Egz. archiw alny IBL. DEOTYJS/Ifl. WYBÓR POEZJI. X IĘ G A DRUGA. T & l >:ó WARSZAWA. NAKŁAD I W ŁASNOŚĆ KONSTANTEGO TREPTEGO

Wielkość: px
Rozpocząć pokaz od strony:

Download "Egz. archiw alny IBL. DEOTYJS/Ifl. WYBÓR POEZJI. X IĘ G A DRUGA. T & l >:ó WARSZAWA. NAKŁAD I W ŁASNOŚĆ KONSTANTEGO TREPTEGO"

Transkrypt

1

2

3

4

5 Egz. archiw alny IBL DEOTYJS/Ifl. WYBÓR POEZJI. X IĘ G A DRUGA. WARSZAWA. T & l >:ó NAKŁAD I W ŁASNOŚĆ KONSTANTEGO TREPTEGO )0 o-o -21 w. 42

6 ^osbojieho H,eH3ypoło. Bapinaßa 23 Iiohh 1897 r.

7 POEZJE 0EOYYMA. WYBÓR POEZJI X. II.

8

9 floc ŚWIĘTOJAŃSKA. ROMANS DO ŚPIEW U PRZY TOWARZYSZENIU YIOLI.

10

11 SŁOW IK. Królowo moja! Różo jedyna! Wejrzyj ku niebu: oto godzina, W której się ciemność ze dniem przesili. Ach czy pamiętasz, podobnej nocy, Jak się przesilał nasz los sierocy, Kiedy to jeszcze ludźmi-śmy byli? RÓ ŻA. Czy ją pamiętam? On o to pyta! Rosa trwa długo, w kwiecie ukryta, A łza miłości czyliż nie dłużej? Chociażbym kwitła do setnej wiosny, Tej Świętojańskiej nocy żałosnej, Nic nie wygładzi z serca twej róży. SŁOW IK. Pom nę... Od świtu, szedłem daleko, Ciągle nad wodą, nad naszą rzeką, Gdzie miały dziewy los badać kwiatem. Może tam ujrzę moją dziewicę?

12 G Może dumałem wianek jej chwycę? Wszak m iłość, mówią, rządzi tym światem? Zkąd takie m yśli biegły przedemną? Wszak jam niewiedział żeś mi wzajemną? Prawdziwa m iłość dziwnie nieśmiała! Jam tylko w iedział, że pan bogaty, Do twej rodziny posyłał swaty, Dom twój go witał, a tyś milczała. Jam był ubogi. Za skarb jedyny, Nosiłem serce chciwe na czyny, Rzewnie namiętne jak śpiew słowiczy, 1 jakąś jeszcze siłę nieznaną, Której mi wówczas pojąć nie dano. Jam Świętojańskiej nieznał zdobyczy! Cały dzień błądząc, zwolna widziałem, Jak tłum nadpływał kraśnym nawałem. Wianek za wiankiem fruwał koleją. Choć nie mówiłaś czy przyjdziesz z wieńcem, Choć już się zachód oblał rumieńcem, Jam czekał jeszcze. M iłość... nadzieją. W końcu, zabłysłaś! RÓŻA. I ja od rana, W yszłam do lasu, wyszłam spłakana. Tysiąc się kwiatów prosiło w lesie,

13 Lecz ja zoczyłam krzak dzikiej róży, I już nie chciałam wybierać dłużej. Może mi róża szczęście przyniesie? Wpół od radości, a wpół od gniewu, Poobrywałam cały kwiat z krzewu, Plotłam rękami, zaklęłam łzami. Niecli-że raz jeden mówiłam sobie Z okrutnym losem tę próbę zrobię. Wszak los nie człowiek, on nie omami? Przebacz... Mnie samą wstyd dziś przenika Ja ciebie brałam za obłudnika! Że się twe serce ku memu skłania, W iedziałam, dziewczę zawsze dostrzeże... Ale wątpiłam czy kochasz szczerze... Wszak nie słyszałam z twych ust wyznania Jeżeli jeszcze rzekłam stroskana Nie przeczuł w wilję Świętego Jana, Że mię z różami spotka na moście, Jeśli za niemi w łódkę nie skoczy, Zamrożę serce, wyjaśnię oczy. Niech gody huczą, niech jadą goście! Ach, bo sierocie, wyrok rodziny, Jutro naznaczał już zaręczyny, Z bogaczem, zimnym jak senna mara. Już nikt nie zważał na me zwlekanie,

14 A ja wierzyłam że się coś stanie, Co nas połączy. Miłość, to wiara. Dopóki w lesie, byłam tak śmiała! Ale gdy w tłumie, jakżem truchlała! Róże pod białą kryłam zasłoną. Aby swój wianek puścić na fale W obliczu ludzi, potrzeba wcale Niemiec m iłości, lub mieć szaloną. Mnie się zdawało, że wszystkie oczy Na mnie zwrócone, w serca przezroczy, Mą tajemnicę śledzą ciekawie. A gdy ujrzałam jeszcze nad wodą, Tyle rówiennic pysznych urodą, Jak ja pytałam przed nim się stawię SŁOW IK. Czyż ja prócz ciebie widziałem kogo? Kiedy wschodziłaś płonąca trwogą, To jakby naraz dwa słońca błysły. Gdy wianek wodnej rzuciłaś tęczy, Pytałem, czemu ten lud nie klęczy? Ty mi się zdałaś boginią Wisły! Skoczyłem w czółno, porwałem wiosło, Jak m yśl pędziłem, serce mię niosło. Już, już go chw ytam... Los chciał inaczej! Wianek jak senne pierzchał złudzenie,

15 9 Uciekł i przepadł w morskie bezdenie, A ja... spojrzałem w morze rozpaczy. Czółno puściłem na wolę fali, Leżąc jak martwy. U brzegu, w dali, Dogorywały ognie Sobótki, Jak szczęścia mego wypalenisko. Noc wiała żarem, las kładł się nizko, Czasem kiść kwiatu spadła do łódki. Raz, paproć moją musnęła głowę. Dotknięcie lekkie, a piorunowe! Wszak to dziś kwitnie ów kwiat paproci Co ludzi darzy oczy takiemi, Że widzą skarby zaklęte w ziemi? Znajdę! On czarę dni mych wyzłoci. I ja się stanę jak król bogaty, Do mej królowej wyprawię swaty, Poślę obrączkę, odbiorę wianek. Wybiegłem z łódki. Choć na kraj świata Pójdę go szukać przez dnie i lata, Jak tylko szukać umie kochanek! Ścieżką, robaczek szedł cichuteczko, Ze Świętojańską swą latareczką. Nabłogosławić go się nie mogę! On mię prowadził wiernem żarzewiem.

16 10 Jak szliśmy długo? Gdzie szliśmy? Niewiem. Wiem, że do kwiatu pokazał drogę. Ach, i znalazłem! Ale cóż? Nie to Czego szukałem. Skarb to bez granic, Lecz między ludźmi nie zda się na nic. Jam przez cierpienie, został poetą. I gdy wróciłem z puszczy do świata, Nikt mię nie poznał. Dusza skrzydlata, Biła się we mnie jak ptaszę w burzy. Trony na ziemi, gwiazdy na niebie, Miałem dla wszystkich, oprócz dla siebie. Bo też i żyć już nie chciałem dłużej. Nie miałem komu śpiewać na ziemi, Jam cię nie znalazł między żywemi. Znalazłem grób twój, przy nim, krzak róży. nóż a. Gdy łódź twa znikła, stałam zmartwiała, Jeszcze się łudząc że sen mię łudzi. Już mię nie trwożył bystry wzrok ludzi. Tłum się rozpłynął, jam jeszcze stała. Aż przyszli krewni, pod ręce wzięli; Z rana mię całą ubrano w bieli, Zaręczynowy pierścień włożono. Ja ani mdlałam, ani płakałam;

17 II Czułam że dziwnym rumieńcem pałam; Płomień mi w czoło wrastał koroną. Od owej nocy, więdłam tajemnie. W szyscy płakali, patrzyli we mnie, Nawet»011«płakał nad narzeczoną. Niedługo potem leżałam w grobie. Chciałam natenczas pomyśleć sobie, O wielkim Bogu, o jasnem niebie. Chciałam, nie m ogłam... Ciągłe w oddali, Widziałam wianek na zdradnej fali, Widziałam tylko róże i ciebie! A w grobie coraz zimniej i czarniej... Aż Bóg położył kres tej męczarni. Do grobu mego anioł zszedł w gości, Z gwiazdą u czoła, co się rozpłania Różowo. (Pewnie anioł kochania).»kto«wyrzekł»umrze z ziemskiej miłości»nie godzien nieba, lecz godzien raju. Wrośnij-że w ziem ię, serce różane,»aż samo, nieba zechcesz w zamianę«. Rzekł, jam się różą zbudziła w gaju. Była noc. Czyste jak łza niebiosy. W ypiłam chciwie kropelkę rosy.

18 12 Czułam, że dziwnym rumieńcem pałam. Dźwięk brylantowy sypnął się z drzewa... Patrzę, gdzie jestem? Słucham, kto śpiewa? Tak, jestem w raju! Twój głos poznałam!... SŁOW IK. Jam dnie przepędzał przy twoim grobie, Pieśnią cię wołał, płakał po tobie. Bywa, że słowik śpiewa bez końca, Aż się zaśpiewa na śmierć. Tak we mnie, Rana tęsknoty rosła tajemnie, Aż raz pastuszek, o wschodzie słońca, Znalazł me zwłoki. Tłum zszedł się ku mnie, Kładziono wieńce na mojej trumnie, I wszystko zcichło. Ja, leżąc w grobie, Chciałem zbudować pieśń o wawrzynach, Wielkich nieszczęściach i wielkich czynach, Pieśń się składała zawsze o tobie. Lecz była smutna. W piersi zam arłej, Serdeczne rany jeszcze się darły. Aż też i do mnie anioł zszedł w gości, Z gwiazdą błękitną, co rozpromienia Sam grób. (Zapewnie anioł natchnienia).»kto«rzekł»był śpiewcą ziemskiej m iłości,»nie godzien nieba, lecz godzien raju.

19 13»Śpiewaj-że ziem ię, serce spłakane,»aż samo, nieba zechcesz w zamianę.«rzekł, jam się zbudził słowikiem w gaju. Szczęsny, kto skrzydłem raz pierwszy wzięci! 0 skrzydłach wiecznie marzą poeci. Jam je miał. Xiężyc błyszczał po burzy. Mnie wciąż bolało serce spłakane, Aż oto... balsam padł mi na ranę... Tern pełniej żyłem, im padał dłużej. Zkądże przywionął prąd aromatu? Patrzę: zapewnie z bliskiego kwiatu? Poznałem różę, i ciebie w róży! RÓŻA. Wieszczu mój, powiedz, czy by nie trzeba, Już nam się z raju wybrać do nieba? Mnie ztąd nie spieszno, ale się boję, Czy nie obrażą się archanieli, Żeśmy tak długo ich zapomnieli? SŁOW IK. Różyczko moja! Natchnienie moje! Zkąd ci ta troska? Czy niepokoje, Są niewieściego serca potrzebą? 1 do mnie anioł przemawiał w grobie, A jam się na to uśmiechnął w sobie, Kto z nas dwóch lepiej wie gdzie jest niebo?

20 l i Człowiek zna więcej niż aniołowie, Bo zna cierpienie. Wierz, co ci powie Serce, ta wieszczba słowiczo-głosa: Niebo nie przy nas, lecz w nas się tworzy. Gdziekolwiek żyją w zgodności bożej, Miłość z poezją, tam są niebiosa

21 TY PÓJDZIESZ GÓRA, JA PÓ JD Ę DOLINA,

22

23 .AJęgi mówiły, ludzie mi mówili, Że wszystko mylne, lecz jedno, jedyne Przeczucie serca, nigdy nie omyli. Ja uwierzyłam w tę dobrą nowinę, I życie lekko niosłam od tej chwili, Jak dziecię wierzy na słowo matczyne. Aż czas, co wszystko rwie niepostrzeżenie, I na tej wierze napisał:»złudzenie!«znałam ich dwoje. Gwiazdy ich w błękicie, Świeciły blisko, jak dwoje ócz świeci. Za to ich ścieżki tak różnie szły w życie, Że się nie m ogli, wśród krętej dróg sieci, Ni jawnie spotkać, ni dopatrzjm skrycie. Lecz mój wzrok, (czegóż nie dojrzą poeci?) Obie ich drogi widział jednocześnie. Gdzie? Nie pamiętam. Na jawie? Czy we śnie Ona szła górą, a on szedł doliną. W tęczach płynęła na obłocznej bieli. HEOTWA. WY8ÓR FOfZJI. X. li. 2

24 is W puszczowych jarach łamał się z lawiną. Oboje uśmiech i hart jeden mieli. A ja pytałam, czy zawsze się zminą? Skarżyłam życie, dla czego ich dzieli, Kiedy ich gwiazdy tak bliskie na niebie, I jak dwie gwiazdy podobni do siebie? Ach, wyście jednak nieraz się przeczuli! Widma, we mglistej majaczyły szacie. Gdyście zosobna swe rojenia snuli, Ideał wzajem brał wasze postacie. A wy pytając, czy na ziemskiej kuli, Czy aż na innych go światach spotkacie, Szliście sam otni, zatęsknieni w tłumie, Co chłód wasz ganił, i dziwił się dumie. Aż przyszła chwila, (jakby dziś ją pomnę!) Kiedy jej ścieżka, lodowcem zepchnięta, Z grozy chmur zbiegła nad poniki skromne Gdy jego ścieżka, schwycona jak w pęta, Przez nurt i ściany przepaści niezłomne, Na stok wybiegła, jako piorun kręta. I na wpół góry zeszły się ich drogi, I objawili się sobie, jak bogi. Słowa zamienić jeszcze nie zdążyli, Już głos w nich szepnął: >Wszak to on!to [ona!«a ja szepnęłam:»jeśli w jakiej chwili,»to w tej zaiste, przyszłość mię przekona,

25 1!)»Czy serce pierwszem przeczuciem nie myli?«a drżąca byłam, cała zapatrzona Jakby w mą własną, w przyszłość owej pary. Ach, mnie chodziło o klejnot mej wiary! Miejscem spotkania była górska łączka. Eden, maleńki, lecz w urok bogaty. Na wzgórzach, w koło zgiętych jak obrączka, Las go zagradzał iglastemi kraty. Wązki wmdospad, jak perłowa sprzączka, Przepinał razem skały, las i kwiaty, Bo łąka była kwiatami nabita, Jak dusza, kiedy raz pierwszy rozkwita. Podczas gdy wzrok mój błądził po tej hali, Oni w rozmowie, stłumionej lecz szybkiej, Całą swą przeszłość już wyspowiadali. I jakby razem chowrani z kolebki, Szli zwolna, brodząc w ziół szemrzącej fali. Tak dwa łabędzie toczą pochód gibki. Czasem stanęli wśród skał, by z uśmiechem Wzajem swe imię wywoływać echem. Doszli do źródła. Na rozłomie głazu, Siedli. On zrywał różowe jagody, I na listeczku jej przynosił. Zrazu, Wzrok ich był trwożny, tylko w szybie wody, Wzajem swojego szukali obrazu. Nagle, spojrzeli ruchem dziwnej zgody, i)*

26 2 0 W yżej, nie w źródło co ze skał się toczy, Lecz w źródło czarów i łez, w żywe oczy. Od tej się chwili stali jacyś inni. Nad zagadkami życia zadumani Jakby starcowie, a w życiu dziecinni. Ledwie znajomi, a już zaufani. Płomienni m yślą, a sercem niewinni. Jak zawieszeni w poprzek dwóch otchłani, Stali na dziwnem międzymorzu owém, Gdzie miłość wszystkićm już mówi, prócz słowem. Łzą, co źrenicę przemienia na djament, Albo uśmiechem, co usta w kwiat zmienia. Tą grą oblicza, co ma jak firmament, Gwiazdy i burze, słońca i zaćmienia. I tą grą ruchów, co jak fali zamęt, Zdradza bijące na jej dnie wzruszenia. I przelotami owej nagłej ciszy, Gdzie dusza m ówi, ach i drugą słyszy. To czas przedburza. Bywa, że w przedburze, W icher się zrywa i znów się pokłania. W sercu, dwa prądy, jak w nawałnćj chmurze Grzmią. Jeden woła:»spuśćmy grom wyznania!«a drugi błaga: Niech jeszcze przedłużę,»ten przerozkoszny dreszcz oczekiwania...«i także bywa, że gdy wicher czeka, Burza omdleje, i przejdzie zdaleka.

27 21 Tak się tu stało. Ona, chcąc wstydliwie Oddalić chwilę stanowczą dramatu, Wzrokiem po krągłej zatoczyła niwie. Dojrzała w dali kwiat z barwą szkarłatu. Jak piękny!«rzekła. On, w niemym podziwie U jej stóp, niby nie słyszał. Aż kwiatu, Tak się naparła, że musiał, jak dziecię Posłuszny, powstać, i pójść po jej kwiecie. Przestrzenie w góracli złudne są dla oka. Kwiat purpurowy zdawał się tak blisko, A drogę cięła szczelina głęboka. Tam on się puścił. Lecz i ona, ślizką Steczką, podbiegła w górę, i z wysoka Śmiała się, skryta za m szyste urwisko, Tą się pustotą mszcząc, że nie od razu Jej wszechwładnego usłuchał rozkazu. Gdy ze szkarłatną powrócił zdobyczą, Już jej nie było. Stanął porażony. Lecz się uśmiechnął zaraz tajemniczo... Z za głazu dojrzał brzeżek jej zasłony. Ręką pogroził z przekorną słodyczą, I chciał jej zabiedz od przeciwnej strony, By mu nie pierzchła. Krąg zakreślił chyży, Lecz ona coraz uciekała wyżej. Jak dwa motyle igrają na łące, Jak się dwie rybki gonią przez odmęty,

28 Jak dwa skowronki w słońcu wirujące, Tak oni, krążąc w skręty i rozkręty, Głosem się tjdko wiązali w rozłące. Aż on, uporną jej ucieczką tknięty, Nagle się wrstrzym ał, i siadłszy pod drzewem, Ręce założył z udawanym gniewem. Jak ptaszę patrzy z za prątków ciekawie, Tak, zadziwiona milczeniem zbyt długiem, Z gąszczu wyjrzała w niepewnej postawie, I już zielonym zestąpiła smugiem. W tedy on, mszcząc się w odwetowem prawie, Zaczął uciekać po wybrzeżu drugiem. I biegli równo, bliscy siebie znowu, Leez rozdzieleni przecięciem parowu. Czemuż nie miały piór nasze gołębie? Parów nieznacznie wąwozem się stawał. Potokiem toczył przez pomroczne głębie, Coraz tłumniej szy kłód i złomów nawał. Brzegi rozszczepiał jak skrzydła jastrzębie, W ziemię się coraz przepaściściej wkrawał, Aż rozwarł paszczę i stał się otchłanią. Ach, gdybyż sercem zarzucić most na nią!... Oboje razem stanęli jak wryci. Ku łączce chcieli powrócić oboje, Ale kto szczęścia w pierwszy lot nie chwyci, Niech sobie powie: >Żegnaj szczęście moje!«

29 ' n. Wspomnieniom brakło Arjadnowej nici. Skracając drogę, przeskakując zdroje, Sami nie wiedzą, w łeśnem pół-przezroczu, Jak się i kiedy utracili z oczu? Żeby też można przesłać im przestrogę:»tędy!...«raz jeszcze oto się ujrzeli, Raz! Chciałam wołać, próbuję... niemogę! Świat marzeń, ludzi od poetów dzieli. Ją, sęp nastraszył, i zmyliła drogę. On, przynęcony od jakowejś bieli, Wśród skał zabłądził, zbiegł do wodospadu, Lecz do innego, a jej, ani śladu. Odtąd się tylko tęsknemi wyrazy, Długiem hukaniem wabili wzajemnie. Głos, przeleciawszy śród nich kilka razy, Znikł, jaskiniami schłoniony tajemnie. Zeszli do górskiej niejednej oazy, Lecz nie do tamtej! Aż zwolna i we mnie, Zaczęło serce zapytywać z trwogą, Czy jeszcze kiedy odszukać się mogą? Przeklęty kwiatku! Rliski a daleki! Godło rozstania! Usłysz moją mowę: Oby do morza uniosły cię rzeki! Obyś, rozpięty na łoże mumjowe, W żółtym zielniku spoczywał na wieki! Niech wina spadnie na twą krwawą głowę,

30 24 Bo tej pewności nic we mnie nie zm ieni, Że od gwiazd byli sobie przeznaczeni. >Teraz-to«, rzekłam dopiero zobaczę»nieukojone niczem niepokoje.»będąż to jęki! Będąż to rozpacze! Samem przeczuciem już cierpię za dwoje.»on się zabije ona się zapłacze,»1 z żalu skona. Spojrzeć się tam boję... I długo, oczów nie wzniosłam struchlała. Aż gdy podniosłam... ach! cóżem ujrzała? Idą spokojnie, idą obojętnie, Jakby starcowie... Swobodni, jak dzieci! Może ich oczy mgłą zachodzą smętnie, Ale w tych oczach żadna łza nie świeci. Może drga boleść w prędszem serca tętnie, Lecz jej nie dojrzy nikt, nawet poeci. Życie nie xiążka. Próżna trwoga cała! Ni on się zabił, ni ona skonała. Niemość rozpaczy, tak sądziłam zrazu. W pewne też rano, gdy przy małym zdroju Siadła, (jak owdzie!) na rozłomie głazu, Przeszyła wodę wzrokiem niepokoju, Jakby szukała czyjegoś obrazu, I ust muśnięciem tknęła liść powoju. Lecz wnet, po czole przesunęła rękę, I poszła, nucąc pasterską piosenkę.

31 25 On, raz napotkał u wiszaru drogi, Krzak obsypany w kiście purpurowe. Widząc je, wydał krzyk drapieżnie srogi, Obli rękami chwycił się za głowę, Obrywał kwiaty, ciskał je pod nogi, Deptał, sam z sobą wiódł gniewną rozmowę A ż... dał znak ręką jak na pośmiewisko, I odszedł, nucąc piosenkę myśliwską. Zwolna, podróżnych spotykać zaczęli, W yszli na szersze gościńce żywota; Szli w tłumie rześcy, nieledwie weseli, Do celów nowych wrzała w nich ochota. Śmieli się nawet, tak! oni się śmieli! Ja, wciąż pytając, gdzie żal, gdzie tęsknota? Zaczęłam wątpić w duchowej jesieni, Czy kiedy byli sobie przeznaczeni? Wśród dziew co szepcą, i mężów co gwarzą, Nieraz przed jednem, drugie wymieniono. Żebyż zmieszaną zdradzili się twarzą! N ic!... Nie zagrało ni oko ni łono. Ja, z oburzeniem, w którem łzy się warzą Spojrzałem wyżej. Byłam przeświadczoną, Że gdy ich serca tak dalekie siebie, Już się i gwiazdy rozeszły na niebie? Nie! Jedna z drugą koło w kole toczy, Jakby w objęcia brały się wzajemnie.

32 2 «Czemuż tam jasno, kiedy tu się mi oezy? Tysiące pytań zahuczały we mnie. Gwiazdy! Ja kłamstwo wam rzuciłam w oczy Gwiazdy się tylko uśmiechnęły ze mnie, I rzekfy:»serce uspokój w błękicie.»czyż jednem życiem człowiek spełnia życie?»wy, zadziwieni sceny wyrwanemi,»możecież sądzić o boskich dramatach?»miłość, prologiem zaczęta na ziemi,»może na innych rozegra się światach?»wam, czucia więdną z kwiatami waszemi,»ale są światy o niezwiędłych kwiatach.«tak, widok nieba kojąc nieskończenie, Z xięgi mych m yśli starł słowo:»złudzenie«. Szerszą się wiarą zapisała xięga.»tak!«zawołałam.»przeczucie nie m yli,»lecz jeszcze dalej niż sądzimy, sięga.»spokojni? W iedzą, że choć się stracili, To nie na zawsze, i ztąd ich potęga.»kto raz się znalazł, ten się w danej chwili»odnajdzie, niebu wiadomym sposobem.»tylko pytanie, czy przed, czy za grobem?«1869.

33 OBJAWIENIE SIĘ MUZY.

34

35 W ybrzeże Grecji. Po lewej stronie m orze. N ad nićm brzeg sk alisty. Dalej góry ośw ietlone złotą i fjoletow ą łuną zachodzącego słoń ca. N a pochyłości gór, zw aliska św iątyn i. U brzegu uwiązana łódka. W chodzi PODRÓŻNY. PODRÓŻNY. Po długich wędrowaniach, staję więc na ziemi, Gdzie człowiek bogów zwołał, i gdzie śmiał żyć [z niemi. Tu dusza, z codziennego letargu zbudzona, Jakby w powietrzu piła elixir młodości, Porywa się, i wita dawno znanych gości, Bohaterów Plutarcha i mędrców Platona. Przyjmij pokłon miłosny, ty marzeń mych celu, Hellado, co jak bujne liście kapitelu, W ykwitłaś wszecli-pięknością na dziejów lcolu- [mnie! Choć w huraganie wieków zwisły skrzydła twoje, Choć tyle krwi zbryzgało twych szat białe zwoje, Dziś jeszcze z sarkofagu uśmiechasz się ku mnie. Siada na odłam ie głazu.

36 30 Tu duch mój, wytrzeźwiony z szyderstwa, co [tknęło Nasz wiek goryczy, może zrozumie przytomnie, Czego Genjusz przeznaczeń spodziewa się po [mnie? Wszak on każdemu daje do spełnienia dzieło? I niech się nikt nie żali, że mu żyć przystało W dniach, gdy nie ma co czynić. Czyż chce, nie- [ruchomy, Siąść u szczytów, jak niegdyś bogowie błękitni I tylko w kataklizmach świata, ciskać gromy? Życie mógłby przeczekać! Nieraz, robić mało, Bywa trudniej niż wiele. Trudniej, więc zaszczyt- [niej. I mnie, duchu przyszłości, rzucasz kartę białą! Czuję w sobie potęgi co rwą się do życia, Chcą stwarzać i budować. Najprzód, łódź podróżną, W przeszłość musiałem zwrócić, sprawdzić jej [odkrycia, Zwycięztwa i przegrane, by pracą napróżną, Nie błądzić po manowcach gdzie błądziło wielu, Nie gonić za skarbami, które już zdobyto. Jest przecie kres wahaniu. Podróż woła celu. Oto kraj, gdzie raz pierwszy została wyrytą, Pierwsza ustawa wiedzy:»znaj samego siebie.

37 ól Kraj, gdzie wieszcz, zanim sięgnął po laur epopei Nim rozpiął skrzydła ody, wzrok zatapiał w nie- I wzywał boskiej Muzy. [bie, I ja, w odyssei Mych dni, w ojczyźnie twojej, Muzo! Wzywam [ciebie! Oto trzymam tablicę życia marmurową Muzo! Powiedz m i, jakie wyryć na niej słowo? W śród zw alisk św ią ty n i, ukazuje się postać MUZY, w pow łóczystej białej szacie, w w ieńcu z liści na głow ie. PODRÓŻNY. Bogi niebieskie! Cóż to za zjawienie? Czy mgła się podniosła z morza, I jakąś m yśl Fidjasza unosi w przestworza? Czy posąg dawny, uśpiony na kwiatach, Z pomiędzy ruin wstał niepostrzeżenie, I przyszedł zajrzeć na czatach, Czy nowa nie wschodzi zorza? C hwila m ilczenia. Ani mgła ani posąg. Zagadka nad siły. Czy powietrze tych krain zwiewa łuskę z oczu? Czy gdzieś na drodze, pod skałą, Węzeł zaplótłszy w warkoczu, Czarodziejki Tessalji urok mi rzuciły, Że mię szaleństwo piękna obłąkało?

38 M ilczenie. Szał czy zaklęcie, Sny czyli cuda, O niech się święci, niech zwodzi mię święcie, Błogosławiona ułuda! Nie śmiem odetchnąć, by się nie rozwiała... Chciałbym pójść bliżej, bliżej, a truchleję, Że z owem»bliżej«wszystko się rozwieje. Jak w szystkie cuda, jak wszystkie nadzieje! MUZA zstępuje zwolna z pomiędzy zwalisk, schodzi na brzeg w y n io sły, i oparta o skalę, spogląda na m orze. PODRÓŻNY. Tak, spływaj z w yżyn, wizjo moja biała! Zarysowana na tle błękitu, W drżącem powietrzu unosi ją skała, Jakgdyby w niej zmartwychwstała Grecja cała! Zbiegajcie się narody, klękajcie z zachwytu! Nie, tyś nie zwodną złudą wyobraźni; Widzę cię bliżej a widzę wyraźniej. O, gdyby jeszcze zechciała W tę stronę zwrócić oblicze!

39 Czemże tak cię to morze nęci tajemnicze? Dzięki! Zwraca oblicze ku mnie czoło skłania. Ten wzrok! Spokojny jak gwiazda przyjaźni Ogarniający jak pożar kochania!... Jakaś ty cicha, a jaka wspaniała, Ruin królowo! Ach, gdyby jeszcze przemówić zechciała... Słowo! W ywołana, zstąpiłam. MUZA. PODRÓŻNY. Przezemnie wołana, Raczyłaś zstąpić? Dla mnie? O patrz, na kolana Padam z modlitwą dziękczynną. Żadna już mię od stóp twych nie oderwie siła. Po widzeniu, już tylko umrzeć się powinno. Ktoś ty jest, tajemnico z oczy bezdennemi? Jam wywoływał Muzę. Tyż-byś Muzą była? MUZA. Taką nazwę śmiertelni dali mi na ziemi. Na innych światach noszę nazwę inną. DEOHMA. WYBÓR POEZJI. X. II. 3

40 PODRÓŻNY. Ale w jakiem-że ciebie wzywać mam zaklęciu? Tal ja, Polymnja czy Klio Którą-że jesteś z dziewięciu, Co wawrzyny u szczytów Helikonu wiją? MUZA. Więc i ty uwierzyłeś w podania zwodnicze, Jakie gmin nagromadził przy stopniach mej [wiary? Ja, przez nieznane wam czary, Tak umiem zmieniać postać i oblicze, Od gwiazd do kropli rosy spadam jednej chwili, Od tańca wodzonego przy fletni prostaczej, Do łamania rąk w rozpaczy, Od śmiechu, w którym dusza ma trzepot motyli, Do lwiej zadumy W szędzie tak się przerzucam, że zdziwione tłumy, Widząc mię tylokrotną, wszechobecną w świecie, Rozłamały me imię za wielkie. A przecie, Ja jedna jestem, zawsze byłam jedna, Jam jest Poezja. PODRÓŻNY. Pozwól, niech w pokorze, Usta na kraju twojej szaty złożę. Usta te odtąd, w twej obronie śmiałe,

41 35 Będą fałsz poskramiały, Jeśli głos mój, zjedna Twym prawdom jedno serce, dość na moją chwałę. Mów, jak mam odpowiadać, gdy mię pytać będą, Zkąd twój ród, gdzie kolebka, jakie twoje dzieje? Wśród retorów się z dziwną spotkałem legendą, Jakby odwieczny mocarz Tracji tajemniczej, Był ci ojcem... Ten uśmiech! Gdy Muza się śmieje, Ach, to jest uśmiech słodyczy, Co tak dumna, że nawet gniewać się nie raczy. Inni, od bóstw Olimpu twój ród w yw odzili... MUZA. Dosyć. Uśmiechu tylko godzien, kto mi znaczy Kolebkę wśród śmiertelnych. Lecz i ten się myli, Kto mię z Olimpu wywodzi. Czyliż Olimp mógł istnieć, póki mnie nie było? W szyscy jego mieszkańcy, to bogowie młodzi, Przybysze, miałką obdarzeni siłą, Na których my, pierwotne stworzenia olbrzymy, Jak na pacholę patrzymy. Rody bogów się piętrzą, nie na dniach ni latach, Lecz na miljonach wieków. Ich przestraszne [dzieje, 3*

42 36 Na których przypomnienie duch we mnie truchleje, Rozgrywały się dawno na dalekich światach. Do was ledwo wieść o nich przy wionęła chmurna. Znacie wiek złoty Saturna? Saturn m łodszy od Muzy. Wiesz jak gasł taje- [mnie Uranus, gorącemi słońcami skrzydlaty? I ten młodszy. Słyszałeś, jak niegdyś szalenie, Kronos i Okeanos rozrywali światy? I oni m łodsi odemnie. Starszych od mego rodu jest bóstw tylko troje: Noc, Chaos i Przeznaczenie. W net po nich się w wieczności ważąc nieskończen ie, Idą bieguny ducha, to rodzice moje: Matką mi była Miłość, a ojcem Cierpienie. PODRÓŻNY. Matką ci była M iłość a ojcem Cierpienie... Pozwól niech m yśli zbiorę ja sam się ru- [mienię, Ale pojąć nie m ogę... przebacz, wszak ja człowiek! Cierpienie! Czyż być może? Ty, której oczyma Patrzy wieczna pogoda, ty, u której powiek N igdy łza nie zawisła, znałażbyś cierpienie?

43 MUZA. Czyż może być poezja, gdzie cierpienia niema? PODRÓŻNY. A m iłość?... jeszcze przebacz pył mówi tak [śmiało! Ty umiesz śpiewać miłość z czarem, z niepokojem, Z siłą, w kastalskiem źródle sztuki wyczerpaną, Lecz nigdy w dziejach bogów, nigdy nie słyszano, Aby się objawiła, żywa, w sercu twojem? MUZA. Czy ludzie wiedzą w szystko co się w niebach [działo? PODRÓŻNY. Więc ty byś mogła kochać? Chwila m ilczenia. Już kochałaś może?... Już, i jeszcze. MUZA. Odwieczną, tragiczna to powieść. Na jej odgłos umarli wzdrygają się w grobie W niej spoczęły najgłębsze tajemnice boże. Tylko moim wybrańcom, kiedy chcę im dowieść Że są wybrani, moje opowiadam dzieje. Opowiem, tobie.

44 38 PODRÓŻNY. Chwilkę jeszcze... Przed takiem niebem zachwycenia, Moc śmiertelnika się chw ieje... Ja, wybrany? To słowo świat dla mnie przemienia! Sama mi opowie? Mów! Słucham... Duch mój, los mój, zawisł na [twem słowie! MUZA. Gdy młodzieńczy, hardy, śmiały, Saturnową mocny klęską, Zeus na tronie siadł zwycięzko, I wychylił czarę chwały, Spojrzał, nie na bohatery, Nie na bogi, lecz boginie. Brwi naciągnie, ręką skinie, I wnet przybiegł syn Wenery. Przybiegł, dał mu łuk i strzały. Wstał król bogów z majestatu, I w świat poszedł, hardy, śmiały, Już nie gromem grozić światu, Sercom tylko grozić klęską. Z czary niepokonanemi, Wśród cór nieba, wśród cór ziemi, Pan Olimpu szedł zwycięzko. Aż przybył do krainy mojej, zaświatowej, Gdzie milcząca, topiłam oczy nieskończenie

45 W xiędze, którą mi czytać dało Przeznaczenie, Pisanej na tle czarnem tęczowemi słowy. Czujna byłam, jak wszyscy którzy skarbu strzegą. Ja, Muza, w sercu strzegłam ognia niebieskiego. Zdumiony, że tam jasno bez gwiazd ani słońca, Zeus nie śmiał wtargnąć pierwszy, na zwiady słał [gońca. Wleciał orzeł, mirt świeży przynosząc mi w dzio- [bie. Ja, nie znająca jeszcze waszych godeł z ziemi, Wzięłam drobną gałązkę, i roztargnionemi Rękoma, między w łosy zaplotłam ją sobie. Wtedy, hardy i wspaniały, Stanął przy mnie wódz niebianów, Stanął w huku huraganów. Chciał mię olśnić słońcem chwały, Chciał piorunem zmódz. PODRÓŻNY. Zuchwały! MUZA. On w źrenicach nosił strzały. Czego inni nie dostrzegą, Skarb, dla niego był widomy. On miał tylko niebios grom y, A chciał ognia niebieskiego.

46 40 Ja ciekawie patrzyłam w nowe dla mnie dziwy. Obraz jego nasuwał złotych m yśli nawał, Ale serce milczało. Zeus mi się wydawał, Nadto tryumfujący, i nadto szczęśliwy. Spojrzę w xięgę gdzie przyszłość jasną stoi wie- I w xiędze czytam: [ścią,»grzmiące Zeusa panowanie,»krótkie będzie, jak burza; nic się nie ostanie,»jeżeli nie zdobyło zasługi, boleścią.«chciałam go wypróbować. Patrząc prosto w lica,»jeśli«mówię»tak silnie serce cię nakłania,»kładę warunek, jeden, lecz bez odwołania:»pójdź Zeusie i proś o mnie u mego rodzica.«ha! Uląkł się spotkania z Cierpieniem! Pan bogów Zbladł. On łez niech ciał wpuścić w rozkoszne [podwoje Swego Olimpu! Zadrżał o pioruny swoje! Skinął na orła, odszedł, i wrócił się z progów. Żądłem oczu mię przeszywszy, Z drżeniem w głosie, rzekł ponury:»strzeż się! Jeśli z bogów który,»wyjdzie kiedy ztąd szczęśliwszy,»poszlę mu innego ptaka...»1 ja wieszcz! I zemstę wieszczę!»a ta zemsta będzie taka,»jakiej świat nie widział jeszcze!«

47 PODRÓŻNY. Ukój się M uzo Czemuż drogie słowa, Jakby rosa na róży, na twych ustach wiszą, A ja czekam jak żeglarz, przerażony ciszą? MUZA. Tak, tu na ustach zamiera mi m owa... Przychodzę do największej życia mego chw ili Muszę dotknąć najkrwawszej serca mego rany Był ród bogów najmłodszych ci na ziemi żyli: Tytany. Ród lepszy od Olimpu, lecz nie znał sam siebie. Pod gromami pokorny i zapracowany, Nie czuł, że to on godzien zapanować w niebie. Ale był śród nich jed en Najmilszy z postaci, Najwaleczniejszy sercem. On kochał tak braci, Że pojął poniżenie ich martwego życia, I przysiągł, że wszystko straci, Lub wróci im godność bogów. Grom nieba już był w ręku Zeusa, w ręku wrogów. Jeszcze niebieski ogień został do zdobycia.

48 Prometeusz! PODRÓŻNY. MUZA. On! W wieczność poszedł niestrudzenie, Poszedł szukać mię. Stanął w inem żakietem [kole, Nie jak ów Olimpijczyk z pychą i wszechmocą, Lecz cichy i łagodny; a nosił na czole, Znak mi dotąd nieznany, znak sm utku za- [ćm ienie... Na jego widok oczy podniosłam od xięgi, I oczy mi raz pierwszy zaszły ową nocą, Z której wstaje dzień wyższy. Zaznałam dreszcz [trw ogi... Gdy mówił o braci losie, Łzy miał w oczach, łzy miał w gło sie... Słyszysz, łzy? Większej potęgi, Nie posiadły żadne bogi!... Jam sercu panowała lat i wieków tyle Lecz jakież siły serca przed łzą się ustrzegą? Z ust m ych, uniósł w jedną chwilę, Iskrę ognia niebieskiego.

49 PODRÓŻNY. Szczęsny! Ha! Nazbyt szczęśliwy! MUZA. Kiedy z tą jedną iskrą powrócił do ziemi, Ziemia się przemieniła. Jak lew złotogrzywy, Ród Tytanów, zbudzony, strząsnął pył ze skroni. Zrozumieli, że i oni Są nieśmiertelnemu Lecz o n Znasz jego losy zna je ziemia cała. Kiedy zatrzęsła się skała, Kiedy zemsta w prawicy Zeusowej zagrzmiała, W tedy zbiegłam pomiędzy Tytanidów plemię. Poezja przyszła z nieszczęściem na ziemię. Tyś mówił żem spokojna? Żem łez nie zaznała? Od widoku boleści jam jest skamieniała Ja wypłakałam już wszystkie łzy moje. U skały poświęcenia, i w noce, i we dnie, Pieśniam i płaczę, pieśnią ból mu koję.

50 44 Czesem, pieśń uśpi ptaka co mu targa łono. O! W takiej chwili, śpiewam przepowiednię,. W xiędze przeznaczeń skreśloną Piórem, wyrwanem ze skrzydeł nadziei:»każdy ród bogów ma swój wiek z kolei.»przyjdzie czas, kiedy ślepe olimpijskie siły,»co tylko gromem rządziły,»przejdą jak burza, a Tytany ducha,»niebo zdobędą w powtórnym rozpędzie.«on, wieszcz, słucha z uśmiechem, i Zeus nawet [słucha, I nie może zaprzeczyć, bo wie że tak będzie. Oto są, serca Muzy dzieje tajemnicze. Młodzianie! Czemu wzrok twój chmurzy sięim ro- [czy? PODRÓŻNY. Jeśli trzeba iść z bogów, by zwrócić twe oczy, Pocóżem twoje oglądał oblicze? Jeszcze mię nie zrozumiał?... Każda ludzka dusza, Co bohatersko idzie przez boleść i trud, Jest jedną chwilą w dniach Prometeusza, Bo Prometeusz, to człowieczy ród.

51 PODRÓŻNY. O! Jeśli tak, ja szturmem chcę zdobyć niebiosy! Wziąć przyszłość w proroczem słowie! Śpiewać boleść na wszystkie ducha mego głosy! Lecz wiem-że czy dar pieśni dali mi bogowie? MUZA. Ach, czyż tylko do pieśni natchnienia potrzeba? Czy to zapał, czy to wiara, Czyn, czy mądrość, czy ofiara, W szystko woła ognia z nieba. Idź, niech tylko twe życie będzie poematem, A Muza pójdzie z tobą, przez świat, i za światem. PODRÓŻNY. Idę wyzwać wszystkie męki! Albo na tarczy zostanę, Albo wrócę zwycięzcą po wieniec z twej ręki. MUZA. Ach, nie wyzywaj cierpień! Przyjdą niewołane, Przyjdą w liczbie co ciebie samego zadziwi. Im będziesz czuł szlachetniej, żyć zechcesz cno- [tliwiej, Tern więcej gromów twe czoło ogarnie. O to chodzi jak cierpieć, mężnie czy nikczemnie?

52 46 PODRÓŻNY. A przeszłość moja? Przeszłość?... Minęła-ż tak [marnie? Wierz mi, znam się z nieszczęściem. W niejednej Jam już wieki przecierpiał. [godzinie, MUZA. Któż lepiej odemnie,. Zna tajnie twej przeszłości? Dla tegoż jedynie, Żeś i ty już miał swoją prometejską skałę, Muza ci się objawia. Taką wielką chwałę, Może tylko dać w ielka... PODRÓŻNY. M iłość! O natchniona, Tu, na sercu rozkochanem Spocznij pójdź w moje ramiona! I jam uczuł się Tytanem! MUZA odrywa się od ziem i i zw olna pierzcha w pow ietrzu. MUZA. W strzymaj się! Miłość Muzy groźna, bo skrzy- [dlata. Im duch namiętniej ku niej się przybliży, Tern ona dalej odlata, Ale na to odlata, by pociągnąć wyżej. Po spiętrzonych stopniach świata, Musisz łamać w szystkie bramy,

53 47 Musisz zrywać wszystkie tamy, Z próby w próbę, z życia w życie! Gdzieś i kiedyś się spotkamy, Lecz to aż na niebios szczycie. MUZA rozwiew a się w pow ietrzu. PODRÓŻNY, goniąc za jej lotem, staje m iędzy zwaliskami świątyni. PODRÓŻNY. Więc iść mi za nią! Między czarne losy, Nad gruzy świata i nad szczęścia gruzy, Z ziemi do nieba, z niebiosów w niebiosy, Cierpieć i kochać, przez Muzę dla Muzy. C hw ilę patrzy w niebo zstępuje z gór, w siada w łódź i odpływ a

54 GŁOS POWSZECHNY DO ANTONIEGO EDWARDA ODYŃCA. Dla naszej ziemi to już nie nowina, Że pieśń u ciebie brzmi jak Alleluja, W eterze hymnu orli lot rozpina, I pięciolistnym dramatem wybuja. Lecz co zniedawna wieścią w naszej ziemi, To żeś poetą w niewiązanej mowie. Ach, niewiązanej! Któż tę zgrozę powie, Gdy się tak wiąże z sercami naszemi?»listy z podróży«obiegły kraj cały, Wszędzie witane jak list przyjaciela. Zdrowie z nich tryska jak aromat z ziela, Dowcip z nich puszcza niezatrute strzały. Tam staropolska jest owa prostota, Co jakby kotek mruga filuternie. Czasem wspomnienia zakwitną jak ciernie. A na dnie, serce ze szczerego złota.

55 49 I my wędrujem od modrego Niemna, Po Ren zielony. Stajem na tern samem Rozdrożu wrażeń, gdzie wróżka tajemna, Poezja, wiodła Edwarda z Adamem. Bo też to była podróż nad podróże, Gdy dwaj lutniści, płomienni i młodzi, W kwiatach doliny i gruzach na górze, Śledzili drożyn gdzie Natchnienie chodzi. Starszy, śpiewając szedł, i wyobraźnią, Między gwiazdami już widział swe trony. I młodszy śpiewał, w niego zapatrzony, Dwakroć poeta: pieśnią i przyjaźnią. Bo to jest jedną z chwał twojego ducha, Że zapomniawszy o wrodzonej dumie, Pieśni swych braci jakby własnych słucha, I chwałą drugich radować się umie. Rozwarłeś serce, i cień Mickiewicza, Mignął przed nami odmłodzonem licem. Ale te rysy rozpierzchłe, są szkicem; Ach, gdybyś zechciał zdjąć całość oblicza! Już się głos jeden z ust wszystkich wymyka, Woła o pełne kształty życiorysu. Dotąd rzucałeś nam listki cyprysu Czemuż-byś nie miał postawić pomnika? DEOTYMA. WYBÓR POEZJI X. I'. 4

56 50 Wiem: taka prośba, to wielka odwaga; Lecz że wysłuchasz, więcej niż nadzieja, Bo i od kogóż czarów się wymaga? W szak tylko od czarodzieja? 1870.

57 ŚPIEW NA DWA GŁOSY. Jest muzyka co światy wiąże grą liczbową, Zrozumiała jedynie dla duchów przyrody. Jest inna, co zapałem porywa narody, Przezroczysta dla wszystkich jakby proste słowo. Jest inna, co ma trudność i szlachetność cnoty; Jej zagadnień, kwiat mistrzów z namaszczeniem [słucha. Jest nakoniec i taka, co dla wszystkich głucha, Słyszalną bywa tylko dla jednej istoty. Znałam ja dziewczę, z parą tak pogodnych oczu, Jakby dwie aureole wykrojone w niebie, Z duszą świeżą jak pączek róży w jej warkoczu. Znałam tę rozśpiewaną, jakby samą siebie. W najgłębszych tajniach serca nuciła piosenkę, Ale jej przez czas jakiś nikt nie słyszał w tłumie Wielu się odzywało patrząc na panienkę:»szkoda że ust otworzyć nie chce, czy nie umie?«

58 52 Byli jednak i tacy, którzy ją słyszeli, Lecz słyszeli fałszywie, lub piosnkę niecałą. Kilku chciało wtórować, i zawtórowało. Napróżno pierś trudzicie śpiewacy za śmieli! Cóż, że piosnka taż sama, gdy z innego tonu? Im bliżej, tern okrutniej dźwięki się skłóciły. Ich śpiew, jak przedrzeźnianie, dzieweczce nie- [miły. Serce trzeba dostrajać, nietylko u dzwonu. I świat się na nią zgniewał. Pomawiał ją o to, Że u niej serce nieme. A ona się wzajem Skarżyła, że świat cały dotknięty głuchotą. I tak czyśćcem szło życie, co miało być rajem. Był młodzian, co szedł mężnie na losy człowiecze. Twardy głaz doświadczenia bywał mu wezgło- [wiem. W oczach miał, jak cherubin, i gwiazdy i miecze. Widziałam go. Gdzie? Kiedy? Nie w iem, lub [nie powiem. W najgłębszych tajniach serca, śpiewał pieśń [wspaniałą, Lecz przez jakiś czar dziwny nie miała słuchaczy. Przechodząc mimo niego, wielu się pytało:»czemuż takich ust pięknych otworzyć nie raczy?«

59 53 Były serca niewieście, co jak nikłe echo, Głos jego podchwyciły. Ale pieśń młodziana, Dochodziła je mętna, lub na wpół przerwana. Chciały mu zawtórować serdeczną pociechą. Próżna złuda! Umiały naśladować dźwięki, Ale rytm był odmienny. Głos niemógł za głosem Podążyć, i w wy krzykach obustronnej męki, Co miało być harmonją, stało się chaosem, I i i smucone dziewczę i młodzian zraniony, Nic o sobie nie wiedzą. Tłum gwarny ich dzieli Aż oboje, fałszywe chcąc zagłuszyć tony, Tak mocno głos podnieśli, że się usłyszeli. 0 cudowne odkrycie! Niebiański zachwycie! Ich głosy, choć odmienne, były sobie wtórem. W jednym tonie i rytmie, nad życiem ponurem, W yleciały radośnie, jak zdwojone życie. Szczęsny, kto ma co słuchać, i znalazł słuchacza! Jak ptaszę w ukochanem ręku się rozpieści, We w szystkiem znajdzie rozkosz, chociażby w bo- [leści, 1 na w szystko mężnieje, i wszystko przebacza. Dla dwojga, drugie słońce weszło na niebiosy. Z całym światem stanęli w uprzejmym sojuszu.

60 54 Życie im popłynęło pieśnią na dwa głosy. Pieśń wyższa, niż najwyższe utwory genjuszu. Kto tę muzykę serca zaznał clioć przez chwilę, Pojmie, czemu wybrani mają śpiewać w niebie? Miłości! Czyż przez wieczność wyśpiewają ciebie? Tu tylko na dwa głosy, a już nieba tyle! * 1870.

61 SEN. Trzy siostry Parki, władczynie ziemi, W trzy nitki wiążą dni naszych len: Tam śmierć, tu życie; a między niemi, Pół życia, pół śmierci: sen. Świat to osobny, iskrzących ciemnic Własnych praw dziwnych uciech i prób. Może pełniejszy jeszcze tajemnic, Niźli kolebka i grób. A przecież dusza, branka zwyczaju, Tak do tajemnych przy wyka trwóg, Że codzień, (codzień!) bywa w tym kraju, I nawet nie pomni dróg! Ach, bo pomiędzy dzienną pogodą, A senną chmurą, jezioro jest. Przeszłość je zwała Letejską wodą. Śmierć daje w niem pierwszy chrzest. * *

62 Gdy dusza, ciasnem przeczuć okienkiem, Tak rwie się tęsknie w błękitną dal, Czemuż-by pieśnią, niby czółenkiem, Nie puścić się z wolą fal? Ukołysana ruchem otchłani, Płyń duszo! W innym świecie się budź! Pójdźcie znużeni, pójdźcie stroskani, W siadajmy w cudowną łódź. Jeszcze nie Charon steruje w łodzi, Lecz jakiś Genjusz nieznany. Ach, Patrzcie: on z kształtu w kształty przechodzi. Patrzcie: pół-anioł, pół-strach! U brzegów, mroczne wiszą opoki. Słychać pacierze jak szelest drzew... Przed nami płynie łabędź w ysoki, Zawodząc przedśmiertny śpiew. Modremi mgłami mrzy okolica... I niby słońce wyjrzało znów, Lecz słońce in n e ma łzy xiężyca. W pływamy w dolinę snów. Po jednej stronie, jak raj wesoła; Po drugiej, straszna, jak piekieł dno. Na brzegach, gęsto kiełkują zioła, I trzciny się z falą gną.

63 57 Sitowie życia, jeszcze tak nisko W rośnięte w cichą, Letejską toń, Związując prątki, niby kołyską Ocienia dziecięcą skroń. I tych dzieciątek cała drużyna, Jak mały Mojżesz wypływa z wód. To cała ludzkość, snem, rozpoczyna Życie, skazane na trud. Nad kołyskam i schylając głowę, Matki śpiewają, co serce śni. A sny latają, bezkolorowe, Sny białe dziecięcych dni. Ach, śpijcie błogo, bo niedaleko, Na drugim brzegu, na złomach skał, Z grubo zasutą trudem powieką, Tłumy już legły jak wał. W szystko ubóstwo, krzepcy wieśniacy. Oto trzy czwarte lndzkości w śnie. Choć śpią na skale, na twardej pracy, Swoboda z ich lica tchnie. Lecz ich sny, z gęsto zakrytą twarzą, Chodzą bez kształtów, świateł ni skaz. Ci spracowani, choć śpią, nie marzą; Odpoczywają jak głaz.

64 58 Cicho i tęskno. Spojrzenie ciucha Znużone, wraca na pierwszy brzeg. Co na nim świta? Co na nim grucha? Ach łódko, powstrzymaj bieg! U stoków góry, stoją zwaliska Świątyni szczęścia. Zwaliska już! A przecie szczyt ich jeszcze połyska, Jako drogoskaz śród burz. Tam przed ołtarzem, na którym świeci Ideał boski, król snów i pan, W szystkie marzenia wszystkich stuleci, Zawodzą wiosenny tan. Kibić wykwita z różanych rąbków; Wawrzyn się wplata w promienny włos; Z ramion tryskają skrzydła gołąbków; Wzrok orli, słowiczy głos. Rafaeliczny wdzięk w ich postawie. Uścisk ich dłoni wiernością cny. Sny takie nieraz chodzą na jawie. Młodości! To twoje sny! Ach, czemuż czółno tak prędko płynie? Kraśne marzenia pierzchły jak sen! Mrok zewsząd pada Słychać w dolinie, Zgrzyt zębów i wycia hjen.

65 Na drugim brzegu, żużlowe wzgórza, Jak obszarpany wulkanu zrąb. W szczelinach kipi i świszczę burza... Szalony, kto spojrzy w głąb! Tam sny gorączki, tam sny choroby. Dziwadła ciągną płomienny wóz. Mary się wloką w kirach żałoby... Strach leci, siejący mróz. Lunatyk pląsa nieludzkim skokiem. Zmora, u czarnych milczenia drzwi, Jak lew przysiadłszy, śmiechem i wzrokiem, Ze swojej ofiary drwi. W głębi, jaskinia, otwiera ku mnie Paszczę, zkąd zieje krwi świeżej w oń... Tam sny zbrodniarzy biją się tłumnie. Ostatnia sumienia broń! Uciekaj prędzej, łódeczko trwożna!... Ta baśń, straszniejsza jak życia treść. Nieraz na jawie przetrzymać można, Co we śnie się nie da znieść. Wulkan m ijam y. Nad pierwszym brzegiem, Ciągną się pustki smętarnych pól. W śród m ogił, żywi legli szeregiem, Na twarzy ich zastygł ból.

66 60 Ach, to rodzice! Ach, to sieroty! To dusze wdowie, pomne na ślub! Każde z nich lubej wzywa istoty, Każde z nich w sercu ma grób. Sen, choć na chwilę ich uszczęśliwi. Wracają drodzy! To ona! On! Pełni uśm iechu, i tacy żywi, Że sam nie wierzysz w ich zgon! Lecz ranek przyjdzie zwiać te uśmiechy, I powie:»znowu to w szystko trać!«ach, lepiej nie znać sennej pociechy, Niż chwilę zbudzenia znać! A jednak czasem, zagrobna ręka, We śnie nam skreśli hieroglif łask, Lub sądów bożych. Zasłona pęka... Ach patrzcie, co tam za blask! To Jakubowa świeci drabina Prawdy, szczeblami, niebo jej tłem. Tam się prawdziwsze życie zaczyna, Przy którem to życie, snem. Tam, wysunięci za kres przestrzeni,»widzący«mocą wewnętrznych ócz, Ciałem uśpieni, duchem zbudzeni, J u ż ju ż chwytają za klucz.

67 Lecz co w koło nas? Niknie dolina... Ustaje zgodny żywiołów zbrat Góra tu nagle w bezdeń się ścina Czyżby tu kończył się świat? Woda Letejska w otchłanie spada... Stańm y O nieba! Tu śmierci próg! Gdzieś w wieczność leci straszna kaskada A nad nią tęcza i Bóg. * Łabędź poezji zaśpiewał tkliwiej, Plusnął, i zginął w zamęcie wód. Zawróćmy łódkę, póki-śmy żywi! Z łabędziem zniknął i cud. Pierzchły obrazy Nikt już nie powie, Że tędy duchów przeciągał chór. Tylko u brzegu szumi sitowie, I zioła wonieją z gór. W szystko to, zioła usypiające; Groźna, magiczna w nich kipi ciecz. Makówka wstrząsa główek tysiące, Konopie chrzęszczą jak miecz. Lecz między temi sennemi kwiaty, Co widzę? W gąszczu, jak biała kiść,

68 62 Rośnie zwój kartek! To poematy, Puszczają zbyt długi liść. Nic nie usypia, nic tak nie nuży, Jak równych rymów przedwieczny tren. Więc i ja nie chcę śpiewać wam dłużej, By w szystkich nie zmroczył sen

69 WYZNANIE PKZEZ KWIATY. FJO ŁEK. Cliiałbym też spytać, ale się trwożę O czem konwalja marzy nad strugą? KONW ALJA. Jabym się chciała dowiedzieć może, O czem to fjolek duma tak długo? FJOŁEK. 0 czem ja dumam? Konwaljo biała, Tu o to pytasz? Czyś ty widziała, Pokorniutkiego tego młodzianka, Który się do mnie skrada co ranka? Lubi zapewnie klon co tu rośnie, 1 głaz ten m szysty. A że pod głazem, Ja sobie kwitnę, za każdym razem Co siądzie, patrzy na mnie żałośnie. Czemu żałośnie? KÓNWALJA.

70 6 4 FJOŁEK. O! W y nie wiecie, Jaką choć fjołek chlubą się szczycę. On mnie jednemu na całym świecie, Mnie... Cóż? KONW ALJA. FJOŁEK. Powierzył swą tajemnicę. KONW ALJA. Nie sam tu fjołek ma taką chlubę. Widziałżeś kiedy dziewczątko lube, Z oczkami w ziemię, ubrane schludnie, Co tu ze dzbankiem schodzi w południe? Ilekroć przyjdzie, stanie koło mnie, I mówi do mnie. Cichutko, skromnie, Lecz rzeczy dziwne... FJOŁEK. Dziwne? KONW ALJA. Jam rada, I ztąd u kwiatów rośnie mi chwała, Że ta co dotąd zawsze milczała, Mnie się jedynej szczerze spowiada.

71 65 I z czeinże takiem? FJOŁEK. KONW ALJA. Ba!»Z czemże takiem«! Niby to słówko wyleci ptakiem, I ptakiem wróci? Za nic na świecie, Jabym powtórzyć jej słów nie chciała. Jak las szeroki, tak w szyscy wiecie, Że jest konwalja bardzo nieśmiała. Więc, za nic? FJOŁEK. KONW ALJA. Cliyba Gdyby zdradzono Coś z tajemnicy tego młodzianka, Może i jabym przez wymuszoną W dzięczność zdradziła dziewczę od dzbanka, FJOŁEK. Ja? Zdradzić jego? Za nic na świecie! Prędzej by gwiazdy w las pospadały. Jak świat szeroki, tak w szyscy wiecie, Że fjołek fjołkiem, bo jest nieśmiały. KONW ALJA. Góż tu zagadek? Więc choć na moje Pierwsze pytanie, chciej dać odpowiedź: O czem to fjołek duma? IE0TYWA. WYBÓR POEZJI. X. II. 5

72 GG FJOŁEK. Ja roję... Lecz nie Nie powiem. Ach ja się boję Zdradzić m łodzianka, bo jego spowiedź, To słowo w słowo jest spowiedź fjołka. KONWALJA. A gdybym ja też dawno wiedziała, Co fjołek roi? Tak, wiem dokładnie. To mi mówiła ma przyjaciółka, Owa dzieweczka, jak ja nieśmiała. Czy to znalazła w dzbanku swym na dnie? Czy ów młodzianek przyniósł jej wieści? W szystko wiem, oprócz źródła powieści. FJOŁEK. Jeśli wiesz wszystko, to wyznam szczerze, Iż ja wiem także, o czem tak długo Konwalja marzy nad srebrną strugą? Od przyjaciela w iem, od młodzianka. Czy to dosłyszał w krynicznym szmerze? Czy mu szepnęło dziewczę od dzbanka? Źródła nie powiem, lecz wiem i wierzę. D ługa chw ila ciszy. KONW ALJA. Przeleciał tędy anioł milczenia. FJOŁEK. Tak, ten co m yśli w kwiaty przemienia

73 POŻEGNANIE. (Z DRAM ATU.) Chcesz mię żegnać? Jeszcze chwilę... W przeznaczeniu zwrotów tyle! W ludzkiej mowie tyle słów! Powiedz w szystko co masz w duszy, Co rozrani i co wzruszy, Co wiem i co niewiem, mów! Lecz niech słowo»pożegnanie«, W ymówionem nie zostanie, Bo gdzieś przy nas, tu czy tam, Stoi zawsze moc ukryta, Która nas za słowo chwyta, I zwraca je przeciw nam. Czy rozejdziem się na lata, Czy pojedziem na kraj świata, Po za przestrzeń, po za czas, Rzućmy sobie:»do widzenia!«słowo ludzkie wiele zmienia Może wcześniej zbliży nas? 5*

74 68 Jeśli nawet czasem burza, Niebo zgody pozachmurza, Serce zajdzie łzami z krwi, Niech głos nigdy nie dopowie Słowa:»Żegnaj!«Bo w tern słowie, Urok, i zły urok tkwi. Chmury serca są najłzawsze. Lecz i wtedy, zawsze, zawsze,»do widzenia«powiem ci. Niech znów tylko ujrzym siebie, Chmury pierzchną w naszem niebie. Miłość się m iłością mści

75 STANOWISKO KOBIETY. Między słońcami dziejów, na niebiesiech ducha, Nieobliczonym rozpędem komety, Jawi się i zaćmiewa, iskrząca a głucha, Władza kobiety. Gdy duch męzki, chwyciwszy cugle trzeźwej m yśli, Jasno wytknąwszy cel, szranki i pole, Ellipsę toczy w przeznaczenia kole, Duch niewiasty, we mgłach kreśli, Nieścignioną parabolę. R zekłbyś, że skrzydła zdała na przypadku wolę. Ale nie drżyjcie o nią, nie drżyjcie! I ona, Ta dziwna, ta niezgadniona, Ma swą drogę, nieugięcie W ypisaną w firmamencie. Tylko, że jak dla komety, W jej obiegu są dwie mety,

76 70 Dwa ogniska, gwiazdy dwie Ta jak dzień, tamta jak noc Których wojująca moc, Dwoma ją bieguny rwie. To też pytać jej nie trzeba,. Czy gdziekolwiek krańce zna? Kiedy nieba dosięgnie, to siódmego nieba. Kiedy zstąpi do piekieł, to aż do icli dna. Dwoista wielkość! I kogóż zadziwi, Dwoisty sąd o niewieście? Sędziowie! Wy mówicie sam i, że jesteście, Najnieszczęśliwsi przez nią, i przez nią szczęśliwi. Prawo ją wiecznie stawia w drugim rzędzie, A miłość stawia po-nad wszystkie stopnie. Niech jawnie żąda, niczego nie dopnie Niech prosząc każe, a w szystko zdobędzie. Jej ręce okute w pęta, A na jej włosach korona. Przez w szystkie wiary wyklęta Na w szystkich ołtarzach czczona. Nauka ją pomiędzy niższe twory strąca, Sztuka ją w ideału wieńczy aureolę. Kusicielka zbawczy ni, branka królująca, Wąż u stóp, gwiazda na czole.

77 Wsłuchaj się w dramat dziejów, śledź ludów ro- [zmowę, Tam same głosy męzkie wołają:»żyjemy!«ghór niewiast, głębią sceny przesuwa się, niemy. Ledwie czasem w świat ciśnie imię wyjątkowe, Co jak palma samotnie wybujała, czyni Jeszcze widniejszą oczom, jałowośó pustyni. Gdyby Postęp, ów jeździec Apokalipsowy; Który cwałuje wsiadłszy na tętniący czas, Pokazał nam sto męzkich wieńców u swej głowy, I groźnie zapytał nas:»co przyniosłyśm y jemu do dziejów budowy?»jakie kładły pieczęcie w społecznym sojuszu?»jakie spisały ustawy?»gdzie pomniki naszej sławy?»korony genjuszu?»dla nauki gdzie zdobycze?»1 gdzie owa twórcza siła,»co jak»stań się!«tajemnicze,»z chaosu m yśli, światy arcydzieł wysyła?«ach cóżbyśmy odrzekły? Z wiekami się liczę, Cisza. Nie! Jest odpowiedź. Miłość ją wykryła.

78 72 Ty, którego niesie czas! Postaw pod światłością bożą, Dzieje tych co dzieje tworzą, A w ich sercach dojrzysz nas. Jeździec uśmiechnął się ze mnie, Jak mędrzec się uśmiecha na dowcip dziecięcy.. Spiął rumaka i szepnął:»bronisz nadaremnie.»dla przeszłości to dosyć, lecz Postęp chce więcej.«choć tylko szeptał, echo piorunami trzasło, I wichrem się w niewieściej rozpłynęło skardze. Skargo, ty precz odemnie! Twem kwileniem gar- [dzę Lecz wiem, że skarga, to hasło. Co się stało? Jako w mieście, Gdy uderzy śpiż na trwogę, Tak owa skarga, w duszach wydzwania pożogę. Słychać szum, niby skrzydeł To tłumy nie- [wieście, Rzucają ciche dom y Falującą rzeszą Tłoczą się, spieszą, Gdzie? Niepewne, każdego pytają o drogę. W ieku nasz! Ty zwan będziesz wielkim kobiet [wiekiem. Niewiasta się ozwała z żądaniem nieznanem:

79 73 Dotąd aniołem była lub szatanem, Dzisiaj, chce zostać człowiekiem. Ach stójmy! Nim dotkniemy wrzeciądzów tej [bramy, Za którą chodzą siły jasne lub złowieszcze, Chwilę Rozm yślm y się jeszcze... Powiedzcie: nie stracimyż więcej niż zyskamy? Nie czas ostrzegać! Rwaniem niewstrzymanem Duch wieku je u n osi Stało się. Niczego Duchy wieków napróżno nie czynią przed Panem. Więc idźmy, siostry! Postęp nam hetmanem. Tylko, w sumieniu, królestwa bożego Strzeżmy, a w szystko będzie nam dodanem

80 BIAŁA RÓŻA. MAZUREK. Śnieżnolica pól dziewica, Mistycznym szelestem, Róża biała mnie pytała: Powiedz, czem ja jestem?»czy miłością? Czy przyjaźnią?»gdy motyle, ku mnie»garnąc się, z wietrzykiem drażnią,»drżę i milczę dumnie.»gdy się bluszcz do nóg mych ściele,»jestem posm utniałą...»dla mnie miłość, to za wiele»a przyjaźń, za mało.«* * * Różo! Ja ci powiem wszystko. By cię pojąć, trzeba Być kobietą i lutnistką. Chcesz na ziem i, nieba!

81 75 Przyjaźń twoja, różą pała, Jak przyjaźń kobiety. Miłość twoja, wiecznie biała, Jak miłość poety. Czy ze sprzecznych tych żywiołów, Szczęście ci się zbudzi? Chcesz miłości u aniołów, Przyjaźni u ludzi. Tymczasem się ludzie boją Twej surowej bieli, A przed różanością twoją, Pierzchają anieli. * * *»Cóż chcesz? Może wiara łudzi?«róża mi odpowie»lecz ja wierzyć chcę, że z ludzi»będą aniołowie.«1870.

82

83 PIEŚŃ BŁĘKITNA.

84

85 Do mojej Przyjaciółki (S u ^ e n ^ i Miałam sen dziwny. U wstępu żałosny, Że aż się łzami spłakałam rzewnemu I. Byłam ja niby jak zawsze na ziemi. Ziemia tętniła od życia i wiosny, Pola szumiały złotokłosym puchem, Od gór szło grzmienie lasów i potoków, W idnokrąg pisał poemat obłoków, Mieszkania ludzkie, jak ul, wrzały ruchem, I dziwno! Świat ów, lica burzliwego, Pławił się w słońcu, omdlewał od kwiatu, A jednak czegoś brakowało światu, I wzrok mój łaknął, sam nie wiedział czego? Długo chodziłam z duszą zatroskaną, Jak przed niedoszłym do końca obrazem, Gdzie barwom dobrze z osobna, źle razem. Aż nagle, wzrok mój zgadł co mu zabrano?

86 80 Ach, cóż po blasku i krasie królewskiej, Kiedy tam jednej brakowało farby? Jednej, a bez niej, za nic w szystkie skarby! Z owego świata, znikł kolor niebieski. Jak to być mogło? Nikt nie pyta we śnie. Lecz mnie się zdało, że wszystko się zmienia, Że wszystko zginie. Straszno i boleśnie, Zwątpić o wiecznym porządku stworzenia! Mętny niepokój ogarnął mi duszę. Inne kolory już wzięłam w ohydę, I szłam bez drogi, wołając:»ja muszę»coś niebieskiego tu znaleźć!«więc idę. Żebyż bławatek zamigotał w kłosach! Makowych świeczek pełgają tysiące, Mdławy rumieniec faluje po wrzosach, Róża wyłania rubiny żyjące, Perz od łabędzia zapożycza piórek, Tulipan skręca zawoje stuwzore, Fjołek przykląkłszy nasuwa kapturek, Złoty słonecznik aureolą gore, Są w szystkie kwiaty ogrodów i zboża, Ach tylko jedne niebieskie nie kwitną! W dali, prześwieca ruchomy pas morza. Z fal, żebyż ujrzeć choć jedną błękitną!

87 81 W klęsłe icli ztoki połyskują stalą, Wrą żywem srebrem gdy wichry je podrą, W słońcu się kratą brylantową palą, Grają wszechbarwnie, tylko nigdy modro. Ale jak żądać od wody szafiru, Kiedy i niebo straciło błękity? W nocy, rozpina płat szczerego kiru, Srebrnemi gwiazdy jak łzami naszyty. W dzień, chmur malownych rozwija sztandary, Lub krwią nabiera jak pożarna łuna, Lub żółto pała jak niebo Sahary, Lub zielonawo jak niebo bieguna, N igdy niebiesko! Niech was Gracje strzegą, Od rozżalenia podobnej tęsknoty. Żeglarz tak żywo nie wzdycha w dzień słoty, Jak ja, za skrawkiem nieba błękitnego. II. Kiedy mi niebo odmawia lazuru Patrzę na ludzi, patrzę oko w oko. W czarnych źrenicach grom widzę głęboko, Inne się mienią żyłkami marmuru, Ja czegoś jeszcze szukam w ich przezroczu, I szukam próżno. DEOTYMA. WYBÓR POEZJI. X. II. 6

88 82 Któż słowem oznaczy, Jakby świat ludzki wyglądał inaczej, Gdyby niebieskich zabrakło w nim oczu? Nie żeby piękniej od czarnych patrzyły, (Los by mię skarał czarnemi oczyma Za to bluźnierstwo ) lecz są to dwie siły: Jedną odejmij, żadna siły niema. Dwoistość prawem. Planety i dusze, Ku dwóm biegunom sferycznie się garną. W szystko co krąży w życia zawierusze, Musi w świat patrzeć niebiesko lub czarno. Ach, a tam, oczów niebieskich nie było! Tłum krążył wielki. Każdy sobie siłą Drogę na przebój torował. Ja trwoźna, Zdziwiona zgiełkiem, pytałam, jak można Bez troski chodzić, i żyć bez obawy, W świecie gdzie braknie pierwiastku jednego? W zrok mój podglądał tych ludzi, ciekawy, Czy im i w duszy nie brakuje czego? III. Tu znagła w sennej wizji ujrzałam przemianę; Świat zprzezroczał, treść wyszła z pod po- [włoki kruchej. Mogłam patrzeć w ludzkie duchy, Jak w akwarium szklane.

89 83 Widziałam namiętności z wężowemi ruchy, I m yśli rozrośnięte w koralowe sploty, I te muszle sumienia, w których piersi głuchej, Wije się robak zgryzoty, Lub dojrzewa perła cnoty. I byli niby ci ludzie Jak my, a jednak nie tacy. Kipiała w nich żądza pracy, Stokroć wytrzym alsza w trudzie, Ale taka co wspólne bogactwo um niejsza, Bo stokroć samolubniejsza. Kwitło i pragnienie chwały, Lecz komu pozwolono dosięgnąć jej liści, Temu śród ludzi one nie dawały Nic, oprócz kolców zawiści. Była tam i cześć dla prawa, Lecz miała czoło Katona, Sprawiedliwa, mądra, krwawa, Nigdy łzą nie rozbrojona. Tam była nawet wiara, ale pustelnicza, Co w pieczarze, ludzkiego zapomni oblicza. Ach, tam była i miłość. Paląca jak lawa, Rozpieszczona jak słowik z xiężycem w rozmowie, 6*

90 84 Lecz to miłość co pierzcha gdy sny swoje ziści. Kochankowie, małżonkowie, Przechodzili W jednej chwili Z miłości do nienawiści. W tym rażącym obrazie nie było półcieni. Tam dusze się rzucały nakształt pstrych motyli. Tam ludzie raz powaśnieni, Już nigdy się nie godzili. Wieczna wojna szczękała w tym twardym narodzie. Gmach uczuć się rozpękał, zapadał w otchłanie, Bo zniknął boski cement serca: zaufanie. Jak jednego koloru niestało przyrodzie, Tak jednego pierwiastku światu duchowemu. Lecz którego? Szukając, między rzeszą chodzę. Aż znużona, usiadłam na głazie przy drodze, I pytam każdego:»czemu»ten świat jest i z postaci i z ducha kaleką?»czybym ja już umarła, i rzuciwszy ciało,»szła na planetę gorszą, od nieba daleką? Boże mój! Co się tu stało?«

91 85 IY. Jeden z przechodniów, blady, z ciemno-lśniącym [włosem, Przystanął, i me oczy przyciągnąwszy swem i, Bezgłębnym ozwał się głosem:»przyjaźń odeszła z tej ziemi.»odeszła, i wnet prysły ogniwa łańcucha.»w sercach i w tęczy próżnia stała się głęboka.»bo czem jest błękit dla oka,»tern przyjaźń dla ducha.»nie płacz, ale patrz mądrze, i pojmij złamaną»tę wizję. Dziś dopiero zrozumiesz wyraźniej,»czem jest przyjaźń dla świata, gdy ci pokazano,»czem byłby świat bez przyjaźni.«napróżno mówił:»nie płacz.«szlochanie dziecięce Porwało mnie. Łkająca, twarz ukrywszy w ręce, Powtarzałam to jedno, jedyne pytanie:»a więc niema przyjaźni?«i niepowstrzymanie, Jak cierpną młode pączki na majowem zimnie, Kwiat mej duszy się zwarzył. Gdy podniosłam oczy, Przechodzeń jeszcze stał przy mnie. Spojrzeniem i uśmiechem krzepił mię naprzemian,

92 86 U r o c z y! Tajemny i do zwykły cli niepodobny ziemian. Suknię miał czarną. U ramion opony, Z wite w płaszcz lekki, jak szmaragd zielony, I jako szmaragd przezroczy.»dobry pielgrzymie,«rzekłam,»i ciebie jej strata»zasmuca? Gdzież odeszła? Choćby na kraj świata,»pójdę, muszę ją znaleźć! Ja tu żyć nie mogę.»jeśli w iesz, pokaż mi drogę.«on wtedy ruchem ptasim rozwinął zaponę, I poznały oczy moje, O nadludzki widoku! To nie płaszcza zwoje, To były skrzydła zielone. Gdy ujrzał, że kolana zginam i truchleję,»czy mię«rzekł»nie poznajesz? Jam Anioł [pociechy.»mam na piersiach żałobę, lecz w locie nadzieję.»ja łzy przemieniam w uśmiechy.»niech jeszcze nazbyt śmiała wiara cię nie mami, Że Przyjaźń łatwo znaleźć. Odeszła daleko!»mieszka za trzecią górą, za dziesiątą rzeką,»1 za siedmioma morzami.

93 87»Lecz jeśli chcesz pociechy, i pytasz o drogę, >Ja jeden wskazać ją mogę.»idź! Może nie drżeć, kogo duchy strzegą.»pójdziemy szukać kraju niebieskiego.«więc szliśm y przez góry. A kraj był ponury, Świerkami i mchami porosły. Lecz ja, na opokach, płynęłam w obłokach, Bo skrzydła anielskie mię niosły. y. W przepaściach, drąc skałę, szły rzeki nabrzmiałe. U brzegu, ni kładki ni wiosła. I bez nich przelecę! I przeszłam po rzece, Bo ręka niebiańska mię niosła. Lecz straszno gdy pomnę, jak morze ogromne, W pomroce łysnęło zdaleka. Tam nawet anieli, z obawy są bieli, Gdy muszą prowadzić człowieka. Tam bujać, okropnie. Bezmierne fal stopnie, W cyrkowe spiętrzają się koła. Nurt, niby sprężyna, od stóp się odcina, I człowiek weń ciągnie anioła. Krzyknęłam zlękniona On ujął w ramiona, Zachwianą już pół-nieprzytomnie.

94 88 Uśmiechał się śmiało, lecz skrzydło mu drżało* Pochylon, odzywał się do mnie:»czy widzisz te męty? Rozprute okręty,»co sterczą z życiowej topieli?»najśmielszych pływaczy, co toną w rozpaczy?»ach toną, bo skrzydeł nie mieli!«gdy m ówił, bałwany ciskały z ust piany, Grunt płynny umykał się stopie, Grzmot ryczał. Struchlała, jam nieba pytała* Czy marzy o drugim potopie? W otchłaniach jęczące, rozbitków tysiące, Ostatniej chwytały się deski. Zwątpiłam o słońcu Omdlałam. Aż w końcu, Zaświtał skraj nieba niebieski! Ten uśmiech pogody, rozmarszcza twarz wody, Huk burzy za nami już kona, I cicha, głęboka, niebieska zatoka, Rozwarła przed nami ramiona. YI. Ach urocza, z fal przezrocza, W schodzi wyspa. Tam spoczynek! Cudna-ż wyspa! Cała kwitnie,

95 89 Równo, miękko i błękitnie, Od niezapominek. U wybrzeża, smugła wieża, Jako morska lśni latarnia. W żadnym wichrze niegasnąca, Modrą gwiazdą m gły roztrąca, I grom ciclio zgarnia. U stóp wieży, gmach się szerzy. Lapis-lazurowe ściany, Majaczeją w złote cętki. Dach nad niemi wisi giętki, Z pawich piór wiązany. W oknach niby świecą szyby, Z oczkowanych ziarn szafiru. Ach czarownie, najczarowniej, W oskrzydlonej tej warowni, W ieczystego miru! V I I. Kto z w yspy ku mnie zchodzi? Jakaś radość [wielka, Tknęła m ię, niby rzeźwość pogodnego rana. Tak gorąco szukana, tak w porę spotkana, To ona, pocieszycielka!

96 90 Przyjaźni, tyś niebieską! W kraśnej uczuć tęczy, Każdemu inną barwę od wieków nadano. Smutek, nad mogiłami we fjoletach klęczy. Miłość, ma szatę różaną. Zazdrość, z w szystkiem i barwy żółtością się [drażni. Niewinność, z dawien-dawna odziewa się w białość. Przyjaźń, wybrała błękit; on maluje stałość, A stałość zdrowiem przyjaźni. Głos jej cichy i równy jako szept fontanny. Czoło turkusowemi śmieje się korony. A płaszcz taki niebieski, jakby pożyczony, Od samej Gwiazdy zarannej. Ilekroć na brzeg zejdzie, linę w nurt zanurzy. Ach, to lina ratunku! Do niej rwie się rzesza. Przyjaźń z toni wyrywa, i cuci i wskrzesza, Rozbitków życiowej burzy. Z urny wysącza balsam, od niej samej znany, Usypiający zwolna jad wszelkich katuszy. Jeśli nie może zgoić, przycisza choć rany, Cudowna lekarka duszy. Namaściwszy rozbitka, barki mu osłania. Jak Biblijna niewiasta, podaje dwie szaty, Dla ciała i dla ducha, i prosi, w bogaty Swój dom, gdzie setne mieszkania.

97 91 W łasnych praw niepamiętna, cudzych nie naruszy, W szy stkie zacne uczucia mogą mieszkać przy niej. W szystkie umie pomieścić mądra gospodyni. Przyjaźń rozszerza gmach duszy. Głodne serce prowadzi do sutego stoła. Tam śmieje się lub milczy, bo trzyma za tętno Rękę gościa, i umie ze smutnym być smętną. Ze szczęsnym, jak dzień wesoła. Nad stołem zegar świeci, lecz milczy. Psotliwa Czyjaś ręka, wyjęła jedną z wag zegaru. Kto wyjął? Przyjaźń sama. Tam czas się pozbywa, Połowy swego ciężaru. Przy uczcie, płynie napój z przeczystego zdroju, Co niegdyś bił w Edenie. O szczęśliwy, komu Choć raz, niebieska pani niebieskiego domu, Dała pić z czary pokoju! Oglądam się zdumiona, gdzie Anioł pociechy? Przyjaźń weszła, on zniknął, jakby się ztopili. Czy on sam był Przyjaźnią? Może, bo w tej chwilij W ykwitły mi z łez, uśmiechy.

98 92 VIII. Jak mój sen snuł się dalej? Zapamiętać trudno, Dziwnie w myślach splątany z obrazami jawy. Wiem że gdy się zbudziłam, żal mię objął krwawy, Czemu on marą ułudną? Dziś już mi pamięć jego nie cięży boleśnie. Składam ręce, wdzięcznością ku niebiosom pałam. Cudowny sen się ziścił! Ja nietylko we śnie, Lecz w życiu Przyjaźń spotkałam. Długo świat przed mém okiem stał niedokończony, Brakło pasma w mej tęczy, ogniwa w łańcuchu, I tęskna się na wszystkie oglądałam strony, Szukając siostry po duchu. Lata mijały, ludzie mijali się ze mną, Jeszcze jej nie znalazłam. W połowie podróży, Na niebie moich losów zrobiło się ciemno, Grom w ybił godzinę burzy. Za wszelką szczęśliwością zatrzasły się wrota. Pod wszelkićm ukochaniem rozwarły się groby. Przystanęłam na pustym gościńca żywota, Samotna, w kirach żałoby. Wówczas Ty, o najdroższa! Ty, którą zwać m ogę Połow ą, ach i lepszą mej duszy połową,

99 93 Jakby anioł pociechy zeszłaś na mą drogę, Tajemna, z gwiazdą nad głową. Przygarnąwszy pod skrzydła wieczystych nadziei, Moje serce pokłute zjątrzonemi rany, Uniosłaś mię nad falą życiowej zawiei, Na jakiś brzeg mi nieznany. Tam się zaczęłaś mienić. Coraz już wyraźniej, Biorąc niebieskie szaty i niebieskie cechy, Stałaś mi się nietylko aniołem pociechy, Lecz objawieniem przyjaźni. Jak podróżny, gdy płaską łódeczkę podsunie, Pod zaklęte wiszary Lazurowej groty, Widzi nieziemskie kształty i srebrne istoty, Spławione w błękitnej łunie Tak dla mnie, odkąd bfysłaś, wspaniale łagodna Świat zbłękitniał. Z czystego Twoich cnót odbicia, Srebrny kształt ideału w ytrysnął, i do dna Rozświetlił jaskinię życia. Odtąd róże i liłje niebiesko mi kwitną, W ieczny skrawek lazuru świta na mem niebie, I lira mych przeznaczeń, dotknięta przez Ciebie Rozpływa się w pieśń błękitną

100

101 SYMFONJA ŻYCIA. SCENA LIRYCZNA N A P I S A N A N A S T U L E T N I Ą B O C Z N I C Ę U R O D Z I N BEETHOVEN A. GRANA w WARSZAWIE NA SCENIE W IELKIEGO TEATRU DNIA 17 GRUDNIA 187CMIOKU.

102

103 5 - t a S y m f o n j a L. B e e t h o v e n a ( C - m o l l ) O p Allegro eon brio.. : : W t = t : 'jj- j Í --- -J y ff m r\. i ' o * # # i - ) :> - «i J ^ ~< ' h r. h := r Tak przeznaczenie puka do człowieka (Słowa, jakiemi Beethoven odpowiedział na zapytanie: Co znaczą trzy uderzenia rozpoczynające niniejszą Sym fonje? ) DEOTYMA. WYRÓR POEZJI. X. II. 7

104

105 K rużganek z k olum nam i. W głęb i gai. N a przodzie stół i krzesło. N a nióm siedzi BEETHOVEN, o stół oparty, z twarzą ukrytą w rękach. Przed nim na stole kałam arz, pióra i papier n u tow y. Od strony gaju w chodzi MUZYKA, w klassycznćm ubraniu, z gałązką laurową w ręku. Zbliża się do BEETH O VEN A i kładzie m u rękę na ram ieniu. MUZYKA. Jestem przy tobie. Zbudź się Beetliovenie! Ja nie śpię. BEETHOVEN. MUZYKA. Nie śpisz? Zwykłe życie ludzi, Jest półsennością. Dopiero natchnienie, Duszę do życia prawdziwego budzi. BEETHOVEN. Pod pieszczotami téj niebiańskiej ręki, Czuję... mój duch się wytrzeźwia z pomroki. Miałem sen straszny, a taki głęboki! Tam pośród ludzi. Ach Muzyko, dzięki 7 *

106 JüO Żeś mnie zbudziła, ty serafinowa Kochanko moja, ty za którą muszę Iść w nieskończoność! Zabrałaś mi duszę. Jam twój na wieki! MUZYKA. W szystkie twoje słowa Muzyka słyszy i w m uzykę zmienia. My się kochamy jako dwa genjusze. Tak, ja cię kocham! Zabrałam ci duszę, Dla ciebie zdradzam tajniki stworzenia, Dla ciebie schodzę z kraju słońc do ciemnic. Pójdź w nieskończoność z kochanką! Mów śmiało, Coby twe serce odgadnąć dziś chciało? Muzyka niema dla ciebie tajemnic. BEETHOVEN. W szystko mi błogie póki tyś jest przy mnie. Lecz między ludźmi! Głos się kłóci z głosem... Już wszystkie gwiazdy chodzą w zgodnym hy- A życie ludzkie jeszcze jest chaosem! [mnie, Łka wszelkie serce, wszelki duch narzeka. Ja się wsłuchałem w pieśń świata całego, I oburzony, pytam się, dla czego, W szędzie harmonja, prócz w życiu człowieka? MUZYKA. Ach, jak się m ylisz! Jest i tam harmonja. Lecz by ją pojąć, niedość słyszeć głosy

107 101 Jednego świata. Życie, to symfonja, Gdzie grają piekła, ziemia i niebiosy. BEETH O VEN rozkłada zwój papieru. Czekaj Co powiesz, to spiszę na jawie, A kiedy wrócę półsenny do ludzi, Twe objawienie śmiertelnym objawię. Kto mnie zrozumie, ten się także zbudzi. Chwila milczenia. Słuchaj Ktoś idzie przez ciemność i ciszę.., Staje. A teraz, mów: co słyszysz? BEETHOVEN. Słyszę Trzy uderzenia Najśmielszemu trzeba Na ten dźwięk zadrżeć On jakiś złowrogi. Duchy nie mogą słyszeć go bez trwogi. Tak Przeznaczenie puka do bram nieba. Czegóż chce? BEETHOVEN. Woła piersią całej ziemi:»pójdź duszo młoda! Przyszła kolej twoja.«

108 102 Na ten dźwięk, (znany między szczęśliwemi!) Patrz: całe niebo się zaniepokoją. Potęgi rajskie, jak goście, żałośni Z przerwania uczty, w krąg szepczą pytanie:»kto mu otworzy?«a żadna nie wstanie. A Przeznaczenie puka coraz głośniej. Lecz oto, patrzaj: młoda dusza sama, Porwana głosem swego Przeznaczenia, Zrywa się, ogniem trwogi zarumienia, I do drzwi bieży... BEETHOVEN. Rozwarła się brama! W szedł gość. MUZYKA.»Co niesiesz pod szatą tajemną? Drżąc pyta dusza»klucz chwały czy zguby? A on:»co sama wybierzesz. Idź ze mną,»w podróż zasługi, na planetę próby.«żalem wybuchnął chór całych niebiosów. Jeszcze ją duchy wstrzym ują u bramy.»wrócisz-że taką jaką cię żegnamy?»1 czy powrócisz?«

109 103 BEETHOVEN. Z pomiędzy tych głosów, Rozróżniam jed en Ach, to jeszcze biała, Ta młoda dusza skarży się i wzbrania, I wypłakuje zwrotki pożegnania. Tak niebo żegna, jakby umierała! MUZYKA. Bo kto się rodzi dla jednego świata, Ten dla innego umiera. Chwila m ilczenia. BEETHOVEN. Skrzydlata Kochanko! Powiedz: chyba owa dusza, Nie taka młoda? Chyba już w tę drogę, Nie po raz pierwszy z wieczności wyrusza, Kiedy przeczucie jej daje tę trwogę? Takie przeczucia, to jakby wspomnienia. Może i zgadłeś. MUZYKA. M ilczenie. Ale słuchaj dalej: Życie nie czeka. Dusza, choć się żali, Padła w objęcia swego Przeznaczenia.

110 104 To ją porywa, płaszczem swym osłania, W ynosi z nieba śród czci i pokłonów. Patrz: wszystkie światy zerwały się z tronów, Ruchem podziwu i uszanowania. BEETHOVEN. Tak, niech powstają! I ty, Przeznaczenie, Ukorz się! Dusza idąca w kraj próby, Większa niż słońca, śmielsza niż cheruby. Tamte widzami, ta walczy w arenie. D łu gie m ilczenie. MUZYKA. Otchłaniami mrocznemi, dusza spada ku ziemi, Usypiana milczeniem i nocą. Zapomina powoli, z czyjej leci tam woli? I zkąd przyszła? I dokąd? I po co? Budź się duszo! Już blisko, twój świat, niby ska- [lisko, Na bezbrzeżne rzucony jezioro. U wrót życia, dwie wierne, losów ludzkich [odźwierne, Z Przeznaczenia rąk twardych ją biorą. To dwie nieba wygnanki, dwie aniołów kochanki. Trudny wybór, tak piękne są obie: Jedna Miłość słoneczna, druga Boleść odwieczna. Kiedy chodzą, to zawsze przy sobie.

111 105 Jeszcze nie zna ich z twarzy, już na łonie ich marzy Młoda dusza, gdy smętne piastunki Na świat groźny ją wnoszą. Patrz, jak z gorzką [rozkoszą, Ognistemi ją budzą całunki. Hej pacholę, pędź w życie! Jako pielgrzym [o świcie, Młodzian porwał za trzcinę podróżną. Spojrzał w okrąg nieśmiało: pyta co się z nim [stało? I chce sobie przypom nieć Napróżno! Gdzie te światła bez cienia? Prawda co się nie [zmienia? Gdzie te duchy pokrewne, z któremi Tak się żegnał żałośnie? Tu mrok rośnie a rośnie... BEETH O VEN z zapałem. Jednak, nawet w ciemnościach tej ziemi, On zachowa nadzieję, że ta światłość istnieje! Tęskni za nią, jak sen ją pamięta. Choć na zewnątrz przyćm iona, wszak w nim [samym jest ona, Pod postacią sumienia zaklęta? MUZYKA. Więc nadzieją tą zbrojny, do życiowej się wojny, Jak do tańca zabiera. I roi

112 1 0 6 Wielkie dzieła dla świata; plan rozkłada na lata, I w przyszłości lubuje się swojej. Lecz dnie gonią podchwytnie. Ledwie człowiek [zakwitnie, Czas niszczyciel już prawa doń rości. Jeszcze nic nie dokona, a już dusza znużona, Prześpiewała Allegro młodości. M ilczenie. BEETH O VEN. I ty znużona, zwieszasz białe czoło Spocznij. Ja w nuty zaczaruję słowa mej wyroczni. M UZYKA siada na stop niach kolum ny, i z liści laurowych zaczyna p leść w ieniec. BEETH O VEN pisze. Przez ten czas, niew idzialna orkiestra wykonyw a Allegro jego 5-téj Sym fonji (C moll). P o skończonćm Allegro, BEETH O VEN kładzie pióro. MUZYKA wstaje. MUZYKA. Dusza siadłszy przy drodze na pierwsze spoczniec ie, Zaczyna się rozglądać Zkąd jej ta tęsknota? Chociaż nic ją nie boli, co jej piersią miota? Myśl! B E E T H O Y E N.

113 107 MUZYKA. Gdy raz m yśleć zacznie, m yśli nieskończenie. Myśl wygrywa Andante w symfonji żywota. Przyglądając się światu zewsząd zamkniętemu, Widząc skutki bez przyczyn, wyzywa na spowiedź Żywioły, xięgi, ludzi. Śmie zapytać:»czemu?«a gdy raz to wyrzekła, wszędzie i każdemu Powtarza zapytanie. BEETHOVEN. Któż jej da odpowiedź? MUZYKA. Ludzie odpowiadają, lecz każdy inaczej. Przyroda, co tak chętnie swe dziwy tłumaczy, Ma odpowiedź na wszystko, prócz na owo:»cze- [mu?«dusza rzuca pytanie Przeznaczeniu swemu, Ale czyż Przeznaczenie odpowiadać raczy? Patrz jak Myśl prędko buja: w Tytana wyrosła! Do Stwórcy się od ludzi wyprawia za posła, Dziwi się Jego rządom, przymawia ustawom. Bo i czemuż na opak wszystko idzie, prawom Jakie z ojczyzny światła, w sumieniu wyniosła? Wielka ją melancholja ogarnia. B E ETH O V EN. Tak wcześnie!

114 1 0 8 MUZYKA. Teraz czarna godzina. Zwątpiła boleśnie, 0 celach jakie życiu stawiała własnemu, Zwątpiła o światłościach jakie pomni we śnie, Zamilkła i przestaje nawet pytać:»czemu?«muzyka znowu siad a na stopniach kolum ny, i dalej wije laurową koronę. BEETH O VEN. 1 jéj usta zamilkły. Tę chwilę uchwycę, By w nuty zakląć, ludzkiej m yśli tajemnice. C h w yta pióro i pisze. Przez ten czas orkiestra w ygryw a Andante sym fonji. Ze skończeniem u stęp u, BEETHOVEN przestaje pisać. BEETHOVEN kładąc pióro. Otóż jest i Andante, gorzko uroczyste, Jako gracz co się z summą rozczarowań liczy. Sam gdy je słyszę, nie mogę zaiste W strzymać uśmiechu goryczy. MUZYKA w staje. I nie ty jeden uśmiechasz się tak. Tak uśmiechnie się każdy, który badał wiele. Uśmiech szyderstwa noszą myśliciele, Jako wieczny na ustach zapytania znak. P o chw ili. A strasznym w duszy jest głos ironji. Łzy jéj zjadliwe kamień przewiercą.

115 109 Ona w życiowej sym fonji, Wybija szalone Scherzo. BEETH O VEN chw yta pióro. Czekaj... Napiszę Scherzo. Już węże złowieszcze, Pod mojćm piórem syczą. MUZYKA. Zatrzymaj się jeszcze. W duszy dla natchnień otwartej, Szyderstwo może m ignąć pustotą niewinną, Ale nigdy nie powinno Zapisać osobnej karty. BEETHOVEN odsuw a pióro i papier. Chwila milczenia. MUZYKA daléj. Patrz, już i pielgrzym żywota, Zrzuciwszy z serca ten uśmiech goryczy, Wstał. Żądza ruchu nim miota, I poszedł w świat tajemniczy. Ach, sam nie wiedział, jak z m yśli rozwiciem, Liczba nieznanych wyrosła w nim sił. Od dzisiaj, będzie mniej m yślał nad życiem, A więcej żył. Z rosnącym zapałem. Dziwi się człowiek, jak mu inaczej W ygląda życie, gdy je zobaczy

116 1 1 0 I dotknie zbliska. To inny świat! Twardsza niż sądził skała rozpaczy, Lecz i wonniejszy rozkoszy kwiat. Dusza-bohater podniosła głowę, W czyn weszła jak w żywioł swój. Symfonjo, uderz w trąby spiżowe! Życie, to bój. Patrz: człowiek z Przeznaczeniem bierze się za I zdobywa sztandary! [bary, BEETH O VEN posępnie. I traci sztandary. MUZYKA z uniesieniem. A wszystkie słońca ze drżeniem promieni, I wszyscy aniołowie z wielkiém serca biciem, Patrzą, z obłoków trwożnie w ychyleni, Na walkę człowieka z życiem. Cofa się, jakby z trw ogi. Straszny to w idok Ach, co się tam dzieje! Słońca pobladły Anioły pobladły... Za wiele pokus! Ducli traci nadzieję... Człowiek upada On już wpół-upadły! Słyszysz jęk jego?

117 1 1 1 BEETHOVEN gorąco. O Boże! Czyż nie ukrócisz losu co go nęka? Czyż go niczyja nie podniesie ręka? Z w yrzutem. Więc nic go zbawić nie może? MUZYKA podnosi ręce. Jedna może go zbawić, ta jedyna siła, Jakiej mu piekło zazdrości: Z otwartych niebios wizja zestąpiła: To objawienie Miłości! BEETHOVEN wstaje z głową wzniesioną. Teraz już w yższy nad wszelkie klęski! Ta co na świat go wniosła z powicia, Ta dziś go wskrzesza. W symfonji życia, Ach, Miłość, to hymn z wy ciężki! Miłości! Matko wiary! Przez ciebie Człowiek się godzi z prawdy wiecznemi. Kto raz istotnie kochał na ziemi, Ten już nie wątpi o niebie. Zam yśla się zw olna siada i skroń opiera na ręku. P o chw ili m ilczenia, jakby ocucony, podnosi głow ę. A Boleść? B E E T H O V E N d a le j.

118 1 1 2 MUZYKA. Boleść? O, tej nie potrzeba Dla śmiertelnego przywoływać z nieba. Znajdzie go! BEETH O VEN. Codzień objawia się przed nim, We łzie powszedniej, i chlebie powszednim, W tćm co się traci, i w tern co się zmienia, A najsti aszniejsza, gdy ma twarz sumienia. D łu gie m ilczenie. MUZYKA. Dotychczas, człowiek wszystko rozpoczynał. Odkąd w Miłości poznał szczyt harmonji, Zaczyna kończyć. Bieg jego symfonji W stępuje w olbrzymi Finał. W życiu on bywa i trudny i długi, Lecz wszędzie koniec probierzem zasługi. Im dalej w lata, im na zewnątrz ciszej, Tćm duch wyraźniej grę przypomnień słyszy. Jedne zawodzą szlochaniem namiętnćm, Inne się modlą i grobowców strzegą. Dnie mkną... Czas bije przyspieszonćm tętnem... Dusza dobiega Przeznaczenia swego. To ją porywa i płaszczem osłania, W znosi, przy dźwięku pogrzebowych dzwonów.

119 118 Po drodze, światy zrywają się z tronów, Ruchem postrachu i oczekiwania. Znów Przeznaczenie przed niebieską bramą Stanęło, puka Ale już nie samo; Tą razą, duszę prowadzi z powrotem. BEETHOVEN. Duchy szczęśliwe! Czy jéj otworzycie? Ty m i, kochanko, powiedz! MUZYKA. Nie. Już o tern Zamilczę. Biorę ten wawrzyn za świadka, Że obiecałam ci wyśpiewać èycie, Ale co dalej? To śmierci zagadka. BEETH O VEN składa ręce. A więc ja powiem tajemnicę bożą: Chociażby dusza stała nad otchłanią, Miłość i Boleść, jeśli poszły za nią, Same jej niebo otworzą. Chwyta pióro i pisze. MUZYKA siada na stopniach kolum ny i kończy splatanie w aw rzynu. Przez ten czas orkiestra gra Scherzo i F in a ł sym fon ji. Podczas ostatn ich aktów F in ału, BEETH O VEN rzuca pióro, znużony ukryw a twarz w rękach i zapada w zam yślenie. MUZYKA w staje, w ieniec laurow y kładzie na głow ę BEETH O VENA, ręką od ust rzuca m u w powietrzu pocałowanie i znika DEOTYMA. WYBÓR POEZJI. X. II. 8

120 KULIG. PIOSENKA NOWOROCZNA. Otwierajcie wszystkie bramy! Pochodnie wynoście! Z nowinami przyjeżdżamy, Nieproszeni goście. Czy to pałac, czy poddasze, Radzi nam są wszędzie. Jadą przyszłe Losy wasze, Jedzie to»co będzie.«życie ludzkie ślizką sanną, Jedzie we sto koni. Czas jest wilją nieustanną, Co za jutrem goni. Nikt nie zgadnie co wieziemy, Łaskę czy niełaskę? Bo na twarzy, jeszcze niemej, Losy noszą maskę.

121 115 Dzwońcie dzwonki! Grzmij kapelo! Tańcz dziwaczna zgrajo! Niechaj ludzie się weselą, Póki nas nie znają. Obiecujmy góry złote! Człowiek znów rozpocznie, Omylaną swą robotę. I to tak rokrocznie. Maska śliczna! Lecz jeżeli Zdjąć nam się ją zdarzy, Oj! Możebyście woleli, Nie znać naszej twarzy. A może też w niej znajdziecie Piękność niespodzianą? Więcej szczęścia jest na świecie, Niż o tern pisano. N a wilję Nowego roku 1871.

122 ODA DO MIŁOŚCI. Nicość się budzi Kto z blaskiem i hukiem, Pędzi pod niebios tryumfalnym lukiem? Przez obszar Nocy ponurej, Przez odwieczne siedziby Milczenia i Mrozu, Miłość pędzi z pochodnią. Do skrzącego wozu, W przęgła fenixy z gołębiemi pióry. W lot rzuca kwiaty i kręgi błękitu. Pod jej spojrzeniem odtaja co skrzepło. Pochodnia jej roznosi dwa żywioły bytu: Światło i ciepło. * * * Kto gwiaździste globusy w równowadze trzyma, Że ni się w otchłań ztoczą, ni rozpadną w łomy? Wenus-Uranjo z jasnemi oczyma, Pogromicielko Chaosu!

123 117 Ty wiecznem przyciąganiem związujesz atomy Ty słońca z planetami związujesz w rodzinę Ty wszystkie światy związujesz w jedyne, Boskie królestwo Kosmosu. * * * Jedna twa ręka światy, druga serca trzyma. Ach, w szystkie słońca niczem, wszystkie glorje [niczem, Przy jednem twem spojrzeniu, gdy spojrzysz [oczyma, Nie m yślowego widma, lecz żywej osoby Lub obejrzysz się wielkiem narodu obliczem * Albo pukaniem wspomnień tajemniczem, Drogie otwierasz nam groby. * * * Przy każdym grobie, jak anioł kochania, Stoi żal czyiś; na okręgach urny, Skroń, w ciemne fjolki przybraną pokłania, Ale skrzydła wywija ku krainie górnej. Czeka, i tęskni, i o drogę pyta, I tym co już odeszli, spotkania zazdrości. W tobie leży ^udowna, pod bólem ukryta, Rękojmia nieśmiertelności. Na to-ż by dusza mogła kochać tyle,. Nieogarnione ogarnąć przez chwilę,

124 118 Łzy lać na trumnach od krwi samej krwawsze, Aby zgon miał zakończyć wszystko? I, szy- [derca Gorzki żart z życia w yryć na mogile? Nie! Miłość wiecznie szepce te słowa:»na zawsze!«niemylne proroctwo serca! * * * Wizjo innego życia! Twojemi oczyma Wglądamy w lepsze światy. Figlarny pie- [szczoszku! Ty kradniesz klucze Szczęścia, i już tu, po troszku, Obdzielasz nas tern w szystkiem, czego ziemia [niema. * * * Ilekroć, o Miłości! zabłysłaś przedemną, Świat się z szarego stawał brylantowy Czas mi był jasnym i wieczność nie ciemną Głos ludzki, boskiej nabierał wym owy. Lepianki mi złociłaś w babilońskie stropy. Śniegi zmieniałaś w róże, na pierś je włożywszy. Ach, gdy Ojca kochane całowałam stopy, Któż był i w raju szczęśliwszy? * * * Lecz ilekroć odemnie odwróciłaś lica, Dreszcz mię ogaimiał... ciemność... nawałnica...

125 119 Uczułam że na w szystko odważyć się można, Aby tylko odzyskać światło twej pochodni. Pojęłam nawet, (o myśli bezbożna!) Możebność zbrodni. I zaczęłam na ludzi spoglądać łagodniej. I przestałam się dziwić szaleństwom rozpaczy. Kto wiele kochał, ten wiele przebaczy. * * i= O ty! Czy masz przyjaciół uśmiechy anielskie, Czy w kochanków uścisku zaklniesz wszystkie [czary, Czy kładziesz łzy i ogień w piersi rodzicielskie, Czy bohaterom dajesz skrzydła i sztandary, Czy ból namaszczasz białą miłosierdzia ręką, Czy męczennikom jesteś i niebem i męką, Potężna wszech-tworzycielko! Olimpijska łudzicielko! Wieczna Ewo kusicielko! Madonno pocieszycielko! Archanielska wskrzesicielko! Miłości! Tyś zawsze wielką Wielką w twoich zwątpieniach większą w twojej [wierze Jeszcze większą w żądaniach największą w ofie- [rze

126 KRÓLESTWO IDEAŁU. Namaszczony z woli bożej, Duch człowieczy, dziedzic światów, Zrodzon jest do majestatów. Lecz nie pierwej na skroń włoży Zagrobowy djadem chluby, Aż przebędzie twarde próby. Król niebieski go posyła Na wędrówkę po tej ziem i, By się dusza przypatrzyła, Nim światami rządzić zacznie, Jak to trzeba rządzić niem i, I co idzie w nich opacznie? Ziemia szaty mu pożycza, I duch, nakształt królewicza, Co zaklęty szedł w powieści, Idzie w życie jak w pustynię. Łza strumieniem za nim płynie Czarnych m yśli las szeleści

127 1 2 1 Krew się toczy w morza całe Los na drodze stawia skałę Żal otwiera w niej otchłanie Ach, to straszne wędrowanie! To też wielu zapomina, Że jest królem duch człowieka, Że niebieska jest dziedzina, Gdzie słoneczny tron go czeka. Ci, przelotny stan wędrowca, Za swój biorą przyrodzony, Ani nawet u grobowca, Nie dopomną się korony. Lecz nie wszystkich pył ogłusza. Czasem z tłumu wstanie dusza, Co choć w ziemski pył zaklęta, Nie ustąpi duchom w niczem, I wciąż tęskni, i pamięta, Że jest niebios królewiczem. Gdy się zerwie duch tak śmiały, Zbrojny w puklerz trój-stalowy, Losy łamie niby skały, Smokom bólu ścina głowy, Oceanom szuka brzega, I po wszystkich ziemiach biega, Póty biega, szuka póty, Aż skrwawiony, cierniem skłuty,

128 i n Znajdzie cudne owe bramy, Nabijane w gwiazd rozłamy, Kratowane w tęcz tysiące, Za któremi się zaczyna, Roztęsknionych dusz kraina:»państwo nieumierające.«tu ostatnia stoi próba; Dla zwycięzcy, koniec dzieła. W szystkie dusze, które gruba Senność pyłu ogarnęła, W yruszone z legowiska, Zagniewane, że im tarczą Przed ospałem okiem błyska, Ujadają nań i warczą; Wyciem groźby, wrzawą trwogi, Chcą go zwrócić z jasnej drogi, I nie wpuścić za tę bramę, Gdzie niem ogły wtargnąć same. Ale oręż bohatera, Płazem siecze. Pierzcha tłuszcza A królewicz próg otwiera, I w świat nowy się zapuszcza. Świat to dziwny: wiotki, biały, Niby pałac z morskiej piany, Niby szkic Fata-Morgany,

129 123 Niby sen zaczarowany. Tam mieszkają ideały. Niechaj ziemia codzień zm ienia, Rzeczywistych przewrót zdarzeń, Nie zachwieje to istnienia, W niepochwytnem państwie marzeń. Znużon troski śm iertelnem i, Duch przychodzi w niem do siebie. Nie jest jeszcze tam jak w niebie, Lecz już nie jest jak na ziemi. W szystko w kraju tym radosne, Rozśpiewane jak na w iosnę, A poważne jak w świątyni, A jak wieczny św it, zamglone. Tam Poezja monarchini, Nosi różczkę i koronę. Różczką w szystko przezwycięża, Bo jak chce ją przeobraża: To z niej czyni berło męża, To niewieści puch wachlarza. Więc fantazja jej zakonem Liść djademem obłok tronem. Lecz to wszystko jest zaklętem, W isi gdzieś pod firmamentem,

130 I niech tylko m uśnie ziemię, Już po tronie i djademie! Zawsze bliska i daleka, Pierzcha, nawet przed wiernemi. Dziwny przy niej los ich czeka, Inny niż przy córkach ziemi: Bo Poezja dla człowieka, Ni małżonką ni kochanką, Lecz jest siostrą i kapłanką. Na wpół z nieba, więc duchową Na wpół z ziem i, więc królową A kobietą, więc tyranką. Chciwa wiedzy, dziś ciekawa Zbadać słońce, jutro burzę, Codzień inne pisze prawa, Dziś w lazurze, jutro w chmurze. I tak chwiejąc państwem całem, To je zaćmi, to rozjaśni, Bo to złudne państwo baśni, Gdzie i władza ideałem. O szczęśliwy pan odkrycia, Kto z manowców i z rozbicia Ocalony, wszedł za życia, Przez dwanaście bram z kryształu, Do królestwa ideału!

131 125 Idźcie, ducha królewicze, Bierzcie państwo tajemnicze! Może do was rzekną ludzie, Że nie warto żyć w ułudzie? Ale wy się uśmiechniecie Bo wiadomo to poecie, I śpiewają to łabędzie, Że co złudą na tym świecie, To na tamtym prawdą będzie \

132

133 POWRÓT GOŁĘBIA. POW IEŚĆ BALLADOW A.

134 ]

135 lt iech-że, o córko! jak chcesz, się stanie.»przyzwalam i błogosławię. Innem, ojcowskie było żądanie,»marzone w śnie i na jawie.»ojciec chciał w zięciu mieć sprzymierzeńca,»syna którego z mocarzy.»w ierzył, że ślubny liść twego wieńca,»1 dwa królestwa skojarzy.»więc szły turnieje, grzmiały biesiady,»jakich ten kraj nie pamięta.»słały swych synów króle sąsiady,»z za mórz zjeżdżali xiążęta.»1 dzielni byli to królewicze,»już sama przyznaj, tak szczerze.»nie? Ja-m ci tylko patrzył w oblicze,»kogo serduszko wybierze? atoiyma. WYBÓR POEZJI X. II. 9

136 130»Lecz tyś w zabawach milczała dumnie,»lub gorzkie rzuciła słowo.»swat każdy stawał radosny u mnie,»odjeżdżał gniewny, z odmową.»jam nad tą twoją troską wytrwałą,»myślał na jawie i we śnie.»całe królestwo mi posmutniało»włos mi pobielał przedwcześnie,»a już od -roku, jak ścięte kwiecie,»w oczach mi schnie twa uroda.»bóg widzi, w całym szukałem świecie,»czy kto pomocy nie poda?»lekarz-astrolog, w ziemi ni w niebie,»nie trafił na środki żadne.»a zcicha ostrzegł, że stracę ciebie,»jeśli twej troski nie zgadnę.»więc ci przyrzekłem, że tylko szczerze»wyznaj, a spełnię życzenie.»wyznałaś. Teraz, choć żal mię bierze,»nic z obietnicy nie zmienię.»gdy już tak bardzo serce cię boli,»gdy droższy nad życie tobie,»lepiej mi w porę wyrzec się woli,»niż widzieć me dziecko w grobie.^

137 131 Tak do swej córki, król białobrody, Przemawiał na złotej sali, Gdy pod krużgankiem co wiódł w ogrody, Dworzanie szepcąc czekali. Córka ze łkaniem do nóg mu pada, W zachwycie ściska kolana. Z sali, gdzie weszła smutna i blada, W ybiega rozradowana. Damy ciekawe patrzą jej w oczy, Wzrok zamieniają niepewny. Rycerskie grono za nią się tłoczy. Nikt nie poznaje królewny. Ta co od reku, biała jak płótno, Trwoźna jak ptaszę, gdy łowy Złamią mu skrzydło strzałą okrutną, Ledwie chód wlokła grobowy, Dziś, jak wskrzeszona! Przez lica chmurne, Szczęście w ytrysło rumieńcem. Tak powój chwyta grobową urnę, Aż całą pokrasi wieńcem. Oczy przetarli goście w ogrodach, Kiedy z tanecznej piosenki Zawodząc zwrotkę po białych schodach, Zbiegła poskokiem sarenki. 9*

138 132 Ta co siedziała nieraz, w warkoczach Niedoplecionych dzień cały, Dziś zapomniawszy praw dworskich, wr oczach Mężów i świty zdumiałej, Od jednej z panien, ruchem swawoli, W yrywa ręczne źwierciadko, I patrzy z boku, patrzy pow oli, Czy włos jej składa się gładko? Znagła, na trawnik rzuciła oczy. Tam był krzak róży. Psotliwa, Krzyknie, zielonjr płotek przeskoczy, Kwiat najpiękniejszy obrywa, I w warkocz wpina misterną szpilką. Ale, czy kwiat był za duży? Czy włos za ciężki? Dotknęła tylko, Spłynął na ziemię pąk róży. Po wonną zdobycz, jak w okrąg osi, Rzuca się koło młodzieży. Najchyżej skoczył, pierwszy podnosi, Astolf, najm łodszy z rycerzy. Niedawno wyszły z paziów orszaku, Astolf, młodzieniec ubogi, Zwykle pęk fjołków miał na szyszaku, Znak tajemnicy i trwogi.

139 133 W polu jej nieznał, ale na dworze Przemawiał zcicha i zrzadka. Wśród pań zdumionych, (zgniewanych może?) Snuł się jak m glista zagadka. Miał twarz łagodną, z oczy łzawemi; Uśm iech, co w szystkie łzy płaci. Gdyby serafin zeszedł ku ziemi, W takiej by zeszedł postaci. Zdobycz pochwycił, królewnie wręcza, Ze spuszczonemi oczyma. Ona się, patrząc, mieni jak tęcza... Dłoń przecie zamkniętą trzyma. Weszła na ścieżkę, siadła pod drzewem. On nieco przystanął dalej. W głębi, z jedwabiów i piór powiewem, Dworzanie w półkole stali. W ówczas dopiero, z ręki młodziana, Kwiat wzięła do obu rączek. Niby chce m ówić Czeka zm ieszana... Aż zwolna, wtykając pączek Między błękitne włosów opaski, Rzecze pół trwożnie, pół dumnie:»dziś, jam szczęśliwa! O wszelkie łaski,»można poprosić dziś u mnie.«

140 134 On podniósł głowę. Na twarz, purpura W ybiegła, podobna łunie. I znów posmutniał, jako gdy chmura, Krajobraz jasny zasunie.»do żadnej łaski«rzekł,«nie mam prawa,»to też nie proszę o żadną.«jak wryty stanął. Tak żeglarz stawa, Gdy w burzy, skarb rzuci na dno. Pyszna w swej zgrozie niby w djademie, Królewna słucha, co dalej? Patrzy nań długo. On patrzy w ziemię. I wirokiem się nie spotkali. Ach, gdyby nieraz jedno spojrzenie! Lecz po co skarżyć się marnie? Już m yśl zmieniła niepostrzeżenie, I zagadnęła figlarnie:»niech ja cóś powiem, odmowa zmięknie.»jeśli dostojeństw nie chcecie...»o nie! Tych niechcę.to bardzo pięknie,»lecz tyle-ż łask jest na świecie!»nadobnych panien nie brak na dworze.»moje wstawienie cóś znaczy.

141 135»Rycerz w ybierze Już wybrał może?»proszę o szczerość Inaczej Tu się zmieszała, płonie, twarz chyli. Astolf ją, rozbolałemi Objął oczyma. Czemuż w tej chwili W łaśnie patrzyła ku ziemi?»muszę się, pani! Udać w pokorę,»1 wyznać ż e... w koło tronu,»1 nie wybrałem, i nie w ybiorę,»1 serca nie dam do zgonu.«królewna wstała. Jak noc się chmurzy. Kwiat odszarpnąwszy od głowy, O ziemię ciska. Biedny kwiat róży, Ofiara wojny sercowej! Odchodzi. Ręką przytłumia tętno, Co pierś wzruszeniem roztrąca, Z czoła odgarnia burzę namiętną, I mówi uśmiechająca:»teraz, ja łaski żądam wzajemnie.pani! Rozkazuj, cóż m ogę?...»otóż rycerzu, z listem odemnie,»dziś jeszcze udasz się w drogę.

142 136»W góry, gdzie mieszka wróżka sędziwa,»co matką chrzestną mi była.»straszną się do niej drogę przebywa.»kto aż tam listy posyła,»musi je w ręce powierzyć pewne.«tu z lekkiem skinieniem głowy, Odeszła, szybko jak na królewnę, Do swojej wieży zamkowej. Dwór się w ogrodach rozpierzcha wszystek. On, wartą obchodzi progi. Wraca królewna. Oddaje listek,, Tłumaczy kierunek drogi. Skłonił się nizko. Już, znikł jej z oczu... Już, znowu jak płótno biała, Wbiega na wieżę, rwie włos w warkoczu, Wybuchła w płacz i omdlała. A rycerz idzie. Niebiesko marzy, 0 róży w królewskim sadzie. Listek przykłada do ust, do twarzy, 1 znowu za pancerz kładzie. Coraz barczyściej piętrzą się góry, Głębiej sinieją wąwozy. Po skałach wiszą świerki i chmury, Ze szczelin patrzy duch grozy.

143 137 Pod noc dopiero spostrzegł jaskinię, Ubraną w listne obwiązki. Poniżej, otchłań. Potok w niej płynie, A zamiast m ostu, pień wazki. Czerwony ogień w jaskini błyska. Tam się to kryć musi wróżka. Przebiegł po kładce. Obok ogniska, Siedzi prześliczna staruszka. W łos od białego jedwabiu gładszy. Uśm iech, młodzieńczych dni sięga. Lecz wzrok, wiekową głębiną patrzy, A lice, mądre jąk xięga. Srebrny saganek nad ogniem trzym a, I warzy w nim aromaty. Na szelest, gościa wita oczyma, Jakby go znała przed laty.»a to mi rycerz! Ni ptak ni ryba,»a przebył ten kraj urwisty.»cóż mi przynosisz? Mów-że. Już chyba,»od mojej chrześniaczki listy?«on oddał papier. Siadł na uboczu, A boli go zawiść skryta, Czemu jej pismo dla innych oczu? Ta czyta, lecz cicho czyta:

144 138»Mateńko! Prośby słuchaj łaskawie: Rycerz co list mój ci poda,»zowie się Astolf. Anioł to prawie...»waleczny dobry ach szkoda... Jedyna wada gasi zalety:»ten człowiek z nadludzką duszą,»taki nieczuły na głos kobiety,»że chyba czary go wzruszą.»jest ktoś na dworze mego rodzica,»co ufność położył we mnie.»kocha Astolfa pewna dziewica,»nie jest kochana wzajemnie.»ty m ożesz sprawić szczęście tej pary.»ukarz zimnego szydercę,»wywrzyj na niego największe czary,»zaklnij, i rozbudź w nim serce.»ja cię ukocham za to wieczyście,»1 wszystko co zechcesz zrobię.«był jeszcze drobny przypisek w liście:»dziś, męża wybrałam sobie.»kogo? Nie powiem aż później może.»mój ojciec, ach któż wysłowi»jak dobry? W olność dał mi w wyborze.»opowiedz to Astolfowi,»1 napisz, (proszę o prawdę szczerą,)

145 139»Jak przyjął twoje zwierzenie?»a ja ci matko, wówczas dopiero,»mego przyszłego wymienię.«czyta staruszka. Wraca oczyma, Rozm yśla nad każdą głoską, Papier ogląda, przed ogniem trzyma. Godzina tak mija z troską. Tymczasem rycerz, marząc o róży, Na kamień opuścił głowę. Młodość, zaduma, i trud podróży, Zesłały mu sny różowe. W idzi to wróżka. W ęgle z ogniska, Sypie na trzy kadzielnice, Krople wonności na żar wyciska, Trzykroć okadza mu lice, I trzy wszechmocne zaklęcia szepce. On rwie się i jęczy we śnie, Jak, czując larwę przy swej kolebce, Dzieciątko kwili boleśnie. Dziwi się wielce wróżka stroskana, Tym czarów niezwykłym skutkiem. Czuwa. Aż Astolf ocknął się z rana. W stał inny. Już nie z tym smutkiem, Co jakby xiężyc świeci łagodnie. To rozpacz! Pół obłąkania!

146 Oczy się iskrzą jak dwie pochodnie, Uśmiech jak sztylet rozrania. Otchłań wie jedna co się tam działo, Lecz otchłań nic nie opowie. Tylko dwa głosy szemrzą pod skałą, Zlane w kipiącej rozmowie. Czasem się mocniej ozwą pogróżki, Lub jęk co serce rozrywa. Słychać kojące błagania wróżki. Pi óżno! Choć taka sędziwa, Nie zna już rady na jego m ękę, Ociera łzę brzegiem rąbka. Teraz, coś pisze. Bierze na rękę, Dar od królewny, gołąbka. Uczony pieszczoch sam szyjkę daje Pod jarzmo, i już szeleści; Leci na znane królewskie gaje, Unosząc kartkę tej treści:»wielkie się, córko, nieszczęście stało.»wierząc w twój list i nagany,»jam nań wywarła moc czarów całą,»a on był ju z zakochany.»to jakbym w ogień lała oliwę,»truciznę dała strutemu.

147 141»Teraz, ty czary zwalcz nieszczęśliwe.»ty jeclna możesz! A czemu?»jeśli twe serce nie jest z opoki,»odgadniesz co nie dopowiem.»lecz spiesz się Astolf, jeden dzień zwłoki,»przypłaci życiem lub zdrowiem.»gdy mu doniosłam ach piorun z nieba,»wierz m i, nie byłby straszliwszy.»są córko rzeczy, których nie trzeba»w ymówić, nie dokończywszy.»mnie się najmilsze dom ysły śm ieją...»może cię zgadłam królewno?»ale go nieśm iem łudzić nadzieją,»dopóki nie wiem na pewno.»więc gdy przeczytasz, nie wątp na nowo,»nie zw lekaj W chwili tej samej,»pisz przez gołębia, choć jedno słowo!»my na to imię czekamy.«wielką jest chyżość ptasiego lotu, Ale i droga daleka. Truchleje wróżka, jak on powrotu Doczeka? I czy doczeka?»dobra ty wróżko! Mnie w myślach ciemno...»gdzie tu odetchnąć swobodniej?»powiedz m i, czy się co stało ze mną?»ach, wiem już! Odszedłem od niej.

148 142»Przez to mi tęskno, przez to mi gniewnie.»sam się dziś poznać nie mogę.»inny ja byłem przy mej królewnie!»po co wysłała mię w drogę?»aha! W ysłała mię tu z litości,»abym własnemi oczyma»nie widział godów, i uczt, i gości,»1 tego co dłoń jej trzyma.»ach, tylko pom yśl, trzyma tak blisko,»ustami dotyka m oże...»zbrodniarz! Niech tylko wiem to nazwisko,»a mieczem w pył go położę. >Bądź-że roztropny. Czekaj cierpliwiej.»rycerz, a zwalczyć nie umie»samego siebie? Astolf mię dziwi,»zapomniał o męzkiej dumie.ha! Cóż mi teraz duma pomoże?»za długo milczałem dumnie.»pójdę się ukryć w jakim klasztorze,»niech żywcem kładą mię w trumnie.zawsze dość czasu kryć się w klasztorze.»jeszcześ nie stanął przy kresie.»gołąb niedługo w róci, i może»wieść pocieszenia przyniesie?«

149 143»Mnie nie pocieszy imię niczyje!»odejdę ja w kraj daleki,»bo gdy się dowiem, to ją zabiję,»1 duszę zgubię na wieki.«mówiąc ucieka. Godziny całe, Miecz siecze na każdem drzewie, Głową uderza o każdą skałę. Wróżka co czynić już niewie?»nie stój rycerzu tam nad otchłanią,»nie rób z urokiem jej próby.»otchłań jak miłość: długo patrz na nią,»a wciągnie cię do zaguby.»pójdź lepiej ku mnie; muszę ci dowieść,»że koniec dzieło uwieńcza:»oto ci z xięgi przeczytam powieść»pod nazwą: Wierność młodzieńcza, Ledwie staruszka czytać zaczyna, On krzyknął, i wstał. Przez blaski Czystego nieba, leci ptaszyna, A końce modrej opaski, W iszą pod szyi tęczowym śniegiem. W yskoczył Astolf z jaskini, Wbiega na kładkę, sądzi że biegiem

150 144 Ptakowi pędu przyczyni. Rozpaczny zawrót siadł mu na czole, Skroń tętni, oko się mroczy...»to gołąb!«woła.»o nie! Ja wolę»niewiedzieć!«i zakrył oczy. Gołąb przyleciał do pani swojej. Ta bieży, list w ręku trzyma.»astolfie! W liście twe imię stoi!< Gdzie Astolf? Nigdzie go niema. Jeszcze się kładka mocno k ołysze... W idać, szedł tędy przed chwilką.»astolfie!«w szystko zapadło w ciszę. Ktoś huknął? To echo tylko. Wróżka obiega ustronie całe, Powraca nad brzeg otchłani. W pół góry, widzi sterczącą skałę, I coś lekkiego drży na niej. To zdarta kita wisi bezładnie, Jest i pęk fjołków u pióra. Ale co niżej? Ach któż odgadnie? Tam otchłań jak noc ponura. Próżno i patrzeć W pianę rozbita Fala, już wszystko uniosła.

151 145 Wróżka zmartwiała, i tylko pyta Co włoży pod skrzydło posła? Że w żadnym razie cios nie om yli, To jedno przeczuwa pewnie, Ale się waha aż do tej chw ili, Czy ma napisać królewnie, Że kochał inną, zimny był dla niej, I wolał w obce pójść kraje? Czy, że ją kochał, i śpi w otchłani? Co straszniej? Jak wam się zdaje? DEOTYMA. WYBÓR POEZJI X. II 10

152

153 SŁONECZNA KANTATA N A C Z T E R E C H SE T N Ą R O CZNICĘ URODZIN MIKOŁAJA KOPERNIKA * 1 0

154

155 CIENIOM M A T K I M O J E J MAGDALENY Z ŻÓŁTOWSKICH ŁUSZCZEWSKIEJ K T Ó R A P O D A Ł A M Y Ś L I ŚR O D K I DO W Y K O N A N IA P IE R W SZ E G O PO L SK IE G O P R Z E K Ł A D U D ZIEŁ MIKOŁAJA KOPERNIKA.

156

157 P R Z E G R Y W K A. Na święto prawdy schodźcie się narody! Serca jak dzwony grzm ią jubileuszem. Choć przez dzień jeden, śpiewajcie chór zgody, A ja wam koryfeuszem. Ja? Zkąd mi prawo do tak wielkiej chwały? Laurowa hardość u nikłego kwiatka! Poti ójne prawo z kolei mi dały: Ludzkość, ojczyzna i matka. Pierwsze, z was każdy ma na równi ze mną. Drugiem się dzielę z Polkami wszystkiem i. Ale o trzecie walczyć wam daremno, Ja jedna je mam na ziemi. Matko! Ty gwiazdo, co sierocie znika, Czemuż nie dano Ci dożyć tej chwili? Ilu czcicieli dziś jest Kopernika, W szyscy-by Ciebie uczcili.

158 152 Na dziele jego Twe imię zostało, Oba się zrosły jak pomnik z powojem. I jeśli lecę ku słońcu tak śmiało, To tylko pod skrzydłem Twojem.

159 SŁONECZNA KANTATA. OPOWIADANIE. Był młodzieniec. W śród pokus szedł tak nieska- [żenie, Że gdzie stopę zatrzymał, rosła lilja biała. Ludzie rzadko na niego zwracali wejrzenie, Ale wyższa istota go umiłowała. Mówią, że tą niebianką była Prawda sama. Rzadki gość między ludźmi, córa lepszych świa- Oblubieńca wybrała z rodziny Adama, [tów, 1, o cudzie! z niebieskich zeszła majestatów. Młodzian, patrząc na gwiazdy, miał złote widzenie. Ujrzał światło, usłyszał słowa tajemnicze:»spojrzyj na mnie! Ten tylko co mię nieskażenie»przechował w duszy własnej, ujrzy me oblicze.«spojrzał. Świat mu się zmienił. Pod blaskiem Jej [oczu, Zobaczył świat, nie takim jak go ludzie tworzą,

160 154 Lecz ja kim jest. W błyszczącem stworzenia przezroczu, Dopatrzjd jak w źwierciedle odbitą m yśl bożą. Była to chwila jedna. Lecz za wieczność stanie. Komu Prawda raz w duszy otworzy powieki, Ten w szystko rzuci, śmierci pójdzie na spotkanie, Byle jeszcze ją ujrzeć! To miłość na wieki. Widzenie blednie Młodzian wyciąga ramiona.»w jednej chwili pokochać, i stracić w tej samej?»lepiej było cię nie znać! Wróć się, ubóstwiona!»mów przynajmniej, czy jeszcze kiedy się spotkam y?młodzieńcze! Raz mię ujrzeć ziem skiem i [oczyma,»jest-to w ludzkiej wielkości dojść najwyższej [miary.»chciałbyś jeszcze mię widzieć? Przejdź twą [mękę! Niema»Nagrodzeń bez zasługi, zasług bez ofiary.»a najlepsze męczeństwo, nie to co najkrwawsze,»lecz to co nieuznane. Dla mnie, pod tern słońcem,»wyrzeknij się w szystkiego. Jeżeli przed końcem»nie upadniesz, powrócę! I to już na zawsze.«grzmiąc po nieskończoności, słowa ucichały W idzenie się gwiazdami rozpłynęło w niebie.

161 155 i Młodzian wstał, ale inny jakby zmartwychw stały. Ukochał nieśmiertelną już się zaparł siebie. Odtąd na życie spojrzał jako na czas próby, Przywdział szaty duchowne, i nietylko szaty: Żył jak duch. Młodość swoją skuł twardemi [śluby. Świat już tego nie wabi, kto zrozumiał światy. Tknięty ogromem cierpień co ludzi druzgoce, Zaczął szukać w przyrodzie zdrowodawczych [cudów; Ze xiąg Hipokratycznych zbadywał jej moce; Wędrowiec, pośród obcych wyśledzał je ludów. Kolejno wypytaw szy narody i wieki, Wrócił nad Wisłę, osiadł w miasteczku ubogiem, Tam własnemi rękoma przyprawiając leki, Rozmawiał z prostaczkami, albo milczał z Bogiem. Cisnęły mu się rzesze u okien i bramy. Gdziekolwiek jęczą chorzy, gdzie nieszczęśni pła- [czą, Tam schodził i rozdawał podwójne balsamy: Lekarz, walczył ze śmiercią, a kapłan, z roz- [paczą. Zachwycony swojego Widzenia obliczem, Niemiał oczu dla Ewy, mijał w szystkie kwiaty.

162 15«Sam nawet ząb potwarzy, niewstrzymany niczem, Nie odważył się szarpnąć kraju jego szaty. Ilekroć głos narodu zawołał nań:»synu!«gwiazdą obywatelską przyświecał do zgody. Obecny, gdy żądano rady albo czynu, Znikał, gdy rozdawano dostojne nagrody. Ach, bo drżał, że utraci od Niej nagrodzenie! Wolał do Jej powrotu być bezpłatnym sługą. Tak przez Polskę do Nieba szedł niepostrzeżenie, Miłością tej ojczyzny w ysługując drugą. CHÓR RODAKÓW. N iegdyś, za wozem tryumfatora, Stąpała jego rodzina. Przyszła na światło tryumfu pora! Lud polski pochód zaczyna. Lud to na ziemi w siłę ubogi, Ale w niebiesiech bogaty. Z drogi, narody zawistne! Z drogi! Niesiem łzawnice i kwiaty. Nasza to ziemia dała mu życie, Pogrzebion w ziemi tej samej. Puśćcie nas pierwszych! Wy go wielbicie, A my w nim brata kochamy. )

163 OPOWIADANIE. Tak spędzał dnie. Co wieczór, nad szumną otchłan ią, Otwierał wszystkie ganki schludnej swej komnaty, Z trzech stron oblanej morzem, i czekając na Nią, Jak w ową noc pamiętną, wpatrywał się w światy. Pytał o nie Chaldeów i Ptolomeuszów. Ich odpowiedź, zwikłana była i nieśmiała. I dziwił się, że praca największych genjuszów, Tak nieudolne dzieło Bogu przyznawała? Jednak pamiętał, (czego niemogli znać oni!) Że gdy przed nim Widzenie przepływało złote, W całej budowie świata, jasno jak na dłoni, Dojrzał najwyższy objaw boskości: prostotę. Postanowił ów obraz, co mu tkwił w pamięci, Liczbami wypróbować, i cud wyszedł z próby. Na wzór kół, gdy dłoń biegła sprężynę nakręci, Jemu w zegar Kosmosu wchodziły rachuby. Pod miarą i pod wagą prawa światom kreśli, Te strąca, te wywyższa, tamtym bieg odmienia. Aż Bóg powtórzył:»stań się!«i z człowieczej myśli, Świat cały takim wyszedł, jakim w dzień stworzenia.

164 158 Odetchnął mędrzec. W xiędze zaklął swe odkrycia, Lecz xięgę ukrył. Chwały lękał się jak zbrodni.»wszak«mówił»ona wróci, jeżeli za życia»wyrzeknę się w szystkiego, nawet chwały od [Niej?«I co noc czekał, czekał na drugie Widzenie. Lecz tylko gwiazdy lśniły, i Bałtycki nawał Bił o wieżę. A lata szły niepostrzeżenie. Młodzieniec stał się mężem, mąż siwym się stawał. Jednej nocy posm utniał Może aż za trumną, Ma się dla niego spełnić obietnica luba? Spojrzał na swoją przeszłość, i z radością dumną Zawołał:»Mogę umrzeć! W ytrzymana próba.»kto raz w życiu, (szczęśliwy! Z wszystkich najszczęśliw szy!)»miał Objawienie Prawdy, do śmierci ją goni,»ale Jej nie posiądzie, aż śmierć zwyciężywszy.»ona raz przyszła do mnie, teraz mnie iść do Niej.«A gdy uczuł gasnącą gwiazdę swego życia, Pomniał na skarb, co po nim ludzkości zostanie, Mdlejącą ręką xięgę wydobył z ukrycia, Oddał ją między ludzi, i wstąpił w konanie. Raz jeszcze się obejrzał z grobowego progu: Ujrzał blask swojej xięgi nakształt wschodii [słońca.

165 159 Potem oblicze duszy obrócił ku Bogu, I zapatrzył się w Prawdę widzeniem bez końca. CHÓR NARODÓW. Klęknijmy w szyscy do koła grobu. Chorągwie, bijcie pokłony! Grobowcem jego krąg cały globu, Przez niego w rozpęd puszczony. Rozwarł nam oczy z xiąg rozwiał pyły Aż przesąd uciekł pobladły. Mistrze co przed nim niebem rządziły, Jak bogi fałszywe padły. Mistrze co po nim dobiegły celu, To pchnięciem przez niego danem. W świątyni wiedzy kapłanów wielu, Ale on, Arcykapłanem. OPOWIADANIE. Umarł, i w iek po wieku grzmi jubileuszem. Sto rzek dwojących gwiazdy, W iśle go zazdrości. Umarł? Nie! Dwakroć żyje. Kto Cnotę z Genju- [szem, Ześlubił w sobie, zdobył dwie nieśmiertelności.

166 1 6 0 Prawda odnosi tryumf! Jako błyskawica Obiega całe niebo, noc fałszu pochłania. Nie braknie jej niczego co serca pochwycą, Nawet użyźniających burz prześladowania. Aż ludy się zdobyły na Święto światłości. Ach, gdy światłu niesiecie chorągwie i kwiaty, Niech-że i w sercu waszem na dłużej zagości! Idźcie po ziemi zgodnie, jak po niebie światy. CHÓR ŚWIATÓW. Baczność! Na krwawej planetce małej, Dziś gniewnych nie słychać głosów. Bezbronne ludy skroń poschylały, Przed Prawodawcą niebiosów. Ziemia pod stopą, słońce nad czołem, Spojrzenie jak wieczność ciche. Takim Kopernik. On Archaniołem, Co ziemską zwyciężył pychę. Któżby uwierzył? To nikłe plemię, Tajemnic boskich docieka! Ile Kopernik poniżył ziemię, Tyle w yw yższył człowieka

167 TRZY RÓŻE. W gęstwinie straciwszy dróżkę, Dziewczę wybiegło na wzgórze. Tam cudną spotkało wróżkę, Co w ręku niosła trzy róże. Jedna z tych róż była biała, Białością która tak m yli, Że lilją się wydawała. Biała jak czoło Sybilli. Druga, prześlicznie różowa, Gdy płaszcz stulistny roztoczjr, Przygarnia serca i oczjr. Prawdziwa kwiatów królowa. A trzecia, żółto-gorąca, Kielich, gdzie wre złoty trunek, Burzy krew i m yśl zamąca, Jak Bachantki pocałunek. DEOTYMA. WYBÓR POEZJI. X. II. 1 1

168 Dziewczę patrzyło i stało. Drży i za serce się trzyma. Wróżka objęła ją całą, Powłóczystem i oczyma.»czemu«zapyta»o dziecię,»patrzysz z zazdrością ponurą?»dałabyś w szystko na świecie,»za jedną z tych róż, lecz którą»trzy losy w różach przynoszę:»żółta, to kielich przeklęty;»»na dnie jej, zatrute męty;»»leez daje takie rozkosze,»»że niejedna je zamienia»»i za wieczność potępienia.»jeśli wybierzesz różową,»»na dolinach rozkwiecona,»pójdziesz, z koroną nad głową,»»ale z cierniami u łona.»»będziesz w pełni córką ziemi,»panią ziemi, z jej wszystkiemi»cierpieniami i szczęściami.» Tknięcie tej róży nie plami»jak żółtej, lecz nieraz boli.»będziesz królową w niewoli.»jeżeli wybierzesz białą,»zrzeknij się ziemskich uroków.

169 163»Droga twoja pójdzie skałą,»wśród przepaści i obłoków. Wyżej nad walki żywiołów,»będziesz kwitła dla aniołów.»lecz niechaj cię zbyt nie trwoży,»ten chłód samotności bożej.»czasem orzeł zaszeleści,»promień ci przyniesie wieści.»patrz: między listki białemi,»tam, na samem dnie się chowa,»jedna cęteczka różowa,»ostatnie wspomnienie ziemi.«tu wróżka w ściągniętej d łoni, Podaje dziewczęciu kwiaty. Dziewczę się trwoży i płoni. To nie trzy róże, trzy światy! W ybierać! Potężne słowo! Niewiem co dziewczę wybrało? Już ja-bym wybrała białą, Ale tę z cętką różową *

170 NIEŚMIERTELNIK. Niema barw ni aromatów, Odosabnia się od gminu, Arcykapłan w państwie kwiatów, Nieśmiertelnik, brat wawrzynu. Umaczany w glorji złotej, Z ascetyczną, bladą cerą, On jest świętym kwiatem cnoty, Co rozkwitnie tam dopiero. Póki wiosna tęcze kładzie, Na zielonym swym warkoczu, Nikt, w jej rajskim chodząc sadzie, Nie zatrzyma na nim oczu. Ale zima ścięła kwiaty, I marzenia omyliły,

171 165 I sam wawrzyn useclił z laty, A on stoi u m ogiły. Stój, samotny i daleki, By się ludzie dom yślili, Że co jaśnieć ma na wieki, To nie może lśnić dla chwili

172 DWA POKOLENIA. PIEŚŃ STARCA. Coraz rzadziej na mnie woła, Głos mi znany albo miły. Coraz gęściej do okoła, Rozrastają się mogiły. Trudno w pośród nowych ludzi, Nowych szukać mi przyjaźni. Starodawna pieśń ich nudzi A mnie, nowa pieśń ich, drażni. Oni dla mnie dziwni tacy! Świat choć gwarny, jakiś niemy. Czy w zabawie, czy przy pracy, Tylko wpół się rozumiemy. A jednakże i z nowemi, Nie zerwałem ja przymierza. Ach, na imię wspólnej ziemi, Serce równo nam uderza!

173 167 I choć w dawnych lat powieści, Wspomnień mych nie rozumieją, Kiedy dotknę strun boleści, Rozumiemy się nadzieją

174 PIEŚŃ WIECZORNA. Kiedy starsi mi na życie, Dali rady i przestrogi, W świat puściłam się o świcie, Zamyślona, lecz bez trwogi. Czułam zdała, że mię czeka, Więcej burz niżeli słońca, Ale droga tak daleka, Wydawała się bez końca. Byle rzekłam mieć wytrwanie, A w niezmiernej tej podróży, Lat i sił na w szystko stanie, Pracą wszystko się wysłuży. Ci co wiedli kroki moje, Nie zostaną zawiedzeni. Zimę życia ich, ustroję W bujny owoc mej jesieni.

175 169 A co maków, co bławatów, Przy gościńcu narwę sobie! Cały snopek ziarn i kwiatów, Pozostawię na m ym grobie. Jak dziś widzę, czas się liczy, Na godziny, nie na wieki. Ledwiem weszła w dzień zwodniczy, Już mój wieczór niedaleki. Nazbierałam setki wiązek; Lecz się zbliska pokazało, Więcej zielska niż gałązek Dużo ciernia kwiecia mało. Nie utrzymać ich już w ręku! Więc wyrzucam je po drodze, I z wielkiego niegdyś pęku, Do tych kilku kwiatków schodzę. Czasem, kłos tam zamigoce, Jagodowa kiść wyrośnie. Miłe oczom te owoce, Lecz spożywam je żałośnie. Bo nie dzielę już ich z temi, Z kim dzieliłam dnie majowe.

176 170 Już pół serca mego w ziemi, I o drugą drżę połowę. I to jednak co zostało, Złoci zachód mego słońca. I niech wiązka będzie małą, Byle donieść ją do końca

177 XIĘŻNA SZLĄZKA I KRÓLOW A POLSKA. W IE R SZ N A P I S A N Y D O N IĄ Ż K I Z B IO R O W E J POD NAZW Ą»ZIARNO«WYDANEJ W WARSZAWIE W 1880-M ROKU N A D O C H Ó D S Z L Ą Z A K Ó W N A W IE D Z O N Y C H G Ł O D E M. Święta Jadwiga, kobiałką miga, Ukrywa ją pod purpurę. Do Matki Boskiej, do Częstochowskiej, W ędruje na Jasną górę. W obec ołtarza, twarz jej wyraża, Gorące prośby i smutki.»królowo nieba! Co miałam chleba,»rozdałam, i kosz puściutki.»ach, co ja zrobię? Nadzieja w Tobie!»Gdy przyszła godzina czarna,»każ Twej czeladzi, niechaj zaradzi, Niech mi dosypie tu ziarna.«lecz Monarchini, która w świątyni, Świeci perlistą sukienką,

178 Patrzy surowo, potrząsa głow ą, Odmowny znak daje ręką.»moja kochana, nie przyszłaś z rana,»niewczesna z ciebie kwestarka. Ilekroć u mnie, pusto jest w gumnie,»ty nigdy nie dasz i ziarka. Gdy we frasunku, szukam ratunku,»to cię nie widzę na oczy. A gdy u ciebie, zbraknie na chlebie,»twój ludek do mnie się tłoczy? Pójdź za jałmużną. Lecz pójdziesz próżno,»dostatek i u mnie rzadki.»bardzo się boję, że dzieci moje,»wyprą się twojej czeladki.«xiężna Jadwiga, mocno się wzdryga, Na słowo takiej pogróżki. Łzy ciche łyka, i Jezusika, Pokornie całuje w nóżki. '»Ach, w tern Dzieciątku, w tern Krółewiątku,»Niech będzie za mną przyczyna!»wszak Matko wiecie, że i ja przecie,»dla krzyża oddałam syna?»wszak ten kochany, gromiąc pogany,»życie poświęcił, za kraje,

179 173»Nietylko moje, ale i Twoje?»Taki dług, wiecznym zostaje.słuszne te słowa.«rzecze Królowa.»Tak! Teraz ja cię obronię. >W imię Lignicy, wstańcie dłużnicy!»otwórzcie serca i dłonie.«i pod królewski swój płaszcz niebieski, Sama, cudowna kwestarka, W ziąwszy kosz próżny, zgarnia jałmużny. Drobne, lecz zbierze się miarka. Bo miłość z nieba, pięcioro chleba, W tysiące rozmnożyć zdoła. Święta Jadwiga, pełny kosz dźwiga Na Szlązko wraca wesoła

180 ORSZAK POGRZEBOWY. NA CZTERECHSETNĄ ROCZNICĘ ŚMIERCI JANA DŁUGOSZA. Dawno to było, przed czterystu laty. Dzwony zabrzmiały przy pamiętnej trumnie; Umarł Jan Długosz. Za marami, tłumnie, Szedł orszak, w żywe świadectwa bogaty. * Szło duchowieństwo cnotodajne, w którem On jaśniał, czysty a mocny jak djament. Szła Akademja, której, trzeźwem piórem, Przekazał wieków testament. Szli królewicze z orlemi podloty, Gniazdo wyborne, gdzie mistrz doskonały, Dla przyszłej kraju radości i chwały, W ypielęgnował wiek złoty. Szli dostojnicy, z któremi, bez skazy, Pracował w twardym, społecznjun zakonie.

181 175 I szli ubodzy, którym tyle razy Kładł skarby w dusze i dłonie. * * A w samym końcu, już po-za w szystkiem i, Szła jeszcze jakaś nieznana niewiasta. Nie była ona ni z wioski ni z miasta, Nie była z nieba ni z ziemi. Mdłe ją, bezbarwne owiewały szaty; Na twarzy miała tajemną zasłonę, A w kraju płaszcza niosła liść i kwiaty, Lecz jeszcze nierozwinione. Gdy gwar współczesny mącił się przy trumnie, Gdy żółta zawiść syknęła z uboczy, Lub obojętność odwróciła oczy, Ona się tylko uśmiechała dumnie, Na ludzkich sądów zmienność i ułomność. Sama milczała. Szła ciągle najdalej. Nikt jej tam nieznał. Niektórzy szeptali, Że jej na imię: Potomność. * * Dawno to było, przed czterystu laty, Jak za tą trumną wyszła nieznajoma. Przez cztery wieki splatała swe kwiaty, Aż dziś dopiero, naszemi rękoma,

182 176 Przystraja cichy grób dziejopisarza. Późno uwieńcza potomność daleka, Ale im dłużej swe sądy rozważa, Tern nieomylniej orzeka

183 PIEŚŃ CZŁOWIEKA STRAPIONEGO. Gdy się martwię, gdy się trwożę, Bo mi ciężko na tej ziemi, Nieraz m yślę, o mój Boże! Ozy to tak jest ze wszystkiem i? Znałem ludzi dosyć dużo, A każdemu się zdawało, Że to innym losy służą, Tylko jemu Bóg dał mało. Jeden dostał mało chleba, Drugi niewie co to zdrowie, Trzeci niema wiary z nieba, Czwarty płacze, a nie powie. Kiedy każdy, swej niedoli Przypatruje się i dziwi, Kiedy coś każdego boli, No, więc w szyscy nieszczęśliwi? PEOTWA. WYBÓR POEZJI X. II. 1 2

184 178 Świat, jak mówią ludzie starzy, Szedł od wieków tym porządkiem. Zkądże mnie się szczęście marzy? Za cóż ja mam być wyjątkiem? Krzyż na ramię brać, i dalej! Grzechem zazdrość lub sarkanie, Kiedy w szyscy krzyż dostali, I Ty sam go niosłeś Panie! 1880.

185 CUDOWNA STAJENKA. D O BR Y M LU D Z IO M N A K O L Ę D Ę. Gdybyś ty częściej, kochany człowiecze, Zaglądał w czyste sumienia okienko, Tobyś dopatrzył, (co na to świat rzecze?) Że i ty jesteś cudowną Stajenką. Bóg chce koniecznie narodzić się w tobie, Do twej małości przykrawa się wzrostem, I oto został Dzieciąteczkiem prostem, W twojej się duszy położył jak w żłobie. Twardy to żłobek, z kamienia. Aż smutno Czemże go wysłać? Duszyczkę ubogą, Nie stać na jedwab, ach! ani na płótno. Chyba jej chęci policzyć się mogą. Te dobre chęci, to ździebła znikome, Lecz i ze ździebeł przygotuj usłanie, A Bóg się wdzięcznie uśmiechnie i za nie, Chlebem żywota zapłaci za słomę. 12*

186 ISO A potem u waż i miej to na oku, By uwiązane u drabin bydlątka, Niebacznym zębem nietknęły Dzieciątka, I duchownego nie zjadły obroku. Bo jest bydełko i w twojej stajence; O! Jest go więcej niż tam w Betleemskiej. Są namiętności i żądze zwierzęce, Które zdradzają pierwiastek twój ziemski. Wprawdzie i zwierzę to boskie stworzenie, Sprawiedliwości domaga się naszej. I żądza, w jarzmie trzymana uczenie, Ma swoje prawa do życia i paszy. Niechże więc jedzą osiołki i wołki, Niechże u żłobu nakarmia się ciało, Lecz tylko tyle, aby z tej podściołki, Cóś i dla Boga przecie pozostało. Bo jeśli żłobek wypróżnisz do denka, Zsinieje nagle Dziecina różowa. W kamiennej duszy Bóg się nie odchowa, I pustką stanie cudowna stajenka. 24 grudnia 1883.

187 POD N I E B I E S K Ą CHORĄGWIĄ.

188

189 uż wieczór. Mrzy w powietrzu lodowata rosa. Na łąkach się i w sercach powarzyły kwiecia. Słońce naszego stulecia, Nie jak czoło koronne, lecz jak rudowłosa, Śmiertelnie blada, Głowa ściętego, gdy do kosza spada, Mdłe, bez prom ieni, Zatacza się na chmury katowskiej czerwieni. Panie! Strasznem obliczem grożą Twe niebiosa! Duszo zwiń pióra. Gdy nieba cię trwożą, Zestąp na ziemię. Wszak i ziemia bożą? Tu cię już nie dościgną postrachy krwawemi, Widma obłoczne. Spojrzę ku ziemi. Oczami przy niej odpocznę. Niechaj huragan po niebiosach pędzi, Chwycę się, jak tonący, jej mocnych krawędzi.

190 184 Spojrzałam i struchlałam. Co się z ziemią stało? Już i na ziemi niema jednej piędzi, Gdzie możnaby stąpać śmiało. To nie sen. Przywidzenie oczu mych nie mami, Grunt się usuwa pod nami! Tu wydęte łono wznosi, Tam zaklęsły, drży i pęka, Jakby go mięła niewidzialna ręka. Panie! Czyż Twoja ziemia obsuwa się z osi? Na skale pieśni stojąca, Wpatruję się z wysoka w ten ocean suchy, Co gra z łupiną ziemską i dzieje zamąca. Patrzę, a sercem słucham. Huk daleki, głuchy, Na niezmiernych padołach ziemskiego wygnania, Falami się rozbałwania. Czy wojsko larw ułudnych i tu mię dogania? O! Teraz to już nie duchy. Rozeznaję żywe ruchy, Ludzkiego stąpania. Idą. Jeszcze nie przyszli, już po brzegach drogi, Kometowemi płachty ciągną się pożogi, Z bezimiennych wulkanów pryskają wybuchy,

191 185 Miasta idą w puchy, Na gwałt jęczą dzwony. A stąpanie się zbliża, straszliwe, tętniące, Jak Apokaliptycznej rozpęd zawieruchy. Już idą. Już się roją. Pędzi tłum szalony. To nie krocie ni tysiące, Ale miljony. Patrząc na świat z ukosa źrenicą zawisną, W jednej garści, chciwie cisną Kałem obryzgane złoto, W drugiej, pożądliwie wznoszą Kielich, nalany burzącą rozkoszą. Idą skacząc, i wyjąc, i bluźniąc. I oto, Gdzie przeszli, gruzy leżą i porasta puszcza. Lecz na znak dany z góry przez milczące wodze, O dziwo! Pijana tłuszcza, Kładzie palec na usta, groźne oczy spuszcza, I wydaje się falą zatrzymaną w drodze, Od gruzów nieruchomszą, od pustyni cichszą. Tylko nad ich głowami sztandary się wichrzą. Każdy sztandar o tle krwawem, O haśle złowrogiem, Szumi szyderczym podmuchem:

192 186»Precz z własnością. Precz z prawem.»precz z rodziną. Precz z duchem.»precz z ojczyzną. Precz z Bogiem.«Kto niesforne pierwiastki przeczącej potęgi, Wziął w takie twarde zaprzęgi, Że splecione, zawsze razem Bronią się myślą, słowem, złotem, i żelazem? Serce noszą zamknięte na potrójnej kłódce, I pod miecz oddadzą szyję, A nie wyjawią, co w tern sercu bije? O! Mają oni strasznego przywódcę. Nie idzie on po ziemi, iecz nad ziemią nieco, W błyskawicowym wozie, stu-smokowym cugiem, Jedzie, i nad ludzkością wywija kańczugiem. W licach jego przepysznych, dziwne błyski świecą. Ach, wszak to najpiękniejszy niegdyś był z anio- [łów? Gwiazdy się w nim kochały, słońca przy nim bla- [dły. Dzisiaj, wódz przepotężny niszczących żywiołów, Anioł upadły.

193 187 Z jego dawnej korony klejnoty wypadły, Ale jeszcze została oprawa przepaski, Ach, i temi to odblaski, Tem wspomnieniem o niebie, tym żalem po niebie, On nieszczęsne dusze ludzi, Oczarowywa i ludzi, I zawrotnie olśnione, przyciąga do siebie. Przyrzeka im już tutaj niebieskie rozkosze, Miłość z wolnością, mądrość z bogactwem i wła- Przynęty sypnie potrosze, [dzą. A gdy mu się zaprzedadzą, Kiedy zmarnują wiek długi, Na krwawe jego w ysługi, Roześmieje się szyderca, Da im, hańby znak na czole, Taki niesmak na dnie serca, Który nicestwu zazdrości, I najstraszliwszą niewolę, W kajdanach usypianych z ogniw namiętności. Nigdy go właśni jego nie widzą żołdacy. Mroczy go chmura, jak zwątpienie długa,* Czarna, jak rozpacz bezowocnej pracy. Ludzie czują go tylko po iskrach kańczuga. Nieraz młodsi czartowie pytają go:»panie!»czemu cię wiecznie kryje ta mgła tajemnicza?

194 188»Nie chcesz-że nędznym ludziom ukazać oblicza?»niech czołem ci uderzą. Jawnym rządź rozkazem,»albo źle się stanie.»ach, ty chyba nie wiesz, panie!»wszak oni przeczą i ciebie?»przeczą ślepi, choć sami są twoim obrazem!»dzieci! Miałki sąd was myli.»gdyby we mnie uwierzyli,»uwierzyliby zarazem»1 w tamtego tam na niebie.»niech do czasu igrają dwusiecznem żelazem,»niech m yślą że świat wiodą własnemi rozumy.»nikt lepiej mi nie służy jak ci co mnie przeczą.»ze wszystkich sm yczy na sforę człowieczą,»najbezpieczniejsza, sm ycz dumy.»kiedy pociągam obrożę,»mędrek szyją pokręca i głowę zadziera,»sądzi, że cóś dla siebie upolować może,»a nie wie, że 011 tylko jest psem Lucyfera.«Iluż ich się tam ciśnie! Huzia za zdobyczą! W szystkie ręce szukają, wszystkie gardła krzy- [czą:»gdzie szczęście? Daj-że to szczęście!«

195 189 Idą na stratowanie, na noże i pięście, Byle choćby przez chwilkę uczepić się wozu, Gdzie xiąże tego świata jedzie niewstrzymanie. Czyżby już wszyscy, w szyscy mieli przejść, o Pa- Do wrogów Twoich obozu? [nie? Nie! Płonna trwoga. Są jeszcze serca czyste i tęskniące duchy, Które Twego rydwanu wypatrują w niebie. Te, nie przechodzą do wroga. Do wroga nie przechodzą, lecz idąż do Ciebie? Gdy tamte pędzą szalenie, Nabijają się w bryły, wiążą się w łańcuchy, Te idą na rozproszenie, Jakby ciche, wiatrami roznoszone puchy. Widzę je. Bladym tłumem snują się koło mnie. Jedne, wpatrzone w niebo, założyły ręce Inne, przy drodze siadły bezprzytomnie, Rzewnie płaczą i żale zawodzą dziecięce:

196 190»0 my, Pai jasy dziejów! Czemuż nas, o Boże,»Przywołałeś na padół w tej sądnej godzinie?»zeszlij z nieba cud jasny! Ratuj Twą świątynię!»sam ratuj... My nieszczęśni, wyznajem w pokorze, >Już jej nasze ludzkie ramię,»podtrzymać nie może.»już ku Jozafatowej schodzimy dolinie»ziemia się łamie»świat ginie!«milczcie, o małoduszni! Bo was bez rumieńca Słuchać niemogę.»kto nie biegł do zawodu, nie otrzyma wieńca. Wstańcie, i w drogę! A spieszcie się, by inni za was nie skończyli Wielkiej gonitwy. Baczcie, czy was lenistwo pokorą nie myli? Wara od tej złej pokory, I od złej modlitwy. Kazano wam się rodzić wśród wojennej pory? Toż zaszczyt! Wódz nie tego miłuje żołnierza, Któremu straż wygodnych namiotów powierza, Lecz którego wysyła w najgroźniejszej chwili, W sam ogień bitwy.

197 191 Walecznemu, bezczynne brzydną legowiska. On drży do boju. Z rozkoszą, Sam się na niebezpieczne wprasza stanowiska, Świadom, że tylko skrzydła laurowe, podnoszą Wyżej a wyżej Że tylko pod wystrzałów ulewą czerwoną, Piersi jego się rozpłoną, W konstellację gwiazd i krzyży. Kto pożąda nagrody, pożąda i trudu. Bierzcież ziem ię, a z nieba nie wołajcie cudu. Ten cud się stanie Ale wam zostawione jego dokonanie. Próżno wołam, i gniewna, serce drę na gromy. Siedzą. Przestrach ogromne oczy im otwiera. Patrzą i patrzą wzrokiem zgrozy nieruchomej, W twarz Lucyfera. Czemu kamieniejecie, dusze przerażone? Spojrzyjcie w przeciwną stronę: Tam wasze miejsce, o zbiegi! W szereg! A zewrzeć szeregi!

198 192 Tam stoi drugie wojsko i drugi wódz stoi. Przepiękny! W słonecznej zbroi, Połyskującej prawdy śnieżnemi źwierciadły, To także anioł ale nie upadły. Lewą ręką oparty o bezdenną stągiew, (Gdzie woda czasu, jako w Galilejskiej Kanie, Przechodzi przez cudowne dziejów przeżegnanie, Aż doskonaleni winem wieczności się stanie - ) Prawą ręką rozwija niebieską chorągiew. Napis na niej, snopami światłości uderza. Jasn y zw ięzły a jaki? Trzebaż śpiewać dłużej? Napis ów, każdy powtórzy, Kto nie zapomniał pacierza. I ten wódz się spowinął płaszczem tajemnicy, Mgłą niepokalanej bieli. Nie widzą go przeciwnicy. O! Gdyby go raz ujrzeli, Przeszli by w szyscy pod chorągiew nieba! A jemu jeszcze podnieść nie wolno zasłony, Bo jeszcze walki potrzeba, Ażeby dramat ludzkiej zasługi, mierzony Według nieznanych godzin nieznanego słońca Rozegrał się aż do końca.

199 I swoi go nie widzą, ach nie widzą smętni! Tylko czasem, gdy hasło do szturmu zatętni, Po iskrze złotej, Co za jego spojrzeniem przelata w szeregu, Czują obecność wielkiej, przewodniej istoty, I z okrzykiem zapału przyspieszają biegu, Jakby ich porywały kołowemi zwroty, Piór niewidzialnych podloty. Niekiedy nawet, oko prześwietlone w wierze, Na srebrnym drzewcu chorągwi, dostrzeże Cóś jakby rękę ze śniegu. I wnet Widzący szepnie, stanąwszy na przedzie:»anioł nas wiedzie!«przywódco bożych armji! Rajski bohaterze! Nie raz to pierwszy, za bary Z tobą się bierze, Wróg stary. Nienawiściami bratniemi Rozjątrzony Lucyfer, zawziął się na ciebie. Raz już przegrał z tobą w niebie, Chce odegrać się na ziemi. O Michale Archaniele! Ty, co z niezłomną buławą u ręki, OEOTYMA. WvaÓR POFZJI. X. II. 1 3

200 I!) i- W niezłomnie wojującym hetmanisz kościele! Dzięki ci od wszech-ludów i pokoleń! Dzięki, Że po raz wtóry stanąć zechciałeś na czele, Już nie anielstwa, ale człowieczeństwa. Sam widok twojej buławy, Daje łaknienie męczeństwa, Sprężystość niebezpieczeństwa, Rozpęd świętego szaleństwa, Rękojmię błogosławieństwa Dla dobrej sprawy, I żądzę po-za ziemskiej wśród aniołów sławy. Lecz i wódz nie wybawi, gdy wojsko truchleje. Tryumf niebiosów zawisł od naszego męztwa. Możemy zbliżyć godzinę zwycięztwa, Lub ją oddalić, niestety! Na całe opłakane setnych lat koleje. W naszem ręku przyszłe dzieje W naszem sercu los planety. O! Gdyby wszyscy ludzie, choć na jedną chwilę, Na jedną! Przy skrzydlatym stanęli hetmanie! Ach, próżno i m arzyć... Panie! Do tryumfu Twej prawdy nie trzeba i tyle. Choćby nikt nie powrócił z wojska przeczy cieli,

201 195 Gdyby tylko ci nasi, ci w szyscy nieśm ieli, I chwiejni, i przem ądrzeli, Co z murów, na walczących wytężają oko, Lub zdała za hufcami z taborem się wloką, Co już do nas należą sercem i nadzieją, Lecz do swojej chorągwi przyznać się nie śmieją, Gdyby ci, śmieli! Tak! Niech bezczynni w staną, niech przemówią [niemi, Niech już raz pod imienne pójdzie głosowanie, Kto trzyma ze Strąconym, a kto z Archaniołem, Niech wszyscy broń uchwycą, i z odkrytem czołem, Tu czyli tam wystąpią pod sztandary swem i, A jasnem się stanie, Że Bóg jeszcze od ludzi nie tak opuszczony, Jak nam lucyferowi chcą wmówić dworzanie, I że w bitwie o los ziemi, Jeśli tamtych miljony, to i nas miljony. Żołnierze dni obecnych, wybrańcy bojowi, Pysznijcie się! Musicie być mili wodzowi, Kiedy między ogromną milicją człowieczą, W as upatrzywszy, Was na czarną godzinę wysyła z odsieczą, W bój najstraszliwszy. 13*

202 196 Dla was wieniec nad wieńce! O przyszli niebianie, Koronowani ofiarnie, Radujcie się, dziękujcie za prześladowanie, Krew i męczarnie, Których piętno u piersi gwiazda, wam zostanie! A jeśli zniechęcenie duszące pożarnie, Jak dym bitewny waszą pierś ogarnie, Orły, wystrzelcie nad nizkie opary, Skronią królewską Wpatrujcie się okiem wiary, W to światełko, co przez szpary, Świtającą miga kreską Za grobową deską I w zaciśniętej kolumnie, Idźcie jawnie, karnie, tłumnie, W bój, pod chorągwią niebieską

203 PSYCHE I FENIX. PŁASKORZEŹBA. U bram Tartaru, na rdzawej opoce, Siadła w podróży unużona Psyche; Motylem skrzydłem już ledwie trzepoce; Z ócz jej wygląda przerażenie ciche. W stopie, wygiętej podlotnym rysunkiem, Krwawi się kolec różanej gałązki. Z ramion, pachnących boskim pocałunkiem, Zefir pozsuwał tęczowe obwiązki. Na głazie lampę postawiła złotą, Gdzie ogień pełga kitą rubinową. Spojrzała w bramy ziejące ciemnotą, W zdryga się, drobną potrząsnęła głową.»iść tam, czy nie iść? Za progiem jak ciemno»już mróz grobowy chłoszcze mi ramiona.»lampo m iłości, świeć wiernie przedeinną, >Bez ciebie, zbłądzę w podziemiach Plutona.

204 198»Lampo nieszczęsna, tą jedną przysługą,»nagródź mi krzywdę, a krzywda to sroga:»ty mi wydarłaś, kto wie na jak długo,»może na zawsze, kochanka i boga.»po co mi było w twą popaść ponętę,»o ciekawości, o płomyczku mały?»przeklęty ogień! I światło przeklęte!»dały świadomość, a szczęście zabrały.»odkąd mu iskra opaliła pióra,»znikł. Ja go szukam i ufam niezłomnie.»słońce mi blade i ziemia ponura.»tęsknię i płaczę. I on tęskni do mnie!»w górnym Olimpie więżą go bogowie.»ach, a boginie, mszczą się nad zuchwałą,»nad córą śmierci, której serce wdowie,»nieśmiertelnego umiłować śmiało.»wprzęgły mię w jarzmo, próbami zdręczyły.»a gdy już sądzę że stoję u kresu,»zadają próbę ostatnią nad siły.»każą mi żywcem zstąpić do Hadesu --»1 ztamtąd przynieść skarb dziwny, jedyny»»jakiego tajni Wenus nie dociekła.»»leży on w ręku samej Prozerpiny.»Kto chce go zdobyć, musi przejść przez piekła.

205 »W szystkie kolejno wytrzymałam próby,»lecz tu napróżno i zaczynać pracę.»to już nie próba, to wyrok zaguby.»żegnaj Amorze! Na wieki cię tracę!»iść tam, czy nie iść? Precz dzieło pokusne!»jak trup się w białej uwinę opończy,»snem nieprzespanym u tej bramy usnę,»usnę zapomnę i wszystko się skończy.»precz i z tą lampą! Do piekieł, nie mogę»iść bez jej światła. Niech tylko ją zdmuchnę,»a już na zawsze zamkniętą mam drogę.»dość jedno tchnienie wypuścić leciuchne «Twarz jej zbielała jak zarys kamei, Powieki spadły jak zawarta xięga, W piersiach zgasł ognik ostatniej nadziei. Ściągnęła rękę, już lampy dosięga. Straszno Świat zadrżał o losy człowiecze. Po co mu odtąd wirować na osi, Jeżeli Psyche nieba się wy rzecze? Już wzięła lam pę, do ust ją podnosi...

206 200 Tu nagły powiew uderzył jéj łono. Pęd-że to w ichru, czy ptasiego stada? Spuściła lampę jeszcze niezgaszoną, Roztwiera oczy, z podziwem usiada. Nie całe stado, lecz jeden ptak wielki, Skrzący, przepyszny, krąży nad jéj głową. Puch ma nasiany złotemi kropelki, Skrzydła szkarłatne, i pierś lazurową.»fénix! Ptak słońca! Poznaję z opisu,»jakim go Amor malował przedemną. Co sto lat leci do Heljopolisu,»Tam sobie trumnę buduje tajemną.»trumnę, i gniazdo. Zapatrzon w Aurorę,»Siada na stosie z wonnych ziół i mirry.»promieniem słońca zapala się, gore,»1 odrodzony powraca w szafiry.»jak ty m ię, ptaku, zawstydzasz twą mocą!»gdzie ja iść nieśmiem, tam niepowstrzymanie,»tam z dobrej woli lecisz sam! I po co»lękać się śmierci, gdy jest zmartwychwstanie?»może cię Amor przysyła za gońca?»pójdę! Ku niebu prowadzi najprościej»ofiara. Tylko przez ogień do słońca!»tylko przez boleść do nieśmiertelności!«

207 201 Odleciał! Psyche wstaje odrodzona. Złoty włos furknął z igraszką wietrzyka. Pawiemi oczy m ignęły ramiona. Porywa lampę, i w ciemnościach znika

208

209 NA CZEŚĆ WIARY. PIEŚŃ WOTYWNA.

210

211 v v ciężkiej godzinie życia, grom wisiał nademną. Nieszczęście biegło ku mnie, jak Meduza blade. Struchlałam i stanęłam. Już mi w oczach cie- [mno... Już uczuwam, że stopę nad przepaścią kładę. Wonczas, duch niewidzialny przeszedł, i tajemną, Pod sercem wypukąną, podszepnął mi radę:»żołnierz, gdy mu sąsiedzi od kul popadali,»żeglarz, gdy mu się nawa rozstępu je krucha,»ślubują niebu dary, jeśli ich ocali.»1 ty mu dar przyrzeknij, może cię wysłucha?«dobrze radzisz, przyrzeknę oddam na ołta- [rze... Lecz co? W jakiem-że niebo lubuje się darze? Wojak z piersi odpina medalowy pręcik, I swój krzyż na kościelnym przytwierdza filarze. Marynarz u sklepienia zawiesza okręcik,

212 206 Strugany w cienkie maszty, rudelek i wiosła. Każdy przynosi godło swojego rzemiosła. Czem-że się ja, pieśniarka, Panu wywzajemnię? Powiedz! Chyba po strunach mej harfy uderzę? Ach tak! Jeśli nieszczęście odwróci odemnie, Jeśli wiary wysłucha, złożę Mu w ofierze Dar błahy, lecz nad kupne serdeczniejszy dary: Pieśń na cześć Wiary. iji I wysłuchał! O cudo miłości jedyne! Skinął, i moją rozpacz w upojenie zmienia. Pan się stawił z ratunkiem na ddeń i godzinę, Posłuszny swemu dziecku aż do przerażenia. Odtąd, codzień radośnie padam na kolana, Obchodzę tę godzinę jak rocznicę święta, Uwielbiam i dziękuję, lecz pieśń ślubowana, Jeszcze dotąd z mej harfy nie wyszła, zaklęta! Wpół widna za strunami, jak więzień za kratą, Zawodzi głuche skargi, szepce dniem i nocą: >Puść mię! Pan się dla ciebie nie spóźnił z pomocą, A ty, twarda dłużniczko, spóźniasz się z wypłatą?«ciszej harfo! Sto razy już cię miałam w ręku, I odeszłam, rażona od świętego lęku. O, ty wiesz! Ja nie milczę z czarnej niepamięci,

213 207 Ni grzesznego lenistwa, ja milczę z pokory. Mnie, kreślić obraz Wiary? Mnie?... Wszak Pań- [scy Święci, Ledwie szkic jej rzucili? Kościelne Doktory, Leciwie śmiały odchylić jej płaszcz liljowzory? Milczę, ale ty moich nie oskarżaj chęci! Od nich pierś mi się burzy, pali mi się głowa. Ach, j abym chciała zebrać wszech-bogactwa ducha, Ach, jabym chciała zrobić jakiś klejnot słowa, Ulewać strofy krągłe jak zwoje łańcucha, W których szmerze dźwięk złota odzywa się [szczery. Chciałabym w te wiązane wyrazów okucia, Kłaść szafiry natchnienia, rubiny uczucia, I wprawić wielkie m yśli niby solitery. Harfo! Pryśnij perłami, roztop się na złoto, A zaniosę cię Panu, grające ex-voto. Ha! Teraz ty zamilkłaś, wstydem oniemiała. Nieużyteczna sługo, tyś mi wyrzucała, Że nie płacę skarbami? Zkądże ich dostanę? Moje twory, garncarską lepione są sztuką, Czuć je ziemią. Me słowa, jak szrut, ołowiane. A m yśli, to paciorki, co jutro się stłuką.

214 208 Zaczekam. Z moją nędzą Panu się wyżalę. Może kiedyś dzień siły i dla mnie nastanie, Lecz d ziś jeszcze niemogę. Przyrzekłam [zuchwale. Za słabe moje struny, za wielkie zadanie! Tak mówiłam. A przecie, któż harfę przekona? Cień pieśni chodził za mną, chłostał mi ramiona. Dni biegły niespokojne. Minął rok, pokłuty Przez głuche, źle gojone sumienia wyrzuty. Aż przyszedł dzień... Początek, czy koniec pokuty? Harfa moja zabrzękła jakby potrącona. Niewidzialne zjawienie tuż przy mnie stanęło. Chwilka I głos przemówił, pół groźny, pół [cichy:»więc to tak? Chcesz, pokorna, stworzyć arcydzieło?»spostrzeż się: w tej pokorze jest jeszcze błysk [pychy.»daj co masz. Czyste złoto czy nikczemny ołów,»daj co masz. Bo i kogóż chcesz olśnić? Aniołów?»U nich wszelka pieśń ludzka, choćby i mistrzowsk a,»jak gaworzenie dziecka, tylko uśmiech budzi.»czy na ludzki sąd baczysz? Niech ten cię nie [troska.»wierzaj m i, jest anielstwa dużo i u ludzi.

215 209»Pielgrzym, kiedy wstępuje w poświęcone gmachy,»patrzy z takiemże czuciem na świeciste blachy,»pstre chorągwie, któremi hetmany i króle,»zapisały swą wdzięczność, jak na proste kule,»co szczęśliwy kaleka tam oparł o ścianę,»lub na żółte serduszko, z wosku wydmuchane,»jakiem uboga matka, zdrowie jedynaka»spłaciła. Dla pielgrzyma ich wartość jednaka.»w szystkie błogo mu świadczą, że wielcy i mali,»prosili tu już przed nim, i łaski doznali.»a Bogu? W osk czy brylant, zarówno dlań pyłem.»lecz pomnij, że to Ojciec! On chciwy pieszczoty.»wiązanie od dziecięcia, niezgrabnej roboty,»śmieszne dla cudzych oczu, dla ojca jest miłem.< Dosyć, Aniele-Stróżu! Rozumiem przestrogę. Biorę harfę. Bóg widzi, że więcej nie mogę. Ty, Wiaro, stań się dla mnie Muzą poświęconą! W rzuć wichry w moj e struny, płomienie w me łono. Ubierz mię skrzydeł orlich czy gołębich parą. Bez nich, jakże cię w górnym doścignę obszarze? Tylko Wiarą natchniona, śpiewać się odważę O tobie Wiaro! DEOTYMA. WYBÓR POETJI. X. II. 14

216 Ach, jam twoją! Ty jesteś patronką poety. On, twój syn pierworodny, prawy twój obrońca, Tern dłuższe ciska światło, niby słup komety, Im bliżej do twojego przygarnął się słońca. Któryż wyprze się ciebie, i w piersi zachowa Iskrę ognia świętego? Zawiędną mu słowa, Z warzy je gorzki uśmiech i rozpacz jałowa. Pozostawisz mu dętą koronę kunstmistrzy, Ale wieńca mu niedasz, ani tej najczystszej Źrenicy, która wieczność w przewidzeniu streszcza. Ty rodziłaś proroki, ty wyświęcasz wieszcza. Choćby ci ziemia cała stanęła za wroga, Oni cherubinowym obronią cię mieczem. Ty wypisana stoisz na sercu człowieczem, Poezjo Boga! * * * Najwyższa, a dla wszystkich czytelna. Nie [trzeba Nosić togi ni laurów, by zrozumieć boski Twój alfabet. Ach owszem, ty mistrzyni z nieba, Masz dla ubogich w duchu wyraźniejsze głoski. Dla nich w xiędze przyrody masz tysiące znaczków, Których i szkłem nie dojrzy badacz posiwiały.

217 211 Ty na karcie maleńkiej zmieściłaś foljały, Wiedzo prostaczków! * * * Lecz niechaj się na ciebie nie skarżą mędrcowie. Masz ty i dla nich łaski. Jeżeli w połowie Swej drogi, zaskoczeni granicą świetlaną, Uszanują twe państwo, przy tronie twym staną, Rzucą na jego stopnie zdobyte sztandary, I uznają, że Rozum jest lennikiem Wiary, Natenczas w ich źrenice włożysz orle oczy, Świat, pierwej dla nich ciemny, zmienisz na prze- [zroczy, Ich nauce, ziemskiemi upstrzonej szkiełkami, Dasz bezcenne klejnoty niebieskich posagów, I zawiedziesz ich dalej niż marzyli sam i, O gwiazdo M igów! * * * I będą królowali jak ich wschodnie wzory, W ielką m yślą koronni. Ale tę koronę, Niech pomną kładziesz tylko na czoła schy- Córko pokory! [lone, * Masz ty jeszcze piękniejsze w skarbcu twym dja- Z jasności ulewane Świętych aureole, [demy: 14*

218 Gdy taki krąg na ludzkiem zarysujesz czole, Wtedy już dla twej chwały granic nie znajdziemy. Wtedy zrywasz kajdanjr lwy kładziesz pod [nogi Uciszasz nawałnice zdmuchujesz pożogi Przemawiasz językami wszystkich serc i ludów Leczysz nieuleczalne rozpędzasz zarazy Umarłych wszechwładnemi ocucasz rozkazy Żywych porywasz w niebo na skrzydłach extazy Twórczjmi cudów! * * * Ach, nie każdemu lecić pomiędzy anioły! Ledwie garstka wybrańców nosi te korony, A do ziemi przykute zostają miłjony. Lecz ty umiesz, litosna, zejść i na padoły. Wtedy ludzką twarz bierzesz, i już na tym świecie, Stajesz się rozdawczynią doczesnego szczęścia. Ty jedna prawy stępel bijesz na monecie Zaufaniem nitujesz obrączkę zainęźcia Ty potwierdzasz majestat sędziowskiego zboru Dajesz kłódkę stalową, co pierś przyjaciela Roztwiera lub zamyka ty szarfą honoru, Wiążesz rękę dłużnika z ręką wierzyciela Ty wodza i żołnierzy spajasz w jedną duszę Ty pieczętujesz wiotkie narodówr sojusze. Choć klęski najczarniejsze zeiwvą się szalenie, I na gmach społeczeństwu taranem uderzą,

219 213 Niechaj biją! Dopóki pod środkową wieżą, Słup wiary zobopólnej trwa nienaruszenie, Póty twierdza niezłomną szturmy bezsilnemi. Lecz biada jeśli runie ten filar jedyny! Każde jego zadrgnięcie, jak trzęsienie ziemi, Rozdziera ściany domów i państw podwaliny. O! Gdyby ci, co w ręku dzierżą losy tłumów, Co frymarczą twem godłem w obliczu gromady, A w Augurowej sali drwią ze wszelkich umów, Chcieli cię choć raz jeden zawezwać do rady Gdyby w odwiecznej orgji uczuć i rozumów, Dziejowe oszukaństwa i rodzinne zdrady, Twych lic nie przedrzeźniały zapustną maszkarą Gdyby cię o ty piękna, o ty»dobra«wiaro, Choćby przez jedną wiosnę po w szech-ziem i [czczono Już świat stałby się rajem! Przez ciebie, najprościej Trafić mu do braterstwa, boś ty jest rodzoną, Siostrą miłości. * * * Ach, daleko nam jeszcze do takiej oazy! Majak ziemskiego raju wiesza się w przezroczu, Zielonemi podróżnych przywabia obrazy, I nigdy niedościgły, pierzcha z przed ich oczu. A tymczasem pod stopą, nasz padół tułaczy,

220 214 Codzień suchszy od zwątpień, twardszy od roz- [paczy, I schnący potok dziejów same toczy głazy. W tej pustyni żywota, w tej dusz karawanie, Gdzie w szystko niepojętem, wszystko tajemni- [czem, Gdzie ziemia i niebiosa milczą niezbłaganie, A przeznaczenie patrzy sfinxowem obliczem, Ty jedna masz odpowiedź na każde pytanie. Wszelka inna, przez puste odbita otchłanie, Pytającego głosu jest echem zwodniczem. Niech świeckie filozofy ciągną swą rozmowę, Nigdy niezakończoną, i niech łamią głowę, Jak postawić odwieczne jaje Kolumbowe? Ten mówi:»w szystko Bogiem.«Ów mówi:»bóg [niczem.«ten rzecze:»ślepe siły.«ów rzecze:»przypadek.«a każdy woła:»prawdy, ja pierwszy nauczę!«idzie nowy, i jajko poprzednika tłucze. Ty uśmiechasz się patrząc, gry dziecinnej świadek. Ty na kółku wieczności, masz u pasa, klucze W szystkich zagadek. * *

221 215 Kiedy Noc dolinowe uciszy poziomy, I nakręci sprężyny grające w eterze, Zadumani badacze wychodzą na wieże. Patrzą przez wieki całe w godzinnilc ruchomy, Liczbami zazębiają srebrne kołowroty, Garście słońc jakby piasek przesypują złoty, I truchleją od grozy, i więdną z tęsknoty. Napróżno Myśl człowiecza, piórkami gołębia, Chce falujące świateł przemierzyć potopy, Nie znajdzie brzegu! Próżno ręką Penelopy, Sypeł jednej mgławicy na nić porozkłębia, Już sto innych się plącze! Próżno teleskopy, Kryształami nabija, niebo się pogłębia, W ystrzał zawsze za bliski! Płonna robotnica, Czuje, że w tych ułamkach jest jakiś rachunek, Dostrzega, że w tych wirach jest jakiś rysunek, Cóż kiedy summ y nie zna? Kształtu nie pochwycą? Ciągle biegnie i pyta:»czy tutaj granica?«nie! Już padła, ostatnie wydała już tchnienie, A liczby za liczbami znów pędzą szalenie, I konająca przestrzeń znów płodzi przestrzenie. Lecz niech Wiara przeleci nad mętną pomroką, I zapali trójkątne Opatrzności Oko,

222 216 A czego Myśl przez wieki nie objęła, ona W błyskawicznem widzeniu tym znakiem dokona. Postawi go na niebie pierwszem i dziesiątem, I setnem i tysiącznem, i nieutrudzona, Będzie poty stawiała trójkąt za trójkątem, Aż z łamanych tych kresek, przedziwnie się złoży, Jeden zarys wszech-rzeczy, na nim podpis boży. Ona więcej potrafi: jej wielkie ramiona Tak daleko sięgają, że gdy je roztworzy, A potem wzniesie ręce związane miłośnie, Parallaxą modlitwy na wskroś poprzestrzela W szystkie kręgi stworzenia, i dłońmi, dorośnie Do słońca nad słońcami, tronu Stworzyciela. Wiaro! Im człowiek wyższy w naukę i lata, Zawstydzony, tem niżej pochyla kolano. Ty jedna rozwiązujesz, nie»tutaj«związaną, Zagadkę świata. * * I czy tylko tę jedną? Człowiek, w łonie swojem, Sam więcej nosi mgławic, niż ich jest na niebie. Ledwie rzucił kolebkę, już się z niepokojem Przed sobą rozpatruje, ogląda za siebie. Zkąd wyszedł? Dokąd idzie? Dla czego tak wzdy- [cha Do szczęścia, i dobrego żąda nieskończenie, A cierpi i upada? Dla czego? Milczenie.

223 217 Tymczasem, każda chwila roztacza mu zcicha Zwitek jego przyszłości. Tajemna-ż to karta! Pytaniem zagajona, przerwana w pół słowa, Ciekawa i okropna, baśń dziwolągowa, Bez początku ni końca, zdaje się wydarta Z jakiejś ogromnej xięgi, lecz xięga zginęła. Stoi tam czasem gwiazdka pełna wabnych bły- [sków, Odsyłacz do Przypisku, cóż, kiedy Przypisków Brakuje? Pewnie poszły na sam koniec dzieła. { Nad dziwną kartą, człowiek siedzi osłupiały. Bierze rylec myślenia, pióro wyobraźni, Chce pierwsze i ostatnie dopisać Rozdziały. Pisze, maże, i codzień dostrzega wyraźniej, Że nie trafi mdły twórca do pierwotnej treści. W stęp i koniec się kłócą ze środkiem powieści. Dopiero, gdy mu Wiara, przez niebo rozwarte, Xięgę nieśm iertelności poda purpurową, Gdy, nożycami czasu wykrojoną kartę, W sunie napowrót w m iejsce z wieczności wydarte, Gdy Rozdziały powiąże z końcem i Przedmową Pierwszy znak zapytania W stępem się wyjaśni Wyjdą na jaw Przypisy ostatnie pół-słowo, Drugą, tyle szukaną dojrzeje połową Człowiek, drżący od szczęścia, z niepojętej baśni W yczyta hymn cudowny, i pozna o dziwo! Że we własnem sumieniu nosił klucz odkrycia.

224 2 1 8 Ty jedna rozwiązujesz straszną, przestraszliwą, Zagadkę życia. * * I czy tylko jednego? Ach nie! Ognik ducha, W glinianej lampce ciała dymiący pochmurnie, Dopiero wtedy pełnym płomieniem wybucha, Gdy postawisz go w ciepłej od popiołów urnie. Oto człowiek, obwiany płatami żałoby, Siedzi na mchu smętarza; twarz w rękach ukryta. Z pod drzew, tysiąc-imienne żalą mu się groby, On tylko w jeden patrzy, jedno imię czyta. Przyjaźń usiadła przy nim, pociesza go zcicha, Ramieniem obejmuje on ramię odpycha. Miłość nad nim się chyli, chce go, całująca, Zawrotną czarą spoić on czarę odtrąca. Wiosna rzuca mu kwiaty, z wymowną przestrogą:»w szystko więdnie!«on gniewną rozmiażdża [je nogą. Pięścią niebu wygraża i skronie swe bodzie. Toczy dzikiem spojrzeniem.»co mi po przyrodzie?»to macocha! Jej uśmiech rozjątrza zgryzotę.

225 219»Co po nowych uczuciach? Rozedrą mi ranę,»przypominając czasy szczęśliwości złote.»mówicie: Bądź odważny? Czas przyniesie [zmianę?»ach oddajcie mi tylko najdroższą istotę,»powiedzcie że choć w innym zobaczę ją świecie,»a pójdę mężnie w życie, na wszystko przystanę.»lecz wy nawet nadziei dać mi nie możecie!»nie! W tym dole już w szystko dla mnie pogrzebane.«dzwon się oz wał. Nakoniec idzie upragniona! Złoty z nieśmiertelników oświetla ją wianek. Cały smętarz pojaśniał i pyta:»któż ona?«to Wiara. Spływa lekkim pochodem niebianek, Staje przy nieszczęśliwym. Pociech nie wymienia, Rad nie daje, lecz grotem wyciętym, z promyka Nieznanej dla nas gwiazdy, na głazie pomnika, Ryje dwa słowa, tylko te dwa:»do widzenia!«napisała, i cicho za grobowcem znika. Podniósł oczy przeczytał. Od bladego czoła, Ręce odrywa, składa z podziwu, i woła:»a więc jest: Do widzenia? Więc mówi mogiła?»więc jeszcze się z najdroższą istotą zobaczę?»to ona mi te słowa przez Wiarę przesyła!«powstał. Spojrzał ku niebu. W oczach się prze [mienia. Już pociech nie odpycha, zaledwie że płacze.

226 220 Z jego piersi wionęły kiry i rozpacze, I poszedł w życie mężnie, szepcąc:»dowidzenia!«tu Wiaro twój najwyższy tryumf. Niech Nauka, Uzbrojona w retorty i skalpel, sto razy, Sztywne zwioki rozłoży na prochy i gazy, Nie złoży ich napowrót, serca nie oszuka. Niech przechowa je w m um ji, oczu nie omami. Niech się w głąb dokopuje grobów pod grobami, Niech całą kulę ziemską na wylot przewierci, Nie znajdzie dna przepaści rozłamanej w bycie. Ty nam jedna tłumaczysz, straszliwszą nad życie, Zagadkę śmierci. * * * < Czyż są tak ciężkie smutki, tak bezmierne straty, Coby się nie wydały ziarenkiem znikomem, Kiedy ty, drugą szalę przywalisz ogromem, Nieskończonego życia i wiecznej odpłaty? W twojej mocno-zamczystej, pachnącej szkatule, Gdzie rżnięte słoje m yśli i uczuć kryształy, Stoją, balsamicznemi nalane kordjały, Widzę leki na wszelkie zatrucia i bóle. Ty cnotliwego krzepisz jak ów anioł blady, Co kielichem przyświecał w ciemnościach Ogrójca. Ty jedna umiesz łamać narzędzie zagłady, Które już w zimnych rękach waży samobójca. J

227 221 Ty i zbrodniarza budzisz cichemi napady, I poty mu podsuwasz wspomnienia dziecięce, Aż we łzach, pokrwawione obmyjesz mu ręce. Jako niegdyś, cudownie a niepostrzeżenie, Z włosami, przyrastało mocy Samsonowej, Takie ty siłodajne rozpuszczasz promienie, Na czystych bohaterów i narodów głowy. Potem, niechaj demony wszystkie, po kolei Wezmą je na katusze, zagadka ich siły Nie stracona, dopóki ciebie nie straciły, Matko nadziei! * * * Tu już bierzmy wonności, pochodnie zapalmy. Oto przez katakumby dziejowe idziemy Do państwa, gdzie nietylko świetlane djademy, Lecz rozdajesz i berła: niebowładne palmy. Od owych Męczenników ociekłych szkarłatem, Co na rusztach i palach, pod rózgą liktorów, I w ryczącej Arenie, dowiedli przed światem, Że Duch, tryumfatorem wszech-tryumfatorów Do cichych Missjonarzy z kagankami w rękach, Co między ciemne ludy idą bez obrony, I śmiercią, na wym yślnych rozcieńczaną mękach, W ypraszają swym katom żywot odrodzony

228 222 Od owej, Machabejów matki srebrnowłosej, Co siedemkroć konała w synach zabijana, I z ich dusz, płomieniami bijących w niebiosy, Siedmioramienny świecznik zażegła dla Pana Do tej trzykroć cudownej pasterki z Domremi, Co w natchnieniu, słuchała niebiańskiego posła W bohaterstwie, dźwignęła chorągiew swej zie- [mi A w męczeństwie, gołąbką nad stos się uniosła Każdy wiek ci poświęca krwawą hekatombę. Krew jęczy głosem Abla, grzmi w echu szerokiem, Aż anioł bożej pomsty porywa za trąbę, Niesie głos ten do nieba, i wraca z wyrokiem. Za jakąż inną m iłość, jakież inne dzieło, Tyle wielkich serc walczy, i pada ofiarą, Ile już ich walczyło, ile już zginęło, Za ciebie Wiaro? * * * Słuszny haracz wdzięczności. Ach, nigdy za drogo, Ludzie twoich dobrodziejstw okupić nie m ogą, Piastunko wszech-pokoleń! Ty w majowe rano, Z kolebki barbarzyństwa wzięłaś je na ręce, Mlekiem życia poiłaś ich usta dziecięce, Kwiatem szczęścia przepięłaś ich pierś młodocianą,

229 223 Męzką siły przyłbicą złociłaś im lico, Ludów rodzico! * * * Odtąd, z pochodnią w ręku, przez roków tysiące, Od różanego Wschodu ku łunom Zachodu, Okrążasz glob na czele człowieczego rodu, Jak niebiosa okrąża słońce gorejące. Noc rzuca się w twe ślady, szarpie cię za poły; Stu paszczami przeczenia, potwór wielogłowy, Rwie ci skrzydła, nadgryza twój płaszcz szafirowy, I słabe dusze ściąga na mroczne padoły. Biada ludom ślepnącym których razisz oczy! Odwrócą się od ciebie, i rozpierzłą zgrają, Będą wołały:»naprzód!«a one, wracają! Nie pojmą że wracają, aż Noc je zaskoczy. Na co im szukać prawdy po drogach tak wielu? Tylko póty iść mogą w nadziej nem weselu, Tylko póty je pochód przybliża do celu, Póki w ruchach i zwrotach zrosłe jednolicie, Jak wojsko, archanielską porwane fanfarą, Idą szturmem przez życie, na nieba zdobycie, Za tobą Wiaro!

230 224 Ach nie tak idą dzisiaj! Niepomne, że ona, Zrodziła je do światła, chodzić wyuczyła, Że co mają sił, wszystkie wyssały z jej łona, Dziś mówią:»nie tej starej, lecz nasza to siła.«odepchnęły jej łono precz i zbrodniczemi Rękoma, świętą matkę wypędzają z domu. Miałażby Wiara uciec ze skalanej ziemi? Wrócić m iędzy niebiany, spłoniona od sromu? Pierzchaj z przed moich oczu wizjo przeraźliwa! Nie, stój! Chcę ci się przyjrzeć dla groźnej prze- [strogi: Niema Boga. Już niema. Lecz któż to przybywa? Zamiast jednego, setne podnoszą się bogi. Pod nowemi szatami, a ze zgniłem ciałem, Pod młodemi nazwami, a z licem zgrzybiałem, Korowodem co depce, drze, gryzie i niszczy, Larwy dawno zamarłych wracają bożyszczy. Mars żelazną szarańczą ściął wiekowe żniwa. Głodny Moloch wnętrzności społeczne rozrywa. Afrodytę zagasza rodzinne ognisko. Złoty cielec po rynkach na ołtarzu błyszczy. Bachanalje globowe! Czartom widowisko!»lejcie nam krew i wino! Dajcie róż i zgliszczy! <»Ha! póki nas łudzili ci chytrzy kapłanie,»że w szystko gdzieś na słusznej odmierza się szali,

231 225»Że kto mało tu dostał, tam wiele dostanie,»znosiliśmy cierpliwie, z nadzieją czekali.»dziś, wszystko się zmieniło! Wy, nasi wodzowie,»o przepotężnej pięści, o przemądrej głowie,»ogłosiliście światu że to bajka święta,»że ten okrąg niebiosów jest głuchy i niemy,»że niema tam nikogo co na łzy pamięta.»biada nam! Całe życie mamyż, jak bydlęta»pracować, jak pies cierpieć, a potem zdechniemy?»1 już nam się niczego spodziewać nie trzeba,»ni nagrody za krzywdę, ni wiecznych narodzin? _»A więc dajcież nam tutaj odrobinkę nieba,»chociażby na lat kilka, choć na kilka godzin!»głosiliście, że wszystko jest robotą luźną»trafu, który na oślep rozmierza i dzieli,»a dziś nam wyrzucacie żeśmy poszaleli?»w strzymujecie nam ręce? Hola, już za późno!»wszak z tych naszych rozkoszy, i mordów, i szału,»tam nie zdamy rachunku? Więc i o cóż trwoga?»prawo? Napiszmy nowe. Pójdźmy do podziału.»zróbmy sąd ostateczny bez was i bez Boga.«Muszę odwrócić oczy. Spojrzałam po chwili, Czyż to ci sami ludzie? Jakże się zmienili! Sprośny rozkład potwornie ich członki przetwarza. DEOTYMA. WYBÓR POEZJI. X. II. 15

232 "226 Mózg i żołądek rosną, wysusza się serce. Zwolna i m ózg zanika. Co widzę? Z ołtarza Spadł i cielec, rozbity w błotnej poniewierce. Na co wiedza lub złoto? Narody dziczeją. W sie i miasta z popiołem wionęły koleją. W głuchych puszczach nad kośćmi siedzą ludożercę. Kilka wieków, a ludzkość staje się poczwarą, Bez ciebie Wiaro! * * * Będzie-ż tak, czy nie będzie? Okropne pytanie! Czyją-że dusza dziejów zdobyczą się stanie, Tych co wierzą i twierdzą, czy owych co przeczą? Tych którzy błogosławią, czy tych co złorzeczą? Ach, są chwile przewagi dla zwątpień i chuci! W tedy cień na planetę zachodzi człowieczą, I zdaje się że słońce już nigdy nie wróci! Wtedy wierni pół-wierni, wołają do ciebie:»wiaro! Czy nas ta burza na proch nie rozmiecie?»my wiemy żeś ty prawdą, wiemy że na niebie»zwyciężysz wiekuiście, lecz dziś, na tym [świecie,»czyż twoja dotykalna budowa nie runie?

233 227»Patrz, oto bije na nią piorun po piorunie.»już cała ziemia staje w potępieńczej łunie!«zamilkli. Chwila ciszy przeszła po planecie. Błysk. Bałwany ryknęły, i ławicą jedną Idą. Miljony zbladły. Lecz są, co nie bledną. Próżno się poziom dziejów przepaśćmi obniża, Próżno się krąg niebiosów gromami druzgoce, My, ściśnioną gromadą skupieni u krzyża, Nie drżymy. Jak nam zadrżeć na wiecznej opoce? Z nieprzełomnych jej bfzegów, o które bijąca Fala czasu, bezsilnie szklanną pierś roztrąca, Patrzę bez przerażenia na walkę prastarą, Uśmiecham się na próżne złych sił rozhukanie, Widzę wyżej niż burze, głębiej niż otchłanie, I wiarę ci do śmierci poprzysięgam, Wiaro! Przyszła ciężka godzina, przyjdą cięższe jeszcze Lecz niech ziemia się nurza w nicestwowej nocy Niech wyprorokowani»fałszywi prorocy«, Rzucają ci bluźnierstwa i wróżby złowieszcze Niech tłumy cię odstąpią i szepcą o tobie:»już kona już um arła więc nie była bożą?«niech się bramy piekielne pod nami roztworzą, I rydwan Antychrysta zahuczy na globie Nie, struny mojej harfy głosić nie przestaną, Żeś ty jest nieśmiertelną i niepokonaną. 15*

234 228 Choćby twoja widoma runęła budowa, I cóż? Stoi w niej druga, świątynia duchowa. Ta, wrogom niewidzialna, w sercach się prze- [chowa. Byle jedna cegiełka, przepalona żalem, W jednem sercu została, to dosyć dla Pana, By się nowa świątynia, nowa Jeruzalem, Podniosła, z brylantowych łez odbudowana. Przemocna! Tobie świadczą nietylko niebianie, Tobie nietylko wieczność probierczą jest miarą, Lecz i czas buntowniczy uzna twe władanie, I na ziem i, ostatnie zwycięstwo zostanie, Przy tobie Wiaro! 1886.

235 PRZYPISY.

236

237 PRZYPISY DO T O M U DRUGIEGO. Noc Świętojańska. Sr. 13. Słoicik. I do mnie anioł przem aw iał w grobie, A ja m się na to uśmiechnął w sobie: Kto z nas dwóch lepiej wie gdzie jest niebo? Człow iek zn a więcej n iż aniołowie, Bo zna cierpienie. Gdziekolwiek żyją w zgodności bożej, M iłość z poezją, tam są niebiosa. W u tw o rz e d ra m a ty c z n y m, a u to r n ie odpow iad a za u c z u c ia a n i m y ś li osób, w y ra ż a ją c y c h coraz to in n e, często w rę c z sobie p rz e ciw n e z d a n ia. I w ty m D jalo g u, a u to rk a u ch y la się od w szelkiej odpow iedzialności za w yżej p rz y toczone sofizm ata Słow ika. S to ją tu one ty lk o jak o s tre s zczen ie ty c h w sz y stk ic h ro z u m o w ań, k tó re m i w duecie m iło śc i, głos m ę z k i zw ykle p rz e m a w ia za szczęściem ra ju ziem skiego, podczas kiedy k obieca dusza n ib y ró ża w y s y ła ją c a k a d z id ło k u n ie b u w yżej zw ykle p ra g n ie n ia m i sięg a, i z a n ie b ia ń s k ie m szczęściem tę sk n i, a p rz y n a jm n ie j p o w in n a za ta k ie m tę sk n ić, je ż e li chce być g o d n ą p rz y d o m k u płci n a b o ż n e j, ja k im ją L itu rg ja z aszczyca. W p ra w d zie w pow yższej ro zm ow ie, R ó ża w y słu c h a w szy S ło w ik a, z a m ilk a ; m ilc z en ie to je d n a k n ie dow odzi j e szcze, a b y m ia ła z m ie n ić p rz e k o n a n ie ; w sk azu je ty lk o, że

238 232 do czasu z ap a rła się w oli w łasnej, i kto w ie, czy tą n a j w y ższą b ro n ią m iło śc i, n ie o trz y m a w k o ń c u zw ycięztw a? K to w ie, czy u d u c łio w n ia jący się zw o ln a p o d jej w pływ em Słow ik, nie z atęsk n i kiedyś razem z n ią do nieba? O bjawienie się Muzy. S tr. 34. P o d ró żn y... Któru-se jesteś z dziewięciu, Co w aw rzyny u szczytów Helikonu wiją? M uza, Ja jedna jestem, zawsze byłam jedna, Jam jest Poezja. P ie rw o tn ie, is tn ia ło pojęcie je d n e j ty lk o M uzy, o g ó l n e j p rz e d sta w ic ie lk i n a tc h n ie n ia, we w sz y stk ic h je g o o b ja w ach. T o te ż n a js ta r s z y p o e m a t G reków, U ja d a, ro zp o czy n a s ią od w e zw a n ia M uzy w lic z b ie p o jed y n cze j. Z czasem, g d y p ro s to ta p ie rw szy c h pojęć z aczęła p o d le g a ć coraz m i- s te rn ie jsz e m u p rz y s tra ja n iu, c ien io w an iu, a z a te m i ro z d ra b n ia n iu, is tn o ś ć M uz ta k ż e ro z p a d a ła się n a coraz lic z niejsze działy i poddziały duchow e. M uzy....w y s tę p u ją o n e ju ż u T rak ó w, lu d u z a m iło w a n eg o w poezyi, k tó ry m ie s z k a ł p ie rw ia s tk o w o w P ie - ry i, około O lim p u... W szęd zie p raw ie o so b n e im d aw ano m ia n a lub przydom ki, od m iast, rzek i źró d eł im pośw ięc an y c h... T rzem z ra z u s k ła d a li O loidow ie cześć n a H elik o n ie, m ia n o w ic ie ; M etete (m yśli), M nem e (pam ięci) i Aoide (śpiew ow i). T akąż liczb ę czczono ic h w Sycyjone, gdzie w szak że je d n a z n ic h n o s iła m ia n o P o ly m a te ja (w ielo-um ieję tn o ści), to ż w D elfi, gdzie od n a zw trz e c h s tr u n c y try p rz e zw a n o je N ete, M ese i H y p a te. P o d o b n ie ż w sp o m in a p o e ta E u m elo s o trz e c h M u zach : K efisso, A p o llo n is i Bory s te n is. N a stę p n ie u k a zu je się ic h c ztery, ja k o có r Z eu sa i P lu sy i, m ia n o w ic ie: T elx in o e (u cieszy cielk a serca), A oide (śpiew ająca), A rche (rozpoczynająca) i M elete (rozm yślająca). D alej s ied m, ja k o c ó r P ie ro sa, p rz o d k a P ierid ó w, to j e s t N eilo, T rito n e, A sopo, H e p ta p o ra, A chelois, T ipoplo i B h o d ia. F ilo z o f K ra te s w y lic z a ic h ośm. O dziew ięciu w sp o m in a n a jp rz ó d H ezyod, m iejsce bow iem w H om erow ej O dyssei (24, 60), g d zie ta k ż e o d ziew ięciu je s t m ow a, u le g a

239 233 z arzu to w i p o d ro b ie n ia. Są one c ó ra m i Z eu sa i M nem ozyny i m a ją n a zw y : K lijo (o zn ajm iająca), E u te rp e (ciesząca), T h a lija (k w itn ąca), M elpom eno (śpiew ająca), T e rp sic h o re (tańcująca), E ra to (pieszczotliw a). P o ly h y m n ia (w ygłaszają c a czyli p e łn a hym n ó w ), U ra n ia (n ieb iań sk a) i K allio p e (pięk n o -g ło śn a). E n c y k lo p e tly ja p o w s z e c h n a, w y d. O r g e l b r a n d a T o m X IX S t r S tr. 35. P o d ró żn y. W śród retorów się z dziw ną spotkałem legendą, Jakby odwieczny m ocarz Tracji tajemniczej, B y ł ci ojcem... Inni, od bóstw O lim pu twój ród w yw odzili. M uza. Dosyć. Uśmiechu tylko godzien, kto m i znaczy Kolebkę w śród śm iertelnych. Lecz i ten się m yli, K to m ię z Olim pu w yw odzi. Starszych od mego rodu jest bóstw tylko troje: Noc, Chaos i Przeznaczenie. W e d łu g p rz y to c z o n eg o pow yżej u s tę p u z E n c y k lo - p edji, w id z ie liśm y, że gdy M uz b y ło c z te ry alb o dziew ięć, m ian o w an o je c ó ra m i Z e u sa; g d y ic h b y ło sied m, u c h o d ziły z a c ó rk i P ie ro sa, je d n e g o z p ie rw o b y tn y c h k ró ló w s ta re j T racji. I n ie dziw, że p rz y ro s n ą c ś j lic zb ie M uz, k ie d y ic h n a zw y, z n a m io n a i zajęc ia u le g a ły c o raz ściśle jszem u ro z g ran iczen iu, chciano też i ciem ny ich rodow ód coraz w y ra z iśc ie j o k ró ślić. A le d la owej pierw otnój, bezim iennej Muzy, w łaściw sz ą się w y d aje tra d y c ja n a jd a w n iejsz a, k tó r a s ta w ia ją w rz ęd zie ty c h b ó stw p ó ł-m ity czn y c h a p ó ł-a lle g o ry - czn y ch, ja k ie z a p e łn ia ją s a m ą g łą b w y o b ra ż eń g reck ich. G łą b ta, n ie ru c h o m a, k ilk u le d w ie o lb rz y m ie m i p o s ta c ia m i m g lis to z ary so w a n a, m o g ła -b y się n a zy w ać p rz e d -h is to - ry c z n ą epoką m ito lo g ji; po n ie j d opiero n a s ta ją d y n a stje p rz e m ie n n y c h b ożków i bogiń, k tó ry c h s zere g w y d z iera sohie k o le jn o k ró tk o trw a łe rz ą d y n a d św ia te m. P o ję ta w e d łu g owej n a js ta rs z e j tra d y c ji, M uza n ie m oże ro d zić się a n i z ż ad n e g o ś m ie rte ln ik a, a n i n a w e t z sam eg o Z eu sa. Z eus ow szem je s t od n ićj n ie ró w n ie n o w

240 234 szy m ; i n ie ró w n ie n iższy m, ja k o b ó g p rz e c h o d n i, p o d czas kiedy ona je s t w ieczną. S to s u n e k te n i dziś je sz c z e się u ja w n ia : Jow iszow i n ik t ju ż dzisiaj nie sk ład a pokłonów, a M uzy niejeden je szcze w zyw a. I m oże jó j w zyw ać bez g rz e c h u n i śm iech u, bo M uza n ie je s t boginią, ty lk o boską. S tr. 48. Glos powszechny do A. E. Odyńca. G dy w k o ń c u ro k u 1867-go K r o n i k a R o d z i n n a z a c z ę ła o g ła sz a ć L isty z p odróży O dyńca, w n e t p o m ię d zy zac h w y e o n em i c z y te ln ik a m i, o d ezw ały się głosy tw ie rd z ą c e, że człow iek co żył w ta k w yjątkow em zb liżen iu z M ickiew iczem, pow inien ko n iecznie n ap isać całkow ity jego życ io ry s, i w y c zerp u ją c ą o cen ę je g o tw ó rczo ści, ja k to np. M ałecki u c z y n ił d la S łow ackiego. W ro k u 1870-m z aż ą d a n o od a u to rk i, ażeb y s ta ła się tłu m a c z e m o gólnego ży czenia. M iłe i z a s z c z y tn e p o selstw o, k tó re w pow yższym w ie rszu z n a laz ło swój w y raz. W p raw d zie p ro ś b a ta m z a w a rta, n ie z o s ta ła d o sło w n ie sp ełn io n ą, p o śre d n io je d n a k w y d a ła p ię k n y owoc. A u to r F elicy ty, w ysłuchaw szy G łosu powszechnego, o d p o w ied ział ze w z ru sz e n ie m, że w je g o w ie k u tru d n o się ju ż p o d ejm o w ać ta k ogrom nój p ra c y, te m b a rd z ie j, że podobne p rzedsię w zięcie w y m ag a n ie sły ch a n e g o n a g ro m a d z e n ia m a te rja łó w, k tó re b y trz e b a ścią g a ć n ie ty lk o z różn y ch stro n k raju, ale i z zagranicy. Na to w sz y stk o, m ów ił, nie s ta n ie m i ju ż pew nie a n i sił a n i c zasu, ale co m ogę w am obiecać, to że b ęd ę się s ta r a ł u z u p e łn ić o b raz epoki, w k tó re j w id y w ałem A d am a, a m ia n o w ic ie ty c h je j la t p ierw szy ch, co p o p rz e d ziły n a sz ą p o d ró ż. I d o trz y m u ją c o b ie tn ic y, n a ty c h m ia s t po zu p ełn em w y k o ń czen iu Listów, z a b r a ł się do te j now ej ro b o ty, z k tórej pow oli w ykw itły p rześliczne W spomnienia z p rzeszłości, o s ta tn ie dzieło je g o życia. C hoć w y d an e po L i stach z podróży, W spomnienia są w łaściw ie jak b y p rz e d m ow ą ta m ty c h, i ra z e m z n ie m i tw o rz ą tę u ro c z ą cało ść

241 235 do k tó re j zdrow e drrsze b ę d ą zaw sze z ro z k o szą i p o ży tk iem w ra c a ły. S tr Słoneczna Kantata. M atko! Ty gwiazdo, co sierocie znika, Czemuż nie dano Ci dożyć tej chwili? Ilu czcicieli dziś jest Kopernika, W szyscyby Ciebie uczcili. Na dziele jego Twe im ię zostało. W ie rsz e te, m oże n ie d la w sz y stk ic h ró w n o z ro z u m ia łe, w y m ag ają k ilk u słó w o b ja śn ie n ia, a d o b ra te ż to i sposobność do sp ro sto w an ia błęd n y ch lub niedosyć ścis ły ch w iad o m o śc i o ty m p rz e d m io c ie, k tó ry n ig d z ie jesz c z e n ie z o s ta ł o p o w ied zian y z n a le ż y tą w ie rn o ścią. W c ią g u zim y z ro k u 1847-go n a 1848-my, p o m ięd zy m iło ś n ik a m i s z tu k i n a u k w W arsz a w ie, p o w sta ła m y śl u c z c z e n ia M ag d alen y czyli N iny *) z Ż ó łto w sk ic h Ł uszczew - s k iśj, przez w y p raw ie n ie n a J e j cześć w ielkiej sk ład k o w ej U czty, jed n eg o z ow ych B an k ietó w, ja k ie m i ów czesna E u ro p a lu b iła o b jaw iać sw oje d ą żn o śc i lu b sy m p atje. U n a s, m ia ła to być p ie rw sza u ro c z y sto ś ć te g o ro d z a ju, a b y ła b y o ile m i w ia d o m o i d la in n y c h k ra jó w p o z o sta ła p ie rw szy m p rz y k ła d e m podobneg o u c zc z e n ia z asłu g i w k o b iecie. M yśl t a z n a la z ła sk w ap liw e p rzy ję cie. N a lis ta c h składkow ych, k rążący ch po w szy stk ich w arstw ach społec ze ń stw a, z ap isy w a li się n ie ty lk o u c ze n i i lite ra c i, a rty ś c i i obyw atele, ale i w szelcy in n i członkow ie ogółu, nie w y łą c z a ją c n a w e t k la s s y rz e m ieśln iczej, ta k, że w p rz e ciąg u k ilk u m iesięcy, z e b ra n o fu n d u s z ja k n a owe czasy b ard zo znaczny. G dy w szy stk o ju ż z o sta ło um ów ione i p rz y g o to w a n e, w d n iu 17-go L utego 1848-go ro k u, w południe, d epu tacja *)»Nina«jest skróceniem imienia»maddalenina«, używanem we Włoszech, a. ponieważ moja Matka rodziła się w Medjolanie, gdzie JSj ojciec, należący do armji Napoleońskiej, przebywał wówczas razem z żoną, tam więc zaczęto córce nadawać tę nazwę, którą i nadal, jako mile brzmiącą, zachowała.

242 236 zło ż o n a z p ro fesso ró w, a rty s tó w, lite ra tó w i in n y c h w ybitn y c h o so b isto ści, p rz y b y ła do m o ic h R odziców, d la z a p ro szenia Ic h n a u cztę. Mówcy w yb rani z pośród grona, w y g łaszali po ko lei przy czy n y i cel swego przybycia. A le jak ież było zdziw ienie obecnych, kiedy J u b i la tk a o d p o w ie d ziała, że ch o ciaż te n dow ód ży czliw ości je s t d la N iej n a d w y ra z c h lu b n y m i ro z rz e w n iającym, je d n a k ż e byłby jeszcze m ilszym Jej sercu, gdyby fundusz p rz e zn a czony obecnie n a chw ilow ą uciechę, zo stał użyty n a sp ełn ie n ie ja k ie g o ś d z ieła trw a ls z e g o, na w y p ra w ien ie ja k ie jś u c z ty d u c h o w ej, do k tó re j m o g ły b y z a s ia d a ć całe p o k o le n ia. W p raw d zie, g d y J ą z a p y ta n o : Jak ie m a być to d z ie ło? Z a m ilk ła p rzez ch w ilę, bo n ie sp o d z ia n e z ap ro sin y zaszły J ą n ie p rz y g o to w a n ą, ale w te jż e c h w ili (jak n a m to n ieraz później opow iadała), w zrok Jój sp o tk ał się z p ro m ie n ie m sło ń ca, k tó re z a g lą d a ło p rz e z okno i w idok n ie b a sp ro w ad z ił J e j p raw d ziw ie n ie b ie sk ie n a tc h n ie n ie. D z ięk i b ły sk aw icznem u sp o k re w n ie n iu pojęć, ra z e m ze sło ń ce m s ta n ą ł Jej n a m y ś li K o p e rn ik, i w d u szy Jój p rz e s u n ą ł się szereg z a p y ta ń : Czyż to być m oże, aby człow iek, co pierw szy odk ry ł p ra w a rz ą d z ą c e te rn n ie b em, co p ierw szy n a z n a c z y ł w łaściw e m ie jsce te m u sło ń cu, n ie b y ł je szcze d o s tate c z n ie u c zczonym n a ziem i, i to n a sw ojej w łasn ó j ziem i? J a k to? G n ie w am y się, że obce n a ro d y śm ieją n a m go w y d zierać, a sa m i n ie u m ie liś m y je sz c z e n a w e t p o w tó rzy ć w ojczystój m ow ie słów, ja k ie z o sta w ił? P iśm ie n n ic tw o n a sz e n ie p o s ia d a aż do te j ch w ili a n i je d n e g o p rz e k ła d u x ią g K opern ik o w y c h! P o la c y, n ie m o żem y c zy tać go po p o lsk u! Czyż się to g odzi? Czyż sam o niebo nie w skazuje w yraźnie, ja k ie tu dzieło m a m y do s p e łn ie n ia? C h w ila n a m y słu b y ła ta k p rz e lo tn ą, że słu ch acze jeszcze się nie spo strzeg li, a ju ż m ów iąca zaczęła w szy stk ie owe m y ś li w y p o w ia d ać g ło ś n o ; p ły n ę ły one z ty m w d zięk iem k raso m ó w czy m, ja k i zazw yczaj to w a rz y sz y ł Jój gorącej w ym ow ie. W koń cu w y raziła życzenie, ażeby fu n d u sz sk ład k o w y z o s ta ł u ż y ty m n ie n a u c ztę, a le n a w ykon an ie i w ydanie pierw szego polskiego p rzek ład u dzieł Mik o ła ja K o p e rn ik a, tej m ó w iła św iętej n ie ja k o d la n a ro d u

243 237 x ięgi, k tó ra b y d źw ięk iem ro d z in n e j m ow y, p rz y s tę p n ie js z ą stać się m o g ła d la czytającśj pow szechności. S łow a J e j z o stą ły p rz y ję te je d n y m g ło sem u z n an ia, a choć m oże z n a le ź li się i ta c y, k tó ry m było ż a l owej u ro czy sto ści, zw łasz c z a ow ych ś w ie tn y c h m ów i to a stó w, ja k ie ju ż sobie n a p rz ó d u k ła d a n o, je d n a k ż e w szy scy z g łę b i s e rc a p rz y k la s n ę li s z la c h e tn e j m y śli, d la k tó re j zisz czen ia, s a m a In ic ja to rk a p o z b aw ia ła się d o b ro w o ln ie w szelk ich rozkoszy ow acyjnej U czty. C złonkow ie D e p u tacji, n a ra d ziw sz y się pom iędzy sobą, o św iad czy li, że n a czele z a m ierzo n e g o p rz e k ła d u d zieł K o p e rn ik a, z o sta n ie z am ie sz c z o n ą D e d y k acja d la T w ó rczy n i pom y słu, i p ro s ili J ą. ażeb y o b ję ła n ajw y ższe k iero w n ictw o n a d całem tóm przedsięw zięciem. N ie k tó rz y tś ż z o b e cn y ch, p rz e w id u ją c w ysokość kosztów, ja k ic h n a k ła d będ zie w y m a g ał, p rz y rz e k li, że p o m n o ż ą swoje ofiary, je ż e li d o ty ch c zaso w a s k ła d k a okaże się n ied o stateczn ą, czego i d o p ełn ili w przyszłości. N a k o n iec, p rz e w o d n iczący D e p u tacji J ó z e f D jonizy M inasow icz, z a m k n ą ł p o sied z e n ie o s ta tn ią p rzem o w ą, w k tó rej stre śc ił p o czątek spraw y, jćj now y zw ro t i u czucia zeb ra n y c h. W sz y stk ie p o p rz e d n ie odezw y, ró w n ie ja k i o d pow iedź m ojej M atk i, n ie z o s ta ły n ie s te ty s p isa n e i b ezp o w ro tn ie zag in ęły. To je d n o ty lk o p rzem ó w ie n ie o c alało ; m ó w ca b o w iem p o w ró ciw szy do siebie, te g o ż d n ia jesz cze z p a m ię c i je s p isa ł i n a z a ju tr z M atce m ojej p rz y s ła ł. B ę d ą c d o tą d w p o s ia d a n iu te g o rę k o p ism u, p rz y ta c z a m tu głó w n iejsze z eń u stęp y, ja k o n a jle p sz y d o k u m e n t owej c h w ili: Nie w ypow iem sn ad n o, ja k m iłeg o d la m n ie dopełn iam dziś obow iązku, ja k d um ny jestem, i tą u fno ś c ią k tó r a m i t u sp o in ie z ty m i p a n a m i p rz e m ó w ić d o z w o liła, i sam em z le c e n ie m, k tó re o d e b ra liśm y w im ie n iu lic z n y c h p rz y ja c ió ł d o m u P a ń s tw a W acła - w o w stw a Ł u sz czew sk ich, a ra z e m p rz y ja c ió ł in te llig e n - cji polskićj. Od la t w ie lu d ło ń I c h g o ścin n a, d o m te n d la p rz y ja c ió ł o tw o rz y ła, n ie w c e lu ro z ry w k i k ilk o -ch w ilo w ej, i d la teg o, u lo tn ej ja k c h w ila ; t u m y śl, co n ie sam y m

244 238 ch lebem pow szednim się k arm i, pojęła w yższe cele życia, bo p o trz e b y d u c h a ; i z e sz li się p o b ra ty m c y w tćj d z ied zin ie, i ja k w p rzó d c zu li p rz y ja ź ń, ta k t u j ą zro z u m ie li. K to k o lw ie k w tó rz y ł m y ś li żyjącćj w ty m dom u, k to k o lw ie k ty lk o do niej z a tę s k n ił, p rzy jm o w an y b y ł z o tw a rte m i rę k o m a. Z n a jo m i sp iesz y li ja k do sw o ic h ; o b c y ch w y szu k iw an o po z a c is z a c h ; z pod p ło m y k a la m p k i stu d y jn ćj w y p ro w ad zano pod p e łn y b la s k to w a rz y sk ieg o św iecznik a ; n ie śm ia łe m u d o d aw an o o d w a g i; byw ało, że z b liż ają c n ie k tó ry c h do sieb ie, d ołożono w a rstw y n iz in ie ; bo t u w szyscy zsz e d łsz y się, tw o rz y li je d n ą c ało ść, je d n y m o ży w io n ą d u ch em, p rz e d s ta w ia ją c ą m y ś l je d n ą. K tóż n ie p rz y z n a ł od daw n a, że s a lo n P a n i Ł u szczew skiej był i je s t ogniskiem, w którem się zjedn o czyły w sz y stk ie b a rw y p ry z m a tu w ied zy k ra j o wej w k tó ry m n ie je d e n p o m y sł s ta ł się czy n e m czasem je d e n w ieczór, p ierw szy m k ro k ie m p o s tę p u je d n o słow o p rz y c h y ln e, z a c h ę tą lu b lis tk ie m w ieńcow ej n a g ro d y? Żeby to spraw ić, p o trz e b a przew agi um ysłu, potrz e b a siły w oli, w y trw a ło ści w czynie ; ale to w szy stk o je szcze n ie b y ło b y d o ść: p o trz e b a m a g n e ty z m u u c zu cia. B ęd zie bez n ieg o k a te d ra, b ęd zie to w a rz y stw o u c z o n y c h sp o łeczności n ie b ę d z ie. I d la te g o, cześć k o b ie to m,k tó re, ja k T y P an i, ro z u m ie ją, c zu ją i d z ia ła ją! D ziałan ie k o b ie ty je s t ciche, a je s t w ielk ie ja k d z ia ła n ie p rz y ro d y, ożyw cze ja k k ą p ie l ro s y d la k w ia tu o m d la łe g o od s k w a ru ; cudow ne ja k w n ik a n ie w o n i i b a rw y w je g o k ie lic h ; i d la te g o też cu d a zaw sze tw o rz y ło. Z b łąk a n e g o, po k łę b k u w yw odziło z la b i ry n tów. N a rozdrożu, praw y gościniec d robnym p alu szk iem w skazyw ało. G dyby go n ie b y ła n a tc h n ę ła k o b ie ta, tru w e r n ie b y łb y z d o ła ł c ic h ą ro m a n c ą p rz y tłu m ić d z ik ic h w rz a sk ó w b ie siad, n i b rz ę k u p rz e p e ł n io n y c h p u h a ró w. P ó ty, d u fn y w ż e la z n ą d ło ń zam - kow iec, sp ad ał ja k sęp, z obronnćj swój sk ały n a b ra te rsk ie siedziby, a sp ad ał z m ordem i pożogą, i rw ał

245 najśw iętsze w ęzły społeczne, pólii go nie zak lęto dw o m a słow y, a te słow a b y ły : C ześć k o b iecie! Skoro d a m a serc a p rz e p a s a ła go k o lo ra m i sw ojem i, w ierzy ł, iż go p o cisk n ie tr ą c i; w ą tła tk a n k a b y ła d la n ieg o p aiżą; gdyby n ie szkaplerz, b yłaby talizm an em. D ziw y te ż o n im ś w ia t ro z p o w ia d a ł; a ja k n ie m ia ł czynić tych. dziwów, k ied y w śród w aru bitw y, K rzyżow iec spoty k a ł u b o k u K lo ry n d ę, k ie d y ra n ę w ią z a ła m u w P to - le m aid zie, k o b ie ta? G dyby n ie o na, nie m ia ła b y G re c ja w iek u, k tó ry d ziś je szcze św ieci w dziejach, lu d z k o śc i; bez niej, n ie b y ło b y m oże m a la rs tw a n i rz e źb y, i je ż e li k u n s z ta te n ajpraw sze płody pom ysłu ludzkiego śm iały w stą p ić w p rz y b y tk i św ięte, i je ż e li ta m, w obec cu d o w n o ści b ó stw a, n ie p rz e s ta ły b y ć c u d em człow ieka, to d la tego, iż w przód k ob ieta -G racja sp o jrzała n a nie, i po w ie d z ia ła że piękne. N ie m a a rty z m u n a W sc h o dzie, bo n ie m a s p o łeczeństw a ; n ie w olno ta m d z ia ła ć kobiecie, ona w h arem ie, jej lice pod fałd am i m u ś lin u. Jeżelim d o tk n ą ł n ie k tó ry c h m o m en tó w, k tó re w y b itn ie j p rz y św iec a ją m y śli m ojój w d z ie jach k u ltu r y lu d zk o ści, to d la te g o ty lk o, że P a n i sam a, n ie p rz y z n a - ła b y ś m oże w całej p e łn i te j w ład zy, ja k ą zaw sze p łeć je j w y w iera ła, a tó m m uiój p rz y z n a ła b y ś j ą so b ie; bo n ie z Tw ego stan o w isk a o c e n ia ć w ra ż en ie o d e b ra n e od C iebie. W rażen ie to p rzecież je s t siln e w ty c h,' k tó ry m p o zw ala sz g o ścić w T w ym d o m u ; a je s t i trw a łe, bo n ie ch w ila, a le ch w il w iele je w y ro b iło, a czas je s t p ro b ie rz e m p ra w d y. Szło ty lk o o to, ja k im b y sposobem Ci to pow iedzieć? P ra g n ę liś m y p ro sić Cię, w ra z z M ałżo n k iem T w o im, abyś ra c z y ła siąść z n a m i u s to łu u c z ty, p rz y k tó ry m g ro n o c zc ic ie li T w oich, c h cia ło Ci w y n u rz y ć słow o p o d zięk i i u w ie lb ie n ia d la C iebie, b y te rn słow em, u- p rz e jm o ści d o m u W aszeg o z p o ls k ą s erd ec z n o śc ią o d pow iedzieć. Ale słow o byłoby pręd ko p rzeb rzm iało ; obrzęd,

246 240 to g o d z in a echo to a s tu, c h w ila. Czas, w iększe n a d to rz e c z y zaw iew a, ta k ja k w ic h er zaw iew a step y p ia skam i. Je d n a k że z pod p iask ó w w y jrzy z czasem g ra n it, co go p rz e d la t ty s ią c a m i, p rz e k u ło w h o g a p le m io n m in io n y c h, d łu to n ie o d g a d n io n e g o n ig d y sn y cerz a. A w ięc h u ra g a n n ie zasy p a ł m yśli, co k ied y ś ta m m ia ła k rew i ciało. M yśl w ielk ieg o z io m k a n aszeg o, k tó re g o n a m zazd ro szczą ci, co n am w szystkiego pozazdrościli, w y c z y ta ła w p rz e s trz e n ia c h te p raw a, ja k ie gw iazd o m n a d a ł S tw o rzy c ie l; n a s z ła n a d ro g i, k tó re m i ś w iaty ż e g lu ją po b e z ś le d n im n ieb io s o cean ie. I k a żd y z n a s w ie o te rn, i cieszy się, i c h lu b i, i b ro n i zaszczytn ej sp u ścizn y od p rz y w ła sz c z y c ie li; a le z ty sią ca, je d e n ledw ie m oże p o s łu c h a ć z a m a rłe j m ow y, w k tó rćj te cu d a sam m is trz opow iad a. W iem y, co m y śl n a tc h n io n a K o p e rn ik a o d g a d ła, a le ilu ż je s t ta k ic h, k tó rz y w iedzą, ja k u niego m y ś l s n u ła się z m y śli, p ó k i m y śl n ie s ta ła się p ra w d ą? K opernik p is a ł ty lk o d la u c z o n y c h św iata, i n ie z a w in ił w tern, ho i ci go z ro z u m iść d ługo n ie m o g li; p is a ł w ięc n a rz ec z e m, ja k ie w ów czas u m ó w ili m iędzy s o b ą u c ze n i, po ła c in ie. I oto, w e d łu g T w ego w łasn eg o w y ra ż e n ia : P o la k n ie p rz e c z y ta słów, p isan y c h p rzez n ie ś m ie rte ln e g o P o la k a! Pozw olisz P a n i, że n a dow ód szacu n k u ja k i w n a s w z b u d ziłaś, pod w e zw an iem T w ego Im ie n ia, i za T w oją w sk a zó w k ą, o d d a m y cześć te j m y śli, k tó ra ty le m a u C iebie z n aczen ia, i p o łą c zo n e m i siła m i w sz y stk ic h k tó ry c h m am y z asz czy t p rz e d sta w ia ć z ajm iem y się, ab y p rz e k ła d p o lsk i p ism M ikołaja K o p e rn ik a, u c z y n ił je p rz y s tę p n e m i k a ż d e m u je g o ziom kow i, i aby rzeczo n o w c zasie : I to ta k ż e w in n iś m y k o b ie c ie ; b y ła n ią K in a Ł u s z c z e w s k a. N a p rz e sła n ie te g o p a m ią tk o w eg o rę k o p isu, M atk a m o ja o d p o w ied ziała lis te m, w k tó ry m ta k ż e s ta r a ła się pow tórzyć to, co m im o w o ln e w czo rajsze w zru szen ie, zb y t słab o oddać jej dozw oliło. Tak. dzięki ow em u listo w i

247 n i p rz e ch o w a ły się n ie k tó re J e j w y ra ż e n ia z a p a m ię ta n e ze d n ia p o p rz e d n ie g o ; w y ra ż eń ty c h je d n a k je st z aled w ie k ilk a, i n ie m o g ło ic h ta m być w ięcój, gdy tre ś ć lis tu w y m ag ała o d m ien n eg o z w ro tu ; g łó w n y m je g o celem było u ro e z y ste p o d zięk o w an ie w sz y stk im p rz e d sta w ic ie lo m sp o łec zeń stw a, w k tó ry c h im ie n iu D e p u tacja w czo raj p rz e m a w ia ła, i k tó ry m dziś m iała naw zajem o dnieść dziękczynne słow a J u b ila tk i. Poczem zaraz, w yw iązując się z w łożonych n a sie bie obow iązków, In ic ja to rk a zajęła się gorliw ie p okierow a n iem p rzedsię w z ię c ia. P rzeło ż e n ie d zieł K o p e rn ik a n a język polski, pow ierzyła D yrektorow i O bserw atorjum W a r szaw sk ieg o, J a n o w i B a ra n o w s k ie m u ; n a p isa n ie Ż yw otu, P ro fesso ro w i D o m inikow i S zulcow i. Z w ró ciła się tóż do a r ch eo lo g ó w i a rty s tó w, k tó ry c h p o m o c b y ła p o trz e b n ą, a n a- k o n iec, z p o m ię d z y d ru k a rn i, w y b ra ła n a jle p sz ą w owe czasy, S ta n is ła w a S trą b s k ie g o. W ty m p ie rw o tn y m p ro g ra m ie, je d n a ty lk o z czasem z a s z ła z m ia n a : P ro fe ss o r S zu lc z ap u śc ił się w ta k m o zo ln e b a d a n ia h is to ry c z n e, że n ie w y d ąży ł z n a p isa n ie m Ż y c io ry su K o p e rn ik a. W o s ta tn ie j ch w ili, m u s ia n o p o ru - czy ć tę ro b o tę J u lja n o w i B arto szew iczo w i, k tó ry m im o k ró tk o ś c i czasu, w y k o n a ł j ą p o rz ą d n ie. C en n a p ra c a D o m in ik a S zu lca w yszła później, w oddzielnćj xiążce. A le to w szy stk o n ie ta k z a ra z je sz c z e n a stą p iło. T łu m aczen ie x ię g i O o b r o ta c h c ia ł n ie b ie s k ic h, z b ie ra n ie m a te rja łó w p rz e d w stę p n y c h, w y k o n y w an ie ry su n k ó w, o raz ty s ią c in n y c h w y d a w n iczych zabiegów, p o trw a ło aż do ro k u 1854-go. A ty m c z ase m, zw y k ły m b ieg iem rz eczy lu d z k ic h, l a ta p rz y n o s iły w iele o d m ia n, ta k w sk ład z ie osób d z ia ła jących, jak i w k ie ru n k u ich m yśli. Nie w szystkie te odm ia n y w y p ad ły szczęśliw ie... T u ta j tó ż p rz y c h o d zi m i d o tk n ą ć je d y n e g o ro z d ź w ięk u, ja k i się o b jaw ił w te rn dziele, d o tą d ta k h a rm o n ijn e m. Z p o m iędzy członków d aw n ej D ep u tacji, k tó rz y pod p rz e w o d n ictw e m J u b ila tk i tw o rz y li K o m ite t W ydaw niczy, w ie lu i to n ie s te ty n a jż y czliw szy c h u b y ło w cią g u ty c h la t k ilk u. J e d n y c h b u rz e ro z n io s ły po d a le k im św ięcie, in n y ch śm ierć z ab rała. Ci zaś k tó rzy pozostali, zapom in ając zw olna o pierw o tn y ch zobow iązaniach, coraz to DEOTYMA WYBÓR POEZJI. X. II. 1 6

248 242 zazd ro śn iej zaczęli usuw ać m oją M atkę od steru w ydaw niczego, co raz to sam o w o ln iej w sz y stk ie m ro z p o rz ą d zali. W id o czn ie, k o rc iło ic h p o z o staw a n ie p od p rz y w ó d ztw em k o b ie ty, k o rc iło ic h zw łasz c z a p o staw ie n ie Jej im ie n ia n a czele p o m n ik o w ej x ięg i. Z d aw ało sie im, że byle ty lk o to im ię u s u n ę li, a c ała c h lu b a d o k o n an eg o p rz e d sięw zię cia s p ad n ie w y łącznie n a ic h głow y, p rz y n a jm n ie j w oczach cudzoziem ców, n iezn ający ch przebiegu spraw y. A żeby d o p iąć sw ego c elu, cóż p o w aży li się u czy n ić? O to, D ed y k ację d la T w ó rczy n i p o m y słu w y rzu cili z całeg o w y d a n ia, i ty lk o d la n ie p o z n a k i zo sta w ili j ą w ty c h k ilk u n a stu ex em plarzach, k tó re m iały być do Jćj rą k złożone. T a k a z a m ia n a h o łd u p u b liczn eg o n a g rzeczn o ść p ry w a tn ą, b y ła p o tró jn e m w y k ro c z en ie m : ra z przeciw p ro stej słu sz n o ści, d ru g i ra z p rzeciw so len n ej o b ietn icy, a n a- k o n iec i p rz e ciw d łu g o le tn ie j p rz y ja ź n i, ja k ie j d o zn aw ali w dom u m oich Rodziców. M oże sąd z ili, że ta je m n y ic h sp isek, d z ię k i ow ym k ilk u n a stu niepokaleczonym exem plarzom, przejdzie n ie p o strz eż e n ie? A le ra c h u b y om y liły, w o s ta tn ie j chw ili z d ra d a się w y k ry ła, i ów d zie ń u ro c z y sty, w k tó ry m dorę c zy li m ojej M atce p ie rw szy e x em p larz W arsz aw sk ieg o w y d a n ia, z a m ia s t p rz y n ie ść sp o d ziew an ą rad o ść, z ap isa ł s ię o w szem p rz y k rą d a tą w ro c z n ik a c h n a sz e j p am ięci. W p ra w d zie M atk a m o ja, w yższa n a d o so b iste w z g lę dy, p o z o s ta ła i n a d a l w u p rz e jm y c h sto su n k a c h z te m i k tó rz y J ą p o k rzy w d zili, a le s e rc a Jej b lis k ic h, tern silniój krzyw dę tę odczuły. I ta k, ro zesz ło się po św iecie w y d an ie, o d a rte ze sw ojej pierw sze j, p a m ią tk o w ej k a rty, pozbaw ione im ie n ia, k tó re je n a tc h n ę ło, try u m f zaw iści w y d ał się s ta n o w c z y m, i zw o ln a w szy stk o z o sta ło p rz y sy p an e la ta m i g łu chego zapo m n ienia. C zas je d n a k ż e p o k a za ł, że z ap o m n ien ie to nie było zu p ełn ćm, i ż e ja k p o w ied ział w yżej p rz y to c z o n y m ó w ca..g ra n it M yśli, p ręd zej czy późniój, zaw sze w yjrzy z pod zaw iew ającycli go piasków. B lisk o we d w a d zie ścia lat. późniój, gdy k ra j n asz cały, i c a ła E u ro p a, p rzy g o to w y w ały się do czterech setn e j ro c z n ic y u ro d z in K o p e rn ik a, w idok ty c h p rz y g o to w a ń roz

249 243 b u d z ił w e m n ie w iele b o lą c y ch w sp o m n ień, i o d n o w ił u c z u cie żalu. T ym czasem, w łaśnie ów ro k 1873-ci, m ia ł p rzy n ie ść m i u k o jen ie, i choć w części z ad o ść u czy n ił te m u, czego nie d o trzy m ała przeszłość. G łów ny k ie ro w n ik ó w czesn y ch u ro c z y sto śc i, z a c n y X iąd z Ig n a c y P o lk o w sk i, w ezw ał m n ie listo w n ie do w zięcia u d z ia łu w A lb u m ie J u b ile u sz o w em. L ist je g o b y ł m i n a d zw yczaj m iły m, a co m ię w n im ucieszy ło, to n ie z ap ro sin y do w sp ó łp ra co w n ic tw a (z a stra s z a ją c e ow szem tru d n o ś c ią zad an ia ), ale pow ód o\yych zap ro sin, w yłuszczony w n a stępnych w y razach : D o sto jn a ś. p. R o d zic ie lk a P a n i, czy n em i sło- w am i z achęcają c do tłu m a c z e n ia d zie ł K o p e rn ik a, śniętem i niejako dla narodu n a z w a ła je g o x ięgi, któreby dźwiękiem rodzinnej m ow y przystępn iejsze się stać m ogły dla czytającej powszechności. I te m i słow am i, i czy n a m i p o d ję tem i w sp raw ie K o p e rn ik a, im ię sw e n a zaw sze zapisa ła w p a m ię c i n a sz e j. To w ięc w sp o m n ien ie o- śm iela m nie do p ro szen ia, w im ieniu n as w szystk i c h.... a żeb y P a n i z e c h c ia ła.... itd. itd. N a ta k ie zak lęcie, d o w odzące, że d aw n e d z ia łan ie m ojej M atk i n ie z o sta ło z a p o m n ia n e m iędzy czcicielam i K opernika, i że Jej to w łaśnie zasługom zaw dzięczam za szc z y t o b ecn eg o w ezw an ia, z p ra w d z iw ą ra d o ś c ią z a b ra ła m się do p racy n a d Słoneczną K antatą. A gdy jeszcze zn ak o m ity n a sz m is trz p ę d zla, W o jc ie c h G erson, z a m ie śc ił Jćj w iz e ru n e k w J u b ile u sz o w e m A lb u m ie, g d y K o m ite t W ie l k o p o lsk i z a ż ą d a ł, ażeb y m u a d zień O bchodu, p rz y s ła ła do T o ru n ia ów p ie rw szy e x em p larz J e j o fiarow any, i zw ró cił m i go z p o d p isam i D e leg a tó w, s tw ie rd z a ją c e m i n a now o D e d y k acyjn ą k a rtę, g d y w w ielu ó w czesn y ch p rz e m ó w ieniach i xiążltach, o d n alazły się d la Niej słow a sp raw ied liw ości, w ted y serce m oje sw o b o d n iej o d e tc h n ę ło, bo ch o ciaż te k w ia ty u z n a n ia w y ra s ta ły późno, ch o ciaż T a d la k tó re j m ia ły k w itn ą ć, n ie m o g ła już ic h w id zieć z ie m sk ie m i o czam i, je d n a k i to je s t p o ciech ą, k ied y n a d ro g im g ro b ie, znajdziem y w ieniec położony przez życzliw ą ręk ę. 16*

250 Str W śród pokus, szedł tak nieskaèenie, Źe gdzie stopą zatrzym ał, rosła lilja biała. Str P rzyw dział szaty duchowne. I nietylko szaty: Ż y ł ja k duch. N a w ysokie c n o ty K o p e rn ik a, ż ad e n z jego b io g ra fów n ie z w ró c ił ty le u w a g i, co J a n C zy ń sk i (K o p e rn ik e t s es tr a v a u x P a r i s c h e z E e n o u a r d 1847) i ta e ty c zn a c e c h a n a d aje rz a d k ą p o d n io sło ść jego xiążce. A u to r ch c iałb y n a w e t w idzieć n a szeg o n ieh o zn aw cę z a liczonym w p o czet Ś w ięty ch P a ń s k ic h. N ie p rz e są d z a ją c słu szn o ści p o d o b n eg o ży czenia, m u s im y w szakże p rz y z n ać, że b y ł to człow iek n ie ty lk o zjaw iskow o w ielk i, a le i zjaw iskow o czysty ; w całóm jego życiu n iem o żn a znaleźć ani jednego cien ia ; a ileż ta m ś w ia te ł! 1 ja k ic h! K o p ern ik a été le p re m ie r des h o m m e s a u q u el le C réateur ré v é la ses secrets, le p lan de la création, la p e n sée qui présid e au m écanism e de l un ivers. 11 m est im possib le de d o n n e r u n e id ée e x acte de m o n b o n h e u r après avoir approfondi la vie e t les tra v a u x de cet hom m e in c o m p a ra b le, a u ssi h a r d i p e n se u r que c ato liq u e p ieux. Q u an d to u t le m o n d e s in c lin e d e v a n t le g én ie de K o p ern ik, q u a n d c h a c u n re n d h o m m a g e à la ju s te s s e de so n sy stèm e, à la p ré c isio n de ses c alcu ls, q u a n d les poètes d iv in is e n t sa r a i son, m o i je m e p ro s te rn e d e v a n t sa p ié té. N on, n o n, ce ne fu t p as u n h a s a rd, u n coup de fo rtu n e, u n h e u re u x é la n d e s p rit q u i c o n d u isit K o p e rn ik à la d é co u v erte la p lu s p ré cieuse. 11 fa u t l a ttr ib u e r à sa confiance d an s la sag esse de Dieu. K op ern ik ne s arro g e a it pas la puissance lég isla tiv e, il n a p a s créé u n sy stè m e, il o b s erv ait, il c h e rc h a it u n e c o m b in a iso n d ig n e de la p ré v o y ance d iv in e, e t après tr e n te a n s de re c h e rc h e s la b o rie u s es, il tro u v a le sy stè m e d u C ré a te u r. K o p e r n ik e t ses tr a v a u x p a r J e a n C z y ń s k i P a r i s 1847 p a g. 5. Le s e n tim e n t re lig ie u x qui p ré s id a it à ses re c h e rc h e s e t à ses a ctio n s, n a p a s a t tir é l a tte n tio n de ses h is to rie n s. P a s u n n a c h e rch é sous ce r a p p o rt l in flu en ce q u il a p ro d u it s u r le s g ra n d s h o m m es ç[ui l o n t su iv i. T a m ż e p. 18. Je re n d s g râ c e à D ieu q u il m a it p e rm is de c o n sa c re r m es v e ille s à l é tu de s u r K o p e rn ik, A u cu n e vie n e ré su m e m ieu x l a llia n c e

251 245 de la religion e t de la science. O e s t d a n s c ette u n io n que r é s id e n t l'u nité e t le n o e u d g o rd ie n de l a v e n ir. T a m ż e p. 19. Str Tknięty ogromem cierpień co ludzkość druzgoce, Zaczął szukać w p rzy ro d zie zdrowiodawczyćh cudów ; Ze.ciąg H ipokratycznych zbadyw ał je j moce; Wędrowiec, pośród obcych w yśledzał je ludów. Pod je s ie ń 1501 r. p o w itaw szy u lu b io n ą ziem ię W ło sk ą, p o w ita ł p o w tó rn ie u c z o n ą A k ad em ję P a d ew sk ą, n a j s ły n n ie jsz ą m ed y c zn y m w y d ziałem. T u... u częszczał n a j p rz ó d n a w sz y stk ie w y k ład y m ed y cy n y, c z y ta ł w ie le... stu d jo w ał o g ó ln ik i H ip o k ra te s a, u tw ie rd z a ł je w p a m ięci swój, do a n a to m ji n a jw ię k sz ą p rz y w iązu jąc w agę, z k tó rej... popisyw ał się w Padw ie w racając z W łoch do P o l sk i, za co i sto p ie ń d o k to ra m ed y cy n y o trz y m a ł. Ż y w o t M ik o ła ja K o p e r n ik a p r z e z X i ę d z a l g n a c o g o P o l k o w s k i e g o G n i e z n o 1873 D r u g i e w y d a n i e S t r Str Kolejno w ypytaw szy narody i wieki, W rócił n ad W isłę, o sia d ł w m iasteczku ubogićm ; Tam w łasn em i rękom a p rzyp ra w ia ją c leki, R ozm aw iał z prostaczkam i, albo m ilczał z Bogiem. C isnęły m u się rzesze u okien i bram y. C e p en d an t la m o d e ste r e tr a ite de K o p e rn ik se re m p lis s a it c h aq u e jo u r de m a la d e s p a u v re s. N on seu le m e n t il le u r d o n n a it des co n seils, m a is, h a b ile d a n s l a r t de p ré p a re r les re m è d e s, il le u r o ffra it des m é d ic am e n ts. Ses c u re s p ro s q u e m ira c u le u se s lu i fire n t u n e si g ra n d e re n o m m ée, que les m a la d e s des c o n tré e s élo ig n ées, d élaissé s p a r d a u tre s m é d ecin s, a r r iv a ie n t a u p rè s de lu i. L es d o cteu rs les plus distin g ués, d an s les cas difficiles, é c riv a ie n t à K o p ern ik e n fa is a n t a p p e l à son s av o ir e t à so n ex p é rie n c e. K o p e r n ik e t ses t r a v a u x p. J. C z y ń s k i P a r i s 1847 p. (59. L évêque G isius a s s u r e... que d a n s l a r t de g u é rir il é ta it si h e u re u x e t si h a b ile, q u on le p re n a it p o u r u n n o u v e l E s c u la p e. I l p r é p a r a it c e rta in s m é dicam en ts avec ta n t de soin e t de b o n heu r, il les ap p li

252 q u a it si h e u re u s e m e n t, que les p a u v re s, so u lag é s p a r ses so in s, le v é n é ra ie n t com m e u n e d iv in e p ro v id en c e. A ddi-,,dit v ero Gisius cum fu isse q u a si a lte ru m A esc u lap u m in m e d icin a h a b itu m : id in te r p r e ta r i sic d e c e t quod sin g u - la ria q u a ed a m re m e d ia e t p ro b e c alev e t, e t ipse p a ra v e t et fé lic ite r a d liib ev et, e a e re g a n d a in p a u p e re s qui ip su m id circo u t n u m e n q u o d d a m v e n e r a r e n tu r. T a m ż e p. 96. Z ad ziw iające je g o w iadom o ści w tój g a łęzi n a u k ro z e sz ły się w k ró tc e po cały m k ra ju, i n a d a ły m u im ię E s k u la p ju s z a. S am n a w e t d a w n y n ie p rz y ja c ie l k siążę p r u ski A lb ert w r w ezw ał jeg o pom ocy do jednego z doradców sw oich (Jerzego K urheim a ), do tkn iętego ciężką s ła bością. K o pern ik je d n a k nie czyniąc z m edycyny pow ołan ia życia n a w iększy ro zm iar, w odosobnieniu swojćm n a j ży w szą z n a jd o w a ł p rz y je m n o ść w n ie sie n iu u lg i cierp ien io m n ie d o s ta tn ié j lu d z k o śc i. Życie M ikołaja K opern ik a p r z e z D o m i n i k a S z u l c a W a r s z a w a 1855 S t r. 48. S tr 156. Ilekroć glon narodu za w o ła ł nań: Synu! G w iazdą obywatelską p rzyśw ieca ł do zgody. Obecny, g d y zadano r a d y albo czynu, Zn ikał, gdy rozdaw ano dostojne nagrody. Z asłużył się K ap itu le, B iskupom i królom, zasłu żył się n au ce... ale w ogóle życie prow adził w ięcej sa m o tn e, k o n te m p la c y jn e, d a le k ie od b la sk ó w św iato w y c h. Życie M. K op ern ik a p r z e z J u l j a n a B a r t o s z e w i c z a w W a r s z a w s k i é m w y d a n i u d z i e ł a : 0 obrotach ciał niebieskich 1854 P a g. LX V III. J a k obywatelska d z ia ła ln o ś ć K o p e rn ik a b y ła sze ro k ą i n ie z m o rd o w a n ą, ła tw o się p rz e k o n a ć ze w sz y stk ic h je g o ży ciorysów, a z w łaszcza z p rz e w y b o rn éj p ra c y X ięd za I g n a cego P o lk o w sk ieg o : Ż yw ot M ikołaja K opernika, w y d an y w G n ieźn ie w 1873-m ). A le te ż c z y te ln ik p rz e k o n y w a się ta m z a ra z e m, ja k ów m ę d rz e c z g o łę b ią duszą, n ie u m ia ł d la sam ego siebie o nic się upom nieć, ja k m ów iąc po- ) Xiążka ta, oprócz wielu rzeczy cennych, zawiera tak wyczerpujące i zw ycięzkie udowodnienie narodowości polskiej Kopernika, że od czasu jfij wyjścia, wszelkie pretensje Niem ców stały się już po prostu niemożebnę.

253 spolitém w yrażeniem n ieu m iał się m iędzy ludźm i sprzed ać. To tćż om ijały go n ajzasłu żeń sze zaszczyty i godności, n a p rz y k ła d B isk u p stw o W arm iń sk ie, n a k tó re Z y g m u n t I-sz y czy n n ie go p o p ie ra ł w 1537-m ro k u. P o m im o k ró le w sk ieg o z a le c e n ia, K a p itu ła w o la ła u czy n ić in n y w ybór, p rzez co p o k rz y w d z iła n a p ra w d ę n ie ty le K o p e rn ik a, ile s a m ą sieb ie. N ie p rz e c z u ła, ja k w ielk iej c h lu b y w dziejach się pozbaw ia. S łr Co wieczór, n ad szum ną otchłanią, O tw ierał w szystkie gan ki schludnej swej kom n aty, Z trzech stron oblanej morzem. W P is m a c li J a n a Ś n ia d e c k ie g o ( w y d a n i e M. B a l i ń s k i e g o W a r s z a w a 1837) w T om ie D ru g im, w R ozp raw ie o K operniku, c zy tam y n a S tro n n ic a c h 202-ćj i 205-ćj : T adeusz C z a c k i... i M arcin M o lsk i... o b je żd żają c P rusy daw ne Polskie i W arm ją, o K operniku to m i donieśli w liście sw oim, 12-go S ie rp n ia 1802 z K ró le w c a p isan y m : B yliśm y w je g o d o m u : n ie w ie lk ą n a w yższćm p iętrze z a w ie ra izbę, z k tó re j je s t g a le ry a do daw nej jego G wiazdouwazni. i sch o d y je sz c z e z d o łu m o ż n a w u ło m k u w idzieć N a trz y s tro n y m ia ł p rz e sm y k m o r d k i w w idoku, a n a czw a rte j ró w n in ę, k tó rą, p o sta w io n a później w ieża zasło n iła, itd. S tr W p a try w a ł się w św iaty, P y ta ł o nie Chaldeów i Plolomeuszów. Ich odpowiedź, zm ikłana była i nieśm iała. I dziw ił się, ie p raca największych genjuszów, Tak nieudolne dzieło Bogu przyzn aw ała? P e n d a n t q u a to rz e siècles l école de P to lo m ée, s a p p u y a n t s u r des s u p p o sitio n s e rro n é e s, é g a r a it les re c h e r ches des m a th é m aticien s e t des philosophes l'a n s le m é c an ism e d u m o n d e s id é ra l, on re m a rq u a it u n e a n a rc h ie, u n d é so rd re, u n m a n q u e de p la n e t d e n se m b le C é ta it u n e c o h u e b o h u e qui fa is a it p itié. C e st ce q u i fit d ire à A lp h o n se, ro i de C astille : Si D ieu m a v a it d e m a n d é c o n seil s u r l o eu v re de la c ré atio n, j a u ra is p ré p a ré u n p la n p lu s sim p le e t p lu s ra is o n n a b le. K o p e rn ik p r it ces p aro -

254 les p o u r u n b la sp h è m e. A u lie u d 'a c c u s e r le C ré a te u r d in e p tie, il p ré fé ra c o n d a m n e r le s re c h e rc h e s h u m a in e s. I l é ta it co n v ain cu que D ieu ne p o u v a it p as p ro d u ire u n e o eu v re d is c o rd a n te e t m o n s tru e u se. C ette c o n v ictio n p ieu se a n im a so n c o u rag e, p ré s id a à ses re c h e rc h e s, e t ap rès de p é n ib le s effo rts lu i p e rm it de d é co u v rir la p lu s p e rfa ite h a rm o n ie d a n s le p la n d u g ra n d a rc h ite c te de l u n iv e rs. D é co u v erte p récieu se, p a rc e q u elle n o u s dévoile la p en sée d iv in e. E n e x a m in a n t l a n c ie n sy stè m e, K o p e rn ik s é to n n e que le s m a th é m a tic ie n s e t le s p h ilo so p h e s n a ie n t p u d o n n e r a u cu n e fo rm e h a rm o n ie u s e a u m é c a n ism e de l u n iv e rs, e t que to u te s ses p a rtie s m a n q u e n t d e n se m b le e t de sy m étrie. On p e u t, d it-il, c o m p a re r le u r o u v rag e à c elu i qui a u ra it ra m a ssé, de d ifféren ts e n d ro its, le s m a in s, le s p ie d s, la tê te e t d a u tre s p a rtie s d u co rp s, qui n o n t a u c u n ra p - p o rt les u n s av ec les a u tre s, de s o rte q u il en co m p o se ra it p lu tô t u n m o n s tre h id e u x q u u n e c ré a tu re h u m a in e... E n e x a m in a n t c e tte m o n s tru o s ité d a n s le m é can ism e s id é ral, et ce m an q ue de p récisio n d ans les rech erch es des m a th é m a tic ie n s, mon âm e en souffrait de ce q u on n a v a it p as tro u v é la ra is o n c e rta in e d u m o u v e m e n t s id é ra l, qui, d après n o tre avis, a été cré é p a r le p lu s sag e e t le p lu s p a rfa it des o u v rie rs *). V o ilà le v ra i m o tif de to u te s les re c h e rc h e s de K o p e rn ik, de son co u rag e e t de sa p e rsév é- re n e e. K op ern ik et ses trav. p. J. C z y ń s k i p. 5. e t s u iv. Str W xiege za k lą ł te odkrycia, Lecz xiege ukrył. Chwały lękał się ja k zbrodni. L at trz y d z ie śc i sześć chow ał je w u k ry c iu p rz e d ś w ia te m. Życie M. K o p e rn ik a p r z e z J. B a r t o s z e w i c z a w W a r s z a w s l c i é m w y d. z 1854 P a g. L X X III. W ielk i te n c z ło w ie k... a n i p ra w w ła sn o śc i, k tó re m a do sw ych w y n alazków, ż a d n e m p rz y w ła sz c z e n ie m, a n i swój c h w ały ż a d n ą n ie s k a z ił p ró ż n o ścią. W y la n y n a dobro p ra w d y i n a u k i, s ta ł się ty m w sz y stk im d ro b n y m p o ru s z e n io m n ie d o stęp n y, i d la teg o, żeby z n a u k ą ta k ś m ia łą oswoić uprzedzone um ysły, s ta ra się praw ie odjąć jéj po stać n o w o śc i... K iedy przyszło ta k w ielkie odkrycie św iatu *) W liście Kopernika do Papieża Paw ła III.

255 249 ogłaszać, nie ch ciał tego lu dzio m dać uczuć, że oni się m y lili i b łą d z ili p rzez ty le w iek ó w ; a ta k k o jąc u ra z ę p rz e są d u i m iło śc i w la sn é j we w sp ó łczesn y ch, p o z b ie ra ł i p o p rz y ta - c zał z p isarzó w d a w n y ch, co ty lk o do je g o w y n a la z k u było sto so w n e, i co m o g ło zasło n ić now ość p o zo rem d aw nej n a u k i. D z ie ła J a n a Ś n ia d e c k ie g o w y d. B a l i ń s k i e g o W a r s z a w a 1837 T o m D r u g i R ozpraw a o K operniku S t r o n. 113 i 143. To b y ł g rz e c h je g o s k ro m n o ści, iż z p ra c jeg o, czego w p rzó d s ław a po E u ro p ie n ie ro z n io s ła, czego B e ty k jeg o uczeń n ie w yprosił, czego przy jaciele i zn ak o m ici pow agą lu d z ie p ro ś b a m i i n a le g a n ie m n ie w y m o g li, teg o o n św iatu nie w ydał i nie p o k azał. T am że S tr M uler (w ydaw ca trz e c ié j ed y cji d z ie ł K o p e rn ik a, w A m s te rd a m ie 1617 r.) a jo u te q u il n e v o u la it b rille r en au cu n e m a n iè re, e t q u il n e te n a it p as m êm e à ce que so n ouvrage fu t publié': E tra n g e r à la v an ité, d it-il, il consac ra it to u t so n te m p s à la re c h e rc h e de la v érité, c e st p o u r q u o i a p rè s sa m o rt sa g lo ire b rille d u n é c la t p lu s v if. Sed a g lo rio la e a u cu p io p la n e a lje n u s, so lju sq u e v e rita te s in - d a g an d a e stu d io fla g ra n s, d u m v ix it, la tu it, quo ta n to veg e tio r ejus p o s t c in e re s s p le n d e re t ac p e rv e n n a r e t g lo ria. K o p e r n ik e t ses tr a v. p. J. C z y ń s k i p E nfin K o p e rn ik ap rès a v o ir vérifié p a r le c a lcu l e t l o b s erv atio n la ju s te s s e de c e tte h y p o th è se, n e d it pas : Tel e st mon s y stè m e, il s é c rie : V oilà l o eu v re d iv in e d u p lu s g ra n d e t d u p lu s p a rfa it a rtis a n. T a n ta n im iru m e s t d iv in a h o ec o p tim i, m a x im i, fa b ric a. T a m ż e p. 10. D o ja k ie g o s to p n ia te n w ie lk i m ą ż p o su w a ł ju ż n iety lk o sk ro m n o ść, a le i n a jg łę b sz ą (isto tn ie g o d n ą św iętych) p o k o rę, ja k m a ło w aży ł z a s łu g i sw ego g en ju sz u, a ty lk o w su m ie n iu s z u k a ł p ro b ie rz a p ra w d ziw ej w a rto ś c i, n a to n a jle p sz y m dow odem je s t je g o sły n n y cztero w iersz, k tó ry zaw sże m ia ł p rz e d oczy m a, i k a z a ł n a g ro b ie sw o im w yryć. W O ls z ty n k u... ró w n ie ja k w F r a u e n b u rg u u rz ą d z ił sobie dom m ie s z k a ln y, a k o m n a ty sw oje po u c zo n e m u t u p rz y s tro ił. N a d k o m in em b y ły p rz y le p io n e, n a p a rg a - m in ie p isan e w ie rsze n a b o ż n e, k tó re w ła sn ą r ę k ą p is a ł i ułożył : DEO'VMA. VtYBÔR POfZII. X. Il J 7

256 250 Non parem Paulo gratiani requiro, Veniam P étri neque posco, sed quant In crucis ligno dederas latroni, Sedülus oro. r>1 Żyw ot M ik. K opern ik a p r i e z X. I g n. f e o 'l k o w s k i e g o 2-gie w y d. G n i e z n o 1874 S t r. lffi. Le corps de K o p e rn ik f a t déposd-'& ans l église de W a rm ie. U ne p ie rre m o d este, avec u n e in s c rip tio n a n a lo gue, in d iq u a it a u p a s s a n ts que d a n s c et e n d ro it re p o s a it p lu tô t u n h u m b le p é c h e u r q u u n sag e q u i illu s tr a sa p a trie e t h o n o ra la scien ce : Non parent Paulo gratiam requiro, itd. ja k pow yżej. Je ne dem ande p a s la grâce accordée à Paul, ni celle donnée à P ierre. Je sollicite seulement la faveur que Uoms avez faite au larron attaché à la croix. C ette in s c rip tio n s u r la to m b e de K o p ern ik, p e in t av ec é lo q u en ce l h u m ilité d u n c ath o liq u e p ie u x q u i a b e a u coup souffert, et qui re je tte au loin to u te p réten tio n v a n i te u s e. A près a v o ir re m p li s a vie p a r des a c tes c h a rita b le s, a p rè s a v o ir re n d u des serv ices im m e n ses à la scien ce, il n e s o llic ite que la fa v e u r d u p é c h e u r p a rd o n n é. K o p e rn ik e t ses tr a v. p a r J e a n C z y ń s k i p p. 85 e t 86. Str Mdlejącą ręką xiege w ydobył s ukrycia, O ddał ją m iędzy ludzi, i w stą p ił w konanie. R az jeszcze się obejrzał z grobowego progu : U jrzał blask swojéj xiegi n a k szta łt wschodu słońca. Potém oblicze duszy obrócił ku Bogu, 1 za p a trzył się w Praw dę widzeniem bez końca. A stro n o m n a sz p o s ta n o w ił... p rz e d sa m ą ś m ie r c ią w ydać xięgę O obrotach cia ł n ieb iesk ich... N ajp ierw szy c x e m p la rz p rz y s ła n o a u to ro w i do F ra u e n b u rg a, ale m ąż w ie lk i ju ż d o g o ry w ał. S p o jrza ł tę sk n y m w z ro k ie m n a sw o j ą x ią ż k ę... i o d d a ł d u szę B ogu. Ż y c io ry s M ik. K o p e r nika p r z e z J u l. B a r t o s z e w i c z a w W a r s z a w s k i ó m w y d. d z i e ł a O o b r o ta c h 1854 P a g. L X X II i L X X III. T oute la vie de K o p e rn ik e st en p a rfa ite h a rm o n ie

257 av ec sa c ro y a n ce re lig ie u se. I l e m b ra ss a à C racovie l é ta t e cclé siastiq u e p a r v o c atio n, il en re m p lit to u s les d ev o irs av ec u n e e x ac titu d e e x e m p laire. A ux d e rn ie rs m o m e n ts de stre, q u a n d ses am is lu i re m ir e n t le p re - de so n o u v ra g e im p rim é, il le p r it d a n s -vj 'on i 'm tem p la u n m o m e n t, m a is b ie n tô t, re c e- t!;., ' crem ent, il ne s occupa que du Juge su p rê m e, abvv.ut.lequel il a lla it p a ra ître. II s é te ig n it, d it M. A rago, en te n a n t d a n s ses m a in s d é fa illa n te s le p re m ie r e x em p laire de l o u v rag e q u i d e v a it ré p a n d re s u r la P o lo g n e u n e g lo ire si é c la ta n te e t si p u re. G a ssen d i a jo u te : II e s t m o rt com m e il a vécu. A tq u e h u ju s m o d i q u id em v ita, h u ju s m o d i m o rs K o p e rn ic i fu it. K o p e r n ik et ses travaux p a r J e a n C z y ń s k i P a r i s c h e z R e - n o u a r d 1847 p p. 12 e t 13. Str M istrse co po nim dobiegły celu, To pchnięciem przez niego demem. W św iątyni rvieclsy, kapłanów wielu, Ale on, A rcykapłanem. N iez m ie rn a ta p rz e s trz e ń now ych p ra w d i w idoków, p rz e b ie żo n a lo te m ro z u m u w je d n y m p ra w ie w ieku, z aczęła się dopiero w tenczas odkryw ać, kiedy przy głębszej u w a dze, n a u k a K o p e rn ik a sze rz ą c się i u tw ie rd z a ją c, s ię g a ła o s ta tn ie g o s to p n ia pew n o ści. B ieg ziem i i p o rz ą d e k c iał n ie b ie sk ic h p rz e z K o p e rn ik a w sk azan y, alb o p ro w a d z ił do n o w y ch p ra w d i w y n a lazk ó w, a lb o p o d su w a ł tra fn e i praw* dziw ę tłu m a c z e n ie n o w y ch fenem enów n a n ie b ie p o s trz e żo n y ch, k tó ry c h b y n ie p o d o b n a było p o jąć i w y tłu m aczy ć bez té j now éj n a u k i. Bez n ié j K e p ler b y łb y p ra w n a b ie g i c ia ł n ie b ie sk ic h n ie o d k ry ł; a bez p ra w K e p le ra n ie b y łb y N ew ton p ra w a ttra k c y i w y n a la z ł... K iedy w ięc z c h lu b ą i z ad z iw ie n ie m z a trz y m a m y dziś uw agę w A stro n o m ji n a d p o jęciem lu d z k ić m, o k ry tć m b la sk ie m w iad o m o ści, d a lek o i szybko się ro zch o d zącćm ; w p rz y b y tk u ch w ały i n ie śm ie r te ln o ś c i z o b aczy m y K e p le ra, N e w to n a, i c a ły po n im id ą c y sze re g w ie lk ic h lu d z i, ja k o ro z n ie c ają c y c h p ie rw szą is k rę ś w ia tła, k tó r ą K o p e rn ik rz u c ił w c ie m n o śc ia ch F iz y k i n ie- b ie sk iéj. D zieła Jan a Śniadeckiego W a r s z a w a 1837 T o m D r u g i S t r o n. 152 i 155.

258 T a p a lm a p ie rw szeństw a, to A rc y k ap łań stw o m ię dzy nieboznaw cam i, są już dziś ogólnie K opernikow i p rz y z n a n e. N ie ty lk o głosy sw oich, lecz i obcy ch o d d a ją m u p o d ty m w zg lęd em sp raw ied liw o ść, k tó ró j ż a d n e w sp ó łza w o d n ictw o n ie zd o łało p rz y ć m ić. I ta k (w ro k u I844-m) k ie d y w y sz ła w L o n d y n ie ro z p ra w a L a c h a S zyrm y pod ty tu łe m : Copernicus and his native land, p is a rz a n g ie lsk i D r. W o rth in g to n d o d a ł do n ie j w iersz p e łe n zap ału, k tó re g o k o n ie c b rz m i ja k n a s tę p u je : U m ieszczony n a tro n ie z N ew to n em w g w iaźd zis ty c h s fe ra ch, K o p e rn ik ro z w ija s łu c h a ją c y m u szo m, p rz e dziw ne p ra w a, k tó re p rz y ro d z e n ie m u o d sło n iło, i które bez niego, naw et dla Newtona b y ły b y ciemne. T a k P o ls k a sław a m iesza się z sam ego B oga w szechm ocnością, i żyje w k ra i n a c h w iecznego św iatła. (P atrz w Żywocie Mik. K opernika p r z e z X. I g n. P o l k o w s k i e g o, s t r o n. 327-mą, g d z ie p rz e k ła d p o lsk i te g o w ie rs z a je s t p rz y to c z o n y w c a łości). S tr D w a pokolenia. W ie rsz y k te n z o s ta ł n a p isa n y p o d m uzykę n a ż ą dan ie N apoleona Ordy, zacnego m ęża, w dzięcznego rysow n ik a i k o m p o z y to ra, k tó ry po c z te rd z ie s tu k ilk u la ta c h sp ęd z o n y c h n a tu ła c tw ie, w ró c ił do k ra ju p e łe n ro z tę sk n ie - n ia i ro z ra d o w a n ia, ale tu, z a s ta ł p o k o len ie ta k o d m ien n e o d lu d z i ja k ic h n iegdyś ż eg n a ł, i m ię d zy sw em i u c z u ł się ta k obcym, że m im o n a jż y czliw szeg o p rz y ję c ia, d ługo nie m ó gł się uspokoić n i ukoić. N ie ra z o p o w ia d ał a u to rc e te sw oje w ra ż en ia. O dy w ięc z a ż ą d a ł, a b y d la n ieg o n a p is a ła p io sen k ę, (do k tó re j m ia ł z a m ia r d o ro b ić m elo d ję), n ajsto so w n ie jszy m p rz e d m io te m w y d ało je j się o d m a lo w a n ie je g o w ła sn y c h u czu ć, tem b ard ziej że te u czucia n a w et i bez półw iekow ej w ę d ró w k i o d n a jd u ją się m n ie j w ięcej w duszy k ażd eg o czło w iek a, k tó ry p rz e ży ł k ilk a p o k o le ń.

259 253 S tr P o d niebieską chorągwią. 0 Michale Archaniele, Ty, co z niezłom ną buławą u reki, W niezłom nie wojującym hetm anisz kościele, D zięki ci od wszech ludów i pokoleń! Dzięki, Ze po raz w tóry stanąć zechciałeś na czele, Juz nie anielstw a, ale człowieczeństwa. M ichał A rchanioł, poczytyw any był zaw sze za n a j w yższego w od za w szystkich duchów niebieskich, i za głó w nego P a tr o n a K o ścio ła, ja k b y ł głó w n y m O piekunem S y n a g o g i Ż ydow sk iej p rz e d p rz y jściem Z b a w ic ie la... W d z ie s ią ty m R o zd z ia le sw ojego P ro ro c tw a pisze D a n ie l, że ta k w y ra z ił się do n ie g o A n io ł: A ż ad en n ie je s t p o m o c n ik iem m o im w tém w sz y stk ié m, je n o M ichał X iąże w asze11, a potóm p rz y d a ł m ó w iąc o o s ta te c z n y c h d n ia c h ś w ia ta : A czasu onego p o w sta n ie M ichał X iąże w ielk i, k tó ry s to i za sy n am i lu d u tw eg o *). Ś w ięty to M ich ał ta k ż e o k a zał się Jo zu e m u, g d y on p rz e b y ł rz e k ę J o rd a n u, a z ap y tan y w te d y od n ieg o kim je st, odpow iedział: Jestem H etm an w ojska P a ń sk ie g o... 1 **) N a k o n iec on to głó w n ie p o w o ła ś w ia t cały n a S ąd o s ta te c z n y, i w w alce ja k ą w te d y sto czy je szcze ra z z Lucyferem, pokona g o... Pism o Boże w yraźnie zapow iad a, że w n a jc ięższy c h p rz e jśc ia c h d la K o ścio ła, św ięty M ich ał s ta n ie w je g o o b r o n ie... i je d n a z A n ty fo n św ięta d z isiejszeg o g ło s i: M ichał A rc h a n io ł p rzy b ę d zie w pom oc lu d o w i B ożem u, s ta n ie n a r a tu n e k d u szo m sp ra w ied liw y c h. Żywoty Świętych Pańskich p r z e z O. P r o k o p a K a p u c y n a W a r s z a w a u M. O r g e l b r a n d a 1874 n a d zień Ś-f/o M ich a ła S t r. 827 i n a s t. Str Psyche i Fénix. K ażą m i żywcem zstąpić do Hadesu, I zta m tą d p rzyn ieść skarb dziw ny, jed yn y, Jakiego tajni W enus nie dociekła. W m ito lo g ii g reckiej z asły n ę ło p o d a n ie o A m orze j P sy ch e, ja k o a lle g o rja s to su n k u d u szy lu d zk iéj do m iło ści *) D an. X. 13. X II. 1. **) Jo z. V. 14.

260 bożej. W ed łu g n a jsta rsz e g o m y tu, b y ła P sy ch e có rą b o ż k a s ło ń c a i E n te le c h e ji (b e z u sta n n e j d ą żn o śc i k u górze)... Po z n ik n ię c iu A m o ra, n iep o cieszo n a P sy c h e b łą k a ła się... i d o ta rła w re sz c ie do p a ła c u sam ejże W en e ry. T u d o p ie ro ro zpoczęły się n a jsro ższ e jej c ie rp ie n ia. W en u s z a trz y m a ła ją u sieb ie w n iew o li, i n a jc ięższe n a n ią, ja k o n a n ie w o l n ic ę, w k ła d a ła ro b o ty. P s y c h e u le g ła b y b y ła p od ich cię ż are m, g d y b y z a k o c h a n y w n iej zaw sze A m o r, n ie był jej; w sp ierał ta je m n ie i niew idom ie. O statniej w szakże próby 0 m a ło n ie s ta ła się o fia rą ; b y ł to ro z k a z p rz y n ie s ie n ia s ło ik a z m a ś c ią do u trz y m a n ia p ię k n o śc i (kosm etyku) z k r a i n y cieniów, od P ro ze rp in y. W p ra w d z ie w y p raw ę tę o d b y ła szczęśliw ie, a le gdy ciek aw o ścią w ie d zio n a sło ik o tw o rzy ła, b u c h n ę ła z e ń o d u rz a ją c a p a ra, k tó r a P sy c h ę p o w a liła o z ie m ię bez ż y cia. W te m u k a z a ł się A m or, a d o tk n ą w sz y sięjej strz ałą, życie u lubionej p rzyw ró cił. W koń cu d ała się 1 W en u s u b ła g a ć, a Jo w isz o b d arzy w sz y P sy ch ę n ie ś m ie r te ln o ś c ią, n a w ieki j ą z k o c h a n k ie m p o łą c z y ł. Encyklope<lyja Pow szechna w y d. S. O r g e l b r a n d a T o m d w u d z i e s t y p i e r w s z y S t r T rz e b a z a iste p o d ziw iać, z ja k ą m is te rn o ś c ią G recy u m ie li z a m y k a ć w ielk ie i p o w ażn e p raw d y, w sw oich n a p o z ó r le k k ic h, m ito lo g ic z n y c h o p o w ieściach. J e d n ą z n a j c u d o w n iejszy ch ta k ic h p o w ieści są n ie z a p rzeczen ie dzieje A m o ra i P sy ch y, a w ty c h d z ie ja c h je d n y m z n a jg łę b sz y c h i m oże n a jm n ie j zau w a ż o n y c h szczegółów, je s t ów sło ik z P ro zerp in o w y m k o sm ety k iem. O zn acza on w y raźn ie, że n ajw y ższy sto p ie ń p ięk n o ści, c zy li c z a r duchow y, n ie m oże być zd o b y ty m in a czej, ty lk o p rz e z c ie rp ie n ie. To te ż W e- n e r a w y o b ra ż a ją c a p ię k n o ść c z y sto -z e w n ętrzn ą, W en e ra śm ie jąc a się w ieczyście, n ie z n a ją c a b ó lu a n i śm ie rc i, n ie p o s ia d a go n a sw ym O lim pie ; je s t- to je d y n y se k re t p ię k n o ś c i n ie d o s tę p n y d la n ie j. S e k re t ów le ż y w k ra in ie łez i s m u tk u, w rę k u P ro zerp in y, m o n a rc h in i duchów. T a k te d w a ro d z a je p ię k n o śc i p rz e d z ielo n e są c a łą p rzepaścią: trz e c h św iató w, i d o p ie ro d u s z a lu d z k a m oże je w sobie p ołączyć, a le n a to p o trz e b a, ażeby przesz ła z a ży cia p rzez p ie k ło, a je ś li z ta m tą d p o w ró ci zw ycięzko, n a te n c z a s do je j W en u so w y ch w dzięków, b ęd zie p rz y d a n y i u ro k m ę czeństw a.

261 U w aga. W ię k sz a część poezji zam iesz cz o n y c h w ty m zb io rze zw łasz cz a p o czą tk o w y c h u le g ła lic z n y m i g ru n to w n y m p o p raw k o m. U leg ły im n a w e t u tw o ry im p ro w izo w an e, k tó re te ż d la te j p rz y c z y n y n ie n o s z ą tu ju ż n azw y im p ro w izacji *). G dyby się z n a la z ł dziś je sz c z e k to ś ta k i, coby te p rz e sz łe p ró b y c h c ia ł w idzieć w ic h p ie rw o tn e j p o staci, te n ła tw o je n a p o tk a w d a w n iejszy ch w y d a n iach, gdzie w y d ru k o w an e są bez żad n e j zm ian y, z c a łą p stro c i- zną, ja k ą nieodzow nie w iedzie za sobą ciągłe szukanie n o w ych dróg i kształtó w. O d m ien n ą je s t cec h a n in ie jsze g o zb io ru. P o n iew aż p isarz m a praw o życia i śm ierci n ad sw em i dziełam i, po niew aż m a p rz y te m i o bow iązek d o p ro w ad zen ia ic h do n a j w iększej d o sk o n ało śc i, n a ja k ą się ty lk o m oże zdobyć, tu w ięc a u to rk a n ie p o ż ało w a ła c zasu a n i p ra c y, ażeby te ró - ż n o to n n e o d g ło sy la t w ielu, d o s tro ić do je d n e g o m n iej w ięcej k a m e rto n u, ta k pod w zg lęd em te c h n ik i ja k i pojęć, i ażeb y u ja w n ić >w n ic h sto p ie ń h a rm o n ji, do ja k iej życie d o stro iło jej duszę. N ie w s z y s tliie je d n a k ow oce p rzeszło ści, zasłu g iw a ły n a ta k m o zo ln e p rz e sz c zepia n ie. To te ż m n ó stw o ic h z tą d od p ad ło. I ta k że ty lk o je d e n p rz y k ła d p rz y to c z y m y z c ały ch dw óch to m ó w Im prow izacji i Poezji p rz e d la ty w y d a n y ch w W a rsz a w ie (pierw szy p rzez.j. U n g ra w 1854-m, d ru g i p rz ez S. O rg e lb ra n d d w 1858-m) Jedw ie k ilk a n a śc ie u tw o ró w z n a la z ło tu m iejsce. R eszta, ja k o z b y t n ie d o jrz a ła czy w fo rm ie czy w tre ści, z o s ta ła stan o w czo p rz e z a u to rk ę o d rz u c o n a, i z p rz y s z ły c h w y d ań je ż e li te n z b ió r ich się kiedy jeszcze doczeka pow inna być zaw sze w y k luczaną. *) Improwizacji w tym zbiorze jest dziew ięć: T a n ie c, L i 1 j a, Rzeźbiarstwo, Kamienie, R zeczyw istość i Wyobraźnia, Góry, Odpowiedź, Sen, Trzy rćże. Z tych, ostatnia tylko pozostała w niczćm niezm ienioną. *

262 «.> p 10, o. ' '0 7 r "hierow :r! «4 ' 3 : 9

263 SPIS PRZEDMIOTÓW ZAWARTYCH W XIĘDZE DRUGIEJ. N o c Ś w ię t o j a ń s k a... 3»Ty pójdziesz górą, ja pójdę d o l i n ą « Objawienie się M u z y G ios pow szechny do A. E. O d y ń c a Ś p iew na dw a g ł o s y S e n W yznanie przez k w ia t y Pożegnanie Stanow isko k o b i e t y B iała r ó ż a P ieśń b ł ę k it n a Sym fon ja życia K u l i g Oda do m i ł o ś c i K rólestw o id e a łu Pow rót g o łę b ia Słoneczn a K antata T rzy r ó ż e N ie ś m ie r te ln ik Dwa p o k o le n ia P ieśń w ie c z o r n a X iężn a Szlązka i K rólowa P o l s k a Orszak p o g r z e b o w y P ieśń człow ieka s t r a p i o n e g o Cudowna s t a j e n k a Pod niebieską c h o r ą g w ią P sych e i F é n i x N a cześć W i a r y P r z y p i s y Str. ----

264

265

266

267

268

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku I Komunia Święta Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku Ktoś cię dzisiaj woła, Ktoś cię dzisiaj szuka, Ktoś wyciąga dzisiaj swoją dłoń. Wyjdź Mu na spotkanie Z miłym powitaniem, Nie lekceważ znajomości

Bardziej szczegółowo

Ziemia. Modlitwa Żeglarza

Ziemia. Modlitwa Żeglarza Ziemia Ziemia, którą mi dajesz, nie jest fikcją ani bajką, Wolność którą mam w Sobie Jest Prawdziwa. Wszystkie góry na drodze muszą, muszą ustąpić, Bo wiara góry przenosi, a ja wierzę Tobie. Ref: Będę

Bardziej szczegółowo

ALLELUJA. Ref. Alleluja, alleluja, alleluja, alleluja. Alleluja, alleluja, alleluja, alleluja.

ALLELUJA. Ref. Alleluja, alleluja, alleluja, alleluja. Alleluja, alleluja, alleluja, alleluja. ALLELUJA 1. Niech zabrzmi Panu chwała w niebiosach, na wysokościach niech cześć oddadzą. Wielbijcie Pana Jego Zastępy, Wielbijcie Pana Duchy niebieskie. Ref. Alleluja, alleluja, alleluja, alleluja. Alleluja,

Bardziej szczegółowo

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego Teksty podziękowań do każdego tekstu można dołączyć nazwę uroczystości, imię i datę Chrzest 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego 2. Serdecznie dziękujemy za przybycie na uroczystość

Bardziej szczegółowo

JASEŁKA ( żywy obraz : żłóbek z Dzieciątkiem, Matka Boża, Józef, Aniołowie, Pasterze ) PASTERZ I Cicha, dziwna jakaś noc, niepotrzebny mi dziś koc,

JASEŁKA ( żywy obraz : żłóbek z Dzieciątkiem, Matka Boża, Józef, Aniołowie, Pasterze ) PASTERZ I Cicha, dziwna jakaś noc, niepotrzebny mi dziś koc, JASEŁKA ( żywy obraz : żłóbek z Dzieciątkiem, Matka Boża, Józef, Aniołowie, Pasterze ) PASTERZ I Cicha, dziwna jakaś noc, niepotrzebny mi dziś koc, nie potrafię zasnąć wcale! Dziwny spokój mnie nachodzi,

Bardziej szczegółowo

Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku...

Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku... Wyznania Wyznania Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku... Wolę być chwilą w Twoim życiu niż wiecznością w życiu innej!!! Nie wiem, czy chcesz ze mną chodzić,

Bardziej szczegółowo

Ofiaruję Ci. Kiedyś wino i chleb

Ofiaruję Ci. Kiedyś wino i chleb Ofiaruję Ci Ofiaruję Ci moją noc i mój dzień, moją pracę i mój sen, wszystko, co drogie mi, Panie, ofiaruję Ci. Bo dla Ciebie ja żyję, moim Królem jesteś Ty. To, co mam, wszystko ofiaruję Ci. / 2x Kiedyś

Bardziej szczegółowo

SPIS TREŚCI. Od Autora...5 ALFABETYCZNY SPIS PIEŚNI

SPIS TREŚCI. Od Autora...5 ALFABETYCZNY SPIS PIEŚNI SPIS TREŚCI Od Autora...5 ALFABETYCZNY SPIS PIEŚNI Bądź na wieki pochwalony...9 Bądź pochwalony, Boże...10 Bądź pozdrowiony, Ojcze...11 Bądź z nami z łaską swoją...12 Będę składał Tobie dzięki...13 Błogosławcie

Bardziej szczegółowo

1. Mój Pan 1. Mój Pan, mój Bóg Mój jedyny życia król. Mój Zbawca, mój Jezus Mój jedyny życia dar.

1. Mój Pan 1. Mój Pan, mój Bóg Mój jedyny życia król. Mój Zbawca, mój Jezus Mój jedyny życia dar. 1. Mój Pan 1. Mój Pan, mój Bóg Mój jedyny życia król. Mój Zbawca, mój Jezus Mój jedyny życia dar. Ref. Oddajmy pokłon Mu, bo wielki jest Pan Oddajmy pokłon Mu, bo życie nam dał Oddajmy pokłon Mu, u Niego

Bardziej szczegółowo

Magiczne słowa. o! o! wszystko to co mam C a D F tylko tobie dam wszystko to co mam

Magiczne słowa. o! o! wszystko to co mam C a D F tylko tobie dam wszystko to co mam Magiczne słowa C tylko tobie ccę powiedzieć to / / C / a / C a / / C / a / to co czuję dziś kiedy przycodzi noc / e / C / a / / e / C / a / tylko tobie C a / / C / a / tylko tobie dam białą róże i wszystko

Bardziej szczegółowo

PIEŚNI DO ŚWIĘTEJ GEMMY /w porządku alfabetycznym/

PIEŚNI DO ŚWIĘTEJ GEMMY /w porządku alfabetycznym/ PIEŚNI DO ŚWIĘTEJ GEMMY /w porządku alfabetycznym/ HYMN DO ŚWIETEJ GEMMY 1. O Święta Gemmo, siostro nasza droga, pokaż swym uczniom, jak uwielbiać Boga. Naucz nas kochać Jezusa rany, Jego majestat i pełnię

Bardziej szczegółowo

Nie ma innego Tylko Jezus Mariusz Śmiałek

Nie ma innego Tylko Jezus Mariusz Śmiałek Nie ma innego Tylko Jezus Mariusz Śmiałek http://onlyjesus.co.uk Nie ma innego Pan moim światłem Emmanuel (Wysławiamy Cię) Tańcz dla Pana Pan zmartwychwstał Niewidomi widzą Jak łania W Twoim ogniu (Duchu

Bardziej szczegółowo

9 STYCZNIA Większej miłości nikt nie ma nad tę, jak gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich. J,15,13 10 STYCZNIA Już Was nie nazywam

9 STYCZNIA Większej miłości nikt nie ma nad tę, jak gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich. J,15,13 10 STYCZNIA Już Was nie nazywam Wiara jest łaską, którą otrzymujesz Boga, ale wiara to także decyzja twojego serca, które mówi, tak, wierzę, że Bóg mnie kocha. Tak, wierzę, że moje życie może się zmienić. Tak, wierzę, że Bóg może przywrócić

Bardziej szczegółowo

I Komunia Święta. Parafia pw. Św. Jana Pawła II Gdańsk Łostowice

I Komunia Święta. Parafia pw. Św. Jana Pawła II Gdańsk Łostowice I Komunia Święta Parafia pw. Św. Jana Pawła II Gdańsk Łostowice 2019 WEJŚĆIE DO KOŚCIOŁA Oto jest dzień, oto jest dzień, Który dał nam Pan, który dał nam Pan. Weselmy się, weselmy się I radujmy się nim

Bardziej szczegółowo

Propozycje śpiewów na Rekolekcje Oazowe stopnia podstawowego

Propozycje śpiewów na Rekolekcje Oazowe stopnia podstawowego Propozycje śpiewów na Rekolekcje Oazowe stopnia podstawowego Wersja robocza 1999 Diakonia Muzyczna Ruchu Światło Życie Archidiecezji Warszawskiej i Diecezji Warszawsko Praskiej Objaśnienia: Pd: Piosenka

Bardziej szczegółowo

Przez wiele lat szłam bezdrożami Nie znając lepszych w życiu dróg Widziałam smutne serca I płynące strugi łez Przyszedłeś Ty i wyschły wszystkie łzy

Przez wiele lat szłam bezdrożami Nie znając lepszych w życiu dróg Widziałam smutne serca I płynące strugi łez Przyszedłeś Ty i wyschły wszystkie łzy 1. Szczęśliwa droga Szczęśliwa droga ta, którą kroczę tak Nic na to nie poradzę, że śpiewam szczęścia nową pieśń Twój syn przyjdzie w chwale, ja wierzę, że niedługo A Twa szczęśliwa droga zaprowadzi mnie

Bardziej szczegółowo

Miłosne Wierszyki. Noc nauczyła mnie marzyć. Gwiazdy miłością darzyć. Deszcz nauczył mnie szlochać A ty nauczyłeś mnie kochać!

Miłosne Wierszyki. Noc nauczyła mnie marzyć. Gwiazdy miłością darzyć. Deszcz nauczył mnie szlochać A ty nauczyłeś mnie kochać! Miłosne Wierszyki Noc nauczyła mnie marzyć. Gwiazdy miłością darzyć. Deszcz nauczył mnie szlochać A ty nauczyłeś mnie kochać! Miłość jedyna jest Miłość nie zna końca Miłość cierpliwa jest zawsze ufająca

Bardziej szczegółowo

CYTAT NR 1. Musicie być silni miłością, która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzyma, tą miłością, która nigdy nie zawiedzie.

CYTAT NR 1. Musicie być silni miłością, która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzyma, tą miłością, która nigdy nie zawiedzie. CYTAT NR 1 Musicie być silni miłością, która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzyma, tą miłością, która nigdy nie zawiedzie." św. Jan Paweł II CYTAT NR 2 Prawdziwa miłość nie wyczerpuje

Bardziej szczegółowo

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka Maciej Trawnicki Anioł Nakręcany - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka Wersja Demonstracyjna Wydawnictwo Psychoskok Konin 2018 2 Maciej Trawnicki Anioł Nakręcany Copyright by Maciej

Bardziej szczegółowo

CYTAT NR 1 Już ten dzień się zbliża, Gdy przyjmę Cię w sercu moim, A Ty spójrz na mnie z Nieba W Miłosierdziu Swoim.

CYTAT NR 1 Już ten dzień się zbliża, Gdy przyjmę Cię w sercu moim, A Ty spójrz na mnie z Nieba W Miłosierdziu Swoim. CYTAT NR 1 Już ten dzień się zbliża, Gdy przyjmę Cię w sercu moim, A Ty spójrz na mnie z Nieba W Miłosierdziu Swoim. CYTAT NR 2 Do Ciebie Jezu wyciągam ręce, bo Ty mnie kochasz najgoręcej, Ty mi się dzisiaj

Bardziej szczegółowo

Kto chce niech wierzy

Kto chce niech wierzy Kto chce niech wierzy W pewnym miejscu, gdzie mieszka Bóg pojawił się mały wędrowiec. Przysiadł na skale i zapytał: Zechcesz Panie ze mną porozmawiać? Bóg popatrzył i tak odpowiedział: mam wiele czasu,

Bardziej szczegółowo

to myśli o tym co teraz robisz i co ja z Tobą

to myśli o tym co teraz robisz i co ja z Tobą DZIEŃ BEZ CIEBIE Dzień bez Ciebie Dzień bez Ciebie jakoś tak szary to brak mej części i mało widzę co istnieje najpiękniej gdy nie błyszczą Twe słowa tylko przy Tobie nie wiem czy się martwić to myśli

Bardziej szczegółowo

ŚPIEWNIK SCHOLA DZIECIĘCA NIEBIAŃSKIE DZIECI. przy PARAFII POD WEZWANIEM PRZEMIENIENIA PAŃSKIEGO I NMP KRÓLOWEJ POLSKI W SOMONINIE WŁASNOŚĆ:

ŚPIEWNIK SCHOLA DZIECIĘCA NIEBIAŃSKIE DZIECI. przy PARAFII POD WEZWANIEM PRZEMIENIENIA PAŃSKIEGO I NMP KRÓLOWEJ POLSKI W SOMONINIE WŁASNOŚĆ: ŚPIEWNIK SCHOLA DZIECIĘCA NIEBIAŃSKIE DZIECI przy PARAFII POD WEZWANIEM PRZEMIENIENIA PAŃSKIEGO I NMP KRÓLOWEJ POLSKI W SOMONINIE WŁASNOŚĆ: IMIĘ...... NAZWISKO...... KLASA...... 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11

Bardziej szczegółowo

Tekst zaproszenia. Rodzice. Tekst 2 Emilia Kowal. wraz z Rodzicami z radością pragnie zaprosić

Tekst zaproszenia. Rodzice. Tekst 2 Emilia Kowal. wraz z Rodzicami z radością pragnie zaprosić Tekst zaproszenia Tekst 1 Mamy zaszczyt zaprosić Sz.P. Na uroczystość PIERWSZEGO PEŁNEGO UCZESTNICTWA WE MSZY ŚIĘTEJ Naszej córki Leny Kardas która odbędzie się dnia 5 maja 2015o godz. 9.30 w kościele

Bardziej szczegółowo

Cytaty do zaproszeń ślubnych

Cytaty do zaproszeń ślubnych Cytaty do zaproszeń ślubnych Teksty można dowolnie modyfikować lub przesłać swój. 1. Zakochani i świadomi, że ich miłość to nie wiatr, mają zaszczyt zawiadomić, że chcą razem iść przez świat. 2. "Trzy

Bardziej szczegółowo

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994 Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994 NA SKRAJU NOCY Moje obrazy Na skraju nocy widziane oczyma dziecka Na skraju nocy życie wygląda inaczej Na moich obrazach...w nocy Życie w oczach

Bardziej szczegółowo

MODLITWY. Autorka: Anna Młodawska (Leonette)

MODLITWY. Autorka: Anna Młodawska (Leonette) MODLITWY BLOG MOTYWACYJNY www.leonette.pl Panie, Ty wiesz o najsłodszych mych wspomnieniach, Panie, Ty wiesz o największych mych marzeniach, Panie, Ty wiesz czego dzisiaj tak żałuję, Panie, Ty wiesz czego

Bardziej szczegółowo

2 NIEDZIELA PO NARODZENIU PAŃSKIM

2 NIEDZIELA PO NARODZENIU PAŃSKIM 2 NIEDZIELA PO NARODZENIU PAŃSKIM PIERWSZE CZYTANIE Syr 24, 1-2. 8-12 Mądrość Boża mieszka w Jego ludzie Czytanie z Księgi Syracydesa. Mądrość wychwala sama siebie, chlubi się pośród swego ludu. Otwiera

Bardziej szczegółowo

Maryjo, Królowo Polski, /x2 Jestem przy Tobie, pamiętam, /x2 Czuwam.

Maryjo, Królowo Polski, /x2 Jestem przy Tobie, pamiętam, /x2 Czuwam. APEL JASNOGÓRSKI Wersja tradycyjna Maryjo, Królowo Polski, /x2 Jestem przy Tobie, pamiętam, /x2 Czuwam. Wersja młodzieżowa Maryjo, Królowo Polski, /x2 E H7 E Jestem przy Tobie, A Pamiętam o Tobie E I czuwam

Bardziej szczegółowo

Istotą naszego powołania jest tak całkowite oddanie się Bogu, byśmy byli jego ślepym narzędziem do wszystkiego, do czego tylko Bóg nas zechce użyć.

Istotą naszego powołania jest tak całkowite oddanie się Bogu, byśmy byli jego ślepym narzędziem do wszystkiego, do czego tylko Bóg nas zechce użyć. o. Walerian Porankiewicz Istotą naszego powołania jest tak całkowite oddanie się Bogu, byśmy byli jego ślepym narzędziem do wszystkiego, do czego tylko Bóg nas zechce użyć. To całkowite oddanie się Bogu

Bardziej szczegółowo

MISJE PRZYSZŁOŚCIĄ KOŚCIOŁA

MISJE PRZYSZŁOŚCIĄ KOŚCIOŁA MISJE PRZYSZŁOŚCIĄ KOŚCIOŁA Stacja I Pan Jezus na śmierć skazany Pan Jezus choć był niewinny, ludzie na śmierć Go skazali. Wciąż nie brak tłumów bezczynnych, gdy inni cierpią w oddali. Panie, niech Twoje

Bardziej szczegółowo

W rodzinie wszystko się mieści Miłość i przyjaźń zawiera Rodzina wszystko oddaje Jak przyjaźń drzwi otwiera.

W rodzinie wszystko się mieści Miłość i przyjaźń zawiera Rodzina wszystko oddaje Jak przyjaźń drzwi otwiera. W rodzinie wszystko się mieści Miłość i przyjaźń zawiera Rodzina wszystko oddaje Jak przyjaźń drzwi otwiera. 1 2 ZBIÓR WIERSZY TOM III Rok - 2011 Anna Polachowska 3 Aspiration sp. z o.o. ul. Żwirki i Wigury

Bardziej szczegółowo

Gromadzisz nas. a G a / Gromadzisz nas i łączysz nas w jedno, h A h. By wielbić święte Imię Twe. /x2

Gromadzisz nas. a G a / Gromadzisz nas i łączysz nas w jedno, h A h. By wielbić święte Imię Twe. /x2 Gromadzisz nas a G a / Gromadzisz nas i łączysz nas w jedno, h A h G a By wielbić święte Imię Twe. /x2 A h G D e D / Kiedy Słowo Twe wypełnia się w nas, A E fis h C D e To stajemy się Twą rodziną. /x2

Bardziej szczegółowo

Podziękowania dla Rodziców

Podziękowania dla Rodziców Podziękowania dla Rodziców Tekst 1 Drodzy Rodzice! Dziękujemy Wam za to, że jesteście przy nas w słoneczne i deszczowe dni, że jesteście blisko. Dziękujemy za Wasze wartościowe rady przez te wszystkie

Bardziej szczegółowo

CREDO. Materiały dla animatorów muzycznych na rekolekcje. Warszawa, 2010

CREDO. Materiały dla animatorów muzycznych na rekolekcje. Warszawa, 2010 Materiały dla animatorów muzycznych na rekolekcje CREDO Warszawa, 2010 I dzień Zwiastowanie W: Jahwe, ja wiem, jesteś tu (176) Ty BoŜe wszystko wiesz (516) Wstanę i pójdę dziś D: Składamy Ci Ojcze (824)

Bardziej szczegółowo

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód. Rozdział II Kupiłam sobie dwa staniki. Jeden biały, z cienkimi ramiączkami, drugi czarny, trochę jak bardotka, cały koronkowy. Czuję się w nim tak, jakby mężczyzna trzymał mnie mocno za piersi. Stanik

Bardziej szczegółowo

Pieśni i piosenki religijne dla przedszkolaków

Pieśni i piosenki religijne dla przedszkolaków Pieśni i piosenki religijne dla przedszkolaków 1. A-a-a-alleluja!... 2 2. Bóg dobry jest... 2 3. Choć jestem mały... 3 4. Chrześcijanin tańczy... 3 5. Ci co zaufali Panu... 3 6. Czytaj Pismo... 4 7. Gdy

Bardziej szczegółowo

INSCENIZACJA NA DZIEŃ MATKI I OJCA!!

INSCENIZACJA NA DZIEŃ MATKI I OJCA!! Literka.pl INSCENIZACJA NA DZIEŃ MATKI I OJCA!! Data dodania: 2004-03-16 13:30:00 Dzień Mamy i Taty Montaż słowno-muzyczny dla klasy III Konferansjer: Witam serdecznie wszystkich rodziców przybyłych na

Bardziej szczegółowo

Kolędy Zygmunta Re kosza

Kolędy Zygmunta Re kosza Muzyka: Janusz Tylman Luli, Synku, luli W dalekim Betlejem Gdzieś w zamorskim świecie W ubogiej stajence Matka rodzi dziecię. Chłodno mu i głodno Niebo skrzy gwiazdami To przecież Zbawiciel I król nad

Bardziej szczegółowo

Avril Asgard Zapisane marzeniami

Avril Asgard Zapisane marzeniami Avril Asgard Zapisane marzeniami Avril Asgard Zapisane marzeniami 1 Tytuł Zapisane marzeniami Autor Avril Asgard Projekt okładki, zdjęcie do okładki, szata graficzna Avril Asgard Zdjęcia Silbe Gold&ArcSoftPrintCreations

Bardziej szczegółowo

Spis treści. Słowo wstępne... 7

Spis treści. Słowo wstępne... 7 Spis treści Słowo wstępne................................... 7 1. Kruszyć pancerz (Wyznania 5, 1) środa popielcowa............................... 9 2. Niespokojne jest serce nasze (Wyznania 1, 1) czwartek

Bardziej szczegółowo

JAK ROZMAWIAĆ Z BOGIEM?

JAK ROZMAWIAĆ Z BOGIEM? JAK ROZMAWIAĆ Z BOGIEM? wg Lucy Rooney, Robert Faricy SJ MODLITWA NA TYDZIEŃ CZWARTY Lepsze poznanie Jezusa Dzień pierwszy Przeczytaj ze zrozumieniem fragment Pisma Świętego: Łk 4, 1-13 Diabeł kusi Jezusa,

Bardziej szczegółowo

Wiersze. Pod stopy krzyża. Dużo cierpiałem... lecz koniec się zbliża. Z uspokojeniem po odbytej męce. Pójdę, o Chryste, do stóp twego krzyża

Wiersze. Pod stopy krzyża. Dużo cierpiałem... lecz koniec się zbliża. Z uspokojeniem po odbytej męce. Pójdę, o Chryste, do stóp twego krzyża Wiersze Pod stopy krzyża Dużo cierpiałem... lecz koniec się zbliża. Z uspokojeniem po odbytej męce Pójdę, o Chryste, do stóp twego krzyża Wyciągnąć znowu z utęsknieniem ręce I witać ciszę zachodzącej zorzy,

Bardziej szczegółowo

KONKURS BIBLIJNY KONKURS BIBLIJNY

KONKURS BIBLIJNY KONKURS BIBLIJNY KONKURS BIBLIJNY EWANGELIA WEDŁUG ŚW ŁUKASZA ( rozdział 6) CZY CZYTASZ ZE ZROZUMIENIEM? PYTANIA 1. KONKURS BIBLIJNY EWANGELIA WEDŁUG ŚW ŁUKASZA ( rozdział 6) CZY CZYTASZ ZE ZROZUMIENIEM? KLUCZ DO ODPOWIEDZI

Bardziej szczegółowo

Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo.

Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. Ew. Jana 1,1 W nim było życie, a życie było światłością ludzi. Ew. Jana 1,4 1 Jezus powiedział: Ja jestem światłością świata; kto idzie

Bardziej szczegółowo

Dusze czyśćowe potrzebują naszej modlitwy

Dusze czyśćowe potrzebują naszej modlitwy Dusze czyśćowe potrzebują naszej modlitwy 128. Panie mój p r z y c h o d z ę d z i ś, G C serce me skruszone przyjm. G C Skłaniam się przed świętym tronem Twym. e a D D7 Wznoszę ręce moje wzwyż, G C miłość

Bardziej szczegółowo

Uroczystość przebiegła godnie, spokojnie, refleksyjnie właśnie. W tym roku szczęśliwie się zbiegła z wielkim świętem Zesłania Ducha Świętego.

Uroczystość przebiegła godnie, spokojnie, refleksyjnie właśnie. W tym roku szczęśliwie się zbiegła z wielkim świętem Zesłania Ducha Świętego. Uroczystość rocznicowa po I Komunii wieńczy świąteczny festiwal eucharystyczny w większości polskich parafii. Dekoracje w kościołach przeważnie wytrzymują osiem błogosławionych dni. Stroje komunijne wyciągnięte

Bardziej szczegółowo

Pomyślności i radości, Szczęścia w kartach i miłości, W dzień słoneczny i po zmroku Chcę Ci życzyć w Nowym Roku.

Pomyślności i radości, Szczęścia w kartach i miłości, W dzień słoneczny i po zmroku Chcę Ci życzyć w Nowym Roku. Nowy rok Nowy Rok Pomyślności i radości, Szczęścia w kartach i miłości, W dzień słoneczny i po zmroku Chcę Ci życzyć w Nowym Roku. Huczą petardy i gra muzyka, Stary rok mija, za las umyka, Cóż w tym dziwnego,

Bardziej szczegółowo

Proszę bardzo! ...książka z przesłaniem!

Proszę bardzo! ...książka z przesłaniem! Proszę bardzo!...książka z przesłaniem! Przesłanie, które daje odpowiedź na pytanie co ja tu właściwie robię? Przesłanie, które odpowie na wszystkie twoje pytania i wątpliwości. Z tej książki dowiesz się,

Bardziej szczegółowo

Śpiewnik. Teksty autorstwa Adriana Nafalskiego. Zapraszamy na stronę zespołu

Śpiewnik. Teksty autorstwa Adriana Nafalskiego. Zapraszamy na stronę zespołu Śpiewnik Teksty autorstwa Adriana Nafalskiego Zapraszamy na stronę zespołu www.thekingsoftime.manifo.com Cisza 1 Zamknięty w ciszy szukam słów By opisać czas który trawa Który trawa, który trawa. Dlaczego

Bardziej szczegółowo

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady, Laura Mastalerz, gr. IV Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady, w których mieszkały wraz ze swoimi rodzinami:

Bardziej szczegółowo

Propozycje śpiewów na Rekolekcje Oazowe stopnia pierwszego

Propozycje śpiewów na Rekolekcje Oazowe stopnia pierwszego Propozycje śpiewów na Rekolekcje Oazowe stopnia pierwszego Wersja robocza 1999 Diakonia Muzyczna Ruchu Światło Życie Archidiecezji Warszawskiej i Diecezji Warszawsko Praskiej Objaśnienia: Pd: Piosenka

Bardziej szczegółowo

Simone Martini, Ukrzyżowanie, fragment Poliptyku Męki Gimnazjum Klasa II, temat 59

Simone Martini, Ukrzyżowanie, fragment Poliptyku Męki Gimnazjum Klasa II, temat 59 Simone Martini, Ukrzyżowanie, fragment Poliptyku Męki Zestaw 1 Uzupełnijcie opisy cierpienia Jezusa na podstawie hymnu z cz. I Gorzkich żali, a następnie dokończ Część I. HYMN 1. Żal duszę ściska, serce

Bardziej szczegółowo

Ten zbiór dedykujemy rodzinie i przyjaciołom.

Ten zbiór dedykujemy rodzinie i przyjaciołom. W rodzinie wszystko się mieści Miłość i przyjaźń zawiera Rodzina wszystko oddaje Jak przyjaźń drzwi otwiera. Ten zbiór dedykujemy rodzinie i przyjaciołom. 1 Opracowanie: Anna Polachowska Korekta: Anna

Bardziej szczegółowo

Weź w opiekę młodzież i niewinne dziatki, By się nie wyrzekły swej Niebieskiej Matki.

Weź w opiekę młodzież i niewinne dziatki, By się nie wyrzekły swej Niebieskiej Matki. JASNOGÓRSKA PANI G G7 C G Ref.: Jasnogórska Pani, Tyś naszą Hetmanką, e h a D Polski Tyś Królową i najlepszą Matką. h e G D7 Spójrz na polskie domy, na miasta i wioski. G E7 a D D7 G Niech z miłości Twojej

Bardziej szczegółowo

Wszelkie Pismo od Boga natchnione jest i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości.

Wszelkie Pismo od Boga natchnione jest i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości. Wszelkie Pismo od Boga natchnione jest i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości. 2Tm 3, 16 Udzielę wam mego ducha po to, byście ożyli Ez 37,14 I dam

Bardziej szczegółowo

Archidiecezjalny Program Duszpasterski. Okres PASCHALNy. ROK A Propozycje śpiewów

Archidiecezjalny Program Duszpasterski. Okres PASCHALNy. ROK A Propozycje śpiewów Archidiecezjalny Program Duszpasterski Okres PASCHALNy ROK A Propozycje śpiewów Poznań 2007/2008 21 WIELKI CZWARTEK W. W Krzyżu cierpienie; A myśmy się chlubić powinni (antyfona śpiewana na przemian z

Bardziej szczegółowo

Najczęściej o modlitwie Jezusa pisze ewangelista Łukasz. Najwięcej tekstów Chrystusowej modlitwy podaje Jan.

Najczęściej o modlitwie Jezusa pisze ewangelista Łukasz. Najwięcej tekstów Chrystusowej modlitwy podaje Jan. "Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów». Łk 11,1 Najczęściej o modlitwie Jezusa

Bardziej szczegółowo

DANIEL CZASY OSTATECZNE

DANIEL CZASY OSTATECZNE DANIEL CZASY OSTATECZNE Księga Daniela 12,1-13 W owym czasie powstanie Michał, wielki książę, który jest orędownikiem synów twojego ludu, a nastanie czas takiego ucisku, jakiego nigdy nie było, odkąd istnieją

Bardziej szczegółowo

Pewien człowiek miał siedmiu synów, lecz ciągle nie miał córeczki, choć

Pewien człowiek miał siedmiu synów, lecz ciągle nie miał córeczki, choć troszeczkę, z każdego kubeczka wypiła łyczek, do ostatniego kubeczka rzuciła zaś obrączkę, którą zabrała ze sobą. Nagle usłyszała trzepot piór i poczuła podmuch powietrza. Karzełek powiedział: Panowie

Bardziej szczegółowo

Zagraj Barkę. 18 maja 2019 r.

Zagraj Barkę. 18 maja 2019 r. Zagraj Barkę 18 maja 2019 r. ref. Duch święty niech jednoczy nas Bo każdy człowiek to siostra i brat. 1 1. Otwórzmy serca na tchnienie Ducha By każdy wiarą mógł Boga posłuchać 2. Otwórzmy serca na Boże

Bardziej szczegółowo

TWÓRCZOŚĆ POETYCKA UCZNIÓW GIMNAZJUM NR 3

TWÓRCZOŚĆ POETYCKA UCZNIÓW GIMNAZJUM NR 3 TWÓRCZOŚĆ POETYCKA UCZNIÓW GIMNAZJUM NR 3 Wybór wierszy Wiktorii Molendy Żyjmy chwilą" Żyjmy chwilą, i łapmy momenty. Ludzie się mylą, Myśląc, że wiedzą, jacy jesteśmy. Kolekcjonujmy łzy, Ale tylko szczęścia,

Bardziej szczegółowo

Spis treści. Od Petki Serca

Spis treści. Od Petki Serca CZ. 2 1 2 Spis treści Od Petki Serca ------------------------------------------------------------------------------3 Co jest najważniejsze? ----------------------------------------------------------------------------------------------4

Bardziej szczegółowo

Pultusk24 Walentynkowe wiersze

Pultusk24 Walentynkowe wiersze Walentynka nr 1 To nasze pierwsze Walentynki po ślubie, a ja to święto niesłychanie lubię. W dniu zakochanych 14 lutego Zdarzyć się może coś wyjątkowego. Składam Ci więc Mężu z serca wprost życzenia, by

Bardziej szczegółowo

P I K N I K P A R A F I A L N Y SCHOLA ŚWIĘTEGO JÓZEFA

P I K N I K P A R A F I A L N Y SCHOLA ŚWIĘTEGO JÓZEFA P I K N I K P A R A F I A L N Y 2 0 1 8 SCHOLA ŚWIĘTEGO JÓZEFA PUSZCZYKOWO 20 maja 2018 1 Duchu Święty przyjdź (4x) C G C (adg7) Niech wiara zagości, F C nadzieja zagości, (2x) Niech miłość zagości w nas.

Bardziej szczegółowo

Czy znacie kogoś kto potrafi opowiadać piękne historie? Ja znam jedną osobę, która opowiada nam bardzo piękne, czasem radosne, a czasem smutne

Czy znacie kogoś kto potrafi opowiadać piękne historie? Ja znam jedną osobę, która opowiada nam bardzo piękne, czasem radosne, a czasem smutne Czy znacie kogoś kto potrafi opowiadać piękne historie? Ja znam jedną osobę, która opowiada nam bardzo piękne, czasem radosne, a czasem smutne historie. Tą osobą jest Maryja, mama Pana Jezusa. Maryja opowiada

Bardziej szczegółowo

Nr 1. Małżeństwo to piękno. bycia we dwoje. Małżeństwo to poszukiwanie. drogi do celu. Małżeństwo to skarb. którym jest Wasza miłość.

Nr 1. Małżeństwo to piękno. bycia we dwoje. Małżeństwo to poszukiwanie. drogi do celu. Małżeństwo to skarb. którym jest Wasza miłość. Nr 1 Małżeństwo to piękno bycia we dwoje. Małżeństwo to poszukiwanie drogi do celu. Małżeństwo to skarb którym jest Wasza miłość. Małżeństwo to Wy na zawsze razem. Z najlepszymi życzeniami w dniu Ślubu

Bardziej szczegółowo

Świat naszym domem. Mała Jadwinia nr 29

Świat naszym domem. Mała Jadwinia nr 29 o mała p Mała Jadwinia nr 29 Świat naszym domem Cieszę się, Boże, z serca całego, żeś dał świat piękny dla dziecka Twego. Nie będę śmiecić, mój dobry Panie, Niech ten świat zawsze pięknym zostanie. Opracowała

Bardziej szczegółowo

NIE MA INNEGO JAK JEZUS NIE MA INNEGO JAK ON ZAGLĄDAM WSZĘDZIE - NIE MA, NIE MA SZUKAM, SZUKAM, ALE NIE MA, NIE MA KRĄŻĘ, KRĄŻĘ -NIE MA, NIE MA

NIE MA INNEGO JAK JEZUS NIE MA INNEGO JAK ON ZAGLĄDAM WSZĘDZIE - NIE MA, NIE MA SZUKAM, SZUKAM, ALE NIE MA, NIE MA KRĄŻĘ, KRĄŻĘ -NIE MA, NIE MA 1. Nie ma innego jak Jezus NIE MA INNEGO JAK JEZUS NIE MA INNEGO JAK ON NIE MA INNEGO JAK JEZUS NIE MA INNEGO JAK ON ZAGLĄDAM WSZĘDZIE - NIE MA, NIE MA SZUKAM, SZUKAM, ALE NIE MA, NIE MA KRĄŻĘ, KRĄŻĘ -NIE

Bardziej szczegółowo

Modlitwa ciągła nieustająca dopomaga do działania we wszystkim w imieniu Pana Jezusa, a wtenczas wszystkie zwroty na siebie ustają.

Modlitwa ciągła nieustająca dopomaga do działania we wszystkim w imieniu Pana Jezusa, a wtenczas wszystkie zwroty na siebie ustają. Modlitwa ciągła nieustająca dopomaga do działania we wszystkim w imieniu Pana Jezusa, a wtenczas wszystkie zwroty na siebie ustają. /Matka Celina Zapiski -17.VI.1883r./...dziecko drogie, chcę ci objaśnić...ogólną

Bardziej szczegółowo

1. Gore gwiazda Jezusowi. Gore gwiazda Jezusowi w obłoku Józef z Panną asystują przy boku, przy boku

1. Gore gwiazda Jezusowi. Gore gwiazda Jezusowi w obłoku Józef z Panną asystują przy boku, przy boku 1. Gore gwiazda Jezusowi Gore gwiazda Jezusowi w obłoku Józef z Panną asystują przy boku, przy boku Wół i osioł w parze służą przy żłobie, przy żłobie Huczą, buczą delikatnej osobie, osobie Pastuszkowie

Bardziej szczegółowo

Kinga Wójcik - klasa V Szkoły Podstawowej im. Henryka Sienkiewicza w Rzerzęczycach

Kinga Wójcik - klasa V Szkoły Podstawowej im. Henryka Sienkiewicza w Rzerzęczycach Szkoła Podstawowa (fotografia i poezja) I miejsce Kinga Wójcik - klasa V Szkoły Podstawowej im. Henryka Sienkiewicza w Rzerzęczycach I miejsce Las świątynią dla na wszystkich 1 / 23 Oskar Szymczyk kl.

Bardziej szczegółowo

1. Dzięki za to co mam Ref.

1. Dzięki za to co mam Ref. 1. Dzięki za to co mam 1. Gdybym tak chciał dziękować Ci w dalekich chmurach Panie Za jakiś dar niezwykły może i bym kłopot miał Możliwe, że darować mi więcej nie byłeś w stanie Mnie jednak to, co dałeś

Bardziej szczegółowo

Jezus Wspaniałym Nauczycielem

Jezus Wspaniałym Nauczycielem Jezus Wspaniałym Nauczycielem Biblia dla Dzieci przedstawia Autor: Edward Hughes Ilustracje: Byron Unger; Lazarus Redakcja: E. Frischbutter; Sarah S. Tłumaczenie: Katarzyna Gablewska Druk i oprawa: Bible

Bardziej szczegółowo

Katalog wzorów statuetek Statuetki z akrylu lub sklejki.

Katalog wzorów statuetek Statuetki z akrylu lub sklejki. Załącznik - Statuetki Katalog wzorów statuetek Statuetki z akrylu lub sklejki. Wykonujemy na indywidualne zamówienie z zawartych w katalogu wzorów. Zmiana tekstu w cenie statuetki. Opcje statuetek do wyboru:

Bardziej szczegółowo

Jezus Wspaniałym Nauczycielem. Biblia dla Dzieci przedstawia

Jezus Wspaniałym Nauczycielem. Biblia dla Dzieci przedstawia Jezus Wspaniałym Nauczycielem Biblia dla Dzieci przedstawia Autor: Edward Hughes Ilustracje: Byron Unger; Lazarus Redakcja: E. Frischbutter; Sarah S. Tłumaczenie: Katarzyna Gablewska Druk i oprawa: Bible

Bardziej szczegółowo

Promienie miłości Bożej. Pomóż mi rozsiewać Twoją woń, o Jezu. Wszędzie tam, dokąd pójdę, napełnij moją duszę. Twoim Duchem i Twoim życiem.

Promienie miłości Bożej. Pomóż mi rozsiewać Twoją woń, o Jezu. Wszędzie tam, dokąd pójdę, napełnij moją duszę. Twoim Duchem i Twoim życiem. Promienie miłości Bożej Pomóż mi rozsiewać Twoją woń, o Jezu. Wszędzie tam, dokąd pójdę, napełnij moją duszę Twoim Duchem i Twoim życiem. Stań się Panem mojego istnienia w sposób tak całkowity, by całe

Bardziej szczegółowo

ADORACJA DLA DZIECI Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie

ADORACJA DLA DZIECI Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie ADORACJA DLA DZIECI Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie Pieśń: Blisko, blisko, blisko jesteś Panie mój lub O Jezu w Hostii utajony Panie Jezu, Ty nakazałeś aby pozwolić dzieciom przychodzić do Ciebie,

Bardziej szczegółowo

V FESTIWAL KOLĘD I PASTORAŁEK KOLĘDOWE SERCE MAZOWSZA 2013

V FESTIWAL KOLĘD I PASTORAŁEK KOLĘDOWE SERCE MAZOWSZA 2013 V FESTIWAL KOLĘD I PASTORAŁEK KOLĘDOWE SERCE MAZOWSZA 2013 Przykładowe utwory obowiązkowe (kolęda lub pastorałka powstała w latach 1424-1945): 1. Ach, ubogi żłobie. 2. Ach, witajże, pożądana. 3. Ach, zła

Bardziej szczegółowo

W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego

W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Sens życia Gdy na początku dnia czynię z wiarą znak krzyża, wymawiając słowa "W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego", Bóg uświęca cały czas i przestrzeń, która otworzy

Bardziej szczegółowo

SCENARIUSZ Z UROCZYSTOŚCI Z OKAZJI DNIA MATKI I OJCA

SCENARIUSZ Z UROCZYSTOŚCI Z OKAZJI DNIA MATKI I OJCA SCENARIUSZ Z UROCZYSTOŚCI Z OKAZJI DNIA MATKI I OJCA Temat: Uroczystość z okazji Dnia Matki i Ojca PROGRAM UROCZYSTOŚCI: 1. Wiersz Powitanie Dziś piękny dzień Kochani - to wasze święto kochani więc Was

Bardziej szczegółowo

Nowenna do Najświętszego Serca Jezusowego. Wpisany przez Administrator piątek, 11 kwietnia :32 - DZIEŃ 1

Nowenna do Najświętszego Serca Jezusowego. Wpisany przez Administrator piątek, 11 kwietnia :32 - DZIEŃ 1 DZIEŃ 1 O Jezu, Ty mnie tak bardzo umiłowałeś, że zstąpiłeś z nieba i przyjąłeś nędze ludzkie aż po śmierć, i to śmierć krzyżową, aby mnie zbawić. Pragnę na Twoją miłość odpowiedzieć miłością. Rozpal więc

Bardziej szczegółowo

żyjący Odkupiciel Odkupiciel stał się człowiekiem. godny naśladowania Odkupiciel ukrzyżowany Odkupiciel cierpiący Odkupiciel zwycięski Odkupiciel

żyjący Odkupiciel Odkupiciel stał się człowiekiem. godny naśladowania Odkupiciel ukrzyżowany Odkupiciel cierpiący Odkupiciel zwycięski Odkupiciel Lekcja 12 na 17 grudnia 2016 Pod koniec historii Joba Bóg przedstawia się jako Wielki Stworzyciel i cierpienia Joba kończą się. Niemniej jednak konflikt między Bogiem a szatanem, który spowodował ten

Bardziej szczegółowo

KAIN I ABEL. 1 Księga Mojżeszowa 4,1-16

KAIN I ABEL. 1 Księga Mojżeszowa 4,1-16 1 Księga Mojżeszowa 4,1-16 Adam obcował z żoną swoją Ewą, a ta poczęła i urodziła Kaina. Wtedy rzekła: Wydałam na świat mężczyznę z pomocą Pana. Potem urodziła jeszcze brata jego Abla. Abel był pasterzem

Bardziej szczegółowo

JESTEŚ KRÓLEM CHRYSTUS PAN PRZYSZEDŁ NA ŚWIAT. Jesteś Królem, Jesteś Królem. Jesteś Królem, Jesteś Królem. Królem jest Bóg.

JESTEŚ KRÓLEM CHRYSTUS PAN PRZYSZEDŁ NA ŚWIAT. Jesteś Królem, Jesteś Królem. Jesteś Królem, Jesteś Królem. Królem jest Bóg. ARCHANIOŁ BOŻY GABRIEL DOBRY BOŻE 1. Archanioł Boży Gabriel, posłan do Panny Maryi. Z majestatu Trójcy świętej, tak sprawował poselstwo k Niej. Zdrowaś, Mario, łaskiś pełna, Pan jest z Tobą, to rzecz pewna.

Bardziej szczegółowo

1. Bóg mnie kocha i ma wobec mnie wspaniały plan.

1. Bóg mnie kocha i ma wobec mnie wspaniały plan. 1. Bóg mnie kocha i ma wobec mnie wspaniały plan. 1. Bóg mnie kocha i ma wobec mnie wspaniały plan. 2. Człowiek jest grzeszny i oddzielony od Boga. 1. Bóg mnie kocha i ma wobec mnie wspaniały plan. 2.

Bardziej szczegółowo

Wesoły nam dzień. 1. Wesoły nam dzień dziś nastał, Którego z nas każdy żądał: Tego dnia Chrystus zmartwychwstał, Alleluja, Alleluja!

Wesoły nam dzień. 1. Wesoły nam dzień dziś nastał, Którego z nas każdy żądał: Tego dnia Chrystus zmartwychwstał, Alleluja, Alleluja! Wesoły nam dzień 1. Wesoły nam dzień dziś nastał, Którego z nas każdy żądał: Tego dnia Chrystus zmartwychwstał, Alleluja, Alleluja! 2. Król niebieski k`nam zawitał, Jako śliczny kwiat. zakwitał: Po śmierci

Bardziej szczegółowo

OKRES BOŻEGO NARODZENIA

OKRES BOŻEGO NARODZENIA Pomoce liturgiczne dla psałterzystów OKRES BOŻEGO NARODZENIA rok C CENTRUM RUCHU ŚWIATŁO-ŻYCIE DIECEZJI KOSZALIŃSKO-KOŁOBRZESKIEJ Adres: 75-817 Koszalin ul. Seminaryjna 2 Telefon / fax: (94) 340 98 69

Bardziej szczegółowo

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska spektakl edukacyjno-profilaktyczny dla najmłodszych. (Scenografia i liczba aktorów - zależne od wyobraźni i możliwości technicznych reżysera.) Uczeń A - Popatrz

Bardziej szczegółowo

Aktywni na start. Podkowa Leśna 6-8 stycznia 2012r.

Aktywni na start. Podkowa Leśna 6-8 stycznia 2012r. Aktywni na start Podkowa Leśna 6-8 stycznia 2012r. Bo ziemia sama z siebie owoc wydaje, najpierw trawę, potem kłos, potem pełne zboże w kłosie. A gdy owoc dojrzeje, wnet się zapuszcza sierp, bo nadeszło

Bardziej szczegółowo

Akt ofiarowania się miłosierdziu Bożemu

Akt ofiarowania się miłosierdziu Bożemu 3 Akt ofiarowania się miłosierdziu Bożemu O najmiłosierniejszy Jezu, Twoja dobroć jest nieskończona, a skarby łask nieprzebrane. Ufam bezgranicznie Twojemu miłosierdziu, które jest ponad wszystkie dzieła

Bardziej szczegółowo

raniero cantalamessa w co wierzysz? rozwazania na kazdy dzien przelozyl Zbigniew Kasprzyk wydawnictwo wam

raniero cantalamessa w co wierzysz? rozwazania na kazdy dzien przelozyl Zbigniew Kasprzyk wydawnictwo wam raniero cantalamessa w co wierzysz? rozwazania na kazdy dzien przelozyl Zbigniew Kasprzyk wydawnictwo wam 3 Spis treści Przedmowa.... 5 CZĘŚĆ PIERWSZA Otwórzcie drzwi wiary! 1. Drzwi wiary są otwarte...

Bardziej szczegółowo

WIERSZYK V1 WIERSZYK V2

WIERSZYK V1 WIERSZYK V2 WIERSZYK V1 W maleńkiej obrączce uczuć świat cały, miłość, obowiązek i wzniosłe ideały... Maleńka obrączka, a znaczy tak wiele na całe życie włożona w kościele... WIERSZYK V2 Ty i Ja spośród tysięcy mocno

Bardziej szczegółowo

Ewangelia wg św. Jana. Rozdział 1

Ewangelia wg św. Jana. Rozdział 1 Ewangelia wg św. Jana Rozdział 1 Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. 2 Ono było na początku u Boga. 3 Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.

Bardziej szczegółowo

3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem

3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem 3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem Trzeba wierzyć w to, co się robi i robić to z entuzjazmem. Modlić się to udać się na pielgrzymkę do wewnętrznego sanktuarium, aby tam uwielbiać Boga

Bardziej szczegółowo

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM KATARZYNA ŻYCIEBOSOWSKA POPICIU WYDAWNICTWO WAM Zamiast wstępu Za każdym razem, kiedy zaczynasz pić, czuję się oszukana i porzucona. Na początku Twoich ciągów alkoholowych jestem na Ciebie wściekła o to,

Bardziej szczegółowo

PRAWIE PROSTE PIOSENKI

PRAWIE PROSTE PIOSENKI BIG DAY Teksty do utworów z albumu: PRAWIE PROSTE PIOSENKI Wszelkie prawa zastrzeżone ZAIKS/BIEM 2005/2006/2007 www.bigday.pl Czasami mam do ciebie Nie lubię wstawać kiedy jeszcze śpisz Bo jesteś duszą

Bardziej szczegółowo

Akt oddania się Matce Bożej

Akt oddania się Matce Bożej 3 Akt oddania się Matce Bożej (kard. Stefana Wyszyńskiego) Matko Boża, Niepokalana Maryjo! Tobie poświęcam ciało i duszę moją, wszystkie modlitwy i prace, radości i cierpienia, wszystko, czym jestem i

Bardziej szczegółowo