Kim ty właściwie jesteś? Orlean

Wielkość: px
Rozpocząć pokaz od strony:

Download "Kim ty właściwie jesteś? Orlean"

Transkrypt

1 Kim ty właściwie jesteś? by Bolesław Lutosławski Kim ty właściwie jesteś? Copyright 2010 by Bolesław Lutosławski Kim ty właściwie jesteś? Wszystkie prawa zastrzeżone Bolesław Lutosławski 2010 Orlean Nie znałem jeszcze porannych obyczajów Magdaleny. Przyglądałem się jej zamkniętym powiekom i sensualnie łagodnemu owalowi twarzy. Słuchałem równego oddechu. Poczułem ochotę, żeby pocałować jej dłoń, którą otulała pierś, ale wtedy Magdalena przez sen dotknęła palcami mojej twarzy, jakby chciała się upewnić, że jestem obok, otworzyła na chwilę oczy i wtuliła się we mnie. Czułem w sobie energię do działania, z ulicy docierało do mnie ciepło letniego poranka, więc wysunąłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Kiedy wróciłem, pogłaskałem rozrzucone na białej poduszce zmierzwione, ogniste włosy Magdaleny, a ona przeciągnęła się i powiedziała: Nie, nie wstawaj. Dodała: Gorąco mi i zsunęła z siebie cieniutką kołdrę w niebieskie kwiaty. Ponieważ wciąż spała, wyszedłem w nieznane mi miasto. Zacząłem od brasserie, tuż za rogiem. Zamówiłem świeży sok, czarną kawę i dwa rogaliki, które przyniosła mi bardzo młoda, najwyżej szesnastoletnia kelnerka. Chyba córka właścicielki. Siedziałem przy ogromnym oknie, a po ulicy spacerowały, szły, spieszyły się dziewczyny w lekkich sukienkach, dziewczyny w dżinsach, dziewczyny w spódnicach, dziewczyny, które poprawiały sobie makijaż, dziewczyny o włosach długich, krótkich, z grzywką, zaczesanych do tyłu, związanych w dwa kucyki, w koński ogon, splecionych w warkocze, dziewczyny z modnymi torebkami i w butach tak różnych, że nie starczyłoby mi słów, aby je opisać. Nagle uświadomiłem sobie, że tęsknię za Martą, nawet bardziej, niż myślałem. Zadzwoniłem do niej, odebrała od razu, bo akurat wstała, żeby zrobić chłopcom śniadanie. Rozmawialiśmy. Marta w domu z rozbawionymi dzieciakami, ja sam we francuskiej kawiarni. Marta z telefonem wciśniętym między ramię a głowę, nalewająca mleko do miseczek z jakimś modnym aktualnie musli, ja z espresso (drugim), siedzący przy oknie z widokiem na barokowy kościół. Marta w białym szlafroku (tak mówiła), ja też na biało. Rozmowa toczyła się tak naturalnie i swobodnie, że po parunastu minutach Marta powiedziała: Przyjedź do nas jak najszybciej, na przykład dzisiaj! Zgodziłem się: Będę po południu. Wyszedłem z kawiarni z obudzonymi zmysłami. Wciągnęło mnie pulsujące ciepłem miasto, owionęły mnie jego zapachy te z pobliskiej piekarni i ze straganów kilkanaście metrów dalej. Kupiłem tam parę jabłek. Jedząc pierwsze, zatrzymałem się przed witryną malutkiego sklepu z plakatami Beatlesów, Rolling Stonesów, Edith Piaf i Barbary Streisand. Wszedłem, żeby sprawdzić, o co tu chodzi. Mała (choć wysoka na dwa piętra) przestrzeń była po brzegi wypełniona płytami sprzed lat. Na półpiętrze było coś w rodzaju balkonu, na którym ktoś ustawił perkusję i cymbały. Wśród tego bogactwa (na razie milczących) melodii siedział gruby mężczyzna z gęstą brodą, w rogowych okularach, berecie, fioletowej koszuli, czarnych spodniach z czerwonymi szelkami i tenisówkach. Ma pan Marlenę Dietrich? zapytałem, stojąc w drzwiach, bo nie było miejsca na spacerowanie między półkami i szukanie samemu. Mam Ninę Simone poinformował mnie obojętnie właściciel i podał mi płytę, więc ją wziąłem. Zapłaciłem i w drogę. Najpierw szedłem tak, żeby cień mnie wyprzedzał, potem żeby maszerował po lewej stronie. Doszedłem do ogrodzonego placu zabaw dla dzieci, niemal pustego, i tam usiadłem na ławce pod purpurowym klonem, aby zjeść resztę jabłek kupionych na targu i przeczytać, co na mojej nowej płycie napisano o Ninie Simone. Poranek był piękny, podobnie jak poprzedniego dnia, kiedy to wyszedłem z hotelu, po schodkach zbiegłem na placyk, z którego po parunastu krokach skręciłem w zaułek, bo

2 zaintrygowała mnie kobieta z burzą rudych włosów, ubrana w zielony kombinezon. Ustawiała żelazną konstrukcję w kształcie otwartej dłoni. Oczywiście podszedłem, żeby jej pomóc. Podziękowała uśmiechem i dłonią osłoniła oczy od słońca. Po chwili powiedziała głębokim głosem. Magdalena podała mi dłoń. Magdalena? W przedszkolu kochałem się w dziewczynce o tym pięknym imieniu! A ty jak masz na imię? Albert. Przykro mi, ale nigdy nie kochałam się w Albercie. Może dlatego, że jesteś pierwszym Albertem, jakiego poznałam! Odpowiedź z obietnicą... Co tu się dzieje? Urządzamy wystawę Joségo Rodriga Dupuye a. Fantastyczny rzeźbiarz z Chile. Interesuje cię sztuka? Wokół stało paręnaście innych dłoni. A to jest sztuka? zapytałem. To są świeczniki w kształcie dłoni. Świeczniki są sztuką? Czegoś tu brakuje? Nie, nie, niczego To jest sztuka. Świeczniki są jak kości dłoni, na które nałożymy ciało, a z palców wypłynie energia. Czyli płomień ognia będzie symbolizował energię istnienia? Tak. A ciało z czego? Z przezroczystego lodu, w który José wtopił barwne taśmy i szlachetne kamienie. To będzie ulotna wystawa. Otworzycie i wkrótce już jej nie będzie, bo się rozpłynie w gorączce istnienia. Czy to ma znaczenie? Właściwie nie. Trochę jak życie. Właśnie. Podoba mi się ten pomysł, bo dłonie są piękne i ważne. Tak. Dłonie są twórcze. W dłoniach trzymamy dłonie tych, którzy nas potrzebują. Dłońmi piszemy listy. Dłońmi otwieramy drzwi prowadzące w nieznane. Dłońmi przygotowujemy kawę na rozpoczęcie dnia. I wznosimy toast z kieliszkiem pysznego wina w dłoni. Dłońmi myjemy dłonie dzieciom. Kochamy się dłońmi. Dłońmi ocieramy łzy. Dłońmi zasłaniamy usta, śmiejąc się radośnie. Jesteś pięknym człowiekiem powiedziała Magdalena. Wyglądała czarująco, poczułem, że niebezpieczeństwo pożądania jest na odległość dłoni. José jest twoim mężem? Nie. José jest artystą, a ja jestem jego marszandem i na tym koniec. To musi być ciekawa relacja. O tak. I dlatego właśnie organizuję jego wystawę, którą otworzymy jutro wieczorem. Teraz mam ochotę na małą przekąskę. Mogę cię zaprosić na lunch? Byłoby cudownie. Poszliśmy do jednej z tych restauracji, które wylewają się stolikami na chodnik. Zjedliśmy tuńczyka w jakimś fantazyjnym sosie, popijając pinot noir z Côte de Nuits, z Chambolle-Musigny! Wino jak welwet pieściło usta. Na deser cieniutki naleśnik z syropem klonowym i kawa. Lubisz dobrze jeść? zapytałem, jakby to nie było oczywistością. Och, przecież z tego, co i jak jemy, tworzą się nasze ciała! Kiedy patrzę na ciebie, od razu widzę, że jesz najbardziej ponętne potrawy na świecie! Jedzenie jest też zmysłową pieszczotą dla podniebienia. Nie możesz o tym zapominać. Magdalena zabrała mnie do siebie, poza Orlean. Spędziłem z nią parę popołudniowych godzin na werandzie, na huśtawce o rozmiarach kanapy, na miękkim, czarnym kocu w białe krzyże.

3 Wyobrażałem sobie, że już kiedyś spotkałem Magdalenę, choć z pewnością nigdy do tego nie doszło, i że teraz spotykamy się po latach, dawni kochankowie, których wir wydarzeń rzucił w inne przestrzenie. Wokół rosły brzozy o korze śnieżnobiałej jak skóra mitycznej Heleny, o którą walczyli Grecy, co doprowadziło do zrujnowania Troi i śmierci Achillesa. Magdalena (ubrana na popołudnie w czarną, kaszmirową sukienkę, która wyglądała jak najwyższej jakości egzystencjalny sweter, i jedwabne rajstopy w tym samym kolorze) zsunęła czarne, matowe buciki na płaskim obcasie na podłogę i kusząco oparła stopy na moich udach, bez słów prosząc o masaż. W masie włosów Magdaleny kryły się jej myśli, od czasu do czasu w rytmie kołyszącej się huśtawki mrugały do mnie filuternie kolczyki ze złota, kropelek rubinu i czarnego jak węgiel materiału o nieznanym mi pochodzeniu. Może to fragment komety, która uderzając w Ziemię, wypaliła żarem miliony drzew w syberyjskiej tajdze? Siedzieliśmy zatopieni w intymnej atmosferze ciepłego popołudnia, na huśtawce z widokiem na bajeczny ogród. Magdalena opowiedziała mi o wczesnej młodości, kiedy występowała na całym świecie: od Carnegie Hall w Nowym Jorku po operę w Sydney, od Mediolanu po Moskwę, grając w duecie na dwa fortepiany z Nadią, jej siostrą, utwory Brahmsa, Gershwina, Bizeta, Ravela, Faurégo, Dworzaka, Czajkowskiego, de Falli, Lutosławskiego i paru innych. Muzyka była ich światem, scena domem, a reszta nie miała znaczenia. Aż Nadia rozpadła się na kawałki i wróciła do rodziców. Popatrzyłem na Magdalenę. Nadia była moją inspiracją. Bez niej cóż byłam nikim. Chciałem zaprzeczyć, ale Magdalena powstrzymała mnie dłonią. Nadię faszerowano chemią, mówiąc, że to tylko rozdwojenie osobowości, że można wyleczyć, pozbierać do kupy, że na to są lekarstwa. Śmiać mi się chciało. Zbyt to było okrutne, żeby płakać. Lekko kołysałem naszą ławką i nic nie mówiłem, bo po co. I to był koniec. Koniec piękna, marzeń, którymi żyłam. Już w nic nie chciałam wierzyć. Poczułam się stara, brzydka, zmęczona życiem. Niechciana. Masowałem jej stopy, czekając na sam nie wiem na co. Zaczęłam uczyć dzieci z zamożnych domów gry na pianinie, bo ich rodzicom się wydawało, że wydali na świat potomstwo na miarę Mozarta, Chopina, Beethovena. Aż rzuciłam wszystko, wyjechałam z Toronto do Paryża, a z Paryża do Orleanu. I teraz jest mi dobrze. Przesunąłem dłoń wzdłuż jej uda, kolana aż do stopy. O, tak Magdalena przeciągnęła się jak kotka, która wie, co to jest rozkosz. Tuż po zachodzie słońca wróciliśmy do Orleanu na szybką kolację. W moim hotelowym pokoju z widokiem na katedrę spędziliśmy noc. Pomyśleć, że działo się to zaledwie paręnaście godzin temu. Kiedy wyjąłem z papierowej torby trzecie jabłko, obok mnie wyrosła paroletnia dziewczynka o bystrym spojrzeniu. Zapytała, co tu robię, a ja na to, że jem owoce. Tu przychodzą dzieci z babciami poinformowała mnie dziewczynka i wskazała palcem na starszą panią, która siedziała po drugiej stronie placyku, coś czytając. Chyba książkę, ale co ja tam wiem. A czy ja mogę tu odpocząć po trudach poranka? Okej dziewczynka wskoczyła do piaskownicy, nabrała piasku w drobne dłonie i ułożyła go na brzegu, na murku, a potem z dziecinną konewką pobiegła do fontanny po wodę. Zaintrygowało mnie to. Dziewczynka wróciła, nasączyła gorący piasek chłodną wodą i precyzyjnie uformowała z niego figurkę, zabawną postać leżącą na brzegu piaskownicy. Po chwili zastanowienia dziewczynka zebrała kilka gałązek, podniosła z trawnika dwa opadnięte kwiatki, parę kamyczków i przywiane nie wiadomo skąd piórko. Przyglądałem się jej twórczości w zachwycie, choć udawałem, że wcale na nią nie patrzę. Zresztą ona chyba nie zwracała na mnie uwagi. Dziewczynka stanęła na brzegu piaskownicy, podskoczyła parę razy, chociaż nie wiem po co, i szybko wpięła dodatkowe elementy w piaskowego bałwanka. A on był jak żywy, jak wesoła postać, która za chwilę też podskoczy i będzie się z nią bawić. Poczułem, że czas na mnie, więc wstałem z ławki, pomachałem dziewczynce na pożegnanie, odmachała mi (jej babcia też). Z parku poszedłem do sklepu Pierre Lartigue, kupiłem czarną marynarkę dla mnie i pomarańczowy jak ogon lisa, jedwabny szal ze złotym wzorem dla Magdaleny. Na targu dokupiłem kwiat o różowym, rozchylonym kielichu. Też dla niej.

4 Poszedłem do galerii pożegnać się z Magdaleną. Akurat rozmawiała z klientem, więc położyłem kwiat i szal w turkusowym opakowaniu na parapecie. Magdalena przesłała mi dłonią pocałunek tak się rozstaliśmy na kto wie, na jak długo. Jadąc przez Francję, próbowałem myśleć o kopalni złota w Pebble nad jeziorem Iliamna na Alasce, dokąd wyjeżdżałem jesienią, ale myśli o pracy nie współgrały ze spokojem mijanego pejzażu, więc pozwoliłem, aby Chet Baker ze swoim White Blues towarzyszył mi w drodze. Gdzieś niedaleko Kolonii utknąłem w korku, zmieniłem muzykę na Lunático Gotan Project, a po parunastu minutach na Minnie Riperton i powróciłem myślami do Magdaleny. Czułem, że na zawsze zapamiętam jej urokliwą kobiecość i zmysłowe piękno, choć doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie do określenia będzie forma, w jakiej nasze wspólne chwile osadzą się w mojej osobowości. Odpowiada mi takie smakowanie życia. Otterlo Marta czekała na mnie na murku, na progu w otwartych drzwiach do jej domu spały dwa koty. Przytuliłem ją, uśmiechnęła się do mnie i powiedziała parę słów, ale wiało i jej głos rozpłynął się w szumie liści kasztanowca. Weszliśmy do środka, Marta zaprowadziła mnie do mojego pokoju. Nad łóżkiem, które trochę przypominało to z sypialni van Gogha w Arles, wisiał obraz ogromny, barwny bukiet w niebieskim dzbanie. Nie znałem tego obrazu. Pościel była śnieżnobiała, więc postawiłem torbę na podłodze. Jesteś głodny? Może później. Zeszliśmy do salonu, usiadłem w bordowym, głębokim fotelu z szerokimi poręczami. Marta podała mi pękaty kieliszek z koniakiem i usiadła na wprost mnie, na kanapie w abstrakcyjne wzory. Nie odwiedzałem tego domu od paru lat tak długo nie widziałem Marty, ale nasze serca nadal biły w tym samym rytmie. Och, jak mi z tobą dobrze powiedziałem, a Marta uśmiechnęła się do mnie, pokręciła kieliszkiem, ale nie wypiła. Po chwili, jakby ocknąwszy się z głębokiego zamyślenia, zapytała: Kiedy ostatnio widziałeś Konrada? Zaskoczyło mnie, że tak od razu zapytała o Konrada, jakby to było dla niej najważniejsze. Dawno temu. Lata. Nie pamiętam. A ty? Przyjechał na moje urodziny cztery lata temu. Czy coś się stało? Jeszcze nie wiem. Kim on jest dla ciebie, Marto? Ważnym człowiekiem w moim życiu. Prawdziwym przyjacielem. Takim jak ty Marta wypiła łyk koniaku. Wiem pogłaskałem ją po policzku. I pierwszym mężczyzną. Niby to nic takiego po tylu latach. W końcu byliśmy nastoletnimi kochankami przez zaledwie parę miesięcy, ale dzisiaj to nagle do mnie wróciło. Jesteś kochana Nie, nie jestem kochana. Konrad nie kochał mnie już od dawna, choć był mi bliski przez dziesiątki lat, a mój mąż kochał mnie do czasu, kiedy znalazł sobie inną kobietę. Sam wiesz cóż ci będę teraz opowiadać. Maamooo! dobiegł nas dziecięcy głos. Zajmij się sobą i odpocznij, wzywają mnie matczyne obowiązki. Zastanowiło mnie to, co powiedziała Marta, ale zanim znalazłem odpowiedź, usłyszałem: Jesteśmy zaproszeni do sąsiadów. Podniosłem głowę i zobaczyłem Martę opartą o framugę drzwi, najmłodszy synek Marty, Filip, trzymał ją za rękę. Ja też? Oczywiście. Jeśli masz ochotę Wspaniale. Wychodzimy za godzinę. Czy mogę coś? Nie, nic. Oni wszystko mają.

5 Czy to z jakiejś okazji? Tak, z okazji narodzin jeziorka. Sam zobaczysz, więc już nie pytaj. Ja też idę! Dzisiaj mi wolno! Jutro nie ma szkoły! wykrzyknął Filip i szybko uciekł. O zmierzchu poszliśmy do Theo i Brendy, która od razu poprosiła, żebym zapalił świece rozstawione wzdłuż ścieżki prowadzącej w głąb ogrodu i wokół atrakcji wieczoru, czyli całkiem sporego oczka wodnego, nad którym pochylały się niedawno posadzone, drobne jeszcze płaczące wierzby. W ciągu następnej godziny poznawałem coraz to nowych ludzi i przedstawiano mnie rozstawionym w ogrodzie rzeźbom, kamiennym posążkom meksykańskich bogów i szklanym fontannom, po których woda spływała zmierzwionymi arabeskami. Było tam mnóstwo dzieci, które porywały jedzenie ze stołów i urządzały jakąś aferę w kryjówce daleko od nas. Ich gwar był miły, pełen spontanicznej ekscytacji. Nim zapadła całkowita ciemność, wdałem się w krótką rozmowę o Afryce. Młody dziennikarz właśnie się tam wybierał. Jego brak zrozumienia zaczął mnie irytować, więc się wymknąłem i z dużym kieliszkiem shiraz z Barossa w Australii (o intensywności ciemnej czekolady i zapachu czarnego pieprzu) stanąłem koło młodej czereśni. Patrzyłem na krystaliczną wodę, która wypełniła misę jeziorka ledwie parę godzin temu. Ta sytuacja wydała mi się równie abstrakcyjna jak stojący na wysoko ściętym pniu, zasłaniający sobą pomarańczowe słońce alabastrowy dzban z białą orchideą na długiej łodydze, przypominającą z profilu czaplę. Oświetlone, przejrzyste wnętrze jeziorka tętniło życiem, złote rybki chowały się w pękach roślinek o kołtuniastym kształcie i znienacka z nich wypływały, do obrzeży przylgnęły ślimaki, a na wysepce zrobionej z paru krzemieni tkwiły nieruchomo cztery żaby, które rechotały na jakiś temat. Świeczki płonęły, jakby chciały mi opowiedzieć ciekawą historię jaką, nie usłyszałem, bo podszedł Theo, zapytał, czym się zajmuję, i dolał wina do kieliszka. Akurat nie byłem gotów na odpowiedź, więc, zapewne zauważywszy to, dotknął mojego ramienia otwartą dłonią i bez słowa wrócił do innych gości. Byłem mu za to wdzięczny, chciałem być sam. Zaraz będzie przedstawienie wyrwała mnie z zamyślenia Marta. Rozejrzałem się półprzytomnie po ogrodzie i zauważyłem, że pod płotem dzieci odgrywają widowisko Piraci z Bermudów. Choć fabuła wymykała się mojemu zrozumieniu, to i tak dobrze było znaleźć się na jakiś czas w innym świecie, w którym nawet zbrodnia nabierała zabawnego charakteru. Łotrzyki, zamaskowane czarnymi brodami z waty, zabijały się drewnianymi szablami. Znaleziono skarby (w starej walizce), zdobyto statek pirackiej konkurencji, powieszono kapitana królewskiego okrętu (dużego pluszowego misia) i w ogóle było jak w dziecięcych marzeniach. Razem z Martą i jej chłopcami wróciłem do domu chyba po północy. Zaniosłem Filipa do łóżka, bo zmęczony wydarzeniami zasnął na kanapie u sąsiadów, sam, znużony intensywnością życia, poszedłem do siebie. W nocy odwiedził mnie nieznany mi czarny kot, spokojnie przespał parę godzin na łóżku, a nad ranem odszedł bez słowa przez uchylone okno. Nie spałem już. Myślałem o dziesięcioletnim Konradzie, którego poznałem na wakacjach w Tatrach, gdy przyjechałem z ojcem na narty. I o naszym szwendaniu się po Krakowie, rodzinnym mieście Konrada. Kiedy wyjechaliśmy do Budapesztu, bo ojciec został tam konsulem, Konrad przyjechał do nas na miesiąc i był dla mnie jak brat, którego zawsze chciałem mieć. Wreszcie wróciliśmy do Paryża, do domu, który czekał na nas przez te lata wałęsania się po świecie, i Konrad znowu nas odwiedził. Przyjechał i od razu zakochał się w Marcie, koleżance mojej siostry. Złościło mnie to do szaleństwa, bo plan był taki, że Konrad będzie się włóczył ze mną po Saint Germain, a nie tracił czas z kobietą! Konrad, mój przyjacielu powiedziałem do siebie o świcie. Już nie zasnąłem. Zatrzymałem się w Otterlo na jakiś czas. Z upływem dni coraz bardziej wtapiałem się w rytm życia tej małej rodziny, wspólnie z Martą odprowadzałem chłopców do szkoły, a potem jechaliśmy rowerami do Kröller-Müller Museum, gdzie Marta znikała w biurze, a ja albo chodziłem po olbrzymim parku, albo wędrowałem po salach, w których mieszkały postaci o fascynujących charakterach. Wytworna Ewa Calinska-Cartagi z portretu Henriego Fantin-Latoura. Kobieta z paryskiej kawiarni, zauważona przez Renoira. Przesuwająca się postać, wyrzeźbiona przez Umberta Boccioniego. Spotykaliśmy się z Martą o pierwszej w muzealnej restauracji, ja czasami zostawałem tam dłużej z kieliszkiem rieslinga z Finger Lakes, albo spacerowałem i myślałem o Marcie, albo rozmawiałem z kimś przypadkowym o rzeźbach, których tu było zatrzęsienie. Marta była dla mnie kimś zaskakującym tak, w życiu nie spotkałem równie naturalnej kobiety. Kiedy wracaliśmy do domu, Marta gotowała szybki obiad dla wiecznie głodnych synów, Keesa, Barta i Filipa, podczas gdy ja opowiadałem im wymyślane na poczekaniu przygody.

6 A potem oni szli spać, a my, dorośli, zabieraliśmy się do przygotowywania kolacji zaczynaliśmy od kieliszka chłodnego wina z Gascogne i sałatki ze świeżych warzyw, a kończyliśmy, już znacznie później, na długich rozmowach o sprawach, które zaszły od kołyski aż do teraz. Marta opowiadała o dorastaniu na zachodnim wybrzeżu Irlandii, o babci, która ją wychowała, o szkole, w której tańczyła do irlandzkiej muzyki w zielonej sukience z celtyckim wzorem wyhaftowanym grubą nicią. Choć wiele z tych spraw znałem, wciąż, jak dziecko, domagałem się powtarzania tej samej bajki. A Paryż? Jak to się stało? Skończyłam osiemnaście lat, poczułam się dorosła i przez agencję zorganizowałam sobie pracę jako opiekunka do dzieci. I wyjechałam do Paryża. Przeznaczenie. Oczywiście! Przepiękny czas. Kochałam Konrada do szaleństwa! On ciebie też. Tak, ale zaproponowano mi powrót do tańca. Konrad pojechał na studia medyczne do Polski. A ty zacząłeś bawić się życiem. I warkocz naszych losów rozplótł się w trzy strony. Tak, zabrakło nam kokardy. Nigdy nie pytałem, ale czy kiedykolwiek wróciliście do siebie jako kochankowie. Marta nie odpowiedziała od razu. W zamyśleniu patrzyła na mnie przez chwilę, w końcu powiedziała: Rok później zostałam solistką w irlandzkim balecie, dużo podróżowałam po Ameryce i Europie. Pokazała mi zdjęcia. Dobrze ci z tym było? Bardzo. Tak miało być. Chodziłam różnymi ścieżkami, aż zatrzymałam się w Holandii. Świat jest bogaty i należy go codziennie dotykać, choćby z ciekawości. Jak doszło do tego, że zamieszkałaś w Otterlo? zapytałem. Opowiadałaś o tym kiedyś w Londynie, ale to było podczas przyjęcia i nic nie pamiętam. Oprócz mocnego Barolo. Mieliśmy tournée po Belgii i Holandii parę ładnych lat temu. Co wieczór dostawałam bukiet kwiatów, ale one zawsze były inne i za każdym razem inaczej piękne. Koleżanki się śmiały, że zakochał się we mnie romantyczny adorator, bo przychodziły z małą karteczką Dla M. od K.. Czy ten K. się ujawnił? Wtedy nie mógł, bo był żonaty. Dopiero rok później, kiedy występowaliśmy w Nowym Jorku. Zachwycił mnie od razu, więc natychmiast odeszłam od mojego ówczesnego mężczyzny i przyjechałam z Karolem do Fryzji, gdzie jego rodzina od lat miała dużą plantację kwiatów. Wzięliśmy ślub po dwóch miesiącach, urodziłam Keesa rok później, Barta dwa lata później, Filipa sześć lat temu, a pięć lat temu Karol wyjechał do Frankfurtu, gdzie związał się z Ewą, ładną, młodą dziewczyną z Pragi. Zostałam sama. Później był męczący rozwód. Marta dokończyła wino, zaproponowałem więcej, ale odmówiła. A potem przyjechałaś tutaj? Nie. Do Otterlo dotarłam z chłopcami przez Londyn, gdzie początkowo zamieszkałam u kuzyna. U niego właśnie poznałam ludzi z galerii w Kentish Town. Po paru zawijasach, po paru romansach, po paru przeprowadzkach znalazłam się właśnie tu. I jest ci dobrze, prawda? Czuję się tu domowo i to jest uspokajające uczucie. A jednocześnie nie mam w sobie rozdarcia, nie tęsknię za hałasem wielkich miast, wiesz. Nalej troszkę wina. Łyk. Nie jest chyba łatwo samotnie wychowywać trzech chłopców. Oni są cudowni, a mieszkamy w doskonałym miejscu dla dzieci. Poza tym Karol zabiera ich do siebie co dwa tygodnie, więc oni mają ojca, a ja robię, co chcę, przez parę dni. Tyle że niemal od razu za nimi tęsknię! w jej oczach zobaczyłem śmiałość prawdziwej kobiety. Tak, to była Marta, którą znałem, moja przyjaciółka, z którą kontaktowałem się przynajmniej co parę miesięcy, a spotykałem raz na parę lat. Nagle dodała. Tak. W czasie rozwodu, kiedy czułam się jak ścierka do podłogi, Konrad przyjechał, przytulił mnie i kochaliśmy się raz. Jeden raz. Po chwili ciszy Marta zapytała, co się stało z Beatą. Przez moment zastanawiałem się, o kim ona mówi, aż nagle z mroków niepamięci wychynęła śliczna dziewczyna o kręconych włosach. Albo domagała się seksu, albo czytała w łóżku

7 bestsellery, które spychała po skończeniu brzegiem dłoni na podłogę, albo milczała, albo chciała iść do Galeries Lafayette kupować bluzki, buty i biustonosze. Aż Ty wiesz. Aż zrozumiałeś, że to wcale nie jest miłość, tylko twój wynalazek, bo tęskniłeś za kochaniem i wszystko sam wymyśliłeś powiedziała Marta, a ja przez chwilę patrzyłem na jej atrakcyjny profil wyłaniający się z kasztanowych włosów, rozświetlony bursztynowym blaskiem świeczki. Przytaknąłem. Zaczęło cię to męczyć, dusić, jej nagie ciało już cię nie nęciło, a usta bynajmniej nie były do całowania. Nie umiałeś zasnąć w łóżku obok niej i nie mogłeś pojąć, dlaczego nie tak dawno oszałamiały cię jej głos, kobieca sylwetka i uwodzące spojrzenie. A ona, jakby czując twoją niechęć, jeszcze bardziej nalegała na pieszczoty, na intymność To prawda. Myślałem, że oszaleję. Ale tak się nie stało, choć może dlatego unikałeś odtąd stałego związku z kobietą. Może. A ty? Bo ja wiem. Ja po prostu istnieję. Zresztą żyję z trzema chłopcami i na takie sprawy zwyczajnie nie ma miejsca. Przynajmniej teraz. Dobrze ci z tym? Tak. Bo mogę spędzić z tobą cały wieczór na rozmowie o przyjacielu, którego oboje kochamy. I nikomu nie muszę się z tego tłumaczyć. Rozumiem. Albercie, miesiąc temu dostałam paczkę od Konrada. Chcę, żebyś mi powiedział, co o tym myślisz. Marta położyła na stole szare pudełko i wyjęła z niego dwa ponumerowane listy. Pocałowała mnie w czoło i powiedziała: Zdmuchnij świeczki, zanim pójdziesz spać, dobrze? Oczywiście. Dłuższą chwilę przyglądałem się adresowi, który Konrad napisał z charakterystyczną dla niego dokładnością. Otworzyłem pierwszy list. Moja kochana Marto, oto opis mojej ostatniej podróży w nieznane. Dużo się teraz może wydarzyć, więc chcę, żeby to zaczekało na mnie u Ciebie. Nad ranem pojechałem taksówką na lotnisko w Monrovii, a stamtąd, prawie bez łapówek, udało mi się odlecieć do Ankary w Turcji, gdzie przesiadłem się na samolot do Paryża. Na Orly po krótkim sprincie z jednego terminalu na drugi wbiegłem do samolotu, który dwadzieścia minut później poszybował na północ, w stronę Oslo. Właściwie dopiero w Norwegii nabrałem w płuca europejskiego powietrza i przez nikogo nieoczekiwany pojechałem taksówką (której kierowcą był Somalijczyk) do hotelu, w którym recepcjonistką była dziewczyna z Poznania. Nigdy nie byłem w tym kraju, a że za oknem mojego pokoju zobaczyłem jakiś park, postanowiłem zwiedzić okolice, choć był już wieczór. Chyba się nie zgubię? zapytałem recepcjonistkę, teraz za kontuarem siedziała zalotna dziewczyna o śniadej skórze. Może Kolumbijka? W parku Vigelanda? Nie, to niemożliwe. Tam są niezwykłe rzeźby. Spojrzałem na zegar: dziewiąta trzydzieści! A nadal jasno. Dzisiaj ostatni dzień wiosny. Najkrótsza noc roku poinformowała mnie z uroczym akcentem dziewczyna w elegancko skrojonym garniturze. To piękne. W parku stało mnóstwo nagich postaci z brązu i kamienia, ale byli też żywi ludzie, ubrani, spacerowali, jeździli na wrotkach, leżeli na trawie, popijając wino, całowali usta kochanek i kochanków, podczas gdy słońce nadal przeglądało się w małym jeziorze, nie spiesząc się widocznie do zachodzenia zgodnie z naturalną koleją rzeczy. Byłem zdumiony tym, że nikt nie wydawał się oszołomiony pięknem, w którym oni, ot tak sobie, zabawiali się i leniuchowali. Kiedy wreszcie słońce postanowiło pójść spać i z wolna chowało się za obeliskiem stworzonym ze skłębionych ciał, oparłem się o balustradę mostu i patrzyłem na małą figurkę chłopczyka, którego wyrzeźbił wiele lat temu w studiu na zboczu parku Vigeland twórca tego ponadczasowego tłumu. Chyba po dwunastej (jakby ta informacja miała znaczenie) wróciłem do hotelu, a w pokoju, nie wiem po co, włączyłem radio, w którym grali najpierw Aznavoura, a nieco później Alego Farkę

8 Tourégo i Toumaniego Diabatégo. W nocy śniły mi się baobaby, których pnie poklepywałem kiedyś na Madagaskarze. Wśród nich spacerował chłopczyk z brązu, w ręce trzymał ogromny, purpurowy kwiat, większy od niego. Następnego poranka, w pierwszym dniu lata, ruszyłem pociągiem do Bergen. Niemal od razu przesiadłem się do wagonu restauracyjnego, bo nie zdążyłem jeszcze wypić porannej kawy. Oczywiście słońce już świeciło i było ciepło, jak przystało na prawdziwe lato. Poczułem się luksusowo i wygodnie. Pociąg piął się w góry, które jak kręgosłup biegną wzdłuż Norwegii, a otwarte pola z nielicznymi, atrakcyjnie pomalowanymi, drewnianymi gospodarstwami zastępowały murowane budynki miasta. Jedząc późne śniadanie w wagonie restauracyjnym, uświadomiłem sobie niezwykłość mojej sytuacji. Oto za parę godzin w Bergen po raz pierwszy spotkam człowieka, który stworzył organizację ON Afryka, by budować szpitale na Czarnym Lądzie, zatrudniać dziesiątki rozentuzjazmowanych lekarzy z całego świata, darować życie nieznanym mu ludziom, którzy prosili, aby ich ratować od łatwo (w Europie czy Ameryce) uleczalnych chorób, od kalectwa, od śmierci. Dawałem im lekarstwa, aby ich uzdrawiały, wstrzykiwałem dzieciom parę kropli płynu szczepionek, który z pewnością uchronił je przed koszmarem gruźlicy czy malarii, i leczyłem rany, zanim gangrena wszystko zatruła. Mgła zasłoniła na jakiś czas widok za oknem pociągu, więc wyjąłem list z zaproszeniem od Olafa: Przez wiele lat moje statki zawijały do wszystkich portów świata, przynosząc mi fortunę, aż pewnego dnia, w środku zimy przeczytałem Jądro ciemności Józefa Konrada Korzeniowskiego. Kiedy odłożyłem książkę, zrozumiałem, że choć nie jestem w stanie naprawić zła uczynionego Afryce, mogę podzielić się tym, co posiadam, z ludźmi, którzy zmagają się z codziennością na tym niezwykłym kontynencie. Spotkajmy się w moim domu w Bergen, abym mógł osobiście Ci podziękować Właśnie dlatego jechałem do Bergen. A także dlatego, że chciałem sprawdzić jedno lekarstwo, coś, co od dłuższego czasu spędzało mi sen z powiek. Wyjechaliśmy z mgły, kiedy piłem czarną kawę i jadłem pysznego rogalika z brzoskwinią. Promienie słońca odbijały się teraz od kryształowo czystego śniegu, który zalegał tu przez cały rok. Zatrzymaliśmy się na jakiejś małej stacji, narciarze wysiedli, a ja wyskoczyłem na moment, żeby zanurzyć dłonie w puszystym śniegu, tak odmiennym od rozgrzanego piasku Sahary. Chwilę potem mknęliśmy dalej i dalej, przez biały pejzaż, aż znowu pojawiły się zielone pola, gęste lasy pełne potężnych sosen, tunele, górskie rzeki, wodospady, kościoły wikingów. Na stacjach dosiadali się ludzie w letnich ubraniach. Kończyłem właśnie potrawę z różnokolorowych warzyw, kiedy zatrzymaliśmy się na dworcu w Bergen. Tam czekał na mnie Olaf, którego rozpoznałem od razu, bo do zaproszenia dodał swoje zdjęcie. Olaf był wysokim mężczyzną w jasnym garniturze i błękitnej koszuli, z jego oczu emanowała radość życia. Jak podróż? Jak marzenie. Miło mi pana poznać. Mówmy sobie po imieniu, dobrze? Wspaniale. Gdzie jedziemy? Jesteś głodny? Nie, w pociągu ciągle coś jadłem i patrzyłem na Norwegię. Kocham moją ojczyznę. Piękny krajobraz, prawda? Tak, jest oszałamiający. Może więc spacer po Bergen? Cudownie! Wrzuciłem walizkę do auta, podjechaliśmy do centrum. Spacerowaliśmy wzdłuż portu, trasą z widokiem na drewniane budynki hanzeatyckiej osady sprzed stuleci, na żaglowce, na morze, na norweskie flagi, na rybaków, na nieznany mi do tej pory świat. Zatrzymaliśmy się na chwilę w małej knajpce wypiłem tam orzeźwiający sok z jakichś owoców a potem pojechaliśmy do zbudowanego sto lat temu na wzgórzu, z którego roztaczał się widok na port, przestronnego, pachnącego drewnem, jasnego domu Olafa i jego pięknej żony Krystyny. Krystyna pokazała mi pokój, w którym poukładałem swoje podróżne drobiazgi i odświeżyłem się, aby rześki wrócić do moich gospodarzy, którzy tymczasem przygotowali kolację. Niebieska misa z krewetkami, fiołkowa misa z młodymi ziemniakami posypanymi szczypiorkiem, szklana misa

9 z sałatą zmieszaną z orzechami, w kieliszkach na wysokich słupkach w kształcie wirujących kolumn chłodny riesling z Nowej Zelandii o jakości dorównującej oryginałowi ze stromych brzegów Renu. Rozmawialiśmy o świecie, o dzieciństwie, o tym, co zawijało się wokół poprzedniej opowieści i prowadziło w nieznane, o niepokoju o przyszłość i pięknie spełniania marzeń. Późnym wieczorem, gdy w zachodzącym słońcu morze zalśniło łagodną czerwienią, Krystyna zapaliła świeczki. Siedzieliśmy przez jakiś czas w ciszy, potem Olaf rozprawiał o Heideggerze, o Paracelsjuszu, o Jungu, Krystyna o marionetkowym teatrze z Gruzji na miarę Szekspira, który ostatnio widziała w Brugii, a ja opowiadałem im o Norwidzie i Słowackim, aż zrobiło się tak intelektualnie, że przekroczyło to granice wytrzymałości mojego zmęczonego przeżyciami ciała. Pożegnałem się i poszedłem spać. Zresztą następnego dnia czekała mnie podróż na fiordy w towarzystwie Artura, syna Olafa i Krystyny. Już w moim pokoju, w pachnącej pościeli, zasypiając, nuciłem ulubioną kołysankę piosenkę z filmu Rio Bravo, której słów od lat nie pamiętam. Tak skończył się mój pierwszy dzień w Bergen. Artur (bardzo podobny do swojego ojca) przyjechał rano, na śniadanie, z wiadomością, że do Bergen zbliża się burza, ale mamy czas, by pożeglować trochę po fiordach, jeśli mam ochotę. Oczywiście miałem. Krystyna odwiozła nas do portu, gdzie złowione nocą srebrne ryby pluskały się w basenach ustawionych wzdłuż stateczków rybackich będą się tak pluskać, aż ktoś je kupi na kolację. Po chybotliwej kładce weszliśmy na jacht Artura. Było tam już parę osób, przedstawiono mnie wszystkim. Nie zapamiętałem ani jednego imienia, bo myślałem tylko o tym, że dzieje się coś niezwykłego. Artur posadził mnie na małej ławeczce nad dziobem, aby żagle nie zasłaniały mi widoku. Zauważyłem, że w ostatniej chwili dołączyła do nas zgrabna dziewczyna w śnieżnobiałej kurtce z kapturem. Patrzyłem na rytuał odcumowywania, wciągania żagli, spokojnego odchylania jachtu od solidnego brzegu, machania dłonią do tych, co pozostali na lądzie. Wkrótce rozcinaliśmy jak nożem granatowe fale. Przede mną otwierała się przestrzeń, w którą tysiąc lat temu ruszali groźni wikingowie o grabieżczych zamiarach, olbrzymie mewy szybowały wokół z gracją antylop na stepach Serengeti. Po jakimś czasie zmieniliśmy kierunek, żeby wpłynąć pomiędzy wyrastające z wody olbrzymie skały. Jacht przechylił się w prawą stronę, więc złapałem poręcz, aby nie wpaść w przepastne głębiny lodowatej wody. Zmrużyłem oczy, na twarzy czułem chłodny wiatr, słońce coraz to chowało się za gęste chmury, zmieniając nieustannie intensywność barw otaczającej nas baśni. To, co czułem, było nowe, nieznane, pochłaniające, inne i trochę niepojęte. Granatowa głębia fiordu o pionowych brzegach i wirujące chmury to była scenografia do wspaniałego przedstawienia, w którym byliśmy zarówno milczącymi aktorami, jak i onieśmielonymi pięknem przeżycia widzami. Nagle uderzył w nas gwałtowny wiatr, jakby porywisty oddech demona, i chyba dlatego Artur zawrócił w stronę Bergen. Naprężone żagle naciągały liny, którymi uwiązano maszt do kadłuba. Fale niosły nas w stronę skał, ale Artur zręcznie manewrował jachtem, wykorzystując do tego potężne siły natury. Załoga szybko wykonywała jego ostro cięte rozkazy. Godzinę później, unoszeni na coraz większych falach i zmoczeni nagłym deszczem, dopłynęliśmy do portu. Minęło jeszcze trochę czasu, zanim bezpiecznie przycumowaliśmy, strugi wody ciekły po nas jak górski potok. Olaf czekał na lądzie i natychmiast zabrał nas do domu, żebyśmy się wysuszyli. Potem wyjechaliśmy z Bergen, do restauracji, którą stylowo urządzono w starym gospodarstwie. Do wnętrza uszczelnionego ciasno splecionymi warkoczami łagodnej w dotyku słomy, z podłużnymi oknami i ścianami z pni drzew przez przeszklony otwór w dachu sączyło się wątłe światło. Nad tym świetlikiem w kształcie migdału trwało szare, zachmurzone niebo. Czym prędzej wniesiono grube świece i poustawiano je na długich stołach. W metalowych pierścieniach osadzonych we framugach zapłonęły łuczywa. Usiedliśmy na ławach i zrobiło się tak domowo na zewnątrz deszcz niesiony huraganem, a tu ciepło i przytulnie. Z kuchni płynęły smakowite zapachy obiadu: łosoś w sosie (który pozostał tajemnicą kucharza) i inne dobroci miały dodać nam energii potrzebnej do wyczynów na gigantyczną skalę! Zanim usiedliśmy, Olaf zasugerował, żebym wybrał wino dla wszystkich, co mnie onieśmieliło, bo przecież nie jestem ekspertem. Zszedłem kamiennymi schodami do obszernej piwnicy z rzędami ułożonych równo butelek. Przyglądałem się etykietom i myślałem, że pewnie powinno być białe: chenin (dobre, ale nie), szampan? Muskat. Idealny do łososia. Spokojny, a jednocześnie z odrobiną zabawy. Wysunąłem butelkę z elegancką nalepką. Tak pomyślałem ten chyba będzie dobry. Biesiadowaliśmy, rozmawialiśmy i smakowaliśmy przyjemne chwile. Obok mnie siedziała dziewczyna, ta w białej kurtce. Opowiadała mi o Nowym Jorku, skąd wróciła przedwczoraj po

10 paromiesięcznym treningu karate. I o tym, że Olaf i Krystyna planują wielkie przyjęcie z okazji dwudziestej piątej rocznicy ślubu. Imponujące, prawda? powiedziała Inga. Wręcz unikalne! Deszcz przestał tłuc w dach, odblaski zachodzącego słońca wypełniały teraz przestrzeń i łagodnie rozpraszały kontury, które falowały w chybotliwym świetle łuczyw i płomyczków świec. Podano deser, to znaczy ja otrzymałem crème brûlée, bo tak właśnie ustalił Olaf. Nagle zakłopotała mnie łatwość mojego życia. Siedziałem wśród pięknych ludzi, którzy żyli w luksusie, wybierając z otaczającego ich bogactwa to, co chcieli, to, na co przyszła im ochota. Wiedziałem, że bez sensu jest patrzeć na to niechętnie, bo przecież gdyby nie oni, ci ludzie, z którymi dzisiaj ucztowałem, na świecie byłoby koszmarniej. Bez nich byłoby gorzej. Wówczas niespodziewanie przygniótł mnie kontrast pomiędzy czasem spędzonym w Afryce, gdy ludzie umierali na moich bezsilnych rękach, a tymi dniami, kiedy tak lekko korzystaliśmy z pełni życia. Inga, która siedziała obok mnie, położyła dłoń na mojej dłoni i wtedy uświadomiłem sobie, że płaczę. Uśmiechnąłem się do tych dobrych ludzi i wzniosłem kieliszek półsłodkiego muskata z Beaumes-de-Venise, a moi towarzysze odpowiedzieli na ten milczący toast (nie mogłem wykrztusić słowa ze ściśniętej wzruszeniem krtani) skinieniami głów i stuknięciami kieliszków. Wróciliśmy do domu dość późno, ale jeszcze wyszedłem na werandę, aby popatrzeć na morze, szumiące teraz łagodnie po burzy sprzed paru godzin. Patrzyłem na gwiazdy, na pełnię księżyca, bo już nie było chmur. Z wnętrza domu dobiegały nokturny Chopina, które grała Krystyna. I byłem sam, i nie byłem sam. Czułem się otulony. Następnego dnia chciałem porozmawiać z Olafem o lekarstwach, których używaliśmy w leczeniu chorych na AIDS, ale ponieważ dzień był pełen różnorodnych przyjemności, odwiedzin i niespodzianek, odłożyłem to na lepszy moment. Koło drugiej poszliśmy z Olafem, Krystyną i Alfredem na lunch do ich przyjaciela, znanego autora książek dla dzieci. Potem koncert Saint-Saënsa, zmęczenie i ostatnie popołudnie, więc wróciłem na zachodnią werandę, żeby pożegnać się z widokiem na port w Bergen. Niebawem dołączył do mnie Olaf, zaoferował cygaro, wziąłem. Przez dłuższy czas staliśmy zatopieni każdy we własnych myślach, oparci o barierkę, a dym z liści, które całkiem niedawno rosły w tropikalnym gorącu Kuby, zasnuwał przestrzeń wokół nas, tworząc ciekawe sploty. Martwi mnie, że choć dajemy naszym pacjentom najlepsze leki, ich efektywność w Afryce jest wielokrotnie mniejsza niż gdzie indziej. Dużo ludzi tam umiera, choć powinni przeżyć powiedziałem w ramach wstępu. To prawda. Też o tym myślałem. Skąd się to bierze? zainteresował się Olaf. Nie wiem. Pewną oczywistością jest niższa jakość pożywienia czy wręcz okresowy brak jedzenia. Także problem z wodą. Ale mimo wszystko leki, które dawałem tym biednym ludziom, powinny ich ratować. Gdzie indziej nie zabiłaby ich malaria, AIDS czy jakieś inne diabelstwo, a tam to często był koniec. Myślałem nawet, że może dobrze byłoby je sprawdzić, czy aby na pewno są tym, co napisano na opakowaniu. Może one są gorszej jakości? To chyba nonsens, ale chcę mieć pewność. To byłaby tragedia, gdyby twoje podejrzenia się sprawdziły Olaf zaciągnął się cygarem, choć tak się nie pali cygar, tylko papierosy. Tak. Ogromna. Myślę o tym po nocach. Tego samego dnia, wieczorem, odleciałem do Londynu, gdzie zatrzymałem się u przyjaciela ze studiów, Mikołaja. Został specjalistą od upiększania kobiecego biustu i zarabiał codziennie tyle, ile ja przez cały rok. Postanowiłem go poprosić, aby osobiście sprawdził leki, którymi usiłowałem ratować bijące coraz słabiej serca, gasnące oddechy, ocalać ludzkie myśli. Na tym kończył się pierwszy list. W drugim było o Londynie. Londyn. Hanover Square powiedział Mikołaj do kierowcy o nieokreślonej narodowości, a ja otworzyłem drzwi czarnej londyńskiej taksówki, kiedy Miranda zakwiliła: Ach, jakie one są słodkie! i stukając po płytach chodnika sandałami na wysokich obcasach, podbiegła do wystawy, na której obgryzały się wzajemnie szczeniaki nieznanej mi rasy. Kochanie, wydawało mi się, że jesteśmy spóźnieni dodał Mikołaj, a taksówkarz włączył licznik.

11 Miranda przykucnęła obok witryny, pieski zaraz do niej podbiegły i lizały szybę, myśląc, że to dłoń ich pani. Chcę tego Miranda pokazała palcem na białe zwierzątko w brązowe plamki. Nic nie powiedziałem, bo to nie było do mnie. Chcę tego Miranda powtórzyła, stukając paznokciem w witrynę. Szczeniak łasił się przez szybę do jej palca. Dziesięć minut później siedzieliśmy w taksówce. Na wprost mnie Mikołaj i Miranda w białej sukience od Yves a Saint Laurenta (wyglądała jak seksowna kelnerka z restauracji w otoczonej wysokim murem trzynastowiecznej cytadeli w mieście Aigues-Mortes na południu Prowansji, która lata temu zaserwowała mi pyszny omlet i sporo wina z Langwedocji o wątpliwej jakości), a pudełko ze szczeniakiem na siedzeniu obok mnie. Jechaliśmy niedaleko. Z hotelu na Sloane Street można by do Mayfair przejść piechotą, tym bardziej że dzień był ładny. Tymczasem my tkwiliśmy w korku, który ciągnął się wzdłuż Green Parku. Mikołaj wspomniał coś o labiryncie miasta, co przywołało wspomnienia labiryntów z dziecięcych zabaw i barokowych ogrodów. Rozmowa zahaczyła nawet o budowlę, w której więziono Minotaura, malarskie wizje labiryntów i ich wzory na posadzkach przy wejściach do średniowiecznych kościołów. Oczywiście, taksówkarz włączył się do rozmowy. Opowiedział nam o ateńskim Akropolis i planie urbanistycznym antycznego Miletu, ale Mikołaj szybko i sprytnie wylawirował z jego nieskładnych opowieści, by skupić się na czymś, co bardziej cenił: obrazach ulic Nowego Jorku, które Mondrian tworzył pod koniec życia. Ja dodałem coś od siebie, opisując Crystal Palace i jego znaczenie dla współczesności. Miranda zaś szeptała do nowego ulubieńca: Mon amour. I tak najważniejszym architektem był, jest i zawsze będzie Mies van der Rohe poinstruował nas Mikołaj i wysiedliśmy pod redakcją Vogue a, gdzie od godziny oczekiwano Mirandy. Po studiu kręciło się parę osób. Fotograf pocałował Mirandę w policzek i powiedział, że zapewne z tego kochania (z Mikołajem) zapomniała o zegarze, ale ona go zlekceważyła i poszła się przebrać. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że Miranda jest modelką, której oczywiście nie znałem z okładek, bo przez ostatnie lata całymi dniami patrzyłem na wycieńczone chorobami twarze moich afrykańskich pacjentów i wykończone upałem, znużone okrucieństwem sytuacji niewyspane pielęgniarki. Później fotograf robił zdjęcia, flesze uderzały w białe parasole, stylista coś ustawiał, poprawiano Mirandzie makijaż, spinano suknie, żeby się nie marszczyły, śliczne, ponętnie opinające zmysłowe piersi, talię, uda pięknej kobiety, której ciało prosiło, żeby je jak najszybciej uwolnić z tego ucisku (takie w każdym razie odnosiłem wrażenie). Kiedy fotografuję, to na moment odbieram duszę mistycznie stwierdził fotograf. Pozowanie jest jak orgazm roześmiała się Miranda. Na lunch poszliśmy do restauracji na Bond Street. Pieska w kartonowym opakowaniu zostawiono pod opieką sprzątaczki. Mon Amour spał zawinięty we własny ogonek. Posadzono mnie obok Izaka, dyrektora artystycznego, z zaczesanymi do tyłu włosami i rzęsami przyciemnionymi maskarą. Rozmawialiśmy głównie o sztuce. Izak wysoko cenił Velázqueza, Botticellego, Uccella, Piera della Francescę, ale najbardziej Parmigianina. Mikołaj zamówił butelkę carménère, które jest kapryśnie zmienne. Miranda szukała czegoś w torebce i nic nie jadła, potem przesiadła się do stolika obok, bo tam połykał ślimaki ktoś, kogo od wieków nie widziała. Czułem się tym wszystkim trochę oszołomiony, ale grzecznie spożywałem to, co przede mną stawiano. Kiedy nastało popołudnie, wszyscy wrócili do studia, tylko ja urwałem się na spacer, w stronę Berkley Square. Dwie godziny później ściągnięto mnie na Hanover Square, na trzecie piętro. Przed chwilą rozmawiałem z Tomkiem poinformował mnie Mikołaj. Mam wyniki badań tych twoich leków. Opakowania są niemal identyczne jak prawdziwe, ale zawartość już nie. Spojrzałem na niego przerażony. Co ty mówisz?! To falsyfikaty. Świetnie podrobione, smak i zapach jak oryginalny, ale na tym koniec. Przecież to niemożliwe. Oczywiście, że możliwe. Ludzie podrabiają pieniądze, dokumenty, auta, dlaczego nie lekarstwa? To nawet łatwiej. Przecież to zbrodnia! Czy wiesz, co ty mówisz?!

12 Konradzie, taka jest prawda. Faktów nie zmienisz, czasu nie cofniesz. Stało się. Nic teraz nie poradzisz. Nie wierzę! Odwróciłem się do okna. Zrobiło mi się słabo. Pomyślałem, że to surrealistyczne, że stoję tu, wśród tych kosmetyków i sukien na wieszakach jakbym znalazł się w świecie, w którym wszystko jest inne, dziwne, obce. Nieprawdziwe. Kiedyś usiłowałem oswoić czarne wiewiórki w domku Huberta w Kazimierzu nad Wisłą, ale nic z tego nie wyszło. One, podobnie jak te złe wieści, jak świat dookoła, nie poddawały się mojej woli i wymykały mi się z dłoni. Mikołaj postawił plastikowe kieliszki na stoliczku i z piersiówki nalał do nich whisky. Spojrzałem na niego zaskoczony. Nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się do mnie i uniósł kieliszek ku słońcu, sylwetkom ptaków na tle błękitu nieba i różowym chmurom. Właściwie niczego już nie chciałem usłyszeć. Potrzebowałem milczenia. Mikołaj to zrozumiał, bo nic nie mówił, nie tłumaczył, nie wyjaśniał. Byłem mu za to wdzięczny. Tego samego dnia miałem kolejowe połączenie do Brukseli, skąd odlatywałem do Afryki. Mikołaj postanowił, że odwiezie mnie aż na lotnisko w Belgii, chyba przestraszył go stan, w jakim byłem. Wyjechaliśmy ze stacji St. Pancras. Koła pociągu nie stukały jednostajnie, wagony sunęły jak po dywanie. I to też było surrealistyczne, wręcz nierealne. Wjechaliśmy pod kanał La Manche. Nad nami była woda, pływały statki, może ktoś łowił ryby albo przerzucał kontrabandę. Próbowałem się przyzwyczaić do słów, które usłyszałem od Mikołaja. Zahipnotyzowany migającymi światłami podwodnego tunelu myślałem o Tadeuszu Kantorze, który w 1943 roku przez cały dzień spacerował nonszalancko po Krakowie z papierową armatą pod pachą, szukając miejsca, gdzie mógłby tego wieczoru wystawić Warszawiankę. To było czyste szaleństwo chodzić po mieście pełnym gestapowców z prowokacyjnie wyglądającą scenografią teatralną. Takie nie do pojęcia. Sen na jawie, kiedy wszystko dzieje się wbrew nam, a my musimy w tym istnieć, być sobą, akceptować to, że nas wciskają w dziury, i funkcjonować godnie wbrew temu, co się z nami dzieje, co nas otacza. Choćby to były obozy koncentracyjne, w których konają przyjaciele z numerami wytatuowanymi na rękach. Chciałem krzyczeć z bólu. Dojechaliśmy do Brukseli. Restauracja, do której zajrzeliśmy, choć była obok stacji, stwarzała pozory cywilizowanej. Mikołaj zamówił dla nas szaszłyki, popiliśmy je czerwonym winem o zapachu tytoniowych liści, ziół, wyprawionej skóry. Pyszna rioja, prawda? Nie lubię mieszanek, ale tu tempranillo jest za pan brat z grenache. Rioja kojarzy mi się z hiszpańskimi konkwistadorami z szesnastego wieku i grabieniem Ameryki. Kiedyś zaproszę cię do Rondy w Andaluzji i tam wypijemy rioję o bardzo szczególnym rodowodzie. Z winnicy nad przepaścią. Czuję, jakbym spadł w przepaść. Rozumiem, przyjacielu. Ja naprawdę rozumiem i bardzo ci współczuję Mikołaj położył mi rękę na ramieniu. Leczyłem ludzi pyłem z kredy i płynem ze ścieków. A oni mi ufali i umierali, tuląc się do moich dłoni. Karmiłem ich oszustwem, kłamstwem, sprawdzałem zastygający puls wychudzonych przegubów nie mogę o tym myśleć. Czułem się tak, jakby ktoś obił mi ciało i wyssał z niego krew. Dobrze, że Mikołaj pamiętał o mojej walizce. Odłożyłem ten dramatyczny list i wyjąłem z pudełka opakowanie z pigułkami. Brakowało dwóch. Pewnie te przebadano. Patrzyłem na nie przez dłuższy czas, potem zdmuchnąłem płomienie świeczek i poszedłem spać.. Amsterdam Gerard siedział przy oknie w domu na Herengracht i grał na gitarze flamenco. Barbara, jego dziewczyna, zrobiła nam mocną kawę, przedstawiła mnie kanarkowi i pokazała kolekcję chryzantem w doniczkach. O kwiatach opowiadała ciekawie i naukowo.

13 Co się z tobą ostatnio działo? zapytała, jak to ona, bardzo uprzejmie. Włóczę się po świecie, a świat włóczy się ze mną. Jak rodzice? Oni też się włóczą, tylko wygodniej, bo mieszkają w ambasadach i piją szampana na koszt francuskich podatników. Sprytnie to sobie ułożyli wtrącił się Gerard. Pozdrów ich ode mnie, dobrze? Jasne. Oni też o ciebie pytają, kiedy z nimi rozmawiam... raz na miesiąc. Z tego wstępu wynikła rozmowa o upływie czasu. O czym konkretnie, zapomniałem, choć było to przecież takie miłe i łagodne, jak Barbara, z którą właśnie dlatego nigdy, przenigdy nie rozmawiam o niczym przykrym... Stanąłem przy oknie i patrzyłem na przechodniów, przepływające po kanale stateczki, liście drzewa rosnącego na wprost okna. Wtedy usłyszałem dzwonek telefonu, odebrała Barbara. Albercie, to do ciebie. Do mnie? Dziwne podszedłem, w słuchawce usłyszałem nieznany mi męski głos. Nazywam się Sebastian Trow. Jestem muzykiem. Pan jest przyjacielem Konrada Boznańskiego, prawda? Tak, czy coś się stało? Skąd pan ma mój numer? Dostałem od Marty Hobbemy. A jej numer? Od Konrada, dał mi go, kiedy ostatnio wrócił z Europy. Poznaliśmy się niedawno, u wspólnych znajomych. Mam dla pana przykrą wiadomość: Konrad nie żyje. Oparłem się o stół. Kiedy to się stało? Wczoraj. Konrada porwano parę dni temu, a wczoraj został zastrzelony. Nie mogę w to uwierzyć Na pewno? A Marta?! Dlaczego ona nie zadzwoniła?! Marta jest w szpitalu z synkiem, przewrócił się na rowerze i skręcił nogę. Bardzo mi przykro. Bardzo. To był taki dobry człowiek. Ja wiem. Usiadłem i zapytałem, jak to się stało. Wyślę do pana , bo rozmowa jest bardzo kosztowna. Dzwonię z telefonu satelitarnego. Podałem mu adres, pożegnaliśmy się. Nie widziałem już pejzażu za oknem. Oczy miałem pełne łez. Wkrótce przyszła wiadomość od Trowa. Konrada porwały jakieś nastolatki, szesnastoletni chłopcy pisał Trow. Zdenerwowany czytałem dalej: Od razu zażądali pieniędzy za jego wolność. To od początku było dziwne, wręcz głupie. Po pierwsze okup był zaskakująco niski, zaledwie parę tysięcy dolarów, a po drugie od porwania do strzelaniny upłynęły tylko trzy dni. Dodatkowo porywaczami byli chłopcy z sąsiedniej wsi, których wszyscy znali. Przypuszczano, że oni skorzystali z wizyty Olafa, tego filantropa, żeby właśnie od niego wyciągnąć pieniądze. Bo przecież Konrad i tak nic nie miał, a w dodatku mieszkał tam od dawna, w domku obok szpitala, więc łatwiej by go było porwać kiedy indziej i w mniej dramatycznych okolicznościach. Kiedy Olaf Nekvist poszedł z nimi pertraktować, przywódca bandy uniósł AK-47, ale ochroniarze Olafa od razu go zastrzelili. Wynikło zamieszanie i w szamotaninie zginęli wszyscy porywacze, niestety Konrad też..

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa- Przedstawienie Agata od kilku dni była rozdrażniona. Nie mogła jeść ani spać, a na pytania mamy, co się stało, odpowiadała upartym milczeniem. Nie chcesz powiedzieć? mama spojrzała na nią z troską. Agata

Bardziej szczegółowo

Kto chce niech wierzy

Kto chce niech wierzy Kto chce niech wierzy W pewnym miejscu, gdzie mieszka Bóg pojawił się mały wędrowiec. Przysiadł na skale i zapytał: Zechcesz Panie ze mną porozmawiać? Bóg popatrzył i tak odpowiedział: mam wiele czasu,

Bardziej szczegółowo

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Czy na pewno jesteś szczęśliwy? Czy na pewno jesteś szczęśliwy? Mam na imię Kacper i mam 40 lat. Kiedy byłem małym chłopcem nigdy nie marzyłem o dalekich podróżach. Nie fascynował mnie daleki świat i nie chciałem podróżować. Dobrze się

Bardziej szczegółowo

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM KATARZYNA ŻYCIEBOSOWSKA POPICIU WYDAWNICTWO WAM Zamiast wstępu Za każdym razem, kiedy zaczynasz pić, czuję się oszukana i porzucona. Na początku Twoich ciągów alkoholowych jestem na Ciebie wściekła o to,

Bardziej szczegółowo

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik! 30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik! Witaj w trzydziestodniowym wyzwaniu: Naucz się prowadzić dziennik! Wydrukuj sobie cały arkusz, skrupulatnie każdego dnia uzupełniaj go i wykonuj zadania

Bardziej szczegółowo

Uprzejmie prosimy o podanie źródła i autorów w razie cytowania.

Uprzejmie prosimy o podanie źródła i autorów w razie cytowania. Tytuł: Marzenie Franka Kupki Tekst: Anna Cwojdzińska Ilustracje: Aleksandra Bugajewska Wydanie I, lipiec 2012 Text copyright Anna Cwojdzińska Illustration copyright Aleksandra Bugajewska Uprzejmie prosimy

Bardziej szczegółowo

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994 Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994 NA SKRAJU NOCY Moje obrazy Na skraju nocy widziane oczyma dziecka Na skraju nocy życie wygląda inaczej Na moich obrazach...w nocy Życie w oczach

Bardziej szczegółowo

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Joanna Charms. Domek Niespodzianka Joanna Charms Domek Niespodzianka Pomysł na lato Była sobie panna Lilianna. Tak, w każdym razie, zwracała się do niej ciotka Małgorzata. - Dzień dobry, Panno Lilianno. Czy ma Panna ochotę na rogalika z

Bardziej szczegółowo

to myśli o tym co teraz robisz i co ja z Tobą

to myśli o tym co teraz robisz i co ja z Tobą DZIEŃ BEZ CIEBIE Dzień bez Ciebie Dzień bez Ciebie jakoś tak szary to brak mej części i mało widzę co istnieje najpiękniej gdy nie błyszczą Twe słowa tylko przy Tobie nie wiem czy się martwić to myśli

Bardziej szczegółowo

Magdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach

Magdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach Magdalena Bladocha Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach Dawno, dawno temu, a może całkiem niedawno. Za siedmioma morzami i za siedmioma górami, a może całkiem blisko tuż obok ciebie mieszkała

Bardziej szczegółowo

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r. Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej 29.01.2017r. - 04.02.2017r. Dzień I - 29.01.2017r. O północy przyjechałam do Berlina. Stamtąd FlixBusem pojechałam do Hannoveru. Tam już czekała na mnie

Bardziej szczegółowo

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze. Przedmowa Kiedy byłem mały, nawet nie wiedziałem, że jestem dzieckiem specjalnej troski. Jak się o tym dowiedziałem? Ludzie powiedzieli mi, że jestem inny niż wszyscy i że to jest problem. To była prawda.

Bardziej szczegółowo

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości Rozdział 1 Park Cześć, jestem Jacek. Wczoraj przeprowadziłem się do Londynu. Jeszcze nie znam okolicy, więc z rodzicami Magdą i Radosławem postanowiliśmy wybrać

Bardziej szczegółowo

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat BURSZTYNOWY SEN ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat Jestem bursztynnikiem. Myślę, że dobrym bursztynnikiem. Mieszkam w Gdańsku, niestety, niewiele osób mnie docenia. Jednak jestem znany z moich dziwnych snów.

Bardziej szczegółowo

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak... Wielka przygoda Rozdział 1 To dopiero początek Moja historia zaczęła się bardzo dawno temu, gdy wszystko było inne. Domy były inne zwierzęta i ludzie też. Ja osobiście byłem inny niż wszyscy. Ciągle bujałem

Bardziej szczegółowo

VIII TO JUŻ WIESZ! ĆWICZENIA GRAMATYCZNE I NIE TYLKO

VIII TO JUŻ WIESZ! ĆWICZENIA GRAMATYCZNE I NIE TYLKO VIII TO JUŻ WIESZ! ĆWICZENIA GRAMATYCZNE I NIE TYLKO I. Proszę wybrać odpowiednie do rysunku zdanie. 0. On wsiada do autobusu. On wysiada z autobusu. On jedzie autobusem. 1. On wsiada do tramwaju. On

Bardziej szczegółowo

Filip idzie do dentysty. 1 Proszę aapisać pytania do tekstu Samir jest przeziębiony.

Filip idzie do dentysty. 1 Proszę aapisać pytania do tekstu Samir jest przeziębiony. 114 Lekcja 12 Tak ubrany wychodzi na ulicę. Rezultat jest taki, że Samir jest przeziębiony. Ma katar, kaszel i temperaturę. Musi teraz szybko iść do lekarza. Lekarz bada Samira, daje receptę i to, co Samir

Bardziej szczegółowo

VIII Międzyświetlicowy Konkurs Literacki Mały Pisarz

VIII Międzyświetlicowy Konkurs Literacki Mały Pisarz VIII Międzyświetlicowy Konkurs Literacki Mały Pisarz 19 grudnia 2017 r. odbyło się podsumowanie VIII edycji konkursu literackiego Mały Pisarz w SP nr 11 w Kielcach. Wzięły w nim udział dwie uczennice naszej

Bardziej szczegółowo

Hektor i tajemnice zycia

Hektor i tajemnice zycia François Lelord Hektor i tajemnice zycia Przelozyla Agnieszka Trabka WYDAWNICTWO WAM Był sobie kiedyś chłopiec o imieniu Hektor. Hektor miał tatę, także Hektora, więc dla odróżnienia rodzina często nazywała

Bardziej szczegółowo

Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku...

Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku... Wyznania Wyznania Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku... Wolę być chwilą w Twoim życiu niż wiecznością w życiu innej!!! Nie wiem, czy chcesz ze mną chodzić,

Bardziej szczegółowo

Chcesz zrobić kulinarną niespodziankę. najbliższym. Co przygotujesz? Opowiedz jaką wpadkę kulinarną zaliczyłeś?

Chcesz zrobić kulinarną niespodziankę. najbliższym. Co przygotujesz? Opowiedz jaką wpadkę kulinarną zaliczyłeś? Gdybyś mogła zaprosić na kolację dowolną osobę, kto to by był? Dlaczego właśnie ta osoba? Zadaj to pytanie swoim rodzicom/ dziadkom. Chcesz zrobić kulinarną niespodziankę swoim najbliższym. Co przygotujesz?

Bardziej szczegółowo

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca. Sposób na wszystkie kłopoty Marcin wracał ze szkoły w bardzo złym humorze. Wprawdzie wyjątkowo skończył dziś lekcje trochę wcześniej niż zwykle, ale klasówka z matematyki nie poszła mu najlepiej, a rano

Bardziej szczegółowo

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. W szpitalu

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. W szpitalu W szpitalu Maja była chora. Pani doktor skierowała ją do szpitala. Miała okropny kaszel. Miała zapalenie płuc. Jej siostra bliźniaczka Ola też była chora, ale ona nie musiała jechać do szpitala. W szpitalu,

Bardziej szczegółowo

Biblia dla Dzieci. przedstawia. Kobieta Przy Studni

Biblia dla Dzieci. przedstawia. Kobieta Przy Studni Biblia dla Dzieci przedstawia Kobieta Przy Studni Autor: Edward Hughes Ilustracje: Lazarus Redakcja: Ruth Klassen Tłumaczenie: Joanna Kowalska Druk i oprawa: Bible for Children www.m1914.org 2014 Bible

Bardziej szczegółowo

Biblia dla Dzieci przedstawia. Kobieta Przy Studni

Biblia dla Dzieci przedstawia. Kobieta Przy Studni Biblia dla Dzieci przedstawia Kobieta Przy Studni Autor: Edward Hughes Ilustracje: Lazarus Redakcja: Ruth Klassen Tłumaczenie: Joanna Kowalska Druk i oprawa: Bible for Children www.m1914.org 2014 Bible

Bardziej szczegółowo

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód. Rozdział II Kupiłam sobie dwa staniki. Jeden biały, z cienkimi ramiączkami, drugi czarny, trochę jak bardotka, cały koronkowy. Czuję się w nim tak, jakby mężczyzna trzymał mnie mocno za piersi. Stanik

Bardziej szczegółowo

Żołądź o imieniu Jacek

Żołądź o imieniu Jacek Żołądź o imieniu Jacek W samym środku lasu, na najwyższym drzewie, rósł żołądź Jacek. Miał on brązową czapeczkę i zielony ogonek. Codziennie kiwał się na wietrze. Radośnie, nawet jak na huśtawce. Wtem,

Bardziej szczegółowo

PONIEDZIAŁEK, 11 marca 2013

PONIEDZIAŁEK, 11 marca 2013 PONIEDZIAŁEK, 11 marca 2013 Poniedziałek był naszym pierwszym dniem w szkole partnerskiej (przylecieliśmy w niedzielę wieczorem). Uczniowie z pozostałych krajów jeszcze nie dojechali, więc był to bardzo

Bardziej szczegółowo

Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la.

Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Downloaded from: justpaste.it/nzim Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic Love Me Like You On mógłby mieć największy samochód Nie znaczy to, że może mnie dobrze wozić Lub jeździć

Bardziej szczegółowo

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

Zaimki wskazujące - ćwiczenia Zaimki wskazujące - ćwiczenia Mianownik/ Nominative I. Proszę wpisać odpowiedni zaimek wskazujący w mianowniku: ten, ta, to, ci, te 1. To jest... mężczyzna, którego wczoraj poznałem. 2. To jest... dziecko,

Bardziej szczegółowo

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu Irena Sidor-Rangełow Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu Copyright by Irena Sidor-Rangełowa Projekt okładki Slavcho Rangelov ISBN 978-83-935157-1-4 Wszelkie prawa zastrzeżone.

Bardziej szczegółowo

Spis treści. Od Petki Serca

Spis treści. Od Petki Serca CZ. 2 1 2 Spis treści Od Petki Serca ------------------------------------------------------------------------------3 Co jest najważniejsze? ----------------------------------------------------------------------------------------------4

Bardziej szczegółowo

Magiczne słowa. o! o! wszystko to co mam C a D F tylko tobie dam wszystko to co mam

Magiczne słowa. o! o! wszystko to co mam C a D F tylko tobie dam wszystko to co mam Magiczne słowa C tylko tobie ccę powiedzieć to / / C / a / C a / / C / a / to co czuję dziś kiedy przycodzi noc / e / C / a / / e / C / a / tylko tobie C a / / C / a / tylko tobie dam białą róże i wszystko

Bardziej szczegółowo

CZYTANIE B1/B2 W małym europejskim domku (wersja dla studenta) Wywiad z Moniką Richardson ( Świat kobiety nr????, rozmawia Monika Gołąb)

CZYTANIE B1/B2 W małym europejskim domku (wersja dla studenta) Wywiad z Moniką Richardson ( Świat kobiety nr????, rozmawia Monika Gołąb) CZYTANIE B1/B2 W małym europejskim domku (wersja dla studenta) Wywiad z Moniką Richardson ( Świat kobiety nr????, rozmawia Monika Gołąb) Proszę przeczytać tekst, a następnie zrobić zadania: Dziennikarka.

Bardziej szczegółowo

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem Jesper Juul Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem Dzieci od najmłodszych lat należy wciągać w proces zastanawiania się nad różnymi decyzjami i zadawania sobie pytań w rodzaju: Czego chcę? Na co

Bardziej szczegółowo

Copyright 2015 Monika Górska

Copyright 2015 Monika Górska 1 Wiesz jaka jest różnica między produktem a marką? Produkt się kupuje a w markę się wierzy. Kiedy używasz opowieści, budujesz Twoją markę. A kiedy kupujesz cos markowego, nie zastanawiasz się specjalnie

Bardziej szczegółowo

Miłosne Wierszyki. Noc nauczyła mnie marzyć. Gwiazdy miłością darzyć. Deszcz nauczył mnie szlochać A ty nauczyłeś mnie kochać!

Miłosne Wierszyki. Noc nauczyła mnie marzyć. Gwiazdy miłością darzyć. Deszcz nauczył mnie szlochać A ty nauczyłeś mnie kochać! Miłosne Wierszyki Noc nauczyła mnie marzyć. Gwiazdy miłością darzyć. Deszcz nauczył mnie szlochać A ty nauczyłeś mnie kochać! Miłość jedyna jest Miłość nie zna końca Miłość cierpliwa jest zawsze ufająca

Bardziej szczegółowo

Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie. Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu

Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie. Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu Dzisiaj odwiedzę Muzeum- Zamek w Łańcucie! Zamek w Łańcucie był domem dwóch rodzin. Zamek wybudował czterysta lat temu książę Stanisław

Bardziej szczegółowo

WARTOSCI PRZEDSZKOLAKA OD MALUCHA DO STARSZAKA

WARTOSCI PRZEDSZKOLAKA OD MALUCHA DO STARSZAKA WARTOSCI PRZEDSZKOLAKA OD MALUCHA DO STARSZAKA Łakomczuchy Szymon Mirowska z mamą Wczoraj tata kupił w sklepie dzieciom ptasie mleczko, Tak jak zawsze schował w szafce owo pudełeczko. Tatuś prosił, aby

Bardziej szczegółowo

WYJAZD DO TURCJI W RAMACH PROJEKTU COMENIUS EURO VILLAGES

WYJAZD DO TURCJI W RAMACH PROJEKTU COMENIUS EURO VILLAGES WYJAZD DO TURCJI W RAMACH PROJEKTU COMENIUS EURO VILLAGES PONIEDZIAŁEK, 13.05 Wczesnym porankiem nasz grupa składająca się z czterech uczniów klasy trzeciej i dwóch opiekunów udała się na lotnisko w Balicach,

Bardziej szczegółowo

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 109, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 109, s. 1 KARTA:... Z KLASY:... polonistyczna Ad@ i J@ś na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 09, s. To nie moja wina! Przeczytaj uważnie opowiadanie. Edyta Krawiec To nie moja wina Latać, poczuć się jak ptak.

Bardziej szczegółowo

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!! W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!! W dniu 30-04-2010 roku przeprowadziłem wywiad z moim opą -tak nazywam swojego holenderskiego dziadka, na bardzo polski temat-solidarność. Ten dzień jest może najlepszy

Bardziej szczegółowo

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK Opracowała Gimnazjum nr 2 im. Ireny Sendlerowej w Otwocku Strona 1 Młodzież XXI wieku problemy stare, czy nowe, a może stare po nowemu? Co jest największym

Bardziej szczegółowo

NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK

NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK Upadłam Nie mogę Nie umiem Wstać Sama po ziemi stąpam w snach Sama, samiutka próbuję wstać. Nie umiem Chcę się odezwać Nie wiem do kogo Sama tu jestem, nie ma nikogo Wyciągam

Bardziej szczegółowo

Pan Toti i urodzinowa wycieczka

Pan Toti i urodzinowa wycieczka Aneta Hyla Pan Toti i urodzinowa wycieczka Biblioteka szkolna 2014/15 Aneta Hyla Pan Toti i urodzinowa wycieczka Biblioteka szkolna 2014/15 P ewnego dnia, gdy Pan Toti wszedł do swojego domku, wydarzyła

Bardziej szczegółowo

Jaki jest Twój ulubiony dzień tygodnia? Czy wiesz jaki dzień tygodnia najbardziej lubią Twoi bliscy?

Jaki jest Twój ulubiony dzień tygodnia? Czy wiesz jaki dzień tygodnia najbardziej lubią Twoi bliscy? Kogo podziwiasz dzisiaj, a kogo podziwiałeś w przeszłości? Jaki jest Twój ulubiony dzień tygodnia? Czy wiesz jaki dzień tygodnia najbardziej lubią Twoi bliscy? Jaka jest Twoja ulubiona potrawa? Czy wiesz

Bardziej szczegółowo

Pewien młody człowiek popadł w wielki kłopot. Pożyczył 10 tyś. dolarów i przegrał je na wyścigach konnych.

Pewien młody człowiek popadł w wielki kłopot. Pożyczył 10 tyś. dolarów i przegrał je na wyścigach konnych. Artykuł pobrano ze strony eioba.pl Zmienić osobowość Pewien młody człowiek popadł w wielki kłopot. Pożyczył 10 tyś. dolarów i przegrał je na wyścigach konnych. Afirmacja to w działaniu potęga ale... Pewien

Bardziej szczegółowo

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku I Komunia Święta Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku Ktoś cię dzisiaj woła, Ktoś cię dzisiaj szuka, Ktoś wyciąga dzisiaj swoją dłoń. Wyjdź Mu na spotkanie Z miłym powitaniem, Nie lekceważ znajomości

Bardziej szczegółowo

BEZPIECZNY PIERWSZAK

BEZPIECZNY PIERWSZAK BEZPIECZNY PIERWSZAK BEZPIECZEŃSTWO W DRODZE DO SZKOŁY Codziennie rano wyruszasz w drogę do szkoły i codziennie wracasz do domu. Niezależnie od tego, w jaki sposób pokonujesz tę trasę - ważne, byś poznał

Bardziej szczegółowo

Jestem pewny, że Szymon i Jola. premię. (dostać) (ja) parasol, chyba będzie padać. (wziąć) Czy (ty).. mi pomalować mieszkanie?

Jestem pewny, że Szymon i Jola. premię. (dostać) (ja) parasol, chyba będzie padać. (wziąć) Czy (ty).. mi pomalować mieszkanie? CZAS PRZYSZŁY GRY 1. Gra ma na celu utrwalenie form i zastosowania czasu przyszłego niedokonanego i dokonanego. Może być przeprowadzona jako gra planszowa z kostką i pionkami, albo w formie losowania porozcinanych

Bardziej szczegółowo

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska spektakl edukacyjno-profilaktyczny dla najmłodszych. (Scenografia i liczba aktorów - zależne od wyobraźni i możliwości technicznych reżysera.) Uczeń A - Popatrz

Bardziej szczegółowo

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1) FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1) Turysta: Dzień dobry! Kobieta: Dzień dobry panu. Słucham? Turysta: Jestem pierwszy raz w Krakowie i nie mam noclegu. Czy mogłaby mi Pani polecić jakiś hotel?

Bardziej szczegółowo

VII ODPOCZYWAM PRZY DOMU POD DRZEWEM NA TRAWIE PRZYIMEK

VII ODPOCZYWAM PRZY DOMU POD DRZEWEM NA TRAWIE PRZYIMEK VII ODPOCZYWAM PRZY DOMU POD DRZEWEM NA TRAWIE PRZYIMEK I. Proszę wybrać poprawne wyrażenie przyimkowe. Moja ciocia mieszka w górach / w górze / na górach. 1. Chcę mieć dom nad morze / nad morzem / na

Bardziej szczegółowo

SCENARIUSZ Z UROCZYSTOŚCI Z OKAZJI DNIA MATKI I OJCA

SCENARIUSZ Z UROCZYSTOŚCI Z OKAZJI DNIA MATKI I OJCA SCENARIUSZ Z UROCZYSTOŚCI Z OKAZJI DNIA MATKI I OJCA Temat: Uroczystość z okazji Dnia Matki i Ojca PROGRAM UROCZYSTOŚCI: 1. Wiersz Powitanie Dziś piękny dzień Kochani - to wasze święto kochani więc Was

Bardziej szczegółowo

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

Chwila medytacji na szlaku do Santiago. Chwila medytacji na szlaku do Santiago. Panie, chcę dobrze przeżyć moją drogę do Santiago. I wiem, że potrzebuje w tym Twojej pomocy. cucopescador@gmail.com 1. Każdego rana, o wschodzie słońca, będę się

Bardziej szczegółowo

Monika Mostowik patrzę. opowiadania

Monika Mostowik patrzę. opowiadania PATRZĘ Monika Mostowik patrzę opowiadania 2017 Copyright Monika Mostowik, 2017 Copyright Ada Danda, rysunki, 2017 Copyright wydawnictwo JanKa, 2017 Wydanie I fragment Pruszków 2017 ISBN 978-83-62247-53-0

Bardziej szczegółowo

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej. Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej. 34-letnia Emilia Zielińska w dniu 11 kwietnia 2014 otrzymała nowe życie - nerkę

Bardziej szczegółowo

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka Maciej Trawnicki Anioł Nakręcany - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka Wersja Demonstracyjna Wydawnictwo Psychoskok Konin 2018 2 Maciej Trawnicki Anioł Nakręcany Copyright by Maciej

Bardziej szczegółowo

INSCENIZACJA NA DZIEŃ MATKI I OJCA!!

INSCENIZACJA NA DZIEŃ MATKI I OJCA!! Literka.pl INSCENIZACJA NA DZIEŃ MATKI I OJCA!! Data dodania: 2004-03-16 13:30:00 Dzień Mamy i Taty Montaż słowno-muzyczny dla klasy III Konferansjer: Witam serdecznie wszystkich rodziców przybyłych na

Bardziej szczegółowo

BLOKI TEMATYCZNE: 1.Taki sam, ale inny. 2. Na moim podwórku. 3. Nadchodzą wakacje

BLOKI TEMATYCZNE: 1.Taki sam, ale inny. 2. Na moim podwórku. 3. Nadchodzą wakacje BLOKI TEMATYCZNE: 1.Taki sam, ale inny 2. Na moim podwórku 3. Nadchodzą wakacje 1 czerwca obchodziliśmy Dzień Dziecka w naszej grupie. Uczestniczyliśmy w licznych zabawach oraz biesiadowaliśmy przy uroczyście

Bardziej szczegółowo

Świat bez Klamek opowiadanie surrealistyczno erotyczne cz. 2/3

Świat bez Klamek opowiadanie surrealistyczno erotyczne cz. 2/3 Świat bez Klamek opowiadanie surrealistyczno erotyczne cz 2/3 Kolejna część Świat bez Klamek opowiadanie surrealistyczno erotyczne Wkrótce trzecia część Nowy Świat Świat bez klamek Gdy dorosła jej świat

Bardziej szczegółowo

Inspirują nas Twoje marzenia

Inspirują nas Twoje marzenia Inspirują nas Twoje marzenia Życie pełne światła Najpierw jest marzenie, by mieć wyjątkowe wnętrze. Potem rodzi się pomysł, jak ma ono wyglądać. Aż w końcu zaczynamy szukać sposobów realizacji... W tym

Bardziej szczegółowo

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH PREZENTUJE: BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH SCENARIUSZ I RYSUNKI: DOROTA MILCZARSKA CZEŚĆ, pewnie często słyszysz, że mycie zębów jest bardzo ważne, no i że musimy to robić najlepiej po każdym

Bardziej szczegółowo

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr ) AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr 4-5 2009) Ten popularny aktor nie lubi udzielać wywiadów. Dla nas jednak zrobił wyjątek. Beata Rayzacher:

Bardziej szczegółowo

J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków,

J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków, J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków, którzy twierdzą, że właściwie w ogóle nie rozmawiają ze swoimi dziećmi, odkąd skończyły osiem czy dziewięć lat. To może wyjaśniać, dlaczego przesiadują

Bardziej szczegółowo

Proszę bardzo! ...książka z przesłaniem!

Proszę bardzo! ...książka z przesłaniem! Proszę bardzo!...książka z przesłaniem! Przesłanie, które daje odpowiedź na pytanie co ja tu właściwie robię? Przesłanie, które odpowie na wszystkie twoje pytania i wątpliwości. Z tej książki dowiesz się,

Bardziej szczegółowo

WYCIECZKA DO ZOO. 1. Tata 2. Mama 3. Witek 4. Jacek 5. Zosia 6. Azor 7. Słoń

WYCIECZKA DO ZOO. 1. Tata 2. Mama 3. Witek 4. Jacek 5. Zosia 6. Azor 7. Słoń WYCIECZKA DO ZOO 1 Tata 2 Mama 3 Witek 4 Jacek 5 Zosia 6 Azor 7 Słoń Uczestnicy zabawy siadają na krzesłach (krzesła należy ułożyć jak na rysunku powyżej) Prowadzący zabawę ma za zadanie czytać tekst a

Bardziej szczegółowo

MAŁA JADWINIA nr 11. o mała Jadwinia p. dodatek do Jadwiżanki 2 (47) Opracowała Daniela Abramczuk

MAŁA JADWINIA nr 11. o mała Jadwinia p. dodatek do Jadwiżanki 2 (47) Opracowała Daniela Abramczuk o mała Jadwinia p MAŁA JADWINIA nr 11 Opracowała Daniela Abramczuk Zdjęcie na okładce Julia na huśtawce pochodzą z książeczki Julia święta Urszula Ledóchowska za zgodą Wydawnictwa FIDES. o Mała Jadwinia

Bardziej szczegółowo

Każdy patron. to wzór do naśladowania. Takim wzorem była dla mnie. Pani Ania. Mądra, dobra. i zawsze wyrozumiała. W ciszy serca

Każdy patron. to wzór do naśladowania. Takim wzorem była dla mnie. Pani Ania. Mądra, dobra. i zawsze wyrozumiała. W ciszy serca Autor wiersza: Anna Sobotka PATRON Każdy patron to wzór do naśladowania. Takim wzorem była dla mnie Pani Ania. Mądra, dobra i zawsze wyrozumiała. W ciszy serca uszczęśliwić mnie umiała. Myśli moje do Niej

Bardziej szczegółowo

Zasady Byłoby bardzo pomocne, gdyby kwestionariusz został wypełniony przed 3 czerwca 2011 roku.

Zasady Byłoby bardzo pomocne, gdyby kwestionariusz został wypełniony przed 3 czerwca 2011 roku. Opieka zdrowotna przyjazna dziecku - Dzieci i młodzież: powiedz nam co myślisz! Rada Europy jest międzynarodową organizacją, którą tworzy 47 krajów członkowskich. Jej działania obejmują 150 milionów dzieci

Bardziej szczegółowo

TWOJE PIERSI. opis praktyk PDF 3

TWOJE PIERSI. opis praktyk PDF 3 TWOJE PIERSI opis praktyk PDF 3 TY I TWOJE PIERSI Przygotuj się do tego ćwiczenia. Zapewnij sobie chwilę samotności, aby nikt i nic Ci nie przeszkadzało. Zadbaj aby w pomieszczeniu, w którym jesteś było

Bardziej szczegółowo

Piaski, r. Witajcie!

Piaski, r. Witajcie! Piszemy listy Witajcie! Na początek pozdrawiam Was serdecznie. Niestety nie znamy się osobiście ale jestem waszą siostrą. Bardzo się cieszę, że rodzice Was adoptowali. Mieszkam w Polsce i dzieli nas ocean.

Bardziej szczegółowo

Katarzyna Michalec. Jacek antyterrorysta

Katarzyna Michalec. Jacek antyterrorysta Katarzyna Michalec Jacek antyterrorysta Copyright by Katarzyna Michalec & e-bookowo Grafika na okładce: shutterstock Projekt okładki: e-bookowo & Katarzyna Michalec ISBN 978-83-7859-431-4 Wydawca: Wydawnictwo

Bardziej szczegółowo

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca Kategoria: Edukacja 10 najlepszych zawodów 10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca 10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca Dodano: 2011-12-30 17:55:39 Poprawiony: piątek, 30 grudnia 2011

Bardziej szczegółowo

Scenariusz widowiska scenicznego Zdrowo żyj Dzieci 5 6 letnie

Scenariusz widowiska scenicznego Zdrowo żyj Dzieci 5 6 letnie Scenariusz widowiska scenicznego Zdrowo żyj Dzieci 5 6 letnie Teksty narratora i słowa piosenek Ewy Knap Choreografia Małgorzata Piotrowicz W widowisku wykorzystano muzykę zespołu ABBA Samorządowe Przedszkole

Bardziej szczegółowo

Nowe przygody Pana Toti

Nowe przygody Pana Toti Paulina Bieś, Barbara Krzus, Kamila Krzus, Anna Pawlus, Kamila Pigoń, Paulina Słowik, Natalia Wolny, Marta Zawada Nowe przygody Pana Toti Biblioteka szkolna 2014/15 Paulina Bieś, Barbara Krzus, Kamila

Bardziej szczegółowo

Ziemia. Modlitwa Żeglarza

Ziemia. Modlitwa Żeglarza Ziemia Ziemia, którą mi dajesz, nie jest fikcją ani bajką, Wolność którą mam w Sobie Jest Prawdziwa. Wszystkie góry na drodze muszą, muszą ustąpić, Bo wiara góry przenosi, a ja wierzę Tobie. Ref: Będę

Bardziej szczegółowo

STARY TESTAMENT. ŻONA DLA IZAAKA 8. ŻONA DLA IZAAKA

STARY TESTAMENT. ŻONA DLA IZAAKA 8. ŻONA DLA IZAAKA ŻONA DLA IZAAKA 35 Pamiętamy, że Pan Bóg obiecał Abrahamowi i Sarze, że pomimo że są w starym wieku będą mieli syna. O oznaczonym czasie, przepowiedzianym przez Pana Boga narodził się Izaak. Abraham bardzo

Bardziej szczegółowo

Chłopcy i dziewczynki

Chłopcy i dziewczynki Chłopcy i dziewczynki Maja leżała na plaży. Zmarzła podczas kąpieli w morzu i cała się trzęsła. Mama Zuzia owinęła ją ręcznikiem. Maja położyła się na boku i przesypuje piasek w rączce. Słońce razi ją

Bardziej szczegółowo

dla najmłodszych. 8. polska wersja: naukapoprzezzabawe.wordpress.com

dla najmłodszych. 8. polska wersja: naukapoprzezzabawe.wordpress.com dla najmłodszych 8 polska wersja: naukapoprzezzabawewordpresscom Prawdomównosc Mówienie prawdy to bardzo dobry zwyczaj Jeśli zawsze mówimy prawdę, chronimy się przed wieloma kłopotami Oto opowieść o kimś,

Bardziej szczegółowo

dla najmłodszych. 8. polska wersja: naukapoprzezzabawe.wordpress.com

dla najmłodszych. 8. polska wersja: naukapoprzezzabawe.wordpress.com dla najmłodszych 8 polska wersja: naukapoprzezzabawewordpresscom Prawdomównosc `` Mówienie prawdy to bardzo dobry zwyczaj Jeśli zawsze mówimy prawdę, chronimy się przed wieloma kłopotami Oto opowieść o

Bardziej szczegółowo

Copyright SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015 Copyright for the illustrations by SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015

Copyright SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015 Copyright for the illustrations by SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015 Grażyna Nowak Copyright SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015 Copyright for the illustrations by SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015 Tekst: Grażyna Nowak Ilustracje, skład, okładka i przygotowanie do druku: Wojciech

Bardziej szczegółowo

Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą

Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą Jako mała dziewczynka miałam wiele marzeń. Chciałam pomagać innym ludziom. Szczególnie starzy, samotni

Bardziej szczegółowo

ROZDZIAŁ 7. Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni

ROZDZIAŁ 7. Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni ROZDZIAŁ 7 Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni Miłość to codzienność Kasia: Czy do szczęścia w związku wystarczy miłość? Małgosia: Nie. Potrzebne są jeszcze dojrzałość i mądrość. Kiedy dwoje

Bardziej szczegółowo

WAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE

WAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE Cześć, chcemy porozmawiać z wami na pewien bardzo ważny temat. Dotyczy on każdego z nas bez wyjątku. Każdy z nas przecież może stłuc sobie kolano podczas jazdy na rowerze, skaleczyć się w palec przy robieniu

Bardziej szczegółowo

Ten zbiór dedykujemy rodzinie i przyjaciołom.

Ten zbiór dedykujemy rodzinie i przyjaciołom. W rodzinie wszystko się mieści Miłość i przyjaźń zawiera Rodzina wszystko oddaje Jak przyjaźń drzwi otwiera. Ten zbiór dedykujemy rodzinie i przyjaciołom. 1 Opracowanie: Anna Polachowska Korekta: Anna

Bardziej szczegółowo

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. A. Awantura

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. A. Awantura A. Awantura Karol, Darek i Natalia postanowili pobawić się w szkole w wyścigi dinozaurów. Darek przyniósł do szkoły swoją całą kolekcję. Na przerwie ustawili dinozaury. Wtedy podeszli do nich Jola i Robert.

Bardziej szczegółowo

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy? Praga Cieszyłam się jak dziecko. Po tylu latach Doczekałam się. Mój mąż spytał mnie: Jaki chcesz prezent na rocznicę?. Czy chce pani powiedzieć, że nigdy wcześniej? Jakby pan wiedział, przez pięćdziesiąt

Bardziej szczegółowo

(opr. na podst. To jest właśnie wolność, [online], dostęp: , <http://www.forumksiazki.pl/to-jestwlasnie-wolnosc-opowiadanie-vt17470.

(opr. na podst. To jest właśnie wolność, [online], dostęp: , <http://www.forumksiazki.pl/to-jestwlasnie-wolnosc-opowiadanie-vt17470. Jak się teraz czujesz? Tak wspaniale, jak nigdy w życiu, tato. A wiesz, co to za uczucie? Szczęście? Nie, ale jesteś bardzo blisko. Hmmm Satysfakcja? To słowo, którego nie możesz odnaleźć, to wolność,

Bardziej szczegółowo

PRAWIE PROSTE PIOSENKI

PRAWIE PROSTE PIOSENKI BIG DAY Teksty do utworów z albumu: PRAWIE PROSTE PIOSENKI Wszelkie prawa zastrzeżone ZAIKS/BIEM 2005/2006/2007 www.bigday.pl Czasami mam do ciebie Nie lubię wstawać kiedy jeszcze śpisz Bo jesteś duszą

Bardziej szczegółowo

Biblia dla Dzieci. przedstawia. Cuda Pana Jezusa

Biblia dla Dzieci. przedstawia. Cuda Pana Jezusa Biblia dla Dzieci przedstawia Cuda Pana Jezusa Autor: Edward Hughes Ilustracje: Byron Unger; Lazarus Redakcja: E. Frischbutter; Sarah S. Tłumaczenie: Katarzyna Gablewska Druk i oprawa: Bible for Children

Bardziej szczegółowo

Mimo, że wszyscy oczekują, że przestanę pić i źle się czuję z tą presją to całkowicie akceptuje siebie i swoje decyzje

Mimo, że wszyscy oczekują, że przestanę pić i źle się czuję z tą presją to całkowicie akceptuje siebie i swoje decyzje MATERIAL ZE STRONY: http://www.eft.net.pl/ POTRZEBA KONTROLI Mimo, że muszę kontrolować siebie i swoje zachowanie to w pełni akceptuję siebie i to, że muszę się kontrolować Mimo, że boję się stracić kontrolę

Bardziej szczegółowo

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2 PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2 (Redaktor) Witam państwa w audycji Blisko i daleko. Dziś o podróżach i wycieczkach będziemy rozmawiać z gośćmi. Zaprosiłem panią Iwonę, panią Sylwię i pana Adama, żeby opowiedzieli

Bardziej szczegółowo

WYBÓR SIEDMIU DIAKONÓW

WYBÓR SIEDMIU DIAKONÓW WYBÓR SIEDMIU DIAKONÓW Teksty biblijne: Dz. Ap. 6, 1 7 Tekst pamięciowy: Gal. 6, 10 ( ) dobrze czyńmy wszystkim ( ) Nikt nie jest za mały, aby pomagać innym! Zastosowanie: * Pan Bóg pragnie, abyśmy otoczyli

Bardziej szczegółowo

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie Szybciej poznaję ceny. To wszystko upraszcza. Mistrz konstrukcji metalowych, Martin Elsässer, w rozmowie o czasie. Liczą się proste rozwiązania wizyta w

Bardziej szczegółowo

Nie ruszaj, to moje!

Nie ruszaj, to moje! Nie ruszaj, to moje! 1 Nie ruszaj, to moje! Głośno wrzasnął chłopak z przeciwległego kąta piaskownicy, podbiegł i mocno popchnął Marysię, tak, że zatoczyła się i upadła na mokry piasek. Jej serce głośno

Bardziej szczegółowo

STARY TESTAMENT. ŻONA DLA IZAAKA 8. ŻONA DLA IZAAKA

STARY TESTAMENT. ŻONA DLA IZAAKA 8. ŻONA DLA IZAAKA ŻONA DLA IZAAKA 34 Pamiętamy, że Pan Bóg obiecał Abrahamowi i Sarze, że pomimo że są w starym wieku będą mieli syna. O oznaczonym czasie, przepowiedzianym przez Pana Boga narodził się Izaak. Abraham bardzo

Bardziej szczegółowo