Redaktor prowadz¹cy Katarzyna Krawczyk. Redakcja techniczna Lidia Lamparska. Korekta Krystyna Œliwa El bieta Jaroszuk

Wielkość: px
Rozpocząć pokaz od strony:

Download "Redaktor prowadz¹cy Katarzyna Krawczyk. Redakcja techniczna Lidia Lamparska. Korekta Krystyna Œliwa El bieta Jaroszuk"

Transkrypt

1

2 Cytaty z piosenek zespo³u The Beatles : Hey Bulldog Lennon/McCartney; Strawberry Fields Forever John Lennon; Rock and Roll Music Chuck Berry; Yesterday Paul McCartney; Lucy in the Sky with Diamonds John Lennon; Yellow Submarine Lennon/McCartney; She Loves You Lennon/McCartney; Fixing a Hole Paul McCartney; Eleanor Rigby Lennon/McCartney; When I m Sixty-Four Paul McCartney; With a Little Help from My Friends Lennon/McCartney; Hey Jude Paul McCartney Redaktor prowadz¹cy Katarzyna Krawczyk Redakcja techniczna Lidia Lamparska Korekta Krystyna Œliwa El bieta Jaroszuk Copyright by Joanna Szczepkowska, 2008 Copyright for the Polish edition by Bertelsmann Media sp. z o.o., Warszawa 2008 Wydanie drugie przejrzane Œwiat Ksi¹ ki Warszawa 2009 Bertelsmann Media sp. z o.o. ul. Roso³a 10, Warszawa Sk³ad i ³amanie MAGiK Fabryka Wyobraźni Przygotowanie ul. Bukowińska 22 lok. 12b, Warszawa ISBN Nr 45007

3 Child-like No one understands, Jack knife In your sweaty hands, Some kind of happiness is measured out in miles What makes you think you re something special when you smile

4 Spis treści Pierwszy wstęp do tej historii Drugi wstęp do tej historii Trzeci wstęp do tej historii Wstęp do początku tej historii Początek tej historii Początek drugiej części tej historii Koniec tej historii

5 Mój starszy brat Cygan urodzi³ siê na podwórku, póÿnym popo³udniem, jesieni¹, w 1965 roku. Siedzia³am wtedy na deskach piaskownicy. By³o tak beznadziejnie, tak nijako, tak pusto, e coœ wreszcie musia³o siê wydarzyæ. I wtedy w³aœnie urodzi³ siê mój brat. Zielonooki ch³opak w prochowcu. Pilot lotnictwa podziemnego. Nadzieja i postrach dzielnicy. Gertrudzie w Zagranicznych Rajstopach, która przypomnia³a mi brata Cygana, poœwiêcam tê ksi¹ kê.

6 Cisza starych podwórek jest taka trochê koœcielna. W³aœciwie tylko mury dooko³a, a jakby ktoœ ca³y czas patrzy³. I wszystko s³ychaæ ktoœ kaszlnie, coœ skrzypnie, ktoœ trzaœnie drzwiami, niby nic, ale tak to siê jakoœ odbija od murów, tak siê zwielokrotnia, jakby chodzi³o o coœ wiêcej ni codzienne ycie. Pamiêtasz? Ciszê podwórek pamiêtasz? Chude go³êbie o przera onych oczach? A... nieustanny warkot, jakby ktoœ wierci³ dziurê w ziemi? Daleki, st³umiony, od œwitu do wieczora ten sam terkot, nie wiadomo sk¹d, mo e z innej dzielnicy, z dachu, mo- e z piwnicy, szum, który towarzyszy³ dzieciñstwu? Mojemu dzieciñstwu? Ty nigdy nie by³eœ dzieckiem. Starsi bracia nie maj¹ dzieciñstwa.

7 PIERWSZY WSTĘP DO TEJ HISTORII...Krzes³o? Na skale? Na wysokiej, niedostêpnej, zbryzganej falami oceanu, spiczastej jak sopel lodu, ponurej skale? Krzes³o? Nawet kiedy znika³ w chmurach, kiedy zosta³a po nim tylko w¹ska bia³a smu ka, to jeszcze ani ona, ani przyjaciele, ani pani Helenka, ani wydawca, ani pracownicy instytutu, ani znajomi i s¹siedzi, nikt ze zgromadzonych na tarasie lotniska nie dowierza³, e w samolocie naprawdê siedzi Adam Pasek, pisarz i historyk, od dzisiejszego ranka obra- ony œmiertelnie na swój kraj. I za co? ona jeszcze trzyma w rêku gazetê, w której jest jego wypowiedÿ na temat architektury Warszawy. Zamieszczono j¹, no tak, zamieszczono obok wypowiedzi Kostka urka, cz³onka zespo³u Rêkaw Wariata. Owszem, jest tam zdjêcie Adama Paska obok zdjêcia Kostka urka. Owszem, szlachetna twarz profesora Paska wygl¹da dziwnie obok twarzy Kostka urka. No i co takiego siê sta³o? Nic!

8 Nic! Nic! Przecie w gruncie rzeczy powiedzieli to samo. Tak, tak, tak, wypowiedÿ Kostka urka nie by³a idealnie sformu³owana, tak, tak, tak, jêzyk Kostka urka rzeczywiœcie jest enuj¹cy, ale przecie obaj powiedzieli to samo! Chwalili miasto o bogatej i dramatycznej historii, miasto, które stoi na cmentarzu, miasto-pomnik, i wyra ali obawy co do jego przysz³oœci. Ale tego oczywiœcie nie mo na by- ³o powiedzieæ Adamowi Paskowi! Ca³y dzieñ pisa³ mia d ¹cy list do redakcji o œmiertelnym zagro eniu fa³szywie pojêtej demokracji, która, Szanowny Redaktorze, nie objawia siê równaniem w dó³ i dopuszczaniem do g³osu wszystkich, którzy chc¹ mówiæ. S³owo ma znaczenie, jeœli stoi za nim g³êboka wiedza, dlatego te co innego znaczy s³owo «Warszawa» w ustach rockowego pieœniarza, a co innego w ustach pisarza i historyka... i tak dalej i dalej a do rana, kiedy to okaza³o siê, e listu tego w ogóle nie wydrukowano. Walizka wyl¹dowa³a na œrodku pokoju tu po godzinie dziesi¹tej, taksówka przyjecha³a godzinê póÿniej, a o czternastej naszego czasu profesor Pasek znikn¹³ w chmurach polskiego nieba. Krzes³o na skale. Tego pani Alicja Pasek ba³a siê najbardziej. Determinacja, z jak¹ jej m¹ siê pakowa³, mog³a oznaczaæ, e chce zrobiæ to, co dot¹d wydawa³o siê niewykonalne. Ju przed œlubem opowiada³ jej o natrêtnym obrazie, który powraca w snach, i nie tylko, od wczesnej m³odoœci, czasem

9 w najmniej odpowiednich momentach. Otó p³ynie ³odzi¹ podwodn¹, egluj¹c w stronê s³oñca, i nagle ³ódŸ unosi siê na wysokoœæ stromej ska³y, mokrej od fal oceanu. Na skale tej stoi krzes³o. Profesor siada tam i pije wino. Wielokrotnie roztrz¹sali przyczynê tego natrêctwa, a ona profesora podejrzewa³a, e s¹ to skutki pewnej prywatki z m³odoœci, na której profesor da³ siê skusiæ na lekki odlocik i spróbowa³ czegoœ, co mu podali w zwitku gazety. Natomiast psychoanalityk nie mia³ wielkich trudnoœci, eby odnaleÿæ inny klucz. Profesor jest Polakiem. Podwodn¹ ³ódŸ nale y rozumieæ jako wszechobecne w polskiej historii podziemie. Profesor zawsze chcia³ byæ wybitnym pisarzem. Wybitni ludzie s¹ na ogó³ samotni st¹d odosobnienie. Wybitni polscy pisarze kojarz¹ siê na ogó³ z emigracj¹. Tak. Profesor Pasek najbardziej chcia³by byæ pisarzem emigracyjnym, st¹d marzenie o krajobrazie ca³kowicie wyobcowanym. Pech chcia³, e w obecnej sytuacji politycznej nie mia³ najmniejszego prawa do emigracji. A wino? Emigracyjni pisarze nie byli, a w ka - dym razie nie powinni byæ szczêœliwi. Samotne popijanie wina w obcym kraju to oczywiœcie têsknota za ojczyzn¹. I teraz, kiedy zdjêcie Kostka urka z Rêkawa Wariata pojawi³o siê obok zdjêcia profesora, by³ to dostateczny powód, eby emigrowaæ, i to tam, gdzie bêdzie móg³ postawiæ krzes³o na skale. Mo na wiedzieæ, jak chcesz tego dokonaæ? ona wstawi³a stopê w drzwi.

10 Z niewielk¹ pomoc¹ przyjació³. Takie by³y ostatnie s³owa profesora, i w zasadzie dot¹d nie wiadomo, o jakich przyjacio³ach mówi³ i jak dosz³o do tego, e nastêpnego dnia œwitem postawi³ krzes³o na stromej skale u wybrze a Ameryki. ona mia³a podejrzenia co do miejsca, w którym mog³oby dojœæ do incydentu. Pani Pasek nawi¹za³a kontakt z nasz¹ ekip¹, która w³aœnie fotografowa³a exodus fok schodz¹cych ze ska³ u wybrze a Ameryki. Znalaz³a mnie dziêki telewizji, poniewa zwierzy³a siê z nieszczêœcia producentowi programu, do którego zapraszano jej mê a jako eksperta. Sta³am z Michelem na urwisku, s³oñce pada³o na lœni¹ce futra fok, kiedy zadzwoni³ telefon i producent oznajmi³, e da królestwo za znalezienie Adama Paska, który prawdopodobnie siedzi na krzeœle kilkaset metrów nad oceanem, ca³kiem niedaleko nas. Komórki nie odbiera, ale mo e, jeœli nie pozna numeru... Podyktowa³ mi telefon, zadzwoni³am od razu. S³ucham odezwa³ siê ponury g³os, niezbyt wyraÿny, jakby ze studni. Czy mówiê z profesorem Paskiem? Tak. S³ucham. Proszê pana... jestem polsk¹ dziennikark¹. Fotografujemy urwiska, a pan podobno jest w³aœnie... Tak. Jestem na skale. Siedzê i pijê wino. Aha. To œwietnie. A czy mog³abym pana odwiedziæ?

11 Nie udzielam wywiadów. Poza tym nie dostanie siê tu pani. Nawet helikopter mia³ trudnoœci. Wspina³am siê ju na niejedn¹ ska³ê, proszê mi daæ szansê. Zak³adam siê z panem, e dojdê tam na w³asnych nogach. Przyjmujê zak³ad odpowiedzia³ zadziwiaj¹co chêtnie i doœæ precyzyjnie okreœli³ miejsce pobytu. Szukanie zajê³o nam jakieœ dwie godziny, moja wspinaczka (to wcale nie by³o takie trudne) oko³o godziny, tak wiêc ju szarza³o, kiedy stanê- ³am w chmurach naprzeciwko zziêbniêtego Adama Paska. Uprzedza³em, e nie udzielam wywiadów. Jasne. Chcia³am tylko przekonaæ pana do powrotu. Jest pan potrzebny krajowi. Mo e. Ale kraj nie jest ju potrzebny mnie. Wypi³ maleñki ³yk wina z kieliszka, który prawdopodobnie trzyma³ ju w rêku, schodz¹c z drabinki helikoptera ( e mnie przy tym nie by³o!). Ma pan zamiar tu zostaæ? Nie. Mam zamiar tutaj posiedzieæ. Mogê tylko zapytaæ: dlaczego tutaj? Poniewa od szeœædziesiêciu czterech lat yjê z obrazem krzes³a na skale, gdzie siedzê i popijam wino. Cz³owiek nie jest wieczny, wiêc postanowi³em znaleÿæ siê w sytuacji, która byæ mo e ma g³êbsze znaczenie. Nie dowiem siê, póki nie spróbujê.

12 Rozumiem. Mnie na przyk³ad te przeœladuje pewien obraz (nie przypuszcza³am, e zwierzê siê z tego komukolwiek). Jestem ubrana w dziwne szmaty, trzymam na rêku dziwn¹ lalkê i wchodzê po dziwnych schodach pomalowanych na ró ne kolory. Czy uwa a pan, e powinnam doprowadziæ do takiej sytuacji? Nie myœli pan, e dziwne wytwory wyobraÿni... Dziwne? zapyta³ Pasek. Naprawdê widzi pani w tym coœ dziwnego? Ja nic. Je eli dziwny cz³owiek idzie po dziwnych schodach, to nie ma w tym nic dziwnego. Dziwnie jest tylko wtedy, kiedy dziwny cz³owiek idzie po zwyk³ych schodach albo zwyk³y cz³owiek idzie po dziwnych schodach. Natomiast jeœli dziwny cz³owiek idzie po dziwnych schodach, to znaczy, e znajdujemy siê w dziwnym œwiecie. A w dziwnym œwiecie dziwne s¹ tylko rzeczy zwyk³e. Schodzenie ze ska³y zajê³o mi znacznie mniej czasu tak to ju jest. Michel czeka³ z gor¹c¹ czekolad¹, a kiedy odje d aliœmy, ju nadlatywa³ helikopter. Niestety, gêsta mg³a nie pozwoli³a nam zobaczyæ, jak profesor Pasek z pustym kieliszkiem w rêku wspina siê po sznurowej drabince, a potem znika w czeluœci...

13 DRUGI WSTĘP DO TEJ HISTORII...Niezale nie od tego, czy ca³a ta sytuacja jest prawdziwa, czy raczej nale y do porannych snów, jakie miewa³am w czasie podró y, za chwilê utopi siê we mgle. Tylko ocean jest potrzebny. Woda. Jak najwiêcej ywej, nieprzewidywalnej wody potrzeba, eby to opowiadanie mia³o odpowiedni grunt. Profesor Pasek jak ja potrzebuje oceanu po prostu ocean urodzi³ siê w nim. Nie ma tu nic szczególnego poza tym, e ocean burzy siê i uspokaja. Jak historia, któr¹ opowiem. Ocean bawi siê wszystkim, cokolwiek nale a³o, a ju nie nale y do ycia. Wszystko, czy to wenecka maska, czy kredens, mo e byæ zabawk¹ oceanu. Ta historia te. Ocean wariuje, histeryzuje, jest nieobliczalnym kiczem, wymiotuje, straszy, udaje potwora, a tak naprawdê jest tylko wod¹. Ta historia te. Ocean pod spodem jest nudny, potulny, œpi¹cy i ociê- a³y. Ta historia te. Czasem ocean jest dziecinn¹ zabawk¹, czasem jest prawdziwy jak œmieræ. Jak ta historia. Ocean koñczy siê drobniutkimi falami jak

14 oddech dziecka. Ta historia te. To wszystko zreszt¹ nie ma znaczenia, bo przecie i tak przyjdzie noc. Na oceanie bujaj¹ siê tylko niektóre przedmioty, okaleczone, bez przysz³oœci. Wszystko otacza mg³a. Cokolwiek by siê zdarzy³o, jest daleko, za mg³¹. I tak do nastêpnego sztormu. Zanim to wszystko siê zaczê³o, w moim bia³ym apartamencie na czternastym piêtrze têskni³am za warkotem œwidrów i wiertarek, za nieustannym trzêsieniem ziemi pod stopami. Z mojego okna widaæ by³o tylko las s³ynnych czarnych wie owców, które otacza luksusowa cisza. Zanim wszystko siê zaczê³o, przyfrunê- ³y tu dwa t³uste go³êbie i zadzwoni³ telefon. Wtedy jeszcze by³y tu moje bia³e meble, lustro na ca³¹ œcianê, a nad biurkiem wisia³a wielka fotografia mojej twarzy z podpisem I Nagroda World Press Photo. Wtedy jeszcze nie by³o tu pozaklejanych taœmami pude³, œladów po butach pracowników firmy przeprowadzkowej, wtedy jeszcze sta³ tutaj stary, czarny telefon, milcz¹cy od lat jak teatralny rekwizyt. Kiedy zadzwoni³, nie mog³am zrozumieæ, sk¹d pochodzi ten dÿwiêk od dawna u ywam tylko komórki i nawet nie wiem, czy ktoœ pamiêta mój domowy numer. W s³uchawce by³y tylko szumy i trzaski, jakby aparat zawis³ miêdzy gwiazdami. Dopiero po chwili ktoœ puœci³ piosenkê Beatlesów Strawberry Fields Forever. Zastyg³am ze s³uchawk¹ przy uchu, na Truskawkowych Polach, poœrodku dziecinnego pokoju.

15 Let me take you down, cos I m going to Strawberry fields. Nothing is real, and nothing to get hung about. Strawberry Fields Forever nie nadaje siê do tañczenia. Beatlesi œpiewaj¹ to zbyt artystycznie, z melancholijnym zaœpiewem, ale to nie ma znaczenia, kiedy nie umie siê tañczyæ, kiedy taniec to po prostu ko³ysanie siê w miejscu. Paul McCartney oczywiœcie umie tañczyæ, ale jest zmêczony. Po koncercie, po walce z histerycznym t³umem nastolatek, po z³o eniu setek podpisów na fruwaj¹cych karteczkach mi³o mu, e wystarczy mnie ko³ysaæ, trzymaj¹c delikatnie za rêkê. Jako najrozs¹dniejszy z zespo³u zerka czasem na pozosta³ych ch³opaków, czy przypadkiem nie robi¹ g³upstw, ale oni te padaj¹ ze zmêczenia. Mo e tylko Ringo, rozgrzany od perkusji, jak zawsze niespokojny mój pokój jest za ciasny na jego temperament. Rozgl¹da siê po œcianach, na których wisz¹ zdjêcia zespo³u The Beatles. Na tych zdjêciach Ringo stoi zwykle miêdzy Paulem a George em, daleko od Johna, którego po prostu siê boi. John jest tak strasznie serio, ma takie poczucie pos³annictwa, ponury niepokój, który œmieszy Ringo Starra. Oczywiœcie mo na nazwaæ to kompleksami. Kiedyœ powiedzia³am, podaj¹c mu kanapkê z salcesonem: Ty, Ringo, jesteœ po prostu g³upszy od Johna i pokrywasz to kpin¹. Po koncercie z adnym z nich nie ma o czym

16 rozmawiaæ, zw³aszcza w moim pokoju, gdzie George czyta ksi¹ kê, wciœniêty miêdzy pó³ki, a Lennon patrzy ponuro na Paula, kiedy tañczymy Strawberry Fields Forever. Ja umiem tylko dwa na dwa. Dwa kroki w prawo, stop, dwa kroki w lewo, stop. Krêcimy siê wolno w rytmie Strawberry Fields Forever poœród œcian ze zdjêciami The Beatles, przy oknie, za którym widaæ okna innego domu. W którymœ z nich sta³ kiedyœ ktoœ i patrzy³ na dziewczynkê, która ka dego wieczoru krêci siê sama po pokoju z wyci¹gniêtymi rêkami. Potem ktoœ jeszcze d³ugo trzyma³ s³uchawkê, czekaj¹c, a siê roz³¹czê. Chcia³am wróciæ do pracy, na ekranie laptopa wci¹ œwieci³ niedokoñczony tekst, ale po raz pierwszy od wielu lat otoczy³a mnie mg³a i znalaz³am siê na wyspie Tajtaio. Pamiêtasz wyspê Tajtaio? Wygl¹da jak szklana weranda. Na Tajtaio nie ma teraÿniejszoœci. Jest siê tylko kimœ przedtem albo kimœ potem. Jak na fotografii tañcz¹cej kobiety, kiedy jej spódnica jest kilkoma spódnicami, rozbita na kilka chwil z ycia spódnicy. Pamiêtasz Tajtaio? Niezwykle porêczna wyspa: mo na tam mieszkaæ, siedz¹c w wiêzieniu, le ¹c w szpitalu albo w namiocie jako spêtany sznurami zak³adnik. Zdarzenia przesz³e i przysz³e wystêpuj¹ w dowolnym porz¹dku i niezale nie od faktów.

17 TRZECI WSTĘP DO TEJ HISTORII To chyba by³a œroda. Zreszt¹ zwykle, kiedy pytam o dzieñ tygodnia, odpowiadaj¹ mi, e jest œroda, wiêc pewnie w³aœnie by³a œroda, kiedy na mojej drodze stan¹³ Cz³owiek o Kwitn¹cych Kulach. By³ typowym bezdomnym, mia³ nieogolon¹, szar¹ twarz i zmêczone oczy, ale opiera³ siê na dwóch kijach, z których wyrasta³y liœcie. Bardzo pani¹ przepraszam, czy mo e dysponuje pani kilkoma groszami, by³bym wdziêczny za wsparcie powiedzia³. Niestety, nie mia³am nawet grosza, ale zapyta³am: A pan... pan kim jest w³aœciwie? Matematykiem. Pracowa³em w instytucie. A pani? Kim pani jest? Nie wiem odpowiedzia³am zgodnie z prawd¹. Oczywiœcie, e mia³ prawo zapytaæ. Kim jestem? Jestem siostr¹ Cygana. Odk¹d pamiêtam, interesowa³y mnie szyby. Jako os³ona, granica, bezpieczna izolacja. y³am zawsze za szyb¹,

18 nie by³am jednak tak g³upia, eby nie wiedzieæ, e szyba odgradza mnie od ycia, dlatego przez ca³e lata udawa³am, e jestem osob¹ aktywn¹. Udawanie kogoœ innego to to samo co niewidzialnoœæ, dlatego mo na powiedzieæ, e jestem bardzo podobna do brata. Cz³owiek o Kwitn¹cych Kulach sta³ dalej na ulicy, wiêc zaprosi³am go do kawiarni, gdzie ju siedzieli wszyscy: Paulojohn w swojej skórzanej kurtce, Gertruda i Piêkny Piotruœ. Kiedy weszliœmy, Paulojohn odwróci³ siê od szyby i zapyta³ Cz³owieka o Kwitn¹cych Kulach, czy wie, co to znaczy: folo³ her da³n tu e bryd baj e fa³ntyn. Ten opar³ kule o œcianê i powiedzia³ mu, e to znaczy: idÿ za ni¹ do mostu przy fontannie, e zna wszystkie piosenki The Beatles, e dalej w Penny Lane jest: gdzie ludzie koniki na biegunach jedz¹ ciasteczka z kaczeñców, ale Paulojohn nie chcia³ wierzyæ i odwróci³ siê do okna. Cz³owiek o Kwitn¹cych Kulach nie ma wiêkszego znaczenia. To przechodzieñ.

19 WSTĘP DO POCZĄTKU TEJ HISTORII Stojê poœrodku pustego mieszkania i nie wiem, co zrobiæ z kluczami. Portier powiedzia³, e zawsze zmieniaj¹ zamki, wiêc nie oddajê, czujê je w kieszeni, kiedy winda wiezie mnie na parking. G³upio mi wobec tych kluczy. Przeskakuj¹ miêdzy moimi palcami, nie potrafiê wyrzuciæ ich do œmietnika, a przecie przysiêg³am sobie nie gromadziæ przedmiotów, nie prowokowaæ chaosu. W moim nowym yciu nie bêdzie wiele miejsca. Mój ó³ty porsche wita mnie znanym sygna³em, rzucam torebkê do ty³u i ruszam, zakrêcam, piszczê, hamuj¹c przy betonowym s³upie, zgrzytam, jadê do ty³u, zgrzytam, ruszam do przodu. Zawsze w³¹czam jak¹œ muzykê, ale nie tym razem, nie teraz, dziœ trzeba pomilczeæ jak na pogrzebie. Po raz ostatni jadê przez las czarnych apartamentowców, po raz ostatni zatrzymujê siê przy kiosku. Poproszê pocztówkê z kobiet¹. Kioskarz krêci stojakiem jak star¹ karuzel¹. Z kobiet¹ na klatce schodowej. T¹ z serii Stolice Europy. Warszawa.

20 Kioskarz rzuca kartkê, na której kobieta w zielonym podartym futrze opiera siê o porêcz schodów. Jest zrezygnowany. Ju nie ma si³y doradzaæ innych kartek, na przyk³ad ze zdjêciami ³abêdzi na stawach, Pa³acu Kultury i naszych przepiêknych parków. Ju tylko wzrusza ramionami. Siedzi w tej budce od kilkudziesiêciu lat, ale czegoœ tak g³upiego jak ta kartka pocztowa jeszcze nie widzia³. Oczywiœcie nie chodzi o samo zdjêcie jest bez sensu, ale odk¹d w tym kraju zapanowa³ wolny rynek, kioskarz widzia³ i sprzeda³ ju niejedno. Tak wiêc nie chodzi o to, e ta potargana kobieta na zdjêciu oprócz podartego futra ma ciemne okulary, w jednej rêce trzyma otwart¹ torebkê, a w drugiej star¹ lalkê z popl¹tanymi w³osami. e stoi na klatce schodowej luksusowego apartamentowca, co widaæ choæby po oszklonej, nowoczesnej windzie w tle. Chodzi o to, e kioskarz jest warszawiakiem. e na dole zdjêcia jest wielki napis Warszawa i e jest to pocztówka z serii Stolice Europy. I e w tej serii inne miasta sfotografowane s¹ w miarê normalnie, a Warszawê uosabia wariatka na klatce schodowej. Dlaczego? Gdyby jeszcze kioskarz nie by³ z Warszawy, gdyby osiedli³ siê tu z przypadku, ale on, który skaka³ jako dzieciak po ruinach, on, który zna tutaj ka dy dom, i stary, i nowy, bo Warszawa jest dla niego jak rodzina, musi siê upokarzaæ dla marnych pieniêdzy. Bo jeszcze do tego pocztówka sprzedaje siê jak adna inna. I kioskarz da sobie g³owê uci¹æ, e babka

21 w spodniach, która siê zbli a, te poprosi o pocztówkê z kobiet¹. Poproszê o pocztówkê z kobiet¹. Jeœli mo na, dziesiêæ pocztówek. Nie mo na. Zosta³a ostatnia. Kioskarz nie patrzy na mnie, tylko wpatruje siê w kartkê. Kobieta w podartym futrze, z lalk¹ w rêce, z otwart¹ torebk¹, w jednym bucie, uczesana w gniazdo, ma ciemne okulary, ale i tak widaæ jej zdziwion¹ twarz. Mo e te nie rozumie, dlaczego zosta³a Warszaw¹. A... mo e mi pani powiedzieæ... mo e mi pani powiedzieæ... co siê pani tak podoba na tej pocztówce? Ja. S³ucham? Ja siê sobie podobam. To ja jestem na tym zdjêciu. Swoj¹ drog¹ Michel du o przeszed³, zanim zgodzono siê, eby zdjêcie wesz³o do serii Stolice Europy. Œwiadczy o tym , który dosta³am nastêpnego dnia od jej wydawcy. Witaj, M! Tu wasz przyjaciel i pracodawca. Czy on zwariowa³? Nie po to anga owa³em najlepszego fotoreportera, nie po to da³em mu kupê forsy za seriê zdjêæ Stolice Europy, ebyœcie siê przebierali przed obiektywem w jakieœ ko-

22 stiumy! To zdjêcie siê nie nadaje, inne s¹ fantastyczne, ale to z Polski musi wymieniæ, i wybacz ju na swój koszt, bo ja mu drugi raz nie zafundujê podró y. To ma byæ zdjêcie autentyczne, takie, które ³¹czy nowy œwiat ze starym, zw³aszcza w krajach dawnych demoludów. Na przyk³ad ch³opak i dziewczyna, którzy handluj¹ od³amkami muru berliñskiego, to jest super. Michel jest genialny w zdjêciach przypadkowych, fotoreporterskich, i takie u niego zamawia³em. Wiêc bardzo Ciê proszê, nie baw siê w modelkê, jesteœ œwietn¹ dziennikark¹, on œwietnym fotografem i niech to Wam wystarczy. Wasz oddany Jack A kiedy mu odpisa³am: Zdjêcie jest autentyczne. Przypadkowe. Wiem, e trudno w to uwierzyæ, ale jeœli Ci nie pasuje, rozmawiaj z nim sam. Rozstaliœmy siê w³aœnie. Wiem, e to nie do wiary, ale tak jest. Ca³ujê Marianna odpowiedzia³ dopiero po dwóch dniach: Kochana M! Rozmawia³em z Michelem. Nic nie rozumiem, ale zdjêcie wchodzi do serii, bo tak czy inaczej jest œwietne. Niech was szlag trafi. Jack