W prenumeracie NOWA FANTASTYKA TAŃSZA O 1OOO zł patrz strona 72. Drogi Czytelniku!

Wielkość: px
Rozpocząć pokaz od strony:

Download "W prenumeracie NOWA FANTASTYKA TAŃSZA O 1OOO zł patrz strona 72. Drogi Czytelniku!"

Transkrypt

1

2

3 Drogi Czytelniku! Opowiadania i nowele Nancy Etchemendy Umowa żeglarza Mike Resnick Bacon z komputera Kim Stanley Robinson Zanim się obudzę Powieść George R.R. Martin Chleb i ryby (1) Z polskiej fantastyki Sławomir Prochocki Kontra Jacek Piekara Kupujcie holowizory Adam Hollanek Zabójcze lektury Krytyka Słownik polskich autorów fantastyki W. Serbinienko Trzy wieki tułaczki w świecie Utopii (1) Recenzje Małgorzata Skórska Totalna animizacja Film i fantastyka Dorota Malinowska Robot śmierci Nauka i SF Zbigniew Sołtys Ludzie o czterech głowach Komiks Funky Koval III (1) Bibliofil - Kinoman Maciej Parowski Kicz nieśmiertelny W tym n u merze mamy przyjemność przedsta wić pierwszą cześć mikropowieści George'a R.R. Martina, autora niezapomnianych Piaseczników" ( Fantastyka" nr 7/86) i Pieśni dla Lyanny" ( Fantastyka" nr ). Rubaszny kupiec kosmiczny występujący w kilku utworach Martina jest jedną z nie tak znów wielu postaci w literaturze SF, które pozostają w pamięci. Forma mikropowieści zaś jest idealnie dostosowana do miesięczników i w tym właśnie rozmiarze powstało wiele znakomitych utworów. W dziale krytycznym mamy atak na prozę braci Strugackich. Byli oni zwalczani w Związku Sowieckim za to, że są antysocjalistyczni, teraz oskarża się ich ó to. że w gruncie rzeczy siedzieli po uszy w socrealizmie. Ciężko to zrozumieć człowiekowi, który nie żyl w tamtych czasach. Od Trudno być bogiem" czuto się, że Strugaccy są nieprawomyślni (w tym przypadku powinno się mówić nielewomyślni"). Czuli to czytelnicy, czuli recenzenci. Inteligentni udawali, że nie ma sprawy, głupcy-jak pewien nieszczęśnik z Baszkirskiej prawdy"-atakowali, sprawiając wszystkim kłopot. Pisanie w tamtych latach było chodzeniem po linie nad przepaścią. Przez lata bohaterem był Priszwin - wszyscy wiedzieli, że jest antykomunistą, bo pisał tylko o przyrodzie. Przypomina się historia o pewnym Niemcu, który na urodziny Hitlera wywieszał najmniejszą flagę w miasteczku. Był to akt szaleńczej odwagi i czytelna dla współczesnych demonstracja postawy. Tylko jak to wytłumaczyć tym, którzy hitleryzmu nie pamiętają? Jest w tym morał dla wszystkich gotowych do kompromisów, do głoszenia pół- i ćwierćprawd. Będą wydrukowani, a potem zapomniani. Bułhakow przeczeka lat kilkadziesiąt i będzie żył. Myślę, że Strugaccy mimo iż (z trudem) przedostali się przez ucho igielne cenzury, też w literaturze pozostaną. I jeszcze jedno. W grudniowym numerze z ubiegłego roku zamieściliśmy trzy teksty traktujące o Bogu i religii w SF (i nauce). Dostaliśmy niewiele, ale za to ociekających nienawiścią listów wrogów religii i Kościoła. A przecież nikogo nie nawracaliśmy, pokazaliśmy tylko pewien istotny temat współczesnej SF. Gniew wzbudziło zwłaszcza omówienie teorii Fredkina. Oto pewnemu komputerowcowi w USA wychodzi z rachunku, że świat ma jakiś cel i że wolna wola jest dla tego celu niezbędna. Pisał o tym The Atlantic Monthly", przedrukował polskojęzyczny kwartalnik Ameryka ", ale dla nas ma to być temat tabu! Tyle o tolerancji. Z poważaniem Lech Jęczmyk W prenumeracie NOWA FANTASTYKA TAŃSZA O 1OOO zł patrz strona 72

4 Zemsta rządzi światem Drugoplanowy bohater zamieszczonego w Nowej Fantastyce" nr 2190 Gniewu" Kochańskiego (pierwszoplanowym jest oczywiście tytułowy gniew), jak przystało na prawdziwego rycerza (rodem z fantasy), po samobójstwie córki nie odczuwa nic poza pragnieniem zemsty. Uczucia ludzkie rządzą się tu innymi prawami. (A może to alternatywny" świat?) Przeżyłem szok, kiedy przeczytałem w notce o autorze, że wykazuje on dużą troskę o zachowanie gęstości psychologicznej". Szok zmieni! się po chwili w uśmiech. Merkalen kieruje się wżyciu, podobnie jak wielu bohaterów fantasy, samymi mięśniami, mózgu używając jedynie przy stawianiu kroków. Wszyscy przed nim umykają, gdy wyciąga miecz - dużo szybciej. A jak się nasz bohater zrobi purpurowy (czytaj: zły), to wyciągać miecza nie musi, a wszystkie bunty w zarodku zdusi. Wprawdzie bohater (czy raczej autor) umiejętnie unika zbyt częstych krwawych jatek w howardowskim stylu, ale ani przez chwilę nie mielibyśmy wątpliwości, kto by z nich wyszedł zwycięsko, gdyby nie kłopotliwa tarcza Mageota. Mniej więcej w połowie utworu autor zorientował się, że miecz i reputacja to mato i bohater wygrywa dzięki demonom. I ten olśniewający koniec: wspaniałomyślny bohater, jak w westernach, daruje życie Grademieunowi. Rzeczywisty bohater gniew" - znika. A ponieważ autor nie starał się rozgałęzić" opowiadania, znika i ono. W notce natknąłem się na wypowiedź p. Kochańskiego: fantasy jest gatunkiem płytkim, oczywiście poza kilkoma arcydziełami". Do kogo ma Kochański pretensje, skoro sam przyczynia się do tworzenia takiego wizerunku fantasy? Mariusz Leś Bartoszyce Brutalność i banał Chciałem zapytać, dlaczego w waszym piśmie jest tyle brutalności, jak na przykład w drukowanym w Nowej Fantastyce" nr 2/90 opowiadaniu fantasy Geheimnisnacht"? Uważam, że fantastyka ma przynieść odprężenie po szarości dnia codziennego, jednak u was niczego takiego nie ma. A opowiadania są bardzo banalne. Czemu nie opublikujecie czegoś w stylu Tolkiena lub Ursuli LeGuIn? Jeśli nadaliście Fantastyce" nazwę Nowa", to niech ona naprawdę będzie nowa. Piotr Jaworski Częstochowa Czytelnicy i Fantastyka" Fantasy to gatunek bardzo lubiany przez wielu naszych Czytelników. - Świadczyły o tym wyniki kolejnych sondaży, gdy fantastyka baśniowa zajmowała wysokie miejsca w zestawieniach utworów, które się najbardziej podobały. Potwierdzają to też nadchodzące do redakcji listy z prośbami o kolejne opowiadania z serii Warhammer" czy też nowe utwory Andrzeja Sapkowskiego, Krzysztofa Kochańskiego lub Zbigniewa Jastrzębskiego. Niektórzy z naszych korespondentów chcieliby wręcz, żebyśmy drukowali tylko fantasy. Tym razem jednak, z czystej przekory, wybrałem kilka wypowiedzi niezbyt przychylnych temu gatunkowi. (KS) Zaśniedziałe schematy...uważam, że literatura popularna powinna jak najszybciej przyswoić sobie nasze przeżycia ostatnich lat, tak jak kiedyś zaadaptowała wątki wojenne. Powinna to zrobić choćby po to, aby przyśpieszyć odreagowanie wszystkich nagromadzonych stresów. A poza tym, może pozwoli to ożywić zaśniedziałe już trochę schematy fantastyki (...). Życzę powodzenia w redagowaniu i wydawaniu NOWEJ Fantastyki" (szkoda tylko, że NOWOŚĆ zaczyna się kojarzyć z odejściem w stronęfantasy). Jacek Pietrucha Katowice Na młot Ody na! Dokąd jedzie ten pociąg? Korzystając z nadmiaru wolnego czasu, który to zapewniły mi burzliwe przemiany naszej gospodarki, przejrzałem archiwalne już numery Fantastyki". Uwagę moją zwróciły nader pochlebne uwagi pod adresem twórczości p. Andrzeja Sapkowskiego. Skłoniły mnie one do ponownego zapoznania się z opowiadaniami AS-a. Podczas bieżącej lektury nie zachwycily mnie, ale złożyłem to na karb roztargnienia i pośpiechu. Człowiek myli się tak często. Niestety, nie w tym przypadku. Ponowne zagłębienie się w świat, jaki proponuje AS, pierwszy gwiazdor polskiej fantasy", przyniosło same rozczarowania. (Na miot Odyna! kto propaguje tak fatalne określenia, gwiazdor" kojarzy mi się tylko z kaczor", proszę wybaczyć brak wyobraźni i tę niewinną kradzież). Ad rem, zamiast gwiazdy, latarka z przeterminowanymi bateriami, i to nie pierwszego, lecz czwartego rzędu. Nuda, jaka wieje z tych opowiadań, przekracza wszelkie granice przyzwoitości. Schematyczna struktura podsuwa jak na srebrnej tacy odpowiedzi: co zdarzy się za chwilę, jak się potoczy akcja, jak się zakończy kolejna przygoda itd. Takie postępowanie przekonuje czytelnika co do własnej przenikliwości i nazwijmy to, duchowego pokrewieństwa z autorem: ja też tak to widzę, też bym tak zrobił, też tak myślę. Stara, wypróbowana metoda na tani poklask, stosowana przez wielu polityków; odpowiednio dobrane i sformułowane komunały każda grupa społeczna radośnie odczyta jako własne poglądy. Daleki i wiekowy krewniak fantasy, bajka opowiadana dziecku po raz setny wywołuje w nim świeże emocje, a to dzięki emocji,.jaka zawarta jest w samej bajce. To ona odsuwa w cień znajomość przyszłych faktów i sprawia, że jest głęboko przez słuchacza przeżywana, mimo że dziecko zna ją już prawie na pamięć. A jak się to ma do twórczości AS-a? Nijak. Jakie bowiem wzruszenia mogą wywołać przesiąknięte literackością, papierowe postacie, w których serce toczy zamiast krwi farbę drukarską. Dziwotwory p. Sapkowskiego blado doprawdy wyglądają przy dziwotworach psychologicznych tegoż samego autorstwa. Spłycenie wszystkiego, co się tylko da spłycić, banał, trywialność i iopatologia królują tu niepodzielnie. Rzecz jasna w innym świecie obowiązuje inna psychologia, ale nie co chwila inna. Balzak przerywa przyjacielowi jego żale nad kłopotami rodzinnymi krótkim stwierdzeniem: Wróćmy do rzeczywistości, pomówmy o Eugenii Grandet". Podczas spaceru po lesie zawsze towarzyszy mi drżenie serca na myśl o spotkaniu jednorożca, bo Geralta nie spotkam na pewno. Geralt, ni to krewniak Wielkiego Bruce'a, ni to Żyd Wieczny Tułacz kontrolujący co chwila zawartość sakiewki, ni to Persiwal, który zapomniał, czego właściwie szuka, ni to romantyczny nadwrażliwiec ukrywający przed okrutnym światem pod pancerzem cynizmu wrażliwe serduszko. Panie Sapkowski, skądżeś Pan wytrzasnął taką literacką hybrydę, gdzie tygiel, w którym ją uwarzono? Gdyby chociaż był niemową, ale niestety mówi odkrywcze komunały znane już z czasów przedhomeryckich. I jeszcze to, proszę wybaczyć, dość głupawe pomrugiwanie do czytelnika, czy raczej może konsumenta. Niniejszym zgłaszam projekt powołania do życia Związku Obrony Czytelnika przed Autorami (ZOCpA) uważającymi nas za idiotów. Pan Sapkowski znalazłby się zresztą na dalszej pozycji, jest sporo innych młodych zdolnych. Magii w opowiadaniach AS-a pod dostatkiem, do wyboru, do koloru. Brak jednak tej najważniejszej, tej którą stwarza się światy, tej, którą czaruje się czytelnika. Brak tam życia, oddechu, brak tajemnicy, dramatyzmu, choćby odrobiny (mam nadzieję, że dramatyzm nie kojarzy się Panu z liczbą trupów, jest Pan na to zbyt inteligentny, czego nie można powiedzieć o sporej gromadce młodych, przepraszam za wyrażenie, autorów wciskających się do SF przez czwarte bramy, piąte drzwi, najczęściej kuchenne). Nie ma w tych opowiadaniach miejsca dla czytelnika, dla jego wyobraźni. Granie na koniunkturze nie zwalnia od tego. Znam wyniki konkursów, sondaży itp. Ale długość brody nie świadczy o mądrości, a popularność nawet o komercjalnej wartości, o czym wspomina p. Sapkowski: chciałbym pisać dobrą literaturę rozrywkową". Jeżeli by tak było, to byle cap byłby mądrzejszy od Platona, a szczytem literatury komercjalnej stałyby się półpornograficzne dziełka epatujące kiepskimi wulgaryzmami i prymitywną ginekologią. Wasz stary Prowok PS. Szarganie świętościami nigdy nie będzie bezpieczne. Dlatego na wszelki wypadek nazwisko i adres zastrzegam wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie lubię być linczowany.

5 opowiadania i nowele Nancy Etchemendy Umowa (The Sailor's Bargain) żeglarza Znowu jęczę przez sen. Poprzez otchłań dzielącą łóżka słyszę jak moja przyjaciółka Mary Fairfax woła mnie. Elektro. Elektro! Zbudź się. Ale nie mogę oddzielić jej głosu od pajęczej tkaniny mego snu. Tak jak nie mogę oddzielić huku wiatru i własnej krwi. Zbudź się. We śnie klęczę na zmytym deszczem pokładzie drewnianego statku, statku o wielu żaglach, wielkiego i ciemnego. Fale łamią się ponad dziobem, a maszty trzeszczą jakby się miały rozpaść na kawałki. Wiatr szarpie mną. Śmieje się i mówi: Umowa jest umową, to najważniejsze. Wtedy widzę, że dziób statku jest w rzeczywistości kaplicą sierocińca w San Francisco, gdzie się wychowałam. Biorę udział w jakiejś dziwnej mszy. Śpiewane odpowiedzi płyną z moich ust. Nie należą do żadnej znanej mi modlitwy. Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Wspomnij, że dni me jak powiew. W jednej chwili chaos snu pierzcha i siedzę patrząc w twarz Fairfax. Nikłe światło ulicznych lamp sączy się przez okno. Widzę w nim niby aureolę jej rozwichrzone włosy i zmarszczkę odciśniętą w poprzek policzka przez poduszkę. Sierociniec, kaplica i statek zniknęły. To samo zdarza się prawie co noc od dwóch miesięcy. Cholera mówi Fairfax.Nie zniosę tego więcej. Albo ktoś ci pomoże, albo się wyprowadzam. Przyciskam prześcieradło do czoła, żeby zetrzeć pot. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że tym, co widzę nie są ceglane ściany sypialni w przytułku pod wezwaniem Naszej Pani, Patronki Portu. Już prawie dwa lata minęło, od kiedy wyprowadziłyśmy się z Fairfax z tego katolickiego sierocińca. Teraz mieszkamy na terenie kampusu uniwersyteckiego w Las Piedras, w pomieszczeniu tymczasowym" po prostu w przyczepie podzielonej na kilka miejsc do spania i dużą łazienkę. Słyszę, jak nocny wiatr wieje od lądu w stronę oceanu, grasując między pilśniowymi płytami i skrobiąc po tanich framugach okiennych. W porównaniu z sierocińcem pod wezwaniem Naszej Pani, Patronki Portu, z jego grubymi ścianami, dębowymi belkami i ciężkimi, nabitymi ćwieka- mi drzwiami to małe pudełko daje tyle schronienia co kawałek papieru. Nie chcę żadnej pomocy mówię. Postanowiłam, że ten sen już się nigdy nie powtórzy. Ale Fairfax zna mnie zbyt dobrze. Wzdycha i zapala moją wyszczerbioną lampkę nocną. W jej podnoszącym na duchu, żółtym blasku pokój jest doskonałą ilustracją różnic między nami. Moja strona zawalona skarbami, które zbieram bez określonego planu buszując po sklepach ze starzyzną i pchlich targach, jej pusta i czysta jak cela mnicha. Ja kupuję krzywe stoliczki, dziurawe kapelusze, pudełka pełne kryształów i guzików. Fairfax woli nowoczesne europejskie sztychy i małe zegarki bez cyfr na cyferblatach. Nikt nie może tak po prostu zdecydować, że nie będzie śnił jakiegoś snu. On wróci, wiesz to tak samo dobrze jak ja. To nie jest normalne, Elektro. Ty i twoje koszmary nocne doprowadzają mnie do obłędu. Wyprowadzam się, jeżeli nie porozmawiasz z kimś na ten temat. Gasi światło. Podciągam kołdrę i gapię się przez okno na kiczowate czubki drzew. Ona po prostu, na swój sposób, stara się mi pomóc. Następnego ranka, w czwartek, kiedy wychodzę z pokoju, Fairfax siedzi w szlafroku grając na wiolonczeli. Jak zwykle macham na do widzenia, a ona jak zwykle kiwa lekko głową, nie odrywając wzroku od nut. W czwartek mam zajęcia rano, z teorii liczb, jedynego przedmiotu, jaki wzięłam w tym semestrze. W czerwcu, kiedy się rozpoczął, elegancja i czystość teorii liczb zachwycała mnie dzięki niej świat wydawał się ciekawszy, dobrze ukształtowany. Ale teraz jest sierpień. Od dwóch miesięcy majaczenia o wietrze i statkach okradają mnie ze snu. Często pojęcia, które przedstawia nasz profesor, nie mają dla mnie sensu, a czasami dowody, które wcześniej wydawałyby się oczywiste, umykają mi. Tego ranka znowu przesypiam zajęcia. Kiedy godzina się kończy, profesor bierze mnie na stronę. Elektro, uważam cię za jedną z najbardziej obiecują-

6 cych studentek matematyki. Ale ostatnio zauważyłem pewien, powiedzmy... brak koncentracji. Coś nie tak? - Nie. Nie, zupełnie nic mówię przypatrując się moim stopom. Niektórzy mężczyźni właściwie wszyscy peszą mnie. Stojąc przed mężczyzną-nauczycielem czuję się jeszcze bardziej nieporadnym kłamcą niż zazwyczaj. - Przepraszam mamroczę.jestem spóźniona. Naprawdę muszę iść. Wybiegam z sali w stronę kafeterii, gdzie zazwyczaj jem śniadanie po wykładzie. Zatrzymuję się na terrazzo plaża przed kaplicą, żeby spojrzeć na lśniącą mozaikę fasady, przedstawiającą Pana Jezusa Chrystusa idącego po wodzie po tym, jak uciszył sztorm. Zupełnie bez powodu na ramionach pojawia mi się gęsia skórka. Jest bezchmurny, olśniewający dzień, ciepła bryza wieje od oceanu w stronę lądu, ciężka zapachem wodorostów. W tym momencie świat zaczyna wirować i falować i zupełnie bez ostrzeżenia jestem pogrążona w swoim koszmarze. Tym razem wydaje mi się, że patrzę na czarny statek, wisząc w powietrzu. Jest to ta sama łajba, drewniana, o siedmiu czy ośmiu prostokątnych żaglach. Fale jak góry taranują jej burtę, a ona jęczy pochylając się. Chwytam powietrze w obawie, że kiedy łódź zginie, ja umrę także. Miałam ten sen już wiele razy wcześniej, ale nigdy tak w pełni obudzona, w środku dnia. Staram się zaczepić o solidną realność plaża i lśniącej mozaiki. Ale kiedy dochodzę do siebie, nie jestem tam, gdzie byłam. Leżę twarzą w dół na szerokich schodach obejmując ramionami drewniany słup to balustrada, przy której udziela się komunii. Podnoszę wzrok. Poznaję kształt łuków nad moją głową i witraże przedstawiające drogę krzyżową. Jestem wewnątrz kaplicy. Chwiejnie podnoszę się na nogi. Za balustradą widzę ogołocony ołtarz. Haftowany obrus na ziemi, jak stos bielizny do prania. Obok zrzucona wielka Biblia z połamanym grzbietem. Odwracam się. Pomiędzy ławkami leżą mszały. Dym unosi się w widmowych wstążkach z knotów kilkunastu pogaszonych wotywnych świec. Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Wspomnij, te dni me jak powiew. Słowa te rozbrzmiewają w mojej głowie. Z trudem chwytam powietrze i rozglądam się wokół sprawdzając, czy nikt nie widział mego wiatrakowatego lotu. Po chwili zmuszam się do wolnego kroku. Idę w kierunku kafeterii, powtarzając cichym szeptem: Jestem zmęczona. Na pewno wszystko to sobie wyobraziłam. Jestem zmęczona... Docieram do kafeterii, kupuję pączka posypanego cukrem i czarną kawę. Kiedy stoję w kolejce do kasy, staram się skoncentrować na sprawach doczesnych, to znaczy na sztućcach i dokładnym odliczeniu pieniędzy. Nie ma znaczenia co sobie wmawiam. Wiem, że to, co widziałam, było realne. Kaplica wyglądała, jakby w jej wnętrzu zerwała się burza. Jakby mój nocny koszmar zdarzył się naprawdę. Ale to dziecinny nonsens, a ja już nie jestem dzieckiem. Mam dwadzieścia lat, w listopadzie skończę dwadzieścia jeden zbyt dużo, żeby lękać się snów. Nigdy w życiu nie byłam na statku. A jeżeli chodzi o wiatr, zawsze uwielbiałam być na dworze, gdy wiał puszczać latawce lub po prostu spacerować, owinięta w ciepiy płaszcz i w kapeluszu. Nie mogę przypomnieć sobie żadnego powodu, dla którego miałabym się bać wiatru czy statków. Ale kiedy odliczam dwie dwudziestki piątki, jedną dziesiątkę i dwie pięciocentówki i kładę je do ręki kasjerce, jak kleszcze łapie mnie wspomnienie najważniejszego faktu mego życia. Nigdy nikt nie pozna mnie do końca, nawet ja sama. Nie jestem zwykłą osobą. Jestem, prawdę mówiąc, znajdą. Siadam przy jednym ze stołów na zewnątrz i przyglądam się analitycznie, jak łzy spływają do mojej parującej kawy. Nie potrafię się zmusić, żeby podnieść wzrok i zobaczyć, kto odsuwa krzesło z drugiej strony stołu. Cześć. To Fairfax. Przykrywa dłonią moją rękę. O co chodzi? - pyta. Potrząsam głową. Nie jestem pewna, czy mogę już rozmawiać, nawet z Fairfax. Ale chwilę później słowa płyną w nieoczekiwanym pośpiechu. Ja... szłam przez plaża. Miałam sen.mój głos łamie się i milknę bezradna. Fairfax marszczy czoło. Czy jest to zainteresowanie, czy niedowierzanie? Sen? W środku dnia? Przygnębiona potakuję. A kiedy się zbudziłam, byłam wewnątrz kaplicy. Wszystko było w nieładzie. Fairfax, wiatr wiał wewnątrz kaplicy. Pogasił świece, zerwał obrus z ołtarza. Co mam robić? Uśmiecha się. To niedowierzanie. - Ej mówi.wymyśliłaś to sobie. - Nie. Nie mogłabym. Fairfax zaciska usta w cienką, pełną determinacji linię i bierze mnie za ramię. W porządku. Pokaż mi mówi. Napięcie między nami rośnie, kiedy idziemy w milczeniu z powrotem w kierunku kaplicy. Kiedy dochodzimy, Fairfax otwiera duże drewniane drzwi i zaglądamy w głąb nawy. Oczy Fairfax robią się ogromne, kiedy mierzy wzrokiem zniszczenia. Łapie mnie za ramię i pospiesznie wyciąga z powrotem na plaża, na ławkę pod palmą. Elektro, myślę, że powinnyśmy porozmawiaćstwierdza. Mówiłam ci odpowiadam.to się stało naprawdę. Gwałtownie potrząsa głową. - To nie może mieć związku z twoim snem. Bądź rozsądna. - Nie. Tu chodzi o mnie. Wiem na pewno. - Oszalałaś. To tylko zbieg okoliczności. Może wandale. Albo ktoś zrobił głupi dowcip. - Nie. To ja. Wiatr mnie prześladuje. - Świetnie. Jeżeli naprawdę tak myślisz, powinnaś pójść do lekarza.prawie krzyczy. - Lekarz mi nie pomoże! Fairfax zamyka oczy i po cichu liczy. Kiedy dochodzi do dwudziestu jeden, wstaje i przerzuca torbę z książkami przez ramię. Spóźnię się na zajęcia mówi. Odwraca się i idzie przez plac zostawiając mnie samą pod drzewem. Widzę ją znowu dopiero po kolacji, kiedy pojawia się w sypialni z uśmiechem na twarzy. Widziałam ten szeroki uśmiech już wcześniej, oznacza, że jest zadowolona z samej siebie i aż pali się, żeby mi o tym powiedzieć. Przepraszam za rano odzywam się. Siedzę ze skrzyżowanymi nogami na łóżku, przerabiając dowody i oglądając program w moim starym czarno-białym telewizorze bez jakiegokolwiek pokrętła. Och, zapomnijmy o tym. Mam wspaniały plan. Patrzę na nią zaniepokojona. Jej ostatni wielki plan dotyczący mnie polegał na tym, że miałam sprzedać swoją kolekcję komiksów, żeby kupić używane alfa romeo. Spędziłam cały dzień, żeby wszystko dograć. Wiesz, ta marna przyczepa to straszne miejsce dla kogoś, kto ma koszmary związane z wiatrem. Myślę, że powinnyśmy się stąd wynieść. Marszczę brwi. Ona jest taka impulsywna. Gdzie miałybyśmy pójść? Fairfax wyciąga kawałek złożonego papieru z notatką wyraźnie napisaną miękkim ołówkiem drukowanymi literami: MIESZKANIE Z WIKTEM, CENY DOSTĘPNE. DR I PANI AXELROD DESMOND, ULICA MELVILLE^A 713, 322I Co to jest? - Pamiętasz mojego nauczyciela fizyki, Tony'ego DiMarini? Potakuję. Wspomniała o nim raz czy dwa, mówiąc jaki

7 jest miły. Fairfax, specjalizując się w muzyce, jest w trakcie zmagania się z wymaganym kursem fizyki. No cóż, wpadłam dzisiaj na niego po zajęciach- mówi. Wspomniał, że tam gdzie mieszka, jest parę wolnych pokoi. To stary dom w pobliżu kampusu. Interesujące? Żuję gumkę mojego ołówka. Wszystko to brzmi dla mnie jak intryga DiMarinfego. - Dom należy do emerytowanego profesora angielskiego i jego żony. Wynajmują za grosze pokoje na piętrze studentom, chętnym do pomocy w domu i na podwórzu. - Brzmi podejrzanie mówię. Fairfax wypuszcza głośno powietrze przez nos. Elektro! Nie bądź taka. Zerkam na nią, nagle zdając sobie sprawę, że trzyma coś jeszcze w zanadrzu. - Skąd wiesz, że to wspaniałe miejsce? - Wiesz...hmm...zatelefonowałam do pani Desmond. Poszłam obejrzeć dom dzisiaj po południu. Och, Elektro, będziesz go uwielbiać. Jest ogromny. Zrobiony z solidnego kamienia. A Desmondowie są znakomici. Na początku nie chcieli wziąć zaliczki, zanim nie zobaczą ciebie... -jej głos urywa się. No tak mówi. Zakrywa usta dłonią. - To znaczy, że je wynajęłaś? Nawet mnie nie pytając? - Wiedziałam, że będzie ci się podobało, po prostu wiedziałam i gdybym nie wzięła tego od razu, zrobiłby to ktoś inny. Prawdę mówiąc, Tony wystawił nam dobre świadectwo. Och, Elektro, przynajmniej spróbuj. Fairfax jest rozjaśniona podnieceniem. Jej oczy lśnią jak słońce na zielonym morzu. Naprawdę trudno winić DiMarinfego, że próbuje być bliżej niej. Znowu patrzę na adres, starając się być krytyczna: ulica Melville'a 713. Na przekór sobie widzę duży, jasny pokój z widokiem Szczęśliwa siódemka, pechowa trzynastka. Myślę o tym, jak nasza obskurna, zatłoczona przyczepa trzęsie się przy najmniejszym podmuchu wiatru. Naprawdę tego nienawidzę. Fairfax ma rację. To bardzo niedobre miejsce dla kogoś, kto ma takie sny jak ja. Och, w porządku mówię wreszcie. Ulica Melville'a znajduje się na wzgórzu po północnej stronie kampusu. Zgodnie z opisem Fairfax numer 713 to dwupiętrowy budynek ze ścianami z polnych kamieni i rozległą werandą. Wiekowa wierzba stoi na straży podwórka. Chodnik, którym idziemy, powypiętrzany jest przez jej korzenie. Wszystko wskazuje na to, że Fairfax mówiła prawdę. Dom wygląda potężnie, solidnie i zapraszająco. Gdy przychodzi sobota, bierzemy z Fairfax kartonowe pudła z supermarketu i pakujemy w nie nasze rzeczy. Ona zapełnia sześć pudeł, ja piętnaście, już po wyrzuceniu wszystkiego, z czym się potrafię rozstać. Chciałabym, żeby rzeczy nie były dla mnie tak ważne. Czasami podejrzewam samą siebie, że próbuję za ich pomocą odbudować przeszłość, przedmiot za przedmiotem. Fairfax siedzi na podłodze przerzucając rzeczy z mojej kupki muszę zatrzymać*' do otwartych kartonów, oglądając od czasu do czasu coś, co ją zainteresuje. Mierzy czarną, wyszywaną cekinami rękawiczkę, zaginając mały palec jakby piła herbatę i śmieje się. - Gdzie jest druga? -pyta. - O ile wiem, nigdy jej nie było odpowiadam. Tony DiMarini zaoferował nam pomoc w przeprowadzce. Myślę o nim nieufnie i bez sympatii. Wyobrażam go sobie jako przystojnego, młodego profesora koło trzydziestki, starannie ubranego w oksfordzką koszulę z podwiniętymi rękawami i uganiającego się po kampusie za każdym co ciekawszym towarkiem. Jest późne popołudnie, kiedy puka w nasze otwarte drzwi. Odchrząkuje i mówi: Cześć, czy to tu? wchodząc do pokoju potyka się o coś niewidzialnego. Podczas gdy z Fairfax pomagamy mu wstać, przestaję go widzieć jako rozpustnika, przypomina raczej czaplę, szczególnie jego nogi, guzłowate i niemożli- wie kruche. Ma kręcone, jasne włosy i dziury na siedzeniu dżinsów, przez które można zobaczyć bokserskie spodenki w szkocką kratę. Zaczynam go lubić prawie od pierwszej chwili, prawdopodobnie dlatego, że wcale nie jest taki, jak się spodziewałam. Jeżeli jest zainteresowany Fairfax, będzie się musiał ciężko napracować. Samochód Tony'ego to limuzyna ze zwisającym przednim zderzakiem i silnikiem, który hałasuje jak pociąg towarowy. Bonneville Teraz już takich nie robią mówi z dumą poklepując maskę. Samochód jest tak wielki, że wszystkie dwadzieścia jeden naszych kartonów łatwo mieści się na tylnym siedzeniu i w bagażniku. Dla nas trojga jest mnóstwo miejsca z przodu. Kiedy dojeżdżamy do nowego domu, Lawinia Desmond wita nas w drzwiach. Roddy, Roddy! woła prowadząc nas przez przedsionek.przyjechała Mary Fairfax z przyjaciółką. Roddy wystawia głowę zza rogu, wyrywa różaną fajkę spomiędzy sinawych warg i macha radośnie. - Witaj, Mary.Patrzy w moim kierunku opuszczając krzaczaste brwi. A ty musisz być...? mówi. - Elektra Thorpe. - Oczywiście. Wspaniale, wspaniale woła. - Mówiłam już Mary, jakie zasady obowiązują w tym domu mówi Lawinia prowadząc nas na górę po wyfroterowanych schodach z twardego drewna. Ale powtórzę jeszcze raz. Nie zgadzam się na papugi. Nie jestem w stanie znieść czyszczenia wszystkiego, co zostawiają na ścianach. Starajcie się zachowywać cicho po drugiej w nocy. I żadnych grupowych kąpieli. - Moja kochana Lawinio, jesteś taka kołtuńska stwierdza Roddy. Lawinia mówi dalej, niewzruszona: Czysta pościel i ręczniki raz na tydzień, 150 dolarów miesięcznie, w tym posiłki. I prawdopodobnie poprosimy was, żebyście zrobiły od czasu do czasu coś w kuchni i ogrodzie. Dochodzimy na drugie piętro. Stoimy w wąskim hallu z dwojgiem drzwi po prawej i dwojgiem po lewej stronie. Dzień jest ciepły, ale w domu, nawet tak blisko dachu, panuje chłód. Przez owalne okienko w odległym końcu hallu widzę gałęzie wierzby ocieniające na zielono ściany i kołyszące się w popołudniowym powietrzu. Lawinia trzyma dwa identyczne klucze, takie staroświeckie, z dziurką w rączce i szerokim, łamanym zębem na dole. Klucze do domu mówi wręczając każdej z nas po jednym. Potem przyciska wskazujący palec do policzka. Niech się zastanowię. Czy o czymś zapomniałam? Tony uśmiecha się. W jego bladych policzkach widać dołeczki. - Może rozkład dnia?pyta. - Och tak. Śniadanie o siódmej, kolacja o ósmej. Obiad to już wasza sprawa. Ale o piątej w gabinecie Roddy'ego jest codziennie herbata. Oczywiście jesteście mile widziane. Potem ciągnie Roddy'ego za rękaw koszuli. - Teraz chodź. Potrzebuję cię w kuchni, otworzysz mi parę słoików. - Świetnie, świetnie mówi Roddy. Bardzo miło mieć was tutaj.jego głos odbija się od twardego drewna. Dźwięk wypełnia mnie przyjemnym ciepłem, które zwykłam odczuwać w sierocińcu, kiedy siostra Mary Rosę kołysała mnie po moich złych snach. Tony, Fairfax i ja stoimy sami w mrocznym korytarzu uśmiechając się do siebie. Może wszystko będzie dobrze. Wybieram pokój obok łazienki, wysoki i jasny, tak jak to sobie wyobrażałam. Ściany ma jasnozielone, a sufit skośny. Okno zrobione jest z małych, kwadratowych szybek, a pod nim stoi szeroka drewniana ława. Jeżeli pokój ma w ogóle jakieś wady, jest to widok na morze. Dawniej nic bardziej by mnie nie cieszyło. Ale od czasu

8 kiedy zaczęły się sny, widok oceanu czasami napełnia mnie niepokojem. Wolałabym raczej drugi pokój, ten obok Tony'ego, z oknami wychodzącymi na ulicę. Ale obawiam się, że jeśli koszmary nocne wrócą, będę go niepokoić, a nie chciałabym, żeby się o nich kiedykolwiek dowiedział. Na początku żyję przez cały czas w napięciu, czekając na pierwszą złą noc, spodziewając się jej za każdym razem po zgaszeniu światła. Ale dni mijają, a sen nie wraca. Mimo woli zaczynam się uspokajać. Sierpień przechodzi we wrzesień. Pomagamy Lawinii zbierać granaty. Rozgniatamy połówki owoców w sterylizowanych, kamiennych garnkach, a Lawinia dodaje drożdży i cukru, żeby rozpocząć fermentację winną. Najmilszy tytuał w roku mówi. Stoimy rządkiem przy zlewie, obryzgani szkarłatnym Sokiem, uderzając widelcami, nożami i drewnianymi łyżkami w rytm rockowej muzyki dobiegającej z przenośnego magnetofonu Lawinii. Tony uśmiecha się złośliwie sięgająe, żeby pomazać mój nos ściekającą z jego palca czerwienią. Kuchnia wypełniona jest wyśmienitym oparem i zapachem rozgrzanej kamionki. Na uczelni zaczyna się semestr jesienny. Zapisuję się na kurs matematyki wyższej i nieeuklidesowej geometrii, znów pełna zapału i podekscytowana elegancją cyfr. Czas łagodzi ostrza mojej pamięci. Może koszmary odeszły na zawsze, może mimo wszystko nie będzie tak źle. Tylko raz w czasie całego tego okresu odezwało się słabe echo dawnego horroru. Pewnego popołudnia, kiedy wracam po zajęciach do domu, spostrzegam nazwę ulicy odciśniętą na betonowym krawężniku na rogu, tuż przed domem. Jestem zdziwiona, że napis nie brzmi Melville, a Loma de Viento. Nie wiem, co te słowa oznaczają. Nie znam hiszpańskiego. Otrząsam się i szybko idę do domu, czując się nieswojo. W chłodne popołudnie w środku listopada Tony, Fairfax i ja wkładamy swetry i wyciągamy wiklinowe fotele z ganku na trawnik przed domem. Ogrzewając palce na kubkach z gorącą czekoladą oglądamy całkowite zaćmienie księżyca. Przez prześwity w chmurach widzimy księżyc, który jest najpierw srebrnym jajem, by potem stać się czerwonym paznokciem, a Tony opowiada. Niskim, sennym głosem mówi o swojej pracy w laboratorium, gdzie prowadzą eksperymenty z jądrem niobu, starając się udowodnić istnienie swobodnych kwarków. Ze śmiechem spieramy się, czy fizyka jest częścią matematyki, czy matematyka fizyki. Fairfax zapewnia nas, że muzyka jest esencją obu. Ciągle czekam, żeby przysunął się do niej bliżej, objął ją ramieniem. Ale nigdy tak się nie dzieje. Prawdę mówiąc, wydaje się tak pogrążony w naszej rozmowie o matematyce i fizyce, że nie dostrzega niczego poza tym. Sprawy serca są dla mnie tajemnicą. Mam prawie dwadzieścia jeden lat i ciągle jestem dziewicą. Czasami zastanawiam się, czy nie powinnam była zostać u Naszej Pani, Patronki Portu. Myśl o zostaniu zakonnicą nigdy nie była mi zbyt odległa. Później, sama w moim pokoju, zasypiam myśląc o Tonym, jego żywej twarzy w świetle gwiazd i czerwonego księżyca, o jego oddechu pachnącym kakao jak u małego chłopca. I koszmar przychodzi znowu. Tym razem porządek wydarzeń sennych jest inny niż poprzednio. Jestem w czarnej kaplicy na pokładzie kołyszącego się statku. Ale jedną ze ścian zastępuje ogrodzenie z siatki. Takie samo jak to, które okalało plac zabaw w sierocińcu. Mężczyzna, jakby znajomy, stoi trzymając się go kurczowo. Nie widzę jego twarzy, ale myślę, że jest to Tony, brodaty, zgarbiony, w żeglarskim płaszczu. Elektro woła. I wyśpiewuje słowa: Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Wspomnij, że dni me jak powiew. Nagle przypominam sobie tego mężczyznę ze swego dzieciństwa. To nie jest Tony. To wcale nie jest Tony. Słowa, kiedy wychodzą z jego ust, a nie z moich, nie mają żadnego efektu. Wiatr śmieje się z niego, zagłusza go wyciem. Umowa jest umowę. I coś jeszcze, coś nowego. Już czas. Przemija. Wiatr łapie mnie i okręca wkoło, aż zaczynam krzyczeć. Wydaje mi się, że słyszę jeszcze echo tego krzyku, kiedy się budzę. Okno jest otwarte, huśta się w przód i w tył na zawiasach. Ten człowiek. Przez wszystkie lata przesłoniły go inne wydarzenia, inni ludzie. Jak mogłam o nim zapomnieć? Ktoś gwałtownie otwiera drzwi. Elektro! Tony stoi w bladym prostokącie drzwi.jezu szepcze bardzo wolno Jezu! Przerażenie w jego głosie każe mi rozejrzeć się wokół. Obrazki zerwane ze ścian. Książki i papiery porozrzucane. Moje łóżko stoi pionowo, a rama i materace leżą oddzielnie na podłodze za mną. Pierze z mojej poduszki opada w powietrzu leniwie wirując. Co się dzieje? Fairfax pojawia się za Tonym, pośpiesznie starając się zawiązać pasek przy szlafroku. Słyszę gwałtowne kroki na schodach i głos Roddy'ego: Odłóż tę rzecz, Lawinio! Pozabijasz nas wszystkich. Ktoś zapala światło. Lawinia, bez tchu, wpada do pokoju, wymachując zakurzonym pistoletem, który wyrywa jej Roddy. Potem wszyscy zćłmierają w osłupieniu, patrząc na ruinę, jaką stał się mój pokój. Fairfax pierwsza wykonuje ruch. Biegnie do okna, wystawia głowę na zewnątrz, patrzy w górę i w dół na podwórko. - Nic nie widzę mówi Musieliśmy go wystraszyć. W głowie wciąż mi się kręci od snu. - Nikogo nie było mówię.tylko wiatr. Tony, ubrany w piżamę całą w malutkie, wyblakłe lilie burbońskie, przeczesuje palcami włosy. Wiatr? Jak wiatr mógłby to zrobić. Nawet nie wieje. Fairfax warczy na niego. Nie widzisz, że Ona na wpół śpi i jest przerażona? Oczywiście, że to nie był wiatr. Ale Lawinia przechodzi przez pokój i zamyka okno. Zupełnie poważnie mówi. No cóż, to jest całkiem możliwe. Tu na wzgórzu mamy czasami kapryśne wiatry. Kiedyś ta ulica nazywała się Loma de Viento, zanim nie zdecydowano, że wszystkie nazwy w okolicy muszą mieć coś wspólnego z literaturą. Idiotyzm. Znowu słyszę dzwonienie w głowie, tak jak wtedy, kiedy zobaczyłam słowa wyryte na krawężniku. Loma de Viento. Co to znaczy? pytam słabym i drżącym głosem. Roddy prycha. - To był zły dzień, kiedy przestała w szkołach obowiązywać łacina podkreśla słowa wymachując lufą pistoletu. - Na litość boską, uważaj, gdzie tym celujesz mówi Lawinia. Zwraca się do mnie: W wolnym tłumaczeniu to oznacza Wichrowe Wzgórze, kochanie. Kiedy Tony i Desmondowie odchodzą do swoich pokoi, Fairfax łapie mnie za ramiona. To był sen, tak? Potakuję. Czy myślałaś kiedyś...wiesz, istnieją ludzie, którzy mogą poruszać przedmioty za pomocą siły woli. Ja nawet nie wiem, jak to nazywają. Psycho-coś tam. Nachyla się w moją stronę. EleKtro, boję się o ciebie. Musisz coś z tym zrobić. Porozmawiać z kimś. Proszę. Walczę, żeby utrzymać równowagę na granicy śmiechu i łez. Z kim mogę porozmawiać? Tylko mi to powiedz. Kto wie jak powstrzymać wiatr? Odpływam na powierzchnię wyczerpanego snu, myśląc o naszym adresie. Loma de Viento: Wichrowe Wzgórze 713. Racjonalna część mnie upewnia tę nieracjonalną, że to tylko zbieg okoliczności; koncepcja, że nasz los jest zaplanowany z góry, jest niemodna, nic w mojej mrocznej, nieznanej przeszłości nie spowodowało, że przeniosłam się do tej części miasta, gdzie wieją kapryśne wiatry. Te myśli prowadzą do innych, o mężczyźnie ze snu. Wiem, skąd pochodzą słowa odpowiedzi z koszmaru nocnego. Jest mglisty dzień na placu"zabaw w sierocińcu. Mam sześć lat. Po drugiej stronie ogrodzenia widzę mężczyznę. Jest zawinięty w duży, ciemny płaszcz. Ma żeglarską czapkę z ptasim dziobem i cudowną, zmierzwioną brodę. Idę w jego stronę, za-

9 fascynowana. We mgle wygląda tak dwuwymiarowo i nierealnie. Wymawia moje imię. Jego oddech jest ostry i cierpki. Jego głos dziwny -ochrypły, łamiący się...płacze. Szepcze słowa. Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Wspomnij, że dni me jak powiew. Potem, potykając się, ucieka w mgłę. Kiedy budzę się następnego ranka, Fairfax już ćwiczy na wiolonczeli, myląc się ciągle. Powtarza ten sam pasaż raz po raz, głośno i niecierpliwie. Dzień jest jasny i spokojny, słońce wlewa się przez okno, gdy podnoszę pomięte papiery, wieszam z powrotem obrazki i ustawiam swoje drobiazgi w ich normalnym porządku, będącym nieładem. Nic nie zostało zniszczone. Wszystko wygląda tak jak wcześniej może nieco mniej zakurzone. Sumiennie przeżuwam i połykam śniadanie, przeżuwam i połykam, i zapewniam wszystkich, że czuję się dobrze. Roddy rozpoczyna pełną szczegółów opowieść o wielkim sztormie w pięćdziesiątym ósmym, który powyrywał drzewa z korzeniami, pozrywał linie wysokiego napięcia i zostawił połowę domów w Loma de Viento bez dachów. Uśmiechając się i krojąc żółtko w swoim sadzonym jajku zapewnia nas, że nie dotyczyło to domu pod numerem 713. W Las Piedras nie ma solidniejszej budowli. Tego popołudnia zbieramy się na herbatę w gabinecie Roddy'ego. Najbardziej lubię ten pokój. Jego ściany wyglądają jakby były zrobione z książek. Pojedyncze okno z szybkami oprawionymi w ołów i kamienny kominek wyzierają spomiędzy złotych tytułów i zakurzonych opraw. Kręcimy się pomiędzy zbyt dużą ilością krzeseł popijając Earl Greya i Souchong. Roddy chrupie imbirowe ciasteczka robiąc Fairfax wykład o pochodzeniu jej imienia. Nikt nie mówi nic na temat wiatru. Co za szczęśliwy zbieg okoliczności stwierdza Roddy. - Nazwisko Fairfax pochodzi od staroangielskiego/yrfeax i znaczy płomiennowłosa. Słaby uśmiech przebiega przez jej twarz, pierwszy tego dnia. Oczywiście przypadek nie ma z tym nic wspólnego. W Naszej Pani, Patronce Portu, obowiązkiem siostry Jude, matki przełożonej, było znajdowanie imion. Kiedy tylko nie modliła się, albo nie siedziała zamknięta w swoim biurze, spędzała czas ślęcząc nad księgą Beowulfa lub opowieściami o królu Alfredzie. Roddy odwraca się do mnie z ożywieniem. - Ty także się interesująco nazywasz mówi. - Co...Thorpe? nic nie wiem na temat mojego nazwiska poza tym, że wybrała je siostra Jude, prawdopodobnie w dniu, kiedy miała mniej inwencji. Zawsze wyobrażałam ją sobie, jak zamyka oczy i wskazuje na chybił trafił nazwisko Thorpe w książce telefonicznej. - No...Thorpe jest interesujące, ale nie tak bardzo. Pochodzi od thearf, co oznacza potrzebę lub strapienie. Jakże odpowiednie dla niemowlęcia znalezionego wieczorem na schodach sierocińca, którego ciało chronił przed mgłą jedynie stary marynarski płaszcz. Może nie doceniałam siostry Jude przez te wszystkie lata. Nie, myślałem raczej o imieniu Elektra mówi Roddy.Naprawdę fascynujące imię. Przypuszczam, że nosił je ktoś w twojej rodzinie. Desmondowie nie wiedzą jeszcze o naszym pochodzeniu. Chciałabym powiedzieć Roddy'emu, że zostałam nazwana tak po swojej babce ze strony matki lub na cześć bliskiej przyjaciółki rodziny. Ale prawda jest taka, że dostałam imię Elektra, ponieważ zakonnica odkryła je nabazgrolone na kawałku zabrudzonego płótna znalezionego przy płaszczu, w który byłam owinięta. - Moja rodzina nie ma jakiejś specjalnej historii odpowiadam, mając nadzieję, że to zniechęci Roddy'ego. Ale oczy mu błyszczą i ciągnie dalej. - Poza oczywistymi miejscami takimi, jak mity, książki Freuda i takie tam, natrafiłem na to imię tylko jeden raz. To cała opowieść. Był stary statek o nazwie Elektra", żeglował w dół i w górę brzegu koło San Francisco. To był zabytek, barka przerobiona dla celów turystycznych. Rodzaj atrakcji. Wyglądała wspaniale płynąc w stronę Golden Gate. Była całkiem ładna. Nieważne, że stara. Dużo starych rzeczy jest ładnych zerknął na Lawinie. W gabinecie jest za gorąco. Patrzę w stronę okna. Może powinnam je otworzyć. Roddy pyka swoją fajkę. Chmury słodko pachnącego dymu kotłują się w świetle słonecznym. Całkiem zdumiewająca historia. Złapał ją okropny sztorm w pobliżu Farallons i zatonęła. To był listopad. Jakieś dwadzieścia lat temu. Sądzę, że to był rok, w którym Sartre* odrzucił Nobla wpatrywał się w sufit obliczając w pamięci. Więc było to dokładnie dwadzieścia jeden lat temu. Kręci głową. Nie powinna wypływać poza sezonem. Mogło to być prawdziwe nieszczęście, ale kapitan uratował wszystkich, pasażerów i załogę. To znaczy wszystkich poza jednym niemowlęciem. Całkiem bohaterska historia. Możecie sobie wyobrazić, co to był za dzień dla dziennikarzy. Statek noszący moje imię zatonął w tym miesiącu, w którym się urodziłam i jedyną ofiarą było nowo narodzone dziecko. Po prostu ciąg zbiegów okoliczności. To wszystko. Nie czuję się zbyt dobrze. Filiżanka wyślizguje się z mojej dłoni. Słyszę, jak pęka, uderzając o krawędź stołu; odległy dźwięk jak brzęczenie dzwonków na wietrze. Chwiejnie przechodzę przez pokój, by otworzyć okno. Jeszcze zanim udaje mi sieje uchylić, brutalny poryw wiatru wyszarpuje mi je z rąk i wyrywa z zawiasów. Dywan zamienia się w rozzłoszczony ocean. Widzę statek, maszty w drzazgach, żagle w strzępach, wiatr niesie deszcz w horyzontalnych płachtach. Deszcz. Wydaje się, że powietrze jest nim przesycone. Zza ściany czarnej wody wyłania się siostra Jude trzymając coś prostokątnego i białego. Ale wiatr odbiera mi oddech, okręca mnie wokół jak liść i nie mogę dosięgnąć tego, co ona chce mi ofiarować. Niejasno czuję czyjś mocny uścisk na ramieniu. Myślę, że to jest Tony. Czy może jest to wiatr? Potem świat przeradza się w dźwięk. Wiatr wyje. Umowa jest umowę. To najważniejsze. Leżę w łóżku, przykryta ciężkim kocem. Fairfax drzemie siedząc przy oknie, głowa jej opada. Tony siedzi koło mnie czytając grubą, zieloną książkę o paranormalnych zjawiskach psychologicznych. Jedno oko ma podbite, a głowę zabandażowaną. - Co ci się stało? pytam. Patrzy na mnie, zaskoczony. - Och, nic mówi. Hej, Fairfax. Obudziła się. Fairfax podrywa się, jej wzrok jest jeszcze błędny od snu. Za nią przez okno widzę, że na dworze jest ciemno. Słyszę odległy ryk syreny przeciwmgielnej z cypla w Las Piedras. Ten dźwięk sprawia, że dom jest jakby otulony w watę, to szczególne wrażenie, jakby się było unieruchomionym. Jak długo spałam? pytam. - Całe godziny mówi Fairfax.Czy pamiętasz, co się stało? - Nie. Było głośno. Otworzyło się okno. Śniłam, tak? - To było coś więcej niż sen powiedział Tony. Biblioteka wygląda jak po najeździe wojsk tatarskich. Roddy i Lawinia na dole nadal zbierają książki i zmiatają szkło. Siadam i próbuję, czy nogi mnie utrzymają. Czuję się jakby ktoś mnie zdzielił deską w głowę. - Wracam do sierocińca mówię. Muszę porozmawiać z siostrą Jude.Ale kiedy próbuję stanąć, kolana uginają się pode mną i upadam z powrotem na łóżko. - Spokojnie mówi Tony. Fairfax opowiedziała mi wszystko o tym waszym sierocińcu. Jedno jest pewne. To zbyt daleko, żeby jechać w takiej mgle. Fairfax gwałtownie wstaje, dłonie ma zaciśnięte.

10 Elektro, na wydziale psychologii jest profesor, który interesuje się takimi problemami jak twoje. Myślę, że powinniśmy się z nim zobaczyć. Sierociniec może poczekać do jutra. Biorę głęboki oddech. Pamiętam, jak zwykłyśmy kłócić się o różnicę pomiędzy tym co niepojęte, a tym, co niemożliwe. Nigdy nie mogłam ją nauczyć wierzyć w pierwiastki kwadratowe z liczb ujemnych lub w liczby nieskończone, a nawet w zbiór pusty. Nawet nic to jest coś mówiła. Prawdopodobnie koncepcja wiatru jako świadomości była równie trudna. - Nie potrzebuję psychologa, Fairfax. Muszę zobaczyć się z siostrą Jude. - Czy zdajesz sobie sprawę, że Tony omal nie zginął osłaniając cię przed latającym szkłem i książkami? A teraz ty pleciesz o wyjeździe, żeby zobaczyć jakąś na wpół stukniętą zakonnicę, która jest tak oddalona od rzeczywistego świata, że prawdopodobnie nawet nie dba o to, który mamy rok. Życie innych ludzi jest w niebezpieczeństwie, czy wiesz o tym? To już nie chodzi tylko o ciebie! prawie wykrzykuje ostatnie zdanie. Tony dotyka mojego ramienia. Słuchaj, Elektro. Ja nic nie wiem o parapsychologii nie jestem nawet pewien, czy w nią wierzę. Ale jestem naukowcem. I wiem na pewno, że jeżeli masz jakiś szczególny problem to najlepszym sposobem, żeby zacząć szukać rozwiązania jest iść za każdym śladem, jaki się ma nawet najdziwniejszym. Może Fairfax ma rację. Może ten facet potrafi ci pomóc. Jak możesz się tego dowiedzieć, jeżeli się z nim nie spotkasz? Iść za każdym śladem, nawet najdziwniejszym. Prawie uśmiecham się nad ironią słów Tony'ego. Patrzę przez okno na szarą ścianę mgły. Gdzieś za nią, wzbijając pianę z fal, świszcząc pomiędzy nadbrzeżnymi skałami, czeka na mnie wiatr. Nie czas na dumę. Siadam sztywno wyprostowana. Weźcie mnie do sierocińca. Tylko mnie tam zabierzcie, a obiecuję, że jutro pójdę zobaczyć się z tym psychologiem. Fairfax wysuwa do przodu szczękę. Czy ktokolwiek u Naszej Pani, Opiekunki Portu, może lepiej coś zrobić niż psycholog? Mogą opowiedzieć mi o mojej przeszłości. Przełyka ślinę i milczy. Roddy i Lawinia patrzą z progu, jak wślizgujemy się na przednie siedzenie samochodu Tony'ego. Nie rozmyślicie się? To okropna noc na jazdę mówi Lawinia. Roddy gładzi ją delikatnie po plecach i macha do nas. Bądźcie bardzo ostrożni mówi. Do San Francisco nie jest daleko. W jasny dzień droga zabrałaby nam tylko trzydzieści, czterdzieści minut. Ale dzisiejszej nocy jest inaczej. Mgła jest tak gęsta, że rozprasza światła na tablicy rozdzielczej. Dla mnie wygląda to tak, jakbyśmy siedzieli w zaparkowanym samochodzie z wentylatorem dmuchającym w twarz. Tony zapewnia mnie, że poruszamy się z prędkością dwudziestu mil na godzinę. Nie wiem, czy przeklinać mgłę, że tak nas opóźnia, czy modlić się, żeby nie zniknęła. To jest omen. Znak. Tak długo jak nas otacza, wiem, że wiatr będzie trzymał się z daleka. Jest prawie wpół do jedenastej, kiedy docieramy do Naszej Pani, Patronki Portu. Wysuszona cegła ścian wynurza się z nocy pełna ciemnych okien. Godzina komplety dawno minęła, ale Małe Siostry pod wezwaniem świętego Kamiliusa nigdy nie odtrącają gościa w potrzebie. Zawsze ktoś jest na służbie. Tony, Fairfax i ja stajemy przed masywnymi drzwiami i naciskamy nocny dzwonek. Wydaje się, że mijają godziny, zanim dochodzi nas głos zza niewielkiego, okratowanego okienka w drzwiach. - Kto tam? - Elektra Thorpe, Mary Fairfax i przyjaciel odpowiadam. - Elektra? Mary Fairfax? Rygle zostają szybko odsunięte, drzwi szeroko otwarte i oto stoi siostra Michaela. Uśmiech pełznie przez jej bladą, roztargnioną twarz. Prawdopodobnie oderwaliśmy ją od jakiejś prywatnej modlitwy. Ściska nas i prowadzi przez westybul w stronę biblioteki. - Wyglądacie na takich zmarzniętych, kochane biedactwa. Ale jak cudownie was widzieć! Chodźcie, chodźcie. Napaliłam w piecu. Czytałam właśnie świętego Augustyna. Czy wiecie coś o nim? Tony śmieje się cicho. - Kurs filozofii z pierwszego roku. Starał się dowieść, że dobro jest silniejsze od zła. - Tak. I udało mu się. Przynajmniej w takim zakresie, jaki interesuje Kościół mówi siostra Michaela. Uśmiecha się do niego z nagłą serdecznością. Fairfax rzuca się na poplamione i pocerowane krzesło. No i co, Elektro? Nie ma się czym przejmować. Dobro w końcu zatriumfuje. - O co ci chodzi, moje dziecko? pyta siostra Michaela. Fairfax krzyżuje ramiona i zsuwa się głębiej na krześle. - Ich pytaj. Siostra Michaela podnosi pytający wzrok na mnie, jej twarz jest na wpół zasłonięta przez brązowy kwef. Przepraszam, siostro. Nie mam czasu na wyjaśnienia. Przyjechałam, żeby zobaczyć się z siostrą Jude. To pilne. Patrzy na mnie zaciekawiona. - Co za dziwny zbieg okoliczności. Szukała cię. Staram się przełknąć ślinę mimo suchości w gardle. - Nic nie wiedziałam. Kiwa głową. Siostra Jude jest chora. W zeszłym miesiącu miała łagodny zawał. Jeśli nie jest to szczególnie ważne, raczej wolałabym jej nie budzić. Mogę wziąć twój^adres i numer telefonu... Czuję, jak rośnie we mnie panika. - Zawał? Czy ona wyzdrowieje? To nie jest poważne, prawda? - Nie ma powodu do niepokoju. Była w szpitalu tylko przez kilka dni, ale to ją osłabiło. Wiesz, jak to jest. Rozumiem, ale... proszę. Ja... proszę. To jest ważne. Przez chwilę przygląda mi się. Zastanawiam się, co widzi w mojej twarzy. Lęk? Wstaje i idzie w stronę drzwi. Poczekajcie mówi. Nie ma jej przez długi czas. Siedzimy w ciszy, słuchając zegara na kominku. Zegar wybija jedenastą i słyszymy szuranie kapci po kamiennej podłodze. Siostra Jude zawsze była stara, ale teraz naprawdę wygląda starożytnie. Jej kręgosłup jest zgięty. Przygląda się swoim stopom z dużym napięciem kuśtykając, opierając się na sęratej, czarnej lasce. Ma na sobie brązowy, wytarty szlafrok. Srebrne włosy wymykają się spod kwef u. Kiedy siada na jednym z krzeseł przy kominku, unosi głowę z wysiłkiem. Cień uśmiechu przebiega przez jej twarz. Witam cię, Elektro. Skąd wiedziałaś, że myślę o tobie? Jej lewa powieka opada martwa i nieruchoma, ale prawe oko lśni w blasku ognia. Miałam sen mówię. W tym śnie chciałaś mi coś dać. Siostra Michaela wydaje cichy dźwięk prawie skomlenie i przyciska dłoń do ust. Coś nie tak? pytam. Dobrze się czujesz? Zdrowa część twarzy siostry Jude zastyga wyrażając niezdecydowanie i jakby ból. Być może jesteśmy świadkami cudu mówi.starałam się z tobą skontaktować, ale uniwersytet nie miał aktu-

11 alnego adresu. Modliłam się do Boga, żeby zesłał cię tutaj. Łagodny, suchy śmiech jak szept wydobył się z jej gardła.przez całe swoje życie myślałam, że epoka cudów minęła. Sięga w fałdy swego szlafroka i wyciąga białą kopertę, rozerwaną wzdłuż brzegu. Wręcza mija. Czytam napis na kopercie. Elektra, u Sióstr Małych pod wezwaniem świętego Kamiliusa, Dom Dziecka, San Francisco, Kalifornia. Adres zwrotny: Tawerna Jimmy'ego, ulica Misyjna, San Francisco. Słowo PILNE napisane drukowanymi literami biegnie natarczywie wzdłuż dolnego brzegu. Pismo jest chwiejne, ale wyraźne. Wewnątrz znajduje się kawałek papieru: Droga Elektro. Zostało już niewiele czasu. Zbliżają się twoje dwudzieste pierwsze urodziny, a taka była umowa. Przez to, co zrobiłem, zżera mnie zgryzota i przed pójściem do grobu muszę ci to wyznać. Jeżeli Bóg jest choć odrobinę łaskawy, znajdziesz mnie u Jimmy'ego na Misyjnej, każdej nocy w tym tygodniu. Pytaj o kapitana Fletchera. - Co to jest? Fairfax wyskakuje ze swego krzesła i łapie list. Tony czyta nad jej ramieniem. - Jaka jest data na stemplu? pyta.kiedy to było nadane? Trzymam zapomnianą kopertę pomiędzy palcami lewej ręki. Tony bierze ją ode mnie, patrzy na znaczek, potem na zegarek. Wysłane w poniedziałek, trzynastego października. Dzisiaj jest piętnasty, prawie szesnasty. Nadal tam będzie. Spogląda na mnie. Na jego twarzy widzę zmarszczki, których wcześniej nigdy tam nie było. - Mogę się założyć, że to jej ojciec, ten skurwysyn! mówi Fairfax. Jak mógł być tak okrutny? - Dlaczego to ma być okrutne, Mary? pyta siostra Jude. Jeżeli on jest jej ojcem, nie okrucieństwo kazało mu napisać taki list. Klękam koło krzesła siostry Jude. Proszę mówię.co wiesz o :.mie? O nim? O tej nocy, kiedy mnie tu znaleźli? Uśmiecha się. Rozgarnia moje włosy. Jej ręka jest szorstka i koścista. - Przykro mi, Elektro. Mało jest do powiedzenia o tobie, o wszystkich naszych dzieciach. - Musi być coś. Coś. Unosi lekko w górę głowę, a zmarszczki na jej czole pogłębiają się. Pamiętam, w jaki sposób nadałyśmy ci imię mówi.byłaś owinięta w marynarski płaszcz, przy którym znalazłyśmy kawałek płótna z napisem Elektra". Uważałyśmy, że nadajemy ci imię po statku. Po statku, który zatonął. Czy to wiedziałaś? Kiwam głową. Zastanawiam się, jak szybko bije serce myszy lub kolibra. Nie szybciej niż moje. Cóż. To wydawało się pasować. Elektra" zatonęła tuż przed tym, jak się zjawiłaś, a na jej pokładzie zginęło dziecko. Daję ulgę mojemu pulsującemu czołu opierając je o krzesło. Drewno jest chłodne i przyjemne w dotyku. - Zjawiłaś się w listopadzie. Podczas sztormu, w czasie którego zaginął ten statek. - Moje urodziny są 17 listopada. - Nie...nie, obchodzimy urodziny podrzutka w rocznicę jego przybycia do nas. Więc chociaż zjawiłaś się tutaj w połowie listopada, twoje prawdziwe urodziny muszą przypadać sporo przed tą datą. Uśmiecha się oddalając od nas myślą.nigdy ani wcześniej ani później nie widziałam dziecka o tak jasnych oczach. Byłaś taka ciekawa świata. Te ostatnie słowa ledwo słyszę. Jestem zajęta zbieraniem okruchów dowodów. Jeżeli siostra Jude ma rację, jestem o miesiąc starsza niż myślałam. Moje dwudzieste pierwsze urodziny mogą być dzisiaj, albo wczoraj czy jutro, a nie w I przyszłym miesiącu. Siostro Jude, czy domyślasz się, kto mógł napisać ten list? pyta Tony. Siostra potrząsa głową. Nie. Tak, jak mówi Fairfax, prawdopodobnie jej ojciec. Powoli pewna myśl przedziera się przez moją podświadomość. Teraz spływa na miejsce pomiędzy wszystkimi innymi myślami. - On jest tym mężczyzną we mgle mówię.żeglarzem stojącym za ogrodzeniem placu zabaw. Jestem tego pewna. Muszę go znaleźć. Im szybciej, tym lepiej. - Co za mężczyzna we mgle? pyta Fairfax. - Mężczyzna, którego widziałam jako mała dziewczynka. Przyśnił mi się tej nocy, kiedy było zaćmienie. Tony odwraca się do mnie, jego twarz jest dziwnie łagodna w świetle ognia. Elektro, wiesz, że koło misji kręcą się nieraz zupełnie stuknięci ludzie. Pozwól mi go znaleźć, porozmawiać z nim, upewnić się, że on nie planuje czegoś...czegoś, co by cię mogło skrzywdzić. Kładę rękę na jego ramieniu, dotykając go po raz pierwszy. Nawet przez koszulę i postrzępiony sweter czuję jego ciepło. A może to tylko moje ręce są zimne. Dziękuję, ale nie ma czasu mówię prawie szeptem. Fairfax robi dwa kroki w moim kierunku, zatrzymuje się, zaciska pięści. Nie idź, Elektro. Boję się. Coś jest nie tak. Uśmiecham się do niej. Czuję jakby ten uśmiech ogrzewał mnie od środka. Ty wiesz, jak to jest, Fairfax. Wiem, że wiesz. On może mi powiedzieć, kim jestem. Biorę rękę siostry Jude między moje dłonie. Znałam ją całe swoje życie, a teraz odchodzę, cóż mogę powiedzieć? Ale ona odzywa się, zanim mnie się to udaje. Myślę, że wrócisz mówi. Moje gardło jest tak ściśnięte, że ledwie jestem w stanie odpowiedzieć. Jeżeli będę mogła, wrócę. Patrzy na mnie swym jednym, przeszywającym okiem. - Weź mój krzyż mówi, nachylając się, żebym mogła rozpiąć łańcuch okalający jej szyję. Jej głos jest twardy, zimny, pełen autorytetu, którego nikt nie może zignorować. - Tak, siostro odpowiadam automatycznie, jak nieskończoną ilość razy wcześniej, kiedy nauki i polecenia nie były tak ważne jak w tej chwili. Sięgam i rozpinam zamek. Krzyż jest mały, zrobiony z ciemnego drewna, ręcznie rzeźbiony w zawiły wzór. Zapinam łańcuch na własnej szyi. - Jest taki wers w poemacie Wędrowiec" mówi. Bóg opiekuje się tymi, którzy mu ślubuję. - Jeżeli będę mogła, wrócę szepczę. Od chwili kiedy wjechaliśmy w ulicę Misyjną, liczę latarnie uliczne. Trzy, pięć, siedem. We mgle, która wydaje się teraz trochę rzadsza, wyglądają najpierw jak chmury światła i rosną w jasne aureole. Dwadzieścia jeden. Powtarzam tę liczbę w myślach, zastanawiając się, co czyni ją tak specjalną. Nie cyfra jeden. Nie kwadrat. Trzy siódemki. Trzy jak Trójca Święta, siedem, bo jest to cyfra magiczna i była magiczna od początku świata. U Jimmy'ego" to parterowa spelunka stojąca na opuszczonym rogu. Powyżej kapiącego od brudu frontowego okna zapala się i gaśnie neon, najpierw różowa, naga kobieta, potem zielona palma. Nie musimy szukać miejsca do zaparkowania. Łagodne tchnienie bryzy łaskocze mój policzek. Mgła podnosi się. Śpieszmy się ponaglam. Tony przepycha się przez drzwi w ciemność tawerny. W

12

13 pierwszej chwili nic nie widzę. Zapach nieświeżego piwa i rumu jest tak mocny, że mój żołądek zaczyna się skręcać. Na każdym stole stoi świeca w okrągłym, czerwonym szkle. W ich mizernym świetle udaje mi się dojrzeć barmana, dużego mężczyznę wycierającego kufle fartuchem. - Czego chcecie? pyta. - Szukamy kogoś, kto nazywa się kapitan Fletcher mówi Tony.Powiedział, że można go znaleźć tutaj. Barman wskazuje głową na koniec sali. Torujemy sobie drogę między kulawymi stołami, przy których pojedynczo lub po dwóch siedzą stali goście. W odosobnionym kącie, z daleka od drzwi, widać rozczochraną postać zgarbioną nad kieliszkiem i butelką whisky. - Kapitan Fletcher? pyta Tony. - A kim, u diabła, ty jesteś? odpowiada mężczyzna obejmując ramionami butelkę w geście ochrony. - Przyprowadziłem Elektrę. Mężczyzna wciąga oddech, potem wzdycha, prawie jęczy. Obliczyłem, że już jej nie ma mówi. Odsuwam krzesło z drogi i siadam naprzeciwko niego. Wpatruję się w jego twarz starając się dopasować ją do twarzy zza ogrodzenia. Zbyt wiele zmarszczek i światło nie jest wystarczające. Mam tylko dziwne uczucie czegoś znajomego. Czas leci jak tkackie czółenko mówię i przemija bez nadziei. W czerwonym świetle świecy widzę łzy spływające po jego policzkach. Wspomnij, że dni me jak powiew. Ponownie oko me szczęścia nie zazna. Co to znaczy? szepczę Śniło mi się miesiącami. Patrzy na mnie zrozpaczony. - Słodki Boże. W ciągu tych dwudziestu jeden lat nauczyłem się całej cholernej księgi Hioba* na pamięć. Jeśli chcesz wiedzieć, to jest z niej. Mogło być równie dobrze napisane dla mnie. Bóg jeden wie, jak wiele razy prosiłem go, żeby albo mnie zabrał, albo mi wybaczył, żeby to się wreszcie skończyło. - Co ci wybaczył? pyta Fairfax, pochylając się nad nim. Co zrobiłeś Elektrze? Kapitan Fletcher odrzuca w tył głowę i wybucha śmiechem. A to dobre. K t ó r e j Elektrze? Jest ich zdecydowanie za dużo na tym zawszonym kawałku świata. Nagle dochodzi mnie cichy odgłos, niesłyszalny dla kogoś, kto go nie nasłuchuje to bryza delikatnie skrobie w okno tawerny Jimma. Moje wargi robią się suche. Czy jesteś moim ojcem? Wciąż się śmieje, prawie bezradnie, z jakiegoś żartu, którego nikt poza nim nie dostrzega. Twoim ojcem powtarza.gdybym był twoim ojcem, wszystko byłoby teraz znacznie prostsze, prawda? Zdaję sobie sprawę, że przez cały czas wstrzymywałam oddech. Wypuszczam go teraz, zmieszana ulgą, jaką czuję. Mój ojciec jest lepszym człowiekiem niż ten Fletcher. Nadal mogę o nim marzyć. Napisałeś, że znajdę cię, jeżeli Bóg jest łaskawy. No cóż, znalazłam mówię. I chcę wiedzieć o co ci chodziło z tym układem i czasem, który się kończy. NANCY ETCHEMENDY Urodziła się w Reno W stanie Nevada w 1952 r. Wydała trzy powieści fantastyczno-naukowe dla młodzieży (czwarta w druku), a jej opowiadania (SF, fantasy i horror) oraz utwory poetyckie publikowane są często w rozmaitych czasopismach I antologiach, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i zagranicą. W wolnych chwilach prowadzi pracownię projektów graficznych w Menlo Park w Kalifornii. Fantastyka" opublikowała dwa jej opowiadania: Niewiarygodne życzenie świąteczne" (12/88) i Obiad w»chez Etienne«" (7/89). sk Jego śmiech urywa się równie nagle, jak się zaczął, oczy zachodzą mgłą. Ckliwy, żałosny pijak. Staram się nie gardzić nim za jego słabość. Cokolwiek zrobił, nienawidzi za to sam siebie. To powinno wystarczyć. Dwadzieścia jeden lat temu byłem kapitanem statku mówi.statku, który nazywał się Elektra". Wspaniałego, śmierdzącego statku, który zatonął podczas sztormu.,nikt nie zginął. Wiecie dlaczego? Ponieważ zawarłem układ z wiatrem. Zabrałem cię z ramion matki. I użyłem cię, żeby kupić nasze życia. Użyłem cię jako zastawu. Każdy żeglarz wie, że wiatr jest zawsze zainteresowany, gdy w grę wchodzi dusza. Szczególnie dusza dziecka. Przez długą chwilę nikt nic nie mówi. Potem Fairfajć pochyla się nad stołem i odzywa się głosem zbyt cichym, żeby był przekonywający. To kompletna bzdura. Tony ze ściągniętą twarzą przygląda się kapitanowi Fletcherowi. Nie wierzę ci. Jeżeli mówisz prawdę, dlaczego wiatr nie wziął jej od razu. Dlaczego czekał tak długo? Kapitan odpowiada mu szalonym uśmiechem. - Wiatr nie może wziąć czyjejś duszy wbrew woli. To nie może się zdarzyć przed osiągnięciem dojrzałości. - Czy wystarczy więc, żeby Elektra powiedziała, że nie może jej mieć? mówi Tony głosem łamiącym się z gniewu i niedowierzania. Kapitan odpowiada cicho: Za kogo mnie bierzecie? Sami posłuchajcie. Czy to brzmi jak majaki starego człowieka? Tony odwraca lekko głowę. On też to słyszy znowu wiatr, tym razem bardziej natrętny, gwiżdżący przez dziurkę od klucza, okręcając krzykliwy napis na zewnątrz, uderza nim o cegły. Musiałem przyrzec, że będzie dobrze chowana, pozostanie czysta i niezepsuta, aż przyjdzie czas. Dlatego oddałem ją zakonnicom mówi Fletcher z oczami utkwionymi gdzieś daleko, w coś, czego nikt z nas nie może zobaczyć. Wiatr też ma swoje sposoby. Przez cały czas węszył wokół niej, szepcząc, co powinna lubić, a czego nienawidzieć i starając się jej wmówić, że nie ma nic do stracenia. Podnosi butelkę drżącymi rękami i pociąga długi łyk. A jak myślicie, co stanie się ze mną, kiedy ona powie nie? Jak myślicie, co stanie się z wami i tymi wszystkimi, na których jej choć trochę zależy? Zapytaj jej. Jestem pewien, że ona już wie. Potrząsa głową. Nawet nie potraficie sobie wyobrazić, jaką śmierć może wiatr wymyślić człowiekowi. Fairfax zrywa się na nogi, szarpiąc się, podczas gdy Tony trzymają z tyłu. - Ty skurwysynu! Kto ci dał prawo stawiać w tej grze cudzą duszę? T w o j a dusza. To powinna być twoja dusza! - Moja dusza? Ty śmierdzący podrzutku. Nic nie wiesz o interesach. Dlaczegóż wiatr miałby wziąć barana, jeżeli może mieć jagnię? Tym razem jego śmiech wypełnia cały pokój, okropny, obłąkańczy, wyjący dźwięk, prawie jak krzyk bólu. Kiedy milknie, Fletcher wyciera krople śliny w rękaw i pociąga kolejny długi łyk.a tym, co dało mi prawo, były cyfry. Proste, śmierdzące cyfry. Łypie na mnie, jakbyśmy należeli do tego samego spisku. Wiesz wszystko o cyfrach, prawda? Myślisz, że je kochasz, co, że wiesz o nich wszystko. Dobrze, zobacz, co zrobiły ze mną! Odpycham krzesło do tyłu, wstaję, niepewnie trzymając się na nogach, zbyt odrętwiała, żeby czuć podłogę pod stopami. - O co ci chodzi? - O to, że wszystko jest w cyfrach. Sto i dwadzieścia dziewięć do jednego. Sto i dwadzieścia dziewięć mężczyzn, kobiet i dzieci posłanych w Davy Jonesa. Albo jedno niemowlę. Jedno niemowlę... Cofam się, wywracając krzesła, obijając się o stoły.

14 Na zewnątrz wiatr wzmaga się, wyjąc przeraźliwie. Ściany się trzęsą. Okna brzęczą we framugach. To kłamstwo! krzyczy Fairfax.Wszystko, co on powiedział, jest kłamstwem! Jakbym chciała jej uwierzyć. Barman podnosi wzrok na sufit, osłania ramieniem głowę przed spadającym kawałem tynku, potem zaczyna krzyczeć: Ty! Wynoś się z mojego baru! Dość mówi Tony. Nie zbliżać się do drzwi.i przedziera się przez poprzewracane krzesła i stoły, żeby złapać mnie za nadgarstek. Jestem zagubiona w świecie lęku i niepewności. Chcę żyć. Chcę odnaleźć moją matkę i ojca. Chcę poczuć, jak to jest być kimś z odziedziczoną przeszłością, długą, skomplikowaną i bogatą. To nie w porządku. W tym samym momencie myślę o tym, jak zwykłam przypatrywać się gwiazdom i zastanawiać, dlaczego jestem inna introwertyczka, zimna i przerażona, kiedy dotykał mnie mężczyzna, wpadająca w ekstazę tylko nad prawami matematyki. Skrywałam nadzieję, że coś mnie odmieni, rozpali moją duszę. Teraz znam prawdę. Jestem inna, ponieważ moja dusza nigdy nie należała do mnie. Może nigdy się nie zmienię. Patrzę na palce Tony' ego mocno obejmujące mój nadgarstek i krzyczę: - Nie puszczaj mnie! O Boże, tak, puść mnie. - Elektro! -jego oczy wypełnione są łzami. Ludziom zależy na tobie. Wszystkim nam zależy Fairfax, Roddy'emu, Lawinii, mnie. Nie mogę tak po prostu zrezygnować. Kocham cię, Elektro. Nie dam ci odejść. Mam tylko chwilę, żeby poczuć zdziwienie po jego słowach, tylko chwilę, by poczuć, jak ten płomień właśnie zapala się we mnie. Potem frontowe okno rozpada się na milion kawałeczków. Nagle twarz Tony'ego jest pocętkowana krwią. Tony zamyka oczy i zatacza się w tył z okrzykiem zdziwienia. Jakby z daleka słyszę krzyki i wrzaski pozostałych gości. Ubranie oblepia szczelnie moje ciało. Wiatr ciągnie mnie, a wewnątrz czaszki wibruje wiadomość, którą znam już na pamięć Fairfax przywiera do mnie, podczas gdy wiatr targa mnie w stronę drzwi. Nie idź. Powiedział, że nie musisz iść wrzeszczy. Lustro nad barem rozpryskuje się, atakując tysiącem śmiertelnych odłamków. Patrzę na Fairfax kurczowo trzymającą się mojego kolana, jej włosy, jak płomienna grzywa pokryte są smugami ciemnej krwi. Za nią Tony klęczy i potrząsa głową, jakby chciał oczyścić myśli. Ogarnia mnie nowa fala przerażenia i rozumiem, czego chce wiatr. Chce, bym uwierzyła, że kapitan Fletcher miał rację. Że to po prostu sprawa cyfr. Moje życie w zamian za życie tych, których kocham. Ale wiatr chce nie tylko mojego życia. Chodzi mu o moją duszę. I jeżeli nie oprę się, to będzie gorsze niż śmierć. Dużo gorsze. Nie pozwól mi pójść, Tony! Och Boże, nie daj mi pójść krzyczę i mocno zaciskam oczy. Poprzez ciemność i niewiarygodny zgiełk słyszę szept: Myślę, że wrócisz". To głos siostry Jude. W tym momencie chaos zewnętrznego świata oddala się i pamiętam, że każde równanie może być rozwiązane na różne sposoby i że często najbardziej elegancka droga prowadząca do rozwiązania jest najmniej oczywista. Krzyczę na wiatr: Maryjo, Matko Boska, wstaw się za mną. Oddaję moje życie w służbę jako oblubienica Pańska. Wiatr zamiera, ale tylko na moment. Potem podnosi się znowu z nieludzkim wyciem. Dach zapada się myślę spokojnie, czuję betonowy grad i dziwnie bez związku strumień bólu. W naszej dolinie wśród gór wstaje słońce. Przystaję, klękam na jutrznię wyglądając przez okno kaplicy. Szczyty nad klasztorem, dotknięte już miedzianym blaskiem, odcinają się ostrymi krawędziami od ciemnobłękitnego nieba. Najwyższe płachty lasu migoczą w złotej aureoli światła. Lubię ten widok, uporządkowany, wypełniony boskimi równaniami. Jestem daleko od morza, to dobre miejsce, żeby zacząć od nowa, szczególnie jeśli czyjeś imię pochodzi od nazwy statku. Moja ręka wędruje ku górze i dotyka krzyża siostry Jude, jednej z niewielu ziemskich rzeczy, które wzięłam ze sobą, kiedy tutaj przyszłam. Proszę o siłę. Nadal nie potrafię myśleć o swojej przeszłości bez uczucia tęsknoty. W tawernie Jimmy'ego nikt nie zginął poza kapitanem Fletcherem. On i tylko on stracił życie, kiedy zapadł się dach. Co jakiś czas nadchodzą listy. Siostra Michaela pisze, że siostra Jude spędza swe dni drzemiąc na słońcu. Od Roddy'ego i Lawinii otrzymuję wiadomości o dobrych książkach i stanie ogrodu. Fairfax i Tony piszą rzadko. Już prędzej pojawiają się u moich drzwi co kilka miesięcy, przynosząc w podarunku wino z granatów, ciepłe szale na śnieżną zimę i świeże owoce, których nie możemy wyhodować same na tych wysokościach. Jeżeli dzień jest ciepły, spaceruję z nimi po lesie. Jeśli nie, siedzimy razem w pokoju przyjęć, gdzie ogień chroni przed zimnem. Fairfax mówi o swojej muzyce, która pochłaniają teraz jak nigdy przedtem. Przy każdej okazji opowiada o jakimś nowym odkryciu: specjalnej technice, nazwisku nieznanego kompozytora lub świeżej interpretacjrjakiejś szczególnej frazy. Tony nigdy nie mówi o swojej pracy. Za to za każdym razem pyta, a w jego spojrzeniu coraz mniej nadziei: - Czy kiedykolwiek opuścisz to miejsce? A ja zawsze odpowiadam: - Nie, Tony, nie opuszczę. I wtedy najmocniej czuję ból. Ale takie życie jest dla mnie dobre. A jeżeli nawet nie, umowa jest umowę, to najważniejsze. Przełożyła Dorota Malinowska * Przekład z Księgi Hioba ks. Władysław Borowski CRL (Biblia Tysiąclecia, wyd. 3 popr., Pallotinum, Warszawa 1982).

15 Mike Resnick Bacon z komputera (Frankie the Spook) P rzyciągając ją do siebie, dyszał ciężko z nie spełnionych żądz; przesunął rękę z jej małych pośladków w górę ku żebrom i dalej... Symulowany komputerowo obraz Sir Francisa Bacona przestał czytać i skrzywił się na ekranie monitora. - To jest okropne oznajmił stanowczo. - Naprawdę? zapytał Marvin Piltch, gapiąc się w komputer z nieszczęśliwą miną. Bacon przytaknął. - Jeszcze gorsze od ostatniego kawałka. Marvin westchnął. - Tego się obawiałem. - I to odwołanie się do cyca kontynuował Bacon. Co to właściwie jest ten cyc? - Damska pierś. - Zgodnie z moim zaprogramowanym słownikiem musi to być szalenie chamska pierś, skoro otrzymała taką nazwę. - Cóż powiedział Marvin, wzruszając ponownie ramionami-jeśli dobrze się zastanowić, to chyba tak jest... - To bez sensu ciągnął dalej Bacon. Jak nazwiesz łokieć? Czy masz dla niego odpowiednio głupią nazwę? - Nie przyznał Marvin. - Aha powiedział Bacon. A więc uważasz, że łokieć jest lepszy od piersi.

16 Marvin ponownie wzruszył ramionami. - Muszę przyznać, że nie jest to temat, któremu ostatnio poświęcałem wiele uwagi. - Wiem. Faktem jest, że jeśli poświęciłeś jakiemukolwiek tematowi choć odrobinę uwagi, to z pewnością nie ma to odbicia w tym, co piszesz. - A jednak sporo się zastanawiałem nad pewną sprawą. - Och zdziwił się Bacon unosząc brew. Jakąż? Marvin uśmiechnął się. - Myślałem o tobie. - Byłem pewien, że rozmowa potoczy się właśnie w tym kierunku powiedział Bacon z sarkazmem w głosie. - A więc domyślasz się, o co chcę cię prosić? - Naturalnie. Marvin pochylił się i bacznie wpatrywał w komputerowy wizerunek Bacona. Zrobisz to? - Czy największy pisarz, jakiego wydała ludzkość, napisze za ciebie tę twoją żałosną powieść? drwił Bacon. Z całą pewnością nie. - Ale pisałeś dla Szekspira zaprotestował Marvin. Dlatego kazałem memu komputerowi symulować właśnie ciebie. - Marvin, pisz swoje zaprogramowanie i daj mi święty spokój. - To się nazywa oprogramowanie... - Wszystko jedno. Dla mnie to oczywiste, że jesteś stworzony do pracy z komputerami. Twoja nieznajomość świata idzie w parze jedynie z twoją nieznajomością języka angielskiego. - Dlatego jesteś mi potrzebny. - Nie. - Aleja mam kontrakt. - Nie. - I zapłacę karcza każdy dzień zwłoki. To oddaj powieść w terminie. - Jeśli zostanie odrzucona przez wydawcę, muszę oddać zaliczkę. - A co to ma ze mną wspólnego? - Jeśli będę zmuszony oddać zaliczkę, to będę musiał zastawić komputer, by zdobyć forsę. - Świetnie powiedział Bacon. Dzięki temu wkrótce będę rozmawiał z kimś, kogo poważnie interesuje wymiana poglądów, a nie jedynie kradzież cudzych pomysłów. - Ja niczego nie ukradłem odparował Marvin. - Mówię to z przykrością, ale w swym nijakim życiu nie wymyśliłeś, Marvin, nic oryginalnego z grymasem skwitował Bacon. Szekspir wiedział chociaż, że chce pisać dramaty. - I ty mu pomogłeś. - Pomogłem? powtórzył Bacon z wściekłością w głosie. Jak myślisz, kto napisał te wszystkie sztuki? Jego komputerowy wizerunek z trudem odzyskiwał kontrolę nad sobą. - Ten człowiek był głupcem, kompletnym i skończonym głupcem! Do dnia śmierci nie potrafił zrozumieć, dlaczego nie chciałem napisać Henryka IX! A mimo to, nawet teraz, tyle wieków później, ten dureń zbiera plony za m o j ą pracę, mój talent, mój geniusz. A ty masz odwagę prosić mnie, bym ponownie pisał na czyjś rachunek? - Nie wiedziałem, że tyle w tobie goryczy powiedział Marvin. - Czy masz pojęcie, że ten kretyn chciał osadzić Trojlusa i Kresydę w Rzymie? - Mówiono mi, że Rzym to piękne miasto oświadczył Marvin. - Taaa... wymamrotał Bacon. Wyłącz mnie. - Złożyłem cię do kupy i zostaniesz tu tak długo, dopóki nie pomożesz mi wydostać się z tarapatów. Za dwa tygodnie mija termin oddania powieści. - Mówiono mi, że Rzym to piękne miasto z sarkazmem powtórzył Bacon. Może tam uda ci się ukryć przed wierzycielami. - Więc nie chcesz mi pomóc -jęknął Manin. - A ty stanowczo odmawiasz wyłączenia mnie? - Przykro mi powiedział Manin. Ale w rzeczy samej, odmawiam. Bacon westchnął z rezygnacją w głosie. - Wiem, że tego pożałuję, ale chciałbym zapytać, jak to się stało, że takie zero literackie jak ty otrzymało zamówienie na powieść? - Kuzyn mojej byłej żony jest wydawcą. Dostałem to zamówienie jeszcze przed rozwodem. - Każdy, kto kupuje od ciebie nie napisaną powieść, zasługuje na to, co dostanie powiedział Bacon. Co zgodnie z moją fachową opinią oznacza, że nie dostanie nic. - Ale ja nie mogę zwrócić zaliczki skamlał Marvin. Już ją wydałem. - Tragedia godna Szekspira powiedział drwiąco Bacon. - Czego chcesz? - Ciszy i spokoju. - Czego chcesz za napisanie tej powieści? - Odejdź i daj mi święty spokój. - Nie mogę. Prócz ciebie nie mam do kogo się z tym zwrócić. - Trzeba było zastanowić się przed podjęciem takiego zadania. Nie każdy artysta potrafi osiągnąć wymagane minimum przy pisaniu... jak się ma nazywać to twoje opus magnum! - Panny na godziny". Bacon uśmiechnął się szeroko. - Miłej zabawy. - Błagam cię wykrzyknął z rozpaczą Marvin. - Odmawiam. - Podaj cenę.

17 - Jaki w mym obecnym stanie mogę mieć użytek z pieniędzy? zapytał Bacon. - To co byś chciał? - Byś zostawił mnie w spokoju. Wyłącz komputer. - Nie mogę. Zaproponuj coś innego. Bacon przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, przymrużył oczy i w zadumie pocierał policzek swymi wąskimi palcami. - Jeśli się zgodzę napisać za ciebie tę książkę, zażądam w zamian przysługi... - Żądaj, czego zechcesz zgodził się Marvin. - Zamierzam napisać autobiografię, która raz i na zawsze wyjaśni sprawę autorstwa sztuk Szekspira. Zobowiążesz się dopilnować, by wydano ją i rozpropagowano na całym świecie tak, by w każdym następnym wydaniu dzieł Szekspira widniało moje nazwisko jako nazwisko prawdziwego autora. - To może ciągnąć się latami. - Mam ponad czterysta lat odparł Bacon. Mogę sobie pozwolić na kilkadziesiąt lat zwłoki. - Aleja nie mogę zaprotestował Marvin. - W takim razie miło było cię poznać. Wychodząc z pokoju nie zapomnij zgasić światła. - Nie zadowolisz się eleganckim popiersiem w miejscowym muzeum sztuki? - Do widzenia, Marvin. - A co powiesz na plakaty holograficzne? Mam przyjaciela, który je robi. Bacon popatrzył na niego i nawet nie odpowiedział. - No dobrze, dobrze z głębokim westchnieniem zgodził się Marvin. Umowa stoi. - Nie mogę zmusić cię do dotrzymania jej warunków odrzekł Bacon ale, jak mi Bóg miły, jeśli złamiesz dane mi słowo, będę cię straszył dniami i nocami do końca twego życia. - Możesz być spokojny. - W porządku odpowiedział Bacon. Potrzebne mi są pewne informacje, zanim zabiorę się do pisania. - To tylko powieść erotyczna... - Nie będzie nią, gdy ją skończę. Marvin wzruszył ramionami. - Dobra, pytaj. Jeśli nie będę miał materiałów, zdobędę je. - Zacznijmy od informacji podstawowej... - To znaczy? - Co to takiego te panny na godziny"? B acon napisał powieść w dziewięć dni. Marvin zmienił jedenaście słów, których nie rozumiał. I tylko ich dotyczyły poprawki, które oszołomiony redaktor naniósł w wydawnictwie przed wysłaniem powieści do składu. Następnie Marvin zdecydował się na miesiąc wakacji przed rozpoczęciem poszukiwań nowych sposobów zarobienia na życie i spłacenia wierzycieli. Jak się okazało, musiał czekać na to zaledwie dziewiętnaście dni. -T o hit! Piosenki są hitami. Książki są bestsellerami poprawił go Bacon. - Nieważna nazwa, ważne, że jesteśmy bogaci! tu Marvin zrobił krótką przerwę. A tak między nami mówiąc, to skąd u licha znasz takie słowo jak bestseller? W twoich czasach nie było nic takiego. - Jestem tu zamknięty dniami i nocami z kupą procesorów tekstów odpowiedział Bacon. Nie mając nic lepszego do roboty studiuję słowniki. - Ach powiedział Marvin. A wracając do tematu, piszą o nas w New York Timesie". Nazwali powieść pastiszem elżbie- tańskiego dzieła erotycznego i dodają, że to bardziej zjadliwe niż Kandyd". - Już od pierwszej strony odrzekł Bacon z wyższością. I nie było w tym nic z pastiszu. Co jeszcze? spytał po chwili. - Piszą, że jestem geniuszem i że w dziedzinie erotyki dokonałem czegoś, z czym jeszcze nie mieliśmy do czynienia. Tych kilku krytyków, którzy nie napomykają przy okazji o Szekspirze obraz Bacona drgnął porównuje mnie do Woltera. - Zdecydowanie drugorzędny talent prychnął Bacon. No, ale czegóż można się spodziewać po krytykach. - Jesteśmy na pierwszym miejscu listy bestsellerów, a w ciągu dwóch tygodni ukazało się sześć kolejnych wydań. - Tylko sześć? zdziwił się Bacon. Przeceniłem inteligencję amerykańskiego czytelnika. - Czyżby? odpalił Marvin. Prawie trzy miliony ludzi wybuliło forsę, by przeczytać debiut literacki Marvina Piltcha... nagle z niepokojem przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę oczywiście napisany przy niewielkiej pomocy sir Francisa Bacona. - Przy niewielkiej pomocy zawył Bacon. Ty egocentryczny, egoistyczny... - Nie zapominaj o swoim ciśnieniu wtrącił Marvin. - Ja nie muszę o nim pamiętać, ty imbecylu wściekał się Bacon. Jestem komputerową symulacją... zatrzymał się dla nabrania swego elektronicznego tchu. Co za niewdzięczność! Nawet Szekspir dopiero po pięciu czy sześciu sztukach zaczął przypisywać sobie ich autorstwo. - Przepraszam. - Wypadałoby, do cholery! - Przepraszam. - Pokornie zażądał Bacon. - Pokornie zgodził się Marvin. - Tak lepiej. - Nadal jesteśmy przyjaciółmi? - Nigdy nimi nie byliśmy... - Ale przynajmniej nie staliśmy się wrogami? - Chyba nie odparł Bacon. - To dobrze odrzekł Marvin bo czeka nas dalsza praca. - To mnie czeka praca. - Właśnie to miałem na myśli. - Przecież nie będzie mi potrzebna jakakolwiek pomoc przy pisaniu autobiografii. Marvin ponownie przestąpił z nogi na nogę. - Uuu... - Słucham? - Obawiam się, że będziesz musiał odstawić na razie pisanie autobiografii. - Odstawić? - Odłożyć. - Angielski jest językiem elastycznym, ale nie oznacza to, że nie posiada pewnych określonych granic rzekł Bacon. Spróbuj ich nie przekraczać. - Chcę powiedzieć, że jesteśmy winni wydawnictwu jeszcze jedną powieść. - O czym ty mówisz? - Kontrakt miał dodatkową klauzulę. Kuzyn mojej żony postanowił" wymusić na mnie jej wypełnienie. - Nonsens. Nie może cię zmusić do napisania kolejnej książki. - Cóż odpowiedział niepewnie Marvin to niekoniecznie sprawa wymuszenia... - Wyjaśnij, o co ci chodzi zażądał chłodno Bacon. - Zaoferował mi zaliczkę w wysokości miliona dolarów, 15% honorarium autorskiego, 60% od wszelkich praw dodatkowych i... Przyjąłeś zapłatę za kolejną powieść? Marvin przytaknął.

18 Horror, mleko, twórczość, czyli co ma pudło do obrazka (krótki przyczynek do pracy habilitacyjnej lub odwiecznego sporu między Twórcą, Wydawcą, Interesem Społecznym i Izbą Skarbową) Dobierając prace Autorów prezentowanych w Galerii, kierowałem się zawsze zainteresowaniami Czytelników. Na podstawie listów, rozmów z Wami w redakcji lub na spotkaniach układałem listę twórców starając się pogodzić sprzeczne zamówienia, a zarazem pokazywać prace, które sam uważam za szczególnie dobre lub ciekawe. Jednocześnie miałem zamiar pobudzić Was i polskich Artystów Profesjonalnych do własnych poszukiwań. Spora grupa stałych współpracowników to przecież nasi fanowie, którzy w Fantastyce" stawiali pierwsze kroki. Niestety, gdyby nie praca kilku zapaleńców oraz ilustracje nadsyłane przez Czytelników, moje polskie poszukiwania spełzłyby na niczym. Zwiedzając wystawy i galerie wyszukiwałem potencjalnych ilustratorów dla naszych czasopism, jednak najczęściej spotykałem się z odmową, niedotrzymywaniem terminów, niskim poziomem lub nudą wiejącą z przynoszonych prac. Na moje pretensje padała odpowiedź, że grafika wydawnicza to takie nieartystyczne zajęcie. Jednocześnie cały czas mam w uszach zachwyty naszych twórców nad perfekcyjnie wykonanymi (i wydrukowanymi) plakatami, książkami czy albumami, które trafiały do Polski z zagranicy. Chcę w tej litanii żalów wyraźnie stwierdzić, że moim zdaniem W POLSCE GRAFIKA WY- DAWNICZA NIE ISTNIEJE. I nie ma co się pocieszać tymi kilkoma liczącymi się nagrodami międzynarodowymi. Są one albo chlubnymi wyjątkami wynikającymi ze statystyki, albo też zostały przyznane ze względów pozaartystycznych jedynym na przykład powodem przyznania ich była kolejna zadyma w Polsce lub straszliwy los ludzi dławionych w okowach komunizmu".

19 I tak przez lata wszyscy wykonywaliśmy swoje plany roczne. Wydawcy byle jak, na byle jakim papierze, w byle jakiej drukarni drukowali byle jakie książki (często zresztą dużo ciekawsze niż obecnie). Nasi Artyści smażyli zaś swoje byle jakie kompozycje" liternicze, w kolorach zadymionej tęczy. I też według planu: 2-3 sztuki na tydzień. O tym wszystkim piszę z dwóch powodów. Po pierwsze: niedawno rolnicy chcieli mnie otruć swoim świecącym w ciemności i brzydko pachnącym, detergentowym mlekiem do prania. A ja wolę mleko z Pyrzyc lub francuskie. Po drugie: przeczytałem niedawno pojękiwania dwóch polskich autorów komiksów, jakoby Fantastyka", jej ludzie oraz jeden Agent Zachodu ZAMORDOWALI COŚ, CO NIE ISTNIEJE. Utłukliśmy Polską Szkołę Komiksu. Doprowadziliśmy do sytuacji, w której nikt prac polskich autorów nie chce drukować. Nie chcę powoływać się na prawo Wydawcy do oceny, czy coś jest dobre czy złe, czy coś jest naśladownictwem czy nie, czy coś zainteresuje Czytelników czy też nie. To są argumenty subiektywne i zbyt łatwo je naciągać lub wykrzywiać. Łatwo natomiast zauważyć co in-

20 nego większość wydawnictw dzisiaj to oficyny nowe, dopiero rozpoczynające działalność, a tym samym liczące każdy grosz. Nie stać ich na płacenie niebotycznych stawek polskim autorom. Na całym świecie z rysowania komiksów może się utrzymać tylko kilku najlepszych, a i to dzięki wznowieniom oraz kilkukrotnym wydaniom w różnych krajach. Pozostali rysują, ilustrują, pracują w agencjach reklamowych, czy też są urzędnikami lub stróżami nocnymi. Łatwo wreszcie policzyć, że potrzeby tylko trzech polskich wydawców w tym roku wynoszą skromnie licząc 70 tytułów. Nasi czołowi rysownicy (wszystkich pięciu) tworzą jeden album przez 2-3 lata. Autorzy za granicą rysują od 2 do 4 albumów rocznie. Najtrudniej wygląda współpraca z debiutantami. Zazwy- czaj już po pierwszych prośbach wydawcy o korekty nie pojawiają się nigdy więcej lub starcza im zapału i wytrwałości w pracy do najwyżej 10 plansz. Przy okazji debiutantów. Proponowałem drukowanie w GA- LERII prac naszych Czytelników w specjalnej rubryce. Musicie jednak zdać sobie sprawę z tego, że nie wszystkie rysunki, które

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze. Przedmowa Kiedy byłem mały, nawet nie wiedziałem, że jestem dzieckiem specjalnej troski. Jak się o tym dowiedziałem? Ludzie powiedzieli mi, że jestem inny niż wszyscy i że to jest problem. To była prawda.

Bardziej szczegółowo

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM KATARZYNA ŻYCIEBOSOWSKA POPICIU WYDAWNICTWO WAM Zamiast wstępu Za każdym razem, kiedy zaczynasz pić, czuję się oszukana i porzucona. Na początku Twoich ciągów alkoholowych jestem na Ciebie wściekła o to,

Bardziej szczegółowo

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku I Komunia Święta Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku Ktoś cię dzisiaj woła, Ktoś cię dzisiaj szuka, Ktoś wyciąga dzisiaj swoją dłoń. Wyjdź Mu na spotkanie Z miłym powitaniem, Nie lekceważ znajomości

Bardziej szczegółowo

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994 Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994 NA SKRAJU NOCY Moje obrazy Na skraju nocy widziane oczyma dziecka Na skraju nocy życie wygląda inaczej Na moich obrazach...w nocy Życie w oczach

Bardziej szczegółowo

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik! 30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik! Witaj w trzydziestodniowym wyzwaniu: Naucz się prowadzić dziennik! Wydrukuj sobie cały arkusz, skrupulatnie każdego dnia uzupełniaj go i wykonuj zadania

Bardziej szczegółowo

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Joanna Charms. Domek Niespodzianka Joanna Charms Domek Niespodzianka Pomysł na lato Była sobie panna Lilianna. Tak, w każdym razie, zwracała się do niej ciotka Małgorzata. - Dzień dobry, Panno Lilianno. Czy ma Panna ochotę na rogalika z

Bardziej szczegółowo

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK Opracowała Gimnazjum nr 2 im. Ireny Sendlerowej w Otwocku Strona 1 Młodzież XXI wieku problemy stare, czy nowe, a może stare po nowemu? Co jest największym

Bardziej szczegółowo

to myśli o tym co teraz robisz i co ja z Tobą

to myśli o tym co teraz robisz i co ja z Tobą DZIEŃ BEZ CIEBIE Dzień bez Ciebie Dzień bez Ciebie jakoś tak szary to brak mej części i mało widzę co istnieje najpiękniej gdy nie błyszczą Twe słowa tylko przy Tobie nie wiem czy się martwić to myśli

Bardziej szczegółowo

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód. Rozdział II Kupiłam sobie dwa staniki. Jeden biały, z cienkimi ramiączkami, drugi czarny, trochę jak bardotka, cały koronkowy. Czuję się w nim tak, jakby mężczyzna trzymał mnie mocno za piersi. Stanik

Bardziej szczegółowo

Hektor i tajemnice zycia

Hektor i tajemnice zycia François Lelord Hektor i tajemnice zycia Przelozyla Agnieszka Trabka WYDAWNICTWO WAM Był sobie kiedyś chłopiec o imieniu Hektor. Hektor miał tatę, także Hektora, więc dla odróżnienia rodzina często nazywała

Bardziej szczegółowo

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH PREZENTUJE: BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH SCENARIUSZ I RYSUNKI: DOROTA MILCZARSKA CZEŚĆ, pewnie często słyszysz, że mycie zębów jest bardzo ważne, no i że musimy to robić najlepiej po każdym

Bardziej szczegółowo

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu Irena Sidor-Rangełow Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu Copyright by Irena Sidor-Rangełowa Projekt okładki Slavcho Rangelov ISBN 978-83-935157-1-4 Wszelkie prawa zastrzeżone.

Bardziej szczegółowo

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa- Przedstawienie Agata od kilku dni była rozdrażniona. Nie mogła jeść ani spać, a na pytania mamy, co się stało, odpowiadała upartym milczeniem. Nie chcesz powiedzieć? mama spojrzała na nią z troską. Agata

Bardziej szczegółowo

I Komunia Święta. Parafia pw. Św. Jana Pawła II Gdańsk Łostowice

I Komunia Święta. Parafia pw. Św. Jana Pawła II Gdańsk Łostowice I Komunia Święta Parafia pw. Św. Jana Pawła II Gdańsk Łostowice 2019 WEJŚĆIE DO KOŚCIOŁA Oto jest dzień, oto jest dzień, Który dał nam Pan, który dał nam Pan. Weselmy się, weselmy się I radujmy się nim

Bardziej szczegółowo

Chłopcy i dziewczynki

Chłopcy i dziewczynki Chłopcy i dziewczynki Maja leżała na plaży. Zmarzła podczas kąpieli w morzu i cała się trzęsła. Mama Zuzia owinęła ją ręcznikiem. Maja położyła się na boku i przesypuje piasek w rączce. Słońce razi ją

Bardziej szczegółowo

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. W szpitalu

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. W szpitalu W szpitalu Maja była chora. Pani doktor skierowała ją do szpitala. Miała okropny kaszel. Miała zapalenie płuc. Jej siostra bliźniaczka Ola też była chora, ale ona nie musiała jechać do szpitala. W szpitalu,

Bardziej szczegółowo

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

Zaimki wskazujące - ćwiczenia Zaimki wskazujące - ćwiczenia Mianownik/ Nominative I. Proszę wpisać odpowiedni zaimek wskazujący w mianowniku: ten, ta, to, ci, te 1. To jest... mężczyzna, którego wczoraj poznałem. 2. To jest... dziecko,

Bardziej szczegółowo

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca. Sposób na wszystkie kłopoty Marcin wracał ze szkoły w bardzo złym humorze. Wprawdzie wyjątkowo skończył dziś lekcje trochę wcześniej niż zwykle, ale klasówka z matematyki nie poszła mu najlepiej, a rano

Bardziej szczegółowo

Olaf Tumski: Tomkowe historie 3. Copyright by Olaf Tumski & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Zbigniew Borusiewicz ISBN

Olaf Tumski: Tomkowe historie 3. Copyright by Olaf Tumski & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Zbigniew Borusiewicz ISBN Olaf Tumski Olaf Tumski: Tomkowe historie 3 Copyright by Olaf Tumski & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Zbigniew Borusiewicz ISBN 978-83-63080-60-0 Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo Kontakt:

Bardziej szczegółowo

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły.

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły. SZKOŁA dla RODZICÓW Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły. (...) Dzieci potrzebują tego, aby ich uczucia były akceptowane i doceniane. Kto pyta nie błądzi. Jak pomóc

Bardziej szczegółowo

NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK

NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK Upadłam Nie mogę Nie umiem Wstać Sama po ziemi stąpam w snach Sama, samiutka próbuję wstać. Nie umiem Chcę się odezwać Nie wiem do kogo Sama tu jestem, nie ma nikogo Wyciągam

Bardziej szczegółowo

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie Szybciej poznaję ceny. To wszystko upraszcza. Mistrz konstrukcji metalowych, Martin Elsässer, w rozmowie o czasie. Liczą się proste rozwiązania wizyta w

Bardziej szczegółowo

ZACZNIJ ŻYĆ ŻYCIEM, KTÓRE KOCHASZ!

ZACZNIJ ŻYĆ ŻYCIEM, KTÓRE KOCHASZ! ZACZNIJ ŻYĆ ŻYCIEM, KTÓRE KOCHASZ! Ewa Kozioł O CZYM BĘDZIE WEBINAR? - Porozmawiamy o nawyku, który odmieni wasze postrzeganie dnia codziennego; - Przekonam Cię do tego abyś zrezygnowała z pefekcjonizmu,

Bardziej szczegółowo

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr ) AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr 4-5 2009) Ten popularny aktor nie lubi udzielać wywiadów. Dla nas jednak zrobił wyjątek. Beata Rayzacher:

Bardziej szczegółowo

Część 9. Jak się relaksować.

Część 9. Jak się relaksować. Część 9. Jak się relaksować. A CBT Workbook for Children and Adolescents by Gary O Reilly 98 Co lubisz robić by się zrelaksować A CBT Workbook for Children and Adolescents by Gary O Reilly 99 Ćwiczenia

Bardziej szczegółowo

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

Chwila medytacji na szlaku do Santiago. Chwila medytacji na szlaku do Santiago. Panie, chcę dobrze przeżyć moją drogę do Santiago. I wiem, że potrzebuje w tym Twojej pomocy. cucopescador@gmail.com 1. Każdego rana, o wschodzie słońca, będę się

Bardziej szczegółowo

Taniec pogrzebowy. Autor: Mariusz Palarczyk. Cmentarz. Nadjeżdża karawan. Wysiadają 2 osoby: WOJTEK(19 lat) i ANDRZEJ,(55 lat) który pali papierosa

Taniec pogrzebowy. Autor: Mariusz Palarczyk. Cmentarz. Nadjeżdża karawan. Wysiadają 2 osoby: WOJTEK(19 lat) i ANDRZEJ,(55 lat) który pali papierosa Taniec pogrzebowy Autor: Mariusz Palarczyk Cmentarz. Nadjeżdża karawan. Wysiadają 2 osoby: (19 lat) i,(55 lat) który pali papierosa Spogląda na puste miejsce na trumnę Szefie, tutaj? Ta, tutaj. Rzuca papierosa

Bardziej szczegółowo

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady, Laura Mastalerz, gr. IV Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady, w których mieszkały wraz ze swoimi rodzinami:

Bardziej szczegółowo

Copyright 2015 Monika Górska

Copyright 2015 Monika Górska 1 To jest moje ukochane narzędzie, którym posługuję się na co dzień w Fabryce Opowieści, kiedy pomagam swoim klientom - przede wszystkim przedsiębiorcom, właścicielom firm, ekspertom i trenerom - w taki

Bardziej szczegółowo

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy? Praga Cieszyłam się jak dziecko. Po tylu latach Doczekałam się. Mój mąż spytał mnie: Jaki chcesz prezent na rocznicę?. Czy chce pani powiedzieć, że nigdy wcześniej? Jakby pan wiedział, przez pięćdziesiąt

Bardziej szczegółowo

Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la.

Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Downloaded from: justpaste.it/nzim Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic Love Me Like You On mógłby mieć największy samochód Nie znaczy to, że może mnie dobrze wozić Lub jeździć

Bardziej szczegółowo

Ziemia. Modlitwa Żeglarza

Ziemia. Modlitwa Żeglarza Ziemia Ziemia, którą mi dajesz, nie jest fikcją ani bajką, Wolność którą mam w Sobie Jest Prawdziwa. Wszystkie góry na drodze muszą, muszą ustąpić, Bo wiara góry przenosi, a ja wierzę Tobie. Ref: Będę

Bardziej szczegółowo

Drogi Rodzicu! Masz kłopot ze swoim dzieckiem?. Zwłaszcza rano - spieszysz się do pracy, a ono długo siedzi w

Drogi Rodzicu! Masz kłopot ze swoim dzieckiem?. Zwłaszcza rano - spieszysz się do pracy, a ono długo siedzi w Drogi Rodzicu! Masz kłopot ze swoim dzieckiem?. Zwłaszcza rano - spieszysz się do pracy, a ono długo siedzi w toalecie i każdą czynność wykonuje powoli? Narasta Cię frustracja? Myślisz, że robi to specjalnie,

Bardziej szczegółowo

Kielce, Drogi Mikołaju!

Kielce, Drogi Mikołaju! I miejsce Drogi Mikołaju! Kielce, 02.12.2014 Mam na imię Karolina, jestem uczennicą klasy 5b Szkoły Podstawowej nr 15 w Kielcach. Uczę się dobrze. Zbliża się 6 grudnia. Tak jak każde dziecko, marzę o tym,

Bardziej szczegółowo

Copyright 2015 Monika Górska

Copyright 2015 Monika Górska 1 Wiesz jaka jest różnica między produktem a marką? Produkt się kupuje a w markę się wierzy. Kiedy używasz opowieści, budujesz Twoją markę. A kiedy kupujesz cos markowego, nie zastanawiasz się specjalnie

Bardziej szczegółowo

Wiersz Horrorek państwowy nr 3 Ania Juryta

Wiersz Horrorek państwowy nr 3 Ania Juryta Wiersz Horrorek państwowy nr 3 Ania Juryta Nie wiem zupełnie jak to się stało, że w końcu zdać mi się to udało... Wszystko zaczęło się standardowo: Samo południe plac manewrowy... Słońce jak zwykle zaciekle

Bardziej szczegółowo

TRYB ROZKAZUJĄCY A2 / B1 (wersja dla studenta)

TRYB ROZKAZUJĄCY A2 / B1 (wersja dla studenta) TRYB ROZKAZUJĄCY A2 / B1 (wersja dla studenta) Materiał prezentuje sposób tworzenia form trybu rozkazującego dla każdej koniugacji (I. m, -sz, II. ę, -isz / -ysz, III. ę, -esz) oraz część do ćwiczeń praktycznych.

Bardziej szczegółowo

3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem

3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem 3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem Trzeba wierzyć w to, co się robi i robić to z entuzjazmem. Modlić się to udać się na pielgrzymkę do wewnętrznego sanktuarium, aby tam uwielbiać Boga

Bardziej szczegółowo

Proszę bardzo! ...książka z przesłaniem!

Proszę bardzo! ...książka z przesłaniem! Proszę bardzo!...książka z przesłaniem! Przesłanie, które daje odpowiedź na pytanie co ja tu właściwie robię? Przesłanie, które odpowie na wszystkie twoje pytania i wątpliwości. Z tej książki dowiesz się,

Bardziej szczegółowo

Oto kilka rad ode mnie:

Oto kilka rad ode mnie: Powitanie Brawo Moja Droga! Pierwsze koty za płoty i pierwsza mądra decyzja za Tobą! Co będzie dalej? A po co się martwisz na zapas? Co będzie dalej i jak będzie dalej wyjdzie w najbliższych dniach i wtedy

Bardziej szczegółowo

FILM - SALON SPRZEDAŻY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH (A2 / B1 )

FILM - SALON SPRZEDAŻY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH (A2 / B1 ) FILM - SALON SPRZEDAŻY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH (A2 / B1 ) Klient: Dzień dobry panu! Pracownik: Dzień dobry! W czym mogę pomóc? Klient: Pierwsza sprawa: jestem Włochem i nie zawsze jestem pewny, czy wszystko

Bardziej szczegółowo

Finn wygląda na posmutniałego. Zabiera Jake owi list i wącha go. Finn A niech go - ten Cynamonek!

Finn wygląda na posmutniałego. Zabiera Jake owi list i wącha go. Finn A niech go - ten Cynamonek! wewnątrz - salon w domku na drzewie dzień Pod drzwiami do salonu pojawia się list. szybko go chwyta. Odwraca kopertę, na której napisane jest:. Ooo, poczta!, to do Ciebie! rzuca list przez ramię. majestatycznie

Bardziej szczegółowo

Śpij dobrze! Jak ważny jest dobry sen Dlaczego dobry sen nie jest czymś oczywistym Co możemy zrobić, żeby lepiej spać

Śpij dobrze! Jak ważny jest dobry sen Dlaczego dobry sen nie jest czymś oczywistym Co możemy zrobić, żeby lepiej spać Śpij dobrze! Jak ważny jest dobry sen Dlaczego dobry sen nie jest czymś oczywistym Co możemy zrobić, żeby lepiej spać 2 3 Traumatyczne przeżycia mogą spowodować zaburzenia snu Kto doświadczył wojny, innych

Bardziej szczegółowo

ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA. autor Maciej Wojtas

ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA. autor Maciej Wojtas ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA autor Maciej Wojtas 1. SCENA. DZIEŃ. WNĘTRZE. 2 Biuro agencji reklamowej WNM. Przy komputerze siedzi kobieta. Nagle wpada w szał radości. Ożesz japierdziuuuuu... Szefie!

Bardziej szczegółowo

Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku...

Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku... Wyznania Wyznania Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku... Wolę być chwilą w Twoim życiu niż wiecznością w życiu innej!!! Nie wiem, czy chcesz ze mną chodzić,

Bardziej szczegółowo

WAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE

WAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE Cześć, chcemy porozmawiać z wami na pewien bardzo ważny temat. Dotyczy on każdego z nas bez wyjątku. Każdy z nas przecież może stłuc sobie kolano podczas jazdy na rowerze, skaleczyć się w palec przy robieniu

Bardziej szczegółowo

J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków,

J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków, J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków, którzy twierdzą, że właściwie w ogóle nie rozmawiają ze swoimi dziećmi, odkąd skończyły osiem czy dziewięć lat. To może wyjaśniać, dlaczego przesiadują

Bardziej szczegółowo

ROZDZIAŁ 7. Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni

ROZDZIAŁ 7. Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni ROZDZIAŁ 7 Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni Miłość to codzienność Kasia: Czy do szczęścia w związku wystarczy miłość? Małgosia: Nie. Potrzebne są jeszcze dojrzałość i mądrość. Kiedy dwoje

Bardziej szczegółowo

Pokochaj i przytul dziecko z ADHD. ADHD to zespół zaburzeń polegający na występowaniu wzmożonej pobudliwości i problemów z koncentracją uwagi.

Pokochaj i przytul dziecko z ADHD. ADHD to zespół zaburzeń polegający na występowaniu wzmożonej pobudliwości i problemów z koncentracją uwagi. Pokochaj i przytul dziecko z ADHD ADHD to zespół zaburzeń polegający na występowaniu wzmożonej pobudliwości i problemów z koncentracją uwagi. TYPOWE ZACHOWANIA DZIECI Z ADHD: stale wierci się na krześle,

Bardziej szczegółowo

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat BURSZTYNOWY SEN ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat Jestem bursztynnikiem. Myślę, że dobrym bursztynnikiem. Mieszkam w Gdańsku, niestety, niewiele osób mnie docenia. Jednak jestem znany z moich dziwnych snów.

Bardziej szczegółowo

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2 PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2 (Redaktor) Witam państwa w audycji Blisko i daleko. Dziś o podróżach i wycieczkach będziemy rozmawiać z gośćmi. Zaprosiłem panią Iwonę, panią Sylwię i pana Adama, żeby opowiedzieli

Bardziej szczegółowo

ĆWICZENIA W ZAPOBIEGANIU OSTEOPOROZY

ĆWICZENIA W ZAPOBIEGANIU OSTEOPOROZY ĆWICZENIA W ZAPOBIEGANIU OSTEOPOROZY Ćwiczenie 1. - Stajemy w rozkroku na szerokości bioder. Stopy skierowane lekko na zewnątrz, mocno przywierają do podłoża. - Unosimy prawą rękę ciągnąc ją jak najdalej

Bardziej szczegółowo

Konspekt zajęcia przeprowadzonego w grupie 3-4 latków w dniu r. przez Joannę Słowińską

Konspekt zajęcia przeprowadzonego w grupie 3-4 latków w dniu r. przez Joannę Słowińską Konspekt zajęcia przeprowadzonego w grupie 3-4 latków w dniu 11.01.2010 r. przez Joannę Słowińską TEMAT: Jestem śnieżynką FORMA PRACY: - z grupą - w parach CELE GŁÓWNE: -kształtowanie orientacji przestrzennej

Bardziej szczegółowo

Magiczne słowa. o! o! wszystko to co mam C a D F tylko tobie dam wszystko to co mam

Magiczne słowa. o! o! wszystko to co mam C a D F tylko tobie dam wszystko to co mam Magiczne słowa C tylko tobie ccę powiedzieć to / / C / a / C a / / C / a / to co czuję dziś kiedy przycodzi noc / e / C / a / / e / C / a / tylko tobie C a / / C / a / tylko tobie dam białą róże i wszystko

Bardziej szczegółowo

Magdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach

Magdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach Magdalena Bladocha Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach Dawno, dawno temu, a może całkiem niedawno. Za siedmioma morzami i za siedmioma górami, a może całkiem blisko tuż obok ciebie mieszkała

Bardziej szczegółowo

JAK RADZIĆ SOBIE Z NASTOLATKIEM W SYTUACJACH KONFLIKTOWYCH?

JAK RADZIĆ SOBIE Z NASTOLATKIEM W SYTUACJACH KONFLIKTOWYCH? JAK RADZIĆ SOBIE Z NASTOLATKIEM W SYTUACJACH KONFLIKTOWYCH? Podstawowa zasada radzenia sobie w sytuacjach konfliktowych:,,nie reaguj, tylko działaj Rodzice rzadko starają się dojść do tego, dlaczego ich

Bardziej szczegółowo

Pewien młody człowiek popadł w wielki kłopot. Pożyczył 10 tyś. dolarów i przegrał je na wyścigach konnych.

Pewien młody człowiek popadł w wielki kłopot. Pożyczył 10 tyś. dolarów i przegrał je na wyścigach konnych. Artykuł pobrano ze strony eioba.pl Zmienić osobowość Pewien młody człowiek popadł w wielki kłopot. Pożyczył 10 tyś. dolarów i przegrał je na wyścigach konnych. Afirmacja to w działaniu potęga ale... Pewien

Bardziej szczegółowo

SOCIAL STORIES HISTORYJKI Z ŻYCIA WZIĘTE

SOCIAL STORIES HISTORYJKI Z ŻYCIA WZIĘTE SOCIAL STORIES HISTORYJKI Z ŻYCIA WZIĘTE Wiele osób z autyzmem ma poważne problemy z radzeniem sobie w sytuacjach społecznych. Wynika to m.in. z deficytów poznawczych w tym zakresie. Przykładem może tu

Bardziej szczegółowo

Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą

Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą Jako mała dziewczynka miałam wiele marzeń. Chciałam pomagać innym ludziom. Szczególnie starzy, samotni

Bardziej szczegółowo

Biblia dla Dzieci. przedstawia. Kobieta Przy Studni

Biblia dla Dzieci. przedstawia. Kobieta Przy Studni Biblia dla Dzieci przedstawia Kobieta Przy Studni Autor: Edward Hughes Ilustracje: Lazarus Redakcja: Ruth Klassen Tłumaczenie: Joanna Kowalska Druk i oprawa: Bible for Children www.m1914.org 2014 Bible

Bardziej szczegółowo

Biblia dla Dzieci przedstawia. Kobieta Przy Studni

Biblia dla Dzieci przedstawia. Kobieta Przy Studni Biblia dla Dzieci przedstawia Kobieta Przy Studni Autor: Edward Hughes Ilustracje: Lazarus Redakcja: Ruth Klassen Tłumaczenie: Joanna Kowalska Druk i oprawa: Bible for Children www.m1914.org 2014 Bible

Bardziej szczegółowo

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak... Wielka przygoda Rozdział 1 To dopiero początek Moja historia zaczęła się bardzo dawno temu, gdy wszystko było inne. Domy były inne zwierzęta i ludzie też. Ja osobiście byłem inny niż wszyscy. Ciągle bujałem

Bardziej szczegółowo

WYBRANY FRAGMENT Z KOBIETA Z POCZUCIEM WŁASNEJ WARTOŚCI.

WYBRANY FRAGMENT Z KOBIETA Z POCZUCIEM WŁASNEJ WARTOŚCI. WYBRANY FRAGMENT Z KOBIETA Z POCZUCIEM WŁASNEJ WARTOŚCI. Poniżej przedstawiam CI piramidę potrzeb człowieka. Zacznę od tych najbardziej podstawowych: 1. Potrzeby fizjologiczne( jedzenie, woda, sen, tlen)

Bardziej szczegółowo

to jest właśnie to, co nazywamy procesem życia, doświadczenie, mądrość, wyciąganie konsekwencji, wyciąganie wniosków.

to jest właśnie to, co nazywamy procesem życia, doświadczenie, mądrość, wyciąganie konsekwencji, wyciąganie wniosków. Cześć, Jak to jest, że rzeczywistość mamy tylko jedną i czy aby na pewno tak jest? I na ile to może przydać się Tobie, na ile to może zmienić Twoją perspektywę i pomóc Tobie w osiąganiu tego do czego dążysz?

Bardziej szczegółowo

Przyjaciele Zippiego Ćwiczenia Domowe

Przyjaciele Zippiego Ćwiczenia Domowe Przyjaciele Zippiego Ćwiczenia Domowe Czym jest program Przyjaciele Zippiego? Twoje dziecko uczestniczy w programie Przyjaciele Zippiego, który uczy dzieci, jak znajdować rozwiązania problemów, nawiązywać

Bardziej szczegółowo

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1) FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1) Turysta: Dzień dobry! Kobieta: Dzień dobry panu. Słucham? Turysta: Jestem pierwszy raz w Krakowie i nie mam noclegu. Czy mogłaby mi Pani polecić jakiś hotel?

Bardziej szczegółowo

Ankieta. Instrukcja i Pytania Ankiety dla młodzieży.

Ankieta. Instrukcja i Pytania Ankiety dla młodzieży. Ankieta Instrukcja i Pytania Ankiety dla młodzieży www.fundamentywiary.pl Pytania ankiety i instrukcje Informacje wstępne Wybierz datę przeprowadzenia ankiety w czasie typowego spotkania grupy młodzieżowej.

Bardziej szczegółowo

POEZJA Piotr Matywiecki

POEZJA Piotr Matywiecki POEZJA Piotr Matywiecki JUŻ TERAZ 1 Będziemy Nieprzytomni w czasie prorokują jasno: co będzie, to będzie, bo jest. I każdy wie: ja jestem. Chodzi pomiędzy nimi człowiek jaśniejszy od proroctwa, znika w

Bardziej szczegółowo

N-LA N-l mówi: -Dziś powitamy się piosenka: Witam Cię, jak się masz, machnij prawą ręką, miło mi widzieć Cię, witam Cię piosenką x 2

N-LA N-l mówi: -Dziś powitamy się piosenka: Witam Cię, jak się masz, machnij prawą ręką, miło mi widzieć Cię, witam Cię piosenką x 2 I Część wstępna TOK ZAJĘĆ 1. Zabawa powitalna pt. Witam Cię CZYNNOŚCI N-LA N-l mówi: -Dziś powitamy się piosenka: Witam Cię, jak się masz, machnij prawą ręką, miło mi widzieć Cię, witam Cię piosenką x

Bardziej szczegółowo

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych dr Renata Maciejewska Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie Struktura próby według miasta i płci Lublin Puławy Włodawa Ogółem

Bardziej szczegółowo

www.abcprzedszkola.pl

www.abcprzedszkola.pl 1 do artykułu z cyklu Bajkowe Abecadło autorstwa Chanthy E.C. zamieszczonego na www.abcprzedszkola.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Występują: Narrator (przedszkolanka lub rodzic) Brzydkie Kaczątko Mama

Bardziej szczegółowo

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego Teksty podziękowań do każdego tekstu można dołączyć nazwę uroczystości, imię i datę Chrzest 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego 2. Serdecznie dziękujemy za przybycie na uroczystość

Bardziej szczegółowo

AUTYZM DIAGNOZUJE SIĘ JUŻ U 1 NA 100 DZIECI.

AUTYZM DIAGNOZUJE SIĘ JUŻ U 1 NA 100 DZIECI. LEKCJA AUTYZM AUTYZM DIAGNOZUJE SIĘ JUŻ U 1 NA 100 DZIECI. 1 POZNAJMY AUTYZM! 2 Codzienne funkcjonowanie wśród innych osób i komunikowanie się z nimi jest dla dzieci i osób z autyzmem dużym wyzwaniem!

Bardziej szczegółowo

MODLITWA MODLITWA. Dla ułatwienia poszczególne zadania oznaczone są symbolami. Legenda pozwoli Ci łatwo zorientować się w znaczeniu tych symboli:

MODLITWA MODLITWA. Dla ułatwienia poszczególne zadania oznaczone są symbolami. Legenda pozwoli Ci łatwo zorientować się w znaczeniu tych symboli: SPOTKANIE 8 MODLITWA MODLITWA Nauczyciel zebrał swoich uczniów i zapytał: -Skąd bierze początek modlitwa? Pierwszy uczeń odpowiedział: -Z potrzeby. Dla ułatwienia poszczególne zadania oznaczone są symbolami.

Bardziej szczegółowo

Z Małgorzatą Strzałkowską rozmawia Wojciech Widłak,

Z Małgorzatą Strzałkowską rozmawia Wojciech Widłak, Z Małgorzatą Strzałkowską rozmawia Wojciech Widłak, 14.06.2018 Radość pisania. Wywiad z Małgorzatą Strzałkowską - Gdybyś miała jednym słowem określić, czym jest dla Ciebie pisanie, co to byłoby za słowo?

Bardziej szczegółowo

WARSZTATY pociag j do jezyka j. dzień 1

WARSZTATY pociag j do jezyka j. dzień 1 WARSZTATY pociag j do jezyka j dzień 1 POCIĄG DO JĘZYKA - dzień 1 MOTYWACJA Z SERCA Ach, o ile łatwiejsze byłoby życie, gdybyśmy dysponowali niekończącym się źródłem motywacji do działania. W nauce języków

Bardziej szczegółowo

Temat zajęć: Agresja jak sobie z nią poradzić?

Temat zajęć: Agresja jak sobie z nią poradzić? PRZEMOC I AGRESJA WŚRÓD UCZNIÓW Temat zajęć: Agresja jak sobie z nią poradzić? Czas trwania: 45 minut Cel główny: kształtowanie u uczniów postaw zmierzających do eliminowania zachowań agresywnych oraz

Bardziej szczegółowo

mnw.org.pl/orientujsie

mnw.org.pl/orientujsie mnw.org.pl/orientujsie Jesteśmy razem, kochamy się. Oczywiście, że o tym mówimy! Ale nie zawsze jest to łatwe. agata i marianna Określenie bycie w szafie nie brzmi specjalnie groźnie, ale potrafi być naprawdę

Bardziej szczegółowo

Ewangelia wg św. Jana Rozdział VIII

Ewangelia wg św. Jana Rozdział VIII Ewangelia wg św. Jana Rozdział VIII Jezus zaś udał się na Górę Oliwną. 2 Wcześnie rano ponownie przyszedł do świątyni, a cały lud przychodził do Niego. On usiadłszy nauczał ich. 3 Uczeni w Piśmie i faryzeusze

Bardziej szczegółowo

Mimo, że wszyscy oczekują, że przestanę pić i źle się czuję z tą presją to całkowicie akceptuje siebie i swoje decyzje

Mimo, że wszyscy oczekują, że przestanę pić i źle się czuję z tą presją to całkowicie akceptuje siebie i swoje decyzje MATERIAL ZE STRONY: http://www.eft.net.pl/ POTRZEBA KONTROLI Mimo, że muszę kontrolować siebie i swoje zachowanie to w pełni akceptuję siebie i to, że muszę się kontrolować Mimo, że boję się stracić kontrolę

Bardziej szczegółowo

Konspekt szkółki niedzielnej propozycja Niedziela przedpostna Estomihi

Konspekt szkółki niedzielnej propozycja Niedziela przedpostna Estomihi Centrum Misji i Ewangelizacji / www.cme.org.pl Konspekt szkółki niedzielnej propozycja Niedziela przedpostna Estomihi Główna myśl: Bądź naśladowcą Jezusa Tekst: Mk 8,34 Jezus zapowiada swoją śmierć i zmartwychwstanie

Bardziej szczegółowo

Każdy patron. to wzór do naśladowania. Takim wzorem była dla mnie. Pani Ania. Mądra, dobra. i zawsze wyrozumiała. W ciszy serca

Każdy patron. to wzór do naśladowania. Takim wzorem była dla mnie. Pani Ania. Mądra, dobra. i zawsze wyrozumiała. W ciszy serca Autor wiersza: Anna Sobotka PATRON Każdy patron to wzór do naśladowania. Takim wzorem była dla mnie Pani Ania. Mądra, dobra i zawsze wyrozumiała. W ciszy serca uszczęśliwić mnie umiała. Myśli moje do Niej

Bardziej szczegółowo

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej. Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej. 34-letnia Emilia Zielińska w dniu 11 kwietnia 2014 otrzymała nowe życie - nerkę

Bardziej szczegółowo

Część 11. Rozwiązywanie problemów.

Część 11. Rozwiązywanie problemów. Część 11. Rozwiązywanie problemów. 3 Rozwiązywanie problemów. Czy jest jakiś problem, który trudno Ci rozwiązać? Jeżeli tak, napisz jaki to problem i czego próbowałeś, żeby go rozwiązać 4 Najlepsze metody

Bardziej szczegółowo

Wujcio Dobra Rada siedzi za kierownicą vana. Skręca jak szalony.

Wujcio Dobra Rada siedzi za kierownicą vana. Skręca jak szalony. wnętrze - Van dzień siedzi za kierownicą vana. Skręca jak szalony. Jesteśmy! na zewnątrz - kręgielnia dzień Van WPADA na tory w kręgielni. Znak TRZESZCZY i wpada na dach Vana, ZGRZYTAJĄC. wnętrze - Van

Bardziej szczegółowo

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii Polska Szkoła Sobotnia im. Jana Pawla II w Worcester Opracował: Maciej Liegmann 30/03hj8988765 03/03/2012r. Wspólna decyzja? Anglia i co dalej? Ja i Anglia. Wielka

Bardziej szczegółowo

Rodzicu! Czy wiesz jak chronić dziecko w Internecie?

Rodzicu! Czy wiesz jak chronić dziecko w Internecie? Rodzicu! Czy wiesz jak chronić dziecko w Internecie? Okazuje się, że nie trzeba do tego wcale wiedzy komputerowej. Wśród przedstawionych rad nie ma bowiem ani jednej, która by takiej wiedzy wymagała. Dowiedz

Bardziej szczegółowo

Trzy kroki do e-biznesu

Trzy kroki do e-biznesu Wstęp Świat wokół nas pędzi w niewiarygodnym tempie - czy Ty też chwilami masz wrażenie, że nie nadążasz? Może zastanawiasz się, czy istnieje sposób, by dogonić ten pędzący pociąg życia pełen różnego rodzaju

Bardziej szczegółowo

Ryszard Sadaj. O kaczce, która chciała dostać się do encyklopedii. Ilustrował Piotr Olszówka. Wydawnictwo Skrzat

Ryszard Sadaj. O kaczce, która chciała dostać się do encyklopedii. Ilustrował Piotr Olszówka. Wydawnictwo Skrzat Ryszard Sadaj O kaczce, która chciała dostać się do encyklopedii Ilustrował Piotr Olszówka Wydawnictwo Skrzat O kaczce, która chciała... Kaczka Kiwaczka (nazywana tak od dystyngowanego sposobu chodzenia,

Bardziej szczegółowo

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka Maciej Trawnicki Anioł Nakręcany - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka Wersja Demonstracyjna Wydawnictwo Psychoskok Konin 2018 2 Maciej Trawnicki Anioł Nakręcany Copyright by Maciej

Bardziej szczegółowo

Wujcio Dobra Rada siedzi za kierownicą kampera. Skręca jak szalony. WUJCIO DOBRA RADA

Wujcio Dobra Rada siedzi za kierownicą kampera. Skręca jak szalony. WUJCIO DOBRA RADA WNĘTRZE - KAMPER DZIEŃ Wujcio Dobra Rada siedzi za kierownicą kampera. Skręca jak szalony. Jesteśmy! NA ZEWNĄTRZ - KRĘGIELNIA DZIEŃ Kamper wpada na tory w kręgielni. Znak trzeszczy i wpada na dach kampera,

Bardziej szczegółowo

MAŁY, ALE WAŻNY. Gdy ciemno, szaro i ponuro, Gdy wiatr przygania burym chmurom, Kierowca stara się i trudzi, Aby Cię dostrzec w tłumie ludzi.

MAŁY, ALE WAŻNY. Gdy ciemno, szaro i ponuro, Gdy wiatr przygania burym chmurom, Kierowca stara się i trudzi, Aby Cię dostrzec w tłumie ludzi. MAŁY, ALE WAŻNY Gdy ciemno, szaro i ponuro, Gdy wiatr przygania burym chmurom, Kierowca stara się i trudzi, Aby Cię dostrzec w tłumie ludzi. Gdy odblask wisi na Twym plecaku, Tornistrze, swetrze, a nawet

Bardziej szczegółowo

Jezus Wspaniałym Nauczycielem

Jezus Wspaniałym Nauczycielem Jezus Wspaniałym Nauczycielem Biblia dla Dzieci przedstawia Autor: Edward Hughes Ilustracje: Byron Unger; Lazarus Redakcja: E. Frischbutter; Sarah S. Tłumaczenie: Katarzyna Gablewska Druk i oprawa: Bible

Bardziej szczegółowo

SZTUKA SŁUCHANIA I ZADAWANIA PYTAŃ W COACHINGU. A n n a K o w a l

SZTUKA SŁUCHANIA I ZADAWANIA PYTAŃ W COACHINGU. A n n a K o w a l SZTUKA SŁUCHANIA I ZADAWANIA PYTAŃ W COACHINGU K r a k ó w, 1 7 l i s t o p a d a 2 0 1 4 r. P r z y g o t o w a ł a : A n n a K o w a l KLUCZOWE UMIEJĘTNOŚCI COACHINGOWE: umiejętność budowania zaufania,

Bardziej szczegółowo

Copyright by Andrzej Graca & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Andrzej Graca ISBN 978-83-7859-138-2. Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

Copyright by Andrzej Graca & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Andrzej Graca ISBN 978-83-7859-138-2. Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo Andrzej Graca BEZ SPINY CZYLI NIE MA CZEGO SIĘ BAĆ Andrzej Graca: Bez spiny czyli nie ma czego się bać 3 Copyright by Andrzej Graca & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Andrzej Graca ISBN 978-83-7859-138-2

Bardziej szczegółowo

Jezus Wspaniałym Nauczycielem. Biblia dla Dzieci przedstawia

Jezus Wspaniałym Nauczycielem. Biblia dla Dzieci przedstawia Jezus Wspaniałym Nauczycielem Biblia dla Dzieci przedstawia Autor: Edward Hughes Ilustracje: Byron Unger; Lazarus Redakcja: E. Frischbutter; Sarah S. Tłumaczenie: Katarzyna Gablewska Druk i oprawa: Bible

Bardziej szczegółowo

Anselm Grün OSB i Piotr Marek Próba. Ćwiczenia do seminariów: Jak być szczęśliwym... Singlem, Świeckim, Zakonnikiem, Księdzem, Siostrą.

Anselm Grün OSB i Piotr Marek Próba. Ćwiczenia do seminariów: Jak być szczęśliwym... Singlem, Świeckim, Zakonnikiem, Księdzem, Siostrą. Anselm Grün OSB i Piotr Marek Próba Ćwiczenia do seminariów: Jak być szczęśliwym... Singlem, Świeckim, Zakonnikiem, Księdzem, Siostrą. Anselm Grün OSB & Piotr Marek Próba Ćwiczenia do seminariów: Jak być

Bardziej szczegółowo

Prawdziwa miłość ani nie poucza, ani nie straszy.

Prawdziwa miłość ani nie poucza, ani nie straszy. 5 6 Tyle nam powiedział Święty Paweł, jaka może być miłość: cierpliwa, wytrwała... Widzimy taką miłość w życiu między ludźmi. Możemy ją opisać, używając słów mniej lub bardziej udanych, ale można się zgubić

Bardziej szczegółowo