Gabon, Wyspy Św. Tomasza i Książęca 2014
|
|
- Stanisław Dudek
- 8 lat temu
- Przeglądów:
Transkrypt
1 Gabon, Wyspy Św. Tomasza i Książęca
2 Tym razem Gabon. Pierwszy raz Zachodnia Afryka. Pierwszy raz jadę z Mariuszem. Znów niewiadomo do końca, która góra jest najwyższa. Mount Iboundji, czy Mount Bengoué. Ludzie mówią, że ta pierwsza. Mierzy podobno nawet ponad 1500 m n.p.m.. Ale ludzie też mówią, że to nieprawda, że najwyższą górą jest Mount Bengoué. Ma podobno 1070 m n.p.m., a wysokość Mount Iboundji nie przekracza w rzeczywistości 1000 m n.p.m. No cóż. To pewnie nie ostatni zagadka Afryki. Trzeba to po prostu sprawdzić. A przy okazji zobaczyć piękną gabońską przyrodę. Goryle, mandryle i inne. Może uda nam się tez dotrzeć na Wyspy Św. Tomasza i Książęcą. A tam czeka dwutysięcznik i Pico de São Tomé (2024 m n.p.m.). 1. Africa time To tylko 18 godzin podróży. Szybko. Bez przygód. Zgodnie z planem. I wygodnie, bo siedmiogodzinny odcinek z Frankfurtu do Addis Abeby pokonaliśmy na leżąco, spokojnie przesypiając podróż. W Gabonie czas płynie jednak inaczej. Po afrykańsku. Tak, jak lubię. Pierwsza niespodzianka. Odwołano nasze loty na Wyspy. Linie zawiesiły działalność na 2 tygodnie. Super. To i tak lepiej niż gdyby mieli je odwołać podczas naszego pobytu na wyspach. Będzie trzeba zmienić plany. Początek jest jednak bez zmian. Zamieniamy tylko kolejność pobytu w Lekedi z wylotem na Sao Tome. Są na szczęście jeszcze jedne linie lotnicze latające na Sao Tome. Afric Aviation. Wciąż tam latają. Marnujemy ze 3 godziny w Agencji Ngonde, która załatwia nam przewodnika tłumacza i bilety. Wszystko w swoim tempie. Mejle, telefony. Nie ma pośpiechu. Ale powoli wszystko się klaruje. Zmieniony harmonogram też. Tylko potwierdzeń brak. Będą później. Jutro. Bo w Lekedi brak miejsc i nie wiemy czy nas przyjmą. Promesa na Sao Tome, która sobie wyrobiliśmy zaczyna obowiązywać o tydzień wcześniej niż planujemy przyjechać. Nie wiemy, czy zadziała, czy ją zmieniać. W sumie nic nie wiemy. A czas płynie. Do 17-ej musimy i tak czekać. Po co? Bo ktoś wychodząc z hotelu, w którym mamy spać zabrał klucze. Wróci po 17-ej. Czekamy niecierpliwie. Chcielibyśmy pochodzić po Libreville. Czas płynie i płynie. Aż w końcu wybija właściwa godzina. Niewiadome pozostają niewiadomymi do rana, a może dłużej. Przynajmniej do hotelu można już pojechać. Ale ta godzina 17 nie jest zbytnio zobowiązująca. Gościa z kluczami dalej nie ma. Czekamy teraz pod hotelem. W końcu lądujemy w śmierdzącym pokoju Maison Liebermann. Szkoda zmarnowanego czasu. Zrzucamy plecaki i ruszamy w miasto. Wkrótce będzie ciemno. Wysiadamy przy miejscowej promenadzie i 2
3 spacerujemy wzdłuż wybrzeża. Jest raczej brzydko, choć inaczej niż we wschodniej Afryce. Raczej schludnie. Dosyć czysto. Nowoczesne rządowe budynki i ogromny pałac prezydencki położone nad oceanem kłują w oczy. Szczególnie pałac, którego nie można fotografować. Zakaz to zakaz. Ale zawsze korci żeby go obejść. Może jutro. Dziś spróbujemy zrobić zdjęcie symbolu miasta, takiej lokalnej syrence. Widząc to, już z daleka pałacowi strażnicy krzyczą coś do nas. Pokazują na zegarek? Nie wiem o co chodzi. Ale na wszelki wypadek wycofujemy się. Bez zdjęć. Lepiej nie robić sobie problemów pierwszego dnia. Wrócimy jutro. Zgłodnieliśmy. Spotkany na ulicy Libańczyk (sporo jest w Gabonie podobno Libańczyków) poleca libańska knajpę. Czemu nie. Podrzuca nas tam swoim samochodem. Jest ciemno i nieco chłodno. Nawet chłodniej niż się spodziewałem. Trochę przeszkadza nieznajomość francuskiego. Zatrzymywani taksówkarze nie rozumieją dokąd chcemy się dostać. Nie pomaga nawet wizytówka z nazwą hotelu. Jeden, drugi. Żaden nas nie rozumie. Nic z tego. Konieczna jest pomoc Libańczyków. Skuteczna. Docieramy do Maison Liebermann. Zamykamy pokój na klucz i własną kłódkę. W końcu można odpocząć. Nie ma moskitiery. Ale mamy na to patent. Przecież mamy kijki od namiotu i własną moskitierę. Rozbijamy to nad łóżkiem. Jest idealnie. Można spać spokojnie. Łyk Amaruli przed snem i pierwsza noc w Gabonie przede mną. 2. W drodze do Makokou Rano wstajemy. Przed 7. Skoro straciliśmy tyle czasu na czekanie, trzeba to nadrobić. Idziemy w miasto! Poczuć klimat, porobić zdjęcia, poobserwować. Są miejsca brudne i śmierdzące, z których białe ibisy wygrzebują stare śmieci. Ale ni tylko. Są też nowoczesne i czyste miejsca. Zadbane, bogatsze. Ludzie nie są zbyt chętni do pozowania do zdjęć. Raczej nas unikają. Nie pozwalają. Kramy z jedzeniem są już otwarte. Przede wszystkim świeże bagietki z mięsem, warzywami i sosem nakładanym do środka. Zaczynamy jednak od porcji świeżych małych pączków. Posileni wędrujemy dalej obserwując kolejne ibisy na śmietnikach i śpiące po katach zapchlone psy. Bezdomni leżący w zakamarkach miasta. To ta gorsza strona Libreville. Nowoczesne samochody, budynki ze szkła, kolorowo ubrane kobiety. To ta lepsza część. Odwiedzamy mauzoleum pierwszego prezydenta Gabonu - Léona Mba. Nieco przypadkiem, za 1000 CFA łapówki strażnik wpuszcza nas do środka. Można fotografować. W mieście jest sporo Muzułmanów. A co za tym idzie kilka dużych meczetów. Temperatura wzrasta. A nam pot spływa coraz gęściej. Zaczęło się. Niby pochmurno, a jednak gorąco i parno. Tego się spodziewałem. Pytamy o Village des Artisans miejscowe bazary z pamiątkami. Przypadkowy koleś prowadzi nas na miejsce. Oglądamy maski i figurki. Większość sprawia wrażenie tandety i masowych wyrobów. Część z nich widywałem już w innych afrykańskich państwach. Ale są też przedmioty wyglądające na gabońskie i oryginalne, choć i sprzedawcy i my wiemy, że są tylko stylizowane na takie. Tym razem tylko sprawdziliśmy gdzie ceny i lokalizację bazaru. Pewnie wrócimy tu na koniec naszego pobytu. 3
4 Zostało niewiele czasu. Wracamy. Idziemy w okolice Pałacu Prezydenckiego tam, gdzie wczoraj nie pozwolono nam robić zdjęć. Chcemy zrobić zdjęcie pomnika wyzwolonego niewolnika. Gdy zatrzymujemy się przed nim sytuacja z wczoraj się powtarza. Strażnik pałacowy krzyczy do nas z daleka. Odchodzimy. Ale w międzyczasie robimy zdjęcia. Z ręki. Żeby nie rzucać się w oczy. Misja udana. Kupujemy jeszcze kanapki i ciastka na drogę, po czym wracamy do hotelu po bagaże. Czeka na nas jeszcze drugi dzień załatwiania spraw, potwierdzeń i biletów. To znów może potrwać. A czasu dużo nie ma. Lecimy dziś do Makokou. W Afryce nikt się nie spieszy. Nie otrzymujemy nowych informacji. Wciąż nie wiemy, czy wizyta w Lekedi w innym terminie jest możliwa. Nie wiemy, czy nasze promesy na Sao Tome będą ważne. Nic nie wiemy. No trudno. I tak musimy lecieć do Makokou. Stawiamy się na lotnisku dwie godziny przed wylotem. To zupełnie bez sensu. Samolot jest spóźniony. Kto wie, ile czasu. Możemy spokojnie czekać. Mija godzina. Druga. W końcu zaczyna się check-in. W naszych głównych plecakach targamy 40 kg bagażu. W bagażu podręcznym dodatkowe 20 kg. Skąd aż tyle? To prezenty. Dla szefa wioski Boka Boka. Niebieskie mydło w kostkach sześć sztuk i dwa kilogramy cukru. To nie wszystko. Resztę dokupimy w Makokou. Pakujemy się do niewielkiego Embraera linii Nationale Regionale Transport. Trochę ciasno. To pierwszy lot liniami 4
5 znajdującymi się na czarnej liście Unii Europejskiej, czyli takimi, które mają zakaz lotów w przestrzeni powietrznej Unii. Odbędziemy takich lotów jeszcze 3. To nie będzie długi lot. Tak nam się wydaje. Może godzinę. Po drodze międzylądowanie w Oyem. I niby nic strasznego, ale to zawsze jedno lądowanie i start więcej. Szkoda się jednak przejmować. Lądujemy w Makokou dopiero po 17-ej. Zbyt późno żeby znaleźć transport do Boka Boka. Zostaniemy tu na noc. Znajdujemy oberżę za franków. To sporo taniej niż w Libreville. Warunki podobne. Słabe. Ale przynajmniej tak nie cuchnie. Jest prysznic i łóżko. Moskitierę mamy swoją. Wystarczy. Rozłożymy ją znów jak sypialnię w namiocie. Wieczorem spacerujemy przez Makokou. Dołącza do nas jakiś pracownik miejscowego więzienia. Podobno lekarz. W ostatniej czynnej o tej porze knajpie zamawiamy pyszne steki. Po raz pierwszy miałem szansę spróbować dziką leśną świnię lub gazelę, czyli słynny bushmeat. Ale powstrzymałem się. Spróbuje kiedy indziej. Pierwszy raz na naszym wyjeździe spotykamy osobę, która coś słyszała na temat Mount Bengoué. To właśnie ten spotkany gość. Dziwi się dlaczego chcemy jechać do Boka Boka. Dlaczego akurat ta góra? Wyjaśniamy, że to prawdopodobnie najwyższa góra Gabonu. Dziwi się. Przecież w szkole został nauczony, że najwyższa górą jego kraju jest Mount Iboundji. To nas zbija z tropu. Na szczęście podobno ludzie chodzą na naszą Mount Bengoué. To zawsze jakiś promyk nadziei. Dokupiliśmy szefowi wioski flaszkę taniego wina i mleko w proszku. Niech ma. Podobno w Boka Boka nie ma butelkowanej wody. Musimy zabrać ją ze sobą, albo zaryzykować picie wody ze studni. W sumie mamy ze sobą tabletki do odkażania wody. Wybieramy jednak dźwiganie zgrzewki wody na głowę. Nasz bagaż znowu się powiększył. Przed nami krótka noc. Po raz pierwszy na wyprawie wykonuję notatki. W łóżku, pod moskitierą. To dodatkowo skraca mój czas przeznaczony na sen. Szkoda jednak by było zapomnieć to, co nas spotyka. 5
6 3. Porażka Mount Bengoué nie dla nas Wielki dzień. Jedziemy do Boka Boka. Może jeszcze dziś uda się zdobyć Mount Bengoué. A przynajmniej uzyskać przychylność szefa wioski. Targamy przecież ponad 6 kilogramów dla niego. O 6 rano stawiamy się na dworcu z biletami w garści. Z biletami na pickupa. W środku. Na pace były tańsze, ale przeczucie podpowiadało, że lepiej będzie podróżować w kabinie. Chyba nas nie myliło. Africa time znów nas dopada. Mieliśmy ruszać o Mija 7. Czekamy. Tłum na dworcu rośnie. Korzystamy z tego. Robimy zdjęcia. Przy okazji wypytujemy o Mount Bengoué. Sporo ludzi słyszało o tej górze. Niektórzy na niej nawet byli. Jest z nami nasz przewodnik i tłumacz Christopher. Bardzo nam pomaga. Wypytujemy o górę, o wszystko co jest z nią związane. Ciągle powraca ta sama historia. W 1999 roku w rejonie góry przebywali Kanadyjczycy. Szukali jakichś endemicznych ptaków. Ludzie opowiadają, że są wyjątkowe. Mają podobno niesamowicie kolorowe pióra. Pojawiają się tylko w tym rejonie. Z opowieści wynika, że w czasie jednej z wędrówek jeden z Kanadyjczyków zaginął. Do tej pory nie znaleziono jego ciała. Historie ta powtarzają kolejno pytane osoby., również szefowie innych wiosek, czekający razem z nami na transport. Brzmi ciekawie. To podobno dlatego mieszkańcy Boka Boka nie chcą rozmawiać o wchodzeniu na górę. Jest światełko w tunelu. Podobno samo wejście nie trwa długo. Dwie do czterech godzin. Zależy kogo pytamy. Ale już coś wiemy. Super! Mijają dwie godziny czekania i rozmów. Zaczęli pakować nasze bagaże. Na dach. Spory stos się uzbierał. Zakrywają plandeką i wiążą sznurkiem. Można jechać. Pickup jest wypchany na Maksa. W kabinie 6 osób, dwie z przodu, cztery na tylnej kanapie. I kilkanaście osób na pace. Część stoi. Jest ciasno. Wyjeżdżamy z Makokou ostatnim fragmentem asfaltowej drogi przed granicą z Kongiem. Przed nami ponad 150 km laterytowej drogi przez dżunglę. Z kilometra na kilometr coraz węższej i gorszej. Mimo ciasnoty, jedzie się całkiem dobrze. Droga jest zaskakująco równa. Kierowca jedzie bardzo szybko. Szybciej niż trzeba. Ale chyba wie co robi. Jeździ tędy codziennie. Na policyjnych punktach kontrolnych mamy chwile oddechu. Można wyprostować kości. Trzeba pokazać paszport. I wizę. Za każdym razem zastanawiają się, czy wszystko jest w porządku z wizą. Pytają czemu wiza jest nieważna. Nie wiem, czy udają, czy nie umieją czytać, czy po prostu pierwszy raz spotykają się z takimi wizami. Wizy są ważne. Po chwili namysłu zaczynają rozumieć. 6
7 Zamiast dwóch jedziemy cztery godziny. Docieramy do niewielkiej przydrożnej wioski Boka Boka. Po obu stronach drogi niewielkie budyneczki z gliny i drewna. W oddali wznosi się góra. Ta góra. Mony Bengoue. Już wkrótce będzie nasza. Mam nadzieję. Wysiadamy. Wydobywamy bagaże ze stosu pakunków wiezionych na dachu. Dookoła nas robi się zbiegowisko. Biali? U nas w wiosce? Wita nas najmłodszy brat szefa wioski. Prosimy o wizytę u szefa. Prowadzi nas do jego chaty. Wita nas staruszek ubrany w jaskrawy dres. To Jean Robert Embony szef Boka Boka. Zaprasza do środka. Ładujemy się ze wszystkimi tobołami i siadamy na krzesłach. Razem z nami szef, jego brat i kilkanaście osób. Christopher opowiada spokojnie o celu naszej wizyty. Wyjaśnia, że chcemy wejść na górę i prosimy szefa o zgodę. W międzyczasie pokazujemy nasze zdjęcia. Szef wioski opowiada znaną już nam historię. W 1999 roku do wioski przyjechali Kanadyjczycy. Duża grupa. Szukali unikalnych ptaków, zamieszkujących wzgórza Mount Bengoué. Wyszli w góry. Podzielili się na trzy grupy. W pierwszej znajdował się doświadczony miłośnik ptaków i badacz, Roy Baker. Był starszym mężczyzną. Miał 70 lat. Kondycyjnie odstawał od grupy. Zatrzymał się, aby odpocząć. W tym samym czasie jego grupa poszła dalej. On Miał ich za chwilę doścignąć. Nie stało się tak. Niewiadomo co się stało. Idąca za nimi druga grupa nie spotkała go. Trzecia również. Do pierwszej grupy nie dotarł. Prawdopodobnie ruszył za pierwszą grupą, ale niewłaściwą ścieżka. Zgubił się. Słuch po nim zaginął. Do dziś nie znaleziono 7
8 jego ciała. Wysłano nawet za nim helikoptery gabońskiej armii. Szukali go również Kanadyjczycy. Zaginięcie to było powodem dyplomatycznego napięcia pomiędzy Gabonem i Kanadą. Jean Robert, który był uczestnikiem tej feralnej wyprawy trafił do więzienia. Udało mu się wyjść z niego tylko dzięki zeznaniom Kanadyjczyków, którzy powiedzieli, że nie miał z zaginięciem nic wspólnego. To był wypadek. Błąd Roya i grupy. Nie powinni się rozdzielać. Szef wioski został uwolniony. Wprowadzono zakaz wpuszczania zagranicznych turystów do dżungli i na górę. O tym wszystkim opowiedział nam Jean Robert. Zamurowało mnie. Nie spodziewałem się takiego rozwoju wypadków i takiej historii. Nie pomagają nasze prezenty. Mydło, cukier, mleko, wino, kabanosy i pamiątki z Polski nie przekonują go. I chociaż trafiliśmy z wyborem tych prezentów (przede wszystkim wina) w jego gust on nic zrobić nie może. Bardzo by chciał, ale nie może złamać zakazu. Nie może nam pozwolić iść na górę. Powinniśmy mieć ze sobą oficjalną, pisemną, imienną zgodę władz na wejście na górę. Nie mamy. Nie wiem co dalej robić. Czuję się bezsilny. Niby mamy 3 dni zapasu na nieprzewidziane okoliczności, ale dziś jest sobota. To tez nam nie pomaga. Wcześniej niż w poniedziałek nic nie zrobimy. Bezsilność się nasila. Dopytujemy co można zrobić żeby taką zgodę dostać. Kto może ja wydać. Nie jest to do końca jasne. W oddalonym od Boka Boka o kilkadziesiąt kilometrów miasteczku Mekambo urzęduje gubernator i żandarmeria. Podobno mogą taką zgodę wydać. Ale w sobotę? Nie sądzę. Nie ma co się jednak poddawać. Nie po to lecieliśmy taki kawał i wydawaliśmy tyle kasy żeby się poddać bez walki. Trzeba działać. Jak się dostać do Mekambo? W wiosce nie ma samochodów. Jedyny jest teraz właśnie w Mekambo. Wróci później. Trzeba czekać. Nie mamy wyjścia. Sisi z gabońskiej agencji, która pomogła nam tu dotrzeć nic nie jest w stanie w tym momencie pomóc. Musimy czekać. Dowiadujemy się jeszcze kilku ciekawostek na temat zaginięcia Kanadyjczyka. Ktoś powiedział, że to zaginięcie to nie był pierwszy taki wypadek z jego udziałem. Podobno często się odłączał w poszukiwaniu ptaków i znajdował się po dłuższym czasie. Ale tym razem się nie odnalazł. Nie składa się ta historia w całość. Ktoś dopowiada również, że w trakcie poszukiwań znaleziono jego plecak i ręcznik. Nic poza tym. Może poszedł się wysikać i ktoś go napadł, porwał i ukrył? To byłoby wiarygodne. Może zaatakowało go jakieś zwierzę? A może wpadł do jednej z wielu potężnych dziur, które można spotkać w okolicy Mount Bengoué i nie mógł się wydostać? To też prawdopodobne, szczególnie, że nikt z mieszkańców nie odważyłby się zajrzeć do tych tajemniczych dziur w ziemi. 8
9 Budzą strach. Nie do końca tez jest jasne w wyniku czego powstały. Czy to stare kopalnie złota, rud, czy innych złóż? Nie wiemy. Ciała nie ma. Jest zakaz chodzenia na górę. Szef wioski mówi, że od czasu wypadku żaden turysta nie była na górze. Kilkukrotnie zdarzało się, że ktoś przyjeżdżał do wioski i chciał uzyskać zgodę, ale nikt jej nie dostał. Może to nam się właśnie uda? Niespodziewanie w wiosce pojawia się kolumna samochodów z szefem żandarmerii i gubernatorem. Lepiej nie mogliśmy trafić. Musimy ich przekonać. To nasza szansa. Christopher wyjaśnia cel naszej wizyty. Pokazuje dokumenty. W zamian dostaje opieprz za to, że przyjechaliśmy do wioski. Według nich najpierw powinniśmy dostać od nich zgodę. Szef administracji miota się ze złości. Chyba oszalał. Czubek jakiś. Żeby zaraz nas do pierdla nie wsadził. No to chyba mamy pozamiatane. Kto mógł pomyśleć, że ten gostek może mieć coś do powiedzenia w tej sprawie. Musi chyba pokazać kto tu rządzi. Szasta papierami. Krzyczy. Mówi, że dokumenty powinny być wypisane na komputerze, a nie odręcznie. Powinny tam być wpisane nasze nazwiska, dokładny cel wizyty, daty i jeszcze wszystko opieczętowane zgodą kogoś z władz. Tylko kogo? Afrykańska biurokracja. Znowu chyba nic z tego nie będzie. Ręce opadają. Christopher nie pozostawia nam złudzeń. On się nie zgodzi po tej szopce. Co robić? Wracamy do domu szefa Boka Boka. Cisza. Myślimy. Może dać gubernatorowi dotację? Podsuwamy pomysł. Christopher się waha. Rozmawia z kierowcą samochodu, który właśnie wrócił do wioski. Może to dobry pomysł? Kierowca wspomina, że spotkał kolumnę samochodów i przypadkowo dowiedział się, że osoba odpowiedzialna za zgodę będzie na nas czekać w Mekambo. Trzeba tylko się tam dostać. Nie mamy też wyboru. Musimy skorzystać z propozycji miejscowego kierowca. Tu samochody jeżdżą wyjątkowo rzadko. Nie mamy nic do stracenia. Płacimy mu CFA. Jedziemy. To chyba nasza ostatnia szansa. Mekambo to ostatnie miasteczko przed granicą z Kongo. Do granicy jest już zaledwie 80 km. Ulice są wyłożone betonowymi płytkami. Asfalt tu jeszcze nie dotarł. Jedziemy do gościa, co ma władzę. Czekam niecierpliwie z Mariuszem w samochodzie. Jesteśmy gotowi dać w łapę. Nie wiemy ile wystarczy. Ale może się uda dogadać. Christopher wraca z kierowcą. Złe wieści. Mount Bengoué jednak nie dla nas. Biurokrata nie może sam podjąć decyzji. Musi się poradzić kilku osób. Najwcześniej w poniedziałek. Ale tylko wtedy, gdy dostanie zgodę od kilku dodatkowych osób z Libreville. To możemy się pożegnać z marzeniami o górze tym razem. Nic już nie wskóramy. I dotacja nie działa. Jestem wściekły. Tyle przygotowań, planów i nikt nas nie uprzedził, że trzeba mieć pozwolenie. Załatwiłbym je jakoś wcześniej. Ale teraz już nie ma na to szansy. Nie ma czasu. Pewnie ze dwa tygodnie trzeba chodzić od urzędu do urzędu, zahaczając o Ministerstwa, a może i samego Prezydenta. Góra nie dla nas. Przygnębieni wracamy do Boka Boka. Jeszcze raz staramy się przekonać szefa Boka Boka. Ale nie ma na to szans. Cały plan upadł. 9
10 Siedzimy przed jednym z domków we wsi i patrzymy na opustoszałą o tej porze wioskę. Księżyc rozświetla okolice. W tle rysuje się kształt naszej Mount Bengoué. Odgłosy dżungli dobiegają zza chatki. Popijam tanie gabońskie wino i próbuję napisać parę słów z dzisiejszego dnia. Nadchodzi czas kolacji. Zanim dostajemy naszą michę kolację zjada cała miejscowa rodzinka. Na nasz koszt. My na końcu. Dostajemy suszoną rybę odsmażoną w sosie z dodatkiem ryżu. Niezła. Staramy się dowiedzieć czegoś o życiu w wiosce i okolicy. Z czego się utrzymują, co robią. Gdy potrzebują mięsa, polują w lesie na zwierzęta. Pokazują nam przy okazji upolowaną wczoraj małpę. Jeszcze tego nie wiemy, ale jutro będziemy razem z nią podróżować na pace pickupa do Makokou. Gospodarz mówi, że polować można tylko do jutra. Ale to nie jest jedyna wersja jaką udało nam się usłyszeć. Parę godzin wcześniej dowiedzieliśmy się, że polować można do 15 września. I komu tu wierzyć? I tak pewnie polują wtedy, kiedy im się zachcę. A wszelkie zakazy nie są zbytnio respektowane. Dowiadujemy się też, że najlepsze mięso jest z dzikich świń i z takich zwierzaków, które mają kolce. Pisząc to niestety nie bardzo jestem w stanie odgadnąć o jakie dokładnie zwierzęta chodzi. Dzisiejszą noc spędzimy w jednej z chatek. Podłoga w niej nie jest zbyt równa. To po prostu krzywo ubita ziemia pod dachem, z licznymi dołami. Pożyczają nam materac, na którym rozbijamy sypialnię naszego namiotu. I jest miękko. Nad naszymi głowami wisi pomalowana na czerwono czaszka szympansa. Wpatruje się w nas. Tutejsi chłopcy opowiadają nam jeszcze o poszukiwaniu złota w górach. Trudnią się tym. Wędrują z wioski przez kilkadziesiąt kilometrów przez dżunglę w poszukiwaniu złota. Pokazują nam nawet zawiniętą w sreberko swoją zdobycz. To kilka gramów czystego złota. W zasadzie złotego piasku. Wart według nich około CFA Drogo. Mówią, że to dlatego, że to czyste złoto. Dzień pełen emocji dobiega końca. Jutro wyjeżdżamy. Nie mamy szans na uzyskanie pozwolenia. Spróbujemy zdobyć Mount Iboundji. A do Boka Boka wrócę. Z odpowiednim pozwoleniem. 10
11 4. Z małpą na pace Budzę się. Ciemno dookoła. Tylko ten dziwny hałas. Koguty rozpoczęły pobudkę. Nie za wcześnie? Jest Na szczęście po chwili zasypiam ponownie. Budzi mnie wołanie Christophera. Kierowca już podobno wyjechał z Mekambo. Będzie za godzinę. Akurat. Już znam tą wasza punktualność. Odwracam się na drugi bok i zasypiam. Budzę się o Nagle w wiosce ktoś krzyknął, że pickup przyjechał. Rzeczywiście. Zwijamy namiot w pośpiechu. Dziękujemy za gościnę i pakujemy się na pickupa. Tym razem z tyłu. Obok martwej małpy, zakrwawionej ryby, śmierdzącego octem płynu, wylewającego z beczki i chorego dziecka. Ten wyjątkowy pośpiech jest dlatego, że wiozą dziecko do szpitala na transfuzję krwi. Mówi się, że dzieci z tego regionu Gabonu często cierpią na niedobór krwi. Przelatuje mi przez głowę myśl, co byśmy zrobili, gdyby chory na Ebolę jechał tu razem z nami. Dzieciak na szczęście nie prycha i nie rzyga. Jęczy i płacze. Nie dziwię się. W dłoń ma wsadzą zabrudzone wenflon. Pędzimy na złamanie karku. Martwa małpa gdzieś tam przewala się pod naszymi nogami. W 3 godziny jesteśmy w Makokou. Odwozimy dziecko do szpitala i mamy mnóstwo czasu na zorganizowanie dalszego transportu do Booué. To był niezła przejażdżka. Zsiadamy z pickupa cali zakurzeni, z prawie centymetrową warstwą afrykańskiego pomarańczowego pyłu na sobie. Jest nieźle. 11
12 Ależ tu wszystko długo trwa. Szukanie ludzi, taksówek, transportu, negocjacje. Żeby nie tracić czasu snujemy się w panującym o tej porze upale po bazarze. Fotografując sprzedawców wszystkiego i ich towary. Tu też nie są tym zachwyceni. Wręcz przeciwnie. Mocno protestują. Liczyliśmy na stragany pełne bushmeatu, czyli mięsa z lasu. Takie wyobrażenie przywiozłem ze sobą o tym rejonie. A tymczasem na stole rozkłada się jedna, niewielka gazela. Na lunch, w przyulicznym barze - grillu zamawiamy kurczaka i bagietkę z pobliskiego sklepu. To czas na znalezienie miśka i samochodu do Booué. Negocjacje przeciągają się w nieskończoność. Ustalenie ceny to nie wszystko. Misiek musi jeszcze zatankować samochód. A to w Makokou nie takie proste. Brakuje benzyny. Trzeba ją kombinować na lewo. Oczywiście wtedy wszyscy chcą zarobić i kosztuje więcej. O ile w ogóle jest. Oczywiście to tez argument to podwyższenia ustalonej już ceny za przejazd. Zgadzamy się zapłacić 5000 CFA więcej. Czekamy dalej. Jak to w Afryce. Obserwujemy wolno toczące się życie w Makokou. Jakieś babki wracają z kościoła. Dziś jest przecież niedziela. Kolorowo ubrane, wymalowane, wyluzowane. Tańczą i chętnie pozują do zdjęć. Chcą nawet ze mną tańczyć. Przechodzące dzieciaki pytają, czy mogę im zrobić zdjęcie. Ale nie tu. U nich w domu. Okazuje się, że ich babcia szuka fotografa, który mógłby jej zrobić zdjęcie. Wydaje się nam, że nie mamy na to czasu i praca w Gabonie przechodzi koło nosa. A mogło być ciekawie. Dalej czekamy. Po kilku kolejnych informacjach, ze samochód jest już w drodze, w końcu rzeczywiście jest. Z obiecanego komfortowego samochodu 4x4 ostatecznie zrobiła się Toyota Corolla 4x4 z ledwo otwierającymi się szybami i dodatkowym pasażerem na gapę. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy. Nie ma wyjścia. Musimy jechać, jeśli chcemy zdążyć na nocny pociąg z Booué do Lastoursville. Podjeżdżamy po drodze po bagaże. Zmieniamy kierowcę na takiego, który umie prowadzić samochód, bo ten co po nas przyjechał niekoniecznie umiał cokolwiek. I w drogę! Kolejne 100 km szutrowa drogą. Już wkrótce ma się zamienić w równy chiński asfalt. Jest na to szansa. Mijamy mnóstwo pracujących ludzi, utwardzających i przygotowujących jezdnię do asfaltowania. Kontrole drogowe mijamy bez problemów. Zatrzymujemy się na nich tylko na chwile. Nawet paszportów nie sprawdzają. Kierowca jest policjantem i zna się z żandarmami. Pozdrawia ich, a oni puszczają nas dalej. Nic nie płacimy. Inni nie maja tak dobrze. Przełożeni żandarmów każą im ściągać forsę od przejeżdżających kierowców. Każdego dnia muszą zebrać określoną kwotę. Jak nie zbiorą mają problem. Więc wymuszają haracze za przyjazd nawet, gdy wszystko jest w porządku z papierami i samochodem. Najwięcej płacą kierowcy taksówek i samochodów z białymi. Żandarmi wiedzą, że kierowca, który jedzie z białymi 12
13 dostanie sporo kasy za kurs. Więc czemu miałby się nie podzielić z nimi? Znajdują byle powód i każą płacić. Po 100 kilometrach dojeżdżamy w oknu do asfaltowej drogi. Odpoczywamy nieco od pyłu. Przejazd prawie 500 kilometrów w kurzu załatwiło nam pomarańczowe barwy na dłużej. Przerwa w szutrowej drodze to zaledwie 50 km. I wracamy na pomarańczowa gabońską drogę. Nas kierowca pędzi coraz szybciej. A jeszcze szybciej, gdy widzi na horyzoncie inny samochód. Wtedy zaczyna się wyścig i rywalizacja kto kogo bardziej zakurzy. Żaden nie chce zwolnić. Tak wygląda gaboński styl jazdy. Aby nie dać się wyprzedzić i jak najbardziej zakurzyć rywala. Mści się to na nas na przedmieściach Booué. Łapiemy kapcia. Dobrze, że jest dużo czasu do odjazdu pociągu. Wymiana przebitej opony nie trwa długo. Mamy jeszcze nawet czas na szybkie spojrzenie na rzekę. Chcemy zobaczyć most kolejowy. Ale nic z tego. Nie znajdujemy go. Jedziemy na dworzec. Całkiem schludny. Spodziewałem się niezłej dziury. Kasy i punkt nadawania bagażu za kratkami. Jednak reguły panujące na dworcu są nieodgadnione. Jeden pracownik. Przyjmuje i nadaje bagaże, rezerwuje bilety i je sprzedaje. Ma nawet system komputerowy do tego! A wszystko trwa po gabońsku. Wolno. Nie ma dla nas biletów! Porażka. Nie możemy tu zostać na najbliższe dwa dni. Tu nic nie ma. Każe nam czekać do rana, do przyjazd pociągu. Może coś się jeszcze zwolni. Christopher wymyśla historię, że jesteśmy badaczami, wysłannikami Ministra Turystyki i musimy jechać tym pociągiem. Nie działa. Sprzedaje tą samą historię policjantowi. Ten obiecuje pomóc. Ale nie ma takiej potrzeby. Nagle okazuje się, że dziwnym trafem pojawiły się bilety. Dokładnie trzy. Dokładnie do tej stacji, do której potrzebowaliśmy. Ktoś przekazał sprzedawcy, że rozmawiamy z policjantem i chyba jednak bilety powinny się dla nas znaleźć. I są. Kosztowało nas to parę franków opłaty za pośrednictwo. Udało się! Ciekawe jakby się potoczyły dalsze losy podróży, gdybyśmy kiblowali w Booué. 13
14 Do odjazdu pociągu mamy 5 godzin. Wystarczy żeby się zdrzemnąć w hotelu. Pierwszy, który odwiedzamy znajduje się tuz przy dworcu. Speluna Aż miło. To zwykły burdel na godziny. Ale i tak zajęty. Na wzgórzu jest ładny, jasny i oświetlony widoczny z daleka hotelik. I są wolne miejsca. Zostajemy. Christopher udaje, że nie zna francuskiego. Mamy z niego niezły ubaw. Pracownicy hotelu nie wiedzą co z nami zrobić. Zachowujemy się co najmniej dziwnie. Bierzemy jeden pokój na trzech. Ale tylko do trzeciej rano. Na kolację pochłaniam potężna porcję pysznego kurczaka z frytkami i dodatkowo zdopingowany buteleczką żołądkowej padam ze zmęczenia. Śpię jak dziecko. Niecałe dwie godziny. Nieprzytomni wracamy na dworzec. Jest jeszcze ciemno. Na dworcu wszyscy jeszcze śpią. Pociąg oczywiście się spóźnia. Jak to w Gabonie. Podobno czasem zdarza się, że pociągi potrafią zgubić wagon. Nie bardzo sobie to wyobrażam, ale przygoda byłaby niezła. Cały skład musi się wtedy zatrzymać i cofać po zagubiony wagon. Dobrze jak się zorientują w miarę szybko. Niezły numer naprawdę, ale może nie tym razem. Na dworcu podpadamy jakiemuś tajniakowi policjantowi, który myślał, że zrobiłem mu zdjęcie podczas jedzenia. Na szczęście tylko tak myślał. Akurat tym razem nie fotografowałem ludzi. To oczywiście jest zabronione jak mówi jak fotografowanie prawie wszystkiego. Po prawie godzinie nadjeżdża pociąg. Pełen wypas. Lepszy niż u nas. Fotele rozkładane prawie do pozycji leżącej. Klimatyzacja. Czysto. Mnóstwo miejsca. Tak jest w pierwszej klasie i klasie VIP. Jak jest w drugiej klasie nie widzieliśmy, bo zaraz po wejściu do wagonu zasypiamy na drugą część nocy. 5. Ciągle w drodze Budzimy się tuz przed naszą stacją. Jazdę gabońskim pociągiem kończymy w Lastoursville. Było warto. Przesiadamy się od busa, który ma nas zabrać do Koulamoutou. Najpierw ze stosu wyładowanych z bagażowego wagonu pakunków trzeba wydobyć nasze plecaki. Ładujemy je na dach minibusa i pakujemy się do środka. Znowu ścisk. O jak fajnie. Po krótkiej drzemce jesteśmy na miejscu. Stąd do Ibiundji musimy wynająć kolejnego miśka z własnym transportem. O tej porze nie ma już publicznego transportu. Przyjdzie nam sporo na niego czekać. Zdążymy odwiedzić kafejkę internetową z makabrycznie zawirusowanymi komputerami. Potrzebujemy tego do wydrukowania dokumentu dotyczącego naszej podróży/misji w Iboundji. Będziemy musieli go pokazać merowi miasteczka. Straszna jest ta biurokracja. Ciekawe, czy tym razem pozo wola nam iść w góry. Zostało nam trochę 14
15 czasu na poszwędanie się po bazarze i fotki sprzedawców. Bushmeat niestety wciąż jest trudny do wypatrzenia. W Koulamoutou na stole leży kilka poćwiartowanych gazel. Robimy tez zakupy w sklepie i zjadamy śniadanioobiad w barze. Tradycyjnie kawałek kurczaka z grilla z bagietką i coca colą. Spodobało nam się to danie. Jedyne na co musimy zwracać uwagę to deska służąca oprawianiu kurczaka. Jest niemiłosiernie cuchnąca. Widać, że kurczaki są na niej patroszone, a później, po upieczeniu dzielone na kawałki. Wolimy jednak nie mieć styczności z pozostałościami na niej żyjącymi. Dla dobra naszych żołądków i oszczędności w papierze toaletowym. Ale są tacy, co korzystają z usługi krojenia kurczaka na kawałki na deseczce. Powiedzenia. Kurczak jest jednak marny. Smród z deski nie poprawia naszych odczuć. Kierowcy wciąż nie ma. W słuchawce wciąż słyszymy, że już jedzie. Już jest blisko. Po kolejnej godzinie okazuje się, że pomaga rozwieść pasażerów samochodu, który miał wypadek. Pięknie. A czas mija. Po gabońsku. A my czekamy. W końcu jest. Ale to nie koniec. Musimy jeszcze wynegocjować cenę. To też nie koniec. Pan kierowca musi jeszcze pojechać do domu żeby się wykąpać. Musi też pogadać po drodze znajomymi. Mnóstwo spraw. My poczekamy. Gdy już wszystko załatwione proponuje jeszcze umycie samochodu. Dba żebyśmy nie jechali w brudzie. Nie, nie trzeba. Przyzwyczailiśmy się. Pojedziemy tym zdezelowanym brudasem. I tak wszystko mamy uwalone w pomarańczowym pyle. Jest jedna korzyść z tego przejazdu. Tradycyjny pasażer na gapę nie siada tym razem z nami. Jedzie na stojąco razem z bagażem na pace i się kurzy. Więc mamy luzy. Siedzę z przodu. Nie da się zapiąć pasa. Nie działa. Trochę szkoda. Kanapa ledwo się trzyma. Jakaś sprężyna uparcie wbija mi się w plecy. Jak w coś hukniemy to polecę daleko. A okazję już mam na samym początku. To znowu gaboński styl jazdy. Zakurzyć i uciec. Dogonił nas jakiś samochód. A nasz kierowca, jak to Gabończyk nie daje się wyprzedzić. Przyspiesza. Wyścigi czas zacząć. Nie ustępujemy. Pędzimy po szutrowej drodze tak szybko, jak się tylko da. Kurz jest niemiłosierny. Nie mamy szans. Dokładnie w miejscu, gdzie zwęża się droga wyprzedza nas. Odbijamy lekko w prawo i tylko kilka centymetrów dzieli nas od drzew, krzaków, czy co tam jeszcze było poza drogą. Nieźle się zapowiada. Gadatliwy szofer opowiada różne historie. Pokazuje swoją ziemię, na której założył różne plantacje. Mówi, że w Gabonie nie ma z tym problemu. Zapewne wystarcza solidna łapówa. Jak mówi, ziemia nie należy do nikogo. Jedyny warunek jaki musi spełnić to ochrona zagrożonych gatunków drzew. Nie 15
16 wiem jednak dokładnie o jaką ochronę chodzi. Domyślam się, że to tylko teoria. W rzeczywistości nikt się nie przejmuje wycinanymi drzewami. Gość chwali się, że często podróżuje na trasie Koulamoutou Iboundji. To pewnie dlatego popisuje się szybką jazdą. Zarzeka się, że wie, która góra jest najwyższa. Najwyższa góra Gabonu jest oczywiście Mount Iboundji. Czyli nic nie wie. Nie dyskutujemy z nim jednak. Jutro sami sprawdzimy jaką wysokość ma Mount Iboundji. Taką mam nadzieję. Tymczasem zmierzcha. Kierowca meczy nas coraz głośniejszą pigmejską monotonną muzyką. Dojeżdżamy zmęczeni do Iboundji. Widzimy górę. Ładna. Pierwsze kroki kierujemy na posterunek żandarmerii. Pokazujemy wydruk, na którym opisana jest nasza misja. Z udawanym szacunkiem odnosimy się do siedzącego w pomieszczeniu żandarma. Spisuje nasze dane z paszportów. Wypytuje też o te dane, których w paszportach nie ma. Na przykład czy nasi rodzice jeszcze żyją. No bzdura. Po zanotowaniu wszystkiego, co mu tylko do głowy przyszło wydaje nam łaskawie zgodę na wyjście w góry. Ale szopka. Grzecznie dziękujemy. Oczywiście nie możemy zrobić zdjęcia posterunku i gabońskiej flagi. To oczywiście zabronione. Eh te gabońskie strachy. Czeka nas jeszcze wizyta u mera Iboundji. Christopher grzecznie nas przedstawia. Mer z podziwem kiwa głową. Zgadza się. Dostaje w podziękowaniu pocztówki ze zdjęciami z Polski. Dopiero później przychodzi mi do głowy myśl, że to mógł być błąd. Na pocztówkach jest przecież flaga Gabonu. Kto wie, może poprzez nadrukowanie flagi na pocztówce popełniłem przestępstwo? Chyba tego nie zauważa. Kto wie. Woła do siebie jednego z Pigmejów. Przedstawia go jako naszego przewodnika na jutro. Widać, że mer się orientuje i wie, gdzie jest góra. Wyjaśnia mu co chcemy zrobić. Ustalamy cenę. Przy okazji okazuje się, że jutro w pigmejskiej wiosce odbywać się będą rano próby nowego tańca przygotowywanego na ceremonie inicjacji. Nie będzie to oczywiście wioska z głębokiej dżungli, tylko taka wioska trochę oddalona od drogi, ale zawsze. Wspaniałomyślny Mer recytuje nam jeszcze wyuczoną formułkę, podlizując się nieco Pigmejom o tym, że te ziemie były kiedyś ziemiami Pigmejów. I tylko napływ innej ludności spowodował, że Pigmeje zadecydowali, aby wynieść się z wioski do lasu. Pewnie tak było. Tylko przyczyna była inna. Prawdziwa wersja pewnie jest taka, że zostali po prostu z tej wioski wypędzeni siłą. Ale skoro o każda kradzież i przestępstwo od razu oskarżano Pigmejów to wcale się nie dziwię, że woleli się wynieść. 16
17 Wprawdzie nie będziemy spali w pigmejskiej wiosce pod namiotem, tak jak pierwotnie planowaliśmy, ale jutrzejszy dzień może być bardzo ciekawy. Tu są nawet hotele. Kierowca, który coś poza nami kombinuje prowadzi nas do dziwnej speluny z koszmarnie głośną muzyką. Wybieramy inną miejscówkę. Ładną, nową i czystą. Jest tylko jeden feler. Nie działa kibel. A woda jest z wiadra. Ale nocleg kosztuje zaledwie 10 euro na dwóch. Przeżyjemy te niewygody. Kierowca niech sobie śpi w spelunie ze wszystkimi dziwkami, które do niego lgnęły jak tylko pojawił się na horyzoncie. Powinniśmy się przygotować na naszą pierwszą górską gabońską wędrówkę. Kalosze, GPS, koszulka z flagami i inne niezbędne pierdoły. Wszystko czeka na jutrzejszy dzień. Jeszcze nie wiemy, że to nie będzie bułka z masłem. To nie będzie trwało krótko, jak pierwotnie zakładaliśmy, a wszyscy dookoła to potwierdzali. Ludzie mówili, że to potrwa od pół do 3 godzin. Tylko drukowany przewodnik wspominał, że to wędrówka na 5 godzin. Kto wie jak będzie. To już za kilka godzin. Znów się nie wyśpię. Tempo podróży mam naprawdę męczące. 6. Mount Iboundji czy to na pewno tam? Ciemno dookoła. Światło nie działa. Zapomnieliśmy, że prąd jest tylko do północy. Wypełzamy spod moskitiery. O siódmej rano w pigmejskiej wiosce mamy oglądać tańczące kobiety przygotowujące nowy taniej na ceremonię inicjacji. Podjeżdżamy do miejsca, z którego do wioski możemy się dostać już tylko piechotą. Wędrujemy wąską ścieżką z pół godziny. Przekraczamy kilka strumyków, ciesząc się że mamy na nogach kalosze. Ale ku naszemu zdziwieniu wcale nie jest bardzo mokro. Prowadzi nas Davis, Pigmej przewodnik. Christopher w końcu tez się zdecydował i po raz pierwszy w życiu będzie chodził po górach. Pigmejska wioska położona jest na wykarczowanym fragmencie wzgórza. Składa się z kilkunastu prostopadłościennych domków z gliny, błota, drewna i gałęzi. Wyglądają podobnie do wiosek spotykanych przy drogach. Jest też kilka nieskończonych domów. Na razie składają się z drewnianego szkieletu. Chwilę po wejściu na teren wioski siadamy w domku gościnnym. Zbiera się kilku facetów i siada razem z nami. Przynoszą jakieś instrumenty muzyczne. Jeden z nich przypomina gitarę. Drugi jest podobny do łuku. Demonstrują jak się na nich gra. My jednak czekamy na pokaz tańca. Chodzimy po wiosce i mając pozwolenie na fotografowanie, dokumentujemy nasz pobyt. Fotografujemy ludzi. Przyglądamy się im. Widać różnicę w budowie ciała Pigmejów i pozostałych Gabończyków. Przede wszystkim są wyraźnie niżsi. To wiadomo. Są również drobniejsi. Pomimo pozornej izolacji wioski jest 17
18 w niej antena satelitarna. Pigmeje chodzą również do szkół. Mają telefony komórkowe. Bardzo rzadko już można spotkać Pigmejów prowadzących tradycyjny nomadyczny tryb życia. Większość prowadzi osiadły tryb życia uprawiając poletka z warzywami, bananami, maniokiem i hodując kozy. Mężczyźni wciąż polują w lesie i potrafią wykorzystywać las do zbierania potrzebnych surowców. Jak za dawnych lat zapuszczają się na kilka dni w las, aby wrócić z upolowaną zwierzyną. Wymalowane białą substancją (pewnie wapnem z gliną) kobiety wychodzą na środek wioski. Mają na sobie coś w rodzaju spódnic z zielonych liści. To raczej dziewczynki w wieku od kilku do kilkunastu lat. Grupa chłopaków zaczyna grać na bębnach. Jedna za drugą wychodzą na środek. Prowadzi je kobieta, wokół której tańczą, kręcąc spódnicami. Po czym wracają na swoje miejsce. Pochylają się, a na środek w konwulsyjnych ruchach wychodzi kolejna dziewczyna. Jak w transie. Powtarzają ten taniec kilkukrotnie. Dziewczyny próbują nowej wersji tańca. Ma im towarzyszyć podczas zbliżającej się ceremonii inicjacji. Jesteśmy podekscytowani, że zobaczyliśmy taniec, którego nikt poza Pigmejami nie widział. Nagraliśmy go. To świetna pamiątka. Zupełnie nieoczekiwana. Płacimy za możliwość obejrzenia pokazu, kładąc dziewczynom na środku CFA. Wiemy, że to nie był pokaz dla turystów. To było coś prawdziwego i oryginalnego. Czas iść w góry. Zgodnie z przewodnikiem przed nami 5 godzin marszu. Pigmej mówi, że dwie, choć wczoraj mówił, że to tylko pół godziny. Rozstrzał jest spory. Ciekawe, czy wszyscy maja na myśli to samo. Wychodzimy z wioski w przeciwną stronę niż ta, z której przyszliśmy. Pigmej mówi, że idziemy skrótem. Poddajemy się tej teorii i posłusznie idziemy słabo widoczną ścieżką przez las. Co kilka metrów David ścina lianę lub krzak maczetę. Znaczy drogę, a przy okazji ułatwia przejście. Skręcamy z głównej ścieżki w bok. Niepokoi mnie to trochę. Według mojej orientacji w terenie do właściwej góry powinniśmy się kierować w przeciwną stronę. Wydaje mi się, że dzieli nas od niej całkiem spory kawałek. Pigmej zapewnia nas, że zna drogę. Podchodzimy pod coraz bardziej strome zbocze. Tu już nie ma ścieżki. Idziemy na przełaj. David mówi, że tak będzie lepiej. Jest lepiej, ale chyba dla niego. Coraz trudniej jest się przeciskać pomiędzy krzakami i lianami. Zawracamy. Nie da się dalej iść. Wracamy do właściwej ścieżki. Koniec ze skrótem. Zrobiło się łatwiej. Ale wciąż liany podstępnie chwytają nogi. Nie ma szansy na urwanie. Trzeba się wyplątywać. Podczas ponownego podejścia pomagamy sobie rękoma. Nie chcemy ześlizgnąć się po liściach na dół. Mam z tym problem. Obawiam się żmij. Nie mam wyjścia. Chwytam kilkukrotnie kolczaste gałęzie. Ranię dłonie. 18
19 Pokonujemy strome podejście. Jest łagodniej, choć wciąż delikatnie pod górę. Do spodziewanej wysokości brakuje jeszcze około 200 metrów. Na szczęście kierujemy się już we właściwym kierunku. Idziemy wierzchołkiem wzgórza/pasma, wznosząc się delikatnie metr po metrze w górę. Wciąż jednak wątpię, czy jesteśmy tu gdzie chcieliśmy być. David uparcie twierdzi, że tak. Pokazuje nam pozastawiane dookoła ścieżki pułapki na zwierzęta. Pokazuje jak działają. Wow! Nie chciałbym trafić na taką. Jest ich mnóstwo. Dobrze, że nam pokazał. Jestem pewny, że gdyby nie to wpadłbym w jedną z nich. Szczególnie, że część jest dokładnie na naszej ścieżce, albo tuz obok. Zupełnie niewidoczne. Działają błyskawicznie i skutecznie. Naszej góry wciąż nie widać, a my zaczęliśmy ewidentnie schodzić. Po raz kolejny pytamy, czy to ta góra. Dopiero teraz David mówi, że nie. Poszedł z nami gdzie indziej, bo myślał, że po prostu chcemy sobie pochodzić po górach. Nieważne gdzie. A to całe pasmo nazywa się Mount Iboundji. Dla niego to bez różnicy. Skoro byliśmy w jego wiosce to ta góra była najbliżej. Nie pasuje? Moje nerwy nie wytrzymują. Wściekam się. Opieprzam niewinnego Christophera. Okazuje się, że teraz musimy zejść tam, gdzie zostawiliśmy samochód, aby podjechać kilka kilometrów i stamtąd zacząć wspinaczkę od nowa. Dobrze, że nie jest późno. Przyśpieszamy kroku. W jednej z mijanych pułapek leży wielki szczur. Długo leży. Ktoś, kto zakładał ta pułapkę, chyba o nie zapomniał. Schodzimy do drogi. Kierowca już na nas czeka. Dobrze, że mieliśmy jeszcze trochę naładowany telefon i mogliśmy po niego zadzwonić. Ale bateria długo już nie pociągnie. Oby telefon nie był więcej konieczny. Mamy wrażenie, że to jego wina. To on wczoraj cos przebąkiwał, że nie chce nigdzie jeździć. To on coś kombinował z Davidem. Nie interesuje nas to. Nie przyjechaliśmy tu po to żeby łazić nie tam, gdzie chcemy, bo jemu się nie chce podjechać kilku kilometrów. Skończyła nam się woda. Na szczęście zdążyliśmy go jeszcze po prosić o kupno kilku butelek. Jedziemy do miejsca skąd po raz drugi mamy zacząć podejście. Kilka razy upewniamy się, czy to na pewno tu. Tak tu. Zapewnia David. Nie ma wątpliwości. Mi tez się wydaje, że to tutaj. Widziałem, że jechaliśmy w kierunku góry. Idziemy w las. Niezbyt stromo. Podobnie jak poprzednio. Jest ścieżka. Przez chwilę. Pigmej znów zaczyna szukać skrótów. Robi się stromo. Z trudem wdrapujemy się do góry. Dobrze, że chociaż szybko zyskujemy wysokość. Ale tylko do chwili, gdy docieramy do potężnych skał. Nie dajemy radę na nie wejść. Próbujemy obejść je dookoła. Nie jest zbyt bezpiecznie. Ześlizgujemy się po śliskich kamieniach i gałęziach. To nie może być właściwa droga. To 19
20 nie może być ta góra. Po raz drugi mam przeczucie, że coś jest nie tak. Znowu odnoszę wrażenie, że nie powinniśmy kierować się w lewo od drogi. Górę wyraźnie było widać po prawej stronie. David uparcie twierdzi, że wie dokąd iść. Proponuje, żebyśmy zaczekali, a on znajdzie łatwiejszą ścieżkę, czyli jakąkolwiek ścieżkę. Oby znalazł, bo tu nie ma żadnej. Zostawia nas pod skałami. Czekamy dobre pół godziny zastanawiając się, czy po nas wróci, czy czeka nas ten sam los, który spotkał Kanadyjczyka pod Mount Bengoué. Wraca. Nie ma dobrych wieści. To nie ta droga. Pomylił się. Czy naprawdę tak trudno się zorientować, że to nie ta droga i nie ta góra? Nawet ja czułem, że to nie ten kierunek. Jestem załamany. Druga próba i druga pomyłka. Co z niego za przewodnik? Jak mer Iboundji mógł nam go dać? Sypie kurwami na prawo i lewo. David pyta, czy mamy latarki, bo musimy wrócić i pójść inną drogą. A jest coraz później. Przypadkiem zabrałem ze sobą latarkę. David zbiera materiał do rozpalenia ogniska. Zapowiada się ciekawie. Nocleg w gabońskim lesie na dziko? Bez namiotu? Bez picia? Bez niczego. Mogłaby być niezła historia. Dalibyśmy radę, choć ze strachu pewnie nie mógłbym spać. Mam przy sobie kurtkę, nóż, muggę na komary. Jakoś byśmy przetrwali. Schodzimy na skróty. Szybkim marszem wracamy na główną ścieżkę. W końcu zaczynamy iść we właściwym kierunku. W kierunku Mount Iboundji. Do trzech razy sztuka. Zaczyna nam brakować wody. Christopher powoli opada z sił. A my się spieszymy, aby zdążyć przez zmrokiem. Jeśli to będzie 5 godzin podejścia nie zdążymy. Jeśli będzie 5 godzin w obie strony, damy radę. Nie chcę spędzać tu nocy. Szczególnie, że w obawie przed zwierzętami Pigmeje wdrapują się na drzewa i na nich śpią. Robią to wtedy, gdy nie mają jak rozpalić ogniska. Ja na drzewie, w gabońskiej dżungli? Niezłe. 20
21 Kilkaset metrów marszu za nami. Docieramy w pobliże niewielkiego wodospadu. Odbijamy w lewo. Hmmm. To znowu źle wygląda. Czy to na pewno ta góra? Czy to ta droga? Pigmej znowu idzie w zaparte. Dobrze, że chociaż ścieżka jest widoczna. Podchodzimy pod coraz bardziej strome zbocze. Mijamy skały, kilka strumyków, mały wodospad. Jesteśmy na prawie 900 metrach. Christopher nie ma już siły. Oddajemy mu trochę wody. Dajemy jedzenie. Tak wygląda pierwsza górska wędrówka Gabończyka. Proponujemy żeby tu na nas zaczekał. Ale to głupi pomysł. Musi iść dalej. Jest coraz bardziej płasko, ale wciąż wyżej i wyżej. 920, 930, 940, 950 metrów. Ciężko znaleźć najwyższy punkt. Według mnie ciągle kierujemy się w przeciwną stronę niż trzeba. I wysokość wciąż zbyt niska. Zaczynamy schodzić. Pigmej zapytany, czy będzie tu jeszcze wyższe miejsce odpowiada, że nie. To po co idzie dalej? Wściekłość i bezradność narasta po raz kolejny. Tu jest za nisko! To nie jest ponad 970 metrów n.p.m. Tu jest są zaledwie 962 m n.p.m. Właściwe miejsce jest po prawej stronie. Nie tutaj. Jestem zawiedziony. Załamany. Bezsilny. Jest zbyt późno żeby schodzić i wchodzić raz jeszcze. Za późno. Jedyne co wiemy, to, że Mount Iboundji nie może mieć więcej niż 1000 metrów n.p.m. To niemożliwe. Mount Iboundji nie jest najwyższym szczytem Gabonu. Robimy pamiątkowe zdjęcia w środku lasu, w miejscu które nie jest najwyższym punktem Mount Iboundji. Mamy wystarczająco czasu, aby zejść z góry jeszcze przed zmrokiem. I choć nogi odmawiają posłuszeństwa, jakoś człapiemy w dół. Stopy chlupoczą w spoconych kaloszach. Nie jest wcale tak łatwo chodzić w gumowcach po górach. Marzę o końcu wycieczki i o zdjęciu mokrych ciuchów. Teraz zdaję sobie sprawę jak wyczerpująca to była wędrówka. Mokre to mało powiedziane. Jestem doszczętnie przepocony. Ze wszystkiego, włącznie z plecakiem można wyżymać litry potu. Krok po kroku, coraz wolnie idę w dół, krzywiąc się coraz bardziej z bólu. Stopy nie były przyzwyczajone do kaloszy. Dochodzimy do drogi i najbliższej wioski. Wszystko jasne. Nie byliśmy tam, gdzie trzeba. Byliśmy na wierzchołku po lewej. Nie na właściwym szczycie. Potwierdza to szef wioski. David dobija nas stwierdzeniem, że nie wiem jak tam wejść. Brakuje słów. Dobrze, że jest chociaż jasne, że ta góra i tak nie ma więcej niż 1000 metrów. To jedyny cel, który udało się zrealizować. Resztę, czyli wejście na Mount Bengoué pozostawiam na kolejną wizytę w Gabonie. 21
22 Jest kierowca. Pewnie wściekły, że każemy mu jeszcze dziś jechać do Koulamoutou. To po części jego wina. Marzę o coca coli, suchych ciuchach i o zdjęciu kaloszy. Jeszcze tylko parę minut dzieli mnie od tej chwili. Trzęsę się z zimna, choć zimno nie jest. To zmęczenie. I mokre ciuchy. Chcę już się przebrać. Przebrani i przepakowani ruszamy w drogę do Koulamoutou. Nocna jazda po szutrowych gabońskich drogach to przygoda. Szczególnie, gdy kierowca gazu nie oszczędza. Czas mija szybko. Po godzinie łapią nas skurcze od zasiedzenia. Z trudem wychodzimy z samochodu żeby rozprostować nogi. Po drodze wywiązuje się całkiem ciekawa rozmowa na temat gabońskich zwyczajów, przede wszystkim inicjacji - Bwiti. To zupełnie nieznany nam zwyczaj i ceremonia. A dziś u Pigmejów po raz pierwszy doświadczyliśmy namiastkę tego ważnego wydarzenia. Zaledwie fragment przygotowań do wielodniowych obchodów. Ceremonia inicjacji to tajemnicza uroczystość. Często temat tabu, o którym się nie mówi, ale o którym wszyscy wiedzą. I większość ją przechodzi. To obrzęd praktykowany w Afryce Centralnej, głównie na terytorium obecnego Gabonu, DR Kongo oraz Kamerunu, przede wszystkim wśród ludów Babongo, Mitsogo i Fang. Ceremonia Bwiti odnosi się zarówno do religii Bwiti, jak i grupy praktykującej tą religię, szacowaną na 2 3 miliony. Religia ta po częściowym zaadaptowaniu do innych grup etnicznych korzysta głównie z tradycyjnych wierzeń Pigmejów. Rodzajów inicjacji jest kilka, szczególnie u mężczyzn. Odnoszą się do kilku aspektów wiary i życia. Są to między innymi Ngonde (bwiti of visions and diagnostics), Mioba (bwiti of healing with platns and herbs), Bosuka (bwiti of knowledge of creation), Mabundi (bwiti of women) i Senguendia (bwiti of protection). Nasi rozmówcy nie do końca potrafią wskazać na różnice. Inaczej wygląda sama ceremonia i obrzędy z tym związane u chłopców, a inaczej u dziewczynek. Ceremonia u dziewcząt jest znacznie dłuższa, nawet kilkutygodniowa. Stąd nawet dzisiejsza próba tańca. Najpierw tańczyły dziewczyny, a po naszym wyjściu z wioski próbę mieli chłopcy. Inicjację przechodzi się w wieku od kilku do kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lat. Czasem kilkukrotnie, gdy jej efekt nie zadowala starszyzny. Jej celem jest przede wszystkim przyjęcie do grona dorosłych, pełnoprawnych członków społeczności. Obrzędy składają się przeważnie z trzech faz. Pierwsza to taniec. Przez kilka dni, dzień w dzień rano i wieczorem grupa inicjowanych dziewcząt lub chłopców tańczy. Tańczą, aby wszyscy mieszkańcy wioski ich zobaczyli. To ważne. Dlatego też ludzie, którzy mieszkają w miastach, nawet w Libreville wracają do swoich rodzinnych wiosek, aby uczestniczyć w obrzędach. Tance odbywają się w specjalnie do tego przeznaczonych pomieszczeniach, kaplicach. 22
23 Po tej fazie następuje faza druga. Polega ona przede wszystkim na całodniowym przebywaniu w lesie, w towarzystwie osób dorosłych. W tym czasie następuje najbardziej tajemniczy fragment obrzędów. Inicjowana osoba dostaje początkowo niewielką dawkę specjalnych nasion, stymulujących i pobudzających podczas tej fazy inicjacji, polowania i podczas pobytu w lesie. To specjalna mikstura z halucynogennej kory korzenia rośliny Tabernanthe iboga. Starszyzna, pod nadzorem mistrza ceremonii, zwanego N ganga, podczas jednej z nocy podaje również dużo większą dawkę tej mikstury. To właśnie wtedy następuje najważniejsza część obrzędu. Będąca w transie pod wpływem środków narkotycznych osoba inicjowana kontaktuje się z bóstwami Bwindi. Musi później opowiedzieć jak było, co się działo, co się widziało. Jeśli opowieść zgadza się z tym, czego oczekują starsi, osoba zalicza ten etap inicjacji. Jeśli nie, ceremonię trzeba powtarzać. To jest tez czas, gdy na ciele inicjowanych osób umieszcza się symbol, oznaczający, że ta osoba przeszła inicjację, że jest pełnoprawnym członkiem grupy wyznających Bwiti. Kierowca pokazuje nam swój znak na ręku. Kolejna faza polega na przekazywaniu ważnych informacji i rad. O pochodzeniu społeczności, o życiu, o lesie, o zasadach rozwiązywania bieżących problemów, o tym do kogo należą poszczególne części lasu i wiele innych lokalnych mądrości. Bardzo to ciekawe, ale i bardzo mało dla nas zrozumiałe. Droga mija bardzo szybko. Kierowca nawet zapomniał włączyć nam tym razem pigmejskiej muzyki, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni. Docieramy do Koulamoutou szczęśliwie, choć późno. Trochę marudzimy z wyborem hotelu. W końcu decydujemy się na całkiem niezły hotelik Cafe Jacqueline za CFA na 3 osoby. Czas na porządny prysznic. I pisanie wspomnień. To też czas na buteleczkę gorzkiej żołądkowej na cześć jednej z najbardziej męczących górskich wędrówek po Afryce. Zasłużyłem też na ptasie mleczko. Nie wygląda wprawdzie już jak ptasie mleczko, ale smakuje tu wybornie. 7. Zoo w Lekedi Kolejny dzień. Kolejna pobudka skoro świt. Męcząca ta podróż. Z lenistwa nie zdecydowaliśmy się na podróż minibusem przed 6 rano. Zemściło się to na nas. Autobus o 7 jest pełny. Musimy czekać na ten o 9. Późno. W Moandzie będziemy po 3 godzinach. Jak dobrze pójdzie. Ktoś mówił, że cala droga jest asfaltowa. Jest szansa. 23
Strona 1 z 7
1 z 7 www.fitnessmozgu.pl WSTĘP Czy zdarza Ci się, że kiedy spotykasz na swojej drodze nową wiedzę która Cię zaciekawi na początku masz duży entuzjazm ale kiedy Wchodzisz głębiej okazuje się, że z różnych
Bardziej szczegółowoKATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM
KATARZYNA ŻYCIEBOSOWSKA POPICIU WYDAWNICTWO WAM Zamiast wstępu Za każdym razem, kiedy zaczynasz pić, czuję się oszukana i porzucona. Na początku Twoich ciągów alkoholowych jestem na Ciebie wściekła o to,
Bardziej szczegółowoDzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.
Przedmowa Kiedy byłem mały, nawet nie wiedziałem, że jestem dzieckiem specjalnej troski. Jak się o tym dowiedziałem? Ludzie powiedzieli mi, że jestem inny niż wszyscy i że to jest problem. To była prawda.
Bardziej szczegółowoBEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska
BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska spektakl edukacyjno-profilaktyczny dla najmłodszych. (Scenografia i liczba aktorów - zależne od wyobraźni i możliwości technicznych reżysera.) Uczeń A - Popatrz
Bardziej szczegółowoPan Toti i urodzinowa wycieczka
Aneta Hyla Pan Toti i urodzinowa wycieczka Biblioteka szkolna 2014/15 Aneta Hyla Pan Toti i urodzinowa wycieczka Biblioteka szkolna 2014/15 P ewnego dnia, gdy Pan Toti wszedł do swojego domku, wydarzyła
Bardziej szczegółowoZ wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.
Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej 29.01.2017r. - 04.02.2017r. Dzień I - 29.01.2017r. O północy przyjechałam do Berlina. Stamtąd FlixBusem pojechałam do Hannoveru. Tam już czekała na mnie
Bardziej szczegółowo30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!
30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik! Witaj w trzydziestodniowym wyzwaniu: Naucz się prowadzić dziennik! Wydrukuj sobie cały arkusz, skrupulatnie każdego dnia uzupełniaj go i wykonuj zadania
Bardziej szczegółowoIgor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.
Igor Siódmiak Jak wspominasz szkołę? Szkołę wspominam bardzo dobrze, miałem bardzo zgraną klasę. Panowała w niej bardzo miłą atmosfera. Z nauczycielami zawsze można było porozmawiać. Kto był Twoim wychowawcą?
Bardziej szczegółowoKurs online JAK ZOSTAĆ MAMĄ MOCY
Często będę Ci mówić, że to ważna lekcja, ale ta jest naprawdę ważna! Bez niej i kolejnych trzech, czyli całego pierwszego tygodnia nie dasz rady zacząć drugiego. Jeżeli czytałaś wczorajszą lekcję o 4
Bardziej szczegółowoFILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)
FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1) Turysta: Dzień dobry! Kobieta: Dzień dobry panu. Słucham? Turysta: Jestem pierwszy raz w Krakowie i nie mam noclegu. Czy mogłaby mi Pani polecić jakiś hotel?
Bardziej szczegółowoBĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK
BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK Opracowała Gimnazjum nr 2 im. Ireny Sendlerowej w Otwocku Strona 1 Młodzież XXI wieku problemy stare, czy nowe, a może stare po nowemu? Co jest największym
Bardziej szczegółowoKolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.
Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej. 34-letnia Emilia Zielińska w dniu 11 kwietnia 2014 otrzymała nowe życie - nerkę
Bardziej szczegółowoCzy na pewno jesteś szczęśliwy?
Czy na pewno jesteś szczęśliwy? Mam na imię Kacper i mam 40 lat. Kiedy byłem małym chłopcem nigdy nie marzyłem o dalekich podróżach. Nie fascynował mnie daleki świat i nie chciałem podróżować. Dobrze się
Bardziej szczegółowoERASMUS COVILHA, PORTUGALIA
ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA UNIVERSIDADE DA BEIRA INTERIOR SEMESTR ZIMOWY 2014/2015 JOANNA ADAMSKA WSTĘP Cześć! Mam na imię Asia. Miałam przyjemność wziąć udział w programie Erasmus. Spędziłam 6 cudownych
Bardziej szczegółowoRozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?
Praga Cieszyłam się jak dziecko. Po tylu latach Doczekałam się. Mój mąż spytał mnie: Jaki chcesz prezent na rocznicę?. Czy chce pani powiedzieć, że nigdy wcześniej? Jakby pan wiedział, przez pięćdziesiąt
Bardziej szczegółowoJoanna Charms. Domek Niespodzianka
Joanna Charms Domek Niespodzianka Pomysł na lato Była sobie panna Lilianna. Tak, w każdym razie, zwracała się do niej ciotka Małgorzata. - Dzień dobry, Panno Lilianno. Czy ma Panna ochotę na rogalika z
Bardziej szczegółowoPODRÓŻE - SŁUCHANIE A2
PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2 (Redaktor) Witam państwa w audycji Blisko i daleko. Dziś o podróżach i wycieczkach będziemy rozmawiać z gośćmi. Zaprosiłem panią Iwonę, panią Sylwię i pana Adama, żeby opowiedzieli
Bardziej szczegółowoSPRAWOZDANIE Z POBYTU W HISZPANII (PROGRAMU ERASMUS+)
SPRAWOZDANIE Z POBYTU W HISZPANII (PROGRAMU ERASMUS+) Jeżeli jesteś żądny przygód nie boisz się nowych znajmości program ezamus+ jest właśnie dla Ciebie. Wyjazd na erazmusa sam czy ze znajomym sprawdzi
Bardziej szczegółowoHektor i tajemnice zycia
François Lelord Hektor i tajemnice zycia Przelozyla Agnieszka Trabka WYDAWNICTWO WAM Był sobie kiedyś chłopiec o imieniu Hektor. Hektor miał tatę, także Hektora, więc dla odróżnienia rodzina często nazywała
Bardziej szczegółowoSpotkanie z Jaśkiem Melą
Spotkanie z Jaśkiem Melą 20 października odwiedził nas Jasiek Mela najmłodszy zdobywca dwóch biegunów. Jednocześnie pierwszy niepełnosprawny, który dokonał tego wyczynu. Jasiek opowiedział o swoim wypadku
Bardziej szczegółowoLiczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie
Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie Szybciej poznaję ceny. To wszystko upraszcza. Mistrz konstrukcji metalowych, Martin Elsässer, w rozmowie o czasie. Liczą się proste rozwiązania wizyta w
Bardziej szczegółowoSzczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.
Sposób na wszystkie kłopoty Marcin wracał ze szkoły w bardzo złym humorze. Wprawdzie wyjątkowo skończył dziś lekcje trochę wcześniej niż zwykle, ale klasówka z matematyki nie poszła mu najlepiej, a rano
Bardziej szczegółowoPrzygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości
Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości Rozdział 1 Park Cześć, jestem Jacek. Wczoraj przeprowadziłem się do Londynu. Jeszcze nie znam okolicy, więc z rodzicami Magdą i Radosławem postanowiliśmy wybrać
Bardziej szczegółowoCopyright 2015 Monika Górska
1 Wiesz jaka jest różnica między produktem a marką? Produkt się kupuje a w markę się wierzy. Kiedy używasz opowieści, budujesz Twoją markę. A kiedy kupujesz cos markowego, nie zastanawiasz się specjalnie
Bardziej szczegółowoZaimki wskazujące - ćwiczenia
Zaimki wskazujące - ćwiczenia Mianownik/ Nominative I. Proszę wpisać odpowiedni zaimek wskazujący w mianowniku: ten, ta, to, ci, te 1. To jest... mężczyzna, którego wczoraj poznałem. 2. To jest... dziecko,
Bardziej szczegółowoTRENER MARIUSZ MRÓZ - JEDZ TO, CO LUBISZ I WYGLĄDAJ JAK CHCESZ!
TRENER MARIUSZ MRÓZ - JEDZ TO, CO LUBISZ I WYGLĄDAJ JAK CHCESZ! Witaj! W tym krótkim PDFie chcę Ci wytłumaczyć dlaczego według mnie jeżeli chcesz wyglądać świetnie i utrzymać świetną sylwetkę powinieneś
Bardziej szczegółowoFriedrichshafen 2014. Wjazd pełen miłych niespodzianek
Friedrichshafen 2014 Wjazd pełen miłych niespodzianek Do piątku wieczora nie wiedziałem jeszcze czy pojadę, ale udało mi się wrócić na firmę, więc po powrocie do domu szybkie pakowanie i rano o 6.15 wyjazd.
Bardziej szczegółowoO BEZPIECZEŃSTWIE W PIERWSZY DZIEŃ WIOSNY
POLICJA.PL Źródło: http://www.policja.pl/pol/aktualnosci/123966,o-bezpieczenstwie-w-pierwszy-dzien-wiosny.html Wygenerowano: Sobota, 28 stycznia 2017, 17:44 Strona znajduje się w archiwum. O BEZPIECZEŃSTWIE
Bardziej szczegółowoCienków Niżny, ujście Białej Wisełki i Wylęgarnia Przemysław Borys, 22.08.15, 9:30-13:30
Cienków Niżny, ujście Białej Wisełki i Wylęgarnia Przemysław Borys, 22.08.15, 9:30-13:30 Ilustracja 1: Wycieczkę zaczynamy po zjechaniu na Czarne (jak nad zalew). Jeszcze przed Wylęgarnią, trochę za wodospadem
Bardziej szczegółowoBAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH
PREZENTUJE: BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH SCENARIUSZ I RYSUNKI: DOROTA MILCZARSKA CZEŚĆ, pewnie często słyszysz, że mycie zębów jest bardzo ważne, no i że musimy to robić najlepiej po każdym
Bardziej szczegółowoMagdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach
Magdalena Bladocha Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach Dawno, dawno temu, a może całkiem niedawno. Za siedmioma morzami i za siedmioma górami, a może całkiem blisko tuż obok ciebie mieszkała
Bardziej szczegółowomnw.org.pl/orientujsie
mnw.org.pl/orientujsie Jesteśmy razem, kochamy się. Oczywiście, że o tym mówimy! Ale nie zawsze jest to łatwe. agata i marianna Określenie bycie w szafie nie brzmi specjalnie groźnie, ale potrafi być naprawdę
Bardziej szczegółowoCo to jest niewiadoma? Co to są liczby ujemne?
Co to jest niewiadoma? Co to są liczby ujemne? Można to łatwo wyjaśnić przy pomocy Edukrążków! Witold Szwajkowski Copyright: Edutronika Sp. z o.o. www.edutronika.pl 1 Jak wyjaśnić, co to jest niewiadoma?
Bardziej szczegółowoJesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem
Jesper Juul Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem Dzieci od najmłodszych lat należy wciągać w proces zastanawiania się nad różnymi decyzjami i zadawania sobie pytań w rodzaju: Czego chcę? Na co
Bardziej szczegółowoWAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE
Cześć, chcemy porozmawiać z wami na pewien bardzo ważny temat. Dotyczy on każdego z nas bez wyjątku. Każdy z nas przecież może stłuc sobie kolano podczas jazdy na rowerze, skaleczyć się w palec przy robieniu
Bardziej szczegółowoSCENARIUSZ ZAJĘĆ DLA UCZNIÓW KL III SZKOŁY PODSTAWOWEJ KULTURALNY UCZEŃ
SCENARIUSZ ZAJĘĆ DLA UCZNIÓW KL III SZKOŁY PODSTAWOWEJ KULTURALNY UCZEŃ Cel ogólny : kształtowanie umiejętności kulturalnego zachowania się, wzmacnianie poczucia przynależności do grupy społecznej. Cele
Bardziej szczegółowoROZDZIAŁ 7. Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni
ROZDZIAŁ 7 Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni Miłość to codzienność Kasia: Czy do szczęścia w związku wystarczy miłość? Małgosia: Nie. Potrzebne są jeszcze dojrzałość i mądrość. Kiedy dwoje
Bardziej szczegółowoEkspresowo na Mazury? Tak, ale tylko z GigaBusem!
Ekspresowo na Mazury? Tak, ale tylko z GigaBusem! Jako, że ostatnio mam przyjemność służbowo jeździć na Mazury, to bardzo ucieszyłem się z powstania połączenia ekspresowego na trasie z Warszawy do Giżycka.
Bardziej szczegółowoLeśnicka Łucja Kołodziej Alicja Kościelniak Stefania Bryniarski Wojciech
Rok akademicki 2015/16 Leśnicka Łucja Kołodziej Alicja Kościelniak Stefania Bryniarski Wojciech Nazwisko i imię studenta Rok akademicki 2015/16 Nazwisko i imię studenta luucja@gmail.com a.e.kolodziej@gmail.com
Bardziej szczegółowoMAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. W szpitalu
W szpitalu Maja była chora. Pani doktor skierowała ją do szpitala. Miała okropny kaszel. Miała zapalenie płuc. Jej siostra bliźniaczka Ola też była chora, ale ona nie musiała jechać do szpitala. W szpitalu,
Bardziej szczegółowoCopyright SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015 Copyright for the illustrations by SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015
Grażyna Nowak Copyright SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015 Copyright for the illustrations by SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015 Tekst: Grażyna Nowak Ilustracje, skład, okładka i przygotowanie do druku: Wojciech
Bardziej szczegółowoJak wytresować swojego psa? Częs ć 7. Zostawanie na miejscu
Jak wytresować swojego psa? Częs ć 7 Zostawanie na miejscu Zostawanie na miejscu Zostawanie na miejscu jest jedną z przydatniejszych komend, którą powinien opanować nasz pies. Pomaga zarówno podczas treningów
Bardziej szczegółowoEDK Św. Stanisława Kostki Sulbiny
EDK Św. Stanisława Kostki Sulbiny Parafia Rzymskokatolicka św. Jana Pawła II Długość trasy 46 km Suma podejść: 231 m Trasa: Sulbiny - Sławiny - Górzno - Piaski - Łąki - Zgórze - Przykory - Goździk - Łętów
Bardziej szczegółowoPrzedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-
Przedstawienie Agata od kilku dni była rozdrażniona. Nie mogła jeść ani spać, a na pytania mamy, co się stało, odpowiadała upartym milczeniem. Nie chcesz powiedzieć? mama spojrzała na nią z troską. Agata
Bardziej szczegółowoViolet Otieno Catherine Groenewald Aleksandra Migorska Polish Level 4
Wakacje u babci Violet Otieno Catherine Groenewald Aleksandra Migorska Polish Level 4 Odongo i Apiyo mieszkali z ojcem w mieście. Nie mogli doczekać się wakacji nie tylko dlatego, że w czasie wakacji szkoła
Bardziej szczegółowoTrzy kroki do e-biznesu
Wstęp Świat wokół nas pędzi w niewiarygodnym tempie - czy Ty też chwilami masz wrażenie, że nie nadążasz? Może zastanawiasz się, czy istnieje sposób, by dogonić ten pędzący pociąg życia pełen różnego rodzaju
Bardziej szczegółowoI się zaczęło! Mapka "Dusiołka Górskiego" 19 Maja 2012 oraz zdjęcie grupowe uczestników.
I się zaczęło! Dnia 19-05-2012 roku o godzinie 8:00 po odprawie wystartowali zawodnicy na Dusiołka Górskiego (po raz trzeci) na trasę liczącą 38 km z bazy czyli z Zajazdu w Wiśniowej. Punktów kontrolnych
Bardziej szczegółowoTaniec pogrzebowy. Autor: Mariusz Palarczyk. Cmentarz. Nadjeżdża karawan. Wysiadają 2 osoby: WOJTEK(19 lat) i ANDRZEJ,(55 lat) który pali papierosa
Taniec pogrzebowy Autor: Mariusz Palarczyk Cmentarz. Nadjeżdża karawan. Wysiadają 2 osoby: (19 lat) i,(55 lat) który pali papierosa Spogląda na puste miejsce na trumnę Szefie, tutaj? Ta, tutaj. Rzuca papierosa
Bardziej szczegółowoMoje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii
Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii Polska Szkoła Sobotnia im. Jana Pawla II w Worcester Opracował: Maciej Liegmann 30/03hj8988765 03/03/2012r. Wspólna decyzja? Anglia i co dalej? Ja i Anglia. Wielka
Bardziej szczegółowoEKSTREMALNA DROGA KRZYŻOWA RZESZÓW - OPIS TRASY BŁĘKITNEJ- SĘDZISZÓW MŁP. -
EKSTREMALNA DROGA KRZYŻOWA RZESZÓW - OPIS TRASY BŁĘKITNEJ- SĘDZISZÓW MŁP. - Ekstremalna Droga Krzyżowa jest indywidualną praktyką religijną, którą każdy podejmuje na własną odpowiedzialność. Obowiązuje
Bardziej szczegółowoJutro też się przejedziemy? Noc Muzeów po ursynowsku
Jutro też się przejedziemy? Noc Muzeów po ursynowsku data aktualizacji: 2016.05.14 Tłumy mimo deszczu. Kolejki chętnych do autobusu kursującego do stacji technicznej na Kabatach. Rodziny przy grach planszowych
Bardziej szczegółowoWiersz Horrorek państwowy nr 3 Ania Juryta
Wiersz Horrorek państwowy nr 3 Ania Juryta Nie wiem zupełnie jak to się stało, że w końcu zdać mi się to udało... Wszystko zaczęło się standardowo: Samo południe plac manewrowy... Słońce jak zwykle zaciekle
Bardziej szczegółowo* * * WITAJCIE! Dziś jest niedziela, posłuchajcie. opowieści. do jutra! Anioł Maurycy * * *
WITAJCIE! Niedługo będzie Boże Narodzenie! Każdego dnia będziemy się razem przygotowywać na te Święta. Dziś poczęstujcie się tymi pysznymi cukierkami. WITAJCIE! Dziś jest niedziela, posłuchajcie 2.12 opowieści.
Bardziej szczegółowoPORADNIK ILUSTROWANY EGZAMINU PSA TOWARZYSZĄCEGO I stopnia PT-1
PORADNIK ILUSTROWANY EGZAMINU PSA TOWARZYSZĄCEGO I stopnia PT-1 Do egzaminu zgłasza się dwóch przewodników z psami. Podchodzą do sędziego, zatrzymują się w postawie zasadniczej, psy siadają przy nodze.
Bardziej szczegółowoIrena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu
Irena Sidor-Rangełow Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu Copyright by Irena Sidor-Rangełowa Projekt okładki Slavcho Rangelov ISBN 978-83-935157-1-4 Wszelkie prawa zastrzeżone.
Bardziej szczegółowoDobry nocleg w Iławie Villa Port
Dobry nocleg w Iławie Villa Port Uwielbiam przygotowywać dla Was wpisy z małych i dużych podróży. Mam nadzieję, że i Wam się podobają te moje podróżnicze wpisy. Jak zauważyliście na tapecie jest u mnie
Bardziej szczegółowoViolet Otieno Catherine Groenewald Aleksandra Migorska polsk nivå 4
Wakacje u babci Violet Otieno Catherine Groenewald Aleksandra Migorska polsk nivå 4 Odongo i Apiyo mieszkali z ojcem w mieście. Nie mogli doczekać się wakacji nie tylko dlatego, że w czasie wakacji szkoła
Bardziej szczegółowoWitajcie dzieci! Powodzenia! Czekam na Was na końcu trasy!
Witajcie dzieci! To ja Kolorowy Potwór! Przez te kilka dni zdążyliście mnie już poznać. Na zakończenie naszych zajęć dotyczących emocji przygotowałem dla Was zabawę, podczas której sprawdzicie ile udało
Bardziej szczegółowoMimo, że wszyscy oczekują, że przestanę pić i źle się czuję z tą presją to całkowicie akceptuje siebie i swoje decyzje
MATERIAL ZE STRONY: http://www.eft.net.pl/ POTRZEBA KONTROLI Mimo, że muszę kontrolować siebie i swoje zachowanie to w pełni akceptuję siebie i to, że muszę się kontrolować Mimo, że boję się stracić kontrolę
Bardziej szczegółowoW trzy godziny dookoła świata
W trzy godziny dookoła świata Napisano dnia: 2017-12-02 19:40:10 KŁODZKO. Przed południem do Minieurolandu - wraz z rodzicami a nawet z babciami i dziadkami - zawitała grupa dzieci z Wrocławia. To za sprawą
Bardziej szczegółowoTłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la.
Downloaded from: justpaste.it/nzim Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic Love Me Like You On mógłby mieć największy samochód Nie znaczy to, że może mnie dobrze wozić Lub jeździć
Bardziej szczegółowoPodziękowania naszych podopiecznych:
Podziękowania naszych podopiecznych: W imieniu swoim jak i moich rodziców składam ogromne podziękowanie Stowarzyszeniu za pomoc finansową. Dzięki działaniu właśnie tego Stowarzyszenia osoby niepełnosprawne
Bardziej szczegółowoNASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK
NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK Upadłam Nie mogę Nie umiem Wstać Sama po ziemi stąpam w snach Sama, samiutka próbuję wstać. Nie umiem Chcę się odezwać Nie wiem do kogo Sama tu jestem, nie ma nikogo Wyciągam
Bardziej szczegółowoPunkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy
Miesiąc:. Punkt 1: Wyznacz Twoje 20 minut z finansami Moje 20 minut na finanse to: (np. Pn-Pt od 7:00 do 7:20, So-Ni od 8:00 do 8:20) Poniedziałki:.. Wtorki:... Środy:. Czwartki: Piątki:. Soboty:.. Niedziele:...
Bardziej szczegółowoCopyright by Andrzej Graca & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Andrzej Graca ISBN 978-83-7859-138-2. Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
Andrzej Graca BEZ SPINY CZYLI NIE MA CZEGO SIĘ BAĆ Andrzej Graca: Bez spiny czyli nie ma czego się bać 3 Copyright by Andrzej Graca & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Andrzej Graca ISBN 978-83-7859-138-2
Bardziej szczegółowoWszystko to zostało razem zapakowane i przygotowane do wysłania.
Witajcie, Zastanawiałem się od czego zacząć, bo od mojej prośby do Was o wsparcie mnie w przygotowaniu pomocy dzieciom i młodzieży w mieście Embu w Kenii minęło już prawie trzy miesiące, a mnie się wydaje
Bardziej szczegółowoKODEKSOWI WĘDROWNICZEMU
SCENARIUSZ FILMU POŚWIĘCONEGO KODEKSOWI WĘDROWNICZEMU Wyjdź w świat, zobacz, pomyśl pomóż, czyli działaj. AUTOR: ALEKSANDRA KRZYSIEK 1 Wysokie góry, wśród nich wije się wąska ścieżka, górski szlak, nie
Bardziej szczegółowoW ramach projektu Kulinarna Francja - początkiem drogi zawodowej
W ramach projektu Kulinarna Francja - początkiem drogi zawodowej Chcielibyśmy podzielić się z wami naszymi przeżyciami, zmartwieniami, oraz pokazać jak wyglądała nasza fantastyczna przygoda w obcym ale
Bardziej szczegółowoAUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )
AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr 4-5 2009) Ten popularny aktor nie lubi udzielać wywiadów. Dla nas jednak zrobił wyjątek. Beata Rayzacher:
Bardziej szczegółowoROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA. autor Maciej Wojtas
ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA autor Maciej Wojtas 1. SCENA. DZIEŃ. WNĘTRZE. 2 Biuro agencji reklamowej WNM. Przy komputerze siedzi kobieta. Nagle wpada w szał radości. Ożesz japierdziuuuuu... Szefie!
Bardziej szczegółowoZapoznaj się z opisem trzech sytuacji. Twoim zadaniem będzie odegranie wskazanych ról.
11. W ramach wymiany młodzieżowej gościsz u siebie kolegę / koleżankę z Danii. Chcesz go / ją lepiej poznać. Zapytaj o jego/jej: miejsce zamieszkania, rodzeństwo, zainteresowania. Po przyjeździe do Londynu
Bardziej szczegółowoScenariusz 2. Źródło: H. Gutowska, B. Rybnik; Bezpieczna droga do szkoły, cz. 2. Wyd. Grupa Image, sp. z.o.o., Wydanie IV, Warszawa 2002r.
Scenariusz 2 Temat: Jestem uczestnikiem ruchu drogowego, wiem po jakich drogach się poruszam. Cel zajęć: Kształtowanie pojęć uczestnik ruchu drogowego jako pieszy, pasażer, kierujący pojazdem Zapoznanie
Bardziej szczegółowoZrób sobie najlepszy prezent
Zrób sobie najlepszy prezent W tym całym ferworze planowania świątecznego menu, wybierania dekoracji, kupowania prezentów warto zatrzymać się i zadać sobie pytanie: Co tak naprawdę jest dla mnie najważniejsze
Bardziej szczegółowoChwila medytacji na szlaku do Santiago.
Chwila medytacji na szlaku do Santiago. Panie, chcę dobrze przeżyć moją drogę do Santiago. I wiem, że potrzebuje w tym Twojej pomocy. cucopescador@gmail.com 1. Każdego rana, o wschodzie słońca, będę się
Bardziej szczegółowoIle waży arbuz? Copyright Łukasz Sławiński
Ile waży arbuz? Arbuz ważył7kg z czego 99 % stanowiła woda. Po tygodniu wysechł i woda stanowi 98 %. Nieważne jak zmierzono te %% oblicz ile waży arbuz teraz? Zanim zaczniemy, spróbuj ocenić to na wyczucie...
Bardziej szczegółowoAgroturystyka szansą dla mniejszych gospodarstw
https://www. Agroturystyka szansą dla mniejszych gospodarstw Autor: Małgorzata Chojnicka Data: 3 maja 2017 Na wsi żyje i pracuje ponad 40 proc. społeczeństwa naszego kraju. Właściciele małych gospodarstw
Bardziej szczegółowoSKALA ZDOLNOŚCI SPECJALNYCH W WERSJI DLA GIMNAZJUM (SZS-G) SZS-G Edyta Charzyńska, Ewa Wysocka, 2015
SKALA ZDOLNOŚCI SPECJALNYCH W WERSJI DLA GIMNAZJUM (SZS-G) SZS-G Edyta Charzyńska, Ewa Wysocka, 2015 INSTRUKCJA Poniżej znajdują się twierdzenia dotyczące pewnych cech, zachowań, umiejętności i zdolności,
Bardziej szczegółowociekawe i piękne domaniewice i okolice
ciekawe i piękne domaniewice i okolice Drogi turysto dołącz do nas! Zapraszamy Cię w podróż po pięknych i ciekawych okolicach Domaniewic. Podążaj z nami według wskazówek zawartych w rymowankach. Uważnie
Bardziej szczegółowoOpis trasy EDK Głogówek
Opis trasy EDK Głogówek Etap I Sprzed kościoła parafialnego św. Bartłomieja Apostoła wchodzimy na Rynek i od razu skręcamy w prawo. Idziemy wzdłuż kamienic w kierunku ulicy Wodnej (około 100 m). Skręcamy
Bardziej szczegółowoRozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.
Rozdział II Kupiłam sobie dwa staniki. Jeden biały, z cienkimi ramiączkami, drugi czarny, trochę jak bardotka, cały koronkowy. Czuję się w nim tak, jakby mężczyzna trzymał mnie mocno za piersi. Stanik
Bardziej szczegółowoprojekt biznesowy Mini-podręcznik z ćwiczeniami
DARMOWY FRAGMENT projekt biznesowy Mini-podręcznik z ćwiczeniami Od Autorki Cześć drogi Czytelniku! Witaj w darmowym fragmencie podręcznika Jak zacząć projekt biznesowy?! Jego pełna wersja, zbiera w jednym
Bardziej szczegółowoZatem może wyjaśnijmy sobie na czym polega różnica między człowiekiem świadomym, a Świadomym.
KOSMICZNA ŚWIADOMOŚĆ Kiedy mowa jest o braku świadomi, przeciętny człowiek najczęściej myśli sobie: O czym oni do licha mówią? Czy ja nie jesteś świadomy? Przecież widzę, słyszę i myślę. Tak mniej więcej
Bardziej szczegółowoOpowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...
Wielka przygoda Rozdział 1 To dopiero początek Moja historia zaczęła się bardzo dawno temu, gdy wszystko było inne. Domy były inne zwierzęta i ludzie też. Ja osobiście byłem inny niż wszyscy. Ciągle bujałem
Bardziej szczegółowoPONIEDZIAŁEK, 11 marca 2013
PONIEDZIAŁEK, 11 marca 2013 Poniedziałek był naszym pierwszym dniem w szkole partnerskiej (przylecieliśmy w niedzielę wieczorem). Uczniowie z pozostałych krajów jeszcze nie dojechali, więc był to bardzo
Bardziej szczegółowoWZAJEMNY SZACUNEK DLA WSZYSTKICH CZŁONKÓW RODZINY JAKO FUNDAMENT TOLERANCJI WOBEC INNYCH
WZAJEMNY SZACUNEK DLA WSZYSTKICH CZŁONKÓW RODZINY JAKO FUNDAMENT TOLERANCJI WOBEC INNYCH Dla każdego z nas nasza rodzina to jedna z najważniejszych grup, wśród których i dla których żyjemy. Nie zawsze
Bardziej szczegółowoFILM - SALON SPRZEDAŻY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH (A2 / B1 )
FILM - SALON SPRZEDAŻY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH (A2 / B1 ) Klient: Dzień dobry panu! Pracownik: Dzień dobry! W czym mogę pomóc? Klient: Pierwsza sprawa: jestem Włochem i nie zawsze jestem pewny, czy wszystko
Bardziej szczegółowoPiaski, r. Witajcie!
Piszemy listy Witajcie! Na początek pozdrawiam Was serdecznie. Niestety nie znamy się osobiście ale jestem waszą siostrą. Bardzo się cieszę, że rodzice Was adoptowali. Mieszkam w Polsce i dzieli nas ocean.
Bardziej szczegółowoFilip idzie do dentysty. 1 Proszę aapisać pytania do tekstu Samir jest przeziębiony.
114 Lekcja 12 Tak ubrany wychodzi na ulicę. Rezultat jest taki, że Samir jest przeziębiony. Ma katar, kaszel i temperaturę. Musi teraz szybko iść do lekarza. Lekarz bada Samira, daje receptę i to, co Samir
Bardziej szczegółowoNasza wielka katalońska przygoda, czyli wizyta w szkole Joan Sanpera i Torras w Les Franquesses.
Nasza wielka katalońska przygoda, czyli wizyta w szkole Joan Sanpera i Torras w Les Franquesses. Dzień 1 W Barcelonie wylądowaliśmy około 21.00, a następnie pojechaliśmy pociągiem na dworzec w Les Franquesses,
Bardziej szczegółowoSmażalnia Wicher. Smażalnia Ryb Wicher
Gdzie jeść w Chałupach? Smażalnia Wicher. W tym roku po raz pierwszy byłam w Chałupach. Zazwyczaj wybieraliśmy rejs statkiem na Hel i tam w zeszłym roku odkryliśmy restaurację Checz. Nie mogłam odpuścić
Bardziej szczegółowoWiersz Egzaminy, egzaminy... Ania Juryta
Wiersz Egzaminy, egzaminy... Ania Juryta Te egzaminy to istna z m o r a, lecz w końcu zdać by nadeszła pora! Już tyle godzin tu wyjeździłam, cud to, że Grzesia nie zamęczyłam! Raz mi na próbę zrobił egzamin
Bardziej szczegółowoMagiczne słowa. o! o! wszystko to co mam C a D F tylko tobie dam wszystko to co mam
Magiczne słowa C tylko tobie ccę powiedzieć to / / C / a / C a / / C / a / to co czuję dziś kiedy przycodzi noc / e / C / a / / e / C / a / tylko tobie C a / / C / a / tylko tobie dam białą róże i wszystko
Bardziej szczegółowoRODZINA KOWALÓWKÓW. Odcinek: Opowieść rodzinna, którą warto ocalić od zapomnienia. (fragment rozszerzonej wersji scenariusza filmowego)
RODZINA KOWALÓWKÓW (fragment rozszerzonej wersji scenariusza filmowego) Odcinek: Opowieść rodzinna, którą warto ocalić od zapomnienia SCENARIUSZ: Dominika Kowalówka Uczennica I kl. gimnazjum Szkolnego
Bardziej szczegółowoŻyczliwość na co dzień
Życzliwość na co dzień Codziennie na swojej drodze mijamy setki ludzi - w pracy, szkole, na ulicach, w sklepach i w komunikacji miejskiej. Czy nie byłoby nam wszystkim milej i łatwiej, gdybyśmy byli dla
Bardziej szczegółowoTrasa Niebieska. św. Ojca Pio. Studzionka Pawłowice Warszowice Mizerów Brzeźce Wisła Mała Studzionka
Przebieg trasy Studzionka Pawłowice Warszowice Mizerów Brzeźce Wisła Mała Studzionka Całkowita długość [km] 40,1 Suma podejść [m] 246,8 Ostatnia aktualizacja Marzec 2019! Miejsca, w których szczególnie
Bardziej szczegółowoOferta. Niezale ne wyjazdy. Nie marnuj czasu. Podró uj tak, jak chcesz.
Oferta Niezale ne wyjazdy Nie marnuj czasu. Podró uj tak, jak chcesz. 01 Korzyści 04 dla Ciebie Nasz zespół 02 Oferta 03 Referencje Nie marnuj czasu. Podró uj tak, jak chcesz. Chcesz podróżować niezależnie,
Bardziej szczegółowoTrasa św. Franciszka z Asyżu.
Trasa św. Franciszka z Asyżu. JASŁO GÓRA LIWOCZ - JASŁO Całkowita długość to 41 km z sumą podejść 658 m. Zasady poruszania się w czasie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej: - w czasie EDK poruszamy się w milczeniu
Bardziej szczegółowoComenius wyjazd do Włoch. Jagoda Kazana 6a Alicja Rotter 6a
Comenius wyjazd do Włoch Jagoda Kazana 6a Alicja Rotter 6a Spis treści: Przylot Przylot Dzień w szkole Nasi gospodarze rozpoczynali lekcje o godz. 8.00. My uczestniczyliśmy w dwóch lekcjach: plastyce i
Bardziej szczegółowoW MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!
W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!! W dniu 30-04-2010 roku przeprowadziłem wywiad z moim opą -tak nazywam swojego holenderskiego dziadka, na bardzo polski temat-solidarność. Ten dzień jest może najlepszy
Bardziej szczegółowoRodzicu! Czy wiesz jak chronić dziecko w Internecie?
Rodzicu! Czy wiesz jak chronić dziecko w Internecie? Okazuje się, że nie trzeba do tego wcale wiedzy komputerowej. Wśród przedstawionych rad nie ma bowiem ani jednej, która by takiej wiedzy wymagała. Dowiedz
Bardziej szczegółowo