko i Polanów. Jaka była świadomość samych mieszkańców Łęga w XIX wieku, czy czuli się oni Borowiakami, Kaszubami lub Kociewiakami w czasach kiedy jeszcze przynależność do grup etnicznych nie była obiektem badań? Trudno jest to dokładanie określić na podstawie nielicznych śladów pisanych. Jednym z nich jest korespondencja Teodora Pestki mieszkańca Łęga. Pisał on w następujący sposób o swojej miejscowości, odcinając się częściowo od Kaszub. Przytoczę obszerny fragment z tego zapisu, ponieważ po części może on oddawać to, co sami mieszkańcy Łęga myśleli jeszcze w XIX wieku na temat własnej historii i przynależności etnicznej. Miejscowość Łąg istnieje już od kilkuset lat. Dziś Łąg należy do powiatu chojnickiego, obwodu rejencyjnego kwidzyńskiego i prowincji zachodnio-pruskiej. Przed laty była prowincya zachodnio-pruska częścią Polski i przez Polaków zamieszkaną, jak i dziś jeszcze zamieszkują ją prawie Polacy. Dziś Łąg jest wielką wioską, która liczy przeszło 2200 mieszkańców, lecz przed setkami lat były one wiele mniejszymi, bo tutaj tylko kilku gospodarzy zamieszkiwało. Podług opowiadań i przekazań najstarszych ludzi, jako też podług opisów, był Łąg pod nazwą Mościska zamieszkiwany przez kilku gospodarzy, którzy osiedli naokoło pagórków i nad brzegami Czarnejwody. (...) w tym czasie owi mieszkańcy byli jeszcze poganami, którzy palili umarłych i popioły ich chowali w garnuszkach, czyli urnach, które układane były w podziemnych sklepach (...) Rzeka, którą nazywamy Czarnąwodą, płynie do granicy prowincyi pomerańskiej /Pommern/ za Wielem przez jezioro rybackie, aż do miasta Świecie i wpada do Wisły. Na początku nazywano ją cichą lub smutną rzeką, aż w reszcie się rozpoczął handel węglem drzewnym i smołą, które to towary były posyłane z Kaszub i innych stron wodą do miast leżących nad Wisłą. W tym czasie owa rzeka od owych węgli miała mętną i czarną wodę (...) z tego powodu rzekę nazwano Czarnawoda. Andrzej Grzyb komentując zapiski Teodora Pestki w Merkuriuszu Czarnowodzkim słusznie moim zdaniem zauważał, że: Autor na początku swej <<historii>> wyraźnie wiąże dzieje Łęga, Złegomięsa i Czarnej Wody. Dzisiaj te powiązania równie dobrze widać. Historyczna parafia Łąg, miała w swoich granicach zarówno wieś (obecnie miasto) Czarną Wodę i Starą Czarną Wodę zaliczaną do Kociewia, jak i tereny zaliczane przez naukowców do obszarów zamieszkałych przez Borowiaków. Faktycznie Łąg jest miejscowością, która była terenem osadnictwa ludności zarówno borowiackiej, kociewskiej, jak i kaszubskiej, nie wspominając o innych grupach etnicznych i narodowościowych. Niewiele może to interesować ludzi myślących na sposób centralistyczny i biurokratyczny. Z ich perspektywy waśnie lokalne, dylematy wyboru tożsamości są perspektywą prowincjonalną, są prowincjonalizmem. Niemal nikt poza starszym pokoleniem nie mówi już w gwarze, a liczne zespoły folklorystyczne próbują odtworzyć coś, co zasadniczo nigdy nie było elementem tradycji ludowej. Stroje tzw. ludowe powstały na przełomie XIX i XX wieku, były bardziej wymysłem działaczy regionalistycznych niż odtworzeniem rzeczywistego stroju ludowego. Dla oddania sprawiedliwości działalności, było to 97

100 źródłem utrzymania dla ludzi wsi, dla ludu. Ważne jest, aby pamiętać o tym, że taka właśnie perspektywa im przyświecała, tak jak ks. Worzalle, dzięki którego pracy społecznej znaleźli pracę także jego parafianie. Samo kryterium językowe w odniesieniu do terenów pogranicza nie jest najlepszym rozwiązaniem Innymi słowy żyjemy w świecie podtrzymywanych mitów i pewnych fałszywych oczywistości, także w odniesieniu do miejscowych kultur. Są one utrwalane przez działania promocyjne urzędów miejskich, wydziałów promocji oraz innych podobnych instytucji, które podtrzymują tego rodzaju naukowe mity częstokroć dla potrzeb turystyki. Może najtrafniejszym określeniem tego zjawiska byłyby ironiczne słowa Ceynowy z dialogu Rozmowa Polaka z Kaszubą : Polak: A moje dzieci będą także Kaszubami? Kaszub: A jakże! Kiedy tylko Pana nobilitujemy, przez to samo i dzieci się nobilitują. Polak: Jakże, mój drogi, będzie z językiem? Kaszub: Musisz sobie, Waćpan, trzymać kaszubskiego nauczyciela, a ten wnet Pana przerobi. Florian Ceynowa dostrzegał, że niejednokrotnie nauczyciele a pisał to w czasach zaboru pruskiego mają tak duży wpływ na wychowanie, że to oni, mogą zdecydować o tożsamości swoich wychowanków. Historia gospodarcza Łęga Czersk i Łąg mają powody do dumy, nie gorsze niż wiele większych miejscowości. 1 lipca roku Czersk otrzymał prawa miejskie, w tym samym roku co Gdynia. Nadanie praw miejskich w wypadku obu miast Czerska i Gdyni nastąpiło w wyniku gwałtownego rozwoju Pomorza, który nastąpił wraz z inwestycjami w infrastrukturę drogową i kolejową, jednakże już wcześniej na terenach tych nastąpiła industrializacja związana z budową w latach linii kolejowej Chojnice-Tczew, będącej elementem linii Berlin - Królewiec. Podobnie linia kolejowa Bydgoszcz Gł. - Kościerzyna - Gdynia Gł., tzw. kolej francuska wybudowana w ekspresowym tempie w latach w związku z budową portu w Gdyni, była budowana rękami miejscowych. Na marginesie jednym ze wspaniałych śladów architektury międzywojennej są budynki i budowle kolejowe projektu B. Tatarczucha pobudowane wzdłuż tej linii, niestety część z tych obiektów także w najbliższej okolicy Łęga jest bardzo zaniedbana, zwłaszcza te, które nie służą do bezpośredniego użycia linii. Bliskość wspomnianych linii komunikacyjnych, w tym szos i tzw. berlinki (pierwsze dyliżanse zaczęły przejeżdżać przez Łąg już w roku), przyczyniły się nie tylko do rozwoju gospodarczego tych ziem, ale też do szybkiego zatarcia pierwotnych różnić etnicznych. Silne oddziaływanie industrializacji, znaczna migracja ludności, musiały wpłynąć także na poczucie tożsamości miejscowej ludności. Węzeł komunikacyjny w Łęgu jest jednym z istotniejszych w tej części Pomorza, przez co Łąg stał się niestety ofiarą ciężkich walk podczas II wojny światowej w roku, kiedy to przechodził tędy front walk między Armią Czerwoną a Wehrmachtem. Ofiarą tychże walk padła przede wszystkim miejscowa 98 ludność, których pamięć mieszkańcy Łęga starają się uczcić do tej pory. Jeśli więc chodzi o historię, w tym historię gospodarczą, łężanie nie mają się, czego wstydzić, sami dokładając cegiełkę do pracy zeszłych pokoleń. Mieszkańcy Łęga mieli znaczący wpływ na rozwój pomorskiej kultury. To właśnie tu ks. Augustyn Worzałło przyjmował Stefana Ramułta, autora Słownika pomorskiego, czyli kaszubskiego. Znaczna część tekstów, opowieści zawartych w dodatku do tego Słownika, nadal jest powtarzana w różnych materiałach związanych z Kaszubami. Słownik Ramułta inspirował kolejne pokolenia działaczy kaszubskich od tzw. Młodokaszubów: Aleksandra Majkowskiego i Jana Karnowskiego aż po Lecha Bądkowskiego, współzałożyciela Zrzeszania Kaszubsko-Pomorskiego. Ks. Augustyn Worzałło do niedawna nie budził większego zainteresowania, nie zmienia to faktu, że to właśnie on dołożył sporą cegiełkę do rozwoju kulturalnego najbliższej okolicy, a także kultury kaszubskiej. J. Karnowski pisał o Worzalle w roku w Mestwinie Dodatku Naukowo-Literackim do toruńskiego Słowa Pomorskiego: Dwóch poetów z Bożej łaski wydały Kaszuby starej daty: jednego piszącego Hieronima Derdowskiego drugiego nie piszącego ks. Augustyna Worzałę. Obaj tworzyli, biorąc materiał ze siebie, i ze środowiska, z którego pochodzili. ( ) Fakta ks. Worzały są jeszcze dziś na Pomorzu jakby chodzącą legendą. Na plebaniach przy stole odpustowym, w mrocznych piwiarniach w gronie dymiących czupryn, w dworkach pamiętających stare generacje i dawniejsze lepsze czasy są fakta Worzały konieczną swojską przyprawą towarzyskości i podnietą do homerycznej wesołości. Faktów jest tych cały legion. Adepci księdza Worzały, że spisaćby można całe tomy i że niejeden tej próby się podjął, ale odstąpił, gdyż fakta Worzały mogą tylko żyć jako fakta opowiadane, a nie pisane. Jednego z opowiadaczy faktów ks. Worzałły można odnaleźć w postaci dra Józefa Bruskiego, postaci popularnej do dziś na terenie płd. Kaszub. Niestety, rzadko wspomina się przy okazji spotkań kulturalnych wspomnieniowych nt. J. Bruskiego o tym, że J. Bruski przez pewien czas pracował jako lekarz w Łęgu i Czarnej Wodzie. Nota bene o J. Bruskim wciąż mówi się niekiedy w najbliższej okolicy Czarnej Wody, nie o jako o facecjoniście (humorzyście, gawędziarzu czy działaczu kaszubskim, ale jako o lekarzu z poczuciem humoru. Podobno poczucie humoru (także to czarne ) towarzyszyło mu nie tylko w życiu prywatnym, ale także jako lekarzowi, który większą wiarę pokładał w rady typu: samo przejdzie niż w medykamenty i apteki, niewielu łężań wie, jak ważnym była ta postać dla Kaszubów. Ślady kultury borowiackiej zachowały się gdzieniegdzie w lokalnych obyczajach i śladach kultury materialnej, przykładowo wciąż popularne są stare przepisy, wciąż w Łęgu wypływa się na ryby w łódkach podobnych do tych, które opisywał Bernard Sychta w Kulturze materialnej Borów Tucholskich. Ten sam autor w swoich pracach wyznaczał granice Kociewia na linii rzeki Wdy, między innymi pisząc w jednym ze swoich utworów literackich: Pytasz sie, dzie Kociewiakim Majó swoje dómy, Swe pachnónce, chlebam pola, Swoje sóchy, bróny? Dze Wierzyca, Wda Przy srebrnym fal śpiewie Niesó woda wdal, Tam nasze Kociewie. Zatem po wymienieniu powyższych elementów kultur borowiackiej, kaszubskiej i kociewskiej, nadal możemy stawać wobec pytania, do jakiego obszaru przypisać Łąg. Samo uznanie, że leży on na pograniczu kultur byłoby bezrefleksyjnym stwierdzenie, że faktycznie funkcjonują w świadomości łężan wyżej wspomniane kultury, że co więcej, implikuje to, że mieszkańcy Łęga powinni mieć jakiś szczególny rodzaj tożsamości osób pogranicza kulturalnego. Trudno stwierdzić, kiedy mity naukowe na temat granic etnicznych w okolicy Łęga miały swój początek, można natomiast wskazać na na kilka postaci i wzajemne ich powiązania, które przyczyniły się do obecnego ujmowania Łęga i Czerska jako miejscowości pogranicza w literaturze naukowej. Przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę, prócz wyżej wymienionych, ku postaci Wincentego Pola - postaci pamiętanej w Czersku przede wszystkim ze względu na wiersz Nocleg w Czersku, także on, choć w małym stopniu przyczynił się do wzrostu zainteresowania sprawami kaszubskimi. Wincenty Pol po upadku powstania listopadowego miał okazję przebywać w Czersku, a więc musiał zapoznać się także z miejscową ludnością, z resztą ślad dobrych wspomnień widać także we wierszu. Później interesował się też tą okolicą m.in. Naciskając w roku na A. Mosbacha ( ), aby ten dostarczył mu mapę określającą granice Kaszub. Jest to ślad zafascynowania poety i geografa-samouka Wincentego Pola zainteresowania naszą pomorską okolicą, która w XIX wieku nie budziła szerszego zainteresowania Polaków z pozostałych zaborów. Warto w tym miejscu nadmienić, że m.in. dzięki temu Niemiec A. Mosbach zapoczątkował badania krajoznawcze Pomorza, które do tej pory miały charakter nienaukowy i skupiały się głównie na większych miejscowościach, nie zaś na kulturze wiejskiej, często wyszydzanej w opowieściach podróżników. Miało to także swoją ujemną stronę, ponieważ w dalszym rozwoju badań naukowych twierdzenia pierwszych naukowców były wielokrotnie powtarzane i to one właśnie przyczyniły się do stworzenia stereotypów, które wcześniej nie istniały, m.in. tych o podziale na Kaszuby, Kociewie i Bory. Potencjał Czerska i Łęga miejsc pogranicza kulturowego. Czersk i Łąg mają powody do dumy, nie gorsze niż wiele większych miejscowości. 1 lipca roku Czersk otrzymał prawa miejskie, w tym samym roku co Gdynia, choć jako miejscowości ma o wiele starsze korzenie, pierwsze wzmianki o parafii czerskiej pojawiły się już w XIII wieku. Nadanie praw miejskich w wypadku obu miast Czerska i Gdyni nastąpiło w wyniku gwałtownego rozwoju Pomorza, który nastąpił wraz z inwestycjami w infrastrukturę drogową i kolejową, jednakże już wcześniej na terenach tych nastąpiła industrializacja związana z budową w latach linii kolejowej Chojnice-Tczew. Podobnie linia kolejowa Bydgoszcz Gł. - Gdynia Gł. wybudowana w ekspresowym tempie w związku z budową portu w Gdyni była budowana rękami miejscowych. Węzeł kolejowy w Łęgu jest jednym z istotniejszych w tej części Pomorza. Jeśli więc chodzi o historię gospodarczą, nie mamy się, czego wstydzić, choć sami po-

101 winniśmy dołożyć swoją cegiełkę do tejże pracy, z której korzystamy do dziś. Co z tego wynika i może wynikać dla miejscowości w rodzaju Łęga? Pogranicze nie jest ubogie dlatego, że nie ma określonej tożsamości, jak niekiedy się twierdzi, ale jest bogate tym, że z niego właśnie promieniuje nowa tożsamość. Do tego jednak potrzebna jest trwała budowa, dbałość o korzenie. Gdy rozważamy kontakty pomiędzy społecznościami lokalnymi nasuwa się analogia do budowania więzi kulturowych pomiędzy narodami. Jak zauważa prof. Zbigniew Najder: Aby bowiem istniały między narodami więzi kulturowe, musi w obrębie tych narodów występować wyraźna świadomość własnej kulturowej tożsamości. Inaczej bowiem mamy do czynienia nie tyle z więziami, co z bezładnym przenikaniem się wpływów, z zatracaniem treści własnych na rzecz cudzych. Nie jest to wówczas wzbogacanie przez dodawanie, ale ubożenie przez zacieranie rozmaitości.. Ta sama zasada obowiązuje pomiędzy różnymi grupami etnicznymi, regionalnymi, ba! Nawet w wypadku małej organizacji, z czasem wytwarzają się lokalne zwyczaje, lokalne tradycje, zapożyczane z innych, ale i one podlegają twórczym przemianom i promieniują dalej. Przykładowo miejscowa łęska drużyna piłkarska przy okazji imprez sportowych ma w zwyczaju śpiewać nieco zmieniony hymn narodowy, który kiedyś był wyrazem sprzeciwu wobec pruskiego zaboru, zarazem do grona towarzyskiego w Łęgu zalicza się z pełną otwartością osoby narodowości niemieckiej, mówiąc o osiadłych tutaj Niemcach: nasz Niemiec, nasz chłopak. Zniknęła dawna nieufność, choć pozostała pamięć o bolesnej historii. Odnośnie folkloru znaczącą przemianę na terenach borowiackich dotyczy rzemiosła ludowego. W XX wieku stało się ono wyrobem przemysłowym, tym, z czego żyje miasto, a mieszkańcy wsi czerpią często dochód z pracy w turystyce i innych gałęziach przemysłu w miastach. Przykładowo Haft rzeczywiście ludowy czyli będący rezultatem rękodzieła na potrzeby domowe nadal występujący w Łęgu, niewiele ma wspólnego ze wzorcami haftu, który w publikacjach naukowych podaje się za wzorce różnych szkół, jak np. W przypadku haftu tucholskiego, który jakoby miałby być wzorowany na hafcie żukowskim. Wszakże haft tucholski tak samo i żukowski oraz inne rodzaje haftu, niewiele mają wspólnego z jakimś haftem, który miałby rzekomo istnieć w dawnych wiekach. Nieco absurdalnym jest to, że ten autentyczny regionalizm, regionalizm i sztuka ludowa wsi, która powstaje dziś, jest zupełnie w cieniu, gdy tymczasem miasto żyje z tego, co wypracowała kiedyś wieś. Sądzę jednak, że wcześniej czy później, sztuka powstająca obecnie na wsi, także w Łęgu, zawojuje z powrotem miasto, ponieważ to ona ma przymiot autentyzmu, wypływania z naturalnej dążności człowieka do wypowiedzenia się w sztuce. Duma i dbałość o przeszłość zwraca uwagę, przynosi korzyści zarówno te moralne, jak i te materialne chociażby przynoszone przez sensowne inwestycje w promocji produktu regionalnego. Także samorząd, świadomość zaczepienia w przeszłości, daje siłę lokalnym społecznościom. Taki właśnie chciałbym widzieć Łąg, miejscowość, w którym odżyłaby tradycja dawnego samorządu i kultury. Trudno to określić samymi cytatami z literatury naukowej, która na ten temat jest bardzo bogata, to kwestia własnego odczucia, indywidualnego odczucia każdej osoby. Najprościej chyba na przykładzie własnej osoby, postaram się opowiedzieć własnymi słowami, czym dla mnie jest moja miejscowość i moje pochodzenie, tym bardziej, że są one mieszane. Borowiacko, kaszubskie, kociewskie, także litewskie, czyli pomorskie. Dla mnie jest to powód, aby czuć się Polakiem, choć przecież wiem, że kto inny, z innymi korzeniami, ma takie samo prawo, jak ja czuć się członkiem mojego narodu. Wszystko zależy od perspektywy. Dla jednych ważne będzie pochodzenie dziadków, własna miejscowość, dla innych miejscowa drużyna piłkarska czy koszykarska mająca swoją wspaniałą przeszłość. Więcej nawet, każda z tych tradycji zmienia się. Zagrożeniem dla współczesnego świata jest fakt, że w monolitycznym świecie, świecie zbudowanym na jedną modłę, ludzie zaczynają poszukiwać własnej tożsamości na swój sposób, za wszelką cenę. Nie mogąc jej odnaleźć w tym, co tradycją było dla ich rodziców, gubią coś po drodze. Dlaczego? To już nie pytanie do każdej osoby, to jest pytanie, które każdy powinien zadać sobie we własnym sumieniu. W obecnej chwili spore przyciąganie na Pomorzu ma kultura kaszubska, która zdaje się być w ekspansji, przyciągając inne grupy etniczne z pogranicza, choć moim zdaniem jest to proces w znacznej części sztuczny. Według niektórych naukowców w tym także socjologa i historyka regionu Cezarego Olbracht-Prondzyńskiego badacze stwierdzają, że zgodnie z tendencjami globalnymi mamy do czynienia ze stopniowym przechodzeniem od biernego, bezrefleksyjnego trwania przy własnej <<tatczezne>> (ojcowiźnie), rodzimej kulturze i wartościach, do coraz aktywniejszego poszukiwania i pogłębiania tożsamości indywidualnej i grupowej. Śmiem powątpiewać w to, że procesy dostrzegane przez naukowców nie są przypadkiem procesami kreowanymi przez naukowców i na użytek naukowców, tymczasem realne życie społeczne przebiega według innych procesów, które prawdopodobnie umykają oczom badaczy, hobbystów i naukowców. Niemniej obowiązkiem każdego naukowca jest dążenie do prawdy, stąd być może dążenie do tożsamości w świecie, w którym tożsamość ta ulega zatarciu, pod wpływem przerastających możliwości pojęciowe przeciętnego człowieka procesów historycznych. Sądzę, że postmodernistyczny kryzys nauki sprawia, że nadchodzi nowy proces przez niektórych nazywany glokalizacją, czyli powrotem do środowisk lokalnych, zainteresowaniem najbliższą okolicą. Przypuszczam, że nie jest to proces, który da się ująć ściśle w terminach naukowych, ale proces naturalny - postęp technologiczny sprawia, że wieś, to, co jest tradycją powraca ze zdwojoną siłą. Wieś kojarzona jest z odpoczynkiem, dzieciństwem, tym, co nie jest w sposób sztuczny rustykalne, ale sięga do źródeł ludzkiej duszy. Nie da się tego procesu wymierzyć lub określić naukowo. Smutek czy wesołość, dzięki temu, co czujemy za ważne dla siebie, tworzymy swój świat, zmieniamy go, każdy w swoim miejscu, każdy w swoim czasie, tak jak każdy potrafi najlepiej. Do tego potrzebny jest punkt odniesienia. Dla mnie punktem odniesienia, Itaką jest właśnie miejscowość Łąg i cmentarz, na którym leżą groby moich przodków. Ten sam cmentarz na którym według miejscowych podań pierwotnie miał stanąć kościół Najświętszej Marii Panny. Punktem odniesienia jest także krzyż, który jako pierwszy, zapamiętałem w swoim życiu, stojący na rozstaju dróg w Łęgu, przy drodze do Przyjaźni. O tym krzyżu pisze też Krzysztof Gradowski w przygotowywanej publikacji na temat pomorskiej emigracji do Brazylii: Prawdopodobnie ów oryginalny krzyż z roku dotrwał do I wojny. Ponoć w czasie II wojny światowej krzyż ten został zniszczony. Mieszkańcy Łęga postawili w tym miejscu dokładnie taki sam jak niegdyś. Poza wartością historyczną, ważnym rokiem w dziejach tego krzyża jest rok W roku tym postanowiono odnowić krzyż. Jednak w dobie daleko posuniętego socjalizmu, ówczesne władze zakazały cokolwiek z nim robić. Był to jeden z przejawów walki z kościołem w tej maleńkiej wiosce. Mimo tego mieszkańcy Łęga, w stodole na posesji Mieczysława Hoffmana i jego małżonki Ireny z domu Kujawskiej, odlali trwały, bo betonowy krzyż. Operacja wymiany drewnianego na ten nowy odbyła się po cichu, w nocy. Władza próbowała dotrzeć do owych sprawców. Mieszkańcy zawsze odpowiadali, że nic nie widzieli i nic nie wiedzą. I tak nowo postawiony krzyż trwa do dziś, przypominając o historii tegoż ludu. Przy tym krzyżu modlili się moi dziadkowie, ten krzyż był też miejscem spotkań pielgrzymek urządzanych do Wiela pielgrzymów z Łęga. Tyle, ile jest spojrzeń na to jedno z wielu miejsc na ziemi, tyle, ile jest spojrzeń wielu ludzi, którzy mijają go po drodze w różnych chwilach swego życia, tyle, ile tych spojrzeń było; tyle jest też interpretacji i historii; tych wszystkich ludzkich przeżyć nie jest w stanie uchwycić nauka lub ludzka roztropność wiedza potoczna. Na zakończenie chciałbym złożyć podziękowania moim koleżankom z Klubu Studenckiego Pomorania - Natalii Czapiewskiej, Magdalenie Świerczyńskiej oraz Agnieszce Kwiatkowskiej, których prace na tematy zbieżne z moimi zainteresowaniami dostarczyły mi inspiracji przy powstawaniu tego eseju. Wincenty Pol, Nocleg w Czersku Dymią w Czersku kominy, Jadą wozy z pagórka, Wyszły z chatek rodziny, Wyszły dziatki z podwórka: I z odzieży i z postawy Wnet Krakusów poznali, I przed wioską wśród wrzawy, Wszystkie wozy wstrzymali. A witamy witamy! Gdzie to Pan Bóg prowadzi? My pogadać by-radzi, I dziś jechać nie damy, Hej Panowie Rodacy! Wszak i my tu Polacy, Prosim spocząć po trudzie. Cóż nie łaska zagościć? Nie masz wprawdzie wesela; Lecz nie będziem i pościć, Bo to dzisiaj niedziela. Do Francyj daleko, I tam nie masz swojaków; Niech i dzieci nam rzeką Że widzieli Polaków. 99

102 1 00 Gerard Czaja Bytów Antypaństwowe organizacje powstawały również na Kaszubszczyźnie. W Bytowie w latach działało kilka organizacji konspiracyjnych. HISTORIA Konspiracyjne organizacje niepodległościowe działające w Bytowie w latach Zgłębianie przeszłości i to przeszłości niedawnej, przede wszystkim odtworzenie wszystkich aspektów historii związanej z działalnością konspiracji niepodległościowej na terenie Bytowa w latach , mogą być dzisiaj atrakcyjnym przedmiotem badań dla nauk społeczno-humanistycznych. Dotyczyć to winno przede wszystkim tych aspektów historii, których nie wolno było badać i upowszechniać chociażby ze względu na cenzurę. Dzieje PRLu są fascynującym splotem politycznego i policyjnego nacisku, prób modernizacji, przeprowadzonych zmian politycznych i gospodarczych, niepełnej suwerenności oraz obrona wszelkimi dostępnymi wówczas metodami prawnymi i pozaprawnymi swoiście przedefiniowanego interesu narodowego. Artykuł ten jest próbą przedstawienia dziejów konspiracji niepodległościowej na terenie Bytowa w świetle dostępnych akt byłych sądów wojskowych działających na Pomorzu Środkowym. Autor korzystał również z dostępnej literatury, w której wymieniono działania, składy osobowe i okres działalności organizacji niepodległościowych oraz działania aparatu bezpieczeństwa wobec osób zaangażowanych w działalność niepodległościową. Dotychczas nie przeprowadzono kompleksowych badań historycznych nad działalnością tych organizacji na terenie Bytowa, które polegało nie tylko na czynnym oporze przeciw ówczesnemu porządkowi narzuconemu Polsce przez układy zawarte w Jałcie i Poczdamie ale zakładały również w swojej działalności zbieranie informacji o nastrojach społecznych czy akcje dywersyjne. Archiwa powoli otwierają dziś swoje wybrakowane zasoby co pozwala na bardziej wnikliwą analizę wszelkich zjawisk zachodzących na ziemiach zachodnich po 1945 roku. Ziemia bytowska, niegdyś tak popularny temat badań historyków i socjologów, wzbudza ponownie zwiększone zainteresowania badaczy dziejów powojennych. Badanie te mogły by wzbudzić jeszcze większe zainteresowanie, gdyby stan archiwaliów wytworzonych prze lokalną administrację polską począwszy od wiosny 1945 roku był bogatszy Prześledzenie wydarzeń związanych z walką z reakcyjnym podziemiem w latach w powiecie bytowskim pozwoli na zorientowanie się, w jaki sposób były one zbieżne z ogólnymi tendencjami, a w jakim się wyraźnie odcinały i jakie były lokalne uwarunkowania. Region Pomorza Zachodniego, w tym również Ziemia Bytowska po II wojnie światowej była wyjątkowo ważnym terytorium w procesie zasiedlania zarówno w miastach jak i na wsi. Stąd też stałe pogłębianie wiedzy na temat wybranych segmentów ówczesnej władzy w tym szczególnie działalności Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bytowie (dalej PUBP) wobec organizacji antypaństwowych działających na terenie Bytowa i przybliżanie tych działań może być ważnym etapem w poznawaniu najnowszej historii całego Pomorza Zachodniego. Do tej pory brakuje wyczerpującej literatury przedmiotu, która by przez pryzmat Małych Ojczyzn odsłaniała pełne mechanizmy działalności zbrojnego ramienia partii i walki z organizacjami antykomunistycznymi. Działalność antypaństwowa była oczkiem w głowie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Wydana na początku 1947 roku instrukcja do rozkazu nr 0021 MBP w sposób szczegółowy wyjaśniała przeprowadzanie werbunków agentury po linii walki z bandytyzmem oraz zasady stosowania Małego Kodeksu Karnego w stosunku do osób pomagających podziemiu, zwłaszcza w stosunku do członków rodzin działaczy niepodległościowych. Ważnymi źródłami prawnymi służącymi zdławieniu wroga klasowego były: Dekret o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa z 1 3 czerwca r. (Mały kodeks karny) i Kodeks Karny Wojska Polskiego. Mały Kodeks Karny odznaczał się wyjątkową surowością. Z pośród 40 wymienionych w nim typów przestępstw, 13 zagrożonych było karą śmierci. Pod pewnymi względami MKK był nawet bardziej drakoński od dekretu o ochronie państwa z r. O ile bowiem wszystkie określone w dekrecie z 1944 r. przestępstwa zagrożone były - oprócz kary śmierci - karą co najmniej 6 miesięcy więzienia, to w MKK przewidziane za konkretne czyny kary pozbawienia wolności miały na ogół wysokie - sięgające trzech, pięciu, a nawet dziesięciu lat - dolne granice. Dotyczyło to również niektórych przestępstw niezagrożonych karą śmierci. Do zwalczania opozycji wykorzystywane było sądownictwo wojskowe, które opierało się na bardzo restrykcyjnym Kodeksie Karnym Wojska Polskiego. Na podstawie art. 5 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego oraz art. 8 dekretu 23 września r. Prawo o ustroju sądów wojskowych istniała możliwość zastosowania wojskowego prawa karnego materialnego do osób cywilnych. Należy zgodzić się opinią Aliny Miętek, która stwierdziła, że: W pierwszym okresie po wojnie, sady wojskowe wykonywały także zadania specjalne w walce o nowego człowieka i realizację nowych założeń ustrojowych. Wyroki wydawane prze sądownictwo wojskowe było srogie, nie uwzględniano często okoliczności łagodzących, sędziowie nie starali się krytycznie oceniać przedstawionego, nierzadko bardzo skąpego materiału dowodowego. Naruszenie prawa możliwe było poprzez utajnianie postępowania sądowego czy też niedopuszczanie świadków oskarżenia i wniosków zgłaszanych przez obronę. Działacze opozycji najczęściej karani byli przez Wojskowe Sądy Rejonowe w oparciu art.86 2 KKWP, kto próbuje przemocą zmienić ustrój Państwa Polskiego podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 5 lub karze śmierci. Rejonowe Sądu Wojskowe powołano w każdym województwie na mocy rozkazu Ministra Obrony Narodowej Nr 023/Org. z dnia 20 stycznia r. Do właściwości powyższych przekazano sprawy wszelkich przestępstw popełnionych przez funkcjonariuszy Bezpieczeństwa Publicznego, Milicji Obywatelskiej, Służby Więziennej, żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i od 1949 r. żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza oraz jak już wspomniałem, przestępstwa popełnione przez osoby cywilne zagrażające szeroko rozumianemu bezpieczeństwu państwa. Wiosną 1946 r. na trenie Pomorza Zachodniego powołano Wojskowy Sąd Rejonowy w Koszalinie i jego Wydział Zamiejscowy w Szczecinie. Wraz z powstaniem województwa koszalińskiego zorganizowano, na podstawie rozporządzenia szefa Departamentu Służb Sprawiedliwości MON nr 013 z 4 sierpnia 1950 r., Wojskowy Sąd Rejonowy w Koszalinie. W aktach koszalińskiego Wojskowego Sądu Rejonowego najczęściej przewijają się oskarżenia o udział w nielegalnych organizacjach (art i 95 KKWP, art. 1 4, 1 5 i 1 6 MKK), szpiegostwo (art. 93 KKWP, art. 1 i 2 MKK, 7 MKK), wrogą propagandę (art. 1 1, 22, 23, 24, 28, 29, 30 i 31 MKK), nielegalne posiadanie broni (art. 4 MKK), czy z art. 89, , art KKWP za przestępstwa przeciwko państwu i podstawowym interesom politycznym i gospodarczym PRL. W latach na terenie Pomorza Środkowego działało kilka organizacji antykomunistycznych a ich działalność sprowadzała się właściwie do werbowania członków zaś otwartą walkę zamierzano prowadzić w sprzyjających warunkach. Ustalenie ilości ludzi, którzy usiłowali przeciwstawić się sowietyzacji Polski nie jest możliwe. Przeszkodą są przede wszystkim materiały źródłowe a szczególnie ich brak. Wytwarzane i gromadzone materiały prze funkcjonariuszy bezpieczeństwa publicznego wymagają szczegółowej i bardzo wnikliwej weryfikacji. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego szacowało liczebność band na ludzi. Po kilku konfrontacjach a szczególnie z materiałami KBW oraz Sztabu Generalnego WP liczba ta zmalała do ludzi. Na ziemiach zachodnich i północnych nielegalne organizacje zrzeszały około sześć tysięcy osób. Wyróżnić można cztery nurty działalności: 1. podziemie pohitlerowskie, 2. nacjonalistyczne podziemie ukraińskie spod znaku OUN-UPA (po 1947 r.), 3. rodzime podziemie o rodowodzie akowskim, 4. endecko-oenerowskim. Badaczom trudno jest odpowiedzieć na wszystkie pytania zarówno na temat rozmieszczenia opozycji jak i na skład osobowy czy liczbowy. Zasady konspiracji w maksymalny sposób ograniczały sporządzanie dokumentacji stąd dostępność do rzetelnego źródła jest bardzo ograniczona. Również problematyka funkcjonowania podziemia niepodległościowego na Pomorzu Środkowym nie doczekała się jak dotąd należytego miejsca w historiografii i jak stwierdza Zenon Kachnicz wciąż brakuje naukowej monografii, a istniejące przyczynki w niewielkiej części wypełniają powstała lukę. W roku 2005 Zenon Kachnicz wydał książkę opartą na bogatym materiale źródłowym, którą zaliczyć można do wartościowych pozycji przedstawiającą działalność podziemia niepodległościowego na Pomorzu Zachodnim. Teren powiatu bytowskiego i sam Bytów w pierwszych latach powojennych nie sprzyjał powstawaniu i prowadzeniu walki zbrojnej, podziemnej i politycznej. Osadnicy pochodzący z różnych rejonów różnili się kulturą, zwyczajami, spojrzeniem na gospodarkę, religię a brak więzi sąsiedzkich i zaufania nie sprzyjał takiej działalności. Organizacje niepodległościowe działające na terenie Bytowa działały przez krótki okres. Należy również przyjąć taką oto tezę, że niektóre organizacje niepodległościowe mogły powstać z inicjatywy bytowskiej służby bezpieczeństwa a nawet w wyniku ich prowokacji.

103 Więzi organizacyjne nawiązywała w szczególności młodzież i to ta, która skupiła się w harcerstwie. Drużyny harcerskie w Bytowie powstawały samorzutnie oferując młodym ludziom znacznie ciekawsze propozycje od innych organizacji i stowarzyszeń. Dobrym uchem harcerstwa był ks. Stanisław Szczerbiński, pod którego opieką działali tacy harcerze jak: Bohdan Ołtarzewski, Edward Sobolewski, Jankowski, Tadeusz Lenartowski, Henryk Mazur. Funkcjonariusze PUBP i Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Bytowie od początku swej działalności podjęli bezwzględną walkę z organizacjami niepodległościowymi w szczególności z byłymi członkami Armii Krajowej (dalej AK), którzy przybyli na teren powiatu bytowskiego. Trzeba pamiętać, że na terenie powiatu bytowskiego nie istniała w czasie wojny sieć AK. Byli członkowie AK, którzy przybyli na teren powiatu bytowskiego nie wykazywali chęci do działalności, bowiem każdy ich krok był monitorowany przez służby bezpieczeństwa. W Raporcie sytuacyjnym ze stycznia 1946 roku Komendant Powiatowy Milicji Obywatelskiej Jan Kiedrzyński tak relacjonuje postawy byłych członków AK: W Powiatowej Komendzie MO i plutonie operacyjnym jest 4 członków AK, którzy się ujawnili i wyszli z konspiracji już wiosną r. Są oni wrogo nastawieni do pracy polityczno-wychowawczej. Prowadzenie ich jest bardzo złe, są najgorszymi elementami Powiatowej Komendy MO.[...] W Komendzie Powiatowej MO jest 5-ciu byłych AK-owców względnie członków młodzieżowej AK Polski Walczącej. Nie mają na to żadnych dowodów. W swym stwierdzeniu opieram się jedynie na ich słowach. Są najgorszym elementem Kom. Po. MO. Szabrowali, upijali się, wszczynali awantury. Do Kaszubów odnoszą się z pogardą. Trzech z nich pracuje w referacie śledczym. Są to: Barylski (zginął tragicznie w podróży),dębowski, Weselak. W operacyjnym; Sędzimir i Bajurski. Komendant Powiatowy w porozumieniu z referatem polityczno-wychowawczym czyni starania o ich wyeliminowanie z szeregów MO. W latach czterdziestych i na początku lat pięćdziesiątych w Bytowie działało kilka organizacji niepodległościowych, w tym szczególnie młodzieżowych, które nie miały w swych założeniach bezpośredniej walki z bronią w ręku a ich działalność w zasadniczy sposób odbiegała od działalności prowadzonych w innych regionach kraju. Przed wszystkim były to organizacje nieliczne i w krótkim czasie zlikwidowane przez PUBP. *** Pierwsza niepodległościowa organizacja młodzieżowa, która działała w Bytowie w latach nawiązująca do linii politycznej WiN, nosiła nazwę LEGION MŁODEJ POLSKI, i liczyła prawdopodobnie 8 osób. Jej twórcą i mózgiem był Bohdan, Janusz, Jan Ołtarzewski, syn Ireneusza i Eugenii z domu Roguska, zamieszkały w Bytowie przy ul Mierosławskiego 13. Istnienie tej młodzieżowej organizacji niepodległościowej odnotowano jedynie w Informatorze nielegalnych antypaństwowych organizacjach...bez podania składu osobowego. Należy przypuszczać, że działalność tej organizacji zakończona została z chwilą wyjazdu Bohdana Ołtarzewskiego na studia do Warszawy. B. Ołtarzewski był absolwentem Liceum Ogólnokształcącego w Bytowie zdobywając maturę w 1947 r.. W czasie pobytu w Bytowie B. Ołtarzewski był aktywnym członkiem harcerstwa o czym szeroko opisuje ks. Szczerbiński (przedwojenny harcmistrz) w Kronice parafialnej z lat Oto fragment wpisu: Zastaliśmy też w Bytowie wśród młodzieży harcerstwo. Dotychczas rozwijała się ta organizacja samopas. Otóż o. Szczerbiński, który jak wspomniałem uczył też w Ogólniaku języka polskiego, za wiedzą Dyrektora, wziął w opiekę harcerzy, tym bardziej, że był harcmistrzem i miał doświadczenie. Aktywnymi harcerzami byli: Ołtarzewski, E. Sobolewski, Jankowski. T. Lenartowski, H. Mazur i inni. Pięknymi postaciami byli przede wszystkim dwaj pierwsi. Ołtarzewski brał udział w powstaniu warszawskim. [...] Oto grupa chłopców, wśród nich Ołtarzewski, zdobyli się na wybryk, bo naruszyli groby poległych żołnierzy radzieckich w Bytowie. UB przeprowadziło śledztwo i uczniów spotkały represje. (pisownia w oryginale). Po uzyskaniu świadectwa dojrzałości rozpoczął studia na Akademii Nauk Politycznych Wydział Konsularno Dyplomatyczny w Warszawie. W drugiej połowie września r., będąc na I roku studiów poznał Mieczysława Malczyka, również studenta na tym wydziale, twórcę i organizatora młodzieżowej organizacji niepodległościowej pod nazwą NARO- DOWY FRONT MŁODEJ POLSKI. Od tego momentu B. Ołtarzewski staje się aktywnym działaczem tej organizacji i wrócił do swej antypaństwowej działalności rozpoczętej Bytowie. W dniu r. Bohdan Ołtarzewski zostaje aresztowany przez Wydział IV Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i przekazany do WUBP w Szczecinie w związku z działalnością w młodzieżowej organizacji niepodległościowej Narodowy Front Młodzieży Polskiej i skazany wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Szczecinie na 6 lat więzienie za działalność: w organizacji przestępczej pod nazwą Narodowy Front Młodzieży Polskiej, która postawiła sobie za cel zmianę przemocą ustroju demokratycznego Państwa Polskiego. Daje się zauważyć wyjątkowa surowość wyroków dla Malczyka, Ołtarzewskiego i Kozłowskiego, zwłaszcza, że nie pojawia się w aktach oskarżeniach najmniejsza wzmianka o broni palnej. Zdecydowały o tym, jak się wydaje, dwie istotne okoliczności: - zdrada dwóch studentów elitarnej Akademii Nauk Politycznych, - dojrzała, przenikliwa i precyzyjna diagnoza sytuacji Polski w kontekście okupacji sowieckiej, określona w programie NFMP. *** Kolejną organizacją młodzieżową z trudną do wyjaśnienia proweniencją była organizacja działającą na terenie Bytowa pod nazwą FREIE EU- ROPEISCHE JUGEND, lub też Europäische Freiheits-Jugend (Wolna Młodzież Europejska). Założono ją w 1949 roku. Według Informatora o nielegalnych organizacjach... (str. 161 ) organizacja ta zaliczona została do młodzieżowych organizacji rewizjonistycznych. Członkami tej organizacji byli: Alfons, Ginter i Bernard Rekowscy, Jan Pałubicki, Jan Zięba, Roman Ordawski i Edward Walkusz. Ten ostatni był organizatorem tej nielegalnej organizacji, który w pierwszych dniach stycznia 1950 r. podczas rozmowy z Alfonsem Rekowskim przekazał mu swoje zamiary o utworzeniu opozycyjnej organizacji, do której mieli wchodzić młodzi ludzi w wieku lat autochtoni, wrogo ustosunkowani do rzeczywistości. W tym samym miesiącu PUBP w Bytowie uzyskał informacje o powstaniu tej tajnej młodzieżowej organizacji. Krążyły niepotwierdzone informacje o posiadaniu broni palnej i utrzymywaniu łączności z oficerami brytyjskimi rezydującymi w Niemczech Zachodnich. Niebawem funkcjonariusze bezpieki aresztowali dwóch członków organizacji. Ich zeznania pozwoliły na zatrzymanie kolejnych trzydziestu osób zaangażowanych w robotę konspiracyjną Cel jaki sobie stawiali, to według bytowskich funkcjonariuszy oderwanie ziem zachodnich i północnych od Polski i utworzenie z nich Wolnych Trenów, zarządzanych przez administracje angielskoamerykańską. Planowano zbieranie broni, informacji o nastrojach społecznych i napad na więzienie w Stargardzie w celu uwolnienia więźniów politycznych. W czasie trwania działań wojennych FEJ planowała szeroko zakrojoną dywersję. Zebrania odbywały się w każą niedzielę, w czasie których omawiano sprawy organizacyjne i szczegóły planowanych akcji. W nocy z 20 na 21 grudnia roku zniszczono kilka grobów żołnierzy radzieckich znajdujących się na skrzyżowaniu ulicy Mickiewicza, Sikorskiego Według PUBP w Bytowie organizacja ta miała charakter dywersyjny, demolowała cmentarze żołnierzy radzieckich, planowała akcje dywersyjne na PKP i liniach łączności. Bazowała na byłych członkach Hitlerjugend. Referat I PUBP w Bytowie w dniu 10 maja 1950 roku dokonał zatrzymania członków tej organizacji a śledztwo i przekazanie aktu oskarżenia do Wojskowego Sądu Rejonowego w Koszalinie dokonał Referat śledczy PUBP w Bytowie. Wyrok zapadł w dniu 29 listopada roku. Ośmiu członków oskarżono z art kkwp i art. 4 dekretu o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa, tzw. Mały kodeks karny skazując: - Edmunda Walkusza - 15 lat pozbawienia wolności, - Alfonsa Rekowskiego - 15 lat pozbawienia wolności, - Jana Ziębę - 12 lat pozbawienia wolności, - Gintera Rekowskiego - 13 lat pozbawienia wolności, - Romana Ordowskiego - 10 lat pozbawienia wolności, - Jana Pałubickiego - 11 lat pozbawienia wolności, - Bernarda Rekowskiego - 8 lat pozbawienia wolności. *** PUBP w Bytowie interesował się również działalnością organizacji młodzieżowych działających na terenie powiatu bytowskiego. Jesienią 1948 roku PUBP w Bytowie dokonał próby zwerbowania Jana Strelaua, będącego wówczas uczniem Liceum Ogólnokształcącego w Bytowie, którego nakłaniano do współpracy i donoszenie na kolegów i wychowawców. Szczególne zainteresowanie skierowane było na dzielność Związku Harcerstwa Polskiego, którego J. Strelau był czynnym członkiem i poczynania ówczesnego harcmistrz ks. Stanisława Szczerbińskiego. Metody, jakie zastosowano wobec J. Strelaua były zgodne z instrukcją tymczasową, zastosowano bowiem szantaż polegający na groźbie usunięcia ze szkoły lub wysłaniem do karnej kompanii. Na ulicy zatrzymał mnie człowiek i powiedział: Chodźcie ze mną. Ciemno. Wokół groby, on wyciąga pistolet i każe pisać donosy na kolegów i kapelana. [...] Pisałem więc mu coś na małych karteczkach. Co kazał. Nie pamiętam dokładnie co. Chyba nic ważnego, bo nikt z mojego powodu nie ucierpiał. [..] zaproponowali mi stałą współpracę w zamian za wstęp na studia i wsparcie finansowe. Nie wytrzymałem moralnego obciążenia związanego z tymi naciskami i po krótkim czasie odmówiłem składania dalszych informacji. Skutek był taki, że w czasie drogi do szkoły porwano mnie i zawieziono do UB. Naciski psychiczne, a także bicie i przysiady trwały w czasie tej wizyty przez całą dobę. Następnego dnia rano oświadczono, że dają mi do namysłu dwa tygodnie. Jak się zgodzę na współpracę mam się zgłosić. Jeśli nie zostanę wyrzucony ze szkoły z wilczym biletem. Czyli bez prawa nauki na terenie całej Polski. Podpisałem zobowiązanie, że nikomu nie przekażę informacji o rozmowie, które UB ze mną prowadziło wypuszczono mnie. Po dwóch tygodniach wezwał mnie dyrektor liceum. Był zdenerwowany. Widziałem, że nie wie jaki mi to powiedzieć. Wreszcie wykrztusił, że dostał pismo z komitetu powiatowego PZPR, i że muszę opuścić szkołę 1 01

104 w trybie natychmiastowym. Potem było Małe Seminarium w Słupsku, studia na KUL i Uniwersytecie Warszawskim. [...] 1 7 stycznia roku zostałem ponownie aresztowany będąc na feriach w Bytowie. Po 1 0-dniowym pobycie w więzieniu w Koszalinie przewieziono mnie do Warszawy [...] najpierw na Gęsiówkę a potem na Rakowiecką. Tam dowiedziałem się, że jestem oskarżony o przynależność do podziemnej organizacji, której celem było obalenie ustroju socjalistycznego [...]. Ku mojemu szczęściu, po śmierci Bieruta ogłoszono amnestię. Z więzienia wyszedłem na święta Wielkiej Nocy *** W latach w Lublinie (KUL), Siedlcach, Wrocławiu i na Wybrzeżu Gdańskim działała systemem trójkowym Organizacja Ryszarda Kosińskiego, skupiająca około 25 członków, utrzymująca w zasadzie listowny kontakt między członkami W Informatorze o nielegalnych antypaństwowych organizacjach... (str. 1 97) w rozdziale VII odnotowano jej istnienie jako organizację bez nazwy, bez ustalonego zabarwienia politycznego i powiązań organizacyjnych. Jako główny cel postawiła sobie dokonanie przewrotu drogą zbrojnego zamachu na rząd PRL. Grupa działająca w Bytowie liczyła około10 osób a jej poszczególni członkowie nawzajem się nie kontaktowali. Do tej pory zdołano ustalić jedynie kilka nazwisk: Jerzy Wacław Cyran, ur. 11 listopada 1933 r. w miejscowości Stryj, Ryszard Krawczyk, ur r. w Radomiu, Bogusław Antoni Rytwiński, ur. 14 listopada 1928 r. w miejscowości Pohost Zahorodzki, Bogdan Kopystyńki i Zbigniew Hagen. Założycielem i dowódcą na teren powiaty bytowskiego był Ryszard Kosiński ur r. w Kłodzie Dużej (pow. bialski, woj. lubelskie), ojciec Ryszard (rzemieślnik), matka Eugenia z domu Markiewicz, pochodzenie społeczne robotnicze, członek Związku Młodzież Polskiej. Wszyscy członkowie tej organizacji byli uczniami Liceum Ogólnokształcącego w Bytowie. R. Kosiński wraz z rodzicami mieszkał w Bytowie przy ul. Sikorskiego 62. W r. ukończył Liceum Ogólnokształcące. Według Jana Strelaua, Ryszard Kosiński proponował mu również przynależność do tajnej organizacji. Kilka miesięcy wcześniej w Bytowie, a później także w akademiku przy ul. Kickiego w Warszawie, miałem kontakt z moim byłym kolegą szkolnym, Ryszardem Kosińskim, który proponował mi przynależność do tajnej organizacji. W tej sprawie także z nim korespondowałem. Potem się okazało, że ta korespondencja służyła jako jeden z dowodów na rzecz mojej wrogiej działalności. Od czasu owego spotkania nigdy nie widziałem tego człowieka i do dzisiejszego dnia nie opuściła mnie myśl, że mój kolega klasowy był podstawiony przez UB. Po maturze R. Kosiński nie został przyjęty na studia do Akademii Medycznej w Szczecinie i prawdopodobnie rozpoczął naukę w Oficerskiej szkole MO w Szczytnie. Informacje pochodzą z relacji pisemnej złożonej przez byłego członka tej organizacji. Autor niniejszego artykułu zwrócił się z prośba do Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie o potwierdzenie pobytu R. Kosińskiego w tej uczelni. Uzyskana informacja nie potwierdziła pobytu w Oficerskiej Szkole MO w Szczytnie. Członków bytowskiej grupy aresztowano w 1956 r. a Ryszarda Kosińskiego aresztowała Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Katowicach w dniu 25 stycznia 1956 r. w jednostce wojskowej, w której pełnił zasadniczą służbę wojskową. Postawiono mu zarzut z art kkwp (przynależność do nielegalnej organizacji) i art. 4 1 Mkk (nielegalne posiadanie broni). Sprawę prowadziła Prokuratura Wojskowa w Warszawie a R. Kosińskiego osadzono w więzieniu Karno-Śledczym w Warszawie. Wyszedł na wolność 25 kwietnia 1956 r., dwa dni po ogłoszeniu amnestii. Sąd Wojewódzki dla woj. warszawskiego postanowieniem z dnia 7 maja r. postępowanie karne przeciwko w/w umorzył na mocy amnestii. Pomimo usilnych starań czynionych przez autora i rozmów z kolegami, którzy w r. wraz z nim ukończyli bytowski ogólniak, nie udało się ustalić jakie były rzeczywiste dalsze losy Ryszarda Kosińskiego. *** W listopadzie roku na naradzie działaczy Stronnictwa Narodowego w Grodzisku Mazowieckim zadecydowano o powołaniu jednej narodowej organizacji wojskowej pod nazwą Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Działalność konspiracyjną prowadzono na pięciu obszarach(dzielnice), które dzieliły się na okręgi i powiaty. Okręg V gdański obejmował XII Okręg Gdański o kryptonimie Semper Fidelis Victoria. Prace organizacyjne zapoczątkowano 1 września 1945 r. wydając pierwszy rozkaz, dzieląc Okręg XII na siedem Obwodów. Obwód D obejmował powiaty bytowski, kościerski, miastecki i sławieński. Komendantem była osoba o nieustalonym nazwisku ps. Jerema. Pomimo objęcia swą działalnością powiatu bytowskiego, Narodowe Zjednoczenie Wojskowe nie zostało powołane na terenie powiatu bytowskiego i nigdy nie doszło do rozwinięcia działalności tej organizacji. Zarówno w opracowaniu B. Rusinka i Z. Szczurka jak i w Informatorze o nielegalnych i antypaństwowych organizacjach i bandach... nie odnotowano żadnej działalności tej organizacji na terenie powiatu bytowskiego. Najbardziej znaną organizacją był oddział Łupaszki, powstały latem 1943 r. na Wileńszczyźnie. Na Pomorzu Zachodnim działał szwadron Żelaznego. Odnotowano również fakt działalności tej organizacji w okolicach Bytowa W sprawozdaniu ogólnym starosty bytowskiego za maj roku w dziale Działalność Milicji Obywatelskiej i Organów Bezpieczeństwa Publicznego - czytamy: [...]W okresie sprawozdawczym zostały powołane nocne patrole MO i UB, w celu podniesienia bezpieczeństwa, które docierały do najbardziej zagrożonych miejsc powiatu, Somin, gm. Studzienice, w której to okolicy na pograniczu naszego powiatu przebywa 1 5 osobowa banda Łupaszki, do której przyłączyli się 2 dezerterzy z Posterunku MO Brusy pow. Chojnice. W miesięcznym raporcie sytuacyjnym za miesiąc maj 1946 r., Komendant Powiatowy MO w Bytowie ppor. Jan Kiedrzyński tak relacjonuje pobyt oddziałów Łupaszki na terenie powiatu bytowskiego: W dniu 22 maja r. na terenie powiatu bytowskiego ukazała się banda w sile około 30-tu ludzi uzbrojonych w broń automatyczną i maszynową (jeżdżąca samochodem marki Studebaker ) koloru ciemnozielonego. Banda ta dowodzona przez ppor. operowała głównie w powiecie kościerskim i kartuskim robiąc wypady na teren powiatu bytowskiego. W/w banda przybyła 22 V r. o godzinie 1 4-tej do nadleśnictwa Sominy pow. Bytów, gdzie przebywała do godz. 9-tej 23 V 46 r. nie wypuszczając nikogo z zabudowania. Reakcjoniści ubrani byli w angielskie mundury i peleryny. W/w banda po opuszczeniu nadleśnictwa Sominy przerzuciła się na teren pow. kartuskiego. Tutejsza komenda zaalarmowana przez Kościerzynę wysłała pluto operacyjny w sile 1 4-tu ludzi do m. Sulęczyno pow. Kartuzy w celu udzielenia pomocy napadniętym funkcjonariuszom MO pow. kartuskiego. Za pomoc udzieloną napadniętym funkcjonariuszom MO pow. kartuskiego, w dniu 24 maja r. Komendant Powiatowy MO w Bytowie otrzymał list z pogróżkami i wyrokiem śmierci nadanym w Kościerzynie. W tym samym dniu, lecz tym razem z Bytowa, wysłano list z pogróżkami do szefa PUBP w Koszalinie, któremu kazano zwolnić się z pracy w ciągu 4 dni. Była to zemsta Żelaznego za zlikwidowanie w dniu 1 8 maja r. przez koszaliński UB grupy Boa. W latach na terenie Bytowa, jak już podałem, działało kilka organizacji opozycyjnych w stosunku do ówczesnej władzy. Charakterystyczną cechą bytowskiej opozycji stanowiło oparcie jej na młodzieży. Była to młodzież w wieku lat. Autor zdaje sobie jednak sprawę, że przedstawiony obraz nie jest pełny ze względu na brak dostępu do niektórych zasobów archiwalnych lub też brak części z nich. Pomimo trudności w udzieleniu pełnej i wyczerpującej odpowiedzi na część nasuwających się pytań, autor ma nadzieję, że artykuł ten przyczyni się do postępu w dalszych badaniach nad organizacją i funkcjonowaniem młodzieżowych, nielegalnych, antypaństwowych organizacjach na terenie powiatu bytowskiego. * Niniejszy materiał z przypisami ukazał się w PRZEGLADZIE ZACHODNIOPOMORSKIM Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego Nr 4/2009 /tz/ * Gerard Czaja jest przede wszystkim znanym powszechnie w swym środowisku społecznikiem regionalistą, którego pasjonuje historia ziemi bytowskiej. Jest autorem licznych publikacji, opracowań zwartych i autorem książek. Sprawy regionalne interesują autora od wielu lat, stąd traktują o nich jego kolejne książki, które wyszły spod jego pióra, mianowicie: W 1999 roku wydał książkę pt. Pożegnanie łzami, która stanowi o historii jego rodu ze strony matki: Anny Kotłowskiej. Książka ta przyniosła autorowi III-cią nagrodę w konkursie: LOSY MO- JEJ RODZINY Stowarzyszenia Losy Małych Ojczyzn. Kolejną pozycja z tego cyklu były opracowane dzieje wsi Borzytuchom i innych z terenu, borzytuchomskiej gminy, które wydane zostały właśnie pod tytułem BORZYTUCHOM. Ostatnio, bo w listopadzie 2010 roku autor promował kolejna książkę - CHOTKOWO SPOJRZE- NIE W PRZESZŁOŚĆ W kręgu zainteresowań autora leża także kwestie dot. ludowej architektury sakralnej. Przez 2 lata od 2007 roku szukał kapliczek i krzyży na terenie dekanatu bytowskiego. Dotarł, do 170, które opisał i sfotografował a potem opublikował. Te badania i poszukiwania Autor przeprowadził na terenie 11 parafii leżących w gminach m.in. Bytów, Parchowo, Borzytuchom czy Tuchomia. 31 stycznia, br odbyła się promocja kolejnej książki G. Czai zatytułowanej Tajemnice bytowskiej bezpieki", w której opisał zatrudnione tam kadry, udowadniając, iż było to środowisko bardzo marne, bowiem pracujący byli prymitywni, bez wykształcenia i narodowo wykorzenieni funkcjonariuszami. Prezentowany wyżej na naszych łamach artykuł pochodzi z powyższej książki. Ponadto należy również wspomnieć, że Gerard Czaja był inicjatorem utworzenia Stowarzyszenia "Losy małych ojczyzn" w Gdańsku oraz współzałożycielem Stowarzyszenia "Razem", działającego na rzecz niepełnosprawnych oraz że należy do Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. W latach był przewodniczącym rady miejskiej Bytowa, a w latach radnym sejmiku pomorskiego. Od 1965 należał do PZPR, potem wstąpił do Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Z ramienia SLD w latach sprawował mandat senatora wybranego w okręgu gdyńskosłupskim. /tz/

105 Ppłk Andrzej Szutowicz Ks. Alfons Wacław Schulz (ur r. w Tymawie pod Gniewem, powiat Kwidzyn, zm r. w Sztutowie) działacz narodowy na Pomorzu, senator II RP. Był synem Jakuba (rolnika) i Marii z Binerowskich. W latach uczył się w progimnazjum biskupim Collegium Marianum w Pelplinie następnie w gimnazjum klasycznym w Starogardzie gdzie w r. uzyskał maturę. Po studiach w seminarium duchownym w Pelplinie 27 marca przyjął święcenia kapłańskie Był wikariuszem w kilku parafiach m.in. w Oliwie, Starych Szkotach w Gdańsku, Chełmnie, Kartuzach, Wejherowie. Jako polski kapłan czynnie uczestniczył w pracach polskich organizacji społeczno-kulturalnych. Należał do Towarzystwa Naukowego w Toruniu oraz Stowarzyszenia Straż. Działał na niwie szerzenia oświaty, Popularyzował wśród najuboższych polskie książki i czasopisma Od lipca roku został proboszczem w Konarzynach. W r. założył w parafii kółko rolnicze, którym kierował. W r. został wybrany prezesem Związku Kół Śpiewaczych na okręg czerski, był prezesem Towarzystwa Czytelni Ludowych ( delegat? ) w powiecie człuchowskim i prezesem Komitetu Wyborczego na powiat człuchowski oraz delegatem do Prowincjonalnego Komitetu Wyborczego na Prusy Zachodnie w r. W grudniu został wybrany delegatem na Sejm Dzielnicowy do Poznania w którym dniach 3-6 grudnia uczestniczył. Był obok Leona Kiedrowskiego z Brzeźna Szlacheckiego i Jana Żółtowskiego z m. Borzyszkowy jednym z trzech delegatów reprezentujących powiat KASZUBSKO POMORSKIE ŻYCIORYSY Ks. Alfons Wacław Schulz człuchowski. W tym samym czasie 6 grudnia został przewodniczącym Rady Ludowej na powiat człuchowski z siedzibą w Konarzynach. Aby zneutralizować Jego aktywność, Niemcy w poszukiwaniu broni dwukrotnie przeprowadzili rewizję na plebanii w kościele, następnie w r. uwięzili Go w Człuchowie, gdzie przebywał w areszcie sadowym przez dwa miesiące. W sprawie Jego uwolnienia interweniowały liczne organizacje w tym Rada Żołnierzy Polaków w Gdańsku. W lutym r. wszedł w skład komisji granicznej w Chojnicach. Poprzez Międzynarodową Komisję Graniczną, przyczynił się do korekty linii granicznej i do włączenia w granice Polski kilku wiosek (m.in. Konarzyny,Ciecholewy i Żywce oraz szosa wiodąca do Chojnic.). Od r. wykonywał obowiązki wicedziekana, a od r do r. dziekana dekanatu Chojnickiego, delegata biskupiego i wizytatora nauki religii w szkołach powszechnych. Wchodząc w skład Sejmiku Powiatowego w Chojnicach został wybrany do Pomorskiej Izby Rolniczej, gdzie w latach zasiadał w Komisji Szkolnej. W założył w Konarzynach Towarzystwo Robotników, zainicjował również powstanie lokalnego oddziału Towarzystwa Gimnastycznego Sokół. Należał także do zarządu powiatowego Pomorskiego Towarzystwa Rolniczego w Tczewie, któremu przewodniczył. W grudniu r. uczestniczył w diecezjalnym synodzie w Pelplinie We wrześniu został przeniesiony na probostwo w Subkowach koło Tczewa. W latach był senatorem RP III kadencji z ramienia BBWR. Kandydowanie z listy BBWR naraziło go na ostrą krytykę prasy narodowej związanej z Stronnictwem Narodowym.. W swoich parlamentarnych wystąpieniach bronił interesów Pomorza. Ostro wystąpił przeciw, jego zdaniem, niesprawiedliwym i nierównomiernym obciążeniom podatkowych dla Pomorza. 9 września roku został aresztowany przez Niemców; wkrótce zwolniony i ponownie aresztowany, trafił do obozu koncentracyjnego w Stutthofie (nr obozowy ), W obozie stosowano perfidną metodę mordowania niektórych chorych tzw kąpiel. Metody kąpieli były różne, w zależności od choroby. Gruźlików np. trzymano parę godzin na dużym mrozie po czym polewano raz zimną raz gorąca wodą. Ci, którzy chorowali na biegunkę byli topieni, najczęściej przez zanurzenie w wannie z przytrzymywaną pod wodą głową. Czasami bezpośrednio wkładano choremu do ust wąż i puszczano wodę dusząc go w ten sposób. 25 czerwca roku taką metodą kąpieli zamordowano ks. Alfonsa Schulza. Ksiądz został pochowany na cmentarzu na Zaspie w Gdańsku. W marcu r. zwłoki ekshumowano i przeniesiono na cmentarz parafialny w Subkowach. Posiadał liczne odznaczenia w tym m.in. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski i Srebrny Krzyż Zasługi oraz odznakę honorową Krzyż Organizacji Wojskowej Pomorza. W rodzinnej Tymawie upamiętnia Go kapliczka przydrożna. /-/ Obelisk pamięci ks. A Schulza w Konarzynach odsłaniają: od lewej Maria Kozłowska wójt gminy, senator Kazimierz Kleina, poseł Piotr Stanke Grób ks. Alfonsa Schulza na przykościelnym cmentarzu w Subkowach. 1 03

106 HISTORIA 1 04 Ks. Jacek Halman Borowy Młyn Błogosławiona Konstancja Niewielu wie, że św. Kinga miała spośród swego licznego rodzeństwa trzy święte siostry, z których dwie przez pewien czas przebywały u jej boku na Wzgórzu Wawelskim. Chodzi o starszą siostrę Konstancję i o młodszą Jolantę. Dokładnie nie wiadomo, kiedy bł Konstancja Arpadówna przyszła na świat. Musiało to nastąpić na Węgrzech między 1227 a 1233 rokiem. Była drugą córką węgierskiego następcy tronu Beli IV i jego żony Marii Laskaris, cesarzówny bizantyjskiej. Na królewskim dworze otrzymała solidne wykształcenie oraz mocne podstawy religijne. Została znakomicie przygotowana do roli, którą przyszło jej odegrać w procesie łączenia Wschodu i Zachodu na gruncie środkowoeuropejskim. Około 1247 r. królewna Konstancja, wchodząc w orbitę politycznych zamierzeń ojca, oddała swą rękę księciu Rusi Halickiej - Danielowi. Jako pani halicka odegrała ważną rolę w doprowadzeniu do złożenia przez księcia Daniela rzymskiego wyznania wiary i zawiązania w r. unii katoli- Święci z dynastii Arpadów (cz. IV) cyzmu z prawosławiem, dzięki której książę w 1253 r. został ukoronowany w Drohiczynie na króla. Unia pod wpływem Tatarów została zerwana i Daniel wraz z dworem i ludem powrócił do prawosławia. Tymczasem księżna Konstancja nadal gorliwie popierała rozwój i misję Kościoła katolickiego na Rusi. Promowała misyjną działalność franciszkanów i dominikanów, którzy wznieśli prężne konwenty w Przemyślu i we Lwowie. Szczególną łaskawość okazała dominikanom, którym w r. ufundowała klasztor św. Jana Chrzciciela. Nie do przecenienia był też wkład księżnej w rozwój cywilizacji łacińskiej w Księstwie Halickim. Jako feudalna pani halicka Konstancja, od dzieciństwa pobożna, prowadziła na zamku - najpierw chełmskim, potem lwowskim - głębokie życie religijne. Swą postawą łagodziła surowość dworskich relacji. Skutecznie niwelowała chropowatość obyczajów męża i często interweniowała podczas sądów książęcych, wypraszając łaskę dla oskarżonych. Powodowana miłosierdziem i wrażliwością prowadziła szeroką działalność dobroczynną: wspierała ubogich, potrzebujących, uciśnionych i tych wszystkich, którzy w niej pokładali ufność. Dla wszystkich była pełna życzliwości, dlatego poddani wielce ją miłowali. Także z dynastycznych obowiązków bł. Konstancja wywiązywała się znakomicie. Dynastii Rurykowiczów zapewniła przyszłość, rodząc dwóch synów (Mścisława i Romana) i dwie córki (Annę i Świętosławę). Mając ponad 30 lat, Konstancja owdowiała. Odtąd najwybitniejsza i ponoć niezwykle piękna księżna halicka zeszła z politycznej sceny i oddała się jeszcze intensywniejszemu życiu modlitwy i pokuty. W r. bł. Konstancja opuściła Lwów i udała się na dwór krakowski, gdzie na książęcym stołku zasiadał Bolesław V Wstydliwy wraz z żoną Kingą, jej młodszą siostrą. Około ośmiu lat księżna-wdowa przebywała w Krakowie na Wawelu. Niezmiernie odpowiadał jej duch panujący wówczas na zamku. Religijna gorliwość, obecność charyzmatu franciszkańskiego i mądrych dominikańskich spowiedników bardzo sprzyjały jej potrzebom wewnętrznym. Niewątpliwie w Krakowie Konstancja utrzymała kontakt z dominikanami z konwentu Świętej Trójcy, gdyż duchowość tego zakonu przedkładała nad inne. Po śmierci w r. Bolesława Wstydliwego wraz z siostrą Kingą opuściła Wawel i osiadła w ziemi sądeckiej. Gdy w r. Kinga w Starym Sączu ufundowała klasztor mniszek Zakonu św. Klary i w nim osiadła, Konstancja dołączyła do niej. Kolejne siedem lat pobożnego życia upłynęło księżnie halickiej za furtą sądeckiego klasztoru. Z tego cichego okresu Konstancja tylko raz się wyłoniła, gdy Vita et Miracula Sanctae Kyngae zanotowała zamieszanie, jakie wynikło w dzień św. Klary (11 sierpnia), kiedy klaryski z Kingą zaczęły śpiewać uroczyście oficjum a urażeni franciszkanie wyszli demonstracyjnie. Wówczas św. Kinga wpadła w gniew na zuchwałych braci i dopiero bł. Konstancja sprawę ułagodziła. Zimą 1287/88 r, Tatarzy najechali po raz trzeci na Polskę. Zagon tatarski pod wodzą Nogaja dotarł nad Sądecczyznę, zatem mieszkanki klasztoru św. Kingi schroniły się w panieńskim zamczysku Krościenko. Ta ucieczka obrosła piękną legendą o Kindze. Tatarzy dzięki modlitwom Kingi i Konstancji nie zdobyli zamku i obrońcy przerwali oblężenie. Po odejściu Mongołów, z racji zniszczenia klasztoru sądeckiego, bł, Konstancja powróciła do Lwowa i tam u dominikanów została tercjarką. Jeszcze w r. - w marcu - przystąpiła do tworzenia żeńskiej wspólnoty dominikańskiej III zakonu regularnego. Wśród swoich sióstr tercjarek spędziła swe ostatnie dni. Stary żywot powiada, że tam przyświecała w modlitwach, postach, jałmużnach, miłosierdziu nad dziewicami osobliwie, równie też w szczodrobliwości dla więźniów. Otoczona nimbem świętości Konstancja Arpadówna zmarła we Lwowie w roku. Jej ciało złożono w dominikańskim kościele św. Jana. Tam składano jej publicznie cześć publiczną aż do przeniesienia jej ciała do kaplicy różańcowej, dominikańskiej świątyni Bożego Ciała we Lwowie. Przy jej grobie cudami słynącym koncentrował się kult Konstancji, uznanej powszechnie za błogosławioną, choć nigdy nie beatyfikowaną. Jego szczyt przypadł na wiek XVII, kiedy namalowano jej obraz, a nawet wyznaczono dzień liturgicznego wspomnienia na 9 kwietnia. Obecnie jednak cześć oddawana księżnej wygasła, a pamięć o niej się zatarła i tylko czasem postać świątobliwej Konstancji, łączącej niegdyś Wschód z Zachodem, wychyla się z cienia swej słynnej młodszej siostry, św. Kingi. Warto w obecnej rzeczywistości przywoływać osoby, które żyły na naszych ziemiach i już przed wiekami dążyły do jedności różnorodnego kontynentu europejskiego na gruncie Prawdy Jedynej. Karol II Andegaweński, zwany Kulawym Urodził się w r., zmarł 5 maja w Neapolu - król Sycylii i Neapolu, tytularny król Jerozolimy. Syn króla Neapolu i Sycylii Karola I Andegaweńskiego i Beatrycze, córki hrabiego Prowansji - Rajmunda Berengara IV. W r. Karol ożenił się z Marią (ok marca 1 323), córką króla Węgier Stefana V i Elżbiety, córki chana Kumanów. Karol i Maria mieli razem dziewięciu synowi pięć córek: Karol Martel (8 września sierpnia 1295), pretendent do tronu Węgier, ojciec Karola Roberta Małgorzata ( grudnia 1 299), żona Karola de Valois Ludwik (9 lutego sierpnia 1 297), święty, biskup Tuluzy Robert I Mądry ( stycznia 1 343), król Neapolu Filip I (1 0 listopada grudnia 1 332), książę Tarentu Rajmund Berengar (1 279/ ) Blanka ( października 1310), żona króla Aragonii Jakuba II Sprawiedliwego Jan ( po 1 6 marca 1 308), ksiądz Tristan ( przed 1 288) Eleonora (sierpień sierpnia 1341 ), żona króla Sycylii Fryderyka II Maria ( ok ), żona króla Majorki Sancha I Pokojowego i Jaime de Ejerica Piotr Tempesta ( sierpnia ), hrabia Gravina Jan ( kwietnia 1 336), książę Durazzo Beatrycze ( ok ), żona Azzo VIII d Este, markiza Ferrary, i Bertranda III de Baux, hrabiego Andrii Steven Runciman (w: Nieszpory sycylijskie", wyd. Książnica, wyd. II, Kraków 2007) tak scharakteryzował Karola: Karol z Saierno, albo Karol Kulawy, jak go nazwano z przyczyny kalectwa, posiadał cechy typowe dla syna wychowanego przez surowego i apodyktycznego ojca. Nie wierzył we własne siły, a niewiarę tę pogłębiała jeszcze świadomość, że dał się wziąć do niewoli, i więzienne upokorzenia. Był skryty i cierpliwy, posiadał też wrażliwość, na której tak bardzo zbywało Karolowi, zaś serdeczność i ciepło jak najbardziej przystawały do wizerunku ojca czternaściorga dzieci. Pod koniec życia okazał się władcą roztropnym i sprawiedliwym, bystrym i przenikliwym dyplomatą", Św. Ludwik, biskup Tuluzy Kiedy miał 1 4 lat, wywieziono go z ojczystej Francji do Hiszpanii. Ten niezwykły franciszkanin zakończył życie w wieku 23 lat, będąc najmłodszym biskupem w dziejach Kościoła. Ludwik Anjou urodził się w roku, w szlacheckiej rodzinie, jako syn Karola II, króla Neapolu i Sycylii oraz Marii, córki króla węgierskiego. Jego stryjem był św. Ludwik IX (

107 1 270), król Francji i tercjarz franciszkański, a jego matka była siostrzenicą św. Elżbiety Węgierskiej. Ludwik był Francuzem, na świat przeszedł najprawdopodobniej we Włoszech; był drugim z czternaściorga rodzeństwa. Od wczesnych lat dziecięcych urzekała go duchowość franciszkańska. Według podań, pod książęcymi szatami nosił franciszkański sznur pokutny. Kiedy miał 1 4 lat, razem z dwoma braćmi, Robertem i Rajmundem, ofiarował się jako zakładnik z zamian za uwolnienie z więzienia ich ojca. Ludwik był przetrzymywany w niewoli w Barcelonie od roku do W czasie uwięzienia opiekowali się nim i kształcili go hiszpańscy franciszkanie. Po siedmiu latach więźniów uwolniono. Ludwik powrócił do Francji, gdzie zrzekł się wszystkich praw następcy tronu. Po wyzdrowieniu z ciężkiej choroby, zgodnie z wcześniejszą obietnicą, wstąpił do zakonu franciszkanów. W roku 1 296, mając 22 lata, przyjął święcenia kapłańskie, wkrótce potem papież Celestyn V osobiście konsekrował go na biskupa Tuluzy. Ludwik odznaczał się surowością życia, skrajnym ubóstwem i miłością do ubogich. Jako biskup chodził w habicie zakonnym, usługiwał innym oraz codziennie zapraszał ubogich do swego stołu. Zgodnie z ówczesnym modelem duchowości franciszkańskiej, wyznaczył jednego z zakonników, aby go upominał i nakładał na niego pokutę. Kilka dni przed śmiercią, 1 1 sierpnia roku, udał się do Rzymu na kanonizację swego stryja Ludwika IX, króla Francji. Zmarł 1 9 sierpnia roku, mając zaledwie 23 lata. Kanonizował go w roku papież Jan XXII, jeden z jego dawnych nauczycieli. W liturgii wspominany jest 1 9 sierpnia. Niezwykłe życie św. Ludwika, najmłodszego biskupa w dziejach całego Kościoła, było inspiracją dla pisarzy oraz wielkich malarzy - Giotta, Martini' ego i Donatella. W swoich dziełach uwiecznili oni św. Ludwika ubranego we franciszkański habit, z mitrą biskupią i koroną królewską leżącą u stóp. Andrzej III (Wenecki) W języku węgierskim to III Andras, Ve! encei, urodzony między a w Wenecji, zmarł 1 4 stycznia w Budzie - ostatni król Węgier z dynastii Arpadów w latach Syn księcia Sławonii Stefana Pogrobowca i Tomasiny Morosini, córki patrycjusza weneckiego Michała Morosiniego. Po ojcu wnuk króla Węgier Andrzeja II. Dwukrotnie żonaty, najpierw z Fenenną, córką księcia kujawskiego Siemomysła, z którą miał córkę - błogosławioną Elżbietę (dominikankę w Toss w Szwajcarii), następnie z Agnieszką, córką księcia Austrii i króla Niemiec Albrechta I. Pochowany w kościele minorytów w Budzie. Tron węgierski przejął po swoim krewnym, Władysławie IV Kumańczyku (dziadek Władysława ze strony ojca, Bela IV, i ojciec Andrzeja, Stefan Pogrobowiec, byli przyrodnimi braćmi, synami Andrzeja II). Koronę świętego Stefana, która została nałożona mu na głowę 1 3 lipca w Szekesfehervarze (Białogród), otrzymał dzięki poparciu węgierskich możnowładców, którzy chcieli uczynić z niego instrument do realizacji własnych celów. Rządy Andrzeja III przypadły więc na trudne czasy. Wzrost znaczenia możnowładztwa ograniczał autorytet władcy. Ponadto jego rządy osłabiały roszczenia do tronu wysnuwane przez króla Niemiec Albrechta I i spowinowaconych z Władysławem IV Kumanem Andegawenów. Stosunki z Habsburgami Andrzej III uregulował już w r., natomiast z presją Andegawenów zmagał się przez całe swoje panowanie. Najpierw musiał przeciwstawiać się Karolowi Martelowi (był synem Marii, siostry Władysława IV Kumana, ponadto Władysław pojął za żonę jego ciotkę, Elżbietę), który od r. aż do śmierci w r. tytułował się królem Węgier. Następnie tronu węgierskiego bronił przed jego synem, Karolem Robertem, którego w walce o Koronę św. Stefana poparł papież Bonifacy VIII. W r. Andrzej III zdobył poparcie króla Czech Wacława II. Na zjeździe w Wiedniu odbyły się zaręczyny córki Andrzeja III, Elżbiety, z synem Wacława II, Wacławem, który miał dziedziczyć po Andrzeju III, gdyby ten nie doczekał się męskiego potomka. Andrzej III żenił się dwukrotnie. W r. poślubił jw. Fenennę, córkę księcia kujawskiego Siemomysła. Z tego związku przyszła na świat Elżbieta zaręczona Wacławowi, synowi króla Czech Wacława II. Do małżeństwa jednak nie doszło. Kilka lat później Elżbieta wstąpiła do zakonu dominikanek w Toss (dziś Szwajcaria). Po śmierci została wyniesiona na ołtarze jako błogosławiona Kościoła katolickiego. Na niej zakończyła się linia żeńska dynastii Arpadów. Drugi związek Andrzeja III z Agnieszką, córką króla Niemiec Albrechta I, zawarty 1 3 lutego pozostał bezdzietny. Bł. Elżbieta Węgierska Elżbieta urodziła się w r., zmarła 6 maja królewna węgierska z dynastii Arpadów. Córka króla Węgier Andrzeja III i Fenenny, córki księcia inowrocławskiego Siemomysła z dynastii Piastów. W lutym w Wiedniu została zaręczona z Wacławem, synem króla Czech Wacława II. Po śmierci ojca wraz z macochą Agnieszką opuściła Węgry i przeniosła się do Austrii. Brak możliwości doprowadzenia do małżeństwa skłonił Wacława III w do zerwania zaręczyn. W macocha zmusiła Elżbietę do wstąpienia do klasztoru dominikanek w Toss (dziś Szwajcaria). O jej rękę bezskutecznie zabiegał brat Agnieszki Henryk Łaskawy. Zakończenie Arpadowie to jedna z bardzo wielu rodzin tego świata. Taka jak Twoja i moja, bracie i siostro. Różniła się tylko tym od nas, że była to węgierska dynastia królewska. Naszemu narodowi jest bardzo bliska przez pokrewieństwo tronów królewskich i książęcych. Wielu Świętych Arpadów czcimy dzisiaj w Polsce. Może stąd powstało powiedzenie: Polak, Węgier, dwa bratanki". Wielu z nas ma nawet jakieś szlacheckie pochodzenie, a więc? Więc, jest nam jeszcze bliższa. Masz więc takie same predyspozycje do świętości, jak Arpadowie. Zauważyłeś pewnie, że sporo było tu świętych i błogosławionych. Tego daru nie nosi się w genach, tego nie ma w kodzie DNA. To się nabywa, od rodziców, przez katolickie wychowanie. Tak na marginesie, to właśnie do tego zobowiązują się rodzice przynosząc dziecko do chrztu. Później przyrzekają to samo, gdy zawierają sakrament małżeństwa. Czy chcecie po katolicku wychować potomstwo, którym Was Bóg obdarzy? - Chcemy - pada odpowiedź! ". Teoretycznie rzecz biorąc, to powinniśmy mieć samych dobrych i świętych ludzi. Dlaczego zatem tak nie jest? Pewnie przyczyn jest wiele, ale wszystkie sumują się do jednej - do wychowania i to chrześcijańskiego. Jeśli masz Boga w sercu, to przekażesz Go swoim dzieciom, jeśli nie,...hmmmrnm, nie dziwmy się więc, że mamy, co mamy: złość, gniew, krzywdy, osądy, oszczerstwa, kłamstwa i brak wyrozumiałości. Wiem jedno! Skoro udało się wychować tak wielu świętych ludzi Arpadom, to uda się i nam. Doceńmy więc rolę szkoły, Kościoła i innych instytucji zajmujących się wychowaniem młodego pokolenia. Zarówno święty, jak i łotr przychodzą na ten świat w ten sam sposób, mają rodziców i wychowawców. Czemu więc jest, jak jest? Wychowanie! A więc - miej Boga w sercu i daj Go swoim dzieciom! Tak czynili Arpadowie - czyńmy więc i my! Uda się Tobie, drogi Ojcze, droga Matko! Na to dobre wychowanie do świętości niech Was wszystkich Bóg błogosławi. /-/ 1 05

108 1 06 Janina Głomska Nasza grupa pielgrzymkowa w pierwszym dniu wiosny 2010 r. po raz kolejny wybrała się do Parafii pw. Św. Brata Alberta Chmielowskiego w Kotomierzu i do Sanktuarium Maryjnego w Byszewie. W Kotomierzu uczestniczyliśmy we mszy św. rozpoczynającej cykl rekolekcji dla tutejszych parafian, którą odprawił i słowo Boże wygłosił ks. Leszek Witwicki, proboszcz Sanktuarium Matki Bożej Królowej Jezior w Brasławiu na Białorusi, salezjanin pochodzący z południa Polski. Zaprosił go ks. proboszcz kotomierskiej parafii Andrzej Poteracki, kanonik kolegiaty koronowskiej, uhonorowany przez biskupa Jana Bernarda Szlagę. Czas wielkiego postu i rekolekcji to czas powiewu Ducha Świętego -nadmienił po powitaniu w kościele gościa z Brasławia ksiądz proboszcz Poteracki. Czuło się powiew Ducha Świętego w tej modlitewnej atmosferze. Pani organistka z arcyciekawym głosem i odpowiednio dobranymi pieśniami wielkiopostnymi pomagała nam w przeżyciu tej pięknej chwili. Była to nasza pierwsza msza św. w tym kościele. Błyskał też flesz Hani. Po mszy odbyło się spotkanie na plebanii. Wspominaliśmy miłe chwile z uroczystości koronacji Matki Bożej Jezior, na których było nam dane być w zeszłym roku. Ksiądz Witwicki przywiózł album pt. Soli Deo / Tylko Bóg, pięknie wydany na kredowym papierze w 2009 r., na 10-lecie diecezji witebskiej, na terenie której leży Brasław. Cieszy nie tylko oko, ale przypomina ważkie wydarzenia religijne tego czasu. Nawet dwie nasze koleżanki z pielgrzymki zostały w nim uwiecznione. Coś z nas tam w Brasławiu zostało. No i oczywiście duch też. Chcieliśmy się dowiedzieć, jak aktualnie przedstawia się sytuacja Związku Polaków w Brasławiu. Tam też są 2 związki - podziemny i jawny. Dom Polski, jak już pisałam w poprzednim artykule, stoi pusty i niszczeje. Nawiązaliśmy do wizyty w Polsce Angeliki Borys, p. prezes Związku Polaków na Białorusi. Bardzo nas ten problem interesował. To problem złożony. Niezrozumienie pewnych prawd ma teraz miejsce - zauważył ks. proboszcz z Białorusi - i tracą na tym oba związki. Ksiądz uważa, że trzeba wykorzystywać możliwości, jakie są dostępne. W Brasławiu dzieci uczą się w szkołach języków obcych - niemieckiego i angielskiego. Są kółka polskie. Interesowała nas też sytuacja Kościoła polskiego na Białorusi. Ksiądz zaczął od liczb. W Brasławiu zamieszkuje 9,5 tys. ludzi w tym 1,5-2 tys. prawosławnych. Kościół wychodzi z różnymi propozycjami do ludzi - z propozycją jachtingu dla młodzieży jako formy integracji, z propozycjami kulturalnymi - opowiadał ks. Witwicki. Na Białorusi mieszka 1 0 mln ludzi, w tym 20 tys. Polaków. Kościół ma więc dla kogo istnieć, pracować i dlatego ciągle rozszerza ofertę. Ludzie mają się uczyć, pracować, wypoczywać, wyjeżdżać - stwierdził duszpasterz z Brasławia. - Ludzie mają okazywać sobie gesty życzliwości w różnych obszarach - partnerstwa, kooperacji, praw NASZE PIELGRZYMKI W Kotomierzu i w Byszewie Kościół w Byszewie. człowieka. Ludzie mają zacząć inaczej myśleć. Nie trzeba zaniedbywać żadnych darów Bożych. Nowa świadomość jest potrzebna. Rzeczywistość jest jaka jest. Trzeba ją wykorzystać. Trzeba realizować rzeczy, które są możliwe. Wszystko się zmienia, ewoluuje. Wspominaliśmy o wielu duchowych i materialnych przeżyciach, które nam towarzyszyły podczas koronacyjnych uroczystości. Przypadły nam do smaku graniki białoruskie - placki ziemniaczane ze skwarkami. Prezentację multimedialną poprowadziła nasza przesympatyczna koleżanka Hania Tandecka. Obejrzeliśmy też film z uroczystości oraz program Szlak do Boga. Wszystkie te materiały otrzymał ksiądz od nas w prezencie. Obiecał dać jej klerykowi jako materiały do pracy magisterskiej nt. sanktuarium. Miło, że się przyczyniliśmy do jeszcze większej chwały Bożej. Gospodarz plebanii obdarował nas jak zwykle modlitewnikami, książkami i książeczkami. Kolejna pełna katechizacja. Z zaproszeniem gościa na IV Festiwal Pieśni Religijnej i na fotoplener artystyczny do Brasławia opuszczaliśmy gościnne progi kotomierskiej plebanii. Wyjeżdżając z Koronowa zauważyliśmy niewielkich rozmiarów drogowskaz, prowadzący do Sanktuarium Maryjnego w Byszewie, odległym o 8 km. Pan Robert Kaszubowski, nasz kolega i kierowca, zawrócił z drogi i tak oto po chwili znaleźliśmy się w Parafii Św. Trójcy. Deszcz lał jak z cebra, ale to nam nie przeszkadzało odwiedzić Dom Boży. Na odwiedziny u Pana i Jego Matki zawsze jest dobry czas. Ksiądz proboszcz Janusz Góral, kustosz sanktuarium, otworzył nam kościół, dokonał odsłonięcia cudownego wizerunku Matki Bożej z Dzieciątkiem i przybliżył dzieje sanktuarium, zbudowanego w stylu barokowym. Obraz Matki Bożej Byszewskiej koronował 1 0 lipca r. ordynariusz diecezji chełmińskiej śp. biskup Kazimierz J. Kowalski. Zwróciliśmy uwagę na anonimowy hymn, od 2000 r. towarzyszący ceremonii. Każdy w modlitwie polecał swoje prośby, może składał podziękowania. Obdarowani zostaliśmy prospektami o sanktuarium. Wyczytałam, że ostatnim proboszczem wywodzącym się z klasztoru cystersów koronowskich był Kwiryn Mindak, zm. w r. Czy aby to nie był jakiś mój krewny ze strony prababci z męża Mindak z Łążka koło Osia i Śliwic? Można dużo wyczytać w przewodniku, ale najlepiej gdy człowiek widzi własnym okiem i noga nawiedzi ten pocysterski kościół. Wtedy zda sobie sprawę z piękna, dziejów, wagi i rangi tego cudnego miejsca, gdzie były uzdrowienia. Więcej nie będę zdradzać. Nowy dach na sanktuarium informuje o dobrym gospodarzu. Obejście zmienia się. Skarpy są upiększone. Okolice są śliczne - jezioro, topografia pagórkowata, teren falisty. Kult Maryi rozwija się już od XIII w. i ciągle trwa. Każdego 1 3 dnia miesiąca odbywa się tu Apel Fatimski, poprzedzony mszą świętą w intencji pielgrzymów i parafian z procesją naokoło kościoła ze świecami. Są 2 odpusty: w czerwcu w Uroczystość Trójcy Przenajświętszej i w pierwszą niedzielę po 8 września w święto Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Nic się nie zmieniło i sanktuarium znajduje się nadal w naszej diecezji pelplińskiej, kiedyś zwanej chełmińską. Naprawdę warto więc wyjeżdżać! /-/

109 Zygmunt Jan Prusiński (Ustka) Ustka, Piątek 10:00 Odzyskiwanie wartości w literaturze - Co bym ja robił, gdybym nie pokochał Literatury Pięknej? Poezja jedyna wartość w moim życiu, która nie kaleczy; zostałem Jej uczniem i, uczę się praworządności i porządku w Kulturze. Następne spotkanie w Damnicy, które z kolei, ósme czy dziewiąte? Ale najpierw trzeba tam dojechać. Nikt do mnie nie zadzwonił, nie zaproponował zabrania mnie bym punktualnie zjawił się w Pałacu. Miałem odczytać trzy wiersze o katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. To bardzo dziwna katastrofa. Od początku nie wierzyłem że był to wypadek. Poświęciłem cykl składający się z trzynastu utworów. Nawet zamierzałem napisać o tym książkę, zaniechałem, szlaban ktoś we mgle postawił, uciekły ze mnie zachęty. Ale był ze mną i Fryderyk Szopen i Zbigniew Herbert. Była także Dama Solidarności, ofiara, Pani Ania Walentynowicz. - Czy musiała w ten sposób zakończyć swoje życie? To taka jest Nagroda za to co dla Polski czyniła bohaterka Robotników? Szopen zostawił muzykę. Herbert zostawił wiersze. A kto będzie pamiętał o Annie Walentynowicz, która w Ustce te słowa wypowiedziała do mnie: Tylko nie zapomnij o mnie, poeto! NIOSĄ NAM PTAKI NADZIEJĘ Pamięci Anny Walentynowicz Posłuszny jestem, wedle upadającej szyszki. Wchodzę w głąb lasu, ktoś do mnie woła. Piszę wiersze na starej korze, zmarszczki płyną po sośnie jak zapomniane rzeki... Wtulam się w ciepło drzewa, rozgarniam myśli w gęstej mgle. Szukam żywego portretu na niebie; jest tylko muzyka cicha, jak skomlenie. 23 lipca 2010 r., Piątek 11:04 Z Ustki do Słupska, cywilizacja w komunikacji jest zdrowa i rozsądna. Ale ze Słupska do Damnicy jakbym powrócił do Średniowiecza. Nie wiem, kto decyduje o rozkładzie i pociągów i autobusów. Jakby PRL przywitał mnie, przy przystanku na dworcu PKP. Grupa kobiet, jedna młoda ciężarna i ogrom zakupów w kilkunastu torbach, torebkach. Te kobiety jakby z obrazka Mal- WIDZIANE Z MOJEGO OKNA CZYLI Zapiski w mojej pamięci czewskiego... Wyspiański też by namalował, jestem pewny. Podobno do nich na tę wieś Jeziorka nie dojeżdża żaden autobus. Od przystanku przy szosie muszą 7 kilometrów iść na piechotę piaszczystą drogą. Podobno rowery schowały w krzakach, tak że nie będą ręcznie dźwigać zakupów. - A jakby skradli te rowery? Wieś ma kilka zabudowań i nadzieję w ptakach, że wieści one przyniosą, że wieś Jeziorka kiedyś Nowym Jorkiem się stanie. Okres wyborów. Totalne inwalidztwo informacji. Życiorysy jednego z dwu kandydatów... przesłodzone. Nieprawdziwy wyż w aksamitach i jedwabiach, do tego dodać że posypanym był jeden z nich kruszcem złota. Taki posążek na kamieniu. Dla inteligentnych czytelników niech zgadną o kogo chodzi. Najstarsza kobieta z Jeziorka upolityczniona. Zagadałem z nią w autobusie o wyborach. Gdyby każda miała takową orientację, może, nie przegrywalibyśmy żadnych wyborów. Ode mnie, jako i w tej roli wieszcza i niezależnego publicysty, to ma podtekst kabaretu. - Jeszcze ten prawdziwy Obrońca i Przywódca dla Polaków się nie narodził. Pożegnałem się z kobietami ze wsi Jeziorka, którym pomogłem w Słupsku pakunki wnieść z przystanku do autobusu. Damnica witała mnie. Może kilka ptaków zaśpiewało z tej radości, iż poeta z Ustki znowu zawitał z wierszami. Duchy są mi bliscy - choćby bohaterka moich wierszy, Pani Ania Walentynowicz Ustka, Sobota 12:28 Literacka Damnica dla Wsi Tworzącej Mógłbym pisać o Damnicy wiele ilustrowanych opisów. Bo Słowo poety to jak pędzel malarza. W dawnych czasach kędy miałem lat 25, chodzi mi o rok 1 973, wysyłałem do poznańskiego Nurtu swoje wiersze. W dziale poezji odpisywał mi krytyk i redaktor, że w moich wierszach jest malowniczość... Co to takiego jest, malowniczość w wierszu? Nie umiem na to odpowiedzieć. To że malowniczy jestem w swej osobowości, to lustro mi podpowiada przez wszystkie lata mego życia. Ale Damnica i ja; 9 lat temu napisałem o tej Gminie wiersz, ba, nie zapomniałem o moim przyjacielu Janie Wanago, fraszkopisarzu i gawędziarzu. Też otrzymał w Nagrodę ode mnie wiersz. To były początki Festiwalu Poezji tzw. Poezji Nie-profesjonalnej. Na Boga, czy można tak to nazwać? Co jest profesjonalnego a co nie jest? - Czy wiersz o wsi musi być profesjonalny? Wieś, to Polska, tam jeszcze ten konserwatyzm istnieje w ogrodach, choć coraz mniej ptaków domowych. Stodoły i obory to już muzealne obiekty. Tylko jaskółki mają spokój. A myszy muszą być czujne, koty nie znikły ze wsi. Byłem spóźniony o dobrą godzinę. Zapewne ktoś z licznych w Lustrzanej Sali zmartwił się moją nieobecnością. Przecież miałem wystąpić, zadeklamować wiersze o czarnym nieszczęściu i dniu, jakim był dla Polski 1 0 Kwiecień rok. - Jakiś inteligent skrzyknął do Narodu: - Kochajcie Rosjan! A kochajcie, kochajcie - mnie nikt nie będzie narzucał i nakłaniał, kogo mam kochać. - Rosjan? Ja wolę kochać Izraelczyka, jest daleko i mam z nim spokój., choć ten były ambasador mnie rozbawił nieraz kiedy opowiadał nowelki o swoim życiu w Polsce przed wojną. Chodzi o mędrca Szewacha Weissa. Wolę jednak Jana Wanagę, bo ten chociaż nie kłamie. Jest tak uroczy Jan z Wrześnicy, że grzech by się stał, gdyby mu nie zaufać. Jan z Wrześnicy Ile kilometrów przeszedł o lasce po drogach? Wielki człowiek współczesny apostoł poezji. Myśli kołysze wraz z wiatrem piechur polnych serc i leśnych szuwarów, subtelny w cieniu bawi się z zaprzyjaźnionymi ptakami. Jan z Wrześnicy to mój przyjaciel, poeta ze wsi jak ja ze wsi schodzimy po schodach z nieba wiejską liryką; jest konik polny i bociek szybujący. Czasem przy ognisku gawęda przeleci, kiełbasa się piecze na kiju i kartofle w mundurkach po kielichu wódeczkę pijemy a uśmiech wiersza, Bogu dajemy. 24 lipca 2010 r., Sobota 13:34 Do Pałacu w Damnicy wszedłem jak motyl... delikatnie. Pewnie ktoś z licznych twórców i publiczności zatrzymał na mnie wzrok, ucieszył się, że jestem. - Jakby nie było, jesteśmy Rodziną Literacką; to mój pomysł, moje stwierdzenie. Bo Poezja, to nie rzut kamieniem. To wysiłek i niepewność. Czytelnik ma docenić nie autor. A my, w tym Ogrodzie Literackim, pn. Wtorkowe Spotkania Literackie jesteśmy wzorem zgody. Oczywiście, w Literaturze muszą przewodzić najzdolniejsi, ale szacunek dla początkujących literatów jest przyjazny. Ślad naszej pracy jest nie tylko w Dodatku Literackim Powiatu Słupskiego, gdzie na 20 stron A-3 możemy pochwalić się wysokim poziomem artystycznym we Wsi Tworzącej, gdzie jest co czytać: recenzje, szkice, dzienniki, listy, opowiadania, reportaże, wywiady, wiersze. A dla poetów, cykliczna co roku Antologia poezji. Gruba księga dla potomnych, iż nie marnujemy czasu w swoim życiu. W imieniu Poetów dziękuję tym, którzy z nami się przyjaźnią i dokładają od siebie starań w pracy społecznej i tym ze Starostwa Powiatowego w Słupsku, którzy potrafią zdopingować instytucje, by od strony finansowej to Światło Intelektualne świeciło do następnego wydania naszej z Pomorza Środkowej, reprezentacji. /-/ 1 07

110 Zdzisław Zmuda Trzebiatowski (Gdynia) W tym roku rodziny Jutrzenka, Malotka i Zmuda Trzebiatowskich spotkały się w Gołuniu, Wdzydzach Kiszewskich i Kościerzynie. Zasadniczym miejscem Zjazdu był ośrodek wczasowy Portus w Gołuniu. Zjazd rozpoczął się w piątek 1 7 września w ośrodku w Gołuniu spotkaniem w głównej sali ośrodka. przywitaniem gości, prezentacją filmu wspomnieniowego z poprzednich zjazdów nakręconego przez Jerzego Brzozowskiego z Elbląga. Przekazano informacje wraz ze zdjęciami z odsłonięcia pomnika Bogusława X Wielkiego Gryfity w Słupsku, potem jak zwykle ognisko, grill, zabawa taneczna, karaoke. W piątkowy wieczór przeprowadziliśmy tradycyjną już akcję Domowe Ciasto. Panie RODOWE SPOTKANIA XI Zjazd Rodzin Trzebiatowskich września r., Gołuń Kościerzyna Wdzydze Kiszewskie Trzebiatowskie przygotowały w jej ramach własne wypieki.. Na Zjazd została przygotowana kolejna, już X część książki z cyklu, Trzebiatowscy, którą jak i poprzednie części można było nabyć podczas całej imprezy. W książce zamieściliśmy opis miejsca zjazdu to jest Kościerzyny i okolic, a także w miarę możliwości charakterystykę rodzin Trzebiatowskich tam zamieszkujących lub z tą okolicą związanych. Dalsza część książki to wspomnienia z ostatniego zjazdu Rodzin Trzebiatowskich w Bytowie i Sominach, teksty historyczne Tomasza Rembalskiego i Marka Millera. Znaczną część książki zajmuje przedstawienie kolejnych rodzin Trzebiatowskich. Pewną ciekawostką jest prezentacja jednej z tysięcy niesamowitych opowieści, które głoszono ongiś po zapadnięciu zmroku a które teraz wspomina Krystian Zmuda Trzebiatowski. Kolejną część zajmuje postać Bogusława X dobrodzieja rodu, w związku z budową jego pomnika w Słupsku, z którego fundacją związana jest również rodzina Trzebiatowskich. Poza tym stałe pozycje: klepsydra, cmentarze, kleka W sobotę rankiem wyruszył z Gołunia korowód oznaczonych chorągiewkami żółtymi i niebieskimi samochodów na Mszę Święta w kościele Przemienienia Pańskiego przy ul. Świętojańskiej w Kościerzynie. Koncelebrowana zjazdowa Msza Św. odprawiona została w intencji wszystkich Trzebiatowskich żyjących i zmarłych oraz w intencji rychłej beatyfikacji Sługi Bożego Edmunda Roszczynialskiego pochodzącego po kądzieli z rodziny Malotka Trzebiatowskich z Łężyc. Koncelebrze przewodniczył ksiądz Cyrzan z Chojnic kapelan rodzin Trzebiatowskich, a homilię w języku kaszubskim wygłosił miejscowy ksiądz Janikowski rodem z Kosobud, który między innymi wspominał powiedzenia znanego nie tylko sobie, pana Zmuda Trzebiatowskiego z rodzinnej miejscowości, a przodka jednego z członków Rady Rodzin Trzebiatowskich. We mszy św. wziął udział obecny senator Jan Wyrowiński, były senator Antoni Jutrzenka Trzebiatowski i były poseł Jerzy Barzowski wszyscy są naszymi familiantami. Rodziny Trzebiatowskich w pochodzie darów przekazały kościołowi piękny obrus mszalny z upamiętniającą zjazd dedykacją pamiątkową ufundowany przez rodzinę Zmuda Trzebiatowskich rodem z Nowego Podlesia i X część cyklu książek Trzebiatowscy. Na koniec mszy św. odczytano powtórnie laudację Zbigniewa Talewskiego z okazji mu przyznania medalu Bogusława X przez Kapitułę medalu Rady Rodzin Trzebiatowskich. Laureat nie mógł być osobiście obecny z przyczyn osobistych. Po mszy świętej złożono kwiaty na grobach Zmuda Trzebiatowskich w Kościerzynie; Trzebiatowskich związanych z Nowym Podlesiem i z Szultami. Następnie nastąpił przejazd kawalkadą samochodów do muzeum we Wdzydzach Kiszewskich. Tam w godzinach 1 3.oo-1 5.oo odbyły się uroczystości otwarcia wystawy Trzebiatowscy wczoraj i dziś Wystawa obejmuje 1 4 efektownych plansz przedstawiających historię rodzin Trzebiatowskich, łącznie z przetłumaczonym aktem nadania włości Trzebiatkowy pierwszym Trzebiatowskim. Pozostałe plansze to historia zjazdów, przedstawienie dotychczasowych laureatów medalu Bogusława X, przykładowych rodzin Trzebiatowskich oraz osiągnięć zjazdów. Wystawa powstała z inicjatywy Jerzego Brzozowskiego z Elbląga, a jest autorskim dziełem Tomasza Żmuda Trzebiatowskiego naszego wydawcy. Następnie wykonano zbiorowe zdjęcie Trzebiatowskich przed kościołem przeniesionym do Parku z Bożegopola i zwiedzono muzeum. Program spotkania w ośrodku "Portus" w Gołuniu obejmował: gry i zabawy dla dzieci, młodzieży i dorosłych, loterię, występ zespołu kaszubskiego Niezabotczi ze Stężycy, a także licytację różnych przedmiotów podarowanych przez uczestników zjazdu na rzecz zebrania funduszy na działalność Rady Rodzin Trzebiatowskich, mecz piłki nożnej pomiędzy Jutrzenka a Zmuda Trzebiatowskimi i zabawę taneczną prowadzona przez zespół Sylwii i Leszka Zmuda Trzebiatowskich z Kamienia Krajeńskiego. Wieczór zakończył wspaniały pokaz sztucznych ogni. Niedziela 1 9 września to spotkanie podsumowujące Zjazd, a następnie dla chętnych zwiedzanie muzeum - parku etnograficznego 1 08

111 Grób Józefa i Franciszki z domu Błaszkowskiej Trzebiatowskich i ich córki Łucji z Nowego Podlesia we Wdzydzach, w którym znajdują się przynajmniej cztery budowle związane z Trzebiatowskimi, w tym przede wszystkim zabudowania gospodarcze Zmuda Trzebiatowskich z Czarnej Dąbrowy. Ta linia Zmuda Trzebiatowskich właściwie nigdy nie mieszkała na terenie państwa polskiego, a zachowała kaszubsko polskie tradycje i język. W domu tym w czasie ostatniej wojny odbyło się spotkanie zjednoczeniowe Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Kaszubski i następnie przez znaczną część wojny ukrywał się przywódca organizacji - ksiądz pułkownik Józef Wrycza. Ten fakt był powodem, że w jednym z zabudowań gospodarczych znajduje się obecnie wystawa jemu poświęcona. Uczestnicy zjazdu wzięli udział w organizowanym tam święcie ziemniaka plenerowej imprezie pn. Z motyką na bulwy. Od kilku lat rodzi się potrzeba stworzenia miejsca, w którym moglibyśmy przechowywać i wyeksponować pamiątki oraz materiały zebrane przez Radę Rodzin w ciągu 1 0 lat jej działalności - przysłowiową izbę pamięci. Niestety nie mieliśmy do tego odpowiedniego miejsca. Na zeszłorocznym zjeździe w czasie naszego niedzielnego spotkania Jerzy Brzozowski wysunął pomysł, żeby sprawdzić możliwość utworzenia takiej izby w zagrodzie Zmuda Trzebiatowskich z Czarnej Dąbrowy znajdującej się w Muzeum Etnograficznym we Wdzydzach. Pomysł ciekawy, aczkolwiek wydawał się mało realny. Nie czekając długo pojechaliśmy w październiku Radą Rodzin do Wdzydz Kiszewskich na spotkanie z panią dyrektor Teresą Lasową. Dzięki dobrym relacjom Tomasza Zmuda Trzebiatowskiego z panią dyrektor mieliśmy możliwość przedstawienia jej naszych pomysłów. Spotkaliśmy się z wielką otwartością z jej strony i zaproponowała nam możliwość zrobienia wystawy, której otwarcia dokonamy podczas tegorocznego Zjazdu oraz współuczestnictwo w zagospodarowaniu zagrody Trzebiatowskich z Czarnej Dąbrowy. Propozycja ta przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Dwa budynki tej zagrody już stoją. Są to stodoła oraz chlew, który jest zaadaptowany na wystawę poświęconą księdzu Wryczy. Dom mieszkalny oraz trzeci budynek gospodarczy będą w niedługim czasie odbudowywane. Na ostatnim spotkaniu z panią dyrektor, zaproponowaliśmy pomoc w ich odbudowie w ramach naszych możliwości. Dowiedzieliśmy się, że potrzebne jest drewno ze starego domu zrębowego. Oryginalnych belek nadających się do ponownego użycia jest niewiele, a nie chcąc robić rekonstrukcji z nowego drewna trzeba uzupełnić braki starymi belkami pochodzącymi z innych obiektów. Tylko wówczas dom Trzebiatowskich odzyska swoje naturalne piękno. W związku z tym zwracamy się do Was, nasi kochani, z apelem! Jeżeli wiecie o jakimś zrębowym domu, który właściciele chcieliby przekazać do muzeum, a z którego muzeum mogłoby wykorzystać materiały do odbudowy Dworku Trzebiatowskich to dajcie nam koniecznie znać! Jeżeli jest w Waszej okolicy taki dom, nie musi być zamieszkany, zainteresujcie się nim. Czasami ludzie budują nowy dom, a stary stoi w podwórku i niszczeje. Pracownicy muzeum chętnie przyjadą i jeżeli będzie spełniał warunki, to go sprzątną z podwórka. Jest to sprawa dla nas, Trzebiatowskich niezwykle ważna! /-/ 1 09

112 FOTO ZBLIŻENIA Wierzchowo potyczki przygraniczne 17 lipca we Wierzchowie-Dworzec /gm. Człuchów/ na tzw. Wzgórzu Milaka obok Gospodarstwa Agroturystycznego odbyła się,,czata Historyczno-Obronna - Potyczki Przygraniczne Jest to historyczne miejsce bowiem przypływająca obok rzeka Kamionka stanowiła w 1939 roku granicę polskoniemiecką. Słowo,,czata w tytule zostało zapożyczone z jęz. węgierskiego i oznacza bitwa, spotkanie - jest to element ubezpieczenia wojsk podczas postoju. W przypadku napadu nieprzyjaciela nawiązuje z nim walkę i powiadamia o tym ubezpieczane wojska. I niejako odnosi się także do naszej inscenizacji. Dzięki pomocy Władz Powiatu, Gminy i Miasta Człuchów i zaangażowaniu ze stron włodarza Miasta Brus i Domu Kultury w Chojnicach, a także wielu zaprzyjaźnionych osób /m.in. p. Marioli Rodzeń, p. Zbigniewa Buławy, p. Arkadiusza Kubalewskiego/ oraz patronowi medialnemu-radiu Weekend mogliśmy zorganizować rekonstrukcję:,,potyczki Przygraniczne 39. Chcieliśmy ukazać w tym krótkim epizodzie nie tylko walki na granicy w 1 939, ale także nielegalne przenikanie przez,,zieloną granicę oraz funkcję jaką odgrywały polskie służby graniczne i wywiadowcze. Całość została wzbogacona efektami pirotechnicznymi z użyciem broni palnej /firmy BTS Hunter Włodzimierz Rapkiewicz/ oraz materiałów wybuchowych /AS Artur Sobieraj/. Imprezę zakończyło wystąpienie Zespołu Interwencyjnego Służby Więziennej z Czarnego. Funkcjonariusze pokazali techniki obezwładniania, kajdankowania i doprowadzania napastnika do aresztu. W rekonstrukcji wystąpiły trzy zaprzyjaźnione stowarzyszenia: Kawaleria,,Hubal Wierzchowo-Dworzec, Stowarzyszenie Miłośników Historii Borów Tucholskich,,Historia i Pamięć z Tucholi oraz Stowarzyszenie Miłośników Historii Gryfa Pomorskiego,,CIS Męcikał. (Zielony) 1 1 0

113 Ten jak zwykle ze wszech miar udany Przegląd, a to dzięki Organizatorom (tj. dyrekcji i grona pedagogicznego ZS w Brzeźnie Szlacheckim) a przede wszystkim kunsztu występujących w nim grup, solidnie przygotowanych przez swych instruktorów dostarczył miłych doznań uczestniczącej w nim publiczności, był także przyczynkiem do umocnienia Kaszubskiego Ducha na Gochach. Gośćmi Przeglądu był zespół Gzuby działający przy Zespole Szkół i GOK w Tuchomiu oraz Kapela (kaszubskiego kantri i stylu mocnego uderzenia) Gzubers z Tuchomia. Gościem honorowym był pan P. Hinz z Gdyni syn byłego kierownika szkoły w Brzeźnie Szlacheckim Franciszka Hinza zamordowanego w roku przez hitlerowców. Przy Szkole w Brzeźnie działa dzisiaj Fundacja Jego Imienia. /tz/ FOTO ZBLIŻENIA XVIII Przegląd Twórczości Kaszubskiej Uczniów Szkół Gminy Lipnica Brzeźno Szlacheckie w obiektywie Zbigniewa Talewskiego 1 1 1

114 1 1 2 Ks. Władysław Szulist Struktura geograficzna diecezji pelplińskiej Dawne tereny diecezji chełmińskiej Diecezja Chełmińska w r. liczyła 27 dekanatów: brodnicki, chełmiński, chełmżyński, chojnicki, czerski, fordoński, gniewski, golubski, grudziądzki, kamieński, kartuski, kościerski, lidzbarski pomezański, lubawski, nowski, nowomiejski, pucki, radzyński, staro-gardzki, świecki, tczewski, toruński, tucholski, wąbrzeski, wejherow-ski i żukowski. W r. ich liczba wzrosła o dalsze, albowiem powstały nowe: gdyński, osiecki i bierzgłowski. Ten stan zastajemy również w r. Statystyka z r., wyszczególnia już podział na Gdynię-Północ i Gdynię-Południe oraz dekanat zaborski. Ostatni spis ze starej diecezji chełmińskiej, na rok 1 991, uwzględnia dekanaty: bruski, działdowski, koronowski, lęborski, łasiński, sierakowicki, skarszewski, świecki I i II, toruński I i II, wejherowski I i II. Do powstania nowych dekanatów przyczyniły się m.in. migracje wewnątrz diecezjalne, wzrost liczby ludności i wzniesienie nowych świątyń. Władze diecezjalne kierowały się również dobrem proboszczów, by dekanaty z niniejszą liczbą parafii mogły lepiej funkcjonować. Na mocy bulli Totus tuus Poloniae z r. włączono do diecezji pelplińskiej z diecezji koszalińskiej dekanaty: Bytów, Człuchów, Główczyce, Lębork, Łeba i Łupawa, do archidiecezji gdańskiej z dawnej diecezji chełmińskiej dekanaty: Gdynia I i II, Puck, Wejherowo I i II, Żarnowiec i Żukowo, z archidiecezji gnieźnieńskiej do diecezji pelplińskiej włączono Wierzchucin Królewski i część z dekanatu Fordon położoną poza miastem Bydgoszcz. Na dekanat wierzchuciński składały się wówczas parafie: Byszewo, Drzewianowo, Łasko Wielkie, Makowarsko, Sosno, Wąwelno, Wierzchucin Królewski i Wierzchucinek. Na początku 2007 r. do diecezji pelplińskiej już nie należały; Drzewianowo, Wąwelno, Wierzchucin Królewski, Wierzchucinek, Kotomierz, Maksymilianowo, Osielsko, Dóbrcz, Strzelce Górne, Włóki, Wtelno i Żołędowo, które przeszły do diecezji bydgoskiej Do diecezji bydgoskiej przeszedł również dekanat Sępolno Krajeńskie, a z niego Lutowo, Pęperzyn, Sępolno Krajeńskie, Sypniewo, Wielowicz i Więcbork. Tereny diecezji gorzowskiej (koszalińskiej) Te tereny po II wojnie światowej okazały się bardzo trudne dla duszpasterstwa, albowiem przed r. niewielu tam było katolików. Po zakończeniu działań wojennych Niemcy przenieśli się za Odrę lub Łabę, a na ich miejsce przybywali Polacy zza Buga i z Polski centralnej, niekiedy z własnym duchownym. HISTORIA Przeszłość obecnych obszarów diecezji pelplińskiej w latach O wiele więcej katolików zamieszkiwało w pasie nadgranicznym Polski przedwojennej - w okolicach Człuchowa, Bytowa aż po Lębork i Wierzchucino. Dla Pomorza Zachodniego, Ziemi Lubuskiej i Prałatury Pilskiej władza diecezjalna mieściła się w Gorzowie. Jej pierwszym administratorem - z polecenia kard. Augusta Hlonda - został ks. dr Edmund Nowicki ( ). Pomimo próśb Prymasa Polski, Stolica Apostolska była ostrożna i wstrzymywała się z powołaniem nowych biskupów. W odwecie władza komunistyczna w r. usunęła administratorów z Ziem Zachodnich i Północnych. Zgodnie z prawem kanonicznym rada konsultorów na ich miejsce wybrała wikariuszy kapitulnych. W Gorzowie został nim ks. prał. Tadeusz Załuczkowski, dotychczasowy dziekan dekanatu szczecińskiego i proboszcz parafii św. Rodziny. Jego działalność była jednak bardzo krótka, gdyż zmarł r. Funkcję wikariusza kapitulnego objął po nim r. ks. Zygmunt Szelążek, dyrektor Niższego Seminarium Duchownego w Słupsku. Pełnił ją do r. 13 Po uwolnieniu kard. S. Wyszyńskiego w r. w miejsce wikariuszy kapitulnych ustanowiono nowych biskupów diecezjalnych. Wówczas miejsce ks. Szelążka zajął bp dr Teodor Bensch. Jego nagła śmierć nastąpiła w Szczecinie r. Stolica Apostolska wyniosła wówczas na stolicę gorzowską ks. dr. Wilhelma Plute. Jeszcze tego roku wsparli go pomocą biskupi sufragani: dr Jerzy Stroba i mgr Ignacy Jeż. Przyczyniło się to w znacznym stopniu do wzmocnienia duszpasterstwa na terenie tej olbrzymiej diecezji. Sprawa podziału tej diecezji dojrzewała latami. Doszło do tego po układzie miedzy PRL a RFN o podstawach normalizacji, który został podpisany r. Podział na 3 diecezje stał się faktem na mocy bulli papieża Episcoporum Poloniae coetus z dnia r. Ziemie okolic Człuchowa, Bytowa, Lęborka i Słupska znalazły się w diecezji koszalińskiej. Tę ostatnią objął bp Ignacy Jeż. Warto kilka uwag poświęcić ówczesnemu duszpasterstwu na omawianym terenie. Do jego rozwoju przyczyniło się powstanie nowych parafii w następujących miejscowościach: Rychnowy, Pomysk Wielki, Cecenowo, Wrzeście, Garczegorze, Nowa Wieś Lęborska, Osiek z siedzibą w Choczewie, Sarbsk, Krępkowice z siedziba w Cewicach, bł. Maksymiliana w Lęborku i Bożepole Wielkie. Oto kilka dat dotyczących tego obszaru. Dnia 7 maja rozpoczęła się wizytacja w dekanacie bytowskirn i trwała do r. Sie-demsetpięćdziesięciolecie parafii św. Jakuba w Człuchowie obchodzono r. W dniach r. obchodzono uroczystości 600-lecia parani w Borzytuchorniu. Statystykę wzrostu liczby wiernych przedstawiają następujące dane: Dekanat bytowski Borzytuchom , dusz Budowo , Bytów , Kołczygłowy , Kramarzyny , Niezabyszewo , Półczno , Pomysk Wielki , Tuchomie , Ugoszcz , Czarna Dąbrówka Dekanat człuchowski Chrząstowo , Człuchów , Debrzno , Polnica , Przechlewo , Rychnowy Sępolno Człuchowskie , Wierzchowo Człuchowskie , Dekanat słupski Gardna Wielka , Główczyce , Kozin , (filia Czarnej Dąbrówki) Łupawa , Rokity , Zagórzyca , Dekanat lęborski Białogarda , Brzeźno Lęborskie , Kostkowo , Lębork , św. Jakuba Lębork , NMP Królowej Polski Łeba , Łebunia , Rozłazino , Wierzchucino , Garczegorze Gniewino Osieki z siedzibą w Choczewie Sarbsk Diecezja gdańska Przy przejęciu diecezji chełmińskiej byli obecni: ks. Franciszek Sawicki, ks. Leon Kozłowski i kanclerz Franciszek Kurland. Rządy w diecezji gdańskiej objął ks. A. Wronka r. i przy tym akcie byli obecni: wikariusz generalny diecezji gdańskiej i chełmińskiej -ks. L. Kozłowski oraz dotychczasowi konsultorzy diecezji gdańskiej. Dekret w Oliwie odczytał ks. Klemens Fedtke w obecności księży Jana Maiera i Antoniego Behrendta. Kuria Biskupia diecezji gdańskiej czasowo została przeniesiona do Pelplina Równocześnie ks. L. Kozłowski otrzymał nominację na wikariusza generalnego obydwu diecezji, ks. Józef Grochocki na rektora seminarium pelplińskiego i ks. Wacław Preis na prokuratora tegoż seminarium. Ks. A. Wronka zarządzał diecezją chełmińską do czasu nominacji ks. dr Kazimierza Józefa Kowalskiego, która nastąpiła r. Dnia tego roku objął diecezję. Ks. A. Wronka przeniósł się do Gdańska-Oliwy jako administrator diecezji gdańskiej. Aktywna działalność ks. A. Wronki została przerwana r., gdy do jego miesz-

115 Bp Andrzej Wronka Bp K. J. Kowalski Bp Edmund Nowicki kania przybyli funkcjonariusze państwowi i oświadczyli, że podobnie jak innym administratorom na Ziemiach Zachodnich i Północnych została mu odebrana władza. Na ich życzenie władze kościelne jako wikariusza kapitulnego wybrały ks. Leona Główczewskiego. Zarówno jego, jak i Kazimierza Mirynowskiego władze polityczne odrzuciły. Wyrażono zgodę na prorządowego ks. Jana Cymanowskiego. Jego działalność przypadła na szczególnie ciężkie czasy szczytu stalinizmu i walki z Kościołem katolickim. Władze państwowe usuwały kapłanów, łącznie z usunięciem ich z miasta. Gdański Kościół przy końcu października r. doczekał się swego biskupa w osobie Edmunda Nowickiego. Opus vitae tego biskupa stało się założenie seminarium duchownego i przeprowadzenie 1 1 synodu gdańskiego. Bliskie mu było servitio, a dalekie dominatio. Zdawał sobie sprawę, że nie zawsze musi mieć rację, często u niego dawała znać dobroć. Na początku grudnia r. dotychczasowy sufragan Lech Kacz-marek został nowym biskupem gdańskim. Intelektualnie wyrastał ponad przeciętność, był poliglotą i zdobył gruntowne wykształcenie w kraju i zagranicą. Jako pasterz rozbudował istniejące struktury diecezjalne. Powstały m.in. Rada Kapłańska i Rada Duszpasterska, Gdańskie Towarzystwo Teologiczne, które zmarło śmiercią naturalną. Z dalszego dorobku warto wymienić druk Studiów Gdańskich", dwutygodnika Gwiazda Morza". Zaczęła działać Kapituła Katedralna i Muzeum Diecezjalne. Organizowano Tygodnie Kultury Katolickiej, rozbudowano seminarium duchowne i reaktywowano Biskupi Sąd Duchowny. Od strony ludzkiej bp L. Kaczrnarek miał raczej naturę impulsywną, wybuchową, a słabości wynikały z jego struktury psychofizycznej. Nieraz tracił panowanie nad sobą, czego później żałował, stawał się często człowiekiem trudnym, dla najbliższego otoczenia w Kurii i w czasie wizytacji pasterskiej w parafiach. Nie wszystkie jego decyzje były odpowiednio przemyślane, wskutek czego życie niektórych księży mogło się ułożyć bardziej korzystnie dla nich samych i dla Kościoła. Powojenne losy terenów stanowiących obecną diecezję pelplińską Bezpośrednie wydarzenia po 1945 r. Ludność Pomorza długo oczekiwała wyzwolenia spod okupacji hitlerowskiej, jednak gdy ono przyszło, to okazało się raczej klęską wyzwolenia 1. Oficerowie i żołdacy, zwłaszcza w pierwszych tygodniach, byli na tym terenie panami życia i śmierci. Traktowano wyzwolone obszary jako łup wojenny \, dokonując grabieży majątków, napaści na miejscową ludność, rabowano sklepy, biura, były liczne podpalenia, np. 9 marca spłonął kościół w Bytowie, wypalając centrum miasta, podobnie było w wielu innych miastach \. W Chojnicach również podpalono kościół. Wprost nagminne okazało się gwałcenie kobiet. Wojska radzieckie w kilka godzin po zajęciu Lęborka zaczęły niszczyć mienie miasta tylko z tej racji, że było pochodzenia niemieckiego. Niszczyli to, co wypracowała ludność niemiecka tego miasta \. Np. w kwietniu r. powiatowy komendant wojenny w Sępolnie informował komendanta wojennego w Kamieniu, iż traktory zabrane przez Rosjan w Dąbrówce i Dużej Cerkwicy należałoby zwrócić. Jeszcze w nocy z 1 8 na r. radzieccy żołnierze rabowali wza-martem. W Wejherowie błyskawicznie zajęli fabrykę wódek, po czym doszło do licznych napadów i ekscesów. Podobne ekscesy zauważono w innych miastach, np. w Starogar-dzie Gdańskim miały miejsce celowe podpalenia, w tym zakładów spirytusowych. Warto również pamiętać, że Ziemie Zachodnie i Północne zostały zabrane Niemcom i przekazane Polsce jako zdobycz wojenna. Kolejną sprawą stał się demontaż obiektów przemysłowych i ich wywózka na wschód jako zdobycz wojenna. Ta wywózka następowała bez żadnej inwentaryzacji i to w czasie, gdy np. w Lęborku nie było jeszcze żadnej polskiej grupy operacyjnej". Poza obiektami przemysłowymi na wschód wywożono także inwentarz żywy, płody rolne, konie i maszyny rolnicze. Nie można jednak za wszystko obarczać Rosjan, bo na dawnych terenach poniemieckich (Człuchów, Bytów, Lębork, Słupsk) działali także polscy szabrownicy, którzy tam zjeżdżali z dawnych terenów polskich. Najbardziej dramatyczną sprawą okazały się aresztowania po wyzwoleniu przez władze sowieckie. Najpierw zajęto się wyłapywaniem osób narodowości niemieckiej, w czym pomagała Rosjanom miejscowa milicja i zwykli polscy obywatele. Z kolei aresztowaniu podlegali obywatele polscy posiadający II i III grupę niemiecką. Wyłapywano także partyzantów z ruchu oporu, np. Gryfa Pomorskiego", a przyczyniali się do tego także polscy denuncjatorzy. Dla orientacji warto wskazać na szereg danych statystycznych. Według sprawozdania z końca marca r. z terenu Pomorza aresztowano osób, a wśród nich przeważały zdecydowanie osoby wpisane na III lub IV grupę niemieckiej listy narodowościowej 13, zaś liczba z gminy Brusy wynosiła osób 14. Na zamku w Bytowie osadzono między 1 0 a 1 3 marca r. ok obywateli. Wśród nich znalazło się ponad bytowskich Kaszubów 1^. Większość z nich deportowano do sowieckich obozów pracy. Liczba z okolic Kamienia Krajeńskiego też wynosiła ok obywateli 16. Większość z nich nie wróciła ze Wschodu, a denuncjowali ich miejscowi Polacy. Z gminy Parchowo aresztowano 30 osób 17. Pobyt w radzieckich obozach pracy często przypominał katorgi w niemieckich obozach koncentracyjnych!!. Już choćby powyższe dane wskazują na wielkość wywózki na wschód, a są to jeszcze niekompletne dane. Po klęsce stalingradzkiej wojsk hitlerowskich wiadomo już było, że okupanta hitlerowskiego czeka powrót na zachód. Na Pomorzu Gdańskim ten exodus dokonywał się głównie na przełomie i r. Np. w diecezji chełmińskiej wojska sowieckie zdobyły Golub nad Drwęca 23 stycznia r. Przesiedlenia niemieckie ze wschodu na zachód możemy podzielić właściwie na trzy kategorie: ucieczki przed frontem rosyjskim, przed-poczdamskie, czyli po wyzwoleniu i popoczdamskie. Tę pierwszą określa się jako ucieczkę przed Armia Czerwoną, wraz z wycofującymi się wojskami III Rzeszy z Prus Wschodnich, 1 1 3

116 1 1 4 Obecna struktura diecezji pelplińskiej. na przełomie i r., zwłaszcza w lutym r. Najwięcej wówczas uciekinierów zginęło podczas przeprawy przez zamarznięty Zalew Wiślany. Przyczynił się do tego pękający lód, jak i ostrzeliwanie przez samoloty radzieckie. Tę wyprawę pogarszał dwudziestostopniowy mróz, wielki pośpiech, brak właściwego przygotowania i długa wędrówka. Pod koniec lutego przeprawa stała się niemożliwa. Tych, którzy pozostali na miejscu, żołnierze radzieccy rozstrzeliwali, palili ich domy, a innych pędzili do łagrów na wschodzie. Można tu tylko krótko powiedzieć, że to Hitler zgotował tę gehennę dla swojego narodu. Ta sytuacja w Prusach Wschodnich wpłynęła również na nastroje w Wejherowie, które na początku r. zostało zagrożone ofensywą sowiecką. Miasto zalewali uciekinierzy z Prus Wschodnich, przerażeni wieściami o postępowaniu czerwono armistów na terenach, które zdobywali. Ten nastrój nie pozostał bez wpływu na mieszkających tam Niemców. Warto tu zaznaczyć, że rozpoczęła się ucieczka wewnętrzna - samobójstwa Niemców, w tym szczególnie władz. Nie chcieli podejmować trudów tułaczki, woleli odebrać sobie życie, niż ginąć z rąk czerwonoarmistów. Do Starogardu na przełomie i r. napłynęła ludność z Malborka. Władze okupacyjne wysyłały z miasta transporty z kobietami i dziećmi. W III dekadzie lutego ewakuowano ludność niemiecką do Gdańska i Gdyni. Wielu Niemców uciekało do Rzeszy poza zorganizowaną ewakuacją. Okupant niemiecki wywoził w tym czasie dobra materialne, takie jak wyposażenie zakładów przemysłowych, zgromadzone produkty i surowce. Podobna sytuację można było obserwować w Chojnicach, gdzie w panicznej ucieczce ginęły od mrozu tysiące ludzi, szczególnie starszych, kobiet i dzieci, Jeszcze trudniejsza sytuacja zapanowała w Bytowie. Już w r. zaczęła napływać do miasta i okolic rzesza, głównie kobiet i dzieci z krajów nadbałtyckich i Prus Wschodnich. Przygotowano się głównie na przyjęcie mieszkańców z powiatu elbląskiego. Przypuszcza się, że w powiecie zatrzymało się w listopadzie r. około 50 tyś. uciekinierów. Od stycznia r. do miasta zaczęli napływać uciekinierzy z Pomorza Gdańskiego. Przeżywali prawdziwą tragedię, albowiem martwe dzieci leżały w przydrożnych rowach, osłabieni starcy przewracali się, a zdechłe z głodu zwierzęta wydzielały zaraźliwy smród. Tragedię na wschodzie przedstawia następująca statystyka. Prusy Wschodnie opuściło ok. 1,4 rnln osób, w marcu r. pozostało już tylko ok. 400 tyś. Kilkadziesiąt tysięcy autochtonów deportowano na wschód, część nigdy nie wróciła do własnego domu. Wehrmacht nie spodziewał się, że Rosjanie dotrą do Bałtyku od strony zachodniej. O tyrn fakcie dowiedział się bytowski kreisleiter 4 marca r Wielu Niemców, którzy uciekli przed frontem, wracało do poprzednich miejsc zamieszkania. Było to szczególnie widoczne na ziemiach północnych i zachodnich, np. na Dolnym Śląsku, podobnie i w powiecie bytowskim. Władze polskie starały się zahamować ten proces. Na Pomorze Zachodnie miało wrócić ok tyś. osób, a na Dolny Śląsk nawet ok tyś. osób. Drugą fazę wysiedleń M. Polasek określa jako dziką, trwającą od wiosny do jesieni r. B. Nitschke opowiada się za wysiedleniem wojskowym. Te przedpoczdamskie wysiedlenia rozpoczęły się w kwietniu i wtedy miały one bardziej charakter wyjazdów dobrowolnych. Przed konferencją poczdamską, gdy mocarstwa zachodnie nie zajęły jeszcze oficjalnej decyzji w sprawie wysiedlenia Niemców, Stalin z polskimi władzami forsował politykę faktów dokonanych. Z Gdańska do lata 1945 r. usunięto prawie wszystkich Niemców. Te wysiedlenia zostały zahamowane na początku lipca, gdy już zbliżała się konferencja w Poczdamie. Trzeba tu zaznaczyć, że wysiedlenia wojskowe zasadniczo spełniły swoje zadania i mimo niektórych zastrzeżeń, wśród wysiedlonych znaleźli się bowiem także autochtoni, było to zgodne z polską racją stanu. Trzeba zaznaczyć, że równocześnie z wysiedleniami wojskowymi, Niemców usuwała również polska administracja. Najwięcej usuwano ludzi starych, kobiety i dzieci, a więc osób niezdolnych do pracy. Szansę na pozostanie mieli niemieccy fachowcy, np. z przemysłu stoczniowego w Gdańsku i państwowych gospodarstw rolnych, gdyż brak było rąk do pracy. Przypuszcza się, że z byłego Wolnego Miasta Gdańska wyjechało w okresie przedpoczdamskim ok. 1 0 tyś. osób. Liczba wysiedlonych Niemców z Polski jest dość trudna do okręślenia i najczęściej są to tylko przypuszczalne dane, różniące się, zależne od tego, czy je podaje strona polska, czy niemiecka. Ta ostatnia nieraz je celowo zawyża. Dla dalszej orientacji warto tu jeszcze przytoczyć statystykę powiatu bytowskiego, gdzie do r. wysiedlono ok. 1 0 tyś. Niemców, w Bytowie pozostało ich 31. Nie tylko ocena liczby wysiedlonych natrafia na trudności, także przyszłe stosunki z Niemcami. Czesko-Niemiecka Komisja Historyków w dniu r. wskazała na stanowisko, które uzgodniła już w r. Czytamy tam: Nie ma wątpliwości, że każde wypędzenie i wymuszone wysiedlenie stoi w sprzeczności z podstawowymi wyobrażeniami o prawach człowieka. Jednak przed pięćdziesięciu laty należało ono do skutków wojny wywołanej przez przywódców niemieckich, było efektem prowadzonych przez nich akcji przesiedleńczych i likwidacji całych grup ludności". Wyrażone tam stanowisko obu wspólnotom ułatwia refleksję nad własną przeszłością. Wydaje się, że jest to bardzo racjonalne stanowisko także w zakresie kontaktów strony polskiej z zachodnim sąsiadem. Trudno sobie wyobrazić obecną Polskę bez takich miast, jak Gdańsk, Słupsk, Szczecin, Wrocław, Opole, Zielona Góra i Olsztyn. (cdn)

117 Tomasz Marcin Cisewski Dnia 6 lutego r. w chojnickiej Wszechnicy odbyła się promocja książki pt. Trzebiatowscy cz. IX. Jest to praca zbiorowa, której redaktorem jest Zdzisław Zmuda Trzebiatowski, sekretarz Rady Rodzin Trzebiatowskich, który przybył do Chojnic na zaproszenie chojnickiego oddziału Związku Szlachty Polskiej. Zdzisław Zmuda Trzebiatowski przybliżył zebranym kolejne tomy tego wydawnictwa poświęcając najwięcej uwagi najnowszej publikacji. Książka Trzebiatowscy wydawana jest co roku przed kolejnym zjazdem Trzebiatowskich. Pierwszy odbył się w 2000 r., a pierwsza książka ukazała się na drugi zjazd w 2001 r. Ostatni tom poświęcony jest w szczególności Trzebiatowskim związanym z Bytowem, gdzie miał miejsce ostatni zjazd rodowy we wrześniu ubiegłego roku. W cyklu Trzebiatowscy możemy znaleźć szkice genealogiczne, opisy historii rodzin Trzebiatowskich, miejsca w których żyli oraz relacje z kolejnych zjazdów. Tradycją omawianej publikacji stało się również mieszczanie monografii rodzin związanych z Trzebiatowskimi, tak np. w najnowszej publikacji redaktor wyróżnił teksty dra Tomasza Rembalskiego i Tomasza Marcina Cisewskiego. W opracowaniu poświęconym Cisewskim można znaleźć m.in. korzenie pisarki kaszubskiej Anny Łajming z domu Zmuda Trzebiatowskiej, której prababcia o imieniu Katarzyna pochodziła z Cisewskich. W trakcie spotkania można było otrzymać dedykację redaktora cyklu. WYDARZENIA Związek Szlachty Polskiej oddział w Chojnicach w r. Należy podkreślić, że poszczególne tomy bogate są w informacje dotąd niepublikowane, a przy tym przystępna cena zachęca do kupna publikacji. Dnia 26. marca w czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chojnicach odbyło się spotkanie z Przemysławem Pragertem autorem Herbarza szlachty kaszubskiej. Organizatorami byli chojnicki oddział Związku Szlachty Polskiej oraz Miejska Biblioteka Publiczna w Chojnicach. Na sali obecni byli m.in. przedstawiciele następujących rodów: Cisewskich/Cissewskich, Czapiewskich, Chamier Cieminskich, Łąckich, Leliwa Pruszaków oraz Wika Czarnowskich. Nie zabrakło przedstawicieli lokalnych mediów. Spotkanie rozpoczęło się powitaniem gości przez prezesa chojnickiego oddziału ZSzP. Następnie Natalia Czapiewska z naszego oddziału przedstawiła w formie prezentacji multimedialnej periodyk Verbum Nobile będący organem prasowym naszego stowarzyszenia. Po prezentacji odczytano recenzję przygotowaną przez Siegfrieda von Janowskiego, konsultanta genealogicznego ZSzP. Następnie głos zabrał autor Herbarza, który opowiedział o swoim dziele i odpowiadał na interesujące pytania uczestników spotkania. W trakcie spotkania można było nabyć Herbarz szlachty kaszubskiej w promocyjnej cenie wraz z dedykacją autora. W maju w Toruniu, w ramach Projektu Sarmacja, odbyła się ogólnopolska międzywydziałowa konferencja naukowa. Organizatorami przedsięwzięcia były organizacje: Studencki Krąg Instruktorski, Studenckie Koło Naukowe Historyków oraz Studenckie Koło Naukowe Mediewistów. Patronat honorowy Prof. Józef Borzyszkowski podczas promocji II tomu książki Nasze Korzenie 30 listopad r. PBM w Chojnicach (zdjęcie ze zbiorów Biblioteki. ) objął m.in. Związek Szlachty Polskiej. Koordynatorem konferencji była Natalia Czapiewska z chojnickiego oddziału ZSzP, a prezes tegoż oddziału przedstawił referat Charakterystyka szlachty kaszubskiej. Dnia 8 lipca r. delegacja chojnickiego oddziału Związku Szlachty Polskiej w osobach: Tomasza M. Cisewskiego i Aleksego Cissewskiego na zaproszenie autora wzięła udział w promocji książki Z dziejów gminy Kaliska oraz wsi do niej należących autorstwa Krzysztofa Kowalkowskiego, która odbyła się w Ośrodku Kultury w Kaliskach. W tym samym miesiącu chojnicki oddział ZSzP miał możliwość zaprezentowania swojego stoiska w czasie imprezy Dni Rytla. Stoisko przygotowali Tomasz M. Cisewski oraz Beata Ewelina Wika Czarnowska. Kolejną imprezą, na której nasze stowarzyszenie było obecne to XVI Międzynarodowy Festiwal Folkloru. Prezentując stoisko podczas jarmarku kaszubskiego, który odbywał się w ramach Festiwalu, dnia 1 sierpnia prezes oddziału udzielił wywiadu telewizji kablowej TELSAT w Brusach. Chojnicki oddział Związku Szlachty Polskiej z radością przyjął zaproszenie na IV Spotkania na Gochach i Zaborach, które odbyły się w dniach 3-5 września r. w Centrum Międzynarodowych Spotkań w Tuchomiu, gdzie gości podjął Prezes CMS oraz Fundacji Naji Gòchë Zbigniew Talewski. Związek reprezentował Tomasz M. Cisewski. 1 0 września odbyło się walne zebranie w sali konferencyjnej chojnickiej Wszechnicy, na którym zostali wybrani delegaci, tj. Andrzej Janowski i Kazimierz Chamier Cieminski,mający reprezentować oddział podczas zebrania w Warszawie. Dnia 1 4 października w tawernie Mestwin w Gdańsku odbyła się promocja książki Nasze Korzenie. Wokół poszukiwań genealogicznych rodzin pomorskich t. 2, pod red. Józefa Borzyszkowskiego i Tomasza Rembalskiego. Chojnicki oddział ZSzP reprezentowany był przez Tomasza M. Cisewskiego oraz konsultanta genealogicznego Siegfrieda J. von Janowskiego. Stowarzyszeni w chojnickim oddziale ZSzP spotkali się 1 1 listopada by upamiętnić Święto Niepodległości. Tego dnia mieliśmy możność zobaczyć kolejną sztukę zatytułowaną Bëtowsczé strôszczi autorstwa Aleksego Peplińskiego przygotowaną przez Zespół Teatralny działający przy chojnickim oddziale Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. 30 listopada współorganizowaliśmy wraz z Miejską Biblioteką Publiczną w Chojnicach promocję książki Nasze Korzenie. Wokół poszukiwań genealogicznych rodzin pomorskich. Spotkanie prowadził prof. Cezary Obracht-Prondzyński, natomiast grono autorów reprezentowane było przez prof. Józefa Borzyszkowskiego oraz Tomasza M. Cisewskiego. Rok zakończył się spotkaniem opłatkowym 27 grudnia. Pragnę dodać, że chojnicki oddział Związku Szlachty Polskiej wydał w r. dwa numery biuletynu. /-/ 1 1 5

118 Organizator Spotkań: - Fundacja w Borowym Młynie - Stowarzyszenie Centrum Międzynarodowych Spotkań w Tuchomiu Spotkania poświęcone były Kalwarii Wielewskiej K Wiele i Kalwaria Wielewska alwaria w Wielu jest jedynym Sanktuarium Męki Pańskiej w diecezji pelplińskiej. W jej skład wchodzą 23 obiekty, w tym 1 4 kaplic, 6 kompozycji rzeźbiarskich, święte schody, ambona i Pustelnia. Jej architektura i malownicze położenie stanowi, że jest ona nieocenioną w swym wyrazie, zarówno materialnym jak i duchowym, perłą architektury południowo zachodnich Kaszub tj. Zaborów i Gochów. Sanktuarium to jest przede wszystkim pomnikiem miłości tutejszych Kaszubów do Ojczyzny Obiekty kalwaryjskie położone są na malowniczych, zalesionych stokach Białej Góry nad jeziorem Gielewskim. Zbudowana została ona w latach dla upamiętnienia ofiar pierwszej wojny światowej. Jej projekt wykonał Teodor Mayer z Monachium. Inicjatorem i jej głównym budowniczym był proboszcz parafii Wiele, ks. Józef Szydzik. Od 1924 roku budowę kontynuował znany patriota, ks. ppłk Józef Wrycza. Wzorem była znacznie starsza Kalwaria Wejherowska. Do budowy Kalwarii w Wielu niewątpliwie, przyczyniła się działalność i posługa kapłańska ks. Jana Fethke proboszcza wielewskiego w latach, budowniczego obecnego kościoła pod wezwaniem Św. Mikołaja, w którym m.in. znajduje się sprowadzony z Chojnic słynący łaskami obraz Matki Bożej Pocieszenia. Pierwotny kościół w Wielu był już datowany w XIV wieku. Był on wówczas drewniany, kryty NASZE SPOTKANIA IV Spotkania na Gochach i Zaborach Lipnica Tuchomie Wiele 3 5 września r. gontem. Na jego wieży znajduje się do dnia dzisiejszego dzwon z roku. W roku zdecydowano o rozbiórce starego kościoła (z 1728 roku) i budowie nowego, kształtem zbliżonego do starej świątyni. Wyposażenie kościoła pochodzi w większości z wcześniejszej budowli. Na uwagę zasługują znajdujące się w nim na bocznych ołtarzach rzeźby ś.ś. Piotra i Pawła, dwóch diakonów, Józefa z Dzieciątkiem i św. Mikołaja. Świątynia zaskakuje swoją wielkością, jej położenie na górce pośród drzew i w otoczeniu ceglanego cmentarnego płotu z zewnątrz pozornie pomniejsza jej gabaryty. Interesujący jest także pobliski cmentarz z wieloma starymi, kunsztownymi nagrobkami. W Wielu urodził się Hieronim Derdowski, najwybitniejszy poeta kaszubski. Tu znajduje się poświęcony mu pomnik i nazwany jego imieniem prężnie działający Dom Kultury. Koło miejscowej szkoły wznosi się także popiersie Wicka Rogali współczesnego pieśniarza i liryka kaszubsko zaborskiego. Szkoła ta nosi jego imię. W Wielu znajduje się także Muzeum Wsi Zaborskiej imienia jego twórcy, Leonarda Brzezińskiego. Tu urodził się także wybitny kaszubski rzeźbiarz, absolwent Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych Teodor Pliński.. Działa tu także znany szeroko na Pomorzu, kaszubski zespół folklorystyczny Kaszuby z Zaborów, kierowany przez Urszulę i Zbigniewa Studzińskich, lokalnych liderów Zrzeszenia Kaszubsko - Pomorskiego. Zespół ten jest m.in. jest współorganizatorem corocznych Międzynarodowych Festiwali Folklorystycznych w Brusach, którego inauguracja odbywa się w Wielu. Aktywną działalność regionalną prowadzi tu nestor kaszubskich gawędziarzy Edmund Kąkolewski wielokrotny laureat odbywających się w Wielu Spotkań Gawędziarzy Kaszubskich a także z Kociewia i Borów Tucholskich. * Jak już wyżej wspomniano IV Spotkania poświęcone były Kalwarii Wielewskiej*. Podczas pobytu w Wielu spotkaliśmy się z ks. Janem Flisikowskim miejscowym proboszczem i kustoszem Kalwarii, zwiedziliśmy kościół parafialny- gdzie wysłuchaliśmy referatu mgr Tadeusza Lipskiego Pt. Duchowość i symbolika Kalwarii Wielewskiej, po czym zwiedziliśmy miejscowy cmentarz gdzie złożyliśmy kwiaty i powspominaliśmy (tą część prowadził także oraz zwiedzanie Kalwarii Tadeusz Lipski) zasłużonych dla Zaborów Wielewian. Wycieczkę na wzgórza Kalwarii poprzedziło zwiedzenie wsi a także miejscowego Muzeum oraz złożenie wiązanek kwiatów pod pomnikami Hieronima Derdowskiego i Wicka Rogali. Odbyło się także spotkanie ze współczesnym kaszubskim Bardem, wybitnym regionalistą, poetą i gawędziarzem Edmundem Kąkolewskim. a także z Janem Orlikowskim z-ca wójta/ sekretarzem gminy w Karsinie. Ponadto w Tuchomiu uczestnicy i goście spotkali się również z ks. Franciszkiem Pudlewskim, proboszczem parafii w Tuchomiu, który podczas niedzielnej mszy (5.09.) w kościele św. Wojciecha w Tuchomiu w modlitwie powszechnej modlił się za budowniczych Wielewskiej Kalwarii, księży Jana Fethke, Józefa Szydzika i Józefa Wryczy, modlił się również w intencji uczestników naszych Spotkań. Ponadto spotkaliśmy się z senatorem Kazimierzem Kleiną, a także z Jerzym Lewim Kiedrowskim wójtem gminy Tuchomie

119 Dokumentację fotograficzną z przebiegu Spotkań wykonał Jan Maziejuk, a zapis filmowy Zbigniew Hein a okolicznościową relację opublikował red. Andrzej Obecny na łamach słupskiego dwutygodnika Moje Miasto. * Inauguracja Spotkań nastąpiła 3 września o godz. 1 8, 45 w Sali Głównej Obiektu CMS, po czym uczestnicy wysłuchali 2 referatów (patrz program), a o w Starym Młynie w Tuchomiu brali udział w przedstawieniu teatralnym pt. Trzy miłości w wykonaniu aktorów (2 uczenic LO w Bytowie - mieszkanek Masłowic) z GOK w Tuchomiu, w reżyserii Ludwika Szroedera dyr. GOK w Tuchomiu. 4 września o godz spod siedziby Stowarzyszenia Uczestnicy wyruszyli autokarem, co roku użyczanym nam przez ZS w Tuchomiu- do Wiela, tam przede wszystkim zwiedziliśmy miejscowy kościół, Kalwarie i wieś (szczegóły w załączonym programie). Również 4 września wieczorem po powrocie z Wiela w godz w Sali Głównej odbył się wieczór artystyczno towarzyski, podczas którego wystąpił zespół de Gzubers z Tuchomia i gawędziarka kaszubska Anna Gliszczyńska z Lipnicy. 5 września (sala Obiektu GOK - CMS), po mszy świętej o godz. 12,30 odbyło się spotkanie z panem Senatorem Kazimierzem Kleiną - przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu Kaszubsko Pomorskiego. Poniżej dla kronikarskiej powinności publikujemy cały Program IV Spotkań oraz listę uczestników. PROGRAM 3 września 2010 r. Przyjazd uczestników do Tuchomia pow. Bytówdo Centrum Międzynarodowych Spotkań ul. Szkolna 4. Tuchomie 16,00-18,00 - zakwaterowanie 18,00-18,30 obiadokolacja 18,45 - Rozpoczęcie Spotkań 19,00 Referaty: a/ Proboszczowie Wielewscy: ks. Jan Fethke budowniczy kościoła; ks. Jan Szydzik i ks. Józef Wrycza budowniczowie Kalwarii Wielewskiej referent mgr Tomasz Cisewski Chojnice b/ Historyczny Przewodnik po Kalwarii Wielewskiej ks. Antoniego Kowalkowskiego z Rytla referent mgr inż. Krzysztof Kowalkowski Gdańsk. Cześć artystyczna 20,00 - Stary Młyn w Tuchomiu Trzy Miłości przedstawienie teatralne w wykonaniu aktorów z GOK w Tuchomiu. 4 września 2010 r. 8,00-8,45 śniadanie 9,00 - wyjazd autokarowy do Wiela Wiele 1 1,00-1 1,30 Kościół w Wielu - spotkanie z ks. proboszczem Janem Flisikowskim kustoszem Kalwarii 11,30-12,00 referat mgr Tadeusza Lipskiego Duchowość i symbolika Kalwarii Wielewskiej. 12,00-12,30 spacer po przykościelnym cmentarzu oraz wsi ( pomniki Hieronima Derdowskiego i Wicka Rogali) 12,30-13,00 przerwa kawowa 13,30-15,00 Zwiedzanie Kalwarii 1 5,30-1 6,30 Gminny Ośrodek Kultury i Muzeum Zaborskie- Spotkanie z Edmundem Kąkolewskim nominowanym przez Zarząd Fundacji i ZO ZK- P w Karsinie Wielu do nowo ustanowionego wyróżnienia Fundacji NG Pas Jednote im. Hieronima Derdowskiego 17,00 powrót do Tuchomia Tuchomie 18,30-19,30 obiadokolacja 20,00-22,00 Wieczór artystyczno towarzyski przy kawie i kaszubskim kuchu połączony z spotkaniem z Anną Gliszczyńska gawędziarką kaszubską i zespołem de Gzubers (Gzube) pod kierownictwem Grzegorza Wantoch Rekowskiego. 5 września 2010 r. Tuchomie 8,30-9,30 śniadanie 1 0,00 - udział w mszy świętej z intencją modlitewną za budowniczych Kalwarii Wielewskiej oraz dzisiejszych animatorów życia duchowego i kulturalnego na Kaszubach. 12,30 - Spotkanie z parlamentarzystą pomorsko kaszubskim. 13,30-14,00 Obiad 14,00 - podsumowanie i zakończenie IV Spotkań na Gochach i Zaborach. Uczestnicy IV Spotkań Z zakwaterowaniem 1. Krzysztof Kowalkowski 2. Elżbieta Kowalkowska - Gdańsk 3. Benedykt Reszka 4. Małgorzata Reszka - Rumia 5. Grażyna Kikcio - Bytów 6. Aleksander Kikcio - Bytów 7. Bogumiła Kortas- Orlandzka - Bytów 8. Tomasz Skórzewski - Chojnice 9. Janina Borchmann - Wejherowo/Bolszewo 10. Teresa Szczodrowska - Wejherowo/Bolszewo 11. Ireneusz Szczodrowski - Wejherowo/Bolszewo 12. udwika Szefka Wejherowo/Bolszewo 13. Leon Brylowski Kartuzy 14. Krystyna Grzęzicka Żukowo 15. Maria Lipska Czarne 16. Benedykt Lipski Czarne 17. Maria Rogenbuk Konarzyny 18. Teresa Pusiarska Gdynia 19. red Magdalena Majrzak Słupsk 20. Agnieszka Kwiatkowska Kraków 21. Marlena Batchaus Łąg 22. Przemysław Pragert Gdynia 23. Zdzisław Zmuda Trzebiatowski Gdynia 24. Tomasz Cisewski Chojnice 25. ppłk. Andrzej Szutowicz Czarne 26. red. Andrzej Obecny Słupsk 27. Maciej Narloch Gdańsk 28. Błażej Zając Oława 29. Czesław Gierszewski - Charzykowy 30. Krzysztof Windorpski - Bydgoszcz 31. Red. Wiesław Wiśniewski Słupsk 32. Wanda Kiedrowaka Pażęce 33. Franciszek Kiedrowska - Pażęce Bez zakwaterowania a wyjazdem do Wiela 1. Jan Maziejuk - Słupsk 2. Maria Rutkowska - Niezabyszewo 3. Werner Rutkowski 4. Paweł Kłopotek - Masłowiczki Wielanie 1. ks. Jan Flisikowski - Wiele 2. Tadeusz Lipski - Wiele 3. Piotr Bruski - Przytarnia 4. Edmund Konkolewski - Wiele Potwierdzili udział w jednym z dniu Spotkań 1. Anna Gliszczyńska - Lipnica 2. Grzegorz Wantoch Rekowski - Masłowice 3. Grażyna Burant - Borowy Młyn 4. Monika Richter - Borowy Młyn 5. Halina Zmuda Trzebiatowska - Borowy Młyn 6. dr Urszula Mączka - Niezabyszewo 7. Józef Mączka - Niezabyszewo 8. Maria Prondzińska - Bytów 9. Gerard Prondziński - Bytów 10. Grzegorz Prondziński - Bytów 11. Aldona Gostomska 12. Czesław Kjast - Wierzchocina 13. Marian Radtke - Bytów * Obszerną foto relację z IV Spotkań zamieścimy w kolejnej edycji NG (Zbigniew Talewski) 1 1 7

120 * Borowy Młyn 20 lutego r. Sz. Pan Ryszard Sylka Burmistrz Bytowa W nawiązaniu do informacji prasowych podających, iż 9 marca br będzie miała miejsce na terenie Zamku Bytowskiego uroczystość odsłonięcia tablicy pamięci umęczonych w tym miejscu mieszkańców Bytowa przez NKWD o następującej treści: W tym miejscu w okresie od marca do czerwca 1945 roku mieścił się obóz przejściowy NKWD dla mieszkańców Ziemi Bytowskiej. Niewinnym ofiarom, które straciły życie na skutek wycieńczenia, głodu i terroru sowieckiego. Według podanych tam informacji wiadomo, że w kwestii jej treści a także zasadności upamiętnienia tych zdarzeń Sz. Pan i Rada Miasta przeprowadziły konsultacje społeczne m.in. z organizacjami pozarządowymi nie tylko z terenu miasta. Jak także wynika z tej informacji głównym inicjatorem niniejszego jest miejscowy oddział ZKP i prawdopodobnie organizacja mniejszości niemieckiej. Mając na uwadze swój status obywatelski a ponadto, jako opiniotwórcza redakcja regionalnego dwumiesięcznika społecznokulturalnego a przede wszystkim będąc organizacją pożytku publicznego, jakim jest nasze stowarzyszenie: Fundacja, działająca m.in. na terenie Bytowszczyzny, pragniemy w niniejszej kwestii wyrazić swoją opinie a zwłaszcza zgłosić swój sprzeciw wobec proponowanej treści, która ma być zamieszczona na tejże tablicy. Uznajemy, że treść ta jest nie do przyjęcia, że jest ona zafałszowaną nieprawdą, która w konsekwencji gloryfikuje tu zatrzymanych w wyniku działań wojennych różnego szczebla funkcjonariuszy aparatu hitlerowskiego oraz będących na jego usługach denuncjatorów i aktywnych volsdeutchów. Natomiast niewątpliwie prawdą jest, że wśród zatrzymanych byli także niewinni cywile z środowiska kaszubskich mieszkańców tych okolic. W załączeniu przedkładam artykuł Andrzeja Szutowicza Pt Tu także strzelano BEZ KOMENTARZA Polemiki wokół tablicy pamięci odsłoniętej na terenie zamku bytowskiego, w którym przybliża nam prawdę tamtego czasu. Mając na uwadze powyższe proponujemy, aby na niniejszej tablicy umieścić następujący tekst: W tym miejscu w okresie od marca do czerwca 1945 roku mieścił się obóz przejściowy NKWD, w którym między innymi zostali osadzeni niewinni mieszkańcy Ziemi Bytowskiej, wielu z nich straciło na skutek wycieńczenia, głodu i terroru sowieckiego straciło tu życie. Z poważaniem Zbigniew Talewski Fundacja i Redakcja NG * r. Wpisała się Basia: W 65 rocznicę wkroczenia do Bytowa wojsk Armii Czerwonej na zamku pojawi się tablica upamiętniająca to tragiczne wydarzenie. Temat istniejącego na bytowskim zamku wiosną r. obozu przejściowego poruszył przed kilkoma laty w swojej książce "Czas zła" Benedykt Reszka. Wtedy też Instytut Pamięci Narodowej wszczął śledztwo, które miało na celu wyjaśnienie, czy w warowni w okresie okupacji przez Armię Czerwoną doszło do mordów jeńców. - Mniej więcej w tym samym czasie bytowski oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego wyszedł z inicjatywą, aby w jakiś sposób upamiętnić ten tragiczny czas. Pomysł jednak nie został przez nikogo poparty. Dopiero przed dwoma laty inicjatywa ożyła na nowo - mówi burmistrz Bytowa Ryszard Sylka. Treść inskrypcji zatwierdzono po konsultacjach z Bernardem Matheą, dyrektorem Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego oraz Andrzejem Przewoźnikiem, sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. - Ustalenie tego, co znajdzie się na tablicy, było bardzo istotne. Wbrew temu, co mówiono, to w przeanalizowanych dokumentach nigdzie nie trafiłem na ślad, który mówiłby o dokonywanych mordach. Dlatego też w treści inskrypcji nie może być o tym mowy - twierdzi R. Sylka. Odsłonięcie tablicy odbędzie się w poniedziałek o godz w bramie zamkowej. Uczestnicy uroczystości będą też mieli okazję wziąć udział w konferencji, podczas której referaty wygłoszą 1 1 8

121 dr Krzysztof Bukowski, prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie, oraz właśnie Benedykt Reszka * Szanowny Pan Bernard Mathea Pomorski Urząd Wojewódzki w Gdańsku Dyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców W oparciu o informacje prasowe, które ukazały się lokalnie na terenie Pomorza, w których Burmistrz Bytowa powołuje się na uzgodnienia z Sz.Panem nt. projektu tablicy pamiątkowej, którą zamierza się odsłonić na murze bytowskiego zamku- przesyłam niniejsze informacje w tym stanowisko naszego Stowarzyszenia z prośba o zajęcie jeszcze raz w tej sprawie stanowiska przez PUW Wydział Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców. Z poważaniem Zbigniew Talewski Fundacja i Redakcja Naji Goche Ps. Pozwalam sobie na załączenie informacji o zorganizowanej przez naszą Fundację ZS w Borowym Młynie lutego br. niniejszej uroczystości. Odbyła się ona na terenie wzniesionej przez nas Leśnej Strażnicy Pamięci i Patriotyzmu imienia Bohaterskich Gochów pw. Chrystusa Obrońcy. /tz/ * Sz.Pan Zdzisław Daczkowski Wojewódzko - Słupski Konserwator Zabytków Szanowny Dyrektorze - Drogi Nasz Przyjacielu, mamy uprzejmą prośbę o wyjaśnienie bądź o interwencję w niniejszej sprawie. Otóż czy na murze zabytkowego zamku bytowskiego może zawisnąć jakaś tablica o charakterze politycznym. Nie dosyć iż nie będzie ona odzwierciedlać swą treścią całej prawdy, to w jakiś sposób pośrednio gloryfikuje nazizm, faszyzm - słowem zbrodnie i reżim hitlerowski, nie dając miejscowemu społeczeństwu szans na pamięć o jego zbrodniach... wypominając (upamiętniając - notabene przejściowe a nie jak w przypadku Niemiec wieloletnie zbrodnie na Kaszubach czy mieszkających tu Polakach) tylko zbrodnie NKWD, tj AC, która bojem wkroczyła na teren agresora, swojego wroga (i notabene także naszego - Polski) tj. Rzeszy - Niemiec. W wyniku czego na tym zdobytym terenie nadal będącym teatrem wojennym- organizowała swoje strategiczne cele na pokonanym wrogu... Niewątpliwie jednym z celów była dalsza eliminacja potencjału hitlerowskiego państwa... W tym konkretnym bytowskim - niemieckim przypadku, utworzono tu przejściowy obóz jeniecki i cywilny dla tych, których wywożono na wschód do niewolniczej pracy na rzecz odbudowy wyniszczonej w wyniku wojny i agresji niemieckiej radzieckiej gospodarki. Zresztą to samo czynili Niemcy wysyłając podczas okupacji, setki tysięcy przymusowych robotników do pracy do Rzeszy. W przypadku bytowskim nie ma dowodu na istnienia tego niby obozu i dokonanych w nim zbrodniach (na kim? nie ma żadnego nazwiska niewinnej ofiary, są za to dowody na to - mówi o tym m.in. załączony artykuł mjr. Andrzeja Szutowicza red. NG - kto tu właściwie był przetrzymywany w drodze na... wschód! ). Bulwersującym jest fakt, że inicjatywa ta wyszła z kręgów bytowskiego ZKP, (osobiście ja, jako członek tej organizacji, jestem tym oburzony) i Związku Mniejszości Niemieckiej, który podobną akcję z powodzeniem zorganizował w Gdyni z upamiętnieniem ofiar Guslofa... Bytów, jak się można domyśleć ma być historycznym dowodem - i przeciwwagą propagandową w sporze kto był gorszym łotrem czy Niemiec czy Rosjanin? Nasza redakcja magazynu regionalnego i organizacja poza rządowa o statusie opp byliśmy pominięci w całym tym procederze, któremu jesteśmy (w tej formie) przeciwni. Stanowisko nasze przekazaliśmy władzom samorządowym Bytowa (wywodzących się z w/w ZKP i PO), które nas w tej kwestii ignorują... Reasumując uprzejmie powtarzam pytanie... czy na zabytkowym obiekcie (kto daje lub jaka w tym względzie jest procedura) można robić taką polityczną i niezgodną z cała prawdą hecę...? O ile możemy prosić, to wnosimy, jako ww. Redakcja i Stowarzyszenie NG - prośbę o zajęcie się niniejszą kwestią ochrony przed takim, jak niniejsze, wykorzystaniem tego wiekowego - prawem chronionego historycznego zabytku. Prosimy o zajęcie w tej kwestii stanowczego stanowiska. Z poważaniem Zbigniew Talewski Borowy Młyn/Słupsk r. * Zbigniew Talewski 27 luty Do: Benedykt Reszka Benku! - Nie wiem jak to wszystko przełknąć...ciężko mi ale nie mogę się zgodzić z Twoim stanowiskiem... Benedykt Reszka Zbyszek, mnie tak samo jest trudno pogodzić się z Twoim stanowiskiem. Szkoda, że nie miałeś okazji obejrzeć ogólnopolskiej wystawy SYBIR PRO MEMENTO w roku Czy 22 tys. wywiezionych z Pomorza, w tym około 300 ze Stutthofu (do łagru w Rozie), to też przestępcy? Szanuję Twoje poglądy i to nie powinno nas dzielić. /Benek/ Benedykt Reszka r. Dzisiaj tj ponownie po powrocie z tygodniowego pobytu w Szwajcarii - zerknąłem na kolejna korespondencje i materiały dot. naszego polemicznego tematu. Z artykułu A. Szutowicza wynika, że na zamku byli żandarmi z Brzeźna, co jest nieprawdą, gdyż posterunek opuścili po 20. lutego i nikt ich więcej nie widział. Słuch o nich zaginął. A może masz takie informacje chętnie z nich skorzystam. To samo dotyczy SS-manów z Dziemian - ci również nie czekali na przyjście Rosjan. Na zamku przebywała głównie ludność cywilna. Musisz koniecznie przeczytać kilkanaście protokołów zeznań z IPN. / / Benedykt Reszka ( r.) Skąd wzięła się tak błędna informacja o przetrzymywanych żandarmach z Brzeźna? Oni uciekli jeszcze przed frontem. Żaden z więzionych z Gochów tego nigdy nie potwierdził. To samo dotyczy SS-manów, tych Rosjanie zabijali na miejscu, a wysoko postawionych nie przetrzymywano z pospólstwem. Przejrzałem około 50 zeznań IPN i nie spotkałem się z zeznaniem, które 1 1 9

122 by potwierdziło, że przetrzymywano tu SSmanów lub żandarmów z Brzeźna. Już jako dorosły prowadziłem wiele rozmów z bliskimi mi osobami, które przebywały na zamku, a później na Uralu. Te zeznania pokrywają się tymi z IPN ( ) Ppłk. Andrzej Szutowic ( ) Nie mam wglądu w wydrukowany tekst, ale o ile dobrze pamiętam, napisałem, że możliwe lub mogliby być... taki miał być sens. Nadal uważam, że mury zamku nie na taką tablicę. Gratuluję siły przebicia. Przychylam się w swym przekonaniu do propozycji Zbyszka Talewskiego. Niemniej na polemice wychodzi prawda. Faktem jest, że Bauer wylądował na domu Wojaków, grób Jana Gostomskiego - gdzieś tam i o innych równie znamienitych realnych męczennikach nie chce się pamiętać. Ulica Młyńska to też efekt faszystów. Przedstawiona lista bytowskich Żydów jest też realna. Nie neguję zamku jako miejsca cierpienia ale neguję sposób w jaki tablicę umocowano i wrzucenie wszystkich do jednego worka niewinnie cierpiących. Z polskiej strony niewinny brzmieć może zupełnie inaczej jak z niemieckiej. Ale tablica wisi i wisieć będzie. Co do SS-manów: Rosjanie rzeczywiście nie brali ich do niewoli, ale potem zmienili nastawienie i brali. Ktoś musiał pracować np w kopalniach uranu. Efektem uwypuklania cierpień niemieckich jest to, że przeciętny Bytowianin nie wie gdzie była siedziba Gestapo w Bytowie, nie wie nic o obozie w Dziemianach i o powieszeniu Polaków w Rokitkach i Mądrzechowie itd. Nie wie nic o martyrologii Żydów bytowskich. Teraz już dzięki tablicy mogą się dowiedzieć. Nie neguję przytaczanych przez Ciebie faktów, dla mnie są one konsekwencją tych zdarzeń, które przypomniałem po latach zapomnienia, a w przypadku Żydów - po latach niewiedzy. Reasumując, mamy odmienne poglądy. / / Leon Brylowski Kartuzy Dosłownie dzisiaj przeczytałem w Dzienniku Bałtyckim artykuł dot. umieszczenia na budynku Zamku w Bytowie Pana zdaniem kontrowersyjnej tablicy upamiętniającej ofiary terroru sowieckiego i może nie tylko w tym mieście. Nie jest moim zamiarem oceniać, ani osądzać władz miasta Bytowa, ani Pana Burmistrza, którego osobiście znam i cenie za aktywność oraz za inicjatywność podejmowanych zadań na rzecz miasta i jego mieszkańcowi. Nie oceniam Pana Burmistrza za ten fakt, gdyż nie mam merytorycznego ku temu żadnego prawa, a ponadto nie jest to moim celem. Chcę i wyrażam swoją opinię na temat Pana wypowiedzi. W skupieniu oraz z wielkim zainteresowaniem przeczytałem Pańskie na temat ten uwagi. Może faktycznie sprawa przygotowania i umieszczenia na budynku Zamku Bytowskim tablicy, w mieście, a może i na murach Zamku, gdyż do roku miasto zamieszkiwane było przez Niemców, gdyż miasto to zawsze było pod panowaniem prusaków, nazistów i faszystów, może budzić różne odczucia. Może na przykładzie tego wydarzenia, mam na myśli upamiętnianie historycznych miejsc i to nie tylko w Bytowie, lecz w ogóle, należałoby wcześniej temat konsultować i zainteresować nim szersze grono obywateli? Po prostu czuli by się oni bardziej dowartościowani, mając szanse oraz czas na wyrażenie swojej opinii. Mogłaby ona stanowić bardziej przekonującą, a może merytoryczna podstawę dobrze służącą temu oraz innym podobnym faktom na naszej pięknej Kaszubskiej Szwajcarii. Dobrze, że tak się dzieje, iż miejsca martyrologii i męczeństwa na naszym Narodzie są i być powinny dla przyszłych pokoleń i historii upamiętniane. Na pewno władze samorządowe oraz Pan Burmistrz, Pańską oraz inne opinie w przyszłości będzie uwzględniał. Lecz taka nasza już jest ludzka natura, iż często uczymy się na własnych błędach, lecz trudno jest się nam do nich przyznać./ / * Uzupełnieniem tej polemiki jest publikowany obok (oddający stanowisko naszej Redakcji) artykuł red. Ppłk Andrzeja Szutowicza pt. Bytowscy męczennicy /tz/ 1 20

123 HISTORIA W uzupełnieniu wypowiedzi w dziale Bez komentarza oraz wobec faktu jednostronnego uczczenia pamięci ofiar NKWD tablicą na Bytowskim Zamku z pominięciem upamiętnienia zbrodni faszyzmu na mieszkańcach Bytowszczyzny, Zaborów i Gochów, zamieszczamy niniejsze opracowanie ku społecznej uwadze pamięci by na równi zadbać o całą prawdę tamtego okresu. /tz/ Ppłk Andrzej Szutowicz Tak się zaczęło 1 8 sierpnia r. w Bytowie został aresztowany kierownik miejscowej Kasy Polskiej Emil Kaczmarczyk. Zginął w r. jako więzień KL Neuengemme (Hamburg) na kilka dni przed oswobodzeniem obozu r. w berlińskim Moabicie osadzono Antoniego Szroedera, sołtysa z Kłączna, jednego z najwybitniejszych działaczy polskich w powiecie bytowskim (w źródłach podawana jest także inna data zatrzymania tj r.) r. w bytowskiej Landraturze został aresztowany nauczyciel z Ugoszczy Leon Wysiecki r. zatrzymano Różę Styp Rekowską c. Jana Styp Rekowskiego z Płotowa trafiła do KL Ravensbrück 7. IX r. aresztowano kolejnych polonijnych działaczy Bytowszczyzny. Byli to: letni Jan Styp-Rekowski wraz z synem Alfonsem z Płotowa letni Franciszek Cysewski wraz z synem Bolesławem z Osławy Dąbrowy letni Jan Winczewski z Łąkie letni Leon Domaszk z Ugoszczy oraz Maksymilian Cyrson z Osławy Dąbrowy, - Antoni Jakubek z Ugoszczy i Jan Kulas z Rabacina. Aresztowanych (wraz z Kaczmarczykiem i Wysieckim) po pobycie na Gestapo w Bytowie przewieziono do więzienia w Koszalinie gdzie przebywali przez około 3 tygodnie. Z końcem września całą grupę osadzono w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Jan Bauer i Styp - Rekowscy W obozie tym przebywał już, pochodzący z Mazur znany nauczyciel i organizator szkolnictwa polskiego na ziemi bytowskiej Jan Roch Bauer (nr obozowy 2797). Nie pożył długo. W styczniu r. został ukarany 4 godzinami karnych ćwiczeń. Ubrany jedynie w więzienną koszulę i spodnie, bity i poniżany robił kozły, przysiady turlał się po ziemi itp. Wokół było grubo ponad -20 C. Efekt był taki,że wrócił do baraku w stanie zupełnego wyczerpania, miał poodmrażane palce, nos, uszy i policzki, gorączkował r. został niemal doniesiony przez współwięźniów na plac apelowy. Zgłosił się do lekarza, Niemiec, rozebranego do pasa więźnia zbadał na mrozie i sklasyfikował go Bytowscy męczennicy jako zdrowego. Na wieczornym apelu nie mógł już o własnych siłach ustać. Stracił przytomność, zaniesiono go do przedsionka izby przyjęć. Niemcy nakazali ułożyć go wśród zmarłych i umierających. Tam zamarzł. Nie ma racji serwis internetowy Urzędu Miejskiego w Bytowie ( podając berlińskie więzienie Moabit jako miejsce śmierci Jana Bauera. Jan Styp Rekowski r. z Sachsenhausen trafił do Dachau, w wyniku starań rodziny w stanie zupełnego wyczerpania został z obozu zwolniony. Zmarł roku. Jego synem był Edmund Styp Rekowski, nauczyciel Polskiego Gimnazjum w Kwidzynie, zmarł z wycieńczenia i choroby 7 (9) lipca r w Mauthausen Gusen. Ciało jego zostało spalone w obozowym krematorium a prochy Niemcy użyli jako dodatku do zaprawy murarskiej. 3 kwietnia r. w Sachsenhausen został zakatowany drugi syn Jana, Alfons Styp Rekowski. Żydzi Jako pierwsi do obozów koncentracyjnych trafili bytowscy Żydzi. Herbert Caspary ur w Bytowie, mieszkał tu na stałe i stąd został r. deportowany do KL Sachsenhausen r. stracił w tym obozie życie. Alfred Goldstrom, ur r. w Bytowie mieszkał w mieście do chwili uwiezienia r. znalazł się KL Sachsenhausen, następnie przebywał w KL Ravensbrück, wojny nie przeżył, został zamordowany r. w Bernburgu (Saale), W Sachsenhausen przebywali także Louis Lippmann, mieszkaniec Bytowa (ur r. we Wronkach), niestety nie jest znana data jego zatrzymania, oraz nie wiadomo czy przeżył. Natomiast Rudolf Jacoby ur 27 września w Bytowie, do KL Sachsenhausen trafił z Berlina, obozu nie przeżył. Datę jego śmierci źródła określają na r. (źr. de). Jeśli chodzi o Żydów pochodzących z Bytowa to nie wiadomo ilu z nich ocalało, znane są nazwiska ponad 1 00 osób (są ujęte w oddzielnym opracowaniu) deportowanych na Wschód. Wszyscy znaleźli się w najstraszniejszych miejscach eksterminacji. Szanse przeżycia miały tylko jednostki. Chamier - Gliszczyńscy z Płotowa W sierpniu r. część działaczy polskich w tym członkowie Związku Polaków w Niemczech otrzymali nakazy przesiedleńcze do Magdeburga. Nie wszyscy temu nakazowi chcieli się podporządkować i postanowili uciec przez granicę do Polski. Tak też zrobiła siedmioosobowa rodzina Augustyna Chamier Gliszczynskiego z Płotowa. Którejś nocy między sierpnia z całym inwentarzem zbiegła do Polski. Gdy wybuchła wojna Chamier Gliszczyńscy musieli się ukrywać. Gdzieś z końcem września i początkiem października zostali rozpoznani i zatrzymani we wsi Lubichowo koło Stargardu Gdańskiego, po krótkim pobycie w Starogardzkim więzieniu wywieziono wszystkich w Las Szpęgawski* i tam rozstrzelano. Tak zginęli 81 -letni Augustyn Chamier Gliszczyński, jego 67-letnia żona Augustyna oraz dzieci Marianna: Bronisław, Leon, Augustyn i Wacław Chamier Gliszczyński. Perfidia niemiecka poszła dalej z racji tego, że tuż przed wojną uciekli z Płotowa do Polski, a ich ziemia 28, 95 ha została przez państwo niemieckie skonfiskowana. Razem z Chamier Gliszczyńskimi ukrywał się działacz polonijny Jan Pawłowski z Piaszna i także w Lesie Szpęgawskim podzielił Ich los. Męczeństwo Jana Gostomskiego Miejscem kaźni była też placówka Gestapo w Bytowie. Powstała z przekształcenia komisariatu policji granicznej (Grenzpolizei Kommisariat). Mieściła się przy ul. 1 maja 24. Po likwidacji placówek granicznych (Grenzpolizei Postern) w Rekowie, Półcznie i Piaszczynie placówka w Bytowie otrzymała ostatecznie nazwę Geheim Staatspolizei Aussendienststelle Bütow. Przez bytowskie Gestapo przeszło blisko osób. Wielu zginęło. Jednym z najstarszych funkcjonariuszy (zatrudniony w Bytowie od r.) był niejaki Scheffer Kriminalobersekretär. Znał dobrze język polski. Jest on współwinny zakatowania na śmierć w listopadzie r. mieszkańca Kłączna Jana Gostomskiego. Jan Gostomski był synem lokalnego działacza Związku Polaków w Niemczech 60 letniego Ignacego Gostomskiego, który ukrywał się w Dunajkach w pow. kościerskim. Niestety został rozpoznany, aresztowany i osadzony w obozie w Sachsenhausen, gdzie w dniu r. Niemcy go zamordowali. Jan Gostomski ukrywał się u Franciszki Bukowskiej w Kłącznie. Na skutek denuncjacji leśniczego Szyszke, został aresztowany i osadzony w bytowskim Gestapo Gostomski był codziennie brany na przesłuchania podczas których brutalnie katowano go. Po którymś z kolei przesłuchaniu cały pobity i posiniaczony nie mógł już utrzymać się na nogach. Kopał go butami nie kto inny, tylko sam gestapowiec Scheffer. Jan Gostomski był cały opuchnięty. Gdy wrzucono go do celi już się nie poruszał. Widać coś tknęło gestapowskim sumieniem, bo po około dwóch godzinach postanowili zobaczyć co się z nim dzieje. Gdy oprawcy weszli do celi Jan Gostomski już nie żył. Ciało wynieśli na noszach do szopy. 1 5 listopada r. został pochowany na bytowskim cmentarzu. W księdze zmarłych ktoś odnotował: Jan Gostomski został aresztowany w Dzierżążniku u Bukowskiego i przez gestapo pobity i zamordowany. Inni gestapowcy wcale nie byli lepsi od Scheffera. Ślązak H. Glomb (Kriminaloberassistent) bił czym popadło, pejczem i wieszakiem na ubranie, kazał więźniom biec wokół zbiornika wodnego obok budynku gestapo. Więźniowie mieli wyciągnięte ręce, w których trzymali po cegle. Gdy ktoś cegłę upuścił, był przez Glomba bity. 1 21

124 Bethke (Kriminalsekretär) wiadomo, że pobił do nieprzytomności Benedykta Kulasa z Osławy Dąbrowy. Nie lepsi byli żandarmi, podlegli powiatowemu posterunkowi żandarmerii. W cieniu szafotu W dniu r. z donosu leśniczego Löwerenza aresztowano działacza Związku Polaków w Niemczech Piotra Gostomskiego ze Studzienic i osadzono w berlińskim więzieniu Plötzensee, W maju r. przebywający od września1 939 r. w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen Antoni Szroeder (wł. Schröder, nazwisko Szroeder funkcjonuje w źródłach, zostało spolszczone w r.) z Kłączna został przewieziony do berlińskiego więzienia Moabit. W lutym r. aresztowano żonę Piotra Gostomskiego Anielę i również osadzono w Moabicie. Okazało się, że Niemcy na podstawie zachowanych polskich akt, zarzucili im współpracę z polskim wywiadem i oskarżyli ich o zdradę stanu. Odbył się proces przed berlińskim Trybunałem Ludowym. W dniu 2 grudnia roku Antoni Szroeder i Piotr Gostomski skazani zostali na śmierć. Piotr Gostomski zapytany przez prokuratora czy żałuje za swoje winy odparł krótko nie. Aniela Gostomska otrzymała 1 5 lat ciężkiego więzienia. Z chwilą ogłoszenia wyroku hitlerowcy skonfiskowali Szroederom cały majątek, podobnie postąpiono z majątkiem Gostomskiego. Obaj skazani przez cztery miesiące oczekiwali w celi śmierci na egzekucję. 1 kwietnia roku zostali straceni na gilotynie. Kolejnym osądzonym przez berliński Trybunał Ludowy był Maksymilian Cyrson - kierownik chórów polskich z Osławy Dąbrowy. Aresztowany r. trafił do Sachsenhausen, następnie w początkach r. do Dachau. Potem przewieziono go do więzienia Gestapo w Gdańsku, a następnie do Berlina, gdzie został skazany na karę 5 lat więzienia. On i Aniela Gostomska odbywając zasądzone kary doczekali wyzwolenia. Literatura podaje imiennie skład sędziowski który wydał wyrok śmierci na Szroedera i Gostomskiego. Przewodniczacym składu był sędzia Trybunału Ludowego dr. Löhmann, ławnikami byli sędzia izby sądowej dr Zippel, SS-Brigadeführer Goetze, Generalarbeitsführer (stopień Reichsarbeitsdienst - RAD czyli Służby Pracy Rzeszy) Müller i gen. policji w stanie spoczynku Meiβner. Oskarżał pierwszy prokurator Ostertag. Nadal jednoznacznie nie zostało rozstrzygnięte czy dokumenty na które natrafili Niemcy były wywiadu wojskowego, dyplomatyczne, czy jak chcą inni Oddziału II Komendy Straży Granicznej. Zarzut wobec Antoniego Szroedera obejmował okres od marca do sierpnia r. i dotyczył kwestii militarnych, jest więc bardzo możliwe, że mają rację ci którzy twierdzą, że dowodem były dokumenty za które odpowiedzialne były władze wojskowe. Ponieważ wywiad Straży Granicznej współpracował z oddziałem II Sztabu Generalnego (Ekspozytura III Bydgoszcz) stąd i informacje uzyskane przez funkcjonariuszy Służby Granicznej (tuż przed wojną została podporządkowana armii) mogły być ujęte w archiwaliach wojskowych. Jednak ze względu na rok nie można 1 22 wykluczyć także dokumentów konsularnych. Ogólnie uznać należy, że główną winę za śmierć obu działaczy ponosi strona polska, a to dlatego, że Polacy nie zniszczyli wszystkich swoich dokumentów wywiadowczych. Konsekwencje tego były straszne, wystawiono na śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko agentów opłacanych ale także prawdziwych patriotów, co miało miejsce w przypadku wspomnianych wyżej osób i ostatecznie doprowadziło do ich tragedii i tragedii ich rodzin. Polska, za którą Antoni Szroeder oddał życie gdy tylko nastała rozparcelowała jego ziemię, pośmiertnie zmieniła mu pisownię nazwiska i całą winę za konsekwencję bałaganu swoich służb zrzuciła na Niemców. Niestety historia archiwaliów polskich w r. ma znamiona nonszalancji, głupoty i zdrady. Archiwalia polskie W marcu r Czesi wobec śmiertelnego niebezpieczeństwa wykazali się nad wyraz roztropnie. Otóż przerzucili do Anglii drogą lotnicza swoje tajne dokumenty. Niemcom nic się z czechosłowackich tajemnic nie dostało. Nauczeni tym doświadczeniem, wobec planowanej wojny z Polską utworzyli kilkunastoosobowe komanda, których zadaniem był spenetrowanie wszystkich tych miejsc, w których były placówki polskiego Oddziału II Sztabu Generalnego. Nie trzeba podkreślać, że chodziło o odnalezienie i przejęcie wszelkich dokumentów, będących w zainteresowaniu kontrwywiadu Rzeszy. Grupy te przydzielone zostały do niemieckich jednostek operacyjnych, zapewniało to najszybsze dotarcie do ewentualnych zdobyczy wywiadowczych. Jednym z odpowiedzialnych za przeprowadzenie tej akcji był szef rezydentury Abwehry w Wolnym Mieście Gdańsku major Oskar Reile. swoje wspomnienia z tego okresu zawarł na trzech stronach wydanej w r książki Geheime Ostfront. Polacy nie wykazali się taką dalekowzrocznością i odpowiedzialnością jak Czesi. Można śmiało powiedzieć, że okazali daleko idącą niefrasobliwością i do ewakuacji swoich wywiadowczych archiwów nie byli przygotowani. W związku z szybkimi postępami wojsk niemieckich, przystąpiono do ewakuacji zasobów Centrali Oddziału II Sz. Gen. WP. Oficerowie sami pakowali i znosili niezliczone paczki dokumentów, po czym ładowali je na samochody. Oddział II został podzielony na dwa rzuty. Pierwszy był przy naczelnym Wodzu na ul Rakowieckiej, a rzut drugi na ul Kazimierzowskiej. Wynika stąd, że już w tej fazie akta zostały rozdzielone. Na podstawie wspomnień można przypuszczać, że ewakuacja akt z Centrali odbyła się w miarę prawidłowo gdyż zastosowano wielokrotne zabezpieczenia. Gorzej było podczas ewakuacji sztabu naczelnego wodza przy ul. Rakowieckiej. Najprawdopodobniej to tu doszło do skierowania części akt wywiadu do składnicy w Forcie Legionów. Akta z Archiwum Wojskowego ewakuowano koleją a następnie konno. część zasobów zniszczył dn.1 5 września r. na stacji kolejowej w Brodach niemiecki nalot. 1 7 września dokonano wstępnej weryfikacji i akta o mniejszym znaczeniu spalono. To co pozostało przewieziono do Rumunii gdzie ukryte w obozie dla internowanych w Herculanie zostały uporządkowane i przygotowane do przekazania ambasadzie w Bukareszcie. Wobec odnowy podpisania deklaracji o niedopuszczaniu granic Rumunii, oficerów Archiwum Wojskowego zamknięto w obozie w Targoviste, akta umieszczono w mieszkaniach polskich generałów których nie poddano takim restrykcjom. Spowodowało to ich rozproszenie i tak naprawdę nigdy nie udało się zebrać ich w całość. Podobny do akt wojskowych potencjał informacyjny miały akta Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Zarządzenie o ewakuacji i niszczeniu akt przyszło r. Palono je w sześciu piecach nieprzerwanie przez sześć dni i... nie spalono wszystkiego. To co nie zostało zniszczone przejęli w Warszawie Niemcy, przewieźli do Berlina i zajęła się nimi specjalna komisja z byłym ambasadorem Rzeszy w Warszawie von Moltkem. Efektem jej pracy była wydana w r. praca Polnische Dokumente zur Vorgeschichte des Krieges... Można sobie wyobrazić co działo się w konsulatach na terenie Niemiec, które na zniszczenie swoich akt miały tylko kilka pierwszych godzin dn. 1 -go września r. Wiadomo, że konsulowi w Szczecinie Romualdowi Nowickiemu mimo przygód z cegiełką do termicznego zniszczenia dokumentów i mimo wywołania pożaru udało się zniszczyć akta konsulatu. Co jest ciekawe r. MSZ polecił zniszczyć wszystkie akta dotyczące współpracowników placówek zagranicznych do 1933 r włącznie, oraz nakazano przesłać do Archiwum Centralnego MSZ cały zbiór rzeczowy akt z lat Nie objęto zarządzeniami akta z lat I jak można przypuszczać znaczny ich procent znalazł się w rękach wspomnianej komisji w Berlinie. Na szczęście polskiemu MSZ udało się zniszczyć akta funduszu specjalnego i archiwum szyfrowego. W Bydgoszczy przy ulicy Poniatowskiego 5 mieściła się Ekspozytura III Oddziału II Sztabu Generalnego WP której szefował mjr Jan Żychoń. Nic więc dziwnego, że zaraz po zajęciu miasta grupa kierowana przez SS Sturmbannfürera Helmutha Bischoffa z wykorzystaniem drabin, wchodząc przez okno, błyskawicznie zajęła pomieszczenia ekspozytury. Po spodziewanych dokumentach nie było śladu. Jedynie w mieszkaniu służbowym, które również znajdowało się w wspomnianym budynku, na środku biurka leżała wizytówka mjr Jana Żychonia Nie trzeba chyba dodawać, że szefa ekspozytury już w Bydgoszczy nie było. Podobna metodyka działań była w Warszawie. Tu poszukiwaniami dokumentów Oddziału II Sztabu Gen. WP kierował kpt. Abwehry Bulang. W dniu kapitulacji stolicy Polski, 28 września w siedzibie Centrali Oddziału II na placu Józefa Piłsudskiego, znaleziono tylko księgi adresowe, rozkłady jazdy, książki telefoniczne, kartoteki emigrantów z całego świata, wycinki z prasy, niewypełnione druki i kwestionariusze Wehrmachtu. Penetracja wszystkich (ok. 1 00) sejfów także nie dała pozytywnych rezultatów. Na tym nie zakończono prac. Poszukiwania trwały, kpt. Bulang skierował swoje kroki na te-

125 ren kolejnego obiektu, był nim Fort Legionów przy ul. Zakroczymskiej. W tym posunięciu kpt. Bulanga nie było nic dziwnego i sensacyjnego, gdyż Fort Legionów w II Rzeczypospolitej był czołową składnicą akt wojskowych. Natomiast sensacją a zarazem kompromitacją Oddziału II SGWP jest to co tam kpt. Balang znalazł. Tak oto w ręce niemieckie trafiły akta polskich attachatów wojskowych za granicą i bydgoskiej Ekspozytury III Oddziału II Sz. Gen. WP. Dokumenty polskiego wywiadu po wstępnej selekcji załadowano na sześć ciężarówek i przewieziono je do wyspecjalizowanych komórek analitycznych w Niemczech (dla porównania w celu weryfikacji polskich archiwaliów wojskowych, Niemcy utworzyli w Gdańsku Oliwie specjalna składnicę do której skierowano blisko 60 wagonów wypełnionych polskimi dokumentami). Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wkrótce też zaczęły się aresztowania wykrytych tą drogą agentów wywiadu polskiego, szacuje się, że ujęto ok osób. Nastąpiły śledztwa i procesy w których zapadały wyroki śmierci przez ścięcie. Analiza zdobytych dokumentów pozwoliła też Niemcom ustalić słabe punkty własnego kontrwywiadu, zweryfikować i udoskonalić istniejące procedury, co umożliwiało Abwehrze stosowanie systemów trudniejszych do przeniknięcia dla aliantów. Sukces Abwehry zaowocował awansem Oscara Reile. Po upadku Francji w czerwcu r. Reile został mianowany szefem Abwehry w Paryżu. Ofiary nienawiści i denuncjacji W październiku r dwaj żołnierze Wehrmachtu Fritze Kleinke z Półczna i Bruno Laser z Jeleńcza, przebywając na urlopie w Sulęczynie rozpoznali i dotkliwie pobili ukrywającego się tam Skarbnika Kasy Polskiej w Bytowie Józefa Wirkusa z Czarnej Dąbrowy, który został aresztowany. Razem z Wirkusem zadenuncjowano i podobnie siłowo potraktowano etatowego pracownika bytowskiego okręgu Związku Polaków w Niemczech Franciszeka Błana. Obaj w sierpniu r. przekroczyli granicę z Polską w okolicy Gołczewa.Po zatrzymaniu zostali przewiezieni do Kartuz. W końcu października r. wraz z grupą innych Polaków, zostali rozstrzelani w lesie w okolicy Kartuz. W sierpniu r. uciekli do Polski Alojzy i Jadwiga Miszewscy z czworgiem dzieci. Miszewski był robotnikiem rolnym z Łąk. Ukrywali się w Starej Kiszewie w pow. kościerskim tam tez zostali ujawnieni i aresztowani. Już na posterunku w Starej Kiszenie Alojzy Miszewski był torturowany przez wachm. żand. Schwedlanda i pomocnika policjanta Klatta a po przetransportowaniu do więzienia w Gdańsku trafił w ręce słynnego SS mana Kaszubowskiego. Po czterech tygodniach oboje z żoną stali się więźniami obozu w Stutthofie. Jadwigę Miszewską w sierpniu r. zwolniono w stanie całkowitego wyczerpania. Zmarła po tygodniu. Alojzego wypuszczono rok po żonie 9 września r. We wrześniu r. Niemiec Otto Berent z Kościerzyny zadenuncjował nauczyciela Bernarda Szumockiego. Szumocki w latach uczył polskie dzieci w Nowej Świętej pow. Złotów a w latach pracował na terenie powiatu bytowskiego. Miał objąć kierownictwo nowej szkoły polskiej w Kłącznie jednak Niemcy do tego nie dopuścili i aby uniemożliwić powstanie szkoły wysiedlono go do Polski. 1 5 września r. został zamordowany. W r. los wysiedlenia (wydalenia) do Polski spotkał również Anastazego Gabrycha nauczyciela z Rabacina i Stanisława Ledóchowskiego nauczyciela z Płotowa. Po zwycięstwie nad Polską Niemcy im nie darowali. Anastazy Gabrych został aresztowany w Żukowie k. Gdyni a Stanisława Ledóchowskiego ujęto pod Pelplinem. Obaj zostali rozstrzelani w Lesie Szpęgawskim. Wincenty Prondziński z Kłączna uciekając przed represjami przeszedł z synem Józefem i jego rodziną (żona z dzieckiem) granicę z Polską. Po wrześniu r. ukrywali się. Pierwszy wpadł r. Józef Prondziński. Został rozpoznany i zatrzymany w Leśnie pow. Chojnice. Osądzony i skazany, wylądował w Sachsenhausen gdzie doczekał wyzwolenia. Wincenty Prondziński ukrywał się nadal w Czapiewicach pow. Chojnice. W czasie obławy r. został ujawniony i aresztowany razem z nim zatrzymany został ukrywający go Ignacy Bruski (z synami Janem i Alojzym). Wincenty Prondziński i Ignacy Bruski zginęli w Stutthofie. W Dachu w dniu roku został zamordowany działacz polonijny, organista Bernard Wróbel z Ugoszczy (jego córka Helena doczekała końca wojny jako więźniarka KL Ravensbrück). Trzy lata później w tym samym obozie i w tym samym dniu zamordowany został Cyryl Rutz, rolnik i organizator życia polonijnego z Przewozu. Ukrywał się do r. ujawnił się dobrowolnie gdyż nie wytrzymał ciężkich warunków w jakich przebywał, Niemcy nie zastosowali okoliczności łagodzących i tak trafił do Dachu miejsca swojej kaźni. Wyrok na kaszubskich wsiach Raport sytuacyjny Ministra Spraw Wewnętrznych Rzeszy z dnia 1 7. I r. brzmiał: Przy badaniu ważnej okoliczności, mianowicie pytaniu czy ze względu na oczywiście złą wydajność gleby i wynikające stąd słabe zbiory nie lepiej byłoby zalesić ten obszar- stoję na stanowisku, że ta sprawa po wojnie koniecznie musi być podjęta i doprowadzona do rozwiązania. Kiedy znikną kaszubskie wsie, wówczas za jednym pociągnięciem zostaną zlikwidowane polityczne trudności. Pod uwagę wchodzą następujące wsie: Czarna Dąbrowa, Osława Dąbrowa, Studzienice, Przewóz, Rabacino, Piaszno, Łąkie, Kłączno i Płotowo. Zakończenie Fascynacja faszystowską niemczyzną przeżywa w Polsce istny boom. Mundury i akcesoria hitlerowskie wzbudzają powszechne zainteresowanie, a na wszelkiego rodzaju tematycznych, szczególnie internetowych dyskusjach toczą się spory o taki czy inny batalion, pułk, dywizję SS. Pasjonaci Waffen SS - organizacji prawnie uznanej za zbrodniczą, z wywieszonymi językami podniecają się czy ten a tamten SS man rozwalił tyle a tyle bolszewickich czołgów. Nosił taki czy inny mundur, miał taki a taki krzyż żelazny. Nie dochodzą do ich świadomości fakty, że często tymi dzielnymi żołnierzami byli dawni strażnicy obozów zagłady, uczestnicy pacyfikacji i mordów na Żydach czy ludności krajów podbitych. Nie daj Bóg jak taki gość z SS zamarzł gdzieś na Syberii, ileż to żalu, ileż to smutku. Tymczasem relacje o polskiej martyrologii na ogół nie wzbudzają większego zainteresowania. Uwypuklanie niemieckiego męstwa w regionach gdzie płonęły synagogi, w perfidny sposób rozwiązano kwestię żydowską, dokonywano pojedynczych zbrodni i masowych mordów, męczono i wykorzystywano ludzi, wieszano niewinnych, gdzie funkcjonowały obozy itd., itd., uznać trzeba za etyczną patologię. Ta fascynacja zbrodniarzami powoduje, że z dziejów pomorskich miast, miasteczek, wsi uchodzą rzeczy ważne dla naszej narodowej tradycji i ulegają zapomnieniu. Często by nie urazić byłych mieszkańców tych ziem kosztem pamięci o wyrządzonej przez nich, ich ojców i dziadów krzywdzie, unika się drażliwych tematów. Współczuje się ich martyrologii wyzwolenia i wygnania i nie pamięta się już o cierpieniach Polaków. Chociażby w odniesieniu do tzw wygnania czy ktoś pomyśli o deportacjach polskich obywateli z Wielkopolski i Pomorza czy Zamojszczyzny. (Czyż to z winy mrozu zamarzły w wagonach polskie dzieci?) Zapomina się, że to niemieckie państwo zaserwowało Polakom pięcioletnią ponurą noc, która rozpoczęła się na cztery lata przed tym nim Armia Czerwona jakby nie było niemiecki sojusznik z r. - wkroczyła na tereny Rzeszy. To ta III Rzesza wymordowało blisko polskich obywateli w tym metodą przemysłowej rzezi. Czy Panów Starostów, Panów Burmistrzów, Wójtów ktoś przeprosił za wyrządzone Polakom krzywdy na terenach gdzie są gospodarzami? Myślę (obym się mylił), że takiego przypadku nie było A tym, których męczeństwo rodaków nie obchodzi, którzy za wizję dotacji, czy poklepania po plecach, potrafią zapomnieć o powinności pamięci o narodowych męczennikach, warto przypomnieć mickiewiczowską sentencję wyeksponowaną na sztandarach Związku Sybiraków: JEŚLI MY ZAPOMNIMY O NICH TO NIECH BÓG ZAPOMNI O NAS. *Las Szpęgawski - Podczas okupacji Niemcy dokonali tu w latach masowych egzekucji od do ludzi, zarówno Polaków jak i cudzoziemców wśród nich było wielu duchownych, nauczycieli i Żydów, w tym pacjentów szpitala dla umysłowo chorych w Kocborowie. Pracę oddziału egzekucyjnego określano jako oddział podróży do nieba (niem. Himmelfahrtskommando). Ofiary zbrodni pochodziły z różnych regionów Pomorza - głównie z powiatu starogardzkiego, tczewskiego, również z kościerskiego, kwidzyńskiego oraz koszalińskiego i bytowskiego. Na jesieni 1944 w celu zatarcia śladów zbrodni Niemcy spalili zwłoki z większości masowych grobów. (źr. pl. wikipedia.org) /-/ 1 23

126 Z ŻAŁOBEJ KARTY 94 ofiar tragicznego lotu do Smoleńska byli wśród nich Sp. Pan Marszałek Maciej Płażyński z żoną Elżbietą 1 0 lipca 2004 r. byli gośćmi VI Międzynarodowego Zjazdu Kaszubów w Kościerzynie. Na zdjęciu państwo Płażyńscy w rozmowie z (z prawej) Grzegorzem Szalewskim (Rumia), Henrykiem Stachurskim (Gdańsk Osowa) i (z lewej )Zbigniewem Talewskim, który prezentuje wydanie zjazdowe. W wielu miejscach Polski, po tragedii smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. wyłożono księgi kondolencyjne, do których Polacy wpisywali słowa żalu po stracie tych 94 cór i synów naszej Ojczyzny. Redakcja i Fundacja łączy się w tym bólu a jednocześnie w nadziei, iż Dobry Bóg przygarnął Ich do swego wielkiego dobrocią i miłosierdziem serca. Dobry Boże a nasz Panie daj Im wieczne spoczywanie. Zbigniew Talewski Zapisy w Księdze Kondolecyjnej Śp. Jerzy Szmajdziński w ramach kampanii prezydenckiej 22 marca roku gościł w Słupsku. Zdjęcie zrobiłem po spotkaniu, jakie odbyło się w Teatrze Rondo z Słupską Lewicą. Na zdjęciu z śp. Marszałkiem rozmawiają (z prawej)jan Sieńko i (z lewej) Jerzy Janta Lipiński. Cześć Ich pamięci Zbigniew Talewski Do wyłożonej Księgi Kondolencyjnej w Urzędzie Miejskim w Czersku wpisuje się Marek Jankowski burmistrz miasta. Towarzysza mu od lewej : Przemysław Biesek sekretarz miasta, Krzysztof Sękielewski- przewodniczący Rady Miejskiej, Jan Gliszczyński zastępca burmistrza. Dywan z kwiatów pamięci, rozpaczy i żalu przed Pałacem Prezydenckim. 1 24

127 Zygmunt Jan Prusiński Kondolencje wierszem Brzozy zakwitły i radośnie żartują z motylami. Nie rozumieją polskiej tragedii, żyją swoimi obrazami. Piotr Wiktor Grygiel Zatrzymaj Panie Boże Zegar!!! - Tak napisałem w wierszu. z Ofiar znałem osobiście Panią Annę Walentynowicz. Kiedy była w Ustce w Domu Kultury, rzekła do mnie, cytuję: - Tylko nie zapomnij o mnie poeto! O, nie Paniu Aniu, nie zapomnę!!! - Niech Wam Polska Ziemia Lekką Będzie! (Ustka 14 kwietnia 2010 r.) Kobietom z samolotu prezydenckiego Tu 154M Każda z Was zostawiła dom, chciałyście do niego wrócić. W domu rodzice, dzieci, mąż - może kot i pies, ulubione miejsce do wypoczynku. Może któraś z Was zapomniała podlać kwiaty, może i pranie zostawiłyście na dwa dni: - Mężu wrócę, przepraszam, to tylko dzień, noc będzie nasza - rumianą herbatę wypiję, przytulisz moje ręce, ucałujesz je... Bo ręce kobiety są jak drzewa, jak muzyka. - Nie martw się mamo, nie martw się córko, życie przed nami, jak piękny wiersz Gałczyńskiego. 15 Kwietnia Ustka A ten Katyń, a ten Smoleńsk... Motto: Pilnujcie Tego Miejsca - Czesław Cywiński Sobota godzina dziesiąta, jak każda sobota i godzina dziesiąta; czym się różni? Miałem w skromnym ogródku u mamy zasadzić z innego ogródka różne kwiaty. A ja wciąż piszę o dramacie Polski. Sznuruję myśli w całość pajęczyny w oknie, gdzieś szept słyszę i płacz rosy. Moja poezja i Twoja muzyka - otwórzmy dwa serca i ułóżmy na trawie. Niech wyrośnie z nas Las Serc! 16 Kwietnia Ustka Janina Głomska Katyń I zatrzęsła się znów ziemia W lesie katyńskim nowym I narody wzdychają Modły wznosząc do BOGA Tragizm dziejów wciąż żywy Łuna wznosi się nad światem Ile czasu jeszcze minie Gdy braterstwo weźmie górę W lesie katyńskim Prochy i zgliszcza A tu czas budować A tu czas zwyciężać Trzeba iść do przodu W ten czas trudny Z mozołem budować Leczyć rany W lesie katyńskim Dzieci prawdy, mgły z dolin śmierci (tuż po katastrofie smoleńskiej w rocznicę śmierci mego ojca) Jeśli się zbliżasz nad las wilczych jam Popatrz uważnie gdzie stawiasz stopy Przerzuć przez ramię swój barani chłam Tak by nie zbrudził twojej kapoty Nie skowycz tu slangiem niedźwiedzicy Ponad wykrotem jest mało zdatne Bezzapachowo klucz w okolicy Lekko stawiając kolejną patrię Przenika jamę wyssanych czaszek Ten zapach ciał znad wykrotów kata W łagier zrośnięty katyński lasek Zmieszana boleść instynktem gnana I już katharsis, i już tak blisko! Zbielić by mogło krwawiące ślady Na drodze stało zdarte lotnisko A przed nim anioł - zaczarowany U stóp czerwienią wieniec zbryzgany Biel rozerwały ruskie bieriozy Znów nowy szaniec niezasypany Nie zgasi ducha unicestwionych W kwietniowy wir świętą tajemnicę Polski Orle w locie roztrzaskany Panie uspokój mnie jeśli krzyczę Gdy zniżę lot nad las wilczej jamy Uspokój pierścień z palca mej ręki Złożony ojca godnym życzeniem Ciepłem rąk dany sprzed tamtej męki Z martwych przedmiotów w głoszeniu prawdy Ks. Jan Twardowski Bez kaplicy Jest taka Matka Boska co nie ma kaplicy na jednym miejscu pozostać nie może Taki mały prezent w tym dniu, co nic takiego się nie działo - zwykła cisza. Dym z papierosa, kilka łyków kawy, pobrudzone ręce, i ziemia - ta ziemia która rodzi... Ale ziemia też zabiera, niszczy, zabija - jak onegdaj Katyń, jak w sobotę Smoleńsk. Jakby jakieś dziwne zjawy malowały w kałuży twarze. - Znaliśmy te twarze Kwietnia 2010 Ustka Las dwu serc... Fryderyk Szopen napracował się jak nigdy Motto: Tym, którzy zasnęli w Lasku Smoleńskim... Ile tej muzyki wpłynęło we mnie Fryderyku. Jestem zmęczony ostatnim tygodniem, a Ty grałeś bez odpoczynku. Zwyciężać podziały Choć kir oczy przesłania Dać szansę nadziei przeszła przez Katyń chodzi po rozpaczy spotyka niewierzących nie płacze rozumie 1 25

128 Z ŻAŁOBNEJ KARTY Śp. prof. Gerard Labuda (28.XII X.201 0) Był wielkim historykiem uznanym w kraju i za granicą, człowiekiem wielkiego formatu. Nie ukrywał swojego kaszubskiego rodowodu i zaliczał się do największych, współczesnych Kaszubów. Przy grobie Msza żałobna głównym koncelebrantem był abp. Leszek Sławoj Głódź. Był historykiem specjalizującym się w powszechnej historii średniowiecza oraz historii Słowian. W latach był rektorem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Był członkiem Polskiej Akademii Umiejętności oraz Polskiej Akademii Nauk, a także licznych towarzystw naukowych na całym świecie. Urodził się w roku w Nowej Hucie koło Kartuz. W 1936 r. rozpoczął studia historyczne na Uniwersytecie Poznańskim. Już jako student pisał rozprawy historyczne. W 1934 roku, na tajnym Uniwersytecie Ziem Zachodnich w Warszawie, otrzymał tytuł magistra na podstawię wydanej w r. pracy Polska i krzyżacka misja w Prusach. Od 1950 roku był profesorem Uniwersytetu Poznańskiego. W jego dorobku naukowym jest ponad 1600 prac, w tym liczne artykuły i prace zbiorowe. Był autorem m.in. Studiów nad początkami państwa polskiego, Słowiańszczyzny pierwotnej, Polskiej granicy zachodniej. Tysiąc lat dziejów politycznych oraz Historii Kaszubów w dziejach Pomorza. Zgodnie ze swym życzeniem został pochowany na Kaszubach w rodzinnej parafii w Luzinie. Jego pogrzeb był nie tylko hołdem dla Jego zasług i pamięci, ale także stał się manifestacją pogrążonych w żałobie po nim Jego Braci Kaszubów. Zamieszczamy relację fotograficzną z tej wielkiej manifestacji pamięci. Wieczne spoczywanie racz dać mu Panie!!! Zbigniew Talewski Profesorowi oddaje hołd Jego uczeń - Donald Tusk premier rządu RP. W kondukcie m. in. Renata i Wojciech Kiedrowscy i Stanisław Fiszbach. Żałobnicy: od lewej Zdzisław Zmuda Trzebiatowski z Gdyni, Roman Zaborowski Wojewoda Pomorski, Natalia Nastały Przewod. Samorządu Uczniowskiego Gimnazjum im. Pisarzy Kaszubskich w Luzinie, Kazimierz Bistroń dyrektor Gimnazjum w Luzinie. Przy grobie od lewej Zbigniew Byczkowski prezes o/zkp w Łęczycach, Zdzisław Zmuda Trzebiatowski, Kazimierz Bistroń, Zbigniew Talewski. Zgromadzone poczty sztandarowe wokół grobu Profesora. 1 26

129 LISTY OD/DO REDAKCJI * Szanowny Panie Zbigniewie! Gratuluję 10 rocznicy wydawania pisma Naji Goche. Jest bardzo potrzebne nie tylko małej ojczyźnie... Robi Pan wiele dobrego na łamach prasy. Przybliża osoby i fakty jednoczy, opisuje, uczy patriotyzmu dla tej, co nasza i nie tylko. Chylę czoła. Bez Pan talentu i ogromu pracy nie byłoby możliwe to wielkie dzieło... Tak trzymać! Dziękuję za zamieszczanie moich tekstów na łamach Pańskiego czasopisma. Janina Głomska Od Redakcji: Dziękujemy za gratulację, za ocenę i dobre słowo. Tych dokonaniach jest także udział Sz. Pani, dziękujemy za przesyłane materiały, za propagowanie naszego magazynu w środowisku Brus i całych Zaborów. * Marek Doering Toruń Szanowny Panie Redaktorze, zainteresowało mnie oświadczenie posła Piotra Stanke dot. ofiar ludzi konsekrowanych podczas II wojny światowej. Wśród nich znalazłem księdza Aleksandra Doering /brat mojego dziadka/. Poseł powołał się na pańskie opracowanie związane z tą tematyką i tutaj chciałbym serdecznie prosić o możliwość wglądu do tego materiału. Poszukuję mianowicie więcej informacji na temat ww. osoby termin aresztowania, pobytu w więzieniach, śmierci, pochówku lub odwołania się do źródeł, z których Pan czerpał przy przygotowaniu tego materiału. W chwili obecnej mieszkam w Toruniu, jednakże pochodzę z Luzina i trzymam kciuki za wszystkie projekty, również Pana, realizowane na rzecz Kaszub. Z góry dziękuję za pomoc i pozdrawiam Od. Redakcji O zainteresowanie się niniejszą kwestią tragicznej śmierci ks. Aleksandra Goeringa i upamiętnienia Jego pamięci w Łęgu, poprosiliśmy Ośrodek Kultury w Łęgu. Zamierzamy wspólnie ufundować okolicznościową tablice w miejscowym kościele/bądź na cmentarzu. O wynikach tych starań poinformujemy Sz. Pana. * Do SMH Gryfa Pomorskiego CIS w Męcikale Komendant Wojciech Derewiecki Szef Sztabu Roman Kwasigroch Bardzo dziękuję za zaproszenie ale przede wszystkim gratuluję Sztandaru, Przysięgi, Uroczystości. Gratuluję działalności prężności organizacyjnej a zwłaszcza Serca dla sprawy dla historii i działań społecznych, Waszej pamięci TOW Gryfa i przysparzania mu chwały. Tylko z uwagi na inne wcześniejsze umówione sprawy chyba nie będę fizycznie z Wami za to będę Zdj. ze zbioru Magazynu Lata 20/XX wieku pamiątka z służby wojskowej Jakuba Trzecińskiego mieszkańca Upiłki w Gochach syna Jakuba aktywnego uczestnika manifestacji ludności Borowego Młyna, podczas tzw. Wojny Palikowej, na rzecz ustalenia przebiegu odcinka granicy odrodzonej II RP, w r. przebiegającego przez obszar parafii. duchem i sercem. Byłem jestem i będę pełen podziwu dla Was i nadal czuję się jednym z Was. Czołem. Serdecznie pozdrawiam Zbigniew Talewski Goch * Niepodległościowe życzenia Ojczyzna wolna, znowu wolna! Tak bije serce, huczą skronie! A Biały Orzeł w słońcu kwiatów Przyleciał, by go ująć w dłonie. Zawsze był z nami - ptak wspaniały Choć czasem ktoś odszedł daleko... Bronił tej ziemi, bo ją kochał Sercem pokoleń już od wieków. Dziś w całej Polsce brzmi Mazurek... Dzisiaj radości kanonada Witamy wszyscy Niepodległość Jedenasty Listopada... ( Ojczyzna znowu wolna Ryszard Przymus) Fundacja i Redakcji z okazji Święta Narodowego Rocznicy odzyskania Niepodległości- życzymy Przyjaciołom i Czytelnikom naszego magazynu wszystkiego najlepszego!!! Szczególnie życzymy wszelkiej pomyślności, a przede wszystkim dalszego rozwoju naszej Matce Ojczyźnie również wiele osobistej satysfakcji życzymy wszystkim Kaszubom i Pomorzu. Zbigniew Talewski Fundacja Słupsk i Borowy Młyn na Kaszubskich Gochach 11 listopada 2010 r. * Zdzisław Machura Słupsk r. Witam i serdecznie pozdrawiam w Dniu Święta Niepodległości Polski. Miałem juz wykład na temat tego święta na Uniwersytecie Trzeciego Wieku, będę miał w Kobylnicy w Domu Kultury i po raz drugi na Uniwersytecie. Mam osobisty stosunek do tego święta, gdyż w rodzinie mojej matki - Półrolów byli uczestnicy walk o wolną Polskę. Zygmunt Półrola walczył w szeregach Wojska Polskiego z bolszewikami. Był żołnierzem POW pseudonim Topór. Był odznaczony Krzyżem Walecznych i Krzyżem Niepodległości Polski. Zmarł w 1975 roku. Podobnie walczył z bolszewikami Bronisław Półrola, także żołnierz POW. Był żołnierzem frontu ukraińskiego i walczył w armii gen. Antoniego Listowskiego. Był w zajętym przez Polaków Kijowie. Potem w bitwie warszawskiej walczył pod gen Rydzem Śmigłym. Był wtedy żołnierzem 8 kompani 2 batalionu 26 pułku piechoty 3 armii gen. Zygmunta Zielińskiego. Brał udział w ofensywie znad Wieprza, która okrążyła wojska bolszewickie i odrzuciła je od Warszawy. Bronisław przeżył 82 lata i zmarł w roku Walczył w szeregach W.P w tym czasie brat mojego dziadka - Feliks Półrola, który w czasie odwrotu wojsk polskich nabawił się gruźlicy i zmarł w 1922 roku. Jak widać z powyższego rodzina moja miała tradycje niepodległościowe i mogę być dumny z moich przodków. Zachowały się ich zdjęcia. Serdecznie pozdrawiam. Zdzisław. * Zdzisław Machura Słupsk r. Panie Zbigniewie! Dziękuję za piękny i patriotyczny wiersz i pozdrowienia. Ze swej strony przesyłam wierszyk nieco frywolny, ale świadczący o charakterze Kaszuby. Inspiracją był jeden znany mi przedstawiciel tej nacji. Spotkanie nad Słupią Na ławeczce przy rzeczce, co za śmieszny rym, Siadło dziewczę urocze z kawalerem swym, On był Kaszub, panienka gdzieś zza Bugu wód Wywodziła swój polski i kresowy ród. Ona mówi i mówi, pilnie słucha on, Mowa bardzo poważna, uroczysty ton. - "Tu w zamkowym kościele jutro jest nasz ślub, Tylko jedno ustępstwo wtedy dla mnie zrób, Gdy ksiądz stułą powiąże nasze ręce dwie, O to jedno, jedyne dzisiaj proszę cię. Przy ołtarzu koniecznie powiedz wtedy "tak", To miłości twej dla mnie będzie wielki znak, Czy pojąłeś kochany, o co będzie szło? Jak odpowiesz kochany? - krótko odrzekł - "Jo". 1 27

130 NASZE ZWYCZAJE 1 28 Zbigniew Talewski Ostatnie dni adwentu, witają nas śnieżycami i mrozem, a przy tym pochmurną aurą Słowem nadal w tych dniach od rana do rychłego wieczoru nie będziemy oglądać słońca a to, jak me Kaszebe godame znacze, że: Chto nie widzy reno słuńca, temu smutni dzeń do kuńca.. Także dymy z kominów naszych checzy nadal: tłeczą sa po zemi, co oznacza, ze mdze śnieg lub deszcz, że może przyjść ocieplenie i zmiana pogody. A że w wilie Bożego Narodzenia i w okresie Godów może padać deszcz i że się ociepli, przepowiedziała nam mroźna, święta Barbara prognozując, że: Jak na Barbara mróz... schów chłopie sanie... a wepchni wóz. Ale póki, co nadal w tym tygodniu, zwłaszcza w głębi Kaszub na ich styku z Borami, tj. na Gochach i Zaborach, a także na środkowo pomorskim Pobrzeżu, wiać bądze z zapadu zimnymokry wiater ji trzemac bądze mróz, srebrząc gołoledzią drogi i szronem komary drzew. A że szroni drzewa... to dobry znak, bo czej w przedgodniku na drzewach lód, tej żniwa jak miód. * Wigilia Na Kaszubach okres świąteczny Bożego Narodzenia, to jest między wigilią narodzin Jezusa a świętem Trzech Króli nazywany jest Godami. Sama wilia tych świąt to Gwiozdka, nazywana tak od najważniejszej w tym okresie gwiazdy Betlejemskiej, która gde w ten wieczór je jasna wróży, że w przyszłym roku stodoła bandze ciasna. Ukazanie się Gwiazdy Betlejemskiej, pozwala zasiąść do wigilijnego stołu i oznajmia ona także, że do naszych drzwi zapuka z miechem pełnych podarków Gwiazdor a także, że niebawem z betlejemską szopką przybędą kolędnicy, po kaszubsku zwani, również gwiozdorami. Ich przybycie zwyczajowo oznajmiał dzwonek lub gwizd, stąd nazywamy ich także na Kaszubach gwiżdżami. Gody to święta pojednania, stąd gdy idą Gody, wyciągaj rękę do zgody, bo w dzień Adama i Ewy daruj bliźniemu gniewy. Także zwyczaj nakazuje by przed wieczerzą wigilijna uregulować swoje długi. Sam akt dzielenia się w ten godny, święty wieczór opłatkiem, należy na Kaszubach do stosunkowo nowych obyczajów, jak i również zwyczaj strojenia świerkowej choinki kaszebskiej dany zwanej także jako godnym albo bożym drzewkiem, które wymieniane jest przez Kaszubów, jako jedno z trzech najważniejszych drzew, za pomocą, których w sposób szczególny czci się Boga, to one: Brzóska, wierzba i dana są w służbie niebieskiego Pana. W wigilię sprawiano także wróżby. Wierzono, że wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdy zatrzymuje się czas i przychodzą wówczas dusze przodków. Żadna gospodyni już nie odważyła się szyć, ani prząść, aby niechcąco nie uwięzić Świąteczne reminiscencje jakąś dusze, bo by całe jej rodzinne gospodarstwo nigdy nie zaznałoby spokoju. Nie wylewano wody, aby nie zamoczyć i nie znieważyć nieziemskiego przybysza, bowiem on, gdy godnie zostanie przyjęty zagwarantuje opiekę, dostatek i szczęście dla domowników. Z kolei puste miejsce, jakie niegdyś pozostawiano przy stole przeznaczone było dla ducha przodka, a dzisiaj pozostawia się je dla strudzonego wędrowca. Siadając do stołu dmuchało się na swój zydel by nie opacznie nie usiąść na siedzącą na nim już być może jakąś duszyczkę. Wystrzegano się również by do stołu wigilijnego nie siadać w nieparzystej ilości osób, wierzono, bowiem, że dla parzystego rachunku jeden z biesiadników będzie musiał w najbliższym roku umrzeć. Także wróżono z ilości zjedzonych a postawionych na wigilijnym stole potraw. Powszechnie wierzono, że tyle przyjemności ominie człowieka w nadchodzącym roku, ilu potraw wigilijnych nie zdołał skosztować. Żecząc Apartnym Drechechom wszedściego Dobrego na to Boże Narodzenie - zakończę tę frazę swojej świątecznej gadki powiedzeniem, że Kożdo powiastka także ta moja - mo swój ogon, czyli końc i że w każdej bajce na jej dnie jest prawda.... * Pierwszy dzień świąt Od Jadama, Jewę dawoj bedłu plewe Parafrazując to kaszubskie przysłowie chciałoby się rzec... święta, święta a pojutrze już po świętach... normalność. Ale póki, co pozostając w świątecznym nastroju opowiem i zlokalizuje polskie i kaszubskie miejscowości o nazwie Betlejem, tj. nazywające się tak, jak to najważniejsze miasto położone w judzkiej ziemi, z którym związane jest jedno z proroctw Starego Testamentu o przyjściu na świat Mesjasza. Dzisiaj w tym leżącym na Ziemi Judzkiej mieście urodzenia Chrystusa, nad grotą betlejemską wznosi się potężna bazylika. Pierwszą świątynie w tym miejscu wybudował około 330 roku cesarz Konstanty Wielki, potem była ona przebudowywana przez cesarza Justiana i Zakon Krzyżowców. W posadzce tej bazyliki widnieje wyryty napis: Tu z Dziewicy Maryi narodził się Jezus Chrystus. Polskich Betlejem w naszym kraju mamy 9 z tego aż 5 na Kaszubach. Są to Betlejem w gminie Lipnica na Gochach, leżące na wybudowaniach sołectwa Łąkie, następne jest k. Nowej Wsi Lęborskiej. Ponadto tak nazywają się osada koło Stężycy i kolonia koło Sulęczyna obie w powiecie kartuskim, a także mamy tak nazywający się przysiółek koło Starej Kiszewy w powiecie kościerskim. Najważniejszym kaszubskim Betlejem jest Betowo - Bytów, tak w swym poemacie O panu Czarlińskim co po sece do Pecka jechał nazywa to miasto Jarosz Derdowsczi z Wiela. Pozostałe polskie Betlejem to przysiółek koło Roźwienicy w powiecie Jarosław, przysiółek koło Białki w powiecie rzeszowskim oraz osady pod Szerzyną w powiecie Jasło i osada w pobliżu Bobowa w powiecie Gorlice. Mamy także Betlejemkę, która znajduje się koło Alwerni w powiecie chrzanowskim. Powracając do świątecznego nastroju i do pozostającej jeszcze do zjedzenia sporej ilości gwiazdkowych frykasów, pragnę słowami Mikołaja Reja przestrzec, że już Salomon pisze, iż to dawno słynie, że ich więcej z obżerstwa niż od miecza ginie. A że pierwszy dzień świąt tradycyjnie spędza się w rodzinnym gronie, stąd też i okazja do swobodnego spożywania z zastawionego stołu w myśl, kaszebscziej zasady, że dzys jest lepi choc roz na dzeń lecho zjesc... i doma sedzec co po polsku znaczy, że Lepiej siedem razy zjeść i w domu zostać * Drugi Dzień Świąt jest dniem, kiedy to ruszamy w odwiedziny do swych bliskich. Wtedy to jest okazja by Kaszeba ubrał się w świąteczny strój, by stać się Ponem w myśl przysłowia, które potwierdza,że: Na co dzeń to Kaszeba je Kaszeba, a na swianto Kaszubowczim czyli w te, jak i w pozostałe święta roku ubiera się on elegancko i wizytowo, idąc do kościoła czy w gościnę. Ja proponuje abyśmy też udali się w gości i odwiedzili niektórych ze swych przyszłych partnerów w Unii Europejskiej: Anglików, Francuzów i Niemców i poznali ich gwiazdkowe zwyczaje. Otóż to w Anglii, w roku została wysłana pierwsza kartka świąteczna przedstawiająca rodzinne przyjęcie, to na niej były po raz pierwszy przesłane słowa świątecznych i nowo rocznych życzeń. W Anglii tak jak u nas śpiewa się i słucha starych angielskich kolęd. A do współczesnych, nie religijnych, a znanych na całym świecie należą melodie z filmu Świąteczna gospoda z roku a są to: White Christmas i Jingle Bells. Gwiazdka w Anglii nie byłaby Gwiazdką, gdyby nie coroczne przemówienie królowej i tradycyjny obiad, który składa się z trzech dań: z zupy kremowej z warzyw, pieczonego indyka lub gęsi z brukselką i ziemniakami oraz deseru, czyli gorącego puddingu polewanego brandy, albo też słodkiego ciasta z suszonym owocem, najczęściej z marcepanem. We Francji podobnie jak u nas w każdym kościele znajduje się pięknie udekorowany żłobek. Francuzi także jak i my tłumnie uczestniczą w pasterce, po której jest tam dopiero wieczerza wigilijna. Podawana jest ona na pięknie udekorowanym stole a składa się z tradycyjnego nadziewanego kasztanami indyka z deserem w postaci ciasta podobnego do naszego sękacza. Aktualnie tę świąteczną wieczerze jada się w restauracjach odpowiednio do nastroju i świątecznych dni bogato przybranych. Stąd w tym okresie francuskie restauracje są pełne gości. W Francji, podobnie jak u nas w Polsce organizowane są publiczne wigilie dla ubogich organizowane przez instytucje katolickie i charytatywne. We Francji tylko 25 grudnia jest dniem świątecznym wolnym od pracy. Z kolei na obszarze krajów niemieckojęzycznych Boże Narodzenie jest najpiękniejszym i największym świętem rodzinnym w roku. Jest ono przepełnione dobrą nadzieją. Niemieckie określenie świąt jako Weihnachten znaczy to samo, co błogosławione noce. Zwyczaje niemieckie są w dużej mierze takie same, co nasze kaszubsko pomorskie, bowiem rodowód pomorskich zwyczajów gwiazdkowych wywodzi się z tej to tradycji. A co u Niemców dominuje na świątecznych stołach. Otóż w pierwszy dzień świąt na obiad

131 podaje się gęś lub indyka, a ulubionym wypiekiem jest strucla z migdałami i rodzynkami. Ciasto to jest w kształcie bochenka chleba. W ciągu stuleci święto to traciło swój charakter religijny i dziś obchodzi się je przede wszystkim jako wielkie święto rodzinne. Wracając na rodne Kaszuby, spuentuje ten europejski przegląd świątecznego menu kaszebścim powiedzeniem: Że choć w cedzym kraju pado złoto, a u nos tej sej kamienie, to jednak u nos je nolepi. Czyli: - Cedzy kroj chwol, a swojego sa trzem! * Nowy Rok jest poprzedzony Sylwesterem. Nazwa ta przyjęła się powszechnie w krajach chrześcijańskich i wywodzi się od imienia świętego Sylwestra, papieża, który żył w latach Stąd Sylwester jest świętem kościelnym. Jednak dzień ten a zwłaszcza noc sylwestrowa przeznaczona jest na zabawę, na przeganianie odchodzącego Storigo Roku i z nadzieją i radością witanie tego Nowego. Nie sposób bym w tej krótkiej swoje świątecznej gadce opowiedział o wszystkich kaszebścich zwyczajach noworocznych, bowiem jest ich bez liku Nie mniej wspomnę o niektórych z nich. Otóż również i w Sylwestra stawiano sobie różnorakie wróżby, i odbywały się pochody kolędników, a przede wszystkim w ten wieczór Zjazd Karpińskich Brzeźno Szlacheckie 23 lipca 2011 r. Kochana Rodzino! Przedstawiam Wam propozycję zjazdu rodzinnego. Nasza Rodzina już znacznie się powiększyła. Część z Nas nie zna dalszej a czasem bliższej rodziny. Rodzina Karpińskich, to wspaniała rodzina mogąca pochwalić się swoimi dokonaniami. Warto, aby każdy z Nas miał możliwość lepszego wzajemnego poznania się, wspaniałych ludzi jakimi są potomkowie Józefa i Marianny Karpińskich (zd. Stanisławska). Jest sporo ciekawych tematów, szczególnie cennych, aby je przekazać młodszemu pokoleniu. Dlatego warto poznać swoją historię, swoje korzenie. Czymże jest człowiek, który nie zna swoich korzeni, historii swoich przodków. Dlatego zachęcam całą Rodzinę do uczestnictwa w zjeździe. Do tych notatek i programu dopiszcie swoje propozycje. Później zbierzemy się i wybierzemy, to co będzie najlepsze Maria Rogenbuk Projekt programu zjazdu: Msza św. z częściową liturgią w języku kaszubskim ( o ile ks. wyrazi zgodę) Poznanie historii kościoła p.w. Św. Katarzyny w Brzeźnie Szlacheckim, wspólne zdjęcie przed kościołem Złożenie kwiatów na grobach dziadków i pozostałych członków rodziny Spacer po Brzeźnie Szl., pomnik Odsieczy Wiedeńskiej Obiad Wyjazd na Brzozowo, wspólne zdjęcie przed domem Powrót do Brzeźna Poczęstunek kawa i kuch OGŁOSZENIA - ZAPROSZENIA Wyjazd do Borowego Młyna, Strażnica Tradycji i Patriotyzmu im. Bohaterskich Gochów Powrót do Brzeźna Wspólne śpiewanie piosenek kaszubskich Prezentacja multimedialna o rodzinie połączona z wypowiedziami uczestników zjazdu Kolacja Zabawa taneczna 1.Sala (Jerzy Kiedrowski) 2. Kucharka (Jadzia Spiczak Brzezińska) 3. Msza św.(jest już zamówiona) - Organista Wójt Andrzej Lemańczyk (,, Kaszëbskȏ Królewô lub inna pieśń) - Modlitwy w języku kaszubskim czytanie i modlitwa powszechna - grób dziadków i pozostałych członków ro- i noc dominowała zabawa wypełniona żartami i sąsiedzkimi psotami. A to powalono sąsiadowi plot, schowano bramę lub furtkę, bądź wciągnięto np. drabiniasty wóz na dach drewótni, czy też przewrócono wygódkę. W Sylwestra wróżono także laniem wosku i ołowiu na wodę. Wierzono, że co sę, komu uleje, to go spotko w Nowim Roku. Z kolei dziewczęta wróżyły sobie zapalając dwie cienkie drzazgi, z których jedna przedstawiała dziewczynę, druga upatrzonego chłopaka. Jeżeli spopielone drzazgi schyliły się do siebie, wówczas małżeństwo jest pewne. Z kolei Sylwestrowy Kolędnik wyobrażał stary rok, który należało wegnac. A więc straszono go wszelakim hałasem czynionym dzwonieniem i klepaniem w blachy, najczęściej w dekle garnków. Ważnym było także by Stari Rok nastroszeć wepękiwaniem batogów. W orszaku Starigo Roku najważniejszym uczestnikiem był często koń. Stąd mówiono, kolędować z koniem. A po tym końskim pochodzie odbywał się tzw. konikowi szrum, czyli zabawa taneczna. Drugim sylwestrowym kolędnikiem, był noworoczny chłop, którym był ubrany w koszule lub kożuch. To on chodząc od checzy, do checzy zachęcał domowników do różnorodnych gier noworocznych. Np. proponował możliwość ujrzenia noworocznej gwiazdy np. poprzez rękaw marynarki. Gdy ciekawski przez ten rękaw wezdrzoł be uzdrzec te gwiozde - nalewano do niego wody... Druga zabawą była - łowic muniami detki. Czyli rywalizować w wyciąganiu wargami wrzuconych do balii wanny- monet. Kolejną była np. gra zwana Jachac do Pucka po muckę, która polegała na strącaniu czapek z poręczy krzeseł. Kaszebśczi gbur w tą noc sylwestrową nie idzie do chlewa, bo wie, że mógłby coś złego usłyszeć od swej chowy bowiem zwierzęta w te noc rozmawiają z sobą ludzkim głosem Np. mówią o swym gospodarzu... Jeden z gburów będąc ciekaw rozmowy swych wołów, schował się nad ich korytem. A gdy usłyszał jak jeden do drugiego mówi, że za trzy dni powiozą swego pana na cmentarz, nieszczęśliwie wypadł z tej kryjówki, zabijając się na miejscu Sylwester to początek kaszubskich zabaw, a także najważniejszy pierwszy zapustny noworoczny bal. A więc pamiętajmy, że w zapuste muszi bec miąso, bo chto w zapuste nie je miąsa, tego medżi ob lato zjedzą. A jaczi będze ten przyszłi rok?, otóż Czej w Nowi Rok słuńce zaświecy, puste bądą stodołe ji secy. Czego Wam i sobie tego nie życzy - Waji Drech - Słupski Kaszeba z Goch. /-/ dziny (Józef Karpiński, Helena Karpińska, Wantoch Rekowski i... nie wiem kto jeszcze jest z naszej rodziny pochowany na cmentarzu w Brzeźnie) 4. Zespół muzyczny (odpowiedzialna Halina Karpińska z Bytowa) Zaproszenie gawędziarki Ani Gliszczyńskiej z Lipnicy, albo sami przygotujemy 2, 3 skecze po kaszubsku 5. Powołanie grupy organizacyjnej zjazdu! 6. Założenie konta bankowego, na które będą wpłacane pieniądze na zjazd oraz wyznaczenie osoby odpowiedzialnej za finanse! (wyznaczenie terminu wpłaty) 7. Plakat, dyplom zjazdowy. - zrobić śpiewnik zjazdowy, gawędy o Kaszubach, Brzeźnie i rodzinie PREZENTACJA MULTIMEDIALNA O RO- DZINIE pokazana podczas zjazdu, dostępna później na płycie CD, wyznaczenie osoby odpowiedzialnej moja propozycja, to Marian Jurczyk Ważne! - wspólne tworzenie drzewa genealogicznego - przed zjazdem napisanie wspomnień o przodkach i opowieści rodzinnych, które załączy się do materiałów zjazdowych (mogą być biografie członków rodziny) - przesłanie informacji oraz zdjęć o każdym członku rodziny (o żyjących i zmarłych), które zostaną przedstawione podczas prezentacji multimedialnej oraz na płycie CD Muzeum zaprasza Muzeum Sygnałów Myśliwskich w Tucholi zaprasza w każdą środę od godz do Muzeum znajduję się w głównym budynku Technikum Leśnego ( zejście do piwnic od strony Banku BGŻ) Dla grup możliwość zwiedzania także w innym umówionym czasie. Wystawa stała: Tradycje sygnałów myśliwskich w Technikum Leśnym (ze zbiorów szkoły) Wystawa czasowa: Rogi Myśliwskie od Petersburga do Paryża (ze zbiorów Joanny i Piotra Grzywacz) Kontakt: Piotr Grzywacz, tel

132 Z ŻAŁOBNEJ KARTY Jerzy Dąbrowa-Januszewski ( r.) pisarz, dziennikarz i oddany Kaszuba z wyboru Jerzy Dąbrowa-Januszewski urodził się w Zemborzycach koło Lublina Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Większość swego życia spędził w Słupsku, pracując w Głosie Pomorza, współpracował także z miesięcznikiem regionalnym Pomerania. Był autorem tomów poezji Z kamiennego wiatru, Jesień Anny, Pożegnania i powroty, To miejsce, tomu szkiców i esejów Z notatnika kaszubskiego, widowiska scenicznego Ulica wyobraźni, pisał także teksty piosenek. Był wielkim regionalistą, członkiem Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego, członkiem jego władz centralnych a przede wszystkim w Słupsku, gdzie był członkiem zarządu słupskiego Zrzeszenia i wieloletnim jego prezesem. Był inicjatorem i współorganizatorem wielu przedsięwzięć utrwalających tożsamość kaszubsko pomorska, a także imprez kulturalno - rekreacyjnych związanych z spływami kajakowymi śladami Remusa. Był lubianym i Szanowanym Obywatelem Słupska. Został pochowany w asyście Kaszubskich Stanic 4 października r. na Starym Słupskim cmentarzu. Cześć Jego Pamięci Zbigniew Talewski *Ku Jego Wiecznej Pamięci publikujemy galerie zdjęć Z mojej Księgi Pamięci, wpisów i fotogramów z różnych okresów Jego kaszubskiej działalności. 1 30

133 Ppłk Andrzej Szutowicz Kilka lat temu odebrałem telefon, mój rozmówca przedstawił się: Mrozik Gliszczyński. Ma Pan kaszubskie nazwisko powiedziałem... Choć nigdy nie spotkaliśmy się, rozmowa ta zapoczątkowała stałą współpracę między Pełczycką Izbą Historyczną a Kołem nr 21 Stowarzyszenia Saperów Polskich z Drawna. Prahistoria rodu Kaszubscy Gliszczyńscy wywodzą się z dwóch wsi które posiadają jeden wspólny człon tj. Gliśno (kasz. Glino). Te wsie to Gliśno Małe k. Brus i Gliśno Wielkie w parafii Borzyszkowy. Do dziś istnieją rozbieżności, z którego to Gliśna dotyczą najdawniejsze przekazy. Herbarz szlachty kaszubskiej t. II (str ) Przemysława Pragerda wskazuje na Gliśno Małe. Najstarsze Gliśno istniało już prawdopodobnie w XIII w. Początkowo władali ją książęta zachodniopomorscy a od r. przez kilka lat Brandenburczycy. Potem nastali Krzyżacy. W średniowiecznym akcie darowizny odnotowano, ze rycerz Nickil (Mikołaj) Glyszyn (von Glissen) 7 listopada r. dostał do zagospodarowania i obrony od Wielkiego Mistrza Winricha von Kniprode obszar wokół Gliśna. Nickil Glyszyn wzmiankowany jest jeszcze w i roku, sprawował nawet urząd sędziego ziemskiego (1 390), był to najwyższy urząd dla lennika wywodzącego się z miejscowego rycerstwa. Synami sędziego mogli być odnotowani w dokumentach Paszko z Gliśna (1 409) i Dytrych z Gliśna (1 41 2). Możliwe jest, że Gliśno Wielkie dopiero pojawiło się w zapisie z r. dotyczącym ławnika komturstwa człuchowskiego Matcza von Gleisten (Macieja z Gliśna). Czy zapisy o rycerzach z Gliśna mówią o pra-giszczyńskich, czyli o protoplastach dzisiejszych Gliszczyńskich? Na to pytanie niestety nie można odpowiedzieć. Wiadomo, że w Chamyr z Glisna otrzymał od Zygmunta I potwierdzenie swych praw do dóbr szlacheckich w Gliśnie. Dlatego do legendy należy zaliczyć przekaz, że Chamier Gliszczyńscy zostali uszlachceni przez króla polskiego Jana III Sobieskiego po słynnej wyprawie Kaszubów pod Wiedeń w W w Gliśnie Wielkim gospodarzyli: Augusty Gliszczyński (Gliczinski) Jakub, Maciej, Marcin, Piotr, wśród innych nazwisk było dwóch zwanych Chamier (Chamiersz) tj. Mikołaj i Jan. O Gliszczyńskich z Małego Gliśna w tym czasie nie wspomniano. W wspomniany został w zapisach Jan Chamier Gliszczyński. KASZUBSKIE RODY Szlachecki rodowód z Kaszub Mrozik - Gliszczyńscy W1 662 Gliśno Wielkie było podzielone na 1 7 działów, z których 1 1 było w rękach szlacheckich z tego aż dziesięcioma władali panowie Gliszczyńscy. Z Gliśna Małego mają się wywodzić Buchan -, Jutrzenka -, Szpot -, Samek (Zamek)- Gliszcyńscy. Z Gliśna Wielkiego pochodzić mają: Broszek -, Chamier -, Dunajec -, Dym -, Janicz (Dejanicz) -, Lanik, Lenik-, Mroczek, Mrozik -, Muda, Zmuda - Giszczyńscy. Spotyka się także Gliszczyńskich o przydomkach: Drewa -, Jastrzębiec -, Kozak, Kosaak -, Król -, Wielin -, Wręcz, Wrync -. Występowali oni w takich miejscowościach jak: Małe Chełmy, Czapiewice, Główczewice, Orlik, Brzeźno Szlacheckie, Kiedrowice, Łąkie, Ostrowite, Prądzona, Gostkowo, Półczno, Rekowo, Trzebiatkowa. Historia odnotowała udział pomorskich Gliszczyńskich w sejmach elekcyjnych 1 697, Potem w wyniku zaborów Polski Gliśna stały się pruskie, a Gliszczyńscy z odpowiednim von zostali zaliczeni do królewsko pruskiej szlachty. Jednak herb i brzmienie nazwiska pozostało polskie. Służyli Prusom dobrze co ponoć zauważył król pruski Friedrich Wilhelm III i specjalnie podziękował im za patriotyczną postawę w dobie Napoleona. Przedstawiciele Chamier - Gliszczyńskich, co było tradycyjnie w odniesieniu dla szlachty kaszubskiej, robili kariery głównie w pruskiej armii, kilku z nich osiągnęło rangi generalskie. Gliszczyńscy z przydomkiem Mrozek, pisanym także Mroczek i Mrozik, a nawet Mrozyk i Mruzyk, mieli się pieczętować herbem własnym, będącym kolejną odmianą herbu Księżyc. Od początku XVIII wieku Mrozek - Gliszczyńscy byli notowani w Wielkim Gliśnie, a od połowy tegoż stulecia także w Borzyszkowach, Kiedrowicach, Ostrowitem, Smołdzinach. Ponadto od roku posiadali dział F w Ciemnie (von Mrozek- Glisczinsky), a pisani jako von Mroczek- Glischinsky, ale też von Mrozik- Gliszczynski, byli od początku XIX wieku właścicielami działu E w Trzebiatowej. Opis herbu Herb Mrozek albo Mroczek, czyli Księżyc odmienny przedstawia w polu błękitnym półksiężyc srebrny, z dwoma gwiazdami złotymi na każdym rogu lub według Wincklera półksiężyc, a nad nim trzy gwiazdy w pas i w klejnocie trzy pióra strusie. Ten drugi herb, choć przez Wincklera podany bez kolorów, jest w zasadzie podstawowa wersją herbu Księżyc. Herbami tymi mieli się tez pieczętować Trzebiatowscy, używający przydomka Mroczek, kto wie, czy nie od Gliszczyńskich się wywodzący. Biorąc pod uwagę herby Chamierów-, Buchonów- i Mrozków - Gliszczyńskich, będące odmianami herbu Księżyc, przedstawiające półksiężyc i trzy lub dwie gwiazdy- według heraldyków niektóre takie same dla Buchonów, jak i Chamierów czy dla Buchonów- i Mrozków- można odnieść wrażenie, że są to herby jednego rodu, tylko szerzej rozgałęzionego. Możliwe, że zarówno Mrozkowie, jaki i Buchonowie nie są młodszymi liniami Chamierów- Gliszczyńskich. Na podstawie Herbarz szlachty kaszubskiej t. II ( str.60-67) Przemysława Pragerda 1 31

134 1 32 Maria Ollick Tuchola A czy znasz Ty bracie młody Twoje ziemie, twoje wody? Z czego słyną, kędy giną? W jakim kraju i Dunaju? A czy znasz Ty bracie młody Te pomorskie twoje rody, Tych Kaszubów, Kociewiaków I tych Gochów, Borowiaków? NASZE ZWYCZAJE Bory jako skarbiec kultury duchowej Tak napisał Izydor Gulgowski w Pieśni o Ziemi Naszej, która jest jakby uzupełnieniem pieśni Wincentego Pola A czy znasz ty Bracie Młody. Cieszę się, że mogę podzielić się z czytelnikami moimi spostrzeżeniami na temat dziedzictwa Borów, które po części znajdują się w moich książkach Maltych i grapa. Tradycja, specjały kuchni i inne ciekawostki z Borów Tucholskich oraz w Od Adwentu do adwentu. Doroczne obrzędy i zwyczaje w Borach. Pisząc książkę Maltych i grapa. Tradycja, specjały kuchni i inne ciekawostki z Borów Tucholskich, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że potencjalny odbiorca po jej przeczytaniu odczuwać będzie pewien niedosyt. Treści zawarte w książce miały być jedynie przyczynkiem do zgłębiania naszej tradycji i zachętą do dalszych poszukiwań. Cieszy to, że zainteresowanie naszym dziedzictwem jest dowodem na to, że cenimy to wszystko, co pozostawili po sobie nasi przodkowie. Po rozmowach z Czytelnikami zrodził się zamysł szerszego spojrzenia na tematykę zawartą w poszczególnych rozdziałach. Książka Od Adwentu do Adwentu. Doroczne obrzędy i zwyczaje w Borach. Może ktoś zapytać dlaczego taki tytuł? A no dlatego, jak zapewne Państwo wiecie, rok obrzędowy tak jak rok liturgiczny (kościelny) rozpoczyna się Adwentem i kończy się dniem poprzedzającym kolejny Adwent. W książce spróbowałam zawrzeć treści, w których zaznacza się wielość wpływów kulturowych, splatających się elementów wiary chrześcijańskiej ze spuścizną dawnego życia religijnego ludów zamieszkujących Pomorze i ludowości, które przenikając się wzajemnie w ciągu roku liturgicznego i obrzędowego trwały i trwają tak przez wieki w wielkiej harmonii. Żal dzisiaj, że wiele z nich wskutek cywilizacji całkowicie zanikło i nie da się ich odtworzyć, a inne trwają w szczątkowej formie. Bogactwo kulturowe Borów to dzieło poprzednich pokoleń, to to, co przez dziedziczenie pozostaje w naszej pamięci. To tradycja, która podlega kultywowaniu i ochronie. To zespół cennych wartości spajających lokalne środowiska, kształtujące tożsamość i zapewniające zakorzenienie. Wielu dzisiaj nie zdaje sobie sprawy z tego co posiadamy: kultury, historii naszych przodków i tych wszystkich duchowych i materialnych wspomnień, które po sobie zostawili. We współczesnym świecie, który stał się wielkim placem targowym, na którym wszystko można kupić i sprzedać, rzadko mamy czas na to, by zatrzymać się, docenić czas miniony. Często szukamy wrażeń zbyt daleko, nie zgłębiając wiedzy o własnym regionie. Wiele przez to tracimy. To co jest prawie w zasięgu ręki może okazać się cudowne, a dostrzeżenie tego wszystkiego będzie najpiękniejszym uczuciem uczuciem dumy. Wiedza o miejscu urodzenia i zamieszkania, o jego dziedzictwie prowadzi do szukania swojej prawdziwej ojczyzny nie tylko na mapie, co jest prostym zadaniem, lecz w tradycji. Penetracja dostępnej dzisiaj literatury i funkcjonujące wśród miejscowej ludności Borów przekazy ustne - legendy, podania i inne wytwory ludzkiego umysłu są dowodem na istniejący w przeszłości prawdziwy świat kultury duchowej, który w szczątkowych formach przetrwał do czasów nam współczesnych. Zakorzenione w odległej przeszłości wierzenia, pierwiastki religijne i parareligijne, walka dobra ze złem, sacrum i profanum i istnienie sił nadprzyrodzonych są wynikiem myślenia przednaukowego. Tyczy się to również magii, mitów, wyobrażeń o przyrodzie nieujarzmionej, żywiołów, chorób, wszystkich nieszczęść, śmierci i życia pozagrobowego. Istniejące w przekazach demony, duchy, najróżniejsze stwory, czary i uroki - to świat fantazji, wszelkich wyobrażeń i personifikacji. Medycyna ludowa i ziołolecznictwo funkcjonujące współcześnie sięgają do starych, sprawdzonych, skutecznych metod i sposobów wspomagając nowoczesne lecznictwo XXI wieku. Inspiracją ludowej wyobraźni stała się też hagiografia (legendy i żywoty świętych), pełna opisów cudownych zdarzeń, niezwykłych czynów i męczeństwa - wstrząsających obrazów heroicznej śmierci w imię miłości do Boga i bliźnich. Tak w dniach św. Barbary, św. Błażeja, św. Agaty, św. Katarzyny, św. Jana, św. Andrzeja, św. Marcina, św. Szczepana i wielu innych świętych składano ofiary, modlono się do nich jako do patronów, opiekunów czy pomocników w spawach trudnych i beznadziejnych z prośbą o wstawiennictwo u Boga Najwyższego. Wierzono (i wierzy się) w skuteczność oddziaływania święconych przedmiotów (np. świece, sól, woda, chleb, zioła). Kultura pomorska oparta jest na niemal tysiącletnich fundamentach wiary chrześcijańskiej, spuściźnie dawnego życia religijnego Słowian (w starożytności i we wczesnym średniowieczu), ich wzajemnym przenikaniem się oraz w wyniku rozwoju cywilizacji. Prawie we wszystkich kultywowanych w ciągu roku liturgicznego i obrzędowego tradycyjnych zwyczajach i obrzędach w harmonijny i zadziwiający sposób splatają się pierwiastki pogańskie,starosłowiańskie, ludowe i chrześcijańskie. W tym połączeniu religii chrześcijańskiej ze zjawiskami przyrodniczymi, wierzeniami i zamierzchłymi zwyczajami ludowymi istnieje ład pełen tajemniczego uroku. Systematyczne badania etnograficzne tradycyjnej kultury ludowej zaczęto prowadzić regularnie dopiero w drugiej połowie XIX wieku.region Borów nie miał jednak do nich większego szczęścia, a opisy zwyczajów i obrzędów panujących do tego czasu na tym terenie potraktowane były w badaniach fragmentarycznie przy innych okazjach. Z opisów poczynionych przez ks. Stanisława Kujota, ks. Bernarda Sychtę, ks. Władysława Łęgę, Johannesa Mühlradta czy dra Kazimierza Karasiewicza jak również z badań etnograficznych można wysnuć wniosek, że w zwyczajach i obrzędach panujących na Kaszubach, Kociewiu i w Borach występowało wiele podobieństw, ponieważ te regiony posiadają wspólne korzenie kulturowe. Poparciem takiego stanu rzeczy są relacje zamieszczone w czasopismach lokalnych i pamiętnikach z początku XX wieku. Papież Jan Paweł II, Wielki Polak podkreślał, że (...)Naród żyje dzięki kulturze. Służymy jej poprzez studia nad nią, przypominanie i czynienie żywym polskiego obyczaju i tradycji.(...)wierność korzeniom nie oznacza mechanicznego kopiowania wzorów z przeszłości. Wierność korzeniom jest zawsze twórcza, gotowa pójść w głąb, otwarta na nowe wyzwania, wrażliwa na znaki czasu. Odbieram te słowa Papieża jako apel do nas wszystkich, by dziedzictwo regionalne włączać w obieg naszej współczesności. Przecież dzisiaj, w dobie wpływu różnorodnych kultur ważne jest kształtowanie więzi emocjonalnych z ojcowizną, wytwarzanie lokalnego patriotyzmu, identyfikacja z wartościami tkwiącymi w dziedzictwie kulturowym regionu oraz budzenie szacunku dla dorobku kultury regionu. Zakorzenienie w tradycji chrześcijańskiej, narodowej, regionalnej i lokalnej jest bowiem jednym z warunków kształtowania postaw obywatelskich. Badacze zajmujący się kulturą duchową i materialną zauważali wspólne historyczno kulturowe podobieństwa a zarazem odrębności między sąsiednimi regionami Pomorza. Zapewne miały i mają na to wpływ: dawna więź, sąsiedztwo i fakty historyczne wspólne dla mieszkańców Borów, Kociewia i Kaszub. To potwierdzenie prawdy oczywistej, ze żadna społeczność, grupa etniczna nie może egzystować w warunkach izolacji od wpływów sąsiadów. Stąd tak wiele w kulturze dawnych Borowiaków podobieństw do najbliższych im Kaszubów i Kociewiaków. Kończąc przytaczam słowa ks. Bernarda Sychty: Czy to same Kociewiaki, czy Borusy w Borach, czy Lasaki, czy Kaszuby na morzu, jeziorach. Jedna Matka nas wszystkich kolebała. Pokłońma so w pas, Tobie Polsko chwała. Żniwa Dla mieszkańców wsi zbliżał się czas największego znoju, najcięższej pracy w całym roku, wieńczącej starania i zabiegi gospodarskie, czas swoistego rytmu i licznych obrzędów. Od zarania dziejów kultura ludowa przesiąknęła głosem ziemi - rodzicielki, dlatego żniwa stanowiły centralny okres roku, oczekiwany z nadzieją i troską. Bogactwo wróżb dotyczących pogody w tym okresie świadczy o znaczeniu tej pory dla człowieka. Wróżby urodzaju lub nieurodzaju pojawiały się już od wczesnej wiosny aż po sam czas żniw. Suchy marzec, mokry maj, będzie żytko jako gaj Święta Zofija kłosy rozwija Deszcz w Siedmiu Braci żniwne plony traci Deszcz na św. Jakuba - na pszenicę zguba Dawniej jednym z głównych warunków uzyskania dobrych plonów była sprzyjająca pogoda, (fot. R. Borzyszkowski)

135 dlatego obserwowano ją z wielkim niepokojem i starannością. Okres żniwny przypadał przeważnie pomiędzy 1 6 lipca a 24 sierpnia - od Matki Boskiej Szkaplerznej (Jagodowej, Żniwnej, Kośnej) - do św. Bartłomieja. Na Matkę Boską Szkaplerzną żniwa były już tuż, tuż i trzeba było mieć kosy w pogotowiu. Kobiety z dziećmi wczesnym rankiem udawały się do lasu na jagody, z których przygotowywano smaczne zupy z kluskami, kuchy drożdżowe z jagodami, a suszone służyły jako lek przeciw biegunce. 24 lipca przypada dzień św. Jakuba Apostoła. Jeśli nie było sprzyjającej pogody, to w tym dniu koniecznie należało postawić chociaż jeden snopek, natomiast na 24 sierpnia św. Bartłomieja trzeba było zakończyć prace żniwne. Często zdarzało się, że słoneczne lato pozwalało na świętowanie plonów już 1 5 sierpnia, w dniu Matki Boskiej Zielnej. Jakub siecze, Anka piecze Na św. Jakub chleba nie zakup Na św. Bartłomieja w stodole nadzieja W tym czasie zbiegają się w tucholskich parafiach odpusty: w pierwszą niedzielę po 16 lipca - Matki Boskiej Szkaplerznej w kościele pw. Bożego Ciała, 24 lipca - w kościele pw. św. Jakuba Apostoła, a 24 sierpnia - w kościele pw. św. Bartłomieja. Jest to czas modłów o pogodę, dobre polny lub czas modlitw dziękczynnych za okazaną łaskę i szczęśliwe zakończenie zbiorów. Kult Matki Boskiej Szkaplerzne 1 6 lipca przypada święto Matki Boskiej Szkaplerznej. Jest ono pamiątką nocy z 1 5 na 1 6 lipca roku, kiedy to Matka Boska ukazała się Szymonowi Stockowi, wielkiemu czcicielowi Maryi na Górze Karmel. Wtedy to podczas modlitwy, podając mu szkaplerz rzekła: Przyjmij najmilszy synu szkaplerz(...)znak Mego Bractwa(...). Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. Szkaplerz to wierzchnia szata zakonna w kształcie pasa zwisającego na piersiach i plecach. Dzisiaj szkaplerz, jako symbol przynależności do bractwa, to dwa prostokąty połączone taśmą, zawieszone na szyi lub medalik z wizerunkiem Matki Boskiej Szkaplerznej. Według źródeł Bractwo Szkaplerza Świętego powstało w Tucholi w roku. Pierwszy ołtarz ku czci Matki Boskiej Szkaplerznej został ufundowany w latach przez ks. Marcina Thiede dla kościoła św. Bartłomieja, który stał na tucholskim rynku do chwili rozebrania go przez Niemców w październiku roku. W roku umieszczono na ołtarzu obraz namalowany w roku przez Walerego Eliasa Radzikowskiego. Obecnie, razem z XIXwiecznym feretonem, znajduje się w kościele pw. Bożego Ciała. W archiwum parafii zachował się też statut bractwa z roku. Święty Jakub - Syn Gromu Św. Jakub był bratem św. Jana Apostoła.. Obaj byli rybakami, mieszkali nad jeziorem Tyberiadzkim. Rodzicami byli Zebedeusz i Salomea, krewna Najświętszej Marii Panny. Gdy z bratem płukali sieci nad brzegiem jeziora przechodzący tamtędy Jezus wezwał obu, by poszli za nim. Wśród Apostołów św. Jakub wymieniany jest zawsze na czołowym miejscu. Wyróżniał się popędliwym charakterem tak dalece, że sam Chrystus nadał mu przydomek Syn Gromu. Należał do tych uczniów Jezusa, którzy pytali Go, kiedy nastąpi koniec świata. Był świadkiem cudownego połowu ryb i ustanowienia przez Chrystusa św. Piotra głową Kościoła i pasterzem swojej owczarni. W średniowieczu powstała legenda, że św. Jakub, zanim został biskupem Jerozolimy udał się zaraz po Zesłaniu Ducha Na polu, Rys. A. Narloch Świętego do Hiszpanii. Opowiadano sobie, że w czasie jednej z bitew z Maurami miał się ukazać na niebie w zbroi rycerza i przyczynić się do zwycięstwa chrześcijan. Św. Jakub poniósł śmierć męczeńską 25 lipca 44 roku. Został ścięty mieczem z rozkazu Heroda Agryppy I, wnuka Heroda I. Wizerunkom Apostoła towarzyszy często miecz, ale też kij pielgrzymi, nawiązujący do wędrówek ewangelizacyjnych. Św. Jakub jest patronem Hiszpanii. Opiekuje się czapnikami, pielgrzymami i żebrakami. Święto Matki Boskiej Zielnej Ważnym świętem kościelnym, jednym z najstarszych, ale też głęboko tkwiącym korzeniami w ludowej tradycji jest 15 sierpnia. To święto Wniebowzięcia Maryi Panny, zwane przez lud Świętem Matki Bożej Zielnej. Wiąże się ono z wiarą Chrześcijan, że Matka Boska nie umarła śmiercią naturalną, lecz została wzięta żywcem do nieba. Jest to jeden z dogmatów Kościoła. Od V wieku obchodzone było w kościele Wschodu jako Święto Zaśnięcia Matki Boskiej, a od VII wieku Stolica Apostolska przemianowała je na Święto Wniebowzięcia. W Polsce Święto Matki Boskiej Zielnej często łączone z świętem plonów. Bardzo popularnym zwyczajem praktykowanym do dzisiaj jest święcenie i składanie darów z ziół, zbóż, warzyw i kwiatów. Poświęcone plony trzyma się w domu dla zapewnienia bezpieczeństwa i harmonii rodzinnej. 1 5 sierpnia jest od 30 lipca roku świętem państwowym, związanym z rocznicą Cudu nad Wisłą. To Święto Wojska Polskiego. Święty Bartłomiej Apostoł Bardzo mało dzisiaj wiemy o życiu św. Bartłomieja, o którym milczą również Ewangelie, z wyjątkiem św. Jana - fragmentu o powołania go na Apostoła i objawienia się Jezusa nad Jeziorem Genezaret, którego był świadkiem wraz z innymi Apostołami. Był rybakiem i mieszkał w Kanie Galilejskiej. Uważa się, że to właśnie na jego weselu Jezus dokonał cudu przemienienia wody w wino. Nie wiadomo też dokąd udał się z misją ewangelizacji po Zesłaniu Ducha Świętego. Tradycja podaje, że swoją misję pełnił w Indiach, Etiopii lub Arabii. Niektóre zaś źródła podają, że nauczał w Azji Mniejszej, Frygii, Mezopotamii i Persji. Jednak najprawdopodobniej nauczał w Armenii. Z życiem św. Bartłomieja związana jest legenda, która mówi o tym, że udało mu się nawrócić brata króla Armenii, Polimpiusza. Rozgniewało to bardzo króla Astiagesa, który nakazał uwięzić Bartłomieja. Został on pojmany w mieście Albanopolis, a następnie poddany torturom, które miały go zmusić do wyrzeczenia się nauki Chrystusa. Gdy to nie pomogło, król polecił ukrzyżować Bartłomieja, a następnie ściąć mieczem. Przed śmiercią, w czasie tortur, został żywcem odarty ze skóry. Przypuszczalnie męczeńska śmierć miała miejsce w 70 albo 71 roku. Relikwie świętego przechowywane są w katedrze w Benewencie koło Neapolu i w Rzymie na Wyspie Tyberyjackiej. Święty ma aż trzy atrybuty: skórę, z której został odarty, nóż rzeźnicki, który służył oprawcom i księgę, która przypomina o jego misji ewangelizacyjnej. Jest patronem bartników(?), grabarzy, 1 33

136 Plon niesiemy, plon w gospodarza dom... Fot. J. Basta introligatorów, krawców, rzeźników i tynkarzy. Wizerunek św. Bartłomieja widniał na pieczęci pieczęci komturstwa tucholskiego (1332).Pieczęć o średnicy 32 mm wyobraża świętego trzymającego w ręku skórę i miecz swojego męczeństwa. Przed rozpoczęciem żniw (około św. Jakuba 25 lipca) kosiarze brali kąpiel w jeziorze lub w rzece, przywdziewali czystą bieliznę i białą koszule, udawali się do kościoła, gdzie święcono kosy. Potem z nabożną pieśnią na ustach Kto się w opiekę... i muzyką, jakby z procesją przez wieś udawali się na pole. Rozchodząc się na rozstajach dróg modlili się pod krzyżem lub kapliczką o łaskę podczas żniwienia. Nigdy nie rozpoczynano prac żniwnych w piątek. Najlepiej było przystąpić do pracy w dni przypisane Matce Boskiej (środa lub sobota). Pierwsze kłosy żął gospodarz lub żonaty chłop obdarzony gromadą dzieci. Kłosy z pierwszej garści kładł na krzyż, kilka rozrzucał po polu jako ofiarę dla demonów, by nie przeszkodziły w czasie pracy i nie przynosiły nieszczęścia. Podczas żniw pracowali wszyscy domownicy, jedynie gospodyni zostawała w domu, by przygotowywać dla żniwiarzy posiłek. Pomagały dzieci, sąsiedzi, najmowano też do pracy wyrobników. Gdy dopisywała pogoda, przewiane na polu snopy zwożono do stodoły, która musiała być do zmagazynowania odpowiednio przygotowana. Towarzyszyły temu kiedyś ważne rytuały. Stodołę wymiatano do czysta, czasem parę razy z rzędu gałązkami klonowymi albo brzozowymi zerwanymi w noc świętojańską. Do obowiązku gospodyni należało pokropienie całej stodoły święconą woda. Do zwiezienia pierwszej fury gospodarz ubierał się w odświętny strój. Stał przy otwartych wrotach stodoły, a gospodyni przy bramie gospodarstwa, by na czas ją otworzyć. Konie nie mogły przecież zatrzymać się choćby na chwilę, co mogło źle wróżyć. Wóz ciągnęła para koni przystrojonych kolorowymi wstążkami, ziołami i uplecionymi słomianymi warkoczami. Pierwszy wóz ze zbożem musiał wjechać do stodoły w ciszy, by nie zwoływać z pola myszy. Im ciszej odbywał się rozładunek do sąsieka, tym mniej roboty miały koty w ciągu roku, które zazwyczaj rezydowały w stodole. Gdy dobrze plonowało i nie wszystkie snopy mogły pomieścić się w stodole, stawiano wówczas stogi na polu. Tak składowany plon przeznaczony był do pierwszej młócki. Niekiedy w czasie pracy na polu albo podczas stogowania można było ujrzeć zjawę Polnicę, która przypominała piękną dziewczynę ubraną w białe szaty, z wieńcem na głowie. Zachęcała żniwiarzy do pracy, budziła z popołudniowej drzemki. Ukazywała się zwykle około południa. Gdy na polu wykoszono wszystko zboże, zostawiano tzw. pępek (kawałek niezżętego zboża),w którym mogła zamieszkać Polnica.Miał on też symboliczny wymiar wróżył dobre plony na następny rok. Ostatnią wiązkę kłosów zebranych z pola wieszano nad drzwiami do paradnej izby (... )Chleba naszego powszedniego daj nam... (fot. M. Kłosowski) Zakończenie żniw łączyło się dawniej z obrzędem wiązania ostatniego snopa, który miał postać chochoła. Sadzano go na ostatniej furze, która wjeżdżała do stodoły. W zamożnych gospodarstwach gburskich urządzano zabawy przed chałupą a zamiast chochoła pleciono bogaty wieniec zwany koroną. Zwyczaj ten kultywowany jest w kulturach ludowych wielu narodów do czasów współczesnych. Na wieniec już wcześniej odkładano nie tylko najpiękniejsze kłosy z pola ale też różne dorodne płody z ogrodów, zioła i inne dary przyrody. Były to szyszki chmielu, orzechy leszczyny, jarzębina, kalina, owoce z sadu, koper, mak i warzywa. Wielobarwny wieniec, przeważnie w formie korony plotły wyznaczone do tego dziewczęta. Gospodarzowi wręczała go przodownica dziewczyna, która nawiązała najwięcej snopów. Towarzyszyła jej cała śpiewająca gromada dziewcząt i chłopców: Plon niesiemy, plon w gospodarza dom... Te uroczyste obrzędy zwane dożynkami odbywały się w okolicach 24 sierpnia na św. Bartłomieja. Cała wieś bawiła się na dożynkach. Najpierw jednak podczas nabożeństwa dziękowano za plony. Ważnym momentem dziękczynnej liturgii było poświęcenie chleba upieczonego ze świeżej mąki. Potem następowała huczna biesiada z poczęstunkiem, piwem, mocniejszymi trunkami i tańcami, na miejsce której udawała się cała wieś z muzyką i śpiewem. Trwała ona do późnej nocy, czasem do świtu, a rozchodząc się do gospodarskich obowiązków śpiewano wówczas: Kiedy ranne wstają zorze, Tobie ziemia, Tobie morze, Po żniwach. Mała Komorza 2009, mal. Margot Vogl Tobie śpiewa żywioł wszelki, Bądź pochwalon Boże Wielki Wypiek pierwszych bochenków chleba ze świeżej mąki był świętem dla całej rodziny. Chleb ten jako Dar Boży otoczony był wielkim szacunkiem. To przecież on właśnie wieńczył dzieło ciężkiej pracy i był zapłatą za rzekę wylanego potu. Cały proces, od zarabiania ciasta po sam wypiek wymagał wielkiej staranności. Gospodyni odmawiała przy tym modlitwy, rozpoczynając od Modlitwy Pańskiej Ojcze Nasz. Upieczony bochen zanim został nakrojony był znaczony znakiem krzyża. Po uformowaniu bochenków zawsze pozostawało w koponce trochę ciasta. Wówczas gospodyni z resztek ciasta szykowała małe placuszki okraszone skwarkami, wędzonką albo resztkami kiełbasy. Piekła je zaraz po wyjęciu chleba z pieca. Najbardziej czekały na nie dzieci. Placuszki te nazywano szurbakami. Dzisiaj pod nową nazwą borowiackie mace znane są jako jeden z regionalnych produktów kulinarnych. W niektórych społecznościach zwyczajowo zanoszono na rżysko kawałek chleba, kładziono go na białej płachcie jako dar dla polnych skrzatów z podziękowaniem za pilnowanie zboża na pniu. Czas żniw jest tym okresem, w którym silnie splatają się tradycje i zwyczaje ludowe, czasem tkwiące swoimi korzeniami w obrzędowości dawnych Słowian, z obrzędowością chrześcijańska. Pobożność ludu spleciona z tradycją przekazywaną z pokolenia na pokolenie pozostawiła nam bogatą spadkowiznę - dziedzictwo, które w swoim trwaniu świadczy o naszych korzeniach. /-/

137 FOTO ZBLIŻENIA Minister na Gochach Pan Jan Stanisław Ciechanowski p.o. Kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych wraz z Małżonką uczestniczyli w Borzyszkowach roku w uroczystości poświęcenia odnowionego na grobie Komendanta Wojskowego TOW Gryf Pomorski - śp. Józefa Gierszewskiego PS. Mjr Ryś epitafium. Po uroczystości odwiedzili Brzeźno Szlacheckie zatrzymując dłużej przy zabytkowym kościele i obelisku Kaszubi pod Wiedniem,. Następnie udali się do Borowego Młyna na Leśną Strażnice Tradycji i Patriotyzmu im. Bohaterskich Gochów p.w. Chrystusa Króla a w Wierzchocinie odwiedzili Gospodarstwo Agroturystyczne Wiesławy i Czesława Klajstów. Poniżej migawki z tej wizyty. (tekst/zdj. tz) 1 35

138 1 36 Tomasz Cisewski Chojnice 26 marca 2010 r. odbyło się w czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chojnicach spotkanie z Przemysławem Pragertem, autorem recenzji wyżej prezentowanego Herbarza szlachty kaszubskiej. Organizatorami tej promocji byli, chojnicki oddział Związku Szlachty Polskiej oraz Miejska Biblioteka Publiczna w Chojnicach. Na sali obecni byli m.in. przedstawiciele następujących rodów: Cisewskich/Cissewskich, Czapiewskich, Chamier Cieminskich, Łąckich, Leliwa Pruszaków, Wika Czarnowskich,. Obecne były również lokalne media. Spotkanie rozpoczęło się o godz powitaniem gości, co miałem przyjemność uczynić. Następnie Natalia Zofia Czapiewska z chojnickiego oddziału ZSzP zaprezentowała w formie prezentacji multimedialnej periodyk Verbum Nobile będący organem prasowym naszego stowarzyszenia. Po tym nadszedł czas na odczytanie recenzji przygotowanej przez Siegfrieda von Janowskiego, konsultanta genealogicznego ZSzP, a odczytanej przez jego brata Andrzeja. Następnie głos zabrał Przemysław Pragert, który opowiedział uczestnikom spotkania o swoim dziele. Autor dostawał od publiczności wiele interesujących pytań. W trakcie spotkania można było nabyć Herbarz szlachty kaszubskiej w promocyjnej cenie oraz zdobyć dedykację autora. Poniżej publikuje recenzję tego trzeciego tomu Herbarza opracowaną przez Siegfrieda Johana von Janowskiego. *** Siegfried Johan von Janowski Konsultant genealogiczny ZSzP. Promocja trzeciego tomu Herbarza szlachty kaszubskiej w Chojnicach W sierpniu 2009 roku ukazał się trzeci tom Herbarza szlachty kaszubskiej autorstwa Przemysława Pragerta. Jest to ciąg dalszy niezmiernie cennej publikacji heraldycznej, która w głównej mierze nawiązuje do mało znanych herbów drobnej szlachty kaszubskiej. Nie brak w nim również rodów zamożniejszych, których przedstawiciele zajmowali w przeszłości różne urzędy ziemskie, czy też senatorskie w ziemi kaszubsko-pomorskiej. Niewielu czytelnikom wiadomo, że Przemysław Pragert z urodzenia nie jest Kaszubą, a jego korzenie wywodzą się z Łodzi, skąd pochodzi jego matka, i Warszawy, skąd pochodzi ojciec. Rodzice autora osiedli po II wojnie światowej w Sopocie, gdzie urodził się, uczył i mieszkał przez ponad 25 lat. Po ślubie autor Herbarza przeprowadził się do Gdyni, gdzie mieszka i pracuje do dzisiaj. Z REGIONALNEJ PÓŁKI Przemysław Pragert w Chojnicach Zdumieniem może napawać nas fakt, iż jako autor pracy o charakterze historycznym, nie jest z wykształcenia historykiem. Po skończeniu Technikum Budowy Okrętów (Conradinum) w Gdańsku, studiował na Politechnice Gdańskiej, którą ukończył w roku. Tym bardziej znaczące jest dzieło, jakiego dokonał, tworząc publikację niezwykle ważną i oczekiwaną. Autor przywołuje w swoim Herbarzu rodziny szlacheckie, które nie były omawiane w dotychczasowych pracach zajmujących się tą problematyką, co dodatkowo stanowi o jej wartości. Kaszubi są świadomi i ciekawi swojej historii, którą tworzyli ich przodkowie na przestrzeni kilku ostatnich stuleci. Przemysław Pragert dał Kaszubom do rąk nie tylko książkę, w której mogą odnaleźć swoje herby i krótką historię rodu, ale przede wszystkim wzbudził ich zainteresowanie swoją rodzinną przeszłością. Mało osób wie, co stało się prawdziwą inspiracją do podjęcia się tak ciekawej i jednocześnie trudnej pracy, jak stworzenie Herbarza szlachty kaszubskiej. W roku 2001, podczas promocji innego herbarza, Herby patrycjatu gdańskiego, dzieła dr. Mariusza Gizowskiego, padło z sali pytanie, dlaczego nikt dotąd nie podjął się opracowania herbarza szlachty kaszubskiej. Pan M. Gizowski odpowiedział, że tym tematem zajmuje się od paru lat Przemysław Pragert, który jest obecny na promocji. Zadającym pytanie był pan Kazimierz Małkowski z Gdyni, który następnie zwrócił się z prośbą do przyszłego autora Herbarza szlachty kaszubskiej o nawiązanie kontaktu z redakcją miesięcznika Pomerania. Tak narodził się pomysł publikacji heraldyczno-genealogicznej dotyczącej szlachty kaszubskiej. Przemysław Pragert wykonał mozolną pracę, która polegała m.in. na zebraniu wszystkich dostępnych materiałów drukowanych, dotyczących herbów szlachty na Kaszubach, zawartych w herbarzach, opracowaniach rodzinnych i innych publikacjach historycznych. Większość materiałów z okresu do roku, była wydana w języku niemieckim i oprócz nielicznych polskich publikacji, Herbarz jest niezmiernie cennym zbiorem informacjiheraldyczno-genealogicznych. Należy traktować go jak swego rodzaju drogowskaz dla poszukiwaczy historii rodzinnych. Autor podaje informacje bibliograficzne dzięki, którym czytelnik jest w stanie dotrzeć do starszych publikacji, bądź źródeł rozsianych w różnych archiwach, tak w Polsce jak i po za granicami naszego kraju. Zainteresowania P. Pragerta herbami i heraldyką rozpoczęły się już podczas studiów. W tym czasie w chwilach wolnych bywał w Bibliotece Gdańskiej PAN, gdzie zaraził się wirusem heraldycznym. Już na początku lat 80-tych XX wieku zauważył, że herby i rody kaszubskie są bardzo nieprecyzyjnie opisane i niekiedy trudno jest potwierdzić ich wiarygodność heraldyczną, gdyż informacje o nich bywają często mylne. Przez szereg lat zbierał literaturę, kupując herbarze w księgarniach i antykwariatach lub też kserując publikacje, które go interesowały. Wszystkie te działania były w tym czasie pewnego rodzaju odskocznią od życia zawodowego w stoczni, w której rozpoczął swoją karierę zawodową, począwszy od montera, brygadzisty, mistrza, kierownika, głównego specjalisty kontroli jakości i szefa zasobów, a obecnie dyrektora i członka zarządu jednej ze spółek z Grupy Stoczni Remontowej Nauta S.A. w Gdyni. Pracowitość i zainteresowania autora przyniosły owoce już w 2001 roku, kiedy w Kwartalniku Genealogicznym ukazał się pierwszy artykuł o herbach rodów kaszubskich, który dotyczył rodziny Machów, potem następny, już w Pomeranii Witków, i dalej, kolejnych rodzin. Z wypowiedzi P. Pragerta dowiadujemy się, że pierwsze publikacje dotyczyły rodzin z herbami najbardziej zawikłanymi w literaturze heraldycznej. Próbą uporządkowania informacji o wielu herbach kaszubskich był właśnie cykl publikacji w miesięczniku Pomerania. Na początku 2003 roku wydawca Tomasz żmuda-trzebiatowski zaproponował autorowi wydanie Herbarza, który miał być pierwszą publikacją tego rodzaju dla szlachty kaszubskiej, żyjącej od stuleci na tych ziemiach. Herbarz ten z pewnością znacząco uzupełnia lukę w dzisiejszej literaturze heraldycznej, która choć składa się z licznych opracowań o herbach szlachty polskiej, czy niemieckiej zamieszkałej na ziemiach dzisiejszych Kaszub, to próżno by szukać publikacji dotyczącej wyłącznie herbów szlachty kaszubskiej. Autor boryka się często z problemem używania różnych herbów przez jedną rodzinę lub osobę. Wśród szlachty kaszubskiej nierzadkie były sytuacje, gdzie bracia pieczętowali się odmiennymi herbami, heraldycznie często odbiegającym od pierwotnego wizerunku herbu. Przykładem mogą tu posłużyć herby Janowskich. Dominującym motywem godła herbu na Kaszubach był księżyc z gwiazdą, albo z kilkoma gwiazdami, jak również zwierzęta (między innymi jeleń lub lew). Mnogość odmian herbów u naszych przodków nie znała widać granic. Powodem mógł być brak urzędu heroldii, który by te sprawy regulował. Kaszubi żyjący na pograniczu dwóch kultur (polskiej i niemieckiej) byli pozostawieni w tej dziedzinie sami sobie. Problematyczne są również tzw. przydomki szlacheckie, które są bardzo charakterystycznym elementem kultury szlacheckiej na Kaszubach i trudno dziś ustalić, który jest pierwotnym nazwiskiem danego rodu, który typowym przezwiskiem przyjętym w danej rodzinie, a który tylko jednostkowym rągadłem. Można przypuszczać, że wszystkie te niejasności odstraszały dotychczas zawodowych historyków, którzy może z obawy przed krytycznymi komentarzami pisali jedynie o elitach społecznych w minionych wiekach, gdzie herb czy nazwisko nie podlegały dyskusji. Jak dotąd brakowało opracowania na temat drobnej szlachty, choć niejeden zawodowy historyk czynił zapowiedzi, że tematem tym się zajmie. Tym bardziej, więc P. Pragertowi należą się słowa uznania i wsparcia przeciw pojedynczym krytycznym głosom ze środowiska akademickiego. Podziw wzbudza ogrom pracy, którą autor włożył w opisanie, w sposób zgodny ze źródłami historycznymi, herbów zmieniających swój wizerunek

139 przez stulecia. Przemysław Pragert często przywołuje innych autorów z epoki, cytując ich punkt widzenia, oparty na ich odkryciach, bądź przypuszczeniach, gdyż trudno jest dziś jemu o stuprocentową źródłową weryfikację wszystkich herbów licznej drobnej szlachty kaszubskiej. Warto nadmienić, iż szlachta ta często zmieniała swoje miejsce pobytu. Zwłaszcza jej uboższa warstwa, dzierżawiąca cudzą ziemię, żyjąca z pracy własnych rąk, rzadziej będąca na posadach ekonomów u zamożniejszej szlachty lub w służbie armii pruskiej. W pracach nad tomem trzecim, w stosunku do poprzednich, autor zrobił krok dalej, korzystając z bogatych zbiorów archiwum w Greifswaldzie (Landesarchiv Greifswald), w którym znajduje się m.in. jedyna zachowana księga grodzka sądowa lęborska (Lauenburger Grodgerichtsbuches) z lat W tomie tym zostały wykorzystane również fragmenty podobnej księgi sądowej, miejskiej bytowskiej z lat , znajdujące się w Archiwum Państwowym w Koszalinie. Nieliczne, szczątkowe wręcz pozostałości archiwalne po szlachcie kaszubskiej, do których autor dociera, świadczą o jego determinacji. Zabiegi te w znaczny sposób uwiarygodniają opracowanie autora. Chciałbym polecić wszystkim Czytelnikom, a zwłaszcza miłośnikom historii naszych ziem, tę publikację. Tom trzeci, podobnie jak dwa pozostałe, przyciąga również nasze oczy swoim wyglądem. Książka posiada twardą okładkę, wydrukowana jest na papierze kredowym, z licznymi kolorowymi ilustracjami herbów, wykonanymi osobiście przez autora. Dzieło Przemysława Pragerta zostało nagrodzone w 2008 r. prestiżową nagrodą im. Adama Heymowskiego, przyznaną przez Polskie Towarzystwo Heraldyczne za najlepszą pracę z zakresu heraldyki, genealogii i dziedzin pokrewnych oraz I nagrodę w kategorii książki naukowej na IX Kościerskich Targach Książki Kaszubskiej i Pomorskiej Costerina Przemysław Pragert jest w trakcie przygotowywania IV tomu Herbarza szlachty kaszubskiej, który według informacji i planów autora, ma się ukazać w r. Będzie to już ostatni tom, z kolejnymi hasłami oraz z uzupełnieniami i sprostowaniami do poprzednich tomów. Promocja tomu III herbarza z udziałem autora, której współorganizatorem jest oddział Związku Szlachty Polskiej w Chojnicach, odbyła się 26 marca w piątek o godz w czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chojnicach. /-/ Dzięki Bogu!!! Ks. prałat Jan Gierjatowicz proboszcz parafii Św. Jacka w Słupsku w rozmowie z Szefem:...dziękuję za szczęśliwy przebieg operacji postawienia na cokole pomnika Bogusława X Wielkiego..." (Zdj. Jan Maziejuk) UCHWYCONE 1 37

140 ZDARZYŁO SIĘ (11 lutego 1 5 grudnia r.) 11 lutego 2010 r. Gdańsk Dom Kaszubski Instytut Kaszubski był organizatorem spotkania promocyjnego książek: Wielkie Pomorze. Mit i literatura pod redakcją Adeli Kulik-Kalinowskiej, Od Smętka do Stolema. Wokół literatury Kaszub Adeli Kuik-Kalinowskiej i Daniela Kalinowskiego oraz Niemcy o Kaszubach w XIX wieku. Obraz Kaszubów w pracach G.L. Lorka, W. Seidla i F. Tetznera pod redakcją naukową Józefa Borzyszkowskiego. Laudację wygłosili: prof. Jerzy Treder i prof. Daniel Kalinowski. 12 lutego Borowy Młyn Na terenie Strażnicy Pamięci i Patriotyzmu im. Bohaterskich Gochów koło jeziora Gwiazda i w szkole w Borowym Młynie odbyły się uroczystości związane z obchodami 90 rocznicy tzw. Wojny Palikowej oraz nadania miejscowej szkole imienia ks. Bernarda Gończa pierwszego proboszcza miejscowej parafii, jednego z głównych przywódców Wojny Palikowej, związanej z ustalaniem w roku, odcinka granicy RP przebiegającej przez teren parafii. Ks. Bernard Gończ był także budowniczym obecnego kościoła. Podczas tych uroczystości poświęcono także nowy sztandar szkoły. Poprzedni, z r., został odnowiony przez bytowską hafciarkę Ingę Mach. Był on podczas II wojny światowej schowany za belkami na poddaszu szkoły. Szczęśliwie w okresie wojennym przetrwał pożar szkoły, ale wymagał renowacji. Teraz zawisł na honorowym miejscu w holu placówki. obok swego następcy. Nie mniej wykorzystywany będzie także w ważniejszych chwilach szkoły i Gochów. Nowy sztandar został w całości sfinansowany, dzięki ofiarności 28 sponsorów, a wykonała go pracownia Gabrieli Reca z Tuchomia. W uroczystości poza mieszkańcami wsi udział wzięli także absolwenci szkoły oraz dawni nauczyciele, oraz uczniowie szkół W Luzinie i KLO w Brusach. Wcześniej, przy Leśnej Strażnicy, w asyście pocztów sztandarowych oddziałów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego m.in, z Chojnic, Lipnicy, Konarzyn i Luzina, a także szkół z Lipnicy i Brzeźna Szlacheckiego odbyło się nabożeństwo upamiętniające 90 rocznicę tych granicznych wydarzeń r. Wieńce pod Obeliskiem Pamięci złożyli m.in. przedstawiciele władz wojewódzkich, powiatowych i gminnych. Wręczono także Bazuny - nagrody przyznawane przez Fundację. Wśród wyróżnionych tym odznaczeniem była także Grażyna Burant dyrektorka miejscowego Zespołu Szkół, wyróżniono ją za krzewienie tradycji kaszubskich. Pełną relację z tych uroczystości opublikowaliśmy w poprzednim numerze. 13 lutego 2010 r. Jezierzyce Gm. Słupsk Starostwo Powiatowe w Słupsku i gm. Słupsk byli organizatorami V Powiatowego Turnieju Kół Gospodyń Wiejskich. Turniej, który został przeprowadzony w 6 konkurencjach z udziałem 8 reprezentacji gmin, odbył się w sali widowiskowo-sportowej w Jezierzycach. Turniej wygrały panie z KGW Objazda, otrzymując nagrodę główna w wysokości 3000 zł, ufundowaną przez Starostwo Powiatowe w Słupsku Drugie miejsce zajęły panie z Wrzącej gm. Kobylnica a trzecie reprezentantki Łupawy z gm. Dębnica Kaszubska. 19 lutego 2010 r. Słupsk W Czytelni Głównej Miejskiej Biblioteki Publicznej w Słupsku odbył się koncert Wojskowego Zespołu Wiarusy z Słupska. Organizatorami Koncertu była Biblioteka Słupska. 26 lutego 2010 r. Człuchów Urząd Miejski w Człuchowie, Wyższa Szkoła Pedagogiczna Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Warszawie, Towarzystwo Miłośników Ziemi Człuchowskiej i Muzeum Regionalne w Człuchowie byli organizatorami konferencji naukowej: Człuchów i region w czasach przełomów historycznych: 1920 i Patronat nad Konferencją objęli: Burmistrz Człuchowa mgr Ryszard Szybajło i rektor WSP TWP w Warszawie prof. dr hab. Julian Auleytner. Kierownikiem naukowym Konferencji był prof. nadz. dr hab. Zdzisław Biegański. Podczas konferencji wygłoszono referaty: - prof. Zdzisław Biegański Dwa powroty Pomorza do Polski w XX wieku uwagi i refleksje; dr Marian Fryda (Muzeum Regionalne w Człuchowie) Początki administracji na Gochach po roku; mgr Wiktor Zybało ( Towarzystwa Miłośników Ziemi Człuchowskiej) Biało-czerwone szachownice nad Człuchowem i regionem w styczniu i lutym r. ; dr Łukasz Nadolski (Pomorskie Muzeum Wojskowe w Bydgoszczy) Działania 1 5 Dywizji SS (Grenadierów) w rejonie Pomorza w styczniu i lutym 1 945r. ; mgr Maciej Zybało (Towarzystwo Miłośników Ziemi Człuchowskiej) Początek oświaty w powiecie człuchowskim rok szkolny ; dr Teresa Maresz (Instytut Historii i Stosunków Międzynarodowych UKW w Bydgoszczy) Warto pamiętać o historii swojego miasta Człuchowa, nie tylko w rocznice wielkich wydarzeń. Z kolei w dniu następnym (27.02) w ramach obchodów 90. rocznicy powrotu Pomorza do Polski oraz 65. rocznicy powrotu Człuchowa do Pomorza odbył się cykl imprez kulturalnych: wystawa malarstwa Eugeniusza Kozłowskiego i Jana Bernarda Jakubowskiego; koncert Piosenka polska po II wojnie światowej do dziś wraz z pokazem medialnym Człuchów a także spotkanie z najstarszymi mieszkańcami miasta. 3 marca 2010 r. Gdańsk Instytut Kaszubski i Wydział Filologiczny i Historyczny UG w Oliwie, zorganizował konferencje naukową, połączoną ze Spotkaniem z przedstawicielami Instytutu Sorabistycznego Uniwersytetu w Lipsku. Podczas tego spotkania jego uczestnicy wysłuchali następujących wykładów i wystąpień: 1. Wykład magistra Lechosława Jocza O wybranych aspektach badań nad fonetyką języków mniejszościowych. 2. Wykład prof. doktora Tomasza Derlatki Typologiczne podobieństwa największych utworów prozatorskich Serbołużyczan i Kaszubów. Z kolei w Domu Kaszubskim w Tawernie Kaszubskiej Mestwin, odbyło się spotkanie z udziałem Gości z Lipska i profesorów UG, poświęcone prezentacji Sorabistyki w Lipsku i Kaszubistyki w Gdańsku. 6 marca 2010 r. Wejherowo W Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej odbył się XXIII Koncert z cyklu Spotkania z Muzyką Kaszub pt. Cassubia Incognita w koncercie wystąpili: Teatr Zamkowa 2 z Bytowskiego Centrum Kultury pod kierownictwem Jaromira Szroedera oraz zespół wokalny w składzie: Natalia i Marcelina Szroeder, Jaś i Witek Stroynowscy, aranżacja i kierownictwo muzyczne a także grał na fortepianie Tomasz Stroynowski. Słowo o muzyce wygłosiła Wisława Frankowska Karsin Grupa taneczna Paradise Dance Team z Karsina wzięła udział w III Ogólnopolskim Turnieju Tańca Nowoczesnego w Brodnicy. Imprez taneczna zorganizowana była przez Brodnicki Dom Kultury. W turnieju udział wzięły liczne zespoły z terenu całej Polski m.in.: Poznania, Warszawy, Bydgoszczy, Grodziska Mazowieckiego, Pułtuska, Torunia, Brodnicy. Mimo, iż Paradise Dance Team działa przy Ośrodku Kultury w Karsinie, w skład zespołu licznie wchodzą dzieci i młodzież z całego powiatu kościerskiego, a także z sąsiedniego Czerska. Tancerze zespołu z Karsina przywieźli 6 nagród tanecznych, w tym I miejsce w kategorii tanecznej: formacje disco show do 1 1 lat. Warto dodać, że właśnie w tej grupie tanecznej niemalże połowę składu 20-osobowej formacji stanowią dzieci z Czerska w składzie: Antonina Biesek, Magdalena Bąk, Karolina Kosecka, Wiktoria Wajdzik, Eliza Czaplewska, Weronika Wasiniewska, Agnieszka Szraiber, Zuzanna Muszyńska, Daria Landowska. Opiekun zespołu, Iwona Laska nie kryła radości z sukcesu i wierzy w kolejne: "Uważam, że tancerki tej grupy są bardzo pracowite i z pewnością będą osiągały jeszcze większe sukcesy. Wypadły znakomicie i sędziowie to docenili przyznając naszej grupie I miejsce. Jestem bardzo zadowolona z najmłodszej grupy, która rozwija się w niesamowitym tempie". Zespół zajął także I miejsce w kategorii tanecznej: mini formacje disco dance lat. Dyr. Grażyna Burant otrzymuje z rąk Bolesława Prońdzinskiego Wielkiego Mistrza Kapituły Fundacji statuetkę Bazuny wyróżnienia Fundacji. /zdj. Jan Maziejuk/ 1 38

141 Również w tej grupie wiekowej są 3 tancerki z Czerska: Jagoda Pruska, Michalina Szydełko, Emilia Błocińska. 12 marca 2010 r. Wejherowo Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko- Pomorskiej w Wejherowie było organizatorem promocji ksiązki Jana Romskiego Dramaty Kaszubskie wydanej w serii Pisarzy Kaszubskich t. IV. Słowo o książce wygłosił prof. Józef Borzyszkowski, a wystąpienia nt części krytyczno literackiej książki wygłosili autorzy jej poszczególnych rozdziałów; dr Adela Kuik Kalinowska, dr hab. Daniel Kalinowski oraz prof. Jerzy Treder. W Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko Pomorskiej otwarto wystawę czasowa fotogramów Janusza Uklejewskiego zatytułowaną: Wejherowo i okolice w fotografii. Marek Wantoch Rekowski główny organizator Święta oraz Henryk Telesiński prezes O/ZKP w Miastku. /zdj. tz/ 21 marca 2010 r. Kartuzy Obyła się manifestacja regionalna i imprezy kulturalne w ramach VII Dnia (święta) Jedności Kaszubów. DJK jest jedną z największych imprez regionalnych, która organizowana jest próbą bicia akordeonowego rekordu Polski w jednoczesnej grze na akordeonie wspólnego zagrania na tym instrumencie wybranych melodii kaszubskiej. Święto to jest organizowane od 2006 roku. Poprzednie cztery edycje odbyły się w Powiecie Bytowskim (Tuchomiu, Kramarzynach, Miastku i Bytowie). Programie była także prezentacja wyrobów kuchni regionalnej a także liczne stoiska z twórczością ludową, gra w Baśkę, występy na dwóch scenach zespołów regionalnych. Słowem każdy uczestnik imprezy mógł znaleźć coś miłego dla siebie. Główna część uroczystości odbyła się w Zespole Szkół Ogólnokształcących Nr 2 na os. Wybickiego tu także podjęto udaną próbę ustanowienia nowego rekord Polski w jednoczesnej grze na akordeonie. 268 to liczba akordeonistów biorących udział w tej udanej próbie bicia akordeonowego rekordu. Kartuskie uroczystości DJK zostały zainaugurowane uroczystą msza święta w Kartuskiej Kolegiacie oraz paradnym przemarszem pocztów sztandarowych i uczestników ulicami Kartuz do Zespołu Szkół nr.2 Głównym organizatorem Dnia Jedności Kaszubów jest pomysłodawca imprezy - pan Marek Wantoch Rekowski z Gochów. Komitet organizacyjny tworzyli: Gmina Kartuzy, Powiat Kartuski, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie oddział w Kartuzach i Miastku. 29 marca 2010 r. Czersk Na odbywającej się w tym dniu sesji Rady Miejskiej radni Czerska jednogłośnie podjęli uchwałę o nadaniu tytułu Zasłużony dla Czerska Ottonowi Sabiniarzowi. O tym zasłużonym działaczu pisaliśmy już niejednokrotnie lecz dla podkreślenia jego zasług przypominamy Jego życiorys. Otton Sabiniarz (ur. 2. października 1 897r., zm. 25. października r.) jest jedną z najbardziej znanych i zasłużonych dla Czerska postaci minionego stulecia. Był z zawodu drukarzem, a społecznie działaczem patriotycznym. Od r. był właściciel drukarni i księgarni, od r. wydawcą Echa Borów Tucholskich, był działaczem społecznym i kulturalnym, współzałożycielem, a później członkiem honorowy Towarzystwa Śpiewaczego Lutnia, działaczem Towarzystwa Ludowego, Towarzystwa Gimnastycznego Sokół, Towarzystwa Kupców, prezesem koła Polskiego Związku Zachodniego, członkiem Akcji Katolickiej, Ligi Morskiej i Kolonialnej, a w latach był radnym miejskim. Uzasadnienia nadania Ottonowi Sabiniarzowi tytułu Zasłużony dla Czerska dokonał Burmistrz Czerska, a poprzedzone było ono wystąpieniem Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego Oddział w Czersku, skierowanym do Kapituły. Kapituła jednogłośnie, pozytywnie zaopiniowała powyższy wniosek. 8 kwietnia 2010 r. Gdańsk - Borowy Młyn Cezary Bentkowski, tenisista UKS Gwiazda Borowy Młyn trenowany przez Romana Reszkę, w XXVII Ogólnopolskim Turnieju o Puchar Przeglądu Sportowego" i Polskiego Związku Tenisa Stołowego zajął miejsce. - To bardzo dobry rezultat - uważa jego opiekun Roman Reszka. Do Turnieju tego zakwalifikował się dzięki zajęciu 2 miejsca w wojewódzkim turnieju klasyfikacyjnym żaków. Do tych ogólnopolskich zawodów ten utalentowany zawodnik, podopieczny trenera Romana Reszki przystąpił jako jeden z 48 zawodników (z każdego województwa po 3 pingpongistów). Powiat bytowski był także reprezentowany przez Krystiana Tomczaka letni Cezary Bentkowski wygrał 3 mecze i 2 przegrał - z przeciwnikami, którzy później zajęli pierwsze miejsce (Aleksander Werecki z UKS Return Piaseczno) i szóste (Mateusz Baranowski z ULKS Dystans Niedźwiada). Te porażki zdecydowały tym, że C. Bentkowskiemu pozostała wałka o miejsca W tej fazie rozgrywek zawodnik Gwiazdy wygrał (każdy z każdym) 2 mecze i jeden przegrał. Ostatecznie został sklasyfikowany na miejscach Czarek spisał się bardzo dobrze. Myślę, że poziom jego gry oscylował pomiędzy miejscem 8 a 30. Poziom między tymi zawodnikami był bardzo podobny. Przy odrobinie szczęścia mogło być miejsce w pierwszej dziesiątce podsumowuje start swego podopiecznego jego trener. Krystian Tomczak w swojej grupie zajął 3 lokatę i również walczył o miejsca Przegrana już w pierwszym pojedynku sprawiła, że znalazł się w przedziale miejsc / D.Z./ 10 kwietnia 2010 r Gdańsk W auli Politechniki Gdańskiej odbyła się z okazji 20-lecia Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową konferencja pt. IDEA POLSKI XXI wieku. Otwarcia konferencji dokonali Janusz Lewandowski Przewodniczący Zgromadzenia Założycieli IBnGR, Komisarz UE ds. budżetu i Jan Szomburg, Prezes Zarządu Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, który wygłosił referat: 20 lat - droga Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, droga Polski. Następnie głos zabrali goście honorowi: - Lech Wałęsa, Przewodniczący historycznej Solidarności, b. Prezydent RP - Donald Tusk, Premier RP Po czym z głosami wprowadzającymi: Jaka Polska w XXI w.? wystąpili: - prof. Jacek Rostowski, Minister Finansow - prof. Marek Ziołkowski, Wicemarszałek Senatu RP - Marta Megger, studentka I roku historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza głos młodego pokolenia Były również wypowiedzi okolicznościowe: - Mieczysława Struka Marszałka Wojewodztwa Pomorskiego - Pawła Adamowicza Prezydenta Gdańska - Tadeusza Gocłowskiego, em. Arcybiskupa Gdańskiego, wspołzałożyciela IBnGR 1 39

142 - prof. Danuty Hubner, Przewodniczącej Komisji Rozwoju Regionalnego Parlamentu Europejskiego, Przewodniczącej Rady Programowej Polskiego Forum Strategii Lizbońskiej - Pawła Olechnowicza, Prezesa Zarządu, Dyrektora Generalnego, Grupy LOTOS S.A. - Macieja Wituckiego, Prezesa Zarządu TP SA, Przewodniczącego Rady Programowej Polskiego Forum Obywatelskiego Poczym obrady potoczyły się w zespołach sesyjnych były to: Sesja I Interesy rozwojowe Polski w kontekście europejskim i globalnym Moderator: Jan Krzysztof Bielecki b. Premier RP Paneliści: - dr Jarosław Bauc, b. Minister Finansow, Prezes Zarządu, Polkomtel S.A. - dr Bogusław Grabowski, Prezes Zarządu, Skarbiec Asset Management Holding S.A. - Małgorzata KałuŜyńska, Dyrektor, Departament Polityki Ekonomicznej, Ministerstwo Spraw Zagranicznych - prof. Grzegorz Gorzelak, Uniwersytet Warszawski, Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych (EURO- REG) - prof. Leszek Pawłowicz, Wiceprezes IBnGR, Uniwersytet Gdański Dyskusja z udziałem sali Sesja II - Jakie Razem Polaków w XXI w.? Moderator: prof. Marek Ziołkowski, Wicemarszałek Senatu RP Paneliści: - prof. Andrzej Szahaj, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu Jaka wspólnota? - prof. Anna Giza-Poleszczuk, Uniwersytet Warszawski Jak budować wspólnotę Polaków? - prof. Ryszard śołtaniecki, Fundacja Kultury Spójność kulturowa warunkiem rozwoju gospodarczego i siły Polski - dr hab. Krzysztof Szczerski, Uniwersytet Jagielloński Na czym oprzeć Razem Polaków w XXI w.? - Krzysztof Margol, Prezes Zarządu, Nidzicka Fundacja Rozwoju "Nida" Jak budować razem Polaków na poziomie lokalnym? Na zakończenie odbyła się dyskusja z udziałem sali. 20 kwietnia 2010 r. Wejherowo Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko- Pomorskiej w Wejherowie oraz Państwowa Szkoła Muzyczna I st. w Wejherowie byli organizatorami Koncertu w wejherowskim Muzeum - pt. Muzyka w Pałacu. W programie koncertu wystąpili: Radosław Gdula puzon; Zygmunt Stojowski Fantazja; Launy Gröndahl Koncert; Katarzyna Sułkowska waltornia;camille Saint - Saëns - Marceau de Concert pour cor; Paul Ducas Villanelle; Jacek Bałka puzon; Eugene Bozza Ballada; Frank Martin Ballada; Bożena Szull - Talar fortepian kwietnia 2010 r. Brusy W Powiatowym Młodzieżowym Domu Kultury w Brusach miało miejsce otwarcie wystawy Autorytety: Lech Bądkowski oraz spektakl w języku kaszubskim Sąd nieòstateczny. Wydarzenie uświetnili swoją obecnością m.in. Stanisław Pestka poeta kaszubski i Honorowy Obywatel Miasta i Gminy Brusy, Józef Chełmowski twórca ludowy i Zasłużony Obywatel Gminy Brusy, Zbigniew Talewski - redaktor naczelny magazynu Naji Gòchë, prezesi oddziałów Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego, Radni Rady Miejskiej w Brusach, dyrektorzy, nauczyciele i uczniowie szkół z terenu miasta i gminy Brusy, przedstawiciele lokalnych stowarzyszeń oraz mieszkańcy naszej gminy. Ekspozycja prezentuje sylwetkę pomorskiego opozycjonisty, pierwszego rzecznika prasowego Solidarności, sygnatariusza Porozumień Sierpniowych, współzałożyciela Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, założyciela i pierwszego prezesa Klubu Studenckiego Pomorania, prezesa Oddziału Gdańskiego Związku Literatów Polskich, wielkiego orędownika idei samorządności. Otwarcie wystawy po raz pierwszy nastąpiło w lutym 2009 roku w Senacie RP, po czym wyruszyła w drogę po Polsce, odwiedzając szkoły, uniwersytety, samorządy. Sylwetkę Lecha Bądkowskiego przybliżył zebranym Krzysztof Korda z Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. Obecni mieli również możliwość obejrzenia spektaklu w języku kaszubskim pt. Sąd nieòstateczny, który został napisany właśnie przez Lecha Bądkowskiego. Reżyserii dramatu podjęła się Felicja Baska Borzyszkowska. W role aktorów wcielili się członkowie Teatru Amatorskiego Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego w Chojnicach, prowadzonego przez Janinę Kosiedowska Akcja dramatu rozgrywa się w świecie demonów. Zrealizowanie tego wydarzenia - było możliwe dzięki Europejskiemu Centrum Solidarności w Gdańsku, Gminie Brusy, Zrzeszeniu Kaszubsko Pomorskiemu Oddział w Brusach oraz Powiatowemu Młodzieżowemu Domu Kultury w Brusach. (Serwis Internetowy UMiG Brusy) 23 kwietnia 2010 r Tczew W Centrum Wystawienniczo-Regionalnym Dolnej Wisły w Tczewie odbyła się debata związana z Kongresem Kociewskim. Dotyczyła ona tematyki Kociewia w Sieci. O roli Internetu w krzewieniu regionalizmu i relacjonowaniu wydarzeń z Kociewia rozmawiali przedstawiciele portali internetowych, gazet i rozgłośni radiowej: Janusz Cześnik (Gazeta Tczewska), Barbara Jackiewicz (Radio Fabryka), Jolanta Pobłocka (portal tcz.pl), Krzysztof Korda (Kociewska Biblioteczka Internetowa).Debatę poprowadził dr Michał Kargul. Organizatorem spotkania był Oddział Kociewski Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Tczewie. 29 kwietnia 2010 r. Kartuzy Kaszubski Instytut Rozwoju, Zrzeszenie Kaszubsko Pomorskie Zarząd Główny oraz Oddział w Kartuzach byli organizatorami spotkania: Dziedzictwo kulturowe Kaszub. Debata odbyła się w Restauracji Kaszubskiej Gościniec Kaszubski w Kartuzach przy ul. Parkowej 4. Referaty wygłosili: Jaromir Szroeder: Odwołania do źródeł kultury i tradycji kaszubskiej w działalności edukacyjnej i artystycznej; Tomasz Fopke: Współczesne ujęcie kultury kaszubskiej. 3 maja 2010 r Czersk W miejscowym kościele parafialnym p.w. Marii Magdaleny odprawiona została msza święta w intencji Czerskiego Samorządu. Z kolei 27 maja w Sali Ośrodka Kultury odbyła się tu uroczysta sesja Rady Miejskiej z okazji XX lecia samorządu terytorialnego w Polsce. 9 maja 2010 r. Łąg Ośrodek Kultury w Łęgu oraz Stowarzyszenie Nasz Łąg-nasza wieś byli organizatorami uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej ku czci Ks. Augustyna Worzały.- budowniczego kościoła w Łęgu. Główna część uroczystości odbyła się w miejscowym kościele, gdzie odprawiona została Msza Św. oraz na przykościelnym cmentarzu przy grobie śp. Kapłana, na którym liczne delegacje przybyłe m.in. z Gdańska,Brus, Chojnic, Czerska, Czarnej Wody i z Gochów a także miejscowi parafianie złożyli wiązanki kwiatów. Po czym w Ośrodku Kultury wystąpił z wspomnieniowym referatem prof. Józef Borzyszkowski z Gdańska a okolicznościowe słowo powiedział poseł Piotr Stanke. W inscenizacjach scenicznych wystąpili uczniowie Kaszubskiego Liceum Kaszubskiego z Brus przygotowani przez p. Felicje Baskę Borzyszkowska, a z koncertem wystąpił miejscowy zespół regionalny Kaszuby. (Na łamach niniejszego wydania NG publikujemy zarówno wystąpienia, jak i bogatą relację zdjęciową z tego patriotyczno wspomnieniowego wydarzenia) 14 maja 2010 Słupsk W Starostwie Słupskim w ramach Dni Kultury Węgierskiej organizowanych w Tygodniu Bibliotek odbyło się spotkanie delegacji węgierskiej z literatami i twórcami z powiatu słupskiego na którym zaprezentowana została działalność nieformalnej Grupy poetyckiej działającej przy słupskim starostwie pn. Wtorkowe Spotkani Literackie. W spotkaniu udział wzięli m.in.: Akos Engelmayer pierwszy ambasador Republiki Węgierskiej w Polsce, etnograf, ur. w r. w Szeged na Węgrzech. Brał udział w Powstaniu Węgierskim w r., co uniemożliwiło mu studia na Węgrzech. W r. ożenił się z Polką, Krystyną Golińską i zamieszkał w Polsce. Ukończył studia na wydziale etnografii Uniwersytetu Warszawskiego. Pracował jako dziennikarz i tłumacz. W latach 80. pośredniczył między opozycją polską i węgierską. Od września r. do lutego r. był ambasadorem Republiki Węgierskiej w Polsce i na Białorusi. Obecnie wykłada w Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku. Ambasadorowi towarzyszyła żona. András Asztalos - ekspert d/s. polskich, znawca muzyki współczesnej, absolwent Wyższej Szkoły Handlu Zagranicznego w Budapeszcie, magister ekonomii. Od do dziś związany z Polską. W latach przedstawiciel Instytutu Badań Koniunktury i Rynku w Biurze Radcy Handlowego przy Ambasadzie Węgierskiej w Warszawie. Od pracownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Węgier. W latach , oraz sekretarz, później radca polityczny Ambasady Węgierskiej w Polsce. Pracując na stanowisku wicedyrektora departamentu MSZ w Budapeszcie zajmował się Polską oraz dwustronnymi relacjami Polska-Węgry. Elżbieta Cygielska dr nauk humanistycznych, wykładowca w Katedrze Hungarystyki Uniwersytetu Warszawskiego, popularyzatorka i tłumaczka literatury węgierskiej, która ma w dorobku translatorskim m.in. Fiasko i Dziennik galernika Imre Kertésza, Białego

143 króla Györgya Dragomána i Mesjaszy Györgya Spiró. Anna Górecka hungarystka, redaktorka Literatury na Świecie, popularyzatorka i tłumaczka literatury węgierskiej, która ma w swoim dorobku translatorskim szereg dzieł literackich. Czersk W Czersku uczczono pamięć Jana Karnowskiego wybitnego poety, pisarza i publicysty, historyka regionu, sędziego czerskiego sądu i popularnego działacza społecznego. W samo południe przed dawnym budynkiem czerskiego sądu dzisiejszego Zakładu Karnego -zebrali się mieszkańcy Czerska, działacze społeczni, przedstawiciele służby więziennej, radni oraz samorządowcy z całego regionu (m.in. Brus, Karsina, Wiela, Chojnic), by uroczyście odsłonić tablicę pamiątkową upamiętniającą Jana Karnowskiego. Uroczystość poprowadził historyk Hieronim Kucharski, a muzycznie pięknie uświetnił ją zespół Bazuny (pod kierownictwem J. Grzelaka), działający przy czerskim Ośrodku Kultury. Odsłonięcia tablicy dokonali: inicjator Zbigniew Talewski, prezes Fundacji Naji Goche oraz organizatorzy uroczystości: Bogumiła Milewska z czerskiego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego i Burmistrz Czerska Marek Jankowski. Zbigniew Talewski nie krył radości i wzruszenia z odsłonięcia tablicy upamiętniającej tę jak podkreślił tak ważną dla Czerska postać. Dzisiejszy dzień dla historii Czerska, dla jego Kultury jest niewątpliwie znaczący... Nie ukrywam, że osobiście jest takim i dla mnie. Jako rodowity Czerszczak oraz działacz regionalny jestem nie tylko dumny, ale i rad, że spotykamy się tutaj, aby przypomnieć i uczcić pamięć Jana Karnowskiego jednego z najwybitniejszych naszych kaszubsko-pomorskich rodaków, wielkiego serca i ducha Zaboraka, który przez pewien okres swego życia był także Czerszczaninem... Z. Talewski przypomniał zebranym pokrótce także postać Jana Karnowskiego, podkreślając jego dokonania nie tylko jako poety i sędziego, ale także wielkiego patrioty, postulatora zjednoczenia Kaszub z Polską, opartego na wzajemnym zrozumieniu i szanowaniu swych wartości. Następnie ks. prałat Henryk Kotlenga poświęcił tablicę i poprowadził krótką modlitwę w intencji Jana Karnowskiego. Delegacje samorządów oraz organizacji pozarządowych złożyły kwiaty i zapaliły symboliczne znicze. Spotkanie zakończyło zawołanie, które wzniósł Z. Talewski: Za Florianem Ceynową i Janem Karnowskim wznieśmy zawołanie: Budźma śpioncech! Niech to zawołanie usłyszą Ci, co jeszcze nie są świadomi swej etniczności i z tego wypływających obowiązków, by jako Kaszubi Pomorzanie szanowali samych siebie i kochali swą Ojczyznę, służąc jej na co dzień... Dalsza część uroczystości upamiętniających Jana Karnowskiego miała miejsce w czerskim Ośrodku Kultury. Odbyła się tam m. in. prezentacja prac nagrodzonych w konkursie multimedialnym o Janie Karnowskim oraz nagrodzenie jej laureatów. Referat Przypisy do prezentacji wygłosił Zbigniew Talewski. Później przyszedł czas na koncert muzyki kaszubskiej w wykonaniu czerszczanki Aleksandry Kucharskiej Szefler, Wojciecha Winnickiego oraz Witosławy Frankowskiej. Piękny recital zachwycił publiczność i został nagrodzony owacjami na stojąco oraz kwiatami. (za strona internetowa UM w Czersku) Inicjator i prowadzący I Festiwal dyr. Andrzej Lemańczyk w otoczeniu Laureatów. (zdj. tz) 22 maja 2010 r. Lipnica Zespół Szkół oraz Oddział Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego w Lipnicy byli organizatorami I Kaszubskiego Festiwalu Polskich i Światowych Przebojów Lipnica r. Inicjatorem Festiwalu był dyrektor Zespołu Szkół w Lipnicy Andrzeja Lemańczyk. Laureatami zostali: Kategoria szkół podstawowych I miejsce - Magdalena Prądzyńska, ZS w Lipnicy, opiekunowie: Ewa Drążkowska, Anna Gliszczyńska (utwory: Òkùlarnicë Sława Przybylska, Mój spik ( Baby love ) The Supremes) II miejsce - Marcelina Brylowska, SP w Borzestowie, opiekunowie: Hanna Kaszuba, Żanetta Penkowska, Maria Prachach (utwory: Winna Agnieszka Chylińska, Brzydcy Grażyna Łobaszewska) III miejsce - Julita Bukowska, ZS w Studzienicach, opiekunowie: Barbara Schroeder, Andrzej Kujawski (utwory: Dzecóm swiata Michael Jackson, W sëną dôl piosenka biesiadna) Wyróżnienie - Krystian Kwidziński, ZS w Wielkim Podlesiu, opiekunowie: Iwona Kwidzińska, Sławomir Tuszkowski (utwory: Every breath you take Sting, Knôpi nie rëczą T.Love) Kategoria szkół gimnazjalnych I miejsce - Martyna Przybysz, Zespół Szkół Publicznych Nr 1 w Kościerzynie, opiekunowie: Iwona Makurat, Sławomir Tuszkowski (utwory: Z nim bãdze cë lepi Stare Dobre Małżeństwo, Tãczny wiater Edyta Górniak) II miejsce - Alicja Depka Prondzinska, ZS w Lipnicy, opiekunowie: Anna Gliszczyńska, Tomasz Drążkowski (utwory: Pògòda dëcha Hanna Banaszak, Wczorô The Beatles) III miejsce - Patryk Wrycza, ZS w Lipnicy, opiekunowie: Anna Gliszczyńska, Tomasz Drążkowski (utwory: Tële bëło dni Marek Grechuta, Wiara Ira) Kategoria szkół średnich I miejsce - Paweł Ruszkowski, I Liceum Ogólnokształcące w Kościerzynie, opiekun: Wanda Kiedrowska (utwory: Wszëtkò ju bëło, króm nas Ryszard Rynkowski, Wszëtkò mie kôrbi, że mie chtos pòkòchôł Skaldowie) II miejsce - Marlena Brzeska, Bytowskie Centrum Kultury, opiekunowie: Ewa Mądry, Mirosław Zahl (utwory: Dëtuszk w szafie z musicalu Metro, Za kòżden ùsmiéwk Anna Jantar) III miejsce - Magdalena Fenning, I Liceum Ogólnokształcące w Kościerzynie, opiekun: Wanda Kiedrowska (utwory: Toc mògą królowie Ałła Pugaczowa, Òdkrëjemë miłosc nieznóną Alicja Majewska) Nagrody przyznane przez Radio Kaszëbë za najpiękniejszą kaszubszczyznę otrzymali: Magdalena Prądzyńska, ZS w Lipnicy, opiekunowie: Ewa Drążkowska, Anna Gliszczyńska Iwona Daleka, Szkoła Podstawowa w Borzestowie, opiekunowie: Żanetta Penkowska, Hanna Kaszuba, Maria Prachach Martyna Przybysz, Zespół Szkół Publicznych Nr 1 w Kościerzynie, opiekunowie: Iwona Makurat, Sławomir Tuszkowski Gwiazdą Festiwalu był Zespół Fokus z Wejherowa. 23 maja 2010 r. Borowy Młyn Rada Sołecka i Zespół Szkół w Borowym byli organizatorami gminnych (gmina Lipnica) obchodów Święta Ludowego. Cześć oficjalna tj. okolicznościowe wystąpienia i cześć artystyczna, w której był koncert Kapeli z Lipnicy prowadzonej przez p. Tomasza Drążkowskiego oraz występy artystyczne dzieci i uczniów Zespołu Szkół w Borowym Młynie odbyła się w miejscowym Domu Strażaka. Odbył się także festyn rekreacyjno sportowym w kategorii dla dzieci młodszych do kl. VI oraz dzieci starszych, młodzieży i dorosłych. Festyn zakończyła zabawa ludowa. 24 maja 2010 r. Gdańsk Nadbałtyckie Centrum Kultury, Instytut Kaszubski, Akademia Baltica (Lubeka) i Fundacja Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość (Berlin) byli organizatorami w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku spotkania promującego przewodnik: Śladami żydowskimi po Kaszubach Jüdische Spuren In der Kaschubei, napisany pod redakcją Mirosławy Borzyszkowskiej-Szewczyk i Christiana Peltzinga. Książkę zaprezentował prof. dr hab. Cezary Obracht Prądzyński z Instytutu Filozofii, Socjologii i Dziennikarstwa UG. Fragmenty książki czytała Halina Łojewska. 29 maja 2010 r Lipusz M.in. staraniem miejscowego Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Gminy Lipusz (prezes Piotr Gliszczyński), Kaszubskiego Stowarzyszenia Agroturystycznego Kościerska Chata (prezes Halina Rogińska) oraz Wójta Gminy Mirosława Ebertowskiego - odbyła się w Lipuszu KASZUBSKA BIESIADA AGROTURYSTYCZNO EKOLOGICZNA. W programie Biesiady były m.in. takie atrakcje jak: - degustacja tradycyjnych potraw regionalnych - prezentacja krawatów i fartuszków kaszubskich - prezentacja gospodarstw agroturystycznych - prezentacja twórczości ludowej - konkurs kulinarny na Potrawę Regionalną oraz rozstrzygnięcie konkursu fotograficznego - zażywanie tabaki i gra w Baśkę. - występ członków Teatru Obrzędu Ludowego Zaboracy z Czyczków ze spektaklem pt. Sowizdrzoł - pokaz sztuki barmańskiej Bar-Cocktail - rozstrzygnięcie konkursu kulinarnego oraz fotograficznego pt. Przyroda buduje, człowiek rujnuje. - pokaz ręcznego wytwarzania masła - scenka kaszubska pt. Tabaka w wykonaniu uczniów Szkoły Podstawowej w Tuszkowach - pokaz mody ekologicznej A także z koncertem Największe przeboje polskich i zagranicznych wykonawców wystąpił zespołu LEPSI. Biesiadzie towarzyszyły także dodatkowe 1 41

144 atrakcje takie jak: uroczystość wbudowania kamienia węgielnego pod budowę Sali Sportowej w Lipuszu; kiermasz twórców ludowych, konkursy dla publiczności, edukacja ekologiczna oraz selektywna zbiórka odpadów do recyklingu każdy kto przyniósł odpady otrzymał drzewko oraz torbę ekologiczną gratis; mini park rozrywki dla dzieci, wata cukrowa, gastronomia, zwiedzanie Muzeum. Gospodarstwa Wiejskiego w Lipuszu a na zakończenie odbyła się zabawa taneczna do białego rana. 31 maja 2010 r. Gdańsk - Wiele Podczas majowej sesji Sejmiku Województwa Pomorskiego marszałek Mieczysław Struk uhonorował ks. Jana Flisikowskiego - proboszcza parafii rzymskokatolickiej pw. Św. Mikołaja w Wielu oraz o. Tomasza Janka - rektora Kościoła św. Trójcy w Gdańsku złotymi odznakami Za opiekę nad zabytkami". Zostały one przyznane przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na wniosek marszałka województwa pomorskiego. Ks. Jan Flisikowski, doprowadził do kompleksowej konserwacji kościoła pw. Św. Marcina z Tours w Borzyszkowach, wraz z jego wyposażeniem. Kościół w Borzyszkowach należy do najcenniejszych sakralnych zabytków drewnianych na terenie Pomorza Środkowego. Kościół ten charakteryzuje się bogatym, jednorodnym, barokowym wyposażeniem, któremu, dzięki inicjatywie ks. Proboszcza, przywrócono pierwotny wygląd i estetykę. Przy jego zaangażowaniu w latach , kiedy to pełnił obowiązki proboszcza tej parafii wykonano szereg prac konserwatorskich O. Tomasz Jank stworzył koncepcję renowacji i rewitalizacji gotyckiego kompleksu św. Trójcy w Gdańsku, a poprzez swoje osobiste zaangażowanie, sukcesywnie doprowadza do przywrócenia świątyni dawnej świetności. Z jego inicjatywy od 2005 r. trwają prace konserwatorskie, restauratorskie i budowlane przy gotyckim zespole. Działania te stanowią istotny element ochron dziedzictwa kulturowego oraz umacniania tożsamości regionalnej i historii regionu. To oczywiście nie jedyna aktywność o. Tomasza. Jest on również pomysłodawcą i założycielem Stowarzyszenia Przyjaciół Kościoła Św. Trójcy Dziedziniec", które powstało z myślą o wspieraniu renowacji kościoła pw. Św. Trójcy, w tym odbudowy wielkich organów Martena Friese z r. Mieczysław Struk Marszałek Województwa Pomorskiego gratuluje wyróżnienia ks. Janowi Flizikowskiemu z Wiela czerwca 2010 r. Brusy W Powiatowym Młodzieżowym Domu Kultury w Brusach uroczyście zainaugurowano wystawę Jan Karnowski Sumienie Ruchu Kaszubskiego. Uroczystość uświetnili swoją obecnością: członkowie rodziny Karnowskich Waleria i Mieczysław Karnowscy, Poseł na Sejm RP Piotr Stanke, Wiceprezes Oddziału Głównego Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego w Gdańsku Łukasz Grzędzicki, profesor Akademii Pomorskiej w Słupsku - Jowita Kęcińska Kaczmarek z Krajny; redaktor naczelny magazynu Naji Gòchë Zbigniew Talewski; Dyrektor Domu Kultury w Łęgu Iwona Szulc, przedstawiciel Stowarzyszenia Nasz Łąg Nasza Wieś Marlena Bakhaus; prezesi oddziałów ZKP, dyrektorzy i nauczyciele placówek oświatowych i kulturalnych gminy Brusy oraz spoza gminy; Przewodniczący i Radni Rady Miejskiej w Brusach, przedstawiciele lokalnych stowarzyszeń oraz mieszkańcy naszej gminy. Uczestnicy otwarcia wystawy, pierwszy z lewej Marian Jutrzenka Trzebiatowski emeryt były nadleśniczy- historyk lokalnej historii z Brus, drugi Mieczysław Karnowski (z linii rodzinnej poety Jana Karnowskiego ) emerytowany nauczyciel i były dyr. ZS Zawodowych w Chojnicach. Kazimierz Ostrowski autor wystawy, uznany historyk, regionalista i Honorowy Obywatel Chojnic podziękował za zorganizowanie i przygotowanie wystawy. Prezesowi bruskiego Oddziału Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego Stanisławowi Kobusowi wręczył medal wydany z okazji 100. rocznicy urodzin Karnowskiego. Uroczystego otwarcia dokonali: przedstawiciel rodziny Kar- Mapa Rezerwatu Biosfery Bory Tucholskie nowskich - Mieczysław Karnowski, Wiceprezes Oddziału Głównego ZKP w Gdańsku Łukasz Grzędzicki, Kazimierz Ostrowski, Prezes ZKP Oddział w Brusach Stanisław Kobus oraz Burmistrz Brus Witold Ossowski. W części artystycznej wystąpił Teatr Obrzędu Ludowego Zaboracy, który przedstawił sztukę Jana Karnowskiego Sowizdrzôł u Krëbanów. Jest to zbiór historii z życia głównego bohatera Sowizdrzała, z których każda kończy się przysłowiowym ziarenkiem prawdy. Przybyli goście mieli również przyjemność wysłuchania utworów zespołu Wãdzëbôczi skomponowanych do tekstów Jana Karnowskiego. W koncert zostały wplecione wiersze bohatera spotkania, które przedstawiły uczennice Kaszubskiego Liceum Ogólnokształcącego w Brusach Monika Górska i Paulina Rafińska. Organizatorami wystawy byli Burmistrz Brus oraz Zrzeszenie Kaszubsko Pomorskie Oddział w Brusach. Paryż Czersk 1 czerwca na sesji MaB (Man and the Biosphere) w Paryżu zapadła decyzja o utworzeniu Światowego Rezerwatu Biosfery Bory Tucholskie. Jest to ogromny sukces i radość wielu środowisk zarówno lokalnych samorządów, jak i przyrodników. Starania o decyzję przyznania Borom Tucholskim miana światowego rezerwatu biosfery trwały wiele. Działania w tym względzie prowadziła i koordynowała Lokalna Grupa Działania Sandry Brdy we współpracy ze stroną powiatu tucholskiego. Bory stały się dziesiątym rezerwatem tego typu w Polsce i będą największym tego typu obiektem w Polsce. Łączna powierzchnia jego trzech stref wyniesie 3195 km². Występuje tu wiele naturalnych ekosystemów wodnych, torfowiskowych i leśnych, z których najwartościowsze utworzą jedną ze stref RB, a mianowicie strefę rdzenną. Rezerwat Biosfery jest to wyznaczony obszar chroniony zawierający cenne zasoby przyrodnicze. Rezerwaty mają na celu ochronę różnorodności biologicznej i umożliwienie lepszej obserwacji zmian ekologicznych w skali całej planety. Pełnią trzy zasadnicze funkcje: - ochronną, polegająca na przyczynianiu się do ochrony krajobrazów, ekosystemów, zróżnicowania gatunkowego i genetycznego, - rozwojową poprzez sprzyjanie formom rozwoju gospodarczego i ludzkiego, które uznać można za społeczno-kulturowo i ekologicznie zrównoważone, - funkcję wspierania logistycznego poprzez edukację ekologiczną, a także szkolenia, badania i monitoring w odniesieniu do lokalnych, regionalnych, narodowych i globalnych zagadnień związanych z ochroną i zrównoważonym rozwojem. Strefę rdzenną tworzy: Park Narodowy Bory Tucholskie oraz 25 następujących rezerwatów: Dolina Rzeki Brdy, Bagna nad Stążką, Źródła Stążki, Jezioro Piaseczno, Brzęki im. Zygmunta Czubińskiego, Miedzno, Cisy Staropolskie im. Leona Wyczółkowskiego, Jezioro Laska, Mętne, Bór Chrobotkowi, Bagno Stawek, Jezioro Ciche, Jezioro Małe Łowne, Piecki, Cisy nad Czersk Strug, Kręgi Kamienne, Jezioro Zdręczno, Krwawe Doły, Dury, Jeziorka Kozie, Nasionek, Ustronie, Bagno Grzybna, Jelenia Góra, Martwe. Łączna powierzchnia strefy rdzennej wynosi 78,81 km². Obszar parku narodowego i wymienione powyżej rezerwaty przyrody stanowią najcenniejsze obiekty przyrodnicze całego regionu Borów Tucholskich. 13 czerwca 2010 r. Czersk W miejscowym Kościele odbył się XII Festiwal Pieśni Chóralnej. Podczas festiwalu zaprezentowało się siedem chórów. W tym roku nagrody otrzymały dwa chóry: "CHORUS OSENSIS z Osia oraz chór CAMERATA z Tucholi. Brzeźno Szlacheckie W Zespole Szkół w Brzeżnie Szlacheckim im. Jana III Sobieskiego odbył się XVII Przegląd

145 Chóry Festiwalowe podczas koncertu finałowego w Czerskim Kościele. Twórczości Kaszubskiej Uczniów w Szkół Gminy Lipnica. Imprezę rozpoczął dyrektor ZS Piotr Brachfogiel., który w swoim wystąpieniu złożył podziękowania tym wszystkim, dzięki którym mogło się odbyć to kolejne Spotkanie. Szczególne podziękowania skierował do Tomasza Drążkowskiego nauczyciela wychowania muzycznego w szkołach na terenie gminy, założyciela i prowadzącego Kapele Lipnicką., którego nowatorska działalność na muzycznym polu wniosła do form estradowych kaszubszczyzny na terenie gminy nowy wyraz i twórcze ożywienie. Na scenie zaprezentowały się następujące zespoły: Kapela Kaszubska prowadzona przez Tomasza Drążkowskiego, ZS Brzeżno Szlacheckie, ZS Borowy Młyn, Małe Gochy z Lipnicy, Bele co z Zapcenia, Gzube i Gzubersi z Tuchomia. Przeglądowi towarzyszyła wystawa prac rękodzielnictwa kaszubskiego uczniów szkoły w Brzeźnie. Głównym celem Spotkań jest angażowanie przedszkolaków i uczniów miejscowych szkółdo czynnego udziału w życiu kulturalnym regionu, do kultywowanie tradycji regionalnych, utrwalania języka kaszubskiego, do publicznej prezentacji różnych form działalności regionalnej przed lokalną społecznością. Słowem angażowania do działań związanych z zachowaniem i pomnażaniem regionalnego dziedzictwa kulturowego Kaszub a zwłaszcza tutejszej ich części Gochów. Od pewnego czasu zauważalny jest regres tego barwnego widowiska, w którym zgodnie z jego formułą udział brać mogą miejscowe zespoły z obszaru jednej gminy. Na poszerzenie formuły brak miejscowej gminie środków i jak dotąd ożywczego pomysłu. A więc powoduje to m.in. coroczne powtarzanie się utworów kaszubskich ( brak nowości w tym aranżacji starych). Nie mniej na tych tegorocznych Spotkaniach powiało już nowością bowiem ożywczego ducha wniosły występy zespołów z sąsiedniej gminy Tuchomie, a przede wszystkim, działalność w/w Tomasza Drążkowskiego i jego Kapeli Lipnickiej. Potwierdziło się, że w organizacje i przygotowanie zespołów do tego przeglądu angażuje się wielu opiekunów poszczególnych zespołów i nauczycieli, którzy z wielkim sercem i oddaniem pracują w tym wielokrotnie społecznie na rzecz lokalnej kultury kaszubskiej. Tegorocznym gościem honorowym Przeglądu był p. Jerzy Hinz przedsiębiorca z Gdyni syn byłego kierownika miejscowej szkoły Franciszka Hinza ( ), żołnierza kampanii wrześniowej, który w szeregach WP w stopniu porucznika, walczył i poległ w obronie Warszawy. Pan Jerzy Hinz jest fundatorem corocznego stypendium dla uczniów brzezińskiej szkoły, wypłacanego przez Stowarzyszenie im. Franciszka Hinza, działającego pod prezesurą dyr. Piotra Brachfogiel. (W dziale Foto Zbliżenia publikujemy zapis fotograficzny z tych Spotkań) 16 czerwca 2010 r. Wejherowo W Powiatowej Bibliotece Publicznej w Wejherowie odbyła się promocja ksiązki Antologia kaszubskiego opowiadania, którą na język serbski przetłumaczył i zaopatrzył wstępem Dr Dusan Wladisław Pazdjerski- wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego, Laureata Medalu Stolema w 2006 r. Wprowadzenia dokonał prof. Jerzy Samp- znawca literatury kaszubskiej. 19 czerwca 2010 Borzyszkowy Staraniem Zarządu i Kapituły Fundacji Naji Gochë oraz potomków śp. Józefa Gierszewskiego majora Rysia - Komendanta Wojskowego TOW Gryf Pomorski odbyły się uroczystości poświecone Jego pamięci.główną częścią spotkania było nabożeństwo i poświęcenie przez proboszcza borzyszkowskiego ks. Ryszarda Górnego odnowionego (wymienionego) na mogile J. Gierszewskiego - nagrobku z okolicznościowym epitafium. Poprzedni nagrobek ufundowany staraniem Oddziałów ZKP w Lipnicy i Słupsku w r przez lata uległ częściowemu - naturalnemu zatarciu. Uroczystość upamiętniała przede wszystkim 67 rocznice tragicznej śmierci Komendanta. W programie były okolicznościowe wystąpienia, m.in. wspomnienie o Józefie Gierszewskim Kaszubie Gochu, które wygłosiła Agata Gierszewska prawnuczka Rysia, a także referat o życiu i działalności wojskowej J. Gierszewskiego, przedstawił ppłk Andrzej Szutowicz. Okolicznościowe wystąpienie wygłosił także Zbigniew Talewski, który przewodniczył spotkaniu. W części artystycznej przygotowanej przez Panie Annę Gliszczyńską i Małgorzatę Reszka wystąpili uczniowie ZS w Lipnicy i ZS im. Ks. Bernarda Gończa w Borowym Młynie a także Edmund Konkolewski z Wiela. Spotkanie uświetniły poczty sztandarowe miejscowych szkół z Lipnicy, Brzeźna Szlacheckiego i Lipnicy, a także historyczny z lat 20 XX wieku, sztandar Związku Wojaków i Powstańców parafii Borzyszkowy, sztandary oddziałów Kombatantów z Chojnic i Bytowa wraz z władzami tych organizacji, sztandar ZG OSP w Lipnicy i sztandar miejscowego Koła Łowieckiego z Łąkiego a także poczty oddziałów ZKP z Słupska, Karsina Wiela, Chojnic, Brus i Lipnicy wraz z prezesami tych Oddziałów. W uroczystości brał udział Minister Jan Stanisław Ciechanowski p.o. Kierownika Biura ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, poseł Piotr Stanke. Miejscowe władze samorządowe reprezentował Ryszard Sylka Burmistrz Bytowa oraz gospodarz gminy - wójt Rafał Narloch, obecni byli członkowie Kapituły Fundacji a przede wszystkim członkowie Rodu śp. Komendanta z komandorem por. rezerwy Andrzejem Gierszewskim z Ustki, wnukiem mjr Rysia. Uroczystość uświetniła również reprezentacja Grupy Odtwórstwa Historycznego TOW Gryf Pomorski Cis z Męcikału. Nowy nagrobek wykonała pracownia kamieniarska Jan Mar Jana Fiszki Borzyszkowskiego z Kramarzyn. Głównym organizatorem uroczystości była Fundacja Naji Goche. W części Foto Zbliżenia prezentujemy zapis fotograficzny Andrzeja Obecnego i Zbigniewa Talewskiego z tej uroczystości, a także relacje fotograficzną Minister Jan Ciechanowski na Gochach, publikujemy również wspomniane wyżej wystąpienia. 24 czerwca 2010 r. Ugoszcz W Zespole Szkół w Ugoszczy odbyły się uroczyste obchody 80-lecia Szkoły Polskiej w Ugoszczy, połączone z nadaniem sztandaru i Imienia Bohatera Szkoły - Obrońców Polskości na Ziemi Ugojskiej. Patron szkoły został wybrany w wyniku gorących dyskusji i prezentacji kandydatów. 30 listopada 2009 r. przeprowadzono w każdej klasie tajne głosowanie, w którym to każdy zespół klasowy wytypował swoją propozycję. Uczniowie spośród różnych kandydatur wybrali cztery: Jan Paweł II, ksiądz Robert Pluta Prądzyński, Leon Wysiecki - pierwszy dyrektor szkoły oraz Obrońców Polskości na Ziemi Ugojskiej. Uczniowie pod opieką wychowawców przygotowali plakaty informacyjne oraz gazetki w salach lekcyjnych. Na uroczystym apelu poszczególne klasy zaprezentowały sylwetki kandydatów na patrona. 9 kwietnia r. odbyły się szkolne wybory, podczas których wyłoniony został patron Przedszkola, Szkoły Podstawowej i Gimnazjum w Ugoszczy. W tajnym głosowaniu wzięło udział 1 59 osób. W wyniku tego głosowania poszczególni kandydaci uzyskali następującą liczbę głosów: 1. Obrońców Polskości na Ziemi Ugojskiej 98 głosów 2. Jan Paweł II 32 głosy 3. Leon Wysiecki 1 7 głosów 4. ks. Robert Pluta Prądzyński 1 2 głosów Po tym głosowaniu pani dyr. Teresa Pluto Prondzińska wystąpiła do Rady Gminy z wnioskiem o nadanie Szkole w/w imienia wybranego patrona. Rada Gminy Studzienice 22 kwietnia 201 0r. podjęła odnośną uchwałę zatwierdzająca te nazwę. Redakcja na zapytanie skierowane do nas przez Wójta i Rade Gminy opowiedziała się (uzasadniając to pisemnie) za kandydaturą ks. Roberta Pluto Pradzyńskiego. Niestety to zapytanie skierowano do nas już po wyborach, jakie w tej sprawie przeprowadzono wśród uczniów ZS w Ugoszczy. 25 czerwca 2010 r. Damnica W Sali Lustrzanej Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego przy ul. Korczaka 1 w Damnicy odbyły się IX Powiatowe Spotkania z Poezją (Nie)profesjonalną połączone z IX Powiatowymi Obchodami Dnia Działacza Kultury. Podczas uroczystości zostały wręczone nagrody Białego Bociana za osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony dóbr kultury. W trakcie imprezy wystąpili: Anna Paźlewicz z Wilna, Wojciech Czubajewski z Kępic, Słupska Kapela Zgoda. Ponadto było można obejrzeć wystawę Czesława Guita z Lubunia pt. Na wodzie i w polu oraz wystawę plakatów promujących ochronę zabytków przed dewastacją: Chrońmy zabytki. Tegorocznymi Laureatami Białych Bocianów wyróżnienia Starostwa Powiatu Słupskiego za osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony dóbr kultury zostali: Jerzy Lissowski - poeta, dziennikarz, publicysta z 55-letnim stażem ze Słupska (od kilku lat współpracuje m.in. z Powiatem Słupskim i Wsią Tworzącą ); ks. Ryszard Iwanowski - prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Niepoględzia i Gałęzowa Speranda oraz aktywnie działająca od 2003 roku i współpracująca z powiatem słupskim - Słupska Kapela Zgoda. Nagrody pieniężne Starosty Słupskiego za r. otrzymali: Wojciech Czubajewski z Kępic, Czesława Długoszek z Objazdy, Jerzy Fryc- 1 43

146 kowski z Dębnicy Kaszubskiej, Czesław Guit z Lubunia, Mirosław Kościeński ze Słupska, Barbara Julia Krasnoborska z Potęgowa, Aldona Magdalena Peplińska z Motarzyna, ks. Jacek Popławski z Kwakowa, zespół wokalny Potęgowianki, Danuta Sroka ze Słupska, Halina Święch ze Słupska i Ewa Wyrzykowska ze Słupska. Jednym z głównych punktów tego Spotkania była prezentacja wydanego przez starostwo najnowszego tomu poezji pt. Łzy jeszcze nie wyschły, w którym po raz pierwszy znalazły się także wiersze wileńskich poetów polskiego pochodzenia. Ten ósmy tom antologii wierszy nieformalnej Grupy poetyckiej Wtorkowe Spotkania Literackie jest wyjątkowy, bowiem łamy antologii zostały udostępnione także poetom z Litwy - Polakom tam mieszkającym. Grupa w ciągu prawie dziesięciu lat działania rozrosła się z dwudziestu stałych członków do sześćdziesięciu zamieszkałych na terenie Pomorza. Stałych współpracowników jest ponad stu. Antologia tradycyjnie liczy ponad 370 stron, w tym 1 26 barwnych ilustracji, ponad 250 wierszy 63 autorów ułożonych w sześciu rozdziałach. Została opatrzona dwoma wstępami, słowem do czytelnika. Zaprezentowano w niej 1 8 autorów nowych, w tym pięciu z Litwy: Birute Jonuskaite, Henryka Mażula, Magdalenę Mieczkowską, Romualda Mieczkowskiego i Wojciecha Piotrowicza. Po raz pierwszy zatem słupska antologia nabrała charakteru międzynarodowego. Znaleźli się w niej też, oprócz poetów z Pomorza, poeci z Siewierza, Stębarka, Wolina, Strzelec Krajeńskich, Matyldowa, Grajewa, Ostrołęki, a nawet z Londynu i Belfastu. Jedno z haseł Zjazdowych jakie przyświecały uczestnikom Zjazdu. /zdj. zt/ czerwca 2010 r. Puck Odbył się tu kolejny - XII Zjazd Kaszubów. Wypełnił go bogaty programem. Oto jego najważniejsze punkty. Przyjazd (9.15) pociągu Transcassubia z uczestnikami zjazdu na stację kolejową w Pucku. Powitanie przez władze miasta i przemarsz uczestników do portu rybackiego. Wypłynięcie kutra z przedstawicielami władz z portu rybackiego na powitanie rybaków na Zatoce Puckiej. Nabożeństwo w intencji rybaków na Zatoce. Dopłynięcie na nabożeństwo części uczestników Zjazdu Kaszubów na statkach z portu w Gdyni (dwa statki). Wspólna msza św. (g. 1 2,00) w intencji rybaków i Kaszubów w porcie rybackim. Oficjalne otwarcie (g. 1 4,00) XII Zjazdu Kaszubów Występy artystyczne Scena duża na zielonej plaży: Weronika Korthals, zespół Czad, zespół Manijôcë, zespół the Damrockers Koncerty prowadzili: Paweł Pochwała, Rafał Potrykus, Anna Cupa. Mała scena na rynku puckim: Występy zespołów kaszubskich, konkursy, skecze, gawęda, chór Morzanie, Zespół Pieśni i Tańca Kościerzyna, zespół Krebane, Zespół Pieśni i Tańca Ziemia Lęborska, kapela Bazuny, Państwowe Ognisko Baletowe w Pucku - zespół Alga, zespół CSB, Józef Roszman - gawęda kaszubska. Zjazdowi towarzyszyły: - regaty na Zatoce Puckiej - regaty urzędów morskich oraz regaty samorządowców. - pokazy garncarstwa, mennictwa, wikliniarstwa, pokaz średniowiecznej artylerii, stoiska twórców i rzemieślników ludowych, kuchnia regionalna. - koncert zespołu Skaldowie - koncert wokalistki Etny. Drugi dzień Zjazdu (27 czerwca r., niedziela) Występy zespołów na dużej scenie: Czarne Kapelusze, grupy Nadolanie, kapeli Stolem, kapeli Purtki. Koncert Kultura Regionów Europy - prezentacje zespołów regionalnych z Kaszub oraz partnerów powiatu puckiego: Trier-Saarburg z Niemiec, Skuodas z Litwy, Powiatu Gliwickiego. 27 czerwca 2010 r. Konarzyny Odbyła się uroczystość poświęcenia i odsłonięcia obelisku upamiętniającego 70. rocznice śmierci Ks. Senatora Alfonsa Schulza wieloletniego i zasłużonego proboszcza parafii św. Piotra i Pawła w Konarzynach w latach Obelisk poświęcił i uroczysta msze poprowadził JE Ks. Biskup Pelpliński prof. Jan Bernard Szlaga. Z inicjatywa budowy obelisku i uczczenia pamięci ks. A Schulza wyszedł prezes Fundacji Zbigniew Talewski. Inicjatywa ta została podjęta i zrealizowana przez oddział ZKP w Konarzynach pod kierunkiem Marii Rogenbuk prezesa Oddziału oraz przy współudziale ks. Dziekana Marka Weltrowskiego proboszcza parafii w Konarzynach. Wewnątrz numeru publikujemy biogram ks. A. Schulza a także w dziale Foto Zbliżenia serwis fotograficzny budowy i z uroczystości poświecenia. 28 czerwca 2010 r. Wejherowo Państwowa Szkoła Muzyczna I Stopnia im. Fryderyka Chopina w Wejherowie oraz Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie byli organizatorami - Koncertu Inauguracyjnego XIII KASZUBSKICH WARSZ- TATÓW AKORDEONOWYCH. W recitalu akordeonowym z programem: Scarlatti oraz współczesna muzyka akordeonowa wystąpił MIKKO LUOMA (Finlandia). Koncert odbył się w MPiM Kaszubsko Pomorskiej. 3 lipca 2010 r. Człuchów W Muzeum Regionalnym w Człuchowie nastąpiło otwarcie wystawy Grunwaldzkie fascynacje Bogdana Kuffla. Bogdan Kuffel jest absolwentem Uniwersytetu Gdańskiego, jest historykiem, kolekcjonerem, samorządowcem, miłośnikiem kina i założycielem Bractwa Herbu Tur w Chojnicach W jego kolekcjonerskich zbiorach szczególne miejsce zajmują grunwalda, które kolekcjonuje już ponad 30 lat. To historyczne zbieractwo zapoczątkował będąc w latach kierownikiem Muzeum Bitwy Grunwaldzkiej w Stęborku. Najcenniejszą część tej kolekcji stanowią medale wydane w roku z okazji 500 lecia bitwy Grunwaldzkiej. Znaczną cześć kolekcji stanowią także karty pocztowe wydane w roku Kopie chorągwi Grunwaldzkich po współczesność m.in. jest wśród nich jest zbiór 1 1 kart z serii Pobojowisko pod Grunwaldem. W zbiorze znajdują się również koperty z okolicznościowymi nadrukami i pieczęciami, plakietki, tarcze, wydawnictwa a także prace malarskie i rysunki związane z tematyka grunwaldzka. Otwarciu wystawy towarzyszyły pokazy walk rycerskich, tańca średniowiecznego i zabawy plebejskie w wykonaniu: Bractwa Rycerskiego Herbu Gryf z Bytowa, Drużyny Grodu Chocimierza z Tuchomia, Bractwa Rycerskiego Herbu Tur z Chojnic. Z okazji 600 lecia rocznicy Bitwy Grunwaldzkiej - Muzeum Regionalne w Człuchowie wydało okolicznościową gazetkę, Wiadomości Zamkowe, maj - wrzesień r. Borowy Młyn Nad jeziorem Gwiazda w Barze państwa Kulińskich odbyło się spotkanie piknik, zorganizowany przez Dyrekcje i Radę Rodziców miejscowego Zespołu Szkół dla Przyjaciół i Sponsorów szkoły. Zespół Niwa Modrego Lnu podczas występu w Dniu Jedności Kaszubów w Kartuzach (zdj. tz) 7 lipca 2010 r. Starbienino k. Choczewa W Fili KUL w Strabielinie zorganizowany został dzień otwarty projektu pn. Wielokulturowe Pomorze w Edukacji, który realizowany jest przez Kaszubski Uniwersytet Ludowy w Wieżycy w partnerstwie z Centrum Edukacji Nauczycieli z Gdańska, Lokalną Grupą Działania Naszyjnik Północy z Debrzna oraz z bytowskim oddziałem Zrzeszenia Kaszubsko- Pomorskiego. Jest to niespotykana propozycja programowa, która w sumie obejmuje ponad 400 nauczycieli z całego województwa pomorskiego. W programie tego spotkania był m.in. program teatralno-muzyczny Grupy Teatralnej Zamkowa 2 pod kierownictwem Jaromira Szroedera a także koncert Zespołu Niwa Modrego Lnu z Smołdzina pod kierownictwem Dawida Gonciarza. 17 lipca 2010 r. Wierzchowo-Dworzec gm. Człuchów Na tzw. Wzgórzu Milaka obok Gospodarstwa Agroturystycznego odbyła się,,czata Historyczno - Obronna Potyczki Przygraniczne Jest to historyczne miejsce, bowiem przypływająca obok rzeka Kamionka stanowiła w roku granicę polsko-niemiecką. Słowo czata w tytule zostało zapożyczone z jęz. węgierskiego i oznacza bitwa, spotkanie - jest to element ubezpieczenia wojsk podczas postoju. W przypadku napadu nieprzyjaciela nawiązuje z nim walkę i powiadamia o tym

147 ubezpieczane wojska. I niejako odnosi się także do naszej inscenizacji. Dzięki pomocy Władz Powiatu, Gminy i Miasta Człuchów i zaangażowaniu ze stron włodarza Miasta Brus i Domu Kultury w Chojnicach, a także wielu zaprzyjaźnionych osób (m.in. p. Marioli Rodzeń, p. Zbigniewa Buławy, p. Arkadiusza Kubalewskiego) oraz patronowi medialnemu-radiu Weekend mogliśmy zorganizować rekonstrukcję: Potyczki Przygraniczne 39. Chcieliśmy ukazać w tym krótkim epizodzie nie tylko walki na granicy w 1 939, ale także nielegalne przenikanie przez zieloną granicę oraz funkcję jaką odgrywały polskie służby graniczne i wywiadowcze. Całość została wzbogacona efektami pirotechnicznymi z użyciem broni palnej (firmy BTS Hunter Włodzimierz Rapkiewicz) oraz materiałów wybuchowych (AS Artur Sobieraj). Imprezę zakończyło wystąpienie Zespołu Interwencyjnego Służby Więziennej z Czarnego. Funkcjonariusze pokazali techniki obezwładniania, kajdankowania i doprowadzania napastnika. Trzeba przyznać, co mile nas zaskoczyło, było dość spore zainteresowanie naszą inscenizacją. I z przeprowadzonych rozmów bardzo podobały się wybuchy. W rekonstrukcji wystąpiły trzy zaprzyjaźnione stowarzyszenia: Kawaleria Hubal Wierzchowo-Dworzec, Stowarzyszenie Miłośników Historii Borów Tucholskich Historia i Pamięć z Tucholi, Stowarzyszenie Miłośników Historii Gryfa Pomorskiego CIS Męcikał. (Roman Kwasigroch) lipca 2010 r. Brusy Odbył się VI Rajd Literacki im. Anny Łajming zorganizowany przez Zaborskie Towarzystwo Naukowe w Brusach. Uczestnicy rajdu poruszali się po jego szlaku w dwóch grupach: rowerowej i pieszej. W programie rajdu było: zwiedzanie w Przymuszenie szkolnej izby pamięci Anny Łajming i złożenie kwiatów pod tablicą pamiątkową umieszczoną na przymuszewskim domu, w którym wychowywała się pisarka. Z kolei w Szuwarku (ośrodek wczasowy ze znakomitą kuchnią rybną) nad jeziorem Somińskim odbyła się wieczornica poświęcona twórczości literackiej Anny Łajming, a także sprawom kaszubskim w tym inicjatywie powstania Stowarzyszenia Idee zawiązania takiego Stowarzyszenia zgłosił Zbigniew Gierszewski, prezes ZTN, podczas dyskusji panelowej: Czy Kaszubi to naród? jaka odbyła 4 grudnia 2009 r. w KLO w Brusach. Liczba 5062 oznacza liczbę tych, którzy w ostatnim spisie ludności zadeklarowali narodowość kaszubską. Uczestnicy Rajdu nocowali na polu namiotowym w Sominach, w okolicy Skoszewa i Peplina. *Anna Łajming, wybitna pisarka kaszubska urodzona 24 lipca 1904 roku w Przymuszewie na Ziemi Zaborskiej. Była mistrzynią krótkiego opowiadania, z humorem opisywała język i życie prostych mieszkańców zaborskich pustków. Z realizmem i fotograficzną pamięcią opisywała swoje rodzinne strony. W 2004 roku z inicjatywy Zaborskiego Towarzystwa Naukowego powstał literacki szlak turystyczny im. Anny Łajming biegnący z Brus przez Leśno, Przymuszewo, Sominy, Skoszewo do Kaszuby. Szlak prowadzi wokół wielkich kaszubskich jezior, przez najpiękniejsze zakątki Zaborskiego Parku Krajobrazowego, przez miejsca, które były sceną akcji jej opowiadań. Rajd literacki organizowany co roku w okolicach jej urodzin jest okazją nie tylko do poznania piękna przyrody i zabytków kaszubskiej kultury, ale przede wszystkim spotkaniem z przeszłością, lokalną historią utrwaloną w dialogach Anny Łajming. Rajd jest także dobrą okazją do rozmów o przyszłości języka kaszubskiego i Kaszubów. 27 lipca 1 sierpnia 2010 r. Wiele Brusy Kolejny XVI Międzynarodowy Festiwal Folkloru Dni Kultury Kaszubskiej zainaugurowany został 27 lipca w Wielu. Jest jedną z największych imprez folklorystycznych w Polsce. W Festiwalu uczestniczyły zespoły: zagraniczne z Słowacji, Kenii, Rumunii, Bułgarii, Rosji, Ukrainy, Litwy, Macedonii, Indii. Oraz zespoły z Polski: Szczecinianie ze Szczecina, Bławatki z Chojnic, Kaszuby z Czerska oraz Krebane z Brus. W tym roku, jak w latach poprzednich, odbywał się on jednocześnie w kilku miejscowościach, mianowicie w Brusach, Charzykowach, Chojnicach, Swornychgaciach i Wielu. Koncerty zespołów uczestniczących podczas MFF było można zobaczyć w Czersku na II KO- BORCE tj. imprezie folklorystycznej pn. Spotkanie Trzech Kultur Kociewia, Borów Tucholskich i Kaszub. MFF towarzyszyły różnorodne kiermasze i pokazy sztuki oraz dania kuchni ludowej. W tym roku imprezą towarzyszącą, był Jarmark Kaszubski, na który pozyskano środki z Lokalnej Grupy Działania Sandry Brdy. Współorganizatorami Festiwalu byli: - Urząd Miejski w Brusach, - Urząd Miasta w Chojnicach, - Urząd Gminy w Chojnicach, - Urząd Gminy w Karsinie. Nad Festiwalem patronat honorowy sprawowali: Bogdan Borusewicz - Marszałek Senatu RP Bogdan Zdrojewski - Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Mieczysław Struk - Marszałek Województwa Pomorskiego Roman Zaborowski Wojewoda Pomorski Polska Sekcja C.I.O.F.F Związek Miast Bałtyckich (Serwis Fotograficzny z Festiwalu prezentujemy w dziale Foto Zbliżenia) lipca 2010 r. Czersk Urząd Miejski w Czersku i Fundacja byli organizatorami II Spotkań Kultur (lokalnego) Pogranicza KO-BOR-KA (KOciewia, BO- Rów i Kaszub). W ramach Spotkań odbył się wieczór poezji regionalnej, dwudniowe występy zespołów artystycznych lokalnych oraz zagranicznych, sesja popularno naukowa nt. tradycji, kultury i historii wsi miejscowego pogranicza (tradycje Borowiaków, historia Kalisk i Łęga). Był również kiermasz lokalnych twórców i rękodzielników. 14 sierpnia 2010 r. Łąg Ośrodek Kultury w Łęgu oraz miejscowe Koło Gospodyń Wiejskich byli organizatorami II Święta Łęga pt. Łęskie Kapuśniaki. W ramach Festynu odbył się Konkurs Wyczarowane z kapusty w konkurencjach: bigos, stoisko, maskotka z kapusty oraz wesołe konkurencje sportowo rekreacyjne, związane z kapustą. Współzawodnictwo oceniali: Artur Michna znawca kuchni oraz założyciel strony internetowej promującej kuchnie regionalną; Andrzej Grzyb senator RP, autor książek o tematyce regionalnej; Maryla Ollick prezes Borowiackiego Towarzystwa Kultury i Magdalena Apostołowiczinspektor ds. promocji gminy Czersk. Gwiazda wieczoru był zespół disco polo Weekend. * Łąg jest miejscowością w gminie Czersk, położoną na pograniczu Borów Tucholskich, Kaszub i Kociewia. Pierwsze udokumentowane wzmianki o Łegu pochodzą z roku, jednak mało kto dzisiaj pamięta, iż jeden z najstarszych obszarów Łęga nosi nazwę Kapuśniaki. To od tej dawnej nazwy części topograficznej wsi organizatorzy zapożyczyli nazwę niniejszej imprezy: Łęskie Kaposniaki sierpnia 2010 r. Wiele Po raz XXXIII we Wielu w dniach sierpnia odbył się Turniej Gawędziarzy Kaszub i Kociewia. W tegorocznym konkursie wzięło udział 22 uczestników. W skład konkursowego jur y weszli: Stanisław Pestka, Bożena Ugowska oraz Tadeusz Lipski. Jak co roku uczestnicy Turnieju konkurowali w trzech kategoriach: o nagrodę Hieronima Derdowskiego, Józefa Bruskiego i Wicka Rogali. Laureatami pierwszej nagrody zostali: Eugenia Laska I miejsce, Krystyna Kamińska II miejsce, Edmund Lewańczyk i Krystyna Engler III miejsce. Nagrodę Józefa Bru- 1 45

148 skiego otrzymali: Genowefa i Dominik Czech I i II miejsce oraz Agata Nierzwicka III miejsce. W kategorii o nagrodę Wicka Rogali przeznaczonej dla uczestników spoza Kaszub i Kociewia przyznano nagrody: Zofii Wydro I miejsce, Stefanii Budzie II miejsce. Równolegle trzecie miejsce w tej kategorii nagrodę otrzymali Barbara Sroczyńska i Kazimiera Malinowska. Wyróżniono również Annę Rzeszut. Specjalną nagrodę dla Klaudii Rzóskiej ufundowaną przez Pomorską Radę LZS w Gdańsku wręczył redaktor Mirosław Begger. XXXIII Turniej Gawędziarzy i Kociewia nie tylko składał się z prezentacji gawęd ale również i z koncertów, które w Domu Kultury we Wielu oraz scenie koncertowej nad jeziorem dały takie zespoły jak: zespół dziecięcy Mareszka pod kierownictwem Marii Bal, zespół Cisowianki z Domu Pomocy Społecznej w Cisewiu oraz kierowany przez Urszulę i Zbigniewa Studzińskich zespół Pieśni i Tańca Kaszuby z Wiela i Karsina. /PB/ 21 sierpnia 2010 r. Wiele Wójt Gminy Karsin, Instytut Kaszubski w Gdańsku oraz Dom Kultury we Wielu Byli organizatorami promocji książki Hieronima Jarosza Derdowskiego pt. Jasiek,Walek &Szemek, Gdańsk Książka ta zawiera trzy utwory Wielewianina w języku oryginału i tłumaczeniu na język angielski, dokonanym przez Blanche Krbechek i Stanisława Frymarka. Są to: - Jasiek z Knieji, spòrô kùpa łgarstw kaszëbsczëch; Toruń 1885; - Walek na Jarmarku; Toruń Jasiek z Knieji i Szymek z Wiela w podróży do Ameryki, Winona 1889; Wydał je Instytut Kaszubski z Przedmową i Pogłowiem Józefa Borzyszkowskiego i przy wsparciu finansowym Gminy Karsin. Promocja odbyła się podczas Turnieju Gawędziarzy, któremu patronują Hieronim Derdowski i Józef Bruski sierpnia 2010 r. Wiele Z inicjatywy ks. Jana Flisikowskiego proboszcza parafii w Wielu odbyły się tutaj po raz drugi uroczystości i imprezy tutejszego małego odpustu jak nazywa się Odpust Kalwaryjski ku czci Matki Boskiej Pocieszenia poza terenem kościoła i Kalwarii, bo na teren skweru widowiskowego nad j. wielewskim. Odpust zainaugurowano w sobotę (28.08) m.in. Drogą Krzyżową na Kalwarię oraz Mszą Św. z kazaniem maryjnym w wielewskim kościele. Był również Apel Jasnogórski i modlitwy w intencji Ojczyzny. Z kolei w niedzielę (29.08.) o godz. odprawiona została Msza święta z okolicznościowym kazaniem. Następnie wierni w procesji z Najświętszym Sakramentem przeszli na przyjeziorny plac widowiskowy, na którym sprawowana była Celebra - uroczysta Msza św. Odpustowa, która sprawowana była pod przewodnictwem JE Ks. dra Piotra KRUPY - Biskupa Pomocniczego Diecezji Pelplińskiej. Podczas Mszy nastąpiło poświecenie nowego Obrazu Kopii Matki Bożej Pocieszenia oraz poświęcenie nowego sztandaru OSP Wiele. Oprawę muzyczna i artystyczna mszy i procesji zapewnił m.in. miejscowy zespół regionalny Kaszuby z Zaborów pod kierownictwem Urszuli i Zbigniewa Studzińskich. W godzinach popołudniowych odbył się Parafialny Festyn, podczas którego animacje muzyczną zapewnił Tomasz Dorniak i Zespół MASSUANA. W programie Festynu były zabawy i konkursy dla dzieci oraz i dorosłych oraz koncert promujący nową płytę: BARWY DNIA I NOCY. Były również 1 46 pokazy ratownictwa wodnego na jeziorze a na zakończenie Zabawa ludowa. W dziale Foto Zbliżenia publikujemy zapis zdjęciowy z ww. odpustu, publikujemy również za Gielewską Gazetką Parafialną publikację autorstwa Tadeusza Lipskiego: Kalwaria i obraz. 3-5 września 2010 r Tuchomie Wiele Odbyły się zorganizowane przez Fundację Naji Goche i Stowarzyszenie Centrum Międzynarodowych Spotkań w Tuchomiu - IV Spotkania na Gochach i Zaborach. Tematem przewodnim była Kalwaria Wielewska. Spotkania uroczyście zainaugurowano 3 września w Sali Głównej CMS, po czym uczestnicy wysłuchali referatów: - Proboszczowie Wielewscy: ks. Jan Fethke budowniczy kościoła; ks. Jan Szydzik i ks. Józef Wrycza budowniczowie Kalwarii Wielewskiej referentem był mgr Tomasz Cisewski Chojnice;- Historyczny Przewodnik po Kalwarii Wielewskiej ks. Antoniego Kowalkowskiego z Rytla referentem był mgr inż. Krzysztof Kowalkowski z Gdańska. Po referatach uczestnicy Spotkań w Starym Młynie w Tuchomiu oglądnęli przedstawienie teatralne pt. Trzy miłości w wykonaniu Natali Mieluk i Agnieszki Trumińskiej aktorów z GOK w Tuchomiu, uczennic LO w Bytowie. Spektakl reżyserował Antoni Szroeder. Ten udany aktorsko, artystycznie i scenograficznej spektakl przygotowany został w oparciu o sztuki: Zemsta Fredry, Wariat i Zakonnica Bułhakowa i Poskromnienie złośnicy W. Szekspira. 4 września uczestnicy Spotkań udali się autokarem do Wiela gdzie w kościele parafialnym spotkali się z ks. proboszczem Janem Flisikowskim kustoszem Kalwarii, po czym wysłuchali referatu mgr Tadeusza Lipskiego Duchowość i symbolika Kalwarii Wielewskiej. Kolejnym punktem programu był spacer po przykościelnym cmentarzu oraz wsi m.in. pod pomniki Hieronima Derdowskiego i Wicka Rogali, pod którymi złożono wiązanki kwiatów. W dalszej kolejności zwiedzono Kalwarie a potem Muzeum Ziemi Zaborskiej. Ostatnim punktem pobytu w Wielu było spotkanie - z Edmundem Kąkolewskim, współczesnym kaszubskim Bardem, wybitnym regionalistą, poetą i gawędziarzem nominowanym przez Zarząd Fundacji i ZO ZK-P w Karsinie Wielu do nowo ustanowionego wyróżnienia Fundacji NG Pas Jednote im. Hieronima Derdowskiego. Po powrocie do Tuchomia odbył się Wieczór artystyczno towarzyski - przy kawie i kaszubskim kuchu, połączony ze spotkaniem z Anną Gliszczyńska gawędziarką kaszubską i zespołem de Uczestnicy Spotkań na cmentarzu przykościelnym w Wielu ( zdj. Jan Maziejuk) Gzubers (Gzube) pod kierownictwem Grzegorza Wantoch Rekowskiego. 5 września 2010 r. uczestnicy Spotkań wzięli udział w mszy świętej z intencją modlitewną za budowniczych Kalwarii Wielewskiej oraz dzisiejszych animatorów życia duchowego i kulturalnego na Kaszubach. Po obiedzie odbyło się Spotkanie z Parlamentarzystą Pomorsko Kaszubskim, senatorem Kazimierzem Kleiną, przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu Kaszubsko Pomorskiego. Ostatnim punktem było podsumowanie i zakończono tego kolejnego, udanego Spotkania regionalistów kaszubsko pomorskich. 12 września 2010 r. Słupsk Odbyła się uroczystość podpisania aktu erekcyjnego oraz ceremonia odsłonięcia wzniesionego przy Zamku Słupskim (dzisiaj MPŚ) pomnika (wykonał go artysta inż. arch. Robert Sobociński z Poznania) Bogusława X księcia Pomorza Kaszubów i Wendów. Pomnik wzniesiono staraniem Fundacji przy współudziale Rady Rodzin Trzebiatowskich, Oddziału ZKP w Słupsku i Honorowego Komitetu Budowy, któremu przewodniczył Maciej Kobyliński Prezydent Słupska. Uroczystość ta stanowiła jeden z głównych punktów trzydniowych obchodów Jubileuszu 700/745 lecia lokacji miasta Słupska. Pomnik Bogusława X nocą w tle Zamek Słupski (zdj. Jan Maziejuk) Podczas uroczystości Zbigniew Talewski został uhonorowany przez Radę Rodzin Trzebiatowskich Medalem Bogusława X. Wrząca Gm. Kobylnica Starosta Słupski Sławomir Ziemianowicz oraz Wójt Gminy Kobylnica Leszek Kuliński byli organizatorami Powiatowych Dożynek (Święta Plonów). Obchody Święta Plonów rozpoczęła uroczysta Msza Święta w intencji rolników odprawiona przez księdza Krzysztofa Łachuta, proboszcza parafii w Słonowicach, który także poświęcił wieńce i chleby dożynkowe przywiezione na tę uroczystość. Starostami Dożynek byli: Krystyna Rapta z Gminy Kępice i Józef Gawrych z Gminy Kobylnica. Tegoroczne statuetki Bursztynowego Kłosa otrzymali: Zbigniew Terefenko z Michałowa (gm. Główczyce), Dariusz Ościk z Wierzchocina (gm. Smołdzino), Bogusława Jachna- Bireta z Dębiny ( gm. Ustka), Helena i Stanisław Grzegorczykowie z Bydlina (gm. Słupsk), Mieczysław Horodiuk z Kończewa (gm. Kobylnica), Kamil Kułakowski z Łupawy (gm. Potęgowo), Teresa i Zbigniew Błażejewscy z Kotowa (gm. Dębnica Kaszubska), Andrzej Misiewicz z Podgór (gm. Kępice) oraz Ośrodek Hodowli Zarodowej Bobrowniki - gmina Damnica.

149 W Konkursie na wieniec i chleb uczestniczyło 30 wieńców w tym 1 3 klasycznych i 1 7 niekonwencjonalnych oraz 29 chlebów. Zwyciężyli otrzymując nagrody i wyróżnienia nagrody pieniężne: - W kategorii wieniec klasyczny: I miejsce (1.650 zł) - Sycewice, II miejsce ( zł) - Siemianice, III miejsce (700 zł) - Lubuczewo. W kategorii wieniec niekonwencjonalny: I miejsce ( zł) - Wodnica, II (700 zł) - Górzyno, III (500 zł) - Siecie. W kategorii chleb: I miejsce (500 zł) - Słonowice, II (400 zł) - Płaszewo, III (300 zł) - Runowo. Wiele emocji wywołały także wybory Gospodyni i Gospodarza Roku Do rywalizacji o te tytuły przystąpiło aż dziesięciu kandydatów z poszczególnych gmin. tytuł przyznano Barbarze Jęchorek z Kwakowa i Jarosławowi Piątkowi z Widzina. Przeprowadzony został także turniej gmin powiatu słupskiego, do którego przystąpiło siedem pięcioosobowych drużyn. Rywalizację oceniała komisja, wśród której znaleźli się znani polscy lekkoatleci Jan Huruk i Tomasz Czubak, a do walki zagrzewały cheerleaderki z Hit Kobylnica oraz Maxi - Energa Słupsk. Konkurs, przy którym doskonale bawili się wszyscy uczestnicy i widzowie, wygrała drużyna z Kobylnicy. Na dalszych miejscach uplasowały się drużyny ze Słupska i Damnicy. Dożynki były również okazją do przedstawienia laureatów powiatowej i gminnej (gminy Kobylnica) edycji konkursu Piękna Wieś. Pierwsze miejsce na szczeblu powiatowym w kategorii wieś otrzymało Niestkowo z gm. Słupsk, a za najpiękniejszą zagrodę nierolniczą nagrodę odebrała Jadwiga Wolska z Obłęża w gm. Kępice. W gminie Kobylnica w X edycji konkursu pierwsze miejsce za zagrodę rolniczą otrzymali Jolanta i Mirosław Kałwakowie z Sierakowa, za zagrodę nierolniczą nagrodzono: Edwarda Gdowskiego z Sierakowa, Kamila Burego z Sycewic oraz Agnieszkę Gniłę z Sycewic. Z kolei na Dożynkowej Scenie zaprezentowały się zespoły taneczne i wokalne oraz soliści w tym Zespół Ukraińskiego Tańca Ludowego Witrohon, Wojskowy Zespół Wokalny Wiarusy, dwie pary taneczne z Klubu Tańca Sportowego Paktan oraz zespoły ludowe Ruczaj z Kobylnicy, Babiniec z Rowów, Klęcinianki, Wiśta Wio, Kwiat Paproci, Echo Objazdy oraz Adriany Kuczun z Objazdy. Gwiazdą artystyczną był zespół disco polo Shazzy nagrodzonej przez publiczność rzęsistymi brawami. 17 września 2010 r Wdzydze Kiszewskie, Gołuń, Kościerzyna Kolejny, XI już, Zjazd Rodzin Trzebiatowskich odbył się w Gołuniu, Wdzydzach Kiszewskich i Kościerzynie. Zasadniczym miejscem Zjazdu był Ośrodek Wczasowy Portus w Gołuniu. Punktem kulminacyjnym programu XI Zjazdu było otwarcie wystawy Trzebiatowscy wczoraj i dziś w muzeum Kaszubskim Parku Etnograficznym we Wdzydzach Kiszewskich. Przy okazji pobytu w Wdzydzach uczestnicy Zjazdu odwiedzili muzeum we Wdzydzach i brali udział w organizowanym tam święcie ziemniaka plenerowej imprezie pn. Z motyką na bulwy. Tego roczna Zjazdowa Msza Św. odprawiona została w kościele Zmartwychwstania Pańskiego w intencji wszystkich Trzebiatowskich żyjących i zmarłych oraz w intencji rychłej beatyfikacji Sługi Bożego Edmunda Roszczynialskiego pochodzącego po kądzieli z rodziny Malotka Trzebiatowskich z Łężyc. Podczas Mszy wręczono na rzecz kościoła dary od Rodzin Trzebiatowskich. Po Mszy zrobiono przed kościołem zbiorowe zdjęcie Trzebiatowskich, po czym na miejscowym cmentarzu złożono kwiaty na grobach Trzebiatowskich w Kościerzynie. Na Zjazd została przygotowana i była sprzedawana kolejna, X już część książki z cyklu Trzebiatowscy. W piątkowy wieczór kontynuowano tradycyjną już akcję DOMOWE CIASTO, które zapewniły panie Trzebiatowskie, przywożąc własne wypieki. A w sobotę w drugim wieczorze Zjazdu była tradycyjna zabawa, podczas której do tańca przygrywali Sylwia i Leszek Zmuda Trzebiatowscy z Kamienia Krajeńskiego. Odbyła się również tradycyjna licytacja miodówki oraz różnych przedmiotów na rzecz zebrania funduszy na działalność Rady Rodzin Trzebiatowskich. W pozjazdowy poniedziałek i wtorek był planowany spływ kajakowy rzeką Zbrzycą. Główny ciężar zorganizowania Zjazdu spoczywał na Radzie Rodzin, szczególnie na sekretarzu Rady, Zdzisławie Zmuda Trzebiatowskim września 2010 r. Brusy Odbyły się - przeniesione z 1 0 kwietnia (Dzień Żałoby Narodowej) uroczystości Jubileuszowe 30-lecia istnienia Zespołu Folklorystycznego Krëbane z Brus, którego prezesem od zarania powstania zespołu jest Władysław Czarnowski. Z tej okazji odbył się koncert w wykonaniu kapel i grup tanecznych i Zespołu Bubliczki. Był również wieczór wspomnień, zabawa, tańce, śpiewy oraz filmy z podróży. Imprezie towarzyszyła wystawa fotograficzna, wystawa pamiątek, kronik i zbiorów, a także wystawa artykułów prasowych Pisali o nas. W drugim dniu uroczystości Jubileuszowych w kościele parafialnym p.w. Wszystkich Świętych w Brusach odbyła się Msza Święta w intencji Zespołu. Z okazji Jubileuszu Fundacja i Redakcja magazynu skierowała do Jubilatów List Gratulacyjny. 30 września 2010 r. Gdańsk Instytut Kaszubski w Domu Kaszubskim w Gdańsku zorganizował spotkanie promocyjne dwóch książek: Lech Bądkowski. Literatura i wartości pod red. Daniela Kalinowskiego oraz Lech Bądkowski i Jerzy Pachlowski w tygodniku Ziemia i Morze pod red. Józefa Borzyszkowskiego i Kazimierza Kozłowskiego. Laudację wygłosił prof. Cezary Obracht- Prondzyński. 10 października 2010 r. Karzniczka gm. Damnica Odbyło się tu VII Powiatowe Święto Ziemniaka, czyli tradycyjne Słupskie Pokopki. Impreza odbywała się na terenie Stacji Doświadczalnej Oceny Odmian. W tym roku była to wyjątkowa uczta kulinarna z ziemniakami w roli głównej. Goście mieli okazję spróbować swoich sił w rywalizacji przy smażeniu rosti (placków ziemniaczanych) urozmaicone dodatkowymi konkurencjami. Kulinarne zmagania prowadził Tomasz Kunysz, finalista tegorocznych Międzynarodowych Mistrzostw Europy Dorszowe Żniwa, szef kuchni z Gościńca Słupskiego z Bydlina, który jednocześnie przygotowywał premierową potrawę lokalną. Po raz pierwszy goście mogli skosztować pomuchlówkę - słupską polewkę dorszową w towarzystwie kluseczek ziemniaczanych i kołdunów z mięsem raka. W tym dniu kartoflane dania dla gości przygotowali Jan i Jakub Kuroniowie w czasie Bitwy na gary. Jak co roku panie z Kół Gospodyń Wiejskich oprócz niezwykłych potraw ziemniaczanych serwowały również smakowite wypieki. Najlepsi producenci ziemniaków z powiatu słupskiego zostali nagrodzeni przez starostę słupskiego Słupską Bursztynową Bulwą, a przez ministra rolnictwa odznaczeniami i statuetkami. Ponadto odbyły się wybory Sołtysa i Sołtyski Roku 201 0, konkursy oraz występy lokalnych zespołów. W trakcie imprezy odbył się pokaz carvingu sztuki rzeźbienia w owocach w wykonaniu Tomasza Kunysza i Adama Wasylewa z Ustki. Wyczarowane przez nich dzieła można było kupić w czasie licytacji, z której dochód został przeznaczony dla wychowanków Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Damnicy. Tego dnia w sali lustrzanej damnickiego pałacu miało również miejsce ważne wydarzenie dla Powiatu Słupskiego, bowiem została podpisana umowa o partnerskiej współpracy Powiatu Słupskiego z Powiatem Bełchatowskim. Impreza trwała do godziny osiemnastej, jak zawsze można było zaopatrzyć się w ziemniaki, wybierając swoją ulubioną odmianę października 2010 r. Wieżyca Kaszubski Uniwersytet Ludowy w ramach Pomorskiego Forum Oświaty Dorosłych zorganizował objazdową konferencję pn. Edukacja Regionalna, a wielokulturowość Pomorza Żuławy, Powiśle. W tej udanej konferencji podczas której jej uczestnicy m.in. zwiedzili gotyckie kościoły na m terenie a także miejscowe muzea w tym Muzeum Tradycji Szlacheckiej w Waplewie Wielkim, oaz odbyli wędrówkę szlakami cmentarzy mennoickich i żuławskich domów podcieniowych. Gościli także w Izie Tradycji w SP im. Jana Hinza w Piekle, oraz 1 47

150 w Domu Kultury w Cedrach Wielkich gdzie spotkali się z wójtem i przewodniczącym Rady tej gminy. W konferencji tej uczestniczył także prezes Fundacji i magazynu regionalnego Naji Goche. 16 października 2010 r. Męcikał Gm. Brusy Przy tzw. Zielonym Pałacu w Męcikale odbyła się uroczystość poświęcenia sztandaru Stowarzyszenia Miłośników Historii Gryfa Pomorskiego Cis w Męcikale. Zbiórkę poprowadził prezes stowarzyszenia, a zarazem dowódca Historycznego Oddziału Cis - Wojciech Derewiecki, który odczytał wiersz To partyzanckô jidze wiara. Natomiast zarys historyczny przysięgi Tajnej Organizacji Wojskowej Gryfa Pomorskiego z 25 maja roku przedstawił zastępca dowódcy Roman Kwasigroch. Następnie odbyła się Msza Św. polowa, po której poświęcono sztandar, zaś członkowie Historycznego Oddziału Partyzanckiego Cis złożyli przysięgę. Wewnątrz numeru publikujemy serwis fotograficzny z tej uroczystości. 20 października 2010 r. Bolszewo gm. Wejherowo W Bibliotece Publicznej Gminy Wejherowo im. Aleksandra Labudy odbył się wernisaż Celiny Tatarczuk pt. Kaszubskie Klimaty. Celina Tatarczuk urodziła się w Nowem nad Wisłą. Od trzydziestu lat mieszka 1 48 Uczestnicy Konferencji podczas wizyty w Ośrodku Kultury w Cedrach Wielkich. Andrzej Lubiński prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Sztumskiej był jednym z przewodników uczestników konferencji po Powiślu. ( zdj. tz) w Wejherowie. Wykształcenia jest ekonomistka a zawodowo związana jest z Urzędem Administracji Państwowej. Wiedze o malarstwie czerpała z książek i od wspaniałych nauczycieli, a talent plastyczny odziedziczyła po swym wuju Kazimierzu Mikuc. Stad malarstwo stało się pasją jej życia. Swe prace tworzy w wielu technikach mianowicie jako: akwarele olej czy pastele. Swe inspiracje czerpie z otaczającej natury. Jak dotąd swoje obrazy prezentowała na wystawach organizowanych przez Klub Plastyków Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego w Wejherowie, Klub Garnizonowy w Gdyni- Oksywiu, Stowarzyszenie plastyków Pasja w Wejherowie oraz licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i zagranicą. W konkursie Pt. Wejherowo wczoraj i dziś otrzymała I nagrodę. W drugiej części tego spotkania, jego uczestnicy wysłuchali wykładu prof. Dr hab. Józefa Borzyszkowskiego pt. Aleksander Majkowski a Zrzeszyńcy. 23 października 2010 r. Warszawa W auli Politechniki Warszawskiej obradował V Kongres Obywatelski. Tematem przewodnim był temat: Idea Polski XXI w. Podmiotowi Polacy Podmiotowa Polska Podczas sesji plenarnej otwierającej Kongres wystąpili: - dr Jan Szomburg, Prezes IBnGR Otwarcie Kongresu W kierunku podmiotowości Polaków - prof. dr hab. Marek Ziółkowski, Wicemarszałek Senatu RP Jakie Razem Polaków w XXI w.? - dr. hab. Andrzej Nowak, prof. UJ, Uniwersytet Jagielloński Jaka narracja narodowa w XXI wieku? - dr hab. Cezary Wójcik, prof. SGH, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie Co zadecyduje o rozwoju Polski w XXI w.? - Krystyna Janda, aktorka, organizatorka Teatru Polonia Moja Polska marzeń wywiedziona z doświadczeń własnych - Maciej Witucki, Prezes Zarządu Telekomunikacji Polskiej S.A., Przewodniczący Rady Programowej PFO Mądrze do przodu - Aleksandra Ratajczak, doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego Najpierw musimy odnowić nasz język głos młodego pokolenia Po czym odbyły się w 1 0 grupach: Debaty tematyczne 1. Rozwój, ale jaki? Cele i zasady rozwoju 2. Jaka wspólnotowość Polaków w XXI w.? 3. Jak poprawić rządzenie Polską w XXI w.? Jak zapewnić ciągłość i horyzontalność rządzenia oraz partycypację obywatelską? 4. Drogi rozwoju kulturowego Polaków 5. Przestrzeń dla komunikacji i dialogu Polaków. Warunki konieczne dla dobrej komunikacji i dialogu Polaków 6. Interesy Polski w Europie i na świecie 7. Rozwój lokalny. Bariery i stymulanty 8. Edukacja XXI w. Cele, miejsca, metody 9. Polskie style życia. Między miastem a wsią 10. Talenty Polaków. W czym możemy być najlepsi? Podczas sesji plenarnej zamykającej Kongres krótkie sprawozdania z ww. debat tematycznych wygłosili: Edwin Bendyk, dr hab. Paweł Śpiewak, prof. UW, prof. dr hab. Danuta Hübner, dr Marta Bucholc, dr hab. Tomasz Zarycki, Jan Krzysztof Bielecki, dr Cezary Trutkowski, dr hab. Ireneusz Białecki, prof. UW, prof. Beata Łaciak, Witold Radwański. Po czym w temacie Jak budować podmiotowość Polski w XXI wieku? głos zabrali: - Aleksander Kwaśniewski, b. Prezydent RP - dr Janusz Lewandowski, Komisarz UE ds. budżetu - prof. Ryszard Legutko, Poseł do Parlamentu Europejskiego Zamknięcia Kongresu dokonał dr Jan Szomburg, Prezes IBnGR. 27 października 2010 r. Bolszewo gm. Wejherowo W Bibliotece Publicznej Gminy Wejherowo im. Aleksandra Labudy odbyła się promocja książki Dariusza Szymikowskiego pt. Zrzesz Kaszubsko - Pomorskie w latach Wprowadzenia dokonał Tomasz Żurach Piechowski. Promocji towarzyszyła wystawa fotograficzna pt. Biblioteka wczoraj i dziś. Każdy z zaproszonych gości otrzymał gratis jeden egzemplarz promowanej ksiązki. Dariusz Szymikowski urodził się 8 stycznia 1966 roku w Kartuzach, jest absolwentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Jest nauczycielem historii w VI Liceum Ogólnokształcącym w Gdańsku. Był członkiem redakcji pism Tatczezna i Odroda. Zajmuje się popularyzacją historii Kaszub i Kaszubów., głównie przez publikacje popularnonaukowe i naukowe. Od 2009 roku tworzy scenariusze lekcji o kaszubskiej historii, które SA publikowane w Pomeranii. 25 października 2010 r. Łąg W Ośrodku Kultury w Łęgu odbyło się kolejne spotkanie z cyklu Poeci marzą niewinnie. Tym razem był to wieczorek poświęcony w głównej mierze twórczości Janiny Głomskiej z Brus, autorki takich tomików poezji jak: Tonie ; Inspirujcie mnie Bory Tucholskie ; Idąc drogą ; Zaborskie strofy ; Szukałem Was ; Radość ; Szukanie ; Liryka wyobraźni ; Francuskie impresje. Poetka jest także autorką licznych artykułów publicystycznych, metodycznych, instruktażowych, oświatowych oraz promujących jej szkołę. Napisała wiele reportaży, wspomnień i biogramów. W swych wierszach stara się stwarzać refleksje uniwersalne dla wszystkich i każdego z osobna. Prezentując różnorodność i odmienność postaw, stara się uczulać na prawdziwe wartości. Poetka uważa, że poezja którą uprawia musi być blisko człowieka, ma mu pomagać, inspirować, dać mu wytchnienie i odpoczynek, a przede wszystkim ma wyzwalać w nim pokłady dobra. Podczas tego wieczoru poetyckiego uczestnicy mieli również okazje by zapoznać się z niezwykłymi wierszami Kazimierza Kujawskiego z Czarnej Wody, twórcy chociażby takiego tomiku jak

151 5 listopada 2010 r. Bytów W Sali Portretowej Muzeum Zachodnio- Kaszubskiego w Bytowie odbyła się promocja nowego tomiku poezji Piotra W. Grygiela z Jasienia zatytułowanego Na rydwanach Appolina. 7 listopada 2010 r. Konarzyny W sali Gminnego Ośrodka Kultury w Konarzynach miejscowy Odział ZKP zorganizował spotkanie z Krzysztofem Kordą z Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. Spotkanie było połączone z wystawą o Solidarności Autorytety: Lech Bądkowski, która była uroczyście otwarta w Senacie przez Premiera i Marszałka Senatu w ubiegłym roku. Janina Głomska poetka z Brus podczas spotkania autorskiego w Łęgu, obok Felicja Baska Borzyszkowska. Zapamiętane znad Czarnej Wody. Do wspaniałej krainy poezji swym śpiewem wprowadziła nas Agnieszka Joppek, zdobywczyni I miejsca w Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim (poziom wojewódzki) oraz zdobywczyni III miejsca w Ogólnopolskim Konkursie Poezji Śpiewanej w Kwidzynie. Cieszymy się, że miłośników naszych spotkań stale przybywa. Tym razem oprócz naszych łęskich miłośników poezji byli również goście z Brus, Łubiany, Luzina, Konarzyn, Czerska i Czarnej Wody. (Ośrodek Kultury w Łęgu) 10 listopada 2010 r. Ugoszcz Z inicjatywy red. Witolda Wantoch Rekowskiego dziennikarza Kuriera Bytowskiego, która podjęła Rada Sołecka Ugoszczy w centrum wsi, obok budynku byłej Szkoły Polskiej w Ugoszczy, której 80 lecie powstania obchodzono w tym roku, wzniesiona została rzeźba z pnia dębu, na której Leszek Złotowski rzeźbiarz z Niezabyszewa wyrył motyw w postaci, Rodła - znaku Związku Polaków w Niemczech, a także słowa pieśni Rodła: O polską duszę, każde polskie słowo. Rzeźbę tą odsłonięto podczas apelu z okazji dnia Niepodległości. Uroczystość uświetnili uczniowie miejscowej szkoły dwoma pieśniami patriotycznymi a aktu jej poświecenia dokonał ugojski wikary ks. Tadeusz Wantka. 5 listopada 2010 r. Wejherowo Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko- Pomorskiej w Wejherowie oraz Wydawnictwo Maszoperia Literacka z Gdańska byli organizatorami uroczystej promocji polskiej epopei narodowej Pan Tadeusz Adama Mickiewicza w tłumaczeniu na język kaszubski, którego dokonał Stanisław Janke. W programie spotkania była m.in. rozmowa z tłumaczem Stanisławem Janke oraz konsultantem językowym dzieła prof. dr. hab. Jerzym Trederem. Fragmenty Pana Tadeusza po kaszubsku czytali Danuta Stenka i Maciej Miecznikowski. Oprawę muzyczną zapewnili : Aleksandra Kucharska-Szefler - sopran, Tomasz Fopke - baryton i Witosława Frankowska - fortepian. - Otwarcie grafik do kaszubskiego Pana Tadeusza autorstwa artysty plastyka Jarosława Wróbla. Zamysł tłumaczenia Pana Tadeusza na kaszubski trzeba uznać za inicjatywę bez precedensu w krótkiej historii kaszubskiej translatoryki, doniosłością zbliżoną do przekładu na kaszubski Biblii mówił w swym wystąpieniu prof. dr hab. Jerzy Treder. Dzieło Mickiewicza ma określoną rangę w literaturze polskiej i światowej, a zatem jego kaszubskie tłumaczenie widzieć należy jako ważny akt docenienia języka i literatury polskiej dla zachowania tożsamości Kaszubów oraz dla rozwoju ich własnego języka literackiego i piśmiennictwa, własnej literatury pięknej. Może ono zarazem być powodem do dumy Kaszubów, którzy w stosunkowo krótkim czasie i w bardzo niesprzyjających warunkach obiektywnych (...) wykazali się zdolnością i odwagą, zrównując się z wieloma innymi narodami i językami, w których już wcześniej zaistniała polska epopeja narodowa Pan Tadeusz. Autorem tłumaczenia jest poeta i literat Stanisław Janke, książkę zilustrował artysta plastyk Jarosław Wróbel, znany przede wszystkim jako twórca licznych okładek do książek o tematyce militarnej. Tu pokazał swoje nieznane oblicze, twórczo nawiązując do tradycyjnych edycji Pana Tadeusza ilustrowanych przez Michała Elwiro Andriolliego. Pieczę naukową nad wydaniem książki sprawował filolog i kaszuboznawca z Uniwersytetu Gdańskiego prof. dr hab. Jerzy Treder. Spotkanie prowadził red. Marcin Pacyno, a prezentacje wybranych utworów z promowanego tomiku przedstawili uczniowie Zespołu Szkół Ogólno kształcących i Zespołu Szkół Ekonomiczno Rolniczych w Bytowie..Oprawe muzyczna zapewnili uczniowie Państwowej Szkoły Muzycznej I i IIstopnia w Słupsku Filia w Bytowie.. Akcenty dekoracyjne Sali zapewniła Kwiaciarnia Inna w Bytowie. Wydawcą tomiku jest Starostwo Powiatowe w Słupsku a jego druk został sfinansowany ze środków Gminy Czarna Dąbrówka oraz Starostwa Powiatowego w Bytowie. Krzysztof Kodra (zdj. Maria Rogenbuk) Obelisk w Ugoszczy. zdj. P. Cz. - Kurier Bytowski 11 listopada 2010 r. Chotkowo gm. Borzytuchom W świetlicy wiejskiej w Chotkowie Gerard Czaja z Bytowa promował swoja najnowszą książkę pt. CHOTKOWO - SPOJ- RZENIE W PRZESZŁOŚĆ. 1 49

152 Książka jest pierwszym opracowaniem opisującym przeszłość i teraźniejszość tej wsi w powiecie bytowskim. Publikacja ma na celu przedstawienie dziejów Chotkowa na tle całej ziemi bytowskiej i składa się z kilku części charakteryzujących przemiany, jakie zachodziły w różnych okresach począwszy od roku (pierwszy pisany dokument) do czasów współczesnych. Okresy te zamykają się w określonych granicach czasowych i stanowią przykład zmian, jakie zachodziły w tej wsi na przestrzeni ponad 600 lat. Ta 92 stronnicowa książka została wydana przez Wydawnictwo: BLACK UNICORN. 15 listopada 2010 r. Weżyca Odbyło się tutaj otwarte posiedzenie Rady Fundacji Kaszubskiego Uniwersytetu Ludowego. Tematem posiedzenia była WIELOKULTURO- WOŚĆ W EDUKACJI REGIONALNEJ. Referat wprowadzający O potrzebie kompleksowego podejścia do edukacji regionalnej, wielo- i międzykulturowej w świetle wyzwań i współczesności przedstawiła Renata Mistarz (konsultant Centrum Edukacji Nauczycieli w Gdańsku, ekspert projektu Wielokulturowe Pomorze w Edukacji ). Debatę prowadził prof. dr hab. Cezary Obracht-Prondzyński (Uniwersytet Gdański, Instytut Kaszubski, członek Rady Fundacji KUL). W programie posiedzenia również był wernisaż wystawy pt.: Delta Wisły krajobraz dla konesera autorstwa Marka Opitza, oraz toast z okazji zakończenia modernizacji obiektów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Wieżycy - siedziby Kaszubskiego Uniwersytetu Ludowego. Wejherowo Z okazji 92. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Wejherowie odbył się Powiatowy Konkurs Recytatorski Strofy o Ojczyźnie. Komisja konkursowa w składzie: Ewelina Roszman (Przewodnicząca) polonistka, moderatorka DKK w PiMBP w Wejherowie; Mirosław Odyniecki dziennikarz, poeta; Ewelina Magdziarczyk-Plebanek krytyk teatralny, kulturoznawca, bibliotekarz po wysłuchaniu 29. prezentacji postanowiła nagrodzić następujące osoby: I miejsce (ex aequo) Natalia Mieczkowska (SP nr 1 0 w Rumi) Tomasz Wierciński (SP nr 6 w Wejherowie) II miejsce Aleksandra Panek (SP nr 1 0 w Rumi) 1 50 III miejsce Kinga Konkol (SP Sióstr Zmartwychwstania Pańskiego w Wejherowie) Wyróżnienia: Helena Strzelka (SP nr 2 w Redzie) Natalia Łuczak (SP nr 8 w Wejherowie) Spotkaniu Konkursowemu towarzyszył wernisaż wystawy prac plastycznych uczestników Letniej Akademii Malarskiej (ilustracje do utworów z poprzednich edycji Konkursu Powiew Weny ) oraz wernisaż wystawy fotograficznej Pauliny Bach. 18 listopada 2010 r Bytów Muzeum Zachodnio-Kaszubskie w Bytowie, Zakład Antropologii Literatury i Badań Kaszubsko-Pomorskich Akademii Pomorskiej w Słupsku oraz Instytut Kaszubski w Gdańsku byli organizatorami IX Konferencji Kaszuboznawczej Pt. Zabory Krąg autorów i tematów. W czasie konferencji referaty wygłosili: - Mgr Kazimierz Ostrowski - Charakterystyka środowiska kulturalnego Chojnic okresu międzywojennego; - prof. Józef Borzyszkowski, Problematyka historyczna w Zaborach - Mgr Edmund Kamiński, Miesięcznik Zabory. Charakterystyka literacka - Mgr Anna Czapczyk Zawartość merytoryczna czasopisma Zabory - Dr hab. Jowita Kęcińska-Kaczmarek, Maria Matysikowa i Helena Hoffmanowa czyli kobiety w Zaborach - Dr Adela Kuik-Kalinowska, Liryka kaszubska Stefana Bieszka - Dr hab. Daniel Kalinowski, Heroizm i historyzm. Dramaturgia polska Stefana Bieszka. 4 grudnia 2010 r. Sztutowo W Sali konferencyjnej Gminnej Biblioteki Publicznej w Sztutowie - Muzeum Stutthof w Sztutowie Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Instytut Prahistorii Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu byli organizatorami Konferencji - Sztutowo czy Stutthof? Oswajanie krajobrazu kulturowego. Na konferencji po raz pierwszy publicznie zostały zaprezentowane całościowe wyniki nowatorskich w podejściu i interdyscyplinarnych w formie badań przeprowadzonych na terenie Sztthofu wiosną 2010 roku. Głównym celem projektu Sztutowo czy Stutthof? Oswajanie krajobrazu kulturowego, była analiza i identyfikacja zmian krajobrazu fizycznego i kulturowego KL Stutthof w kontekście: czasu (od II wojny światowej do współczesności) i przestrzeni (region Żuław, z wyszczególnieniem wsi przyległych do terenu obozu). Przedmiotem badań naukowców Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu było antropologiczne badanie społecznej świadomości i działalności ludności lokalnej wobec KL Stutthof, a także na sposoby oswajania przestrzeni, którą w ramach dyscypliny nazywamy przestrzenią naznaczoną. Naznaczenie to definiowane jest na dwóch poziomach: obozu-miejsca kaźni, Żuław-regionu wyniszczonego działaniami wojennymi. Na obu poziomach mamy do czynienia z funkcjonowaniem kategorii pamięci, która determinuje postawy obecne, a także symbolizuje przeszłość dzięki czemu możemy mówić o KL Stutthof jako o miejscu pamięci (lieu de memoire). Projekt zakładał podejście interdyscyplinarne, które realizowane było zarówno na gruncie metodologicznym, jak i empirycznym (prace terenowe). Gdańsk Odbył się osiemnasty Zjazd Delegatów Zrzeszenia, podczas którego ponad trzystu delegatów wybierało najwyższe władze tej organizacji na kolejną trzyletnią kadencję. Nowym prezesem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego został Łukasz Grzędzicki. O stanowisko prezesa Zrzeszenia ubiegały się dwie osoby Łukasz Grzędzicki z oddziału ZKP w Szymbarku oraz Teresa Hoppe z oddziału ZKP w Gdyni. W głosowaniu tajnym, w którym udział wzięło 31 4 delegatów, zdecydowaną większością zwyciężył Łukasz Grzędzicki, który otrzymał 221 głosów. Wybrano także nową Radę Naczelną wśród jej członków są m. in. Członkowie Kapituły Fundacji Naji Goche: -Felicja Baska Borzyszkowska z Lubiany/Brus -Edmund Zmuda Trzebiatowski z Gdyni -Edmund Zmuda Trzebiatowski ze Słupska -Zbigniew Talewski - prezes Fundacji NG. 12 grudnia 2010 r. Brusy 30-lecie działalności obchodził bruski Oddział Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego. Uroczystości rozpoczęły się mszą św. w kościele parafialnym pw. Wszystkich Świętych w Brusach z udziałem pocztów sztandarowych stowarzyszeń i instytucji z terenu miasta i gminy Brusy oraz delegacji zaproszonych oddziałów Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego w Brusach. W obchodach wzięli udział: Prezes Oddziału Głównego Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego Łukasz Grzędzicki, Posłowie na Sejm RP: Piotr Stanke i Stanisław Lamczyk, Senator RP Jan Wyrowiński, Przewodniczący Rady Powiatu Chojnickiego Robert Skórczewski, Burmistrz Brus Witold Ossowski, Radni Rady Miejskiej w Brusach, dyrektorzy szkół podstawowych i gimnazjów z terenu miasta i gminy Brusy, Dyrektor Kaszubskiego LO w Brusach Zbigniew Łomiński, mieszkańcy oraz inni zaproszeni goście. Prezes bruskiego Oddziału ZKP Stanisław Kobus przedstawił zebranym krótką historię powstania oraz podsumował Rok Karnow- List Gratulacyjny do ZKP w Brusach z okazji XXX-lecia.

153 skiego. Podczas 30 letniej działalności Zrzeszenia Kaszubsko - Pomorskiego priorytetową postacią dla nas był Jan Karnowski. Cieszę się, że w mijającym roku udało nam się zorganizować wystawę Jan Karnowski Sumienie Ruchu Kaszubskiego, która przemieszcza się po całej Polsce, a była m.in. w Sejmie RP w Warszawie. mówi Stanisław Kobus. Uroczystość XXX lecia istnienia była okazją do wręczenia podziękowań za pracę w zrzeszeniu. Prezes Stanisław Kobus wyróżnił byłych prezesów ZKP O/Brusy, a znaleźli się wśród nich: - Bernard Andrzejczak - Jolanta Łomińska - Paweł Pałuczak - Antoni Ziółtkowski - Marian Wróblewski - Władysław Czarnowski Podziękowania od bruskiego zarządu ZKP/O Brusy otrzymał również obecny prezes Stanisław Kobus. Podziękowania otrzymali również długoletni członkowie zrzeszenia: - Józef Chełmowski - Teresa Drobińska - Janina Głomska - Piotr Goebel - Marian Jutrzenka Trzebiatowski - Wanda Kiżewska - Alojzy Liedtke - Urszula Kubiak - Stefan Marchlewicz - Zygmunt Markut - Danuta Miszczyk - Irena Peplińska - Feliks Ryduchowski - Stefan Skwierawski - Józef Słomiński - Kazimierz Weltrowski - Kazimierz Szyszka - Teresa Wojciechowska - Bogumiła Ziółtkowska - Kazimierz Budziński - Brygida Budzińska Minutą ciszy uczczono pamięć zmarłych członków ZKP O/Brusy. Podziękowania za współpracę otrzymali: - Burmistrz Brus Witold Ossowski - Gminny Zarząd Oświaty Brusy Jacek Bruski - Felicja Baska Borzyszkowska - Magdalena Rolbiecka Podziękowania dla sponsorów: Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska Brusy, PHU KSK Coloseum - Sławomir Kiedrowski, Olicon Delta Przemysław Wojtkiewicz, Chipol Brok - Andrzej Karnabal, Bysewko Andrzej Gołąbek, Nasza Chata Marzenna i Marek Zblewski, Fungopol Robert Skórczewski, Bruspol Małgorzata i Jerzy Skurczewski, Roman Szczepan Kniter firma Trefl. Jubileusz swoimi występami umilili: Kociewsko Kaszubska Orkiestra Dęta Torpeda razem z Chórem Niebieska Schola z Tczewa, Starzy Krëbane z Brus i dzieci z Przedszkola Sióstr Zmartwychwstania Pańskiego w Brusach oraz uczniów Gimnazjum w Brusach. W organizacji pomagały uczennice Kaszubskiego LO w Brusach. Na zakończenie przybyli goście podzielili się opłatkiem, życząc wszystkiego, co najlepsze na nadchodzące Święta Bożego Narodzenia oraz w nadchodzącym roku. Dyr. Janina Borchmann podczas IV Spotkań na Zaborach i Gochach (zdj. Jan Maziejuk) Organizatorzy uroczystości: Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego, ZKP O/Brusy oraz Gmina Brusy. W dziale Foto Zbliżenia zamieszczamy fotograficzna relację z tej uroczystości. 15 grudnia 2010 r. Bolszewo gm. Wejherowo W siedzibie Biblioteki Gminnej zainaugurowano zbiorową wystawę : Bożeny, Karoliny, Moniki i Wiolety Witkowskich pt. Urok świąt Bożego Narodzenia. Wprowadzenia do ekspozycji dokonała p. Bożena Witkowska. Wystawie towarzyszyła także promocja kalendarza na rok. Cztery pory roku w Gminie Wejherowo. Wprowadzenia promocyjnego dokonał p. Maciej Tamkun. Otwarcie tej wystawy poprzedziła p. Janina Borchmann dyrektorka biblioteki, która dokonała podsumowania działalności placówki w roku. W części artystycznej wystąpił z koncertem kolęd i pastorałek kaszubski zespół Nasze Stronë, który od roku działa przy Oddziale ZKP w Wierzchucinie, a od 2006 roku dodatkowo opiekuje się nim Rada Sołecka w Prusowie. Kierownikiem zespołu jest Anna Wujke, a kierownikiem artystycznym i akordeonista Jerzy Łysk. Wystąpiła także 5 osobowa Kapela Ludowa Klëka, która jest jedną z najstarszych w powiecie puckim, bowiem działa od roku. Kapele prowadzą bracia Wiesław i Waldemar Witkowscy a w jej repertuarze oprócz muzyki kaszubskiej z gawędami, wykonuje ona muzykę jazzową, biesiadną i rozrywkowa. Spotkanie to połączone było z świątecznym łamaniem się uczestników Opłatkiem Bożonarodzeniowym, poprowadził je ks. Jerzy Mykała proboszcz parafii p.w. NMP w Bolszewie. Na zakończenie życzenia świąteczne złożył Henryk Skwarło Wójt Gminy. W bibliotece równolegle były eksponowane trwające już dwie wystawy czasowe w cyklu Pasje i hobby twórcze mieszkańców naszego regionu. Mianowicie wystawa prac artystów z Koła Pasji Twórczej pt. Cztery pory roku w Gminie Wejherowo oraz Inspiracje Chopinowskie. /-/ Wydawcy Naji Goche : Zbigniew Talewski Biuro Promocji Pośrednictwa i Handlu, Borowy Młyn, ul. Jeziorna 29, tel./fax oraz Fundacja na rzecz rozwoju społecznokulturalnego i promocji Ziemi Słupskiej, Zaborów, Borów, Gochów Naji Goche Borowy Młyn, ul. Jeziorna 29. Wydanie internetowe i na płycie CD. Magazyn Naji Goche jest łamany przy użyciu wolnego oprogramowania (Scribus, Gimp). W części swego nakładu Magazyn rozprowadzany jest bezpłatnie. Redakcja: Słupsk, ul. Anny Gryfitki 5/4, tel./fax , kom , gochy@op.pl Zbigniew Talewski - Redaktor Naczelny Stale współpracują: Piotr Bruski (Przytarnia), Andrzej Szutowicz (Bytów/Czarne), Jan Maziejuk (fotoreporter Słupsk), Benedykt Reszka (Rumia/Borowy Młyn), Zbigniew Studziński (Wiele), ks. Władysław Szulist (Lipusz), Wiktor Zybajło (Człuchów), Janina Głomska (Brusy), Sławomir Cholcha (Luzino). Łamanie i strona www: cgrabski@oferuje.pl Finansowo wsparli nas Aleksander Jutrzenka Trzebiatowski i firma DELTA Sp. z o.o. z Gdyni. Serdecznie dziekujemy. 1 51

154 SPIS TREŚCI Słupski pomnik księcia Bogusława X Wielkiego... 1 Listy wierszowane do żony... 2 Jako dziadek... 2 Od Redaktora... 3 XVIII Zjazd Sprawozdawczo Wyborczy Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego... 4 Udane tournée...5 Zapomniany epizod z szwedzkiego potopu... 6 Śp. Stefan Fikus...8 Uroczystości upamiętniające 70 lecie Zbrodni Katyńskiej w Bytowie...9 Dobrö desza do Lëpusza, a Oświadczenia w sprawie zbliżającej się 105. rocznicy śmierci księdza Augustyna Worzałły ( ) Jastrowie: pierwszy dzień wolności fikcja czy prawda? Wystąpienie otwierające uroczystość Tajemnica śmierci Majora Rysia Z pożółkłych akt Duchowość i symbolika kalwarii wielewskiej Foto Zbliżenia Borowy Młyn W I E R S Z E...27 Przewodnik do użytku wiernych zwiedzających Kalwarię we Wielu Jan Karnowski*( ) Jan Karnowski - krótki życiorys...34 Inauguracja wystawy Jan Karnowski Sumienie Ruchu Kaszubskiego Kaliska gmina na północnym skraju Borów Tucholskich Kluczewo rok...38 Franciszek Grucza - krótki życiorys Literatura kaszubskiej duszy...42 Zemsta czy grabież?...45 Na rydwanach Apollina...45 Żydzi w Miastku Czesław Niemen w Słupsku Twarze enigmatycznego Czesława Borowy Młyn - moja tęsknota... moja nostalgia Poeci marzą niewinnie Konstanty hr. Przebendowski - napoleoński pułkownik z kaszubskim rodowodem Ksiądz Franciszek Grucza - pro fide et Cassubia...55 Jan Rompski - czterdzieści plus czterdzieści Tak świętowali słupszczanie...60 Na rydwanach Apollina...61 Witaj w domu! Podpisanie aktu erekcyjnego...63 Zakłamane zaklęcia

155 Zaboracy i Gochowie - uczestnicy XII Zjazdu Kaszubów w Pucku...68 Pomorski Świętowid czyli look_4_faces Co z Roku Lecha Bądkowskiego na dziś? Cz. I Hamerscy (fragment) Ks. Jan Fethke...76 Krępa Słupska - IX Przystań Papieska na rz. Słupi Pożegnanie śp. Macieja Narlocha...83 Konarzyny - pamięci patrioty księdza Alfonsa Schulza Wystąpienie podczas uroczystości poświęcenia Obelisku KOŃJO WIERSZE...87 Historia rodu Meller z Leśna...88 Czy ten las jest przeklęty...?! Na rydwanach Apollina...91 Moja kaszubska droga Partyzancka Przysięga - Męcikał 2010 r Łąg miejscowość pogranicza Borów, Kaszub i Kociewia Konspiracyjne organizacje niepodległościowe działające w Bytowie w latach Ks. Alfons Wacław Schulz Święci z dynastii Arpadów (cz. IV) W Kotomierzu i w Byszewie Zapiski w mojej pamięci XI Zjazd Rodzin Trzebiatowskich Wierzchowo potyczki przygraniczne XVIII Przegląd Twórczości Kaszubskiej Uczniów Szkół Gminy Lipnica Brzeźno Szlacheckie 2010 w obiektywie Zbigniewa Talewskiego Przeszłość obecnych obszarów diecezji pelplińskiej w latach Związek Szlachty Polskiej oddział w Chojnicach w 2010 r IV Spotkania na Gochach i Zaborach Polemiki wokół tablicy pamięci odsłoniętej na terenie zamku bytowskiego Bytowscy męczennicy ofiar tragicznego lotu do Smoleńska Kondolencje wierszem Śp. prof. Gerard Labuda (28.XII X.2010) LISTY OD/DO REDAKCJI Świąteczne reminiscencje OGŁOSZENIA - ZAPROSZENIA Jerzy Dąbrowa-Januszewski ( r.) Szlachecki rodowód z Kaszub Bory jako skarbiec kultury duchowej Minister na Gochach Przemysław Pragert w Chojnicach Dzięki Bogu!!! ZDARZYŁO SIĘ

156 BOGUSŁAW X WIELKI ( ) KSIĄŻE POMORZA, KASZUBÓW I WENDÓW. SŁUPSK 2010

157 Ja k t o się s ta ł o Zbigniew Talewski prezes Fundacji Naji Gochy z pomysłem postawienia pomnika księcia Bogusława X Wielkiego nosił się wiele lat. Jak mówił sam nie wie ile. Wspominał o tym wielokrotnie, na różnych spotkaniach, jakby badał reakcję ludzi na swój pomysł. Pierwszy raz publicznie ogłosił to w dwutygodniku Moje Miasto nr 19 z dnia 7 listopada 2007 roku. Tak o tym pisał w felietonie p.t. Od redaktora : Bieżący rok był jubileuszowym dla dziejów naszego miasta., a przede wszystkim dla jednej z najważniejszych budowli miejskich, jakim jest Zamek Gryfitów. W tym roku przypadła, bowiem 500 rocznica jego budowy Wydawać się mogło, że ten znaczący jubileusz będzie również doskonałą okazją dla przypomnienia i upowszechnienia wśród mieszkańców naszego grodu, budowniczego tego zamku, księcia Bogusława X Wielkiego, jednego z najważniejszych w historii Słupska, urodzonego w nim mieszkańca... I dalej pisał: W związku z tym Fundacja oraz redakcja Mojego Miasta wychodzą z inicjatywą wzniesienia takowego monumentu w pobliżu słupskiego zamku, w miejscu po przeniesionej sprzed zamku, do ogrodu książęcego, rzeźby dzików Zamek Książąt Pomorskich zbudowany przez księcia Bogusława X w 1507 roku. 1

158 W rzeczywistości była to inicjatywa Zbyszka Talewskiego, który księciem Bogusławem X i rodem Gryfitów zafascynowany był od dawna. Poświęcił wiele czasu i energii na kultywowanie pamięci o Kaszubach i zasłużonych dla nich Gryfitów. Inicjatywa wzniesienia pomnika Bogusława X, nie jest jedynym dowodem na pomysły i społecznikowską działalność tego niestrudzonego człowieka. Wszystkich jego pomysłów i realizacji nie sposób wymienić. Aby chociaż w części uhonorować Jego trud włożony w to co robi, posłużmy się fragmentem laudacji wygłoszonej przez Michała Żmudę Trzebiatowskiego z okazji przyznania Zbigniewowi Talewskiemu w 2009 roku Srebrnej Tabakiery Abrahama: Kim jest Zbigniew Talewski? Z całą pewnością poetą, który debiutował w 1977 roku zbiorkiem poetyckim Bazuna, a potem na łamach słupskiego Głosu Pomorza i Kwartalnika ( który współtworzył i redagował) Wydał dwa tomiki wierszy: Krëszënë gwiôzdë (1988) (Okruchy gwiazd) po części w języku kaszubskim i polskim, Miraże i pejzaże (NG- 1991) wydanie bibliofilskie oraz poemat poetycki, również po części w języku kaszubskim i polskim pt. Tryptyk Wdzydzki czyli refleksje o nie przemijaniu (2005). Ponadto wiersze jego były publikowane w wydanej w 2005 roku, antologii poezji kaszubskiej. Zatem mówienie o nim poeta z całą pewnością jest uprawnione. Z całą pewnością jest Zbigniew Talewski dziennikarzem. Publikował wszak w wielu czasopismach m.in. w Jantarze w którym pracował jako dziennikarz), Zarzewiu, Wieściach, Pomeranii, słupskim tygodniku Zbliżenia oraz miesięczniku Gryf, a także Głosie Kaszub dodatku do Głosu Pomorza. Wreszcie, od 2001 roku jest wydawcą i redaktorem dwumiesięcznika społeczno kulturalnego:. Czasopismo Naji Goche - zajmuje się przede wszystkim informacjami o Kaszubach ze szczególnym naciskiem położonym na Gochy część tej krainy najbardziej na południowy zachód położoną. Zbigniew Talewski jest redaktorem czasopisma, ale także autorem wielu zamieszczonych tekstów. Teksty te obejmują szerokie 2 Zbigniew Talewski. Na zdjęciu podpisuje w dzienniku budowy wpis o wylaniu fundamentu pod pomnik.

159 spektrum tematów od artykułów redakcyjnych na tematy bieżące i polemiczne, poprzez artykuły społeczne i na tematy aktualne po tematy krajoznawcze i historyczne. Artykułów tych jest dziesiątki i zajmują poczesne miejsce w bibliografii kaszubskiej. Bez tych publikacji nie byłoby obecnej pozycji Gochów na mapie Kaszub. Mając za sobą osobiste doświadczenie związane z redagowaniem i wydawaniem Wiadomości Gdyńskich i wiedząc jak ciężko jest obecnie prowadzić stałą działalność wydawniczą, chylę czoła. Jest wreszcie animatorem kultury. W latach 80. był współzałożycielem działającej przy słupskim oddziale ZK-P, grupy artystyczno literackiej GAL (Grupa Artystyczno Literacka), a także inicjatorem I i II Spotkań Kapel i Teatrów Ludowych Słowińska Kluka, które odbyły się w 1985 i 6 roku w Słupsku, a także w Bytowie, Parchowie i Borowym Młynie na Gochach. Jest oczywiście członkiem Zrzeszenia Kaszubsko- Pomorskiego, działając od 1974 roku w Słupsku, Lipnicy i Karsinie, piastując szereg funkcji. Ten obraz jest nadal zdecydowanie niepełny, bez przybliżenia Państwu tworu niezwykłego, który w największym chyba stopniu pozwala realizować dzisiejszemu laureatowi swoje pasje, marzenia i cele, związane z kulturą i promocję regionu, oraz edukacją historyczną i aktywizacją społeczną mieszkańców. Mowa tu o założonej i kierowanej przez Zbigniewa Talewskiego w 2003 r. Fundacji na rzecz rozwoju społeczno kulturalnego i promocji Ziemi Słupskiej Zaborów Borów i Gochów Naji Gochë. W fundacjach można zasiadać, a można sprawić, by ich działania wpływały realnie na otoczenie Talewski musi dopilnować wszystkiego nawet tego, co Bogusław X będzie widział gdy stanie na piedestale. 3

160 Są takie osoby, które, pozbawione możliwości działania, nie byłyby w stanie funkcjonować, osoby, których siła sprawcza i wola działania są tak silne, że trzeba naprawdę poważnych przeszkód by im utrudnić działanie, natomiast nie ma takich, które by je uniemożliwiło. Takie osoby nie mają łatwo: budząc szacunek i respekt, budzą też i kontrowersje, gromadząc sojuszników, uaktywniają też i przeciwników, głosząc swoje poglądy narażają się na ich ocenę i nie zawsze uczciwe polemiki, wreszcie żyjąc w biegu, czasem po drodze gubią inne osoby, często bliskie. Jedno jest pewne dzięki niesłabnącej energii, przekonaniom i woli działania takich osób, świat zyskuje, ludzie wiedzą i rozumieją więcej, a historia pozwala nam być mądrzejszymi od naszych przodków. Szanowni Państwo z prawdziwą przyjemnością gratuluję panu Zbigniewowi Talewskiemu otrzymania Srebrnej Tabakiery Abrahama. Trafia ona do osoby, której zasługi dla Kaszub, lokalnej tożsamości, popularyzacji historii regionu i aktywizacji społecznej są nieocenione. Aż żal, że nie mieszka Pan w Gdyni. Z żoną Alicją i drużyną rycerską Gryfici z Bytowa składają hołd i kwiaty przed sarkofagiem Gryfitów, po mszy z okazji 324 rocznicy śmierci księcia Ernesta Bogusława de Croy. 4

161 To zaszczyt dla nas mieszkańców grodu nad Słupią, że Talewski jest ze Słupska i jakże by inaczej - mieszka przy ulicy Anny Gryfitki. Upamiętnianie rodu Gryfitów Talewski i Fundacja Naji Gochy rozpoczęli w 2005 roku. Od tego czasu spełniając prośbę o pamięć i modły, wyrażoną w testamencie przez ostatniego Gryfitę, księcia Ernesta Bogusława, co roku zaprasza Słupszczan w rocznicę Jego śmierci do słupskiego kościoła św. Jacka na modlitwę i spotkania z historią Pomorza Zachodniego. Podczas tych historycznych, patriotycznych i religijnych uroczystości, oprócz ekumenicznej mszy, historycznego referatu na temat Gryfitów, składane są w podziemiach kościoła, przy sarkofagach Gryfitów wiązanki kwiatów. Na początku 2008 roku w rocznym sprawozdaniu z działalności Fundacji Naji Gochy za rok ubiegły prezes Talewski tak pisał o tych uroczystościach: Kościół Św. Jacka jest jedną z pomorskich nekropolii Gryfitów. Poza ks. Ernestem Bogusławem pochowana jest tu także jego matka, księżna Anna Gryfitka i inni członkowie tego rodu, w tym księżne, dla których zamek w Słupsku po śmierci ich mężów był tzw. Wdowim Domem. Dzisiaj nie wszyscy Słupszczanie zdają sobie sprawę, że historia Ziemi Słupskiej nie zaczęła się w 1945 roku. Nie mają podstawowej wiedzy o zdarzeniach, które w efekcie powodowały, że na wiele pokoleń zmieniała się przynależność państwowa naszego Pomorskiego Domu I dalej: [Chcemy] Uświadomić im, iż słowiańska historia Słupska i ziemi słupskiej nie zaczęła się w 1945 r., że te ziemie to kolebka kaszubszczyzny i słowiańszczyzny, germanizowanej przez wieki w złożonym procesie historii. Postać Bogusława X była kluczową w tegorocznych obchodach pamięci Gryfitów m.in. z tego względu, iż oficjalnie nasza Fundacja wyszła z inicjatywą (budowy w Słupsku -w otoczeniu zamku, pomnika Bogusława X, który z jego polecenia został pobudowany w 1507 roku. Dla realizacji tegoż przedsięwzięcia zawiązała się już grupa inicjatywna oraz formułuje się komitet budowy, a plastyk miejski p. Edward Iwański opracowuje pierwszą jego wizję. Sądzę, że pomnik ten - godny tego historycznego i zasłużonego dla Kaszub i Pomorza władcy - zostanie wzniesiony i odsłonięty podczas przypadającej w 2010 roku 700 letniej rocznicy lokacji Słupska. 5

162 Do swojej idei Zbigniew Talewski musiał przekonać wiele osób. Najważniejsze, że przekonał Trzebiatowskich. Na zdjęciu przemawia Zdzisław Zmuda Trzebiatowski sekretarz Rady Rodu Trzebiatowskich, obok, od lewej siedzą: Leszek Kuliński, Andrzej Obecny i Alfons Klepin. Wiele wysiłku, uporu i cierpliwości musiał wykrzesać z siebie Zbigniew Talewski, aby rozpropagować i udowodnić, że wielki Gryfita książę Bogusław X zasługuje na swój pomnik w Słupsku, pod którym mieszkańcy będą składać kwiaty i który będzie polskim i kaszubskim pomostem pomiędzy nowymi a starymi czasy. Wielokrotnie na łamach prasy, podczas rocznicowych mszy sylwetkę Bogusława X przypominano słupszczanom. Oto krótka biografia Bogusława X: Książę Bogusław X był synem księcia Eryka II z linii książąt słupskich i Zofii, która była córką księcia Bogusława IX i Marii córki księcia Siemowita IV na Mazowszu. Zofia po babce była krewną Jagiellonów, po dziadku Piastów i po ojcu pomorskich Gryfitów. Jej rodzice wzięli ślub w Poznaniu w obecności króla Jagiełły w 1432 roku. Zofia przyszła na świat w darłowskim zamku około 1435 roku. Geneza rodu Gryfitów nie jest do końca znana. Byli oni na pewno pochodzenia słowiańskiego. Ojcem Eryka II był książe wołogoski Warcisław IX. Książę Bogusław urodził się 28 maja 1454 roku w Słupsku, w starym zamku książęcym. Dzieciństwo i młodość spędził: najpierw w Słupsku, potem w niedalekim Darłowie. 6

163 W 1474 roku, po śmierci Eryka II, objął władze w księstwie słupskim i szczecińskim, a w 1478 roku po śmierci swojego stryja Warcisława X, także w księstwie wołogoskim, łącznie z Barthem i Rugią. Zatem w 1478 roku połączył dotąd podzielone słowiańskie Pomorze w jedną całość ustanawiając suwerenne księstwo pomorskie o statusie samodzielnego europejskiego państwa. W 1476 roku spotkał się pod Malborkiem z królem Polski Kazimierzem Jagiellończykiem, który pasował go na rycerza. To za pośrednictwem króla polskiego w 1479 zawarty został pokój pomiędzy Brandenburgią i Pomorzem. Walcząc z Brandenburczykami szukał sojusznika w Polsce. W 1491 poślubił córkę króla polskiego Kazimierza Jagiellończyka, Annę. W 1493 roku uzyskał zrzeczenie się przez Brandenburczyków zwierzchnictwa lennego. Od 1504 roku bezskutecznie zabiegał o poddanie całego Pomorza zachodniego w lenno królestwu polskiemu. Wobec braku nie podjęcia tej inicjatywy a także nie wsparcie Pomorza przez Polskę przed uzależnieniem od Brandenburgii, poddał Pomorze Zachodnie jako lenno Karolowi V cesarzowi niemieckiemu stając się tym samym księciem Rzeszy, oddalił w ten sposób groźbę podporządkowania państwa pomorskiego książętom brandenburskim. Bogusław X nie tylko zjednoczył nadmorskie ziemie od Rugii po Łebę, ale również ożywił handel, uporządkował finanse, zreformował dwór i zarząd księstwa, umocnił władzę książęcą, powołał sąd nadworny, powołał kancelarię i urząd marszałka, utworzył mennicę książęcą oraz wzmocnił siłę obronną państwa. Książe Bogusław X Wielki miniaturę pomnika, na jednym ze spotkań Komitetu Budowy, prezentuje autor, artysta rzeźbiarz pan Robert Sobociński z Poznania Ponadto skutecznie walczył z rozbojem rycerstwa. Podczas swego panowania z wielką troską odnosił się do rozwoju wszystkich pomorskich miast w tym swego rodzinnego grodu nad Słupią m.in. popierając Słupsk w jego walce z konkurencją kupców obcych oraz w sporach z duchowieństwem. Dbał o miejscową pomorską szlachtę i rycerstwo tak jak to np. miało miejsce w 1515 roku, kiedy to potwierdził nadanie wsi Trzebiatkowa na Ziemi Bytowskiej 6. 7

164 wojom o nazwiskach: Jutrzenka, Zmuda, Młotek(Malotka), Rek, Pancek i Chamier. Od tego czasu rody te przybrały do swoich nazwisk przydomki Trzebiatowscy. Dzisiaj bardzo znane i łączące ich z historią tej części Kaszub. Wielu zacnych potomków tamtych wojów, współuczestniczy obecnie w życiu społecznym i gospodarczym Kaszub, Kraju i Ziemi Słupskiej. Noszą nazwiska Jutrzenka Trzebiatowski, Z(Ż)muda Trzebiatowski Powyższy akt nadania zaczyna się od tytulatury księcia mianowicie: My, Bogusław z Bożej łaski książę Szczecina, Pomorza, Kaszubów, Wendów, Książę Rugi etc. / / oznajmiamy iż nadajemy owym dostojnym, drogim, wiernym wioskę Trebbetkau (Trzebiatkowa) położoną pomiędzy Zehmen (Ciemno) i Kuchen (Tuchomie) Do dziś Bogusław X pozostaje we wdzięcznej pamięci potomków owych wiernych wojów i społeczności Kaszub oraz Pomorza. Potomkowie wiernych wojów z Trzebiatkowej u prezydenta Macieja Kobylińskiego w towarzystwie pomysłodawcy pomnika i autora. Od lewej stoją: Robert Sobociński, Edmund Zmuda Trzebiatowski, Zbigniew Talewski, Zdzisław Zmuda Trzebiatowski, Maciej Kobyliński i Krystian Zmuda Trzebiatowski. W latach 1496/98 książę Bogusław X na czele rycerstwa pomorskiego odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej. W jej trakcie odwiedził dwory państw, przez które 8

165 przejeżdżał, w tym cesarza Maksymiliana I i papieża Aleksandra VI. Podczas tej wyprawy, płynąc do Ziemi Świętej na wyczarterowanym od Wenecjan statku, zasłynął z bohaterstwa podczas bitwy morskiej, jaka rozegrała się między Wenecjanami a Turkami. Książę po tej wyprawie do Jerozolimy, otrzymał nadany mu przez papieża, tytuł Rycerza Obrońcy Grobu Pańskiego. Po rozbudowie w Szczecinie siedziby książęcej w 1507 roku na dawnym dziedzińcu młyńskim wzniósł Bogusław X zamek w Słupsku, który pełnił głównie funkcję mieszkalną. Był inicjatorem przebudowy także wszystkich książęcych zamków w księstwie, skupił centralne urzędy przy dworze książęcym. Książe Bogusław X Wielki budowniczy słupskiego zamku. Zdjęcie okładki folderu zaprojektowanej przez M. Łaźnego i wydanego z okazji jubileuszu 500 lecia ZKP. Dzięki małżeństwu z Anną i urodzeniem przez nią ośmioro książęcych dzieci w tym późniejszych władców: Jerzego I i Barnima IX, Bogusław X o 114 lat przedłużył panującą w pomorskim państwie, dynastię Gryfitów. 9

166 Przez cały rok 2009 Zbigniew Talewski w dalszym ciągu szukał sojuszników do zrealizowania pomysłu pomnika. W tym czasie pojawił się pomysł uhonorowania pomnikiem innego Gryfitę księcia Bogusława V. Tak słupska prasa piórem red. Barnowskiego komentowała, ten spór: Zbigniew Talewski pierwszy wyszedł z inicjatywą upamiętnienia w Słupsku władcy z pomorskiej dynastii Gryfitów Jego fundacja ma już kandydata na cokół, który ma stanąć koło Zamku Książąt Pomorskich. To Bogusław X ( ), który w 1478 roku zjednoczył całe Pomorze - od Rugii aż po Łebę i uczynił je nowoczesnym, suwerennym państwem Ale w Słupsku aktywni są także zwolennicy uhonorowania innego pomorskiego księcia. To Słupskie Bractwo Rycerskie imienia Bogusława V ( ). Historyk i rycerz, doktor Bronisław Nowak z Akademii Pomorskiej nie kryje sympatii dla patrona bractwa Na jednym z posiedzeń Komitetu Budowy Pomnika głos zabiera dr Bronisław Nowak uznając ideę budowy pomnika Bogusława X za cenną. Poparł ją również jako radny głosując za jego postawieniem w sąsiedztwie zamku. Od lewej siedzą: Jan Dobrzyń, Tadeusz Lenc, Bronisław Nowak, Leszek Kuliński. Dobrze się stało, że oponenci w dyskusjach w gruncie rzeczy doceniali wielkość obydwu władców. Jako pierwszy został jednak uhonorowany pomnikiem Bogusław X, miejmy nadzieję, że przyjdzie i czas na upamiętnienie Bogusława V. Wszak słupskie społeczeństwo dostrzega coraz częściej ponad siedemsetletnią ciągłość miasta. Zarówno tę średniowieczną, kaszubsko-polską z epoki Gryfitów, czasy niemieckiego 10

167 Stolpu, jak i powojennego polskiego Słupska. Spór tylko wzmocnił Zbyszka Talewskiego, który na początku roku 2010, roku jubileuszu miasta ruszył do ostatecznego ataku. Wiedział, że albo teraz albo nigdy. Stali bowiem za nim murem Zrzeszeńcy, Trzebiatowscy i kilku innych. Pozostali zwolennicy mieli się pojawić wkrótce. W marcu, pojawiły się listy i apele Talewskiego do znanych osób, do samorządów, do mieszkańców Słupska. Wszystko drukowane było w dwutygodniku Moje Miasto. Inicjatywę powołania Komitetu Budowy Pomnika Księcia Pomorza Bogusława X Wielkiego, podjął prezydent Słupska Maciej Kobyliński, wielki zwolennik tej idei. Uzgodniono skład i termin pierwszego spotkania. Jedno z pierwszych posiedzeń Komitetu Budowy Pomnika Bogusława X w Słupsku, które odbyło się w Sali Konstytucji 3 Maja słupskiego Ratusza. Przemawia prezydent Maciej Kobyliński. W dniu 28 stycznia 2010 roku w słupskim ratuszu odbyło się inauguracyjne posiedzenie Komitetu Budowy Pomnika Bogusława X w Słupsku. W skład Komitetu weszło 35 osób reprezentujących różne środowiska społeczno zawodowe nie tylko Słupska. W skład Komitetu weszli: Maciej Kobyliński - prezydent Słupska - przewodniczący Komitetu, Zbigniew Talewski prezes Fundacji Naji Goche - z-ca przew. Komitetu, Edmund Zmuda Trzebiatowski prezes Jantar sp. z o.o. w Słupsku - członek Rady Rodzin Trzebiatowskich, członek Kapituły Fundacji Naji Goche - z-ca przew. Komitetu, Jan Dobrzyń prezes O/ZKP w Słupsku, wiceprezes Słupskiej Izby Przemysłowo Handlowej z-ca przew. Komitetu oraz Zdzisław Daczkowski - Konserwator Zabytków w Słupsku, Leszek Gierszewski przedsiębiorca z Bytowa, Edmund Iwański plastyk Miasta 11

168 Głos zabiera Krystian Zmuda Trzebiatowski, obok siedzą, po lewej, Edmund Zmuda Trzebiatowski, po prawej Aleksander Jutrzenka Trzebiatowski. Słupska, Mieczysław Jaroszewicz - dyrektor MPŚ w Słupsku, Irena Jasińska - dyr. SP im. Książąt Pomorskich w Słonowicach, Aleksander Jutrzenka Trzebiatowski przedsiębiorca z Gdyni, Paweł Jutrzenka Trzebiatowski - Przewodniczący Rady Rodzin Trzebiatowskich, Alfons Klepin - członek Zarządu O/ZKP w Słupsku, Marcin Kobyliński - Dyrektor UNIQA w Słupsku, Leszek Kuliński - wójt gminy Kobylnica, Tadeusz Lenc - członek Zarządu O/ZKP w Słupsku, Krystyna Lewandowska - dyr. SP nr. 5 imienia Gryfitów w Słupsku, Zdzisław Machura - prezes Stowarzyszenia Przyjaciół MPŚ w Słupsku, Jan Maziejuk - dziennikarz-fotoreporter, członek Kapituły Fundacji Naji Goche, przew. KR Fundacji, gen. bryg. Marek Mecherzyński - d-ca 7 BOW w Słupsku, Agnieszka Nowak - sekretarz UM w Słupsku, Bronisław Nowak historyk, radny RM w Słupsku, Bractwo Rycerzy księcia Bogusława V w Słupsku, Andrzej Obecny - Red. Naczelny dwutygodnika Moje Miasto, radny RM w Słupsku, Bolesław Prondziński - przedsiębiorca z Wałdowa, prezes Kapituły Fundacji Naji Goche, Marek Szerszenowicz dyr. PKO BP O/Słupsk, dr Antoni Szreder Rektor Wyższej Hanzeatyckiej Szkoły Zarządzania w Słupsku członek Zarządu O/ZKP w Słupsku, Renata Sztabnik - z-ca dyr. Wydziału Kultury UM w Słupsku. Grażyna Zblewska - prezes Grawipol sp. z o.o. Słupsk, członek Kapituły Fundacji Naji Goche, 12

169 Krystian Zmuda Trzebiatowski przedsiębiorca z Unieścia, Marian Zmuda Trzebiatowski przedsiębiorca z Bytowa, Zdzisław Zmuda Trzebiatowski - publicysta, sekretarz Rady Rodu Trzebiatowskich. Ponadto w pracach Komitetu udział brali: Barbara Kobiałka Wydział Kultury i Sportu UM w Słupsku, Grażyna Kowalska dyr. WUiA Urzędu Miasta, architekt miejski, Tomasz Maciejewski - Miejski Konserwator Zabytków w Słupsku, Przemysław Namysłowski (Magdalena Pawłowska) - dyr.(z-ca) Biura Promocji i Integracji Europejskiej UM, Jacek Szuca asystent Prezydenta Miasta Słupska. Członkowie Komitetu Budowy Pomnika i zaproszeni pracownicy UM z uwagą słuchają szczegółów o montażu pomnika. Od lewej: Edmund Żmuda Trzebiatowski, Grażyna Zblewska, Marek Sosnowski, Marcin Kobyliński i Mariusz Smoliński.: Komitet zebrał się kilkakrotnie. Jednym z ważniejszych spotkań było to, na którym projektant pomnika artysta rzeźbiarz pan Robert Sobociński z Poznania zademonstrował makietę pomnika oraz jego wizualizację na tle Zamku Książąt Pomorskich w Słupsku. Pozostałe skupiały się na liczeniu pieniędzy, których było ciągle mało, apelowaniu o datki i szukaniu sponsorów. Dopiero głębszy oddech Zbigniew Talewski mógł wziąć na ostatnim spotkaniu, które odbyło się w dniu 31sierpnia 2010 roku. Wtedy wiadomo było, że będą pieniądze, że pomnik jest wykonany i czekamy na jego przywiezienie i montaż. 13

170 Na tym spotkaniu Komitet uchwalił, że: Wszystkie osoby, które w jakiejkolwiek kwocie przyczyniły się do powstania Pomnika Bogusława X zostaną umieszczone w Akcie Erekcyjnym i Księdze Pamiątkowej Budowy. A ponadto ustalono: Osoby, które wpłaciły określone kwoty umieszczone będą na tablicy w kolejności wielkości wpłat. Powyższe dotyczy również firm, instytucji, przedsiębiorstw, zrzeszeń i jednostek samorządu terytorialnego. Z uwagi na określoną ilość osób i instytucji oraz ograniczoną ilość miejsca może się zdarzyć, że nie znajdą się one na tablicy, będą natomiast umieszczone w Akcie Erekcyjnym i Księdze Pamiątkowej Budowy. Pierwszą, historyczną łopatę ziemi z wykopu pod fundament pomnika wyrzucił Jan Maziejuk oraz pracownicy firmy Morze Wiesława Gąsiora, która społecznie wykonła fundament pod pomnik. Fot. Edward Iwański. Na wniosek Przewodniczącego Komitetu, na tymże spotkaniu ustalono szczegółowy skład osób do prezydium, zajmującego się pracami przygotowawczymi ceremonii otwarcia. Są nimi: Maciej Kobyliński przew., Jan Dobrzyń, Edward Iwański, Przemysław Namysłowski, Mieczysław Jaroszewicz, Renata Sztabnik, Marek Sosnowski, Zbigniew Talewski, Edmund Zmuda Trzebiatowski - członkowie. 14

171 Jest to pierwsze zdjęcie pomnika Bogusława X wykonane tuż po jego montażu, z najbardziej wytrwałymi członkami Komitetu Budowy. Zbigniew Talewski dziękuje Edmundowi Zmudzie Trzebiatowskiemu. W dniu 7 września 2010 roku, na dziedzińcu zamkowym po niemal pięciuset latach pojawił się znowu książę Bogusław X. Tym razem pozostanie tutaj na wieki, przypominając nam, że Słupsk jest miastem z tradycjami słowiańskimi a przede wszystkim kaszubsko-polskimi. Uroczyste odsłonięcie pomnika księcia Bogusława X Wielkiego było centralną uroczystością Jubileuszu Słupska. Natomiast tablica z darczyńcami zostanie uroczyście wmurowana i odsłonięta w październiku 2010 roku. opracował Andrzej Obecny zdjęcia Jan Maziejuk 15

Potop szwedzki Kończ waść! wstydu oszczędź! Potop H. Sienkiewicz, słowa wypowiedziane przez Kmicica do Wołodyjowskiego

Potop szwedzki Kończ waść! wstydu oszczędź! Potop H. Sienkiewicz, słowa wypowiedziane przez Kmicica do Wołodyjowskiego Potop szwedzki 1655-1660 Kończ waść! wstydu oszczędź! Potop H. Sienkiewicz, słowa wypowiedziane przez Kmicica do Wołodyjowskiego 1. Przyczyny najazdu szwedzkiego 1. dążenie Szwecji do panowania nad Morzem

Bardziej szczegółowo

Jerzy Lubomirski. hetman polny koronny. marszałek nadworny koronny. wicemarszałek Trybunału Głównego Koronnego. marszałek wielki koronny

Jerzy Lubomirski. hetman polny koronny. marszałek nadworny koronny. wicemarszałek Trybunału Głównego Koronnego. marszałek wielki koronny Jerzy Lubomirski wicemarszałek Trybunału Głównego Koronnego wielokrotny starosta hetman polny koronny marszałek nadworny koronny marszałek wielki koronny Urodził się on 20 stycznia 1616 w Wiśniczu, kształcił

Bardziej szczegółowo

Gryfów Śląski: 100. Rocznica Odzyskania Niepodległości

Gryfów Śląski: 100. Rocznica Odzyskania Niepodległości Gryfów Śląski: 100. Rocznica Odzyskania Niepodległości Napisano dnia: 2018-11-11 18:46:31 Mszą Świętą w intencji Ojczyzny odprawionej w kościele pw. Św. Jadwigi w Gryfowie Śląskim rozpoczęły się obchodzone

Bardziej szczegółowo

Ulica Zbigniewa Romaszewskiego w Radomiu

Ulica Zbigniewa Romaszewskiego w Radomiu Ulica Zbigniewa Romaszewskiego w Radomiu 24 czerwca odbyły się uroczystości nadania ulicy im. Zbigniewa Romaszewskiego oraz odsłonięcia pamiątkowej tablicy umieszczonej na budynku Dyrekcji Lasów Państwowych

Bardziej szczegółowo

Gdynia upamiętniła ofiary katastrofy smoleńskiej

Gdynia upamiętniła ofiary katastrofy smoleńskiej Gdynia upamiętniła ofiary katastrofy smoleńskiej Mija dziewięć lat od katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem. W jej rocznicę, 10 kwietnia, Gdynia uczciła ofiary tego tragicznego wydarzenia. W miejscach pamięci

Bardziej szczegółowo

STOSUNKI POLSKOKRZYŻACKIE ZA PANOWANIA DYNASTII PIASTÓW

STOSUNKI POLSKOKRZYŻACKIE ZA PANOWANIA DYNASTII PIASTÓW STOSUNKI POLSKOKRZYŻACKIE ZA PANOWANIA DYNASTII PIASTÓW DYNASTIA PIASTÓW Krzyżacy Z chrześcijańskim Księstwem Mazowieckim sąsiadowały pogańskie plemię, które najeżdżały na kraj Konrada Mazowieckiego. Regularnie

Bardziej szczegółowo

Szkoła Podstawowa nr 3 im. Armii Krajowej w Pcimiu

Szkoła Podstawowa nr 3 im. Armii Krajowej w Pcimiu Szkoła Podstawowa nr 3 im. Armii Krajowej w Pcimiu Cele działania: kultywowanie pamięci o żołnierzach Armii Krajowej walczących o wolność na terenie miejscowości Pcim i powiatu myślenickiego, rozwijanie

Bardziej szczegółowo

nauczyciel naszej szkoły

nauczyciel naszej szkoły Pan Apolinary Nosalski - poeta, pisarz i nauczyciel naszej szkoły Praca zbiorowa Urodził się 22 czerwca 1930 roku we wsi Brudno koło Parczewa. Po ukończeniu w 1944 r. Szkoły Powszechnej w Koczergach kontynuował

Bardziej szczegółowo

1 września 2011r. UROCZYSTE ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO

1 września 2011r. UROCZYSTE ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO 1 września 2011r. UROCZYSTE ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO Dzień 1 września to dzień szczególny dla wszystkich: dla dzieci, młodzieży, dla ich rodziców i nauczycieli. Zawsze towarzyszy mu wiele emocji. Dla

Bardziej szczegółowo

10. Rzeczpospolita Obojga Narodów powstała na mocy unii lubelskiej w roku: (0-1)

10. Rzeczpospolita Obojga Narodów powstała na mocy unii lubelskiej w roku: (0-1) 10. Rzeczpospolita Obojga Narodów powstała na mocy unii lubelskiej w roku: (0-1) A. 1496 B. 1505 C. 1569 D. 1572 11. Korzystając z poniższego fragmentu drzewa genealogicznego Jagiellonów, oceń prawidłowość

Bardziej szczegółowo

Obchody Narodowego Święta Niepodległości w województwie podlaskim

Obchody Narodowego Święta Niepodległości w województwie podlaskim Obchody Narodowego Święta Niepodległości w województwie podlaskim W 1918 r., po 123 latach zaborów Polska odzyskała niepodległość. W sobotę, 11 listopada przypada 99. rocznica tego wydarzenia uroczystości

Bardziej szczegółowo

Wycieczka młodzieży do Sejmu

Wycieczka młodzieży do Sejmu Miasto i Gmina Siewierz - http://www.siewierz.pl/ Data umieszczenia informacji: 2009-06-29 10:38:28 Wycieczka młodzieży do Sejmu Dnia 23 czerwca 2009 roku członkowie Młodzieżowej Rady Miejskiej wzięli

Bardziej szczegółowo

Zbigniew Talewski i Edmund Zmuda Trzebiatowski

Zbigniew Talewski i Edmund Zmuda Trzebiatowski Wiosna - lato - jesień 2010 Nr 2-4/2010 (43-45) ISSN 1642-025X Wydano przy wsparciu finansowym Aleksandra Trzebiatowskiego i Firmy Delta Sp. z o.o. w Gdyni Słupski pomnik księcia Bogusława X Wielkiego

Bardziej szczegółowo

W dniach r. w Sankt Petersburgu odbył się I Światowy

W dniach r. w Sankt Petersburgu odbył się I Światowy W dniach 30. 10 05.11. 2011 r. w Sankt Petersburgu odbył się I Światowy Festiwal Języka Rosyjskiego. Polskę reprezentowało czterech dyrektorów szkół ponadgimnazjalnych, w tym pan dyrektor Marian Klecha,

Bardziej szczegółowo

KALENDARIUM OBCHODÓW 100-LECIA WYBUCHU POWSTANIA WIELKOPOLSKIEGO W CHODZIEŻY

KALENDARIUM OBCHODÓW 100-LECIA WYBUCHU POWSTANIA WIELKOPOLSKIEGO W CHODZIEŻY KALENDARIUM OBCHODÓW 100-LECIA WYBUCHU POWSTANIA WIELKOPOLSKIEGO W CHODZIEŻY Data wydarzenia Organizator Nazwa wydarzenia Miejsce 4 maja i cała społeczność Miasta Odsłonięcie Pomnika za Plac przy Kościele

Bardziej szczegółowo

ŚLADAMI MAZURKA DĄBROWSKIEGO

ŚLADAMI MAZURKA DĄBROWSKIEGO PRZEJMUJĄC DZIEDZICTWO POKOLEŃ POZNAJEMY PIEŚNI NARODOWE CZ.3 ŚLADAMI MAZURKA DĄBROWSKIEGO DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW MINISTRA KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO PROJEKT REALIZOWANY PRZEZ FUNDACJĘ ROZBARK

Bardziej szczegółowo

Szlakiem Hymnu, czyli.. Czarniecki, moim lokalnym Bonaparte!

Szlakiem Hymnu, czyli.. Czarniecki, moim lokalnym Bonaparte! Szlakiem Hymnu, czyli.. Czarniecki, moim lokalnym Bonaparte! Spójrzmy w Przeszłość Stefan Czarniecki urodził się w 1599 r. w Czarncy. Był polskim dowódcą wojskowym, oraz kasztelanem kijowskim. Rozpoznawalny

Bardziej szczegółowo

Tadeusz Kościuszko. Weronika Strzelec klasa 2b

Tadeusz Kościuszko. Weronika Strzelec klasa 2b Tadeusz Kościuszko Weronika Strzelec klasa 2b Tadeusz Kościuszko Kim był? Pochodzenie, rodzina Dokonania w Polsce i USA Odznaczenia i wyróżnienia Śmierć Upamiętnienie Kościuszki Kim był? Andrzej Tadeusz

Bardziej szczegółowo

Pytania konkursowe. 3. Kim z zawodu był ojciec Karola Wojtyły i gdzie pracował? 4. Przy jakiej ulicy w Wadowicach mieszkali Państwo Wojtyłowie?

Pytania konkursowe. 3. Kim z zawodu był ojciec Karola Wojtyły i gdzie pracował? 4. Przy jakiej ulicy w Wadowicach mieszkali Państwo Wojtyłowie? Pytania konkursowe 1. Podaj imię i nazwisko Jana Pawła II. 2. Podaj imię brata Karola Wojtyły. 3. Kim z zawodu był ojciec Karola Wojtyły i gdzie pracował? 4. Przy jakiej ulicy w Wadowicach mieszkali Państwo

Bardziej szczegółowo

Uroczystość 110 lat szkolnictwa powszechnego w Gilowicach/ 20 lat nauki w nowej szkole/ 15 lat gimnazjum

Uroczystość 110 lat szkolnictwa powszechnego w Gilowicach/ 20 lat nauki w nowej szkole/ 15 lat gimnazjum 20.10.2014 Uroczystość 110 lat szkolnictwa powszechnego w Gilowicach/ 20 lat nauki w nowej szkole/ 15 lat gimnazjum Rangę sztandaru podniosła ceremonia jego poświęcenia, która odbyła się w kościele pod

Bardziej szczegółowo

Wystawa plenerowa Powstała, by żyć w 100. rocznicę odzyskania niepodległości Warszawa, 29 maja 20 czerwca 2018

Wystawa plenerowa Powstała, by żyć w 100. rocznicę odzyskania niepodległości Warszawa, 29 maja 20 czerwca 2018 Moja Niepodległa https://mojaniepodlegla.pl/mn/aktualnosci/4234,wystawa-plenerowa-powstala-by-zyc-w-100-rocznice-odzyskania -niepodleglosci-warsz.html 2019-07-19, 23:16 żyć w 100. rocznicę odzyskania niepodległości

Bardziej szczegółowo

Jan Kazimierz opanować całe państwo polskie, utworzyć z Bałtyku morze wewnętrzne, Szwecji brakowało ziem do uprawy, chęć opanowania ziem Polskich.

Jan Kazimierz opanować całe państwo polskie, utworzyć z Bałtyku morze wewnętrzne, Szwecji brakowało ziem do uprawy, chęć opanowania ziem Polskich. Zygmunt III Waza Lekcja Temat: XVII wiek stulecie wojen. Pomiędzy polską i szwedzką gałęzią dynastii Wazów wystąpił konflikt interesów. Głównym powodem wybuchu wojen polsko-szwedzkich była rywalizacja

Bardziej szczegółowo

Plan obchodów rocznic, dziedzictwa, tradycji i pamięci narodowej na rok 2012 na terenie miasta Katowice

Plan obchodów rocznic, dziedzictwa, tradycji i pamięci narodowej na rok 2012 na terenie miasta Katowice Plan obchodów rocznic, dziedzictwa, tradycji i pamięci narodowej na rok 2012 na terenie miasta Katowice Data Miejsce obchodów Forma obchodów 4 kwietnia Szkoła Policji Posadzenie Dębów Pamięci i odsłonięcie

Bardziej szczegółowo

Stowarzyszenie "Rodzina Policyjna 1939 r.", Szkoła Policji w Katowicach, Konferencja naukowa z okazji 70 rocznicy ujawnienia Zbrodni Katyńskiej

Stowarzyszenie Rodzina Policyjna 1939 r., Szkoła Policji w Katowicach, Konferencja naukowa z okazji 70 rocznicy ujawnienia Zbrodni Katyńskiej URZĄD MASTA KATOWGf WYDZAŁ KUL TURY 4o_o9~.K3AM;~rcfl!chodów rocznic, dzieazictwa, tradycji i pamięci narodowej na rok 2013 na terenie miasta Katowice 4 kwietnia Szkoła Policji w Katowicach Konferencja

Bardziej szczegółowo

Realizacja Programu Wieloletniego Niepodległa na lata w Szkole Podstawowej im. Marii Konopnickiej w Starym Zakrzewie

Realizacja Programu Wieloletniego Niepodległa na lata w Szkole Podstawowej im. Marii Konopnickiej w Starym Zakrzewie Realizacja Programu Wieloletniego Niepodległa na lata 2017-2021 w Szkole Podstawowej im. Marii Konopnickiej w Starym Zakrzewie W bieżącym roku szkolnym 2018/2019 szkoła realizowała Program Wieloletni Niepodległa

Bardziej szczegółowo

His i t s o t ria i P la l cówki k i A K n c i a a J ara

His i t s o t ria i P la l cówki k i A K n c i a a J ara Historia Placówki AK Krężnica Jara Inicjatorem powstania Związku Walki Zbrojnej w Krężnicy Jarej był Antoni Karwowski, nauczyciel miejscowej szkoły. Wraz z księdzem Józefem Frankowskim i Krzysztofem Golińskim

Bardziej szczegółowo

HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2010roku

HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2010roku Załącznik do Zarządzenia Nr 1658/2009 Burmistrza Krotoszyna z dnia 17 grudnia 2009 r. HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2010roku DATA NAZWA ŚWIĘTA MIEJSCE UROCZYSTOŚCI ZAPROSZONE OSOBY,

Bardziej szczegółowo

Wybór Patrona dla naszej szkoły to projekt, który rozpoczął się w roku szkolnym 2004/2005. Spośród kilku kandydatur zgłoszonych w szkolnym referendum

Wybór Patrona dla naszej szkoły to projekt, który rozpoczął się w roku szkolnym 2004/2005. Spośród kilku kandydatur zgłoszonych w szkolnym referendum Wybór Patrona dla naszej szkoły to projekt, który rozpoczął się w roku szkolnym 2004/2005. Spośród kilku kandydatur zgłoszonych w szkolnym referendum przeprowadzonym wśród nauczycieli, uczniów i rodziców,

Bardziej szczegółowo

UROCZYSTOŚĆ NADANIA IMIENIA ARMII KRAJOWEJ GIMNAZJUM NR1 Z ODDZIAŁAMI DWUJĘZYCZNYMI W STRZELINIE.

UROCZYSTOŚĆ NADANIA IMIENIA ARMII KRAJOWEJ GIMNAZJUM NR1 Z ODDZIAŁAMI DWUJĘZYCZNYMI W STRZELINIE. UROCZYSTOŚĆ NADANIA IMIENIA ARMII KRAJOWEJ GIMNAZJUM NR1 Z ODDZIAŁAMI DWUJĘZYCZNYMI W STRZELINIE. Dnia 2 października 2013r w Gimnazjum nr 1 z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Armii Krajowej w Strzelinie odbyła

Bardziej szczegółowo

czystości, podkreślił, że robotnicy, którzy strajkowali na Lubelszczyźnie w roku, byli kontynuatorami polskich tradycji

czystości, podkreślił, że robotnicy, którzy strajkowali na Lubelszczyźnie w roku, byli kontynuatorami polskich tradycji G łos związkowca Numer 22/2016 e-tygodnik Regionu Środkowo-Wschodniego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego 13.07.2016 36. rocznica Lubelskiego Lipca 1980 Uczestnicy protestów, związkowcy z Solidarności,

Bardziej szczegółowo

Rajd, wycieczka, koncert... Lekcja historii w naszej szkole.

Rajd, wycieczka, koncert... Lekcja historii w naszej szkole. ORGANIZATOR PROJEKTU Zespół Szkół nr 2 im. Jana Pawła II w Działdowie ul. Polna 11 13-200, Działdowo Numer 4 11/18 PARTNER ŚWIĘTUJEMY STO LAT NIEPODLEGŁEJ POLSKI! SP nr 4 i Redakcja Uczniowie składają

Bardziej szczegółowo

Imprezy organizowane przez MiPBP w Ropczycach w latach 2011 i 2012 w związku z obchodami 650-lecia nadania praw miejskich Ropczycom

Imprezy organizowane przez MiPBP w Ropczycach w latach 2011 i 2012 w związku z obchodami 650-lecia nadania praw miejskich Ropczycom Imprezy organizowane przez MiPBP w Ropczycach w latach 2011 i w związku z obchodami 650-lecia nadania praw miejskich Ropczycom Lp. Rodzaj imprezy Tytuł Termin Adresaci Frekwencja Uwagi 1. Konferencja 1.

Bardziej szczegółowo

11 listopada 1918 roku

11 listopada 1918 roku 11 listopada 1918 roku 92 lat temu Polska odzyskała niepodległość Europa w II połowie XVII wieku Dlaczego Polska zniknęła z mapy Europy? Władza szlachty demokracja szlachecka Wolna elekcja Wojny Rzeczpospolitej

Bardziej szczegółowo

Protokół z posiedzenia Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego

Protokół z posiedzenia Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego Warszawa, dnia 24 września 2009 r. Protokół z posiedzenia Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego W dniu 23 września 2009 r. w sali nr 176, w Gmachu Senatu odbyło się posiedzenie Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego.

Bardziej szczegółowo

Finał Konkursu Losy żołnierza i dzieje oręża polskiego

Finał Konkursu Losy żołnierza i dzieje oręża polskiego Źródło: http://www.kuratorium.waw.pl/pl/informacje/aktualnosci/10180,final-konkursu-losy-zolnierza-i-dzieje-oreza -polskiego.html Wygenerowano: Wtorek, 26 września 2017, 16:35 Strona znajduje się w archiwum.

Bardziej szczegółowo

PRACA ZBIOROWA ELŻBIETA GIL, NINA MAJ, LECH PROKOP. ILUSTROWANY KATALOG POLSKICH POCZTÓWEK O TEMATYCE JAN PAWEŁ II. PAPIESKIE CYTATY I MODLITWY.

PRACA ZBIOROWA ELŻBIETA GIL, NINA MAJ, LECH PROKOP. ILUSTROWANY KATALOG POLSKICH POCZTÓWEK O TEMATYCE JAN PAWEŁ II. PAPIESKIE CYTATY I MODLITWY. PRACA ZBIOROWA ELŻBIETA GIL, NINA MAJ, LECH PROKOP. ILUSTROWANY KATALOG POLSKICH POCZTÓWEK O TEMATYCE JAN PAWEŁ II. PAPIESKIE CYTATY I MODLITWY. CZĘŚĆ I b OPRACOWAŁ I WYKONAŁ LECH PROKOP, UL. ZAMKOWA 2/1,

Bardziej szczegółowo

Co, gdzie i kiedy? Obchody Narodowego Święta Niepodległości

Co, gdzie i kiedy? Obchody Narodowego Święta Niepodległości Co, gdzie i kiedy? Obchody Narodowego Święta Niepodległości W sobotę 11 listopada przypada 99. rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Kulminacją obchodów Narodowego Święta Niepodległości będzie

Bardziej szczegółowo

Temat wydarzenia: Uroczystość upamiętniającą 100 Rocznicę Odzyskania przez Polskę Niepodległości

Temat wydarzenia: Uroczystość upamiętniającą 100 Rocznicę Odzyskania przez Polskę Niepodległości WYDARZENIE PATRIOTYCZNE: Temat wydarzenia: Uroczystość upamiętniającą 100 Rocznicę Odzyskania przez Polskę Niepodległości I Marsz Szlakiem Józefa Piłsudskiego w Górach Świętokrzyskich Nazwa szkoły: Szkoła

Bardziej szczegółowo

Rozwój demokracji szlacheckiej. Nic o nas bez nas Konstytucja Nihil novi 1505 r.

Rozwój demokracji szlacheckiej. Nic o nas bez nas Konstytucja Nihil novi 1505 r. Rozwój demokracji szlacheckiej Nic o nas bez nas Konstytucja Nihil novi 1505 r. 1. Pozycja prawna szlachty Najpierw byli wojowie, potem rycerstwo, na końcu szlachta Szlachta silna z powodu otrzymywanych

Bardziej szczegółowo

Uroczystości na cmentarzu zakończyły: apel poległych, salwa honorowa oraz złożenie wieńców przed pomnikiem ofiar II Wojny Światowej.

Uroczystości na cmentarzu zakończyły: apel poległych, salwa honorowa oraz złożenie wieńców przed pomnikiem ofiar II Wojny Światowej. Dolnośląski Urząd Wojewódzki Źródło: http://www.duw.pl/pl/biuro-prasowe/aktualnosci/10805,70-rocznica-zakonczenia-ii-wojny-swiatowej.html Wygenerowano: Wtorek, 10 stycznia 2017, 14:56 08 maja 2015 70 rocznica

Bardziej szczegółowo

1. Kto powiedział te słowa: Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył. a) Jan III Sobieski b) Stanisław August Poniatowski c) Henryk Walezy

1. Kto powiedział te słowa: Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył. a) Jan III Sobieski b) Stanisław August Poniatowski c) Henryk Walezy Turniej historyczny 1. Kto powiedział te słowa: Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył. a) Jan III Sobieski b) Stanisław August Poniatowski c) Henryk Walezy 2. Uzbrojenie przedstawia wojowników jakiego kraju?

Bardziej szczegółowo

Motto: Nie chciejcie ojczyzny, która was nic nie kosztuje.

Motto: Nie chciejcie ojczyzny, która was nic nie kosztuje. Motto: Nie chciejcie ojczyzny, która was nic nie kosztuje. Potrzeba nieustannej odnowy umysłów i serc, aby przepełniała je miłość i sprawiedliwość, uczciwość i ofiarność, szacunek dla innych i troska o

Bardziej szczegółowo

Nadwiślański Oddział Straży Granicznej

Nadwiślański Oddział Straży Granicznej Nadwiślański Oddział Straży Granicznej Źródło: http://www.nadwislanski.strazgraniczna.pl/wis/aktualnosci/24195,inauguracja-wystawy-pt-powstanie-warszawskie -w-medalierstwie.html Wygenerowano: Środa, 1

Bardziej szczegółowo

SYMBOLE NARODOWE FLAGA, GODŁO, HYMN

SYMBOLE NARODOWE FLAGA, GODŁO, HYMN SYMBOLE NARODOWE FLAGA, GODŁO, HYMN FLAGA POLSKI Barwy flagi złożone z dwóch poziomych pasów: białego oraz czerwonego są odwzorowaniem kolorystyki godła państwowego, który stanowi orzeł biały na czerwonym

Bardziej szczegółowo

Opis wystawy W 90-tą rocznicę Powstania Wielkopolskiego Grupa Leszno

Opis wystawy W 90-tą rocznicę Powstania Wielkopolskiego Grupa Leszno Głównym celem wystawy, zgodnie z koncepcją dr. Eugeniusza Śliwińskiego (Muzeum Okręgowe w Lesznie) i Barbary Ratajewskiej (Archiwum Państwowe w Lesznie) jest ukazanie przyczyn i okoliczności zrywu powstańczego,

Bardziej szczegółowo

Narodowe Czytanie Stefan Żeromski Przedwiośnie

Narodowe Czytanie Stefan Żeromski Przedwiośnie Narodowe Czytanie 2018 Stefan Żeromski Przedwiośnie Stefan Żeromski Żeromski urodził się 14 X 1864 roku w Strawczynie pod Kielcami, w patriotycznej szlacheckiej rodzinie. Trudna sytuacja materialna, częste

Bardziej szczegółowo

Stulecie powstania Komendy Polskiej Organizacji Wojskowej w Choroszczy

Stulecie powstania Komendy Polskiej Organizacji Wojskowej w Choroszczy Stulecie powstania Komendy Polskiej Organizacji Wojskowej w Choroszczy Burmistrz Choroszczy, Towarzystwo Przyjaciół Choroszczy, Fundacja Pole Kultury, Miejsko-Gminne Centrum Kultury i Sportu w Choroszczy

Bardziej szczegółowo

To najważniejszy dokument w każdym kraju. Okresla on główne zasady panujące w państwie oraz obowiązki i prawa jego obywateli. konstytucja grunnloven

To najważniejszy dokument w każdym kraju. Okresla on główne zasady panujące w państwie oraz obowiązki i prawa jego obywateli. konstytucja grunnloven . Co to jest konstytucja? To najważniejszy dokument w każdym kraju. Okresla on główne zasady panujące w państwie oraz obowiązki i prawa jego obywateli. konstytucja grunnloven Co mówi polska konstytucja?

Bardziej szczegółowo

GMINA DLA NIEPODLEGŁEJ :00:00

GMINA DLA NIEPODLEGŁEJ :00:00 GMINA DLA NIEPODLEGŁEJ 2018-06-11 23:00:00 W Książnicach uczczono 100. Rocznicę Odzyskania przez Polskę Niepodległości. Wydarzenie było również okazją do upamiętnienia porucznika Jana Hajca, legionisty

Bardziej szczegółowo

UROCZYSTOŚCI UPAMIĘTNIAJĄCE POLICJANTÓW POMORDOWANYCH W MIEDNOJE W 1940 R.

UROCZYSTOŚCI UPAMIĘTNIAJĄCE POLICJANTÓW POMORDOWANYCH W MIEDNOJE W 1940 R. POLICJA.PL http://www.policja.pl/pol/aktualnosci/131309,uroczystosci-upamietniajace-policjantow-pomordowanych-w-miednoje-w-1940-r.html 2019-10-07, 10:26 Strona znajduje się w archiwum. UROCZYSTOŚCI UPAMIĘTNIAJĄCE

Bardziej szczegółowo

MŁODZI MAJĄ GŁOS GAZETA SAMORZĄDU UCZNIOWSKIEGO GIMNAZJUM NR 1 W GOLENIOWIE

MŁODZI MAJĄ GŁOS GAZETA SAMORZĄDU UCZNIOWSKIEGO GIMNAZJUM NR 1 W GOLENIOWIE MŁODZI MAJĄ GŁOS Numer 5/2016 DZIEŃ FLAGI NARODOWEJ W GIMNAZJUM NR 1 28 KWIETNIA 2016 R. W GIMNAZJUM Z ODDZIAŁAMI INTEGRACYJNYMI NR 1 IM. NOBLISTÓW POLSKICH W GOLENIOWIE ODBYŁY SIĘ UROCZYSTOŚCI ZWIĄZANE

Bardziej szczegółowo

UROCZYSTOŚCI UPAMIĘTNIAJĄCE 7. ROCZNICĘ KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ

UROCZYSTOŚCI UPAMIĘTNIAJĄCE 7. ROCZNICĘ KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ POLICJA.PL Źródło: http://www.policja.pl/pol/aktualnosci/141549,uroczystosci-upamietniajace-7-rocznice-katastrofy-smolenskiej.html Wygenerowano: Niedziela, 18 czerwca 2017, 15:48 Strona znajduje się w

Bardziej szczegółowo

HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2018 roku

HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2018 roku HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2018 roku Załącznik do Zarządzenia Nr 1531/2017 Burmistrza Krotoszyna z dnia 20 grudnia 2017 r. DATA NAZWA ŚWIĘTA MIEJSCE UROCZYSTOŚCI 99 ROCZNICA WYBUCHU

Bardziej szczegółowo

MICHAIŁ DARAGAN. Życzliwy gubernator i jego dokonania

MICHAIŁ DARAGAN. Życzliwy gubernator i jego dokonania MICHAIŁ DARAGAN Życzliwy gubernator i jego dokonania RODZINA Szlachecka rodzina Daraganów bierze swój początek z dwóch ziem ukraińskich. Najstarszym znanym przodkiem gubernatora był jego pradziadek Iwan

Bardziej szczegółowo

W Gminie Ełk uczczono 225. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja - ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ

W Gminie Ełk uczczono 225. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja - ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ W Gminie Ełk uczczono 225. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja - ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ W Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Nowej Wsi Ełckiej odbyły się dzisiaj, 4 maja, Gminne Obchody Dnia Flagi Rzeczpospolitej

Bardziej szczegółowo

Spis prezentacji wystawy od 14 maja 2011 r. do 14 lutego 2014 r.

Spis prezentacji wystawy od 14 maja 2011 r. do 14 lutego 2014 r. Spis prezentacji wystawy od 14 maja 2011 r. do 14 lutego 2014 r. Pierwsza odsłona ekspozycji w formie multimedialnej prezentacji miała miejsce 14 maja 2011 r. podczas III Dnia Kaszubskiego w Szczecinie.

Bardziej szczegółowo

98. rocznica bitwy pod Zadwórzem uroczystości ku czci bohaterów 18 sierpnia 2018

98. rocznica bitwy pod Zadwórzem uroczystości ku czci bohaterów 18 sierpnia 2018 Moja Niepodległa https://mojaniepodlegla.pl/mn/aktualnosci/6370,98-rocznica-bitwy-pod-zadworzem-uroczystosci-ku-czci-bohater ow-18-sierpnia-2018.html 2019-05-15, 20:41 Zadwórzem uroczystości ku czci bohaterów

Bardziej szczegółowo

Niepubliczne Przedszkole Niepubliczna Szkoła Podstawowa Niepubliczne Gimnazjum

Niepubliczne Przedszkole Niepubliczna Szkoła Podstawowa Niepubliczne Gimnazjum Niepubliczne Przedszkole Niepubliczna Szkoła Podstawowa Niepubliczne Gimnazjum Historia zespołu regionalnego NIEZABôTKI Regionalny zespół NIEZABôTKI działa już od 12 lat pod kierunkiem Teresy Jelińskiej.

Bardziej szczegółowo

Obchody Narodowego Święta Niepodległości

Obchody Narodowego Święta Niepodległości Obchody Narodowego Święta Niepodległości Napisano dnia: 2016-11-11 15:18:03 11 listopada 1918 roku po 123 latach niewoli pod zaborami Rosji, Prus i Austrii Polska odzyskała niepodległość. Dziś w całym

Bardziej szczegółowo

Realizacja projektu - Jan Paweł II Zawsze był, jest i będzie obecny w naszych sercach

Realizacja projektu - Jan Paweł II Zawsze był, jest i będzie obecny w naszych sercach Aktualności Realizacja projektu - Jan Paweł II Zawsze był, jest i będzie obecny w naszych sercach 07/10/2009, dodał: Maciej Liberda Gimnazjum im. Jana Pawła II w Rabie Niżnej realizuje projekt Jan Paweł

Bardziej szczegółowo

Obchody Święta Wojska Polskiego i 96. rocznicy obrony Płocka [FOTO]

Obchody Święta Wojska Polskiego i 96. rocznicy obrony Płocka [FOTO] Obchody Święta Wojska Polskiego i 96. rocznicy obrony Płocka [FOTO] W poniedziałek, 15 sierpnia, w Płocku rozpoczęły się uroczyste obchody związane ze Świętem Wojska Polskiego oraz 96. rocznicą obrony

Bardziej szczegółowo

Zespół Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych w Bolesławcu NASZA SZKOŁA W KLUBIE SZKÓŁ WESTERPLATTE

Zespół Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych w Bolesławcu NASZA SZKOŁA W KLUBIE SZKÓŁ WESTERPLATTE Zespół Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych w Bolesławcu NASZA SZKOŁA W KLUBIE SZKÓŁ WESTERPLATTE major Henryk Sucharski 30.10.1977r. nasza szkoła otrzymała imię majora Henryka Sucharskiego. Od tamtej

Bardziej szczegółowo

Wojna domowa i król Piast

Wojna domowa i król Piast Wojna domowa i król Piast 1. Rzeczypospolita po potopie Szlachta traciła w czasach wojen i majątki i wpływy; wpływy na rzecz magnaterii Szlachta stawała się klientami magnatów Zmalała rola króla; ma on

Bardziej szczegółowo

Śląski Oddział Straży Granicznej w Raciborzu im. nadkom. Józefa Bocheńskiego

Śląski Oddział Straży Granicznej w Raciborzu im. nadkom. Józefa Bocheńskiego Śląski Oddział Straży Granicznej w Raciborzu im. nadkom. Józefa Bocheńskiego http://www.slaski.strazgraniczna.pl/sm/aktualnosci/30594,obchody-100-rocznicy-odzyskania-przez-polske-niepodl eglosci.html 2019-07-26,

Bardziej szczegółowo

PROGRAM OBCHODÓW 100. ROCZNICY ODZYSKANIA PRZEZ POLSKĘ NIEPODLEGŁOŚCI W GMINIE TUCHÓW w 2018 r.

PROGRAM OBCHODÓW 100. ROCZNICY ODZYSKANIA PRZEZ POLSKĘ NIEPODLEGŁOŚCI W GMINIE TUCHÓW w 2018 r. Patronat: Poseł na Sejm RP Michał Wojtkiewicz Organizatorzy: Burmistrz Tuchowa Koordynator: GMINA TUCHÓW powiat tarnowski województwo małopolskie PROGRAM OBCHODÓW 100. ROCZNICY ODZYSKANIA PRZEZ POLSKĘ

Bardziej szczegółowo

Śląski Oddział Straży Granicznej w Raciborzu im. nadkom. Józefa Bocheńskiego

Śląski Oddział Straży Granicznej w Raciborzu im. nadkom. Józefa Bocheńskiego Śląski Oddział Straży Granicznej w Raciborzu im. nadkom. Józefa Bocheńskiego http://www.slaski.strazgraniczna.pl/sm/aktualnosci/25150,raciborskie-obchody-narodowego-swieta-niepodleglos ci-i-dnia-sluzby-cywilnej.html

Bardziej szczegółowo

E-KRONIKA listopad 2011

E-KRONIKA listopad 2011 E-KRONIKA listopad 2011 9 listopada 2011 roku chór szkolny wraz z nauczycielami oraz kolegami z Gimnazjum z Żórawiny wyjechał na Ukrainę. W czwartek dotarliśmy do Łopatynia ok. godz. 12:00. Zostaliśmy

Bardziej szczegółowo

ks. ppłk. Stanisław Zytkiewicz

ks. ppłk. Stanisław Zytkiewicz ks. ppłk. Stanisław Zytkiewicz Patron Gimnazjum w Boguchwale Wykonali: Joanna Kamińska Kamila Sapa Julia Ciura Karolina Telesz Bartłomiej Kozak Kim był Stanisław Żytkiewicz? Stanisław Żytkiewicz ur. 6

Bardziej szczegółowo

Obchody 70. Rocznicy wybuchu II wojny światowej.

Obchody 70. Rocznicy wybuchu II wojny światowej. Miasto i Gmina Siewierz - http://www.siewierz.pl/ Data umieszczenia informacji: 2009-09-07 10:17:09 Obchody 70. Rocznicy wybuchu II wojny światowej. W niedziele 6 września na Placu Wojska Polskiego w Siewierzu

Bardziej szczegółowo

To najważniejszy dokument w każdym kraju. Określa on główne zasady panujące w państwie oraz obowiązki i prawa jego obywateli. konstytucja grunnlov

To najważniejszy dokument w każdym kraju. Określa on główne zasady panujące w państwie oraz obowiązki i prawa jego obywateli. konstytucja grunnlov . Co to jest konstytucja? To najważniejszy dokument w każdym kraju. Określa on główne zasady panujące w państwie oraz obowiązki i prawa jego obywateli. konstytucja grunnlov Co mówi polska konstytucja?

Bardziej szczegółowo

Sprawozdanie Uroczystość ku czci Św. Barbary

Sprawozdanie Uroczystość ku czci Św. Barbary Sprawozdanie Uroczystość ku czci Św. Barbary I. Informacje wstępne W dniu 4 grudnia 2013 roku w Ulanowie odbyły się obchody uroczystość ku czci Świętej Barbary patronki flisaków. Organizatorem obchodów

Bardziej szczegółowo

MAJOWY TYDZIEŃ PATRIOTYCZNY W SZKOLE PODSTAWOWEJ W CHOROSZCZY r.

MAJOWY TYDZIEŃ PATRIOTYCZNY W SZKOLE PODSTAWOWEJ W CHOROSZCZY r. MAJOWY TYDZIEŃ PATRIOTYCZNY W SZKOLE PODSTAWOWEJ W CHOROSZCZY 07.- 11.05.2018 r. Tradycją naszej szkoły stało się organizowanie Majowego tygodnia patriotycznego, związanego z obchodami Święta Konstytucji

Bardziej szczegółowo

20 czerwca 2015 roku. Na czerwca zaplanowaliśmy rajd pieszy do Legionowa szlakiem Armii Krajowej.

20 czerwca 2015 roku. Na czerwca zaplanowaliśmy rajd pieszy do Legionowa szlakiem Armii Krajowej. 1 20 czerwca 2015 roku Na szlaku Polski Walczącej Na 19-20 czerwca zaplanowaliśmy rajd pieszy do Legionowa szlakiem Armii Krajowej. Biwakowaliśmy w Szkole Podstawowej im. AK w Jabłonnie, w której gościliśmy

Bardziej szczegółowo

Uroczystości odbędą się w Zamościu w dniach listopada 2013 r.

Uroczystości odbędą się w Zamościu w dniach listopada 2013 r. Uroczystości patriotyczno-religijne 70. rocznicy nadania nazwy Oddziałów Partyzanckich 9. Pułku Piechoty - Oddziałom Dywersji Bojowej Inspektoratu Zamość. Zamość, 29-30 listopada 2013 r. Światowy Związek

Bardziej szczegółowo

70. rocznica zakończenia II Wojny Światowej

70. rocznica zakończenia II Wojny Światowej 70. rocznica zakończenia II Wojny Światowej, 11/05/2015 13:45, autor: Redakcja Bielawa Podobnie jak w całym kraju, tak i w Bielawie, 8 maja odbyły się obchody upamiętniające 70. rocznicę zakończenia II

Bardziej szczegółowo

HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2014 roku

HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2014 roku HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2014 roku Załącznik do Zarządzenia Nr1553/2013 Burmistrza Krotoszyna z dnia10 grudnia 2013 r. DATA NAZWA ŚWIĘTA MIEJSCE UROCZYSTOŚCI 95 ROCZNICA WYBUCHU

Bardziej szczegółowo

UCHWAŁA NR XXV//18 RADY MIEJSKIEJ W LIPSKU. z dnia 28 marca 2018 r.

UCHWAŁA NR XXV//18 RADY MIEJSKIEJ W LIPSKU. z dnia 28 marca 2018 r. Projekt z dnia 22 marca 2018 r. Zatwierdzony przez... UCHWAŁA NR XXV//18 RADY MIEJSKIEJ W LIPSKU w sprawie wzniesienia pomnika w formie kamienia pamiątkowego upamiętniającego pchor. Stanisława Żłobikowskiego

Bardziej szczegółowo

WYKAZ UROCZYSTOŚCI PATRIOTYCZNYCH W 2018 ROKU

WYKAZ UROCZYSTOŚCI PATRIOTYCZNYCH W 2018 ROKU WYKAZ UROCZYSTOŚCI PATRIOTYCZNYCH W 2018 ROKU L.p Główny Uroczystość Termin Organizator/rzy 1. 73. rocznica rozstrzelania 56 żołnierzy Armii Krajowej 19 stycznia Prezydent M. Kalisza Przewodniczący Rady

Bardziej szczegółowo

Nadodrzański Oddział Straży Granicznej

Nadodrzański Oddział Straży Granicznej Nadodrzański Oddział Straży Granicznej http://www.nadodrzanski.strazgraniczna.pl/nad/aktualnosci/30540,swieto-niepodleglosci-w-nadodrzanskim-oddzi ale-strazy-granicznej.html 2019-06-13, 13:26 Święto Niepodległości

Bardziej szczegółowo

TWÒRZIMË W RODNY MÒWIE

TWÒRZIMË W RODNY MÒWIE KONKURS Pój ze mną dargą pòezji Tkniãti dëchã zwëkù Remùsa Zatrzëmôj sã nad filozofią Pasérba / Ana Różek/ ORGANIZATORZY: KASZUBSKIE LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE W BRUSACH ZESPÓŁ SZKÓŁ EKONOMICZNO-ROLNICZYCH

Bardziej szczegółowo

T Raperzy. SSCy8

T Raperzy.   SSCy8 Władysław Łokietek T Raperzy https://www.youtube.com/watch?v=w4vrx- SSCy8 Panowanie Władysława Łokietka Polska w czasach Wladysława Łokietka Rodowód Władysława Łokietka Przydomek Imię otrzymał po swoim

Bardziej szczegółowo

Wszyscy uczestniczący w uroczystości byli świadkami nadania Policyjnej Odznaki Ponurego zasłużonym policjantom.

Wszyscy uczestniczący w uroczystości byli świadkami nadania Policyjnej Odznaki Ponurego zasłużonym policjantom. POLICJA.PL Źródło: http://www.policja.pl/pol/aktualnosci/144619,wreczono-odznaki-ponurego.html Wygenerowano: Czwartek, 21 września 2017, 08:37 Strona znajduje się w archiwum. WRĘCZONO ODZNAKI PONUREGO

Bardziej szczegółowo

GENERAŁ WŁADYSŁAW EUGENIUSZ SIKORSKI

GENERAŁ WŁADYSŁAW EUGENIUSZ SIKORSKI GENERAŁ WŁADYSŁAW EUGENIUSZ SIKORSKI 20 maja 1881 roku w Tuszowie Narodowym pod Mielcem urodził się Władysław Sikorski. Był trzecim dzieckiem Emilii i Tomasza Sikorskich. Wcześniej młoda para wyprowadziła

Bardziej szczegółowo

DZIEŃ EDUKACJI NARODOWEJ r.

DZIEŃ EDUKACJI NARODOWEJ r. C Y K L I CZNE I M P REZY S Z KO L NE DZIEŃ EDUKACJI NARODOWEJ 14.10.2011r. KOCHAM CIĘ POLSKO - pod takim hasłem odbył się w naszej szkole turniej nauczycielski zorganizowany z okazji Dnia Edukacji Narodowej

Bardziej szczegółowo

Uroczystości z okazji 100. rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego

Uroczystości z okazji 100. rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego Uroczystości z okazji 100. rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego Powstanie Wielkopolskie było i jest fundamentem odrodzonej Polski. Było i jest fundamentem niepodległości - podkreślał Prezydent Andrzej

Bardziej szczegółowo

MORZE BAŁTYCKIE W KONCEPCJACH I POLITYCE POLSKI I LITWY: SPOJRZENIE NA PODRĘCZNIKI LITEWSKIE

MORZE BAŁTYCKIE W KONCEPCJACH I POLITYCE POLSKI I LITWY: SPOJRZENIE NA PODRĘCZNIKI LITEWSKIE 2015.05.11 1 BALTIJOS JŪRA LENKIJOS IR LIETUVOS KONCEPCIJOSE IR POLITIKOJE: ŽVILGSNIS Į LIETUVIŠKUS VADOVĖLIUS / MORZE BAŁTYCKIE W KONCEPCJACH I POLITYCE POLSKI I LITWY: SPOJRZENIE NA PODRĘCZNIKI LITEWSKIE

Bardziej szczegółowo

SPRAWOZDANIE Z REALIZACJI PROJEKTU PIĘKNA NASZA POLSKA CAŁA

SPRAWOZDANIE Z REALIZACJI PROJEKTU PIĘKNA NASZA POLSKA CAŁA SPRAWOZDANIE Z REALIZACJI PROJEKTU PIĘKNA NASZA POLSKA CAŁA Uczniowie Szkoły Podstawowej w Specjalnym Ośrodku Szkolno Wychowawczym w Firleju brali udział w Międzynarodowym Projekcie Edukacyjnym Piękna

Bardziej szczegółowo

HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2017roku

HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2017roku HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2017roku Załącznik do Zarządzenia Nr 995/2016 Burmistrza Krotoszyna z dnia 13 grudnia 2016 r. DATA NAZWA ŚWIĘTA MIEJSCE UROCZYSTOŚCI 98 ROCZNICA WYBUCHU

Bardziej szczegółowo

Uroczystość nadania szkole imienia Ignacego Mielżyńskiego.

Uroczystość nadania szkole imienia Ignacego Mielżyńskiego. Uroczystość nadania szkole imienia Ignacego Mielżyńskiego. Dnia 26. września 2009r. odbyła się uroczystość nadania naszej szkole imienia Ignacego Mielżyńskiego. Dzień ten był dla nas dniem szczególnym,

Bardziej szczegółowo

HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2013 roku

HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2013 roku HARMONOGRAM obchodów świąt państwowych i lokalnych w 2013 roku Załącznik do Zarządzenia Nr1033/2012 Burmistrza Krotoszyna z dnia 10 grudnia 2012 r. DATA NAZWA ŚWIĘTA MIEJSCE UROCZYSTOŚCI ZAPROSZONE OSOBY,

Bardziej szczegółowo

Takie motto przewijało się przez cały dzień świętowania jubileuszu 90-lecia polskiej szkoły.

Takie motto przewijało się przez cały dzień świętowania jubileuszu 90-lecia polskiej szkoły. Takie motto przewijało się przez cały dzień świętowania jubileuszu 90-lecia polskiej szkoły. 9 listopada już od rana gwarno było w naszej szkole. Uczniowie galowo ubrani wzajemnie przypinali sobie kotyliony

Bardziej szczegółowo

Wiek XVII w Polsce. Wojny ze Szwecją.

Wiek XVII w Polsce. Wojny ze Szwecją. XVII wiek Wiek XVII w Polsce Wojny ze Szwecją. Przyczyny: - Władcy Szwecji chcieli zdobyć ziemie mogące być zapleczem rolniczym kraju - Walka o dominację na Morzu Bałtyckim - Dążenie Zygmunta III Wazy

Bardziej szczegółowo

Polskie Państwo podziemne Przygotowała: Katarzyna Kossakowska Klasa III A

Polskie Państwo podziemne Przygotowała: Katarzyna Kossakowska Klasa III A Polskie Państwo podziemne 1939-1945 Przygotowała: Katarzyna Kossakowska Klasa III A FLAGA POLSKIEGO PAŃSTWA PODZIEMNEGO Polskie Państwo Podziemne (w skrócie PPP) to tajne struktury Państwa Polskiego istniejące

Bardziej szczegółowo

Organizatorem VIII Dolnośląskiego Przeglądu Piosenki i Pieśni Patriotycznej była Pani Beata Pawłowicz - Dolnośląski Kurator Oświaty.

Organizatorem VIII Dolnośląskiego Przeglądu Piosenki i Pieśni Patriotycznej była Pani Beata Pawłowicz - Dolnośląski Kurator Oświaty. VIII Dolnośląski Przegląd Piosenki i Pieśni Patriotycznej W dniu 29 kwietnia 2014r. w Klubie 4.Regionalnej Bazy Logistycznej odbył się koncert galowy VIII Dolnośląskiego Przeglądu Piosenki i Pieśni Patriotycznej.

Bardziej szczegółowo

Bolesław Formela ps. Romiński. Poseł na sejm II RP w latach

Bolesław Formela ps. Romiński. Poseł na sejm II RP w latach Bolesław Formela ps. Romiński Poseł na sejm II RP w latach 1935-38 Data i miejsce narodzin: - 02 XI 1903 Miłoszewo Data i miejsce śmierci - 24 IX 1944 Tłuczewo Ukończył Państwowe Gimnazjum Klasyczne im.

Bardziej szczegółowo

Sobota wczoraj i dziś. Wyjątkowa uroczystość

Sobota wczoraj i dziś. Wyjątkowa uroczystość Sobota wczoraj i dziś. Wyjątkowa uroczystość Napisano dnia: 2016-10-30 11:00:46 W piątek, 28 października 2016 roku w świetlicy wiejskiej w Sobocie koło Lwówka Śląskiego odbyła się wyjątkowa uroczystość,

Bardziej szczegółowo

Gdynia uczciła 130. urodziny Eugeniusza Kwiatkowskiego

Gdynia uczciła 130. urodziny Eugeniusza Kwiatkowskiego Gdynia uczciła 130. urodziny Eugeniusza Kwiatkowskiego Mija 130. rocznica urodzin Eugeniusza Kwiatkowskiego - budowniczego naszego miasta, wizjonera i reformatora polskiego przemysłu. Z tej okazji Gdynia

Bardziej szczegółowo

Podczas pobytu w Żywcu artysta malarz portretował wielu mieszczan żywieckich.

Podczas pobytu w Żywcu artysta malarz portretował wielu mieszczan żywieckich. Historia Szkoły bogata, ciekawa, mało znana Odcinek 17. Czy wiesz, że uznanym artystą malarzem i równocześnie nauczycielem tej szkoły był Jan Kazimierz Olpiński, który uczył w niej rysunków, a jego twórczość

Bardziej szczegółowo

PAMIĘĆ MURÓW SZKOLNYCH

PAMIĘĆ MURÓW SZKOLNYCH PAMIĘĆ MURÓW SZKOLNYCH Budynek obecnego VI Liceum Ogólnokształcącego w Bydgoszczy przy ul. Staszica 4 powstał w latach 1908-1910 na obrzeżach ówczesnego miasta i od 1911 roku był siedzibą niemieckiej szkoły

Bardziej szczegółowo